AKANE GRANDSAND
Hybryda - Wiedźma || 19 lat (19.01) || 165cm wzrostu || Podróżna śpiewaczka
Szczupła, wysportowana budowa ciała. Granatowe włosy. Analityczny umysł. Pochodzi z Argaru. Mama bliźniaczek - Maliki i Raji. Zarabia na życie śpiewem, który czasem urozmaica aktorskimi scenkami. Połączenie piaskowych zdolności ojca i magicznych umiejętności klanu Latrala sprawiły, że dziewczyna włada psychoaktywnym pyłem, przy pomocy którego jest w stanie wejść w umysł innej istoty. Poza tym posiada swego rodzaju szósty zmysł, potrafi określić cudze intencje i miewa pewnego rodzaju przeczucia. Odczytywanie emocji bywa u niej na tyle silne, że poprzez uzewnętrznianie ich, czy to wokalnie, czy artystycznie, "zaraża" nimi odbiorców. Dodatkowo ostatnie życiowe wydarzenia sprawiły, że An rozwinęła swoje umiejętności o czary runiczne. Stosuje je w trzech wariantach: "sucha" runa, nakreślona tylko palcem jest krótkotrwała, runa nakreślona w widoczny sposób ma dłuższe działanie, a runy naznaczone krwią, wycięte w ciele, działają tak długo, aż nie zostaną przerwane.
Poza tym uczy się grać na pianinie i doszkala śpiewanie. Umie walczyć wręcz oraz bronią białą. Uwielbia noże. W jej fiołkowych tęczówkach dojrzeć można pyłek, ten porusza się w zależności od emocji dziewczyny.
____________________________________________________________________________________
Zapraszam do wątków!
- Moje nerwy są wystarczająco wzmocnione - podszedł do niej, patrząc na nią i absolutnie nie przejmując się jej zabawowym tonem. - Widzisz, mi nie chodzi o to, że bawisz się w najlepsze wyciągając to co najgorsze u mnie - znów na moment przestał mówić, by nabrać głębokiego oddechu. - Bo ja już to przepracowałem. Miałem wiele czasu na to w zaświatach. Owszem dalej boli... ale jest do przeżycia - zamachnął się na nią, by dać jej w twarz z otwartej dłoni. - Dalej przystaje przy swoim argumencie - stwierdził, pozwalając sobie na chłodny uśmiech, choć w oczach było widać że te wszystkie emocje i wspomnienia mimo wszystko bolą. - Kochasz? - prychnął śmiechem i zgiął się w pół. Śmiał się tak mocno, że niemal zapomniał o tych cholernych wspomnieniach. Odsunął się od niej chichocząc pod nosem. - Kochasz? Nie rozśmieszaj mnie, a to dobre - chichotał dalej. - Tak, tak, mów tak dalej - aż otarł łzy, siadając na kanapie i dalej śmiejąc się. Już właściwie nie wiedział co bardziej rozwaliło go na łopatki, bolesne wspomnienia czy to wyznanie. - A kto powiedział, An, że ja chcę z tobą walczyć? - spojrzał znów na nią. - Nie zamierzam bawić się z tobą w kotka i myszkę - machnął lekko ręką. - Jak będę chciał to po prostu odbiorę ci życie - wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuńGavin
Uśmiechnął się tylko na ten jej komentarz i wzruszył ramionami. A niech sobie tam myśli co chce. Przecież nikt, bogatemu tego nie zabroni. Miał na końcu języka, że ona również niewiele się zmieniła. Dalej cięty język, dalej głupawe zagrywki, dalej zarozumialstwo i pewność siebie, która mogła zgubić. Typowa Akane. A mimo to dalej coś tam do niej czuł, choć szczerze mówiąc teraz zaczynał aż tak mocno tego nie odczuwać. Wstał z miejsca i ruszył do pokoju dziewczynek. Wspomniała coś o walczącej matce. Cóż, zawsze można było zabrać ze sobą małe, a matkę zostawić pogrążoną w smutku. Stanął przy łóżeczkach dziewczynek i przeniósł wzrok z jednej na drugą i z powrotem. Dotknął dłonią ich piersi, ale niczego nie zrobił. Nie, aż takim zwyrodnialcem nie był. Niewinne życie musiało zostać nietknięte. Odsunął się od nich i nabrał głębokiego oddechu w płuca, wracając do salonu. Wygodnie ułożył się na kanapie i pozwolił sobie na sen. Dopiero teraz przypomniało mu się jakie to upierdliwe być człowiekiem. Zmęczenie robiło swoje.
OdpowiedzUsuńGavin xD
Bardzo się starał trzymać w ryzach, pamiętać o tym że to wszystko rozgrywa się tylko w jego w głowie, ale gdy po raz kolejny sługusy Peruna go przypalali, wyrywali paznokcie czy okładali... krzyczał, zdzierając sobie gardło. Uderzał przy tym głową o ścianę. Chciał stracić przytomność, nie widzieć tego wszystkiego, nie czuć się tak podle. Przy kontaktach z Febe starał się bardzo nie pokazywać po sobie w jakim jest stanie, ale miał wrażenie że kobieta już to wie. Bo kiedy kolejny raz się odezwała, on sam nie był w stanie jej odpowiedzieć. Milczał uparcie, nie chcąc żeby niepotrzebnie się martwiła. Nie straci zmysłów. Nie zwariuje.
OdpowiedzUsuńGave
Gdyby stał przy Febe to chyba by ją znokautował za ten ruch. Jak miał teraz w ogóle odpowiedzieć? Pociągnął nosem i zacisnął powieki mocniej, słysząc swoje dziewczynki. Ciężko mu było w ogóle wydobyć głos między jednym wspomnieniem a kolejnym. Spróbował odzyskać oddech, chociażby i na chwilę. Nabrał głębokiego wdechu w płuca i wypuścił go ze świstem. Ponowił to chwilę później.
OdpowiedzUsuń- Nic mi nie jest - szepnął. - Daję radę... kocham was - dodał jeszcze urywanie, błagając w myślach żeby to się skończyło. Gdyby mógł to w tej chwili zablokowałby Febe, od środka... będzie musiał o tym pogadać z ojcem jak już ten się pojawi. Takie kontakty... to był cios prosto w serce. Zrobiło mu się jeszcze gorzej, bo nie mógł przy nich być. Nie wiedział też, kiedy będzie mógł do nich wrócić. Zostawił je. Zacisnął mocno pięści. - Nic mi nie jest - powtórzył.
Gave
Jeśli Akane chciała żeby się popłakał to jej się to udało i to z nawiązką. Poczuł łzy spływające po policzkach zanim zdołał o tym pomyśleć. Zwłaszcza po wyznaniu miłosnym dziewczynek.
OdpowiedzUsuń- Super plany... macie - skomentował po dłuższej chwili milczenia i zamknął mocno oczy, nabierając kilka szybszych oddechów. - Niebieską poproszę... - dodał próbując skupić się tylko na połączeniu, ale zaraz machnął ręką z łańcuchem, żeby zagryźć na niej zęby i nie krzyknąć z czystej bezsilności. Szlag by to wszystko trafił. Jednak cieszył się, że w Polszańskich lochach Akane nie przylazła z głosem go powspierać... chyba by nie wytrzymał z żalu, że nie może z nimi być. - Postaram się pospieszyć - mruknął trochę cierpko, bo w tej chwili nie bardzo to od niego zależało. Słysząc o sprzątającym Gavinie, odetchnął nieco mocniej.
- To dobrze, niech sprząta... - mruknął jeszcze. - Ja posprzątam tutaj... jak mi się uda.
Gave
- Nie rycz - siląc się na zgryźliwy ton. - Chciałbym ci przypomnieć, że zerwaliśmy.... ty zerwałaś ze mną - szepnął, słysząc przecież w jej tonie, że niezbyt ciekawie się trzyma. Zamknął oczy. - Idź podrywać wszystko co się rusza... - żachnął się, po czym zacisnął mocno wargi i pokręcił głową. - To nie ode mnie zależy... - bąknął cicho. - Nie bardzo mam jak się ruszyć... - szepnął jeszcze, a słysząc słowa Febe i jej pytanie odetchnął głęboko. - Mhm... jak wyłączyć myślenie?
OdpowiedzUsuńGave xD
- Raczej ciężko o rwanie umarłych - odparował na to całe przyganianie. Zaśmiał się cicho. - Zawsze możesz rwać na dzieci - prychnął pod nosem. Zero wyobraźni normalnie. Dwie małe i urocze Fasole mogły rozczulić każdego, najbardziej nawet zatwardziałego osobnika. Skrzywił się konkretnie i rzucił kilka razy ciche "nie", zanim skupił się na słowach Febe.- Nie wiem co... - wymamrotał. - Próbuję z dobrymi wspomnieniami, ze złymi, z jeszcze gorszymi, z neutralnymi... - pokręcił głową. - Nic nie działa - poinformował Febe. - Nic nie działa. Nic... - szepnął. - Ale... Śnieżynka coraz częściej tu jest... może kiedyś zwędzi klucze...
OdpowiedzUsuńGave
Zastanowił się nad tym chwilę.
OdpowiedzUsuń- Nie... nie pociągają mnie umarłe - odchrząknął i sam aż się wzdrygnął. Znów się nieco poprawił w więzach i nabrał głębszego oddechu. Parsknął cichym śmiechem, kiedy Akane wspomniała o Raji. Aż chciało się powiedzieć "brawo mała", ale powstrzymał swój język. - Ona wie co najlepsze dla mamy - stwierdził jednak i zamknął oczy znów skupiając się tylko na głosie Febe.
- Nie jestem w tym dobry - przyznał cicho. - Nie planuję... - wymamrotał. - I trudno mi teraz myśleć o przyszłości - szepnął szczerze, może trochę depresyjnie ale szczerze. Już miał powiedzieć Akane, że Śnieżynka umie, ale problemem jest to, że nie wiadomo gdzie są klucze... ale nie zdołał, bo Gavin wszedł do "kręgu tajemnic".
- Jezu... porzygać się można od tej waszej słodkości - wywrócił oczyma, zerkając na Malikę i Raję. - Rosną, wiesz? Strasznie szybko - poinformował go, a Gave poczuł narastający ciężar w piersi. Oddech znów mu przyspieszył. - A ta twoja była dalej cię kochasz, wiesz? Tak twierdzi - zaśmiał się chłodno, dźgając Akane w bok, a jednocześnie obejmując ręką i kopiąc do tego. Któryś z gestów na pewno się przez nią przedrze (xD).
- Gavin... - Gave wydusił przez zęby. - Proszę... zostaw je... zostaw je...
Gave
Gavin niewiele sobie zrobił z ostrzegawczego spojrzenia Febe. Usiadł sobie wygodnie obok Akane i spiorunował Raję wzrokiem.
OdpowiedzUsuń- Sio Raja, sio - machnął rzucił kopiując dziecko, po czym popatrzył po meduzie. - Słyszałem - skomentował. - I mogę go zapewnić, że dzieciom nic się nie stanie - dodał spokojnie, po czym zerknął na Akane. - Och właśnie... widziałem tę twoją kochankę - pstryknął palcami. - Straszna poczwara z niej - pokiwał głową, po czym zerknął na Akane. - Chcesz żeby była martwa? - zapytał jej. Gave słuchając to wszystko stawał się znacznie bardziej niespokojny. Wiedział, że Akane sobie z nim poradzi. Febe też, ale niepokój który rósł w sercu przyprawiał go o dreszcze i to wielkie. Aż przez moment nie mógł oddychać, ale w końcu odzyskał oddech i głos.
- Goń się - wymamrotał, decydując się olewać jego słowa. - Febe... może... może już się ze mną nie łączcie - poprosił cicho. - Ja... boję się, że...
- O rany, słyszałaś - Gavin roześmiał się serdecznie. - Wielki Gave się boi - rzucił śmiejąc się lekko.
- ...mi serce pęknie - dokończył chłopak. - Nie chcę... żebyście to musiały znosić...
Gave
Gavin uśmiechnął się słodko do Akane i poczochrał ją po włosach, korzystając z okazji, że się nie specjalnie rusza.
OdpowiedzUsuń- Jak sobie życzysz, kochanie. Z przyjemnością się jej pozbędę - rzucił wesołym tonem, po czym sam również zwrócił uwagę na słowa brata. Westchnął ciężko. - Wygodnie ci tam? - zapytał. - Jeśli chcesz, mogę ci zapewnić rozrywki... - dodał uznając, że podkręcenie będzie dobre. - ...Akane wspominała... - spojrzał na dziewczynę. - ...że brak ci tam tortur - spojrzał jeszcze po Meduzie. - Ja swoje tu otrzymałem... twoja była postanowiła pobawić się moimi emocjami, a twoja... prawie matka szprycowała mnie jakimiś specyfikami - wywrócił oczyma. - ...co sprawia że chętnie ci się odwdzięczę - wstał ze swojego miejsca. Gave za to bardzo starał skupiać się tylko na dziewczynach, ale kiedy usłyszał tę groźbę, po prostu się posypał. Kompletnie.
- Nie, nie, nie... - wręcz go błagał. Niczego nie widział przez lawinę łez. Krzyknął kilkakrotnie, dociskając ręce do swoich skroni. Nieprzyjemne dreszcze zaczęły przechodzić przez jego ciało. Nie, nie mógł tego po raz kolejny przeżywać. Pociągnął za łańcuchy próbując znów, bezskutecznie z nich się wyrwać, aby ostatecznie wreszcie odpowiedzieć Akane i Febe. - Nie chcę żeby dziewczynki... mnie takiego... słyszały - wydusił z siebie. - Przepraszam An, nie chcę... żebyś ty...to musiała przeżywać... - dodał zaraz.
Gave
Gavin sam opuścił krąg chwilę po Akane i małych, po czym uśmiechnął się do niej słodko.
OdpowiedzUsuń- Charakterne córeczki masz. Po rodzicach - stwierdził, ruszając do wyjścia. Wcześniej jednak ukłonił się maluszkom. - Trzeba waszym rodzicom zapewnić trochę adrenaliny. Bez tego... mieliby zbyt lekko i łatwo w życiu - rzucił z delikatnym uśmiechem na twarzy, by ruszyć do wyjścia z domu. Posłał jeszcze buziaki w stronę małych i zamknął za sobą drzwi, przygotowując się w razie czego na atak dziewczynek. Za drzwiami mógł się spokojnie obronić.
Gave pokiwał głową starając się oddychać spokojnie, ale nie do końca potrafił to zrobić.
- Ale chcę być sam, Febe... - wydusił z siebie po chwili walki z oddechem. - Nie chcę was martwić... nie chcę żebyście czuły bezsilność... bo moja głupia głowa tak bardzo... się boi - zgrzytnął zębami. - Nie wiedziałem... że aż tak... nie wiedziałem...
Gave i Gavin
Ale Gavin już nie przejmował się tymi dwoma duchami dziewczynek. Puszczał do nich oczko, gdy tylko je dostrzegał, a potem przestał w ogóle zwracać na nie uwagę, a zaczął odsyłać duchy z powrotem. Spojrzał na duchy dziewczynek.
OdpowiedzUsuń- Was też odesłać? - zapytał z niewinnym uśmiechem na twarzy, po czym po prostu zamachnął się na nie, wracając do pozostałych paskud. Zaczął nawet nucić pod nosem tylko sobie znaną melodię, ale że fałszował to szybko przestał. Lepiej było recytować z pamięci.
Raja pokręciła głową i spojrzała po mamie.
- Tata, tuli, jusz - zarządziła wtulając się mocno w mamę. - Jusz, jusz jusz - powtórzyła kilka razy. - Jusz!
Gave pokręcił lekko głową. Nie do końca wiedział jak wyjaśnić to co sam czuł. Jemu głosy nie pomagały. Wprowadzały tylko żal do serca. Żal i ból tak wielki, że nie potrafił sobie z tym poradzić. Umilkł kiedy Febe powiedziała, że uszanuje jego własną decyzję. Miał patrzeć na siebie, tak? Zacisnął mocno wargi.
- Nie chcę - powiedział cicho. - Nie chcę, żebyś była - zagryzł mocno wargi. - Przepraszam - dodał szybko, bo wiedział że ją tym zrani. Ale nie chciał... nie chciał słyszeć, a nie móc zobaczyć. Nie chciał słyszeć i nie móc przytulić. Nie chciał mieć nadziei, która za każdym razem gdy połączenie zostało zrywane, znikała.
Gave
Argar był dla niego nowy, ale i on był w Argarze nowy. Nie specjalnie liczył się wśród postawionych tu graczy, a zdążył się już zorientować mniej więcej kto gdzie stoi i jakie ma koneksje. Okazało się, że barman, który ugościł go podczas koncertu był tu szefem, a Damon... mimo że Darcy spłaciła jego dług, sam przecież obiecał zrobić to samo. Obiecał spłacić swoje jedzenie i wodę, toteż podjął się pracy w gospodzie zaraz po koncercie i tak został do dnia dzisiejszego. Dług co prawda zdołał już spłacić z nawiązką, ale źródło dochodów warto było posiadać, a jednocześnie gospoda zdawała się świetnym miejscem do zbierania informacji czy plotek, a on uwielbiał być dobrze poinformowany. Może właśnie dlatego mimo iż Darcy miała niezwykle długi język to lubił z nią przebywać? Uśmiechnął się delikatnie do swoich myśli. Obsługiwanie nowych klientów bardzo mu się podobało. Miejsca Słowika co prawda nie zastępował, ale czasem coś tam pobrzdąkał. Tego dnia brzdąkał zwykłą balladkę "Knocking on heaven's doors" dla paru dziewczyn, które przysiadły się obok niego na scenie. Dobry napiwek nie był zły. To wówczas dostrzegł Słowika wchodzącego do gospody. O proszę. Jednak postanowiła wreszcie się pojawić.
OdpowiedzUsuńDamon
Chłopak posłał w jej stronę delikatny uśmiech i spokojnie dokończył utwór, by odsunąć się od pianina i zejść ze sceny, obiecując bis chwilę później. Podszedł do niej swobodnym krokiem i wyciągnął do niej dłoń.
OdpowiedzUsuń- Jestem Damon - przedstawił się jej dość przyjaźnie. - Ostatnio chyba trochę przesadziłem - przyznał szczerze, wspominając wydarzenia z koncertu. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Byłem szczęśliwy, że wreszcie udało mi się dotrzeć do Argaru i... - skrzywił się. - Jeśli mi pozwolisz to chciałbym zacząć od nowa - rzucił z łagodnym uśmiechem. - Masz może chwilę? Usiądziemy i porozmawiamy? - zaproponował.
Damon
Zerknął na urocze spojrzenia zawiedzionych dziewczyn i uśmiechnął się do nich promiennie, zanim wrócił spojrzeniem do Akane.
OdpowiedzUsuń- Nic a nic - poinformował ją i zanim poszedł za nią do stolika to wziął sobie lemoniadę i wraz z własnym bezalkoholowym napojem usiadł naprzeciw niej. Skrzywił się lekko na to pytanie i odetchnął głęboko. - Brat Darcy postanowił sobie ze mnie zakpić, a ja mam straszliwie okropną orientację w terenie... od domu Darcy do gospody musiałem przejść 10 razy zanim mniej więcej zapamiętałem drogę i przestałem się gubić - wyznał. - Szedłem 3 miesiące - westchnął ciężko i upił trochę lemoniady. - Muszę coś z tym w końcu zrobić, ale szczerze? Nawet nie wiem jak się za to zabrać - wyciągnął z kieszeni szkicowaną mapę Argaru. - Zacząłem tworzyć mapę, ale dalej niesamowicie ciężko ogarnąć gdzie człowiek jest - mruknął patrząc jej prosto w oczy. - Więc, kiedy udało mi się dotrzeć... to niezwykle mnie to ucieszyło - przyznał ze śmiechem na ustach. - Aż za bardzo - dodał zaraz. - A ty gdzie zniknęłaś po koncercie? Wiesz tu w gospodzie brakowało cię stałym klientom.
Damon
- Coś tam zobaczyłem - pokiwał lekko głową. Coś tam zobaczył i poznał parę ciekawych osób, ale z drugiej strony został okradziony, nikt nie chciał go przyjąć do żadnej pracy, więc nie było z czego żyć. Dobrze, że chociaż polować umiał to z głodu nie umarł, choć i z polowaniem nie szło specjalnie dobrze, gdy nie miało się żadnej broni. Westchnął ciężko do swych myśli.
OdpowiedzUsuń- Próbowałem tego - przyznał szczerze. - Wiesz, nawet oznaczam otoczenie czasem, ale... Mathyr jest pod tym względem trudne. Drzewa często wyglądają tak samo, a jedna leśna ścieżka do drugiej jest niesamowicie podobna - mruknął tylko zastanawiając się nad swoim nieszczęsnym położeniem. Coś czuł, że aż tak łatwo mu z tym nie pójdzie. Jego życie zwykle było pod górkę, więc i teraz nie miał powodu aby myśleć, że cokolwiek się zmieni w tej materii. - Jasne - nie wnikał w te jej sprawy. To było jej prywatne życie i nie zamierzał za bardzo się wtrącać, jeśli nie będzie chciała sama o tym porozmawiać. - Tak, zastępowałem, ale zaraz dumnie? A gdzie tam - machnął lekko ręką. - Ja tam po prostu lubię czasem pośpiewać - skomentował z szerokim uśmiechem na twarzy. - Życie byłoby nudne, gdybyśmy ciągle smęcili - puścił do niej oczko i skinął głową. - Tak, smętny repertuar na okrągło to faktycznie kaplica, ale... od czasu do czasu się przyda - pstryknął palcem w swoją szklankę i upił porządny łyk lemoniady.
Damon
- Jasne, że szło się zgubić - potwierdził. - Ale u nas z pomocą szły nazwy ulic i punkty mocno się wyróżniające... no wiesz na przykład szalone budynki, restauracje i takie tam - wzruszył ramionami. - Zazdroszczę wam tego, że nie macie problemu z orientacją... - westchnął ciężko i upił trochę swojej lemoniady. - Ale powoli łapię dryg... uzupełniam swoją mapę i jakoś to idzie - skomentował, po czym wyszczerzył się do niej po komentarzu o fankach. - Wiesz, ktoś musi zawładnąć żeńską połową twej publiczności - puścił do niej oczko i przytaknął ponownie, by skrzywić się gdy wspomniała o wojnie. - Myślę, że warto mieć widmo wojny z tyłu głowy, nastawiać się szykować, ale nie można dać się zwariować - pokręcił lekko głową. - Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, a rezygnowanie z normalnego życia to chyba najgłupsze co można zrobić - wzruszył ramionami. - No wiesz, chodzi mi o takie ekstremum... nagle pakujesz się i uciekasz gdzie pieprz rośnie, albo zostawiasz to co lubiłeś do tej pory robić i stawiasz tylko na trening, zbrojenie się - mruknął. - To palenie swojego dawnego życia... a to też nie takie dobre. Jak ze wszystkim... trzeba odnaleźć swój umiar.
OdpowiedzUsuńDamon
- Z moich osobistych, choć krótkich obserwacji i rozmów z potencjalnymi słuchaczami i twoimi fanami, wynika że... żeńska część publiczności docenia twój głos, ale zazdrości ci wyglądu i jest zazdrosna o swoich chłopów, toteż fanek za dużo nie masz - rzucił wesoło i dopił swoją lemoniadę, po czym wzruszył ramionami. - Ale hej... możesz jeszcze nad tym popracować - pokiwał głową. - Zbrzydnąć raczej nie zbrzydniesz, ale... - zastanowił się chwilę. - ...możesz na przykład jakoś inaczej oddziaływać na mężczyzn - rzucił tonem znawcy, po czym roześmiał się serdecznie i pokręcił lekko głową, by zaraz zmarszczyć lekko brwi. - Ale tak teraz? Tu czy tam? - wskazał dłonią scenę, zastanawiając się nad jej propozycją. - Zgoda. Przyjmuję wyzwanie - potwierdził.
OdpowiedzUsuńDamon
Oczywiście, że mogła mieć rację z tymi przypadkami, które myślą sobie za dużo.
OdpowiedzUsuń- Ja tylko proponuję - skomentował unosząc lekko dłonie w górę i uśmiechając się do niej łagodnie. - Zostań przy swoich występach jeśli chcesz, bo są kapitalne - dodał jeszcze, bo przecież miał okazję jeden z nich oglądać. Może nie w całości, ale jednak. No dobra, w ten sposób nawet brzmiało to lepiej. Kiedy jednak usłyszał pierwsze słowo, parsknął cichym śmiechem.
- To będzie ciekawie... - stwierdził. - I'm sitting here in a boring room. It's just another rainy Sunday afternoon. I'm wasting my time, I've got nothing to do... - spojrzał po niej robiąc przy tym żałosną minkę. - I'm hanging around I'm waiting for you... but nothing never happens and I wonder... I wonder how, I wonder why... Yesterday you told me about a blue, blue sky... And all that I can see... is just another yellow lemon tree... - dokończył śpiewając jeszcze drugą zwrotkę i powtarzając refren. - Okay, szynka dla ciebie.
Damon
Roześmiał się serdecznie, kiedy dziewczyna zaczęła swój wykon. Nie spodziewał się po niej żadnej innej piosenki o "szynce". Kiedy pokazała na niego dłonią, sam wstał i zrobił kilka ruchów tańca hula, by wrócić na swoje miejsce i klaskać jej lekko do reszty piosenki, a gdy skończyła zawiwatował jej i zagwizdał kilka razy. Płomienie... to dobre słowo, ale pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy znów była angielska, dlatego chwilę milczał szukając czegoś innego, by wreszcie pstryknąć palcami.
OdpowiedzUsuń- To chodzi o to, by od siebie nie upaść za daleko - przewrócił się kontrolowanie wraz ze swoim krzesłem. - Jak te dwa łyse kamienie nad rzeką - dodał siadając na swych kolanach i przybliżając się do niej przy tym. - Chodzi o to by pierwsze - wskazał na nią. - ...chciało słuchać co by to drugie powiedzieć chce do ucha... - wstał by nachylić się do jej ucha. - Czasem się ich boję, chodzą słowa nie do powiedzenia... nie do powiedzenia... - zaśpiewał jej do ucha, odsuwając się od niej z ostatnim słowem i przechodząc przy stole do swojego miejsca. - Dzień dobry, kocham cię - puścił do niej oczko, udając że nakłada sobie na talerz chleb. - Już posmarowałem tobą chleb - pokazał jej język. - Dzień dobry, kocham cię - pokiwał do niej. - Nie chcę cię z oczu stracić, więc... jeszcze więcej... dzień dobry kocham cię - złożył palce w gest serduszka. - Podzielimy dziś ten ogień na dwooje. Dzień dobry, kocham cię, to zapyziałe miasto niech o tym wie - wskoczył na ich stolik i ukłonił się przed nią, po czym wyszczerzył. - Okay, hm kredka dla ciebie - puścił do niej oko.
Damon
Nie chodziło o to, że bała się śmierci. Prawdę mówiąc była na nią gotowa od dawna. Niby znalazła swój sens życia i kochała wszystko co robi, mimo wszystko zawsze będzie na swój sposób odszczepieńcem. Byłaby zadowolona, gdyby umarła w walce, zwłaszcza stawiając czoła komuś, kto uważa się za samą Śmierć. Tak, wyzywanie bogów do walki zdecydowanie do niej pasowało. Gdyby Ci jeszcze istnieli. Ale teraz nie mogła sobie na to pozwolić. Miała małe dzieci na głowie, nie mogła ich zostawić samych na pastwę tego świra, przynajmniej dopóki Gave nie wróci. Nie miała komu ich powierzyć na wypadek własnego zniknięcia. W końcu znowu była sama. Siedziała na dachu domu Darcy, kiedy jej nie było. Zeskoczyła z niego, kiedy zobaczyła Akane. Miała na sobie maskę i swoje typowe szaty.
OdpowiedzUsuń— Darcy nie ma aktualnie, zaraz powinna wrócić — poinformowała ją. Schowała sai do swojej kabury. Trzymała sai na wszelki wypadek. Gdyby jednak Gavin miał zamiar się tutaj pojawić. Przezorny właśnie ubezpieczony. — Możesz poczekać, ale nie wejdziemy do środka aktualnie — wyjaśniła wskazując na zamek. — Zrobiła taki dziwny magiczny zamek, chciała mi dać krew, ale uznałam, że gdyby… Gavin jednak mnie zabił, lepiej, żeby nie wjął klucza z martwego ciała, kiedy dziewczynki śpią — wyjaśniła bez większych emocji. To i tak było najlepsze rozwiązanie. Nie musiała tam wchodzić przecież, a Maryl, Rokara i Risha mogły siedzieć bezpiecznie.
Onyx
Prychnęła lekko na jej stwierdzenie.
OdpowiedzUsuń— Można tak powiedzieć. Miałam urocze spotkanie z jego kosą — wyjaśniła. Nie byłaby dumna z tego, że po prostu wycofała się z walki, gdyby nie fakt, że miała teraz kogo pilnować. Nieważne jak bardzo inni mogli ufać Darcy, ona nie mogła tak po prostu zostawić teraz tych małych. Poza tym, skoro po śmierci mają się spotkać, wtedy z pewnością da mu popalić za grożenie tym małym, niewinnym damom.
— Mówiłam jej, ale nie rozumiem jej reakcji, może Tobie uwierzy, nie wiem czy mi uwierzyła — wyjaśniła, siadając na podłodze ganku. Obserwowała jak Akane patrzy na zamek. Dla niej samej zdawał się dziwny, ale nie wnikała, wolała żeby małe były bezpieczne.
— U mnie w porządku, wolę mieć na oku czy czegoś nie knuje i pilnować małych przed wymykaniem się. Same go zaatakowały, jak dodały dwa do dwóch. Nie ufam, że ich nie ruszy — powiedziała, marszcząc delikatnie brwi. Kłamcy może i nie mieli specyficznego zapachu, ale gdyby miała taki przypisać, to byłby jego zapach. — Są w środku, bezpieczne z matką. A ja... Wolę żeby gonił mnie, niż groził mi ich bezpieczeństwem — dodała jeszcze. Zaśmiała się cicho i krótko.
— Nigdy tak o tym nie myślałam — odchyliła się, opierając dłonie o deski, aby spojrzeć na An. — Nie musisz mnie lubić żeby życzyć mi życia. A co to za propozycja? — zapytała.
Onyx
Argar nie był tak wspaniały jak na początku mu się wydawało. Nie było w nim nic specjalnie ciekawego. Gospoda oferowała co prawda dobre jedzenie, ale na scenie albo była cisza albo wchodził jakiś głupek, przez którego jakoś dziwnie słabo mu się robiło. Z braku laku więc odsyłał duchy, sukcesywnie. Nawet doszedł do tego, by wysłać wezwanie do całego Mathyr, aby duchy przyszły do Argaru. Po co miał się męczyć. Chcą przejść na swoją stronę to niech same się do niego pofatygują.
OdpowiedzUsuńTego dnia pracował dość długo, wieczorem wracając do domu Gava i Akane. Ależ gniazdko miłosne sobie utkali. To trzeba było przyznać. Zazdrościł im tego miejsca i tego ciepła jakie ten dom posiadał. Zsunął buty i nie specjalnie odzywając się do Akane ruszył do kuchni, by zaparzyć sobie herbatę. Kiedy zaczynał nalewać ją do kubka, poczuł ukłucie bólu. Wrzasnął, a kubek spadł na podłogę i potoczył się po niej parząc mu stopy. Łzy stanęły mu w oczach. Obrócił się szybko i podszedł do Akane.
- Doszczętnie cię porąbało?! Co zrobiłaś?! Po co?! Nawet cię nie ruszam! - wrzasnął na nią, pokazując krwawiące palce nieszczęsnej, niemal niepełnosprawnej dłoni.
Gavin
Gavin zmarszczył brwi absolutnie jej teraz nie wierząc. Jak nie ona? Jak nie ona? Pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Jesteś okropna - fuknął na nią nieco ciszej i poszedł za nią, żeby mogła go opatrzeć. No bo jak nie ona, to kto? Przecież nikogo tu nie było. On sam nie łączył kropek. WIerzył, że Akane po prostu się na nim odpłaca za wszystko i za nic. Zacisnął mocno wargi, piszcząc cicho przy opatrywaniu, a kiedy zakończyła, odsunął się od niej. Może faktycznie nie ona. Przecież by nie opatrywała, gdyby wcześniej zaczęła ten cały dowcip. Sięgnął po szmatkę i zaczął sprzątać swój bałagan.
- Jak nie ty to kto? - spojrzał jeszcze po niej.
Gavin
- Nawet jak na ciebie to słabe wyjaśnienie - skomentował krótko Gavin, zmywając podłogę i ponownie nastawiając wodę na herbatę. - Napijesz się też? - zapytał jej, bo skoro już pomogła mu z ręką to chociaż tyle mógł zrobić. Odruchowo postawił oba kubki obok siebie i wsypał do nich jednej z herbat, których tu zasmakował. Te były akurat niezwykle smaczne w tym świecie.
OdpowiedzUsuń- Sama podpadłaś jeszcze większej ilości - stwierdził w końcu, bo taka była prawda. Akane miała w tej chwili większą ilość "wrogów" niż on sam.
Gavin
- Gdybym zrobił to inaczej to by mnie tu nie było - popatrzył po niej tylko i westchnął ciężko. - Nie oddałby mi tego ciała. W cuda wierzysz? - wywrócił oczyma, zaparzając herbaty i podając jej jeden kubek, a drugi biorąc dla siebie. Upił trochę jej i wzruszył ramionami. - Poza tym, nie tak dawno nikt go nie lubił - zauważył. - W gruncie rzeczy to wam przysługę zrobiłem - dodał jeszcze i odetchnął głęboko. - Wiem stąd, że chociażby się rozstaliście. Nie dałaś rady z nim wytrzymać - skomentował.
