Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Zdrapuję swą skórę dziś znów, nie lubię bezpiecznie się czuć..."


Theme

Ennis

28 lat • Istota powiązana z tajemniczą inkantacją • 175cm 

Jestem urodzonym kłamcą
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html
Jestem urodzonym kłamcą
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami

Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html

 "Jestem urodzonym kłamcą, przyczyną katastrofy morskiej. Jak śpiew syren zwodził marynarzy, tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami"

"Ach, łotrem bycie, mnie kręci skrycie, gdy policzek głaszcząc, chwycę Cię za krtań..." 

Białe włosy czasem lśniące błękitem, a czasem różem czy fioletem. Rybia łuska, jednak twardsza niż u typowego morskiego stworzenia. Krystaliczne drobinki na całym ciele, świecące delikatnie pod wpływem promieni słonecznych. Brak skrzeli, a jednak możliwość przebywania pod wodą na okres mniej więcej pół godziny. Wyraźne błony między palcami u stóp i dłoni. Płetwy grzbietowe z ostro zakończonymi kolcami. Haczykowate zęby niczym u rekina doprawione ostrymi paznokciami, z możliwością dwucentymetrowego wysunięcia. Ciało pobierające wilgoć z powietrza i skraplające je od czasu do czasu na skórze. Urocza bestyjka z oczyma idealnymi na podwodne oraz nocne przeszpiegi.

"Dziś potnę Cię i sypnę sól do twych ran... Bo? We mnie tkwi drań..."


POWIĄZANIA

POPRZEDNIA KP



______________________________________________________________
Zapraszamy do wątkowania! ^^
Tytuł: Melanie Matrinez - Mad Hatter [polish cover Ytna]
Tekst: Wander Over Yonder - I'm the Bad Guy [polish cover NanoKarrin]
            Blackbriar - Weakness and lust [tłumaczenie pl]

123 komentarze:

  1. Nie było mu po drodze do Fjelldod. Zwłaszcza po otrzymaniu listu od cholernej Ennis. Szlag by to. Zapłodnił ją, jak ostatni idiota, a ona zamiast go o tym poinformować sprzedała Heldze dziecko i krzyżując mu tym samym wszystkie plany. Co prawda nie był pewien co Helga planowała, ale był świadom tego że dziecko Feniksów w jej rękach nie było niczym pożądanym ani dobrym. Zdecydowanie trzeba było się bachora pozbyć. Zgrzytnął lekko zębami, albo chociaż przetransportować w bezpieczne miejsce. Ech, cholerna, głupia ryba.
    Im szybciej to zrobi tym lepiej. Im mniej informacji ma Helga tym lepiej. Dlatego właśnie znajdował się w drodze do wiedźmy, układając sobie w głowie plan działania.
    Stanął jak wryty widząc wyłaniającą się Rybę z wód. Porzucającą swe stare ciało i spoglądającą wprost na niego. Och, lepiej być nie mogło. Miała być martwa, nie była. Uśmiechnął się do niej krzywo i gdy zamknęła oczy osuwając się, zbliżył się do niej, by przerzucić sobie jej bezwładne ciało przez ramię. Oj nie był delikatny, nie tym razem. Nie zasłużyła na to. Głupia Ryba. Dzieciak poczeka. Najpierw rozmówi się z jego mamuśką. Wraz z dziewczyną na plecach ruszył z powrotem do Ardei, gdzie też położył Ennis w swoim łóżku, przymocowując ją do niej łańcuchami. Teraz wystarczyło tylko utrzymywać ją przy życiu, ale niespecjalnie pomagać w wyzdrowieniu. Jej stan absolutnie mu nie przeszkadzał.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez te dwa dni doglądał ją. Opatrzył jej największe rany, zmieniał opatrunki i obserwował jej śpiącą figurę. Zmieniła się. Niemalże zupełnie, ale to nie miało znaczenia. W środku dalej była tą cholerną Rybą, która nie zważała na nic i na nikogo.
    - Witaj Rybciu - rzucił widząc że ta otwiera oczy. - Dobrze się spało? - zainteresował się, zmieniając jej opatrunek i obserwując jej twarz ze stoickim spokojem. - Masz jakieś specjalne życzenia, hm? - uniósł nieco wyżej brew, dociskając ten nowy nieco mocniej niż to było konieczne. W końcu nie musiał się z nią cackać. Nie z tą żmiją.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  3. - Żyjesz - odparł krótko w odpowiedzi na jej pierwsze pytanie. Dokończył zmianę opatrunku i zabrał się za kolejny, nie spiesząc się szczególnie z większymi wyjaśnieniami. - Inaczej niż zakładałaś w liście - uśmiechnął się do niej promiennie. Podał jej trochę wody do wypicia i odstawił szklankę na bok. - To? - spojrzał na kajdany. - Takie małe zabezpieczenie - spojrzał jej prosto w oczy. - Co byś nie spieprzyła przy pierwszej lepszej okazji - stwierdził jeszcze i usiadł na podłodze przy jej łóżku. Nawet nie chciało mu się z nią rozmawiać. Właściwie nie wiedział po jaką cholerę w ogóle jej pomagał. Chyba tylko po to by zabić ją, gdy będzie w pełni sił. Spieprzyła mu wszystko. Wszystko co zakładał. Naraziła na wydanie. Przecież jak wieść o dzieciaku się rozniesie... to cholerna Lexi na pewno go odnajdzie. Zacisnął mocno wargi, uderzając pięścią o podłogę.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  4. - Teraz nie - zgodził się z nią i uśmiechnął krzywo. - Ale nigdy nie wiadomo, kiedy staniesz na nogi, a oboje dobrze wiemy, że udawać to ty potrafisz - zauważył dość chłodno. Wzruszył ramionami na jej kolejne pytanie.
    - Nie - odparł krótko. - Planuję cię zabić. Nie mogę się tylko zdecydować na sposób - uśmiechnął się do niej słodko. - Nie mniej, musisz do tego czasu odzyskać siły. Co to za frajda w mordowaniu bezbronnej... - złapał ją mocniej za włosy i pociągnął. - ...Rybci. Do tego czasu zamierzam świetnie się bawić razem z tobą - dorzucił wytwarzając drobne płomienie na czubkach swych palców i przysuwając je do ramienia Ennis. - Doskonale się bawić - zapewnił ją.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przejął się tym jej kłapnięciem zębów. Nie była w stanie zrobić nic poza tym. Dodatkowo splunięcie, sprawiło go tylko w lepszy humor i momentalnie oddał jej tym samym. Przez moment jeszcze testował ogień na jej ręce, aby w końcu odpuścić. Nie zamierzał jej znów od razu palić całkowicie.
    - To już moja sprawa, kiedy cię zamorduję - poklepał ją po policzku. - Ile to ukrywałaś... ach tak, 9 miesięcy... - podrapał się po brodzie. - Dodać do tego jeszcze ze trzy czy cztery... hm ... zapowiada się niezła zabawa - stwierdził wstając z miejsca i odsuwając się od niej. - Ale spokojnie, powoli. Nie zamierzam od razu wyłamywać ci paluszków i spopielać włosów.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostawił ją w spokoju na dłuższą chwilę. Godzinkę, dwie. Nie mógł przecież zostawić swojej roboty, skoro już obiecał zagrać numer w karczmie to zamierzał tego dotrzymać. Jeszcze tego brakowało, by ktokolwiek stwierdził, że jego nieobecność jest dość podejrzana. Ennis sama stwierdziła, że w tym stanie nie doczołgałaby się do drzwi, a w tym przypadku jej wierzył. widział w jakim stanie jest. Po powrocie do domu niespecjalnie spieszył się z przychodzeniem do niej, ale w końcu westchnął ciężko wchodząc do pokoju.
    - Jak tam? Wygodnie? - zainteresował się, przysuwając sobie krzesło, by usiąść obok niej. - Wiesz... gdybym nie widział tej twojej zrzuconej skóry to bym cię nie rozpoznał. Niezły z ciebie Motyl...

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  7. - Nie widziałaś - powtórzył po niej, co prawda nie chciało coś mu się w to wierzyć. Znalazł ją nad wodą. Musiała chociaż zobaczyć część swojego odbicia. No, mogła co prawda tego nie pamiętać, ale wątpił by faktycznie się nie widziała. Uśmiechnął się krzywo i rozejrzał dookoła.
    - Wspaniale - błysnął do niej zębami i poklepał ją po głowie. - Pozwól, że pochwalę się mym ukrytym talentem... - wyciągnął z szuflady pergamin i węgielek, po czym zaczął ją szkicować, tak jak potrafił najlepiej. No przecież że jej nie przyniesie lustra. Nie potrzebowała go, ale uznał że chociaż raz w życiu powinna się zobaczyć.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  8. - Oczywiście z przyjemnością. Dorzucę jeszcze te twoje zębiszcza i sarkazm malujący się na twarzy - posłał jej promienny uśmiech, spokojnie pracując dalej nad jej portretem. Ot dla zabicia czasu. Słysząc o tym co powinna robić, spojrzał na nią i pokręcił głową.
    - Powinnaś to zacząć się zastanawiać czy warto było układać się z Helgą - odparł sucho, nie zamierzając sobie zawracać głowy jakimiś ćwiczeniami. Na odleżyny miał inny sposób. Wystarczyło przekręcić ją na brzuch, ale nie zamierzał jeszcze tego robić. Niech się trochę pomęczy.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  9. - Nie - odparł spoglądając jej prosto w oczy i obdarzając ją promiennym uśmiechem. - Nie będę ci prawił kazań, nie potrzebujesz ich, Rybciu - przesunął dłonią po jej nagich piersiach, muskając je palcami raz za razem. - Skąd pomysł, że czegokolwiek chcę się od ciebie dowiadywać? - uniósł wysoko brew, zaciskając palce mocniej na jednej z jej piersi i puszczając ją chwilę później, aby wrócić do jego szkicu. Nie szło mu z nim zbyt dobrze, bo Ennis nie miała łatwej urody. Nie skomentował niczego więcej, a jej śmiech pozostawił bez odpowiedzi.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  10. Wzruszył ramionami, spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem.
    - Rybciu, możesz wierzyć w co chcesz. Przecież ci tego nie zabronię - posłał jej buziaka w powietrzu i drażniąc palcami jej sutek, gdy wspomniała o podniecaniu się podniósł nieco temperaturę swych palców, by móc ją nimi podrażnić.
    - Może taki mam plan - zaproponował. - Zapłodnić cię ponownie i przetrzymać dziewięć miesięcy - zacmokał w zamyśleniu, przesuwając dłonią od jej piersi, przez dość twardy brzuch, po łechtaczkę dziewczyny.
    - Hm? - zerknął na nią i dokończył obraz, by obrócić go w stronę Ennis. - Popatrz, istne podobieństwo - mruknął, ukazując jej obraz ryby, z wkurwionym wyrazem twarzy i dwoma kłami wystającymi z paszczy.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez moment jeszcze bawił się dłonią, przesuwając ją po jej łuskach.
    - Doprawdy? Bezpłodna? - rzucił unosząc wysoko brew - Och jak mi przykro, na pewno bardzo to przeżywasz, a ja taki niewrażliwy - poklepał ją po policzku. - Słuchaj to mogłaś tak od razu - zacmokał. - Nie musielibyśmy wtedy przez to przechodzić, a ja wiedziałbym, że mogę pchać się tam gdzie mi się podoba bez żadnych konsekwencji - uśmiechnął się do niej i puścił jej oczko. - Urażona? - spojrzał na swoje dzieło. - Skądże znowu - pokręcił lekko głową. - Przecież podobieństwo jeden do jeden - rzucił lekko. - Zostawię ci go na pamiątkę - położył rysunek nad głową Ennis. - Idealnie - stwierdził tylko wstając i sięgając sobie po szklankę z wodą. Upił porządny łyk zanim nie ochlapał nią dziewczyny i nie wsunął dłoni pod jej plecy, by zacząć ją masować.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  12. - No wiesz? - zacmokał niezadowolony i otarł wyimaginowane łzy z oczu. Sam płakać przy niej nie zamierzał. Obserwował jak woda wnika jej między łuski i na podziękowania jedynie wzruszył lekko ramionami.
    - Nie ma za co - odparł krótko, zajmując się specyficznym masażem. - Dzięki za radę, nie skorzystam - skomentował tylko, przesuwając językiem po jej policzku, w między czasie dalej masując jej plecy.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  13. Spojrzał po niej i poruszał zabawnie brwiami.
    - Tył ma tylko jedną wadę - odparł krótko. - Brak przeszywającego mnie wzroku - zaśmiał się i poklepał ją znów po policzku, by chwycić jej nos w dwa palce i zaciskając go lekko. Na moment, aby zaraz go puścić.
    - Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem normalny - dorzucił w odpowiedzi, jeszcze dłuższą chwilę masując jej plecy, zanim się od niej nie odsunął i przeniósł się między jej nogi. Wyciągnął z poduszki pióro i przesunął nim po jej stopie i łydce, sprawdzając jak tam reaguje na tego typu "pieszczoty".

