Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

It’s hard to love a second home as much as the first.



Shymralerth

86 lat - 160 cm — Argar — bezdomna — trzymetrowa smoczyca
the chameleon



Seasons, they will change
Life will make you grow
Death can make you hard, hard, hard



❝Shymralerth Thalothrun zostaje oficjalnie więc uznana za martwą w naszych oczach i odebrane jej zostają tytuły królewskie oraz wszelkie benefity związane z posiadaniem królewskiej krwi. Odtąd nie może posługiwać się godnością korony i musi opuścić kraj pod groźbą kary śmierci.❞

Nie miała gdzie się podziać, więc wędrowała, próbowała przetrwać w dziczy o własnych siłach. Brak pełnej kontroli nad swoimi mocami potrafiło być zarówno przekleńswem jak i darem - chociażby w przypadku, kiedy udało jej się ukryć przed oczami handlarzy niewolników. Mijały tygodnie, miesiące, w końcu lata spędzone na polowaniach czy kradzieżach dla przetrwania. Nigdzie nie mogła się zatrzymać, wszędzie czuła się i była wyrzutkiem, który nie mógł się dopasować. Nie zmieniło się to nawet w Mathyr, do którego trafiła całkiem przypadkiem, próbując... skończyć ze swoim życiem.


Cytat w tytule pochodzi z książki Iron Flame - Rebecca Yarros
Cytat w karcie pochodzi z piosenki Birds - Imagine Dragons

Hej, hej. Troszkę mi zajęło ale przybywam ze swoją smoczycą.
Chętnie przyjmę każdy wątek, jestem otwarta na propozycje, mam nadzieję, że miło nas przyjmiecie. ♥
Kontakt do mnie przez maila: nekocchaan@gmail.com lub discorda: nefariouscate

22 komentarze:

  1. Wędrował samotnie już od kilku tygodni w poszukiwani Urny Świętych Prochów, przeszukując każdą napotkaną wioskę, nie znalazł jej w ojczyźnie, więc przyszła pora na inne kraje, miejsca, gdzie nikt w końcu nie wiedział jakim nieszczęściem obdarzył go ten cholerny kryształ. Nienawidził tych prześmiewczych spojrzeń, wspominających mu, że niegdyś był praktycznie nieśmiertelnym panem na przestworzach, dyktującym zasady wielu innym klanom gorszego sortu. Teraz własna matka nie potrafiła na niego spojrzeń w normalny, pozbawiony pogardy sposób, nawet jeśli to nie z jego winy wyglądał teraz prawie jak człowiek. Gdy w końcu wyszedł z lasów na szlak wzbił się w powietrze, dla lepszego widoku, aby znaleźć się bliżej gwiazd, a łuski zaczęły odbijać światło, emanującym pieprzonym kryształem, gdy poczuł swoją własną kruchość w tym żałosnym ciele pozbawionym twardej, majestatycznej skorupy. Patrzył w dół, przemierzając przestworza, szukając kolejnej osady, którą będzie musiał zbadać, gdy wiatr mierzwi długie włosy. Noc była spokojna, jakby pozbawiona życia. Dopóty, dopóki niebo się nie rozerwało, emanując potężną łuną światła, wypuszczając ze sobą ogromną siłę, podmuch, który nawet i jego odrzucił, stracił kontrolę nad lotem, zaczął spadać.
    - KURWA! - krzyknął do siebie, czy w niebiosa, przeklinając starych bogów za to co go spotkało. Złapał na nowo wiatr w skrzydła i już chciał polecieć, aby przyjrzeć się dziwnej poświacie, gdy zobaczył drobną postać, która leciała bezwładnie w dół. Z początku chciał to zignorować, jednak gdy w jej włosach dostrzegł rogi, szybko zmienił zdanie, lecąc w stronę dziewczyny. Złapał ją w ramiona, niczym najprawdziwszą księżniczkę. Przyjrzał się dokładnie szarej twarzy nieznajomej. Nie była drakonem, nie wyglądała też jak żaden z podgatunków parszywych lizardów i spadła z nieba, niczym Argarczycy. Nie rozumiał co to miało znaczyć. Inwazja? Jakiś tajny plan parszywych, miękkich przybyszy? Nie mógł tego stwierdzić, ale skoro nie posiadała skrzydeł, teraz z pewnością nie odmówi mu małego przesłuchania.
    — Hej, jesteś przytomna? — szepnął, wlepiając w nią jasne, typowe dla swojej rasy źrenice.

    Feomathar, cześć Skarbeńku <3

    OdpowiedzUsuń
  2. [A mówili, że Haukkua brzmi skomplikowanie. ^^ Piękna KP i interesująca postać. Oficjalnie witamy! Na pewno się tu do Ciebie zgłoszę.]

    OdpowiedzUsuń
  3. (Szatan płakał, jak nazywałyście postaci, 10/10 witamy XD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszył się w duchu, że zechciała z nim zostać, towarzyszyć w podróży, zwiedzać Mathyr, chociaż domyślał się, że tak naprawdę po prostu nie miała zbyt dużego wyboru. Nie znała wspólnego języka, nie wiedziała jak dostać się do ludzi, którzy znali jej mowę, a on samolubnie i tak nie zdradziłby jej, gdzie miałaby iść. Wolał póki co zatrzymać ją tylko dla siebie, przynajmniej dopóki nie będzie pewny, że poradzi sobie bez problemu w obcym miejscu, bo gdy tylko nie puszyła się dumnie, pięknie, przypominając mu, że przecież jednak zna swoją wartość, zdawała się być taka delikatna, krucha, przerażona, iż nie mógłby z czystym sercem odesłać Shymralerth w nieznane. Uczył ją mówić we wspólnym, opowiadał o okolicach, które napotykali, przynajmniej na tyle na ile był w stanie, odstraszał każdego, przed kim się chowała, byleby tylko czuła się bezpiecznie, samemu czerpiąc z tego dziką przyjemność, gdy groził miękkim, bezużytecznym ludziom, gdy dym wydobywał się z ust, jakby zaraz miał zionąć ogniem, uśmiechając się przy tym okrutnie, jakby zapowiadał komuś niechybną śmierć, trochę jak strażnik księżniczki, którą w końcu niegdyś była. I tak mijały dni, zdawał się zapominać z jakim pośpiechem wyruszył w poszukiwaniu Urny, teraz, kiedy tak blisko miał coś o wiele lepszego pod ręką.
    Martwił się jedynie jej insomnią, to nie była pierwsza noc, podczas której Shy nie mogła zasnąć, a przez własną dumę odmawiała pomocy, nie chciała spać obok niego, chociaż nie miał przy tym żadnych ukrytych intencji, zawsze spała wystarczająco daleko, a przynajmniej udawała, wiedząc, że sam obserwuje ją, okolice, badając czy jest bezpieczna i spokojna na duchu. Przestał już proponować, żeby chociaż spróbowała zasnąć, a on nie prześpi nocy strzegąc całego dobytku, bo zawsze kończyło się tak, że jeszcze bardziej ją denerwował, dając więcej powodów do pozostania uroczo, acz męcząco upartą. Siedział pod drzewem, w końcu zamknął oczy, gdy ognisko powoli dogasało, aż w końcu zmorzył go lekki sen. Na tyle lekki, że gdy zaczęła przemykać się przez obozowisko, oczywiście usłyszał szmery, otwierając delikatnie jedno oko. Czegoż innego mógłby się po niej spodziewać? Ruszył za nią, gdy już wystarczająco się oddaliła, wpatrując się jak bez żadnego problemu rozwija długie, kuszące skrzydła, które jak zwykle zlewały się z otoczeniem. Ciężko było ukryć fakt, że zazdrościł jej tej lekkości przemian, jak bez bólu zmienia się w smoczycę, rozpościera skrzydła, w momencie gdy on za każdym razem cierpiał. Chciałby urodzić się taki jak ona, nie mógł zaprzeczyć. Sam wzbił się w powietrze na biało złotych skrzydłach, ruszając za nią, uśmiechając się mimowolnie, czując wiatr, który tworzyła na swojej twarzy. Doleciał do niej, dotrzymując jej tempa tuż przy prawicy ciemnowłosej.
    — Wyglądasz coraz lepiej w powietrzu — szepnął na tyle głośno, aby to usłyszała — To znaczy, porządne jedzenie Ci służy, masz w końcu więcej ciała, życia…

