Ennis
28 lat • Istota powiązana z tajemniczą inkantacją • 175cm
Jestem urodzonym kłamcą
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html
Jestem urodzonym kłamcą
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html
Przyczyną katastrofy morskiej
Jak śpiew syren zwodził marynarzy
tak ja prowokuję cię do złego moimi sztuczkami
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,blackbriar,weakness_and_lust.html
"Ach, łotrem bycie, mnie kręci skrycie, gdy policzek głaszcząc, chwycę Cię za krtań..."
Białe
włosy czasem lśniące błękitem, a czasem różem czy fioletem. Rybia łuska, jednak
twardsza niż u typowego morskiego stworzenia. Krystaliczne drobinki na całym
ciele, świecące delikatnie pod wpływem promieni słonecznych. Brak skrzeli, a
jednak możliwość przebywania pod wodą na okres mniej więcej pół godziny. Wyraźne
błony między palcami u stóp i dłoni. Płetwy grzbietowe z ostro zakończonymi
kolcami. Haczykowate zęby niczym u rekina doprawione ostrymi paznokciami, z
możliwością dwucentymetrowego wysunięcia. Ciało pobierające wilgoć z powietrza i skraplające je od czasu do czasu na skórze. Urocza bestyjka z oczyma idealnymi na
podwodne oraz nocne przeszpiegi.
"Dziś potnę Cię i sypnę sól do twych ran... Bo? We mnie tkwi drań..."
______________________________________________________________
Zapraszamy do wątkowania! ^^
Tytuł: Melanie Matrinez - Mad Hatter [polish cover Ytna]
Tekst: Wander Over Yonder - I'm the Bad Guy [polish cover NanoKarrin]
Blackbriar - Weakness and lust [tłumaczenie pl]
Nie było mu po drodze do Fjelldod. Zwłaszcza po otrzymaniu listu od cholernej Ennis. Szlag by to. Zapłodnił ją, jak ostatni idiota, a ona zamiast go o tym poinformować sprzedała Heldze dziecko i krzyżując mu tym samym wszystkie plany. Co prawda nie był pewien co Helga planowała, ale był świadom tego że dziecko Feniksów w jej rękach nie było niczym pożądanym ani dobrym. Zdecydowanie trzeba było się bachora pozbyć. Zgrzytnął lekko zębami, albo chociaż przetransportować w bezpieczne miejsce. Ech, cholerna, głupia ryba.
OdpowiedzUsuńIm szybciej to zrobi tym lepiej. Im mniej informacji ma Helga tym lepiej. Dlatego właśnie znajdował się w drodze do wiedźmy, układając sobie w głowie plan działania.
Stanął jak wryty widząc wyłaniającą się Rybę z wód. Porzucającą swe stare ciało i spoglądającą wprost na niego. Och, lepiej być nie mogło. Miała być martwa, nie była. Uśmiechnął się do niej krzywo i gdy zamknęła oczy osuwając się, zbliżył się do niej, by przerzucić sobie jej bezwładne ciało przez ramię. Oj nie był delikatny, nie tym razem. Nie zasłużyła na to. Głupia Ryba. Dzieciak poczeka. Najpierw rozmówi się z jego mamuśką. Wraz z dziewczyną na plecach ruszył z powrotem do Ardei, gdzie też położył Ennis w swoim łóżku, przymocowując ją do niej łańcuchami. Teraz wystarczyło tylko utrzymywać ją przy życiu, ale niespecjalnie pomagać w wyzdrowieniu. Jej stan absolutnie mu nie przeszkadzał.
Klaus
Przez te dwa dni doglądał ją. Opatrzył jej największe rany, zmieniał opatrunki i obserwował jej śpiącą figurę. Zmieniła się. Niemalże zupełnie, ale to nie miało znaczenia. W środku dalej była tą cholerną Rybą, która nie zważała na nic i na nikogo.
OdpowiedzUsuń- Witaj Rybciu - rzucił widząc że ta otwiera oczy. - Dobrze się spało? - zainteresował się, zmieniając jej opatrunek i obserwując jej twarz ze stoickim spokojem. - Masz jakieś specjalne życzenia, hm? - uniósł nieco wyżej brew, dociskając ten nowy nieco mocniej niż to było konieczne. W końcu nie musiał się z nią cackać. Nie z tą żmiją.
Klaus
- Żyjesz - odparł krótko w odpowiedzi na jej pierwsze pytanie. Dokończył zmianę opatrunku i zabrał się za kolejny, nie spiesząc się szczególnie z większymi wyjaśnieniami. - Inaczej niż zakładałaś w liście - uśmiechnął się do niej promiennie. Podał jej trochę wody do wypicia i odstawił szklankę na bok. - To? - spojrzał na kajdany. - Takie małe zabezpieczenie - spojrzał jej prosto w oczy. - Co byś nie spieprzyła przy pierwszej lepszej okazji - stwierdził jeszcze i usiadł na podłodze przy jej łóżku. Nawet nie chciało mu się z nią rozmawiać. Właściwie nie wiedział po jaką cholerę w ogóle jej pomagał. Chyba tylko po to by zabić ją, gdy będzie w pełni sił. Spieprzyła mu wszystko. Wszystko co zakładał. Naraziła na wydanie. Przecież jak wieść o dzieciaku się rozniesie... to cholerna Lexi na pewno go odnajdzie. Zacisnął mocno wargi, uderzając pięścią o podłogę.
OdpowiedzUsuńKlaus
- Teraz nie - zgodził się z nią i uśmiechnął krzywo. - Ale nigdy nie wiadomo, kiedy staniesz na nogi, a oboje dobrze wiemy, że udawać to ty potrafisz - zauważył dość chłodno. Wzruszył ramionami na jej kolejne pytanie.
OdpowiedzUsuń- Nie - odparł krótko. - Planuję cię zabić. Nie mogę się tylko zdecydować na sposób - uśmiechnął się do niej słodko. - Nie mniej, musisz do tego czasu odzyskać siły. Co to za frajda w mordowaniu bezbronnej... - złapał ją mocniej za włosy i pociągnął. - ...Rybci. Do tego czasu zamierzam świetnie się bawić razem z tobą - dorzucił wytwarzając drobne płomienie na czubkach swych palców i przysuwając je do ramienia Ennis. - Doskonale się bawić - zapewnił ją.
Klaus
Nie przejął się tym jej kłapnięciem zębów. Nie była w stanie zrobić nic poza tym. Dodatkowo splunięcie, sprawiło go tylko w lepszy humor i momentalnie oddał jej tym samym. Przez moment jeszcze testował ogień na jej ręce, aby w końcu odpuścić. Nie zamierzał jej znów od razu palić całkowicie.
OdpowiedzUsuń- To już moja sprawa, kiedy cię zamorduję - poklepał ją po policzku. - Ile to ukrywałaś... ach tak, 9 miesięcy... - podrapał się po brodzie. - Dodać do tego jeszcze ze trzy czy cztery... hm ... zapowiada się niezła zabawa - stwierdził wstając z miejsca i odsuwając się od niej. - Ale spokojnie, powoli. Nie zamierzam od razu wyłamywać ci paluszków i spopielać włosów.
Klaus
Zostawił ją w spokoju na dłuższą chwilę. Godzinkę, dwie. Nie mógł przecież zostawić swojej roboty, skoro już obiecał zagrać numer w karczmie to zamierzał tego dotrzymać. Jeszcze tego brakowało, by ktokolwiek stwierdził, że jego nieobecność jest dość podejrzana. Ennis sama stwierdziła, że w tym stanie nie doczołgałaby się do drzwi, a w tym przypadku jej wierzył. widział w jakim stanie jest. Po powrocie do domu niespecjalnie spieszył się z przychodzeniem do niej, ale w końcu westchnął ciężko wchodząc do pokoju.
OdpowiedzUsuń- Jak tam? Wygodnie? - zainteresował się, przysuwając sobie krzesło, by usiąść obok niej. - Wiesz... gdybym nie widział tej twojej zrzuconej skóry to bym cię nie rozpoznał. Niezły z ciebie Motyl...
Klaus
- Nie widziałaś - powtórzył po niej, co prawda nie chciało coś mu się w to wierzyć. Znalazł ją nad wodą. Musiała chociaż zobaczyć część swojego odbicia. No, mogła co prawda tego nie pamiętać, ale wątpił by faktycznie się nie widziała. Uśmiechnął się krzywo i rozejrzał dookoła.
OdpowiedzUsuń- Wspaniale - błysnął do niej zębami i poklepał ją po głowie. - Pozwól, że pochwalę się mym ukrytym talentem... - wyciągnął z szuflady pergamin i węgielek, po czym zaczął ją szkicować, tak jak potrafił najlepiej. No przecież że jej nie przyniesie lustra. Nie potrzebowała go, ale uznał że chociaż raz w życiu powinna się zobaczyć.
Klaus
- Oczywiście z przyjemnością. Dorzucę jeszcze te twoje zębiszcza i sarkazm malujący się na twarzy - posłał jej promienny uśmiech, spokojnie pracując dalej nad jej portretem. Ot dla zabicia czasu. Słysząc o tym co powinna robić, spojrzał na nią i pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń- Powinnaś to zacząć się zastanawiać czy warto było układać się z Helgą - odparł sucho, nie zamierzając sobie zawracać głowy jakimiś ćwiczeniami. Na odleżyny miał inny sposób. Wystarczyło przekręcić ją na brzuch, ale nie zamierzał jeszcze tego robić. Niech się trochę pomęczy.
Klaus
- Nie - odparł spoglądając jej prosto w oczy i obdarzając ją promiennym uśmiechem. - Nie będę ci prawił kazań, nie potrzebujesz ich, Rybciu - przesunął dłonią po jej nagich piersiach, muskając je palcami raz za razem. - Skąd pomysł, że czegokolwiek chcę się od ciebie dowiadywać? - uniósł wysoko brew, zaciskając palce mocniej na jednej z jej piersi i puszczając ją chwilę później, aby wrócić do jego szkicu. Nie szło mu z nim zbyt dobrze, bo Ennis nie miała łatwej urody. Nie skomentował niczego więcej, a jej śmiech pozostawił bez odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńKlaus
Wzruszył ramionami, spoglądając na nią z delikatnym uśmiechem.
OdpowiedzUsuń- Rybciu, możesz wierzyć w co chcesz. Przecież ci tego nie zabronię - posłał jej buziaka w powietrzu i drażniąc palcami jej sutek, gdy wspomniała o podniecaniu się podniósł nieco temperaturę swych palców, by móc ją nimi podrażnić.
- Może taki mam plan - zaproponował. - Zapłodnić cię ponownie i przetrzymać dziewięć miesięcy - zacmokał w zamyśleniu, przesuwając dłonią od jej piersi, przez dość twardy brzuch, po łechtaczkę dziewczyny.
- Hm? - zerknął na nią i dokończył obraz, by obrócić go w stronę Ennis. - Popatrz, istne podobieństwo - mruknął, ukazując jej obraz ryby, z wkurwionym wyrazem twarzy i dwoma kłami wystającymi z paszczy.
Klaus
Przez moment jeszcze bawił się dłonią, przesuwając ją po jej łuskach.
OdpowiedzUsuń- Doprawdy? Bezpłodna? - rzucił unosząc wysoko brew - Och jak mi przykro, na pewno bardzo to przeżywasz, a ja taki niewrażliwy - poklepał ją po policzku. - Słuchaj to mogłaś tak od razu - zacmokał. - Nie musielibyśmy wtedy przez to przechodzić, a ja wiedziałbym, że mogę pchać się tam gdzie mi się podoba bez żadnych konsekwencji - uśmiechnął się do niej i puścił jej oczko. - Urażona? - spojrzał na swoje dzieło. - Skądże znowu - pokręcił lekko głową. - Przecież podobieństwo jeden do jeden - rzucił lekko. - Zostawię ci go na pamiątkę - położył rysunek nad głową Ennis. - Idealnie - stwierdził tylko wstając i sięgając sobie po szklankę z wodą. Upił porządny łyk zanim nie ochlapał nią dziewczyny i nie wsunął dłoni pod jej plecy, by zacząć ją masować.
Klaus
- No wiesz? - zacmokał niezadowolony i otarł wyimaginowane łzy z oczu. Sam płakać przy niej nie zamierzał. Obserwował jak woda wnika jej między łuski i na podziękowania jedynie wzruszył lekko ramionami.
OdpowiedzUsuń- Nie ma za co - odparł krótko, zajmując się specyficznym masażem. - Dzięki za radę, nie skorzystam - skomentował tylko, przesuwając językiem po jej policzku, w między czasie dalej masując jej plecy.
Klaus
Spojrzał po niej i poruszał zabawnie brwiami.
OdpowiedzUsuń- Tył ma tylko jedną wadę - odparł krótko. - Brak przeszywającego mnie wzroku - zaśmiał się i poklepał ją znów po policzku, by chwycić jej nos w dwa palce i zaciskając go lekko. Na moment, aby zaraz go puścić.
- Cóż, nigdy nie twierdziłem, że jestem normalny - dorzucił w odpowiedzi, jeszcze dłuższą chwilę masując jej plecy, zanim się od niej nie odsunął i przeniósł się między jej nogi. Wyciągnął z poduszki pióro i przesunął nim po jej stopie i łydce, sprawdzając jak tam reaguje na tego typu "pieszczoty".
Klaus
Spojrzał po niej i uśmiechnął się krzywo.
OdpowiedzUsuń- Zobaczymy jak już będziesz musiała - poklepał ją po łebku. Dopuszczał sytuację, w której wyprowadzi ją na zewnątrz. Teraz i tak by nie fikała zbyt mocno. Oczywiście żeby się zabezpieczyć... daleko od wody. Szybko pływała. Tyle to pamiętał, a przecież i taki stan mógł pozwolić jej po prostu zwiać.
- Owszem - puścił do niej oczko i uśmiechnął się szeroko, wracając piórkiem do stóp. - To jest jeden z moich sposobów. Zamierzam świetnie się przy nich bawić - posłał jej buziaka w powietrzu.
Klaus
- Mhm jakby brak prywatności w jakikolwiek sposób ci przeszkadzał - skomentował jej słowa, posyłając jej buziaka w powietrzu. - Nie oszukujmy się, nie pierwszy raz i nie ostatni jej nie będziesz miała - zauważył krótko. Bawił się piórkiem coraz śmielej postępując przy jej stopach. Widział jak walczy, jak ucieka, jak szuka drogi, jak się wstrzymuje i w końcu pęka. Pozwolił sobie na śmielsze drażnienie jej stóp, aż popłynęły jej pierwsze łzy po policzkach. Patrzył w te jej nieugięte oczy, nie zdradzając nic. Robiąc z samego siebie pustą skorupę na ten moment.
OdpowiedzUsuń- Nie - odparł tylko kontynuując torturę piórkową. - Zasłużyłaś sobie na to, ma pani - dodał chłodnym szeptem.
Klaus
- Oj Ennis, może i łykam... ale nie ja leżę przywiązany do łóżka i nie mam zbyt wiele ruchów - odparł krótko uśmiechając się do niej lekko i nawet gdy przestała zbyt wiele się śmiać, kontynuował swoje, aż po prostu mu się to znudziło. Wtedy wstał i przeciągnął się lekko.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, Ennis - dorzucił po chwili milczenia. - Lubię wszystko co dotychczas miałem - rozłożył lekko ręce. - Szczęśliwym człowiekiem jestem - wyszczerzył się do niej bioąc sobie teraz świeczkę i odpalając ją od swoich palców. Przez moment wpatrywał się w jej płomienie, a gdy wosku pojawiło się więcej, nadstawił ją nad stopę dziewczyny. Pozwalał by wosk kapał na jej palce, powoli, wręcz metodycznie przesuwając ją wyżej. Wosk znaczył drogę po jej kostce, kolanie, udzie aż do zasłoniętej brzoskwinki. Tam przez moment robił kółka zbliżając się do niej raz za razem coraz mocniej.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał jej wprost.
Klaus
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale ten stan nie potrwa zbyt długo - odparł krótko, po czym wreszcie dotarł do jej muszelki, by drażnić ją ciepłym woskiem. - Ależ ty jesteś domyślna - skomentował jej słowa o podniecaniu jej poprzez karę. - To najlepsze tortury. Obie strony mają z tego coś dla siebie - dorzucił, a jej kolejne słowa sprawiły, że klepnął ją mocno w muszelkę.
OdpowiedzUsuń- Mhm no jasne - rzucił chłodno. - Taka obeznana w ziółkach, a nie mogła pozbyć się bachora poprzez jedne z nich - zaśmiał się chłodno. - Nie pierdol od rzeczy - dodał jeszcze. - Gdyby było tak jak mówisz to nie pisałabyś tego listu. Na cholerę to było, hm? Nagle sumienie cię ruszyło? Nie rozśmieszaj mnie...
Klaus
Nie przejął się jej głupim gadaniem. Była kurwą. Niezbyt rozwiniętą jak się okazuje, skoro teraz miała aż tak wielki problem ze zdobyciem ziółek. Nie wierzył w żadnej jej słowo. Zwłaszcza teraz, kiedy przychodziła do niego z bardzo naciąganymi wymówkami. Dodatkowo sama potwierdziła jego przekonanie co do jej prawdomówności. Sama powiedziała, że jej nie mówi. Uśmiechnął się krzywo ponownie uderzając jej muszelkę.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz - zgodził się z nią. - Jedyne co musisz to pozbyć się bachora - dodał, łapiąc ją za włosy i ciągnąc do tyłu jej szyję. - Zabić go niedoszła mamusiu - poklepał ją po policzku. - Tyleż trudu sobie zadałaś by się go pozbyć, a jedyną opcją jaką znalazłaś była Van Helga - zacmokał. - Zapytam raz jeszcze... bo może twoja przemiana zabrała ci mózg... cóż nie zdziwiłbym się - wzruszył ramionami. - Po co pisałaś ten list? Czego oczekiwałaś? - spojrzał jej prosto w oczy. - Tak trudno było poronić? Zabić noworodka? Trzeba było iść do Van Helgi? - zaśmiał się chłodno. - Miałaś tyle możliwości... i tyle miesięcy na pozbycie się problemu, a ty czekałaś aż bachor się urodzi - splunął jej w twarz. - Teraz się go pozbędziesz, razem ze mną. A ja chętnie... wymienię cie na niego u Helgi - dodał chłodno.
Klaus
Zmarszczył lekko brwi. Znowu pieprzyła od rzeczy. W żadnej chwili nie powiedział, że poszła do Helgi po ziółka. Stwierdził tylko, że była ona jej jedyną opcją, a ziółka olała. Tak po prostu. A ta łapała się czegoś, czego nie wypowiadał. Westchnął.
OdpowiedzUsuń- Już na głowę pada? Szybciej niż myślałem - żachnął się. - Zacytować ci list? Jeśli to czytasz to znaczy, że nie żyję, a dziecko ma Helga - skrócił go maksymalnie. - Widzisz kochanie... mnie nie interesują twoje pobudki, to po co do niej polazłaś... to jakie układziki z nią masz i to co zyskałaś bądź nie - rzucił znów klepiąc ją po policzku. - Mnie interesuje rezultat. Bachor u niej jest, a mi to nie pasuje - złapał jej pierś w dłoń i podsmażył kilka łusek na niej. - Ależ kochanie, nie mówię tego, żeby wzbudzić twą obawę. Informuję cię tylko o tym co będziemy robić - uśmiechnął się do niej krzywo. - Pójdziemy do Helgi i wymienimy was. Ja biorę bachora, a ty kończysz u niej - dodał lekko. - A jak nie wyjdzie... pomyślimy o planie B - dorzucił swobodnie. - Nie muszę wiedzieć - przysunął się do jej ucha i polizał ją po niej. - Nie potrzebuję znać twoich planów.
