Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Way hay and up she rises


 YERBE | PRZYBŁĘDA WYCHOWYWANY PRZEZ RODZINĘ NAJWYŻSZEJ KAPŁANKI LERODAS | 101 LAT | 203 cm


Nie pamięta czasów sprzed plemienia Anguli, ale nic w tym nadzwyczaj dziwnego. Był niemowlakiem, gdy do nich trafił, tak przynajmniej twierdzi jego przyszywana rodzina. Kapłanka Floriane zawsze powtarzała mu tę samą historię. Został znaleziony przez małego Walwana, gdy ten pobiegł za niezwykle ciekawym okazem świetlika. Zamiast świetlika w dłoniach znalazł zawinięte w pieluchę dziecko. Małe i wrzeszczące w niebogłosy. Sam Walwan też podniósł raban, najprawdopodobniej w tamtej chwili pragnąc go po prostu przekrzyczeć.  Tym sposobem Floriane zdobyła kolejną gębę do wykarmienia. 

Yerbe wychowywał się z Walwanem i jego rodzinką. Pobierał różne nauki, a jako naturalne ciekawskie jajo, pragnął wszystkiego doświadczyć na własnej skórze. Szybko przekonał się, że ziółka nie są dla niego. Po dziś dzień, rzecz jasna, pamięta jak sporządzić proste mazidła czy eliksiry pomagające przy większych ranach, ale zdecydowanie nie jest to jego powołanie. Zbyt szybko nudził się przy ziółkach, chociaż miksowanie nowych substancji halucygennych stało się jego hobbym i osobistym zarobkiem na boku.

Yerbe jest tym głośnym bratem, lubiącym tańce i swawole. Dobre panienki, masa śmiechu i alkoholu (który o dziwo aż tak szybko nie potrafi go rozłożyć na łopatki - lata praktyki) przyprawiły go o niewielką łatkę tego nieodpowiedzialnego. Jest porywczy, gdy ktoś nadepnie mu na odcisk. Łatwo go wyprowadzić z równowagi, ale przy tym broni tego co dla niego najważniejsze całym sobą. Dla rodziny - potulny misiek, z którym można pożartować i poprzytulać się kiedy tego którekolwiek z nich potrzebuje. Walwana darzy największą miłością braterską. Jest mu jak prawdziwy brat. Przekomarzanie się nawzajem i głupie docinki to u nich codzienność. 

HANDLARZ SUBSTANCJAMI HALUCYGENNYMI | WOJOWNIK W DOBREJ SPRAWIE - CHWAŁA MALUCZKIM I UCIEŚNIONY! | AMATORSKI ŚPIEWAK PO KILKU GŁĘBSZYCH | POSIADACZ NAJWIĘKSZEJ ILOŚCI ROZPRUTYCH NA TYŁKU PORTKÓW - KTORE ZDOBYWA PODCZAS POPISÓW TANECZNYCH NA STOLE | PAN ZŁOTA RĄCZKA - POTRAFI WIELE NAPRAWIĆ |



Zapraszamy do wątkowania ! 

40 komentarzy:

  1. Ha! Ja tu depnę, ale jutro! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Setne urodziny Yerbe... Samiec dopiero w trakcie uroczystości zdał sobie sprawę ileż to już lat wytrzymał z tym zielonym Bykiem. Wspomnień było wiele i przelatywały mu przed oczami, a Wan wyraźnie czuł nostalgię. Stary skubaniec, ha! Od swojego ukochanego braciszka dostał na urodziny sztuczne uszy upodabniające go do rasy Anguli, ładnie wyszywane prawdziwą skórką, nakładane, specjalnie pod wymiar. Zadowolony Walwan obserwował bawiące się towarzystwo i chociaż nie należał do zbyt imprezowych stworzeń to dość często dziś otwierał usta. Miał tylko wrażenie, że nie każdy rozumie co ten do niego mówi, ale to nic, był tu dla Yerbe, nie dla pozostałego towarzystwa.
    Obserwował właśnie kilka bawiących się na parkiecie par, gdy jubilat objął go ramieniem i zadał to swoje standardowe pytanie. Samiec uśmiechnął się pod nosem.
    - Dzisiaj to Ty świętujesz mój drogi, tylko uważaj, chyba wiesz z czym wiąże się... - zaśmiał się pod nosem. Na chwilę zapomniał, że Yerbe jest przedstawicielem innej rasy i u niego wiek rozrodczy zaczyna się wcześniej.
    - Swoją drogą... Ciekawe ile mam już bratanic i bratanków - zamyślił się, zwinnie zmieniając temat. Nikt specjalny nie zwrócił dziś jego uwagi, chociaż myśli zajmowała pewna istotka, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  3. Wan z uśmiechem obserwował zadowoloną minę brata, lubił trafiać z prezentami, szczególnie gdy robił je własnoręcznie. Zaśmiał się na słowa młodszego i poklepał go po ramieniu.
    - Nie zdziwię się jak nawet jakąś Terrankę wyobracałeś - przyznał, bo chociaż Yerbe był rasowo związany z Terrą to dla typowego mieszkańca tamtych ziem był raczej plugastwem. No bo jak to tak? Terranin, który chce być Anguli?! Samiec zaśmiał się pod nosem na wspomnienie tych kilku spotkań za młodu.
    Słysząc o obawach złapał kieliszek i wzruszył ramionami zadowolony. Doskonale wiedział, że jego matka już dobrze o to zadbała, by przed skończeniem stu lat nie spłodził potomka, przecież sam brał udział w tym małym spisku i od kilku lat poił braciszka stosownymi naparami czy nalewkami.
    - Och, ależ po co czekać do rana... Kilka tricków i zaraz będziemy mogli ocenić sytuację - Wan zacmokał. - Obejdzie się nawet bez ściągania spodni, na ostatniej wyprawie poznałem ciekawe metody, mówię Ci, niesamowita sprawa - rzucił niby konspiracyjnie, sprzedając jedną ze swoich wymyślonych historyjek. No co? Urodziny to urodziny, to jego setka do cholery!
    Stuknął się kieliszkiem i wypił trunek by zaraz przetrzeć usta i wzdrygnąć się delikatnie. Łeb może i miał, ale nie gustował w alkoholach.
    - To co? Działamy? Mówię Ci, musisz tylko przybrać odpowiednią pozycję, zrobimy kilka testów i zaraz się dowiemy co tam Ci w sprzęcie gra - szturchnął brata łokciem, zachęcając do próby.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  4. Wan zadowolony klasnął w dłonie, zatarł ręce i wypił jeszcze jednego kielonka po czym wstał i gestem ręki nakazał braciszkowi to samo.
    - Wysuń się tu bardziej na środek, niech no Cię obejdę... - jak powiedział tak zaczął robić, kciukiem jakby ściągał przy okazji wymiary z jubilata.
    - Bioderka w ruch, dwa kółeczka i trzy mocne pchnięcia, posuwiste ruchy, raz, raz... Może coś z miednicą nie tak - udał swój lekarski ton, jakby rzeczywiście prowadził bardzo ważne badania.