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak naprawdę mógł się spodziewać, że zamiast powitać go z uśmiechem, gdy postanowił przyłączyć się z nią do tej małej powietrznej przechadzki, zamiast tego, najzwyczajniej w świecie po raz kolejny wybierze przemoc. Tym razem faktycznie poczuł, jak uderzyła go z całą swoją nawracającą siłą nogami w nagi tors. Skrzywił się delikatnie, chociaż gdyby miał przed sobą kogokolwiek innego, zachował by kamienną twarz, jakby takie uderzenie nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Shy chciał jednak pokazać, że faktycznie rośnie w siłę, potrafiąc zadać obrażenia, sprawić komuś ból. Uśmiechnął się szerzej, dumny, słysząc jak coraz piękniej przeklina. Parsknął delikatnie. Uwielbiał, kiedy przeklinała, kalecząc Wspólny, dodając do tego swój akcent. Jej prośbę skwitował nieco szerszy uśmiech, ukazujący kły.
    — Zastanowię się — odpowiedział zaczepnie, podlatując do niej, tak aby był na wysokości jej głowy. — Musisz jeszcze popracować nad takim nagłym przeklinaniem — wytłumaczył w dialekcie, który oboje doskonale znali — Ja pierdole… brzmi bardziej dosadnie — dodał już po polszańsku, ucząc ją przy okazji nieco mocniejszych słów. Dalej był w szoku, że była księżniczka tak chętnie przeklinała, chociaż znał też inne księżniczki, faktycznie tak chętnie będą bluzgać na lewo i prawo. Chyba faktycznie tylko słabi ludzie lubili mówić tak beznamiętnie, bez wyrazu, używając niepotrzebnie zbyt kwiecistych słów, jakby chcieli sobie posadzić łąkę ze słów.
    Patrzył może i zbyt nachalnie na rumiane policzki, nie mogąc za bardzo oderwać złotych oczu od całej twarzy Shy, tego jak cudownie wyglądała mimowolnie zlewając się z gwieździstym niebem, które właśnie ich otaczało. Słuchał z uwagą wszystkich żali, skarg na samego siebie.
    — Nie śpię, bo mnie obudziłaś, mam bardzo lekki sen, a Ty masz bardzo charakterystyczny zapach, jak zaczęłaś się się oddalać, zacząłem tęsknić — odpowiedział, może nawet zbyt szczerze, bezczelnie flirtując ze smoczycą. — Ale tak, zdrowy sen krzywdy by Ci nie zrobi – przypomniał jej i już nawet chciał zacząć prawić jej kolejny wykład, jak na złość, byleby tylko zobaczyć jak znowu marszczy nosek, unosząc się dumą, żeby go zbesztać za wcinanie się w nieswoje sprawy. Nie zdążył. Uciekła mu w pięknym stylu, ewidentnie wyzywając go na wyścig. Patrzył przez chwilę jak mu znika, bezczelnie patrząc na ogon i wszystko co było pod nim, oblizując przy tym dolną wargę. Skoro tak chciała się bawić, z przyjemnością weźmie w tym udział. Strzelił karkiem, aby zaraz ruszyć za nią, w momencie gdy zniknęła między koronami drzew. Manewrował między nimi, szukając po przyjemnej woni, gdzież też mogła się schować urocza Shymralerth.
    — A poza pozwoleniem na wykład dostanę coś jeszcze, jak Cię złapię? — zaśmiał się w eter, gdy kątem oka dostrzegł jak wiatr wieje dziwnie nienaturalnie, jakby właśnie tam ktoś leciał. Nie mógł jej znaleźć, chociaż czuł, że była niedaleko. Faktycznie była kameleonem, a ta pora, przestrzeń, były wręcz idealne, aby utrudnić mu zadanie.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  6. Latał, błądził, śledząc każdy trop jaki celowo po sobie zostawiała. Nawet jeśli wiedział, że większość to zmyłka i tak je badał. Nie mógł powiedzieć, który z nich jest prawdziwy, gdzie ostatecznie się schowa, o ile w ogóle to zrobi, a poza tym, z niewyjaśnionych powodów uwielbiał jej woń, przesyconą nieznaną mu magią, kuszący w swojej niebanalności. Ten pościg nie był niczym innym jak przyjemnością, gdy mógł próbować złapać wolną duszę jaką była Shy, ciesząc się, że coraz częściej się uśmiechała, sama stawiała przed nim wyzwania, przekomarzała się z nim, utrudniając życie. Czuł się przy niej jak nowonarodzony. Nie myślał w ogóle o hańbie z jaką żył, a po prostu witał każdy nowy dzień z uśmiechem na twarzy, bo wiedział, że ona jest w pobliżu. Bogini, która spadła z nieba prosto w jego ramiona, dosłownie. Jaki mężczyzna nie byłoby szczęśliwy będąc tak hojnie obdarzonym przez los? Lawirował między drzewami, uśmiechając się tajemniczo, czując przypływ adrenaliny, jakby właśnie był na polowaniu, a Shy była zwierzyną. Cholernie piękną, co było aż karygodne. Coraz częściej łapał się na tym, że nie mógł oderwać od niej wzroku, gdy nie patrzyła, a po prostu zajmowała się swoimi sprawami. Nie słyszał smoczycy przez większość czasu. Raz na jakiś zahaczyła przypadkiem skrzydłem o liście, ale on robił to samo, ujawniając swoją pozycję. Kiedy ona dawała mu nowy trop, on informował ją skąd nadchodził, bo cholernie ciężko było nawigować skrzydłami w lesie, gdzie na pełnej długości trzeba było dołożyć wszelkich starań, aby przypadkiem nie uszkodzić napiętej skóry. Niestety, Shymralerth była na przegranej pozycji, skrzydła piękności były widocznie większe, nawet jeśli ona sama była taka niska, ogon również był nienaturalnie duży, zgrywający się z anatomią jej smoczej postury.
    Ruszył w końcu w jedną stronę, gdy wszystkie inne tropy już zdążyły zwieść go na manowce. Zatrzymał się nad stawem przy wodospadzie, rozglądając dookoła. Przestał czuć jej woń, a więc albo udało się jej ją zamaskować, albo ukryła się gdzieś pośród wody. Na początek wleciał do stawu. Nigdy nie powiedziała, że nie potrafi oddychać pod wodą, a moce kobiety były dla niego nadal zagadką. Dokładnie zbadał dno zbiornika, a gdy był już pewny, że tutaj nie znajdzie swojej ofiary, wrócił na powierzchnię, niepotrzebnie łapiąc zbyt głośno powietrze w płuca, jakby chciał, żeby wiedziała, że nadchodzi. Spojrzał raz jeszcze na wodospad. Nasłuchał się zbyt wielu historii o ukrytych jaskiniach ze skarbem w miejscach takie jak to, aby tam nie wlecieć. W przeciągu kilku sekund sam znalazł się w jaskini, a gdy skrzydła zaczynały mu przeszkadzać, schował się, tłumiąc syk bólu, który zawsze mu towarzyszył w takich momentach. Na początek wykonał kilka susów, aby w końcu znaleźć się na stabilnym podłożu. Zaciągnął się, badając każdą woń, a gdy wyczuł znajomy, ulubiony zapach, uśmiechnął się triumfalnie.
    — Czuję Cię, Kameleonie… — szepnął, podchodząc do jednej ze ścian. Dotknął jej dłonią. Musiała się gdzieś tutaj schować. Wodził dłońmi po skałach, szukając punktu zaczepienia. Nie mógł jej dostrzec, ale wiedział, że tutaj była. — Powiedz, co jeszcze dostanę, sam wykład to trochę za mało za te wszystkie zmyłki… Utrudniasz mi noc, a teraz nie śpię przez Ciebie… — mówił, chcąc skusić ją do tego, aby sama zdradziła mu swoją pozycję.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń

  7. Czuł, że tutaj była, jaskinia nią pachniała, prowadząc w jednym konkretnym kierunku, do jednego miejsca, gdzie najpewniej się chowała. Nie poszedł tam jednak od razu, nie chcąc psuć obojgu zabawy. Ekscytacja mimo wszystko wygrała nad pragmatyzmem, bo poza podążaniem za tropem, mógłby też po prostu rozjaśnić całą jaskinię własnymi płomieniami. Nie zrobił tylko dlatego, że mimo wszystko czuł niepohamowaną przyjemność z tropienia Shy, przeszukiwania każdego skrawka pomieszczenia, celowo zaczynając od gdzie w ogóle nie było jej czuć. Czy mogłaby mu uciec? Mogłaby próbować przemknąć bezszelestnie, wątpił jednak, by przy takim podłożu nie uderzyła przypadkiem stopą żadnego kamyczka, nie zdradzając swojej pozycji, a jaskinia sama w sobie była na tyle mała, że jemu wystarczyłyby dwa kroki, aby bez problemu dogonić ją, złapać w swoje ramiona na znak zwycięstwa, co jakby nie patrzeć, w jego oczach było niezwykle kuszącym scenariuszem wydarzeniem. Chciał mieć ją przy sobie, znowu potrzymać w ramionach, poczuć jak jej piękne, ciemne łuski ocierają się o biało złote mężczyzny. Nigdy nie przejawiał większego zainteresowania kobietami w ten sposób. Zawsze było coś ważniejszego. Nie szukał miłości, bo wiedział, że gdy był Tuli w pełnej swojej krasie, bez problemu znajdzie chętną kandydatkę na małżonkę, więc po co miał samemu marnować swój czas, gdy żadna kobieta nigdy go sobą nie intrygowała. Wszystkie po prostu były. Nie nienawidził ich, szanował, ale nic poza tym. Shymralerth z kolei, pobudzała w nim każdy instynkt. Lgnął do niej od pierwszej chwili, nie mogąc się powstrzymać od tego, by nie zostać z nią dłużej i dłużej i dłużej, spełniając każdą prośbą, zapominając o swoich własnych obowiązkach, jakby cały świat tracił na wartości w jej obecności. To nie tak, że nie szukał przez nią Urny, dalej to robił, rozglądał się po nowych miejscach, prowadził swoje własne przesłuchania, ale fakt, nie była to teraz sprawa życia i śmierci. Nikt i tak nie zniszczy tych łusek, odzyska je prędzej czy później.
    Badał ściany, uśmiechając się z niemałą ekscytacją w oczach, powoli przyzwyczajając oczy do ogarniającej go ciemności, aż w końcu zaczął widzieć punkt, w którym rysowała się jej drobna, ponętna sylwetka. Zaśmiał się delikatnie, zwolnił specjalnie, idąc w tamtą stronę, tym razem samemu już nic nie mówiąc, pozwalając, aby jego ślepia same za niego przemówiły. Gdy dostrzegł jak sylwetka zaczyna się delikatnie poruszać, bezszelestnie, za co powinien ją pochwalić, doskoczył tam, kładąc swoje masywne dłonie po obu stronach Shy, aby nie mogła się wymknąć. Spojrzał na nią, dalej w ukryciu.
    — Czujesz się już złapana? — zapytał cicho, zachrypniętym głosem z towarzyszącym mu cichym śmiechem zwycięstwa, przysuwając do niej mokrą od wody twarz. Krople wody skapywały z długich, roztargnionych włosów, zasłaniając po części jego oczy i twarz.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  8. Patrzył z fascynacją jak zaczyna pojawiać się przed jego oczami, zdejmując kamuflaż. Wyglądała idealnie pod każdym względem, kiedy na ponętnych łuskach odbijało się nikłe światło. Była taka tajemnicza, zagadkowa i nawet teraz, kiedy żadna moc nie zasłaniała jej, nie ukrywała, dalej była słabo dostrzegalna, chociaż w końcu ją widział, uśmiechając się zadowolony, podekscytowany obecnością kobiety, tym, że udało mu się ją złapać po niepotrzebnie długich poszukiwaniach, które teraz tylko podsycały tę chwilę triumfu. Przysunął się jeszcze bliżej, aby żaden szczegół jej mimiki, żaden najmniejszy ruch nie umknął jego spojrzeniu, żeby nie mogła przypadkiem wymknąć się między jego ramionami, zmniejszając dystans na tyle na ile mógł, aby dalej było to stosowne. Sam poczuł jak serce zaczyna mu przyśpieszać, walić jak młot o splot słoneczny, kiedy tak uroczo się przy nim rumieniła. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo go teraz kokietowała samym swoim jestestwem. Nie mógł oderwać wzroku. Nie posiadał nigdy żadnej kochanki, partnerki, chociaż niektóre drakonki kiedyś starały rozpocząć z nim relację, nie czuł tego co teraz, tej adrenaliny, kiedy to właśnie ONA na niego patrzyła. Mógł zostać z nią już tak na zawsze. Prychnął delikatnie, uwalniając delikatni śmiech, słysząc zaczepkę, a gdy jeszcze się do niego zbliżyła, sam zadrżał, zaciskając dłonie na skałach, wbijając pazury w kamienne ściany. Nawet nie śmiał opisywać wszystkiego co przechodziło mu teraz przez myśl. Uśmiechnął się jedynie szerzej, samemu pokazując śnieżnobiałe kły, wypuszczając z siebie gardłowy jęk, gdy znowu z niego zakpiła.
    — Nie chciałem kończyć zabawy zbyt szybko… —- odpowiedział cicho, tracąc na chwilę kontrolę nad instynktami, przysuwając się tak, że stykali się właśnie czołami, drażniąc skórę kobiety mokrymi włosami. — Nie tylko Ty musisz się dobrze bawić w takich sytuacjach, szukanie Cię, śledzenie tropów zapachów, sprawdzanie jak mamisz mnie na różne strony… cholera — przerwał, zagryzając wargę. Nie ukrywał, że delektował się tym pościgiem, zdążyła już go wystarczająco pobudzić, że teraz ledwo co trzymał dłonie na wodzy, uparcie wbijając je w ścianę, a niewielkie odłamki kamieni zaczęły opadać, gdy napierał na nie z coraz większą siłą.
    — Chce mojej nagrody, Shymralerth… wykład to trochę za mało ze te wszystkie ślepe tropy…

