Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Scarlet once the color of sweet smelling petals"


Morgana Parabellum

FENALIS ♦ 21 LAT ♦ ARGAR ♦ 177cm

Ogień, którym władam określa mnie bardziej niż czasami sama zdaję sobie z tego sprawę. Równie mordercza, co zbawienna i chociaż nadal gubię się w tych skrajnościach to coś niecoś udało już mi się w głowie poukładać. Mam tych, których kocham, mam zbędne, lecz jakieś tam tytuły, mam słodką krew na rękach. Mam cele, do których zmierzam, temperament, który mnie czasem gubi. Miewam wątpliwości... Jestem normalna w tej wszędobylskiej nienormalności. Wojowniczka, której zabrano dzieciństwo, kobieta, którą ktoś pokochał, matka, która odda życie za dziecko. Normalna w swojej wyjątkowości.

 

POWIĄZANIA

Poprzednie KP

______________________________________________________________
Wizu: Lenia (WLOP)
Tytuł: Blackbriar - Preserved Roses

76 komentarzy:

  1. — Wypada? Hmmm... Nie. Zbliżam się tylko do tych, o których fantazje mnie rozpalają, Morgano. — odparł, z delikatnym uśmiechem, widząc jak sama się uśmiecha. Widząc jak patrzy na niego z góry na dół, przechylił głowę na bok. — Z resztą, to ty łypiesz na mnie wzrokiwm, nie ja na ciebie. Zabawne, że oskarżasz mnie swoją zbrodnią... Nieładnie. — zarechotał, odbierając swój miecz, który spoczął na jego barku. Ot, ostrze było zbyt potężne, by uwiesić je u pasa.
    — Zęby robaka? Nie. Są natomiast żadkie, tubylcy widząc, że takowy posiadamy, raczej nie będą chcieli podchodzić bliżej... Dowód siły, w którwj nosisz trofeum na widoku... Wiesz o co chodzi. Nie widziałem, żeby któryś z tubylców to miał. Może nie urazimy ich uczuć religijnych i jednocześnie zostawią nas w spokoju. — rzekł, ruszając w marsz, w nieregularnym tempie, zatrzymując się co chwila, chcąc naśladować ruchy pustynnego piasku.
    — Dwie ligi stąd, godzina marszu, pięć minut lotu. Przejdę się, nie chcemy zostawiać twojego kompana w tyle. — dodał, po czym począł poruszać biodrami w trakcie marszu, co by kobieta miała na co popatrzeć.

    Lazik

    OdpowiedzUsuń
  2. — Atutów? — spytał, podnosząc brew do góry. — No, no, chętnie posłucham o swoich atutach, Mor... — dodał, podnosząc pelerynę, jeno przypadkowo ukazując opinające spodnie i pośladki, dość zręcznie podskakujące w materiale spodni. — Powiedziałbym, żebyś skupiła się na drodze, ale wydma goni wydmę. — rzekł, po czym pokiwał głową, spoglądając na biednego wierzchowca. — Jeśli waga niestraszna, chętnie się dosiądę.
    Na komentarz o rozbieraniu zarechotał, by zarzucić ogniste włosy w tył, ukazując swe lico.
    — Jeśli tak rozkarzesz, moja Pani, kimże jestem, by odmówić. — dodał, pokazując jej język. — Droga w końcu długa, nudna, trzeba jakoś się czasem... Ubawić.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  3. — Nie miałem okazji. Hermetyczne wychowanie w siłach specjalnych niespecjalnie sprzyjały komplementom. — stwierdził, podchodząc do zwierzęcia. Dwa metry wzrostu Lazarusa przy zwierzaku wydawały się... Normalne. Zasiadł za plecami Morgany, na tyle blisko, że czuła gorący oddech feniksa na swoim karku.
    — Pomimo tego, to o napiętych pośladkach wspominasz, Morgano, a nie o oceanie piasku... Ja natomiast widzę burzę czerwieni przed sobą, nienaganną figurę, jak i kształtne pośladki. Widać na tych zapomnianych ziemiach, każde z nas myśli o półkulach. Cóż rzec. Oaza jest na naszej trzeciej, cały czas prosto. — rzekł, dłońmi obejmując ją w pasie, ot nie miał siodła. Szepnął chwilę po tym. — Gra słów jest także interesująca, chętnie w nią z tobą zagram..

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  4. — Dziękuję. To miłe z twojej strony. — odparł z uśmiechem. — Weź pod uwagę, że jak nie trenuję, t9 siedzę w bibliotece królewskiej. Morgernsternowie służyli dworowi Phyonix od kilkuset lat... Muszę podtrzymywać tradycję. Jeśli dożyję sędziwego wieku, to pewnie osiądę jako doradzca twojej matki, lub twojej siostry. Kto wie... Ostrze potrzebuje osełka, głowa potrzebuje księgi. Ciężko pogodzić z tym swawole i swatki. — rzekł, prostując się na zwierzęciu. Ot, brak siodła dawał się we znaki.
    — Pewnie, chowaj głowę w piasek... Popatrzę. — rzekł, spoglądając w jej oczy, kiedy zapytała o flirt. — Nie wiem... Chyba tak. Raczej tak. — stwierdził, klepiąc dłonią jej biodro. — Nie jestem ekspertem w tych sprawach... Ale nie narzekam.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  5. — Pewnie nic. Po prostu... Wcześniej nie miałem okazji. Zemsta i chęć... Samorozwoju trochę ograniczyły mój czas wolny. Mimo wszystko, mam dużo odpowiedzialności na barkach. Zanim dołączyłem do wojska, miałem zostać doradcą króla, ot pisałem od czwartego roku życia. Dla mnie siedzenie w bibliotece to relaks... Chyba. — rzekł, zbliżając się do jej ucha. — To dziwne? Czy... Jak to w sumie widzisz w moim przypadku?
    — Szkoda... Chciałbym popatrzeć jak utykasz w wydmie... A potem tylko: "Przyszywany bracie! Utknęłam!" — zarechotał, klepiąc ją po brzuchu, śmiejąc się ciepłym barytonem. — A dupa na wierzchu... Cóż, innym razem się napatrzę. — dodał, pewniej, gdy dała mu zielone światło. — Cóż, skoro i tak pozostaje wszystko w sferze rozmów... Ciekawie na mnie spojrzałaś po walce... Cóże cię tak urzekło?

    GrotoŁazik

    OdpowiedzUsuń
  6. — Może... Nie zrozym mnie źle, czytam sporo dla rozluźnienia. Nawet kilka erotyków poczytałem, tam też była wzmianka, gdzie podmiot był "przyrodnim bratem". Z jakiegoś powodu, jest to bardzo popularna lektura w Phyonix... Nie mam pojęcia dlaczego. — odparł, tłumacząc użycie tego osobliwego zwrotu.
    — Dziwnie na siebie wołacie... Ale jak uważasz. — dodał, od niechcenia sunąc palcami w kółku na jej brzuchu. — Ja widziałem w twoich oczach coś więcej wtedy... A żebym był powodem, dla którego ubierzesz sutannę? To mój zaszczyt. Co to będzie jak się będziemy kąpać w oazie... Nie mam zamiaru się kąpać w bieliźnie, ty pewnie też nie... A jak tak obserwuhesz... Sobrze że masz podzielbą uwagę. — zarechotał.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  7. — Co tak patrzysz? Nie jestem kapłanem. Relaks to relaks, nieważne w jakiej postaci. Chyba... Wiesz, niektóre czystokrwiste rody... Popadały w problem braku feniksów. Przynajmniej tak słyszałem. — dodał. Widząc jej obruszenie, zarechotał, przechylając głowę na bok, z zaciekawieniem... Szukał w oczach powodu tej reakcji, lecz szybko sprostował. — Nie wiedziałem, że masz... Łaskotki. — dodał, jakby odpychając na bok to wszystko, o czym myśleli, powód jej reakcji, nagle zepchnięty został do prozaiki. Chyba wiedział, jak bawić się w tą specyficzną grę. — Widziałem wtedy zadowolenie, euforię, adrenalinę... Ale i ciekawość, to pewnie przez fuzję naszych magyi, nieprawdaż? — dodał, zabierając wolną rękę z jej brzucha, bardzo powoli, by jeszcze palcami naznaczyć mięsień na jej brzuchu. — Kto powiedział, że musisz? Nikt z resztą nie widzi, równie dobrze będziesz odwracać głowę, gdy wyjdę z oazy, całkowicie nagi... — sama wizja była ciekawa, ale Laxarus nie chciał złamać granicy. — Ja na pewno będę odwracał głowę. Sto osiemdziesiąt stopni w drugą stronę. — tutaj nachylił się i wyszeptał do jej ucha. — Na pewno tak będzie...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  8. — Wielki wojownik nie czyta takich bzdur, w mniemaniu jaśnie oświeconej, strudzonej wojowniczki? Pewnie zdzwi cię też fakt, że niczym ksiądz, zachowałem czystość... Jeszcze. — stwierdził. — Ciekawe gdzie jeszcze masz łaskotki. — rzekł, z zachrypniętym głosem, pełnym pasji, ciekawości... Po czym zszedł z wierchowca, na rzecz prowadzenia go, idąc obok.
    — Przypomniała ojca? Weź, bo jeszcze pomyślę, że zaczynam go przypominać... Ahhh. — oblizał spierzchnięte wargi na jej deklarację i wskazał na oazę, powoli wyłaniająca się za horyzontem. — No widzisz, stracenie głowy dla kobiety nabiera nowego znaczenia... — pokręcił głową jednorazowo, po czym spojrzał jej w oczy. — Szkoda? Czemóżto, Morgano? Nie miałabyś z kim flirtować... — dodał, gdy zbliżali się do bujnej oazy, otoczającą spore jezioro, pośrodku niczego. — Witam w moich skromnych progach.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  9. — Nie miałem okazji. — odparł, nie chcąc za długo grążyć tego tematu. Kłamał swoim ziomkom w garnizonie, że już ktoś go rozdziewiczył, lecz teraz nie musiał przy nikim udawać. Odświeżające.
    — Gnomie... — zarechotał, by szturchnąć biodro wysokourodzonej. — Ciesz się, że nie jestem pogromem, bo musiałbym piać tytułami w twoją stronę co jedną okazyję... — rzekł, prowadząc zwierza między drzewa, do oazy, puszczając wolno, gdy tylko zeszła z siodła.
    — Ahh, czyli jestem zbędny... Obywatel Phyonix zachowa głowę, o to się nie martw. — dodał, po czym uderzył pięścią jedno z drzew, łapiąc daktyle w obie dłonie. Jednego podał Morganie. — Jedz, nie dostaniesz sraczki. Sprawdzałem. — skwitował, odwracając się na pięcie, ruchem dłoni rozsypując piasek na bok, by odkopać skrzynkę, po której otworzeniu widać było zapasy Groma, zwitki papirusu, jak i małą torbę podróżną. Bez krępacji rozpiął swą koszulę i pelerynę, pozbywając się obu, na rzecz nagiej klatki piersiowej, bogatej w blizny, oparzenia, tatuaże... Sięgnął do zwitka papieru przy krawędzi skrzyni, mapa, jak widać było po rozwinięciu. Z cyrklem w dłoni odznaczał teren wokół nich. Podniósł jeno wzrok na księżniczkę.
    — Rozgość się, zaraz zajdzie słońce, marsz w mroźnej nocy nic nam nie da. — stwierdził, gubiąc się w papierologii - chwila oddechu dla nich obu.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  10. — Ojjj, już mi nie gróź, bo zrobi mi się gorąco. Jakiego słowa użyłabyś zatem, zamiast zbędnego? — dopytał, uśmiechając się znad mapy, sięgając przy tym do kufra. — Mam też suchy prowiant, jeśli nie chcesz ryzykować. Jak dostaniesz sraczkę, to się nie martw, mamy duuuużo piachu wokół do podcierania. — rzekł, wygodniej ustawiając się pod drzewem. Sylwetka mężczyzny oblana potem prezentowała się conajmniej bosko, dyscyplina Groma przebijała się nie tylko w jego lekcjach, czy bitce, ot jego ciało było świątynią dyscypliny i ciężkiej pracy.
    — Plan jest prosty. Podążamy za ptakami na wschód, w góry. Może znajdziemy świeży trop. — dodał, spoglądając po tym, jak wspina się po drzewie, nie bojąc się już zerkać na miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. — Widzisz coś ciekawego?! — odezwał się, gdy weszła na szczyt. Założenia Morgsny okazały się prawidłowe.
    W oddali widziała dwa Luby, które płynęły przez diunę w miejsce z którego przyszli... Dobrze że się przemieścili, bo walka byłaby dużo trudniejsza z kolwjnymi dwoma bestiami.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  11. — Nie przytykam ci o podcieraczkach, bo mówiąc to Darcy, byłoby to bardziej śmieszne. Mieszkasz na bagnach, straszysz na bagnach, w domku z drewna i z wersalką... Proszę cię, jesteś tak samo królewska jak ja. — rzekł, a kawałek wołowiny wzleciał w powietrze, lądując na jej udzie. — Smacznego! — rzekł, patrząc na nią z dołu, rechocząc tylko. — Wolę sobie popatrzeć z tej perspektywy, niż straszyć twe książęce pośladki czymkolwiek innym niż wzrok!
    Po chwili podniósł się, zdjął buty, gdy tylko poczęła schodzić. Założył dłonie na biodrach, ekpsonujac przy tym umięśnione plecy.
    — Bo byliśmy na ich terytorium. Tu jest woda, nie zwęszą nas. A jak zwęszą, to dobędę miecza. Czasami podróżują tamtędy, to nic nadzwyczajnego dla nich. — dodał, klepiąc ją w ramię, górując nad nią wzrostem. — A co? Czyżby strach cię obleciał, o wielka jaśnie oświecona?