    Wan xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Wan cały ten czas uważnie obserwował ruchy brata mieląc w palcach własną brodę i od czasu do czasu lekko kiwał głową.
    - Nie spoufalam się z pacjentami, ale dziękuję za propozycję - odpowiedział nad wyraz poważnie, obchodząc brata dookoła. - Gdzie siada? - uniósł brew. - To nie koniec badań - pokręcił głową i zacmokał, lekceważąc kolejną zaczepkę.
    - Wbrew pozorom, tego byś nie wyczuł... Trochę mnie coś niepokoi... - popukał się palcem po brodzie. - Piruet poproszę, na jednej nodze, jak najszybciej potrafisz, jeden obrót ... a po tym dłonie oprzyj o ścianę i popatrz na mnie... Będziesz powtarzał moje ruchy - przytaknął głową. - Trzy etapy, raz, raz, jesteś na drugim - klasnął w dłonie, zwracając tym co nieco uwagę reszty gości i poganiając brata.
    (Jak nie wykona tych ruchów to olej dalszą część odpisu xD)
    Kiedy Yerbe zrobił swoje Wan stał już do niego plecami i zaczął wykonywać drobne ćwiczenia, tu noga prawa w przód, powtórka, tu biodra w bok. Dał nawet znak orkiestrze i krok po kroku wprowadzał coraz to trudniejsze kroki taneczne rumby.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  6. Wan parsknął śmiechem.
    - Taki z Ciebie karczmowy turysta i nie wiesz jak piruet wygląda? Braciszku... Po jakich Ty się przybytkach włóczysz - Samiec pokręcił głową i zacmokał ale zaraz bez problemu wykonał piruet, a zaraz po nim skłonił się zebranym, za co dostał kilka oklasków. Poruszył zabawnie brwiami w stronę Yerbe.
    - No dalej, dalej, pokaż co te Twoje mięśnie potrafią - zaśmiał się i już nawet nie ukrywał, że po prostu z brata się nabija, Yerbe mógł to jasno zauważyć, bo Wan miał swoje specyficzne miny, gdy się wydurniał.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  7. Samiec zaśmiał się na ten wymuszony taniec, ale nie oponował, rozbawiony pozwolił prowadzić się w tej całej hulance. Na drobny przytyk roześmiał się głośniej.
    - Ha, żałuj... Nie wiesz co tracisz - rzucił w trakcie skocznych pląsów i również dołączył do wyklaskiwania rytmu, zaraz objął brata ramieniem i pochylił się nad uchem. - Z moich badań wynika, że za Twój stan bezojcostwa odpowiedzialni są ja i nasza kochana mamusia - zaśmiał się po raz kolejny i tym skocznym krokiem ruszył w tłum, co by pogonić gości do tańca.

    Wan xDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Wan uciekał przed bratem tanecznym krokiem, a kiedy ten go dopadł zaśmiał się głośno, wyraźnie rozbawiony.
    - Pamiętasz jak bardzo chciałeś być jednym z nas? U nas dopiero od setki, więc nie ma tak hop siup mój drogi! - wyznał, śmiejąc się przez ten cały czas. - Skończyły się dobre czasy - pogroził mu paluchem. - Teraz czas na naukę odpowiedzialności, sama mateczka tak mówiła - przytaknął sobie głową i objął samca ramieniem. - Hop, hop, nóżka w prawo, nóżka w lewo, hop...! - humor go nie opuszczał, zaczął poruszać się w rytm kankana.

    Wan xD

    OdpowiedzUsuń
  9. [Wybacz jeżeli uśmiercę Ci klientkę, ale to mi lepiej pasuje. xD]