OdpowiedzUsuńGavin xD
- Nie mam pojęcia i nie chcę mieć tego pojęcia - rzucił z uśmiechem. - Dla mnie ważne jest to, że... - szczęśliwie tym razem odstawił kubek na blat, zanim nie poczuł cholernego bólu. Tym razem na brzuchu. Aż opadł na kolana krzycząc krótko i zaraz zwijając się w kłębek i płacząc przy tym. - Co jest?! Nie powiesz mi, że to jednak nie byłaś ty... co wy w tej herbacie macie?!
OdpowiedzUsuńGavin xD
Gavinowi udało się powstrzymać kolejny pisk, kiedy tak bezczelnie przesunęła po ranie palcami. Zagryzł mocno wargi, kiedy to robiła. Oddychał płytko. Coś zaczynało go dusić, czuł się jak po długiej walce, a żadnej takiej nie miał. Zacisnął mocno pięści, ale zaraz chwycił jej dłoń. Wstał przy jej pomocy i tym razem przyciągnął ją do siebie, żeby objąć ramionami.
OdpowiedzUsuń- Boję się - powiedział cicho. - Mimo wszystko... nie chcę tracić jego życia. Nie po to tu przyszedłem - bąknął oddychając nieco szybciej. Obejmował ją mocno, wciskając głowę w jej piersi (xD). Urosły. Oj i to jak... a kiedyś była taka płaska.
Gavin
Wrzasnął i pokręcił głową dalej się w nią wtulając. Jeszcze chwilę to przedłużył, zanim puścił jej dłoń i puścił ją całą, pozwalając jej działać.
OdpowiedzUsuń- Bo się nudziłem - odparł krótko. - Byłem samotny, chciałem choć przez chwilę przestać tak się czuć - wzruszył ramionami. - Zawsze byłem egoistą, to się nie zmieniło - stwierdził krótko, po czym zamknął oczy nie chcąc obserwować tego co robiła z jego brzuchem... z jego umięśnionym brzuchem. Dalej nie kumał jak jego brat to osiągnął. Westchnął ciężko. - Nie zrozumiesz, Żabciu.
Gavin
- Tak jak mówiłaś, nie znam go - odparł krótko. - Nie znam Gava... jedyne co znam to ta wersja, którą znałaś jak jeszcze żyłem - prychnął. - A to nie była fajna wersja - burknął. Zawsze namawiająca go do złego. Chciał się bawić i robił to, a jemu samemu zaczynało się to podobać. Zacisnął mocno wargi, kiedy dziewczyna zaczęła przyglądać się ranie. Sam zerknął w dół i zrobiło mu się trochę niedobrze. Oczy zaszły mu wówczas mgłą. - Uspokój się szkieleciku kochany, bo zaraz zostaniesz spętany - padły słowa z jego ust, a oczy na powrót stały się przejrzyste. - No nie wiem. Jak na moje to całkiem egoistyczna byłaś zostawiając swe córki bez pożegnania - skomentował jej słowa o braku egoizmu. - Co z tego, że przychodziłaś? To też było egoistyczne. Chciałaś przychodzić i sobie robić dobrze, a one nie miałyby z tego absolutnie nic, zero, null - spojrzał jej prosto w oczy. - Ech dobrze, że mój brat jednak ma na ciebie jakiś wpływ...
OdpowiedzUsuńGavin xD
- Tego nie wiesz - odparł krótko. No nie mogła wiedzieć czy by jej odbiło. Nigdy nie siedziała w głowie swojej bliźniaczki. Ba! Ona nawet nie miała bliźniaczki. Pokręcił lekko głową i uśmiechnął się delikatnie, gdy przyznała mu rację w tej jednej kwestii, po czym skrzywił się na te klepanie, ale nic poza tym nie zrobił. Sięgnął sobie po herbatkę i upił porządny łyk. - To co masz teraz w planach? Ty, a nie wojna czy inne sprawy - wyjaśnił swoje pytanie.
OdpowiedzUsuńGavin
- Właściwie to czemu z nimi siedzisz ciągle w domu? - zapytał. - Są chronione - zauważył. - Jest twoja runa, jest też coś od tej tam gaduły... - dodał spokojnie. - Przecież spokojnie możesz z nimi wyjść choćby na mały spacer - zauważył jeszcze. - Duchów też już jest dużo mniej. Odsyłam je - skomentował tylko i pokiwał głową na resztę jej planów. - Tylko za bardzo w nie nie wniknij - dodał po chwili milczenia. - Mogą być niebezpieczne. Niewłaściwie użyte... skutki są tragiczne - dla potwierdzenia pokazał jej rękę swojego brata. - Nie wiem jak on ją doprowadzi do porządku - skomentował jeszcze. - Tragedia, boli jak cholera...
OdpowiedzUsuńGavin
Kutasem? Nie miała pojęcia co to znaczy. Nie miała pojęcia co ich łączyła, ale nie zamierzała w to wnikać. Nawet gdyby chciała, nie spodziewała się od Akane odpowiedzi w tej sprawie, przecież jej nie ufała, pewnie całkiem słusznie. Pokręciła głową. Teraz miała inne priorytety.
OdpowiedzUsuń— Jest miła, dużo gada, ale tak, nie znamy się. Chociaż jest bardzo miła dla dziewczynek — zgodziła się z nią. Darcy faktycznie była całkiem przyjemna, ale ani jedna ani druga nie skupiały się w tym momencie na budowaniu swoich relacji. Patrzyła po prostu na An i próbowała poprowadzić w miarę normalną rozmowę. Na ile cokolwiek argarskiego potrafiło być normalne. Zaśmiała się cicho, zadowolona i spojrzała nieco czulej, gdy wspomniała o bojowych agentkach.
— Nie dają sobą pomiatać. U Rishy, matki też wszystko dobrze. Umówiła się nawet z Febe, ale nie pójdzie bez dziewczynek i obstawy, przeraża ją ta cała sytuacja, nie chce znowu stracić córek — wyjaśniła. Wróciła do wyprostowanej postawy. O ile przy Akane mogła czuć, że wszyscy są bezpieczni, tak dalej bała się, że spuści na chwilę gardę, a potem rozpęta się jakieś piekło. Nie umiała zaufać Gavinowi. — Z pewnością chętnie odwiedzą Fasolki, Maryl wydziergała im laleczki, a Rokara wystrugała parę… mieczyków — pochwaliła je. Sama wstała, gdy usłyszała, że granatowłosa zmienia pozycję. Wysłuchała jej i zastanowiła się przez chwilę.
— Nie boję się o swoje życie — odparła w końcu. — Nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczna, że się troszczysz, ale wolałabym, żebyś dała takie runy tamtej trójce. Jeśli ma to je ochronić, ja będę spokojniejsza, a jeśli mnie zaatakuje, cóż — wzruszyła ramionami. — To by dopiero była legenda, o Onyx, która bez lęku stanęła Śmierci w oczy, czy tam jego synowi — odpowiedziała na jej propozycję.
Onyx
Nie zamierzał jej namawiać do dalszych podróży, dlatego skinął tylko głową dając jej do zrozumienia, że rozumie co do niego mówi. Kiedy wspomniała o runach uśmiechnął się krzywo.
OdpowiedzUsuń- No nie wiem - wskazał dłonią jej rękę. - Widziałem jak ją wykroiłaś. To też było destruktywne - zauważył tylko. - Ale może znalazłaś już inne sposoby - dodał zaraz i uniósł dłonie w górę w geście poddania się. - Mhm zaradny, uparty, bez żadnych obaw... - powtórzył po niej. - Zupełne przeciwieństwo mnie - dodał kręcąc lekko głową i dopijając swą herbatę. - A do tego wredny playboy - dodał po chwili. - Ale przy tym czuły, opiekuńczy, który dla swych bliskich zrobi wszystko - wzruszył ramionami. - Ale język to mógłby czasami powstrzymać.
Gavin
On sam również wstał chcąc umyć kubek, ale nie udało mu się to. Jego kosa zmaterializowała się przy nim i zanim zdołał ją złapać zamigotała i znikła, a wtedy poczuł elektryzujący ból. Cholera.
OdpowiedzUsuń- Akane... - zdołał powiedzieć i wrzasnął, wrzasnął tak jakby go ktoś obdzierał ze skóry. Ręka, ta zdrowa pulsowała bólem niewyobrażalnym. Ten promieniował od niej i przechodził dalej. Zrobiło mu się ciemno przed oczyma i runął jak długi, telepiąc się przy tym jak przy padaczce. Szczękał zębami, ból przechodził przez niego falami. Nabierał płytkie oddechy, ale nie mógł nic powiedzieć. Jasna cholera! Co się z nim działo?! Dlaczego to coś atakowało ciało?!
Gavin
Gavin starał się nie krzyczeć. Mimo wszystko bardzo starał się tego nie robić, ale wszystko go bolało. Wszystko w nim krzyczało. Docisnął rękę do piersi, podwijając rękaw i patrząc na znak, który się na niej zaczął pojawiać. Zakrwawiony i świecący fioletowym blaskiem. Cholera... musiało się coś dziać w zaświatach. Czyżby ojca zgładzili? O nie, nie, nie... to nie wyglądało dobrze.
OdpowiedzUsuń- Musisz... musisz schować dziewczynki - rzucił szybko. - Oni tu przyjdą, zgładzą je... schowaj je... - spojrzał po Akane. - Musisz je ochronić...
Gavin xD
— Nie mam zamiaru się spieszyć. I tak nie ma na to czasu, a ja nie będę przy aktualnych wydarzeniach ruszać czegoś, co jest stabilne. Aż taka nieodpowiedzialna nie jestem. Na razie trzeba się skupić na aktualnych problemach i rozwiązaniu ich, zanim przyjdą nowe, bo nikt się w nich nie połapie — zgodziła się z Akane. Nie miała zamiaru wrzucać jej więcej na głowę. Nie odczytywała może intencji tak jak jej kuzynka, ale potrafiła odczytywać sytuacje, a teraz nie było czasu i miejsca na jej własne rozterki.
OdpowiedzUsuń— Tak, Gavovi też warto wspomnieć, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego brak szacunku do moich drzwi — zaśmiała się lekko. — Ale przy Fasolkach też nie chciałabym po prostu ryzykować. Nie spałabym spokojnie, gdybym Ci nie powiedziała po prostu. Różne istoty, magie różnie reagują, wolałabym nie patrzeć na krzywdę niepotrzebnie żadną — wyjaśniła. — Oczywiście, ja tylko przekazuje informacje i mogę się mylić. Ty jesteś mamą, Gave tatą, każda decyzja jest wasza, ale ciotka od czasu do czasu może też wrzucić swoje trzy grosze — dodała z uśmiechem, aby po swojej stronie zakończyć już ten temat.
— Tak, a niestety, obie jesteśmy takie śliczne, że niektórzy się powstrzymać nie mogą. Chu… znaczy hulaj dusza myślą, a my byśmy chciały tylko po ludzku, grzecznie kogoś poznać — powstrzymała się przed przeklinaniem. W końcu obok znajdowały się małe dziewczynki. Nie na miejscu byłoby je teraz przecież gorszyć.
— Diego? Oczywiście, że tak. Jest najlepszy. Ale myślałam, że Damon zdążył już nauczyć się, że braciszek bardzo lubi broić. Oczywiście szkoda mi go, to przykre, że tak długo szedł, ale tak na mnie wyskoczył z krzykiem, że jak zobaczyłam list, to nie mogłam powstrzymać śmiechu. Diego był bardzo skrupulatny w swoim dowcipie, ale nie zrobiłby czegoś, co faktycznie mogłoby zrobić mu krzywdę, wiesz zakładam, że myślał wtedy “ale to go życia nauczy, syn życia, niech złapie trochę doświadczenia” — wyjaśniła swoją własną perspektywę tej całej sytuacji. Nie umiała gniewać się na Diego, może to przez to, że był jej bliźniakiem, ale zawsze stawała po jego stronie. Nie umiała się tego oduczyć, w zasadzie chyba nawet nie chciała tego robić.
Zaśmiała się na komentarz dziewczynki. Zasłoniła sobie jedno oko dłonią i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.
— Wujek Ryu ma lepszy wzrok, ja teraz prawie nic nie widzę. Jakbym oczko straciła, to by mi było smutno, bo bym na was patrzeć dokładnie długo nie mogła, zanim się nauczę — sama dodała swoje trzy grosze, po czym odsłoniła oko.
— Przy ich talencie, to za rok oboje będziecie musieli być krystalicznie czyści, bo sobie kary nawet nie dadzą dać — szepnęła do Akane cicho konspiracyjnym tonem. — Czepialskie jak tatuś — dodała już nieco głośniej, zadowolnym tonem. W końcu sama nie uważała tego za coś złego.
Darcy
— Racja — przytaknęła jej spokojnie. Sama zdążyła już zauważyć, że nie musiała przy niej martwić się o dziewczynki. Z pewnością napawało ją to spokojem. Nie musiała się przynajmniej martwić o zbyt wiele rzeczy. Zaśmiała się lekko na jej komentarz.
OdpowiedzUsuń— Rokara pewnie by zaraz powiedziała, że jej prezent był lepszy, Maryl mogłoby być bardzo przykro. Mam nadzieję, że Raja i Mali jednak dadzą laleczką mieczyki, albo wymyślą coś innego — sama skomentowała, wyobrażając sobie jak cała czwórka mogłaby się razem bawić. Cieszyła się w duchu, że nie namawiała jej przesadnie do swojego pomysłu. Doskonale wiedziała, że jeśli ktoś był najbardziej narażony na atak Gavina - to właśnie ona sama. Nie musiały się nie przyjaźnić, mimo wszystko nie chciała wciągać ją w żaden konflikt. Na razie radziła sobie z unikaniem walki z chłopakiem, a gdyby jednak do takiej doszło, nie chciała, żeby An oberwała przez przypadek. Dalej darzy ją sympatią, poza tym ona była matką i z pewnością była ważna dla wielu osób. Po niej i tak nikt specjalnie nie zapłacze. Tak będzie najlepiej.
— Jasne, wpadniemy na dniach z pewnością — zgodziła się z nią. — Wiem, nie martw się. I dziękuję za troskę — pożegnała się z nią, aby później samej niedługo wrócić do czatowania na dachu.
Onyx
Nie uważał żeby bredził. Obawiał się najgorszego. Odetchnął, kiedy poszła do małych. On sam skulił się na podłodze, nabierając kilka głębokich oddechów. Uspokajał bicie serca. Starał się nie stracić przytomności. Po kilkunastu długich minutach przeniósł się na kanapę. Bolało znacznie mniej, acz znak dalej palił go w rękę. Spojrzał po nim, nie do końca rozumiejąc. Nie mógł również przywołać kosy, a i kiedy spróbował przywołać duchy, zmaterializować je przed domem Akane, te nie nadeszły. Coś ewidentnie było nie tak. Nie rozumiał, nic już nie rozumiał. Czyżby stracił połączenie z ojcem i bratem? Żyli jeszcze? Zostali zlikwidowani? Pokręcił głową. Nie, przecież na pewno by to wiedział. Serce zamarło mu znów jakąś godzinę później. W salonie powiało chłodem, a tuż przy kanapie pojawił się portal z fioletowo białym blaskiem. Przełknął ślinę, wstając i zasłaniając sobą pokój dziewczynek. Nie pozwoli im, choćby miał umrzeć, nie pozwoli zabić tych dwóch. Mógł robić złe rzeczy, ale to były niewinne istoty. Czekał ze zniecierpliwieniem i przerażeniem, a wówczas w portalu pojawiła się znajoma postać. Aż odetchnął z ulgą.
OdpowiedzUsuń- Tato... - westchnął, marszcząc lekko brwi. Victor wszedł do środka i postawił dwa 6-paki coca coli, po czym bez słowa wszedł z powrotem w portal i wrócił ponownie, tym razem trzymając pod pachą zapas pampersów oraz dwa misie. Portal zamknął się wówczas za nim. - Co się dzieje? - zapytał go cicho, ale Victor wyminął go i wszedł do pokoju Akane i dziewczynek, po czym wręczył Akane puszczę coca coli.
- Jeszcze zimna - poinformował ją, odkładając pampersy na bok i podchodząc do łóżeczka maluszków. Przykucnął przy nim. - Cześć - przywitał się z nimi. - Wybaczcie, że wpadam tak późno, ale miałem pewne zawirowania - odchrząknął wręczając maluszkom po misiu, po czym znów spojrzał na Akane i powiódł od niej spojrzeniem do Gavina, wzdychając ciężko. - Nawaliłeś - poinformował go chłodno.
- Wiem - bąknął Gavin.
- O ile jeszcze to co odwaliłeś tutaj... z duchami, rozumiem - machnął na to ręką. - Ale zamykanie Gava w lochu? Do końca cię popie... - zerknął na dziewczynki i chrząknął. - ...pokręciło - poprawił się automatycznie.
Gavin i Victor
- Tak, Gave wspomniał że chciałaś się jej napić - stwierdził mężczyzna i odetchnął głęboko, po czym pokręcił lekko głową na pytanie o Gava. - Nie, nie jest w porządku - poinformował ją. - Gave nie żyje i nie wróci - dodał po krótkiej chwili milczenia, przenosząc zaraz wzrok z powrotem na Gavina. - A ty do tego doprowadziłeś - rzucił chłodno, biorąc chłopaka za ramię i wyprowadzając go z pokoju, aby posadzić go na kanapie. - Dzięki twoim działaniom, nie mieliśmy wyjścia. Gave nie żyje - oznajmił chłodno, spoglądając w oczy syna. - Jego dusza przepadła. Zrobił to dla swoich córek - warknął. - A ty... - pokręcił głową i odetchnął głęboko. - Ty do niego dołączysz już za chwilę.
OdpowiedzUsuń- Tato, ale... nie... - Gavin poczuł łzy w oczach. Nie chciało mu się w to wszystko wierzyć, ale... jego ojciec był tak poważny jak nigdy. Zacisnął mocno wargi. - Przepraszam, ja nie chciałem, żeby to tak się skończyło... przepraszam...
Gavin i Victor
Gavin kręcił głową nie mogą w to uwierzyć. Łzy spływały mu po policzkach. Nie chciał w to wierzyć. Szukał na twarzy ojca jakiegoś znaku, ale ten pokręcił lekko głową z dezaprobatą.
OdpowiedzUsuń- A co myślałeś? Mathyr nie jest placem zabaw, a ty tak go potraktowałeś - rzucił chłodno. - Dostałeś odpowiedzialne zadanie i spierdoliłeś po całości. Sabat Śmierci nie ma miłosierdzia dla takich występków. Twój brat musiał wybrać. Albo swoje własne unicestwienie i twoje... albo życie jego córek - warknął na niego. - Wybrał mądrze - dorzucił po chwili milczenia.
- A ty? - Gavin rzucił się na ojca. - Czemu go nie obroniłeś?!
- Broniłem, Gavin. Broniłem - Victor złapał jego pięści i wykręcił mu rękę do tyłu zaciskając na niej mocno swą własną. - Ale i ja, nie mam tam władzy. Nie jestem wszechmocny - szepnął mu do ucha, po czym nakreślił mu na plecach runę i wlał w nią swą intencję. Chwilę później ciało padło bez życia na podłogę. Wówczas położył je na kanapie i ruszył z powrotem do sypialni dziewczynek.
- Fajnie jest usłyszeć taką wiadomość, nie? - rzucił chłodno, acz z nutką sarkazmu w głosie. - Podziękuj swojemu ojcu. On zaczął pierwszy - dodał jeszcze, przenosząc wzrok z Akane na dziewczynki. - Wasz tata zaraz tu przyjdzie - powiedział spokojnie. - Dajcie mu chwilę, musi sam wykombinować jak to zrobić - uśmiechnął się lekko.
Victor
Victor prychnął pod nosem i pokręcił lekko głową. Nie odpowiedział jej w żaden inny sposób. Nie zamierzał z młódką przerzucać się racjami. Zamiast tego wrócił do salonu i obserwował ciało Gava. Runa którą na nie nałożył nie była trudna do złamania, ale skoro Gave miał zacząć trening to należało to zrobić od samego początku. Nie mogło być przecież zbyt łatwo. Wszystkiego na tacy nie dostanie.- Skoro już kręcisz się po kuchni to zaparz mi prosze herbaty - rzucił do Akane jak gdyby nigdy nic.
OdpowiedzUsuń- Chyba wypada ugościć niedoszłego teścia, choćby z czystej przyzwoitości - dodał unosząc lekko kąciki swych ust w górę. - Zostaję z wami całe 48 godzin - dodał podchodząc do wnuczek i siadając naprzeciw nich, ale w sporej odległości. Nie chciał narzucać się małym ani ich matce. To one i ona powinny zrobić pierwszy ruch. Ruch pozwalający mu na większe czułości. - Spędzę z wami dwa dni, już nie mogę się doczekać.
Victor
Victor zdecydował się na owocową herbatę, po czym uśmiechnął się do niej słabo.
OdpowiedzUsuń- Góra zezwoliła na te dwa dni. Posprzątam po Gavinie przy okazji - stwierdził jeszcze, po czym pokręcił lekko głową. - Z waszymi genami to aż dziwne, że nie gryzą - rzucił z lekkim sarkazmem, po czym wyciągnął dłoń do Raji, która nieco niepewnie ją złapała, aby zaraz zacząć badać mężczyznę łapkami. W końcu i Victor trochę się ośmielił i przytulił dziewczynkę do siebie.
- Nie chcę ich przestraszyć - wyjaśnił tylko swój wcześniejszy dystans i wstał biorąc małą na ręce i od razu robiąc z nią samolocik. - Dziadek was obserwował - szepnął cicho przechodząc z małą do salonu, ale starając się by Akane cały czas mogła go widzieć. Usiadł z małą na kocyku i zaczął z nią bawić się klockami, tłumacząc jej przy tym kolory i kształty. Prosił by podała taki i taki klocek, a mała rozchmurzyła się lekko.
Victor
- Mogłem - westchnął ciężko. - To była jedna z najgorszych kar jakie można było nałożyć - uśmiechnął się krzywo. - Widziałem co się u was działo i nie mogłem nic zrobić. Ani się połączyć z Gavem, ani odpowiedzieć na jego prośby i pytania... nic - pokręcił lekko głową. - Ale zasłużyłem - dodał po chwili, bo nie opowiadał jej tego żeby w jakimś stopniu mu współczuła. Co do kosmicznej ceny, skinął lekko głową. - Tak, była kosmiczna - przyznał krótko, zerkając ukradkiem na ciało Gava, po czym uśmiechnął się i do drugiej wnuczki, żeby i ją trochę zabawić klockami. - Nic mu nie będzie - odparł krótko. - Nabroił. Nie będzie mógł już tu w żaden sposób przyjść - mruknął. - Ale nie zgnije w piekle i nie zostanie unicestwiony. Możesz go nienawidzić, ale to dalej mój syn. Nie pozwolę by ktoś go skrzywdził w taki sposób - spojrzał jej prosto w oczy.
OdpowiedzUsuńVictor
Nie do końca tak uważał, ale według kodeksu pracy Śmierci - tak, złamał wiele punktów regulaminu. Nie było co o tym dyskutować. Pokiwał głową. Zgadzał się z nią co do głupstwa i destrukcyjnych skutków, ale każdy miał prawo popełniać błędy. A tu też dochodziło niedopilnowanie ze strony pozostałych Śmierci, choć wielokrotnie prosił, żeby go objęli swą opieką. Zwłaszcza, że widział co się dzieje w Mathyr. Potargał włosy Malice i podał jej klocek pokazując co może z nim zrobić. Bawił się z dziewczynkami przez dłuższy czas, aby w końcu spojrzeć po dziewczynie.
OdpowiedzUsuń- To co zrobił było nieodpowiedzialne i głupie - zgodził się z nią. - Ale Gave już mu to wybaczył - poinformował ją. - To sprawa między nimi - wzruszył ramionami, by złapać swoje wnusie i zacząć szukać u nich łaskotek. Uwielbiał małe dzieci, a te mimo wszystko skradły jego serducho już od pierwszego wejrzenia.
Victor
- Myślę, że ta rozmowa nie powinna wyjść ode mnie - spojrzał na ciało Gava. - On ci powie, jeśli będzie miał na to ochotę - rzucił spokojnie, po czym położył się plackiem na ziemi, by dziewczynki mogły go zdobywać, wspinać się po nim i mocno je przytulił, gdy znalazły się na jego klatce piersiowej. - Powiem tylko tyle, to nie będzie nasze ostatnie spotkanie - pogłaskał je po włoskach. Nie odpowiedział nic a propo szansy. Nie zamierzał bronić Gavina, chociaż sam rozumiał ten jego brak zaufania i szansy. Gave miał swoje za uszami i chociaż leżało to w przeszłości... to kilkunastu lat nie zmażą dwa w Mathyr. Do tego potrzeba było czasu.
OdpowiedzUsuń- Myślę, że tę przyjemność zostawię jemu - wskazał na Gava, którego znak na ramieniu zalśnił delikatnie. No, no. Spodziewał się, że dłużej zajmie mu łamanie runy. - Ja w tym czasie pójdę zamienić parę słów z twoim ojczulkiem - dodał jeszcze siadając z dziewczynkami i obserwując uważnie chłopaka. Gave nabrał głębokiego oddechu, jednego, drugiego, a potem zacisnął delikatnie zdrową pięść i otworzył oczy. Przez moment mrugał tylko, patrząc w sufit i nie do końca wiedząc gdzie się znajduje. Ból ręki dość szybko go otrzeźwił. Zerwał się do siadu i zacisnął zęby. Cholera, za szybko. Głowa niezwykle go bolała. Kręciło mu się w niej.
- Spokojnie, daj sobie minutę lub dwie - poinstruował go Victor. - Witaj wśród żywych.
Gave i Victor
Chłopak ledwie zarejestrował jej przytulenie, zajęty doprowadzaniem swojego oddechu do porządku. Pokiwał głową, zaciskając jeszcze mocno powieki i masując sobie skroń.
OdpowiedzUsuń- Żyję - potwierdził dość chrapliwie, po czym dostrzegł Raję i Malikę i zsunął się z kanapy, żeby je mocno przytulić. Wtulił twarz w ich łebki. - Kocham was - powiedział cicho. - Obie, bardzo mocno - zapewnił szeptem, przytulając je cały czas. Aż mu się łza zakręciła w oczach, ale powstrzymał to. Tak bardzo tęsknił za tymi dwoma małymi ciałkami. Wtulał je w siebie mocno, nie chcąc ani na chwilę wypuścić ich z rąk. - Tęskniłem... - przyznał nie dbając o to kto usłyszy te słowa. Trudno, niech potem mówią, że jest Miękką Bułą. Pod tym względem nią był. Zerknął jednorazowo na ojca i skinął mu głową, po czym zerknął na Akane.
- Żyję, żyję... trochę mi to zajęło - westchnął. - Wybacz.
Gave
Victor wstał z koca i upił trochę herbatki, po czym klepnął syna po ramieniu.
OdpowiedzUsuń- Zostawię was samych. Pójdę odwiedzić Dziada - rzucił spokojnie i poczochrał go jeszcze po głowie. - Potem porozmawiamy - dodał, bo przecież wróci. Zamierzał jeszcze odwiedzić Febe, bo i jej należały się wyjaśnienia, a wiedział już że kobieta wiele dla Gava znaczy. Chłopak niespecjalnie zarejestrował jego słowa. Po prostu pokiwał głową i odprowadził go wzrokiem, po czym zajął się maluszkami. Zaczął im opowiadać bajki, które wymyślił w lochach. Przynajmniej jedną z nich, czekając na to aż Akane wróci. Otworzył sobie też jedną colę, bo przecież za nią tęsknił i upił łyk prosto z gwinta. Mhm o tak, to było właśnie to. Tu smakowała znacznie lepiej niż w zaświatach.
Gave
- Tam nie było trudno... wystarczyło otworzyć lodówkę - odparł upijając jeszcze łyk napoju, zanim odstawił go na bok, aby kontynuować bajkę. Dziewczynki ułożyły się obok niego, zasypiając, ale trzymając go przy tym mocno za spodnie. Uśmiechnął się na ten widok i okrył jedną i drugą kocykiem, który podała mu Akane. Spojrzał po kubku z herbatą i znów zwrócił swój wzrok na nią. - Mogę? - zapytał nie ruszając się ze swojego miejsca nie chcąc zbudzić maluszków. - Jak już ojciec wrócił to znaczy - uśmiechnął się słabo.
OdpowiedzUsuńGave
- Widziałaś jego zamek? - zapytał jej retorycznie i zaśmiał się cicho. - Do kuchni cię nie zabrałem... jest masywna - poinformował ją tylko. - Ale pampersy to jego własna inicjatywa... byś widziała ile on tam ma zapasu dla Fasolek... są ustawione do końca życia - zaśmiał się cicho, dalej głaszcząc małe po główkach, kiedy te już dawno spały. Uniósł lekko brew kiedy wspomniała, że ma coś dla niego, a potem zacisnął mocno wargi i zmierzwił sobie ulizane przez Gavina włosy by na moment odgarnąć łzy. - Dziękuję - szepnął, bo głos nie chciał wyjść z jego gardła. - Są piękne - przesunął palcem po koślawych znaczkach.
OdpowiedzUsuńGave
- On nie potrzebuje podziękowania. Nie robił tego dla podziękowań - zauważył cicho, po czym trzepnął ją w rękę i spiorunował wzrokiem. - Wara od moich włosów - przypomniał jej, że bardzo nie lubi tego typu rzeczy, po czym oparł się mocniej o oparcie kanapy i zamknął oczy. - Chętnie je wtedy posłucham - zapewnił ją spokojnie. - Przez najbliższe trzy miesiące nigdzie się nie wybieram - dodał. - Chcę z nimi spędzać dużo czasu - spojrzał po maluszkach rozczulony. - I cieszę się, że wróciłem zanim poszły do Phyonix...
OdpowiedzUsuńGave
Pokiwał głową, upijając jeszcze trochę herbaty. Co prawda chciał z nią porozmawiać, ale skoro tak mu zwiała to nie zamierzał za nią gonić. Delikatnie się poruszył, żeby położyć się obok córek i przytulić się do nich mocno. Musnął ustami ich czółka, przymykając przy tym oczy. Zapowiadało się całkiem interesujące 48 godzin. No może 47, bo przecież chwilę mu zajęło zanim dostał się z powrotem. Odetchnął głęboko, po czym spojrzał na sypialnię, w której zniknęła.
OdpowiedzUsuń- A nie możesz tu zostać? Musisz latać jak pokręcona? - zapytał spokojnie, choć cicho, więc nawet nie był pewien czy go usłyszy. - No skoro tak... - odchrząknął. - Na górze fiołki, na dole bez... mateczko przybądź bo źle jest - rzucił krótko, wykorzystując tę jej runę i uśmiechając się pod nosem.
Gave
- Nah, kitki to była jednorazowa historia - rzucił wesoło i objął mocno maluszki, po czym zerknął na nią. - Poboli i przestanie - puścił do niej oczko, ale zaraz podniósł się do siadu i podwinął rękawy swojej koszuli. - Gavin za mocno was nie terroryzował? - zapytał, chcąc jakoś zagadać. Nie przepadał za zwierzeniami czy opowiadaniem wszystkiego, ale przecież nie mógł jej zostawić w niewiedzy.
OdpowiedzUsuńGave
- Następnym razem to będą warkocze - zdradził jej, pokazując przy tym język.
OdpowiedzUsuńSkrzywił się nieco. Tak, to brzmiało jak Gavin. Zaśmiał się cicho na wieść, że do dziewczynek był w porządku. Nawet on nie potrafił skrzywdzić dzieci. To dobrze. Spojrzał po niej i pokiwał głową na boki.
- Mniej więcej - przyznał krzywiąc się przy tym lekko. - Okazuje się, że w Zaświatach miłość to najgorsze co możesz okazywać - stwierdził wzdychając nieco. - VIctor... zawalił po całości, kiedy tak wtrącał się w moje życie - spojrzał na nią. - Odwiedziliśmy Sabat Śmierci... to taka impreza świrów, na której przerzuca się obelgami, dyskutuje o rzeczach głupich i głupszych, a przy okazji skazuje swoich własnych winnowajców na śmierć... razem ze wszystkimi członkami rodziny. Ale wiesz taką śmierć ostateczną. Wymazanie - zacisnął mocno wargi i odetchnął głęboko. - No i my też zostaliśmy skazani...włącznie z dziewczynkami...
Gave
- Wiesz... mój ojciec zaczął dawno temu... kiedy się urodziliśmy - wskazał na siebie dłonią. - Przecież wczepił mnie w ciało Gavina... potem wymienił się światem, żeby mieć mnie na oku - zauważył. - Ochronił mnie przed śmiercią parę razy... - westchnął. - Wiem, że to głupota, ale takie mają zasady. Taki mają kodeks... samo płodzenie dzieci jest nielegalne - mruknął jeszcze zaciskając mocno usta, po czym zagryzł mocno wargi. - Była jeszcze druga opcja... odsuną tatę ze stanowiska, jak ktoś zajmie jego miejsce - spojrzał Akane prosto w oczy, po czym zerknął na dziewczynki. - Więc się zgodziłem... zająć jego miejsce...