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  14. Spojrzał po niej i uśmiechnął się krzywo.
    - Zobaczymy jak już będziesz musiała - poklepał ją po łebku. Dopuszczał sytuację, w której wyprowadzi ją na zewnątrz. Teraz i tak by nie fikała zbyt mocno. Oczywiście żeby się zabezpieczyć... daleko od wody. Szybko pływała. Tyle to pamiętał, a przecież i taki stan mógł pozwolić jej po prostu zwiać.
    - Owszem - puścił do niej oczko i uśmiechnął się szeroko, wracając piórkiem do stóp. - To jest jeden z moich sposobów. Zamierzam świetnie się przy nich bawić - posłał jej buziaka w powietrzu.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  15. - Mhm jakby brak prywatności w jakikolwiek sposób ci przeszkadzał - skomentował jej słowa, posyłając jej buziaka w powietrzu. - Nie oszukujmy się, nie pierwszy raz i nie ostatni jej nie będziesz miała - zauważył krótko. Bawił się piórkiem coraz śmielej postępując przy jej stopach. Widział jak walczy, jak ucieka, jak szuka drogi, jak się wstrzymuje i w końcu pęka. Pozwolił sobie na śmielsze drażnienie jej stóp, aż popłynęły jej pierwsze łzy po policzkach. Patrzył w te jej nieugięte oczy, nie zdradzając nic. Robiąc z samego siebie pustą skorupę na ten moment.
    - Nie - odparł tylko kontynuując torturę piórkową. - Zasłużyłaś sobie na to, ma pani - dodał chłodnym szeptem.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  16. - Oj Ennis, może i łykam... ale nie ja leżę przywiązany do łóżka i nie mam zbyt wiele ruchów - odparł krótko uśmiechając się do niej lekko i nawet gdy przestała zbyt wiele się śmiać, kontynuował swoje, aż po prostu mu się to znudziło. Wtedy wstał i przeciągnął się lekko.
    - Oczywiście, Ennis - dorzucił po chwili milczenia. - Lubię wszystko co dotychczas miałem - rozłożył lekko ręce. - Szczęśliwym człowiekiem jestem - wyszczerzył się do niej bioąc sobie teraz świeczkę i odpalając ją od swoich palców. Przez moment wpatrywał się w jej płomienie, a gdy wosku pojawiło się więcej, nadstawił ją nad stopę dziewczyny. Pozwalał by wosk kapał na jej palce, powoli, wręcz metodycznie przesuwając ją wyżej. Wosk znaczył drogę po jej kostce, kolanie, udzie aż do zasłoniętej brzoskwinki. Tam przez moment robił kółka zbliżając się do niej raz za razem coraz mocniej.
    - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał jej wprost.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  17. - Nie wiem czy zauważyłaś, ale ten stan nie potrwa zbyt długo - odparł krótko, po czym wreszcie dotarł do jej muszelki, by drażnić ją ciepłym woskiem. - Ależ ty jesteś domyślna - skomentował jej słowa o podniecaniu jej poprzez karę. - To najlepsze tortury. Obie strony mają z tego coś dla siebie - dorzucił, a jej kolejne słowa sprawiły, że klepnął ją mocno w muszelkę.
    - Mhm no jasne - rzucił chłodno. - Taka obeznana w ziółkach, a nie mogła pozbyć się bachora poprzez jedne z nich - zaśmiał się chłodno. - Nie pierdol od rzeczy - dodał jeszcze. - Gdyby było tak jak mówisz to nie pisałabyś tego listu. Na cholerę to było, hm? Nagle sumienie cię ruszyło? Nie rozśmieszaj mnie...

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie przejął się jej głupim gadaniem. Była kurwą. Niezbyt rozwiniętą jak się okazuje, skoro teraz miała aż tak wielki problem ze zdobyciem ziółek. Nie wierzył w żadnej jej słowo. Zwłaszcza teraz, kiedy przychodziła do niego z bardzo naciąganymi wymówkami. Dodatkowo sama potwierdziła jego przekonanie co do jej prawdomówności. Sama powiedziała, że jej nie mówi. Uśmiechnął się krzywo ponownie uderzając jej muszelkę.
    - Nie musisz - zgodził się z nią. - Jedyne co musisz to pozbyć się bachora - dodał, łapiąc ją za włosy i ciągnąc do tyłu jej szyję. - Zabić go niedoszła mamusiu - poklepał ją po policzku. - Tyleż trudu sobie zadałaś by się go pozbyć, a jedyną opcją jaką znalazłaś była Van Helga - zacmokał. - Zapytam raz jeszcze... bo może twoja przemiana zabrała ci mózg... cóż nie zdziwiłbym się - wzruszył ramionami. - Po co pisałaś ten list? Czego oczekiwałaś? - spojrzał jej prosto w oczy. - Tak trudno było poronić? Zabić noworodka? Trzeba było iść do Van Helgi? - zaśmiał się chłodno. - Miałaś tyle możliwości... i tyle miesięcy na pozbycie się problemu, a ty czekałaś aż bachor się urodzi - splunął jej w twarz. - Teraz się go pozbędziesz, razem ze mną. A ja chętnie... wymienię cie na niego u Helgi - dodał chłodno.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  19. Zmarszczył lekko brwi. Znowu pieprzyła od rzeczy. W żadnej chwili nie powiedział, że poszła do Helgi po ziółka. Stwierdził tylko, że była ona jej jedyną opcją, a ziółka olała. Tak po prostu. A ta łapała się czegoś, czego nie wypowiadał. Westchnął.
    - Już na głowę pada? Szybciej niż myślałem - żachnął się. - Zacytować ci list? Jeśli to czytasz to znaczy, że nie żyję, a dziecko ma Helga - skrócił go maksymalnie. - Widzisz kochanie... mnie nie interesują twoje pobudki, to po co do niej polazłaś... to jakie układziki z nią masz i to co zyskałaś bądź nie - rzucił znów klepiąc ją po policzku. - Mnie interesuje rezultat. Bachor u niej jest, a mi to nie pasuje - złapał jej pierś w dłoń i podsmażył kilka łusek na niej. - Ależ kochanie, nie mówię tego, żeby wzbudzić twą obawę. Informuję cię tylko o tym co będziemy robić - uśmiechnął się do niej krzywo. - Pójdziemy do Helgi i wymienimy was. Ja biorę bachora, a ty kończysz u niej - dodał lekko. - A jak nie wyjdzie... pomyślimy o planie B - dorzucił swobodnie. - Nie muszę wiedzieć - przysunął się do jej ucha i polizał ją po niej. - Nie potrzebuję znać twoich planów.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  20. - Zadałem ci pytanie o to dlaczego mi nie powiedziałaś - przypomniał jej tylko, skoro chciała bawić się w łapanie za słówka. Nie widział w tym żadnego problemu. - Odpowiedziałaś, że... nie miałaś czasu, bo szukałaś sposobu na pozbycie się dziecka. List jest jednoznaczny kochanie - mruknął zmęczony tą konwersacją. Usilnie próbowała wmówić mu, że to co zrobiła nie miało mniejszego lub większego powiązania z bachorem. Kręciła się jak mrówka w smole. Naprawdę miał wrażenie, że w tej chwili to nie on jest ograniczony, a ona.
    - Zdaję sobie sprawę z luk w planie - uśmiechnął się do niej lekko. - Ale widzisz... nauczyłem się dwóch rzeczy od Ardeiczyków - potarł o siebie dłonie i wstał. - Kto nie ryzykuje ten niczego nie osiąga... to numer jeden. A numer dwa... adrenalina jest doskonałym remedium na wszelkie zło - rzucił krótko, pół żartem pół serio. Po prostu w tej jednej chwili nie dbał o dziury w planie. Nie wiedział kto ją doprowadził do stanu, w którym się w danym momencie znajdowała, ale liczył na to, że był to jakiś mieszkaniec Fjelldod. Łut szczęścia by sie przydał, aby tym kimś okazał się ktoś wysoko postawiony. Na pewno ucieszy się, że będzie miał szansę dobić dziewczynę.
    - Nie potrzebuję twojego wsparcia, Rybko - zmierzył ją spojrzeniem. - Ale faktycznie, zaraz mi wypunktujesz to moje przejęzyczenie. Choć wydaje mi się, że myśleć mogę jak mi się podoba to masz rację. Sam wykombinuję plan B.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  21. - I właśnie to mi się nie skleja, Rybciu. Jest tyle sposobów na pozbycie się dziecka. Tyle sposobów... - wywrócił oczyma. - A ty utrzymujesz, że byłaś zbyt głupia i zbyt niezaradna na to by się za któryś wziąć - zauważył. - Tak, zakładasz w liście że jesteś martwa - zgodził się z nią. - Zakładałaś więc, że coś pójdzie nie po twojej myśli - pokiwał głową. - Chciałaś czegoś od niej. To też zdążyłaś zasugerować - skomentował. - Zakładałaś też z góry, że dziecko będzie w jej rękach. Nie ma tu żadnych niedomówień - westchnął, bo w tej chwili fakt, że ona uważała go za głupiego latał mu koło nosa. Sama robiła z siebie idiotkę. - Dziecko albo martwy płód - zaznaczył jeszcze. - Bo nie mogłaś znaleźć niczego innego. Taka biedna, taka niezaradna... ojej aż mi przykro - otarł z kącików oczu wyimaginowane łzy. - Zapłakałbym nad twym losem, Rybciu, ale jakoś trudno mi uwierzyć w tę twoją niezaradność - skomentował. Roześmiał się na jej kolejny komentarz.
    - I co ty biedna poczniesz w rękach takiego głupola - zacmokał wstając z miejsca. - Głodna? - zmienił temat.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie skomentował jej słów. Śpiewała teraz inaczej niż wcześniej, ale jemu już nie chciało się wierzyć w takie dyrdymały. Pewnie, poszła do Helgi w sobie tylko znanym celu i nie zauważyła że od pewnego czasu nie krwawi. Nie miała bladego pojęcia, że jest w ciąży. Musiałaby się tam udać na samym jej początku, a to nie wyjaśniało feralnego listu. Ewidentnie nie w smak jej były jego pierwsze założenia.
    Pokiwał lekko głową.
    - Dokładnie, Rybciu. Dla mnie liczy się rezultat - przytaknął jej tylko wstając z miejsca. Nie komentował też swojej nieomylności. Pokręcił tylko przy tym głową, po czym wyszedł na moment, aby powrócić z miską pełną pachnącego gulaszu. Nie powinna jej specjalnie drażnić. Pamiętał, że jadała głównie surowe ryby. Usiadł więc na podłodze by w milczeniu ją obserwować i wcinać swój własny obiad.
    - Jak sobie życzysz, Rybciu - mruknął tylko.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  23. Wzruszył ramionami.
    - Pytałem, a ty odmówiłaś - przypomniał ją, spokojnie wsuwając kolejną łychę do buzi i przeżuwając mięso porządnie zanim połknął. Obserwował ją dalej z delikatnym uśmiechem błądzącym mu po twarzy. - Tak, muszę - dodał odpowiadając na jej pytanie. - A co? Jednak głodna? - zapytał jej ponownie wsuwając kolejną łychę do buzi i oblizując ją przy tym z pasją. Jakże by inaczej. Trzeba było podrażnić tę kobietę.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi, przesuwając wzrokiem po pozycji w jakiej ją związał i wzruszył ramionami po raz kolejny.
    - Zabezpieczam się przed twoimi próbami ucieczki - rzucił tylko zajadając sobie dalej i nawet z pasją wylizując łyżeczkę. Zaśmiał się cicho na to zamknięcie przez nią oczu i kontynuował jedzenie. - Jak ładnie poprosisz to coś ci przyniosę - rzucił krótko. - Jakąś kaszkę, która na żołądku ci nie stanie.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  25. Kolejny miesiąc minął im dokładnie tak samo. Z tą różnicą, że nie chciało mu się jej za często torturować. Mimo to, wściekłość na nią mu nie przechodziła. Była po prostu głupią, kłamliwą bestią. Kajdany stały się jej codziennością, choć pozycje w jakich ją trzymał zmieniały się. W porach posiłku karmił ją sam, czasem tylko odczepiając jej jedną dłoń. Przynajmniej dopóki nie miała zbyt wielkiej siły. W momencie kiedy robiła się silniejsza, te momenty zostały kompletnie wyeliminowane. Nie rozmawiał z nią zbyt wiele. Nie chciał znów słuchać tych kłamstw. Nie potrafiła powiedzieć wprost, a jemu już nie chciało się znów słuchać bzdetów. Wilk cały i owca też.
    W tym czasie śledził również poczynania Fjelldod. Głównie uszami. Orientował się w sytuacji. W poczynaniach Helgi, bo ten dzieciak w jej rękach nie bardzo mu pasował. Nie rozumiał też, po jaką cholerę Ennis w ogóle fatygowała się z informowaniem go. Owszem list mówił swoje, ale on podskórnie czuł że mogło się kryć za tym drugie dno. Istniała też szansa, że ta chciała po prostu go wkurzyć. Jeśli tak było to udało się jej to.
    W końcu zdecydował się, że to jest ten czas. Wszedł do swojej sypialni i obrzucił ją, właściwie spojrzeniem, które nie miało w sobie w ogóle nic. Odpiął jej kajdany i odsunął się od niej, przysiadając na moment na krześle.
    - Wynoś się stąd - rzucił po prostu. Nawet miał zakusy wywiezienia jej do Fasach i pozostawienia w oddaleniu od wody, ale uznał że nie musi tego robić.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  26. Spojrzał po niej i wstał z miejsca podchodząc do niej bliżej.
    - Nie, to ty mi lepiej nie wchodź w drogę. Następnym razem zginiesz - odparł chłodno, odsuwajac się wówczas od niej. Nie lubił mordować, kiedy ktoś był bezbronny. Jasne, kiedy nie było wyjścia lub w ferworze walki zdarzały się takie sytuacje, ale jeśli miał wybór, nie robił tego. Zdecydowanie większą satysfakcję miał, gdy udawało mu się pozbyć kogoś w pełni sił. Nie zatrzymywał jej dłużej, odprowadził ją tylko wzrokiem, samemu wychodząc z własnego domu i obserwując ją dopóki nie zniknęła za horyzontem. Przezorny ubezpieczony.

    Klaus

    OdpowiedzUsuń
  27. Pobyt w Argarze niespodziewanie mu się przedłużył. Odwiedziny u Morgany, zabawianie Darcy, a także te mniej zabawowe rzeczy typu zdawanie raportów ze swoich odkryć czy kombinowanie jak tu utrzeć nosa Perunowi bez wydawania, kto taki ten nos mu uciera, ale z drugiej strony zrobienie tego na tyle subtelnie, by on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Miło było też pogadać z Febe i nauczyć się nowych rzeczy podczas operacji składania Gava. Czas upływał szybko na miłej zabawie, ale kiedyś wreszcie trzeba było ruszyć z powrotem. Tym razem zamierzał odwiedzić Fjelldod, ale żeby to zrobić musiał się dobrze przygotować, a wszystkie swoje bajery miał schowane w swej własnej chacie w Polszy. Co prawda mógłby wynająć sobie powóz, wziąć konia czy inne kopytne zwierze... ale w tej chwili nigdzie się mu nie spieszyło. Postanowił podróżować pieszo. Przynajmniej dopóki ten sposób podróży mu się nie znudzi.
    Noc zapadła dość szybko, więc rozbił swój namiot i nawet pokusił się o ogrzewanie rąk przy płomieniach, gdy usłyszał nierówny krok, a chwilę później do jego obozu wpadła kobieta, błagając o pomoc. Zamrugał kilkakrotnie dalej ogrzewając dłonie przy ognisku.
    - Chodź, chodź - wstał ze swojego miejsca i zbliżył się do kobiety, by ukucnąć tuż przy niej i dźgnąć ją palcem w policzek. - Tu boli? - zapytał jej robiąc zatroskaną minę. - Ojej, jakoś zaradzimy - pogłaskał ją po główce i zaprosił do pieńka który stał przy ogniu. - Tak się składa, że praktyka mi się przyda - dorzucił machając lekko głową. Zauważył otarcia na jej nadgarstkach i kostkach. Wyglądały na świeże, ale w swej świeżości były dość łagodne... najwyraźniej oprawca kobiety niespecjalnie chciał ją skrzywdzić. Przynajmniej takie wrażenie sprawiały te jej rany.
    - Nic się nie martw. Opatrywanie ran to moja specjalność - zapewnił ją wypinając pierś do przodu i ruszając do swojego namiotu po potrzebne mu przedmioty. - Siadaj, ogrzej się i opowiadaj cóż takiego cię spotkało, biedaczysko małe...