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie umiał nazwać tego co się z nim działo. Jak łatwo tracił kontrolę w tym momencie. Zazwyczaj każdy jego ruch był opanowany i przemyślany, nawet gdy rzucał się w wir walki, wiedział dokładnie co robi, nie pozostawiając sobie żadnych niewiadomych, żadnego niepotrzebnego ryzyka, w duchu zawsze był oazą spokoju, która krążyła po polu bitwy, w życiu, we wszystkim, instynkty nigdy nie brały nad nim góry. A teraz ledwo trzymał się na wodzy, kiedy widział mieniący się ametyst w jej oczach. Chciał przyciągnąć ją do siebie, poczuł jak cała dotyka łusek i skóry na jego, gubiąc się na masywnym torsie. Walczył z każdym nerwem, każdym impulsem, chociaż była to najtrudniejsza bitwa w życiu. Już teraz czuł się pokonany przez drobną kobietę. I ona twierdziła, że nie była boginią. Zdobyła go. Zdobyła go, a nawet nie zrobiła niczego specjalnego, po prostu była, uwodziła go samą swoją obecnością, perlistym głosem, który zawsze stawiał przed nim nowe wyzwanie, jakby sama prosiła się o wojnę, nie bała się niczego, absolutnie nie pasowała swoim hartem ducha do drobnego ciała. Była niezłomna, cudowna, idealna, a on coraz bardziej pragnął mieć kobietę na wyłączność, egoistycznie ukryć przed światem jaka naprawdę potrafiła być. Zagryzł wargę, oblizał, mrużąc złote ślepia, gdy jeszcze bardziej się rumieniła. Teraz była nieśmiała. Teraz? Ze wszystkich momentów. Miał ochotę się zaśmiać, ale nie odważył, aby przypadkiem nie popsuć atmosfery, która tak bardzo nęciła jego zmysły, podniecała, wysyłając przyjemne dreszcze po całym ciele. Emanowała nieznaną mu siłą, której nie mógł opisać, budziła w nim zwierzę każdego dnia. Po prawdzie, gdy proponował, aby zbliżyła się do niego nocami, to nie była tylko troska. Zwykła męska huć też przez niego przemawiała, pragnął jej bliskości, a ona skrupulatnie przez te wszystkie tygodnie mu odmawiała. Nawet nie miała pojęcia jak seksowna przy tym była. Krzycząc, obrażając go, besztając, czy rumieniąc się delikatnie, pesząc, sprawiała, że nawet gdyby chciał, nie mógł zasnąć, tylko patrzył na nią uparcie każdej nocy, licząc że zmieni zdanie. Jej wstrzemięźliwość była najbardziej podniecającą rzeczą jakiej w życiu doznał. Nie było nic bardziej nęcącego niż kobieta znająca swoją wartość, trzymająca na smyczy towarzyszącego mu mężczyznę. Jak psa. A teraz miał cholernę ochotę zerwać tą smycz i po prostu wziąć to, co w jego umyślnie z mocy prawa do niego należało. Bił się z myślami, niebezpiecznie skracając dystans, powoli, samemu się torturując, oddychając ciężko gorącym powietrzem, które mogła poczuć na rumianych policzkach. A wtedy to zrobiła. Rozbiła go na tysiąc małych kawałeczków, niszcząc każdą cząsteczkę jego jestestwa tym prostym pocałunkiem. Jego pierwszym. Oniemiał. Znieruchomiał. Zamknął oczy na krótką sekundę, przez co mogła zgrabnie uciec z prostych sideł jego własnego ciała. Zaśmiał się, gdy zaczęła uciekać, czując jak gotuje się cały w środku. Temperatura w ciele z pewnością sięgnęła zenitu, a gdyby teraz rozpruć mu umięśniony brzuch, mogłaby zobaczyć płonącą krew, jeśli w ogóle było to możliwe. Wypuścił dym z ust, wstając na równe nogi. Przeczesał mokre włosy, odwracając się w stronę Shy. Gdyby na niego spojrzała, wiedziałaby, że w oczach został już tylko zwierzęcy instynkt. Czarne źrenice zwęziły się jeszcze bardziej, złote rogówki dosłownie świeciły z pożądania, ekscytacji, dzikości jaką właśnie przebudziła. Nie wypowiedziała nawet jednego słowa, a on stracił resztki kontroli. Wcześniej tylko się bawili, teraz miał zamiar zapolować na poważnie.
    — Uciekaj Shymralerth…. — szepnął zachrypniętym głosem, idąc powoli w jej stronę, rozkładając ramiona, jakby sam sobie przeczył, zapraszając do siebie. — Podoba mi się taka nagrodę, chcę więcej — dodał, nie przyspieszając, chciał się delektować tym pościgiem, znowu ją zdobyć.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  10. Dał jej czas na ucieczkę, na rozpędzenie się, podjęcie decyzji. Nie chciał psuć teraz zabawy, którą rozpoczęła, skoro była taka chętna do dalszego testowania granic jego zahamowań. Nie była w żadnym realnym niebezpieczeństwie, nie zrobi przecież niczego na co nie będzie miała ochoty, wystarczy tylko, że powie jedno słowo, a on posłusznie przestanie, zablokuje każdy nienaturalny bodziec z jego strony. Był tylko jej, od tej chwili, gdy go pocałowała, naznaczyła go sobie, zabierając w pewien sposób wolność. Chętnie odda Shy wszystko bez reszty, ciało, duszę, nikt poza nią na niego nie czekał. Robił co chciał. Zapomniał teraz o poczuciu obowiązku, swojej misji, liczyło się tylko to rubaszne polowanie, zdobycie istoty, w której zakochał się bez reszty już w tej chwili gdy spadła z niebo prosto w jego ramiona. Czy można prosić o lepszą historię miłosną? Bardziej romantyczne pierwsze spotkanie? Jeśli to nie było przeznaczenie, to znaczy, że nigdy żadne nie istniało. Uśmiechnął się z podniecenia, przecierając pobożnie wargę kciukiem, jakby chciał na wieczność zapamiętać uczucie ust smoczycy na swoich, nawet jeśli już teraz był pewien, że to nie będzie ostatni raz, kiedy dotknie jej warg. Zaczął w końcu iść, rozwijając skrzydła, tym razem bezdźwięcznie, jakby przez nią wszystkie nerwy przestały czuć cokolwiek innego poza ekscytacją. Na nieszczęście Shymralerth on miał w sobie sporo siły, nie posiadał magicznych mocy wykańczających ciało. Wyleciał przez wodospad, aby wylądować na zielonej pachnącej trawie. Zaciągnął się powietrzem, szukając małych śladów, za którymi ruszył szybkim krokiem. Tym razem go nie zwodziła, nie mamiła fałszywymi tropami. Musiała chcieć dać się złapać. Nie mógł znaleźć na to innego wyjaśnienia, a skoro tak bardzo już za nim tęskniła, kimże był, aby trzymać ją w niepewności. Schował skrzydła, aby ruszyć biegiem w jej kierunku. Nie ukrywał swojej obecności, łamał każdą gałązkę pod stopami, śpiesząc się, aby tylko w końcu ją pochwycić, poczuć w ramionach tak jak pierwszej nocy, gdy się spotkali. Nie minęło zbyt wiele czasu, chociaż dla niego trwało to wieczność, słodka tortura, zanim w końcu ją dogonił, złapał ramieniem w pasie, obracając w swoją stronę, stanowczo, zachowując mimo wszystko tę dozę delikatności, dzięki której nie robił krzywdy ciemnowłosej piękności. Złapał obiema dłońmi za biodra, podnosząc ją do góry, aby była z nim na równi. Nic nie mówił, nie czekał na żadne słowa, na żadną kolejną prowokację, po prostu przymknął oczy, zasłaniając dzike, wygłodniałe spojrzenie, aby wpić się w jej wargi, dotknąć ust, tym razem nie na krótką ulotną chwilę. Chciał się delektować tym momentem. Z nią i tylko z nią.