OdpowiedzUsuńGave
- Nie było innego wyjścia - odparł cicho, kiedy zaprzeczyła tak kilkakrotnie. - Musiałem ochronić ich życie - zauważył, nabierając spokojnego oddechu w płuca i patrząc jak ona niemal się zapowietrza. Zmarszczył brwi, kiedy zaczęła mówić o zostawianiu ich. Serce mu się zacisnęło nieprzyjemnie. - Zostawię... co trzy miesiące... na tydzień, może chwilę dłużej... do końca mojego życia - zagryzł wargi. Nie sądził, że to będzie aż takim problemem. Patrzył na nią nie rozumiejąc. - Przepraszam, myślałem że to dobry układ... zastąpię go, gdy zejdę z tego świata, a do tego czasu będę pobierał u nich nauki... raz na kwartał, tydzień, może parę dni więcej niż tydzień.... tak miesiąc w roku mnie nie będzie... tu fizycznie w Mathyr - skomentował. - To chyba całkiem rozsądny układ? - nie rozumiał jej reakcji.
OdpowiedzUsuńGave
- Nie wpadłem na to, że pomyślisz, że zgodzę się na to żeby małe zostawić całkowicie - sprostował, nie rozumiejąc do końca przytyku o ojcu. Przecież wiedział jak to jest mieć jednodniowego ojca. Nie chciał czegoś takiego gotować swoim córkom. - Chociaż gdyby nie było innego wyjścia, żeby je uratować i gdybym wyczerpał środki do przekonywania ich o racji swoich decyzji... to wtedy zgodziłbym się i na taką opcję - przyznał spokojnie, odwracając od niej spojrzenie. Poprawił koc na wierzgających się maluszkach. - Musiałem przejść próbę i udowodnić im jak słabym poetą jestem - zgrzytnął zębami i podrapał się lekko po głowie. - Ale udało się... żyjemy - uśmiechnął się słabo, zerkając na runę na swoim ciele. - I już tu jestem...
OdpowiedzUsuńGave
- Zrobiłbym - przyznał szczerze i uśmiechnął się lekko. Mimo wszystko cieszył się, że nie chciałaby aby zniknął z ich życia. Z życia całej trójki. Spuścił wzrok na swoje kolana na wieść o rymowance ze szkieletem i poczochrał się po włosach. - Nom... masakrycznym poetą jestem - zaśmiał się cicho. - Ale postawiłem warunek... chcę żyć, Akane - przyznał szczerze. - Mhm tak, będę znikał... co trzy miesiące, będę miał treningi z ojcem i pewnie innymi. Będę się uczył, żeby później móc przejąć rolę Śmierci - skinął głową, po czym zerknął na runę i ponownie skinął głową. - Tak, dzięki niej mogę... - machnął ręką materializując kosę Gavina. - Czułem jak coś się zmienia, kiedy ją mi dali - przyznał. - Czuję się silniejszy... - uśmiechnął się delikatnie.
OdpowiedzUsuńGave
- No raczej, że wiesz - spojrzał po niej. - Moje fiołki i bez są tego dobrym przykładem - puścił do niej oczko, po czym wzruszył lekko ramionami. - Same treningi nie do końca wiem na czym będą polegały. Śmierci lubią rzucać na głęboką wodę. Ta która mnie testowała na przykład, dała mi... i teraz uważaj... - odchrząknął. - Miecz miłosierdzia - powiedział dumnym i doniosłym głosem. - ...który był straszny, źle wyważony i jeszcze ta obciachowa nazwa... i powiedziała masz, działaj, odsyłaj dusze, będziesz wiedział którą gdzie jeśli nadajesz się na Śmierć - uśmiechnął się krzywo. - I potem działasz i kombinujesz... podejrzewam, że większość będzie miała podobne podejście... choćby tata, zamiast mnie wpuścić do ciała, zapieczętował je i musiałem się pogłowić jak zdjąć pieczęć zanim do was wróciłem - westchnął przeciągle. Wiedział, że to dla jego dobra, ale czuł że trening wcale nie będzie taki łatwy. Zwłaszcza jeśli trafi na Vespę...
OdpowiedzUsuń- Mój tata przejdzie na emeryturę... mówi coś o tym, że chętnie będzie uczył nowe Śmierci - rzucił spokojnie. - Może czasem pomoże, w trudniejszych przypadkach czy większym natężeniu, ale tak... będzie sobie pił kawkę, jadł ciacho i świetnie się bawił na emeryturce - uśmiechnął się lekko. - I wiesz? Chyba zasłużył... on podobno jest jedną z najstarszych działających Śmierci, ale tej informacji jeszcze nie potwierdziłem - rzucił lekkim tonem. Spojrzał po kosie i pokręcił głową. - Absolutnie nie pasuje, nawet tak nie bluźnij... - spojrzał po Akane spode łba. - Ale ją można zmienić... to jest... no wiesz... wizualizacja - rzucił spoglądając na kosę. - Dziś nie mam na to sił, ale docelowo chce moje miecze... i nie, nie będą miały obciachowej nazwy - zmrużył lekko oczy i sam opadł na podłogę wygodniej by podeprzeć się na łokciu. - Jestem tak samo głupi jak byłem, nie bój nic - roześmiał się serdecznie. - A tak poważnie... część już wiem - uśmiechnął się nieco. - A część muszę sprawdzić - wzruszył ramionami.
Gave
Wzruszył ramionami.- Możliwe - przyznał spokojnie. - Chociaż ja to bardziej biorę na to, że albo się nadajesz albo nie... nie może być za łatwo. Nie wszystko powinniśmy mieć na tacy podane - uśmiechnął się. - A każdy ma swój własny styl - uśmiechnął się lekko, po czym zaśmiał się cicho. - No pewnie, na pewno z przyjemnością będzie im zatruwał życie - skomentował śmiejąc się przy tym nieco. - Mhm a co do jego zagrań... to tak, chyba tak... ale wiesz on okazywał mi tam wsparcie - przyznał cicho. - Na swój sposób, ale tak - skinął głową. - Nie jest aż taki zły - zaśmiał się cicho i potwierdził. - Może nie najstarszy, ale jeden z najstarszych - skomentował. - No potrafi być jak dzieciak, ale z drugiej strony... jeśli robisz to właściwie wieczność... to nic dziwnego że w pewnej chwili dziczejesz - stwierdził spokojnie. Prychnął na jej wieść o nazwach i pokręcił głową. - Nope, żadnej nazwy - poinformował ją. - Ale kosę zmienię na miecze - zapewnił. - Jakoś nie widzę się z tym ustrojstwem... - mruknął szczerze, po czym odetchnął głęboko. - Mhm wolałbym spróbować tego sam - przyznał. - Aha, ale strażnik do ciebie wróci i... - uśmiechnął się do niej złośliwie. - Tym razem może być ci ciężko się go pozbyć - skomentował.
OdpowiedzUsuńGave
- Nie chodzi mi o samo odesłanie - uśmiechnął się lekko. - Tylko... - odchrząknął. - Od teraz mogę przenosić się przez zaświaty do różnych miejsc. Więc jak go odeślesz... cóż, pewnie skorzystam z tej możliwości, by nowego ci dosadzić - puknął ją palcem w czoło i pokiwał lekko głową. - Nie będzie. Będzie na tej samej zasadzie co poprzedni. Jest tam tylko po to, żebym w razie czego wiedział, że coś się stało. Że potrzebujesz pomocy - mruknął. - Nic więcej - zapewnił spokojnie. Nie zwariował na tyle, by prosić strażnika o monitorowanie każdej rozmowy Akane. Nie był cholernym prześladowcą. Wstał w końcu z miejsca i wziął Malikę na ręce. - Położę ją do łóżeczka. Weźmiesz Raję? - zaproponował.
OdpowiedzUsuńGave
Pokręciła głową, gdy usłyszała słowa Akane o guście. Co to miała być za skromność?
OdpowiedzUsuń— Jasne, jasne, a Grandsandy wcale nie mają wrodzonego uwodzenia, już uważaj, bo ktoś Ci uwierzy — zaśmiała się. — Ty, Natan i wujek Nik, za każdym z was się oglądają i będą oglądać, ale demisy tego na sobie po prostu nie widzą — dodała jeszcze. Sama była w tej kwestii całkiem podobna do Akane, ale zdawała sobie sprawę, że obiektywnie obie były całkiem atrakcyjne. Może i nie były jakimiś boginiami piękna, ale wystarczyło spojrzeć w lustro, żeby zauważyć oczywistą oczywistość. Uśmiechnęła się szerzej, gdy wspomniała o bliźniaku.
— No ba, jest bardzo dobry. Tak, cóż, szkoda mi tego co się stało Damonowi, ale już się stało. I już sobie odbija żyjąc mi na garnuszku, a potem ja sobie odbije na Diego i tak się koło kręci — wyjaśniła, kręcąc sama palcem w powietrzu, aby lepiej pokazać o co jej chodziło w tym kiepskim żarciku. — Może kiedyś się odbije, mimo wszystko no ja się na niego gniewać nie umiem — skwitowała. Zaśmiała się na kolejny komentarz co do Fasolek.
— No po was to może być niezła mieszanka wybuchowa, przynajmniej nie będziecie się przy nich nudzić, co? — zarzuciła. Sama mogła sobie wyobrazić sporo naprawdę zabawnych, przynajmniej ze strony obserwatora, sytuacji, w której małe ich wpędzały. Nie mogła powstrzymać cichego chichotu, kiedy Raja zaczęła ją odpychać. Odsunęła się, żeby nie zaczepiać niepotrzebnie dziewczynek.
— Spokojnie, nie ukradnę wam mamy, przynajmniej nie bez was — uśmiechnęła się do niej.
Darcy
Zastanowił się nad jej pytaniem.
OdpowiedzUsuń- Teoretycznie tak - skinął głową. - Ale w praktyce... takie przechodzenie zjada sporo energii, więc jest ograniczone - przyznał szczerze. - No i muszę mieć dobry powód by to zrobić, co by Śmierci nie zaczęły marudzić... wiesz ja nie zamierzam z tego korzystać, jeśli naprawdę nie będę czuł takiej potrzeby, ale kiedy ktoś z moich bliskich będzie miał poważne kłopoty... i będzie mógł stracić życie - zacisnął wargi. - Nie wyobrażam sobie, żeby z tego nie skorzystać - mruknął krótko. - Nie będę się nagle przenosił stąd do Febe i z powrotem... - dodał ze śmiechem, po czym skrzywił się nieco. - Powinienem do niej iść. Co prawda wiedziała, że już nie siedzę w lochach, ale... chcę jej podziękować - rzucił cicho, uśmiechając się, kiedy już dziewczynki były w swoich łóżeczkach. Pogłaskał je obie, otulając mocno kocykami, po czym wyszedł z Akane z powrotem do salonu i rozsiadł się wygodnie na kanapie klepiąc miejsce obok siebie, a gdy i ona usiadła, położył się bezczelnie z głową na jej kolanach. - An, jak będę tam chodził... zaopiekujesz się dziewczynkami, prawda? Ten tydzień co kwartał - spojrzał jej prosto w oczy. - Jakoś to dogadamy, no nie?
Gave
- Mhm prosiłem by nikomu nie mówiła. Nie chciałem, żeby Gavin wiedział - przyznał szczerze i skinął głową. Febe na pewno zrozumie. Dobrze o tym wiedział. Po prostu jakoś tak przyszła mu do głowy. - Tak, dobrze jest taką opcję mieć - zgodził się z nią śmiejąc się zaraz na ten opierdol. Pstryknął ją w nos, kiedy uznała jego działanie za śmieszne. - No raczej, moje włosy są tylko moje... i tylko Malika, Maryl i Raja mogą je tykać - pokazał jej język i odetchnął z ulgą, kiedy uznała że się dogadają. Spojrzał gdzieś w bok na moment. - Wiesz, gdyby była lepsza opcja to nie zgadzałbym się na to, ale nie mogłem tam niczego wymyślić... a czasu na decyzję dużo nie było - przyznał szczerze. - Wiem, że trochę się wpakowałem, ale w gruncie rzeczy... to znośny układ.
OdpowiedzUsuńGave
Zmrużył niebezpiecznie oczy, kiedy dotknęła jego włosów, po czym postanowił uderzyć w coś innego niż gniew. Wargi mu zadrżały, zacisnął kilka razy powieki i pociągnął nosem.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego ty nie chcesz zrozumieć jak bardzo tego nie lubię? Przecież to rani moje uczucia - rozpłakał się jak na zawołanie, przez moment tak zawodząc. - Moje biedne uczucia... przecież to ból w piersi niesamowity - otarł łzy i uśmiechnął się do niej zadziornie, aby zaraz zmarkotnieć.
- No właśnie ta wieczność mnie martwi - westchnął. - Niespecjalnie mam na nią ochotę... ale na razie... - znów spojrzał w jej oczy. - ...na razie chcę się cieszyć życiem, potem pomyślę o wieczności... - mruknął. - A tak btw... mam pełną zgodę na to aby obsadzić cię w roli mej striptizerki, kiedy tylko umrzesz - zaśmiał się cicho. - Posadkę masz już zapewnioną.
Gave
- Bo inne są małymi dziećmi a ty nieeee - zabeczał jeszcze trochę i roześmiał się serdecznie, ciągnąc jej kudły troszkę mocniej. - Och Słonecko, wszystko zależy od wizualizacji - puścił do niej oczko. - No i wiesz... będziesz w moim zamku to i zasady będą moje - pokazał jej język. - Ale nie martw się, nie masz najgorszej - poinformował ją śmiejąc się lekko. Oczywiście, że sobie żartował z tymi fuchami, chociaż... kto wie, kto wie... może faktycznie ją weźmie na striptizerkę...
OdpowiedzUsuń- Poza tym... cieszę się bardzo, że będziesz walczyć o każdą chwilę swojego życia - pogłaskał ją po policzku. - Fasolki potrzebują swojej mamy.
Gave
— Więc obie jesteśmy odszczepieńcami, ja też jestem najmniej gorąca w rodzince — zaśmiała się. Chociaż ona miała tutaj na myśli bardziej odziedziczone zdolności, ale przecież akurat tego nie musiała aż tak dokładnie tłumaczyć. Spojrzała na nią z przerażeniem w oczach na kolejną propozycję.
OdpowiedzUsuń— Och, nie ma mowy, jeszcze drzwi mi się nie zamkną, za dużo tych gości. Damonowi kalendarz zrobiłam, żeby czuł bat na plecach — zaraz wrócił jej uśmiech na buzi. Mimo wszystko była śmiertelnie poważna. Nie mogła się doczekać chociaż odrobiny prywatności. Rozumiała i chciała pomóc innym, ale czasami nawet jej nadmierne towarzystwo nie służyło, w końcu dalej miała własne problemy, na które nikt nie dawał jej czasu. Jeśli dostanie jeszcze jednego współlokatora to chyba wybuchnie, dosłownie, a wtedy nikt nie będzie mógł spać w jej domu, bo po prostu się spali.
— No on mi wrzucił lokatora na twarz swoim żartem, wie, że ze mnie jest miękka buła to będzie mi wisiał przysługę, a że mamy to telepatyczne połączenie, to nie dam mu o tym zapomnieć — wyjaśniła mu. Jeszcze wykorzysta spryt i pomysły Diego do zemsty. Chociażby za zamek, bo coś jej podpowiadało, że i te drzwi nie przetrwają zbyt długo, odkąd coraz więcej osób zaczynało robić sobie z jej domu strefę wypoczynku.
— A ja nie mówię, że nie dogadacie. Ale oboje jesteście bardzo, hmm… pozytywnie zadziorni? Macie mocne charaktery i umówmy się, często potraficie dać komuś w kość. Jak małe pójdą po was to kto wie jak często będziecie brani na dywanik do szkoły, bo zakładam, że szkoła w Argarze powstanie, prawda? Wiesz, nie chodzi o to, że myślę o was źle czy o tym jaką macie relacje. Nie mówię też, że teraz rzucacie w siebie talerzami. Po prostu chodziło mi o wybuchową mieszankę charakterów w dziewczynkach. Ale to też nic złego, będzie co wspominać — wyjaśniła o co dokładnie jej chodziło. Miała przez chwilę wrażenie, że źle się wyraziła. Jej przecież żadno nie skrzywdziło, lubiła tą dwójkę, miała o nich wiele pozytywnych rzeczy w głowie, tak samo o ich Fasolkach. Zwłaszcza, że sama lubiła takie żywiołowe dzieci. Ciężko było się przy nich nudzić. Chociaż grzecznymi, spokojnymi łatwo było się zająć. Zaśmiała sie na jej propozycję.
— Na razie Eli nam dołączył do grona uroczych ekstrawertyków w rodzinie. Nie zdziwię się jak moje dziecko będzie cichym gburkiem, skoro latorośle dziedziczą po rodzeństwie — odpowiedziała ze śmiechem.
— Nie zbiera — było widać, że spoważniała. — My dalej mamy dalej mniejsze lub większe problemy z Bellhardami, dla nas to okazja na nowe sojusze, pomoc w rozwiązaniu zagrożeń, które mogą na nas czekać poza granicami. Poza tym, w Phyonix uważa się, że Mor i Nat są zaręczeni, to znaczy, że przyjmując uchodźców pomagamy wam, a tego się oczekuje w takich sojuszach małżeńskich. Gdybyśmy zamknęli granice pomimo polityki argarskiej to tak, jakby feniksy wykazały się brakiem honoru. Poza tym, tak większość jest zmęczona, ale wie jak wygląda wojna, napatrzyli się też na śmierć dzieci, jeśli można temu zapobiec, warto to zrobić. To, że my musieliśmy cierpieć, nie znaczy, że każdy musi. Kiedyś może inne kraje pomogą nam się pozbyć doszczętnie fanatyków, które czyhają na każdą córkę i zapewne wnuczkę mamy i samą mamę — wyjaśniła Akane. — Także nie musicie się tym przejmować. Jak znam moich rodaków, pewnie planują z tej okazji festyn, aby rozchmurzyć przybyszów.
Darcy
- Ten cwaniaczek... - spojrzał na nią z błyskiem w oczach. - Sam będzie decydował o tym gdzie idą duszyczki - pstryknął lekko jej nosek. - Twoja jedyna opcja to umrzeć przede mną, aczkolwiek... mój tatko wie o mych planach i jest gotów pomóc - wyszczerzył się do niej śmiejąc się serdecznie. - Lepiej nie pytaj - pokiwał głową. - Nie chcesz wiedzieć - zgodził się z nią. Opuścił dłoń dopiero kiedy powiedziała, że nie jest jej spieszno na tamtą stronę. Obrócił się na bok i wtulił głowę w jej brzuch. - Mi też nie - stwierdził. - A teraz... masz wygodne uda i brzuch, więc idę na drzemkę - stwierdził swobodnie.
OdpowiedzUsuńGave
Gave został w tym czasie z dziećmi. Nie miał z tym żadnego problemu. Uwielbiał spędzać z nimi czas, a jako że ojciec oczyścił Mathyr z zatrzęsienia duchów, to mogły wreszcie wychodzić z domu. Zabrał je więc do lasu. Nazbierali wspólnie gumijagody / grzyby (wybierz do pory roku), co by później móc zrobić z nimi pyszne jedzonko, a wieczorem dziewczynki poszły z dziadkiem na długi spacer. Victor chciał z nimi spędzić trochę więcej czasu. Gave tymczasem zabrał się za ćwiczenia swej ręki. Dostał od Febe coś takiego jak mała piłeczka, którą miał powoli ściskać i teraz zaczął od masażu palców, by w końcu chwycić piłeczkę w dłoń i powoli zacząć ćwiczyć. Niewielkie drgania palców sprawiały, że uśmiechał się lekko. Miał nadzieję, że czucie w nich wróci. Victor wrócił pierwszy więc wspólnie położyli małe do łóżek i Gave zaśpiewał im kołysankę, a dziadek został poczytać książeczkę. Potem Gave spędził miły czas z ojcem, po prostu rozmawiając, a ten w końcu położył się spać. On sam też zamierzał to zrobić, lecz przysnęło mu się na kanapie i obudziła dopiero wchodząca cichutko Akane.
OdpowiedzUsuń- Ktoś tu ma dobry humor - zauważył spokojnie, obserwując ją jeszcze z kanapy. - Jak tam gospoda? Stoi jeszcze?
Gave
Chłopak uniósł lekko brew.
OdpowiedzUsuń- Czy ty właśnie chcesz mi powiedzieć, że ktoś robi mi sceniczną konkurencję? - spojrzał po niej poważnie, siadając i prostując się. - Nie może być - powiedział wstając z miejsca i okrążając kanapę. - Od jutra się to zmieni - stwierdził jak najbardziej poważnie, choć samego Damona nie znał to przecież nie pozwoli komuś zabierać mu boczną fuchę. - A przysnęło mi się tutaj - odparł ziewając lekko. - Dzień jak najbardziej udany. Przynieśliśmy dary leśne, co byś zrobiła z nich przetwory - klepnął ją w plecy. - Bo ja nie umiem - szepnął jej do ucha. - Ja ci mogę mięsko zamarynować, oporządzić i doprawić... ale z takimi sprawami... - wskazał na kosz różnych rzeczy. - ...to nie daję rady.
Gave
Prychnął pod nosem. Cholerny impostor. Będzie trzeba się pozbyć konkurencji raz dwa. Uniósł wysoko brew, kiedy wspomniała o rezerwacji stolika.
OdpowiedzUsuń- W tym czasie to będziesz wydawać drinki spragnionym - rzucił tylko i zmarszczył lekko brew nie do końca rozumiejąc. Syn Życia? Och to tym bardziej czuł że raczej do chłopaka nie zapała większą sympatią. - Mhm... myślę że nie będzie co do tego tragedii - stwierdził spokojnie. - Przecież to jak ogień i woda... w razie styku powstaje para wodna. Zwalczają się nawzajem i to wszystko... - zauważył, po czym zagryzł lekko wargi. - Ale tak, dziewczynek do niego nie przyprowadzaj. Phi, niech sobie swoje sprawi - burknął, kręcąc przy tym głową, po czym wzruszył ramionami.- A bo ja wiem... bo robiłaś te ciacho z gumijagód... i pomyślałem, że umiesz? - zaproponował z rozbrajającym uśmiechem i poprosił o herbatę, kiedy ta o niej wspomniała, aby usiąść na krześle i poczekać na nią z powrotem. - Odsypiam tę zaświatową farsę - rzucił lekkim tonem, rozbierając ponownie swój opatrunek na ręce i chwytając za piłeczkę. Skoro i tak nie spał, to mógł trochę poćwiczyć.
Gave
- Nie wiem, akurat tym się nie martwię. Tym naszym zwalczaniem się lub jego brakiem - przyznał szczerze. - Po prostu jestem zazdrosnym tatą. Nie chcę by inny zajmował im moje miejsce - przyznał szczerze co do swoich wcześniejszych słów. Zacisnął mocno wargi i pokiwał głową.
OdpowiedzUsuń- Wszystko wyjdzie w praniu - zgodził się z nią i pokręcił głową. Nie chciał owoców w herbacie.
- Gavin ich nie ćwiczył - uśmiechnął się krzywo. - Nie bolą już specjalnie mocno, ręka ładnie się goi - uśmiechnął się delikatnie. - Ale ich ruchowość - westchnął ciężko i wstał podchodząc do niej, żeby jej pokazać na jakim poziomie jest Piłkę trzymał głównie trzema sprawnymi palcami, te mniej sprawne na niej opierając. Skupił się mocno, a palce drgnęły delikatnie i znów odetchnął. - To i tak dużo na razie - wzruszył ramionami. - Będzie lepiej.
Gave
- Bo jak kogoś sobie znajdziesz... - odetchnął głęboko i zacisnął wargi. - To ten ktoś może im chcieć zabrać serduszka... zawojować je - mruknął. - Po prostu mam głupią obawę, to wszystko. Nie przejmuj się, przejdzie mi - zapewnił zaraz. Słuchał uważnie jej rad i pokiwał głową. To mogłoby się udać. - Spróbuję - powiedział spokojnie. - Ale tych się nie będę pozbywał na razie - dodał. - No i muszę to usztywnienie mieć dopóki ręka się całkiem nie zagoi, więc... pewnie większe efekty uzyskam dopiero później.
OdpowiedzUsuńGave
Nie specjalnie zrozumiał o co teraz jej chodzi, ale nie wnikał. Zdecydowanie nie było sensu wnikać. Odebrał od niej herbatę i sam usiadł na kanapie, w niewielkiej odległości od niej. Przez moment milczał popijając ciepłego płynu, po czym wstał jednak i ruszył do sypialni Fasolek.
OdpowiedzUsuń- To dobrze - powiedział tylko wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnął się pod nosem w pokoju i pokręcił głową. Faktycznie obawiał się momentu, kiedy Fasolki będą przebywać z ich nowymi partnerami. Nie tylko tym jej, ale i jego własnym. Przykucnął przy łóżeczku. - Ale na razie macie tylko jedną mamusię i tylko jednego tatę i tak ma zostać - pogłaskał je po łebkach.
Gave
Wyszedł z pokoju po dłuższej chwili i widząc ją dalej na kanapie, podszedł do niej i wpakował się jej na kolana. A co! Raz się żyje. Spojrzał jej prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Co jest? - zapytał, bezczelnie rozsiadając się na niej z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Zdajesz się być nie w sosie - zauważył spokojnie. - Co się dzieje, w tej twojej niezbadanej łepetynie? - zapytał jej po prostu.
Gave
- Nie tak znowu dawno, dzisiaj zmieniając pieluchę Mali zostałem obsikany potężnym strumieniem - skomentował, bardzo seksownym głosem, choć słowa, które wyrwały się z jego gardła nie miały z seksem nic wspólnego. - Pamiętam - pokiwał lekko głową. - Ja też jej nie lubię, ani tego że może ziścić się w nieco innej odsłonie. Ty z innym facetem obok twojego boku - skomentował, opierając czoło o jej ramię. - Kiedyś przejdzie, albo i nie - mruknął. - Nie jestem pewien czy to co teraz robimy jest dobre - dodał po chwili.
OdpowiedzUsuńGave
- Co chcesz przez to powiedzieć? - westchnął ciężko. - Że ja nie mam takich zachamowań? Może i nie mam - pokiwał głową. - Ale to że mi na tobie zależy to się nie zmieniło - stwierdził spokojnie. - Dlatego pozwól, że babą przy boku będę się martwił jak się pojawi... a facetem u twojego boku również - dodał, spoglądając na nią. - Ty masz gdzieś, ale ja nie mam - dodał, pstrykając ją w nos i schodząc z jej kolan, tylko po to by się na nich położyć. No co zrobić... mimo wszystko lubił tak przysypiać.
OdpowiedzUsuńGave
- Zgoda i wzajemnie - przypomniał jej spokojnie. - To że mnie kochasz, nie znaczy by poczuć coś więcej do kogoś innego. To i tylko to chcę ci powiedzieć, wiem że mnie kochasz - skopiował ją, patrząc jej prosto w oczy, leżąc już na jej kolanach. - Moje kolana nie przyjmują żadnej rezerwacji - poinformował ją stanowczo acz z figlarnymi chochlikami w oczach. - Istnieje zasada kto pierwszy ten lepszy - rzucił wesoło, po czym obserwował ją jeszcze chwilę, zanim zamknął oczy.
OdpowiedzUsuńGave
- Jasne - nie widział w tym żadnego problemu. Uniósł lekko głowę, kiedy wstała i opadł z powrotem na kanapę. - Dobranoc, Słonecko - zasalutował jej tylko, a potem ponownie przymknął oczy nie komentując nic więcej. Długo nie mógł zasnąć. Zastanawiał się nad ich sytuacją, która nie była najlepsza, ale i najgorszą jej nazwać nie mógł. Ot dwoje dzieciaków, które posiadały swoje własne dzieci. Akane beznadziejnie wciąż zakochana, a on nie ułatwiał jej sprawy. W gruncie rzeczy uznał, że najlepiej byłoby gdyby po prostu się odsunął, ale... gdzie w tym frajda? Westchnął ciężko, chyba czas najwyższy trochę wydorośleć. Wstał z miejsca i wszedł do pokoju Akane, by przez moment obserwować jej śpiące oblicze. Pochylił się nad nią i ucałował jej czoło, po czym opuścił jej sypialnię i udał się do swojej. Od rana będzie ziać chłodem.
OdpowiedzUsuńGave xD
Victor stał przy garach w kuchni i robił owsiankę dla dziewczynek. Kiedy usłyszał czyjeś kroki, wyjrzał zza progu, aby upewnić się że małe są bezpieczne i wrócił do pracy.
OdpowiedzUsuń- Chcesz owsianki z jagodami? - zapytał, kiedy już dokończył gotowanie i włożył dwie porcje dla małych, co by trochę się przestudziły, zanim je poda. Umył kilka jagódek, które dołożył dziewczynkom do miseczek, po czym nałożył i porcję dla mamy dziewczynek. Postawił wszystko na stole, biorąc jedną wnusię na ręce i podając jej łyżeczkę do rączki. Upewnił się że dobrze ją trzyma.
- Jak się spało? - zapytał spokojnie, patrząc jak mała działa i zaczyna powoli wcinać, połowę owsianki rozchlapując, ale przecież była małym dzieckiem. Potem się wszystko pozmywa i przebierze dziewczynkę.
Victor
- Gave jeszcze śpi - wskazał dłonią na sypialnię. - Stracił sporo energii będąc poza ciałem. Powinien odespać to kilka dni - wyjaśnił spokojnie. - Zostawiłem mu porcję w garnku - dodał zaraz, po czym pomógł Raji z kolejną łyżeczką, by dostać piorunami z jej oczu.
OdpowiedzUsuń- No nie złość się na dziadka - zrobił żałosną minkę. - Nie chciałem abyś jagódkę straciła - wyjaśnił jej, głaszcząc ją po główce i pozwalając jej dalej jeść samodzielnie. - Nie ma za co - skinął lekko głową. - W razie potrzeby zorganizuję ich więcej - dodał zaraz.
Victor
Victor skinął głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, to ma swoje skutki uboczne. U Gava objawia się to zmęczeniem. Może się utrzymywać kilka dni - przyznał. - Ale wróci do normy - dodał po chwili wycierając buźkę Raji ręczniczkiem i mierzwiąc jej włosy. Spojrzał po Akane i wzruszył ramionami. - Zależy o to co masz na myśli mówiąc bezpieczny - odparł szczerze. - Nie zginie - zapewnił ją spokojnie. - Ale możliwe, że bez paru ran się nie obejdzie - dodał spokojnie. Malika jakby usłyszała myśli swojej mamy i zaraz złapała porządnie swoją łyżkę i chlapnęła mamę owsianką prosto w twarz, po czym nabrała kolejną i zjadła ze smakiem, a przy trzeciej, spojrzała na Akane.
- Am - wsadziła jej łyżkę do otwartej buzi, przez co Victor zarechotał serdecznie.
- Nic mu nie będzie, ma do kogo wracać i dla kogo się starać - stwierdził lekko i skinął głową na podziękowania również śmiejąc się z zaświatowych pieluszek. - Będę was czasem odwiedzał - stwierdził spokojnie. - Może kiedyś jakiś trening w samym Mathyr, kto wie... coś się wymyśli - puścił oczko do swoich wnuczek. Do jednej i do drugiej.
Victor
- Nie tylko dziewczynki - odparł tylko. - Znalazł tu wiele przyjaciół, ma dla kogo żyć - powtórzył, po czym wziął Raję na barana i wyciągnął ręce do Maliki. - Dziadek zabiera was na wypad do lasu. Zbierzemy drewno i ... zrobimy wam bujanego konika - rzucił wesoło, po czym spojrzał na Akane. - Wykorzystam moje ostatnie godziny z wnuczkami - stwierdził spokojnie i zabrał je do pokoju, by jeszcze je przebrać, po czym wsadził obie do jednego wózeczka. - No pewnie, będziecie mi pomagały szukać - zapewnił je ruszając i porywając dzieci Akane. Koniec tego dobrego. Trzeba było zająć się dziećmi i je trochę porozpieszczać, póki miał na to czas.
OdpowiedzUsuńGave przebudził się chwilę po tym jak trzasnęły drzwi za plecami Victora i ziewając przeszedł do kuchni, witając po drodze Akane. Sięgnął sobie po czystą miseczkę i nałożył chłodnej już owsianki. Dorzucił sobie do niej trochę gumijagód i usiadł na kanapie, wcinając pierwsze kilka łyżek.
- Jakie plany na dziś? - zapytał jej. - Zamierzam odwiedzić Maryl - przyznał szczerze. - Trochę się za małą stęskniłem.
Gave
Spojrzał po niej i uniósł jedną nogę do góry, aby nie było jej zbyt wygodnie, ale nie powiedział nic więcej na ten temat.
OdpowiedzUsuń- Dzięki - odparł spokojnie, zajadając pierwsze kilka łyżeczek owsianki, by kolejną, obrzucić Akane. - Ups... wybacz to przez rękę - skomentował z niewinnym uśmiechem na twarzy. - Jedna jest niesprawna, a drugą uczę się posługiwać perfekcyjnie - wyjaśnił spokojnie. Jaki ojciec, takie córki (xD). Słuchał jej planów ze spokojem. - Brzmi świetnie - zgodził się z nią. Wzruszył ramionami. - Nie wiem kiedy wpadnie. Jeszcze jej nie widziałem... nie widziałem jej od ponad roku - westchnął. - Chcę chwilę się ją nacieszyć zanim tu ją przyprowadzę, ale skoro Onyx wspominała że wpadnie... to zaproszę je wszystkie - zgodził się zaraz.