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  28. Słuchał jej słów przygotowując odpowiednie mieszanki ziółek. Robił pastę, która łagodziła ból i nie powinna zrobić jej krzywdę. Posmarował nawet fragment jej ciała, niewielki, próbką maści czekając trochę, aby upewnić się że żadna wysypka jej nie wyjdzie. Odmierzył również trochę bandaża i przeciął go na cztery różne fragmenty. Cały czas kiwał głową ze współczującą miną. Co prawda kobieta niewiele mu zdradziła, ale mogło być to spowodowane szokiem. Zresztą nie mogła mieć pewności czy on ma dobre intencje. Był w stanie to zrozumieć. Burczenie w brzuchu sprawiło, że przeniósł na nią wzrok.
    - Ależ nie ma za co - zapewnił ją swobodnym tonem. - Niestety fatalnie trafiłaś - zacmokał nieco. - Ja tu przy sobie nie mam żadnego jedzonka - poinformował ją, robić przy tym bardzo żałosną minę. Tak żałosną na jaką było go stać. Pociągnął przy tym nawet nosem i sięgnął do jej dłoni, aby posmarować otarcie maścią i zabandażować je delikatnie.
    - Co ja biedny pocznę - podrapał się po głowie. - Gdybym tylko wiedział, że taka piękna dama raczy do mnie dołączyć - pokręcił lekko głową. - A tak?! - klepnął się w czoło otwartą dłonią. - Głupi... głupi egoista - splunął w bok. - Jeszcze 20 minut temu trafiłabyś na wspaniałą ucztę. Miałem cały zapas jagód... ale mój żołądek domagał się pokarmu - wyjaśnił jej zabierając się za drugi nadgarstek.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  29. Kobieta mogła dostrzec w oddali wielki dom w środku puszczy, otoczony namiotami. Widać było towarzystwo... Dziwnie nie przypominające Loredańczyków. Sami mężczyźni, wszyscy zaaferowani, ustawieni w kole... W kole pośrodku którego, mówił jeden mężczyzna, białowłosy, o dwóch różnych oczach, przemawiający głośno, w dziwnym języku, niezrozumiałym dla nikogo z tego świata.
    Kiedy zapytała czy to naprawdę on, krąg rozstąpił się, a po środku był... Ten nowy Pius, stojący w czarnej kolczudze ze złamanym mieczem w ręku. Widząc Heimurinkę, przechylił głowę na bok, a widząc harpun...
    — Jhofforexji jniavor a'thatajaparii... Hufarii... — rzekł rozkazującym tonem, a kobietka mogła poczuć, jak jest podnoszona, a właściwie delikatnie uniesiona do góry, po czym zostaje położona na barkach dwóch mężczyzn, którzy wraz z Piusem ruszyli do izby demona.
    — Nie poznałem cię, Enn. Ale widzę, że nie tylko ty lubisz raz na jakiś czas zmienić ciało. Zaraz cię naprawię. Tylko oddychaj. Spokojnie. Będzie dobrze. Wpadłaś w najlepsze łapska. Moje.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  30. Namiestnik przybył konno około dwie godziny po tym, jak panienka przekazała wieść o swoim przybyciu. Młodzian zmienił się nie do poznania, nosił ornamentalne szaty, złotą biżuterię... Jego skóra przybrała niebiesko-szarą barwę, paznokcie wydawały się czarne, niczym ze szkła... Łysa głowa komplementowana była jedynie przez szkarłatne spojrzenie. "Abominacja", bo tak go nazywali bojaźliwi, zeszła z konia w towarzystwie dwóch husarów i trzech janczarów, mężczyzna pachniał tak samo jak wcześniej... Ale inaczej.
    — Widzę, że ciebie także życie pokieryszowało, Ennis. Wyglądasz jakbyś miała piętnaście lat, wiesz? — zapytał, rozbawiony. Nawet jego głos zmutował, był ostry, lecz niski... — Czyżbyś przyjechała spłacić swój dług, jakim były moje konie i mój dobytek? Nie wiem czy jesteś wypłacalna... — szepnął, mrużąc oczy, a wojowie na koniach patrzyli na nią groźnym wzrokiem. Widocznie uprzedził ich, że kobieta jest niebezpieczna.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  31. — Winszuję autorytetu... W końcu jestem geniuszem... A może ci jednak współczuję? Kto wie? — zachichotał, puszczając jej oko, otworzył swoim ziomkom drzwi, a ci położyli ją na stole w salonie, opuszczając dom Imperiusa.
    — Wyznawców? To moi poddani. Jestem księciem, pamiętasz? Po prostu nie z tego wymiaru. Co nie znaczy, że nie mogę ich ściągnąć tutaj... Szczególnie, gdy Polsza rusza wojskami. — stwierdził, z nutą powagi w głosie, po czym sięgnął do swego nesesera medycznego. Przygotował bandaże, gazy, nić do szycia... — Kto cię tak upierdolił? I gdzie mogę ich znaleźć? Muszę im przybić piątkę... Ty mi zabrałaś życie, ja ci je zaraz uratuję... Z tego co widzę, En... Jesteś mi dłużna. — dodał, a jego oczy rozbłysły złotem, kiedy począł wycinać harpun światłem, by tylko kotwiczka została w jej ciele.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  32. Spostrzegł to jak go obserwuje. Jak uważnie patrzy na jego ruchy. To nie był wzrok zlęknionej dziewczyny. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Mimo to postanowił pójść w ten dziwny teatrzyk. Przynajmniej tak to wszystko mu wyglądało. Uśmiechnął się do niej i znów poczochrał ją po włosach.
    - Nie masz za co dziękować - poinformował ją teraz opatrując jej kostkę. Nałożył tam maści dość sporą dawkę, po czym zaczął bandażować i ją. - Och no nie wiem, bidulko - spojrzał na nią z wyraźną mieszaniną w oczach. Zrobił przy tym przepraszającą minę. - Wybacz moja droga, nie znamy się. Nie mam pewności czy mnie we śnie nie zabijesz - zacmokał wstając na chwilę i przeciągając się. Zrobił kilka szybkich przysiadów rozprostowując swoje kości i podparł się pod boki.
    - Jaką możesz mi dać gwarancję, że nie okradniesz mnie, nie naślesz jakichś pacanów na moje obozowisko, nie poderżniesz mi gardła czy nie udusisz we śnie? O rozczłonkowaniu już nawet nie wspominając - pogroził jej palcem. - Nie ugotujesz, nie podetniesz mi żył czy nie wbijesz szponów w samo serducho? - wymieniał kolejne rodzaje śmierci. - Moja lista jest długa.. jeszcze nie wyeliminowałem nawet połowy śmierci, jakie mogłabyś mi tu zgotować - pogroził jej palcem przed nosem.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  33. Mieszko widocznie nie był w nastroju do żartów.
    — Dość chimeryczna. Dobre sobie. Przez ciebie straciłem cały towar, to co się nie porozbijało, to zabrali bandyci. Skazałaś mnie na dwa tygodnie głodówki, wiesz, mała? — spytał, stając przed nią tak, by dominować nad nią wzrostem, patrząc jej przy tym w oczy. — Kurwa mać, Ennis. To jest bardzo zabawne, że posyłasz do serca po defacto drugiego człowieka w kraju, tylko po to, żeby powiedzieć, że ci się napsociło. Jak możesz mi się przydać? Konkrety. Mów. — rozkazał, a kobieta mogła poczuć... Delikatny ucisk w głowie, w swego rodzaju aurę dominacji, chęć wygadania się Mieszkowi... Tylko Mieszkowi.
    — Przeszukajcie ją. Zobaczcie czy nie ma pochowanych broni. — rozkazał, a wojacy podeszli do Enn, bezpardowo obmacywali jej całe ciało w poszukiwaniu broni, jak i szczęścia w macaniu. — Mów czego chcesz. Nie mam czasu na gierki.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  34. — I co robisz, żeby ten dług wdzięczności spłacić? Pakujesz się znowu w tarapaty? — spytał, z cieniem frustracji w głosie, tajemniczo się uśmiechając, gdy oczy błyszczały szczerym złotem. — Ciesz się, że ugrzęzło w żebrze, a nie je spenetrowało, bo byś się wykrwawiła, albo gorzej... Kaszlałabyś do końca życia z krwią w płucach. — dodał, a zwinne palce ruszyły do jej boku, starannie, lecz boleśnie usuwając hak z jej żebra... A wtedy oczy rozbłysły mocnym światłem, rybcia mogła poczuć palenie w boku, to, jak rana brutalnie się zasklepia, a Pius pada na kolana... Westchnął głośno, przecierając pot z czoła. — Trochę energii życiowej... Ci oddaję... Obyś miała coś dobrego w podzięce, ty mała mendo. — szepnął, owijając jej ranę gazą przemywając ranę. Piekło i to mocno. Ale czasem trzeba przecierpieć - taka była opinia Piusa.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  35. No właśnie. Nie mogła mu dać tej gwarancji. Westchnął przeciągle. Niespecjalnie mu się to uśmiechało. Kontynuował jeszcze chwilę z tymi różnymi śmierciami, gdy ta wspomniała o odejściu. Uśmiechnął się do niej wówczas i sięgnął po bimber by nalać jej trochę ognistego płynu do czarki.
    - Możesz zostać i wypocząć - zgodził się spokojnie, chowając swoje bandaże i resztę maści z powrotem do namiotu. Sobie również nalał trochę trunku i przysiadł tuż przy ogniu, swobodnie popijając alkohol. - Dokąd się udajesz? - zainteresował się, by trochę zagadać swą towarzyszkę.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  36. Mieszko westchnął przeciągle, podniósł dłoń do góry, by oznajmnić, że mogą przestać ją obmacywać.
    — Zatem zapraszam. Ale wybacz, nie możesz wejść do mojego kraju. Nie jesteś człowiekiem. Dekret ojca, nic osobistego. — zarechotał, po czym ruszył w stronę pobliskiej karczmy, w której się posilła. Tam, kazał wszystkim zebranym opuścić przybytek, by zasiąść przy stole, naprzeciwko Ennis. Karczmarza też wygonił, żołnierze zabezpieczali wejścia... Byli sami.
    — Z czym zatem do mnie przychodzisz, droga Ennis? Czas to pieniądz, pamiętaj, a ja nie lubię marnować pieniędzy. Ani ich wieszać.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  37. — Wiem, dlatego cię pośpieszam. — dodał, odkażając już kompletnie ranę, a ta poczęła się samoistnie, powoli goić. To swędziało. — Po pierwsze, to nie rozpierdol mi stołu, bo sam go sobie zrobiłem, a po drugie, postaraj się na razie tego boku nie dotykać. Za tydzień nie będzie nawet blizny. — dodał, opierając się dłońmi o blat stołu, wzdychając ciężko, jakoby włożył w procedurę sporo energii witalnej. — Kreatywna? Co masz na myśli? — spytał, patrząc prosto w jej oczęta.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  38. Zmarszczył lekko brwi. Czyżby nie miała nikogo? Nie miała dokąd się udać? Nie miała rodziny ani przyjaciół. To wydało mu się dość dziwne, mocno nie spotykane, ale znów... postanowił mentalnie machnąć na to ręką i pozwolić się wodzić za nos. Trochę rozrywki przyda się każdemu. Upił kolejny łyk alkoholu, śmiejąc się z jej miny.
    - Wyglądasz jak taki srający kotołak - znów zerwał się na nogi i do niej podszedł kucając i robiąc odpowiednią minę . - Aż tak ci nie smakuje? - zacmokał, zabierając jej kubek i wlewając jego zawartość do tego swojego. - No to przecież nie będziemy tego marnować - dodał wstając i podając jej dłoń. - Chodź tu nieopodal jest strumień. Możemy napełnić bukłak wodą, może nawet uda ci się upolować jakąś małą rybę - zaproponował, choć wydawało mu się to mało prawdopodobne w tej okolicy i przy tak płytkim strumieniu. Mimo to chciał zobaczyć czy chociaż łowić potrafiła, a i sam chętnie sprawdziłby swe własne umiejętności. Zabrał ze sobą trunek i poprowadził dziewczynę we wspomniane miejsce.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  39. — Wystarczy, że straciłem swoje pierwotne ciało, pamiętek mam niemało. — odparł, uśmiechając się szerzej, kiedy tylko z satysfakcją obserwowała swój bok. — Kilka dni chociaż, żeby się zaskplepiło i zrosło. Nie ma co utrudniać swojemu organizmowi, prawda? — spytał, przysiadając się bliżej, z rozmarzonym spojrzeniem patrząc na sufit. — Chyba tak. Moje małe księstwo się tu tworzy. Nawet Lerodańczycy nie mają mi za złe... Wystarczyło wytłumaczyć, że chcę ich bronić i już nie mają żadnych przeciwskazań co do moich wyznawców.
    — Wytęż umysł, En... Przecież wiesz, co lubię najbardziej. — dodał, czując, jak jego serce przyśpiesza, gdy pomyślał o swojej dziewczynie. — Na pewno ciekawi mnie, jak twoje łuski się chowają do ciała. To musi być niezły widok, szczególnie w nowym ciele...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  40. — Podobno jadłaś tu wcześniej. Ne zmieniaj tematu. — westchnął, widocznie niezadowolony, że musi tu z nią siedzieć. Z drugiej strony, wywiad był przydatny. Tego zaprzeczyć nie mógł.
    — Niech przyjdą. Zobaczymy, czyja noga może się powinąć. To że są nieumarli, nie potrzebują wody, powietrza, jedzenia, nie znaczy, że nie płoną zajebiście szybko i efektownie. — dodał, uśmiechając się nieco, patrzył prosto w oczy heimurinki. — Mam go w sobie, En. Polsza już umie je wykorzystywać. Chyba długo nie byłaś na lądzie, co? — spytał, ukazując jej dziurę w swoim sercu, w którym teraz wszczepiony był kamień, który wyglądał, jakby się rozrastał. — Coś jeszcze przydatnego? Mów dalej.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  41. — A może to ja jestem w dobrych rękach? Nigdy nie wiesz... — zarechotał, przecierając swą rumianą twarz dłonią. Cóż mógł rzec, Onyx akurat poszła do wioski, nie pamiętał za bardzo kiedy miała wrócić... Ale zbliżał się wieczór, więc znając ją, albo szuka zleceń, albo przeczeka ten wieczór gdzieś w gospodzie.
    Przygryzł wargę, obserwując to, jak łuska sama się chowa pod skórą.
    — Jestem ciekawski, nigdy się temu nie przyglądałem. — dodał, spoglądając z rozmarzeniem na jej piersi. — Pokaż mi się cała, Enn... — pokiwał głową, patrząc jej w oczy z przygryzioną wargą. — Wymyśliłaś już coś ciekawego?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  42. — Kto miałby zmieść nas ze sceny? — spytał, bezpośrednio, a jego czerwone źrenice ścisnęły się, niczym kurwiki. — Gadaj. Jeśli masz mi dać jakąkolwiek informację, muszę to wiedzieć. Ty coś wiesz, widzę to... — zmrużył oczy, gdy wspomniała o planowaniu wojny. Tylko głupek by tego nie zauważył, to nie tak, że Perun maskował ślady. W spojrzeniu Mieszka natomiast pojawiła się... Niepewność. Zupełnie, jakby namiestnik nie był do końca lojalny koronie. Widocznie słabo ukrywał swe emocje, nie był doświadczony w maskaradzie i grze o tron. — Proszę... Powiedz...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  43. Obserwował ją uważnie, to jak odkrywa swe ciało, jak łuska znika w ciele, na rzecz delikatnej skóry, idealnego ciałka, jakie posiadała... Wyglądała tak młodo... A jednocześnie pociągająco. Nie mógł się na nią napatrzeć, to jak hipnotycznie zerkała mu w oczy, jak bez wstydu rozsiadła się tak, by widział wszystko... Aż oblizał spierzchnięte wargi, gdy zbliżyła swe własne, przez co gorący oddech musnął jej usta.
    — Kusisz... — odparł, poczynając odpinać zbroję ze swojego cielska, przez co metal spadał na podłogę. — Tylko trzymaj kły, płetwy i zęby przy sobie. Nie chcę powtórki z rozrywki w zaświatach... Chodź, Enn... Zrobię z ciebie kobietę... — szepnął, po czym wpił się w jej usta z językiem, całując ją namiętnie, jak dawno nie widzianą kochankę... Którą z resztą była.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  44. — Tylko z jednym? — spytał, drapiąc się po łysym czerepie. O kim mogła mówić? Przecież Perun był ojcem, to nie o to jej chodziło, nie spędzał z nim czasu, no chyba że w lochach. Ale raczej nie o to chodziło. — Pius? Ale on jest w Lerodas. Siedzi w lesie i rucha co popadnie... — rzekł, z niedowierzaniem, patrząc jej w oczy. Zaczerwienił się. — Chcesz być lojalna mi, czy Polszy? Wisisz dług mi, czy Polszy? Więc nie zadawaj durnych pytań, bo ja i Polsza to jedno i to samo. Długofalowo, przynajmniej. Gadaj co wiesz, muszę wiedzieć co może pokrzyżować plany mojego ojca.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  45. — Nie zabij mnie, tylko tego oczekuję... — szepnął, bo mowy o grzeczności były zbędne, sama o tym z resztą wiedziała. A on? Dwa dni temu, w tej pozycji siedziała naga Onyx, gotowa, mokra... Zrobił to co wtedy, złapał za nogi Ennis delikatnie, tak, by nie naruszyć jej rany, by rozłożyła nóżki tak, by jej krocze wypinało się w jej stronę. Sam pozostał jedynie w bieliźnie, kiedy wyrwał się z jej stęsknionych ust...
    — Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie podkochujesz z tymi całusami... — zarechotał rubasznie, zniżając się, patrząc w jej oczy, by przywrzeć wargami do jej nagiej cipki, poczynając wylizywać ją z pasją, powoli, radośnie chłeptając językiem łechtaczkę, wargi sromowe, jak i wejście, koniuszkiem delikatnie wsuwając się tak, by poczuć jej nowe wnętrze... — Rzeczywiście... Dziewica... — splunął do środka szparki, po czym wpił się wargami we wzgórek, zasysając się na łechtaczce boleśnie...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  46. Westchnął, widząc, że zdradził jej za dużo. Podrapał się po głowie, myśląc, jak tu wyjść z tej sytuacji...
    — W Lerodas. Wiesz coś. I nie mówisz. — dodał, widząc to jej zaskoczenie. — Wiedziałabyś coś o tym. Ty lubisz wiedzieć. Połączone wojska Argaru, Heimu i Fjelldod by nas nie pokonały, jesteśmy jebanym hegemonem słynącym z podbojów, handlu i wojska. Myślisz, że dlaczego na Mathyr nie ma wojen? Bo Polsza trzyma wszystkich za mordę. Co wiesz, Enn? Powiedz, a... Wynagrodzę cię. — dodał, przesuwając palcami dłoni po jej stópce, delikatnie zaczynając ją pieścić.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  47. Pius mruknął cichutko, rozkoszując się smakiem jej soków... Była taka delikatna, cudnie mokra... A on lizał ją, bez opamiętania, pieścił guziczek pod wzgórkiem oblizywał szparkę końcówką...
    — Miałem dużo praktyki... — szepnął, wskazując jej kobiece buty stojące w salonie. Pokazał jej rubaszny uśmiech, wracając do wylizywania cipki, chcąc, by Enn zapamiętała ten drugi... Właściwie pierwszy, ale drugi... Pojebana sprawa z tym dziewictwem, jak się tak zastanowił, to... — Ty też mnie rozdziewiczyłaś w nowym ciele... — stwierdził, językiem sunąc w górę, do jej brzucha, po czym zassał się na jej piersi, patrząc w żółte oczy Ennis, gdy jego męskość w bieliźnie napierała na jej nagą szparkę.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  48. — W teorii, to dziwne, że nikt nas jeszcze nie najechał... A nie, czekaj... Grube mury, największa armia na świecie... — wyliczał, kontynuując masaż, patrząc, gdzie to ich zaprowdzi. — Zapłacę ci. Gruby mieszek złota. Taki, że ledwo go uniesiesz. Co ty na to?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  49. — Pewnie będzie cię chciała zabić, więc... Cóż, teraz to i tak już po ptakach... — szepnął, wpijając się ustami w jej szyję, całując ją namiętnie, powoli, z fantazją rozsuwając jej uda najbardziej jak to było możliwe. Biodrami naparł na jej biodra, przesuwając sterczącym kutasem po jej wilgoci. — Mam nadzieję, że w nowym ciele nie zapomniałaś jak mnie wydoić ze wszystkich soków, maleńka... Odmłodziło cię, wiesz? — zachichotał, skubiąc jej uszko w podzięce za skubanie jego ucha. Ucałował ją, po czym oparł się o jej czoło, patrząc jej w oczy, masturbował jej łechtaczkę palcami w rytmie jej dłoni...
    — Chcesz, żebym w tobie trysnął, Enniś?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  50. Mieszko westchnął, patrząc na nią wyczekująco. Sięgnął do swojej torby, po czym położył na stole gruby miech złotych monet. Ten aż uderzył w stół, pod kontaktem z nim.
    — Najpierw mi powiedz co wiesz, a potem mi powiedz dlaczego ci mokro. I lepiej mów prawdę w obu kwestiach, bo to sprawdzę. Szczególnie twoją wilgoć. — zarechotał.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  51. — Nie zamierzam się powstrzymywać, małolatko... — odparł, dalej skubiąc jej ucho, by zsunąć bieliznę do kostek, przez co mogła zobaczyć jak twardy był przez jej dotyk na długim, szerokim penisie... Wtedy podsunął się do niej. cmokając prosto w jej usta, kradnąc każdy możliwy pocałunek z językiem... A męskość dotknęła jej wejścia, napięła je...
    — Zatem cię zaleję, moja kochana... Chcesz sama się rozdziewiczyć, czy ja mam to zrobić? Mocno, wolno, szybko? Brutalnie? — pytał, namiętnie patrząc jej w oczy, gdy gruba główka napinała jej błonkę dziewiczą, grożąc mocnym wejściem...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  52. Zmrużył oczy, słuchając jak krowa na kazaniu. Cóż. Sam się nie spodziewał, że Argarczycy mogą importować swoich ziomków. Żył w przeświadczeniu, że to istoty, które nie do końca mają jak wrócić do swoich światów. Widocznie był w błędzie.
    Podsunął mieszek pieniędzy do jej rąk, kiwając głową.
    — Właśnie uratowałaś tysiące żyć. I nie mówię tu o Polszanach. — westchnął, rozglądając się wokół. — W takim wypadku, chcę, byś dla mnie pracowała. Dowiedz się o tych importowanych argarczykach. A co do dominacji... Jestem bardzo zestresowany. Gdybyś chciała się wyżyć... Wiesz, gdzie mnie znaleźć. — dodał, gilgocząc delikatnie jej łydkę.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  53. — Dobrze, Enn... — szepnął do jej ucha, po czym zaparł się o stół, patrząc jej prosto w oczy, kiedy męskość rozdarła jej błonę, a on sam zaczął powoli penetrować jej biedną cipkę, bez opamiętania patrząc jej prosto w oczy, kiedy stykali się czołami... — Ciaśniutka... Co ty ze mną robisz Enn? — spytał, całkowicie zapominając o tym, że był płodny... No i że ona chyba też, w nowym ciele... Ale to było nie ważne. Ważne było to, że poczuła jak jej nowe ciało cierpi od jego penetracji...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  54. — Może i masz rację Enn.. — westchnął, powoli patrząc na to, jak szykuje się do wyjścia. — Cóż. W takim wypadku zbierz informację i przyjdź tutaj. I też mnie przywołaj. Jeśli powiesz komukolwiek, co tutaj robisz... Zajebię cię. Bez rezurekcji, En. Po prostu spłoniesz żywcem. Wiedz, że służę Polszy. Tej prawdziwej. Sprawiedliwej. Pokojowej. Tyrania i mnie doprowadza do szału.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  55. — Bo nie zrobiłaś tego specjalnie... Ale teraz mi się odpłacisz za ten cały burdel... — szepnął, wsuwając dłonie pod jej pośladki, by unieść ją delikatnie ponad stół, nadziewając ją na olbrzymiego chuja coraz to mocniej, sapiąc jej prosto w usta... — Wolę, żebyś obciągnęła mi po tym, jak w tobie dojdę, kwiatuszku... — szepnął, po czym z furią zaczął naparzać biodrami o jej krocze, mokre klaśnięcia słychać było w całym obozie, bo ciasnota Enn spowodwoała, że raczej długo Pius nie wytrzyma...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  56. — No nie wiem... Kilka długów masz mi do spłacenia, Enn... — szepnął z nieukrywaną rozkoszą. Czuł jak mocno go uciska, jak bardzo jest ciasna... Wpił palce w jej pośladki, by ponownie ją pocałować. Chciał nachylić kobietkę tak, by penis wbijał się w jej punkcik... Co było dość trudne, patrząc na jej nowe ciało, chyba jeszcze go nie wyczuł.
    — Zaraz trysnę, maluszku... — jęknął płaczliwie, zasysając się na jej szyi, powtrzymując się do samego końca, bo czekał, aż ona skończy.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  57. — Co ty nie powiesz... Enn w wielkim świecie, z wielkimi długami... — zachichotał nieco, podnosząc jej pośladki do góry, nabijając ją po prostu w powietrzu... Kiedy rozkazała mu, Pius po prostu puścił całą kontrolę, oparł czoło o jej własne, patrzył jej w oczy, kiedy sperma tryskała w jej łono, nieświadomy konsekwencji tego, co właśnie zrobili. Wtulił ją w siebie, pomimo własnego szczytu, poruszył się jeszcze i jeszcze, wszystko po to, by doszła wraz z nim.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  58. Spojrzał na susz, mrużąc oczy. Przez chwilę przeleciało mu pytanie o powikłania z kryształem, ale skoro kobieta wiedziała o sproszkowanych kamykach, to pewnie jej to nie szkodziło. Zwinął bagienne ziele i schował je do kieszeni.
    — Dziękuję. A ty się pilnuj. Graj tak jak grasz... Pod moją opieką biedna nie będziesz. A kto wie, może i całe Mathyr zyska na naszej konspiracji. Tylko głęba na kłódkę. Zrozumiano?