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  12. — Pewnie nadpłaciłaby pięknym za nadobne... Nawiedził ją cięty jęzor za młodu, po rodzicach. — odparł, po czym rozciągnął ramiona szeroko, czując jak mięśnie napinają się i rozluźniają, Luby lubami, ale miał ochotę położyć się po drzewem, na słońcu, wygrzewając się w przyjemnym klimacie zabójczej pustyni. Dla niego było całkiem przyjemnie. —A co mi innego zostało? Grzechem byłoby nie spojrzeć na twój idealny tyłek, mości oświecona, jaśnie pierdolnięta. — pokazał jej język, gdy odchodziła, w końcu nazwała go gnomem i nie mógł tego puścić płazem. Położył się pod drzewem z cichym westchnięciem, mimowolnie zerkając za nie, wprost na rozbierającą się Morganę.

    Łazik

    OdpowiedzUsuń
  13. Lazarus westchnął jedynie, widząc, jak chowa się po krzakach. Cóż. Czuła na sobie jego wzrok, prawdopodobnie. Nie jego problem. Zsunął swe spodnie do końca, by zostać jedynie w bieliźnie. Nie miał problemów z nagością, miał problemy z nawiązaniem relacji, w której nagość grałaby inną rolę niż strzelanie kompanów pod prysznicem dla żartów. Co innego, gdy księżniczka kąpała się chyba w ubraniach. Nawet na nią nie zerknął. Zamiast tego, chwycił swój miecz, by naostrzyć go osełkiem otrzymanym od Darcy. Rzeczywiście, robota mistrzowska, metal ostrzył się z cudownym skierwkiem w uszach. Musiał przetestować.
    Zaczął od północnego wiatru, pozy, w której miecz tańczy nad głową użytkownika, finty, zwody... Zdawało mu się, jakby miecz stracił na wadze, a cięcia powietrza jedynie to potwierdzały. Zniżył gardę, dał na środek, w samej bieliźnie trenował w płynnej pracy nóg, pływal wręcz z mieczem, czuł się jak ryba w wodzie... Sekretem Lazarusa był fakt... Że najbardziej niebezpieczny był z półtorametrową suką wykonaną ze srebrzystej, meteorytowej stali.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  14. Taniec kontynuował, tym razem piasek podskakiwał między krokami wojownika, powoli przedzierał się do przodu, fechtował, wyrzucał ostrze zamaszystymi ruchami ręki... Aż w końcu zatrzymał się, wbijając miecz w piasek, by spojrzeć Morganie w oczy.
    — Odpocznę w grobie. — odparł, z mocną chrypą, spluwając na bok. Pot wbił się między jego włosy, skraplał praktycznie nagą sylwetkę giganta, gdy ten tylko ruszył w stronę Morgany, patrząc jej głęboko w oczy... By po prostu wyminąć ją i wejść między drzewa, zostawiając miecz na piasku, samemu rozbierając się już do naga, by wziąć szybką kąpiel.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  15. Zachowanie nie uległo zmianie, może bardziej chciał jej zakomunikować, że nie musi się ukrywać, ani powstrzymywać, bo on nie da popuścić swym rządzom. Z resztą fakt, że byli w tej sytuacji był jej winą... To ona zaczęła o flircie, a jak na razie jedynie gasiła jego zapał, Szkoda że sam nie musiał jej potępiać i pognębiać, jakoby księżniczka nie dawała z tych flirtów za dużo od siebie... Ale zastanowiło go to, dlaczego zabrała rękę z brzucha, dlaczego tak panicznie nie chciała widzieć go nago, ani on ją... Bez jakiejkolwiek atrakcji chodziłaby pewnie na golasa, nie zastanawiając się dwa razy czy mu się to podoba, czy nie. Widocznie wielka wojowniczka była wstydziochem... A Lazarus nie był tak bezużyteczny, jak go malowała.
    Rozmyślał nad tym w wodzie, mył się, płukał... W końcu wyszedł z wody, lecz nie ubrał się od razu, zamiast tego, położył się pod swoim drzewem, sięgając po książkę, by pustynna pogoda szybko suszyła jego nagie ciało... Nawet na nią nie spojrzał... Ale mimo to, uśmiechał się, niczym mały diabełek na ramieniu Morgany.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  16. Zerknął na mapę, kładąc się bokiem, by zmrużyć oczy, chcąc dostrzec, to co się rozmazało.
    — To jest góra Gahlak. Jeden ze szczytów... — rzekł, spokojnym głosem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, gdy ze spalonym burakiem zasłoniła twarz mapą. — Tylko mi jej nie rozmarz łzami szczęścia i spełnienia, Morgano. Czerwienisz się bardziej, niż twe włosy w formie Fenalis, niesamowite. — zarechotał, narzucając pelerynę na swe krocze, by jeno zakrywała jego parówę, lecz nie jej kształt, dobrze odbijający się w materiale. — Widać że nigdy nie spędziłaś chwili w garnizonie, bo tam wszyscy latają na golasa. — zarechotał, wcinając daktyla.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  17. Zarechotał radośnie, widząc jej konsternację. Widział, że patrzyła, bo przecież dodała mapę na biodro. Dla niego było to małe zwycięstwo.
    — Nie krzycz, nic się nie dzieje. Nagość nie jest równa seksualności, chyba nie korzystasz z publicznych saun, skoro tak reagujesz. — pokazał jej język, zdawając sobie sprawę, że zaraz może mu przypierdolić. — Spytaj ją. I tak by ci nie odpowiedziała. — stwierdzil, wygodnie kładąc się na piasku, rozkoszując się pełnym słońcem, z cichym wydechem zadowolenia. — Gdzie się patrzysz? — zarechotał.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  18. Lazarus ze zdzwieniem spoglądał na księżniczkę. Sprzedanego kopniaka przyjął nadzbyt ochoczo, ale kiedy nad nim zawisła z garotą, jego mina zmieniła się na... Pustą. Jakby dusza uciekła z jego ciała. Wpatrywał się w jej oczy, po czym złapał ją za nadgarstki, by... Dociskać je mocniej do podłoża, by dusiła go jeszcze mocniej... Patrzył głęboko w jej oczy, z językiem na wierzchu...
    — Nie... Dotknąłem... Gówniary... — rzekł, a w oczy Morgany zaglądał szaleniec, ktoś kto sam dusił się mocniej... Aż westchnął z rozkoszą, czując jak krew dopływa do jego krocza tak mocno... Morgana nie wiedziała, Lazarus właściwie też nie, że garota jest rozkoszna.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  19. Puścił jej nadgarstki, zaraz potem splunął krwią na bok, po czym zbliżył się do Morgany, gdy tak nad nim siedziała.
    — Nie dotykałem, nie patrzyłem, nie myślałem o Darcy, do kurwy nędzy! Taka jesteś cwana, myślisz że masz wszystko obcykane? — spytał, patrząc w jej oczy z kilku centymetrów. — To był kurwa żart. Bierzesz wszystko do siebie, Morgano, naprawdę? Jestem jej mentorem, pomagam jej, żeby przez przypadek zabiła siebie, lub kogoś bliskiego. Chcę pomóc. Musiałaś mnie udusić, żeby to zrozumieć? — spytał, nieco ciszej, był zdecydowanie za blisko jej twarzy.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  20. — Jakbym ja przysunął ci klingę do skóry, też byś się wkurwiła. — odparł, podnosząc się, a jeszcze zarwał liścia. Przyjął go bez reakcji, jedynie z cichym, długim wydechem powietrza.
    — No właśnie widzę. — rzekł, dając jej wstać. Skopała go, dała z liścia, groziła bronią... Czego w niej nie uwielbiać. — Już? Skończyłaś? — spytał, dając jej zejść z siebie, po czym zmrużył oczy i załkał na chwilę... Łza spłynęła po jego poliku, złapał ją, efemeryczną kroplę na palec, delikatnie rozsmarowując swój policzek, po czym swoją szyję... Niestety, na żebro potrzebował kolejnej łzy. By ją zdobyć, uderzył się pięścią w kolano.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  21. — Ahhh, no tak. Powaga ponad wszystko. — odparł, wcierając łzę w żebro, na szczęście jedynie stłuczone. Zaraz po tym założył na siebie bieliznę, jak i spodnie, świeży płaszcz. — Szkolą nas na komandosów. To jest moja reakcja obronna, zakodowana w głowie. Blef, a raczej wymuszenie strachu, zdezorientowanie napastnika. Widocznie podziałało, skoro nawet ty się złapałaś. — nie chciał słuchać już jej pierdolenia, bo rzeczywiście zagalopował się z komentarzem o Darcy, wręcz galopował za mocno i za często, pomimo jej przyzwolenia, Morgana nie umiała się w to bawić. Zamiast kontynuować rozmowę, chwycił za miecz i począł ponowny trening. Miał wiele złych emocji w sobie, chciał je wyrzucić poprzez trening... To go relaksowało. Począł kwestionować cel komentarza Morgany... Przecież zaraz znowu cała wioska będzie gadać o tym, że jest jakimś zboczeńcem. Ale hej, co się napatrzyła i nieudolnie poflirtowała, to jej.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  22. Wstał pierwszy, począł dzień od stuczterdziestu pięciu pompek, dwustu brzuszków, czterystu przysiadów i deski przez dziesięć minut. Codzienny trening, ot, co by trzymać formę w każdym możliwym wypadku.
    Cały zlany potem, szybko czmychnął do wody, szorując się dokładnie, po kilku minutach ubrał się i tknął Morganę w bark, by ta się zbudziła.
    — Te, jaśnie pierdolnięta, wstawaj, wyruszamy. — rzekł, beznamiętnie, po czym poklepał jej wierzchowca po grzbiecie, dając mu daktyla do zjedzenia. — Droga na wchód nie będzie czekała kolejnych pięciu minut.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  23. Kiwnął głową, porozumiewawczo, by samemu zapakować prowiant na dłużej, mapę, rzeczy... Kuferek zostawił, resztę zapakował do torby, a gdy Mor ogarniała się, zerwał jeszcze kilkanaście daktyli na drogę.
    Kiedy otrzymał suszone mięso, sam dał jej do ręki owoc, kiwając głową.
    — Wzajemnie, Mor. — odparł, z mięsem w ustach dosiadając się na jej wierzchowcu, łapiąc kobietę w pasie, nieco bliżej niż poprzednio. — Oboje jesteśmy jebnięci na łeb. Przepraszam. — odezwał się pierwszy.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  24. Westchnął cicho, z ulgą, że też przeprosiła. No. Przynajmniej nie będą siedzieć w ciszy całą drogę. Tyle dobrego.
    — Zauważyłem, że jesteś. — zaczął, z delikatnym uśmiechem, delikatnie podsuwając się do przodu tak, by go widziala ze swojego boku. — Ale ja też jestem. Minus i minus daje plus? — spytał z cieniem błysku w oczach. — Nie. Oprócz twojej rodziny, to praktycznie tylko w garnizonie siedzę. No i w bibliotece. Ale tam każdy czyta swoje rzeczy, niestety. — dodał, zastanawiając się chwilę nad pytaniem. — Czy... Działo się coś ciekawego, gdy byłaś w... No wiesz. W heimie. Nie chwalisz się tym zbyt często, przynajmniej w mojej obecności. Chcesz w ogóle o tym gadać, czy to drażliwy temat?