Gave
- Mowa była o wieczorach - przypomniał jej jeszcze, kiedy ścierała z siebie jedzenie jego koszulką. Zaśmiał się cicho, kiedy wspomniała o Malice i wsunął do buzi kolejną łyżkę owsianki, chwilę milcząc. Pokiwał głową słysząc o targu i nowym straganie. To był jakiś plan. Na razie miał zamiar odwiedzić je w domku Darcy i zobaczyć czy w ogóle uda mu się je przekonać, że jest już sobą.
OdpowiedzUsuń- Wezmę i zaproszę je do nas - pokiwał lekko głową. - Oho... to wypadałoby im coś sprezentować - zgodził się z nią. - Może coś znajdę na tym straganie, a jakbyś ty coś wyczaiła to weź, najwyżej dostaną dwa prezenty - uśmiechnął się delikatnie, kontynuując jedzenie.
Gave
- To ty doszłaś do wniosku, że taki warunek postawiłem - odparł wzruszając przy tym lekko ramionami, kończąc swoją owsiankę i wykładając się na kanapie kiedy ta tylko z niej wstała. - A ja tylko przypomniałem, że jeszcze nie ma wieczoru - dodał. Ach te dopowiedzenia. Zasłonił swe oczy ramieniem, nabierając kilku spokojnych głębokich oddechów i sam wstał, aby pójść do siebie, przebrać się, po czym pozmywał resztę garów i miskę po swojej owsiance. Zmierzył ją spojrzeniem, kiedy wróciła już w pełni odziana.
OdpowiedzUsuń- Dobrze wyglądasz - stwierdził spokojnie, opierając się o framugę by móc ją spokojnie podziwiać. - Odprowadzę cię kawałek i ruszę do Darcy - stwierdził. - I tak to w tym samym kierunku - dodał spokojnie.
Gave
Popatrzył na nią nawet nie wiedząc co na to odpowiedzieć i w sumie stwierdzając że nie ma co strzępić języka. Niech sobie dochodzi jak tylko chce.
OdpowiedzUsuń- To dobrze - pokiwał głową, kiedy stwierdziła, że dobrze się czuję, po czym zmarszczył brwi, kiedy zaczęła tak majstrować przy jego ciuchach. Wsunął kaptur na głowę, żeby jednak nie ryzykować tego mierzwienia mu włosów.
- Drań pełną gębą - rzucił wzruszając ramionami. Wsunął tylko do kieszeni trochę złotych monet i ruszył w krok za nią, ciesząc się ciszą, która panowała w tej okolicy. Pierwszy raz od kilku miesięcy mógł odetchnąć głęboko i swobodnie. Mógł iść bez bolącej go głowy. Aż mu się łzy szczęścia zakręciły wokół oczu, ale zaraz starł je dłonią. Milczał większość czasu, bo za każdym razem gdy chciał coś powiedzieć to... nie brzmiało zbyt chłodno. A przecież miał utrzymywać dystans.
- Będziesz się kąpać? - palnął patrząc na słońce. - Ohoho... a potem będzie trzeba leczyć w łóżeczku - pokręcił lekko głową. - Tylko się nie rozłóż.
Gave
- Z tobą nigdy nie wiadomo. Twoje plany często się zmieniają - zauważył spokojnie, po czym pokiwał głową. - Jasne, do taty - mruknął, kiwając lekko głową. - No tak, to lepsze rozwiązanie niż zarażać małe - zgodził się z nią, po czym wytrzymał jej spojrzenie i pokiwał głową. - Tak, wszystko jest w porządku - zapewnił ją. - Żyję, chodzę, biegam nawet... nie jestem chory, a ręka jak to ręka, kiedyś dojdzie do siebie - pokiwał lekko głową. - Wszystko gra - uniósł kciuk w górę i uśmiechnął się do niej lekko. - A co? - zapytał zaraz.
OdpowiedzUsuńGave
- Nie mam gorszego dnia - odparł chłodno. - Po prostu postanowiłem, że trzeba się zdystansować, bo zaczynam wpadać z gówna w górno - mruknął patrząc jej prosto w oczy. - Dla pobocznego świadka wyglądamy jak... stare dobre małżeństwo, jak para... - odchrząknął. - A przecież zerwaliśmy - zauważył odpowiadając jej cierpkim uśmiechem. - Trzeba dystansu nabrać, dlatego od dziś... - wystawił rękę do przodu. - ...mów do ręki - powiedział chłodnym, poważnym tonem, choć w środku go skręcało i najchętniej wybuchnąłby śmiechem.
OdpowiedzUsuńGave
- To nie tak, że nie lubię. Mi to nie przeszkadza, ale... ty możesz mieć potem złudną nadzieję - odparł spokojnie i spojrzał po niej. - Idę w tę samą stronę co ty - zauważył jeszcze, kiedy przyspieszyła i podążał trzy kroki za nią, kręcąc z niedowierzaniem głową. Cóż zawsze mógł mówić do jej pośladków. Odbił w swoją stronę, kiedy był na to odpowiedni czas.
OdpowiedzUsuń>.<
Do domu wrócił wieczorem, kiedy Akane położyła już małe. Spojrzał na nią i wskazał dłonią kanapę.
- Siadaj i słuchaj - rzucił przystawiając naprzeciw niej krzesło tak by oprzeć się o nie rękoma i usiąść okrakiem. - Naprawdę zabroniłaś Onyx przyjść tu z małymi? Rano mówiłaś coś innego i jakoś trudno jest mi uwierzyć żebyś mogła coś takiego zrobić - rzucił krótko. - No i wchodzisz jej non stop do głowy? Wmawiasz, że mnie kocha? - westchnął opierając czoło o swoje ramiona. - Akane... to ja zawaliłem pod tym względem - wymamrotał. - No i nie chce mi się w to wierzyć, ale jak jest z twojego punktu widzenia? - spojrzał jej prosto w oczy.
Gave
- Ale będzie się do niej łatwiej zdystansować - stwierdził krótko, jakoś tak nie mogąc zostawić tematu nadziei w spokoju.
OdpowiedzUsuń>.<
- Okay - odetchnął nie podnosząc głowy ze swoich rąk. Dalej opierał czoło o ramię. - Raz... jesteś pewna że raz? - spojrzał po niej, jakby szukając fałszu. - Nie właź jej do głowy więcej - mruknął krótko. - Ona ma prawo się potem ciebie obawiać - stwierdził cierpko, po czym wypuścił ze świstem powietrze. Nie do końca wiedział jak skomentować kolejne słowa więc tylko słuchał. Cóż, może można było odnieść to, że coś ciągnie jako kochasz go? Pewnie można. Dmuchnął sobie w grzywkę ponownie opierając głowę o ramiona.
- Jutro przyjdą dziewczynki - poinformował ją. - Same - dodał zaraz, oddychając głęboko. - Planuję zrobić jakąś kolację. Będziesz też czy odpuszczasz? - spojrzał po niej. - Onyx nie będzie - dodał zaraz.
Gave
- Nie przeszkadza mi twoja obecność - odparł spokojnie. - Pytam orientacyjnie, żeby wiedzieć na ile osób szykować jedzonko - wyjaśnił swoje pytanie, a co do samej Onyx już nie skomentował jej słów. Mogła wydawać się jej fałszywa. On próbował ją zrozumieć, ale też niektóre rzeczy mu się po prostu nie kleiły. - Jej nie będzie - powtórzył, patrząc jej prosto w oczy. - Tylko tyle i aż tyle - wszedł na nieco sarkastyczne rejestry i wywrócił oczyma, by zarzucić swoimi włosami niczym lalunia z słabego serialu. Westchnął ciężko, ponownie opierając czoło o ramiona. - Czemu życie jest takie trudne? - zapytał jej. - To wszystko co dzieje się dookoła? - mruknął zaciskając mocno pięści. - I w środku? - westchnął ciężko i zaraz na nią spojrzał. - W danej chwili nie zamierzam z nikim się wiązać - poinformował ją. - Z nikim... - powtórzył, po czym chrząknął. - Tylko tyle i aż tyle... chciałem ci powiedzieć - dodał tonem gimbazy, po czym posłał jej buziaka w powietrzu.
OdpowiedzUsuńGave
- Może zapuszczę - rzucił w odpowiedzi oddychając głęboko i obserwując ją tylko. - Wiem, ale nie mogę się powstrzymać - powiedział jeszcze, obserwujac jak wstaje i idzie do kuchni. Tyle informacji co dzisiaj się dowiedział od Onyx, od Akane... trudno było je wszystkie teraz przetrawić. Zacisnął mocno wargi, wracając do wegetacji na swoim krześle. Oddychał przy tym ciężko, ale dawał radę.
OdpowiedzUsuń- Jak dzień? - zapytał jej chcąc tylko zagadać i odsunąć swe myśli na bok. Odstawił krzesło na swoje miejsce, a sam padł na kanapę. - Mój dobrze, popsułem drzwi Darcy, widziałem się z Maryl i resztą... - uśmiechnął się lekko. - Dobrze było je zobaczyć - stwierdził. - Nie widziałem ich ponad rok... - westchnął ciężko. Nie chciał by to stawało się regułą.
Gave
Spojrzała po niej podejrzliwie. Zaśmiała się.
OdpowiedzUsuń— A tylko spróbuj, to mój hotel będzie miał prostą mapę do Ciebie do domu jako jadalni — pogroziła jej palcem. — Westernowych? Ee… chodzi o tych takich w kapeluszach i takimi pukawkami? — zrobiła pistolet z palców, żeby lepiej pokazać o co jej chodzi. Często za małego pytała rodziców o Argar, ale w niektórych rzeczach pamięć mimo wszystko bywała zawodna. Na sprawę kalendarza więcej nie odpowiedziała, cieszyła się, że rozumie mimo wszystko.
— Działa i nie działa. Diego dowiedział się po jakimś czasie po moim porwaniu, że grozi mi niebezpieczeństwo i zaczęli mnie szukać, ale zanim znaleźli wróciłam do Argaru. Na razie tak gadać gadać możemy raczej na kilka metrów, ale mamy też takie… alarmiki, gdy coś się od.. dzieje coś co odstaje od normy — poprawiła się szybko. Akurat Fasolki nie musiały kląć równie często co ona. Uśmiechnęła się lekko.
— Już, już się uspokajam, na razie są malutkie oczywiście, a urocze i słodkie zostaną na całe życie — posłała małym uśmiech. — Aż by was można było schrupać wy Fasole kochane, oczywiście w przenośni, ciocia swoich by nie zjadła. No chyba, że będziecie jeszcze bardziej słodziutkie — zaśmiała się jeszcze do małych, otwierając buzię, żeby ugryźć powietrze bliżej dziewczynek. Odsunęła się zaraz, żeby niepotrzebnie ich nie stresować. Wstała też, aby wziąć sobie sok, który przygotowała Akane i mruknęła zadowolona.
— No ale barmaństwo to macie we krwi… — powiedziała z podziwem, szybko biorąc kolejny łyk. Wróciła wzrokiem do Akane i usiadła bliżej nich, ale na tyle daleko, aby nie wylać przypadkiem niczego na koc.
— Tak, wyjście z ukrycia będzie dobre, w swoim czasie, ale sama jako Kapłanka będę planować ten kraj, jeśli mama nie będzie miała ku temu dobrych warunków — odpowiedziała.
Darcy
- To wtedy wszyscy potrafiliby trochę zębów - zauważył wzruszając nieco ramionami. Słuchał jej opowieści o swoim dniu, kiwając lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Drzwi, brakowało jej Judasza - stwierdził swobodnie. - To teraz go ma, na razie prowizorycznego - pokazał jej język, po czym skinął głową. Jasne, że będzie już z nimi można podróżować do Terry i z powrotem.
- Risha nie będzie miała nic przeciwko. Maryl przecież już ze mną tu była - zauważył spokojnie, po czym spojrzał po niej i uniósł lekko brew. - Kto pierwszy ten lepszy - przypomniał jej jak mantrę, pokazując do tego język, ale ostatecznie podwinął trochę nogi, co by mogła półdupcem się wsunąć na kanapę.
Gave
- Bez problemu - uśmiechnął się do niej. - Chcesz spróbować? - poruszał zabawnie brwiami, po czym dołączył do jej śmiechu. - Ależ oczywiście, że tak. W innym terminie jej dorobię co nieco. Nam zresztą też - zerknął na ich drzwi do mieszkania. - Przydałby się taki judasz dla bezpieczeństwa - rzucił spokojnie i wzruszył ramionami. Niekiedy nachodziły go głupie i szare myśli to i nos się zwieszał. - A może czekam na to byś mi na nich usiadła, żebym mógł sprawić, że ci będzie baaardzo niewygodnie? - zaproponował unosząc lekko brew i pokręcił lekko głową. - Tak, w miarę... znaczy wiesz... z całą rodzinką się widziałem. Było głośno, wesoło i sympatycznie, ale samą Maryl chcę zabrać za jakiś czas na mały spacer - uśmiechnął się delikatnie. - Kocham je wszystkie, ale tyle energii by je wszystkie na raz mieć... to nie da rady - pokręcił głową.
OdpowiedzUsuńGave
Popatrzył na nią spod byka.
OdpowiedzUsuń- Za kogo mnie masz? - zapytał jej unosząc lekko brew. - Swojego nie niszczę. Swoje udoskonalam, pełna profeska i fach w dłoniach - odchrząknął, kręcąc lekko głową i kopiąc lekko jej nogi, kiedy tak zaczęła marudzić. - Okazja przeszła ci koło nosa. Jak mi przykro - mruknął wzdychając przy tym nieco i kręcąc głową z niedowierzaniem. - Sam nie wiem - przyznał. - Będą miały zakaz bawienia się przy tylko jednym rodzicu - zdecydował. - We czwórkę to znaczy, bo nasze dwie to bez problemowo - puścił do niej oczko.
Gave
- Ała! Be mama, be! - kopnął ją lekko drugą stopą i pokazał język śmiejąc się zaraz. - Hm... wierzę, że zrobię wszystko, żeby ten zakaz stosowały - uśmiechnął się. - Przy większej ilości brzdąców będzie potrzeba większej ilości dorosłych - pokiwał głową. - W sumie... to właśnie doceniam pracę przedszkolanek - wypuścił ze świstem powietrze. Tak radzić sobie z taką zgrają... masakra. Przymknął na moment oczy. - No dobra to porozmawiajmy o tym które z nas będzie złą gliną a które tym dobrym - spojrzał po niej poważnie.
OdpowiedzUsuńGave
— Tak, tak, a z Piasków Czasu z powrotem pod Twój dom, możemy tak w nieskończoność, aż Ci wszyscy teoretyczni goście kota dostaną — zaśmiała się. Pokiwała głową na kolejne wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuń— Tak, kiedyś słyszałam od rodziców, ale wiesz. W Argarze było tyle rzeczy, kultur, stylów, że ciężko to wszystko spamiętać w głowie. Ale na drzwi obrotowe absolutnie nie mam ochoty. Już widzę jak Gave by się kręcił wokół nich po złości i mówił coś w stylu, przecież mnie u Ciebie nie ma co się czepiasz. Lubi maltretować moje biedne drzwi od domu. Ale tych już nie ruszy! — uśmiechnęła się szerzej pewna swego (to się bardzo źle zestarzeje XD).
— Też jestem ciekawa. W zasadzie u mnie i Diego to trochę taka anomalia, Fasolki mają lepsze geny ku takim zdolnościom raczej. A może już teraz nam tu knują między sobą — spojrzała po nich podejrzliwie, żeby zaraz zachichotać. Widziała też, że małe zaczęły przysypiać. Przestała je męczyć. Faktycznie trochę się z nimi wybawiły. Cóż, może dłużej pośpią.
— Żebyś się nie zdziwiła, jak zobaczysz u mnie kiedyś wyjątkowo krwistego steka. Nie zadawaj wtedy zbędnych pytań — puściła jej oczko, po czym wstała po swój sok.
— Poczekam, oczywiście — zapewniła ją z uśmiechem. — Dobranoc Fasolki — pomachała im jeszcze. W tym czasie zajęła sobie miejsce na kanapie, w końcu była wygodniejsza niż koc, a czas, w którym Akane usypiała małe zajęła sobie własnym rozmyślaniem o niebieskich migdałach. Uśmiechnęła się do An, gdy usiadła obok niej i kiwnęła głową.
— Tak, niestety. Wiesz, chujowe — przekleństwo powiedziała bardzo cicho, aby na pewno nie usłyszały jej dziewczynki, mimo wszystko mogła sobie teraz pofolgować — groźby, że będą palić Mathyr jak otworzymy granice, Phyonix ma zachować czystą krew, ja i moje rodzeństwo to abominacje i zło konieczne. Dlatego otworzenie Phyonix to będzie długi, ciężki proces. Najłatwiej byłoby po prostu ściąć każdego z tych fanatyków, ale to by tylko słusznie innych przeraziło. Trzeba znaleźć inną metodę, liczyć, że sami w końcu zmienią zdanie, albo w końcu się zestarzeją i umrą sami, to też jest jakaś opcja. Są w mniejszości, ale wyobraź sobie grupę feniksów, która lata z wioski do wioski i spuszcza ogniste kule na niczemu niewinne istoty, to byłby armagedon. Perun wystarczy — wyjaśniła jej sytuację.
Darcy
Nie do końca zrozumiał pytanie.
OdpowiedzUsuń- Nie rozumiem - wzruszył ramionami. - No po prostu... jak jest więcej niż 2 małe to wypadałoby mieć drugiego dorosłego do pomocy - skomentował patrząc na nią. - Zakaz zabawy z dziećmi jeśli nie znajdą drugiego pomocnika dorosłego - wyjaśnił o co mu chodzi i wzruszył ramionami, po czym pokręcił głową. - Jak już będą miały te 7 lat to niech biegają gdzie chcą i z kim chcą, byle rozróby w domu nie robiły - zaśmiał się cicho. Spojrzał po Akane zaskoczony. Tego nie wiedział. Pokręcił więc tylko głową.
- No czasem są pewne kwestie, w których będzie trzeba pokrzyczeć i pogłaskać po głowie - zauważył. - Wtedy najlepiej mieć jeden front, ale jedno krzyczy a drugie głaszcze. No bo niekiedy nie idzie wyjaśnić rozmową. Trzeba dziecko konkretnie ochrzanić.
Gave
Pokręciła głową, słysząc o zaskoczeniu. Wypuściła powietrze z ust.
OdpowiedzUsuń— No to niech lepiej uważa, te drzwi były bardzo drogie. Żeby wam budżetu domowego nie nadszarpnął — zaśmiała się. Jeśli on zniszczy jej te drzwi nie widziała innej opcji jak to, że będzie musiał za nie po prostu oddać, mosiężne drzwi z magicznymi zamkami w końcu tanio nie chodziły, a ona nie miała zamiaru sięgać do skarba dla własnych fanaberii. Nie odpowiedziała nic na temat odsuwania talerza. Akane i tak była już zajęta odprowadzaniem dziewczynek. A ona sama żadnej idealnie trafnej riposty nie miała. A żart przecież i tak całkiem nieźle jej wyszedł. Poczekała aż wróci. Wysłuchała tego co miała do powiedzenia. Na dobrą sprawę, nie brzmiało to źle. Uśmiechnęła się do niej.
— A więc chciałabyś zostać w Phyonix na dłużej? Takie wykrywanie intencji mogłoby być bardzo przydatne, ale trzeba by to dobrze zaplanować, myślę, że najlepiej byłoby to przedyskutować z mamą. Nie wiem jak działało Latrala, umiejętności są bardzo przydatne. Tylko no chodzenie od domu do domu i sprawdzać kto czego chce — zaśmiała się delikatnie. — A to była moja pierwsza myśl.
Darcy
Pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie - powiedział spokojnie. - To z głaszczeniem, to nie tak że spokojnie, wszystko gra, nic nie zrobiłaś - wyjaśnił. - Tylko no załóżmy, że Raja naraziła swoje życie na niebezpieczeństwo, ale ostatecznie nic się nie stało. I teraz ja na nią krzyczę, bo przecież nie dociera do łba spokojnie, ona w ryk i leci do ciebie się przytulić. No to ty pogłaszczesz i wyjaśnisz spokojnie dlaczego to co zrobiła było złe - spojrzał na nią. - No ale jak oboje będziemy krzyczeć to nie będą miały gdzie przyjść żeby wsparcia poszukać po takim krzyczeniu - wymamrotał. - Bo będą się bały i ciebie i mnie - dodał wzdychając ciężko. - Nie wiem, mi się jednak wydaje że to ma sens. Chociaż możesz stwierdzić że nie - mruknął patrząc w sufit. - Po prostu nie chciałbym, żeby nagle dziewczynki stwierdziły, że z żadnym z nas nie można porozmawiać... i zwiały gdzieś - spojrzał po Akane wymownie.
Gave
Nie mieli wspólnego? Przecież mieszkali razem, nie dzielili się jakoś kosztami? Wzruszyła ramionami. Nie jej sprawa. Nie miała zamiaru wchodzić między wódkę a zakąske gdzieś, gdzie mogłaby sobie narobić problemów u jednego albo drugiego. Zresztą i tak wolała się skupić teraz na sprawie Phyonix. Nie spodziewała się, że ktoś spoza jej ojczyzny będzie zainteresowany tą sprawą. Uśmiechnęła się do niej.
OdpowiedzUsuń— Tak, masz rację — zgodziła się z nią, kończąc swój sok. — Jeśli będziesz chciała zostać parę dni dłużej czy oddać trochę swojego czasu na swoją pomoc, ja z chęcią ją przyjmę. Myślę, że mama też, ale o to już się do niej odezwę. Na żywo, listy nie zawsze są dobrą formą komunikacji — odpowiedziała jej. — Ale naprawdę dziękuję, to może nam pomóc chociażby dowiedzieć się jakie faktyczne nastroje panują w ojczyźnie i ilu porwań mogę jeszcze oczekiwać w życiu — zaśmiała się delikatnie.
Darcy
— An, mówisz tak, jakbyśmy robili nie wiadomo jaką łaskę — pokręciła głową, uśmiechając się do niej. — Jeśli możemy coś zrobić, aby chociaż trochę zapobiec cierpieniu, jakie przynosi wojna, ten Azyl to naprawdę niewiele. W Phyonix będą bezpieczne, nikt nie dostanie się do Phyonix nieproszony — wyjaśniła z lekkim uśmiechem na ustach. Zaśmiała się na kolejne słowa.
OdpowiedzUsuń— Oj, zdziwiłabyś się — skrzywiła się zaraz lekko, zagryzając wargę. — Na razie nie mam zamiaru sama i tak wystawić stopy z Argaru, szkoda, że nie znałaś tych jak chciałam ruszyć zwiedzać sama Mathyr, albo nikt mi zdrowo nie przypierdzielił wtedy — westchnęła. — Ale jest to coś nad czym warto pomyśleć, gdybym chciała faktycznie gdzieś wyjść. Myślę, że pewnie się wtedy odezwę, albo Ashan sam mnie przyprowadzi, żeby jego mała siostrzyczka była bezpieczna — puściła jej oczko.
— A bardzo chętnie, wiesz jak lubię te twoje mieszanki — z chęcią przystała na jej propozycję.
Darcy
Gave skinął głową.
OdpowiedzUsuń- Albo po prostu założymy, że kto pierwszy ten lepszy - spojrzał na Akane. - Żeby nie było tak że ty powiesz tak, a potem ja powiem nie, albo na odwrót - zgodził się z nią, po czym usiadł i spojrzał po niej poważnie. - Po prostu martwię się tą całą sytuacją - stwierdził. - Onyx się rozsypuje, nie do końca wie na czym stoi. Ma tak wielki problem jeśli chodzi o emocje, że ja sam nie wiem gdzie wsadzić kij i co ruszyć aby pomóc - zaczął spokojnie. - Wojna nadchodzi, więc nie ma co na jakieś wielkie wyprawy wychodzić... - dodał zaraz. - Bo nie wiadomo kiedy będziemy do tego Azylu szli, a chcę odprowadzić dziewczynki - mruknął. - Do tego Maryl i Rokara chcą mojej atencji bo ostatnio mnie nie było - zacisnął mocno wargi. - No i ojciec zostawił mi plan treningowy na najabliższy miesiąc - odchrząknął. - Ile dusz odsyłać codziennie i tak dalej. Niby nie jest on duży, ale jest. Nie mogę już zaniedbywać tej części siebie... części z mocą - westchnął. - No i jesteś jeszcze ty. Serio nie wiem na czym stoimy Akane.
Gave
Słuchała jej. Tak, w pewnym sensie miała rację. Uśmiechnęła się lekko, opierając się o oparcie kanapy(XD).
OdpowiedzUsuń— Zakładam, że nie każdemu się to podoba, ba, widzę już w głowie te myśli starszego brata, a po co, a na co, oni nie są swoi, mogą radzić sobie sami, my przecież musieliśmy. Mam jednak wrażenie, że mama myśli podobnie do mnie w tej sprawie. Że my musieliśmy sobie radzić sami, inni nie muszą, w końcu jeśli chce się zmienić ten świat na lepsze, to trzeba zacząć od samych siebie, nieważne jak niekomfortowo to by było, co brzmi jak hipokryzja z moich ust, biorąc pod uwagę jak ciężko dotknąć mi nową poznaną osobę — nie mogła się powstrzymać od delikatnego, w swoim mniemaniu, żarcie na sam koniec. Nie każda chwila życia musiała być przecież w pełni poważna, prawda? Zarumieniła się lekko i zaśmiała na jej kolejna słowa. Pokręciła głową.
— Oj,oj, zaraz tam kąsek, ładna może i tak, ale za to jaka rozpieszczona, nie polecam — zażartowała. —Serdecznie nie polecam— dodała jeszcze ze śmiechem na ustach. Uśmiechnęła się do niej.
— Tak, wiem. Dziękuję. Szczerze nie wiem, czy bez czegoś takiego w ogóle będę miała odwagę stopę z Argaru wystawić — przytaknęła, przymykając oczy. Nigdy nie próbowała odkąd wróciła, ale za każdym razem, gdy o tym myślała czuła jakiś taki nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. Była niepewna, to oczywiste. Skoro mogła dmuchać na zimne, czemu miałaby tego nie zrobić? Wzięła drinka od Akane i posmakowała. Jak zwykle była wniebowzięta. Kiwnęła głową twierdząco, gdy do niej wróciła.
— Tak, Ashan. Myślę, że całkiem dobrze. Chciał zostać na chwilę, odwiedzić Morgane i mnie i ruszyć na wycieczkę po Mathyr, ale tyle się stało, że ma zamiar zostać dużo dłużej, a biorąc pod uwagę ryzyko wojny, wątpię żeby sam opuścił to miejsce zbyt wcześnie. Ale wygląda na to, że mu tu dobrze, zakochał się w Elim, podrywa turystki, rozkręca swój biznes grabarski, jestem tylko ciekawa czy znajdzie jakiś przyjaciół w Argarze.... — sama się zastanowiła krótka chwilę nad ostatnimi słowami.
Darcy
Gave popatrzył na nią sceptycznie.
OdpowiedzUsuń- Łatwo ci powiedzieć, a sama latałaś jak pokręcona, żeby mi pomóc ogarnąć emocje - zauważył unosząc lekko brew. - Części nigdy do końca nie ogarnę - odparł spokojnie, po czym pokręcił lekko głową. - To trudne zostawić tak kogoś samemu sobie - zauważył. - Giga trudne - przyznał cicho, po czym skinął głową. - W porządku, ja raczej zostanę w Argarze, ale odprowadzę je na pewno - uśmiechnął się delikatnie. Nie chciał zostawać w Phyonix, bo czuł że po kilku dniach z małymi byłoby mu ciężej opuścić to miejsce. Lepiej było szybko zerwać bandaż.
- Mhm no jutro na pewno tę kolację zrobię, a co dalej to zobaczymy - pokiwał nieco głową. - Nie chcę przecież też zmuszać dziewczyn do przenoszenia się do nas - dodał po chwili milczenia, a na wieść o planowaniu uśmiechnął się szeroko.
- Mhm wystarczy że w nocy wyjdę i poszaleję z duchami. Lub nad ranem - skomentował z uśmiechem na twarzy. - Ale dzięki, w razie czego zgłoszę się o pomoc - przyznał szczerze, po czym znów wypuścił powietrze z płuc.
- No to nie zdziw się, jak któregoś razu dojdzie do pocałunku lub seksu, bo jak będziesz mnie tak kusić to ja przestanę się powstrzymywać, Akane - odparł poważnie. - Przestanę, bo ty... dajesz mi zaproszenie. Niejednokrotnie już zapraszałaś - zauważył spokojnie. - Więc albo przestaniesz to robić, albo musisz liczyć się z taką ewentualnością - dodał jeszcze.
Gave
- W sprawie seksu tak, w sprawie pocałunku? - popatrzył na nią z powątpiewaniem. - Nie sądzę. Tak samo jak ja nie mam nic do powiedzenia, kiedy całujesz mnie to w policzek to w czoło, tak samo i ty nie będziesz miała nic do powiedzenia, kiedy w końcu się nie powstrzymam - wyjaśnił jej to po chłopsku. Normalnie. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy wspomniała że sam się zgrywa. - Ależ oczywiście, że kuszę - odparł uśmiechając się do niej lekko. - Tylko że różnica między nami jest taka... - wskazał na nią i na siebie. - Ja nie miałbym nic przeciwko seksowi czy pocałunkom, a ty jednak masz tu opory - skomentował krótko. - Więc skoro masz te opory to nie rób takich rzeczy, które mogą mnie zachęcić - spojrzał jej prosto w oczy. - Bo widzisz... wysyłasz tym sprzeczne sygnały.
OdpowiedzUsuńGave
- No właśnie, mówisz... "nie tutaj", a potem muskasz mnie ustami, chcesz przytulać, smyrasz po ramieniu - spojrzał po niej. - To trochę się wyklucza z twoimi słowami. Kim dla mnie jesteś? Nie wiem - odparł szczerze. - Matką naszych dzieci, przyjaciółką... kimś kto mnie pociąga - wzruszył ramionami. - Przeszkadza mi to, że stawiasz takie konkretne granice, a tak właściwie to robisz potem wszystko, żeby je złamać. Może nie ty, może inaczej... robisz wszystko, żebym ja je złamał. Nie wiem, może wtedy byłoby ci łatwiej mnie znienawidzić czy coś w ten deseń. Może w tym właśnie jest twoja metoda. Po prostu, Akane, to się kupy nie trzyma. Twoje usta mówią jedno, twoje ciało robi co innego - pokręcił głową.
OdpowiedzUsuńGave
- W porządku, możesz i dotykać przyjaciół, ale sama wiesz że jesteśmy świeżo po zerwaniu - powiedział nabierając głębokiego oddechu w płuca. - I takie gesty po prostu sprawiają, że ja już nie wiem czego ty chcesz - mruknął krótko. - Ja owszem, chętnie pójdę w takie gesty, ale... na nich się nie skończy - dodał. - W tej chwili na nich się nie skończy - powiedział jeszcze, odprowadzając ją wzrokiem.
OdpowiedzUsuńGave
Akane chyba naprawdę lubiła jej dokuczać. Tabun rycerzy? A po co jej to było? Miała swoich przyjaciół i rodzinę, nie czuła się w potrzebie posiadania rycerza. Doskonale chyba o tym wiedziała, a jednak miała ochotę ją trochę podręczyć. Pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń— A ja już widzę jak brat zabiera mnie na lekcje przypominające jak raz a dobrze odstraszyć kawalera — odchrząknęła, unosząc się na kolanach na kanapie. Wyciągnęła ręce przed siebie. — Łapiesz go za ramiona i idziesz delikatnie ręką prosto do szyi o tutaj, bo tutaj jest tętnica, a wtedy swoimi ozdóbkami mu ją przebijasz! Problem z głowy, kawaler z głowy! A jak jest jakiś magiczny i odporny na ataki fizyczne, to ogniem go dopóki skwarek nie zostanie — zaśmiała się, wracając do siedzenia na pośladkach. — Jak rycerz mnie przetrzyma to musi przetrzymać jeszcze moje rodzeństwo, co Ty, ta śliczna buzia jest tylko do oglądania — dodała jeszcze, dotykając policzków palcami wskazującymi i zaśmiała się ponownie. Zaraz szybko spoważniała, gdy przeszły na inne tematy. Tak, Akane też sporo przeszła. Uśmiechnęła się delikatnie, zadowolona, że mimo wszystko potrafiła być teraz taka szczęśliwa, że teraz to wszystko jakoś się ułożyło.
— Cieszę się, że Ty swoje problemy przepracowałaś, w razie czego będę miała do kogo zwrócić się po pomoc, gdybym potrzebowała rady. I cieszę się, że po czymś takim masz taki ładny uśmiech. Wiesz ja Cię poznałam po tym co Cię spotkało, a uśmiech zawsze miałaś bardzo uroczy, a na uśmiechach się znam — puściła jej oczko.
— Nie powiedziałabym, że jest nieprzyjemny, jest zamknięty i małomówny, ma dziwne poczucie humoru, dziwniejsze ode mnie i sam praktycznie nie wychodzi z inicjatywą. Martwię się, że tutaj będzie miał tylko mnie i Morganę, a chciałabym, żeby miał też jakiś przyjaciół — wyjaśniła co miała na myśli.