Klaus
- Zadałem ci pytanie o to dlaczego mi nie powiedziałaś - przypomniał jej tylko, skoro chciała bawić się w łapanie za słówka. Nie widział w tym żadnego problemu. - Odpowiedziałaś, że... nie miałaś czasu, bo szukałaś sposobu na pozbycie się dziecka. List jest jednoznaczny kochanie - mruknął zmęczony tą konwersacją. Usilnie próbowała wmówić mu, że to co zrobiła nie miało mniejszego lub większego powiązania z bachorem. Kręciła się jak mrówka w smole. Naprawdę miał wrażenie, że w tej chwili to nie on jest ograniczony, a ona.
OdpowiedzUsuń- Zdaję sobie sprawę z luk w planie - uśmiechnął się do niej lekko. - Ale widzisz... nauczyłem się dwóch rzeczy od Ardeiczyków - potarł o siebie dłonie i wstał. - Kto nie ryzykuje ten niczego nie osiąga... to numer jeden. A numer dwa... adrenalina jest doskonałym remedium na wszelkie zło - rzucił krótko, pół żartem pół serio. Po prostu w tej jednej chwili nie dbał o dziury w planie. Nie wiedział kto ją doprowadził do stanu, w którym się w danym momencie znajdowała, ale liczył na to, że był to jakiś mieszkaniec Fjelldod. Łut szczęścia by sie przydał, aby tym kimś okazał się ktoś wysoko postawiony. Na pewno ucieszy się, że będzie miał szansę dobić dziewczynę.
- Nie potrzebuję twojego wsparcia, Rybko - zmierzył ją spojrzeniem. - Ale faktycznie, zaraz mi wypunktujesz to moje przejęzyczenie. Choć wydaje mi się, że myśleć mogę jak mi się podoba to masz rację. Sam wykombinuję plan B.
Klaus
- I właśnie to mi się nie skleja, Rybciu. Jest tyle sposobów na pozbycie się dziecka. Tyle sposobów... - wywrócił oczyma. - A ty utrzymujesz, że byłaś zbyt głupia i zbyt niezaradna na to by się za któryś wziąć - zauważył. - Tak, zakładasz w liście że jesteś martwa - zgodził się z nią. - Zakładałaś więc, że coś pójdzie nie po twojej myśli - pokiwał głową. - Chciałaś czegoś od niej. To też zdążyłaś zasugerować - skomentował. - Zakładałaś też z góry, że dziecko będzie w jej rękach. Nie ma tu żadnych niedomówień - westchnął, bo w tej chwili fakt, że ona uważała go za głupiego latał mu koło nosa. Sama robiła z siebie idiotkę. - Dziecko albo martwy płód - zaznaczył jeszcze. - Bo nie mogłaś znaleźć niczego innego. Taka biedna, taka niezaradna... ojej aż mi przykro - otarł z kącików oczu wyimaginowane łzy. - Zapłakałbym nad twym losem, Rybciu, ale jakoś trudno mi uwierzyć w tę twoją niezaradność - skomentował. Roześmiał się na jej kolejny komentarz.
OdpowiedzUsuń- I co ty biedna poczniesz w rękach takiego głupola - zacmokał wstając z miejsca. - Głodna? - zmienił temat.
Klaus
Nie skomentował jej słów. Śpiewała teraz inaczej niż wcześniej, ale jemu już nie chciało się wierzyć w takie dyrdymały. Pewnie, poszła do Helgi w sobie tylko znanym celu i nie zauważyła że od pewnego czasu nie krwawi. Nie miała bladego pojęcia, że jest w ciąży. Musiałaby się tam udać na samym jej początku, a to nie wyjaśniało feralnego listu. Ewidentnie nie w smak jej były jego pierwsze założenia.
OdpowiedzUsuńPokiwał lekko głową.
- Dokładnie, Rybciu. Dla mnie liczy się rezultat - przytaknął jej tylko wstając z miejsca. Nie komentował też swojej nieomylności. Pokręcił tylko przy tym głową, po czym wyszedł na moment, aby powrócić z miską pełną pachnącego gulaszu. Nie powinna jej specjalnie drażnić. Pamiętał, że jadała głównie surowe ryby. Usiadł więc na podłodze by w milczeniu ją obserwować i wcinać swój własny obiad.
- Jak sobie życzysz, Rybciu - mruknął tylko.
Klaus
Wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Pytałem, a ty odmówiłaś - przypomniał ją, spokojnie wsuwając kolejną łychę do buzi i przeżuwając mięso porządnie zanim połknął. Obserwował ją dalej z delikatnym uśmiechem błądzącym mu po twarzy. - Tak, muszę - dodał odpowiadając na jej pytanie. - A co? Jednak głodna? - zapytał jej ponownie wsuwając kolejną łychę do buzi i oblizując ją przy tym z pasją. Jakże by inaczej. Trzeba było podrażnić tę kobietę.
Klaus
Uśmiechnął się do niej w odpowiedzi, przesuwając wzrokiem po pozycji w jakiej ją związał i wzruszył ramionami po raz kolejny.
OdpowiedzUsuń- Zabezpieczam się przed twoimi próbami ucieczki - rzucił tylko zajadając sobie dalej i nawet z pasją wylizując łyżeczkę. Zaśmiał się cicho na to zamknięcie przez nią oczu i kontynuował jedzenie. - Jak ładnie poprosisz to coś ci przyniosę - rzucił krótko. - Jakąś kaszkę, która na żołądku ci nie stanie.
Klaus
Kolejny miesiąc minął im dokładnie tak samo. Z tą różnicą, że nie chciało mu się jej za często torturować. Mimo to, wściekłość na nią mu nie przechodziła. Była po prostu głupią, kłamliwą bestią. Kajdany stały się jej codziennością, choć pozycje w jakich ją trzymał zmieniały się. W porach posiłku karmił ją sam, czasem tylko odczepiając jej jedną dłoń. Przynajmniej dopóki nie miała zbyt wielkiej siły. W momencie kiedy robiła się silniejsza, te momenty zostały kompletnie wyeliminowane. Nie rozmawiał z nią zbyt wiele. Nie chciał znów słuchać tych kłamstw. Nie potrafiła powiedzieć wprost, a jemu już nie chciało się znów słuchać bzdetów. Wilk cały i owca też.
OdpowiedzUsuńW tym czasie śledził również poczynania Fjelldod. Głównie uszami. Orientował się w sytuacji. W poczynaniach Helgi, bo ten dzieciak w jej rękach nie bardzo mu pasował. Nie rozumiał też, po jaką cholerę Ennis w ogóle fatygowała się z informowaniem go. Owszem list mówił swoje, ale on podskórnie czuł że mogło się kryć za tym drugie dno. Istniała też szansa, że ta chciała po prostu go wkurzyć. Jeśli tak było to udało się jej to.
W końcu zdecydował się, że to jest ten czas. Wszedł do swojej sypialni i obrzucił ją, właściwie spojrzeniem, które nie miało w sobie w ogóle nic. Odpiął jej kajdany i odsunął się od niej, przysiadając na moment na krześle.
- Wynoś się stąd - rzucił po prostu. Nawet miał zakusy wywiezienia jej do Fasach i pozostawienia w oddaleniu od wody, ale uznał że nie musi tego robić.
Klaus
Spojrzał po niej i wstał z miejsca podchodząc do niej bliżej.
OdpowiedzUsuń- Nie, to ty mi lepiej nie wchodź w drogę. Następnym razem zginiesz - odparł chłodno, odsuwajac się wówczas od niej. Nie lubił mordować, kiedy ktoś był bezbronny. Jasne, kiedy nie było wyjścia lub w ferworze walki zdarzały się takie sytuacje, ale jeśli miał wybór, nie robił tego. Zdecydowanie większą satysfakcję miał, gdy udawało mu się pozbyć kogoś w pełni sił. Nie zatrzymywał jej dłużej, odprowadził ją tylko wzrokiem, samemu wychodząc z własnego domu i obserwując ją dopóki nie zniknęła za horyzontem. Przezorny ubezpieczony.
Klaus
Pobyt w Argarze niespodziewanie mu się przedłużył. Odwiedziny u Morgany, zabawianie Darcy, a także te mniej zabawowe rzeczy typu zdawanie raportów ze swoich odkryć czy kombinowanie jak tu utrzeć nosa Perunowi bez wydawania, kto taki ten nos mu uciera, ale z drugiej strony zrobienie tego na tyle subtelnie, by on sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Miło było też pogadać z Febe i nauczyć się nowych rzeczy podczas operacji składania Gava. Czas upływał szybko na miłej zabawie, ale kiedyś wreszcie trzeba było ruszyć z powrotem. Tym razem zamierzał odwiedzić Fjelldod, ale żeby to zrobić musiał się dobrze przygotować, a wszystkie swoje bajery miał schowane w swej własnej chacie w Polszy. Co prawda mógłby wynająć sobie powóz, wziąć konia czy inne kopytne zwierze... ale w tej chwili nigdzie się mu nie spieszyło. Postanowił podróżować pieszo. Przynajmniej dopóki ten sposób podróży mu się nie znudzi.
OdpowiedzUsuńNoc zapadła dość szybko, więc rozbił swój namiot i nawet pokusił się o ogrzewanie rąk przy płomieniach, gdy usłyszał nierówny krok, a chwilę później do jego obozu wpadła kobieta, błagając o pomoc. Zamrugał kilkakrotnie dalej ogrzewając dłonie przy ognisku.
- Chodź, chodź - wstał ze swojego miejsca i zbliżył się do kobiety, by ukucnąć tuż przy niej i dźgnąć ją palcem w policzek. - Tu boli? - zapytał jej robiąc zatroskaną minę. - Ojej, jakoś zaradzimy - pogłaskał ją po główce i zaprosił do pieńka który stał przy ogniu. - Tak się składa, że praktyka mi się przyda - dorzucił machając lekko głową. Zauważył otarcia na jej nadgarstkach i kostkach. Wyglądały na świeże, ale w swej świeżości były dość łagodne... najwyraźniej oprawca kobiety niespecjalnie chciał ją skrzywdzić. Przynajmniej takie wrażenie sprawiały te jej rany.
- Nic się nie martw. Opatrywanie ran to moja specjalność - zapewnił ją wypinając pierś do przodu i ruszając do swojego namiotu po potrzebne mu przedmioty. - Siadaj, ogrzej się i opowiadaj cóż takiego cię spotkało, biedaczysko małe...
Sato
Słuchał jej słów przygotowując odpowiednie mieszanki ziółek. Robił pastę, która łagodziła ból i nie powinna zrobić jej krzywdę. Posmarował nawet fragment jej ciała, niewielki, próbką maści czekając trochę, aby upewnić się że żadna wysypka jej nie wyjdzie. Odmierzył również trochę bandaża i przeciął go na cztery różne fragmenty. Cały czas kiwał głową ze współczującą miną. Co prawda kobieta niewiele mu zdradziła, ale mogło być to spowodowane szokiem. Zresztą nie mogła mieć pewności czy on ma dobre intencje. Był w stanie to zrozumieć. Burczenie w brzuchu sprawiło, że przeniósł na nią wzrok.
OdpowiedzUsuń- Ależ nie ma za co - zapewnił ją swobodnym tonem. - Niestety fatalnie trafiłaś - zacmokał nieco. - Ja tu przy sobie nie mam żadnego jedzonka - poinformował ją, robić przy tym bardzo żałosną minę. Tak żałosną na jaką było go stać. Pociągnął przy tym nawet nosem i sięgnął do jej dłoni, aby posmarować otarcie maścią i zabandażować je delikatnie.
- Co ja biedny pocznę - podrapał się po głowie. - Gdybym tylko wiedział, że taka piękna dama raczy do mnie dołączyć - pokręcił lekko głową. - A tak?! - klepnął się w czoło otwartą dłonią. - Głupi... głupi egoista - splunął w bok. - Jeszcze 20 minut temu trafiłabyś na wspaniałą ucztę. Miałem cały zapas jagód... ale mój żołądek domagał się pokarmu - wyjaśnił jej zabierając się za drugi nadgarstek.
Sato
Kobieta mogła dostrzec w oddali wielki dom w środku puszczy, otoczony namiotami. Widać było towarzystwo... Dziwnie nie przypominające Loredańczyków. Sami mężczyźni, wszyscy zaaferowani, ustawieni w kole... W kole pośrodku którego, mówił jeden mężczyzna, białowłosy, o dwóch różnych oczach, przemawiający głośno, w dziwnym języku, niezrozumiałym dla nikogo z tego świata.
OdpowiedzUsuńKiedy zapytała czy to naprawdę on, krąg rozstąpił się, a po środku był... Ten nowy Pius, stojący w czarnej kolczudze ze złamanym mieczem w ręku. Widząc Heimurinkę, przechylił głowę na bok, a widząc harpun...
— Jhofforexji jniavor a'thatajaparii... Hufarii... — rzekł rozkazującym tonem, a kobietka mogła poczuć, jak jest podnoszona, a właściwie delikatnie uniesiona do góry, po czym zostaje położona na barkach dwóch mężczyzn, którzy wraz z Piusem ruszyli do izby demona.
— Nie poznałem cię, Enn. Ale widzę, że nie tylko ty lubisz raz na jakiś czas zmienić ciało. Zaraz cię naprawię. Tylko oddychaj. Spokojnie. Będzie dobrze. Wpadłaś w najlepsze łapska. Moje.
Pius
Namiestnik przybył konno około dwie godziny po tym, jak panienka przekazała wieść o swoim przybyciu. Młodzian zmienił się nie do poznania, nosił ornamentalne szaty, złotą biżuterię... Jego skóra przybrała niebiesko-szarą barwę, paznokcie wydawały się czarne, niczym ze szkła... Łysa głowa komplementowana była jedynie przez szkarłatne spojrzenie. "Abominacja", bo tak go nazywali bojaźliwi, zeszła z konia w towarzystwie dwóch husarów i trzech janczarów, mężczyzna pachniał tak samo jak wcześniej... Ale inaczej.
OdpowiedzUsuń— Widzę, że ciebie także życie pokieryszowało, Ennis. Wyglądasz jakbyś miała piętnaście lat, wiesz? — zapytał, rozbawiony. Nawet jego głos zmutował, był ostry, lecz niski... — Czyżbyś przyjechała spłacić swój dług, jakim były moje konie i mój dobytek? Nie wiem czy jesteś wypłacalna... — szepnął, mrużąc oczy, a wojowie na koniach patrzyli na nią groźnym wzrokiem. Widocznie uprzedził ich, że kobieta jest niebezpieczna.
Miech
— Winszuję autorytetu... W końcu jestem geniuszem... A może ci jednak współczuję? Kto wie? — zachichotał, puszczając jej oko, otworzył swoim ziomkom drzwi, a ci położyli ją na stole w salonie, opuszczając dom Imperiusa.
OdpowiedzUsuń— Wyznawców? To moi poddani. Jestem księciem, pamiętasz? Po prostu nie z tego wymiaru. Co nie znaczy, że nie mogę ich ściągnąć tutaj... Szczególnie, gdy Polsza rusza wojskami. — stwierdził, z nutą powagi w głosie, po czym sięgnął do swego nesesera medycznego. Przygotował bandaże, gazy, nić do szycia... — Kto cię tak upierdolił? I gdzie mogę ich znaleźć? Muszę im przybić piątkę... Ty mi zabrałaś życie, ja ci je zaraz uratuję... Z tego co widzę, En... Jesteś mi dłużna. — dodał, a jego oczy rozbłysły złotem, kiedy począł wycinać harpun światłem, by tylko kotwiczka została w jej ciele.
Pius
Spostrzegł to jak go obserwuje. Jak uważnie patrzy na jego ruchy. To nie był wzrok zlęknionej dziewczyny. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Mimo to postanowił pójść w ten dziwny teatrzyk. Przynajmniej tak to wszystko mu wyglądało. Uśmiechnął się do niej i znów poczochrał ją po włosach.
OdpowiedzUsuń- Nie masz za co dziękować - poinformował ją teraz opatrując jej kostkę. Nałożył tam maści dość sporą dawkę, po czym zaczął bandażować i ją. - Och no nie wiem, bidulko - spojrzał na nią z wyraźną mieszaniną w oczach. Zrobił przy tym przepraszającą minę. - Wybacz moja droga, nie znamy się. Nie mam pewności czy mnie we śnie nie zabijesz - zacmokał wstając na chwilę i przeciągając się. Zrobił kilka szybkich przysiadów rozprostowując swoje kości i podparł się pod boki.
- Jaką możesz mi dać gwarancję, że nie okradniesz mnie, nie naślesz jakichś pacanów na moje obozowisko, nie poderżniesz mi gardła czy nie udusisz we śnie? O rozczłonkowaniu już nawet nie wspominając - pogroził jej palcem. - Nie ugotujesz, nie podetniesz mi żył czy nie wbijesz szponów w samo serducho? - wymieniał kolejne rodzaje śmierci. - Moja lista jest długa.. jeszcze nie wyeliminowałem nawet połowy śmierci, jakie mogłabyś mi tu zgotować - pogroził jej palcem przed nosem.
Sato
Mieszko widocznie nie był w nastroju do żartów.
OdpowiedzUsuń— Dość chimeryczna. Dobre sobie. Przez ciebie straciłem cały towar, to co się nie porozbijało, to zabrali bandyci. Skazałaś mnie na dwa tygodnie głodówki, wiesz, mała? — spytał, stając przed nią tak, by dominować nad nią wzrostem, patrząc jej przy tym w oczy. — Kurwa mać, Ennis. To jest bardzo zabawne, że posyłasz do serca po defacto drugiego człowieka w kraju, tylko po to, żeby powiedzieć, że ci się napsociło. Jak możesz mi się przydać? Konkrety. Mów. — rozkazał, a kobieta mogła poczuć... Delikatny ucisk w głowie, w swego rodzaju aurę dominacji, chęć wygadania się Mieszkowi... Tylko Mieszkowi.
— Przeszukajcie ją. Zobaczcie czy nie ma pochowanych broni. — rozkazał, a wojacy podeszli do Enn, bezpardowo obmacywali jej całe ciało w poszukiwaniu broni, jak i szczęścia w macaniu. — Mów czego chcesz. Nie mam czasu na gierki.
Mieszko
— I co robisz, żeby ten dług wdzięczności spłacić? Pakujesz się znowu w tarapaty? — spytał, z cieniem frustracji w głosie, tajemniczo się uśmiechając, gdy oczy błyszczały szczerym złotem. — Ciesz się, że ugrzęzło w żebrze, a nie je spenetrowało, bo byś się wykrwawiła, albo gorzej... Kaszlałabyś do końca życia z krwią w płucach. — dodał, a zwinne palce ruszyły do jej boku, starannie, lecz boleśnie usuwając hak z jej żebra... A wtedy oczy rozbłysły mocnym światłem, rybcia mogła poczuć palenie w boku, to, jak rana brutalnie się zasklepia, a Pius pada na kolana... Westchnął głośno, przecierając pot z czoła. — Trochę energii życiowej... Ci oddaję... Obyś miała coś dobrego w podzięce, ty mała mendo. — szepnął, owijając jej ranę gazą przemywając ranę. Piekło i to mocno. Ale czasem trzeba przecierpieć - taka była opinia Piusa.
OdpowiedzUsuńPius
No właśnie. Nie mogła mu dać tej gwarancji. Westchnął przeciągle. Niespecjalnie mu się to uśmiechało. Kontynuował jeszcze chwilę z tymi różnymi śmierciami, gdy ta wspomniała o odejściu. Uśmiechnął się do niej wówczas i sięgnął po bimber by nalać jej trochę ognistego płynu do czarki.
OdpowiedzUsuń- Możesz zostać i wypocząć - zgodził się spokojnie, chowając swoje bandaże i resztę maści z powrotem do namiotu. Sobie również nalał trochę trunku i przysiadł tuż przy ogniu, swobodnie popijając alkohol. - Dokąd się udajesz? - zainteresował się, by trochę zagadać swą towarzyszkę.
Sato
Mieszko westchnął przeciągle, podniósł dłoń do góry, by oznajmnić, że mogą przestać ją obmacywać.