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  25. — Też jestem trudny w obyciu, ale jestem w stanie przyznać się do błędu. Ty też widzisz błąd, masz refleksje na ten temat. Komunikujesz je. Według mnie, to wystarczy do pojednania. Może wcześniej nie musiałaś, albo nie miałaś okazji się godzić, ale to nie znaczy, że nie można z tego wyprowadzić lekcji, Morgano. — westchnął, chcąc na chwilę porzucić okowy ektykiety i dystansu, objął ją, do pleców, położył szczękę na jej barku. — Ja ci wybaczam i nie żywię urazy, na tym zakończmy dąsanie się i kłócenie, dobrze? — spytał, spoglądając na nią z uśmiechem, przez to wszystko przywarł klatką piersiową do jej pleców i w tej pozycji słuchał uważnie o heim, przyjaciołach, znajomych, których nigdy mogło nie być.
    — Dla ciebie istnieli. To jest najważniejsze. Kwestionowanie samej siebie nie da ci spokoju. Nie zostawiłaś ich... Sam fakt, że się uwolniłaś, nosisz ich pamięć w sobie... Gdyby któryś z twoich przyjaciół się uwolnił, nosiłby pamięć o tobie w sobie... Cieszyłabyś się. Nie wiem, złe emocje, zazdrość, może i ich targają. Ale według mnie, Morgano, zrobiłaś najlepszą rzecz. Jesteś tutaj. Pamiętasz o nich, dzięki tobie żyją. Tak jak moja rodzina żyje w moim sercu, tak twoi kompani żyją wraz z tobą. Pamięć to piękna rzecz... Zawsze mogłabyś spisać przygody, których tam zaznałaś, by pamiętać o tych, których już nie ma wśród nas. — dodał, dla otuchy wtulając ją w siebie.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  26. Dopiero gdy oderwał się od jej pleców, mogła poczuć, że praktycznie się do niej przytulał przez całą jej historię, zostawił jednak dłonie na brzuchu, w celach oczywistych. Brak siodła nie zapewniał stabilności.
    — Schlebiasz mi, Morgano. Oprócz wojaczki studiowałem filozofie tych, którzy byli przed nami, socjologię, jak i magię. Gdy inni zalewali mordy trunkiem, ja szperałem w królewskiej bibliotece. Twój ojciec napomknął coś kiedyś, że jak mi się znudzi wojaczka... To twoja mama przyjęłaby mnie jako doradcę. Ale... Emerytura jeszcze mi się nie widzi. — uśmiechnął się, zbliżając głowę tak, by mogli rozmawiać ciszej.
    — Cóż. Zwracamy na siebie uwagę, to fakt. Kiedy rozmawiałem z tubylcami, wzieli mnie za dżina, złego ducha pustyni... Nigdy nie wyprowadziłem ich z błędu. — uśmiechnął się szerzej, nieco młodocianej psotliwości zawitało na jego licu. — Tubylcy nie powinni się zbliżać na otwartym terenie. W razie czego, dogadam się z nimi na migi, by powiedzieli, czy widzieli feniksy. Do następnego miasteczka jeszcze kawał drogi... Wydmy za wydmami. Kilka dni wędrówki na wierzchowcu, niestety. — dodał, po czym odchrząknął, gdy za długo patrzył w jej oczy. — Jeśli ich odnajdziemy, uciekinierów... Cóż. Twoje talenty przydadzą się bardziej niż moje. Wyglądasz na tyle podobnie do swojej matki, że mogą pomyśleć, że kapłanka przyszła po nich, by okazać im łaskę. Kto wie? Może poddadzą się bez walki przez to? — poruszył śmiesznie brwiami, po czym znowu oparł szczękę na jej barku. — Arcykapłanka i jej rycerz na... — tutaj spojrzał na zwierzaka pod nimi. — Na pstrokatym koniu... Zesrają się ze strachu, powiadam ci... — westchnął, widocznie spragniony ponownego objęcia kobiety.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  27. Na jej powagę zmrużył oczy, powstrzymywał się od śmiechu, dał jej dokończyć, ot chciał usłyszeć jej szaradę do końca... Aż po prostu roześmiał się, opierając się o nią.
    — Ser Goła Parówa, proszę, doradź mi co mamy zrobić z tym kryzysem kanalizacyjnym! — naśladował głos Darcy, jakoby nasłuchał się jej na tyle, że potrafił zejść dwie oktawy niżej, spapugować ją. — Może i masz rację. Na razie pohasam sobie, pókim rad i zdrów.
    — Pośpiech zwykle dziala na niekorzyść. Cokolwiek tam robią, z pewnością zależy im na czasie, nie podróżowaliby taki dystans tylko po to, by uciekać w drugą stronę. Z resztą, gdzie uciekną? Do Fjelldod? Do Siivet? Siivet jest monitorowane przez nas, jeśli cokolwiek. Poza tym, burze piaskowe zacierają ślady, Luby są większym zagrożeniem niż dwójka świecących się popierdoleńców, idącymi przez pustynię. Tubylcy nic o niech nie wiedzą. A jeśli wyślą kogoś na zwiady... Cóż. Zmienię się w feniksa i strącę ich z nieba, nie martw się o to.
    Na komentarz o kapłance, zachichotał nieco ale nie miał zamiaru się od niego wycofywać.
    — Dla nas, może to i normalne, że Arcykapłanka ma piękne oczęta... Tylko, że ty też masz piękne oczy. Maluczkowie i poddani nie zawsze wiedzą jak ich władca wygląda, zwykle widzą z daleka, lub z opowieści innych. Jesteście na tyle podobne, że mogłoby to przejść. Z resztą, nawet moi kamraci Gromowie nie do końca wiedzą jak wygląda. Dym i lustra, jesteś na tyle dynamiczna, że mogłoby się to udać. — dodał, spoglądając w jej oczy. — Mogę być kapłanką, ale wtedy ty musiałabyś być pierwszym wojownikiem Phyonix? I co teraz, mężu? Nadal cwaniakujesz? — zapytał, śmiejąc się do rozpuku.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  28. — Wiem... Szkoda, że tobie się nie podobało. — odparł, cofając się nieco od kobiety, wzdychając ciężko. Dawno się tak nie uśmiał. Właściwie... Chyba nigdy.
    — Ohhh, teraz ci się odwidziało? Czyżby Ser Goła Parówa musiał radzić sobie w pojedynkę? No no... Nieładnie tak. — czując dłoń na swojej dłoni, przekręcił głowę na bok, nie bardzo wiedząc jak się z tym zachować. Po prostu uśmiechnął się i ponownie przywarł do pleców księżniczki, obejmując ją przy tym.
    — No dobrze. Zastanawiam się tylko, skąd wytrzasnę kieckę, żeby zmylić buntowników. Zrobię sobie trwałą, założę gorset... Chujowszej śmierci nie jestem sobie w stanie wyobrazić... No chyba że bez ciebie obok. — dodał, cichnąc w końcu, rozkoszując się gorącem jej ciała... Właściwie to był pierwszy raz, kiedy przytulił kogokolwiek od śmierci rodziny. Miłe doświadczenie - stwierdził w głowie.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  29. — Wdzięczność jest tam, gdzie trzeba, nie martw się. Ja cię też skomplementowałem, jaśnie pierdolnięta... — odparł, po chwili dopiero dostrzegając jej buraka na twarzy. Sam delikatnie się zaczerwienił, puszczając jej brzuch, odchrząkając.
    — Co... Em. No przecież jeśli masz plan wracać do Argaru, to pewnie cię nie będzie przy mnie. Wiesz... Śmierć w walce, w obronie ojczyzny i tak dalej. — odchrząknął, schodząc z Kovy, gdy ta się zatrzymała, ot niestety nie chciał jej pokazywać jak sam się czerwieni po koniuszki uszu, bynajmniej nie od słońca.
    — Nie wiem, pierdolnąłem głupio, wybacz. Nie przystoi tak... Flirtować. Twój ojciec mnie zajebie. — westchnął, idąc przed Kovą, w stronę wschodu.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  30. Laz szedł spokojnie przed siebie, co chwila łamiąc rytm kroków.
    — A szkoda. Mi to się podoba, no i... Pierwszy raz przytuliłem kogoś, kto nie pocieszał mnie od śmierci rodziny... — westchnął, zatrzymując się, by złapać za uprząż Kovy, idąc obok nogi Morgany. — Przynajmniej mialem okazję cię przytulić i popatrzeć ci w oczy... To już coś.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  31. — Nie rozumiem gdzie wyszło dwuznacznie, ale dobra. — westchnął, kiwając głową. No tak, plotki. Wcześniej mówiła mu, żeby się do niej nie przystawiał, potem poprosiła o coś dziwnego, żeby znormalizować flirt... Potem stwierdziła, że jednak nie i że zagalopował się... A teraz to.
    — Czego ode mnie oczekujesz? Co mogę zrobić, a czego nie? Skoro ty nie wiesz gdzie leży granica, to skąd ja mam wiedzieć? Dostaję od ciebie mieszane sygnały, Morgano... Nie rozumiem o co ci chodzi. — westchnął, dalej prowadząc Kovę. — "Odróżniasz flirt? Flirtujemy? Możemy po prostu ustalić, że tak rozmawiamy? Nie chcę niedomówień, a ... Tak po prostu mi pasuje. Tobie najwyraźniej też, skoro nie narzekasz" — powtórzył jej słowa, po czym spojrzał jej w oczy. — Co przez to rozumiesz? Bo ja już nic kurwa nie rozumiem. — zarechotał.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  32. — To jaki flirt to był? Erotyczny? Przecież nie łapię cię za biodra i nie ocieram się o twoje dupsko, już może zluzuj, księżniczko, korona ci z głowy nie spadnie, skoro i tak jej nie nosisz. — zarechotał, kręcąc głową. — No właśnie widzę. Dotknąłem twojego brzucha i kazałaś mi przestać. Morgano... Jesteśmy na środku pustyni. Nie gwałcę cię, nie daję ci żadnych niemoralnych propozycji, sama powiedziałaś, że możemy się w ten sposób przekomarzać. To możemy, czy nie? Bo za każdym razem, gdy coś mówię, robię, ucinasz to i każesz przestać. No to luzujemy się i nie patrzymy za siebie? — westchnął, spoglądając w jej oczy. — Jak cię ciekawię? Jak na kogoś kto nie spędza za dużo czasu na dworze, jesteś niezwykle pruderyjna. Czyżby księżniczce nie podobało się, że patrzę na jej nagie kostki? Czyżbym miał zaraz zostać poddany gilotynie, lub szafotowi, bo się zagalopowałem? — spytał, podchodząc bliżej, opierając się o jej łokciem. — Jak cię ciekawię? Przyznaj. Jestem twoim poddanym, złożyłem ci przysięgę wierności, równie dobrze możesz mówić do trumny, nie pisnę ani słowem. Co cię ciekawi i dlaczego się tak rumienisz?