Darcy
- Nie byłem szczęśliwy - przyznał cicho, opadając z powrotem na kanapę. - Bo za każdym razem, gdy coś szło nie po twojej myśli to zaczynałaś spazmować, nakręcaliśmy się nawzajem. Potem bałem się cokolwiek przy tobie mówić aby nie prowokować kolejnej niepotrzebnej awantury - mruknął. - A taka atmosfera absolutnie nie sprzyja zakochiwaniu się - dodał jeszcze. - To masz problem, Akane - mruknął. - Z tym brakiem całowania się czy seksu - wywrócił oczyma zerkając na nią. - Ja mówię swobodnie o kimś innym przy swoim boku? - zamrugał. - Nie, ja po prostu dopuszczam taką myśl - wyjaśnił. - Co chcesz? Mnie chcesz? - wstał nagle oddychając głęboko. - To mnie bierz - wywrócił oczyma. - Przecież akurat ja nie stoję ci na przeszkodzie w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńGave
Skinął głową na jej wyjaśnienie i wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Ja tam dopuszczam kogoś u ciebie od razu - stwierdził spokojnie, siadając, kiedy tak stwierdziła że chce go całego. Akurat całego siebie zagwarantować jej nie mógł. Tego już się nauczył. To co mógł jej dać to dawał, a to nigdy nie wystarczało. Nie zamierzał znów pchać się w to samo bagno. Czasem też musiał patrzeć tylko na siebie. Położył się na boku, obserwując jej pracę i przymknął na chwilę oczy. Miał na końcu języka odpowiedź, że całego go nie dostanie, więc może od razu o tym zapomnieć, ale ugryzł się w język zanim to powiedział. Zamiast tego w milczeniu podążał za nią spojrzeniem.
Gave
- Nigdy nie zaznaczałem, że widok kogoś przy twoim boku to dla mnie nie problem. Zaznaczyłem jedynie, że dopuszczam do siebie coś takiego - odparł, gdy ona już schowała się w swoim pokoju. - A to dwie różne rzeczy, a ty znowu wciskasz w moje słowa inne znaczenie - szepnął jeszcze, również decydując się na sen.
OdpowiedzUsuń>.<
Wstał przed świtem i wymknął się z chałupy, by poćwiczyć i odesłać parę pozostawionych dusz. To wówczas natknął się na ogień w lesie. Ogniste strzały leciały w stronę Argaru. Zapalały drzewa jedno, po drugim i były straszliwie blisko ich własnego domu. Pożar się rozprzestrzeniał. Gave wrócił maksymalnie szybko do domku i wpadł do sypialni Akane.
- Wstawaj - potrząsnął nią. - Ogień do nas idzie - powiedział szybko, biegnąc zaraz do pokoju dziewczynek.
Gave
Gave potrząsnął głową.
OdpowiedzUsuń- Widziałem jedynie płonące strzały. Las płonie - powiedział poważnie, biorąc Malikę na ręce i szybko pakując torbę dziewczynek. Coś mimo wszystko przydałoby się wziąć. - Ogień jest blisko nas - spojrzał jej prosto w oczy. - Nie damy rady go sami zatrzymać... przydałby się Tony albo ktoś z wodnymi umiejętnościami, twój piasek też może się przydać, ale... ogień jest po prostu wszędzie - zgrzytnął zębami.
Gave
— Nie mówię, że jak spotkam odpowiedniego to nie stracę dla niego głowy, po prostu na razie się nie widzę w takiej sytuacji — odpowiedziała już bardziej poważnie. Nie chciała schodzić zaraz na szukanie potencjalnych kandydatów czy iść w drugą stronę i deklarować się, że do końca życia była sama. Tego nie wiedziała, wiedziała natomiast, że żartami na ten temat potrafiła się zbyt szybko zmęczyć. Zaśmiała się na jej kolejna słowa.
OdpowiedzUsuń— Nigdy w to nie wątpiłam — przyznała z uśmiechem. Pokręciła głową na jej następne słowa.
— Jeśli chcesz to proszę, życzę powodzenia, ale nie zachęcam Cię do niczego. Wolałabym żeby sam kogoś poznał, a nie zbierał moich ziomków dla siebie, to wtedy nie jego sukces, w końcu siorka przełamała pierwsze lody – zaśmiała się.
Darcy
Nie protestował, dopakował tylko kilka innych rzeczy i nałożył małej chustę na buzię, biorąc od Akane butelkę wody. Nie zamierzał jej mówić, że przecież wie, jak działać. Zamiast tego skinął tylko głową. W tej chwili nie było sensu na głupie kłótnie.
OdpowiedzUsuń- Wiatr wieje w stronę wioski... musimy się pospieszyć - powiedział jej jeszcze, ruszając przodem tuż przed Akane. Małe wyczuwały ich niepokój i zaczynały delikatnie się wiercić i niecierpliwić, by wybuchnąć zaraz dźwięcznym płaczem. - Szszsz... - przytulił Malikę mocniej do siebie. - Nic nam nie będzie - powiedział. - W prawo - dorzucił do Akane. - Zrobisz nam tam krótką ścieżkę? Mój zwiadowca mówi że tam jest skrót - rzucił szybko do dziewczyny, drugą dłonią chwytając za miecz, przerzucony przez plecy. Jeden z dwóch, w razie gdyby przyszło mu jeszcze do tego wszystkiego się bronić. - Płonie ognisko i szumią knieje, drużynowy jest wśród nas - zerknął na Wintera, który wskoczył mu zaraz na głowę i na psinę Akane, która dzielnie dotrzymywała im kroku. - Opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas... - zanucił by uspokoić trochę dziewczynki. - Będzie dobrze.
Gave
Biegł dość szybko przez stworzoną przez Akane ścieżkę, ale nagle wyhamował, gdy wśród płomieni pojawił się rycerz. Szlag! Podeszli tak blisko? Zaszarżował na niego z mieczem krzyżując z nim ostrza. Cholera. Trzymał małą blisko siebie i jedną dłonią bronił przed atakiem. Cholerny wojak. Był silny, ale Gave nie miał czasu na zabawy. Nie pierdolił się w tańcu. Nasłał na chłopa trzy duchy i odciągnął go od nich tak by ten wleciał na płonące drzewo z impetem.
OdpowiedzUsuń- An, możesz nas osłonić piaskiem? - zapytał, bo mimo że już widział prześwit i drogę wolną do wioski to obawiał się, że zaraz znów ktoś ich zaatakuje. Serce zamarło mu na chwilę, ale zaraz potem Meliodas wylądował tuż obok nich.
- Osłonię was, biegnijcie do gospody, tam się zbieramy - poinformował ich spokojnie i posłał w ich stronę delikatny uśmiech. - Trzymamy się razem - klepnął Gava w plecy i poczochrał włosy Akane.
Gave
Chłopak odetchnął głęboko, dopiero kiedy znaleźli się we wnętrzu gospody i odruchowo wpadł w ramiona Febe razem z Maliką, którą dalej kurczowo przy sobie trzymał.
OdpowiedzUsuń- Żyjemy, nic nam nie jest - szepnął. - Ale... ale sprawdzisz małe? Proszę? - poprosił szybko. - Mogły się nałykać dymu... - wyjaśnił pod jakim kątem, po czym dopiero odwrócił się do Akane, która była w objęciach swojego ojca. Obejrzał ją od stóp do głowy i odetchnął. Nic im się nie stało. Zdążyli. Strach pomyśleć, co by było, gdyby w porę się nie obudzili...
Gave
- Wszystko dobrze - potwierdził chłopak. Nie miał żadnych obrażeń i cieszył się że i Akane ich nie miała. Słuchał jak Febe opowiada o Malice i odetchnął głęboko. - Przestraszyły się to normalne - stwierdził cicho, zerkając na Akane i odruchowo delikatnie ją obejmując. - Nic im nie będzie, dzięki... naszej szybkiej reakcji - uśmiechnął się do niej słabo. Adrenalina dopiero teraz z niego schodziła i z Akane również jak mógł zauważyć. Wziął Malikę na ręce kiedy Febe skończyła ją badać i ucałował w czoło, po czym zerknął na kobietę. - Dziękuję - szepnął do niej. - Chodź, położymy je razem z pozostałymi maluszkami - zaproponował, kiedy Febe skończyła badać i Raję. - Uśpimy je spokojnie... a potem... wypijemy dobrej herbaty i może wrzucimy coś na ząb - mruknął.
OdpowiedzUsuńGave
Gave usiadł obok nich, okrywając małe kocykami. Wyciągnął z torby ich ulubione przytulanki i podał im je jeszcze. Zdołał je wziąć co by małe miały coś znajomego przy sobie. Sam wsłuchał się w śpiew Akane. Obserwując jak powieki dziewczynek stają się powoli coraz cięższe, aż w końcu zasypiają. Ucałował je w czółko i wstał, spoglądając na Akane.
OdpowiedzUsuń- Chodź, musisz coś zjeść - stwierdził spokojnie, pomagając jej wstać. - Nic im tu nie będzie - szepnął. Nie komentował już tego, że mieli więcej szczęścia niż rozumu. Najważniejsze, że nic im się nie stało. Dziewczynki były całe i oni również. Cała reszta miała dla niego niewielkie znaczenie. Dom zawsze można było postawić od nowa.
Gave
- Posmakowałem - odparł z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Zanim wyszedłem rano, zrobiłem sobie kanapkę - przyznał bez bicia, po czym objął ją delikatnie ramieniem. - Zbudujemy nowy i lepszy - szepnął. - Z poddaszem, na którym małe będą mogły szaleć do woli jak już podrosną - puścił do niej oczko. - I wymykać się przed rodzicami przez okno na nim - dodał zaraz i pokiwał lekko głową. - Mi najbardziej jest żal tej coli... - westchnął ciężko. - A taki zapas mieliśmy - wymamrotał sadzając ją przy barze, a samemu wskakując za niego, by zabrać się za parzenie herbaty. - Co pani sobie życzy na śniadanie? W menu dziś serwują.... jajecznice bądź kanapki - podał dwie rzeczy.
OdpowiedzUsuńGave
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią, by powoli pokręcić głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie za słodki - powiedział. - Ale mógłby być odrobinę słodszy - uśmiechnął się delikatnie. - Tak czy siak był pyszny - zapewnił ją i pokiwał głową. Bardzo możliwe, że zacznie żałować decyzji z całym poddaszem dla Fasolek, ale co z tego? Chciał żeby małe miały swój własny kąt. Westchnął ciężko. - Ale tam to nie ma frajdy... tu jest frajda z coli - wyjaśnił wzdychając ciężko. - No ale może tam sobie szepnę do taty to mi jedną butelkę podrzuci - zaproponował. - W nagrodę za dobrze wykonany trening - zaproponował, po czym słysząc o wyborze śniadania zabrał się do pracy. Zrobił tej jajecznicy więcej i rozłożył na kilka talerzy, aby i część poszkodowanych mogło się najeść. Sam wziął sobie tylko odrobinę dla siebie i podał Akane pełen talerz. - Ja też - przyznał szczerze. - Trzeba być dobrej myśli...
Gave
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy go skomplementowała i jeszcze raz się jej ukłonił, wracając do swojej lemoniady. Poruszał głową do rytmu jej piosenki, dołączając się drugim głosem do "na, na, na, na". Ciężko było nie śpiewać, kiedy znało się ten utwór na pamięć. Złapał jej dłonie i wstał by wraz z nią iść malować świat. Okręcił ją nawet wokół jej własnej osi, zanim usiadł z powrotem na krześle, gwiżdżąc przy tym i jej klaszcząc energicznie. Również zerknął w bok na komentarz.
OdpowiedzUsuń- W porządku, ostatnie dla mnie i potem ostatnie dla ciebie - rzucił wesoło, po czym pokiwał lekko głową i zerknął na pianino, ale nie ruszył się z miejsca. - Nie jadałem dotąd takich dań, które Ty serwujesz mi - zaczął spokojnym, może trochę szeptanym głosem. - Brałem byle co, byle mieć, kilodżule by się bić, kilodżule by się o coś lać - śpiewał coraz głośniej. - Gest nikczemny, słowo klucz. Teraz czekam aż ukroisz nać.
Dodasz cukru, narwiesz bzu... - wstał z miejsca i wyciągnął do niej dłoń, by porwać ją ze sobą. - Z imbirem... imbirem.... imbirem... imbirem - wszedł z nią na scenę, aby usiąść obok pianina i zagrać przygrywkę do dalszej części piosenki, spoglądając na nią z uśmiechem na twarzy. Śpiewał dalej, zachęcając ją do dołączenia do niego i do stworzenia własnego duetu, po czym uśmiechnął się do niej i podziękował za utwór, kłaniając się również tym, którzy podeszli pod sceną. - No to teraz ostatnie... - stwierdził kiwając lekko głową. - Woda.
Damon
Spojrzał po niej krytycznie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
OdpowiedzUsuń- Ja podjadałem w trakcie robienia i dodatkowo mam swoją porcję - pokazał na swój talerz. - Jedz i nie marudź - pogroził jej palcem przed nosem spoglądając na jej porcję. Nie była znowu taka słoniowata. Ot dla normalnego człowieka, może odrobinę większa. - Musisz nabrać sił dla tych twoich run i innych ekscesów - skomentował, zostawiając ją z tą jajecznicą a samemu idąc do Febe, żeby zapytać w czym może pomóc. Może nie był najlepszy w opatrywaniu ran to jednak te związane z oparzeniem ogarniał. Nie bardzo wiedział co jeszcze mógłby zrobić, a przecież nie znosił być bezczynny.
Gave
- Do ulęgałki to tobie daleko - stwierdził tylko na odchodnym i przez pewien czas zajmował się rannymi. Tymi mniej potrzebującymi. Delikatnie przemywał rany i zakładał opatrunki, zagadując niemal każdego dla odwrócenia uwagi od bólu i nieszczęścia jakie ich spotkało. Najważniejsze, że póki co nie było słychać niczego o ofiarach. Widział w gospodzie nawet Maryl i Rokarę, które biegały i przynosiły więcej opatrunków. Większość znanych buź było w środku. Zacisnął mocno wargi nie widząc nigdzie Tonego i jego małej rodzinki. Czyżby coś im się stało? Może po prostu pomagali w ewakuacji... Tak, to musiało być to. Opatrzył kolejną osobę, zanim zerknął na Akane i ruszył do niej na moment, unosząc wysoko brew. - Naprawdę? - spojrzał po niej pobłażliwie i odchrząknął. - Porcja jak dla słonia - zaintonował jej głosem. - A teraz nie dość, że swoją wpitoliłaś to moją jesz? - pokręcił głową. - No no... słonico ty...
OdpowiedzUsuńGave
- Trochę ich jest, ale dajemy radę - odparł spokojnie, a kiedy dostrzegł Grimę na rękach Nika również ruszył w ich stronę, oddychając głęboko na słowa mężczyzny. Czyli jednak nic im się nie stało. Spojrzał po Kevusi i powoli wyciągnął ją z rąk Grimy, by spojrzeć jej prosto w oczy. - Nic jej nie będzie. Febe zaraz się nią zajmie - szepnął. - Sprawdzi, czy wszystko z małą w porządku - zapewnił. - A ty... może zjesz coś? - zaproponował, choć zamierzał proponować jej przede wszystkim pracę przy rannych, kiedy już się uspokoi, ale teraz postanowił się odsunąć. Dać Akane zadziałać kojąco. O ile to w ogóle było możliwe. - Małej nic nie jest - zapewnił ją jeszcze.
OdpowiedzUsuńGave
Uśmiechnęła się do niej. Sama dopiła swój sok, żeby nie zajmować jej więcej czasu.
OdpowiedzUsuń— Jasne, będę wdzięczna. To znaczy, fajnie jak się kiedyś gdzieś tam spotkacie i złapiecie na jakąś miłą rozmowę, ale właśnie, aby to wymuszone nie było. Nie mówię, też że musisz to robić, po prostu jak się zdarzy i będzie dobrze, to będę wdzięczna — wyjaśniła. Odniosła kubek.
— Umyć po sobie? — zapytała jeszcze. — Jasne, nie będę Ci więcej czasu zajmować. I tak miałam przyjść dać wam te maści i małe co nieco, no i liczyłam na przeprosiny, a się zasiedziałyśmy, też muszę wracać, po Abyss się obrazi za brak świeżego steku — odpowiedziała odchodząc w stronę drzwi.
— Dzięki za miłe popołudnie, musimy częściej sobie robić takie spotkania — pożegnała się jeszcze, po czym wróciła do domu.
Darcy
Roześmiał się serdecznie na jej energiczny śpiew i po wysłuchaniu kilku linijek odnalazł odpowiedni rytm i muzykę. Zaczął jej przygrywać dalej co by urozmaicić śpiew muzyką. Sam kołysał się do rytmu, obserwując jej występ. Co jak co, ale jeśli chodzi o scenę to Akane była po prostu bestią. Kiedy skończyła odsunął się od pianina i złożył jej kilka "poddańczych" pokłonów.
OdpowiedzUsuń- Byłaś świetna - powiedział wesoło. - Dzięki za wspólną zabawę - dodał jeszcze, a na wieść o pomyśle na jaki wpadła, wypiął dumnie pierś do przodu. - Polecam się na przyszłość - zasalutował jej zeskakując ze sceny, aby dostać się do swej lemoniady.
- Właśnie... a w zamian za inspirację poproszę o spacer - klasnął w dłonie. - Wiesz pomożesz ułomnemu dotrzeć do domu - zaproponował z lekkim uśmiechem na twarzy. Co prawda sam już dałby radę, ale przecież w towarzystwie zawsze było raźniej.
Damon
Chłopak zaczął kołysać małą ostrożnie, głaszcząc ją delikatnie po plecach.
OdpowiedzUsuń- Już dobrze, mama nie jest na ciebie zła - zapewnił ją cicho. - Przestraszyłaś mamusię, ale już jest dobrze. Mama bardzo cię kocha - szepnął jeszcze, zanim oddał małą mamie i uśmiechnął się delikatnie. Odprowadził Grimę wzrokiem i poklepał lekko Akane po głowie. - Aha, damy radę - zgodził się zerkając na koreczek oczekujących na pierwszą pomoc. - Wróce im pomóc - spojrzał na nią. - Może też przyjdziesz? - zaproponował, bo wsparcie by się przydało. - Parę osób przydałoby się szycie - uśmiechnął się do niej zawadiacko. - A o ile mnie pamięć nie myli, ty całkiem nieźle sobie radziłaś... co prawda musiałabyś jeszcze raz pokazać na koszuli - pokazał jej język. - Ale tak... chyba nie było najgorzej - zaśmiał się lekko, ruszając na swoje miejsce.
Gave
On sam zajmował się opatrywaniem oparzeń, tych do szycia przekazując Akane. Pracował spokojnie, nie przesadzając z prędkością. Ważna przecież była jakość a nie ilość. Spojrzał po Akane, kiedy wspomniała o mieszkaniu i zacisnął mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Myślałem, że ty wrócisz do swojego taty na pokój - zauważył spokojnie. - A ja... - wzruszył ramionami. - Gdzieś coś sobie znajdę - mruknął. Sama gospoda nie była głupim pomysłem, ale podejrzewał że więcej mieszkańców pozostanie bez dachu nad głową i zaraz gospoda mogła stać się przepełniona. Zacisnął mocno wargi. - Może wrócę do Febe - mruknął cicho.
Gave
- Mhm nie zapomniałem o Fasolkach - zapewnił ją spokojnie, kończąc z kolejną osobą i przeciągając się lekko. - U Febe się pomieścimy - skomentował jeszcze. Nie myślał o tym jeszcze. W tej chwili nie chciał o tym myśleć. Było mu przykro, że ich dom spłonął. Cieszył się, że nikomu nic się nie stało, ale to nie zmieniało faktu, że po prostu było mu przykro. Zamknął na moment oczy i odkaszlnął kilkakrotnie. Może nawdychał się zbyt wiele dymu? Przez moment zakręciło mu się w głowie i odruchowo oparł się o ramię Akane. Nabrał kilka głębokich wdechów i z powrotem wrócił do pacjentów. - Przecież będziesz nas odwiedzać - stwierdził jeszcze wykrzesując z siebie trochę dobrego humoru. Najchętniej poszedłby na dwór, pomagać przy gaszeniu, ale wiedział lepiej. Jego umiejętności bardziej przydawały się tutaj. Przy pacjentach.
OdpowiedzUsuńGave
- Mogę też wpaść do Rei... tam mam swój stary pokój - dodał jeszcze, skupiając się na swojej osobie i kiedy skończył wstał na moment żeby rozprostować kości. - Nie wiem - odparł szczerze. - Trochę kręci mi się w głowie - wyjaśnił swój stan zdrowia. - Odbudujemy dom - zdecydował spokojnie. - Odbudujemy jak to wszystko się skończy i wtedy znów się przyzwyczaisz - uśmiechnął się słabo i złapał Febe, kiedy ta skończyła z jednym z pacjentów. - Kręci mi się w głowie - poinformował ją. - I trochę mi słabo. Myślisz, że jak chwilę odpocznę to przejdzie? - zapytał jej, zaraz też przepraszając kolejkę swoich pacjentów. Akane miała rację. Jak padnie, będzie tylko kolejnym problemem. Nie było sensu udawać.
OdpowiedzUsuńGave
Niespecjalnie protestował, gdy kobieta kazała mu usiąść i pozwolił jej się obejrzeć. Skinął głową na wszystkie polecenia, wstając powoli i mimo wszystko wspierając się na Akane przez moment dla odzyskania równowagi.
OdpowiedzUsuń- Dam radę - powiedział właściwie przekonując o tym samego siebie i ruszył w stronę schodów. Na moment zapomniał o wodzie, bo chciał po prostu poczuć się lepiej. Chwycił się mocniej poręczy by za jej pomocą pokonać te okropne stopnie i wszedł do pierwszego lepszego pokoju. Te tego dnia, niemal wszystkie były otwarte. Klapnął na łóżku, nabierając głębokiego oddechu w płuca. - No pięknie, a myślałem że choć raz będę tym niezwyciężonym - westchnął cicho, masując sobie skronie i spoglądając na Akane. - Nasz następny dom... proponuję by nie stał w lesie - rzucił pół żartem pół serio. - Może na jakimś klifie...?
Gave
Przyjął od niej wodę i pokiwał lekko głową, upijając kilka niewielkich łyków. Powoli i spokojnie. Przez moment milczał. Prychnął pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Mhm no, nie trzeba było - zgodził się z nią, odstawiając szklankę na bok i kładąc się na łóżku, żeby przymknąć na moment oczy. - Nope, dalej przystaję przy moim klifie - stwierdził prosto z mostu. - Oczywiście takim żeby miało co podmywać zanim nam dom zleci - dodał ponownie. - Klif jest również wzniesieniem i woda w pobliżu w razie potrzeby - pokiwał lekko głową. - A najlepsze będzie to... że można z niego skakać do wody - uśmiechnął się lekko. - No i pod naszym domem będzie jaskinia, którą sobie zamienimy na schron... droga tylko wodna do niej - pstryknął palcami. - Idealna miejscówka stwierdził, masując sobie skronie i nabierając kilka głębokich oddechów w płuca. - Jak pożar ucichnie... pójdziemy zobaczyć co zostało... odratujemy to co zostało - szepnął, spoglądając na nią i sięgając dłonią do jej ręki, żeby ją po niej poklepać delikatnie.
Gave
- Mam i nie odpuszczę klifu - poinformował ją twardo. - Mam już jeden taki na oku - przyznał szczerze i spiął się delikatnie, kiedy tak gwałtownie się w niego wtuliła. - Hej, czekaj... bo trochę nie rozumiem - przyznał szczerze. - Bałaś się tego, że wyszliśmy z tego cało? - zamrugał, bo tak trochę to zabrzmiało. Mimo to objął ją delikatnie ramieniem i ucałował w czubek głowy. - Wiem, że się bałaś, ja też się bałem - przyznał cicho. - Ale wiedziałem, że razem sobie poradzimy - pogłaskał ją po głowie. - Bo potrafimy ze sobą współpracować - uśmiechnął się delikatnie. - Nie miałem co do tego wątpliwości... no i maluszkom nic nie jest, tobie też nie... a mi zaraz przejdzie - mruknął. - To pewnie ten długotrwały skutek moich błędników...
OdpowiedzUsuńGave
- I zawsze wyjdzie nam to tak sprawnie - puknął ją palcem w czoło. - Mają matkę wiedźmę i ojca Śmierć... - odchrząknął. - Aż tak łatwo nas nie zdejmą - poczochrał ją po włosach, zaraz układając dłonie na swoich własnych, by przypadkiem odwetu nie wzięła. Zamknął oczy, skupiając się tylko na oddechu. Skinął głową. - Możesz poczekać - zgodził się z nią. - Ale raczej mi przejdzie - dodał jeszcze, bo na leżąco czuł się już nieco lepiej. Zmęczony i dalej odrobinę blady, ale głowa już tak nie wirowała. - Wiesz... mogłem nawdychać się trochę więcej dymu... biegłem do was jak zorientowałem się co się dzieje - wyjaśnił. - Wybacz za taką ostrą pobudkę, ale... - wzruszył ramionami. - Po prostu musieliśmy się szybko zwijać...
OdpowiedzUsuńGave
- Żadnego czepka - zmroził ją spojrzeniem, a gdy ułożyła się obok, dalej nie opuszczać dłoni ze swoich kudłów. Nie da się podstępem zrobić. Przeczeka i odda. Oj nie. Spojrzał jej prosto w oczy i odetchnął głęboko. - Nie żartuję - mruknął. - Pomyślałem, że mogłem cię obudzić trochę mniej brutalnie, ale... nie myślałem wtedy o tym An, chciałem tylko żebyśmy byli bezpieczni - mruknął oddychając głęboko, gdy stwierdziła, że nie jest o to zła. - Nie ma za co - mruknął. - Dalej mam nadzieję, że chociaż piwnica ocaleje... - spojrzał jej prosto w oczy. - Jest szansa, że ocaleje - usiadł powoli i złapał szklankę z wodą by upić z niej kolejny łyk, a potem ponownie położył się obok niej.
OdpowiedzUsuńGave
Zamknął oczy i westchnął ciężko. Nie odpowiedział już na komentarz, jedynie wzdychając przy tym kilkakrotnie.
OdpowiedzUsuń- Colę - wyszczerzył się do niej, po czym wzruszył ramionami. - I album ze zdjęciami - dodał jeszcze, krzywiąc się przy tym lekko. - Zwędziłem go kiedyś ojcu z zaświatów... - mruknął jeszcze, obracając się do niej tyłem, żeby schować twarz w swoich dłoniach. O no i super. Do bolącej nieco głowy dołączyło uczucie gorąca. Oddech mu lekko przyspieszył przez to, że zwyczajnie się zawstydził. - No i liczę na to, że parę zabawek dziewczynek ocaleje. Jasne, zawsze można nowe nabyć, ale byłoby miło nie musieć tego robić... a ty? Coś tam ukryłaś?
Gave
Zawtórował jej śmiechem co do samej coli i pokiwał głową.
OdpowiedzUsuń- No nie pokazałem - przyznał krzywiąc się na to dźgnięcie. - Bo to strasznie dziecinne i sentymentalne... - burknął, po czym zerknął na nią, gdy tak się przybliżyła. - Możesz się odsunąć? - poprosił. - Ciężko mi się oddycha - przyznał, wracając do pozycji leżącej na plecach i nabierając kilka głębszych oddechów. Zgodził się co do tego pokoiku dziecięcego, po czym zerknął na Akane. - To dobrze, że nic cennego tam nie miałaś - szepnął. - Dla mnie i tak najważniejsze byłyście wy i Winter - przyznał szczerze. - No i te dwie maskotki Fasol, bez których ani rusz...
Gave
- Mhm może ci pokażę, jeśli przetrwa - mruknął i zaraz pokiwał głową twierdząco na pytanie o wodę. Zaśmiał się cicho, gdy wspomniała o lulaniu. - Już chyba nie... one uwielbiają jak im śpiewamy - zauważył. - To była pierwsza myśl jak zaczęły popłakiwać... - stwierdził. - Z boku musieliśmy wyglądać komicznie - dodał nabierając znów głębokiego oddechu i powoli wypuszczając go z płuc. Kiedy poszła po wodę, on zsunął się z łóżka siadając na podłodze. Schował głowę w swych ramionach opierając ją o kolana. Oddychał, po prostu oddychał. Chciało mu się płakać, przez to że ta dalej go bolała. Chciał pomóc potrzebującym, a nie siedzieć z dupą i umierać na ból głowy. Cholerny błędnik!
OdpowiedzUsuńGave
Uniósł na nią wzrok, gdy wróciła, tylko na chwilę. Odstawił szklankę na bok i ponownie wrócił do pozycji z głową opartą o swoje kolana. Tak mimo wszystko bolało najmniej.
OdpowiedzUsuń- Przecież oddycham i nie wrzucam sobie - wymamrotał cicho. - Weź mnie tu nie czytaj - westchnął ciężko, starając się spokojnych oddechów nabierać. Popatrzył znów na nią by skopiować jej oddech. - To nie odejdzie. Po prostu czuję bezsilność - mruknął. - Tony tam gasi pożar z innymi. Z Natanem, Morganą, twoim ojcem... tak właściwie to gdzie jest Eljas? - spojrzał jej prosto w oczy. - Przecież im tam na pewno ciężko z maluchem przy boku - zacisnął mocno wargi, bo właśnie o tym pomyślał i musiał nabrać kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. - A ja siedzę tu i marudzę, bo mnie główka boli? Bo mi się w niej kręci? Naprawdę? - spojrzał po Akane i otarł pojedynczą łzę z kącika oka. - To mnie dobija...
Gave
Przesunął wzrok z jej twarzy na jej piersi. Miał się skupić na jednym punkcie. Zaczął więc się w nie intensywnie wpatrywać. W to jak jej klatka spokojnie sie unosi, jak jej pełne piersi opinają się na bluzce. Oddychał. Powoli i spokojnie. Kiedy zaczęła śpiewać drgnął niepocieszony. Wybrała utwór który nie tak dawno sam jej zaśpiewał. Oddychał nieco głębiej, spokojniej, dalej obserwując te jej piersi (xD).
OdpowiedzUsuń- Musimy popracować nad twoją wymową - stwierdził po krótkiej chwili milczenia. - Kaleczysz strasznie... - mruknął masując sobie skronie i powoli przesuwając wzrok z jej klatki wyżej. - Nic mi nie będzie... możesz mnie zostawić - zapewnił ją. - Może na dole przydasz się bardziej? - zaproponował. To nie tak, że jej nie doceniał czy nie potrzebował, po prostu... uznał że jemu nic nie będzie. To tylko głupi błędnik, a tam byli ludzie, którym mogła się przydać. - Potem tam zejdę... - dodał cicho.
Gave
Gave posiedział w odosobnieniu jeszcze dłuższą chwilę, a potem po prostu poczłapał się na dół. Najpierw skierował się do Febe, żeby jeszcze raz go sprawdziła, a kiedy kobieta uznała, że wszystko z nim w porządku... względnym porządku, bo oczywiście nie omieszkała wspomnieć, że może jednak przydałby mu się sen, Gave usiadł przy barze, gdzie Akane parzyła herbatki potrzebującym. Sam na razie tylko przy nim siedział w milczeniu. Pokręcił głową na propozycję herbatki, po czym odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- Chyba ruszę na dwór - stwierdził po dłuższej chwili "nicnieróbstwa". - Pomogę odeskortować jakiś zagubionych, czy... Eljasa nie widziałem, może twój brat i Mor potrzebują pomocy? Albo może nie mają jak oddać dziecko? - zaproponował. - Skoczę sprawdzić, czy mnie tam nie potrzebują - pokiwał głową.
Gave
Ukłonił się przed nią, obrzucając ją przy tym szarmanckim spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń- Zawsze do usług - uśmiechnął się delikatnie, wstając i pokiwał jeszcze lekko głową, po czym odetchnął z wyraźną ulgą, gdy zgodziła się go odprowadzić. Kiedy jednak wspomniała o korzystaniu z ładnej pogody, pstryknął palcami. - To brzmi jak całkiem niezły plan - zgodził się z nią. - Może nawet do ciebie dołączę, jeśli nie będziesz miała nic przeciwko - zaproponował zaraz, kiwając sobie głową jak na potwierdzenie swych słów. Dawno nie miał okazji do pływania. W Phyonix po prostu nie było takich zbiorników wodnych, albo on nie zdołał żadnego odnaleźć, a tutaj jeszcze nie miał ku temu okazji. Poza tym były priorytety. Jego własnym było tworzenie mapy. - Całkiem nieźle się tu odnajdujesz - stwierdził, po dłuższej chwili milczenia. - Nie tęsknisz czasem za Argarem? Za udogodnieniami jakie tam mieliśmy?
Luna
Damon oczywiście, a nie Luna ^^
UsuńGave niespecjalnie miał teraz głowę do takich tematów. Spojrzał po niej wymownie, odpuszczając już ideę pomocy Mor i Natanowi. Tak po prawdzie po prostu chciał znów czuć się przydatnym, ale kiedy ona zaczynała mówić o zbliżaniu się do siebie uniósł wysoko brew.
OdpowiedzUsuń- Czekaj, bo chyba czegoś nie rozumiem - mruknął po krótkiej chwili milczenia. - Czyli co? Zamierzasz się dalej kleić, niezależnie od tego czy ja tego chcę czy nie? - uniósł wysoko brew. - Masz zamiar dalej się do mnie kleić i w razie czego lądować ze mną w łóżku, ale kiedy tylko pójdę sobie w długą z inną to ty się odsuniesz? - zamrugał i roześmiał się serdecznie. - Ależ hipokryzja z ciebie teraz wychodzi - mruknął kręcąc z niedowierzaniem głową. - Odpowiedź brzmi "nie" - powiedział spokojnie nabierając głębokiego oddechu w płuca. - Nie, bo zamiast żyć własnym życiem będziesz popadać dalej w ułudę, złudne wrażenie - popatrzył jej głęboko w oczy. - A kiedyś mnie znienawidzisz - pokręcił lekko głową.- Mimo wszystko wolałbym, żeby nasze relacje, jakkolwiek kruche nie były, pozostały właśnie takie, bo jeśli zaczniemy się nienawidzić... ucierpią na tym Fasolki - mruknął jeszcze, odsuwając się od baru. Odetchnął głęboko, kręcąc przy tym lekko głową. - Nie zrozum mnie źle, pociągasz mnie. Lubię twój charakter... niekiedy, twoją zawziętość i twą siłę. Lubię cię, ale nie mogę ci pozwolić na dotyk. Choć boli mnie to bo chętnie poszedłbym z tobą do łóżka i całowałbym cię równie chętnie... - powiedział twardo.
