Our lady dances in the sky
I'll know her kiss before I die
Take her in my arms and cry
Praise the Moon of Mene
Nalea Virrieth
trubadurka |123 lata | pisarka | poetka |urodzona w Oclarii
Salimarium od zawsze było najpiękniejszym miejscem, jakie znała. Nieważne ile podróży odbyła po świecie, nie było drugiego takiego miejsca jak uświęcona Świątynia Selemene. Światło księżyca nigdzie nie odbijało się równie pięknie co w rodzinnym domu. Każdy powinien poznać tę prawdę. Dlatego też zdecydowała się wstąpić do akademii sztuk pięknych. Już jako studentka pisała rozmaite pieśni, a także pisała dramaty. Najlepsza na swoim roku. Ukończyła szkołę z wyróżnieniem, a także błogosławieństwem Orędownika Księżyca. Nie zawahała się nawet przez chwilę, gdy zdecydowała się zostać trubadurką. Na początku rozsławiła swoje imię w całej Oclarii, a następnie wyruszyła w świat, podróżując po całym świecie. Zatrzymuje się w najróżniejszych przybytkach, chcących zaprezentować jej wyjątkowe umiejętności sceniczne. Najmują ją jako aktorkę do głównych ról, czasami wystawiają sztuki, które napisała pod wpływem błogosławionej inspiracji, ale najczęściej można zobaczyć ją na scenie, trzymającą lutnię, śpiewającą rozmaite pieśni, które mogą opowiadać niestworzone historie, czy też te opiewające ważne wydarzenia historyczne. Na koniec każdego występu kłania się nisko, uśmiechając rozczulająco do publiczności, zdobywając ich serca. Ma wystarczająco dużo rozumu i rozwagi, aby nie dać się podejść nikomu z branży, zawsze zgarnia wszystkie należne jej oklaski. Nigdy nie pozostaje w cieniu, jeśli wie, że ma prawo lśnić niczym sam święty księżyc na gwieździstym niebie. Niepoprawna romantyczka, która w każdej prozie życia szuka wyjątkowych uniesień i inspiracji z niesamowitą słabością do samotnych spacerów w środku nocy, której ulubionym zajęciem jest wczytywanie się w rozmaite pikantne opowieści, szukając w nich swojej własnej miłości.
POWIĄZANIA/DODATKOWE
_____________________________________________________________________
Cytat: DOTA: Dragons Blood: Praise the Moon of Mene
Tytuł: Blackmore's Night - Dancer And the Moon
Wzruszyła ramionami; niby od niechcenia trącając palcami skrawki ciemnych kosmyków zasłaniających spojrzenie odrzucone czym prędzej od elfki. Ciężko było opowiadać o sprawach brutalnych, o szarości świata, o tym że nie była tak kryształowa jak kiedyś o sobie myślała. Zawsze sądziła, że wybiera te najlepsze rozwiązania, skierowane ku stronie dobra, ale życie zweryfikowało wszystko inaczej niż by chciała. Co innego mówić o tym przyjaciołom, co innego osobie, którą poznało się zaledwie parę chwil wcześniej. Nie chciała też poruszać ciężkich tematów; śmierci i samosądów, bo w głębi duszy liczyła jeszcze na przelotny numerek przez który nie zostanie przez siebie rozgrzeszona. Nigdy by sobie tego nie wybaczyła, ale tak bardzo chciała zapomnieć chociaż na chwilę, ale wszystko jej przypominało. Pierścionek na palcu, siniaki po twardych palcach na gardle, wszystkie rodzinne kosztowności i wężowe oczy w każdym ze snów, przez które powoli wchodziła na skraj szaleństwa. Oblizała dolną wargę marszcząc na chwilę doskonale wypielęgnowane brwi, marszcząc zadarty nos w lekko kpiącym wyrazie, ale szybko uspokoiła grymas wiedząc jak źle to może zostać odebrane.
OdpowiedzUsuń— Powiedzmy, że obchodziłam się z ludźmi, którzy dokonywali ciężkich zbrodni. Pracowałam z nimi w roli osoby, która była kamieniem na szali ich przyszłego losu. Czasem podejmowałam decyzję do tego, czy powinni żyć z realną wizją poprawy, czy zawyrokować wyższym strukturom, by ich stracić — uśmiechnęła się ponuro, czym prędzej uciekając od niej wzrokiem. — Byłam jednym z pierwszych kontaktów, które zapewniano im przed ciężkimi bataliami w sądach, przed wyrokami. Powiedzmy.. byłam kimś kto słuchał i wydawał opinie, nie o sztuce jak w twoim wypadku, ale o ludziach. W Argarze nikogo podobnego nie potrzebują, więc.. — wzruszyła wątłymi ramionami zaciskając mocniej palce na szkle i uśmiechnęła się zaraz, wyzwalając z siebie ten rodzaj wewnętrznej energii jakim epatowała wcześniej. — Muszę odnaleźć coś co wpasuje się w ramy tego w czym jestem dobra i nie mówię o byciu tą kochanką o której nie możesz zapomnieć przez resztę życia — posłała w jej stronę figlarny uśmiech.
Melanie
OdpowiedzUsuń— Nie zakładam, że czegoś podobnego nie będzie bo z pewnością prawo się pojawi, tylko nie mam zbyt wiele czasu na czekanie kilku lat aż zmieni się cokolwiek. Poza tym nie lubię też siedzieć i niczego nie robić, marnuje potencjał który mam i wolałabym wykorzystać go na coś bardziej ambitnego. Polszy podziękuję, gardzę społecznościami takimi jak ten kraj i nie mam zamiaru przykładać ręki do tego co się tam dzieje. Chyba że chodziłoby o zamach stanu, wtedy z wielką chęcią — zaśmiała się delikatnie. Przeczesała palcami włosy zerkając znudzonym wzrokiem po otoczeniu, które niczym nie przypominało tego, w którym zakorzeniła się przez te kilka lat. Było to ciekawą odskocznią, ale brakowało tak wielu rzeczy, które dla Czarnulki stały się codziennością na którą nie zwracała większej uwagi. Chociażby jak bieżąca woda, kanalizacja czy emanujące energią kryształy, które były tańsze niż nowe buty, a które idealnie zastępowały elektryczność jaka przedtem była chlebem powszednim. Tutaj nie było nic podobnego i kobieta wyrwana z wygód dawnego domu poczuła nagłe zmęczenie czymś tak prostolinijnym. Oddałaby kilka kruszców, które miała, by spędzić wieczór w ogrodzie zimowym przy kominku z jakąś przybłędą na kolanach, z lampką wina w dłoni , przy książce objadając się łakociami i wciskając się w pierś narzeczonego. Wizja była przyjemna, chociaż w obecnej sytuacji tak bardzo dojmująca.. Ciche śmiechy zagłuszane przez gramofon i płyty z rodzimego świata, które zabrali ze sobą do nowego domu, kolacja w jadalni z gośćmi siedzącymi po nocach, obrazy Yumiego w każdym kącie w domu, wynalazki Chrisa, który kryłby się w warsztacie dłubiąc z gnomką z sąsiedztwa przy kolejnym wynalazku. Westchnęła ciężko.
— To tylko seks Naela, nie przypisuj temu jakiejś wielkiej mistyczności, bo chodzi głównie o chemię w mózgu, która dyktuje ci co masz o tym myśleć. To jest tak naturalne jak jedzenie, a przypisywanie temu jakiejś wielkiej filozofii nie jest zbyt dobrym pomysłem na dłuższy okres — odparła . — Brak spontaniczności wyniszcza erotyzm, zostaje tylko utarty i nudny schemat, a nawet nie jest przyjemne. I wiem co mówię, bo sama kiedyś tak postępowałam. Pieprzenie się pod kołdrą, przy zgaszonym świetle i w jednej pozycji.. Dopiero później przejrzałam na oczy, że seks to jedna z najlepszych rzeczy jaką natura nas obdarzyła i wykorzystuje to. Jesteś cholernie podniecająca i niedostępna, a to wznieca apetyt i przeleciałabym cię nawet nie znając twojego imienia. To tylko seks, większą filozofie spróbuj przypisać do stosunku z osobą, która jest ci bliska. Przespałabym się z tobą, dała całuska w czoło i wyszła. To wszystko.
Melanie
Pogłoski roznosiły się szybko. Plotka o tym, że w karczmie "Pod Mokrą Fregatą", miał być ktoś, kto był zainteresowany kooperacją, jeżeli chodziło o załatwienie pracy dla Nor. Jako że sakwa Tzuna powoli zaczęła się kurczyć, a w okolicy nie było żadnego potwora do ubicia, zaczął rozpatrywać przeniesienie się do innej części Mathyr. Chciał chociaż spróbować z tym zadaniem, jakoby to było ostatnie, co mogło go tu trzymać. Uważał się za obywatela świata. Ale transport swoich dóbr także był kosztowny. Nie pozostało mu nic innego, niż spróbować.
OdpowiedzUsuńRosły ork wszedł do karczmy, drzwi mało co nie wyleciały z zawiasów, gdy rosła sylwetka zawitała u progu. Pochylił się, żeby wejść do środka, a wszyscy patroni karczmy mogli zobaczyć giganta, z brązowawo-zieloną skórą, białą brodą, jako jedyne, co wystawało spod skórzanego kaptura. Dziwnym mógł być fakt, że miał na sobie kaptur, żadnej zbroi, jedynie wielka torba, z której wystawał drzewiec ogromnej broni. Miał ciężki krok, po części przez ciężar swojego tyłka, a po części przez metalowo-okute buty.
Zignorował kogokolwiek w środku, idąc po prostu do lady, zasiadając na krześle, które zaskrzypiało pod wpływem ciężaru...
Opuścił torbę na podłogę, wyciągnął złotą monetę z kieszeni torby, by położyć ją na blacie stołu, po czym zdjął z głowy kaptur ukazując swe oblicze karczmarzowi.
— Szukam kogoś o ksywie "sroka". Może ta moneta pozwoli ci na powiedzenie mi, gdzie ona się znajduje? — zapytał, przekręcając głowę na bok, intensywnie taksując karczmarza wzrokiem. — Polej wina... Póki się zastanawiasz.