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  33. — Dobra, zapomnij co powiedziałem. Gadałem z dupy, nigdy nikogo nie przytulałem. — westchnął, prowadząc Kovę dalej.— Ta, bo pewnie wszystko wygadasz, znając życie. Wystarczyło, że na dupę ci spojrzałem w Argarze i nagle Darcy o tym słyszała. Nie wiem co ja sobie wyobrażam. — stwierdził, idąc dalej.
    — Szkoda, że jedynym flirtem "małym" i "zaczepnym" jest nazywanie mnie gnomem. Tyle i aż tyle.— fizycznie, rasowo, życiowo... Cóż. — A to mój problem, że się tobie podobam? Nie kumam. Stawiasz granice, ale jednocześnie mówisz, że granice są luźne. — zamknął oczy i puścił wierzchowca, po prostu przyśpieszając kroku, kiedy stwierdziła, że nie wie o co jej chodzi. — Masz ładny tyłek. I piersi. — stwierdził, spoglądająć jej w oczy, by pokazać jej jęzor, jak zwykły gówniarz z uśmiechem.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  34. — Dobrze wasza miłość, będę grzeczny. — odparł, sykliwie, spoglądając w jej oczy. — Wypatruj na niebie, czy nasi pobratymcy nie robią randevou. Ja się zajmę zamykaniem mordy. Pomyliło mi się, nie wiem co sobie wyobrażałem. — z zaczerwienioną twarzą złapał za uprząż Kovy, by prowadzić ją dalej po pustyni, myśląc tylko o tym, jak bardzo zjebał.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  35. - Wolisz trojaczki? - poruszał zabawnie brwiami. - No nie wiem czy z trojaczkami dalibyśmy sobie radę - zastanowił się, udając że faktycznie się nad tym zastanawia. - No to potrzebujemy konkretnej przerwy, żeby Eljas nam podrósł - stwierdził w końcu. - Jak będzie mógł pomagać to możemy pokusić się o trojaczki - wyszczerzył się do niej i zaśmiał pod nosem. - Jak dla mnie plan idealny, co trzy lata brzmi nieźle - pokiwał lekko głową. - Chociaż może lepiej byłoby co chwila i potem już z głowy? - spojrzał po niej i objął ją ramieniem. - Nie, nie, spokojnie. Co będzie to będzie - musnął jej policzek ustami. - Nie mam parcia na konkretną liczbę dzieci - zapewnił ją jeszcze, co by miała ku temu stu procentową pewność.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  36. — Nie za mało. Nie mam zamiaru z tobą uprawiać seksu, za bardzo przypominasz swoją matkę. — pokazał język, jakby zbierało mu się na wymioty. — To dobrze. Informuj mnie od razu, jeśli coś dostrzeżesz. — poprosił. Widząc to, jak na niego spogląda, uśmiechnął się. — Ty sobie wyobrażałaś za mało, tyle i aż tyle. — stwierdził, prowadząc wierzchowca na wyższą wydmę. — Ty miałaś okazję podziwiać me piersi i tyłek, gdy były gołe, ja twych nie... Jak się tak zastanawiam, to nie mam próbki badawczej, by stwierdzić czy są fajne, więc wstrzymuję się od oceny. — pokazał jej język, śmiejąc się psotliwie. — Oh, jaśnie pierdolnięta...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  37. — Wręcz przeciwnie. Po prostu powiązanie jest... No dziwne. Jestem oddany twej rodzinie, służę jak mogę. A cóże zwykły sługa może chcieć od dynastii pół-diablich fenalisów? Zwykłe spojrzenie na nagą sylwetkę, jak widać. — zarechotał, by ruszyć dalej. Domyślił się, że nie będzie się przed nim rozbierać. — Przynajmniej tobie się podobało. Praca i lata dyscypliny nie poszły na marne, skoro ekscelencja zerknęła na ma nagie ciało i nie zwymiotowała. To już coś.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  38. Lazarus spojrzał na nią z uśmiechem, kręcąc głową w niedowierzaniu.
    — Widzisz, było tak ciężko to przyznać? — zarechotał, podnosząc głowę do góry. Coś wyraźnie ją rozproszyło, skoro dała mu tyle komplementów. — Szkoda że twoja dyscyplina jest nie do podotykania. A nie czekaj, masz faceta... Zapomniałem. — dodał, spoglądając w miejsce, gdzie przykuła uwagę.— Myślisz że można zniszczyć ten sygnał? Przegrzać go? Naładować tak, by mówił coś innego? — dopytał, kładąc dłoń na jej udzie, asekurując ją, by nie spadła z moserty. — Co rokażesz, moja Pani?

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  39. Nawet nadstawił tego ucha co by mogła je porządnie przedmuchać i pokiwał głową ze śmiechem na ustach.
    - Jestem dumny z tego, że wyłapałaś żarcik - poczochrał ją po włosach jednorazowo. - A co do ilości dzieci... to nawet jeśli zostaniemy z samym Eljasem, będzie dobrze - ucałował jej czoło. - Bez presji i parcia. Każdy nasz bąbel będzie kochany - wyszczerzył się do niej i puścił ją by przyspieszyć trochę kroku. - A co powiesz na mały dreszczyk emocji? - zapytał jej zaraz. - Może jakieś polowanko na arcemonka?