Gave
Chłopak pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Sorry, ale to nie w twoim stylu - stwierdził tylko, po czym wstał i wskazał drzwi. - Jak chcesz możesz iść ze mną, jak nie to nie ma takiej potrzeby. Zrobię szybką rundkę - powiedział spokojnie, ruszając do wyjścia. Siebie widział w sytuacji o której mówiła Akane. O zbliżeniu się bez większych miłostek, ale jej nie. Miał wrażenie, że na siłę próbuje teraz przestawiać swoje morale, bo nie podoba się jej to że zerwali. Odetchnął głęboko. Znów robiło się toksycznie, znów komplikowała sprawy. Może bez większych wyrzutów, ani awantur ale robiła to.
Gave
- To jest nie w twoim stylu - odparł krótko. - Nie, nie powstrzymywanie - obrócił się do niej. - Robienie ze mnie tego złego, bo dzisiaj pójdę do łóżka z tobą a kilka dni później z inną, kiedy nie jesteśmy w związku - spojrzał po niej i zacisnął mocno wargi. - Sprawianie na siłę, żebym przestał cię szanować, żeby no nie wiem... odkochać się? - wymamrotał dmuchając sobie w grzywkę. - Mówieniem, nie będzie seksu i pocałunków, by dzień później stwierdzić "a chuj" - warknął zaciskając lekko pięści. - Bo sama nie umiesz powstrzymać odruchów. To nie jest zdrowe, Akane - fuknął na nią. - To nie jest zdrowe. Ta sytuacja w jakiej jesteśmy już jest trudna, a ty... chcesz ją tylko utrudnić - skomentował. - Za twój styl uważam podążanie w zgodzie ze swoją głową... - odetchnął głęboko i wywrócił oczyma. -...bla, bla, bla... to jest w zgodzie z moją głową... bla bla bla - rzucił szybko jej słowa. - Ale nie jest. Nie jest - wargi mu zadrżały. - Ja nie jestem odpowiednim facetem dla ciebie. Zrozum to wreszcie. Jeśli naprawdę chcesz, żebym cię zranił to możemy to zrobić tu i teraz, ale doprawdy... - zgrzytnął zębami. - ...czy ty musisz mieć taką pokrętną logikę? Logikę, która wcale nie jest logiczna?! - warknął, przyspieszając trochę kroku, by rozglądać się dookoła. - Nie wiem jak to ugryźć Akane. Nie wiem - pokręcił lekko głową. - Ale to co robisz... gdzie jest szacunek do twojej własnej osoby?
OdpowiedzUsuńGave
- Tak, ja stawiam pieprzone ultimatum bo nie chcę... nie chcę stracić do ciebie szacunku - odparł, patrząc na nią. - Stawiam, bo nie chcę potem mieć sobie za złe to, że cię zraniłem. Nie chcę słyszeć jak płaczesz w sypialni. Nie chcę widzieć twoich zaczerwienionych oczu! - fuknął na nią. - Mówię, że masz się liczyć z konsekwencjami bo liczyłem... liczyłem, że uszanujesz te granice - mruknął. - Brak szacunku do siebie, bo właśnie ściągasz te granice! Bo mówisz, bierz jak chcesz! - warknął na nią. - Tak, twoja logika nie jest logiczna - poszedł za nią, bo przecież nie powinni się w tej chwili rozdzielać.
OdpowiedzUsuńGave
Zatrzymał się, gdy obróciła się w jego stronę i zacisnął mocno pięści.
OdpowiedzUsuń- Ale ja tego nie chcę - odparł krótko. - Przestanę cię otaczać czułymi gestami - stwierdził w końcu. - Nie chcę żebyś mieszała sobie w głowie i mi w głowie - powiedział stanowczo. - Jeśli to oznacza, że po zakończeniu wojny będziemy musieli się podzielić opieką nad dziewczynkami i zamieszkać w dwóch różnych miejscach Mathyr to niech tak będzie - odsunął się od niej. - Ja po prostu nie mogę znieść tego co się między nami znowu dzieje. Ja znowu nie wiem na czym stoimy, Akane - warknął na nią. - Wiem, że masz do mnie uczucia i wiem że mi na tobie zależy i wiem że staram się powstrzymywać przed skrzywdzeniem cię, ale to najwyraźniej za mało - westchnął ciężko. - Branie pod uwagę w pewnym sensie jest jednoznaczne z dopuszczeniem, bo cholera jasna! Dopuszczasz do siebie myśl, że pójdę w długą z inną i dalej godzisz się na to, że może kiedyś się ze sobą prześpimy? Sama powiedziałaś, że te gesty chcesz zachować dla kogoś wyjątkowego to się cholera tego trzymaj - rzucił do niej. - Czasem plaster trzeba szybko zerwać, bo inaczej... inaczej do niczego nie dojdziemy. Będziemy się kisić w swoim sosie przez całe życie... - spojrzał po niej smutno. - Dopiero co ze mną zerwałaś - przypomniał. - To trzymaj się tego... a nie idź znowu w stronę "a może?", bo ja.... ja nie zagwarantuję ci tego "może". Nie umiem, nie jestem w stanie.
Gave
Gave odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- Nie o to chodzi, żeby nie być sobą, Akane - odparł spokojnie, odsuwając się o ten jej krok. - Nie pieprzę od rzeczy. Mówię to jak wygląda z mojego punktu widzenia. Po prostu nie chcę robić ci złudnej nadziei - powiedział spokojnie, wsuwając dłonie w kieszenie. - Nie chcę i uważam, że jeśli dalej będziemy tak żyć jak do tej pory to tę nadzieję ci zrobię i będę ją podbijał - wzruszył ramionami. - Powiedz mi, że tak nie będzie, hm? Powiedz, że nie będziesz miała nadziei - rzucił spokojnie, spoglądając na nią. Pokręcił lekko głową. - Nie możesz tego zrobić, a ja najprawdopodobniej zmarnuję ci przez to najlepsze lata życia - mruknął krótko. Spojrzał na nią spode łba. - Nie jesteś dla mnie problemem. Nie ty - pokręcił lekko głową. - Problemem dla mnie jest to, że nie rozumiesz, że to koniec - powiedział dość oschle i ponownie musiał nabrać kilka oddechów żeby się nie zdenerwować. - Nie będę budował tu domu - powiedział smutno. - Ten dom miał być dla dziewczynek, ale powoli dochodzę do wniosku że to nie najlepszy pomysł. Chciałem by miały swój własny kąt, ale nasza relacja musi się zmienić w takim wypadku - oznajmił. - I jeśli jedynym sposobem będzie przeprowadzka daleko od ciebie to zrobię to - mruknął jeszcze. - Zabiorę małe ze sobą - dodał spokojnie. - Ale nie zabronię ci się z nimi spotykać. To mi przez myśl nawet nie przeszło - mruknął jeszcze. - I przestań się tak zasłaniać moim dobrem. Nie tylko dlatego ze mną zerwałaś - powiedział chłodno, idąc w głąb lasu i spoglądając na popalone drzewa. Zrobiło mu się przykro, gdy zauważył jakie szkody wyrządza ogień. I po co? Pokręcił lekko głową, po czym spojrzał na Akane. - To po prostu musi się skończyć.
Gave
Gave popatrzył po niej smutno.
OdpowiedzUsuń- Nasza relacja musi ulec zmianie - powtórzył cicho, nie zbliżając się do niej. Stojąc tak jak stał. - Bo to co robimy, oboje, jest chore - mruknął jeszcze. - Powoli wracamy do punktu wyjścia - dodał jeszcze. Jeśli musiał być chujem w jej oczach to nim będzie. - Nie będę ci utrudniał kontaktu z dziewczynkami. Na tę chwilę idą do Phyonix razem z resztą - zauważył spokojnie. - A jeśli oboje przeżyjemy wojnę to wówczas możemy wrócić do rozmowy o tym co dalej - dodał. - Nie zamierzam... przeprowadzać się dzisiaj - stwierdził jeszcze.
Gave
- W porządku, będziemy chwilowo mieszkać u Febe - przypomniał jej plan, o którym wcześniej rozmawiali. Zamknął zaraz buzię i w milczeniu ruszył trzy kroki za nią. Westchnął ciężko słysząc jej komentarz. - Masz czego zazdrościć, nie ma co - mruknął tylko. Nie uważał, by to była cecha, której ktokolwiek mógłby zazdrościć. Zwłaszcza, że przez nią było aż tyle zawirowań i problemów. Wsunął dłonie w kieszenie, wcześniej osłaniając nos i usta przed niechcianymi jeszcze oparami. Nabrał kilka głębokich wdechów, zanim złapał ją za ramię. - Nie chcę się z tobą kłócić, Akane - powiedział cicho. - Po prostu uważam, że to co robiliśmy nie było zdrowe... nawet jeśli... mielibyśmy odbudować związek to nie tak. Najpierw głowa, potem serce - zacisnął mocno wargi. - Nie chcę mieć w tobie wroga.
OdpowiedzUsuńGave
Nie oponował, gdy zdjęła jego rękę z ramienia. Odsunął się nawet od niej. Pokiwał głową, choć nie do końca rozumiał co miała na myśli mówiąc o jego wiarygodności. Nie zamierzał w tej chwili nic więcej dodawać w tym temacie. Pilnował jej pleców nie komentując tego, że lekceważyła kłębiący się dym. Sam rozglądał się nieco uważniej, bo w końcu zamierzał być przydatnym. Nie pomagał fakt, że nikogo nie było w pobliżu. Patrzył na dziewczynę i trochę tego wszystkiego nie rozumiał. Jej smutku i żalu. Jakby dopiero teraz zrozumiała, że między nimi jest koniec. Wspomniał o tym problemie, ale nie sądził że ona faktycznie tego nie widzi. Sama z nim zerwała. Niezależnie od powodów. A w końcu koniec to koniec. Nawet jeśli mogliby kiedyś znów ze sobą być... wiedział że takie rzeczy się zdarzały... to w danej chwili był to koniec. Nie sądził by budowanie nowego związku czy relacji na tym co do tej pory mieli było zdrowe i dobre.
OdpowiedzUsuńGave
Skinął głową na jej pierwsze słowa. Rozumiał to, że chciała do nich teraz wrócić. Nie dziwiło go to ani przez chwilę, ale kiedy wypowiedziała kolejne słowa zacisnął mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Nie o to mi chodziło - odparł krótko. - Powiedziałem to, bo nic innego do ciebie zdawało się nie docierać. Nie zamierzam zabierać ci z nimi kontaktu, nie zamierzam też uprzykrzać ci życia w taki sposób - mruknął. - Za kogo ty mnie masz? Nie powiedziałem tego, by naprawdę spełniać swoje słowa. Chciałem ci tylko uświadomić, że... to co robisz nie jest dobre. Że dostosowujesz swoje limity pod moje widzimisię. Masz do małych takie samo prawo jak i ja, a ja po prostu na tę chwilę nie widzę tworzenia jednego wspólnego domu dla ciebie, mnie i małych - mruknął. - Bo... ech ja też nie byłem w porządku bo cię podjudzałem i nie wiem czy potrafię inaczej - mruknął podchodząc do niej. - Chciałbym być z tobą na stopie przyjacielskiej. Chciałbym żeby uczucia nie przyćmiewały tego co mamy. Lubię jak mnie przytulasz i lubię ciebie przytulać. Tylko, że to za mało. Dla ciebie to za mało. Dałaś mi to jasno do zrozumienia swoimi działaniami i słowami. Dlatego uważam, że nie powinniśmy na razie tak dużo ze sobą przebywać. Ty musisz stanąć na nogi. To, że dopiero teraz uznałaś, że się określiłem jasno... jest alarmujące - mruknął. - Bo w momencie, w którym zerwałaś dla mnie sprawa była jasna. Nie chcesz dalej ze mną być. To koniec... - wyjaśnił nieco smutno. Może za późno to wszystko odczytał. Nie, na pewno za późno, ale przez pewien czas myślał, że wszystko jest okay. Że ona się godzi na to co mają i nie ma złudzeń. Że wie, że skoro zerwali to zerwali. Amen. Ciężko było mu pojąć jej myślenie w tej chwili. - Powiedziałem to, żeby dobitnie przedstawić swój punkt, bo nic nie działało. Nic - podszedł bliżej i pociągnął ją do siebie, obejmując lekko ramionami. Na tyle lekko by mogła się wyswobodzić jeśli tego będzie chciała. - Nie zamierzam ich zabierać daleko stąd... chcę cię tylko uwolnić od mojej osoby. Chcę tylko, żebyś zaczęła zdrowo myśleć... a moja osoba ci na to nie pozwala. Ja ci na to nie pozwalam ,bo jestem jaki jestem...
Gave
- A tobie niespecjalnie to przeszkadzało. Pozwalałaś mi na to i nie mówiłaś "stop", a jak mówiłaś to to przestrzegałem - zauważył spokojnie. - Nie twierdzę, że nie robiłem źle. Robiłem - pokiwał lekko głową. - Później zacząłem zauważać, że coś jest nie tak. Próbowałem być chłodny, z kiepskim wynikiem. Próbowałem postawić ci ultimatum, które przerobiłaś pod moje widzimisię - skomentował oddychając głęboko. - Próbowałem innych sposobów, nie wyszło - spojrzał jej prosto w oczy. - Ja odebrałem zerwanie jak coś więcej. Dla mnie sprawa była jasna. Nie jesteśmy razem - powtórzył. - Tego chciałaś, ale nic poza tym się nie zmieniło. Pozwalałaś mi na te gesty, sama oddawałaś inne, niekiedy mocniejsze. Zaczęłaś z nimi już podczas jednej z nocy poza Argarem. Pozwalałaś mi na to - mruknął. - Więc nie widziałem w tym nic złego - zacisnął mocno wargi. Kiedy znów wróciła do powodu pokręcił głową. - Nie, Akane. Nie to było głównym powodem zerwania - pokręcił lekko głową. - Rozmawialiśmy o tym. Zgadzam się, że był to jeden z powodów - pokiwał głową. - Ale nie jedynym, a inne były równie istotne co ten - rzucił. - Oboje doszliśmy do wniosku, że nasz związek miał wiele problemów. Brak komunikacji, to że nie potrafiłem ci powiedzieć co mi leży na sercu, twoje wybuchy emocji - wyliczył. - Mój flirt i pocałunek z Onyx - dorzucił do kotła. - Wiele ich było Akane - powiedział twardo. - I jeśli jest tak jak mówisz to tym bardziej nie rozumiem twojego zachowania. Owszem rozumiem nadzieję, ale skoro doszłaś do wniosku, że czas zerwać. Oboje z tym się zgodziliśmy... to chyba powinnaś wyznaczyć granicę, co nie? Żeby tej nadziei nie robić... a nie kiedy ja zaczynam dostrzegać i mówić, że lepiej nadzieję stłamsić, ty się jej trzymasz dalej. No i nie zwalam wszystkiego na ciebie. Mogłem wcześniej się zorientować, nie robić takich gestów, ale dawałaś mi sygnał że to jest okay. Że tak jest git - westchnął. - Ja uważałem, od początku zerwania... że koniec to koniec - powtórzył dobitnie. - I innego wyjścia nie było jak to. Żeby cię dobitnie uświadomić. Wszystko inne, bardziej subtelne zawiodło - zauważył. - Choć mało miały z subtelnymi.... nieudolne, lepiej brzmi - mruknął, po czym westchnął ciężko. - Nie uważam, że przestaniesz kochać szybko... uważam, że brak kontaktu ze mną może ci to ułatwić. Mniej czasu spędzonego razem może ci to ułatwić - powtórzył. - Bo ja nie wiem co to jest stopa przyjacielska w takim razie - mruknął. - Do tej pory byłem pewien, że to co robiliśmy po zerwaniu takie było. Poza buziakami - powiedział po prostu. - Więc tak, takie odcięcie może ci pomóc. Nie spędzanie tyle czasu ze sobą - mruknął jeszcze. - O dziewczynkach się nie wypowiadam. Uważam, że nie było to nic złego by tak powiedzieć. Nie zamierzałem krzywdzić ani ciebie ani ich. No i dalej miałyby z tobą kontakt. I ze mną. Miałyby tylko dwa domy.
OdpowiedzUsuńGave
- Trudno jest mi w to uwierzyć, bo kiedy rozmawialiśmy nie był to powód główny - stwierdził, ale zaraz odetchnął. - Ale okay, może i tak - mruknął w końcu uznając, że nie ma co się wykłócać nie o swoje własne emocje. - Bo podobasz mi się. Tego nie ukrywam - odparł spokojnie. - I nie mówię, że robiłem dobrze, Akane. Robiłem - przypomniał jej, że to już ustalili. Ale jej kolejne słowa sprawiły, że zacisnął mocno pięści odsuwając się od nich.
OdpowiedzUsuń- Znowu wciskasz mi, że chcę cię odciąć od małych! Kurwa, Akane, nie chcę i nigdy nie chciałem. Mieszkanie daleko od ciebie tak, dla mojego cholernego komfortu psychicznego. Utrudnianie i odcinanie cię od małych nie - warknął. - Jest różnica między ruszaniem w siną dal i zabieraniem dzieci, nie dając ci znać gdzie jesteś, a ruszanie w dal i informowanie cię gdzie się jest i gdzie są dzieci. Informowanie o tym, że możesz przyjść kiedy kurwa tylko chcesz - warknął, bo to naprawdę mu się nie podobało. Wciskanie mu pierdolonego kitu. - A już na pewno nie mówię o tym by odciąć cię od nich samych! - fuknął. - No i po pierwsze powiedziałem, że JEŚLI to będzie JEDYNE wyjście to zamieszkam z nimi gdzieś daleko od ciebie, podałem przykład drugiego końca Mathyr. Cholerny i niefortunny przykład - fuknął. - Jak się okazuje to nie jest jedyne wyjście. Alleluja - wywrócił oczyma i odetchnął głęboko. Wziął jeszcze kilka głębszych oddechów uspokajając się. Nie było sensu krzyczeć.
- Może i nie jest przyjacielskie - zgodził się z nią. - Ale ty sama się do mnie zbliżałaś, równie mocno. Myślisz, że mi to w głowie nie miesza? Kiedy myślę, że to już koniec a ty odpowiadasz na moje głupie gesty? Uznałem, że tego właśnie potrzebujesz - mruknął cicho. - Bo owszem pociągasz mnie i to też nie zniknie tak od razu... nie wiem czy kiedykolwiek zniknie - wzruszył ramionami.
Gave
- Nie, od początku wciskasz mi, że patrzę na ciebie inaczej niż ty - mruknął spokojnie. - Zakładasz, że moje uczucia do ciebie są słabsze, gorsze... bo cię nie kocham - wyjaśnił. - Owszem niektóre rzeczy to flirt, gra - przyznał szczerze. - Sama w nią grasz, cieszysz się, że ci się udaje jak wygrywasz i nie jesteś ucieszona, kiedy tego nie ma - zauważył spokojnie. - Ale to że nie kocham taką miłością romantyczną nie znaczy, że w ogóle nie odczuwam do ciebie takich uczuć - fuknął. - Owszem mieszasz. Mieszasz tak jak i ja mieszam tobie - westchnął. - No co ty nie powiesz - wywrócił oczyma. - Tylko, że ja w tej chwili nie wiem co to znaczy przyjaźń z tobą i nie wiem czy chcę poznawać. Chcę zdrowej relacji, chcę zdrowej i czysto przyjacielskiej relacji, ale teraz... dalej uważam że lepiej będzie się odizolować na jakiś czas. Nie spędzać ze sobą czasu. Ja tego potrzebuję, żeby sobie w głowie poukładać.
OdpowiedzUsuńGave
- Ale tak to zabrzmiało Akane - odparł spokojnie. Nawet chwilę temu tak to zabrzmiało. Inaczej. Mniej. Gorzej, bo nie tak samo. Zacisnął mocno wargi. Skinął głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, razem namieszaliśmy - zgodził się z nią. - Mhm potrzebuję, bo nie potrafię tak jak ty... jak widać... nie potrafię zmienić na pstryknięcie palca swoich odruchów czy gestów - mruknął, po czym pokiwał lekko głową, gdy wspomniała o Febe. - Mogę ci je też przyprowadzać czasem jeśli będziesz chciała a potem po nie przychodzić - zauważył spokojnie.
Gave
- Bo nie chciałem, żebyś potem tego żałowała i pogarszała swój stan - mruknął cicho. - Bo ty traktujesz seks inaczej niż ja... - dodał oddychając głęboko. - Dla mnie to coś przyjemnego, a jak się robi to z osobą, którą lubisz to już w ogóle... jak macie za sobą historię, przeżycia, wspomnienia... - mruknął. - Ale ty wiążesz to z głębszymi uczuciami, z miłością... i ja nie chcę... no nie chcę żebyś potem pluła sobie w twarz bo do tego doszło - dmuchnął sobie w grzywkę i zbliżył się, żeby objąć ją raz jeszcze. - Dziękuję - mruknął tylko na szanowanie jego potrzeby dystansu. - Idź do małych, ja się tu jeszcze pokręcę trochę i postaram się nie zemdleć - zasalutował jej.
OdpowiedzUsuńGave
Wczorajszy dzień był pełen wrażeń. Tych gorszych wrażeń. Spędzili niemal cały dzień na nogach, gasząc pożar i pomagając potrzebującym. Dziś zamierzali odpocząć. Właśnie obejmował Morgnę ramieniem, masując ją po ramieniu i ciesząc się, że ich dom został w całości. Nie dość, że Morgana przy tym mocno pomogła i on sam jej pomagał tworząc odpowiednie zapory piaskowe czy gasząc pobliskie płomienie to jeszcze okolica im pomogła. Dobrze było wybudować się tuż przy naturalnym zbiorniku wodnym. Ucałował Morganę w czoło i westchnął na jej wiadomość.
OdpowiedzUsuń- Super - stwierdził choć niezbyt entuzjastycznie. Ostatnio niespecjalnie miał ochotę rozmawiać z Akane. Zwłaszcza po ostatniej akcji. Ojca właściwie unikał nie chcąc zamieniać z nim więcej słów niż to było absolutnie konieczne, a siostrę... westchnął ciężko, spoglądając na Morganę.
- Wiem, nie będę dzieciakiem - mruknął tylko, wstając niezbyt chętnie z łóżka i przeczesując palcami włosy. Ucałował jeszcze raz swoją kobietkę i ruszył do drzwi, by je otworzyć.
- Hej - odparł spokojnie, obserwując ją przez chwilę i słuchając. - Mhm... myślę, że możesz - spojrzał jeszcze przez ramię na stojącą w progu ich sypialni Morganę. - Wejdź - wpuścił ją do środka. - Wezmę lemoniadę, co byśmy o suchym pysku tam nie pracowali - rzucił jeszcze.
Nat
Nie oponował, kiedy kolejna młoda dusza postanowiła zrobić użytek z jego Mordowni. Ot, pożartował jedynie z Febe, że czasami tęskni za tym, jak nikogo tam nie było. Oczywiście poza sferę żartów to nie wychodziło, a on był nawet chętny zobaczyć co potrafi kolejna latorośl. Po prawdzie Akane w akcji nigdy jeszcze nie widział, nie miał jeszcze okazji, więc jej prośbę przyjął z dość szerokim uśmiechem na ustach. Kiedy zapukała pożegnał się jeszcze ze swoją rodziną i nabrał wody do menzurki. Jeszcze raz dał żonie całusa i ruszył do drzwi. Otworzył i kiwnął na widok An.
OdpowiedzUsuń— Witaj, witaj — odparł zamykając za sobą cicho drzwi, żeby przypadkiem nie przyciągnąć do niej Fasolek. Te niech ją ostatecznie wykończą i rzucą na łopatki już po treningu. — Widać, widać, broń w gotowości? Ty masz sztylety, tak? — dopytał jeszcze dla pewności, prowadząc ją na plac treningowy. Coś mu wczoraj mówiła, ale wolał się upewnić. Techniki fechtunku jej nie nauczy, ale sam trening zawsze się przyda, kiedy on miał na to najwięcej czasu. Zamówienia na meble ustały, na alkohole też, więc miał dużo czasu do spożytkowania. Odwrócił się do niej, gdy byli już na miejscu.
— Ty mi powiedz jak walczysz najpierw, jak lubisz walczyć i co chcesz poćwiczyć to się postaram Cię tak przycisnąć, żebyś wyszła z jakąś zadyszką — wyjaśnił.
Yensen
Od razu rzuciła mu się jej pochwa NA BROŃ przy pasie. Zaczął słuchać co ma do powiedzenia. Gwizdnął nawet z uznaniem. No nauczycieli i tak miała pierwsza klasa, nie ma co. Aż był nieco zdziwiony, że przyszła do niego po prośbie. Z drugiej strony co innego lać się ze szwagierką czy ojcem, a co innego lać przypadkowego staruszka z okolicy. Biedne jego stare kości.
OdpowiedzUsuń— O sztyletach akurat chuja Cię mogę nauczyć, wybaczać. Jestem szermierzem, więc technika broni to nie do mnie, ale postawa, kroki, finty, piruety mogę pokazać — powiedział. Nie miał zamiaru nikomu ucznia zabierać, zwłaszcze, że Akane i tak zbyt dobrze by nie wyszkolił chociażby przez wybór broni. Pokręcił głową.
— Tatko nic złego nie zrobił, dobrego też. Styl to tak naprawdę jest Ci potrzebny po to, żebyś się uczyła taktyki w trakcie walki. Każdy styl ma wady i zalety, mistrzunie te style mieszają, aby w samej walce mieć perfekcje. Najważniejsze to wyjść cało z problemu, więc skupił się na najważniejszych rzeczach. Ale jako wiedźmin uważam, że broń jest ważna, nawet jak masz moce, to broń też Ci się przydaje, po co odbierać sobie przewagę z ręki, nie? — wypowiedział się.
— Test jest, całkiem prosty — odpowiedział. Ułożył palce do wiedźmińskiego znaku, a jego ciało na chwilę jakby zalśniało. — Zaatakujesz mnie tak, jakbyś chciała zabić, pomyśl, że Ci Fasolki męczę, owsianki im nie dałem z malinami tylko jabłkami, a te wolały maliny — uśmiechnął się do niej. — Zaatakuj mnie, krzywdy mi nie zrobisz, jak zaczniesz przebijać tarczę powiem stop i będę miał podgląd czy powinnaś coś poprawić czy po prostu utrwalać to co już wiesz. Pasuje? — zapytał na sam koniec. Sam wyjął swój miecz, w końcu nie zamierzał tylko stać i się dać naparzać, tu czy tam się obroni.
Yensen
Natan popatrzył na Morganę i westchnął przeciągle.
OdpowiedzUsuń- Czyli nawet jak się pożremy będę musiał cię przyciągnąć za fraki na pieczeń - poinformował Akane, pakując lemoniadę do swojej torby i całując Morganę w policzek na pożegnanie, po czym przepuścił Akane przodem i zaraz do niej dołączył, ruszając w stronę jej byłego domostwa. Przez długą chwilę milczał, nie odzywając się do niej, bo też nie wiedział co powinien jej powiedzieć. W końcu jednak postawił na gadkę szmatkę.
- Gdzie teraz będziesz pomieszkiwać? - zapytał. - Wracasz do ojca, czy decydujesz się na gospodę? Może chcesz coś wynająć? U nas jest jeden wolny pokój, jakby interesowało cię niańczenie Eljasa w zamian za ciepłą strawę i miejsce do spania - dodał jeszcze.
Nat
- Technicznie rzecz ujmując w takim wypadku nie wrócimy razem - zauważył tylko. - Ty wrócisz pierwsza lub ja, a drugie wpadnie po paru chwilach. Można się przyczepić do tego szczegółu - rzucił jeszcze, kiwając głową na jej pierwsze słowa, związane z tatą i pustym pokojem. - Zawsze możesz spać na kanapie w domu ojca - zauważył. - Zapewniam cię, że tam pusto i cicho nie jest - stwierdził jeszcze, po czym uniósł wzrok patrząc po niej wymownie. - A dziwisz mi się? - zapytał jej tylko. - Moja siostra wykraja sobie jakąś pokraczną runę i idzie w pizdu, choć jeszcze przed chwilą wywijała na koncercie - mruknął wzdychając ciężko. - A potem sobie wraca i oczekuje, że wszystko będzie okay. Może imprezę powitalną do tego, co? - dodał zaraz. - O no tak, a na dodatek po powrocie nawet nie przyszła powiedzieć że wróciła, ale tak, tu możemy uznać że sam mogłem przyleźć i nakopać ci już pierwszego dnia twojego powrotu tutaj - skinął głowę. - Za to ostatnie jestem równie winny - dodał. - To była tylko propozycja. Nie chcesz nie musisz z niej korzystać - dokończył.
OdpowiedzUsuńNat
Dobrze było słyszeć, że Akane była otwarta na nowe doświadczenia. Zakutych łbów akurat na swoim placu niespecjalnie lubił witać.
OdpowiedzUsuń— Kreślenie runy może być trudne w szybkim tempie walki, ale możesz sprawdzić czy dasz radę, albo czy możesz to jakoś sobie pod siebie dostosować — odpowiedział jej. — Wiedźmini też korzystają ze swoich run na różne sposoby, innym razem Ci pokazać mogę, może da Ci jakiś pomyślunek — zaproponował od siebie. Zaśmiał się na jej niepewność.
— Z całym szacunkiem, Młoda, nie jesteś pierwszą, która mi zmrozi krew w żyłach, także nie bój się używać na mnie magii. Przeżyłem już kilka starć z czarodziejkami, najwyżej Febe będzie musiała mnie rozebrać i opatrzyć nową bliznę — uśmiechnął się delikatnie. Rahim i tak się szlajał większość dnia, Gave mógłby się zająć Ines. To był plan. — Ba, leć na całość, proszę. Daj staruszkowi trochę radości — zachęcił ją jeszcze, co by mógł porobić sobie podchody potem do żony. Skupił się jednak, kiedy wyjęła swoje sztylety. Do samego treningu miał zamiar podejść poważnie. Dzieciaki swoje potrafiły, o gilotynę się nie prosił. Poza tym wypadało je traktować tak, żeby faktycznie poczuły trochę potu na plecach.
— No to dalej, pomścij je, bo jutro też będą jabłka — pogroził jej, unosząc miecz nieco wyżej. Teraz Akane zdradzała zbyt dużo, przynajmniej na oczy starego wygi, swoimi ruchami. Szła prosto na niego, więc atak od boku przy sztyletach był bardzo oczywisty. Usunął się w lewo jednym krokiem, poruszył mieczem w dłoni, wyciągnął go delikatnie w jej stronę, ale nie zaatakował. Odsunął się jeszcze kawałek, patrząc na to co dalej będzie robić.
— Ugnij bardziej nogi, będziesz szybciej przechodzić z jednej strony na drugą. Trochę za sztywno, pamiętaj o pracy nóg — doradził jej jeszcze, zanim sam wyprowadził prostą kontrę, celując rękojeścią w bok.
Yensen
- Masz z ojcem na pieńku? - spojrzał po niej i wybuchnął śmiechem. - Ty masz z nim na pieńku? - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ten facet zrobi dla ciebie wszystko. Nawet ogłupieje - wywrócił oczyma. - A ty masz z nim na pieńku... - westchnął i pomasował sobie skronie. No niezły dowcip, nie ma co. - Okay, przyjmuję do wiadomości - dodał. - Możesz mieć z nim na pieńku - westchnął. Oczywiście, że wiedział ile było tematów, w których mogła się z ojcem poróżnić i tak jak wspomniała nie być w nim w dobrych stosunkach aktualnie. Wiedział, ale w obliczu tego co zaszło nie tak dawno temu, trudno było o poważne potraktowanie jej słów.
OdpowiedzUsuń- Może właśnie stąd, że nie przyszłaś się przywitać, a teraz wpadasz jak gdyby nigdy nic, "chodź, porywam cię na trochę" bez żadnego wyjaśnienia czy pocałuj mnie w dupę - zaproponował jej takie wyjaśnienie, po czym odetchnął. - Okay - skinął głową. - Przeprosiny przyjęte - mruknął tylko, skręcając w odpowiednią alejkę. Szczęśliwie nie wszystkie drzewa poszły z dymem. Część pozostała nawet nietknięta. Szkoda tylko, że pozostałe ucierpiały.
- Trudno jest cokolwiek zrozumieć, kiedy nawet nie zna się toku rozumowania - zauważył. - Ale spokojnie, jakie nikt? Ojciec rozumie. Puścił cię, co nie? - zauważył krótko. - Nie dramatyzuj aż tak. Są jednostki, które jednak rozumieją.
Nat
Pokręcił lekko głową i przysiadł na skrawku niedopalonej kanapy. No tak, teraz to wszystko była jego wina? Oczywiście, że tak. Mógł się tego spodziewać. Kilka słów i już obraza majestatu. Zaśmiał się cicho na to jej "chciałam ci wyjaśnić". No jasne. Tylko jak do tej pory nie usłyszał żadnego wyjaśnienia, prócz głupawych komentarzy w stylu "nikt mnie nie rozumie, nikt nie próbuje mnie zrozumieć". Niezłe wyjaśnienia nie ma co.