Tzun
(https://www.youtube.com/watch?v=dngwUyqXXt8&t=0s&ab_channel=LeagueofLegends)
Zachichotała perliście ukazując rząd równych, białych zębów, zaraz po tym oblizując dolną wargę z równoczesnym odwróceniem od niej wzroku. Nie udawała, nie zamierzała też tego robić na zawołanie nieznanej sobie osoby nie widząc w tym głębszego sensu. Po cóż miałaby udawać niedostępną, skoro w tym momencie było zupełnie odwrotnie? Spojrzała ku niej unosząc wypielęgnowaną brew, obserwując uważnie to jak ciągnie ją za nos, mimowolnie kusi dotykając niewinnie ucha, poprawiając niesforne włosy, które i tak w części wysunęły się za delikatnego ucha. Skoro nie pragnęła z nią zbliżenia, to po cóż daje złudną nadzieję? Westchnęła cichutko mrucząc pod nosem tym swoim dziewczęcym, wysokim głosem z niejakim zadowoleniem. Zerknęła w kierunku pierścionka. Nawet nie zamierzała się z nim kryć, nie ukrywała go, ani nie zdjęła mimo że wszystkie znaki na niebie sugerowały, że powinna właśnie to uczynić. Nie miała serca, by to zrobić, bo nadal żywiła dziecięco naiwne przekonanie, że Abbadonowi powróci pamięć. Być może na próżno.
OdpowiedzUsuń— Czego mi brakuje? Oh — zaśmiała się na nowo, równie perlistym brzmieniem jak wcześniej. — Chcę po prostu się zabawić i to wszystko, nie brakuje mi niczego poza ciepłym miejscem w fotelu we własnym domu, ale z resztą masz rację. Chcę wyrzucić z siebie frustrację i wgryźć się w twoją skórę tak, że zapamiętasz mnie na kolejne tygodnie i poza tym.. zastanawia mnie smak twojej krwi i to jaką niesie za sobą siłę — przesunęła palcami po podbródku kobiety, drugą dłoń układając na kolanie, po czym zbliżyła się do niej bezceremonialnie. Elfka mogła poczuć zapach Miroki; wątłą nutę konwalii, grejftruta i mchu, który dodawał tajemniczości do całej otoczki kobiety, która nie mówiła o sobie zbyt wiele. Wgryzła się w dolną wargę patrząc ku niej prowokująco. Odetchnęła słodko.
— Dla twojej satysfakcji mogę nawet upaść i stracić aureolę, jeśli masz taką ochotę, moja słodka — szepnęła, patrząc ku niej wymownie wydobywając z siebie specyficzną dla tej rasy aurę, dzięki której wydawała się bardziej.. promienna niż inne istoty. Odsunęła się od niej szybko wracając do poprzedniej pozycji . — Rozsądna jesteś, to muszę ci przyznać — puściła jej oczko, zgrabnym ruchem dolewając im wina do szkła. — I nie obawiaj się, nie zamierzam obalać nikogo. Nie bawi mnie pędzenie do władzy, ani rozgłosu, odparłabym że jest wręcz odwrotnie. Ale Ty chyba to lubisz, co?
Melka
Pokiwał głową, biorąc monetę do sakwy, czekając posłusznie, zaczynając bawić się kuflem z winem... Popatrzył na tą całą dziwną sytuację, z uśmiechem. Poznał ten głos. Pamiętał, jak był melodyjny, jak przy samym mówieniu był gładki, nie do pomylenia z nikim innym...
OdpowiedzUsuń— To chyba o mnie mowa. — odparł nisko donośnie... Jak wtedy, nad jeziorem... — Mają, mają... Tylko jakbyś mi mogła wyjaśnić... O co chodzi z tym zleceniem? I dlaczego bractwo nie może sobie tego samo zrobić? — zapytał, wstając ze stolika, poszedł od razu za nią, oczywiście gapiąc się na jej tyłek, nie zwracając uwagi, że może to zauważyć, lub nie...
— Mhmmm... — zamruczał, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Od razu zasiadł na krześle, mało go przy tym nie łamiąc. — Pieniądze, pieniądze i pieniądze. Tylko tyle i aż tyle. No i nikt się nie pofatygował, żeby mi wytłumaczyć, o czym jest robota... Więc, jakbyś była taka miła...
Tzun
Wysłuchał jej w pełni, patrząc na jej ciało, lustrując jej urodziwe oblicze, okraszone tak melodyjnym głosem...
OdpowiedzUsuń— Hmmm... — mruknął, drapiąc się po głowie. — Dwie godziny, tak? Da się zrobić. Mogę urządzić największą burdę w historii tego miasta. Nie ma problemu. — przechylił głowę, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. — Czyli posłuchałaś mnie... Zabawne. Myślałem że chciałaś tylko kutasa, a reszta się nie liczyła... — odchrząknął, dokańczając myśl. — Trucizny mi nie szkodzą. Sprawdzałem. Przeznaczona mi jest śmierć ze starości, a nie z odleżyn w łóżku po tęgiej srace. Masz wogóle coś do picia? — zapytał, po czym zastanowił się trzy razy, nad zleceniem.
— Wchodzę w to. I tak wyjeżdżam, bo mnie tu nic nie trzyma. Myślę że na pustyni mnie ni będą gonić, nieprawdaż?
Tzun
— Ważne że twoja artystyczna, czy tam poetycka ciekawość została zaspokojona. Ja z resztą nigdy nie spuściłem się w elfce, więc oboje z tego coś mieliśmy. No ale nieważne. — powiedział, zaczynając bujać się na krześle, które ledwo co trzymało jego wielkie dupsko, skrzypiąc przy tym. — Też mam życie. Zabijam potwory. Czekam aż któryś weźmie mnie ze sobą do otchłani. — skwitował, strzelając kostkami. — Dlatego raczej nie martwiłbym się o strażników, wątpię, żeby którykolwiek coś zgłosił. W końcu ciężko chodzi się z połamanymi kolanami. — zaśmiał się rubasznie, kierując wzrok ku jej oczom. — Pustynia, bo słyszałem o wielkich robakach, które tam żyją. Chuj wie, może jakiś wielbłąd akurat wystawił na to zlecenie. Z resztą tam jeszcze nie byłem, więc nie wiem co tam się dzieje. Mało kto opowiada o Fasach, a jeśli już, to o tym, jak wysypują piasek z butów i odbytu. No ale nieważne, ile będziesz w stanie mi za to zapłacić? Czy tam, twój patron, albo ktokolwiek, kto funduje tą operację?
OdpowiedzUsuńTzun
Polityka była mało dochodowa? Spojrzała po niej dziwnie, niczym na naiwną nastolatkę, która nie wiedziała co mówi. Polityka była mało dochodowa, ha! Jednym z najlepszych biznesów w jakie można było wejść była właśnie polityka; nie chodziło nawet o dochód w postaci kosztowności, a przede wszystkim reputacji, znajomości i ciekawych informacji jakimi można było handlować wzbogacając się jako człowiek i inwestor. Miała do czynienia z kilkoma osobami, które żyły w ten sposób, bo w poprzednim świecie obracała się w nieco wyższych sferach z racji na wysublimowaną profesję. Dla niej było to naiwne myślenie, lecz nie zamierzała go poprawiać. Dostrzegając jak kobieta reaguje na jej aurę przewróciła oczyma wracając do poprzedniej pozycji, z podbródkiem podpartym na brodzie.
OdpowiedzUsuń—Tchórze też niezbyt długo wytrzymują w branży, jakiejkolwiek — skomentowała, wzdychając cichutko. —Nie zrobię ci krzywdy.
Mel
— Cieszy mnie to. Bo ja też zaspokoiłem ciekawość. — mówiąc to, spojrzał na jej dekolt, po czym się uśmiechnął. Był prostym orkiem, widział cycki, uśmiechał się od ucha do ucha.
OdpowiedzUsuń— Chciałbym, żeby mnie coś kiedyś zajebało. Mógłbym w zaświatach czekać na koniec świata i ruszyć w pierwszym rzędzie, ku nowemu początkowi. A tak, to jestem uwięziony w tej powłoce, nawet wulkan nie był w stanie mnie zabić. Ale co ci powiem, to ci powiem, płonące żywiołaki w formie kobiecej są... Gorące.
Słuchał jeszcze o opowieści o Lihuarach... Na logikę, skoro sami się tym zajmowali...
— Znaczy, że nie ma problemu. No chuj, to najwyżej pojadę do Argaru. Tam się zawsze przyda pomoc, z tego co słyszałem. — dwieście sztuk złota brzmiało jak dwa miesiące bagiennego ziela, dziwek i rubasznej zabawy. Nie musiał się targować. — Biorę. Satysfa... Satifuo... Satysf... Kurważ mać! Pasuje mi! — odparł, nie mogąc przetworzyć skomplikowanego wokabularza Naeli. — Polski nie jest moim pierwszym językiem, mała, wybacz.
Tzun
— Jednego nawet wyruchałem. — odparł, z dumą, jakoby to był jedno z jego największych osiągnięć. Cóż, nikt jeszcze orzed nim tego nie zrobił. — I tak usłyszę, ale wolę ją usłyszeć w Hali Honoru. Pośmiertnie. O ile uda mi się odzyskać honor... Bo zginąć w łożu... To niegodny los orka. Wystarczy już, że nie mogę wrócić do Terry, nawet używać języka. Zostałem wyklęty i przeklęty, bo odmówiłem zostania wodzem.
OdpowiedzUsuńKiedy wspomniała o tym, że może przejść na jego język, pokręcił głową stanowczo.
— Jestem niegodny tej mowy. Dopóki nie odzyskam honoru, nie wypowiem słowa w terrańskim. Takie już są zasady. A co do trzymania miecza, z moim raczej nie miałaś problemu... — zarechotał, puszczając jej sprośne oczko.
Tzun
Zarechotał, widząc, że ją to rozbawiło... No... Był tępy jak cep, ale przynajmniej zdawał sobie z tego sprawę... Te poparzenia regenerowały się straasznie długo...