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  40. — Lubię zapominać... To sprawia, że nie czuję się najinteligentniejszą istotą na ziemi, a to bardzo odmienne uczucie... — zarechotał, spoglądając w górę, na te rzekome, gorące pływy. — Ciekawe, kto gemeruje cały czas twn sygnał. Ktoś musi transferować to ciepło, nadawać je... Jakby nie mogli wysłać gołębia pocztowego. — pokręcił głową, po czym bez pytania wziął Morganę na ręce, jak pannę młodą, a ciepło na jego stopach uniosło ich do góry, nie paląc przy tym Morgany...
    — Tutaj? Wyżej? Czujesz to ciwpło, czy po prostu zgubiłaś się w moich oczach? — zarechotał, poprawiając ramię pod jej udami.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  41. Roześmiał się serdecznie.
    - Widziałaś ile bab się rodzi dookoła? On nie będzie musiał rwać... on będzie rwany - poruszał zabawnie brwiami. - Ale jak już trafi mu się twarda sztuka to dobra bajera nie jest zła - rzucił lekko i ucałował jej wargi zadowolony, że zgodziła się na małe polowanie. - Ale to najpierw piknik, potem polowanko, a potem targ - ucałował ją raz jeszcze. - Już zaraz będziemy na miejscu.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  42. — Tak, tak... — zarechotał, na komentarz o oczach. Specjalnie przytrzymał ją na tyle ile mógł, by pobrała informacje tak długo, jak tylko mogła. Po chwili opuścił ją na wydmę, gdy stwierdził a, że ptaki niedługo przylecą. — Zatem masz szansę się schować, wasza wysokość. — dodał, zanim zmienił się w ogromnego feniksa, z płonącymi skrzydłami. Wyleciał naprzeciw wrogom, od razu, porzucając plany kobiety... Widocznie promocja na Pogromcę była zbyt kusząca, by ją zaprzepaścić. Czekał na feniksy, krzycząc dźwięcznie, rzucił im wyzwanie.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  43. Słysząc krzyki kobiety, zniżył lot, mimo wszystko zniżył lot, chcąc stawić ptakom opór... Ale bystry wzrok dostrzegł dwa Luby, zwabione pogonią... Za nim samym... Cóż. Miał wybór, albo księżniczka, która zwabiła go na manowce swą nieoczywistą potrzebą przytyków, znanych również jako flirty... Albo ptaki, wiadomości od tego, od kogo zależny był jego awans...
    Wybór był oczywisty.
    Zanurkował w przestworzach, wprost na większego Luba, którego zszerżował zabójczym nurem... Skrzydła Lazarusa zapłonęły, czekał tylko aż bestia otworzy mordę... A wtedy... Wypuścił ogniste pióra wprost do jego żołądka, te pod wpływem impaktu eksplodowały salwą eksplozji w jego wnętrzu, zwabiając przy tym drugiego Luba rytmowymi wybuchami, odwracając uwagę od Morgany...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  44. Lazarus obserwował to z góry, kolejna salwa piór wystrzeliła na drugiego Luba, to, co by ogłuszyć, dzięki czemu Morgana miała czyste zabójstwo...
    Nie spodziewał się trzeciego. Feniks zawył, gdy Kova rzucił się w samobójczą walkę z Lubem, mimo wszystko głaskał tego zwierzaka, kiedy dąsali się z Morganą... Widział to z jakim wkurwem przyzywała magmę, jakkolwiek nie mógł jej pomóc Kovie, lotki ognia mu się skończyły. Odrosną dopiero za parę godzin, natomiast nie powstrzymało go to, by rzucić się prosto na magmę, gdzie w ludzkiej postaci dobył miecza, tnąc z drugiej strony, przecinając się przez tkankę jak w masło... Magma trysnęła wprost na bestię, przez co ubrania Lazarusa spłonęły... Z samym mieczem w dłoni stał nad bestią, dysząc, czując jak gorąca, naturalna magma stopiła jego ubiór, na szczęście nie raniąc go przy tym...
    — Kova...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  45. Opadł na kolana, gdy dostała się do zwierzaka, widział z dystansu że łzy zachodzą magmą... Osiadł z boku bestii, a łzy spływały po jego polikach, na klatkę piersiową, lecząc kwas żołądkowy bestii... Czuł, że to jego wina. Gdyby nie poleciał za ptakami, Morgana nie goniłaby go, Luby by nie przypełzły... To była jego wina. Wiedzial, że ta zniewaga jej rozkazu może kosztować go życie, dlatego w milczeniu czekał na osąd.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  46. Dał jej ten moment, nie odzywał się, kiedy słyszał jak śpiewa... Coś zgniotło go w środku, kiedy przypomniał sobie, jak ta kołysanka śpiewana była przez jego małą siostrę. Łzy spłynęły po jego polikach, wiedział jednak, że życia nie oddadzą. Kova przepadł na zawsze.
    Dopiero gdy uspokoiła się, podszedł bliżej, by objąć jej ramiona, pomagając wstać.... Wtedy trzymał ją ramieniem tak, by nie upadła, prowadząc przez pustynię w milczeniu i w ciszy. Oboje byli nadzy, Kova przepadł na zawsze, a Lazarusa zjadało poczucie winy od środka.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  47. Objął ją mocniej, gdy powiedziala, że go nie wini, po prostu łzy spadły na piasek, gdy prowadził ją dalej, przez pustynię. Przemiana i walka znacznie go wymęczyły, nie mógł zmienić się w feniksa, ponieść jej w swoich szponach... Zamiast tego złapał nagą kobietę na ramiona, prowadząc ją, przed siebie, niczym pierdolony żołnierz, którym był, milczal. Spieprzył misję. Wracał z pustymi rękoma. Kova zginął przez jego głupotę... Westchnął tylko, z bólem w oczach niosąc księżniczkę w stronę oazy, która była za daleko, Kova prowadził ich przez kilka godzin na grzbiecie... A teraz wracali na boso.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  48. A on, niestrudzony rycerz niósł ją przez pustynię, mimo że zaczęło się ściemniać, mimo że spała, ten szedł, przed siebie, niczym żywioł, niepowstrzymana siła... Dopiero po zmroku ułożył kobietę na swoim ponczo, samemu padając z wyczerpania pod drzewem, zaraz przed nią, by zasnąć i spać dopóki słońce nie smagało ich twarzy...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  49. Lazarus zbudził się nieco później, z podkrążonymi oczyma ze zmęczenia. Widać nie zaznał swoich klasowych ośmiu godzin snu, ot, kiedy dostrzegł Morganę zrywającą daktyle, odwrócił się. Jeszcze spojrzałby jej pod ponczo i co wtedy.
    Feniks wstał z przysiadu, wygrzebał drugi kufer z piasku, gdzie dobył ręcznik, zarzucając go sobie na ramię.
    — Idziesz się umyć? — spytał, beznamiętnie.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  50. Gdy wyraziła chęć kąpieli, sięgnął jeszcze po drugi ręcznik, który podarował jej w dłoni, uśmiechając się również. Gdy przystanęli przy brzegu, w końcu się odezwał.
    — Jestem oddanym sługą, Morgano. Zawsze byłem i zawsze będę. Nieważne co się stanie. — skinął głową, w jej stronę, ukorzył się, po czym w końcu zanurzył się w wodzie, z cichym westchnięciem chłonął ciepło wody, z szacunkiem spoglądał na Morganę, jej czarne oczy... Czekał, aż do niego dołączy... Nawet nagość specjalnie go nie pobudzała.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  51. Odwrócił głowę, jak na rozkaz, z pustym wzrokiem wpatrując się w kokosowe drzewo, jedyne w tej oazie... Czuł się niczym skorupka, obarczona obowiązkiem, przysięgą... Lecz niczym w środku. Ciężko było przerwać handrę, która trwała od tak dawna, jedynie powierzchownie udawało mu się ją skrywać przed rodziną królewską... Po stracie Kovy, nie potrafił tego ukrywać.
    Pozostał odwrócony do niej plecami, obmywał się i wygrzewał w wodzie, póki była przyjemna.
    — Miałem. Nie wierzchowca, ale worga. Otrzymałem go jako dziecko, podobno gdy ten był ogromny, ja często zasypiałem na jego brzuchu, a on traktował mnie jak swoje młode... Nie pamiętam z resztą, czy tak było, czy nie... Wiem, że był wiernym towarzyszem, wiernym do końca. Zginął, w walce o życie mojej siostry... Rozerwali go na strzępy... A ja nawet nie pamiętam jak miał na imię. — rzekł, bez emocji w głosie, jak jakiś animatron. — Od tamtego czasu... Nie miałem serca brać innego zwierzea pod swą opiekę. Czystokrwiści nie potrzebują wierzchowców, uczy się nas latać od małego, moja Pani.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  52. Lazarus spojrzał przed siebie, wzdychając.
    — Nie wiem, nie mam pomysłu... Puszek to chyba zle imię dla dwumetrowego warga. — westchnął, przelewając wodę po swojej twarzy, wzdychając ciszej, gdy położyła dłoń na jego ramieniu. — Chcesz żebym zaadoptował jego cielę? Wiesz... Świadomość, że zabiłem ojca tego zwierza raczej nie pozwoliłaby żebym go wychował dobrze, przepraszam, ale muszę odmówić. — westchnął, w końcu odwracając się do kobiety, widząc jak łzy napływają do jej oczu... Po prostu podszedł do niej, by objąć ją obiema dłońmi, by mogła schować się w jego poteżnej klatce piersiowej. — Wybacz mi, proszę. Zawiodłem cię. — szepnął, cmokając ją w rudy łeb, wzdychając ciężej... — Jeśli chcesz... Wypłacz się. Milczę jak grób, mówię mniej niż zbutwiała trumna... Wszystko będzie dobrze, Mor. Twój kompan zginął jako bohater. Uratował cię... Odwrócił uwagę... Trzymaj go w sercu, pamiętaj Kovę tak, jaki był. Dzielny, psotliwy... Bohaterski.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  53. Czuł jak płacze w jego klatkę piersiową, czuł jak łzy spływając po jego skórze... Gładził przy tym jej głowę, głaskał tak, by mogła wypłakać wszystkie łzy...
    — Wiem. Ale moja misja była inna. Zawiodłem. Nie powinienem być Gromem, Morgano. — westchnął, cmokając ją w czubek głowy, myślą będąc przy tym, jak będzie musiał zdać raport z misji... Stracił trop. Stracił Kovę. Nie był godzien służenia Parabellum.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  54. Laz popatrzył na to ciepło, wzdychając ciężko. Kurwa. Nawet nie dali mu się do końca umyć. Pokłonił głowę przed Arcykapłanką, klęknąłby, ale utopiłby się i byłoby śmiesznie.
    — Na północ są jeszcze trzy zgładzone Lubhairy. — westchnął, chcąc dodać, ale szybko ukorzył się przed swoją Panią. Nie powinien się odzywać. Był nagi, zmęczony, zdrażniony podróżą, niewyspany, a do tego w żałobie po Kovie. Melancholia nie sprzyjała mu, ani trochę.
    — Namierzyliśmy sygnał, pochodzący ze wschodnich gór Fasach. Nadają ciepło w różnej intensywności, czasami przesyłają wytworzonego ptaka, w celu przekazania informacji. Nie udało nam się przechwycić sygnału, zaatakowały nas trzy Lubhairy, przez co Kova poległ. Zawiodłem, wasza cesarska mość. — rzekł, kłaniając się jeszcze niżej, a Lexi mogła dostrzec że był... Nagi. — Nie jestem godzien chronić waszej rodziny. Zawiodłem. Jedyne o co proszę, to wysłanie oddziału uderzeniowego na wschód stąd. Stamtąd pochodził sygnał, nie wiemy ile feniksów kryje się w tamtych stronach... Ale Pogromcy daliby im z pewnością radę. — rzekł, po czym spojrzał w oczy swej Arcykapłanki, bez strachu, bólu... Bez duszy w oczach.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  55. Wzruszył brwiami. No tak. Osąd tatusia. Jakżeby inaczej.
    — Nie mam nic do powodzenia, oprócz pochwał, jakie noszę do Morgany, twojej córki, wasza cesarska mość. Objawiła heroizm i niestrudzenie w walce z bestiami. — odparł, spoglądając w jej oczy, by z gołą parówą podejść do brzegu.— A teraz, jeśli mogę, ubiorę się i zabiorę wraz z wami, by oddać się osądowi. Nie mam siły, by lecieć do ognistej bramy. — rzekł, nie patrząc już na Lexi, nie miał odwagi by to ponownie zrobić, szczególnie, że pojawiła się w tak kompromitującym i dwuznacznym momencie. Założył swą togę, jak i prosty ubiór... Miał wrażenie, że nie zasługiwał na mundur, dlatego dobył miecza, by uklęknąć przed kapłanką na kolanach.
    — Jestem gotów.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  56. Parsknął cichym śmiechem słysząc o castingu na żonę.
    - Tylko którąś jednak do niego dopuść... - poklepał ją lekko po ramieniu i widząc te czułości jakimi obdarza syna pokiwał lekko głową. Naprawdę uwielbiał na nich tak patrzeć. Nie, jego rodzice raczej nie wpadli na ten genialny pomysł by go sprawdzać w danych obszarach. Rozumiał skąd Morganie się to jednak wzięło i z jednej strony był ciekaw, a z drugiej bardzo się obawiał że po prostu skrzywdzą dziecko. Ona i on, bo przecież nie zamierzał dopuścić do takich testów bez jego obecności.
    - Jasne, możemy go do takich dopuścić - zgodził się, patrząc na Morganę. - Tylko on ma trochę ze mnie, więc może wcale nie być aż taki odporny na magmę czy większe wysokie temperatury - zauważył. - Mogę być obok, w trakcie testów? - spojrzał po niej. Mimo wszystko mógł przecież dziecku zatrzymać czas lub zwyczajnie podać mu swoją krew, co mu przypomniało że to też właściwie będzie chciał przetestować. Czy na Eljasa też to działa.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  57. Uniósł dłonie w geście poddawania się.
    - Nie wiedziałem jak to u was wygląda, dlatego wolałem dopytać - uśmiechnął się do niej lekko i skradł jej słodkiego całusa. - Wiesz chętnie zrobiłbym to tylko z tobą - przyznał szczerze. - Ale pierwsze urodziny i tak wyprawiłbym dla niego w gronie rodzinnym - dodał kiwając lekko głową. - W końcu i twoje grono i moje kochają go już na zabój. Szkoda by było, gdyby nie mogli uczestniczyć w takich uroczystościach - dodał jeszcze. - Możemy sprawdzić go sami, na naszych zasadach i warunkach, a potem świetnie bawić się z rodziną - zaproponował taki układ. Szczerze mówiąc też wolałby by to sprawdzenie możliwości malucha było bardziej intymne. Tylko ich.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  58. - Świetnie - wyszczerzył się do niej, po czym przystanął na polance aby rozłożyć im koc oraz jedzonko do małego rodzinnego pikniku. Złapał Morganę za rękę i delikatnie zmusił ją do tego by usiadła, a potem mocno ją przytulił.
    - Lubisz takie beztroskie dni? - zapytał jej po krótkiej chwili, muskając ustami jej odsłoniętą szyję. - Słoneczne, beztroskie, wesołe dni... - powtórzył cicho. - Dla mnie są niesamowite - przyznał szczerze. - Ale czasem brakuje mi adrenaliny - podrapał się lekko po głowie. - Zwykłej, cholernej rąbanki. Straszliwie niedojrzały jestem - skomentował swoje słowa, biorąc się za jedzenie i jednocześnie karmiąc przy tym Eljasa.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  59. - Taki był mój niecny plan - roześmiał się serdecznie, głaszcząc chłopca po główce. - Wiesz, trzeba go od maleńkiego ćwiczyć. Guzy nie są takie złe - pomiział malucha po nosku i uniósł go zaraz do góry dla uciechy chłopca. Zrobił z nim samolot, siedząc oczywiście. Niemal odetchnął z wyraźną ulgą, gdy tylko wyraziła to co sam czuł. Mimo wszystko miło było usłyszeć, że nie był jedynym niedojrzałym rodzicem.
    - Nie, myślę że to normalne - wzruszył ramionami. - To znaczy... ja też jestem jeszcze gówniarzem... jedziemy na tej samej łódce - zauważył drapiąc się lekko po głowie. - Ale już niedługo... będzie można czasem Eljasa podrzucić jednym dziadkom lub drugim - spojrzał na nią z błyskiem w oku. - I oboje wyrwiemy się podbudować własną adrenalinę. Trzeba odświeżyć naszą współpracę, bo jeszcze zgnuśniemy i znów zaczniemy obrzucać się wyzwiskami, Siarczku - puścił do niej oczko.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  60. Westchnął ciężko i zerknął na nią uważniej.
    - Aha, przez chwilę tak - zgodził się z nią. Potem zamknął się w czterech ścianach i wycofał z życia. Niemal rok przesiedział w domu za daleko nie wychodząc, choć waliło się i paliło. Nie specjalnie czuł żeby spożytkował konkretnie swoją młodość. Mało tego, miał wrażenie, że jego młodość dalej trwa i jeszcze nie przepadła.
    - No to zmień to - spojrzał po Morganie. - Znajdź sobie przyjaciela, przyjaciółkę... przecież nic nie stoi ci na przeszkodzie Mor. Nikt, poza tobą samą - zauważył spokojnie. Nie miał problemu z tym, że Morgana chciała spotykać się z kimś innym niż tylko z nim. Nie widział w tym żadnego, choćby najmniejszego problemu.
    - Ja też bym chciał wyrwać się czasem sam, bez słuchania o tym jakim beznadziejnym ojcem będę bo stracę część z dni mojego syna - dodał nieco sarkastycznym tonem. - Wybacz, ta konkretna część naszej kłótni siedzi gdzieś głęboko i nie chce odpuścić - wywrócił oczyma, po czym odetchnął głęboko. - Mną ty się nie przejmuj. Jeśli będę chciał to sobie kogoś takiego znajdę - uśmiechnął się do niej delikatnie. - Po prostu jeszcze nie wróciłem do końca do tego bardziej rozrywkowego Natana, który nie miał problemów z poznawaniem nowych ludzi. To jeszcze coś co muszę sam sobie przepracować - pokiwał lekko głową. - Ale to nie znaczy że ty nie możesz sobie nikogo znaleźć - objął ją delikatnie ramieniem i oparł głowę o jej własną. - Po prostu nie wypychaj mnie na siłę na poszukiwanie przyjaciela. Będę chciał to sam go sobie znajdę, okay? - pomasował ją palcem po nosku.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  61. Dowiedzieli się o śmierci Kovy oraz tym co przeszła Morgana dosyć szybko. Poczta Phyonix działała chyba najsprawniej ze wszystkich na tym świecie. Nie było zresztą co się dziwić. Odczekali jednak z tym, aby szybko przyjść do siostry. Ashan ledwo przybył do Argaru, a Darcy wbiła mu do głowy, że najpierw powinni dać jej czas na najbliższą rodzinę, którą oni jako rodzeństwo już nie byli. Partner i dziecko weszli, tak jak zresztą powinni, na pierwszy plan. Gdy jednak nadszedł ich czas, byli pod domem Mor. Znaleźli ją w stajni. Ashan zapukał delikatnie w drzwi, aby zwrócić uwagę czerwonowłosej, a najmłodsza z rodzeństwa powstrzymywała się jeszcze, aby do niej nie podbiec i nie uściskać. Morgana potrzebowała swojego komfortu, a nie jej.
    — Przykro mi — Ashan zaczął, podchodząc bliżej, trzymając za rękę Darcy. Puścił ją zaraz i szli równym krokiem. Nie miał zamiaru mówić, że żałuje, że to on nie poszedł. Oczywiście żałował, ale gdyby zaczął ją teraz przepraszać, kto wie, czy nie próbowałaby pocieszać jego na siłę, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Brunetka gryzła się co chwilę w język. Chciała płakać, zamordować kogoś, przytulić ich wszystkich, powiedzieć tyle rzeczy, że lepiej było, aby po prostu się zamknęła, przynajmniej na razie.
    — Jesteśmy tutaj dla Ciebie — wyrwało się dziewczynie.
    — Chcesz, żebyśmy coś dla Ciebie zrobili, Mor? — Ashan zapytał, podchodząc bliżej siostry, na wyciągnięcie ręki.