OdpowiedzUsuń— Zatem zapraszam. Ale wybacz, nie możesz wejść do mojego kraju. Nie jesteś człowiekiem. Dekret ojca, nic osobistego. — zarechotał, po czym ruszył w stronę pobliskiej karczmy, w której się posilła. Tam, kazał wszystkim zebranym opuścić przybytek, by zasiąść przy stole, naprzeciwko Ennis. Karczmarza też wygonił, żołnierze zabezpieczali wejścia... Byli sami.
— Z czym zatem do mnie przychodzisz, droga Ennis? Czas to pieniądz, pamiętaj, a ja nie lubię marnować pieniędzy. Ani ich wieszać.
Mieszko
— Wiem, dlatego cię pośpieszam. — dodał, odkażając już kompletnie ranę, a ta poczęła się samoistnie, powoli goić. To swędziało. — Po pierwsze, to nie rozpierdol mi stołu, bo sam go sobie zrobiłem, a po drugie, postaraj się na razie tego boku nie dotykać. Za tydzień nie będzie nawet blizny. — dodał, opierając się dłońmi o blat stołu, wzdychając ciężko, jakoby włożył w procedurę sporo energii witalnej. — Kreatywna? Co masz na myśli? — spytał, patrząc prosto w jej oczęta.
OdpowiedzUsuńPius
Zmarszczył lekko brwi. Czyżby nie miała nikogo? Nie miała dokąd się udać? Nie miała rodziny ani przyjaciół. To wydało mu się dość dziwne, mocno nie spotykane, ale znów... postanowił mentalnie machnąć na to ręką i pozwolić się wodzić za nos. Trochę rozrywki przyda się każdemu. Upił kolejny łyk alkoholu, śmiejąc się z jej miny.
OdpowiedzUsuń- Wyglądasz jak taki srający kotołak - znów zerwał się na nogi i do niej podszedł kucając i robiąc odpowiednią minę . - Aż tak ci nie smakuje? - zacmokał, zabierając jej kubek i wlewając jego zawartość do tego swojego. - No to przecież nie będziemy tego marnować - dodał wstając i podając jej dłoń. - Chodź tu nieopodal jest strumień. Możemy napełnić bukłak wodą, może nawet uda ci się upolować jakąś małą rybę - zaproponował, choć wydawało mu się to mało prawdopodobne w tej okolicy i przy tak płytkim strumieniu. Mimo to chciał zobaczyć czy chociaż łowić potrafiła, a i sam chętnie sprawdziłby swe własne umiejętności. Zabrał ze sobą trunek i poprowadził dziewczynę we wspomniane miejsce.
Sato
— Wystarczy, że straciłem swoje pierwotne ciało, pamiętek mam niemało. — odparł, uśmiechając się szerzej, kiedy tylko z satysfakcją obserwowała swój bok. — Kilka dni chociaż, żeby się zaskplepiło i zrosło. Nie ma co utrudniać swojemu organizmowi, prawda? — spytał, przysiadając się bliżej, z rozmarzonym spojrzeniem patrząc na sufit. — Chyba tak. Moje małe księstwo się tu tworzy. Nawet Lerodańczycy nie mają mi za złe... Wystarczyło wytłumaczyć, że chcę ich bronić i już nie mają żadnych przeciwskazań co do moich wyznawców.
OdpowiedzUsuń— Wytęż umysł, En... Przecież wiesz, co lubię najbardziej. — dodał, czując, jak jego serce przyśpiesza, gdy pomyślał o swojej dziewczynie. — Na pewno ciekawi mnie, jak twoje łuski się chowają do ciała. To musi być niezły widok, szczególnie w nowym ciele...
Pius
— Podobno jadłaś tu wcześniej. Ne zmieniaj tematu. — westchnął, widocznie niezadowolony, że musi tu z nią siedzieć. Z drugiej strony, wywiad był przydatny. Tego zaprzeczyć nie mógł.
OdpowiedzUsuń— Niech przyjdą. Zobaczymy, czyja noga może się powinąć. To że są nieumarli, nie potrzebują wody, powietrza, jedzenia, nie znaczy, że nie płoną zajebiście szybko i efektownie. — dodał, uśmiechając się nieco, patrzył prosto w oczy heimurinki. — Mam go w sobie, En. Polsza już umie je wykorzystywać. Chyba długo nie byłaś na lądzie, co? — spytał, ukazując jej dziurę w swoim sercu, w którym teraz wszczepiony był kamień, który wyglądał, jakby się rozrastał. — Coś jeszcze przydatnego? Mów dalej.
Mieszko
— A może to ja jestem w dobrych rękach? Nigdy nie wiesz... — zarechotał, przecierając swą rumianą twarz dłonią. Cóż mógł rzec, Onyx akurat poszła do wioski, nie pamiętał za bardzo kiedy miała wrócić... Ale zbliżał się wieczór, więc znając ją, albo szuka zleceń, albo przeczeka ten wieczór gdzieś w gospodzie.
OdpowiedzUsuńPrzygryzł wargę, obserwując to, jak łuska sama się chowa pod skórą.
— Jestem ciekawski, nigdy się temu nie przyglądałem. — dodał, spoglądając z rozmarzeniem na jej piersi. — Pokaż mi się cała, Enn... — pokiwał głową, patrząc jej w oczy z przygryzioną wargą. — Wymyśliłaś już coś ciekawego?
Pius
— Kto miałby zmieść nas ze sceny? — spytał, bezpośrednio, a jego czerwone źrenice ścisnęły się, niczym kurwiki. — Gadaj. Jeśli masz mi dać jakąkolwiek informację, muszę to wiedzieć. Ty coś wiesz, widzę to... — zmrużył oczy, gdy wspomniała o planowaniu wojny. Tylko głupek by tego nie zauważył, to nie tak, że Perun maskował ślady. W spojrzeniu Mieszka natomiast pojawiła się... Niepewność. Zupełnie, jakby namiestnik nie był do końca lojalny koronie. Widocznie słabo ukrywał swe emocje, nie był doświadczony w maskaradzie i grze o tron. — Proszę... Powiedz...
OdpowiedzUsuńMieszko
Obserwował ją uważnie, to jak odkrywa swe ciało, jak łuska znika w ciele, na rzecz delikatnej skóry, idealnego ciałka, jakie posiadała... Wyglądała tak młodo... A jednocześnie pociągająco. Nie mógł się na nią napatrzeć, to jak hipnotycznie zerkała mu w oczy, jak bez wstydu rozsiadła się tak, by widział wszystko... Aż oblizał spierzchnięte wargi, gdy zbliżyła swe własne, przez co gorący oddech musnął jej usta.
OdpowiedzUsuń— Kusisz... — odparł, poczynając odpinać zbroję ze swojego cielska, przez co metal spadał na podłogę. — Tylko trzymaj kły, płetwy i zęby przy sobie. Nie chcę powtórki z rozrywki w zaświatach... Chodź, Enn... Zrobię z ciebie kobietę... — szepnął, po czym wpił się w jej usta z językiem, całując ją namiętnie, jak dawno nie widzianą kochankę... Którą z resztą była.
Pius
— Tylko z jednym? — spytał, drapiąc się po łysym czerepie. O kim mogła mówić? Przecież Perun był ojcem, to nie o to jej chodziło, nie spędzał z nim czasu, no chyba że w lochach. Ale raczej nie o to chodziło. — Pius? Ale on jest w Lerodas. Siedzi w lesie i rucha co popadnie... — rzekł, z niedowierzaniem, patrząc jej w oczy. Zaczerwienił się. — Chcesz być lojalna mi, czy Polszy? Wisisz dług mi, czy Polszy? Więc nie zadawaj durnych pytań, bo ja i Polsza to jedno i to samo. Długofalowo, przynajmniej. Gadaj co wiesz, muszę wiedzieć co może pokrzyżować plany mojego ojca.
OdpowiedzUsuńMieszko
— Nie zabij mnie, tylko tego oczekuję... — szepnął, bo mowy o grzeczności były zbędne, sama o tym z resztą wiedziała. A on? Dwa dni temu, w tej pozycji siedziała naga Onyx, gotowa, mokra... Zrobił to co wtedy, złapał za nogi Ennis delikatnie, tak, by nie naruszyć jej rany, by rozłożyła nóżki tak, by jej krocze wypinało się w jej stronę. Sam pozostał jedynie w bieliźnie, kiedy wyrwał się z jej stęsknionych ust...
OdpowiedzUsuń— Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie podkochujesz z tymi całusami... — zarechotał rubasznie, zniżając się, patrząc w jej oczy, by przywrzeć wargami do jej nagiej cipki, poczynając wylizywać ją z pasją, powoli, radośnie chłeptając językiem łechtaczkę, wargi sromowe, jak i wejście, koniuszkiem delikatnie wsuwając się tak, by poczuć jej nowe wnętrze... — Rzeczywiście... Dziewica... — splunął do środka szparki, po czym wpił się wargami we wzgórek, zasysając się na łechtaczce boleśnie...
Pius
Westchnął, widząc, że zdradził jej za dużo. Podrapał się po głowie, myśląc, jak tu wyjść z tej sytuacji...
OdpowiedzUsuń— W Lerodas. Wiesz coś. I nie mówisz. — dodał, widząc to jej zaskoczenie. — Wiedziałabyś coś o tym. Ty lubisz wiedzieć. Połączone wojska Argaru, Heimu i Fjelldod by nas nie pokonały, jesteśmy jebanym hegemonem słynącym z podbojów, handlu i wojska. Myślisz, że dlaczego na Mathyr nie ma wojen? Bo Polsza trzyma wszystkich za mordę. Co wiesz, Enn? Powiedz, a... Wynagrodzę cię. — dodał, przesuwając palcami dłoni po jej stópce, delikatnie zaczynając ją pieścić.
Mieszko
Pius mruknął cichutko, rozkoszując się smakiem jej soków... Była taka delikatna, cudnie mokra... A on lizał ją, bez opamiętania, pieścił guziczek pod wzgórkiem oblizywał szparkę końcówką...
OdpowiedzUsuń— Miałem dużo praktyki... — szepnął, wskazując jej kobiece buty stojące w salonie. Pokazał jej rubaszny uśmiech, wracając do wylizywania cipki, chcąc, by Enn zapamiętała ten drugi... Właściwie pierwszy, ale drugi... Pojebana sprawa z tym dziewictwem, jak się tak zastanowił, to... — Ty też mnie rozdziewiczyłaś w nowym ciele... — stwierdził, językiem sunąc w górę, do jej brzucha, po czym zassał się na jej piersi, patrząc w żółte oczy Ennis, gdy jego męskość w bieliźnie napierała na jej nagą szparkę.
Pius
— W teorii, to dziwne, że nikt nas jeszcze nie najechał... A nie, czekaj... Grube mury, największa armia na świecie... — wyliczał, kontynuując masaż, patrząc, gdzie to ich zaprowdzi. — Zapłacę ci. Gruby mieszek złota. Taki, że ledwo go uniesiesz. Co ty na to?
OdpowiedzUsuńMiech
— Pewnie będzie cię chciała zabić, więc... Cóż, teraz to i tak już po ptakach... — szepnął, wpijając się ustami w jej szyję, całując ją namiętnie, powoli, z fantazją rozsuwając jej uda najbardziej jak to było możliwe. Biodrami naparł na jej biodra, przesuwając sterczącym kutasem po jej wilgoci. — Mam nadzieję, że w nowym ciele nie zapomniałaś jak mnie wydoić ze wszystkich soków, maleńka... Odmłodziło cię, wiesz? — zachichotał, skubiąc jej uszko w podzięce za skubanie jego ucha. Ucałował ją, po czym oparł się o jej czoło, patrząc jej w oczy, masturbował jej łechtaczkę palcami w rytmie jej dłoni...
OdpowiedzUsuń— Chcesz, żebym w tobie trysnął, Enniś?
Pius
Mieszko westchnął, patrząc na nią wyczekująco. Sięgnął do swojej torby, po czym położył na stole gruby miech złotych monet. Ten aż uderzył w stół, pod kontaktem z nim.
OdpowiedzUsuń— Najpierw mi powiedz co wiesz, a potem mi powiedz dlaczego ci mokro. I lepiej mów prawdę w obu kwestiach, bo to sprawdzę. Szczególnie twoją wilgoć. — zarechotał.
Mieszko
— Nie zamierzam się powstrzymywać, małolatko... — odparł, dalej skubiąc jej ucho, by zsunąć bieliznę do kostek, przez co mogła zobaczyć jak twardy był przez jej dotyk na długim, szerokim penisie... Wtedy podsunął się do niej. cmokając prosto w jej usta, kradnąc każdy możliwy pocałunek z językiem... A męskość dotknęła jej wejścia, napięła je...
OdpowiedzUsuń— Zatem cię zaleję, moja kochana... Chcesz sama się rozdziewiczyć, czy ja mam to zrobić? Mocno, wolno, szybko? Brutalnie? — pytał, namiętnie patrząc jej w oczy, gdy gruba główka napinała jej błonkę dziewiczą, grożąc mocnym wejściem...
Pius
Zmrużył oczy, słuchając jak krowa na kazaniu. Cóż. Sam się nie spodziewał, że Argarczycy mogą importować swoich ziomków. Żył w przeświadczeniu, że to istoty, które nie do końca mają jak wrócić do swoich światów. Widocznie był w błędzie.
OdpowiedzUsuńPodsunął mieszek pieniędzy do jej rąk, kiwając głową.
— Właśnie uratowałaś tysiące żyć. I nie mówię tu o Polszanach. — westchnął, rozglądając się wokół. — W takim wypadku, chcę, byś dla mnie pracowała. Dowiedz się o tych importowanych argarczykach. A co do dominacji... Jestem bardzo zestresowany. Gdybyś chciała się wyżyć... Wiesz, gdzie mnie znaleźć. — dodał, gilgocząc delikatnie jej łydkę.
Mieszko
— Dobrze, Enn... — szepnął do jej ucha, po czym zaparł się o stół, patrząc jej prosto w oczy, kiedy męskość rozdarła jej błonę, a on sam zaczął powoli penetrować jej biedną cipkę, bez opamiętania patrząc jej prosto w oczy, kiedy stykali się czołami... — Ciaśniutka... Co ty ze mną robisz Enn? — spytał, całkowicie zapominając o tym, że był płodny... No i że ona chyba też, w nowym ciele... Ale to było nie ważne. Ważne było to, że poczuła jak jej nowe ciało cierpi od jego penetracji...
OdpowiedzUsuńPius
— Może i masz rację Enn.. — westchnął, powoli patrząc na to, jak szykuje się do wyjścia. — Cóż. W takim wypadku zbierz informację i przyjdź tutaj. I też mnie przywołaj. Jeśli powiesz komukolwiek, co tutaj robisz... Zajebię cię. Bez rezurekcji, En. Po prostu spłoniesz żywcem. Wiedz, że służę Polszy. Tej prawdziwej. Sprawiedliwej. Pokojowej. Tyrania i mnie doprowadza do szału.
OdpowiedzUsuńMieszko
— Bo nie zrobiłaś tego specjalnie... Ale teraz mi się odpłacisz za ten cały burdel... — szepnął, wsuwając dłonie pod jej pośladki, by unieść ją delikatnie ponad stół, nadziewając ją na olbrzymiego chuja coraz to mocniej, sapiąc jej prosto w usta... — Wolę, żebyś obciągnęła mi po tym, jak w tobie dojdę, kwiatuszku... — szepnął, po czym z furią zaczął naparzać biodrami o jej krocze, mokre klaśnięcia słychać było w całym obozie, bo ciasnota Enn spowodwoała, że raczej długo Pius nie wytrzyma...
OdpowiedzUsuńPius
— No nie wiem... Kilka długów masz mi do spłacenia, Enn... — szepnął z nieukrywaną rozkoszą. Czuł jak mocno go uciska, jak bardzo jest ciasna... Wpił palce w jej pośladki, by ponownie ją pocałować. Chciał nachylić kobietkę tak, by penis wbijał się w jej punkcik... Co było dość trudne, patrząc na jej nowe ciało, chyba jeszcze go nie wyczuł.
OdpowiedzUsuń— Zaraz trysnę, maluszku... — jęknął płaczliwie, zasysając się na jej szyi, powtrzymując się do samego końca, bo czekał, aż ona skończy.
Pius
— Co ty nie powiesz... Enn w wielkim świecie, z wielkimi długami... — zachichotał nieco, podnosząc jej pośladki do góry, nabijając ją po prostu w powietrzu... Kiedy rozkazała mu, Pius po prostu puścił całą kontrolę, oparł czoło o jej własne, patrzył jej w oczy, kiedy sperma tryskała w jej łono, nieświadomy konsekwencji tego, co właśnie zrobili. Wtulił ją w siebie, pomimo własnego szczytu, poruszył się jeszcze i jeszcze, wszystko po to, by doszła wraz z nim.
OdpowiedzUsuńPius
Spojrzał na susz, mrużąc oczy. Przez chwilę przeleciało mu pytanie o powikłania z kryształem, ale skoro kobieta wiedziała o sproszkowanych kamykach, to pewnie jej to nie szkodziło. Zwinął bagienne ziele i schował je do kieszeni.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję. A ty się pilnuj. Graj tak jak grasz... Pod moją opieką biedna nie będziesz. A kto wie, może i całe Mathyr zyska na naszej konspiracji. Tylko głęba na kłódkę. Zrozumiano?
MIESZKO
Odsunął się od Ennis, czując jak i ona dochodzi z cudownym drżeniem ciałka... Aż pochwycił jej uda, czując jak te od samego dotyku uciekają na boki, jak dziewczyna w nowym ciele jest wyczulona... Wcześniej mógł ją dusić, a ona śmiałaby się w jego oczy... Teraz wydawała się być filigranowa, delikatna... Takiego też całusa jej zaserwował, prosto w usta.
OdpowiedzUsuń— Musisz sprawdzić Enniś... Wiesz jak lubię... — dodał, wychodząc z jej pusi, obserwując jak sperma wypływa z niej brutalnie... Aż zagryzł wargę z przyjemności. — Wpadaj częściej... Widzę, jak się stęskniłaś za mną...
Pius
— Gdyby tylko ty? Co masz na myśli? — spytał, posłusznie opierając się o blat stołu, gdy naparła na niego z inencją zaspokojenia... Zachichotał nawet, od jej pieszczot, przygryzania... A po chwili sapnął, wbił paznokcie w stół, czując jak opiekuje się jego sterczącą męskością...
OdpowiedzUsuń— Enn... Ja pierdolę... Robisz mi ochotę na kolejną rundę... — jęknął perwersyjnie, nie odrywając oczu od jej źrenic...
Pius
— No nie wiem, nie wiem, Enn... Teraz w nowym ciałku... Wyglądasz zniewalająco młodo, wiesz? — spytał, łapiąc dłonią tył głowy heimurinki, by powoli głaskać ją, jakby w nagrodę za fenomelnalnego lodzika. — Ją też mam ci rozdziewiczyć? Wiesz, że ja z chęcią...
OdpowiedzUsuńPiis
— No widzisz. Ja natomiast... Trochę w zaświatach się postarzałem, wiesz? Wysłałaś mnie na trzyletnią wycieczkę po najgorszym możliwym wymiarze... — szepnął, dając jej się wycałować, wypieścić. — Właściwie, to muszę ci podziękować. Przed śmiercią byłem jedynie lekarzem i brygandą... Teraz? Teraz jestem księciem.— dodał, chwytając ją jak lalkę za żebra, posnosząc do góry, by wpić się w jej wargi, zlizać spermę z jej sokami, lubieżnie zabierając je z jej języka.
OdpowiedzUsuń— Nie patrzyłabyś mi tak w oczy, gdybyś mnie nie uwielbiała... Chodź tu. Rozdziewiczę cię do końca. — dodał, ciągnąc ją tak, by rękoma oparła soę o blat stołu, wtedy rozsunął jej pośladki... Ennis poczuła jak podniecony przez nią kutas dotykał jej wejścia, a gładka główka delikatnie zanurzyła się w jej odbyt. —Ciasna jak nigdy... — szepnął, poczynając się w nią zagłębiać.