OdpowiedzUsuń— Ehhh... Jakby to wytłumaczyć... To, czy ktoś zostanie następcą, jest decydowane dość szybko w ich życiu. Po pierwsze, trzeba być powiązany ze Świętym, powiązany krwią. Potem, bierze się największych orków, jako kandydatów, by jego dzieci, które niosą krew Świętego, były jak najpotężniejsze. Bo władca musi mieć wiele żon, wiele dzieci. A gdy taki pretendent pojawia się, wtedy jest szkolony zarówno umysłowo, jak i wojskowo. No i musi odbyć świętą pielgrzymkę, przed namaszczeniem na wodza. — tutaj zapauzował, zbierając chwilę myśli. — Przeszedłem wszystkie próby, spełniłem wszystko, co było trzeba. Ale pod koniec pielgrzymki, zrozumiałem, że to nie jest dla mnie. Że chcę żyć przygodne życie. Że nie chcę się zamykać przed resztą świata, prowadząc taką politykę, jaka jest w Terrze. Byłem młody, chciałem zobaczyć świat... I wtedy splamiłem honor, złamałem przysięgi, jakie złożyłem na początku. Nie chciałem być wodzem. Chciałem być... No sobą. Szamanka, słysząc to wszystko, okrzyknęła mnie zdrajcą świętej drogi, przeklęła mnie, bym zmarł w swoim łożu, ze starości, niegodną śmiercią. A ówczesny wódz wygnał mnie. No i tak zacząłem szukać swojej drogi. Swojej bohaterskiej śmierci, bo tylko to jest w stanie zrehabilitować niegodne życie. Bym w zaświatach zasiadł z wojownikami przede mną... Nie byłem i nadal nie jestem godzien.
Skończył wywód, po czym westchnął tylko, zadając jej bardzo ważne pytanie.
— A mówimy o mieczu, czy o kutasie? Bo przez moją historię się już pogubiłem...
Tzun
— Bo życie bez honoru jest... Bez sensu. Wielokrotnie chciałem je ukrócić, nadstawiałem się bestią, wszedłem do tego wulkanu, bez woli powrotu... — przerwał, by chwilę pomyśleć. — Najważniejsza wartość to jest. Od małego się tego uczyliśmy. Ci którzy nie pożądają honorowej, świętej śmierci... Oni nie zawitają w armii zaświatów. Znikną tylko, błądząc się bez swojej twarzy, tożsamości... A honor pozwala to zachować. Legenda... Za to, za co jesteś pamiętany... Dlatego, nie chcę do tego dopuścić. — rzekł, po czym zaczął się rozglądać po jej biurze, w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu. — To tak jakby ci ktoś powiedział, że musisz być szwaczką, już nigdy nie możesz tworzyć, uprawiać muzyki. Po prostu bez tego, nawet oddycha się inaczej, a co dopiero żyje.
OdpowiedzUsuń— Hmphrrr... — warknął z uśmiechem, słysząc jej wytłumaczenie. — Wiesz może gdzie kupię... — mistrz komplementów, potężny umysł, Tzun myśliciel, patrząc na jej dekolt, zapytał... — Takie pomarańcze? Pasują mi do dłoni, a innymi ciężko się najeść.
Tzun
— Nie urażasz mnie. Po prostu my myślimy inaczej. — odparł, zaczesując długie, czarne włosy na tył, zawiązując sobie rzemykiem prowizoryczny kok. Poprawił się na krześle odchrząkając.
OdpowiedzUsuń— Może tak było... Przeszłości nie zmienię. Ale mogę iść do przodu, starając się odkupić swoje grzechy. Nieważne czy to logiczne, czy nie, może żyję bez honoru, ale przynajmniej mam cel. A to już coś, nie? — zapytał, po czym uśmiechnął się, oglądając się za nią, gdy poszła do środka, by poświęcić uncję czasu, tyci moment tego, by zaobserwować jej pośladki, wręcz boskiego kształtu... Aż przypomniało mu się, jak te pośladki obijały się o jego podbrzusze, to jak wpychała jego fiuta między nie... Serce zabiło szybciej, a nuta podniecenia podrapała go po podbrzuszu.
Gdy przyszła do izby, wziął od niej od razu to wino, wypijając je na raz, wzdychając głośno.
— Ale tu kurwa gorąco, ja pierdolę... — zaklął, po czym zdjął z siebie futrzany kirys, obwieszając go na swoim krześle. Wrócił do rozmowy o owocach...
— No nie wiem, kupne to nie te same... Czasami trzeba zerwać samemu... — natura obdarzyła ją hojnie, zbyt hojnie - pomyślał Tzun. Nie mógł oderwać wzroku od jej ciała, toteż przynajmniej odpokutował się widokiem nagiej klatki piersiowej, którą zasłaniała jedynie puszysta broda berzerka...
— Melony, pomarańcze... Powiem ci... Ciężko się skupić, przy tym stanowisku z owocami. — powiedział, nawiązując z nią w końcu kontakt wzrokowy.
Tzun
— Przed siebie. Ano.
OdpowiedzUsuńWidząc jej wyraz twarzy, w pewnym stopniu zamknięcie, odetchnął ciężko, słysząc jeszcze o sadzie... To chyba było najmilsze "spierdalaj", jakie słyszał.
— Rozumiem... Jesteś w pracy. Nie będę ci już przeszkadzał, mimo że każda uncja mego ciała mówi mi, żebym wziął cię na tym stole i zobaczył, czy wytrzyma... — wziął głębszy wydech, a czując, że napięcie z niego schodzi, chwycił za kubek, wypijając ostatnie kilka kropel. — Może pogadajmy o robocie. Kiedy mam się tam stawić? Gdzie dokładnie?
Tzun
— Nie ma żadnych. Dostanę chociaż całusa w policzek, na powodzenia? — zapytał, nadstawiając się, tak, by mogła go sięgnąć. — Skoro ja ci dałem inspirację nad jeziorem, ja bym chętnie skorzystał z inspiracji przed misją... — zarechotał, puszczając oko. Nie miał złych intencji, tym bardziej, że żywił do niej ogromną sympatię. Na swój sposób. — A w sumie, po zleceniu, mam się wydostać z więzienia, czy się tym zajmiecie?
OdpowiedzUsuńTzun
Przyjął całusa w policzek z dumą, uśmiechając się, gdy go odepchnęła... Spojrzał jej w oczy z głębokim pożądaniem, wzdychając głośno. Gdyby tylko dopuściła go do siebie... Zniszczyłby ją w ten najlepszy sposób...
OdpowiedzUsuń— Czyli mogę wziąć ostrą broń... Chociaż... Zwykły buzdygan powinien załatwić robotę... — zarechotał rubasznie, łapiąc za swoją kamizelkę, narzucając ją na plecy. — Do zobaczenia zatem, poetko. Niech ci przodkowie dają inspirację, nie tylko przy graniu na instrumentach i śpiewie, ale też pod skórami! — odparł, uderzając pięścią o klatkę piersiową, żegnając się z nią w ten sposób z najwyższym szacunkiem.
— Bywaj, do zobaczenia po robocie. — odparł, wychodząc z izby. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia przed zleceniem... Potrzebował kilku rzadkich grzybków, co by jeno podjudzić swą nieokrzesaną furię do granic możliwości... W końcu musiał wytrzymać dwie godziny...
Tzun
Minął tydzień, odkąd się widzieli. Jeden z "towarzyszy" którzy pomogli mu w wyjściu z lochów, napomniał, że nagroda będzie czekać w tym samym miejscu, gdzie zlecenie zostało przyjęte...
OdpowiedzUsuńNie miał na sobie kamizelki, jakoby tą stracił w zwarciu... Był widocznie wkurwiony, jakoby wziął drzwi z buta, wchodząc do karczmy jedynie warknął do karczmarza, dając mu monetę, tą którą wydał mu za pierwszym razem...
— Dzban wina. I zawołaj Srokę... Hmpfrrrr... Pierdoleni ludzie... — warknął, opadając na krzesło, które zaskrzypiało pod jego ciężarem. Ciężkie ramiona opadły na blat, Tzun w zniecierpliwieniu wydawał się jeszcze bardziej agresywny... Czerwone oczy taksowały wzrokiem pobliskich patronów, odstraszając od siebie nawet tych, którzy tylko na orka zerkali...
Tzun
Gdy dotknęła jego pleców, mogła poczuć jak spięty był, wręcz spuchnięty ze wściekłości... Od razu odwrócił się do niej, patrząc jej ognistymi tęczówkami w oczy, dysząc ze wściekłości.
OdpowiedzUsuń— Gratuluję kurwa domyślności. Mam chociaż kurwa nadzieję, że ci twoi zajebani w dupę przyjaciele ogarnęli się z tym... A z resztą, opowiem ci wszystko. — warknął, po czym wstał z krzesła, zabierając ze sobą cały dzban wina, prosto do jej biura...
Zasiadł ponownie na tym niewygodnym krześle, kładąc dzban przed sobą, czekając aż zasiądzie na miejscu.
— Nie byłem informowany o przebiegu operacji. I nie powiedzieliście, że mają czarujących skurwysynów w swoich szeregach. Dlaczego kurwa, dowiedziałem się o tym dopiero na własnej skórze, kurwa?! — zapytał, uderzając pięścią w stół. — Palili mnie, wbijali w ziemię... Ćwierć miasta stoi w płomieniach przez to wszystko! Mieli być sami strażnicy! Domagam się kurwa dopłaty, za obrażenia na uszczerbku psychicznym! — rzucił, po czym złapał za dzban wina, zaczynając żłopać z niego tak mocno, że alkohol spływał po jego brodzie, na klatkę piersiową.
Tzun
Warknął z frustracji, po czym odetchnął głęboko, próbując nie rozpierdolić pierwszej rzeczy, którą miał pod ręką. Czyli dzbanka. Jeszcze go stąd wyrzuci i nie zapłaci.