    Haukkua dzisiejszy dzień spędzała na swoich bagnach. Mało kiedy można było spotkać tu gości, ale jedna ze ścieżek służyła tubylcom za skrót wielu szlaków, czy to towarowych, czy turystycznych. Samiczka lubiła przechadzać się w jej okolicach, po pierwsze ewentualni przejezdni byli swego rodzaju urozmaiceniem dnia, a po drugie często gdzieś wpadali, grzęźli i gubili lub porzucali ciekawe przedmioty. Dla niej najciekawsze były po prostu resztki jedzenia. Och, ileż to razy ktoś zostawił torbę suchego prowiantu na rzecz kopulacji w krzakach! Takich okazji nie można było przegapiać! Surowe mięso i zioła stanowiły podstawę diety młódki więc przysmaki z innych rejonów Mathyr cieszyły ją niesamowicie.
    Właśnie czaiła się w zaroślach i obserwowała parkę vitate. Ptaki musiały tu wylądować by zaczerpnąć wody, a ich ciemno czarne pióra z srebrzystym refleksem i brązowym zakończeniem były bardzo urokliwe w oczach samiczki. Za każdym razem, gdy padały na nie promienie słońca, wyglądały jakby ktoś posypał zwierzęta błyszczącą posypką. Nagle jednak, zarówno Haukkua jak i skrzydlate stworzenia, usłyszały jakieś hałasy. Młódka spojrzała na ścieżkę przy której spacerowała, schowała się głębiej w krzewy, a ptaki zerwały się do lotu, unikając ostrego harpuna posłanego w ich stronę. Hałasy z dwóch stron? Ktoś nadjeżdżał z jednej strony, a z drugiej dostrzegła czterech Terran. Co ich tu przywiodło? Wyglądali jakby na coś czekali i rzeczywiście... właśnie tak było.
    Akcja napadu odbyła się na oczach Haukkue i chociaż nie była bojowo nastawioną istotą, to w takich akcjach jeden element sprawiał, że mimo strachu zostawała na miejscu. Widząc jak jakaś kobieta zostaje ciśnięta w pień drzewa automatycznie uniosła wargę szczerząc kły. Tak się nie powinno robić! Całe szczęście jej warki były ciche, a Terranie mieli inne zajęcie na głowie, więc dziewczyna wykorzystała chwilę by zbliżyć się do poturbowanej i sprawdzić czy ta w ogóle jeszcze żyje. Jej uszy jednocześnie nasłuchiwały co dzieje się z pozostałą, uciekającą dwójką. Niestety siła rzutu była na tyle duża, że drobna kobieta dogorywała pod pniem. Haukkua szybko oceniła jej szanse na ratunek, były znikome, więc by skrócić cierpienie ukręciła głowę ofiary i w milczeniu ruszyła za pościgiem, starając się obejść go i nie zwracać na siebie ich uwagi. Jej gadzie, silne łapy sprawiały, że należała do szybkich stworzeń i dogoniła ciekawe towarzystwo w momencie, w którym duży zielony samiec poganiał kobietę by biegła dalej, a on sam chwycił kawał gałęzi i zablokował pościg. Samiczka kiwnęła głową do samej siebie, rozumiała ten gest po swojemu, a że czuła zapach przerażenia u tej drobnej istoty to wykorzystała chwilę by przyczaić się odrobinę dalej i przechwycić kobietę, wyskakując przed nią.
    - Uciekać, dam ratunku - spojrzała na nią spokojnie i wystawiła łapę tak, by można było ją spokojnie chwycić. - Dam chowanie, kryjówka - dodała dla podkreślenia intencji.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  10. Wan zaśmiał się pod nosem odrobinę zakłopotany. Ta seksić dowoli bez konsekwencji... Może i mógł, ale miał inne priorytety. Co jak co, ale w figlach Yerbe spokojnie go wyprzedzał i to o całkiem pokaźną liczbę partnerek czy tam partnerów.
    - Wiesz ma to plusy i minusy, weź dożyj do setki... Nie bez powodu mamy tak liczne rodziny, jak już się te 100 lat odczeka to później lecą na łeb na szyję co byśmy nie wymarli - rzucił żartobliwie dla lekkiej zmiany tematu. Strzelił sobie trochę w kolano, ale trudno.
    Na pytanie o panienki zastrzygł uchem.
    - Takie płatne? - trochę spoważniał i zaraz machnął ręką, śmiejąc się przy tym nerwowo. - Nie, nie, to nie moja bajka - przyznał by zaraz spojrzeć jak brat wskakuje na stół i rzuca wyimaginowaną obietnicą. Zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową, ale wszedł na stół i zaczął machać tymi bioderkami na boki, wspierając brata w tej całej odliczance i dłońmi zachęcając tłum do zabawy.
    - Zawsze tak mówisz, a później umieramy, za każdym razem o kilka godzin dłużej niż poprzednio... - odpowiedział rozbawiony.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  11. Reakcja kobiety wcale jej nie dziwiła, spotkała się już z podobną wiele razy i sama zachowałaby sporo rezerwy, gdyby ktoś nagle wyrósł jej przed nosem. Czekała jednak spokojnie aż do istoty dotrze, że nie jest groźne i nie planuje nikogo skrzywdzić. Odwzajemniła gest z kiwnięciem głowy i nie czekając dłużej, ruszyła w tylko sobie znanym kierunku, do jednej ze swoich sprawdzonych kryjówek. Kiedy dotarły na miejsce odgrzebała ukrytą w zaroślach drewnianą klapę. Nora była dość obszerna, tuż przy brzegu bagna i przy intensywniejszych ruchach woda z bajora wlewała się do środka, jednak to zapewniało dodatkową ochronę, przynajmniej przed istotami o wyczulonych zmysłach.
    - Hop i cisza. Tu bezpieczna, ja idę po Twój przyjaciel. Może żyje... - pomogła kobiecie wejść do środka i zakryła wejście klapą, a tą zamaskowała. Ruszyła w drogę powrotną, zwinnie wymijając drzewa oraz gęste zarośla, by w końcu zastygnąć w bezruchu i nasłuchiwać. Ktoś nadbiegał, biegł nieregularnie, dość ociężale... Była pewna, że to Terranin, a to nie dawało zbyt wiele do myślenia, w końcu spór był bratobójczy. Słuchała spokojnie, a gdy rozpoznała w samcu współtowarzysza kobiety, odetchnęła z ulgą, wyskakując mu naprzeciw.
    - Ona bezpieczna - pokazała otwarte dłonie, dając znać, że nie jest wrogiem. Prześlizgnęła wzrokiem po zielonoskórym.
    - Ranny... Pomogę - zapewniła stając do niego bokiem i pokazując kierunek, w którym zamierzała się udać.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  12. Wan zaśmiał się pod nosem.
    - Chyba zdążyłeś już zauważyć, że mnie ten stereotypowy opis nie dotyczy. Bez obaw braciszku, jeżeli już się za to zabiorę to nie zamierzam ukrywać tematu - zapewnił z wesołym uśmiechem. Uśmiech nie zniknął, nawet przy groźnej pozie brata. Samiec zaśmiał się i strzelił młodszego z jego sztuczne ucho, oczywiście tak, by go nie uszkodzić.
    - Chcesz bym zagadał te Twoje dzierlatki? Na podrywie będziesz miał ze mnie więcej pożytku jak mnie zakneblujesz - stwierdził rozbawiony. Zdążył już zauważyć i zakodować, że kiepski był z niego podrywacz. Na parkiecie, owszem, grając na flecie, tak, po prostu siedząc, również... Ale przychodziło do gadania, cóż, zwykle odstraszał potencjalne kandydatki.
    - Już lepiej weź Barrosa... - wspomniał ich rodzinnego casanova. Ten nawet nie musiał skończyć setki, a panny się do niego ustawiały. - Nawet Vincenzo będzie lepszy - dodał prychając ponownie śmiechem. Może i nie miał za dużo oleju w głowie, ale idealnie sprawdzał się w typowo męskich obowiązkach domowych.
    Słysząc o majstrowaniu bezradnie wzruszył ramionami.
    - Moje produkty same się nie sprawdzą - poruszył zabawnie brwiami i wyciągnął z kieszeni jakieś zawiniątko. - Dziś też mam małe co nieco - zachichotał nad uchem brata i zaraz mruknął, kręcąc nosem.