Pius
— Dziwne nie? Oboje patrzymy na siebie jak na mięso... — dodał, samemu sycząc z rozkoszy, jaką sprawiała mu ciasnota jej szparki... Powoli, głęboko, zanurzał się głębiej, szybciej, w końcu cała główka wcisnęła się do środka.
OdpowiedzUsuń— No już już... Bo jeszcze będziesz musiała dosiąść księcia jak rumaka... — zarechotał, łapiąc dłonią jej szczękę, wsuwając kciuk do jej ust, by miała co ssać, kiedy rozpoczynał pieprzyć jej odbyt powoli, by czuła każdy jego ruch po stokroć...
Pius
— Mam spore biodra, które możesz dosiąść... Na co czekasz, co? — spytał, naginając się do jej ucha, skubiąc je, gdy kutas powolutku zanurzał się do samego końca, gniotąc jej ścianki z każdej strony, a powolne ruchy widocznie mu się spodobały. A raczej to, jak Ennis na nie reagowała, to drżenie bioder było zjawiskowo rozpalające...
OdpowiedzUsuń— Widzę jaka chodzisz spięta... Nie chcesz może trysnąć, maleńka? Mamy cały wieczór...
Pius
— Proszę... — szepnął, wychodząc z niej powoli, by na chwiejnych nogach położyć się na podłodze, ze sterczącą męskością, pulsującą z podniecenia... Patrzył na nią z dołu, z wgryzioną wargą. — Sama je weź... Skurw mnie, Enn... Wiesz dobrze, że oboje tego chcemy... A ja pomogę ci trysnąć, słońce...
OdpowiedzUsuńPius
Całe to wyczekiwanie spowodowało, że penis podskakiwał radośnie, drżał od jej języka, dotyku, pieszczot... Wsunął się wtedy w jej cipkę, sapiąc głośniej przez jej wilgoć, jak i fakt, że sperma nadal z niej wypływała...
OdpowiedzUsuńOparł się dłońmi o podłogę, by zbliżyć się do jej twarzy, duszenie przyjmując z wystawionym językiem, oczekując na jej ruchy.
— Mocniej Enn... Użyj mnie jak dildo so jebania...
Pius
Niesamowita satysfakcja spływała na Piusa, gdy kobieta wzięła go za lejce, ujeżdżała tak dobrze, jebała tak mocno... Zobaczył gwiazdy przed oczyma, Ennis wiedziała co na niego działa, jak doprowadzić go do błogości szybciutko...
OdpowiedzUsuńSapnął z wrażenia, gdy tylko zeszła z jego prącia, aż płaczliwie jęknął.
— Wracaj... Jeszcze mnie nie skończyłaś, kotku... — dodał, samemu wiodąc dłonią pomiędzy jej nogi, pomagając jej stymulować się po guziczku tak dobrze... Drażnił jej wejście, jej szparkę, dalej po nim skakała, całował ją po karku... — Spuść się maleńka... Chcę spróbować jak smakujesz...
Pius
Z radością wykonał jej polecenie, dwoma palcami dokańczając to, co zaczęła, powoli pierdoląc jej cipkę tak, by jej soki w końcu wyleciały z niej pod ciśnieniem...
OdpowiedzUsuńWtulił ją siebie ramieniem, macając ją po piersi, po kobiecości, powoli, łapiąc w dłoń sok, gdy sam całował ją po karku powoli, z uczuciem...
— Widzisz Enn? Podkul nóżki... Muszę zalać twoją dupcię... — szepnął skubiąc płatek jej ucha, a biodra demona poczęły niekontrolowanie poruszać się do przodu i do tyłu, podrzucał ją tak, by prącie wybijało się w jej macicy, by czuła go całego, by czuła go mocno... Był silniejszy, bardziej wytrzymały w tańcu rozkoszy...
Pius
Sapał głośno do jej ucha, z każdym podrzutem czuł smak słodkiej agonii, zwiastun spełnienia... Nieważne, że podrzucał ją na sobie, że walił sobie konia jej tyłeczkiem... Było mu tak dobrze, tak cudownie, tak wspaniale... Aż sapnął z radości, klepiąc się po jądrach, by spuścić się prosto w jej odbyt...
OdpowiedzUsuń— Doch-odzę... Znowu!
Pius
— Hmmm... Jak tak teraz mówisz, to dużo przeruchałem tych, którzy przyszli do mojej klinki... — pokiwał głową, leżąc we własnej spermie... Zerkał co chwilę na jej brzuszek, napuszony od spermy, aż oblizał się delikatnie jakby wiedział o czymś, o czym ona nie wiedziała.
OdpowiedzUsuń— W razie co, wpadaj częściej... Raczej po dzisiaj będę singlem... Więc mogę cię nawet przekimać u siebie... — dodał, trącając jej stopę swą stopą.
Pius
— Może... — dodał chłodniej, zastanawiając się chwilę nad sensem istnienia.
OdpowiedzUsuń— Właściwie... Pewnie, obmyj się w mojej łaźni. Woda i tak jest wygrzana... — dodał, cmokając ją w polik. — Ale idź sama, bo znowu cię wyrucham, a padam na ryj... — rzekł, kładąc się twarzą na kanapę... Wyssała go ze wszystkich sił witalnych. Kolejna sukkubica... Zasnął słodko, nawet nie ostrzegając o tym, że robi drzemkę.
Pius
Widząc Ennis, Pius uśmiechnął się szerzej, oddając delikatny pocałunek. Cóż rzec, też się stęsknił za nią i za jej ciałkiem. Buziak na dzień dobry jej nie wystarczył, złapała jego szczękę, jego szyję...
OdpowiedzUsuńDemony stojące obok dobyły oręża, a Pius podniósł rękę.
— Khiiijavak. — rzekł po swojemu, a zbrojni opuścili miecze i halabardy, rozchodząc się w lesie. Akurat stali przy stole bitewnym, na otwartym terenie, z mapą Lerodas z zaznaczonymi punktami zainteresowania.
— Nie mówiłaś mi, że możesz mieć dzieci... Byłaś wcześniej nieumarła. Miałaś ciepłotę ciała. Wiem, bo sprawdzałem w każdej dziurce... A co? Zaszłaś, kochana? — spytał, nachylając się do niej, tak, by nadziała się pazurami na jego szyję. — Po części to twoja wina... To ty mnie zabiłaś... Gdyby nie to, nie zreinkarnowałbym się w płodnym ciele, pączusiu...
Pius
Zarechotał rubasznie, patrząc jej głęboko w oczy.
OdpowiedzUsuń— Może i wiedziałem... Może fantazjowałem... Wiesz, byłaś bardzo napuchnięta po mojej spermie... — dodał, mimo krwi, która spłynęła po jego szyi, pochwycił jej kosmyk włosów, by okręcić go sobie wokół palca.
— Więcej niż jeden, Ennis... Wiesz, mój związek przez to legł w gruzach... Ale warto było. Powtórzyłbym to raz jeszcze... I jeszcze... — tym razem to jego ręka znalazła się na jej gardzieli, a twarz była blisko tak, że mogła czuć jego oddech na swych wargach.
— Rób co chcesz. Sram na to. Idę na Polszę. Idziesz ze mną, czy beze mnie... Tego już nie powstrzymasz. Zabij mnie teraz, a wstanę silniejszy. Za każdym, jednym razem.... — dodał, cmokając jej usta, mrucząc przy tym... To nie był ten sam Pius, którego poznała... Niepewny swej drogi, czegokolwiek wokół. Roztaczał aurę pewności siebie, absolutnej pewności... Nie mrugał nawet, gdy pierdolił ją samym wzrokiem na tysiąc sposobów...
— Tylko chcę nadmienić, że z moim bachorkiem jesteś teraz silniejsza niż kiedykolwiek... Upadły niebianin w twoim brzuchu może być bardziej przydatny, niż sądzisz... — dodał, szepcząc jedynie, oczekując aż to ona zrobi kolejny ruch.
Pius
— Wina leży po obu stronach. — odparł, puszczając jej gardło, odchodząc od kobiety, by oprzeć się o stół z mapą. Ziemia niczyja rzeczywiście była dla nich niebezpieczna. Przesmyki, ciasne przejścia... Nie pomyślał wcześniej o logistycznym przedsięwzięciu, jakim było przejście z demonami przez Lerodas.
OdpowiedzUsuń— Szczerze mówiąc? Nie idę na Polszę z tą armią. Według estymutów, jest tysiąc do jednego, na moją niekorzyść. Miałem... Plan, żeby granica była dla Polszan niedostępna z tego powodu, dla którego jest niedostępna dla nas. Rozbicie paru oddziałów jest łatwe pod osłoną nocy... Oblężenie murów z północy natomiast... To już inna kwestia. Dlatego, raczej musielibyśmy się przedostać przez mury inną metodą... — dodał, spoglądając na kobietę tajemniczym wzrokiem. — Demony nie przejdą. Ale ludzie? Moi kultyści? Nie bez powodu rozsiewam plotki o samym sobie... Póki co mam garstkę wyznawców za murami. Jeśli jednak strach.... Spowodowany tym, że z bitwy wrócił tylko jeden koń.... Cholera. Mogliśmy zostawić jeńców. — walnął pięścią w stół, rozczesując swe włosy. — Jak tylko zostanę cesarzem, dam ci funkcję mojej doradczyni, Ennis... Masz to jak w banku. Dziękuję za ostrzeżenie. — dodał, chwytając za cyrkiel, rozwinął mapę Mathyr na cały stół, szukał jakby jednej luki...
— Wrócimy do rozmowy o dziecku zaraz... Wiesz może, gdzie mur Polszy jest najsłabszy? — spytał, z błyskiem w oku.
Pius
— Pewności nigdy nie ma, Enn. Sama z resztą wiesz. — odparł, drapiąc się po głowie, zaczesując przydługie włosy w tył, gdy tylko wpadła mu głupia myśl do głowy. — Ciekawiej by było zawładnąć nad ludnością Polszy, gdyby pojawił się wśród nich ktoś, kto potrafi leczyć przewlekłe rany, ktoś, o boskiej sile, boskich zdolnościach... Z tego co wiem, chcą zrobić z namiestnika Polszy jakiś symbol religijny... A co, gdyby ukraść mu to miano... Stać się tym zbawcą, lekarzem, liderem... Poprowadzić bunt przeciwko koronie... — myślał głośno, pomysł wydawał się być conajmniej niebezpieczny. — Czyli ewentualne oblężenie musiałoby się zacząć z Fasach. Słodko. Słyszałem, że prysznice brane w Fasach to przesypywanie piasku pod dupie i skrobanie tego, co odpadnie...
OdpowiedzUsuń— Mogę zrobić z ciebie doradczynię od razu. Pomóż mi zdobyć Polszę, a twym największym problemem będzie magazynowanie całego złota, które rzucę ci pod stopy. — stwierdził, podchodząc do niej, gdy przysiadła na stole. Oparł dłonie po obu stronach jej bioder, po czym uśmiechnął się szerzej.
— Dlatego potrzebuję ciebie... Znasz te wejścia. Te i inne. — dodał, składając pocałunek na jej piersi okrytej łuską. — Aczkolwiek musiałabyś mnie jeszcze wiele nauczyć o tych... Wejściach, Ennis...
Pius
Wypad po sadzonki nie był jego pierwszym, więc poszło mu to w miarę sprawnie. Nawet lubił te spacery. Teren znał już całkiem dobrze, więc łatwo odnajdywał skróty, a nawet pozwalał sobie na wybory nieoczywistych, mało uczęszczanych ścieżek. Zaczynał lubić pracę dla Walwana. Nauka u niego była przyjemnością, a to że zielarz liczył się z jego słowami pozwalało mu na coraz częstsze i pewniejsze wyrażanie swej opinii, a nawet propozycje ulepszeń mieszanek mężczyzny. W granicach rozsądku oczywiście i przy wcześniejszym obgadaniu pomysłu. Nie wychylał się zbyt mocno, bo wciąż miał w głowie słowa o poprzednim uczniu Walwana. Ta sprawa dalej pozostawała dla niego tajemnicą, a Yerbe zdawał się nabierać wody w usta, za każdym razem, gdy on sam próbował się czegoś dowiedzieć. Póki co postanowił zaufać własnym przeczuciom i po prostu łapać byka za rogi. Żył chwilą.
OdpowiedzUsuńWszedł do domostwa dość pewnym krokiem i obdarzył przybyłą krótkim spojrzeniem, po czym podał kosz z sadzonkami Walwanowi.
- Nie było stokrotki złośliwej, więc wymieniłem ją na lawendę leniwą (xDDD). Podobne działanie ma, tylko bardziej śmierdzi - poinformował go, dopiero teraz przyglądając się dziewczynie z zainteresowaniem. Jej błękitna skóra niczego mu nie mówiła, tylko oczy miała jakieś takie znajome. Przekręcił lekko głowę patrząc na nią nieco bardziej nachalnie. Trybiki w jego głowie kręciły się w zawrotnym tempie, ale nie potrafiły do końca przypisać oczu do konkretnej osoby. Zdecydowanie znajome tęczówki miała.
- My... się znamy? - zapytał trochę niepewnie, odruchowo chowając się trochę za Walwanem. Cóż... przezorny ubezpieczony.
Aci
Uśmiechnął się szeroko na ten krótki komplement ze strony Walwana i zamrugał zaskoczony, gdy kobieta również coś takiego stwierdziła. Zmarszczył lekko brwi odruchowo chowając się trochę za Walwanem. Tak tylko trochę, by mieć pewność, by mieć pewność, że nic mu się nie stanie. Mimo wszystko nie przepadał za takimi sytuacjami i chyba nigdy ich nie polubi. Patrzył na nią ostrożnie z coraz większą podejrzliwością rosnącą w sercu. Na pytanie Walwana zerknął na mężczyznę jakby chcąc go powstrzymać, ale nie zdążył. Kobieta wyraźnie się zmieszała, a potem padło jej imię.
OdpowiedzUsuń- Ennis? - powtórzył po niej blednąc na twarzy. To przecież było niemożliwe. Miała nie żyć. Już ją pochował. W myślach i sercu. Pochował ją... a ta przecież w ogóle jej nie przypominała. Nic a nic. Była jakaś taka... inna. Łagodniejsza wyglądem może... Zacisnął mocno drżące wargi. Tylko te oczy... aż mu się niedobrze zrobiło. Zobaczył ducha. Kobietę, która przyszła go gnębić nawet po swej śmierci. W innym ciele. Zanim zdołał powiedzieć cokolwiek jeszcze czy zrobić jakiś gest, ciemność zabrała go w swe objęcia. Stracił przytomność.
Aci xD
Przeleżał nieprzytomny jedynie kwadrans, ale pobudka wcale nie była przyjemna. Skrzywił się nieco i pomasował swoje skronie, bojąc się rozglądać dookoła. Ta dziwna istota, która podawała się za Ennis musiała mu się przyśnić. Ulokował wzrok w Walwanie, który krzątał się po kuchni. Miał się nawet odzywać, ale potem znów ją dostrzegł. Potrząsnął głową raz i drugi, ale nie rozpływała się w powietrzu. Ostrożnie wstał i zbierając wszystkie resztki odwagi podszedł do kobiety i złapał ją za policzki rozciągając je. Znienacka oczywiście, bo przecież na pewno by mu sie to inaczej nie udało. Zacisnął wargi. Poklepał ją po głowie, uszczypnął w bok.
OdpowiedzUsuń- Jakaś taka... żywa jesteś - skomentował. - Trzeba tu grubszej sprawy... - zacisnął mocno wargi. - O duchu Ennis, oddaj to ciało niewinnej osóbce, której je zabrałaś - padł przed nią na kolana. - Oddaj, już mnie ukarałaś...
Aci
Odruchowo cofnął się trochę, gdy kucnęła upewniając się, że Walwan dalej jest z nimi i czuwa. Mimo wszystko dalej się trochę obawiał. Oddychał nieco szybciej, patrząc na nią i słuchając jej słów. Zacisnął mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Miałaś nie żyć - przypomniał jej tylko. - Zostawiłaś ten cholerny list - dodał patrząc na nią oskarżycielsko. - Nie chciałaś mnie znać - dorzucił jeszcze, krzyżując ręce na swej klacie. - Nie chciałaś przyjaźni... - burknął zagryzając mocno wargi. Patrzył jej prosto w oczy, szukając w nich fałszu. - Nie gadaj, że chciałaś mnie znaleźć... to tylko słowa, żeby było mi lepiej - mruknął.
Aci
Zmarszczył lekko brwi patrząc na nią z niedowierzaniem.
OdpowiedzUsuń- Czekaj... czekaj... ty myślałaś, że jak będziesz oschła... to ja będę miał lżej? - zamrugał kilkakrotnie i prychnął z niedowierzaniem. - To trzeba było tak od początku robić a nie po czasie. Ja się łatwo przywiązuję do osób i... - zacisnął mocno wargi. - ...głupia jesteś po prostu - stwierdził wzdychając ciężko. Wstał zaraz na równe nogi i odetchnął głęboko. Nie dopytywał o badania, które jej robił Walwan ani o żadne wyniki tylko przyglądał jej twarzy z ciekawością.
- Tak to nie działa... no chyba, że byłabyś bardzo okropna, a nie byłaś.
Aci
- Nie umiesz - zgodził się z nią i dmuchnął sobie w grzywkę, po czym mocno ją przytulił. - Cieszę się, że żyjesz - uśmiechnął się do niej słabo, po czym zmarszczył lekko brwi i wzruszył ramionami. - Nie wydawał mi się jakoś specjalnie niebezpieczny. Taki tam grajek - mruknął i pokręcił lekko głową. - Powiedziałem mu, że dałaś mi list dla niego i tyle. Nawet za dużo nie rozmawialiśmy - dodał zaraz. Nie zamierzał przecież kolegować się z każdym. Nawet jeśli na takiego wyglądał. - Nie będę go specjalnie szukał, ale... - spojrzał po niej uważnie. - ...dlaczego mam go unikać?
OdpowiedzUsuńAci
Oczy poszerzyły mu się z przerażenia już na samym początku jej wypowiedzi.
OdpowiedzUsuń- Jak to umarłaś? - zapytał jej drżącym głosem. - Jak umarłaś? Kto cię zabił? - chciał wiedzieć. - Dlaczego cię zabił? Czym się naraziłaś? - zadawał kolejne pytania, bo chociaż uwielbiał Ennis to wiedział, że ona wcale taka święta nie była. Sama jeszcze chwilę temu nazwała się demonem. Tortury jakie znosiła sprawiały, że z każdą chwilą robiło mu się niedobrze.
- Jakie dziecko? - spojrzał na nią z przerażeniem. - Czemu miałabyś zabijać niewinne dziecko? - rozmasował sobie serce. - O... ale nie myśl sobie, że... że... ja się tak łatwo dam - bąknął. - Przecież ty... ty... - pokręcił lekko głową. - Nie umiesz w relacje, więc pewnie... pewnie miałabyś gdzieś... - wzruszył ramionami, bo jakoś nie chciało mu to przejść przez gardło. To że Ennis mogłaby mieć gdzieś co się z nim stanie. Zwłaszcza, po tym co przed chwilą powiedziała. - Nie jestem aż tak głupi, żeby się podkładać - bąknął jeszcze czerwieniejąc na twarzy. - Nie myśl, że... nie będę cię już teraz męczył swoją osobą, bo jakiś rudy ma coś nie tak z głową...
Aci
Nie dopytywał o szczegóły, bo i on sam nie chciał zostać oszukanym. Zacisnął za to mocniej wargi i słuchał. Zgrzytnął zębami na wieść o dziecku i spojrzał po Ennis trochę bardziej ostro.