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  11. Z zamkniętymi oczami delektował się tą chwilą, trzymając ją dalej uparcie za biodra, jakby miała mu uciec, chociaż sama go objęła, oplotła, jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nimi. Smakował delikatnych warg kobiety z czcią, pogłębiając pocałunek, chcąc jak najbardziej przedłużyć ten moment, stworzyć z niego małą wieczność, nowy wszechświat, gdzie istnieli tylko oni. Czekał tygodniami na ten moment, na to spełnienie, gdy w końcu postanowiła być tylko jego. Kochał ją. Pokochał od momentu, gdy tylko ją ujrzał, to była prawda, której przestał zaprzeczać w tej jaskini. Musiała być mu przeznaczona przez bogów inaczej to wszystko nie byłoby takie idealne w swojej prostocie. Nie potrafił się na nią gniewać, nie potrafił odmówić najbardziej radykalnym, trywialnym pomysłom, dawał się kusić, nęcić, zwodzić, aż w końcu przekroczyła tą jedną linię, z której nie było już żadnego powrotu. Na szczęście nie zdawała się tego żałować, gdy tak chętnie sama całowała jego usta. Była w tym pewna magia, której nie był w stanie opisać. Czy kiedykolwiek coś innego zdawało się być bardziej oczywiste niż oni razem teraz? Absolutnie nie. Liczyła się tylko ona. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi ze szczęścia, waliło jak oszalałe, aż bolało z każdym uderzeniem, kiedy czuł ten delikatny, słodki dotyk na swojej skórze. Nabrał powietrza do płuc, gdy oboje oderwali się od swoich warg. Spojrzał w końcu na nią z błogim uśmiechem, patrząc jak na najpiękniejszy cud świata, jakby była każdym cudem stworzonym naraz. Posmutniał jednak wyraźnie, gdy zobaczył mokre od łez policzki.
    — Dlaczego płaczesz? — zapytał cicho, całując delikatnie mokre ślady na rumianych policzkach. Nie zdawała się smutna, czy przerażona, więc nie mógł zrozumieć tych łez, chociaż sam poczuł wzruszenie, gdy oczy Shy przybrały złotą barwę, identyczną do jego. Mruknął cicho, czując jak podnieca ją każda jej reakcja. Niedługo będzie musiał sam założyć na siebie smycz, bo to wszystko inaczej może bardzo źle się skończyć. Teraz jednak nie przestał, gdy zcałował już każdą łezkę, znowu musnął jej usta, tym razem delikatnie, krótko, nabożnie, jakby chciał pokazać jak wiele dla niego znaczy, jak bardzo troszczy się o ukochaną.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wie? To nie była odpowiedź, która mogłaby jakkolwiek go uspokoić. Czy zrobił coś złego? Spojrzał na nią z troską. Nie chciał przecież zrobić jej krzywdy. Może faktycznie ta chwila zapomnienia to było zbyt wiele dla kobiety. Tylko dlaczego w takim razie pierwsza pocałowała go w jaskini. Był pewien, że mieli między sobą tą wyjątkową więź, którą oboje pragnęli eksplorować. Może się pomylił. Szukał odpowiedzi, patrząc cały czas na jej twarz, spojrzenie, szukając czegoś, co mógłby uznać za potwierdzenie lub zaprzeczenie. Ciężko było zrozumieć kogoś kto mówił tak niewiele, a robił tak wiele. Nie mógł dopatrzeć się w jej ruchach niechęci, obrzydzenia jego osobą, co podniosło go faktycznie na duchu. Nie zniósłby, gdyby faktycznie ją skrzywdził. Pragnął jej, pod każdym względem, w każdym aspekcie, ale tylko wtedy, gdy ona tego chciała. Patrzył w oczy, w to jak co chwilę zmieniały kolor, lawirowały barwami, między swoim oryginalnym, słodkim, kuszącym ametystem, a jego złotymi ślepiami. Nie widział w nich niczego negatywnego. Uśmiechnął się szerzej, gdy sama zaczęła to robić. Czuł tą dziwną magię między nimi. Coś obcego, co tak mocno ich przyciągało, nieznana siła, która nie pozwalała mu oderwać od niej myśli, więź, której nigdy wcześniej nie czuł, mistyczne połączenie, niczym pierwotna magia, której smaku nigdy nie zaznał, a jednak czuł teraz jakby to wszystko było takie właściwe, coś czego nie znał, było takie znajome, na wyciągnięcie ręki, zdając się istnieć w nim od zawsze, już od samego momentu narodzin, łącząc tą dwójkę zanim jeszcze zdążyli się poznać, zanim jeszcze istnieli na jednym świecie. Coś kompletnie niemożliwego, a jednak tak oczywistego. Nie mógł wiedzieć co to jest, po prostu nie mógł, nie miał skąd, Mathyr było pozbawione takiej magii, mimo wszystko zdawał się teraz wszystko rozumieć, dzięki niej, dzięki temu, że tutaj przybyła. To musiało być przeznaczenie. Przeznaczenie wypisane wieki temu w gwiazdach przez kosmiczną siłę, która już dawno planowała połączyć tych dwoje. Poczuł nacisk na sam rdzeń swojego istnienia, uczucia, którymi go darzyła zdawała się nadpisywać wszystko co kiedyś go zniszczyło, obdarło z tego kim naprawdę był, ona sprawiała, że znowu był sobą, pełny. Najpierw roztrzaskała go na kawałeczki, aby teraz, w tym momencie poskładać na nowo. Była iskrą jego życia, narodził się z popiołów, na nowo, chociaż dalej był tym samym Tuli. W piersiach zaczęło boleśnie palić, skóra zaczęła znikać, kiedy złoto białe łuski zaczęły zdobić ciało. Ból, rozrywające tkanki, jak wtedy, gdy wtapiano w niego kryształ, ona to odwracała, nawet jeśli miało to trwać krótką chwilę, kości zaczęły się wydłużać, ciało hybrydy wracało do pierwotnej formy, kierowała nim, sterowała, niczym bogini, lecząca wiernego sługę, gdy przez własną przemianę zaczęła ciążyć mu na rękach, nie puszczał jej tak długo, dopóki zgrabne, delikatne uda nie zaczynały przemieniać się w smocze łapy.
    Tak, teraz i on to rozumiał. Kaveri. Wybrańcy Duszy, zapisani grubą nicią przeznaczenia, tym właśnie byli. Postawił na wpół przemienioną Shymralerth na ziemii, gdy sam bezgłośnie dokończył swoją transformację. Zdawał się przy niej teraz taki mały. Nie dotykał jej teraz ustami, a paszczą, twardą, jasną, pełną twardych, ostrych zębów, zdolnych skruszyć najtwardszy metal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaveri nigdy nie byli u nich prawdziwą rzeczą, Vidu nie łączyli się przez magiczne przeznaczenie, zawsze to była ich wolna wola, by tak siebie nazywać, a jednak przez nią, jego połączyła tajemnicza magia. Cudowna, która podarowała mu najpiękniejszą pod słońcem kochankę. Patrzył na nią w swojej prawdziwej krasie, objął nadobny pysk ukochanej.
      — Jesteś moją Kaveri, nie wiedziałem, że to w ogóle możliwe między nami. Kocham Cię, Shymralerth, jesteś sensem mojego życia — pomyślał, wiedząc, że nie musi nic mówić, tkwiła w jego umyśle, czytała każdą myśl, znała każdy skrawek jego, potrafiła odczytać wszystko jak z otwartej księgi. To jak zakochał się w niej od pierwszego momentu, gdy tylko wziął ją w ramiona, jak myślał o niej każdego dnia, jak czcił ją w myślach, nie potrafiąc skupić się na niczym innym.