    - Och, ale ja tego nie daję Twoim klientom, to na nasz użytek, tylko i wyłącznie - zaznaczył, wymachując przy tym palcem wskazującym.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  13. Dopiero teraz mogła mu się lepiej przyjrzeć i rozpoznała w samcu przybranego brata Walwana, mimo to, jego śmiały gest mocno ją zaskoczył. Jak zawsze... Yerbe był jak dla niej niezdrowo wręcz pobudzony, zawsze głośny i lepki. Tak, lepki to chyba dobre określenie. Ten cały przytulas mocną ją sparaliżował i pewnie gdyby ćwiczyła techniki udawania martwej to właśnie by ją zastosowała, ale fakt, że zna samca, i że ten zachował się w miarę spokojnie nieco ułatwił sprawę. Chrząknęła cicho, kiedy już puścił i otrzepała się delikatnie zanim ruszyli. Kiwnęła do niego tylko głową.
    - Chodź - rzuciła prowadząc go do kryjówki. - Kobieta martwa, druga schowana, bezpieczna - wyjaśniła. - Ty duży i ciężko idzie, ja wyciągnę kobieta. Pójdziemy indziej, w nora ciemno, nie pomoga jak ciemno - pokazała na jego rany, a kiedy zbliżyli się do bagna i zamaskowanej klapy spojrzała na samca.
    - Ty nie tup, tup - pogroziła mu palcem. - Woda wysoko i chlup do nora, nie tup, tup Yerbe - trzymała wyprostowany palec wskazujący przed własnym nosem i uparcie patrzyła w oczy zielonoskórego, jakby chciała zapewnić go o powadze swoich słów. Dopiero kiedy zakodował, ruszyła odsłonić klapę i wyciągnąć z niej znajomą samca.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  14. Wan zaśmiał się pod nosem. To by dopiero było jakby rzeczywiście się zrosły.
    - No bardzo śmieszne... - złapał się pod boki. - Zachęta jakich mało, normalnie lecę pędzę co by Ci panienki zagnać do łoża. Z drugiej strony - podrapał się po brodzie. - Skoro już odpust Cię nie obowiązuje... Hm... Spłodzisz wnuki matce i ja będę miał na jakiś czas spokój - klasnął wesoło w dłonie, kontynuując taniec, a na propozycję brata co do zielska przystał, kiwając głową.
    - Wstaniesz, wstaniesz, najwyżej później niż wcześniej - zaśmiał się zadowolony.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  15. Haukkua dopadła do klapy.
    - Bezpieczność - szepnęła podając kobiecie dłoń i pomagając jej wyjść. - Yerbe być, musi siadać, ranny - pokazała jej samca, po czym sama ruszyła w jego stronę i wręcz wepchnęła mu w ręce niewiastę.
    - Twoja - oznajmiła i wyskoczyła z wody by pogonić ich łapą i ruszyć do innej kryjówki, tam gdzie miała swój medyczny schowek. Tym razem zaprowadziła ich do ogromnego spróchniałego pnia, oczywiście z zamaskowanym wejściem. Uchyliła kolejną drewnianą klapę i weszła do środka, od razu szukając Walwanowych maści oraz kilka tutejszych ziół. Wyciągnęła wszystko i postawiła na prowizoryczny stolik. Stolik był niedaleko dziupli i wpadało tam najwięcej światła.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  16. Samiec zaśmiał się głośno.
    - Stary druhu, wytrzymałem z Tobą 97 lat, znosiłem Twoje śmierdzące kloce jak byłeś małym smrodem i równie śmierdzące gazy, gdy już podrosłeś. Wiem, że drapiesz się publicznie tam gdzie nie wypada, znam twe poczucie humoru i zamiłowanie do pięknych kobiet... Czym Ty mnie możesz jeszcze zaskoczyć? Przecież i tak jesteś u mnie prawie codziennie i i tak zawsze narobisz bałaganu w moich ziołach - stwierdził rozbawiony, a na wspomnienie mamuśki machnął ręką. - No to w sumie nawet nie wiem komu bardziej współczuć - znowu się roześmiał.
    Wychodząc na zewnątrz rozłożył szeroko ręce na boki i zaczerpnął świeżego powietrza.
    - Idealnie - przyznał zadowolony i ruszył z bratem do ich ulubionej palarni przy brzegu rzeczki. - Chyba starość Cię dopada, Tobie za dużo towarzystwa? - nie ukrywał zdziwienia, przyjął ochoczo zieleninę i wyciągnął swoją ukochaną fajkę, co by zaraz ją nabić. - Ee, żółtodzioby, szykuj towar dla koneserów, wtedy raz, dwa na nim zarobisz, a jak dzieciaczki spróbują to najwyżej popiecze je w płuca - zaśmiał się pod nosem i zakurzył fajkę, od razu się zaciągając. Dymek puścił dopiero po chwili.
    - Łoho, ho, co żeś tam dodał?! Piołunu?! - podał mu fajkę, Yerbe był jedyną istotą, z którą dzielił się swoim skarbem. - Dobre to, dobre! - przyznał wyraźnie zadowolony.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  17. Samiczka przyjęła wręczony podarek i pokazała zielonoskóremu miejsce, w którym mógł usiąść.
    - Golas musi - złapała delikatnie materiał jego koszuli i potrząsnęła nim, dając do zrozumienia o co jej chodzi. - Zdejmąć - dodała, odkładając jego zaopatrzenie na stoliczek i przeglądając zawartość. Wzięła coś na oczyszczenie ran, bo od tego zamierzała zacząć, dopiero po wstępnych oględzinach będzie mogła ocenić czy samiec potrzebuje szycia i innych pomocy.
    - Tak - odpowiedziała na jego stwierdzenie, ale na jej buzi wciąż gościła powaga, unikała kontaktu wzrokowego i skupiła się na torsie oraz ramionach przybysza.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  18. - Delikatnie mówiąc - przyznał ze śmiechem, chociaż po części żartował. Przecież to nie pierwszy raz gdy jego brat ucieka przed większym zgromadzeniem.
    - O tak, szczególnie gdy szukają Cię mężowie i narzeczeni Twoich kochanek - znalazł ten obraz w pamięci i roześmiał się serdecznie.
    Wzruszył ramionami na stwierdzenie brata.
    - Zawsze możesz to sprzedawać jako towar z wyższej półki - zaproponował i zaraz pogładził się po brodzie. - Stokrolitka... No popatrz, nie wiedziałem, że i tutaj znajdzie swoje zastosowanie - zainteresowany kiwnął głową. - Będę musiał obadać dokładniej ten temat! - rzucił zdecydowanie i zaśmiał się zaraz pod nosem. - Jeden buch, a ciągle czuję ją w ustach... Powstrzymaj mnie proszę jak zacznę Cię z kimś mylić i zachwalać Twoje zgrabne nogi - dodał wesoło i klapnął sobie wygodnie, by zaraz po tym lec plecami na trawie i głośno wciągnąć powietrze.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziewczyna przystanęła przy Yerbe, a gdy wspomniał o dziecku w środku, zastrzygła uchem, lekko przy tym mrużąc oczy. Kiwnęła jednak głową, po czym sprawnie ułamała strzałę, zostawiając jedynie fragment wbity w ciało. Najpierw trzeba było wyciągnąć obiekt, później zajmie się łataniem, zarówno tej jak i innych ran.
    - Dziecko musi iść lulu - złapała pozostawiony fragment i w pierwszym ruchu docisnęła głębiej, by w kilku kolejnych wyciągnąć grot bez rozszarpywania skóry samca. Od razu złapała przygotowany materiał i przyłożyła do ramienia, tamując krwotok.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  20. - Och Yerbe, w jakim Ty świecie żyjesz? Naprawdę myślisz, że te wszystkie aranżowane małżeństwa cieszą płeć piękną? Oczywiste, że szukają odskoczni w ramionach dzikiego, potężnego orka! - klepnął go roześmiany w ramię. Zwykle rzeczywiście to takie do niego lgnęły. Na złożoną obietnice spoważniał przez chwilę i spojrzał po braciszku. Cóż, ziółko robiło przy tym swoje, ale stwierdzenie i bez dodatku było dość zabawne przez co samiec prychnął śmiechem.
    - Ty misiaczku? Oczy Ci się świecą jak tylko widzisz zgrabniejszą samiczkę - poruszył zabawnie brwiami. - Noo, chyba, że teraz zamierzasz przejść na panów - szturchnął go łokciem, dalej rozbawiony. Na widok nogi i pozostałe komentarze zaczął machać rękoma i kręcić głową energicznie.
    - Nie, nie, z całym szacunkiem jubilacie, ale nie jesteś w moim typie - przyznał i zaśmiał się po czym z głośnym westchnięciem przymknął oczy. Tak, zdecydowanie bardziej wolał delikatniejszą budowę ciała... Uśmiechnął się dość specyficznie, trochę jakby się rozmarzył.