OdpowiedzUsuń- To dziecko nic wam nie zawiniło. Ani tobie, ani jemu - fuknął nieco zły za takie podejście do malucha. - Gdzie jest teraz? Dziecko? - zainteresował się. - Ja... - wygiął swoje palce. - Zajmę się nim - stwierdził nagle. - Ze mną będzie mu lepiej niż tam u... - skrzywił się bo wyprawa do Helgi, a przynajmniej do Fjeldod gdzie dziecko potencjalnie mogło jeszcze żyć wcale nie byłaby taka łatwa... ale gdyby poprosił o pomoc Onyx? Podrapał się lekko po głowie. Ona i ten jej partner zbrodni mogliby dać radę... Zaczął intensywniej nad pomysłem kminić, gdy padły kolejne słowa i aż musiał zamrugać patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Czy ty właśnie przyznajesz, że... że jesteś moją przyjaciółką? - zapytał jej z iskrzącymi się z radości oczyma. - Czemu? Bo byłaś... jesteś... taka jak ja - zagryzł mocno wargi. - Zagubiona, szukająca drogi, próbująca się odnaleźć.. - wzruszył lekko ramionami. - I wcale się ze mnie nie śmiałaś... - dodał jeszcze.
Aci
- Dziecko nie jest po to by się przydawało - mruknął cicho. - Dziecko nie jest przedmiotem - zacisnął delikatnie wargi. - Ono teraz tego nie rozumie, ale za jakiś czas zrozumie... będzie wiedziało, że nie było kochane - wymamrotał w ogóle nie przekonany co do jej argumentów. - Zresztą, skoro tobie to nie przeszkadza... nie obchodzi jego los za bardzo... to tym bardziej nie będzie ci przeszkadzało, że będzie u mnie - uśmiechnął się do niej delikatnie. Nie zamierzał odpuszczać pod tym względem. Nie, od kiedy poznał Kevusię i kochał ją miłością bezgraniczną. Nie wyobrażał sobie, by jakiś maluch... o którym wiedział, miał nie zaznać takiej miłości.
OdpowiedzUsuń- Moje cele i życie... - powtórzył po niej i wzruszył ramionami. - I tak je wszystkie wykonam. Z dzieckiem czy nie... - dorzucił spokojnie. Klasnął w dłonie zadowolony, że wreszcie przyznała fakt niezaprzeczalny i jeszcze raz odruchowo ją uściskał. Lekko, krótko ale jednak. Zaraz też się odsunął i popatrzył na nią z zaciekawieniem.
- Dokąd? - zainteresował się, po czym podrapał lekko po głowie. - To jest... zapytam, bo mamy pewne plany z Walwanem i nie wiem czy będzie czas, ale... jeśli będzie to chętnie - wyjaśnił jej swobodnie, by zerknąć na mężczyznę i zacisnąć mocno usta kiedy dotarło do niego to co ten przekazywał.
- Z rudym? - zapytał jej zaraz i skrzywił się. To będzie kolejne nieszczęśliwe dziecko... jeśli tylko pojawi się na świecie. Jedno do odzyskania i drugie do zabrania i wychowania... robiło się to dość kłopotliwe. Spojrzał na Walwana.
- Będzie trzeba tu mocno popracować nad poważną antykoncepcją - powiedział krótko.
Aci
- Niczego takiego nie oczekuję - zapewnił ją spokojnie. Nie wiedział czy Ennis polubi czy pokocha dziecko. Czy się do niego zbliży czy też nie. Czy będzie dla niej dalej obojętne. Nie wiedział i nie chciał zakładać żadnej wersji. - Tylko... - spojrzał na nią. - Jeśli będzie ze mną to nie ma krzywienia się na jego widok - pogroził jej palcem przed nosem. - Ani wyzywania - dodał jeszcze. - Chłodne traktowanie okay, ignorowanie...okay, ale bez złośliwości - poinformował ją stanowczo. - Nie dam się zabić, ale nic ci nie powiem. Na razie mam pewien pomysł... a czy się uda, zobaczymy - szepnął więcej nie wchodząc w szczegóły. Uśmiechnął się na wieść o oceanie i pokiwał szybko głową. - Bardzo chętnie - zapewnił ją. - Ale... ja no dobrze nie pływam - przypomniał sobie czerwieniejąc nieco na twarzy. - O... nauczysz mnie tego? Chociaż trochę? Akane próbowała ale kiepska z niej nauczycielka... - odchrząknął. Odetchnął głęboko słysząc, że nie z rudym. Nie była zgwałcona... całe szczęście. Pokiwał lekko głową i zacisnął mocno wargi, gdy Ennis zapytała o sposób na usunięcie ciąży. Mimo, że mu się to nie spodobało utrzymał język za zębami. Ennis miała do tego prawo, a on nie powinien się w coś takiego wtrącać. Spojrzał na Walwana wdzięczny za jego kolejne słowa i wstał by wziąć sobie jakieś ziółka na uspokojenie galopujących myśli.
OdpowiedzUsuńAci
Pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- No nie wiem... - mruknął, co do tego, że będzie gorszą nauczycielką. - Ty przynajmniej... no wiesz, mam pewność że umiesz tak dobrze pływać, że jak się będę topił to mnie wyciągniesz - zauważył. U Akane tej pewności nie miał. Pewnie, wiedział że dziewczyna pływać potrafi, ale czy byłaby w stanie utrzymać siebie i jego? Czy byłaby w stanie szybko zareagować, gdyby był daleko od niej? Tej pewności nie miał, a brak pewności to wielka panika z jego własnej strony.
- Nie myślę - odparł szybko, patrząc jednak gdzieś w bok. No przecież nie zostawi dzieciaka bez pomocy, jeśli Ennis zdecyduje się na poród. Upił łyk ziółek i spojrzał na Walwana. - Ale to nie będzie dla ciebie problem? - zapytał. - No bo ja się będę bawić, a ty harował... - odchrząknął. - Może chociaż pomogę z pacjentami i wtedy pójdziemy? - zaproponował patrząc to na Walwana a to na Ennis.
Aci
— Wiem, że jest jakąś abominacją. I że mój kult z nim rywalizuje. Często ich mylą nawet... — dodał, przechylając głowę na bok. To czego mogła chcieć, jeśli nie złota. — Władza, informacje? Co cię interesuje, En... Tylko odpowiedz szczerze, a nie lecisz w kulki... Nie musisz zakładać przede mną maski, przecież wiesz. — dodał, zbliżając się do jej twarzy, by oddać całusa z nawiązką... Przy swoich ludziach. Widocznie się nie wstydził.
OdpowiedzUsuń— Jakich ludzi proponujesz, żebym zebrał? Ludzi z Fasach? Z Lerodas? A może Polszan? — spytał, podsuwając się jeszcze bliżej... Skoro miał być jej przerwą w wędrówce, postanowił, że Enn się troszeczkę zgubi na szlaku... I to w jego oczach...
Pius
Chłopak popatrzył na nią jakoś tak trochę dziwnie, gdy rzuciła o braku pewności co do wyciągania go w razie wypadku z wody. Zagryzł mocno wargi i wzruszył ramionami, po czym odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- No to zginę... najwyżej będziesz mnie miała na sumieniu - pociągnął nosem, ale raczej w dość teatralnym geście, aby pokiwać lekko głową a propo podrzucania mu dzieciaka na wychowanie. Najwyżej zrobi się profesjonalnym opiekunem do dzieci. Da radę.
- Świetnie - ucieszył się, że będzie miał coś do zrobienia podczas tej przygody i jakoś pomoże i Walwanowi. Nie miał nic przeciwko zbieraniu różnych okazów. Może sam pozna coś ciekawego? Na tych wodnych znał się znacznie mniej niż na lądowych. Brak umiejętności pływania było tu głównym tego powodem. - Hm? Ja? - zdziwił się i wzruszył ramionami. - Ja po prostu takich lubię - wyszczerzył się do niej. - Takich kreujących się na wrednych, niedostępnych... ale i takich milusich z tajemnicami... chyba po prostu lubię "ludzi" - wyszczerzył się do niej.
Aci
Acair uśmiechnął się do niej lekko i wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Żyję, bo trudno jest mnie nie lubić - rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym pokręcił lekko głową. - A tak poważnie... - podrapał się lekko po głowie. - ...to dlatego, że jestem nieszkodliwy. Muszki bym nie skrzywdził - pokiwał głową. - Chyba, że muszę się bronić... ale to inna sprawa, co nie? - bąknął cicho, po czym zerknął na listę od Walwana i znów pokiwał głową.
- Mogę zebrać też dodatkowe? - zapytał go, wpisując na listę kilka pozycji i pokazując mężczyźnie o co mu chodziło i znów zerknął na Ennis. - Poważnie? - zapytał jej. - O to... to wyruszamy jutro, a dziś możesz spać u mnie na łóżku - uśmiechnął się do niej szeroko. - Zrobię ci nawet jajecznicę... nie ma, że boli - pogroził jej palcem. - No tak chociaż trochę zjesz...
Aci
Chłopak spojrzał po niej i uśmiechnął się nieznacznie, gdy rzuciła o zostawaniu przy szczęściu. Nie miał nic przeciwko temu. Zaraz też zwrócił swą uwagę z powrotem na Walwana. Skinął głową i klasnął w dłonie zadowolony, że może zebrać więcej.
OdpowiedzUsuń- Może Ennis też mi kilka nowych pokaże - rzucił swobodnie, zerkając na kobietę, a na pytanie o to gdzie będzie spał zamrugał kilkakrotnie. - Jeśli masz ochotę na przytulasy - wyszczerzył się do niej i ruszył z błyskiem w oku, by wpaść w jej ramiona i mocno się do niej przytulić. - To mogę spać z tobą w wyrku - dodał obejmując ją ramionami nieco mocniej. Dopiero gdy wspomniała o rybce zacisnął mocno wargi. - Bo... no wiesz... musiałbym rybkę zabić - podrapał się po głowie. - A jak spojrzę niechcący w ich oczka to nie dam rady. Będę chciał je wypuścić - zrobił się nieco bardziej czerwony na twarzy. - To uhm jajecznica - zatarł ręce i ruszył do kuchni.
Acair
Nie komentował jej oddanego przytulasa, choć nie spodziewał się go właściwie wcale. Był raczej przygotowany na to, że Ennis go odsunie, nie pozwoli na przytulenie. Mile go zaskoczyła czynią odwrotnie. Prychnął pod nosem na wieść o kurczakach.
OdpowiedzUsuń- Nienarodzone to jeszcze pokarm - mruknął w odpowiedzi, odsuwając się od niej. - A na targu potrzebne są monetki... a no lepiej zdobywać pokarm samodzielnie - zauważył swobodnie. - O ale mogę ci zrobić zupkę z pokrzyw - klasnął w dłonie. - Albo inną zieleninę... - zastanowił się. - Jeśli nie masz ochoty na jajecznicę to jest - odchrząknął. - Uhm i jak załatwisz rybkę to ci ją też zrobię - skapitulował jeszcze.
Aci
Wytrzeszczył oczy i zdzielił ją przez łeb, po czym konkretnie się naburmuszył.
OdpowiedzUsuń- Posądzanie mnie o takie rzeczy to jawna potwarz - oznajmił jej, bo chociaż wiedział że ta sobie żartuje to jakoś tak smutno mu się zrobiło. Przecież Kevusię kochał nad życie. Jak mogła stwierdzić, że ten pragnie zjeść jej nienarodzone dziecko? Pokręcił lekko głową i dmuchnął sobie w grzywkę.
- Uważaj bo doprawię twoją porcję jajecznicy sproszkowanym korzeniem mandrarynki i spędzisz kolejny tydzień w wychodku - pogroził jej palcem przed nosem, po czym błysnął zębami w uśmiechu i zajął się rozbijaniem jajek. Spokojnie bawił się w kucharzenie, robiąc większą porcję co by i Walwan i on sam jeszcze się do tego najedli.
- Byłaś kiedyś na pustyni? - zagadnął ją, bo przecież mogła kroczyć tamtymi ścieżkami.
Acair
— Graj jak uważasz. Po prostu składam ci realną propozycję, znamy się już długo... Wiem że w pewnym stopniu jestem w stanie ci zaufać. Weź tyle czasu ile potrzebujesz, Enn... A ja zastanowię się, jak stać się mesjaszem Mathyr, by to wszystko miało ręce i nogi. Bez armii, bez kryształu, bez wsparcia z zewnątrz... W obliczu wojny. — westchnął, zaciągając włosy do tyłu, by te nie wchodziły mu do oczu. — Moje maski? Na tym etapie nie posiadam żadnej... Bo wszystkie wrosły mi w oczy. — poruszył śmiesznie brwiami, jakby chciał zwrócić uwagę na swe dwukolorowe tęczówki, jakby bramy do duszy, której już z resztą jako demon nie posiadał. — Moje talenty nie ograniczają się tylko do oddychania pod wodą... — rzekł, a fioletowe oko błyzło, przez co Pius nagle zmanifestował się przed Ennis w formie... Peruna I. Jak we własnej osobie, z ubraniem, wzrostem, pieprzykiem na poliku... Dokładnie tak, jakby nagle pojawił się znikąd.
OdpowiedzUsuń— Jako że umiem oszukiwać umysły wokół... I zaginać światło na swe żądanie... Zmiana skóry wydaje się nadwyraz przydatna, nie uważasz?
Pius
— Najpierw ogarnę jak przejść przez ziemię niczyją. A raczej, jak ją obejść... — stwierdził, podsuwając się nieco, jako Perun przygryzł nieco palec, którym śledziła mu po twarzy.
OdpowiedzUsuńNagle, światło błysnęło, a przed Ennis stała... Druga Ennis, niczym odbicie w lustrze. — Ciekawe... Wydajesz się być naprawdę... Zjawiskowa w tej perspektywie.- rzekł Pius, głosem Heimurinki, aż przesunął dłońmi po swoich iluzorycznych piersiach... — Myślisz, że jakbyśmy się teraz bzyknęli, to byłaby forma masturbacji dla ciebie, rękoczynu, lub rękodzięła dla mnie?
Pius? XD
— Zawsze mogę wmieszać się w tłum, podżegać rebelię, postawić się w miejscu zbawiciela... Zniszczyć Polszę od zewnątrz... — stwierdził, patrząc złotymi oczyma na Ennis. — Coś nie tak, mon stou? Czyżbyś zakochała się sama w sobie? Uważaj... Miałem pacjenta, który prawie zmarł od samozachwytu... — dodał, kładąc dłonie Enn na swoich udawanych piersiach, te były... Jak najbardziej ficzyczne i prawdziwe. — Nie taka podróba, jak sobie wyobrażasz... Aż mi się mokro zrobiło, moja droga...
OdpowiedzUsuńPius??? ENN???
— Oczywiście że tak... Lubię cię. Pomimo wszystkiego co nam się przydażyło... — dodał, podsuwając się bliżej, a przez dotyk kobiety zarumienił się, tak jak ona, gdy pierwszy raz dotknął ją na jej ciele...
OdpowiedzUsuń— Mo stór, to nie imitacja. Rzeczywistość jest pod moje dyktando. Moja płeć jest płynna. Mokro mi... Naprawdę. — szepnął, cmokając ją po szyi, a dłoń na podrzuszu poczuła wilgoć, ciepło na łusce... Zaprawdę, Pius kształtował rzeczywistość pod siebie. — Po prostu wyglądam jak ty... A odczucia... Kusi mnie, żebyś spróbowała mi pokazać to i owo...
Piunissa xD
Już miał odpowiadać zgryźliwie na ten komentarz. Rzucać coś o tym, że nie będzie w stanie myśleć nad złośliwością kiedy trafi ją takie mocne wypróżnianko, ale zamiast tego odetchnął głęboko i przeciągnął się.
OdpowiedzUsuń- We względu na twój stan - pogłaskał ją po brzuszku. - Oszczędzę ci tego - stwierdził w końcu. - Rozumiem, że mogłaby to być niefortunna sytuacja, a odwodnianie się w ciąży... mogłoby przynieść dużo złego - mruknął jeszcze i westchnął przeciągle, bawiąc się teraz swoją jeszcze nieusmażoną jajecznicę.
- Nic z tych rzeczy - zaśmiał się lekko. - Moi rodzice nie żyją, a siostra nie chce mnie znać. Nie sądzę by była zachwycona - zerknął na nią i wzruszył ramionami, wylewając jajka na rozgrzaną patelkę i pilnując by zbyt mocno się nie ścięły. - Zastanawiałem się tylko czy... - dmuchnął sobie lekko w grzywkę i zaczerwienił nieco. -...czy nie wiesz co się tam zmieniło i takie tam - zagryzł nieco wargi.
Acair
Popatrzył na nią z jakimś takim smutkiem w oczach i westchnął przeciągle na ten jej komentarz o dziecku, aby zaraz zepchnąć to gdzieś na bok i z fascynacją dotknąć jej ramienia, by poobserwować to co faktycznie robiła.
OdpowiedzUsuń- Niesamowite... - stwierdził, przesuwając palcem po jej kropelkach wody i smakując ich. - I wcale nie są słone - pokiwał lekko głową. - Przy tobie to nawet nikt z pragnienia by nie zszedł - dodał jeszcze, szybko wracając do jajecznicy.
- Hm? - wzruszył ramionami. - Niepotrzebny - zgodził się z nią i pokręcił zaraz głową. - Nie trzeba. Niedługo i tak zamierzam tam się udać - uśmiechnął się do niej szerzej i dokończył jedzonko, rozkładając je na trzech talerzach. - Smaczego - rzucił do niej, po czym poszedł z talerzem Walwana do jego miejsca pobytu aby i on dostał porcyjkę.
Acair
Pokiwał głową na pytanie dziewczyny, po czym po powrocie zaprosił ją do swojego pokoju i sam usiadł na krześle ze swoim talerzem w dłoniach. Zaczął wcinać jajecznicę, ciesząc się że mógł chociaż trochę ugościć Ennis.
OdpowiedzUsuń- Na tej wyprawie... pokażesz mi trochę swojego świata? - zapytał jej z błyszczącymi oczyma. - Tak odrobinę tylko... - zaproponował. - Znaczy bo w sumie nie wiem jaki jest teraz twój świat... przypominasz taką no takiego owada co się przemienia w piękną istotę - mruknął. - To znaczy ty zawsze byłaś piękna, ale no... no wiesz o co chodzi... nie?
Aci
Ukrył twarz w dłoniach. No gadanego to on nie miał, gdy chodziło o komplementy. Z drugiej strony mógł uchodzić za tego, który ma najbardziej oryginalne komplementy świata. Spojrzał na nią przez swoje palce.
OdpowiedzUsuń- Wykorzystać? - zapytał. - To z góry mówię, że lepiej nic bolesnego, bo ja szybko mdleję i ból... no nie lubię bólu - poinformował ją. Pal sześć, że mogła to teraz wykorzystać. Nie zdradzał nic czego kobieta by się nie domyślała, gdy chodziło o jego osobę.
- Mhm to dobrze - odetchnął słysząc to zapewnienie. - A zgadywanki lubię - zgodził się weselej. - Jakie zgadywanki? - zainteresował się nieco podekscytowany. - Coś specjalnego mam wziąć ze sobą?
Aci
- Ale to był innego rodzaju ból - wyjaśnił jej, kończąc i swoją porcję jajecznicy. - No wiesz niby fizyczny, ale taki jakiego się spodziewałem... a na przykład jak złamię sobie żebra i ktoś je nagle nastawia to boli jak diabli. Albo jak skręcę kostkę... no boli fatalnie... to inny ból - mruknął, chociaż wyjaśnienie mogło być fatalne. On różnicę odczuwał i nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Odstawił swoja miskę na bok i wyszczerzył się do niej.
OdpowiedzUsuń- No to zrobię ci rybkę jak będziemy w trasie... jak jakąś złapiesz to jest - odchrząknął. - Bo ja... ja też je łapię ale nie mogę patrzeć w oczy... bo jak zobaczysz te smutne oczyska... to przecież nie idzie zostawić takiej rybci i jej zeżreć - wzdrygnął się nieco.