    MIESZKO

    OdpowiedzUsuń
  59. Odsunął się od Ennis, czując jak i ona dochodzi z cudownym drżeniem ciałka... Aż pochwycił jej uda, czując jak te od samego dotyku uciekają na boki, jak dziewczyna w nowym ciele jest wyczulona... Wcześniej mógł ją dusić, a ona śmiałaby się w jego oczy... Teraz wydawała się być filigranowa, delikatna... Takiego też całusa jej zaserwował, prosto w usta.
    — Musisz sprawdzić Enniś... Wiesz jak lubię... — dodał, wychodząc z jej pusi, obserwując jak sperma wypływa z niej brutalnie... Aż zagryzł wargę z przyjemności. — Wpadaj częściej... Widzę, jak się stęskniłaś za mną...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  60. — Gdyby tylko ty? Co masz na myśli? — spytał, posłusznie opierając się o blat stołu, gdy naparła na niego z inencją zaspokojenia... Zachichotał nawet, od jej pieszczot, przygryzania... A po chwili sapnął, wbił paznokcie w stół, czując jak opiekuje się jego sterczącą męskością...
    — Enn... Ja pierdolę... Robisz mi ochotę na kolejną rundę... — jęknął perwersyjnie, nie odrywając oczu od jej źrenic...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  61. — No nie wiem, nie wiem, Enn... Teraz w nowym ciałku... Wyglądasz zniewalająco młodo, wiesz? — spytał, łapiąc dłonią tył głowy heimurinki, by powoli głaskać ją, jakby w nagrodę za fenomelnalnego lodzika. — Ją też mam ci rozdziewiczyć? Wiesz, że ja z chęcią...