      Feomathar

      Usuń
  13. Pierwszy raz w życiu czuł magię, bo tego co czuł, gdy emanował esencją varastettu kristalli nie dało się porównać do tego. Pożyczony, nieswój kryształ był słaby, niechętny do współpracy, musiał być zmuszany, by zrobić cokolwiek z jego ciałem, a i tak czuł się, jakby i on i magiczny kamień zamykali się w pewnej niewoli. Magia jaką uwolniła teraz Shymralerth była całkiem inna, stała, ciepła, pierwotnie bliska, sięgała samych trzeźwi jego jestestwa, wyciągała wszystko co w nim dobre, piękne, miłe sercu, pytając wcześniej o zgodę, aby potem z całą siłą uzewnętrznić się w obojgu, łącząc ich na wieczność, zarówno ciało jak i duszę. Nie mógł tego porównać. Ta magia była czymś pięknym, pożądanym. Miała rację, to nie powinno być możliwe. Za nic nie powinien móc czuć tej aury, tego spokoju, tego palącego uczucia, które żywo pompowało krew w sercu. Zaśmiał się delikatnie, trącając ją łbem w niemym zadowoleniu. Tak, transformacja do pierwotnej formy była niezwykle bolesna, czuł też, że była ulotna, ale dotrzymał słowa, które niegdyś złożył. Dzięki niej, ale w końcu, mógł pokazać jak wyglądał, zanim skażono go czymś, czego nie powinien ruszać w pierwszej kolejności. W tej formie dalej był od niej co prawda niższy, nie przypominał smoków jakie znała, ale zdecydowanie był teraz bliższy jej formie niż kiedykolwiek wcześniej. Urósł, nie tylko wzdłuż, miał szersze ramiona, jego skrzydła, których nie mógł schować był znacznie większe, zwykły człowiek pewnie uznałby go prędzej za potwora niż myślącą istotę, a jednak mógł z nią komunikować się w tak niesamowity sposób, że czuł się, jakby sam był teraz jedną z piękniejszych istot na świecie przez więź jaką ich połączyła. Sam cicho zamruczał, ruszając bocznymi cienkimi rogami wyrastającymi z paszczy, z przyjemności, gdy dalej utrzymywał z nią kontakt fizyczny, jakby właśnie pieściła go w najmilszy możliwy sposób. Zaśmiał się razem z nią, cicho, spokojnie, tonem przepełnionym radością, jednak śmiech mogła usłyszeć tylko ona, czytając jego myśli, z gardła mężczyzny wydobywały się jedynie gardłowe jęki, które bardziej przypominały powarkiwania dzikiego zwierzęcia.
    — Jestem szczęśliwy, że pasujesz właśnie tutaj, właśnie do mnie — pomyślał, póki jeszcze mogła czytać jego myśli, dopóki sama dzieliła się swoimi. Nie podążał za nią, rozumiał, że chciała zobaczyć go całego, nie wstydził się tego, wręcz przeciwnie, był dumny, iż w końcu mogła obejrzeć to co było wcześniej ukryte, prawdziwego Lentävä Tuli, takiego jakim się narodził te dziesiątki lat temu, najwyraźniej specjalnie dla niej, by teraz złączyła ich losy na zawsze. Czy poza ich uczuciem szło za tym coś jeszcze? Miał to szczerze gdzieś. Cokolwiek przyjdzie im pokonać w życiu, z czym nie będą musieli się zmierzyć, dadzą sobie radę, razem wspólnie. Rozłożył ogromne skrzydła, uniósł masywny ogon do góry, który teraz sięgał do samej ziemi, aby zobaczyła każdy centymetr. Trwał tak w spokoju, patrząc na nią złotymi ślepiami. Dopiero, gdy zobaczył jak słabnie, zaczął iść w jej stronę, chciał ją złapać, zanim upadnie na twardy grunt, aby przypadkiem się nie skaleczyła, nie zraniła kruchego ciała. Stanął jednak w miejscu, sparaliżowany, gdy straciła przytomność, urwała magiczne połączenie, a siła, która teraz pozwoliła mu wyglądać jak dawniej, straciła swoją moc, oczy Feomathara zaświeciły się jasno, gdy zdusił krzyk, sam opadł na kolana, zaciskając dłonie na miękkiej glebie, gdy znowu czuł rozrywające się, zmieniające tkanki. Jego przemiany nigdy nie będą bezbolesne, był tego pewien, jakby to była jedyna prawda, jaką zdradził mu kryształ, kara za kradzież mocy, która nigdy nie powinna do niego należeć. Zagryzł już ludzkie wargi do krwi, nie chcąc jej obudzić, przestraszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczekał aż przemiana dobiegnie końca, a wtedy chwiejnym krokiem ruszył w jej stronę. Wziął ukochaną w ramiona i zaprowadził do obozu, trzymając blisko własnej piersi, uważając na każdy krok, samemu ledwo trzymając się na nogach. To co zrobiła, wykończyło ich dwoje, nie miał jednak tego za złe, wręcz przeciwnie, był przeszczęśliwy. Był jej, ona była jego, tylko to się liczyło. Podmuchem ognia rozpalił ognisko w ich obozie, gdy już tam dotarli, a później położył się na trawie, kładąc ją na sobie, aby we dwoje mogli odpocząć.
      — Kocham Cię, Shy, moja Kaveri — szepnął w ucho, przybliżając jej twarz bliżej swojej, aby mógł czuć jak drażni go oddechami w policzek, przymknął zadowolony oczy, spełniając jedną ze swoich fantazji, o tym, że nareszcie śpi słodko w jego ramionach.