Aci
Knucie planów było świetną rozrywką, ale czasem potrzebował od tego wszystkiego odpoczynku. A czym byłby odpoczynek bez rundki po tutejszych karczmach? Czym byłby relaks bez dobrego jedzenia i wyśmienitego trunku? Nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
OdpowiedzUsuńWszedł więc pewnym krokiem do jednej ze swoich ulubionych karczm i przeskanował wzrokiem, jak zwykle, pełne pomieszczenie. Wyhaczył nieznajomą, którą o dziwo kojarzył i ruszył do baru. Wraz z dwoma drinkami podszedł do jej stoliku i bezceremonialnie przysiadł się do niej, podsuwając jej jednego drinka.
- Witaj piękna nieznajoma - rzucił z szelmowskim uśmiechem na twarzy. - Promieniejesz. Przy naszym ostatnim spotkaniu wydawałaś się być zlęknionym zwierzątkiem i uciekłaś zanim zdołałem dokładnie cię poznać - puścił do niej oczko. - Cóż się zmieniło?
Sato
Lico Piusa zmorfowało się z powrotem w białowłosego wagabundę, a mężczyzna pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń— Tylko jedno ci w głowie. Łańcuchy, bicze... A co powiesz na ciepłe objęcie kochanka? Nie zniosłaś już wystarczająco krzywd? Poniżenia? Nie wiem, czy chcę cię zakuwać, lub dysrespektować... — dodał, przesuwając palcami po jej popielastych włosach. — Może po prostu widzę w tobie więcej niż objekt seksu, co? Jakby nie patrzeć... Kobieta mnie zostawiła przez to, że się do ciebie zbliżyłem... Ahh, bogowie, co to może oznaczać, Enn? — spytał, z błyskiem w oku.
Pius
Sato złapał się teatralnie za serce i zamrugał kilkakrotnie.
OdpowiedzUsuń- Okraść mnie? - zatrzepotał rzęsami. - Mnie? - zacmokał z wyraźną dezaprobatą, robiąc zaraz przy tym minę zbitego psa. - Biednego włóczęgę, co to za groszem goni? - pokręcił lekko głową. - Toż to cios w samo serce... - westchnął przeciągle łapiąc za swój kufel i upijając potężny łyk. - Nie przypominam też sobie, by cokolwiek z mojego skromnego dobytku zniknęło, więc słaby z ciebie rzezimieszek - dodał jeszcze błyskając zębami. - Och no poza moją godnością, ale ta już dawno poszła w siną dal - wyciągnął z kieszeni chusteczkę i pomachał nią swej godności, jak i otarł "łzy". Pokiwał głową na podziękowania.
- Zawsze do usług - skłonił się jej lekko, wracając do swego trunku. Tym razem długo trzymał alkohol w usta, smakując go zanim przełknął. - Nie mniej, raduje mi się dusza, że już nie planujesz mnie okradać. Chyba, że chcesz teraz uśpić mą czujność - zacmokał znów. - Ale nie... - machnął zaraz dłonią. - Nie miałabyś czego okradać, a te kilka srebników i tak za chwilę skończy tu w knajpce - pokiwał lekko głową. - No dobra, zlękniony zwierzaczku, nie potrzebujesz może pomocy? Towarzystwa? Pokoju? - poruszał zabawnie brwiami.
Sato
Nie chciał wiedzieć co się stanie z oczyma tej biednej rybci. Oj zdecydowanie nie chciał tego wiedzieć. Drążenie też jakoś nie bardzo się mu widziało. Przytaknął więc jej tylko, po czym zagryzł mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Zostawiłaś mnie tam to po co miałem dłużej zostawać? - zapytał jej z rozbrajającym uśmiechem. - Czasem się tam jeszcze pojawiam... nawet popracuję kilka dni, ale... tak, chyba tak. Na rzecz tego miejsca - pokiwał lekko głową i zarumienił się nieco. - I ludzi, którzy tu mieszkają - dodał zaraz.
Aci
Spojrzał na nią lekko wydymając policzki.
OdpowiedzUsuń- Tu nie o to chodzi czy byłaś mi niezbędna... tylko potrzebna - dźgnął ją w bok. - A ty tak o po prostu postanowiłaś sobie odejść i słowa nie powiedziałaś... a ja... ugh no przyjaciele tak nie robią - mruknął tylko, biorąc poduszkę spod jej głowy i wciskając w nią twarz. - Kompletnie tego nie ogarniasz... - dodał jeszcze wzdychając ciężko i pokręcił lekko głową. - Tu jest Grima i Kevcia... znaczy były, teraz poszły sobie, ale pewnie wrócą za jakiś czas - pokiwał lekko głową. - Pius siedzi niedaleko, no i jest Walwik... - zacisnął mocno wargi. - Walwik ma dużą wiedzę... i pracujemy nad czymś razem - wzruszył ramionami. - Walwik jest kochany i uroczy. Potrafi przytulić jak jest źle - spojrzał na nią i odwrócił wzrok. - Tu jest dobrze.
Aci
- Przede wszystkim nie znikają bez śladu - spojrzał po niej. - No wiesz przynajmniej uprzedzają o dłuższym zniknięciu... bo ja wiem że masz swoje życie i nie zawsze będziesz obok. To w porządku - zapewnił ją szybko. - Ale no tak zostawiać bez słowa, potem przy kolejnym spotkaniu się próbować kłócić, a potem oczekiwać że listy będę dostarczać? - pokręcił lekko głową. - Miałaś fuksa, że trafiłaś na takiego naiwnika.... inny by nie poszedł z nim. Nawet by go nie przeczytał - dodał jeszcze. - Po prostu...powiedz, że idziesz w dłuższą podróż i ja to zrozumiem - uśmiechnął się do niej słabo. - Jak nie chcesz zdradzać szczegółów nie musisz. Przecież nie wszystkim musimy się dzielić. To też w pewien sposób zaufanie... - zauważył, po czym wzruszył ramionami. - Ale ja wcale nie wiem, czy tu jest moje miejsce... - zamrugał kilka razy. - Znaczy bardzo je lubię, dużo się uczę i jest super, ale... no nie wiem czy to moje miejsce. Co to właściwie znaczy "twoje miejsce"?
OdpowiedzUsuńAci
- Ach widzisz to mi się upiekło - rzucił wesoło, chwilę bawiąc się swoim kuflem, zanim wychylił ostatnią część alkoholu. Na jej nogę przy swojej łydce zareagował przysunięciem się do niej i pochwyceniem stopy napastniczki. Poklepał ją po niej lekko i spojrzał jej prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Zachłanne z ciebie stworzenie - zgodził się z nią. - A te srebniki... - wskazał palcem na jej trunek. - Już na ciebie wydaję - zauważył ze śmiechem na ustach. - Och ale ja tak proponuję... ale wszystkie te opcje mają swoją cenę. Jesteś pewna, że masz tyle by je opłacić? - poruszał przy tym zabawnie brwiami. - Wiesz to łączy się z wieloma plusami, ale największym minusem jest moja osoba - przerzucił się na antyreklamę. - Trzeba wytrzymać z takim wariatem... nie każdy to potrafi.
Sato
- Jak to nie? - spojrzał na nią zaskoczony. - Zazwyczaj nie było cię jak chciałem cię poinformować, ale pod drzwiami zostawiałem karteczki - obruszył się i pokręcił lekko głową. - Zaraz nadrabianie drogi... a to listu nie można wysłać? Przecież teraz już wiesz dokąd - uśmiechnął się do niej szeroko. - Ale te miejscówki to super sprawa - klasnął w dłonie radośnie. - Znajdziemy sobie jakąś taką super tajną - dodał po chwili dość mocno podekscytowany takim sposobem. - A to można mieć kilka takich miejsc? - spojrzał po niej jeszcze raz. - To chyba wtedy tak... - zgodził się z nią. - Lubię siebie tutaj - przyznał szczerze.
OdpowiedzUsuńAci
- Lubię wolność - zgodził się z nią. - Ale lubię też jak są określone zasady... logiczne i normalne. Tak, żeby każdy wiedział jak powinno się zachowywać. Nie chodzi mi o nic trudnego... no na przykład... kto pierwszy wstaje robi śniadanie albo coś w ten deseń - wzruszył ramionami. - Lubię wiedzieć, że to co robię jest potrzebne, że jestem potrzebny... lubię pomagać - skończył po dłuższej chwili i uśmiechnął się do niej, żeby zbliżyć się trochę i przytulić. - Nie wiem, jakoś taka wolność bez żadnych zasad mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńAci
- Moja cena jest uzależniona od konkretnej pomocy, którą chciałabyś otrzymać, Zwierzaczku - puścił do niej oczko, odchylając się z powrotem na krześle. - Strachliwy? - zaśmiał się cicho i powoli pokręcił głową. Strachliwym by się nie nazwał. Za to zdrowo rozsądkowym... czasami tak. Puścił jej nogę i przeciągnął się mocno. - Nigdy nie uważałem się za strachliwego - stwierdził zaskakująco poważnym tonem. - Ale... możliwe - wzruszył ramionami i tym razem to on dopadł do jej kosmyków włosów. - Ty za to zdajesz się nie mieć oporów przed niczym - zauważył. - Odwaga, czy głupota?
OdpowiedzUsuńSato
Musiał przyznać jej rację. Zaskoczyła go tą całą zmianą pozycji i aż się lekko spiął kiedy tak na nim usiadła. Odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- No tak, ale to do ciebie należy decyzja do czego chcesz być potrzebna - szepnął, obserwując jej tęczówki. Kiedy się zbliżyła tak mocno nawet nie przyszło mu do głowy by ją całować. W końcu sama mówiła o byciu potrzebnym w konkretnym celu.
- Sama powinnaś o tym decydować... o swoim no wiesz byciu przydatnym. To twoja decyzja - wymamrotał. - Przynajmniej tak myślę...
Aci
— Pozwól, że oszczędzę sobie i tobie tego widoku... Nie przepadam za kajdanami przez to, co działo się w trakcie mojej "śmierci." — odparł, spoglądając w jej oczy, mrużąc swe własne nieco. — Uważasz, że nie zasługujesz na miłość? To trochę krzywdzące, nie uważasz? — dodał, z uśmiechem mimikujący jej własny. Oddał całusa, po czym spojrzał w jej oczy. — Na razie mam... Inne sprawy na głowie. Pozwól, że przemilczę swą sferę emocjonalną, ukryję ją w kieszeń i nie dam ci złamanego słowa. — dodał. — Nie zatrzymuję cię dłużej. Widzę, że ci się śpieszy...
OdpowiedzUsuńPius
Obejrzał na to, jak poklepuje swój brzuch, a uśmiech zszedł z jego twarzy.
OdpowiedzUsuń— Ja... Cóż. Nie wiedziałem, że możesz nosić dzieci. Wydawało mi się, że... Że ja. Nie wiem. Po prostu kiedy się pierdolimy, zapominam o bożym świecie. Zapomniałem o tym, że mam partnerkę, że mogę mieć dzieci... — westchnął, zacierając popieliste włosy do tyłu. — Zrobisz co uważasz, En. Nasze dziecko nie miałoby dobrych autorytetów w postaci rodziny... Może lepiej by było, gdyby nie cierpiało...
Pius
— Mam do ciebie słabość. — odparł Pius, podnosząc dwurakie oczęta na jej lico. — Postaraj się tego nie wykorzystywać w niecnych celach. — dodał, łapiąc za jej dłoń, przesuwając powabnie po nadgarstku, palcach... — Jeśli taką decyzję podejmiesz... Cóż. Nie będzie bolało. — dodał, spoglądając na jej brzuch, a potem na dłoń, która zeszła z jego klatki piersiowej. — Tylko nie wykorzystaj tego prawa do obalenia mojej tyranii, gdy już zawładnę Mathyr, Enn... — uśmiech wrócił na jego poharatane usta, a on sam ukłonił się kobiecie. — Wracaj w zdrowiu. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńPius
Wzruszył ramionami i przybrał zastanawiającą się minę.
OdpowiedzUsuń- Wiemy? - uniósł wysoko brwi, bo nie przypominał sobie by aż tak dobrze się znali. Przez moment udawał, że duma nad tym całym szaleństwem, by koniec końców wybuchnąć cichym śmiechem. - A i owszem, ale to nie w tym rzecz - rzucił wesoło. - Mogę być wariatem, ale znam swoje granice i jeśli coś mogłoby mi zaszkodzić, byłbym zmuszony ci odmówić - wyjaśnił jej spokojnie, po czym wstał i obszedł stół by pochylić się tuż nad nią i popatrzyć jej prosto w oczy.
- Och ja tu się staram być całkiem normalny, żeby cię ptaszyno nie odstraszyć za mocno, a ty mi same ciosy w serducho dajesz... - jęknął z zawodem i oparł czoło o jej ramię, by zaciągnąć się jej zapachem i złapać jej dłoń w swoją.
- Zatańczysz, ptaszyno? - zapytał jej jak gdyby nigdy nic. - Trzeba korzystać z chwili.
Sato
Oczy mu się zaświeciły z radości, gdy wspomniała o mało przyjemnym zakończeniu.
OdpowiedzUsuń- Oj Ptaszyno, ja uwielbiam mało przyjemne zakończenia - rzucił zadziornie, nawet na moment nie odwracając wzroku. No może poza tą chwilą, kiedy zaczął ją wąchać. - Czy ja wiem? - mruknął z lekkim przekąsem. - Zapach na razie mi wystarczy, więc ze smakiem będziemy mogli chwilę poczekać - dodał śmiejąc się trochę pod nosem i pociągając ją nieco do siebie, by zakręcić swoimi biodrami.
- Zaraz się przekonasz - rzucił, po czym zerknął na nią z lekkim zastanowieniem. - No chyba, że pękasz, Ptaszynko? - uniósł lekko brew, ruszając powoli w stronę parkietu.
Sato
Widząc te ostre ząbki nie mógł się powstrzymać i sięgnął do nich palcem w celu sprawdzenia ich faktycznej ostrości. Zacmokał z podziwem, gdy na palcu pojawiła mu się stróżka krwi.
OdpowiedzUsuń- Ugh nie namawiaj mnie Ptaszyno - posmakował swej własnej krwi, ssąc palec przez pewien czas. - Bo jestem skory sprawdzić te twoje obietnice - wyszczerzył się do niej. Gdy liznęła jego szyję roześmiał się serdecznie i zalotnie poruszał rzęsami w jej stronę.
- Toż to nie kwestia wychowania, a dobrego smaku - znów zakręcił biodrami. - Aż mnie teraz ciekawość będzie zjadać od środka czy ma skromna osoba ci posmakowała czy też nie - zacmokał z udawanym przerażeniem, po czym już stanął na środku parkietu i gwizdnął kilka razy. - Mówisz, masz, Ptaszynko - rzucił, łapiąc ją w pasie jak do dobrze znanego sobie tanga. Zaczął prowadzić ją w tak muzyki, która absolutnie do tańca nie pasowała, ale miał to totalnie gdzieś. Chwilę później przeszedł do rumby, a na koniec zaproponował jej czaczę.
- Dobrze, rozgrzaliśmy się, więc czas podkręcić atmosferę - zatarł dłonie z uciechy i rozpiął swą koszulę by chwilę później pomachać nią nad głową.
Sato
- Ależ wiem - odparł cicho, patrząc jej prosto w oczy. - Może nie tak dobrze jak ty, ale wiem - dodał. - W Fag Baile jest kilka ścieżek które możesz obrać. Od dziecka chodzisz do szkoły i wykonujesz je po kolei. Jak już w czymś jesteś dobry to jesteś zmuszony w tym zostać - spojrzał jej prosto w oczy. - A jak ci nie idzie - wskazał na siebie. - Jak jesteś słaby i do niczego... to cię porzucają nakazując radzić sobie samemu. I nie interesuje ich nic... słabe ogniwa nie mają racji bytu w tak trudnych warunkach na pustyni - zakończył cicho. - Więc może nie do końca, ale coś tam liznąłem - przyznał szczerze, unosząc się na łokciach delikatnie i kiwając głową na te jej wyznaczanie własnych zasad. - I to jest super sprawa - zgodził się z nią entuzjastycznie, a po pocałunku zmieszał się nieco. - Nie boję się, tylko... ja ciebie też wykorzystałem - przypomniał jej patrząc gdzieś w bok. - Ja też poprosiłem cię o okropne rzeczy, a ty się zgodziłaś... i nie chcę żebyś myślała, że no wiesz, dalej chcę cię wykorzystywać - spalił buraka.
OdpowiedzUsuńAci
Nie protestował. Zaczął wokół niej chodzić udając kurczaka, po czym przystanął przed nią, złapał się za nos i zrobił falkę w dół, by zaraz wstać i ponownie złapać ją w obroty.
OdpowiedzUsuń- Publika mnie nie interesuje - puścił jej dłonie robiąc kilka piruetów, by znów ją złapać za ręce. Czas na walczyk, i raz dwa trzy, raz dwa trzy, kwadratami. - Ach i nic nie będę robił - rzucił ze śmiechem. - Pokonam swoją ciekawość i będę ponad to - dorzucił śmiejąc się przy tym.
Sato
Rozumiał. Chyba rozumiał. Potrafił się domyślić jak dokończyć chciała swoją myśl. Zacisnął mocno wargi i skinął głową. Nie chciała o tym mówić, nie musiała. Pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, mieli rację - pokiwał lekko głową. - Przecież ze mnie niezwykła fajtłapa. Nic dodać i nic ująć - zaśmiał się lekko i uniósł nieco na łokciach, bo kiedy tak wyjaśniła jak ona to wszystko widzi, objął ją mocno i przytulił się do niej.
- Nie sądzę żebym cię znienawidził. Ja chyba nie jestem w stanie wykrzesać z siebie takiego uczucia - przyznał cicho, zanim opadł z powrotem na poduszki. Za dużo przytulania też nie było dobre. Musiał się z tym powstrzymywać, chociaż najchętniej to by ją tak trzymał całą noc.
Aci
- Ja wiem, że mam więcej cech - mruknął krótko. - Ale one się tam na pustyni nie przydają - wyjaśnił jej. - Tam trzeba być twardym, nie miękkim. Nie płakać z byle powodu, nie płakać nad czyjąś śmiercią... nie litować się - wymienił. - A ja ich nie mam. Nie mam tych cech - spojrzał na nią i wzruszył ramionami. - I wcale nie jest mi z tego powodu żal... naprawdę. Lubię te inne swoje cechy - uśmiechnął się do niej, a gdy zaczęła opowiadać o swoich cechach kiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Widzisz, ty też mówisz tylko o swoich paskudnych cechach. Nie opowiadasz o tych fajnych jakie masz - pacnął ją palcem w pierś. - A skąd wiesz, że przyjaźń nie będzie owocna? - Nachmurzył się trochę. - Znaczy jeśli chodzi o owoc jako dziecko to tak, nie będzie owocna - zgodził się z nią.
Aci
Pokręcił lekko głową i "zmusił" ją do wirowania, kilka piruetów i z powrotem do walczyka.
OdpowiedzUsuń- Na palcach jednej ręki nie dałoby się tego zliczyć - poinformował ją z szelmowskim uśmiechem, po czym roześmiał się serdecznie. - A i owszem, cenę swoją mam... ale nie za dobrą zabawę - puścił do niej oczko. - W tym momencie doskonale się bawię. Myślę, że wycenianie tego byłoby zabiciem tej cudownej zabawy - uśmiechnął się lekko, kończąc z nią taniec i kłaniając się przed nią nisko, zanim zaprosił ją z powrotem do stolika. - A ciebie cóż interesuje? Co cię ciekawi?
Sato
Uśmiechnął się do niej, wzruszając ramionami.
OdpowiedzUsuń- Interesują mnie wypieki, trunki wysokoprocentowe, dobre jedzenie, kobiety i mężczyźni, kultura niska i wysoka - zaczął wyliczać swoje zainteresowania. - Tańce do rana, picie na zabicie, śpiewy i filozoficzne rozmowy, smakowanie życia całym sobą, wszystkimi pięcioma zmysłami - dorzucił jeszcze, zamawiając jeszcze dwa drinki.