    Wan

    OdpowiedzUsuń
  21. - Spokoju! - przy tych jego ruchach nie tak łatwo było wyciągnąć grot, ale szarpanie w drugą stronę wyszło by o wiele gorzej. Haukkua zaparła się łapami i mimo wszystko zawzięcie grzebała w ranie. Wrzaski samca kaleczyły jej uszy, przyłożyła je ciasno do głowy by chociaż odrobinkę zmniejszyć natężenie hałasu, ale na niewiele to się zdało. Znieczulacza? Aż zastrzygła uchem. Na tak krótki zabieg? Żujka? Szło załatwić. Złapała fragment materiału przygotowany na opatrunek i wcisnęła Yerbe do buzi, tym samym go kneblując i jak gdyby nigdy nic wracając do swojego zadania. To co najbardziej bolesne było już za nim, grot został wyciągnięty i samiczka odsunęła się by opłukać łapy.
    - Czyma i tam da do rana, ściska - wyjaśniła, podając resztę przygotowanego materiału. Złapała igłę, poprawiła nić i machnęła ręką by samiec odsłonił ranę. - Dziwne czucie, ale nie boli - uprzedziła. - Nie szamocze, bo kuj kuj nie tak jak trza - spojrzała po nim srogo i pogroziła palcem.

    Hałka xD

    OdpowiedzUsuń
  22. Samiczka pochyliła się nad raną i sprawnie wbiła igłę by dość szybko poprowadzić ją między rozerwanymi płatami skóry. Na co dzień dość sporo plotła, jak nie warkocze to liny czy inne kosze, więc paluchy miała sprawne. Skupiona nie zwracała uwagi na otoczenie, opatrunek przejęła od Yerbe w odruchu i przecierała drobne wycieki posoki, by szyć w miarę suche miejsca. Była tak zaangażowana w to co robiła, że sprawiała wrażenie wstrzymującej oddech, a kiedy skończyła jedno szycie, brała spokojny oddech i zaczynała kolejne. Szło jej to całkiem sprawnie.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  23. Zastrzygła uchem na komplement samca, ale spojrzała na niego dopiero po zakończeniu bieżącego szycia.
    - Tak, dobra. Całkiem bystry Ty - przytaknęła głową i zabrała się za ostatnie okaleczenia. - Mówi normalna, Haukkua rozumie, nie musi mnie naśladać - dodała, nie odrywając wzroku od rany. W końcu dane było jej zakończyć zabieg, odłożyła igłę i ponownie złapała suche materiały by przetrzeć resztki krwi z ciała Yerbe. Ostatecznie sama umyła swoje łapy i usiadła z głośnym westchnięciem.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  24. Ponownie zastrzygła uchem i przyjrzała mu się uważniej, ostatecznie wzruszając ramionami. No skoro chciał przejść na Fiński. Nie bardzo rozumiała co samiec próbuje jej przekazać, zmarszczyła nawet lekko czoło zdradzając swoją niepewność. Raczej była kiepska w zagadywanie i drążenie tematów.
    - To dobrze - odparła w rodzimym języku i wstała ze swojego krzesełka by zacząć sprzątać "plac boju". Właściwie stawiała, że Yerbe pójdzie po zabiegu do swojej samicy, ale nie wyglądał na takiego co by się do niej spieszył.

    Hałka

    OdpowiedzUsuń
  25. Walwan mieszał właśnie w kotle jeden ze swoich wywarów, obok miał kilka ziół rozłożonych na stole, przygotowanych do suszenia. Chwycił je i zaczął rozwieszać na sznurkach, gdy nagle usłyszał rumor przy wejściu. Zastrzygł uchem, wziął solidny oddech i zaśmiał się krótko.
    - Ach, Yerbe... - stwierdził z uśmiechem i nie przerywając zajęcia nasłuchiwał rewolucji w pomieszczeniu obok. - Witam - odwrócił łeb do brata, a na pytanie zastrzygł uchem i zmarszczył lekko czoło. - Cóż... Matka używa ich od 98 lat i jak widzisz, działają. Oczywiście te przeznaczone dla Ciebie były dostosowane pod Twoją rasę, aczkolwiek... - zawiesił ostatnie zioło i odwrócił się przodem do brata by wzruszyć ramionami. - Natura rządzi się swoimi prawami, co prawda, co jakiś czas zmienialiśmy skład, co by Twój organizm nie znalazł jakiegoś obejścia, matka robi u siebie to samo i... działa - złapał swoją fajeczkę i nabił ją, czując w kościach, że czeka go ciekawa rozmowa. - Jakiś minimalna szansa na nieskuteczność jest zawsze mój drogi Yerbe - zapalił fajkę i pyknął sobie trzy razy. - Terranka chociaż? - zapytał, zerkając po przyjacielu. - Cóż ją naszło, że mówi dopiero teraz? - dodał. Czyżby kolejna historia z mieszańcem?