OdpowiedzUsuń— Jak chcesz, to przysięgaj, nie zmienia to faktu, że wysłali na mnie cały oddział. I to piromantów jakichś. Wszystko szło jak z płatka, nawet za udało się bez ofiar... Ale te kule ognia... Nie wiem, ilu cywilów spłonęło, ale wiem, że chcieli mnie powiesić. Na szczęście, ci twoi koleczy z gildii złodziei zabrali mnie od dyskomfortu regenerowania kręgów szyjnych. — westchnął, patrząc po niej. Trafiła w sedno, jakoby ta futrzana kamizelka była dla niego ważna...
— To było ostatnie, co mi zostało po moim domu. Nie mam teraz już nic, co by mi przypominało o Terze. Spłonął. Tak jak reszta moich ubrań, włosów, tkanek... Przynajmniej nie muszę golić dupy przez jakiś czas. — zarechotał, po czym ponownie zaczął brutalnie siorbać z dzbanka, opróżniając go. Beknął soczyście, po czym uśmiechnął się.
— Już mi lepiej... Ahhh kurwa, jebani magowie.
Tzun
Uważnie patrzył na to, jak używał wagi, jak mieszek powoli się napełnia... Cholera, satysfakcjonujący dźwięk.
OdpowiedzUsuń— Hmpfrrr... Kurwa, uwielbiam dźwięk pieniędzy w takiej liczbie... — zagryzł wargę kłem, gdy w końcu związała mieszek sznureczkiem, podając go... Złapał mieszek w dłoń, podrzucając go do góry... — Można tym kogoś zabić... Nie miałem jeszcze tak bogatego zlecenia... — zarechotał, patrząc po niej z uśmiechem, gdy zaproponowała mu nowe futro. — Nieee, nie trzeba. I tak nie noszę zbroi... Po prostu to był kaftan, w którym mnie wygnano. Może lepiej że spłonął, bo jebał szczochem niesamowicie czasami, a futro już się rozłaziło... No nieważne. Czuję się usat-usa-kurwa. Dobrze mi zrobiłaś tym mieszkiem. — wymamrotał, bo alkohol wyraźnie spiął mu język, powodując upośledzenie mowy.
— Właściwie, skoro mam premię... Możesz mnie może zaznajomić z tutejszymi atrakcjami? Na przkład nie wiem, macie jakieś gorące banie, w których można wygrzać kości? Albo kiedy grasz? W sumie to bym cię posłuchał... A nie śpieszy mi się na pustynię. No i kupiłbym nową broń, bo tamta spłonęła...
Oblizał wargi, rozsiadając się wygodniej. Widać kojący głos nietuzinkowej kobiety, jaką była Naela, jak i ciężar mieszka spowodowały poprawę humoru, jak nie wywrócenie go o sto osiemdziesiąt stopni.
Tzun
— Wiesz, podróżuję z najemnikami, z kupcami... Słyszę czasem jakiś zaawansowany słownik używany w moim kierunku, ale wiesz jak jest. ciężko wymawiać rzeczy z kłami. Trochę, przynajmniej. — zabawnym było w jego mowie to, że wydawał się mówić bez akcentu, jakiegokolwiek. Kiedy był za to gargantuicznie wkurwiony, jego mowa zmieniała się w pół-warkot, przemieszany z Terrańskim ściskiem szczęki. — Oooo! Masz własną łaźnię?! Kuuuurwa... Dlaczego nie powiedziałaś... — zachichotał, patrząc na nią z dołu, uśmiechnął się, gdy go musnęła... Uśmiech zawitał na jego twarzy permanentnie. — Z przyjemnością ci potowarzyszę, Nala. — zmiękczył jej imię, nieświadomie, po prostu nie wymówił tego, nie zastanawiając się nawet nad tym. — Prywatny koncert od słynnej bardki czczącej Selemene? Ja pierdolę, warto było czeznąć w ogniu za takie atrakcje. — słysząc o kasynie, burdelu... Mruknął z ekscytacji. — Jakbyś chciała zagrać w kasynie, to ja chętnie dam ci trochę pieniędzy, dla mnie to i tak za dużo. Nie wiem nawet gdzie je schować, bo mi się w sakwie w torbie nie zmieszczą... A tak, to może coś zarobimy? Albo przejebiemy... — prychnął z zaciekawienia, poczucia intrygi. Życie było dobre. Oj za dobre...
OdpowiedzUsuń— Czy ja podjąłem decyzję? Kurwa mać. Oczywiście że idę! — odpowiedział podekscytowany, biorąc ze sobą dzbanek, jaki położył przed karczmarzem. Szedł tuż za Naelą, przez co mogła poczuć jego gorący oddech na swoim czubku głowy... Incydent z magami wyraźnie nie skrócił jego gargantuicznego wzrostu, jak i potężnych mięśni... Aczkolwiek, wydawały się być bardziej zarysowane.
— Prowadź, trubadurko najwspanialsza, do tej twojej ekskluzywnej łaźni...
Tzun
— "O, hej Naela, witaj. Masz może przypadkiem własną łaźnię?" — zainsynuował pytanie, jakie miałby zadać jej zdaniem. — No wiesz, po prostu jestem zaskoczony...
OdpowiedzUsuńObejrzał się, gdy weszli do jej łaźni... Nie tylko była jej, ale też miała swoje graty, kosmetyki...
— Niezłe sobie gniazdko uwiłaś... — nawiązał tutaj do jej pseudonimu, bezczelnie się uśmiechając. Położył torbę tuż przy parawanie, rozglądając się. Był pod niejakim wrażeniem, nie był typem osoby, która by mieszkała gdziekolwiek dłużej niż tydzień... Ale byli z dwóch różnych światów. Uśmiechnął się, gdy usłyszał jej pytanie.
— Ohh, tak dobrze nam się współpracuje, że w tym momencie branie kąpieli samemu, byłoby... Nieciekawe. — szukał chwilę słowa, jakoby chciał się pochwalić wokabularzem. Akurat nic nie przyszło mu do głowy. — Z resztą, twoje towarzystwo byłoby mile widziane... — dodał, zaczynając zdejmować z siebie karwasze, jak i buty, ustawiając je zaraz obok torby.
A więc była bogata? Hah... Poszczęściło jej się. Widywał trubadurów biedniejszych od zwykłego kapelana, zawód był niejako niewdzięczny. Chociaż powiązanie z bractwem, własna scena... To raczej tłumaczyło jej majętność.
— Skarbie... — zachichotał, kręcąc głową, zarzucając rozplecione z koka włosy na plecy, zaczesując brodę... Nikt nigdy go tak nie nazwał. — Weź bo się zarumienię na purpurę... I policzki zaczną mi pasować do twojej skóry... — puścił jej sprośne oczko, również taksując ją wzrokiem, jakoby boskie ciało, w gorącym pomieszczeniu... Już sama ona przyśpieszała bicie serca, a co dopiero teraz...
— Zrobię to nawet per bono, o ile pozwolisz mi grać ze sobą i przeciwko sobie... — odparł, patrząc jej w oczy, by wygiąć się delikatnie, powoli zdejmując z siebie futrzany kirys, który opinał się na jego udach...
Tzun
— Jak kto lubi. Osobiście jestem obieżyświatem. — odpowiedział, myśląc o tym, że w sumie najdłuższe miejsce pobytu, jakie miał od Terry, to statek... Nigdy się wcześniej nad tym nie zastanawiał.
OdpowiedzUsuń— A, no to używaj ile chcesz. — zachichotał, słysząc jej wytłumaczenie. Nie ukrywał, że nie szukał związków z nikim... Czułby się wtedy przykuty do jednego miejsca, do jednej osoby... I wtedy przepowiednia o jego śmierci ze starości spełniłaby się. A do tego nie mógł dopuścić za wszelką cenę.
— Jak mam za to ja ciebie nazywać? Pączusiu, bo bym cię schrupał? Pomóż jeno nietęgiemu na umyśle... — ponownie zarechotał, patrząc na to, jak zdejmuje przed nim ręcznik, bez wstydu wchodząc powoli do wody... Była taka gładka między nogami... Jej pośladki były cudem świata, nie mógł się zdecydować co bardziej w niej wolał, te dwa krągłe skurwysyny, czy może jej cycuszki... Debata w głowie trwała, a on nadal się na nią patrzył. Dopiero jak weszła do wody, pokręcił głową, jakoby oczy mu na chwile straciły na ostrości.
Ściągnął futro, wraz z przepaską na biodra, ukazując jej ucieszonego na jej widok fiuta... Powoli wszedł do wanny, chłonąc gorąco, jakie dotknęło jego skórę...
— Mmmmmhm... Kurwa. I ty masz to codziennie... — pokręcił głową, z niedowierzania, zasiadając przed nią, opierając szerokie ramiona na krawędziach basenu.
— Podobają ci się? Moje mięśnie? Trzymam je od młodego. Trenuję codziennie... No chyba, że jestem zajęty regenerowaniem się po tym jak mnie ktoś zwęgli, wtedy nie. — dodał, oblewając wodą swoją brodę, swoje włosy... — A bo co, baby dają pecha? Idź mi z tym zaściankiem, u nas w Terze i na statku, jak nie mieliśmy baby w okolicy, to modliliśmy się o przeżycie, lub szybką śmierć... — zarechotał szczerze, patrząc jej w oczy. — A ty? Nie uraczysz się może alkoholem w ten piękny wieczór?
Tzun
— Dobrze, pączusiu. — odparł, widząc, jak ją to rozbawiło. Dziwnie to brzmiało w jego ustach, on sam to zauważył. Skoro chciała, żeby mówić do niej że jest słodka...
OdpowiedzUsuń— Muszę się chyba przebranżowić. Nikt mi jeszcze tyle za zlecenie nie zapłacił. Za krakena była wysoka nagroda, ale cała załoga ją dostała, więc w sumie dali mi trzydzieści złota... — policzył sobie w głowie, odchylając się do tyłu, by miała wgląd na wszystkie jego mięśnie. — No. Najbardziej lukratywna robota w moim życiu. — zarechotał, po czym zmrużył oczy, gdy się zaczęła do niego przybliżać. Mruknął nisko jak kot, gdy przejechała po jego kroczu od niechcenia. Delikatny dotyk artystki, w akompaniamencie mydła i delikatnego rozmasowania, sprawił, że rozluźnił się całkowicie, mrucząc przy tym, niczym zadowolony kocur. Również patrzył jej w oczy, by złapać za któreś z mydełek obok, zaczął mydlić sobie dłonie, by gorące dłonie mężczyzny dotknęły jej brzucha, boków, również rozprowadzając mydliny. Uśmiechnął się, kontynuując rozmowę.