- Och w takim wypadku koniecznie musimy coś z tym fantem zrobić. Sprawdźmy, które z nas ma silniejszą łepetynę - zaśmiał się głośno. - Życie na całego... brzmi cudownie. Potrafisz tak żyć? Co to dla ciebie znaczy?
Sato
- Jakoś przy mnie niewiele tych twoich ulubionych cech pokazujesz - spojrzał jej prosto w oczy i uśmiechnął się do niej zaraz szeroko. - Ja wiem, że jestem naiwny ale myślę, że chyba bym odczuł niektóre z nim i zauważył - oznajmił obejmując ją ramionami i zamieniając ich miejscami na łóżku, tak by leżała obok niego. Patrzył jej teraz prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Pewnie nie od razu, ale po pewnym czasie na pewno - pokiwał lekko głową przytakując sobie i zaraz zmarszczył lekko brwi. - Nie, myślę, że dziecko nie wchodzi w grę - pokręcił głową. - To ma być przyjaźń a nie przyjaźń i seks - puknął ją palcem w czoło. - No bo wiesz... - wyszedł z łóżka i przesunął dłońmi po swojej figurze. - Ja wiem, że jestem całkiem niezła sztuka... - zaczął jednocześnie robiąc się całkiem czerwonym na twarzy. - Zmężniałem, nie jestem już aż taka wątła klucha... - uniósł koszulę, żeby pokazać jej ledwie rysujące się mięśnie brzucha. - Ale... ta sztuka... nie jest dla ciebie - dodał zagryzając mocno wargi. Opuścił koszulę i potarł niepewnie dłonie o siebie. - Przepraszam, nie złość się za to, okay? Proszę... - jęknął po chwili, siadając na podłodze przed łóżkiem.
- Opłaca ci się? Uhm no dobrze... na tę chwilę mi to pasuje, ale mam nadzieję, że kiedyś... kiedyś z czasem... nie będziesz zwracała uwagę na to czy się opłaca... tylko po prostu... no wiesz polubisz ze mną rozmawiać i przebywać i przyjaźnić się...
Aci
- Dziękuję ci o łaskawa Pani - przyklęknął przed nią i sięgnął do jej dłoni by ucałować ją w jej wierzch. - Moje finanse na pewno ci za to będą wdzięczne - dodał biorąc w dłoń mieszek z monetkami i potrząsając nim dla wyraźniejszego efektu. - Och ty tak, ale ja wolałbym jednak nie zalewać się w trupa - poinformował ją kiwając przy tym nieco głową. - Wiesz dla zapewnienia ochrony takiej tu bezbronnej kobiecie... bo jak już się zalejesz w trupa... to będziesz bezbronna - zacmokał wstając i przeciągając się lekko. - Cóż jeśli chodzi o mordowanie konsekwencji... to dobry plan... na chwilę. Prędzej czy później... konsekwencje cię dopadną, no chyba że twoje zasady będą mocno elastyczne i niezbyt hm... - zaczął szukać w głowie odpowiedniego słowa, ale ostatecznie go nie znalazł, więc wzruszył ramionami i usiadł naprzeciw niej opierając głowę na swych dłoniach. - Po prostu zasady z łepetyną na karku tworzone.
OdpowiedzUsuńSato
Wzruszył lekko ramionami. Może miała rację z tym lubieniem i pokazywaniem cech bądź też nie. Nie mniej jednak dalej uważał, że niektóre by po prostu przebijały się i w tej ichniej relacji, a tu tego specjalnie dużo nie widział. Przymknął na chwilę oczy czując jak czerwienieje po czubek głowy, gdy zaczęła pytać o kobiety.
OdpowiedzUsuń- Wiesz ja... nie... znaczy no... - chciał powiedzieć coś elokwentnego ale na niewiele mu się to zdało. Zamiast tego podrapał się lekko po głowie i ostatecznie pokręcił głową. - Jeszcze żadnej takiej nie spotkałem - przyznał się szczerze. - Ale może... no wiesz... może gdzieś jakąś taką znajdę - wzruszył ramionami.
Aci
Nie zapomniał o swojej misji odnalezienia Urny Świętych Prochów. Chociaż po prawdzie poszukiwania mimowolnie zeszły mu na drugi plan odkąd poznał swoją bratnią duszę. Chcąc nie chcąc Shymralerth była teraz zawsze w jego głowie. Wiedział, że sama nie chciała odciągać go od obowiązków, jednak ciężko było się skupić na służbie, gdy przeżywało się swoją pierwszą miłość. Minęło już jednak sporo czasu odkąd są razem, więc młody mózg Feomathara był w stanie skupić się w końcu na tej jednej rzeczy, przez którą w ogóle pozwolił wtopić w siebie kryształ, który tak bardzo zmienił jego wygląd. Poszukiwania Urny były misją żmudną. Nikt nic nie wiedział, nie słyszał, nie widział, każdy wydawał się kompletnie bezużyteczny. Miał ochotę nawet zjeść kilku nie pomocnych idiotów. Darował sobie jednak ten pomysł, skoro w tych krainach uchodziło to za kanibalizm. Tak długo jak nie mógł pokazać się w domu, wolał nie pozbawiać siebie i swojej Kaveeri potencjalnych miejsc do zamieszkania. Mogli co prawda mieszkać w lasach, ale nawet on wiedział, że księżniczka zasługiwała na lepsze traktowanie, bardziej godne warunki, nawet jeśli te ograniczały się do napotkanych przy drodze gospód i sama Shy mówiła, że woli spać pod gwiazdami. Zasługiwała na okazjonalne porządne okazję do wyspania się.
OdpowiedzUsuńTym razem jednak postanowili rozdzielić się na jakiś czas. Jego smocza bogini mówiła już płynnie we wspólnym, chciała poznać odrobinę świata na własną rękę, zwiedzić ten cały tajemniczy Argar, a Feo w tym czasie postanowił ponownie szukać Urny. Kręcił się niedaleko głównego traktu do Slavit, szukając kogoś to w ogóle zapewniłby mu wejście do tego miasta. Pieprzona straż nie miała zamiaru go nawet wpuścić. Nie rozumiał nawet za bardzo dlaczego. Wyglądał przecież prawie jak człowiek, był też pewien, że po wczorajszej bójce nie zostawił śladów. Może jednak się pomylił. Rozmawiał właśnie z kolejnym jegomościem, wyraźnie zirytowany.
— Nie, nie chodziło mi o dzbany, człowieku — upomniał się ponownie.
— Ależ Panie, na co Panu stara waza. Mój szwagier ma manufakturę, pyknie Panu i rodzince taki garunuszek, że się nikt nie pozna, a i nowa będzie, to i dłużej wytrzyma…
— Nieważne, po prostu stąd pójdę — westchnął zrezygnowany. Człowiek jednak nie dawał za wygraną. Musiała się w nim najwyraźniej obudzić dusza kupca. Tuli myślał, że zaraz po prostu rzuci nim o drzewo. Ruszył szybkim krokiem w dalszą część traktu, szukając innych podróżnych, gdy ten biegł za nim i krzyczał. Po czasie dostrzegł jednak potencjalne wybawienie. Białowłosą kobietę, najwyraźniej z plemienia Heim, już z oddali czuł ich specyficzny zapach.
— Łaskawa kobieto, ocal tego natręta, inaczej go rozszarpie, a nie chce mieć kolejnego życia na sumieniu i tak nie wpuszczą mnie do miasta — zagaił do niej, wskazując ręką na biegnącego w kierunku mężczyznę, który uparcie wykrzykiwał o rodzinnym biznesie.
Feomathar
Feomathar sam nie miał na sobie zbyt wieli odzieży. Tradycyjnie nosił jedynie luźne spodnie i buty, odsłaniając tors a także złote, białe i szare łuski, którymi był pokryty. Broni nie posiadał, nie planował też nigdy żadnej zakupić. W jego klanie uchodziło to za znak słabości, w końcu prawdziwy Vidhu nie potrzebował stali do przeżycia. Wygląd Ennis nie był przez to dla niego zbyt niespodziewany. Cała była pokryta łuskami, które same w sobie zasłaniały wszystko co trzeba. Miał wrażenie, że jej narzuta służy bardziej do zakrycia ewentualnej dodatkowej broni. Nie spodziewał się też, iż gdy poprosi o pomoc, ta zwyczajnie wybierze przemoc czy zastraszenie. Absolutnie nie uważał tego za coś złego. Sam miał ochotę rzucić jegomościem o najbliższe drzewo. Po prostu nie chciał ryzykować tego, że wtedy jeszcze bardziej nie wpuszczą go do miasta. Kącik ust drgnął mu do góry. Nareszcie dostrzegł szansę, że jego cierpienie dobiegnie końca.
OdpowiedzUsuńJegomość z pewnością padł ofiarą “uroku” Ennis. Momentalnie zastygł niczym słup soli w miejscu. Zajeżdżał teraz strachem jak zwykła mysz, która przed wszystkim ucieka. Przełknął ślinę, pokiwał głową na znak, że rozumie i szybko uciekł tam skąd przybył. Nareszcie Feomathar był wolny.
— Dziękuję, Nieznajoma – odpowiedział, gdy w końcu obróciła się w jego stronę. Jeszcze raz się jej przyjrzał. Obywatelka Heim w tych stronach. Wszystko wskazywało na to, że była podróżniczką. Może przyda mu się jeszcze bardziej. — Szukam pamiątki rodowej, bardzo ważnej, złotej urny, nie można jej zbić, ani otworzyć, czy słyszałaś albo widziałaś może? — zapytał, nie marnując czasu na niepotrzebne uprzejmości.
Feomathar
Nie zareagował na okrążenia kobiety. Na szczęście transformacja nie pozbawiła go twardej skóry i części smoczego pancerza. Gdyby chciała zaatakować go tym żelastwem, przy pierwszej próbie raczej by się nie przebiła, gdyby używała swoich pazurów, cóż wyglądała na kogoś z cechami drapieżnych, tak przynajmniej sądził z rycin, które pamiętał. Jej własne ciało mogłoby mu bardziej zaszkodzić. A jednak i tak był zbyt dumny, aby pokazać, że może mu zagrozić. W ten sposób pokazywał swoją dumę. Jak kuriozalnie by to nie wyglądało.
OdpowiedzUsuńNie lubił, gdy ktoś chichotał, śmiał się, czy dziwnie uśmiechał, gdy wspominał o plemiennym skarbie. Dla Feomathara to była całkiem poważna sprawa, fakt, że ktoś ją ukradł była tragiczna, a nie zabawna.
— Tak. Duża, szeroka, cała ze złota, pokryta łuskami, najpiękniejsze złoto jakie można w życiu zobaczyć, taka duża — pokazał dłońmi, aby lepiej to zilustrować, chciał też dobrze słowami jak wyglądała zguba. Westchnął, gdy powiedziała o cenie. Dostał pieniądze dla informatorów. Starał się ich jednak nie wydawać bez sensu, dopóki nie dostał wartościowych informacji.
— Jaką mam pewność, że nie uciekniesz ze złotem? — zapytał. Raz ktoś już próbował popełnić ten błąd. — Najpierw muszę wiedzieć, że jesteś kompetentnym informatorem, a nie jakimś złodziejem — dodał, wskazując na fakt, że tak łatwo oszukać się nie da. Po prawdzie, wolałby w ogóle nie dawać się ocyganić nikomu. Niestety, poza ojczyzną wszystko zdawało się dziwne, bez Shy ciężko mu było odnaleźć się w tym miejscu. Lepiej rozpoznawała intencje innych, on widział jedynie żądze krwi, a tej w nowo poznanej kobiecie nie widział, toteż była dla niego zagadką.
Feomathara
Nie powinno stanowić problemu? Chyba sobie z niego kpiła. On nie mógł znaleźć od kilku tygodniu nawet jednego, zafajdanego strzępka informacji. Ciągle ktoś próbował go oszukać, wszczynał bójki, wyprowadzał go z równowagi, albo nie wpuszczał to pieprzonego miasta ludzi, gdzie znajdowali się jego główni podejrzani. Na początku myślał, że to przez to, że jest nowy w tych okolicach, później uznał, że ciąży nad nim klątwa, a niedawno doszedł do wniosku, iż zdobywanie informacji jest zwyczajnie zawodem niemożliwym do wykonania. Przecież nie mógł cały czas robić czegoś nie tak. A teraz ona mówiła mu o trzech znaleziskach.
OdpowiedzUsuń— Ta jest wyjątkowa — zaznaczył twardo — Niemożliwe, żeby była do czegoś podobna, nikt z lekkostrawnych jej wcześniej nie widział — dodał, argumentując swoje stwierdzenie. Westchnął. No tak, w ten sposób też nie ułatwiał potencjalnemu informatorowi pracy. Przetarł skronie.
— Po prostu jestem zmęczony. To ważna rzecz, nie można jej pomylić — wyjaśnił. Nie chciał zrazić kogoś, kto wyglądał na kompetentną osobę do roboty. Potrzebował tej urny, nawet gdyby miał wybić całą resztę Mathyr. Zadanie może i niewykonalne, ale naprawdę był już zdesperowany. Chciał wrócić z Shymraleth do domu, pokazać jej swój klan. Znowu westchnął. Nie lubił gierek, kłamstw, intryg, był tylko prostym wojownikiem. Nie zawsze mówił prawdę, ale można było go nazwać raczej honorowym. Przynajmniej na standardy jego rasy, ksenofobiczne standardy, ale jednak.
— Jakich informacji? Co konkretnie jest dla Ciebie ciekawe i nieinwazyjne? — zapytał prosto z mostu. Lokalizacji swojego klanu wolał nie podawać, nie przez to, że bał się inwazji, wątpił, by ktoś ich podbił, ale raz już ich okradziono, powtórki nie potrzebował, poza tym, nie wiedziała, z którego klanu jest. W zasadzie prawie nikt nie wiedział o Vidhu, mógł na spokojnie mówić o innych rasach, o ile nie naruszało to ich paktu o wzajemnej nieagresji.
Feomathar
- Okraść i pozbawić się mojego cudownego towarzystwa? - zamrugał kilkakrotnie i westchnął teatralnie. - Jak ty tak w ogóle mogłaś pomyśleć... - zacmokał z udawanym niezadowoleniem. Pokręcił lekko głową, kiedy wspomniała o rzekomej chęci każdego co do jego ochroniarskich zdolności i znów zatrzepotał rzęskami.
OdpowiedzUsuń- Ach dzięki wielkie - chwycił jej dłoń i uniósł ją do swych ust, żeby ucałować jej grzbiet. - Cała przyjemność po mojej stronie - puścił do niej oczko. - Dla tak ślicznej kobiety to aż chce się działać - dodał jeszcze. - Nie przypominam sobie byś i ty się przedstawiała - skomentował po krótkiej chwili milczenia jakoś nie kwapiąc się by wyjść z wielką inicjatywą co do tego. Patrzył jak dopija swojego drinka i sam wziął porządny łyk swojego. Obserwował ją uważnie, acz bez żadnych podejrzeń. Po prostu lubił to robić. Patrzyć na piękne kobiety, które znały swą wartość.
- Me imię niewiele tu zmieni - stwierdził po chwili przeciągając się lekko. - Satoru, jestem artystą. Rzeźbiarzem... specjalizuję się w aktach, a ty... masz ku temu idealną figurę - zacmokał, palcem odmierzając jej proporcje.
Satoru
- Och, ależ to fatalny plan - zacmokał z dezaprobatą. - W końcu jak już wycyckasz mnie do cna... moje towarzystwo to i moje monetki - poklepał się po woreczku. - Nie żebym miał coś przeciwko temu, ale... - spojrzał jej prosto w oczy. - ...kiepski z ciebie złodziejaszek... - pokręcił lekko głową. Może potrafiła kraść serca, ale w planowaniu była cieniutka, a przynajmniej tak pozowała. Uśmiechnął się gdy tak bezczelnie stwierdziła, że kłamie i pokręcił głową w rozbawieniu.
OdpowiedzUsuń- Och Ennis, jakieś romantyczne imię ty masz - rzucił w odpowiedzi, pochylając się do niej delikatnie. - A któż mówił, że robię to od dawna? - zapytał jej krótko, pokazując jej swe dłonie. - Te dłonie nie jedną glinę trzymały w swych rękach, nie jeden materiał... - zapewnił ją, po czym wyciągnął zza pazuchy figurkę koślawego psa, którą faktycznie sam wyrzeźbił. Zdecydowanie nie wyglądała jak robota profesjonalisty, ale przecież wcale nie twierdził, że takim jest. - Dla romantycznej pani - wręczył jej figurkę. - Proszę mi tu nie zarzucać kłamstw tam, gdzie ich nie ma - dodał po chwili unosząc swój trunek do ust i upijając kolejny łyk.
Sato
Zaśmiał się cicho słysząc insynuacje co do sakwy przesiąkniętej jego zapachem. Cóż, romantyczne imię zobowiązywało, a Ennis zdawała się o tym doskonale pamiętać. Przez moment głaskał pieszczotliwie swą sakwę, po czym schował ją za koszulę.
OdpowiedzUsuń- Jeśli już masz ją kraść to postarajmy się aby dokładnie przesiąknęła mym zapachem - puścił do niej oczko i zaraz zacmokał z niezadowoleniem. - Proszę mi tu nie umniejszać. Amator to wciąż artysta - powiedział wielce obrażonym tonem. - Zobaczysz, jeszcze się wybiję na tym rzeźbieniu... a twoje figurki będą chodziły za taką cenę, że głowa będzie pękać - poinformował ją. - Oczywiście, jeśli pozwolisz mi na wyrzeźbienie siebie w glinie - dodał zaraz błyskając przy tym zębami i ze spokojem obserwując jak bierze łyk jego trunku. - Jest znośny, ale brakuje mu goryczki. Znasz może lepszy trunek? - zapytał jej bo sam chciał poznać jej smaki, a przy okazji posmakować czegoś nowego.
Sato
Chciał jej powiedzieć, żeby nie była taka przemądrzała, że zaraz może jej skręcić kark, żeby się już tak nie śmiała. Ale zanim w ogóle pokazał gniew na twarzy, zrozumiał, że przecież miała rację. Ktoś musiał ją widzieć, obserwować ich a potem wkraść się niepostrzeżenie. Ten kto to zrobił musiał mieć talent. Tym trudniejsze było jego zadanie w takim razie. Spuścił łeb zrezygnowany. Jeśli dalej będzie się tak zachowywać, nigdy nie wróci do domu.
OdpowiedzUsuń— Dobra uwaga, nie pomyślałem o tym wcześniej — przyznał. Musieli być zbyt pewni swoich umiejętności. Szpiegów musieli wziąć za nieistotne insekty, albo ktoś zdradził ich od środka. Były dwie opcje, żadna go nie pocieszała. — Ktoś widział i skradł, nie mam pojęcia gdzie może być i nie wpuszczają mnie do żadnego miasta jak dotąd. Nocnik faktycznie może być jedynym co znajdę z takim podejściem — to drugie było raczej bardziej skierowanie do niego, ale Ennis faktycznie wbiła mu trochę rozumu do głowy. Zasłużyła, żeby o tym usłyszeć.
— Wielkość jak już mówiłem jest taka — znowu pokazał rękoma. Liczyć nie potrafił, więc wymiarów nie był w stanie jej podać w żaden inny sposób. — Jest co do zasady złota, jak moje łuski, zresztą, to złoto to są właśnie łuski i kruszec złoty, ale twardszy, nie topi się. Ma kamienie szlachetne w kolorze bagien, mrozu, ognia i skały. Wyżłobione, aby można było w nie zionąć, bo inaczej się nie otworzy, potrzeba przynajmniej kilku Lentava Tuli, inaczej nic jej nie zniszczy. Zamknięcie przypomina skrzydła, rozpięte. I jest podobno ciężka. Dziecko jej nie uniesie, ale dorosła kobieta, albo mężczyzna… na ile silni są lekkostrawni? Nie znam się na liczbach. Rozumiesz moje porównania? — urwał na ten czas opisywanie urny. Jeśli nie miała pojęcia o czym mówi, przecież nie było sensu kontynuować.