OdpowiedzUsuń- Sama się pierdol - odparł spokojnie. - Chciałaś wyjaśnić? Jak do tej pory usłyszałem od ciebie jedynie wyrzuty, że nikt nie próbuje cię zrozumieć. Wielce obrażona pani, bo nikt nie chce jej zrozumieć - rozłożył dłonie w geście bezsilności. - Przychodzisz do mnie po fakcie, mimo że wielokrotnie wiedziałaś że możesz wpaść i pogadać o problemach. Dobrze, może ostatnio było mnie trochę mniej w twoim życiu - zgodził się. - Przepraszam za to, ale wiele razy powtarzałaś że chcesz sama ogarnąć i że wiesz, że możesz przyjść. To ci się nie naprzykrzam i nie łażę za tobą przypominając ci, że jestem - odparł spokojnie. - A potem robisz coś takiego. Znikasz. Owszem, na kilka dni, ale znikasz - pokręcił lekko głową. - Potem wracasz i nie przychodzisz, masz generalnie wylane - wzruszył ramionami. - To powiedz mi co ja mam sobie myśleć? "Ach no zrobiła źle, ale poczekam aż mi wyjaśni, będę czekał z utęsknieniem... " - wywrócił oczyma. - To tak nie działa. Ja jestem cierpliwy, chyba czasem aż za bardzo, ale w tej chwili moja cierpliwość osiągnęła swój zenit i zniknęła.
Nat
— Zgłoś się jak będziesz chciała — odpowiedział na temat run. Zaśmiał się na kolejny komentarz.
OdpowiedzUsuń— Waszmość jest zbyt łaskawa — rzucił. Nie miał zamiaru wypierać się miłości i popędu do żony.
Patrzył jak szybko zmieniła pracę nóg. Uśmiechnął się zadowolony. Szybko łapała o co chodzi, a jemu ciężej teraz było na wszystko reagować. Ze spacerku przeszła do biegu. Taniec bardzo łatwo nabierał pędu. Na pierwsze cięcie wystarczyło się odchylić, kiedy zrobiła krok do przodu, on znowu cofnął się o krok, nie robiąc między nimi zbyt dużego dystansu. Przy kolejnym ruchu, odchylił plecy do tyłu.
— Sprytna sztunia — pochwalił ją, kiedy cięła w nogi. — Ja pierdolę — sapnął, przechylając się jeszcze niżej, aby ręką dotknąć podłoża. Wykonał szybki przewrót, żeby jednak utworzyć między nimi dystans. Dziewczyna na blisko była naprawdę niebezpieczna. Szybko podniósł się na nogi. Miał traczę, trafiła go łydkę, nie mocno, ale siła tarczy mimo wszystko osłabała. Co prawda kilka ciosów jeszcze przyjmie bez żadnych ran, ale w prawdziwej walce już byłby ranny.
Yensen
- Wiesz co? Ojciec zawsze staje po twojej stronie. Zawsze. Nawet jeśli się mylisz. Powie ci, że się mylisz, ale i tak stanie po twojej stronie, a ty mówisz, że masz z nim na pieńku? - pokręcił lekko głową. - Średnio chce mi się takich rzeczy słuchać, geniuszko - skomentował i odetchnął słuchając jej dalszych słów. Zacisnął mocno wargi i pięści, patrząc jej prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Akane... a nie wpadłaś na to, że skoro dostajesz te same kurwa złote rady to jest w nich ziarnko prawdy? - westchnął patrząc na nią spokojnie. - Nie wpadłaś na to, że może jednak warto się pochylić nad tymi radami? - mruknął. - Nie wiem co bym ci powiedział na ten temat. Nie wiem Akane - odparł spokojnie. - Być może trafiłbym na listę tych, którzy nie chcą cię rozumieć bo dają te same złote rady - wzruszył ramionami. - Tylko to alarmujące, że ty nie chciałaś ich przyjąć do głowy. Szukałaś kogoś kto powie ci, że jest dobrze i że on cię pokocha tak samo - mruknął. - Tak to wygląda, przynajmniej ze słów które teraz wypowiadasz. Szukałaś kogoś kto ci powie, że masz iść w ten związek. Potwierdzenia, że robisz dobrze. A że go nie dostawałaś to postanowiłaś załatwić to sama - mruknął, po czym odetchnął głęboko.
- Tak, potrafiłem - zgodził się z nią. - Tylko teraz nie mieszkam obok ciebie w pokoju, a ciebie w nim rzadko kiedy można spotkać - spojrzał jej prosto w oczy. - Wiem, że to przenośnia i wiem że mogłem przyjść - przyznał. - I za to przepraszam, że nie przyszedłem - zgodził się z nią, gryząc się tym razem w język by nie powiedzieć, że ona w sumie też nie przychodziła kiedy on miał emocjonalne zawirowania, a trochę ich ostatnimi czasy było. W tej chwili jego własne problemy nie miały tu żadnego znaczenia. To mógł sobie zostawić na później. Taka tam wisieneczka na torcie.
- Jedyne co wykpiłem Akane to twój tekst o ojcu - oznajmił nieco chłodniej. - Bo wybacz, ale tata robi tak jak mu zagrasz. Okręciłaś go sobie wokół najmniejszego paluszka, a na wyjaśnienie czemu to robi mówi, że jesteś uparta i tak czy siak zrobiłabyś to co zrobiłaś - westchnął. - Trudno jest z czegoś takiego nie kpić - wstał z kanapy, aby przejść do czegoś co wyglądało jak sypialnia, żeby wygrzebać jakiegoś misia spod łóżka. - Jak go upierzemy będzie dobry, przeżyje - rzucił miśkiem w Akane. - Tak, chcę je usłyszeć - powiedział po dłuższej chwili milczenia.
Nat
Natan spojrzał na nią jakby ta z choinki się urwała i podszedł do niej by złapać ją za ramiona.
OdpowiedzUsuń- Uspokój się - odparł chłodno. - Te twoje złote rady w stosunku do mnie powinny być poparte jakimiś argumentami - zauważył. - Zakładam, że twoi przyjaciele, osoby których o nie pytałaś... mieli te argumenty. Sama mi przed chwilą podałaś kilka takich argumentów. Z nich można wywnioskować to i owo. Nie całą sytuację, ale część tak. Nigdy nie będziemy znać całości - pokręcił głową. - Całość jest po waszej stronie - skomentował. - Nie ma metody na to by kogoś przestać kochać. Jest metoda na to by odejść zdając sobie sprawę z tego, że ból zostanie. I zdając sobie sprawę z tego, że tak będzie lepiej nie dla drugiej osoby, a dla samego siebie. Ból zostanie. Zostanie, ale po pewnym czasie zelżeje. Może nawet zniknie, może nie - wzruszył ramionami. - Pierdolenie to teraz ty uprawiasz Akane - powiedział spokojnie. - Unosisz się nie wiadomo o co - pokręcił lekko głową. - Ja tylko zauważyłem, że skoro kilka osób powiedziało ci coś takiego to być może coś w tym jest. A to że nie zauważasz tego i nie pochylasz się nad takim wyjściem jest alarmujące. To wszystko. A ty wyskakujesz mi teraz o znaniu czy nie znaniu Gava... Akane, ja go nie muszę znać. Nigdy też nie poznam go jak ty. Tak jak i ty nigdy nie poznasz Morgany tak jak ja - popatrzył jej prosto w oczy. - Ale to nie znaczy, że z twoich słów nie mogę czegoś wywnioskować, a zdołałaś mi już powiedzieć co robiłaś dla niego, a co on zrobił potem... poszedł całować inną - zauważył cicho. - Mi to wystarczy, by móc stwierdzić, że... jeśli dawałaś mu milion szans, a on dalej pierdoli wszystko, to nie ma sensu dalej w to brnąć. To wszystko - dokończył puszczając ją i dmuchnął sobie w grzywkę.
- Aha no jasne, pozwala - prychnął pod nosem. - Gówno prawda - skomentował. - Nie tak dawno temu nie pozwolił mi ze sobą iść, bo miałem kurwa małe dziecko z Morganą. O zobacz, ty masz dwoje małych dzieci i jakoś pozwolił - zauważył dmuchając sobie w grzywkę, chociaż nie był pewien czy Akane w ogóle wie o tym temacie. Nie była wtedy w zbyt dobrym stanie psychicznym. - Ale temat ojca to osobna historia. To coś przez co aktualnie niespecjalnie ze sobą rozmawiamy - dodał jeszcze i machnął na to wszystko ręką. - Nie ma co tego roztrząsywać w tej chwili - dodał jeszcze, słuchając jej dalszych słów. Tego co mówiła było dużo. Co prawda samej runy, sposobu w jaki Akane postanowiła "pozbyć się problemu" nie rozumiał i nie sądził, by kiedykolwiek zrozumiał tak idiotyczną decyzję, niezależnie od tego co autor miał na myśli, tak słowa o dziewczynkach i strach był w stanie chociaż trochę zrozumieć. Nie do końca rzecz jasna, bo trochę mu się w tej opowieści nie stykało.
- Powiedziałaś, że runa blokowała tylko romantyczną miłość. Skąd pomysł, że zablokuje też miłość matczyną? - spojrzał jej prosto w oczy. - To znaczy, rozumiem że cię te myśli przestraszyły i rozumiem czemu w tamtej chwili nie chciałaś z dziewczynkami się widzieć, ale...- zacisnął mocno wargi. - Kijowe zagranie, An - mruknął. - Kijowe... - pokręcił lekko głową, po czym skinął głową. - Rozumiem też to, że to była okazja i po prostu musiałaś z niej skorzystać. Sam pewnie bym z czegoś takiego skorzystał, tylko znowu... nie zostawiałbym czegoś takiego ojcu do przekazania - skrzywił się. - Przecież ty jesteś jego córeczką, a ten chłopak cię skrzywdził. Z jego punktu widzenia, bardzo mocno. To naturalne że ojciec będzie bronił cię nawet wbrew tobie - spojrzał jej prosto w oczy. - Dochodzą jeszcze i jego emocje... jego własne emocje - pokręcił lekko głową. - Co to znaczy, że nie możesz ich na dłużej mieć? Przecież mieszkaliście tu razem z tego co słyszałem. Miałaś je przy sobie cały czas - zauważył. - Co się stało, że właściwie szukasz teraz miejsca do spania? - zapytał. - Moja oferta co do sypialni i strawy za zajęcie się Eljasem, dalej jest otwarta - dodał po chwili.
Nat
- Zgoda, zawsze będzie wiele kontrargumentów - spojrzał po niej poważnie. - Tylko, że osoba z boku patrzy na to jak wyglądasz ty, jak wygląda on... a wy oboje nie wyglądaliście na szczęśliwych ze sobą. Co mi po tych kontrargumentach, skoro moja siostra jest wiecznie nieszczęśliwa? - spojrzał na nią i odetchnął. - I nie próbuj mi wciskać kitu, że byłaś szczęśliwa, bo mi nie chodzi o momenty... tylko o całokształt. To on ma największe znaczenie... ty pod względem Gava zachowujesz się trochę niczym narkoman - mruknął nabierając głęboko oddechu. - Jak osoba uzależniona... - dodał ciszej. - Jak ofiara przemocy domowej - dorzucił do kotła, zasłaniając jej usta swoją dłonią. - I nie chcę słyszeć od ciebie, że tak nie było. Że gówno prawda, bo ja wiem, że trudno jest to dostrzec. I te określenia są przesadzone, ale... zastanów się po prostu nad tym chwilę zanim zaczniesz mocno i gorąco zaprzeczać, chcąc jego bronić. Nie mówimy o nim. Mówimy o tobie - odsunął dłoń z jej ust, po czym przytulił ją do siebie kiedy zauważył te łzy w jej oczach. - I to że on podał najważniejszy argument, super... tylko że to nic nie zmienia. Akane, to ty musisz wreszcie spróbować zobaczyć inny punkt widzenia. Spróbować otworzyć oczy i przeanalizować cały twój związek, nie tylko złe rzeczy ale i dobre - rzucił spokojnie. - Zobaczyć i dopuścić do siebie myśl, że może jednak lepiej że ostatecznie się rozstaliście. Bo żadna rada, żaden człowiek tego za ciebie nie zrobi... - dokończył, po czym pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń- Nie An, okazja mi nie przeszła koło nosa - pokręcił głową. - Pod tym względem nasze sytuacje różniły się znacznie - przyznał szczerze, nie wchodząc w dalsze szczegóły. Nie teraz, to już było. Dawno temu i nie specjalnie miał ochotę w tej chwili wracać do tego samego. Uśmiechnął się lekko na wieść o zaciskaniu przez niego zębów non stop i puknął ją w to głupie czoło.
- To postaw się na jego miejscu. Widzisz nieszczęśliwą Raję - zaczął spokojnie. - Co chwilę zaciskasz zęby, żeby nic nie powiedzieć przesadnie. Jesteś wściekła, że chłopak tak krzywdzi twoją córcię... - uniósł wysoko brew. - ...dziwisz się, że kiedyś i jemu puściły nerwy? Że w momencie, kiedy jego córka zrobiła głupotę... bo zrobiła... wyryła jakąś cholerną runę, żeby uciec, bo tak Akane to była ucieczka, od miłości... to coś i w nim pękło. Bo dzisiaj była to runa od miłości, a jutro będzie runa pozbawiająca życie - spojrzał po niej i odsunął się od niej. Skrzywił się na wieść o tym, że Akane zrobiła co zrobiła a wcześniej nawet run nie używała. - Powinienem ci tu za to przylać, ty głupia i nieodpowiedzialna dziewczyno - warknął na nią. - Robisz coś takiego, nawet nie zapoznając się z nimi dokładniej? Decydujesz się na taki krok mając świadomość, że konsekwencje mogą być tragiczne? Miałaś tyle do stracenia... co ty w ogóle sobie myślałaś?! - popukał się po głowie i pokręcił nią chwilę później. - Nie, racja, nie myślałaś - dmuchnął sobie w grzywkę, odsuwając się od niej i wracając do sypialni. Wyłowił jeszcze trzy misie i jakieś pudełko z ciuchami w środku. Przysunął je do Akane. - Przejrzyj je, czy w ogóle jest sens zabierać - rzucił spokojnie. Słuchał jej dalszych słów i kiwał lekko głową. - Dobrze... to co? Znaleźć na niego jakiś haczyk co by małe wróciły tylko do ciebie? - zapytał jej swobodnie. - Wiesz to w sumie nie będzie aż takie trudne... - zastanowił się chwilę i poczochrał ją po włosach. - A już całkiem poważnie, nie dziwię się mu - przyznał szczerze. - Ale to że możesz z nimi kontaktować to dobrze - pokiwał lekko głową. - Kiedyś mu przejdzie i będziesz mogła je mieć z powrotem.
Nat
- Sama trochę sobie zaprzeczasz - odparł spokojnie. - Mówisz, że gdybyś nie wiedziała tego co wiedziałaś... ale wiedziałaś Akane, a pozory łatwo jest utrzymywać przez pewien czas - powiedział. - Gdybanie niczego nigdy nie ułatwia - stwierdził jeszcze słuchając pozostałych myśli siostry. - Dlatego powiedziałem ci już wcześniej, że to ty musisz dostrzec pierwsza, że twój związek z nim nie był w dobrej formie. Nie przynosił ci tego co potrzebowałaś. Dopiero wtedy możesz rozpocząć proces życia na nowo - mruknął, pstrykając ją między oczy palcami. - Nie powiedziałem też, że będzie to łatwe. Powiedziałem tylko, że z czasem będzie lżej - mruknął, po czym wzruszył lekko ramionami na wieść o ojcu. - A jak miał walnąć kawę na ławę, jak sobie odeszłaś? - uniósł lekko brew. - On też ma swoje emocje i tamta sytuacja najprawdopodobniej była tą, która przelała czarę goryczy. Nie będę go usprawiedliwiać, bo uważam mimo wszystko że zrobił głupotę pozwalając ci odejść w taki sposób. Ta twoja Mey mogła poczekać ze dwie trzy godziny żebyś zrobiła to po ludzku - stwierdził krótko. - Spędź z nimi jak najwięcej czasu - zgodził się z nią w stosunku do Fasolek, po czym ze śmiechem wygrzebał kolejną maskotkę. - O zobacz, twój Żabcun - rzucił go Akane. - Ten to wszystko przetrwa...
OdpowiedzUsuńNat
Akane szybko łapała rady. Z pewnością wcześniej miała dobrych nauczycieli, nie mógł jej tego odmówić. Z każdą chwilą stawała się coraz trudniejsza do wychwycenia, zauważenia czy przewidzenia co ma zamiar właśnie zrobić. Nie dawała mu zrobić między nimi dystansu, więc postanowił parować każdy cios. Sam zgiął się niżej na kolanach, rytmicznie idąc razem z nią po ścieżce jaką wytaczała własnymi ruchami. Jedna kontra, druga, pierwsze ciosy nie były zbyt trudne do odparcia, ale kiedy skoczyła mu za plecy, zakręcił się, nałożył quen na Akane, bo jeśli sam nie zacznie jej oddawać, to sam będzie w tarapatach. Wykonał zręczny, szybki młynek w jej stronę, licząc uważnie trafienia. Gdy skończył sekwencję, rzucił Aard w podłogę, aby kurz zasłonił im widoczność. On miał swoje wiedźmińskie zmysły, ale był ciekawy jak ona poradzi sobie w takim wirze walki. Przystanął w miejscu, uginając kolana, broń uniósł wysoko, gotując się do kolejnego gradu ciosów.
OdpowiedzUsuńYensen
- Ahoj - przywitała się z nimi dziewczyna. Ostatnio robiła wiele rzeczy, by tylko zapewnić sobie zajęcie. Zdarzyło się jej nawet szorować pokład swojego statku, co było dość niecodziennym wydarzeniem i poruszeniem wśród jej załogi. Dlatego kiedy Słowikowa Żaba zaproponowała jej rejs z córkami, od razu przystanęła na tę propozycję. Przykucnęła na widok małych dziewczynek i uśmiechnęła się do nich delikatnie.
OdpowiedzUsuń- Miło mi was poznać - rzuciła swobodnie, wyciągając zza pleców dwa małe iście pirackie kapelusze i patrząc na bojowo nastawioną Raję podała jej kapelusz, by zaraz spojrzeć na Malikę. - Mogę? - zapytała dziewczynki, zanim założyła jej ozdobę na głowę. - To co? Zanim popłyniemy małą szalupą w niewielką podróż to zapraszam na zwiedzanie mojego większego dziecka - wskazała na swój statek. - Wszystkie kobiety są mile widziane na jego pokładzie - wyszczerzyła się do nich i wyprostowała się, po czym zerknęła na Akane. - Pobawimy się sterem i obejrzymy kajutę naszej pani kapitan. Dziś wyjątkowo jej nie ma, więc damy radę się tam zakraść - stwierdziła wesoło wpuszczając dziewczyny na statek.
Luna
Pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie miałem jeszcze okazji do zabawy w wodzie. Nie zapuszczałem się tak daleko, bo wiesz... łatwo się gubię - zaśmiał się cicho. - Łatwo się gubię, a Darcy nie miała ostatnio czasu żeby mnie pooprowadzać po okolicy - uśmiechnął się delikatnie, idąc za nią. To była jego irytująca cecha, z którą walczył. Mogła też być piętą Achillesową, ale w tej chwili nie dbał o to że jej o tym mówi. Wolał by wiedziała i nie wpadła na pomysł pozostawienia go samego w lesie.
- Pływać potrafię - wyszczerzył się do niej. - Przez pewien czas trenowałem pływanie i mogę pochwalić się certyfikatem młodego ratownika - pokiwał głową. - Ale to w tym świecie mało istotne - zauważył spokojnie. - Nie mniej pływać umiem i ratować tonących też - zaśmiał się cicho. - A u ciebie jak z tym? Pływać zakładam, że umiesz, a co z tonącymi? - zainteresował się, żeby trochę ją zagadać, a przy okazji może i lepiej poznać. Oczy mu się zaświeciły gdy wspomniała o prysznicu. - Poważnie? Jest tu gdzieś prysznic? Marzę o prysznicu... - przyznał szczerze. Zgadzał się z jej resztą wypowiedzi co do przystosowywania się do tego miejsca. - Ja z kolei tęsknię za moją rodziną - przyznał nieco markotniejąc. - Brakuje mi tu ich.
Damon
Cholerny pożar. Ledwo zdążyła odsunąć płomienie od swojego domu, kiedy wybuchł, potem miała problem, żeby złapać kontrolę nad sobą przez wściekłość, ale jakoś z Damonem dali radę, a potem ruszyli pomóc innym. Z Akane i resztą w tym czasie minęli się. Nic dziwnego, nie mieszkali w końcu zbyt blisko siebie. W zasadzie po dwóch różnych obrzeżach miasta. Zdążyła się dowiedzieć pocztą pantoflową, że ich dom spłonął. Ogromna szkoda, pewnie przepadło im tyle rzeczy. Tragedia za tragedią - miała wrażenie, że od dawna nie mogła patrzeć na coś spokojnego. Ciągle coś się działo wokół niej. Próbowała znaleźć czas, żeby odwiedzić wszystkich i zobaczyć czy wszystko gra, ale dalej miała też swoje prace i obowiązki. Rodzice różnych dzieci teraz szczególnie chcieli odciągać ich umysły od zbliżającej się wojny różnymi lekcjami. Wracała właśnie z jednych zajęć gry na lutni, kiedy zobaczyła Akane przy jednym z drzew ze szkicownikiem w ręku. Przystanęła obok niej, ale nie zaglądała na to co tam rysuje.
OdpowiedzUsuń— Cześć, nie miałam pojęcia, że lubisz rysować — zagaiła ją.
Darcy
Tony przez te kilka dni po pożarze zajmował się pomocą przy odbudowie wielu mieszkań. Tego dnia jednak zgłosił się na ochotnika do opieki nad Kevą. Grima miała przecież święte prawo na odpoczynek i wyjścia z przyjaciółmi. Właśnie skończył wieszać huśtawkę i zdołał posadzić na niej Kevę, by ruszyć ją w ruch, kiedy usłyszał za sobą głos Akane. Odwrócił się do niej i zmierzył spojrzeniem, po czym pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Teraz przyszła zawracać mi głowę, słyszałaś Kevcia? Szybko się obudziła - prychnął pod nosem, huśtając małą jeszcze trochę. - Teraz się jej zachciało zawracać głowę. No tak, proszę bardzo. Teraz to ja nie chcę tego zawracania - obrzucił ją tylko spojrzeniem i pstryknął obie Fasolki w noski. - Nie, nie mam żadnych wieści od Ryu - odparł krótko. - Ale to Ryu, rzadko kiedy cokolwiek pisze - zauważył spokojnie. - Nie zacząłem budowy... bo zgodnie uznaliśmy, że lepiej zrobić to po... konflikcie zbrojnym - mruknął. - Nie ma sensu budować teraz by zaraz znów odbudowywać - pokręcił lekko głową. - Za to zrobiłem gitarę dla Gava - dodał jeszcze, huśtając małą jeszcze trochę.
Tony
Spojrzał po niej i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
OdpowiedzUsuń- Ale po co ty mnie przepraszasz? - zapytał jej. - Co mnie obchodzi to, że ty to wszystko wiesz? - zapytał jej, wzdychając ciężko. - Twoje dziewczynki były przerażone jak do nas trafiły. Nie mogliśmy ich uspokoić przez długi czas - mruknął. - A ty mi mówisz, że jesteś zmęczona tematem? - wywrócił oczyma. - Zmęczona... - powtórzył. - Zmęczony to ja jestem, takimi akcjami. Za każdym razem ktoś z was odwala takie akcje, a potem przychodzi i jest zbyt zmęczony, żeby dalej o tym rozmawiać... - wywrócił oczyma. - Nie to, nie. Teraz to ja nie chcę rozmawiać - stwierdził tylko, wyciągając Kevcię z huśtawki i ruszając w stronę domu. - Będziemy jeść kaszkę, dziewczynki oczywiście są zaproszone - powiedział tylko.
Tony
Chłopak siedział na ganku popijając dobrą herbatkę. Obserwował okolicę i cieszył się chwilą spokoju. Keva bawiła się z babcią i swoim wujkiem i ciotką... choć dziwnie to brzmiało w kontekście tego, że jedno z nich było w podobnym wieku, a drugie tylko rok starsze, a on miał po prostu chwilę dla siebie. Dostrzegł Akane zanim ta się nawet odezwała.
OdpowiedzUsuń- Hej - odparł spokojnie, zastanawiając się czy w ogóle ma ochotę na rozmowę. Przez moment się zastanawiał, zanim poklepał miejsce obok siebie. - Małe są tu zawsze mile widziane. Wtedy też były - odparł nabierając głębokiego oddechu w płuca i upijając łyk swojej herbaty. - Ale rozumiem, nie chcesz żeby słyszały jak cię opierdzielam. Doceniam troskę, lepiej późno niż wcale. Znam z autopsji - mruknął tylko, po czym zamknął buzię. - Postaram się milczeć i nie przerywać.
Tony
Nie przerywał jej. Siorbał tylko czasami swoją herbatkę, od czasu do czasu wzdychając i uderzając się dłonią w czoło. Matko bosko i jak on miał na to wszystko zareagować? Życie zdecydowanie go nie rozpieszczało. Kładło kłody pod nogi, kiedy najmniej się tego spodziewał. Niespecjalnie był zdziwiony tym, że Gave pocałował Onyx. Spodziewał się tego po nim. W końcu już raz zrobił komuś świństwo w podobny sposób. Zdziwił się więc że Akane aż tak to zabolało. Przynajmniej w teorii powinna się tego spodziewać. Emocje jednak dalej były mu całkiem obce.
OdpowiedzUsuń- Jak chciałaś zabić uczucie? - spojrzał po niej, marszcząc lekko brwi. - Zgłupiałaś doszczętnie? - zapytał jej, patrząc na jej dłoń i przesuwając palcami po jej bliznach. - Zdurniałaś - stwierdził tylko. - Sama mi tyle razy mówiłaś, że uczucia trzeba przepracować - fuknął na nią. - I co? Nauki poszły w dupę? Łatwiej radzić niż się do tego stosować, co nie? - pokręcił głową wzdychając ciężko. Słuchał jej dalej coraz bardziej nie wierząc w jej głupotę. - I zdecydowałaś, że lepiej pójść? Bo co? Bo jakaś dziołcha postawiła ci ultimatum? Ja pierdziele... An... - jęknął nie wierząc w to co słyszy. - Gdzie ty rozum zostawiłaś? I swój analityczny umysł? - westchnął. - Przecież takie rzeczy trzeba sprawdzić. Sprawdzić, postawić swoje warunki, opóźnić podjęcie decyzji... przecież to kuźwa wiesz - mruknął. Na jej myśli o dziewczynkach nie wytrzymał. - Poważnie? - spojrzał po niej. - Uczucie do Gava i uczucie do dziewczynek to dwie różne rzeczy - zauważył krótko. - To co mówisz brzmi dla mnie jak głupia wymówka na usprawiedliwienie swoich błędów - powiedział po prostu. - Rozumiem, że te myśli mogły cię przestraszyć, ale znów odwołam się do twojego rozumu... gdzie on się podział, co? - pokręcił głową. - Nie jestem w stanie pojąć twoich idiotycznych kroków, Akane. Przepraszam, ale nie umiem - powiedział cicho. - To tak jakby podmienili mi przyjaciółkę - wymamrotał. - Tę co się kreuje na dorosłą, dupa a nie dorosła. Dzieciak jakich mało - burknął. - I nie, ja też nie uważam, że jestem wielce dorosły - dodał zaraz. - Ale nosz Akane... - podrapał się po głowie. - Podsumowując poszłaś z szemraną laską, którą uważasz za swą opiekunkę, bo Latrala stwierdziło albo teraz albo nigdy? Poważnie? A nie wpadłaś na to, że to może być ich większy plan? - mruknął. - Skoro tak im zależało... bo z tego wynika że zależało... na twojej osobie... to mogli poczekać. Ale nie... dali ultimatum, żeby pokręcić ci we łbie - pokręcił głową. - To wszystko śmierdzi, a twojego zachowania w stosunku do dzieci nawet nie komentuję. Rozumiem, że mogłaś mieć te chore myśli, ale nie rozumiem dlaczego razem z ukatrupieniem miłości ukatrupiłaś swój mózg...
Tony
- Ale co ma piernik do wiatraka? - zapytał jej spokojnie. - Panikowałem, ale i tak wykonałem plan biorąc sobie wasze słowa do serca - zauważył spokojnie. - Nie porównuj tych dwóch różnych rzeczy - pokręcił głową i uniósł lekko brew na jej kolejne wypowiedzi. Poważnie? Jak można było aż tak inaczej odebrać czyjeś słowa. Zarzucać interpretację i interpretować bezczelnie samemu. Uśmiechnął się krzywo pod nosem.- A to ty nie pamiętasz, że mi trzeba wszystkie szczegóły wyłożyć, hm? - spojrzał po niej i pokręcił lekko głową. - Nie wiesz, że przedstawiając sprawę nie powinno się stosować skrótów, nawet jeśli mielibyśmy tu siedzieć do rana? I nawet jeśli miałbym się pogubić w wątkach? Zatrzymać mogę cię zawsze - zauważył. - I o co ja mam pytać, jak ty podajesz mi streszczenie na tacy już z wyciągniętymi ale ukrytymi wnioskami i nastawieniem, że a chuj i tak nie zrozumie - wzruszył ramionami. - A potem sama robisz to, czego nie chcesz żebym robił ja. Interpretujesz, zarzucasz, twierdzisz że coś tam myślę co nie jest prawdą. Ja tylko na podstawie tego co mi powiedziałaś, stwierdziłem fakt, że rozum ci odjęło - wzruszył ramionami. - To wszystko, a ty już stwierdzasz, że wymyśliłem sobie historię? - uniósł lekko brew. - I po co mi teraz mówisz, że runy ci spadły z nieba? - pokręcił lekko głową. - To oczywiste, że studiowałaś je wcześniej. Oczywistym jest również, że coś słabo je wystudiowałaś, skoro postanowiłaś ukatrupić miłość z konsekwencją ukatrupienia rozumu - skomentował dodatkowo. - Nie muszę cię dopytywać, żeby wiedzieć, że studiowałaś je wcześniej. - Co do warunku... tak przedstawiłaś swoją wersję, że nie było mowy o żadnym warunku - zauważył spokojnie. - A skoro warunek jest istotną częścią historii, to dlaczego nie było go w streszczeniu? - uniósł lekko brew. - Streszczenia powinny zawierać istotne informacje - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Potwierdzasz tym samym teorię o ukatrupieniu rozumu - zauważył jeszcze. - Ja tylko zapytałem ciebie dlaczego poszłaś na to ultimatum tak nagle - spojrzał po niej. - Bo to że szukałaś sposobu, uczyłaś się run i szukałaś informacji o Latrala jest dla mnie oczywiste, ale to nie jest równoznaczne z szybkim pójściem na ultimatum - zauważył. - Nie wiem, jak mogłaś podejrzewać mnie o to, że nie biorę pod uwagę wcześniejszych przygotowań. Ja tylko zaznaczam i podkreślam, że te starania były o kontakt z Latrara. Sama przed chwilą powiedziałaś. Szukałaś sposobu na kontakt z nimi - rzucił krótko. - A to nie jest tym samym co zgoda na ultimatum i nie zarzucam ci braku starań czy przygotowań, tylko decyzji szybkiej, że idę w to. Tak będzie super. Bo to zrobiłaś na gorąco. Nagle. Pojawiła się. Ucieszyłaś się i poszłaś za nią trochę na ślepo. Owszem mogłaś mieć pojęcie czego oczekiwać od spotkania, ale znów decyzja że pójdziesz była nagła - rzucił spokojnie. - A podstawą do tego jest sposób w jaki to zrobiłaś. Małe rozumiem, mogłaś nie chcieć ich informować. Ojca poinformowałaś tylko dlatego że cię nakrył. Można było spokojnie poczekać do rana i powiedzieć swoim bliskim w cywilizowany sposób że idziesz z nimi. A ty wybrałaś gorącą wodę - wzruszył ramionami. - I ty mi mówisz o braku mózgu? O podmienieniu? Na siebie popatrz.
OdpowiedzUsuńTony
Natan odetchnął głęboko przez moment milcząc.- W porządku - powiedział w końcu.
OdpowiedzUsuń- Nie przekreśla, nie mówię i nigdy nie twierdziłem, że on jest kompletnie zły - zauważył spokojnie, bo jej obrona w temacie Gava zakrywała o desperację. Przynajmniej z jego punktu widzenia. - Po prostu nie lubię jak się krzywdzi moją młodszą siostrę - dodał po dłuższej chwili milczenia. - I nigdy tego nie polubię i najchętniej bym go złapał za fraki i zrównał z błotem - skomentował. - Niezależnie od tego jak dużo dobrego zrobił. Ostatecznie cię skrzywdził - zauważył. - A tego nie będę tolerować i nie obiecam ci, że będę dla niego przyjemny - mruknął jeszcze, po czym znów nabrał głębokiego oddechu w płuca.- Chodziło mi o to, że aktualnie zostajesz w zawieszeniu. Nie mówię ci, że masz przestać kochać od razu, bo tego nie da się zrobić. Nie powiedziałem też tego wcześniej - rzucił w miarę spokojnie. - Chodzi mi o to, że jeśli nie dojdzie do ciebie w pewnej chwili, że kochanie go to po prostu strata czasu... - zatrzymał się na chwilę. - ...to pozostaniem w tym zawieszeniu do końca swojego życia. Zgadzam się, że to nie przeszkodzi ci w wielu sferach twojego życia - pokiwał głową. - Ale może przeszkodzić w znalezieniu nowej miłości. Może przeszkodzić w otwarciu się na nowe możliwości - zauważył spokojnie. - W tym co mówisz nie ma nic złego, ale to w jaki sposób do tej pory to przedstawiałaś było złe - oznajmił po prostu. - Bronisz go kurczowo, non stop, a to daje do myślenia. To sprawia, że mam wrażenie iż ty nie jesteś do końca zdrowa - zacisnął mocno wargi. - To sprawia, że twoje słowa o tym, że może i uda ci się odkochać, są jakieś miałkie. Mało przekonujące. Tak jakbyś chciała mi powiedzieć to co chcę usłyszeć - wyjaśnił o co mu chodzi. - I prowadzi do nieporozumień - dokończył, oddychając głęboko. Uśmiechnął się krzywo. Może i miała rację. Bronił ojca, ale już tego nie robił. Przestał, bo zdołał wyczerpać ten temat.