— Co jak co, ale jest sporo kobiet, które tego nie lubią... Gusta, guściki... Ja tam się skupiam na pozytywach... — zamruczał, gdy przejechała po jego klatce piersiowej... — Ohh, a co dopiero muszą mówić o... Efem-efem... Kurwa. Efemerycznych cyckach twych... — powiedział w końcu dobrze, samemu sobie gratulując, poprzez przejechanie dłońmi po jej piersiach, rozprowadzając mydło na ich całej powierzchni, przy okazji je trochę masując... — Ja jestem wniebowzięty...
Kiwnął głową na późniejsze skorzystanie z alkoholu... Sam wyjebał dzbanek wina, więc nie miał powodu, by pośpieszać cokolwiek... To i tak wszystko powoli szło w najprzyjemniejsze miejsce...
— A co ci kurwa rycerz zrobi? Toż to banda kretynów, którzy palą, gwałcą, tylko mają na to oficjalne pozwolenie i na turniejach rycerskich mają wyglądać. — zarechotał szczerze, przemywając jej ciało z mydlin, delikatnie rozmasowując brzuch, piersi... — I bardzo kurwa dobrze robisz... Rycerstwo ma jedyną zaletę, jak gnieciesz im łeb, to hełm wydaje śmieszny dźwięk.
Tzun
— No... Ma. — westchnął, gdy obróciła go do siebie plecami, wypinając mięśnie do jej małych dłoni. A chuj, dał się obrócić, nie rozumiejąc kobiety. Wcześniej przejechała mu po fiucie ręką, potem nawet nie spojrzała, teraz odwróciła go do siebie plecami. Zaprawdę, była jakaś dziwna. Może była znowu w pracy? I tym samym nie chciała mieszać przyjemności z robotą? Czy może teraz miała inną wymówkę?
OdpowiedzUsuń— No to się wyrażaj jasno, a nie napierdalasz do mnie między wersami. Nie jestem artystycznie wyczuloną osobą, więc nów jaśniej. — westchnął, spinając mięśnie. Czyżby znowu jej coś nie pasowało? Znał ten oceniający śmieszek. Aż nadzbyt dobrze.
— No niektórzy są szowinistami, a niektórzy nie mają połowy mózgu. — wzruszył ramionami, w znudzeniu. — Nie mam czasu na takie rozmyślania i użalanie się nad sobą. Idziesz po swoje, a jak ktoś ma z tym problem, zawsze można mu ujebać kolano młotkiem. To rozwiązuje wszystkie problemy natury polityczno-gównianej, to drugie jest w gratisie za ból. — odrzekł, opierając się o ściankę, gdy masowała mu plecy. — Brzmisz na znudzoną. Chyba wolałaś jak byłem rozjuszoną bestią z opowiadań i legend, czyż nie?
Odwrócił, patrząc na jej oceniające spojrzenie. Westchnął z niezadowolenia, dokańczajac mycie swych pleców.
— Tylu błędnych rycerzy podchodziło do mnie ze świętą misją ubicia bestii, czyli mnie... Niech dowodem będzie to, że o i gryzą piach, a ja jestem tu z jakiegoś powodu.
Tzun
— Z tego co mi kiedyś opowiadałaś, kręgi w których się obracasz, często bywają... Zbyt sztywne? Nie pamiętam, jak to określiłaś. Że trubadurzy, tacy jak ty, czy jacyś adoratorzy... — wyliczał, rozluźniając swoje plecy, wzdychając cicho, gdy się przybliżyła. Wiedział że do niczego tutaj nie dojdzie, po jej tonie i zachowaniu, jak i o tym, że miała plany... Kobiety czasami bywają niezrozumiałe... Sama dotykała go po kroczu, uwydatniała do niego nagość, nawet przejechała sutkami po jego plecach... Może to jakaś gra, w jaką pogrywała... Wiedział na pewno, że długo z nią raczej by nie wytrzymał w towarzystwie, gra cieni, słówek, niedomówień...
OdpowiedzUsuń— Większość właśnie to uważa za bestię. W sumie to nawet za definicję bestii... Wielki ork, czy ogr, z kutasem rozmiaru ich klatki piersiowej, to bestia, jaką by ubili, by zaspokoić ich damę serca, pannę Parzyszek, czy jak jej tam kurwa było... Zawsze mnie to bawi, jak wchodzą w durne monologi, a jak przychodzi do walki, to zwykle trwa to kilka sekund... — zarechotał, strzelając kłykciami, po czym odwrócił się, gdy wróciła na swoje miejsce. — Zawsze tego nie rozumiałem, jak chcą babę zaspokoić, to mogliby wylizać jej cipę, a nie atakować obywatela z działalnością gospodarczą... — popatrzył jej w oczy, gdy wymieniała jego zalety, przyznała mu podziw...
— Ja ciebie też pewien sposób podziwiam. Babom to zawsze ciężko, szczególnie urodziwym. Co drugi chłop was zaczepia, myśli że jest kurwa mistrzem podrywu, z dupy zaczyna się przybliżać... A ty jeszcze masz występy, masz splendor... Chyba wolę żyć w niesławie, łatwiej jakoś idzie...
Zagryzł wargę, patrząc na jej mokre, skroplone kroplami wody, ciało... Gorąca para tak zajebiście osadzała się na jej skórze...
— Pamiętam gdzie mieliśmy iść... I plan jest nadal taki sam. Pobawimy się w rozpierdalanie pieniędzy, a potem się zobaczy... — widząc jak się przybliża, patrzył jej prosto w oczy, z diabolicznym uśmiechem. — A jak chciałabyś spuścić ze mnie napięcie, słodka Naelo?
Tzun
— A we mnie masz prostego wojaka, nie musisz się zastanawiać o czym myślę, bo wiesz na co patrzę... — odparł, a jego uśmiech się poszerzył... — A to tylko początek mych zalet...
OdpowiedzUsuńGdy zbliżyła się do niego tak blisko, sapnął, a mięśnie zadrżały w podnieceniu, poczuł przypływ energii, ścisk w podbrzuszu...
Objął ją ramieniem, gdy mówiła do jego ucha, czując jak fiut od samego jej dotyku zaczyna się budzić do gotowości... Sapnął, patrząc jej prosto w oczy.
— Ujmując to poetycko... Zachciałbym wtedy konkurować o to, kto ma sprawniejsze usta... — obniżył się do niej, by zacząć całować ją po szyi, drapiąc delikatną skórkę swoją brodą... — A mówiąc to na moje... Mam ochotę wylizać twoją pizdę... I dupę... Zassać ci się na cyckach... I patrzeć w oczy, gdy tryśniesz na mój język od minety...
Tzun
Uśmiech jaki odwzajemniła był równie uroczy do tego, który sama odebrała, w dodatku przesłała ku niej pojedyncze oczko obracając się bokiem. Zminimalizowała oddziaływanie własnej, anielskiej prezencji nie widząc w tym nic szczególnie miłego, gdy nikt nie reagował w sposób który by ją zadowalał. Chyba zbyt mocno przyzwyczaiła się do istot, które wierzyły w anielską moc i robiło to na nich wrażenie w pozytywny, bądź negatywny sposób. Było to widoczne zwłaszcza wśród demonicznych form, które albo nastraszały się w zamiarze werbalnego bądź fizycznego ataku, czy kierowały swoją uwagę w bardziej namiętny sposób.. Oblizała dolną wargę w jakimś wewnętrznym samozadowoleniu.
OdpowiedzUsuń— Jeśli potrafisz to chętnie cię do niej wpuszczę, ale nie gwarantuje że z niej w jakikolwiek sposób wyjdziesz — zerknęła ku niej z wyraźnym błyskiem w oku, który przygasł tak szybko jak się zjawił. — Nie każdy ma ciągoty ku destrukcji wobec innych osób, powiedziałabym nawet, że brzydzę się przemocą. Jakąkolwiek. Wolę pokojowe rozwiązania, więc masz moje zapewnienie, że celowo nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.
Mela
Zachichotał, widząc jak się zbliża, już miał wpić się w jej usta... Gdyby nie stuknięcia w drzwi. Od razu odwrócił się w tamtą stronę, patrząc na to, jak kobieta ubiera się, otwiera drzwi...
OdpowiedzUsuńWidząc elfa, zmrużył oczy, nadal siedząc w gorącej wodzie.
Dopiero gdy odezwała się w jego stronę, poprosiła o pomoc, wstał z wanny, z ciężkim warknięciem niezadowolenia, wyszedł całkiem na golasa z wanny, nie przejmując się tym, że woda spływa po jego komicznie potężnie umięśnionym ciele.
— Jak chcesz, pączusiu... — odwarknął, podchodząc do szafki, a widząc dwie torby z czerwonym plusem, od razu zabrał je, kładąc je na stoliku obok niej.
Stanął z założonymi ramionami na klacie, patrząc z niezadowoleniem na jej brata. Bardziej niż jej brata, widział w elfie zmarnowaną okazję na opierdalanie wezewiusza i wyjedzenie pizdy Naeli. Nie był zadowolony. To na pewno.
Tzun
Białowłosa heimurinka, o filigranowym ciele i dziewczęcej urodzie, mierząca 175cm wzrostu, właśnie miała wchodzić na scenę, by zacząć kolejny wokalny występ. Zanim to jednak nadeszło, w oddali zamajaczyła jej postać właścicielki przybytku, która przywoływała do siebie energicznym gestem. Ennis już wiedziała co to znaczy. Wyjątkowy klient, a co za tym szło? Nie wejdzie na scenę, a będzie musiała zająć się gościem. No trudno, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Może dowie się dzięki temu czegoś nowego?