    Piis

    OdpowiedzUsuń
  62. — No widzisz. Ja natomiast... Trochę w zaświatach się postarzałem, wiesz? Wysłałaś mnie na trzyletnią wycieczkę po najgorszym możliwym wymiarze... — szepnął, dając jej się wycałować, wypieścić. — Właściwie, to muszę ci podziękować. Przed śmiercią byłem jedynie lekarzem i brygandą... Teraz? Teraz jestem księciem.— dodał, chwytając ją jak lalkę za żebra, posnosząc do góry, by wpić się w jej wargi, zlizać spermę z jej sokami, lubieżnie zabierając je z jej języka.
    — Nie patrzyłabyś mi tak w oczy, gdybyś mnie nie uwielbiała... Chodź tu. Rozdziewiczę cię do końca. — dodał, ciągnąc ją tak, by rękoma oparła soę o blat stołu, wtedy rozsunął jej pośladki... Ennis poczuła jak podniecony przez nią kutas dotykał jej wejścia, a gładka główka delikatnie zanurzyła się w jej odbyt. —Ciasna jak nigdy... — szepnął, poczynając się w nią zagłębiać.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  63. — Dziwne nie? Oboje patrzymy na siebie jak na mięso... — dodał, samemu sycząc z rozkoszy, jaką sprawiała mu ciasnota jej szparki... Powoli, głęboko, zanurzał się głębiej, szybciej, w końcu cała główka wcisnęła się do środka.
    — No już już... Bo jeszcze będziesz musiała dosiąść księcia jak rumaka... — zarechotał, łapiąc dłonią jej szczękę, wsuwając kciuk do jej ust, by miała co ssać, kiedy rozpoczynał pieprzyć jej odbyt powoli, by czuła każdy jego ruch po stokroć...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  64. — Mam spore biodra, które możesz dosiąść... Na co czekasz, co? — spytał, naginając się do jej ucha, skubiąc je, gdy kutas powolutku zanurzał się do samego końca, gniotąc jej ścianki z każdej strony, a powolne ruchy widocznie mu się spodobały. A raczej to, jak Ennis na nie reagowała, to drżenie bioder było zjawiskowo rozpalające...
    — Widzę jaka chodzisz spięta... Nie chcesz może trysnąć, maleńka? Mamy cały wieczór...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  65. — Proszę... — szepnął, wychodząc z niej powoli, by na chwiejnych nogach położyć się na podłodze, ze sterczącą męskością, pulsującą z podniecenia... Patrzył na nią z dołu, z wgryzioną wargą. — Sama je weź... Skurw mnie, Enn... Wiesz dobrze, że oboje tego chcemy... A ja pomogę ci trysnąć, słońce...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  66. Całe to wyczekiwanie spowodowało, że penis podskakiwał radośnie, drżał od jej języka, dotyku, pieszczot... Wsunął się wtedy w jej cipkę, sapiąc głośniej przez jej wilgoć, jak i fakt, że sperma nadal z niej wypływała...
    Oparł się dłońmi o podłogę, by zbliżyć się do jej twarzy, duszenie przyjmując z wystawionym językiem, oczekując na jej ruchy.
    — Mocniej Enn... Użyj mnie jak dildo so jebania...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  67. Niesamowita satysfakcja spływała na Piusa, gdy kobieta wzięła go za lejce, ujeżdżała tak dobrze, jebała tak mocno... Zobaczył gwiazdy przed oczyma, Ennis wiedziała co na niego działa, jak doprowadzić go do błogości szybciutko...
    Sapnął z wrażenia, gdy tylko zeszła z jego prącia, aż płaczliwie jęknął.
    — Wracaj... Jeszcze mnie nie skończyłaś, kotku... — dodał, samemu wiodąc dłonią pomiędzy jej nogi, pomagając jej stymulować się po guziczku tak dobrze... Drażnił jej wejście, jej szparkę, dalej po nim skakała, całował ją po karku... — Spuść się maleńka... Chcę spróbować jak smakujesz...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  68. Z radością wykonał jej polecenie, dwoma palcami dokańczając to, co zaczęła, powoli pierdoląc jej cipkę tak, by jej soki w końcu wyleciały z niej pod ciśnieniem...
    Wtulił ją siebie ramieniem, macając ją po piersi, po kobiecości, powoli, łapiąc w dłoń sok, gdy sam całował ją po karku powoli, z uczuciem...
    — Widzisz Enn? Podkul nóżki... Muszę zalać twoją dupcię... — szepnął skubiąc płatek jej ucha, a biodra demona poczęły niekontrolowanie poruszać się do przodu i do tyłu, podrzucał ją tak, by prącie wybijało się w jej macicy, by czuła go całego, by czuła go mocno... Był silniejszy, bardziej wytrzymały w tańcu rozkoszy...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  69. Sapał głośno do jej ucha, z każdym podrzutem czuł smak słodkiej agonii, zwiastun spełnienia... Nieważne, że podrzucał ją na sobie, że walił sobie konia jej tyłeczkiem... Było mu tak dobrze, tak cudownie, tak wspaniale... Aż sapnął z radości, klepiąc się po jądrach, by spuścić się prosto w jej odbyt...
    — Doch-odzę... Znowu!

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  70. — Hmmm... Jak tak teraz mówisz, to dużo przeruchałem tych, którzy przyszli do mojej klinki... — pokiwał głową, leżąc we własnej spermie... Zerkał co chwilę na jej brzuszek, napuszony od spermy, aż oblizał się delikatnie jakby wiedział o czymś, o czym ona nie wiedziała.
    — W razie co, wpadaj częściej... Raczej po dzisiaj będę singlem... Więc mogę cię nawet przekimać u siebie... — dodał, trącając jej stopę swą stopą.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  71. — Może... — dodał chłodniej, zastanawiając się chwilę nad sensem istnienia.
    — Właściwie... Pewnie, obmyj się w mojej łaźni. Woda i tak jest wygrzana... — dodał, cmokając ją w polik. — Ale idź sama, bo znowu cię wyrucham, a padam na ryj... — rzekł, kładąc się twarzą na kanapę... Wyssała go ze wszystkich sił witalnych. Kolejna sukkubica... Zasnął słodko, nawet nie ostrzegając o tym, że robi drzemkę.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  72. Widząc Ennis, Pius uśmiechnął się szerzej, oddając delikatny pocałunek. Cóż rzec, też się stęsknił za nią i za jej ciałkiem. Buziak na dzień dobry jej nie wystarczył, złapała jego szczękę, jego szyję...
    Demony stojące obok dobyły oręża, a Pius podniósł rękę.
    — Khiiijavak. — rzekł po swojemu, a zbrojni opuścili miecze i halabardy, rozchodząc się w lesie. Akurat stali przy stole bitewnym, na otwartym terenie, z mapą Lerodas z zaznaczonymi punktami zainteresowania.
    — Nie mówiłaś mi, że możesz mieć dzieci... Byłaś wcześniej nieumarła. Miałaś ciepłotę ciała. Wiem, bo sprawdzałem w każdej dziurce... A co? Zaszłaś, kochana? — spytał, nachylając się do niej, tak, by nadziała się pazurami na jego szyję. — Po części to twoja wina... To ty mnie zabiłaś... Gdyby nie to, nie zreinkarnowałbym się w płodnym ciele, pączusiu...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  73. Zarechotał rubasznie, patrząc jej głęboko w oczy.
    — Może i wiedziałem... Może fantazjowałem... Wiesz, byłaś bardzo napuchnięta po mojej spermie... — dodał, mimo krwi, która spłynęła po jego szyi, pochwycił jej kosmyk włosów, by okręcić go sobie wokół palca.
    — Więcej niż jeden, Ennis... Wiesz, mój związek przez to legł w gruzach... Ale warto było. Powtórzyłbym to raz jeszcze... I jeszcze... — tym razem to jego ręka znalazła się na jej gardzieli, a twarz była blisko tak, że mogła czuć jego oddech na swych wargach.
    — Rób co chcesz. Sram na to. Idę na Polszę. Idziesz ze mną, czy beze mnie... Tego już nie powstrzymasz. Zabij mnie teraz, a wstanę silniejszy. Za każdym, jednym razem.... — dodał, cmokając jej usta, mrucząc przy tym... To nie był ten sam Pius, którego poznała... Niepewny swej drogi, czegokolwiek wokół. Roztaczał aurę pewności siebie, absolutnej pewności... Nie mrugał nawet, gdy pierdolił ją samym wzrokiem na tysiąc sposobów...
    — Tylko chcę nadmienić, że z moim bachorkiem jesteś teraz silniejsza niż kiedykolwiek... Upadły niebianin w twoim brzuchu może być bardziej przydatny, niż sądzisz... — dodał, szepcząc jedynie, oczekując aż to ona zrobi kolejny ruch.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  74. — Wina leży po obu stronach. — odparł, puszczając jej gardło, odchodząc od kobiety, by oprzeć się o stół z mapą. Ziemia niczyja rzeczywiście była dla nich niebezpieczna. Przesmyki, ciasne przejścia... Nie pomyślał wcześniej o logistycznym przedsięwzięciu, jakim było przejście z demonami przez Lerodas.
    — Szczerze mówiąc? Nie idę na Polszę z tą armią. Według estymutów, jest tysiąc do jednego, na moją niekorzyść. Miałem... Plan, żeby granica była dla Polszan niedostępna z tego powodu, dla którego jest niedostępna dla nas. Rozbicie paru oddziałów jest łatwe pod osłoną nocy... Oblężenie murów z północy natomiast... To już inna kwestia. Dlatego, raczej musielibyśmy się przedostać przez mury inną metodą... — dodał, spoglądając na kobietę tajemniczym wzrokiem. — Demony nie przejdą. Ale ludzie? Moi kultyści? Nie bez powodu rozsiewam plotki o samym sobie... Póki co mam garstkę wyznawców za murami. Jeśli jednak strach.... Spowodowany tym, że z bitwy wrócił tylko jeden koń.... Cholera. Mogliśmy zostawić jeńców. — walnął pięścią w stół, rozczesując swe włosy. — Jak tylko zostanę cesarzem, dam ci funkcję mojej doradczyni, Ennis... Masz to jak w banku. Dziękuję za ostrzeżenie. — dodał, chwytając za cyrkiel, rozwinął mapę Mathyr na cały stół, szukał jakby jednej luki...
    — Wrócimy do rozmowy o dziecku zaraz... Wiesz może, gdzie mur Polszy jest najsłabszy? — spytał, z błyskiem w oku.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  75. — Pewności nigdy nie ma, Enn. Sama z resztą wiesz. — odparł, drapiąc się po głowie, zaczesując przydługie włosy w tył, gdy tylko wpadła mu głupia myśl do głowy. — Ciekawiej by było zawładnąć nad ludnością Polszy, gdyby pojawił się wśród nich ktoś, kto potrafi leczyć przewlekłe rany, ktoś, o boskiej sile, boskich zdolnościach... Z tego co wiem, chcą zrobić z namiestnika Polszy jakiś symbol religijny... A co, gdyby ukraść mu to miano... Stać się tym zbawcą, lekarzem, liderem... Poprowadzić bunt przeciwko koronie... — myślał głośno, pomysł wydawał się być conajmniej niebezpieczny. — Czyli ewentualne oblężenie musiałoby się zacząć z Fasach. Słodko. Słyszałem, że prysznice brane w Fasach to przesypywanie piasku pod dupie i skrobanie tego, co odpadnie...
    — Mogę zrobić z ciebie doradczynię od razu. Pomóż mi zdobyć Polszę, a twym największym problemem będzie magazynowanie całego złota, które rzucę ci pod stopy. — stwierdził, podchodząc do niej, gdy przysiadła na stole. Oparł dłonie po obu stronach jej bioder, po czym uśmiechnął się szerzej.
    — Dlatego potrzebuję ciebie... Znasz te wejścia. Te i inne. — dodał, składając pocałunek na jej piersi okrytej łuską. — Aczkolwiek musiałabyś mnie jeszcze wiele nauczyć o tych... Wejściach, Ennis...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  76. Wypad po sadzonki nie był jego pierwszym, więc poszło mu to w miarę sprawnie. Nawet lubił te spacery. Teren znał już całkiem dobrze, więc łatwo odnajdywał skróty, a nawet pozwalał sobie na wybory nieoczywistych, mało uczęszczanych ścieżek. Zaczynał lubić pracę dla Walwana. Nauka u niego była przyjemnością, a to że zielarz liczył się z jego słowami pozwalało mu na coraz częstsze i pewniejsze wyrażanie swej opinii, a nawet propozycje ulepszeń mieszanek mężczyzny. W granicach rozsądku oczywiście i przy wcześniejszym obgadaniu pomysłu. Nie wychylał się zbyt mocno, bo wciąż miał w głowie słowa o poprzednim uczniu Walwana. Ta sprawa dalej pozostawała dla niego tajemnicą, a Yerbe zdawał się nabierać wody w usta, za każdym razem, gdy on sam próbował się czegoś dowiedzieć. Póki co postanowił zaufać własnym przeczuciom i po prostu łapać byka za rogi. Żył chwilą.
    Wszedł do domostwa dość pewnym krokiem i obdarzył przybyłą krótkim spojrzeniem, po czym podał kosz z sadzonkami Walwanowi.
    - Nie było stokrotki złośliwej, więc wymieniłem ją na lawendę leniwą (xDDD). Podobne działanie ma, tylko bardziej śmierdzi - poinformował go, dopiero teraz przyglądając się dziewczynie z zainteresowaniem. Jej błękitna skóra niczego mu nie mówiła, tylko oczy miała jakieś takie znajome. Przekręcił lekko głowę patrząc na nią nieco bardziej nachalnie. Trybiki w jego głowie kręciły się w zawrotnym tempie, ale nie potrafiły do końca przypisać oczu do konkretnej osoby. Zdecydowanie znajome tęczówki miała.
    - My... się znamy? - zapytał trochę niepewnie, odruchowo chowając się trochę za Walwanem. Cóż... przezorny ubezpieczony.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  77. Uśmiechnął się szeroko na ten krótki komplement ze strony Walwana i zamrugał zaskoczony, gdy kobieta również coś takiego stwierdziła. Zmarszczył lekko brwi odruchowo chowając się trochę za Walwanem. Tak tylko trochę, by mieć pewność, by mieć pewność, że nic mu się nie stanie. Mimo wszystko nie przepadał za takimi sytuacjami i chyba nigdy ich nie polubi. Patrzył na nią ostrożnie z coraz większą podejrzliwością rosnącą w sercu. Na pytanie Walwana zerknął na mężczyznę jakby chcąc go powstrzymać, ale nie zdążył. Kobieta wyraźnie się zmieszała, a potem padło jej imię.
    - Ennis? - powtórzył po niej blednąc na twarzy. To przecież było niemożliwe. Miała nie żyć. Już ją pochował. W myślach i sercu. Pochował ją... a ta przecież w ogóle jej nie przypominała. Nic a nic. Była jakaś taka... inna. Łagodniejsza wyglądem może... Zacisnął mocno drżące wargi. Tylko te oczy... aż mu się niedobrze zrobiło. Zobaczył ducha. Kobietę, która przyszła go gnębić nawet po swej śmierci. W innym ciele. Zanim zdołał powiedzieć cokolwiek jeszcze czy zrobić jakiś gest, ciemność zabrała go w swe objęcia. Stracił przytomność.