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  26. - Polszanka? - zamrugał szybciej oczyma. - Ale chyba nie wysoce urodzona? - dopytał, to mógłby być spory problem, powód do małej między rasowej wojenki. - Chyba najwyższy czas nauczyć się trzymać ptaka w spodniach - pokręcił głową po czym zaczął przeszukiwać swoje szufladki. - Jedne wywołują stan podobny do upojenia alkoholowego, wtedy istoty są bardziej prawdomówne. Mam też tą mieszankę do Zamtuzu, podobno się sprawdza, klienci są nakręceni i dużo bardziej rozmowni... - popukał się palcem po brodzie i prychnął na sparodiowanie mamuśki. - "... ale jak Twoje to mnie poinformuj, nie mogę się już doczekać wnucząt." - dołączył do tego całego udawania i ponownie się zaśmiał. - Jest jeszcze opcja krwi, ale musiałbym mieć i Twoją, i dziecka - przypomniał sobie, kiwając przy tym głową.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  27. Spojrzał po braciszku jakby się urwał z choinki, a później na te jego zabezpieczenia.
    - Doprawdy myślisz, że są tak niezawodne? - zapytał z wyraźnym niedowierzaniem w głosie. - Oj chłopie - zarechotał i pokręcił głową. - Jak już się tu przypałętała to raczej spotkanie tego dziecka jest nieuniknione. Chyba, że skacze po każdym podejrzanym i szuka głupiego, który to łyknie, może wtedy jest szansa, że już sobie poszła - wzruszył ramionami i zaraz zacmokał, kręcąc przy tym głową. - Nie, nie, nie, jakie my? Jakie nam? Kocham Cię braciszku, ale już mam na głowie dwójkę uczniów i dziecko, kolejnej dobudówki nie będzie. Pomogę, jasne, jak będzie trzeba to pomogę, ale będziesz je niańczyć u siebie - zaznaczył. Nawet on miał swoje granice, lubił czasem posiedzieć w samotności, a już teraz bywało to trudne do zrealizowania.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  28. Pokręcił głową.
    - Myślę o samych prezerwatywach, z ziołami gwarancja wzrasta, ale nie podajemy Ci ich od Twoich urodzin więc nie wiem co tam mogłeś zmajstrować - poruszył zabawnie brwiami. - Chociaż jeżeli to ludzka kobieta to nie, powinieneś być spokojny - pogłaskał swoją brodę. - Tak czy siak jak znowu się pojawi... - postawił przed bratem fiolkę. - Zaproś ją na tą herbatkę, tylko sam nie pij - pogroził mu palcem. - Bo znowu wylądujecie w łożu - dodał z rozbawionym uśmieszkiem. Na pytanie o wygnanie przytaknął głową i cupnął wygodnie w fotelu, nabijając sobie fajeczkę.
    - Brat ma swój własny dach i masę cech godnych naśladowania. Chociaż porównywanie mnie do mamki zdecydowanie nie jest jedną z nich - przyznał odpalając fajkę i puszczając dymek w powietrze. Ułożył kostkę jednej nogi na kolanie drugiej. - Że niby jestem zniewieściały? - przymknął jedno oko i obserwował Yerbe wskazując na niego fajką.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  29. - Doprawdy, nie? - uśmiechnął się do niego nikle, po zwykłej braterskiej złośliwości, a kiedy przystał na propozycję z herbatą, kiwnął zadowolony głową. - Czekam więc na zdanie relacji - przyznał, rzeczywiście ciekaw czy też Yerbe nie wpakował się w jakieś maliny.
    - Taa... - westchnął ciężko. - Budowanie się obok mnie powoli wchodzi w nawyk, jeszcze trochę i założę własną mini wioskę - rzucił nieco rozbawiony, a na objęcie zarechotał śmiechem. - Oj Yerbe, Yerbe, więcej wiary w siebie. Masz gdzie prysnąć, jasne, ale jednak jakimś takim trafem docierasz do mnie o własnych siłach, więc nie jest tak źle z tym Twoim instynktem przetrwania - poklepał go po plecach. - No już, już, siadaj lepiej i przechyl ze mną zdrowotnego kielonka - zaproponował, co było dość dziwne, bo Wan nie często pił, a tym bardziej nie wyskokowe trunki.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  30. Aż mu się w głowie zakręciło na samą myśl o tych wszystkich obowiązkach założyciela. Pokręcił głową.
    - Podziękuję, jak mi się tu zaczną pchać to sam zmienię chatę - stwierdził. Potrzebował swojej ostoi, jak każdy.
    Sam usiadł w swoim fotelu i zaśmiał się pod nosem.
    - Przegapiłeś ostatni rodzinny obiadek. Barros się żeni... - podniósł kielonek, chcąc opić wiadomość i zaraz przechylił naczynko. - Nasz rodzinny amant ledwo przekroczył setkę i już się bierze za zakładanie rodziny. Rozumiem to, nie jestem zły czy zazdrosny, zawsze miał wianuszek fanek, no i jest wojownikiem, bardziej narażony, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Pewnie chce zdążyć zostawić po sobie jakiś ślad - uśmiechnął się do brata kącikiem ust. - Tylko matce znowu odbija, jakiś czas temu mnie to omijało, nie było setki na karku, ale od tych cholernych urodzin ciągle mi jakąś podsyła... - pokręcił głową z niedowierzaniem. - A ja mam chyba problem... - spojrzał za okno i zamyślił się na chwilę. - Znasz to przysłowie? Ciągnie nas do tego co zakazane... - zaciągnął się fajeczką i głośno westchnął po czym wrócił spojrzeniem do brata.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  31. Przytaknął mu głową.
    - Warrika - westchnął by zaraz znowu kiwnąć głową i przechylić kielonka wraz z bratem. Uśmiechnął się półgębkiem, gdy zażartował o swojej osobie, ale zaraz spojrzał po nim jakby urwał się z choinki.
    - Kobietki od matki? Czy Ty zdurniałeś do reszty? - aż odsunął fajkę od ust, gapiąc się na brata. - Wypchałaby mnie swoimi ziołami, gdybym zbałamucił którąkolwiek z jej kandydatek, gdybym jakąkolwiek zbałamucił... - siadł głębiej w fotel i oparł ciężko głowę. - Poza tym nawet z tym jest problem... - przyznał krzywiąc się i zerknął na brata kręcąc głową, jednak wciąż przyklejając ją do oparcia.
    - One mnie zupełnie nie kręcą... Nasze... Warrika, Kasawnka, Plumia... żadna, nic, zero... są... mdłe? - znowu się skrzywił. - Polszanki tak samo... Jakieś takie... nudne? Mało ekscytujące? To już Grima wypada ciekawiej, chociaż jest dla mnie aseksualna - dodał i zaciągnął się konkretnie dymkiem.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  32. Życie wprowadzi do życia? Spojrzał po Yerbe niepewnie. Co jak co, ale właśnie takie życie jakie prowadził bardzo mu odpowiadało. Nie brakowało w nim rozrywek czy niespodzianek, właściwie ciągle coś się działo, nie sądził by potrzebował jakichkolwiek kopniaków.
    - Chyba mamy inne zdanie w tej kwestii. Nikogo takiego nie potrzebuję - stwierdził, kręcąc głową i zaciągając się fajką. Na Argarki zastanowił się chwilę. - Hm, czy ja wiem, pod kątem zdolności są ciekawi nawet mężczyźni tej rasy, ale... No może niektóre jednostki są trochę bardziej fascynujące od innych - stwierdził ostatecznie po czym zaśmiał się pod nosem. - Nie mam nikogo konkretnego na myśli braciszku. Chodzi o sam fakt, Florianne naciska, a ja jak już się oglądam to za kimś nie od siebie, mamuśka nie będzie zadowolona - rozłożył się wygodniej na swoim fotelu.