OdpowiedzUsuńZanim została odesłana do konkretnego pokoju, ruszyła w stronę swojej komnaty, by poprawić wygląd i swoją kreację. Delikatna suknia opinała ciało niebiesko-skórej, jednocześnie nadając jej sylwetce lekkości.
Kobieta weszła do środka, puszczona przodem przez przypisanego jej opiekuna, ten stał na czatach, pilnując by dziewczynie nic się nie stało. W razie potrzeby zawsze mogła na niego liczyć i to dzięki temu heimurinka czuła swobodę. Na widok kobiety uśmiechnęła się subtelnie i skłoniła delikatnie, jak na damę przystało.
- Dziękuję - odpowiedziała na jej komplement, jednak słysząc o oczach skrzyżowała z nią wzrok, nadal z subtelnym uśmiechem na twarzy. - W tym miejscu lepiej trzymać emocje na wodzy - zauważyła grzecznie by po chwili skinąć głową.
- Chętnie spędzę czas z kimś tak urodziwym jak Ty, mo stór - odpowiedziała, w ostatnich dwóch słowach używając rodzimego języka. Spojrzała po przygotowanych akcesoriach. Ileż to razy słyszała, że nie chodzi o seks, racja, nie zawsze chodziło, ale Ennis była przygotowana na wszystkie możliwości.
Zbliżyła się do kobiety.
- Od czego więc zaczniemy? - zapytała, dokładnie lustrując wzrokiem jej uroczą buzię. Miło było dla odmiany spędzić czas z kimś o tak nieprzeciętnej urodzie. Tej kobiecie zdecydowanie nie były potrzebne takie miejsca jak to, Ennis była pewna, że przyciągała wzrok wielu samic i samców.
Ennis
Wzruszyła drobnymi ramionami nie mając ochoty komentować upodobań kobiety; były zupełnie różne od jej własnych, mimo to szanowała jej, lecz wiedziała że dla niej nie były odpowiednie. Lubiła ryzyko, autodestrukcję objawiającą się na wiele sposobów i było to widoczne zwłaszcza po związkach jakie miewała. Nigdy nie wiązała się z kimś kto marzył o rodzinie, przewijaniu pieluszek i siedzeniem w kapciach przed kominkiem, byli to raczej buntownicy, osoby szukające wrażeń i wykorzystujące życie w stu procentach. Tak było też z Abbadonem, zaczęło się od ryzykownej przygody pod postacią nietypowego znajomego, który okazał się cholernym niszczyciele światów, lecz światopogląd Melanie zmienił się na tyle, że zaczęła wyobrażać sobie życie przy nim jako w miarę spokojne. Wcześniej tak nie było, bo mimo że w związki wchodziła ze swoją opiekuńczą stroną, jako matka i odpowiedzialna osoba, to od partnera wymagała zupełnie innych poglądów. Może dlatego przez długi czas nie miała nikogo na stałe, a relacje kończyły się po paru miesiącach, czy tygodniach? Mimo wszystko nie miała nikomu nic za złe. No i nadal lubiła ten typ faceta, Abbadon nim trochę był, a kobiety.. Oblizała dolną wargę śmiejąc się pod nosem. Niewinne kobietki, które musiała wprowadzać w erotyczne życie, ciągnąc je za rączkę, kiedy te peszyły się nawet od muśnięcia w policzek. Niewinne, które sama chciała zbrukać.. A Naela taka nie była. Miała być odskocznią, nic ponad to.
OdpowiedzUsuń— Ciekawe, mimo wszystko.
Melanie
Słysząc kolejną prośbę, westchnął z niezadowoleniem w warkocie, łapiąc za pochwę, odrywając ją z jego paska, by złapać miecz za rękojeść i pochwę... Odszedł na kilka kroków od nich, świecąc boskimi, zielonymi pośladkami, poniżej których dyndał spory cień.
OdpowiedzUsuń— Hah... Elfi szmelc. Nie dziwne, że go tak poharatali. Kupiłbyś może krasnoludzki, albo orkijski, to byś nie miał problemu... — zarechotał rubasznie, opierając oręż o ścianę, stając obok nich, z powrotem zakładając ramiona na klatkę piersiową.
— Spoko. Zapamiętam sobie, te przysługi, jak też będę czegoś potrzebował... Albo gdy będziesz już po mnie skakała... — popatrzył na jej brata, ze znudzonym spojrzeniem. — Jakbyś potrzebowała jeszcze czegoś, przytrzymać, albo potrzymać, to mów. — powiedział, szturchając ją podnieconym kutasem po pośladku.
Tzun
— Ehhh... Dobrą stal przerobiliście na elfi szmelc... Wygląda jakbym mógł sobie tym po dupie się podrapać. — zarechotał, po czym zmienił temat.
OdpowiedzUsuńJeszcze pewnie on miał go przenieść... Cholera jasna.
— Przydałby się jakiś medyk. Albo chociaż alchemik. Rany kłute wbrew pozorom są najgorsze. Przynajmniej mnie najbardziej takie bolą...
Przestał dźgać ją mokrym fiutem po jej narzutce, zostawiając na niej mokre ślady. Zadowolony z jej odpowiedzi, poszedł po ubranie, a raczej futrzany kirys ścięty poniżej pasa. Przysłuchał się ich rozmowie.
— Czekaj, to ty masz fantazje o tym żeby cię brat pierdolił? Czy dobrze zrozumiałem? — zapytał skonfundowany.
Tzun
— Całe szczęście, ja pierdolę... — zarechotał gromko. Raz słyszał o stosunkach między rodzeństwem, brzydził go ten koncept. Popatrzył na Nyliana, rechocząc cicho.
OdpowiedzUsuń— Nie pozwól sobie wejść na głowę, żołnierzu. Twoja siostra jest mocna w gębie, a na to nawet krasnoludzka stal z ornamentem elfim nie pomoże... — puścił oko Naeli, po czym przełożył ostrze na elfa na plecy, co by nie latać z nim w te i wewte. Wziął elfa na ręce, jak pannę młodą, bez jakiegokolwiek wysiłku.
— Wy elfy wszystkie takie chude? Ważysz tyle co moja łydka, heh. — odwrócił się do Nali, uśniechając się szerzej. — Pewnie. Pójdziemy, jak ten jełop dostanie opiekę medyczną. — dodał, po czym zaczął nieść Nyliana w stronę jego izby. Oczywiście, szedł za wskazówkami elfa.
Tzun
Kobieta przyjęła szklankę, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Nal. Uśmiech gościł cały czas na jej twarzy, chociaż musiała przyznać, że słysząc o odpoczynku od lubieżności mocno się powstrzymywała od okazania zaskoczenia.
OdpowiedzUsuń- Muszę przyznać, wybrałaś dość nietypowe miejsce, mo stór - przyznała by zaraz pokręcić głową. - Wybacz, odruchowy zwrot - dodała, bo rzeczywiście miała w zwyczaju zwracać się w ten sposób do klientów. Tu jednak nie wypadało, skoro miało być bez romantyzmu. Spojrzała raz jeszcze na przygotowane akcesoria.
- Wybacz Pani, ale w kartach na niewiele się zdam, zwykle jedynie towarzyszę rozgrywającym, nie uczestniczę w samej grze. Jeżeli chodzi o śpiew, granie czy taniec to jak najbardziej, służę pomocą - dodała by zaraz uśmiechnąć się nieco szerzej.
- Postaram się trzymać ręce na wodzy - odpowiedziała nieco żartobliwie, by zaraz pokazać kobiecie szereg swoich białych zębów.
Ennis
Poniósł go do miejsca, jakie białowłosy wskazał, po czym położył go na plecach, wzdychając ciężko. Wysłuchał kobiety w czasie noszenia jej brata. Dlatego odwrócił się do niej, uśmiechając się do Nyliana.
OdpowiedzUsuń— To z sympatii. Jak kogoś nie wyzywam, to kogoś nie lubię. Zapytaj Nali. Ona to chyba wie z pierwszej ręki. — zarechotał delikatnie, patrząc w oczy kobiety ze sprośną iskrą w oku.
— Jak coś, będę u siebie. Zajmij się bratem, wezwij doktorów. Ja poczekam na ciebie w ósemce. Tam mam kwaterę. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, jestem w gotowości. Chyba, że nie chcesz już iść do kasyna... — palcem delikatnie przeciągnął po jej szczęce, po czym uśmiechnął się, idąc w stronę wyjścia dla personelu.
Tzun
Będąc już w swojej komnacie, założył na siebie właściwie materiałowe spodnie, które dość mocno opinały jego uda kulturysty. Nie miał na pewno dobrego gustu co do ubrania, bo do ciemnych spodni dobrał narzutkę na plecy z kapturem... A raczej futro wilka, które służyło w dokładnie tym celu. Przynajmniej związał włosy w kilka małych warkoczyków, co i tak było modowym osiągnięciem, jak na orka. Przynajmniej tak sobie mówił. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi, uśmiechnął się szerzej. Złapał dwa podłużne sztylety, by schować je głęboko w butach, po jednym na but. Złapał także za dwa toporki, które przypiął do paska. Dopiero wtedy, wyszedł z pokoju, patrząc na niską bardkę wyjątkowo z góry.
OdpowiedzUsuń— No raczej, kurwa nie inaczej. — odparł bez zawahania, po czym zamknął swój pokój na klucz. Przeleciał wzrokiem po ubraniu Naeli, wyraźnie mrużąc oczy.
— A ty coś się tak poukrywała ze wszystkim? Myślałem że lubisz mieć cyca na wierzchu... Ładnie wyglądasz. Mimo wszystko. — wyszczerzył swe kły w uśmiechu, po czym wyciągnął do niej ramię, by mogła je objąć, niczym poczciwa towarzyszka, jaką z resztą była.
— Chodźmy, póki noc jeszcze młoda. Co tam u twojego brata?
Tzun
— No wyglądasz, wyglądasz... Ja ciebie i tak preferuję bez ubrań, ale to też może być. — odchrząknął, naciągając łeb wilka na swoją głowę, idąc zaraz obok niej. Zobaczył, że złapała jego ramię dość dla siebie wysoko, dlatego nagiął się trochę w jej stronę, by mogło się jej iść wygodniej.