    Aci xD

    OdpowiedzUsuń
  78. Przeleżał nieprzytomny jedynie kwadrans, ale pobudka wcale nie była przyjemna. Skrzywił się nieco i pomasował swoje skronie, bojąc się rozglądać dookoła. Ta dziwna istota, która podawała się za Ennis musiała mu się przyśnić. Ulokował wzrok w Walwanie, który krzątał się po kuchni. Miał się nawet odzywać, ale potem znów ją dostrzegł. Potrząsnął głową raz i drugi, ale nie rozpływała się w powietrzu. Ostrożnie wstał i zbierając wszystkie resztki odwagi podszedł do kobiety i złapał ją za policzki rozciągając je. Znienacka oczywiście, bo przecież na pewno by mu sie to inaczej nie udało. Zacisnął wargi. Poklepał ją po głowie, uszczypnął w bok.
    - Jakaś taka... żywa jesteś - skomentował. - Trzeba tu grubszej sprawy... - zacisnął mocno wargi. - O duchu Ennis, oddaj to ciało niewinnej osóbce, której je zabrałaś - padł przed nią na kolana. - Oddaj, już mnie ukarałaś...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  79. Odruchowo cofnął się trochę, gdy kucnęła upewniając się, że Walwan dalej jest z nimi i czuwa. Mimo wszystko dalej się trochę obawiał. Oddychał nieco szybciej, patrząc na nią i słuchając jej słów. Zacisnął mocno wargi.
    - Miałaś nie żyć - przypomniał jej tylko. - Zostawiłaś ten cholerny list - dodał patrząc na nią oskarżycielsko. - Nie chciałaś mnie znać - dorzucił jeszcze, krzyżując ręce na swej klacie. - Nie chciałaś przyjaźni... - burknął zagryzając mocno wargi. Patrzył jej prosto w oczy, szukając w nich fałszu. - Nie gadaj, że chciałaś mnie znaleźć... to tylko słowa, żeby było mi lepiej - mruknął.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  80. Zmarszczył lekko brwi patrząc na nią z niedowierzaniem.
    - Czekaj... czekaj... ty myślałaś, że jak będziesz oschła... to ja będę miał lżej? - zamrugał kilkakrotnie i prychnął z niedowierzaniem. - To trzeba było tak od początku robić a nie po czasie. Ja się łatwo przywiązuję do osób i... - zacisnął mocno wargi. - ...głupia jesteś po prostu - stwierdził wzdychając ciężko. Wstał zaraz na równe nogi i odetchnął głęboko. Nie dopytywał o badania, które jej robił Walwan ani o żadne wyniki tylko przyglądał jej twarzy z ciekawością.
    - Tak to nie działa... no chyba, że byłabyś bardzo okropna, a nie byłaś.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  81. - Nie umiesz - zgodził się z nią i dmuchnął sobie w grzywkę, po czym mocno ją przytulił. - Cieszę się, że żyjesz - uśmiechnął się do niej słabo, po czym zmarszczył lekko brwi i wzruszył ramionami. - Nie wydawał mi się jakoś specjalnie niebezpieczny. Taki tam grajek - mruknął i pokręcił lekko głową. - Powiedziałem mu, że dałaś mi list dla niego i tyle. Nawet za dużo nie rozmawialiśmy - dodał zaraz. Nie zamierzał przecież kolegować się z każdym. Nawet jeśli na takiego wyglądał. - Nie będę go specjalnie szukał, ale... - spojrzał po niej uważnie. - ...dlaczego mam go unikać?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  82. Oczy poszerzyły mu się z przerażenia już na samym początku jej wypowiedzi.
    - Jak to umarłaś? - zapytał jej drżącym głosem. - Jak umarłaś? Kto cię zabił? - chciał wiedzieć. - Dlaczego cię zabił? Czym się naraziłaś? - zadawał kolejne pytania, bo chociaż uwielbiał Ennis to wiedział, że ona wcale taka święta nie była. Sama jeszcze chwilę temu nazwała się demonem. Tortury jakie znosiła sprawiały, że z każdą chwilą robiło mu się niedobrze.
    - Jakie dziecko? - spojrzał na nią z przerażeniem. - Czemu miałabyś zabijać niewinne dziecko? - rozmasował sobie serce. - O... ale nie myśl sobie, że... że... ja się tak łatwo dam - bąknął. - Przecież ty... ty... - pokręcił lekko głową. - Nie umiesz w relacje, więc pewnie... pewnie miałabyś gdzieś... - wzruszył ramionami, bo jakoś nie chciało mu to przejść przez gardło. To że Ennis mogłaby mieć gdzieś co się z nim stanie. Zwłaszcza, po tym co przed chwilą powiedziała. - Nie jestem aż tak głupi, żeby się podkładać - bąknął jeszcze czerwieniejąc na twarzy. - Nie myśl, że... nie będę cię już teraz męczył swoją osobą, bo jakiś rudy ma coś nie tak z głową...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  83. Nie dopytywał o szczegóły, bo i on sam nie chciał zostać oszukanym. Zacisnął za to mocniej wargi i słuchał. Zgrzytnął zębami na wieść o dziecku i spojrzał po Ennis trochę bardziej ostro.
    - To dziecko nic wam nie zawiniło. Ani tobie, ani jemu - fuknął nieco zły za takie podejście do malucha. - Gdzie jest teraz? Dziecko? - zainteresował się. - Ja... - wygiął swoje palce. - Zajmę się nim - stwierdził nagle. - Ze mną będzie mu lepiej niż tam u... - skrzywił się bo wyprawa do Helgi, a przynajmniej do Fjeldod gdzie dziecko potencjalnie mogło jeszcze żyć wcale nie byłaby taka łatwa... ale gdyby poprosił o pomoc Onyx? Podrapał się lekko po głowie. Ona i ten jej partner zbrodni mogliby dać radę... Zaczął intensywniej nad pomysłem kminić, gdy padły kolejne słowa i aż musiał zamrugać patrząc na nią z niedowierzaniem.
    - Czy ty właśnie przyznajesz, że... że jesteś moją przyjaciółką? - zapytał jej z iskrzącymi się z radości oczyma. - Czemu? Bo byłaś... jesteś... taka jak ja - zagryzł mocno wargi. - Zagubiona, szukająca drogi, próbująca się odnaleźć.. - wzruszył lekko ramionami. - I wcale się ze mnie nie śmiałaś... - dodał jeszcze.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  84. - Dziecko nie jest po to by się przydawało - mruknął cicho. - Dziecko nie jest przedmiotem - zacisnął delikatnie wargi. - Ono teraz tego nie rozumie, ale za jakiś czas zrozumie... będzie wiedziało, że nie było kochane - wymamrotał w ogóle nie przekonany co do jej argumentów. - Zresztą, skoro tobie to nie przeszkadza... nie obchodzi jego los za bardzo... to tym bardziej nie będzie ci przeszkadzało, że będzie u mnie - uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie zamierzał odpuszczać pod tym względem. Nie, od kiedy poznał Kevusię i kochał ją miłością bezgraniczną. Nie wyobrażał sobie, by jakiś maluch... o którym wiedział, miał nie zaznać takiej miłości.
    - Moje cele i życie... - powtórzył po niej i wzruszył ramionami. - I tak je wszystkie wykonam. Z dzieckiem czy nie... - dorzucił spokojnie. Klasnął w dłonie zadowolony, że wreszcie przyznała fakt niezaprzeczalny i jeszcze raz odruchowo ją uściskał. Lekko, krótko ale jednak. Zaraz też się odsunął i popatrzył na nią z zaciekawieniem.
    - Dokąd? - zainteresował się, po czym podrapał lekko po głowie. - To jest... zapytam, bo mamy pewne plany z Walwanem i nie wiem czy będzie czas, ale... jeśli będzie to chętnie - wyjaśnił jej swobodnie, by zerknąć na mężczyznę i zacisnąć mocno usta kiedy dotarło do niego to co ten przekazywał.
    - Z rudym? - zapytał jej zaraz i skrzywił się. To będzie kolejne nieszczęśliwe dziecko... jeśli tylko pojawi się na świecie. Jedno do odzyskania i drugie do zabrania i wychowania... robiło się to dość kłopotliwe. Spojrzał na Walwana.
    - Będzie trzeba tu mocno popracować nad poważną antykoncepcją - powiedział krótko.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  85. - Niczego takiego nie oczekuję - zapewnił ją spokojnie. Nie wiedział czy Ennis polubi czy pokocha dziecko. Czy się do niego zbliży czy też nie. Czy będzie dla niej dalej obojętne. Nie wiedział i nie chciał zakładać żadnej wersji. - Tylko... - spojrzał na nią. - Jeśli będzie ze mną to nie ma krzywienia się na jego widok - pogroził jej palcem przed nosem. - Ani wyzywania - dodał jeszcze. - Chłodne traktowanie okay, ignorowanie...okay, ale bez złośliwości - poinformował ją stanowczo. - Nie dam się zabić, ale nic ci nie powiem. Na razie mam pewien pomysł... a czy się uda, zobaczymy - szepnął więcej nie wchodząc w szczegóły. Uśmiechnął się na wieść o oceanie i pokiwał szybko głową. - Bardzo chętnie - zapewnił ją. - Ale... ja no dobrze nie pływam - przypomniał sobie czerwieniejąc nieco na twarzy. - O... nauczysz mnie tego? Chociaż trochę? Akane próbowała ale kiepska z niej nauczycielka... - odchrząknął. Odetchnął głęboko słysząc, że nie z rudym. Nie była zgwałcona... całe szczęście. Pokiwał lekko głową i zacisnął mocno wargi, gdy Ennis zapytała o sposób na usunięcie ciąży. Mimo, że mu się to nie spodobało utrzymał język za zębami. Ennis miała do tego prawo, a on nie powinien się w coś takiego wtrącać. Spojrzał na Walwana wdzięczny za jego kolejne słowa i wstał by wziąć sobie jakieś ziółka na uspokojenie galopujących myśli.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  86. Pokręcił lekko głową.
    - No nie wiem... - mruknął, co do tego, że będzie gorszą nauczycielką. - Ty przynajmniej... no wiesz, mam pewność że umiesz tak dobrze pływać, że jak się będę topił to mnie wyciągniesz - zauważył. U Akane tej pewności nie miał. Pewnie, wiedział że dziewczyna pływać potrafi, ale czy byłaby w stanie utrzymać siebie i jego? Czy byłaby w stanie szybko zareagować, gdyby był daleko od niej? Tej pewności nie miał, a brak pewności to wielka panika z jego własnej strony.
    - Nie myślę - odparł szybko, patrząc jednak gdzieś w bok. No przecież nie zostawi dzieciaka bez pomocy, jeśli Ennis zdecyduje się na poród. Upił łyk ziółek i spojrzał na Walwana. - Ale to nie będzie dla ciebie problem? - zapytał. - No bo ja się będę bawić, a ty harował... - odchrząknął. - Może chociaż pomogę z pacjentami i wtedy pójdziemy? - zaproponował patrząc to na Walwana a to na Ennis.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  87. — Wiem, że jest jakąś abominacją. I że mój kult z nim rywalizuje. Często ich mylą nawet... — dodał, przechylając głowę na bok. To czego mogła chcieć, jeśli nie złota. — Władza, informacje? Co cię interesuje, En... Tylko odpowiedz szczerze, a nie lecisz w kulki... Nie musisz zakładać przede mną maski, przecież wiesz. — dodał, zbliżając się do jej twarzy, by oddać całusa z nawiązką... Przy swoich ludziach. Widocznie się nie wstydził.
    — Jakich ludzi proponujesz, żebym zebrał? Ludzi z Fasach? Z Lerodas? A może Polszan? — spytał, podsuwając się jeszcze bliżej... Skoro miał być jej przerwą w wędrówce, postanowił, że Enn się troszeczkę zgubi na szlaku... I to w jego oczach...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  88. Chłopak popatrzył na nią jakoś tak trochę dziwnie, gdy rzuciła o braku pewności co do wyciągania go w razie wypadku z wody. Zagryzł mocno wargi i wzruszył ramionami, po czym odetchnął głęboko.
    - No to zginę... najwyżej będziesz mnie miała na sumieniu - pociągnął nosem, ale raczej w dość teatralnym geście, aby pokiwać lekko głową a propo podrzucania mu dzieciaka na wychowanie. Najwyżej zrobi się profesjonalnym opiekunem do dzieci. Da radę.
    - Świetnie - ucieszył się, że będzie miał coś do zrobienia podczas tej przygody i jakoś pomoże i Walwanowi. Nie miał nic przeciwko zbieraniu różnych okazów. Może sam pozna coś ciekawego? Na tych wodnych znał się znacznie mniej niż na lądowych. Brak umiejętności pływania było tu głównym tego powodem. - Hm? Ja? - zdziwił się i wzruszył ramionami. - Ja po prostu takich lubię - wyszczerzył się do niej. - Takich kreujących się na wrednych, niedostępnych... ale i takich milusich z tajemnicami... chyba po prostu lubię "ludzi" - wyszczerzył się do niej.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  89. Acair uśmiechnął się do niej lekko i wzruszył ramionami.
    - Żyję, bo trudno jest mnie nie lubić - rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym pokręcił lekko głową. - A tak poważnie... - podrapał się lekko po głowie. - ...to dlatego, że jestem nieszkodliwy. Muszki bym nie skrzywdził - pokiwał głową. - Chyba, że muszę się bronić... ale to inna sprawa, co nie? - bąknął cicho, po czym zerknął na listę od Walwana i znów pokiwał głową.
    - Mogę zebrać też dodatkowe? - zapytał go, wpisując na listę kilka pozycji i pokazując mężczyźnie o co mu chodziło i znów zerknął na Ennis. - Poważnie? - zapytał jej. - O to... to wyruszamy jutro, a dziś możesz spać u mnie na łóżku - uśmiechnął się do niej szeroko. - Zrobię ci nawet jajecznicę... nie ma, że boli - pogroził jej palcem. - No tak chociaż trochę zjesz...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  90. Chłopak spojrzał po niej i uśmiechnął się nieznacznie, gdy rzuciła o zostawaniu przy szczęściu. Nie miał nic przeciwko temu. Zaraz też zwrócił swą uwagę z powrotem na Walwana. Skinął głową i klasnął w dłonie zadowolony, że może zebrać więcej.
    - Może Ennis też mi kilka nowych pokaże - rzucił swobodnie, zerkając na kobietę, a na pytanie o to gdzie będzie spał zamrugał kilkakrotnie. - Jeśli masz ochotę na przytulasy - wyszczerzył się do niej i ruszył z błyskiem w oku, by wpaść w jej ramiona i mocno się do niej przytulić. - To mogę spać z tobą w wyrku - dodał obejmując ją ramionami nieco mocniej. Dopiero gdy wspomniała o rybce zacisnął mocno wargi. - Bo... no wiesz... musiałbym rybkę zabić - podrapał się po głowie. - A jak spojrzę niechcący w ich oczka to nie dam rady. Będę chciał je wypuścić - zrobił się nieco bardziej czerwony na twarzy. - To uhm jajecznica - zatarł ręce i ruszył do kuchni.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  91. Nie komentował jej oddanego przytulasa, choć nie spodziewał się go właściwie wcale. Był raczej przygotowany na to, że Ennis go odsunie, nie pozwoli na przytulenie. Mile go zaskoczyła czynią odwrotnie. Prychnął pod nosem na wieść o kurczakach.
    - Nienarodzone to jeszcze pokarm - mruknął w odpowiedzi, odsuwając się od niej. - A na targu potrzebne są monetki... a no lepiej zdobywać pokarm samodzielnie - zauważył swobodnie. - O ale mogę ci zrobić zupkę z pokrzyw - klasnął w dłonie. - Albo inną zieleninę... - zastanowił się. - Jeśli nie masz ochoty na jajecznicę to jest - odchrząknął. - Uhm i jak załatwisz rybkę to ci ją też zrobię - skapitulował jeszcze.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  92. Wytrzeszczył oczy i zdzielił ją przez łeb, po czym konkretnie się naburmuszył.
    - Posądzanie mnie o takie rzeczy to jawna potwarz - oznajmił jej, bo chociaż wiedział że ta sobie żartuje to jakoś tak smutno mu się zrobiło. Przecież Kevusię kochał nad życie. Jak mogła stwierdzić, że ten pragnie zjeść jej nienarodzone dziecko? Pokręcił lekko głową i dmuchnął sobie w grzywkę.
    - Uważaj bo doprawię twoją porcję jajecznicy sproszkowanym korzeniem mandrarynki i spędzisz kolejny tydzień w wychodku - pogroził jej palcem przed nosem, po czym błysnął zębami w uśmiechu i zajął się rozbijaniem jajek. Spokojnie bawił się w kucharzenie, robiąc większą porcję co by i Walwan i on sam jeszcze się do tego najedli.
    - Byłaś kiedyś na pustyni? - zagadnął ją, bo przecież mogła kroczyć tamtymi ścieżkami.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  93. — Graj jak uważasz. Po prostu składam ci realną propozycję, znamy się już długo... Wiem że w pewnym stopniu jestem w stanie ci zaufać. Weź tyle czasu ile potrzebujesz, Enn... A ja zastanowię się, jak stać się mesjaszem Mathyr, by to wszystko miało ręce i nogi. Bez armii, bez kryształu, bez wsparcia z zewnątrz... W obliczu wojny. — westchnął, zaciągając włosy do tyłu, by te nie wchodziły mu do oczu. — Moje maski? Na tym etapie nie posiadam żadnej... Bo wszystkie wrosły mi w oczy. — poruszył śmiesznie brwiami, jakby chciał zwrócić uwagę na swe dwukolorowe tęczówki, jakby bramy do duszy, której już z resztą jako demon nie posiadał. — Moje talenty nie ograniczają się tylko do oddychania pod wodą... — rzekł, a fioletowe oko błyzło, przez co Pius nagle zmanifestował się przed Ennis w formie... Peruna I. Jak we własnej osobie, z ubraniem, wzrostem, pieprzykiem na poliku... Dokładnie tak, jakby nagle pojawił się znikąd.
    — Jako że umiem oszukiwać umysły wokół... I zaginać światło na swe żądanie... Zmiana skóry wydaje się nadwyraz przydatna, nie uważasz?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  94. — Najpierw ogarnę jak przejść przez ziemię niczyją. A raczej, jak ją obejść... — stwierdził, podsuwając się nieco, jako Perun przygryzł nieco palec, którym śledziła mu po twarzy.
    Nagle, światło błysnęło, a przed Ennis stała... Druga Ennis, niczym odbicie w lustrze. — Ciekawe... Wydajesz się być naprawdę... Zjawiskowa w tej perspektywie.- rzekł Pius, głosem Heimurinki, aż przesunął dłońmi po swoich iluzorycznych piersiach... — Myślisz, że jakbyśmy się teraz bzyknęli, to byłaby forma masturbacji dla ciebie, rękoczynu, lub rękodzięła dla mnie?