    Rodzeństwo

    OdpowiedzUsuń
  62. Nie czekali na więcej słów od Morgany. Ashan puścił Darcy. Dziewczyna po prostu z rozpędu przytuliła Morganę do siebie, a Ashan objął obie dziewczyny, skupiając się przede wszystkim na tym, aby Morgana zachowała swój komfort, a jednocześnie była tą najbardziej przytulaną osobą.
    — Oczywiście, że tak — mężczyzna odpowiedział. Mor raczej nie była zbyt uczuciowa wcześniej,przynajmniej względem tej części rodziny, której nie miałą jeszcze okazji tak naprawdę zbyt dobrze poznać, tak naprawdę dalej nadrabiali stracony czas i tworzyli swoją własną więź. Więc to co się stało naprawdę musiało ją zaboleć. Nie spodziewał się, że tak po prostu będzie chciała takich czułości. Nie było to jednak nic, co byłoby źle widziane. Każdy czasami tego potrzebował.
    — Ja wiem, że to wszystko było straszne, ale cieszę się, że jesteś żywa z nami, Mor, tęskniłam za Tobą i Twoim ciepłem — Darcy w końcu nie dała rady utrzymać zamkniętej buzi na kłódkę. — Mamy być cicho, czy chcesz porozmawiać? — dodała jeszcze, przytulając ją nieco mocniej.
    — Niezależnie od decyzji, nigdzie się nie ruszamy, jesteś teraz zakładnikiem — Ashan rzucił delikatnie, jakby próbował ją pocieszyć.
    — Przytulaśnym zakładnikiem, nie ruszaj się, bo mam więcej uścisków w moim kołczanie czułości — padło od młodszej siostry. Może nie byli mistrzami pocieszania. Uczyli się siebie. Czasami ktoś chciał po prostu pobyć, czasami chciał jeszcze raz się wygadać, najlepiej żeby czerwonowłosa sama im powiedziała czego chce, a oni zrobią wszystko, żeby to dostała.