OdpowiedzUsuń— Kolory nie mają być dobrze dobrane. Skóra wilka jest niezwykle ciepła i wygodna. Za to te spodnie, nie krępują ruchów i do tego jak będę ujeżdżał cokolwiek, nie będzie mi to gniotło jaj. A sama wiesz, że są spore.
— Hmm... No dobrze. Cieszę się zatem, że żyje. Wygląda na takiego, co lubi się wpierdolić w kłopoty. Ale co ja tam wiem... Jestem tylko skromnym wojakiem, z nieskromnym kutasem. Ale skoro już tak idziemy i rozmawiamy... Co robiłaś wtedy nad jeziorem? Wydawałaś się taka pełna życia, dziękowałaś Selemenelenene, cxy jakoś tak, nie pamiętam... A teraz jesteś jakaś wycofana, wyważona... Jak na artystkę, zdajesz się być bardzo wykalkulowana...
Tzun
— Żeby to go nie kosztowało jego głowy, tego mu życzę. No chyba, że w honorowej walce. Wtedy by zyskał dobre imię i dołączył do mnie w zaświatach. A im więcej kompanów, tym więcej zabawy po apokalipsie. — odparł bez zastanowienia ork, opierając dłoń na swoim nagim brzuchu, rozkoszując się jadłem, jakie spożył niedługo po kąpieli. Umyty wyglądał i pachniał jeszcze lepiej, niż gdy był cały w sarniej krwi. Albo swej własnej, gdy ją odwiedzał.
OdpowiedzUsuń— Ahh, czyli twój zajebisty entuzjazm polegał tylko na spełnieniu fantazji... To by tłumaczyło, dlaczego jesteś dla mnie teraz taka. Nie przejmuj się. Umiem inaczej niż szybko i dziko. Po prostu wtedy miałem na ciebie chcicę, a jesteś taka ciasna w cipie, że musiałem się powstrzymywać, by cię nie rozpierdolić kompletnie. A twoja dupa... Ahhh... Tak się zajebiście na mnie opinała... — berzerk oblizał się ze smakiem, patrząc na nią z fioletowymi wypiekami na twarzy. — Jak się nie modlę, to tamtego wieczoru podziękowałem bogini księżyca Salami. To było cudowne doświadczenie. Ale hej, nie wszystkie karty wyłożyłem od razu, jeśli wiesz o czym mówię. — uśmiechnął się, patrząc dalej na drogę. Chwilę tam się jednak szło.
— A ja głupi myślałem, że tak właśnie jest. To skąd czerpiesz inspirację? W jaki sposób muzy zsyłają ci wizje? Raz znałem takiego barda, co chodził po więzieniach z gołą dupą i podobno jak mu wsadzili fleta w dupę, to co klaśnięcie poślada inną nutę tworzył... I raz nawet zrobił z tego utwór, jebaniec!
Tzun
Ennis usiadła na sąsiednim krześle, ona mimo wszystko dbała o prezencję, siedziała prosto z uroczym uśmiechem, to już było kwestią przyzwyczajenia. Nastawiła ucho i posłała kobiecie uśmiech, kiwając przy tym głową.
OdpowiedzUsuń- Rozumiem, wybacz śmiałość, ale w tym miejscu mogłabyś skazać się na zaściankową opinię klientów, nawet zostać uznaną za jedną z pracownic, a to zdecydowanie nie pomaga reputacji - przyznała by zaraz zerknąć zaciekawionym wzrokiem na dłonie Nalei (popraw mnie jak źle odmieniam), jakby szukała w nich kart.
- Nauczyć? Czemu nie, zawsze to jakieś urozmaicenie oferty - posłała klientce szerszy uśmiech, by po chwili zawtórować jej śmiechem.
- Jak masz więcej takich znajomych, to zaproś ich tu, śmiało - dodała biorąc łyka soku.
Ennis
Kobieta uniosła jedną z brwi ku górze słysząc o tańcu; miewała niewiele czasu na tego typu przyjemności będąc głównie zaabsorbowana rodzinnym życiem i pracą. Czasem zdarzało jej się zatańczyć z Abbadonem przy nutach gramofonu, z kieliszkiem wina w ręku i perlistym śmiechem na ustach, ale już dawno nie miała takich okazji. Kiedy ostatni raz tańczyła z kimś przypadkowym? Jeszcze za kurtyną, przed wojną, przed tym wszystkim… Wyciągnęła ku niej dłoń z pierścionkiem na palcu i wstała z miejsca.
OdpowiedzUsuń— Z miłą chęcią.
Mela
— Oschła. Wyrachowana. Wykalkulowana. Patrzysz na mnie jak na jakąś statykę. Minął miesiąc od tamtych zabaw. Jak nie chcesz się bawić, to się nie baw, po prostu mi to powiedz. Zabawne, bo nad jeziorem wydawałaś się być spontaniczna, żywiołowa... A od kiedy przyjąłem twe zlecenie, to tylko gadamy i gadamy... O łaźni nawet nie wspomnę. — zarechotał, po czym pokręcił głową. — Dla mnie to może być nawet Soltasil, żaden bóg nie posiada imienia na tyle ważnego, abym je pamiętał. — odparł krótko, po czym wsłuchał się w jej opowieść, gdy szli w stronę kasyna.
OdpowiedzUsuń— Fajnie że zarabiasz pieniądze, przynajmniej możesz je wszystkie zgromadzić i w życiu nie wydać... — pokazał jej okejkę, a widząc, że kobieta uiściła za siebie opłatę, westchnął ciężko, by wyjąć należną sumę z wielkiej sakwy, jaką z resztą Naela mu zapłaciła.
— Ja tam myślę, że ten krętacz po prostu chciał pożyć. Jak bardzo się nie wpierdolił jak śliwka w kompot, to przynajmniej się zabawił. I takich bardów się szanuje. Słyszałem nawet, że jeden śmiałek z twego cechu wyruchał smoczycę... To jest dopiero osiągnięcie...
Tzun
Ułożyła dłoń na ramieniu kobiety uśmiechając się delikatnie, pozwalając doprowadzić się do parkietu, wodząc mimowolnie wzrokiem za imponującymi pośladkami elfki..
OdpowiedzUsuń— Zależy o jakich rodzinnych stronach mówisz — odparła. — Z strony ojca? Nie.. Zaś strona matki była bardzo imponująca jeśli chodzi o zabawy, można by rzec, że bawili się nawet do śmierci.
Mela
Heimurinka prześlizgnęła wzrokiem po klientce.
OdpowiedzUsuń- Jesteś więc artystką, tak? - zapytała dla podtrzymania rozmowy, a nawet zwykłej ciekawości. Życie artysty wydawało się jej dość ciekawe, chociaż przy fachu jaki wykonywała, mało która praca nie jawiła się jako interesujące zajęcie. Dogadzanie innym miało dość sporo wad, ale miało też jedną, bardzo ważną zaletę, przynajmniej w oczach białowłosej.
- Mało prawdopodobne, ale racja, wygodne - przyznała z uśmiechem. Na wzmiankę o braku znajomych En przekręciła lekko głowę, nie do końca chciało jej się wierzyć w szczerość tych słów, jednak nie była tu po to by cokolwiek oceniać. Oceniono natomiast jej głos i dziewczyna podziękowała za komplement lekkim skinieniem głowy.
- Dziękuję. Wbrew pozorom to nie syreni śpiew, ale miło mi, że cieszy Twoje ucho. Co do towarzystwa, mi nikogo więcej nie potrzeba, ale ewentualne miejsce zawsze się u nas znajdzie - spojrzała na karty. Gwint? Białowłosa wsłuchała się w zasady i obserwowała dokładnie to co jej pokazywano. Na wzmiankę o szpiegu kącik jej ust drgnął delikatnie, jednak był to mało widoczny gest.
- Z doświadczenia wiem, że lepiej mi idą zajęcia praktyczne niż teoria - rzuciła żartobliwym tonem i zaśmiała się delikatnie. - W trakcie gry, tak szybciej zapamiętam szczegóły.
Ennis
— Też nie widzę nic złego w rozmowie, tylko, że nagle z wesołej bardki, zmieniłaś się w wykalkulowaną księgową. O to mi chodzi, Naela. — odparł Tzun, patrząc na nią z lekkim politowaniem. — I do tego poprawiasz mnie w nawet najmniejszej rzeczy. Wykonywałem zlecenie dla ciebie, ty byłaś pośrednikiem, kontrahentem. Ale i tak przed tobą raportowałem, nie przed twoją górą. Jest między tym różnica. Szczególnie że na kontrakcie było twoje nazwisko.
OdpowiedzUsuńNa wspomnienie o kurierach ze Slavit, wzruszył brwiami.
— Nie chowam się nigdzie, więc pewnie mnie znajdą. Ja za to mam nadzieję, że nie pożyję dłużej, maksymalnie rok. Dzięki temu, zejdę z tego padołu, zanim mi włosy zaczną siwieć, a na dupie mej pojawią się zmarszczki. Byłoby wtedy najlepiej. — uśmiechnął się, z myślą o pewnej czarnowłosej, która zagwarantowała mu spełnienie tego życzenia. — I może się tym właśnie różnimy, ty robisz plany na dekady w przód. Ja patrzę w przód z wizją tego, że będę gryzł ziemię.
Słysząc o tym, że ten Nylian, którego wcześniej składała przeleciał smoczycę... Powądpiewał w to. Ale w sumie za bardzo się nie znał. Może chłopak miał swój urok.
— Najebiemy się i zobaczymy co się wydarzy. Taki jest plan.
Tzun
Uniosła delikatnie brwi i posłała kobiecie szerszy uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Och, słyszałam, jasne, że słyszałam - przyznała, bo rzeczywiście jej imię i nazwisko nie raz pojawiało się za murami zamtuzu.
- Muszę przyznać, że plotki o Twojej urodzie rzeczywiście się zgadzają. Niestety tu opinie na Twój temat wypowiadane są zdecydowanie bardziej wulgarnie, ale to na pewno wiesz - wyłożyła swoje karty, śląc jej kolejny uśmiech.