      Feomathar

      Usuń
  14. Obudził się o świecie z uśmiechem na ustach, kiedy czuł, że dalej przy nim była. Delikatnym ruchem głowy przeniósł na nią swoje spojrzenie. Myślał, że teraz będzie wyglądać spokojnie, błogo, a jednak na twarzy Shymralerth widział troskę, malujące się przerażenie, które niebezpiecznie otulało tą nadobną twarz. Musiała mieć koszmary. Spróbował ją obudzić, ale nie udało mu się, nie chciał zrobić krzywdy ukochanej, a gdy po kilku próbach jego działania spełzły na niczym, powiedzenie, że był przerażony, to jakby nic nie powiedzieć. Nie miał pojęcia co robić, szukanie medyka nie miało najmniejszego sensu i tak była z innego świata, a z tego czego zdążył się dowiedzieć od pewnej fenalis, w Argarze nie było żadnego smoka, kogokolwiek, kto znałby się idealnie na biologii Shy. Jedyna osoba, która była w stanie go zapewnić, że wszystko właśnie będzie w porządku, spała na przemian w błogim spokoju, to przerażeniu, paraliżując go samego, uniemożliwiając dalszą podróż na kilka następnych dni. Trwał przy niej przez większość dnia, odszedł raz na większe polowanie, aby zrobić zapasy, gdyby obudziła się głodna, czy samemu zaspokajać głód, czekając aż w końcu księżniczka otworzy mu łaskawie swoje piękne oczy. Ocierał łzy, gdy płakała, cieszył się jak głupi, gdy na twarzy ukochanej ponownie witał uśmiech, dawał się dręczyć wahaniom nastroju kobiety, która nawet nie wiedziała, jak bardzo teraz raniła mu serce, kiedy zostawiała go tak bezradnego w obliczu licznych tragedii jakie musiała przeżywać w krainie snów. Za rutynę obrał też sobie otulanie jej w każdej chwili, kiedy akurat nie zajmował się czymś innym. Praktycznie wegetował przy niej, licząc, że nie spędzi w ten sposób reszty swoich dni, że ta krótka chwila, która doprowadziła do połączenia ich dusz nie będzie musiała zostać opłacona jej własnym życiem.
    Obudziła się dopiero po kilku dniach, jak zwykle, patrzył na nią, leżąc na skórach, otulając ramieniem drobne ciało. Odetchnął z ulgą, gdy w końcu otworzyła swoje ametystowe oczy. Przysunął się do siebie mocniej, gdy tylko się odwróciła, sięgając wolną ręką do podróbka ciemnowłosej, nakierował swoje spojrzenie na jej. Chociaż w złotych ślepiach było pełno miłości, troski, ulgi, mogła zobaczyć tańczące kurwiki.
    — Myślałem, że nigdy się nie obudzisz do cholery, ja pierdole Shymralerth, nie możesz tak po prostu mówić o magicznym połączeniu dwóch dusz, a potem mdleć na kilka dni, nie jestem prawdziwym smokiem, co miałem zrobić poza czekaniem, kto miał Ci pomóc? — wylał na nią w końcu wszystkie swoje żale, po czym pociągnął ją na swój brzuch, złapał za uda, aby przypadkiem mu nie uciekła, czekając na odpowiedzi.
    — Musisz mnie nauczyć jak mam się o Ciebie troszczyć, a jak znowu krzykniesz, że tego nie zrobisz, bo nie jesteś upośledzona, to nie ręczę za siebie. Potrzebuję instrukcji obsługi, albo mi serce wysiądzie.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie nazwałby tego co zrobił wybuchem, może faktycznie, dla niej to co zrobił, powiedział, było nagłe i niespodziewane, mimo wszystko czekał, żeby się odezwać od kilku dni. Można powiedzieć, że sam już umierał z niecierpliwości. Nie wiedział jak inaczej przekazać, że zmartwiła go niemożebnie. Obserwował ją uważnie, gdy patrzyła na niego z niedowierzaniem. Przytaknął ruchem głowy, w pełni poważnie. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył jak się rumieni. Nie mógł się na nią gniewać, kiedy była taka czysta, piękna, idealna we wszystkim co robi.
    — Nie, ale zrozum, że i tak mnie zmartwiłaś, nie znam Twojej magii, nie wiedziałem jak Ci pomóc, mogłem tylko leżeć obok i patrzeć czy żyjesz — zauważył, nie spuszczając z niej wzroku. Nie miał pojęcia, czy teraz również czyta mu w myślach, ale nie mógł ukryć myśli, iż cholernie mu się podobało, kiedy na nim siedziała, patrzyła z góry, a na wszystkie jego pretensje, odpowiadała swoimi własnymi. Uwielbiał ten jej charakterek.
    Skrzywił się, gdy wspomniała o swojej słabości. Usiadł, przesuwając Shy na swoje kolana, dotknął czoła kobiety swoim czołem z poważnym wyrazem twarzy.
    — Nie jesteś słaba, wymusiłaś na mnie przemianę do mojej prawdziwej formy, pamiętasz? Jesteś cholernie silna, tylko tego jeszcze nie kontrolujesz, nie zadręczaj się tak, po prostu martwiłem się o swoją dziewczynę — powiedział, po czym bez ostrzeżenia pocałował ją w usta, żeby przypadkiem nie zdążyła zaprotestować. Pocałunek był bardzo delikatny, jakby nie chciał zrobić jej krzywdy czy zamącić w głowie zaraz po przebudzeniu. Mimo wszystko cieszył się tą krótką chwilą zapomnienia. Oderwał się od niej po chwili, pokazując kły w zawadiackim uśmiechu. Tak, wiedział, że magia zawsze ma swoją cenę, sam był w końcu tego żywym przykładem, skąd miał jednak wiedzieć, że u nich jest tak samo, że zapadnie w taki sen? Zaśmiał się delikatnie.
    — Jestem Twój, nie musisz mnie już tak czarować więcej, Kaveri — odparł, mrużąc na chwilę oczy, jakby samo to słowo napędzało nie te myśli, które powinny teraz chodzić po głowie drakona. Mógł żyć z długimi drzemkami Shymralerth, to nie tak, że nie sprawiało mu przyjemności patrzenie na nią, gdy akurat śniła jakiś dobry sen. Po prostu nie chciał patrzeć na to, jak śni koszmary, jak z oczu płyną łzy, kiedy on nic nie może zrobić, bo do budzenie smoka z magicznego snu było iście niemożliwym zadaniem. Przejechał dłońmi na biodra słysząc o kąpieli.
    — Jeszcze się Tobą nie nacieszyłem, jeszcze chwila — nie miał pojęcia czy teraz jej rozkazuje czy prosi, wtulił ją w siebie, nie pozwalając na razie wstać. Mogła próbować się wyrwać, ale on chciał zostać z nią chociaż trochę w takiej pozycji, kiedy faktycznie wróciła mu do żywych.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  16. Uśmiechnął się nieco szerzej, widząc jak się rumieni, nie mógł oderwać wzroku od tych rumianych policzków. Przynajmniej dopóki nie uświadomił sobie, że najpewniej przeczytała jego własne myśli. Sam wtedy zaczerwienił się lekko. Pierwszy raz w życiu ktoś go podniecał, nawet jeśli byli połączeni magiczną więzią, wiedział, że będą razem już na zawsze, niekoniecznie chciał, aby tak bezczelnie poznawała każdą jego fantazję, zanim sam zdąży ją zakomunikować. Ciężko było mu się kontrolować, stopować własne myśli. Nie musiała mu mówić, że wie co siedzi mu w głowie, cholera, byli połączeni, wystarczyło jedno spojrzenie w ametystowe oczy Shy, aby doskonale wiedział, że właśnie zawstydził ją własną wyimaginowaną rozpustą. Może gdyby był jakkolwiek doświadczony, chętnie eksplorował by to, jak bardzo może się jeszcze zarumienić, gdzie postawi mu granicę. Niestety, aktualnie sam musiał je przekraczać.
    — Chętnie poznam tę magię, teraz będę gotowy na Twoje drzemki — szepnął do ucha ukochanej, drażniąc jej szyję gorącym powietrzem, zanim jeszcze ją pocałował.
    Z ochotą przyjął to, że pogłębiła ten pocałunek, zaczął pieścić wargi smoczycy, obejmując mocniej jej biodra, przysuwając ją jeszcze bliżej, aby stykali się ciałem. Zaśmiał się w usta ciemnowłosej, kiedy zaczęła przemawiać mu w myślach. Nachylił się do niej, całując coraz to mocniej i mocniej, jakby właśnie się z nią kłócił w najlepszy możliwy sposób.
    — Ciekawy sposób na wykład, wyjątkowo podniecający — pomyślał, nie przerywając nawet na chwilę. Skoro już siedziała mu w głowie, oboje mogli grać w tę grę. Był ciekawy, kto pierwszy się rozproszy. Niepewności Feomathara szybko uciekła, gdy tylko pokazała jak chętnie przyjmuje wszelkie pieszczoty. — Ciekawe czy z czymś bardziej fizycznym, namacalnym, Twoje śliczne ciało dałoby sobie radę, Shymralerth — nie krył własnych myśli, tego jak chciałby zjechać dłońmi niżej, na jej pośladki. Nie zrobił tego, jakby czekał na pozwolenie. Słuchał jak mu zrzędziła, twardo zajmując usta ukochanej, aż w końcu jego dłonie nie wytrzymały, zaczęły błądzić, po plecach, biodrach, udach, aż w końcu trafił na krągłe pośladki, które złapał, może nieco za mocno, wbijając pazury na tyle mocno, by poczuła jak się nakręca, aczkolwiek na tyle lekko, by nie skrzywdzić delikatnego ciała. Serce waliło mu niczym dzwon, oddychał coraz ciężej, wydając z siebie ciche pomruki, jęknięcia, ucząc się razem z nią namiętnych pocałunków.
    Nabrał powietrza w usta, gdy się od siebie oderwali. Prychnął śmiechem słysząc te pretensje.
    — Shymralerth, Shy, mówię do Ciebie po imieniu bardzo często, mogę częściej, mam je zdrabniać? Shy brzmi tak delikatnie, uroczo, Shy — zaczął mówić jej do ucha, które co chwilę muskał ustami. — Shymralerth brzmi jak imię królowej, cesarzowej, mojej ukochanej, Shymralerth, jesteś taka piękna, Shymralerth — potwatarzał, zaczynając przechodzić z pocałunkami na jej szyję, zapominając, że chciała iść się wykąpać.