    Walwik

    OdpowiedzUsuń
  33. Walwan spojrzał trochę zaskoczony po braciszku.
    - Polszanki i Argarki? To Twoje gusta? - zainteresował się. Te przecież też należały do obcej rasy, ale w sumie... Od Yerbe raczej ciężko było wymagać poczucia przynależności do rasy. Nie mniej wizja tworzenia takiej pary była dość śmiała jak na standardy panujące w tym świecie. Z drugiej strony wizja przyrostu mieszańców stawała się coraz bardziej wyraźna.
    - Tak, tak, na pewno... - przyznał, lekko zamyślony, bo rzeczywiście nikt konkretny nie wpadł mu jeszcze w oko, aż tak by zawrócić w głowie. Machnął zaraz ręką.
    - Ach co innego wychowanie przybłędy czy sieroty, a co innego świadomy związek. Całe szczęście nie w głowie mi chwilowo zakładanie rodziny, ale cholera wie, jak mnie strzeli to będzie dopiero akcja - zaśmiał się i zaciągnął jeszcze raz fajeczkę.
    - Nie przejmuj się, musiałem sobie trochę popsioczyć, zrzucić ciężar, wypić kielonka. W tej mojej chacie to coraz weselej, trza mieć siły i chęci co by nie dolać im co nieco do herbatek, a wygadany umysł to cierpliwszy umysł - znowu zarechotał po czym polał po kielonku i uniósł swój na toast.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  34. Cieszyła się, kiedy Yerbe wracał do wioski. Lubiła spędzać czas z tymi, z którymi czuła się komfortowo. Chociaż Yerbe nie był może najlepszym przykładem, to mimo wszystko po latach nauczyła się cieszyć jego obecnością i nawet tęskniła, kiedy ruszał w te swoje podróże. Mimo wszystko lubiła słuchać jego historii, gdy już wracał. Zawsze opowiadał jej jakieś pikantne, ciekawe czy śmieszne rzeczy, więc dobrze się z nim bawiła. Złapała go przy wejściu do wioski. Odliczała w końcu dni do jego powrotu. Gdy tylko dojrzała jego sylwetkę wzrokiem, popędziła w jego stronę, by rzucić się mu na szyję. Nikogo nie było w pobliżu, więc mogła sobie pozwolić na małe harce z członkiem jakże ciekawej rodzinki.
    — Yerbe! O dziwo w czas! — przywitała się z nim, po czym wypuściła go z objęć. — U cioci Florianne mam przygotowane te zioła co chciałeś, ale nie przesadzasz może z zamówieniami? Nie mam w nich całego ogródka i będziesz musiał poczekać trochę, bo muszą odrosnąć. Będziecie mieć z Walem mniejsze zapasy — wyjaśniła, dłońmi gestykulując ilość grządek, która czekała na uporządkowanie. Jeszcze nie miała okazji. Za dużo osób się kręciło tam ostatnio. Dostałaby chyba zawału serca, gdyby poza szybkim zerwaniem roślin, wzięła się jeszcze za porządkowanie ogrodu.

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  35. Zaśmiała się lekko, spoglądając na niego. Złapała swój róg, gładząc go lekko.
    — Po prostu nie było żadnej śliczności w potrzebie, żeby Ci uwagę odwróciła — odpowiedziała, stukając o czubek swojego rogu. Znała brata na tyle dobrze, że wiedziała, iż spóźniłby się, gdyby tylko dostatecznie śliczna dama poprosiłaby go o pomoc w czymkolwiek. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło.
    — Niedługo odrosną, ale muszę znaleźć chwilę, a jest teraz dużo pacjentów, przybyszy, wiesz? Podobno w okolicy są jacyś łowcy niewolników, musisz na nich uważać — tyknęła go w tors. — A ciocia kazała się zająć przybyszami, są tacy… straszni. Mają dużo pytań, a ja muszę z nimi rozmawiać, jak mam zostać prawdziwym lekarzem, bo inaczej przerwie mi praktyki. Cytrusek pomaga, zabrałam mu orzeszki, żeby nie rzucał też nimi w zbyt głośnych, bo nie może tak robić, ale no… idzie ciężko. Boję się… — urwała na chwilę puszczając swój róg. Zaczęła iść obok niego, rozglądając się, czy przypadkiem wokół nich nie kręci się zbyt dużo osób. — Może spróbuje, to zmniejsza stres w końcu, może lepiej mi pójdzie w klinice — zamyśliła się. — Ale o ile słabszą? Wasze słabe to moje mocne — przypomniała mi. — Próbuję was odwiedzić, ale u Wala się ciągle ktoś kręci, a Ty jesteś rzadko. Ostatnio czekałam do zmroku u Wala, ale ciągle siedzieli w domu, to nie przyszłam — spuściła głowę, jakby chciała go przeprosić za to, że jest takim tchórzem.

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  36. Anguli? No proszę, to by dopiero była mieszanka. Dwie zwaśnione rasy.
    - No tak, charakter... To ważne gdy chodzi o planowanie przyszłości, jasne. Mniej istotne, gdy chodzi o chwilę rozkoszy - uśmiechnął się pod nosem. Chyba w danej chwili był bardziej przy tej drugiej opcji. Prychnął rozbawiona na słowa brata.
    - Aż tak Cię kręci obserwowanie moich rozterek? Diable wcielony - pogroził mu palcem. - Zobaczymy kogo strzeli pierwszego - zaśmiał się, a na wzmiankę o środkach posłała samcowi tajemniczy uśmiech.
    - Jeszcze aż tak mnie nie zirytowali, nawet nie musiałem stosować melodii Zefryta, a przecież wiesz jak ta skutecznie działa - poruszył zabawnie brwiami. Zwykle stosowali ją na Vincenzo, gdy irytowały ich te durne żarciki rodzinnego błazna.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  37. Zaraz pokręciła głową. Przecież widziała kto przybył po tej całej łapance. Może i Yerbe tym razem się upiekło, ale gdyby trafił na co odważniejszych? Przełknęła ślinę z przerażenia na samą myśl.
    — Tak, miałeś szczęście, ale uważaj na siebie. Jak spotkasz łowcę orka to Ci tak łatwo nie odpuści, mój tata też był wysokim wojownikiem, a wiesz jak to się skończyło… Nie chcę znowu stracić rodziny! — pogroziła mu palcem, czując jak łzy wzbierają jej się w oczach.
    Wzdrygnęła się na jego radę. Wcale się ze sobą nie pieściła. Po prostu była ostrożna. Nigdy nie można było być do końca pewnym cudzych intencji.
    — Tak, ale ciebie wychowała ciocia, więc jesteś dobry, nie wiem jakie intencje ma ktoś obcy z niewiadomym wychowaniem — zauważyła wyjątkowo ostro jak na siebie. Może nie była najodważniejszą osobą na świecie, ale przynajmniej była żywa i szczęśliwa. Kiedyś też się wyprowadzi do jakiegoś zacisznego miejsca. Niedługo będzie musiała też to zrobić. Niedługo będzie oficjalnie dorosła. Czas zagrzać miejsce gdzieś indziej. Pokręciła nosem, strzygąc uszami, spoglądając na Yerbe.
    — Rozmawiam z nimi… czasami, jak wymaga tego diagnoza, robię postępy, będę dobrym lekarzem. Moi pacjenci nie umierają, po prostu… nie wiedzą za bardzo kto ich leczy — wyjaśniła, rumieniąc się lekko. — Nie potrzebuje miłości, mam was, Cytruska, pacjentów też, jak są pod narkozą…yhym, dam radę — dodała jeszcze. Zastanowiła się przez chwilę.
    — To mogę spróbować tego Twojego wynalazku, oby faktycznie był taki słabiutki — przystała na jego propozycję. Miała tylko nadzieję, że nie otworzy się po nim za bardzo do innych. Później na trzeźwym umyśle, nie poradziłaby sobie z nowo zawartymi znajomościami.
    — Nie podoba mi się ta pełna chata, strasznie tam głośno. Mają tam też nowego pacjenta… podobno jest straszna. Wredna i ma takie duże zęby…. większe niż Ty. Wal mówił, że jest tarkatan-braha. Nie pójdę tam, bo mnie jeszcze zje!