    Pius? XD

    OdpowiedzUsuń
  95. — Zawsze mogę wmieszać się w tłum, podżegać rebelię, postawić się w miejscu zbawiciela... Zniszczyć Polszę od zewnątrz... — stwierdził, patrząc złotymi oczyma na Ennis. — Coś nie tak, mon stou? Czyżbyś zakochała się sama w sobie? Uważaj... Miałem pacjenta, który prawie zmarł od samozachwytu... — dodał, kładąc dłonie Enn na swoich udawanych piersiach, te były... Jak najbardziej ficzyczne i prawdziwe. — Nie taka podróba, jak sobie wyobrażasz... Aż mi się mokro zrobiło, moja droga...

    Pius??? ENN???

    OdpowiedzUsuń
  96. — Oczywiście że tak... Lubię cię. Pomimo wszystkiego co nam się przydażyło... — dodał, podsuwając się bliżej, a przez dotyk kobiety zarumienił się, tak jak ona, gdy pierwszy raz dotknął ją na jej ciele...
    — Mo stór, to nie imitacja. Rzeczywistość jest pod moje dyktando. Moja płeć jest płynna. Mokro mi... Naprawdę. — szepnął, cmokając ją po szyi, a dłoń na podrzuszu poczuła wilgoć, ciepło na łusce... Zaprawdę, Pius kształtował rzeczywistość pod siebie. — Po prostu wyglądam jak ty... A odczucia... Kusi mnie, żebyś spróbowała mi pokazać to i owo...

    Piunissa xD

    OdpowiedzUsuń
  97. Już miał odpowiadać zgryźliwie na ten komentarz. Rzucać coś o tym, że nie będzie w stanie myśleć nad złośliwością kiedy trafi ją takie mocne wypróżnianko, ale zamiast tego odetchnął głęboko i przeciągnął się.
    - We względu na twój stan - pogłaskał ją po brzuszku. - Oszczędzę ci tego - stwierdził w końcu. - Rozumiem, że mogłaby to być niefortunna sytuacja, a odwodnianie się w ciąży... mogłoby przynieść dużo złego - mruknął jeszcze i westchnął przeciągle, bawiąc się teraz swoją jeszcze nieusmażoną jajecznicę.
    - Nic z tych rzeczy - zaśmiał się lekko. - Moi rodzice nie żyją, a siostra nie chce mnie znać. Nie sądzę by była zachwycona - zerknął na nią i wzruszył ramionami, wylewając jajka na rozgrzaną patelkę i pilnując by zbyt mocno się nie ścięły. - Zastanawiałem się tylko czy... - dmuchnął sobie lekko w grzywkę i zaczerwienił nieco. -...czy nie wiesz co się tam zmieniło i takie tam - zagryzł nieco wargi.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  98. Popatrzył na nią z jakimś takim smutkiem w oczach i westchnął przeciągle na ten jej komentarz o dziecku, aby zaraz zepchnąć to gdzieś na bok i z fascynacją dotknąć jej ramienia, by poobserwować to co faktycznie robiła.
    - Niesamowite... - stwierdził, przesuwając palcem po jej kropelkach wody i smakując ich. - I wcale nie są słone - pokiwał lekko głową. - Przy tobie to nawet nikt z pragnienia by nie zszedł - dodał jeszcze, szybko wracając do jajecznicy.
    - Hm? - wzruszył ramionami. - Niepotrzebny - zgodził się z nią i pokręcił zaraz głową. - Nie trzeba. Niedługo i tak zamierzam tam się udać - uśmiechnął się do niej szerzej i dokończył jedzonko, rozkładając je na trzech talerzach. - Smaczego - rzucił do niej, po czym poszedł z talerzem Walwana do jego miejsca pobytu aby i on dostał porcyjkę.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  99. Pokiwał głową na pytanie dziewczyny, po czym po powrocie zaprosił ją do swojego pokoju i sam usiadł na krześle ze swoim talerzem w dłoniach. Zaczął wcinać jajecznicę, ciesząc się że mógł chociaż trochę ugościć Ennis.
    - Na tej wyprawie... pokażesz mi trochę swojego świata? - zapytał jej z błyszczącymi oczyma. - Tak odrobinę tylko... - zaproponował. - Znaczy bo w sumie nie wiem jaki jest teraz twój świat... przypominasz taką no takiego owada co się przemienia w piękną istotę - mruknął. - To znaczy ty zawsze byłaś piękna, ale no... no wiesz o co chodzi... nie?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  100. Ukrył twarz w dłoniach. No gadanego to on nie miał, gdy chodziło o komplementy. Z drugiej strony mógł uchodzić za tego, który ma najbardziej oryginalne komplementy świata. Spojrzał na nią przez swoje palce.
    - Wykorzystać? - zapytał. - To z góry mówię, że lepiej nic bolesnego, bo ja szybko mdleję i ból... no nie lubię bólu - poinformował ją. Pal sześć, że mogła to teraz wykorzystać. Nie zdradzał nic czego kobieta by się nie domyślała, gdy chodziło o jego osobę.
    - Mhm to dobrze - odetchnął słysząc to zapewnienie. - A zgadywanki lubię - zgodził się weselej. - Jakie zgadywanki? - zainteresował się nieco podekscytowany. - Coś specjalnego mam wziąć ze sobą?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  101. - Ale to był innego rodzaju ból - wyjaśnił jej, kończąc i swoją porcję jajecznicy. - No wiesz niby fizyczny, ale taki jakiego się spodziewałem... a na przykład jak złamię sobie żebra i ktoś je nagle nastawia to boli jak diabli. Albo jak skręcę kostkę... no boli fatalnie... to inny ból - mruknął, chociaż wyjaśnienie mogło być fatalne. On różnicę odczuwał i nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Odstawił swoja miskę na bok i wyszczerzył się do niej.
    - No to zrobię ci rybkę jak będziemy w trasie... jak jakąś złapiesz to jest - odchrząknął. - Bo ja... ja też je łapię ale nie mogę patrzeć w oczy... bo jak zobaczysz te smutne oczyska... to przecież nie idzie zostawić takiej rybci i jej zeżreć - wzdrygnął się nieco.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  102. Knucie planów było świetną rozrywką, ale czasem potrzebował od tego wszystkiego odpoczynku. A czym byłby odpoczynek bez rundki po tutejszych karczmach? Czym byłby relaks bez dobrego jedzenia i wyśmienitego trunku? Nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
    Wszedł więc pewnym krokiem do jednej ze swoich ulubionych karczm i przeskanował wzrokiem, jak zwykle, pełne pomieszczenie. Wyhaczył nieznajomą, którą o dziwo kojarzył i ruszył do baru. Wraz z dwoma drinkami podszedł do jej stoliku i bezceremonialnie przysiadł się do niej, podsuwając jej jednego drinka.
    - Witaj piękna nieznajoma - rzucił z szelmowskim uśmiechem na twarzy. - Promieniejesz. Przy naszym ostatnim spotkaniu wydawałaś się być zlęknionym zwierzątkiem i uciekłaś zanim zdołałem dokładnie cię poznać - puścił do niej oczko. - Cóż się zmieniło?