    Feomathar

    OdpowiedzUsuń
  17. [Sorki za późne powitanie, ale "hello!" Jeśli masz chęci na wątek różnej maści, im bardziej szalony tym lepiej to zapraszam do swoich paskud - Gave / Frida / Klaus / Acair / Yerbe / Natan - i chyba nikogo nie pominąłem xD Coś skołujemy.]

    Natsu

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzieciaki rosły szybko, niby to wiedziała, w końcu ojczulek namiętnie się rozmnażał i widziała po młodszym rodzeństwie. Jednak teraz, gdy sama została mamą miała wrażenie, że widzi to jakoś tak dosadniej. Może to kwestia zdolności dziewczynek?
    Dryfowała sobie właśnie w jednym z jeziorek, niedaleko argarskiej wioski i analizowała swoje własne spostrzeżenia. Miała dziś wolne popołudnie, więc mogła się nieco zrelaksować, pomyśleć. Lubiła to robić nawet przy dziewczynkach, ale bez nich szło znacznie sprawniej, chociaż było mniej wesoło. Uśmiechnęła się lekko do własnych myśli i przymknęła oczy, rozkoszując się błogą chwilą spokoju.

    Akane

    OdpowiedzUsuń
  19. Akane dryfowała spokojnie, gdy nagle do jej głowy zaczęła docierać jakaś niespokojna myśl. W pierwszej chwili zmarszczyła czoło i próbowała ją odgonić, ale... Dziwne uczucie tylko narastało. Dziewczyna otworzyła oczy i wyprostowała sylwetkę w wodzie, palcami tykając dna. Miała przeczycie, że coś nadchodzi, że... Spojrzała w górę chwilę przed tym jak na polanę wypadła łania, a tuż za nią smoczyca. Sama otworzyła szerzej oczy i cofnęła się w wodzie o krok. Do widoku krwi przywykła, polowanie nie wywołało takiego zaskoczenia, jak samo stworzenie. Nawet w swoim świecie nie miała zbyt wiele do czynienia ze smokami, a tu nie spodziewała się w ogóle jakiegoś spotkać. Lekko skołowana obserwowała bestię, wyglądała zjawiskowo i chociaż czuła od niej agresję to ta była ewidentnie napędzana głodem. Zaraz pojawił się strach, na tyle duży by porzucić łup. Akane podniosła ręce w górę, w pokojowym geście.
    - Nic Ci nie zrobię - rzuciła. Pewnie dla osoby trzeciej wyglądałoby to zabawnie, ona i jej 165cm zapewniające o bezpieczeństwie uzbrojone w zęby i kły zwierzę. Nawet lekko zaśmiała się do tej myśli i pokręciła głową. - Spokojnie... - dodała. - Jesteś głodna, śmiało, upolowałaś ją, jest Twoja - nadal trzymała ręce w górze.

    Akane

    OdpowiedzUsuń
  20. Eljas rósł jak na drożdżach. Morgana wybyła ratować Phyonix, bo nikt inny nie mógł tego zrobić. Sprawa życia lub śmierci i te sprawy, więc kiedy miał dość siedzenia na czterech literach i niańczenia swojego syna, oddał go w dobre ręce. Przynajmniej na jedno popołudnie. Zanim zdołał zmienić zdanie i zawrócić po malucha, wyszedł z wioski i ruszył na zwykłe polowanie. Miał zamiar zwyczajnie się trochę poruszać. Rozruszać zasiedziałe kości i rozładować nieco swej narastającej frustracji.
    Błądził więc po okolicznych lasach w poszukiwaniu zwierzyny, gdy jego oczom ukazała się przepiękna i majestatyczna gadzina. Za smoczym ludem specjalnie nie przepadał i nawet przeszło mu przez myśl, że mógłby takiego jednego upolować. Jego mięso musiało być wyjątkowo chodliwym towarem w Mathyr. Zaraz jednak odpuścił tę myśl. Przecież nie było co wszczynać niepotrzebnych wojen między smokami a Argarem. Zamiast więc skoczyć do polowania powoli wychylił się zza drzew i podszedł do wygrzewającego się na słońcu stworzenia.
    - Fiu, fiu... jesteś diabelnie wielki - stwierdził, niezbyt elokwentnie. Nie douczył się jeszcze co do rozmiarów przeciętnych smoków.

    Natan

    OdpowiedzUsuń

^