- W sprawie mojego konfliktu? - uśmiechnął się krzywo. - Ja tam przechodzę bunt nastoletni i nie podoba mi się, że moja siostra ma specjalne względy u ojca, a ja nie - skomentował. - Swój konflikt zostawiam, nie mi go oceniać - mruknął jeszcze. Spojrzał na to jak przytula zabawkę i pokręcił głową. - Nie wiem czy tak wszystko - mruknął, zerkając do drugiego pomieszczenia. - Niektórych rzeczy nie da się przetrwać.
Nat
- Heh i znów uciekasz - stwierdził wstając z miejsca i podążając za nią. Jeśli myślała, że tak szybko się od niego uwolni to trochę się pomyliła. Przyszła, powiedziała swoje i już? Jak zwykle. Zacisnął mocno wargi idąc za nią. - Naskakuję za twoje głupie zachowania - odparł. - Nie będę cię za nie głaskał po głowie - rzucił jeszcze zrównując z nią kroku. Przyspieszył kiedy i ona to zrobiła. - Nie umniejszam tobie - mruknął jeszcze. - Umniejszam twoim zachowaniom - poprawił ją. - Nie umiem wszystkiego zrozumieć i jak mnie nie zatrzymasz i nie wyjaśnisz to nie zrozumiem nawet ociupinki - mruknął. - Może i uniosłem się za bardzo, ale... ta twoja runa, ręka, to że uśmierciłaś miłość... - pokręcił lekko głową. - Ja tego nie potrafię pojąć... - westchnął. - Nie wiem dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego posunęłaś się tak daleko, skoro sama mówiłaś że między wami było dobrze? Zawsze mówiłaś, że nie widzę tego co za zamkniętymi drzwiami, a tam jest dobrze - mruknął. - Chyba jednak nie było tak dobrze jak mówiłaś, bo gdyby było... to byś nie robiła tego wszystkiego...
OdpowiedzUsuńTony
Tony przykucnął obok niej, zaciskając mocno wargi. Nie miał pojęcia co robić w takiej sytuacji. Na moment odstawił rozkminy na później.
OdpowiedzUsuń- Wyjaśniłbym jej, że tak się nie robi - odparł spokojnie. - Grima nie bardzo umie w zachowania społeczne. Jej trzeba wszystko wyjaśniać. Na pewno byłbym nieco rozczarowany, może zły, ale wyjaśniłbym jak to wygląda i czego nie powinna robić, jeśli mnie kocha. Poza tym my z Grimą mamy pakt. Powiemy sobie od razu jeśli drugie nie będzie czuć tego samego - dodał jeszcze rzeczowym tonem. - Tak, tak bym zrobił - dodał jeszcze pewny swych słów i ukucnął przed nią, gdy zaczęła płakać. Słuchał jej dalej, żeby nieco niezdarnie przytulić i poklepać ja po głowie lekko. - Na pewno uczuć bym nie wyłączał - dodał cicho. - Ale byłoby mi przykro... tylko Akane, ja nie odczuwam tak mocno jak ty... i jestem nieco inny w te klocki. Kiepski. Dla mnie to co zrobiłaś... no nie dałaś sobie czasu na żałobę. Podobno żałoba jest ważna w takich wypadkach. A ty rach ciach i po emocjach... - mruknął. - To słabe to...
Tony
- Nie wiem co mam ci powiedzieć, Akane - westchnął Tony. - Ty go za każdym razem bronisz. Nie docierało do ciebie nic. Czy spokojnie, czy krzykiem... nic... - zacisnął wargi. - Nie mogę powiedzieć nawet, że jestem zdziwiony, że tak to się skończyło - mruknął, przytulając ją do siebie nieco mocniej. - Bo nie jestem - westchnął ciężko. - Jest mi przykro, że tak cię potraktował. Jest mi przykro, że wtedy tak się czułaś, ale jestem też wkurzony... - przyznał szczerze. - Bo nie dałaś sobie przemówić do rozsądku wcześniej. Nie dałaś. Byłaś uparta, uparta do tego stopnia, że to po prostu musiało się kiedyś stać - zgrzytnął zębami. - I bardzo staram się o nim nie rozmawiać, bo chociaż zarzucisz mi, że nie mogę tego wiedzieć... to wiem co zaraz będzie - wymamrotał. - Znów zaczniesz go bronić. Zamiast spojrzeć na siebie i na to jak się czujesz, jak się czułaś ten cały czas... mówisz mi że było dobrze, a teraz mówisz że tak długo czekałaś... no to nie do końca było dobrze - pokręcił lekko głową. - Ale ty mi podasz tysiąc przykładów na to, że było - wymamrotał. - A ja nie chcę znów cię przekonywać, że nie do końca masz rację... bo do ciebie w tym temacie to jak grochem o ścianę... mogę robić wszystko, a ty i tak stwierdzisz swoje i zbagatelizujesz sprawę... - zacisnął mocno wargi. - Dlatego skupiam się na tym co zrobiłaś źle... bo zrobiłaś i wybacz, ale no w tamtej chwili zapomniałaś o myśleniu - nabrał głębokiego oddechu. - Skupiam się na tym, bo tu może jeszcze mam coś do powiedzenia. W temacie Gava... ty zamknęłaś się na wszystkie głosy. Na pewno przesadzałem miejscami, na pewno miałaś rację miejscami - pokiwał lekko głową. - Ale ty nie brałaś na poważnie żadnych słów, próśb, gróźb... niczego. Bo potem i tak leciałaś do niego i usprawiedliwiałaś jego chujowe zagrania tymi dobrymi - pokręcił lekko głową. - Jakbyś o nich zapominała. Mówiłaś, że wiesz że są, ale i tak te dobre były tymi argumentami na wszystko co się o nim mówiło. I tak trochę trudno teraz jakkolwiek z tobą o tym rozmawiać - odsunął się od niej. - Jestem w kropce. Pod ścianą - mruknął. - Bo naprawdę chcę dla ciebie jak najlepiej, ale w tym temacie... ja już swoje powiedziałem - mruknął. - I nic się nie zmieniło, więc w tej chwili jest mi przykro że tak się czujesz, ale cieszę się że wreszcie zaczynasz dostrzegać inne rzeczy...
OdpowiedzUsuńTony
- Wiem, że nie chcesz nowej miłości - westchnął. - Dlaczego odbierasz me słowa na już na teraz? I to nie pierwszy raz tak robisz... - zapytał jej, spoglądając po niej uważnie. Przytulił ją nawet, kiedy ta łza zakręciła się w jej oczach. - Przecież mówiłem ci wcześniej, że potrzeba czasu. Mówię o nowej miłości nie mając na myśli teraz. Zdaję sobie sprawę z tego, że dalej go kochasz, a serce potrzebuje dużo czasu na to by przez to przebrnąć. Wiem o tym. Mówię tylko o tym na co możesz zamknąć sobie drogę. Tego nie rób. Nie teraz, jak już podleczysz serce - spojrzał jej prosto w oczy. - A jak inaczej kochać? - zdziwił się, patrząc na nią. - Ja również cały się Morganie oddaję - powiedział. - Kocham całym sobą. Co w tym takiego złego? - musnął palcem jej nos. - Nie różnisz się w tym tak bardzo ode mnie. Ty jedynie... odczuwasz mocniej pewne sprawy i łatwiej doprowadzić cię do emocjonalnej bomby - pokiwał głową. - Tu tak, masz rację - przyznał jej. - Ale w tym kochaniu? Przecież i Niklaus, i Meliodas i pewnie nawet Yensen... kochają po całości. Oddają całych siebie... ja też... co w tym złego? - zapytał jej jeszcze raz. - Gówno masz bo partner ci się trafił słaby, nie potrafiący oddać się po całości - puknął ją w czoło. - Jak nie ten, będzie inny... w przyszłości, za rok, za osiem, za dwadzieścia-pięć - dodał szybko by znów nie rzuciła, że nie chce miłości. - Za jakiś czas. Inny, który będzie tym dla ciebie, który też pokocha cię i odda ci się w całości - skinął lekko głową. - A jak nie? To nie, ale An... dlatego tak ważne jest to, żebyś ty się na to otworzyła. Nie teraz, kiedy leczysz serducho, ale jak już je zaleczysz. Bo jak się nie otworzysz to może ci coś naprawdę pięknego i wyjątkowego przejść koło nosa - wyjaśnił je, po czym popatrzył po niej unosząc wysoko brew. - Tak, ty. W obliczu tego co mówiłaś... i jakie miny strzelałaś? Tak, ty i mówienie tego co ktoś chce usłyszeć, żeby się odczepił - poinformował ją swobodnie i zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuń- Nie, to akurat istotna sprawa. Ty mówisz o bąblu, non stop, wbijasz ludziom na banię, że bąbel jest... no to ludzie potem łapią się tego bąbla, bo Ty wiesz że on jest, no i go wtrącają w rozmowie z tobą - wzruszył ramionami. - Prosta sprawa - puknął ją w czoło palcem. Spojrzał w stronę piwnicy zaraz po niej. - Myślę, że możemy zerknąć co tam jest, ale sam album bym tu zostawił. Nie wiem czy w obliczu tego jak między wami teraz jest... to dobry pomysł by mu ten album przynosić. Niech się sam trochę namęczy i zerknie. Możesz mu przecież zawsze powiedzieć, że album jest - wzruszył ramionami.
Nat
- Tak, to rozumiem, tylko kiedy myślisz na głos, konwersując z kimś o tej konkretnej sprawie... to potem mogą wyjść takie lub gorsze nieporozumienia, prowadzące do krzyków i obrzucania siebie nawzajem błotem - wyjaśnił swój punkt widzenia, głaszcząc ją lekko po głowie. - Może po prostu czasami zwracaj większą uwagę na to jak to może wybrzmieć? Wiem, w emocjach to trudne i wiem będzie ciężko, ale próbować można - stwierdził tylko i odetchnął głęboko. - Po prawdzie tak, zrobiłem to - wzruszył ramionami. - Nasza sytuacja jest inna niż Twoja i Gava, ale to nie znaczy że nie ma pewnych części wspólnych. Morgana była... albo zdawała się być... nieco później zdecydowana, co doprowadziło też do pewnych niezbyt fajnych rzeczy ostatnio - westchnął ciężko. - Ale tak, dalej oddaje się jej cały, a ona wreszcie zaczyna to samo robić w stosunku do mnie - uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. - Pewnie, mniej naiwna brzmi nieźle. Tylko nie nakręcaj się tak na to nie bycie naiwną za mocno, bo w końcu będziesz nie do wytrzymania i wszystkie gesty odbierzesz za naiwne. To akurat jestem w stanie u ciebie spokojnie zauważyć - wymamrotał. - Po prostu tak jak mówisz, najpierw się wylecz, zalecz serducho, odsapnij, a potem decyduj na konkretne kroki w tę czy inną stronę. Z głową, a nie głównie sercem... ale z mniejszą dozą upartości - pogroził jej palcem przed nosem. Przez chwilę nie bardzo wiedział jak odnieść się do "Naruto". O ile pamiętał, że sam Naruto to postać anime, co to miała w sobie lisa i była wyrzutkiem, tak nie bardzo znał kogokolwiek innego. - Nie bardzo wiem czy mam się teraz obruszać czy nie, więc tak na wszelki wypadek - popukał ją jeszcze kilka razy w czoło, przenosząc palec na poliki i wwiercając palec w policzek. - Itachi na pewno tak nie robił - chwycił jej policzki dłońmi i rozciągnął je mocno. - Nie jednego siniaka zostawię, a 5 - pokiwał głową. - Nie, nie, ja chciałem ci tylko zaznaczyć, że inni zaczęli o niej mówić by zaznaczyć ci pewnie że masz rację - wzruszył ramionami. - Nie usprawiedliwia to tak jak mówisz twierdzenia, że jak ty mówiłaś to było spoko, aczkolwiek... jak niektórzy zauważyli bąbel dopiero jak kilka razy punktowałaś - stwierdził po prostu. - Tak to po prostu wygląda od trzeciego oka - rzucił spokojnie, wstając i idąc za nią do piwnicy. Sam stąpał dość ostrożnie, rozglądając się dookoła. - O ja... colę macie? I nie mówiłaś? - spojrzał po niej wyraźnie urażony. - A idź. Zachłannico...
OdpowiedzUsuńNat
Luna wzięła się pod boki obserwując dwie małe piratki i pokiwała lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, myślę, że jesteście gotowe na przygodę. Teraz już tak - rzuciła wesoło i weszła na swój statek, aby zaraz pomóc Akane dotrzeć do góry po rampie. Nie chciała przecież aby którejś z jej małych gości stała się krzywda. Inna sprawa, gdy chodziło o ich mamę. Ona z pewnością dałaby sobie radę w wodzie, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Zmarszczyła lekko brwi słysząc to dziwne określenie.
- Feministyczna? - zapytała jej szczerze zainteresowana, po czym zaczęła opowiadać o tym co można zobaczyć z bocianiego gniazda, pozwoliła im pokręcić trochę sterem i pokazała też kompas, który pomagał nawigować. Rzecz jasna nie tylko on. Było też wiele starych map, a także gwieździste niebo, o wszystkim tym opowiadała dziewczynom swobodnie, by w końcu zaprosić je wszystkie pod pokład.
- Cóż Pani Kapitan trochę szufladek ma, ale... spojrzała po dziewczynkach. - ...ale na pewno będziecie bardzo grzeczne i jej nic nie zwiniecie, bo jeśli tak... - przykucnęła przy nich. - To zasłużycie na najsurowszą karę... karę łaskotek - rzuciła wyszczerzając się do małych, by wstać i spojrzeć po Akane. - Są świetne - rzuciła o dwóch dziewczynkach. - Takie pełne życia, miło się na to patrzy, bo my... gdzieś już tą ufność zatraciliśmy - westchnęła cicho i zeszła jeszcze niżej, omijając pomieszczenie z celami, bo tego akurat nie musiały widzieć. Za to armaty? Jak najbardziej!
Luna
Uśmiechała się patrząc na rysunek. An jeszcze jej całości nie pokazała, ale jej wrodzona ciekawość i tak kazała jej zerknąć delikatnie na to co rysowała. Nie mogła ukryć, że bardzo podobał się jej ten mroczny styl. Mina zrzedła jej jednak, kiedy usłyszała o dręczeniu. Usiadła obok granatowłosej.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję, że dostali srogi wpierdol — mruknęła wyraźnie rozdrażniona tym, że ktoś chciał ją dręczyć. Nie mówiła, że robili to z jakiejś konkretnej przyczyny. Zacisnęła delikatnie dłonie. Argar jednak nie wydawał się w takim razie taki fantastyczny jak wcześniej myślała. Przyjrzała się lepiej rysunkowi. Uśmiechnęła się powoli mimowolnie. No to dopiero było dzieło.
— Masz rękę — pochwaliła ją. — Bardzo lubię takie mroczne klimaty, jest na czym oko zawiesić — skomentowała przyglądając się uważniej upiornemu rumakowi. — Słyszałam, że nie ma Cię zbyt często w karczmie. Nie spodziewałam się, że moja kuzynka w tylu kierunkach artystycznych jest utalentowana — dodała jeszcze. Trochę smutne było to, że nie miała ochoty na śpiewanie. — Gdybyś chciała wrócić do sceny, daj znać, chętnie posłucham — rzuciła. Lubiła jej słuchać, na dobrą sprawę chyba każdy czerpał z tego przyjemność, dziewczyna miała w końcu talent. Uśmiechnęła się do niej.
— Mroczne rzeczy są zajebiste — zgodziła się z nią. — Ja rysować co prawda nie potrafię, ale mam w domu kilka horrorów, gdybyś chciała przeczytać — zaproponowała, skoro już mówiła, że ciągnęło ją w takie klimaty. Cieszyła się na tę nić podobieństwa. Będę miały o czym rozmawiać.
— Na szczęście nic mi nie spłonęło. Po przemianie łatwo mi było przejąć kontrolę nad ogniem, a przy Damonie łatwiej było zachować spokój i nie szukać tych pierdolonych podpalaczy. Przykro mi, że nie każdy dom udało się ocalić, ale ofiar przynajmniej nie było. A Ty? Słyszałam, że to od waszej strony się zaczęło — sama ją zapytała po swoich wyjaśnieniach.
Darcy
Luna słuchała o feministkach, kiwając przy tym głową. Myśl o tym, że kobiety potrafiły o siebie zawalczyć była budująca, bo w tym świecie... trudno jeszcze było o czymś takim mówić. Co prawda ona sama być może i wyprzedzała trochę swą epokę, ale w obliczu tego, że należała do piratów - tam kobiety walczyły o swoje. Nie dawały sobie w kaszę dmuchać, a mimo to... była jedną z niewielu kobiet kapitanów statku. Kobiety kapitan można było na palcach policzyć.
OdpowiedzUsuń- To przykre, że i w waszym świecie kobiety musiały walczyć o swoje, zamiast po prostu to otrzymywać - stwierdziła trochę smutno, po czym uśmiechnęła się szeroko. - A tak, "Pirania" to kobiecy statek. Mężczyzn do załogi nie przyjmujemy - powiedziała swobodnie. - A i nie każdą kobietę... na tym statku pływają najlepsze z najlepszych - dorzuciła, zerkając na dziewczynki. - Więc jak kiedyś dorośniecie i będziecie chciały dołączyć... to będzie trzeba się o to bardzo postarać - powiedziała do maluszków, po czym znów uśmiechnęła się do Akane, słuchając o tej ufności. Sama pokiwała przy tym lekko głową.
- Daj im jeszcze trochę pocieszyć się tą swoją ufnością, a dopiero potem ucz umiaru - poradziła, chociaż pewnie głupotą było radzić, kiedy samej nie miało się dzieci. Trudno. Mleko się już rozlało.
- Ocho... no to niezłe z was rozrabiary - rzuciła do małych, kiedy tym się oczka zaświeciły na widok armat. - Mama będzie miała z wami urwanie głowy - dodała po chwili, po czym pokręciła lekko głową. - Może i byłby to dobry biznes, ale "Pirania" nie jest statkiem otwartym dla każdego zwiedzającego - powiedziała nieco ostrzej niż zamierzała. - Ma inne cele - poprowadziła dziewczyny teraz do kajut swej załogi i przedstawiła kilka dziewczyn, zanim usiadła na jednej z wolnych prycz, by pochwycić odważniejszą Fasolkę i posadzić ją obok siebie.
- Tutaj śpią wszystkie odważne panie - powiedziała do niej. .- I potrafią sobie poradzić z każdym morskim potworem, ale... - spojrzała dziewczynce prosto w oczy. - ...muszą pamiętać o tym, że żywioł, sztorm i burza... są straszniejsze od potworów. To natura jest tym czego trzeba się bać - dodała szeptem, wstając zaraz. - No to co? Gotowe na wyprawę do tajemniczej jaskini? Będziemy szukać skarbu - klasnęła lekko w dłonie.
Luna
Nie skomentował już bronienia Gava. Nie bardzo wierzył jej w to nie bronienie. Uwierzy jak faktycznie zobaczy, bo słowa brzmiały pięknie a czyny często im przeczyły i na odwrót. Pokiwał za to głową na wieść o uczuciu.
OdpowiedzUsuń- Nie oczekuję od ciebie jakiejś deklaracji o zniknięciu uczucia. Wiem, że to może potrwać długie miesiące czy lata - zauważył. Przecież już jedno z jego przyjaciół się z tym borykało i wcale nie było lekko. Ważne było, aby po prostu postawić granicę i powoli zacząć żyć dla samego siebie, a nie dla uczucia. Przynajmniej takie zdanie miał on sam. - Miłość do samego siebie to najtrudniejsza miłość - wymamrotał. - Powodzenia... - objął ją jeszcze lekko. - Sam mam z tym ogromny problem, więc wiem że to nie łatwe, ale no warto próbować - pokiwał głową. - Jakie to przyjemności? - zainteresował się zaraz.
Tony
Uśmiechnęła się pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Owszem są specjalistkami w konkretnych dziedzinach - pokiwała lekko głową. - Na przykład Heidi to najlepsza kucharka na tych morzach - uśmiechnęła się szeroko. - Potrafi wyczarować wykwintne danie z niewielu składników. Czasem wystarczą dwa lub trzy by danie było niepowtarzalne - pokiwała głową. - Hailey potrafi nawigować z zamkniętymi oczyma, wyczuwa każdą najmniejszą zmianę na morzu i w jego otoczeniu. Reaguje zanim zdołamy zorientować się, że coś wisi w powietrzu - dodała jeszcze i wzruszyła ramionami. - Są najlepsze - mruknęła, nie wymieniając kolejnych osób, bo przecież nie będzie zdradzała wszystkiego. - Najlepsza załoga pod słońcem - wyszczerzyła się do niej, po czym prychnęła na wieść o członku załogi. - Ależ oczywiście. "Pirania" to nasze dziecko. Nasz dom - pokiwała głową. - Ty nie masz takiego przywiązania do pewnych rzeczy? - zapytała zaraz, bo to zdawało się jej zwyczajnie dziwne. Nie komentowała dalej nauk Akane, uznając że mama do dziewczynek dotrze najlepiej. Zamiast tego poprowadziła je do szalupy, którą spuściła na wodę i pomogła się im wgramolić, samej wkładając do niej jeszcze kosz pełen przysmaków.
- Skoro wszyscy na pokładzie to ruszajmy - zdecydowała, zabierając się za wiosłowanie. Nie spieszyła się. Chciała by dziewczynki przyzwyczaiły się do rytmu i do morskiej bryzy na twarzy. Zwracała im uwagę na latające mewy, na ruch fal, chlapała je czasem wodą i wesoło się przy tym śmiała. - Och droga mamo, takie historie to poproszę wieczorem przy butli rumu - puściła oczko do Akane.
Luna
Tarcza osłoniła Akane przed otrzymaniem obrażeniem, ale samo trafienie dało się chociażby zauważyć - a to dało weryfikacje tego nad czym dziewczyna powinna pracować. Brakowało jej koordynacji w walce, ale tą przecież nabywało się z doświadczeniem a i tak nie wszystkiego dało się przecież uniknąć. Walka nie bez powodu była przecież niebezpieczna. Nie znał dokładnie umiejętności Akane, nigdy jakoś specjalnie się nie wsłuchiwał, więc nie spodziewał się, że nagle zobaczy falę piasku skierowanę w jego stronę. Wysunął szybko wolną rękę przed siebie, ułożył palce ciasno w Igni i cisnął strumieniem ognia w drobinki piasku. W miejscu zetknięcia się obu magii zaczęły się tworzyć drobinki szkła, które opadały na ziemię. Dla kogoś z boku pewnie mogłoby i to wyglądać całkiem ślicznie. Nawet jeśli było to całkiem niebezpieczne. Nie zablokował całego piasku. Ograniczyła mu widoczność, ale dalej był wiedźminem. Słyszał przyspieszony puls, gdy dziewczyna się do niego zbliżyła. Przerwał Igni. Nie chciał atakować jej w ten sposób, mógłby jeszcze zniszczyć tarczę i zrobić jej krzywdę. Zrobił piruet, blokując kolejne dwa ciosy, parowanie, finta i uderzył czubkiem miecza w klatkę piersiową, ciesząc się, że dalej miała na sobie Quen. Kiedy lądowała na kuckach, znalazłam się tuż obok niej szybkim susem i wycelował mieczem w tył kolana, tępą stroną.
OdpowiedzUsuń— Rozłóż bardziej kolana, nie bądź tak nisko, zmarnujesz niepotrzebnie czas wstawiając — poinformował ją, skupiając się teraz bardziej na udzielaniu dobrych rad. — Nie zatrzymuj się w miejscu, jeśli nie jesteś pewna, że możesz w ułamku sekundy zmienić pozycji, parowanie nie zawsze pomaga — dodał jeszcze. Nie był pewny w jakiej kondycji fizycznej była, ale osobiście był fanem zużywania jak najmniejszej ilości energii w trakcie walki. W końcu ta mogła się przedłużać, a wytrzymałość zawsze będzie potrzebna.
Yensen
Słysząc o spalonym domu, spoważniała odrobinę i odruchowo poklepała ją delikatnie po plecach.
OdpowiedzUsuń- Każdy dom da się odbudować - powiedziała cicho. - Jest szansa, że stworzysz na tych zgliszczach... lub gdzieś indziej, coś zdecydowanie trwalszego i lepszego - szepnęła. - Najważniejsi są ludzie. "Pirania" bez tej konkretnej załogi również nie miałaby swej duszy - pokiwała lekko głową i posłała jej delikatny uśmiech słysząc o odbudowie.
Następnie po prostu wiosłowała dalej przyglądając się zafascynowanym małym pasażerkom. Miała wrażenie, że wystarczyłoby je dobrze pokierować, by zostały piratkami z krwi i kości. Zwłaszcza Malika. Spojrzała za Akane, korygując trochę ich rejs tak by dotarły do jaskini jeszcze za dnia. Skinęła głową, gdy Akane grzecznie odmówiła opowieści. Niespecjalnie ją to zdziwiło. W końcu prawie w ogóle się nie znały. Ot przelotna znajomość. Sama również nie planowała zbyt wielkich uniesień uzewnętrzniających. W końcu dobiła do brzegu i zacumowała łódkę, by pomóc dziewczynką wyjść na ląd.
- Moje drogie, we wnętrzu tej jaskini, zły pirat Barnaba ukrył skarb, który skradł innym. Widzicie te ślady butów? - zapytała je wskazując odpowiednie ślady. - Będziemy musiały być cichutko... i podążymy jego śladami. Być może uda nam się nawet znaleźć ten skarb? - uśmiechnęła się do nich delikatnie. - Panie przodem - dodała wesoło wygwizdując melodię pirackiej szanty pod nosem.
Luna
Roześmiał się serdecznie.
OdpowiedzUsuń- Miałem kilka dobrych lat, żeby nauczyć się tych korytarzy na pamięć. Z pamięcią u mnie dobrze, więc koniec końców byłem w stanie poruszać się po nich nawet z zamkniętymi oczyma - wyszczerzył się, śmiejąc jeszcze przez dłuższą chwilę.
- Będę wdzięczny za oprowadzenie. Pracuję nad mapą dla samego siebie, ale to jeszcze trochę potrwa aż będzie cała. Argar niesamowicie szybko się rozrasta - zauważył wesoło i znów skinął głową. - Dzięki - rzucił lekko. - Och tak... szkolne szkolenia były niesamowite, ale przy prawdziwym stresie i emocjach... no czasem trudno zachować zimną krew. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie ci dane musieć to robić, ale jeśli tak... to z pewnością poradzisz sobie z tym zadaniem - zapewnił ją jeszcze, wstając kiedy i ona wstała. - Pozwolisz, że dokończę swoją zmianę? Daj mi dwadzieścia minut - poprosił, mając nadzieję, że zgodzi się na taki układ i ruszył szybko do kuchni. Dwadzieścia minut później był już gotowy.
- Ocho... ten prototyp brzmi dobrze - rozmarzył się przez chwilę. - Na pewno się do niego uśmiechnę - pokiwał głową wychodząc wraz z nią z gospody, przepuszczając ją przy tym w drzwiach. Pokręcił głową na pytanie o rodzinę.
- Ostatni rok... a nawet trochę dłużej... spędziłem w Phyonix - odparł spokojnie. - Nie szukałem tam rodziny. To znaczy po przejrzeniu Phyonix zaniechałem tego - odchrząknął. - Nie wiem co się z nimi stało. Wątpię by tu wpadli... nie byli w centrum wydarzeń - westchnął ciężko. - Ale skoro mówisz, że jest tu tablica... to może zostawię jakiś znak - uśmiechnął się delikatnie.
Damon
Natan pokręcił lekko głową. Tak, układało się. W tej chwili było bardzo dobrze i miał cichą nadzieję, że tak już pozostanie. Uśmiechnął się słabo do swych myśli, nie komentując już tego. Może kiedyś będzie czas, by opowiedzieć jej o tych zawirowaniach, o tym co w nim siedziało od nich wszystkich, ale na tę chwilę nie czuł by ten czas nadszedł.
OdpowiedzUsuń- Gdybanie też jest w porządku. W tym momencie możesz jedynie gdybać - rzucił tylko uśmiechając się pod nosem, kiedy Akane wspomniała o przytarganej z zaświatów pizzy.
- O jak mi przykro... nie przeżyła pożaru - pokiwał głową i sięgnął sobie po dwie butelki. Dwie zabierze, reszta niech tam sobie leży. Niech sobie chłopak chociaż dwie kolejne ma. Pokiwał głową.
- Znajdziesz miejsce - skomentował, po czym spojrzał po niej. - Jesteś pewna że chcesz zbudować dokładnie tu coś nowego? - zapytał jej. - To trochę potrwa zanim las z powrotem tu się rozrośnie, chociaż słyszałem że ten nowy powoli nad tym pracuje i przynosi pierwsze efekty - rzucił lekkim tonem. - I może warto zmienić choćby odrobinę miejsce? Żeby wspomnienia aż tak cię nie przytłaczały? - zaproponował, podchodząc do niej, gdy spojrzała na album. Tak, to zdecydowanie był album. - Zrobisz jak będziesz chciała - dodał zaraz.
Nat
Tony pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Rozumiem, że tak możesz się czuć... tylko kiedy mówię ci coś takiego... ja mam świadomość tego, że to potrwa kilka miesięcy czy lat - spojrzał jej prosto w oczy. - Mam taką świadomość Akane, po prostu... ty zachowywałaś się tak jakbyś jej nie miała. Jakbyś zapominała o tym, że jest takie wyjście... dlatego ci powtarzam - wyjaśnił spokojnie. Pokręcił przecząco głową na to całe kochanie samego siebie.
- Nie, moim zdaniem tak czy siak jest to kosmicznie trudna sprawa, bo ja nawet nie wiem od czego zacząć - przyznał tak po prostu. Popatrzył po niej tak jakby z księżyca spadła. - Te mroczne rysunki? - pokręcił głową. - Mogłabyś poćwiczyć jakieś portreciki robić - zaproponował. - Wiesz na roczek dziewczynek, potem na dwa... i tak dalej - rzucił. - Te mroczne są fajne, ale... no tak ty jakoś taka mało mroczna ostatnio jesteś, tam w środku... - pokazał jej język. - No i dobrze, że zaczęłaś i rysujesz. Bardzo dobrze, ale każdy artysta powinien się rozwijać. Więc poproszę o portret Kevusi następnym razem - wyszczerzył się do niej. Przyjrzał się jej ubiorowi, gdy wymieniła te mroczne bajery i uśmiechnął się lekko. - W tym akurat ci do twarzy - wyszczerzył się. - Może tylko te cienie... muszę sobie trochę ponarzekać. Znaczy wiesz jeśli lubisz taki styl to noś go jak najbardziej. O to chodzi - rzucił wesoło. - Ale te cienie... dziwnie wyglądają - bąknął. - Będę musiał się do nich przyzwyczaić i nie wiem czy mi się uda - zaśmiał się nieco. - Nie to nie jest głupie - dodał zaraz i odetchnął. - Po prostu te cienie... - zwilżył lekko wargi językiem. - Nie obraź się, ale musisz poćwiczyć nakładanie ich - odchrząknął. - Co by kontrolowanie je rozmazać, a nie... tu daleko tu blisko... - podrapał się po głowie. - Ale dasz radę. Wierzę w ciebie.
Tony
- Ale ja co? - uniósł lekko brew i pozwolił sobie na mały pokaz związany z piaskiem. Zasypał część butelek coli piaskiem tak by tylko ich fragmenty wystawały. - Ja gasiłem ostatnie niedopałki i tak wyszło. Część colki poszła w ramach zapłaty za to - uśmiechnął się do niej czarująco, po czym skinął głową. - W porządku, to twoje życie i twoje miejsce zamieszkania - zgodził się z nią tylko, po czym rozejrzał się jeszcze po piwnicy. - Jesteś pewna? Spójrzmy jeszcze do kuchni. Może coś tam się ostało? - zaproponował, bo tego pomieszczenia jeszcze nie przeglądali, a przynajmniej on nie kojarzył żeby to robili. Wyszedł z piwnicy raz z nią i pokiwał głową.- Jasne, możemy wracać do mnie. Mhm możesz zostać - rzucił spokojnie. Nie sądził aby Morgana miała coś przeciwko. W wypadku dłuższego pobytu sprawa mogłaby wyglądać trochę inaczej. W końcu to nie był tylko jego dom, ale i Morgany i Eljasa. Taką decyzję powinno się wspólnie robić.
OdpowiedzUsuńNat