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  38. Uśmiechnął się na stwierdzenie braciszka, a gdy wspomniał o Vincenzo, Wan zaśmiał się szczerze.
    - Oj, gdyby tylko on - pogroził Yerbe palcem i upił kielonka. - Tak, za tych wszystkich co pracowali nad moją cierpliwością - zarechotał. Coś czuł, że ten wieczór się tak szybko nie skończy i będzie musiał jutro ratować się specjalnymi ziółkami.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie mogła odmówić mu racji. Mimo wszystko naburmuszyła policzki, zastanawiając się chwilę nad odpowiednią odpowiedzą, tak aby znowu nie próbował wyjść na swoje. W końcu stuknęła się w róg, wypuszczając powietrze z ust.
    — Może, ale zawsze można być mniej lub bardziej pewnym. Bo wiesz… pozory. Łatwiej jest zaprzyjaźnić się z niegroźnym alcem niż na przykład z terrańskimi, strasznymi gamortami, co nie? Gamorta też może być kochana, ale jednak okropecznie straszno do takiej podejść — wyjaśniła mu, uśmiechając się z tego, jak mądrze to w jej głowie zabrzmiało. Nie miał prawa tego obalić. Zwłaszcza, że jej tchórzostwo nie znało granic, więc też po prawdzie nie miała zamiaru zmieniać swoich nawyków, kiedy czuła się bezpieczna na murem ze swoich uprzedzeń. Pokręciła głową na jego kolejne słowa.
    — Ale ja jestem lekarzem, leczę dolegliwości fizyczne, a nie smutne serduszka. Tego się nigdy nie nauczę — zaznaczyła mu wyjątkowo hardo, co musiało wyglądać komicznie, gdy piskliwie unosiła głos, gdy chciała coś udowodnić w momencie braku racji po swojej stronie. Trochę jak małpka, którą zaadaptowała. Zaraz jednak spuściła głowę, przytakując mu. Nie będzie dobrym lekarzem, to prawda? Ale co miała zrobić? Fizycznie nie była w stanie zebrać w sobie więcej odwagi. Próbowała codziennie, po troszku, ale dalej jej to specjalnie nie wychodziło.
    — Tak wiem, ale mimo wszystko lubię to robić, pomagać. Ale to straszne. Chciałabym być odważniejsza, ale nie umiem, już tak mnie nie męcz, proszę — dodała zaraz jeszcze, czując, że zaraz po prostu się rozpłacze z tego wszystkiego.
    — Wal mówił o wszystkich, wydają się śmieszną gromadką, ale bardzo tam głośno. A ten Acair… ma silne płuca. Głośno płacze bardzo często, wiesz? Słychać, jak tamtędy przechodzę czasami — wyjaśniła, dorzucając swoje 3 grosze do jego historii. Nie przyzna mu się przecież, że po cicho im się czasami przygląda, jak nikt nie patrzy, tak z czystej ciekawości. Nie, to byłoby zbyt wstydliwe. — Może kiedyś ich odwiedzę, może i kiedyś. Może po paleniu będę odważniejsza — zastrzygła uszami na tę myśl. Nagle pomysł z upaleniem się przestał brzmieć tak dobrze.

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  40. Zarumieniła się lekko na jego kolejne żelazne tezy. Odwróciła od niego wzrok, łapiąc się za rogi, które zaczęła nerwowo i energicznie czesać.
    — Oczywiście, że łatwiej. Wymówki nic nie mówią i na Ciebie nie krzyczą — zauważyła takim tonem, jakby mówiła mu o najbardziej oczywistej prawdzie na tym świecie. Może i nie była już małą dziewczynką, ale dopiero co weszła w dorosłość. Nie widziała sensu niczego popędzać. Wszystko w swoim czasie, prawda? Po co miała sama siebie ranić? Z punktu widzenia lekarza, to było bardzo głupie. Nie robiła nic złego tym, że unikała niepotrzebnych kontaktów. Najwyżej zostanie pustelnikiem, w tym też nie było niczego złego.
    — Może kiedyś mi stwardnieje, mam jeszcze dużo czasu przed starością. Na razie muszę gdzieś sama zamieszkać — zauważyła jeszcze, bo faktycznie niedługo będzie musiała opuścić dom Florianne i znaleźć sobie jakiś własny kąt. Co prawda była w trakcie poszukiwań odpowiedniego miejsca, ale nie szło jej to zbyt dobrze. Wszędzie było zbyt głośno.
    Przytuliła Florianne na powitanie, a kradzieżą Cytruska tak bardzo się nie przejmowała, jak będzie chciał to wróci. Teraz przynajmniej nie będzie jej bił po głowie na udowodnienie, że argumenty Yerbe są jak najbardziej właściwe.
    — Bo Cytrusek ma serce wojownika, ja tchórza — dodała mu, pokazując język, po czym wyminęła go.
    — To może trafiałam na złe momenty, nie podsłuchiwałam też za mocno, bo przecież nie wypada. Nie wiem, chciałabym ich odwiedzić i poznać, ale się boję. To nie jest takie proste. Ty jesteś socjalny, ja nie — przypomniała mu.

    Layla

    OdpowiedzUsuń

^