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  103. Lico Piusa zmorfowało się z powrotem w białowłosego wagabundę, a mężczyzna pokręcił głową.
    — Tylko jedno ci w głowie. Łańcuchy, bicze... A co powiesz na ciepłe objęcie kochanka? Nie zniosłaś już wystarczająco krzywd? Poniżenia? Nie wiem, czy chcę cię zakuwać, lub dysrespektować... — dodał, przesuwając palcami po jej popielastych włosach. — Może po prostu widzę w tobie więcej niż objekt seksu, co? Jakby nie patrzeć... Kobieta mnie zostawiła przez to, że się do ciebie zbliżyłem... Ahh, bogowie, co to może oznaczać, Enn? — spytał, z błyskiem w oku.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  104. Sato złapał się teatralnie za serce i zamrugał kilkakrotnie.
    - Okraść mnie? - zatrzepotał rzęsami. - Mnie? - zacmokał z wyraźną dezaprobatą, robiąc zaraz przy tym minę zbitego psa. - Biednego włóczęgę, co to za groszem goni? - pokręcił lekko głową. - Toż to cios w samo serce... - westchnął przeciągle łapiąc za swój kufel i upijając potężny łyk. - Nie przypominam też sobie, by cokolwiek z mojego skromnego dobytku zniknęło, więc słaby z ciebie rzezimieszek - dodał jeszcze błyskając zębami. - Och no poza moją godnością, ale ta już dawno poszła w siną dal - wyciągnął z kieszeni chusteczkę i pomachał nią swej godności, jak i otarł "łzy". Pokiwał głową na podziękowania.
    - Zawsze do usług - skłonił się jej lekko, wracając do swego trunku. Tym razem długo trzymał alkohol w usta, smakując go zanim przełknął. - Nie mniej, raduje mi się dusza, że już nie planujesz mnie okradać. Chyba, że chcesz teraz uśpić mą czujność - zacmokał znów. - Ale nie... - machnął zaraz dłonią. - Nie miałabyś czego okradać, a te kilka srebników i tak za chwilę skończy tu w knajpce - pokiwał lekko głową. - No dobra, zlękniony zwierzaczku, nie potrzebujesz może pomocy? Towarzystwa? Pokoju? - poruszał zabawnie brwiami.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  105. Nie chciał wiedzieć co się stanie z oczyma tej biednej rybci. Oj zdecydowanie nie chciał tego wiedzieć. Drążenie też jakoś nie bardzo się mu widziało. Przytaknął więc jej tylko, po czym zagryzł mocno wargi.
    - Zostawiłaś mnie tam to po co miałem dłużej zostawać? - zapytał jej z rozbrajającym uśmiechem. - Czasem się tam jeszcze pojawiam... nawet popracuję kilka dni, ale... tak, chyba tak. Na rzecz tego miejsca - pokiwał lekko głową i zarumienił się nieco. - I ludzi, którzy tu mieszkają - dodał zaraz.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  106. Spojrzał na nią lekko wydymając policzki.
    - Tu nie o to chodzi czy byłaś mi niezbędna... tylko potrzebna - dźgnął ją w bok. - A ty tak o po prostu postanowiłaś sobie odejść i słowa nie powiedziałaś... a ja... ugh no przyjaciele tak nie robią - mruknął tylko, biorąc poduszkę spod jej głowy i wciskając w nią twarz. - Kompletnie tego nie ogarniasz... - dodał jeszcze wzdychając ciężko i pokręcił lekko głową. - Tu jest Grima i Kevcia... znaczy były, teraz poszły sobie, ale pewnie wrócą za jakiś czas - pokiwał lekko głową. - Pius siedzi niedaleko, no i jest Walwik... - zacisnął mocno wargi. - Walwik ma dużą wiedzę... i pracujemy nad czymś razem - wzruszył ramionami. - Walwik jest kochany i uroczy. Potrafi przytulić jak jest źle - spojrzał na nią i odwrócił wzrok. - Tu jest dobrze.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  107. - Przede wszystkim nie znikają bez śladu - spojrzał po niej. - No wiesz przynajmniej uprzedzają o dłuższym zniknięciu... bo ja wiem że masz swoje życie i nie zawsze będziesz obok. To w porządku - zapewnił ją szybko. - Ale no tak zostawiać bez słowa, potem przy kolejnym spotkaniu się próbować kłócić, a potem oczekiwać że listy będę dostarczać? - pokręcił lekko głową. - Miałaś fuksa, że trafiłaś na takiego naiwnika.... inny by nie poszedł z nim. Nawet by go nie przeczytał - dodał jeszcze. - Po prostu...powiedz, że idziesz w dłuższą podróż i ja to zrozumiem - uśmiechnął się do niej słabo. - Jak nie chcesz zdradzać szczegółów nie musisz. Przecież nie wszystkim musimy się dzielić. To też w pewien sposób zaufanie... - zauważył, po czym wzruszył ramionami. - Ale ja wcale nie wiem, czy tu jest moje miejsce... - zamrugał kilka razy. - Znaczy bardzo je lubię, dużo się uczę i jest super, ale... no nie wiem czy to moje miejsce. Co to właściwie znaczy "twoje miejsce"?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  108. - Ach widzisz to mi się upiekło - rzucił wesoło, chwilę bawiąc się swoim kuflem, zanim wychylił ostatnią część alkoholu. Na jej nogę przy swojej łydce zareagował przysunięciem się do niej i pochwyceniem stopy napastniczki. Poklepał ją po niej lekko i spojrzał jej prosto w oczy.
    - Zachłanne z ciebie stworzenie - zgodził się z nią. - A te srebniki... - wskazał palcem na jej trunek. - Już na ciebie wydaję - zauważył ze śmiechem na ustach. - Och ale ja tak proponuję... ale wszystkie te opcje mają swoją cenę. Jesteś pewna, że masz tyle by je opłacić? - poruszał przy tym zabawnie brwiami. - Wiesz to łączy się z wieloma plusami, ale największym minusem jest moja osoba - przerzucił się na antyreklamę. - Trzeba wytrzymać z takim wariatem... nie każdy to potrafi.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  109. - Jak to nie? - spojrzał na nią zaskoczony. - Zazwyczaj nie było cię jak chciałem cię poinformować, ale pod drzwiami zostawiałem karteczki - obruszył się i pokręcił lekko głową. - Zaraz nadrabianie drogi... a to listu nie można wysłać? Przecież teraz już wiesz dokąd - uśmiechnął się do niej szeroko. - Ale te miejscówki to super sprawa - klasnął w dłonie radośnie. - Znajdziemy sobie jakąś taką super tajną - dodał po chwili dość mocno podekscytowany takim sposobem. - A to można mieć kilka takich miejsc? - spojrzał po niej jeszcze raz. - To chyba wtedy tak... - zgodził się z nią. - Lubię siebie tutaj - przyznał szczerze.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  110. - Lubię wolność - zgodził się z nią. - Ale lubię też jak są określone zasady... logiczne i normalne. Tak, żeby każdy wiedział jak powinno się zachowywać. Nie chodzi mi o nic trudnego... no na przykład... kto pierwszy wstaje robi śniadanie albo coś w ten deseń - wzruszył ramionami. - Lubię wiedzieć, że to co robię jest potrzebne, że jestem potrzebny... lubię pomagać - skończył po dłuższej chwili i uśmiechnął się do niej, żeby zbliżyć się trochę i przytulić. - Nie wiem, jakoś taka wolność bez żadnych zasad mnie przeraża.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  111. - Moja cena jest uzależniona od konkretnej pomocy, którą chciałabyś otrzymać, Zwierzaczku - puścił do niej oczko, odchylając się z powrotem na krześle. - Strachliwy? - zaśmiał się cicho i powoli pokręcił głową. Strachliwym by się nie nazwał. Za to zdrowo rozsądkowym... czasami tak. Puścił jej nogę i przeciągnął się mocno. - Nigdy nie uważałem się za strachliwego - stwierdził zaskakująco poważnym tonem. - Ale... możliwe - wzruszył ramionami i tym razem to on dopadł do jej kosmyków włosów. - Ty za to zdajesz się nie mieć oporów przed niczym - zauważył. - Odwaga, czy głupota?

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  112. Musiał przyznać jej rację. Zaskoczyła go tą całą zmianą pozycji i aż się lekko spiął kiedy tak na nim usiadła. Odetchnął głęboko.
    - No tak, ale to do ciebie należy decyzja do czego chcesz być potrzebna - szepnął, obserwując jej tęczówki. Kiedy się zbliżyła tak mocno nawet nie przyszło mu do głowy by ją całować. W końcu sama mówiła o byciu potrzebnym w konkretnym celu.
    - Sama powinnaś o tym decydować... o swoim no wiesz byciu przydatnym. To twoja decyzja - wymamrotał. - Przynajmniej tak myślę...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  113. — Pozwól, że oszczędzę sobie i tobie tego widoku... Nie przepadam za kajdanami przez to, co działo się w trakcie mojej "śmierci." — odparł, spoglądając w jej oczy, mrużąc swe własne nieco. — Uważasz, że nie zasługujesz na miłość? To trochę krzywdzące, nie uważasz? — dodał, z uśmiechem mimikujący jej własny. Oddał całusa, po czym spojrzał w jej oczy. — Na razie mam... Inne sprawy na głowie. Pozwól, że przemilczę swą sferę emocjonalną, ukryję ją w kieszeń i nie dam ci złamanego słowa. — dodał. — Nie zatrzymuję cię dłużej. Widzę, że ci się śpieszy...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  114. Obejrzał na to, jak poklepuje swój brzuch, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
    — Ja... Cóż. Nie wiedziałem, że możesz nosić dzieci. Wydawało mi się, że... Że ja. Nie wiem. Po prostu kiedy się pierdolimy, zapominam o bożym świecie. Zapomniałem o tym, że mam partnerkę, że mogę mieć dzieci... — westchnął, zacierając popieliste włosy do tyłu. — Zrobisz co uważasz, En. Nasze dziecko nie miałoby dobrych autorytetów w postaci rodziny... Może lepiej by było, gdyby nie cierpiało...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  115. — Mam do ciebie słabość. — odparł Pius, podnosząc dwurakie oczęta na jej lico. — Postaraj się tego nie wykorzystywać w niecnych celach. — dodał, łapiąc za jej dłoń, przesuwając powabnie po nadgarstku, palcach... — Jeśli taką decyzję podejmiesz... Cóż. Nie będzie bolało. — dodał, spoglądając na jej brzuch, a potem na dłoń, która zeszła z jego klatki piersiowej. — Tylko nie wykorzystaj tego prawa do obalenia mojej tyranii, gdy już zawładnę Mathyr, Enn... — uśmiech wrócił na jego poharatane usta, a on sam ukłonił się kobiecie. — Wracaj w zdrowiu. Powodzenia.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  116. Wzruszył ramionami i przybrał zastanawiającą się minę.
    - Wiemy? - uniósł wysoko brwi, bo nie przypominał sobie by aż tak dobrze się znali. Przez moment udawał, że duma nad tym całym szaleństwem, by koniec końców wybuchnąć cichym śmiechem. - A i owszem, ale to nie w tym rzecz - rzucił wesoło. - Mogę być wariatem, ale znam swoje granice i jeśli coś mogłoby mi zaszkodzić, byłbym zmuszony ci odmówić - wyjaśnił jej spokojnie, po czym wstał i obszedł stół by pochylić się tuż nad nią i popatrzyć jej prosto w oczy.
    - Och ja tu się staram być całkiem normalny, żeby cię ptaszyno nie odstraszyć za mocno, a ty mi same ciosy w serducho dajesz... - jęknął z zawodem i oparł czoło o jej ramię, by zaciągnąć się jej zapachem i złapać jej dłoń w swoją.
    - Zatańczysz, ptaszyno? - zapytał jej jak gdyby nigdy nic. - Trzeba korzystać z chwili.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  117. Oczy mu się zaświeciły z radości, gdy wspomniała o mało przyjemnym zakończeniu.
    - Oj Ptaszyno, ja uwielbiam mało przyjemne zakończenia - rzucił zadziornie, nawet na moment nie odwracając wzroku. No może poza tą chwilą, kiedy zaczął ją wąchać. - Czy ja wiem? - mruknął z lekkim przekąsem. - Zapach na razie mi wystarczy, więc ze smakiem będziemy mogli chwilę poczekać - dodał śmiejąc się trochę pod nosem i pociągając ją nieco do siebie, by zakręcić swoimi biodrami.
    - Zaraz się przekonasz - rzucił, po czym zerknął na nią z lekkim zastanowieniem. - No chyba, że pękasz, Ptaszynko? - uniósł lekko brew, ruszając powoli w stronę parkietu.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  118. Widząc te ostre ząbki nie mógł się powstrzymać i sięgnął do nich palcem w celu sprawdzenia ich faktycznej ostrości. Zacmokał z podziwem, gdy na palcu pojawiła mu się stróżka krwi.
    - Ugh nie namawiaj mnie Ptaszyno - posmakował swej własnej krwi, ssąc palec przez pewien czas. - Bo jestem skory sprawdzić te twoje obietnice - wyszczerzył się do niej. Gdy liznęła jego szyję roześmiał się serdecznie i zalotnie poruszał rzęsami w jej stronę.
    - Toż to nie kwestia wychowania, a dobrego smaku - znów zakręcił biodrami. - Aż mnie teraz ciekawość będzie zjadać od środka czy ma skromna osoba ci posmakowała czy też nie - zacmokał z udawanym przerażeniem, po czym już stanął na środku parkietu i gwizdnął kilka razy. - Mówisz, masz, Ptaszynko - rzucił, łapiąc ją w pasie jak do dobrze znanego sobie tanga. Zaczął prowadzić ją w tak muzyki, która absolutnie do tańca nie pasowała, ale miał to totalnie gdzieś. Chwilę później przeszedł do rumby, a na koniec zaproponował jej czaczę.
    - Dobrze, rozgrzaliśmy się, więc czas podkręcić atmosferę - zatarł dłonie z uciechy i rozpiął swą koszulę by chwilę później pomachać nią nad głową.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  119. - Ależ wiem - odparł cicho, patrząc jej prosto w oczy. - Może nie tak dobrze jak ty, ale wiem - dodał. - W Fag Baile jest kilka ścieżek które możesz obrać. Od dziecka chodzisz do szkoły i wykonujesz je po kolei. Jak już w czymś jesteś dobry to jesteś zmuszony w tym zostać - spojrzał jej prosto w oczy. - A jak ci nie idzie - wskazał na siebie. - Jak jesteś słaby i do niczego... to cię porzucają nakazując radzić sobie samemu. I nie interesuje ich nic... słabe ogniwa nie mają racji bytu w tak trudnych warunkach na pustyni - zakończył cicho. - Więc może nie do końca, ale coś tam liznąłem - przyznał szczerze, unosząc się na łokciach delikatnie i kiwając głową na te jej wyznaczanie własnych zasad. - I to jest super sprawa - zgodził się z nią entuzjastycznie, a po pocałunku zmieszał się nieco. - Nie boję się, tylko... ja ciebie też wykorzystałem - przypomniał jej patrząc gdzieś w bok. - Ja też poprosiłem cię o okropne rzeczy, a ty się zgodziłaś... i nie chcę żebyś myślała, że no wiesz, dalej chcę cię wykorzystywać - spalił buraka.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  120. Nie protestował. Zaczął wokół niej chodzić udając kurczaka, po czym przystanął przed nią, złapał się za nos i zrobił falkę w dół, by zaraz wstać i ponownie złapać ją w obroty.
    - Publika mnie nie interesuje - puścił jej dłonie robiąc kilka piruetów, by znów ją złapać za ręce. Czas na walczyk, i raz dwa trzy, raz dwa trzy, kwadratami. - Ach i nic nie będę robił - rzucił ze śmiechem. - Pokonam swoją ciekawość i będę ponad to - dorzucił śmiejąc się przy tym.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  121. Rozumiał. Chyba rozumiał. Potrafił się domyślić jak dokończyć chciała swoją myśl. Zacisnął mocno wargi i skinął głową. Nie chciała o tym mówić, nie musiała. Pokręcił lekko głową.
    - Nie, mieli rację - pokiwał lekko głową. - Przecież ze mnie niezwykła fajtłapa. Nic dodać i nic ująć - zaśmiał się lekko i uniósł nieco na łokciach, bo kiedy tak wyjaśniła jak ona to wszystko widzi, objął ją mocno i przytulił się do niej.
    - Nie sądzę żebym cię znienawidził. Ja chyba nie jestem w stanie wykrzesać z siebie takiego uczucia - przyznał cicho, zanim opadł z powrotem na poduszki. Za dużo przytulania też nie było dobre. Musiał się z tym powstrzymywać, chociaż najchętniej to by ją tak trzymał całą noc.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  122. - Ja wiem, że mam więcej cech - mruknął krótko. - Ale one się tam na pustyni nie przydają - wyjaśnił jej. - Tam trzeba być twardym, nie miękkim. Nie płakać z byle powodu, nie płakać nad czyjąś śmiercią... nie litować się - wymienił. - A ja ich nie mam. Nie mam tych cech - spojrzał na nią i wzruszył ramionami. - I wcale nie jest mi z tego powodu żal... naprawdę. Lubię te inne swoje cechy - uśmiechnął się do niej, a gdy zaczęła opowiadać o swoich cechach kiwał lekko głową.
    - Widzisz, ty też mówisz tylko o swoich paskudnych cechach. Nie opowiadasz o tych fajnych jakie masz - pacnął ją palcem w pierś. - A skąd wiesz, że przyjaźń nie będzie owocna? - Nachmurzył się trochę. - Znaczy jeśli chodzi o owoc jako dziecko to tak, nie będzie owocna - zgodził się z nią.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  123. Pokręcił lekko głową i "zmusił" ją do wirowania, kilka piruetów i z powrotem do walczyka.
    - Na palcach jednej ręki nie dałoby się tego zliczyć - poinformował ją z szelmowskim uśmiechem, po czym roześmiał się serdecznie. - A i owszem, cenę swoją mam... ale nie za dobrą zabawę - puścił do niej oczko. - W tym momencie doskonale się bawię. Myślę, że wycenianie tego byłoby zabiciem tej cudownej zabawy - uśmiechnął się lekko, kończąc z nią taniec i kłaniając się przed nią nisko, zanim zaprosił ją z powrotem do stolika. - A ciebie cóż interesuje? Co cię ciekawi?

    Sato

    OdpowiedzUsuń

^