    Rodzeństwo

    OdpowiedzUsuń
  63. Oboje wysłuchali Morgany, uśmiechnęli się delikatnie na jej reakcję, fakt, że ona sama jest w stanie się przy nich uśmiechnąć i znaleźć odskocznię. Nie mieli nic przeciwko rozmowie. To było najlepsze rozwiązanie. Odsunęli się od niej, aby każdy mógł spokojnie wstać. Dopiero, gdy skończyli się już przytulać.
    — Ominęło Cię to, że zostałem bezdomny przez Darcy — Ashan zaczął z delikatnym uśmiechem i pretensją w głosie.
    — Tylko dlatego, że jego dziewczyna mi się do domu włamywała!
    — To nie moja dziewczyna — zasłonił czarnowłosej siostrze usta, zanim zdążyła coś jeszcze dodać. — Chętnie się napijemy. A potem zasypiemy Cię plotkami, masz czas się przygotować — dodał jeszcze, wracając wzrokiem do Morgany. Puścił Darcy, a ta naburmuszyła się delikatnie.
    — Nudziarz…

    Rodzeństwo

    OdpowiedzUsuń
  64. Ani Darcy ani Ashan nie wyjaśniali sprawy, dopóki nie usiedli już w domu Morgany. Poinformowali ją oczywiście, że zaraz wszystko wyjaśnią, ale powinna do tego usiąść, bo sama może wypaść z kapci, nie wspominając o wioteczejących nogach. Przynajmniej tak to przedstawiła Darcy. A Ashan się nie odzywał, pozwalając siostrze budować całe to niepotrzebne napięcie i dramaturgię. Kiedy Mor już siedziała, Ashan odrząknął.
    — To nie jest moja dziewczyna — zaczął, ale zaraz szybko mu przerwano.
    — Przynajmniej jeszcze. Ale tak się ślini jak o niej myśli. Jakbyś go zaczarowała, na pstryknięcie widać, kiedy myślami odchodzi... W każdym razie Luna, tak się nazywa, jest bardzo wścibska, a Ashan bardzo głupi
    — No przecież przeprosiłem.... Ale tak. Nie chciałem jej z początku pokazać, że można normalnie wejść do Darcy, użyłem zmiany miejsca. No i Luna się włamała niedługo potem jak Dar była sama, żeby udowodnić, że można drzwi otworzyć
    — Udało mi się ją prawie zagadać na śmierć. Ale i tak mam dość gości w domu bez zapowiedzi, więc Ashan ma wypowiedzenie
    — Buduje sobie mały dom w pobliżu — Ashan wyjaśnił. Co prawda dom nie był tuż obok jednej czy drugiej siostry, ale daleko też do nich mieć nie będzie. — W zasadzie mag buduje, ja mu płace
    — Ale walizki już mu spakowałam!


    Rodzeństwo

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie tylko Morgana żałowała, że nie było jej, gdy wszyscy jeszcze byli dzieciakami - żadne słowa nie mogły oddać tęsknoty rodzeństwa czy rodziców. Ale przeszłości nie dało się zmienić. Mogli jedynie budować wspólną przyszłość, a zarówno Ashan jak i Darcy zdecydowanie chcieli mieć Mor w swoim życiu już na stałe.
    — Ona uważa, że to włamanie nie było, bo otworzyłam drzwi, jak usłyszałam, że majstruje przy zamku. Ale zdążyłam ją nastraszyć, wątpię, żeby znowu tego próbowała. Ale na wszelki wypadek wymieniłam wszystkie zamknięcia na magiczne, żaden klucz i wytrych ich nie otworzy, tylko krew — Darcy wyjaśniła, z początku drapiąc się z zakłopotaniem w tył głowy. W zasadzie nie chciała, żeby Luna widziała jej mały wybuch emocji, ale cóż stało się. Przynajmniej nie chowała do niej urazy.
    — Sam muszę sobie chyba taki założyć, biorąc pod uwagę jej temperament, ale tak; jest całkiem interesująca. Wszędzie jej pełno, ogień nie kobieta — odpowiedział, uśmiechając się delikatnie na wspomnienie wszystkich rzucanych przez piratkę rozkazów. — Tak, zostaję na dłużej. Nie mówię, że będę ciągle w Argarze, ale gdy będę możecie podrzucać tego nicponia. Z chęcią wujek się nim zajmie. Straszny z niego aniołek, biorąc pod uwagę geny rodziców — zażartował, wracając spojrzeniem do swojej siostry.
    — Jak to po kim jest towarzyski? Po cioci, drugim wujku i babci — Darcy zaśmiała się wesoło. Ktoś w ich rodzinie mimo wszystko był towarzyszki. Nawet jeśli nie byli to rodzice Eliego.
    — Towarzystwo mi nie przeszkadza jak jest chciane i miłe, a wtedy planowałam układ na swoje urodziny no i dalej źle reaguje na obcych i niektóre słowa. Kontroluje swoją przemianę prawie, jeszcze trochę treningów mi zostało. Dalej mam zapalniki, że jak coś usłyszę, to mam ochotę zrobić jeden wielki armagedon, a armagedonu nie można robić zawsze i wszędzie
    — Zaraz tam nie można. Jak to było… wrzuć kogoś do ognia a będzie mu ciepło do końca życia?
    — Przecież Twojej dziewczyny nie spalę!
    — Luny nie, ale innych gości, w szczególności amantów już byś mogła…

    Ashan i Darcy

    OdpowiedzUsuń
  66. — Nie, krew moja i moich krewnych, żeby nikt na pewno nie wszedł nieproszony. Zabezpieczenie, gdyby jednak jakiś prawdziwy złodziej się połasił na mnie i moje skarby w domu. No i Eli też musi być bezpieczny jak będzie u cioci — uśmiechnęła się do Morgany wyjaśniając wszystko. Naprawdę dobrze objogu było móc tak po prostu spędzić czas z siostrą. Przez tak wiele lat nie mogli się poznać, że teraz każda okazja wydawała się po prostu darem od losu. Mieli zamiar z tego korzystać, zrobić z tego normalność. Mor sama w sobie była bardzo interesująca. Ashan czuł, że mieli ze sobą całkiem sporo wspólnego. Sam chętnie by z nią czasami po prostu pomilczał.
    — Och, nawet jako diabełek nie da się go nie kochać. Akurat ja chętnie popatrzę jak rozrabia — Ashan uśmiechnął się szelmowsko. — Jak podrośnie to go nauczę skórowania, zabiorę na polowanie. Oczywiście pierwsze to przywilej rodziców, ale potem sami pewnie chętnie przyjmiecie romantyczny weekend, prawda? — dodał jeszcze, sięgając po napój. Uśmiechnął się przyjaźnie na komentarz o introwertykach i zaśmiał się lekko.
    — Yhym, żebyś wiedziała. Dobrze, że jesteś z Natanem. Każde wsparcie na froncie się przyda — odpowiedział jej. Darcy na ten komentarz wstała i przytuliła dwójkę z delikatnym śmiechem.
    — I tak przegracie. Mamy przewagę liczebną i mamę, a mama wyłącza wam tatę z frontu — uśmiechnęła się do nich zadowolna.
    — Ty weź nic nie mów, proszę, bo zaraz mi się niedobrze zrobi — spojrzał na Morganę, zabierajac rękę Darcy z siebie, ale ta znowu ją założyła więc zrezygnował. — Jak jesteś w Phyonix to aż tak ich nie korci, czy tutaj, ale normalnie… nie zdziwię się jak Diego niedługo przyjdzie jak nie będzie mógł wytrzymać. Jak króliki… — wyjaśnił o co chodziło siostrze. Gdy wspomniała o dziewczynie Ashan nieco się zmieszał. Pokręcił głową, czując delikatny rumieniec. Nie dał mu się co prawda pokonać, ale było widać, że mimo wszystko raczej miał zauroczenie na kobiecie.
    — Nie jest moją dziewczyną. Ale tak, kobiety z Phyonix mnie nie kręcą.

    Ashan i Darcy

    OdpowiedzUsuń
  67. Natan tymczasem zdążył nieco nastukać ojcu do głowy, nieco wkurzony za to z jakim spokojem pozwolił Akane odwalić taką głupotę. I nawet nie chodziło o samo odejście, czy brak informacji - bo tę od ojca otrzymał - ale o ten cholerny ruch z runą. No jak można było jej specjalnie nie próbować przemówić do rozumu? Jasne, Akane miała silny charakter, ale umówmy się - nie aż tak silny. Zdążył mu to wszystko powiedzieć i wspomnieć o tym, że może zapomnieć by następnym razem słuchał dyrdymałów ojca. Chodził przez pewien czas nieco przez to wszystko zdenerwowany, ale Eljas i Morgana skutecznie pozwalali tej złości powolutku się ulatniać. Tego dnia natomiast poszedł odstawić Eljasa do dziadków, ale rozmawiał głównie z Shi, ojca traktując chłodem. A co! Niech sobie nie myśli, że może odwalać taką manianę. Stary a głupi. Wrócił do domu w nieco lepszym humorze.
    - To co? Gotowa? - zaczął od progu, ale zaraz zmarkotniał trochę, obserwując ją uważnie. Wydawała się na mocno czymś przejętą. Zmartwioną wręcz i kiedy miał pytać o co chodzi, ona wypaliła swoje. Zamrugał kilkakrotnie. - Nie... - pokręcił głową. - Przecież się zabezpieczaliśmy, byłaś na ziołach - przypomniał sobie, po czym myśli wróciły do koncertu. - Ale już wiesz? - zdziwił się. - Minął tylko tydzień... - zauważył rezolutnie, podchodząc do niej. - To znaczy... poradzimy sobie - zapewnił szybko. Bo przecież tak będzie, chociaż w obliczu wojny... obawiał się tego. - Jesteś tego pewna? Byłaś u Febe?

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  68. Odetchnął głęboko, kiedy wspomniała, że zapomniała o dwóch dawkach. To nie była jej wina. On sam mógł się przecież zabezpieczyć. Zacisnął mocno wargi i objął ją mocniej ramionami, głaszcząc spokojnie po głowie.
    - To nie twoja wina - odparł cicho, muskając jej uszko ustami. - Cóż... Eljasowi przyda się rodzeństwo, bo inaczej twoja siostra i braciszek rozpieszczą go niczym dziadowski bicz - odchrząknął, spoglądając na nią, kiedy spojrzała na niego i całując krótko jej usta. - Mhm... no to chodź... pójdziemy do niej razem - szepnął jeszcze, mocno ją do siebie przytulając. - Damy sobie radę. Jak zawsze - pokiwał lekko głową i pogłaskał ją po włosach. 

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  69. Natan roześmiał się serdecznie.
    - Myślisz? - spojrzał po sobie, po czym uniósł lekko brew. - Ja tam winię twoje niezwykle wolne jajeczka... które wprost czekają aż moje plemniki do nich wejdą. Krzyczą i nawołują - zaśmiał się czochrając ją po włosach i pokiwał głową. - Oj tak... gorzej niż z dziadkami - przyznał jej rację, po czym znów skinął głową, obejmując ją ramieniem, kiedy ruszyli w stronę domu Febe. - To prawda, czas nie jest idealny - przyznał cicho. - Ale Mor... nigdy nie jest idealny - pokręcił lekko głową. - Eljasa się nie spodziewaliśmy - przypomniał jej. - Tego maluszka, który być może w tobie już rośnie też nie... - pokręcił głową. - Jakoś to przetrwamy. Nawet jeśli urodzi się w trakcie wojny... to ma nasze geny, Mor. Poza tym... ma też waleczną mamusię, która zrobi wszystko by chronić... - uśmiechnął się. Nie chciał myśleć o sytuacji, w której dziecko nie przyszło by na świat. Wiedział, że i takie ryzyko było. Nie mniej, postanowił o nim nie wspominać. 