- Nie umniejszam, mój głos to coś co akurat lubię, bardziej chodziło o to, że mylnie jestem brana za syrenę, gdy występuję na scenie - zaśmiała się delikatnie. Ileż to razy spotkała się z zaskoczeniem, gdy pod wpływem wody nogi nie zamieniały się w ogon.
- Mówisz? - zapytała z lekkim przekąsem w głosie. - Muszę zapamiętać ten ruch... - przytaknęła sobie samej głową i skupiła się na rozgrywce, uważnie obserwując ruchy towarzyszki.
- To gdzie najbliższy występ? - zapytała zaciekawiona.
Ennis
— Ciekawi mnie po prostu. Ile dla takich osób jak ty... "Wystarczy". Wystarczy czasu, pieniędzy, bezpieczeństwa... Żeby poczuć się spełnionym. Może tego nie zrozumiem, bo wyrzekłem się mojej korony... Po prostu, według mnie, życie nie polega na tym, żeby chomikować, siedzieć w miejscu... Bo może i jesteś nieśmiertelna... Ale jak cię ktoś zabije, to nie weźmiesz ze sobą tego wszystkiego do grobu, nie? Myślałem nad tym długo... — zmrużył oczy, po czym rozczesał swoją brodę, by mruknąć przeciągle.
OdpowiedzUsuńZłapał za drinka i mimo to, wzniósł z nią toast.
— Za wrażenia i ciekawe wspomnienia, jeno tylko to się na koniec liczy. — napił się duszkiem, po czym roztrzaskał naczynie o podłogę. — Grałem... Zjadłem na tym swoje zęby i oszczędności. A co, masz talię?
Tzun
Posłała kobiecie uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Trudno zaprzeczyć - przyznała, chociaż osobiście nigdy nie uważała się za piękną. Patrząc w lustro widziała trupa, nikogo mniej, nikogo więcej.
- Dziękuję - zaśmiała się delikatnie na komplement. Tak, słyszała często tego typu słowa, zasypywano ją i obelgami i komplementami, wszystko za pieniądze, wszystko gówno warte. Mimo to słała uśmiech, dziękowała, a później resetowała głowę, gotowa na kolejne spotkanie. Wyjaśnień co do ruchu wysłuchała z zainteresowaniem.
- Hm, to chyba nie moja bajka, mi nie wypada ogrywać gości - przyznała z nieco zadziornym uśmiechem. - Chociaż, jeżeli byłaby okazja, to chętnie jeszcze z Tobą zagram - przyznała, grając dalej. Na zaproszenie skrzyżowała wzrok z kobietą.
- Poważnie pytasz? - zainteresowała się. Ofert pracy otrzymywała już wiele, ale zwykle były rzucane lekkomyślnie lub polegały na tym samym co robiła teraz, ale dla jednej osoby.
Ennis
— A co, gdy spełnisz to wszystko? Co wtedy pocznie sławna Naela, której pieśni zawitają na ucho każdego maluczkiego człeka? Czy wtedy osiągniesz satysfakcję? Nie pytam, by ci przygryzać, jeno mnie ciekawi... Gdy miałem zostać władcą Terry... Wydawało mi się, że osiągnąłem wszystko. Potęga. Sława, bogactwo... A mimo to, miałem w sobie pustkę, której ni dyplomacja, ni polityka, ni władza załatać nie potrafiła... Zdałem sobie z tego sprawę szybko... Po prostu uważaj, by twa ambicja cię nie pochłonęła. Tak jak mnie kiedyś... — parsknął delikatnie, po czym sam sięgnął po talię kart potworów... — Ano kurwa gramy. Panie przodem. — odparł, rozkładając swe karty na jednej kupce, przetasował je zgrabnie, patrząc jej cały czas w oczy. — Zobaczymy, kto kogo dzisiaj oskubie...
OdpowiedzUsuńTzun
Gdy usłyszał, że ma plan... Kiwnął głową. Cóż miał powiedzieć, nie spodziewał się tego. Z drugiej strony... To nie był jego interes.
OdpowiedzUsuń— Tylko nie idź w najemnika, bo mi interes sprzed nosa sprzątniesz... — Tzun zarechotał ciepło, po czym wyłożył pierwszą linię, wysokowartościową bestię w pierwszym rzędzie. Widząc, że gra szpiega, mruknął cicho, patrząc na własną rękę.
— Wiesz, słyszałem, że nie ważne jak ktoś zaczyna... Ważne jak kończy. Tylko kto się pierwszy wysra z kart, oto jest pytanie... Grajmy na razie o przekonanie. Z alkoholem będzie lżej przepierdolić pieniądze, nie uważasz?
Tzun
Ennis uśmiechnęła się delikatnie na słowa kobiety.
OdpowiedzUsuń- Nie mam dosyć, po prostu obyłam się z tego typu komplementami, raczej ciężko mnie zaskoczyć w tym temacie. Miło mi, że tak uważasz, ale ja po prostu nie zwracam uwagi na takie rzeczy. W innym przypadku łatwo byłoby się do kogoś przywiązać, a to nie jest wskazane - wyjaśniła. - Nie zmienia to faktu, że miło mi, jeżeli rzeczywiście tak uważasz - przyznała z tym samym wyrazem twarzy. Na wzmiankę o przyjaźni kiwnęła głową.
- Jeżeli rzeczywiście szukasz w ten sposób przyjaciół to nigdy ich nie znajdziesz - stwierdziła bez ogródek. - Nie jesteś pierwszą, która szuka tu przyjaciela, ale, moim zdaniem, przyjaźń polega na czymś zupełnie innym, a na pewno płacenie za spędzony czas nie jest dobrą podstawą do nawiązania prawdziwej relacji. Ewentualnie samo poznanie kogoś, a później przełożenie znajomości na prywatny grunt, wtedy owszem, możesz liczyć na powodzenie - posłała jej ciepły uśmiech, a zaraz zaśmiała się szczerze.
- Biorąc pod uwagę, że właśnie mnie tej gry uczysz, mogłoby być ciężko - przyznała na wzmiankę o ograniu. Nie skupiała się jakoś specjalnie na rozgrywce, takie rzeczy jej po prostu nie interesowały, szczególnie gdy na tapecie pojawił się temat występów. Nigdy nie zastanawiała się nad alternatywą na poważnie.
- Zobaczymy, myślę, że nie teraz, ale... Muszę się zastanowić. Znalezienie Ciebie nie powinno stanowić większego problemu, więc na pewno odezwę się w tej sprawie - zapewniła, bo rzeczywiście miała o czym myśleć.
- Dużo znalazłaś już takich talentów? - zainteresowała się.
Ennis
En uśmiechnęła się pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Kilka ballad o tym mogłabym sama napisać - przyznała nieco rozbawiona, bo nawet jeżeli temat nie dotyczył jej samej to miała okazję widzieć sporo scen w samym zamtuzie jak i jego okolicach. Słuchała jej z zaciekawieniem, jednak nie powstrzymała się i lekko zaśmiała.
- Dlaczego "on"? Nie lepiej spróbować z nią? Skoro nie wypala z płcią przeciwną to albo trafiasz na samych napaleńców albo trzeba ugryźć temat z innej strony - teraz to ona puściła jej oko, a zaraz przytaknęła.
- Jasne, w takiej sytuacji ma to większy sens, płacisz tylko za poszukiwania, a relacja tworzy się sama w późniejszym etapie, już bez tych wszystkich opłat - westchnęła ciężko. - Dziwna zależność, muszę przyznać, większość z góry uważa, że trzeba nam za wszystko płacić, zarówno w pracy jak i życiu prywatnym - zaśmiała się pod nosem, kręcąc przy tym głową. Sama usiadła wygodniej w fotelu, a na wzmiankę o hazardzie uśmiechnęła się jedynie. Poruszając temat talentów wyraźnie zauważyła zmianę w rozmówczyni, widziała, że kobieta żyje tym co robi, fascynuje ją jej praca. Ennis poczuła nawet lekkie ukłucie zazdrości, ale musiała przyznać, że i tak przyjemnie słuchało się wypowiedzi klientki. Znowu się zaśmiała.
- Nic nie obiecuję, ale dobrze, postaram się pojawić na występie, co do reszty, zobaczymy - uśmiechnęła się ciepło do kobiety. - Najpierw sprawdzę jak to wygląda z zewnątrz - rzuciła w nieco bardziej żartobliwym tonie.
Ennis
— Mi kiedyś zabraknie... Jedyne potwory jakie ostatnio widuję, to te na kartach... — zamruczał, zerkając na jej rękę. Czy liczył jej karty? Oczywiście że tak. Wyrzucał wzystkich łuczników, jakich miał z ręki... Czekał, by kobieta postawiła więcej jednostek na przód... Czekał, by użyć swej karty pogodowej. — Prawda. Czasami wystarczy tylko jedna karta... — rzekł, po czym wzniósł dzban wina, by zacząć z niego chłeptać, tak, że trochę trunku spłynęło mu po brodzie i klacie.
OdpowiedzUsuńTzun
— Ale to twoje zlecenie było nudne jak flaki z olejem. Wziąłem je tylko po znajomości i z braku pieniędzy. — ziewnął, przypominając sobie dwadzieścia godzin w celi, które były tak spokojne, że spał przez większość czasu. — Kiedy napierdalasz wiwernę gołą pięścią... To jest życie kurwa. A nie jakieś kanapeczki.
OdpowiedzUsuńW końcu spasował, gdy kobieta wysrała się z większej ilości kart. Nową turę zaczął szpiegiem, delikatnie się przy tym uśmiechając.
Tzun
Drugą turą otworzył żadką kartą balisty, po czym popatrzył w oczy elkfki.
OdpowiedzUsuń— Głównie w Polszy. Ale nie mają rogów, ogonów czy pazurów. Wyglądają bardzo jak ludzie, ale różnią się stopniem skurwysyństwa. A potwory potwory, znajdę albo za możem, albo jak zapoluję na smoka na wschodzie. Jeszcze nie wiem. — dodał, dłonią delikatnie zaczynając muskać wierzch dłoni minstrelki.
Tzun