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  70. Argar był małą miejscowością. Rozwijającą się w szybkim tempie, ale małą, ale to i tak nie przeszkadzało mu w gubieniu się w nim na okrągło. Wychodząc z domu, zabierał ze sobą mapę. Mapę, na którą nanosił nowe ścieżki i drogi. Rysował Argar, ze wszystkimi domkami, drzewkami i miejscami, a także jego granicami. Oczywiście w odpowiedniej skali. A mimo to, znów gdzieś źle skręcił i po długiej wędrówce zawitał w malowniczym miejscu. Mały wodospad spadający ze skał wprost do niewielkiego jeziorka, a przy tym wszystkim stał dom. Całkiem zadbany dom. Chłopak niespecjalnie miał ochotę przeszkadzać ludziom tu mieszkającym, ale był w kropce. Spojrzał na swoją mapę. Nie, wodospadu ani jeziorka jeszcze na niej nie miał. Z westchnieniem wszedł po schodkach na ganek i zapukał do środka, a kiedy otworzyła mu czerwonowłosa kobieta odetchnął głęboko.
    - Dzień dobry - zaczął spokojnie i zacisnął mocno wargi. Feniksy uwielbiał całym swoim życiem, ale teraz zrobiło mu się głupio, że tą konkretną nachodzi, choć musiał przyznać, że była łudząco podobna do Lexi. To musiała być Morgana. - Zgubiłem się - przyznał bez zbędnych wstępów.

    Damon

    OdpowiedzUsuń
  71. Damon westchnął ciężko. Czy już zawsze będzie kojarzony tylko z dowcipami Diego? Niefortunnie na jeden z nich się złapał i ciągnęło się to teraz za nim niczym smród po gaciach. Już on mu taki numer kiedyś wywinie, że Diego się nie pozbiera. Pokręcił lekko głową i spojrzał po Morganie unosząc lekko brew, kiedy zaczęła szukać swojego młodszego brata.
    - Nie, nie wchodzi - powiedział spokojnie. - I nie, nie wymyślił dowcipu... - dodał po krótkiej chwili. - Ja po prostu jestem beznadziejny jeśli chodzi o drogi... - przyznał wzdychając ciężko. Wyciągnął swoją mapę i pokazał ją Morganie. - Nawet z nią, nie jestem w stanie się odnaleźć - bąknął, pokazując palcem na dom Darcy. - Jak mam stąd... dojść do tego punktu? Gdzie właściwie teraz jestem? - spojrzał po niej błagalnie. - To nie jest dowcip - zacisnął mocno wargi. - Możesz się ze mnie śmiać - pokiwał głową. - Tylko mi pomóż, proszę...

    Damon

    OdpowiedzUsuń
  72. — Dziadek pewnie się ucieszy jak się dowie — młodsza siostra zaśmiała się delikatnie, opierając się delikatnie na oparciu kanapy.
    — Pewnie, że nauczę, mimo wszystko do pewnego wieku, to wy decydujecie czego, potem sam będzie mógł podjąć decyzję, czy będzie chciał z wujkiem polować…
    — A może pójdzie po cioci artystycznie? — Darcy wtrąciła się Ashanowi, wstając na chwilę z miejsca, obkręciła się wokół własnej osi. — Będzie teatralnie walczyć, zjawiskowo, jak jego mamusia — pokazała bratu język i puściła Mor oczko. — A nie tylko ten Twój pragmatyzm i pragmatyzm — dodała jeszcze ze śmiechem i wróciła na swoje miejsce. — Oczywiście, nie myślę, że Ty walczysz jakoś przesadnie Mor, żeby nie było. Ale w Twoich ruchach uważam jest więcej finezji, gracji. Ash też sobie świetnie radzi, ale jego walki są takie… hmm… nudne w większości.
    — Teraz to przesadziłaś, ale dostaniesz wciry… — pogroził jej. — Słyszałaś tą lizuskę? — zwrócił się do czerwonowłosej. Uśmiechnął się delikatnie. — Chociaż trochę szkoda, że akurat my razem nigdy nie trenowaliśmy, powinniśmy nadrobić zaległości. Zapewniam, że nie będziesz się nudzić — dodał jeszcze. Pokręcił głową na komentarz w sprawie Luny.
    — Cóż, jest interesująca i ma charakterek, a ja nie lubię nudnych dam, którym w głowie sama sztuka, dwie artystyczne dusze, w zasadzie trzy — zapomniał, że powinien teraz liczyć też Akane poza Darcy i mamą do tego grona. — zdecydowanie mi w rodzinie wystarczą — zakończył swój wywód. Oboje się zaśmiali, gdy siostra wspomniała o podejrzeniu rodziców.
    — Oj, wyprzyj to lepiej z pamięci, bo Ci całkiem zbrzydnie — Darcy poklepała ją po ramieniu.
    — Jest fajny, to prawda, ale nie mów takich rzeczy przy Darcy, bo nam się dzidzia zarumieni jeszcze — Ashan szepnął konspiracyjnie, za co dostał delikatną lepę w kark, którą skwitował cichym chichotem. Spoważniał jednak, gdy zobaczył troskę w oczach Mor. Przytaknął jej skinieniem głowy.
    — Spokojnie, nie zamierzam się oświadczać ani pakować w żadne afery dla nowopoznanej panny, nieważne jak niesamowita by nie była — zapewnił ją (chociaż to zapewnienie bardzo źle się zestarzało. XD). — Ale jak kiedyś obudzę się bez ubrań i pieniędzy, to poza bliźniakami masz kolejnego podejrzanego.
    — To było raz i na nasze urodziny, zasłużyliśmy!

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  73. Miał ochotę wskoczyć w jej ramiona i wyściskać za możliwość ukrycia się w jej mieszkaniu, ale powściągnął swe emocje. Zamiast tego wdzięcznie się do niej uśmiechnął i usiadł przy stole, pozwalając swym nogom odpocząć.
    - Raczej, że niekompletna - zgodził się z nią. - Dopiero zacząłem ją tworzyć - wyjaśnił, patrząc co wymierza i gdzie kładzie swe palce. Kiedy zaczęła mówić, on rozpoczął nanoszenie tego wszystkiego na mapę, bo przecież gdyby tego nie zrobił to pewnie zdołałby się pogubić po raz kolejny. - Dziękuję, chociaż kogoś to nie śmieszy - przyznał z westchnieniem ulgi. Jakoś tak chyba potrzebował to usłyszeć. Może i była to ułomność, ale walczył z nią... niezbyt skutecznie do tej pory, ale jednak. - Damon - przedstawił się chwytając jej dłoń i mocno nią potrząsając. - To zaszczyt spotkać wreszcie osobiście bohaterkę Darcy - wyszczerzył się do niej. - Tyle się o tobie naopowiadała, że... już myślałem że nie istniejesz - uśmiechnął się delikatnie, wracając wzrokiem do swej mapy.
     
    Damon

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie był wcale pewien czy jest aż tak cudownym tatą, ale skoro jej odpowiadało to co robił to nie widział potrzeby aby temu zaprzeczać.
    - Mam tylko prośbę - szepnął, kiedy już skończyli się całować. - Jeśli rośnie tam w tobie nowy członek naszej rodziny... nie mówmy o tym nikomu - spojrzał jej w oczy. - Przynajmniej dopóki... nie przekroczymy miesiąca - uśmiechnął się delikatnie i pogłaskał ją po policzku.- Cieszę się, że cię mam. Dziękuję za twą wdzięczność, ale... to twoja zasługa - wyszczerzył się do niej. - Przecież bez ciebie... nie byłbym aż tak fajny - puścił do niej oczko i raz jeszcze mocno przytulił. - Kocham cię. Całym sercem.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  75. - Hm... może - odpowiedział ruszając przy tym zabawnie brwiami i roześmiał się serdecznie, kręcąc przy tym głową. - Ty też zaczynasz udowadniać - ucałował ją w nos, po czym odetchnął głęboko, gdy stanęli przed domostwem Febe. Ta to dopiero miała ruch. Uśmiechnął się delikatnie na jej przywitanie. - Nie, jeszcze nie - zapewnił. - Ale dodatkowych nigdy za wiele - dodał wesoło, obejmując mocno Morganę ramieniem. - Właściwie... - spojrzał po swojej ukochanej. - My w tej sprawie i prosimy o kompletną dyskrecję...

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  76. — No to jesteśmy umówieni na wspólny trening — odpowiedział Ashan. Nie uważał, aby jego styl walki był pragmatyczny, ale nie zamierzał teraz kłócić się o to z Darcy. W zasadzie w ogóle nie miał zamiaru prowadzić na ten temat zbyt ożywionej dyskusji. Ona miała swoje zdanie, a on swoje. Oboje zaśmiali się na komentarz Mor. Domyślali się, że musiało być to naprawdę traumatyczne przeżycie. Zwłaszcza, że dopiero co wróciła wtedy do rodziny, a ich rodzice i tak musieli zajmować się sobą w każdej wolnej chwili.
    — Aż się boję tej konfrontacji — Ashan westchnął, uśmiechając się w specyficzny sposób.
    — Jestem ciekawa komu byłoby bardziej wstyd. Już widzę, jak tata by sobie potem pisał “Drogi Pamiętniczku, dzisiaj moja córka nakryła mnie z żoną. Jest mi bardzo smutno, naprawdę miałem ochotę na cimcirimcim, a teraz mam szlaban. A moja żona dalej chodzi w tej spódnicy z wycięciem. Wrócę jutro, idę negocjować swój szlaban…”
    — Yhym, a wtedy Elias wejdzie, żeby bajeczkę mu poczytać na dobranoc. I znowu zostanie jak pies bez kości — brat dorzucił swoje trzy grosze, zakładając ręce za szyję.
    Na kolejny komentarz Morgany, Darcy odwróciła się od tej dwójki nieco zmieszana.
    — Nikt się do mnie nie dobierze — mruknęła, zamykając się na razie. Nie mogła znaleźć żadnego odpowiedniego komentarza.
    — Ja się nie zarumienię, nie będę wiedział czy szczęściarza połamać czy dać mu medal, że wytrzyma z Darcy — zaczepił siostrę, żeby w końcu przestała się dąsać.
    — Ty lepiej uważaj, żeby Luna wytrzymała z Tobą — pokazała mu język. — Morgana i Natan na razie są moją ulubioną parą, wiec Ty się nie wypowiadaj, sobie chuja połam — dodała jeszcze, wracając na swoje miejsce.
    — Jak wyglądała w ogóle Twoja historia z Natanem? Jeszcze jej nie słyszałem — odezwał się czerwonowłosy. Darcy uśmiechnęła się szeroko na propozycję Morgany i zaraz podeszła do niej szybko, żeby ją przytulić.
    — Z wielką chęcią… dziękuję — szepnęła, nie wypuszczając jej jeszcze z objęć.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń

^