Po co jej były zwyczaje jego rasy? Zastanowił się chwilę nad tym. I tak mu nie powie, gdyby miała złe intencje. Spojrzał uważniej po Ennis. Czy byłaby w stanie sama komuś zagrozić? Niekoniecznie. A gdyby miała jakąś szajkę, zdrajcę z ich klanu? Musiał uważnie dobrać informacje.
— Zależy od klanu. Niektóre uznają Cię za obiad i zaatakują bez ostrzeżenia, inni ugoszczą, inni poddadzą próbie. Każdy klan ma inne zwyczaje, ale nie wymaga się od gości podarunków a szacunku wobec gospodarzy. Ale podarek może zostać miło przyjęty, jeśli nie jest obraźliwy — zaczął — zanim zapytasz, co jest obraźliwe, to wszystko co sugeruje, że klan sam w sobie jest nieporadny. Prezentem może być trofeum, którym warto się pochwalić, albo poczęstunek, który Tobie jest bliski, albo jakaś historia. Zauważysz co będzie najlepsze, gdy zobaczysz w jakim klanie jesteś — zakończył jeden temat, o który pytała. Musiał pomyśleć. Uśmiechnął się.
— Próby są zawsze godne uwagi, ale nie każdą można zobaczyć. Część z nich wymaga odosobnienia i nawet rodzice nie mogą patrzeć. A są takie, które podziwia nie tylko klan, a wszystkie okoliczne. Próby wojownika na przykład są raz do roku, wszystkie chętne klany biorą w nich udział. Można zyskać sławę albo hańbę. Będą za trzy miesiące, jeśli bardzo się interesujesz Siviett, nie będziesz zawiedziona — wyjaśnił kolejną sprawę, nie mówiąc bezpośrednio o swoim klanie. Jej chodziło bardziej o ogóły, nie było potrzeby mówić o indywidualnych zwyczajach. I tak nie znał ich wszystkich, nie dałoby się przecież tego spamiętać. Ostatnie pytanie było najgorsze, bo przywołało nieprzyjemne wspomnienia.
— A to ostatnie wydaje się dla Ciebie chyba najbardziej ważne. Najpierw Ty dasz mi trochę informacji, potem ja dam Ci resztę swojej zapłaty. Ale nasza metoda zapewniam nie pozwala kryształowi wypaść. Warto poszukać mojej urny, jeśli zależy Ci na tej wiedzy — skwitował, poważniejąc na twarzy. Nie mógł jej pozwolić tak po prostu uciec. Skoro już mieli handlować wiedzą, ona też musiała mu dać chociaż jakąś zaliczkę. Inaczej nie było sensu robić z nią interesów. Zdecydowanie była przebiegła i bardziej śliska wewnątrz niż na zewnątrz. Na miejscu Heimerunki sam by spieprzył z informacjami, gdyby ktoś był na tyle głupi, żeby wszystko zdradzić za darmo. Po co miał się produkować, gdyby dostał wszystko co chciał.
UsuńFeomathar
Musiała ją źle zrozumieć.
OdpowiedzUsuń— Lekkostrawni to ludzie i elfy. Mają bardzo miękkie mięso, słabe mięśnie, najsłabsze fizycznie rasy. Widziałem parę osobników i żaden z nich, by raczej tego tak łatwo nie uniósł, o ile w ogóle. Takie delikatne rasy, mało tam wybitnych jednostek — wyjaśnił swój pogląd. Ludzie mogli być najliczniejszy i dominować w Mathyr, ale zdecydowanie nie zdobyli tego czystą siła fizyczną. Po prostu byli przebiegli, inteligentni i szybko się rozwijali. Aż tak głupi nie był, żeby tego nie widzieć. Przez chwilę obserwował jak poszła w stronę jeziora. Chciała sama popisać się swoją siłą? Jeśli tak, ten kamyczek był raczej słabym wyznacznikiem. Dopiero później zrozumiał, że chciała poznać wagę jego urny.
— Cięższy — powtórzył za nią. Czekał i brał kolejne kamienie, dopóki waga nie zaczęła mu się zgadzać w rękach. Sześć kamieni później w końcu się uśmiechnął. — Prawie, jeszcze jeden — poprosił, a gdy miał już wszystkie w ręce, podniósł je trochę wyżej kilka razy, aby się upewnić. — Tak, to właśnie takie uczucie — odparł. Nie był pewny, czy ma je teraz odłożyć na miejsce, czy sama chce sprawdzić pełną wagę, więc poczekał na reakcję.
— Co kto woli. Skoro tak Cię interesuje, masz faktycznie powód, żeby wrócić do mnie z informacjami — odparł. Wcześniejsze tłumaczenia mogły też ją zapewnić, że potrafi sensownie opisać ich tradycje. Obopólna korzyść. Na takie zapłaty był w stanie sobie pozwolić, aby zbyt szybko nie wyprać się z pieniędzy. Nie skomentował jej pochwały. W końcu bardziej mu docinała. Nie miał zamiaru się o to obrażać. Pochodził z zamkniętej społeczności, cudze zwyczaje, oszukiwanie, brak honoru były mu raczej obce. Nie miał zamiaru z tego powodu płakać. Musi po prostu nauczyć się żyć w tym miejscu do czasu powrotu do domu.
Spojrzał na nią zdziwiony.
— Po co Ci moja łuska? — zapytał. Potem spojrzał na młyn. Trafi tam bez problemu, a przez te dwa dni będzie mógł spać spokojnie przy swojej Shy.
— Widzimy się za dwa dni — potwierdził do Ennis.
Feomathar
Odłożył je przy rzece. Nie było jakoś daleko, a blokowanie traktu to kolejna rzecz, o którą zaraz pewnie by go jakiś zafajdany strażnik jakiegoś pieprzonego miasta mógłby oskarżyć, a tego miał dość. Wolał trzymać się z dala od awantur, skoro i tak zamknął sobie już na dobre kilka bram. Ze względu na jego posturę i ogromne rogi, ciężko by mu było się przebrać, żeby gdzieś się przemknąć.
OdpowiedzUsuń— Staraj się ile chcesz, Twoje życie, Twoja sprawa, ja Ci nie zabronię — odparł zgodnie z prawdą. Nie miał w tym nic złego na myśli. Po prostu szanował, że miała swoje własne plany. Tak długo jak nie utrudniała mu nimi życia, co więcej, mógł na tym skorzystać, dlaczego miałby się w cokolwiek mieszać? On tylko korzystał na jej ciekawości.
Ach, czyli łusek potrzebowała dla lepszego zobrazowania. Faktycznie, bez niego jako przykład kolorystyki powinno być ciężko. Spojrzał po sobie, szukając najbardziej pasujących odcieniem łusek i wyrwał sobie dwie. Prędzej czy później odrosną. Podał jej je.
— Trzymaj. Tylko pamiętaj, że te żłobienia ze szlachetnymi kamieniami mają kolory od żywiołów, których ja nie mam przy sobie. To będziesz musiała zapamiętać — przypomniał jej. Jeszcze raz spojrzał na młyn, a potem na niebo. Akurat godzinę po ułożeniu gwiazd i księżyca określić potrafił.
— A więc widzimy się za dwa dni. Udanego zbierania informacji, Ennis — życzył jej jeszcze skinieniem głowy i poszedł w swoją stronę.
Feomathar
- Może - zgodził się z nią co do tej całej miłości. - Ale wiesz? To wychowywanie niechcianych dzieci... cudze tak, ale skoro będą u mnie to będą już chciane - poprawił ją i dał jej kuksańca w bok. - Po prostu u mnie będą czuły się chciane i kochane - pokiwał lekko głową, po czym również życzył jej dobrej nocy i zamknął oczy, aby zwyczajnie zasnąć. Rano za to wstał wcześniej niż Ennis, bo był po prostu za bardzo podekscytowany podróżą. Zabrał się za przygotowywanie do podróży. Spakował swoje rzeczy, rozpakował je i potem spakował ponownie, aby w końcu przykucnąć i oprzeć czoło o swoją torbę.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem gdzie idę i nie wiem co zapakować... czy wziąłem wystarczająco dużo czy nie... - bąknął do siebie i westchnął przeciągle, patrząc jak Ennis się budzi. - Co ja mam ze sobą wziąć? - zapytał jej na dzień dobry.
Aci
Pokiwał głową jeszcze raz zerkając do torby. Uznał, że taki zestaw powinien wystarczyć. Nie bał się tego, że będzie mokry. Nawet w mokrych ciuchach dało się żyć. Odetchnął głęboko, pakując jeszcze maść, która pomagała szybszemu gojeniu się ran i wraz z torbą wyszedł do kuchni.
OdpowiedzUsuń- Chcesz herbatki? - zapytał jej, zerkając do zaparzaczy Walwana i niuchając je, chcąc wybrać najlepszą mieszankę. - Och ale tak nago? Ja? Przecież się będziesz śmiała - obrócił się do niej i uniósł koszulę. - Ja to skóra i kości, nie ma na co paczeć - zaśmiał się cicho, czerwieniejąc przy tym nieco na twarzy. - Jak już mi się ciuchy skończą to może wtedy... - bąknął jeszcze wracając do mieszanek i wybierając jedną, która pachniała mu najlepiej.
Aci
Zatrzepotał rzęskami kokieteryjnie gdy rzuciła o wykradaniu sakwy po raz kolejny i nawet odpiął jeden guzik swej koszuli w zapraszającym geście, po czym przesunął po niej wzrokiem, kiedy gładko przeszła do interesów.
OdpowiedzUsuń- Wieczną chwałę, pierwszą oryginalną rzeźbę i mą dozgronną wdzięczność - poinformował ją poważnie. - Wiesz jeszcze chwilę temu nazywałaś mnie kłamcą... potem amatorem... więc raczej nie powinnaś liczyć na zbyt wiele od podłego kłamcy amatora - zauważył szczerząc się przy tym do niej i znów upijając trochę trunku, który wyciągnął z jej dłoni.
- Oho... umowa stoi, poproszę największe kwasidło jakie może wyjść spod twych słodkich dłoni - wstał od stołu i puścił do niej oczko, po czym machnął na nią dłonią podchodząc do baru. Już będąc tuż przy nim zgiął się w pół. - Pomocy - jęknął głośno. - Pomocy... ja... wody... powietrza - wpadł na ladę baru rękoma błędnie po niej biegając i strącając trochę szkła. - Proszę... pomocy - mamrotał dalej, dopóki barman nie zlitował się nad nim i do niego nie wyszedł. Wyprowadził go na zewnątrz, zostawiając bar bez opieki na te kilka chwil. To był ten moment w którym Ennis mogła z niego skorzystać.
Sato
Widział to jak buszowała w półkach, ale nic nie powiedział na ten temat. W końcu mogła być głodna i szukać czegoś dobrego do zjedzenia. Skinął głową na wieść, że nie chce napoju i sam nalał sobie trochę do kubka. Przez to, że mieszkał z Walwanem to zaczynał nie wyobrażać sobie rozpoczęcia dnia bez tego napoju.
OdpowiedzUsuń- Ale mi odpowiada ten stan - odparł opuszczając koszulę i biorąc mały łyczek ciepłego napoju. Uśmiechnął się szeroko na widok Walwana. - Dzień dobry - przywitał się z nim i zerknął na ryby, po czym na to jak pierwsza szybko znika w buzi Ennis. Zwłaszcza ta głowa zrobiła na nim piorunujące wrażenie, ale przecież wiedział że kobieta tak zjada ryby więc nie komentował tego.
- Te same co zwykle, już się zabieram - pokiwał głową na polecenie Walwana i zabrał swą herbatę by przejść do drugiego pomieszczenia. - Ja też - uśmiechnął się do niej. - Ja też go lubię - poprawił się zaraz. - Fajnie się u niego mieszka i dużo mogę się nauczyć - dodał zaraz, po czym postawił kosz na stół i zaczął wybierać odpowiednie zioła. Swoim już zwyczajem dodał też kilka "gratisów" z dokładnym opisem jak stosować i na co je stosować. Tak przygotowany kosz postawił na stole i zerknął na Ennis.
- Ty te surowe rybki uwielbiasz jeść, nie? Co w nich takiego smacznego? - zadał to pytanie, bo był po prostu ciekaw, jak ona to widzi.
Aci
Odstawiał dalej swój teatrzyk, dysząc ciężko i sapiąc, czasem nawet się krztusząc i symulując odruch wymiotny. Barman cały czas obok niego się kręcił pomagając jak tylko mógł, ale dopiero głos Ennis sprawił, że uniósł wzrok, patrząc na nią błagalnie i drżącymi dłońmi sięgając po naczynie.
OdpowiedzUsuń- Skarbie... - wydusił z siebie. - ...myślałem... że się tu przekręcę... - rzucił drżącym tonem upijając maleńkiego łyczka drinka. - ...och... dziękuję, że mnie nie zostawiłaś - dodał patrząc na nią z przeogromną czułością, a jednocześnie odprowadzając barmana i wybuchając cichym śmiechem gdy tylko schował się za drzwiami karczmy. - Cóż... obraziłaś mą artystyczną duszę... więc mam nadzieję, że już niedomówień nie będzie. Jestem artystą - puścił do niej oczko smakując dalej tego drinka. - No, no... kwaśny, ale smaczny - potwierdził. - Choć czy najlepszy... - zastanowił się. - Hm... na pewno w pierwszej trójce będzie - skomentował obserwując szkło i kolorowy płyn w nim.
Sato
Nie powstrzymał jej przed wyciągnięciem sakwy. Zamiast tego cmoknął z lekkim niezadowoleniem.
OdpowiedzUsuń- Jeszcze dobrze nie przesiąkła mym zapachem, skarbeńku - rzucił tylko, po czym zaśmiał się cicho na wieść o schadzce. - Z przyjemnością - przesunął dłonią po jej udzie i poklepał ją delikatnie po nim. - Jeśli tylko będziesz miała 3 tygodnie wolnego na wielką podróż do tego miejsca - dodał po chwili milczenia i zamruczał z zadowolenia, kiedy tak polizała jego płatek ucha, po czym pochylił się do niej, by niczym kot połasić się łebkiem wprost w jej szyję.
- Mrrr... - zamruczał ponownie delikatnie mieszając drink w dłoni. - Te fioletowe cosie są niespotykanym doznaniem - przyznał smakując drink ponownie i rzeczywiście wyczuwając ten cierpki smak. - Doskonale dopełniają kompozycję smakową. Moje kubki smakowe są w niebie.
Sato
- Zawsze jest nad czym pracować - poprawił ją całkiem odruchowo, a potem zmarszczył lekko brwi. To że mógł brać przykład z Walwana to wiedział, ale nie do końca rozumiał o co jej akurat może chodzić pod tym względem. Zamiast jednak to roztrząsać pokiwał lekko głową i obrócił się do niej, gdy akurat przełykała ostatni kęs swej rybki.
OdpowiedzUsuń- Pewnie tak. Nie chcesz jeść swoich - pokiwał lekko głową. - Znaczy... no nie do końca twoich ale twoich... - pokręcił się zaraz i machnął ręką uznając że nie ma szans, by dobrze to wyjaśnił. Miał cichą nadzieję, że dziewczyna jednak zrozumie o co mu chodziło. Sam zrobił sobie kanapkę z zielskiem i jeszcze udał się na ganek, gdzie Walwan oprawiał rybki.
- Paczuszka gotowa. Dodałem coś od siebie - poinformował go wesoło i przykucnął przy nim. - Na pewno mogę cię na chwilę zostawić? Nie będziesz zawalony pracą?
Aci
- Zaraz zachłanny - zacmokał i pokręcił lekko głową. - Nazwałbym to raczej rozsądną propozycją, pewnym wyzwaniem. Przecież jeszcze chwilę temu twierdziłaś, że moje towarzystwo za szybko ci się nie znudzi - zerknął na nią z zawadiackim uśmiechem. - U-do-wo-dnij - rzucił śpiewnie przesuwając dłonią nieco wyżej jej uda i wybijając nią delikatnie rytm tylko sobie znany. Wysunął język z buzi gdy tylko polizała go po wargach i pomachał nim przed jej ustami.
OdpowiedzUsuń- Zapraszam - rzucił lekkim tonem po czym przysunął się do niej i korzystając z okazji złączył ich usta w pocałunku, rozchylając te swoje, by mogła swobodnie badać smak fioletowych cosiów. Niespecjalnie krępowały go te małe przyjemności. Mało tego, nawet mu się podobała ta cała gra.
Sato
- Och kierunek tego wypadu to moja słodka tajemnica - rzucił ruszając przy tym zabawnie brwiami. - Nie mogę przecież pozwolić byś znalazła mojego drinka numer jeden zanim w ogóle ci go pokażę - pogroził jej palcem przed nosem. - Ale jak znajdziesz kiedyś czas to nasze drogi ponownie się skrzyżują - dorzucił dłonią pieszcząc wnętrze jej uda. Ich pocałunek nie trwał może specjalnie długo ale wystarczająco by nasycić ciekawość. Odpowiedział jej równie delikatnym uśmiechem.
OdpowiedzUsuń- Pierwsza klasa - zgodził się z jej komentarzem i odsunął się odrobinę by przeciągnąć się i znów wrócić do swojego drinka. - To co, skarbeńku? Gotowa na kolejnego drinka? - poklepał się po sakwie, która wróciła wcześniej na swoje miejsce.
Sato
- Morskich - poprawił się po jej poprawkach i pokiwał lekko głową. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że dał rasistowski komentarz wcześniej, bo przecież nie miał go wcale na celu w swej wypowiedzi, a że nie chciał jej w żadnym calu obrażać od razu Nie wiedział też o jej wewnętrznym monologu, więc nie zawracał sobie tym niepotrzebnie głowę.
OdpowiedzUsuń- No tak, dałeś radę - zgodził się z nim Acair i odruchowo mocno go przytulił. - To wrócę niedługo - wyszczerzył się do niego i złapał swoją torbę, aby zobaczyć jak Ennis otrzymuje prezent i zaraz pokiwać jeszcze Walwanowi ruszając w drogę.
- Tak - odparł wesoło. - Ale tylko na takim nieco ekstramalnym spływie jak ciężarną odprowadzałem do jej wioski - odparł szczerze. - Bardzo fajna to była zabawa - pokiwał lekko głową. - Będziemy taką płynąć? Sami ją stworzymy? Bo tworzyć żadnej jeszcze nie tworzyłem - przyznał, jednocześnie będąc całkiem podekscytowanym tej całej akcji.
Aci
- Istnieje i taka możliwość, acz nie wyglądasz na kobietę, która daje się tak łatwo załatwić i znika bez śladu - spojrzał po niej z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Mam przeczucie, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie - rzucił luźno. Nie zaprotestował, gdy złapała jego dłoń. Pozostawił ją wówczas na jej udzie ciesząc dłoń teksturą jej skóry.
OdpowiedzUsuń- Świetnie - dokończył swój drink i wstał z miejsca przeciągając się przy tym. - W takim razie czas na kolejną gospodę - okręcił się w miejscu i na chybił trafił obrał kierunek. - Wchodzimy do pierwszej napotkanej - zarządził.
Sato
Aci pokiwał delikatnie głową. Jakby na to spojrzeć od tej strony to mogła nawet mieć trochę racji. Chociaż dwie ciężarne to jeszcze nie reguła. Trzeba by trzeciej aby taką się stała. Spojrzał po niej i wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- No ja tam nie wiem co was tak ciągnie do tratw... - pokręcił lekko głową i uśmiechnął się do niej delikatnie i zastanowił trochę, kiedy zaczęła opowiadać o gotowych tratwach i tych robionych przez nich samych. Szybko doszedł do wniosku, że warto by było zrobić swoją własną tratwę, więc spojrzał na nią z błyszczącymi oczyma.
- Robimy swoją własną - klasnął lekko w dłonie. - Kupimy u nich trochę drewna na naszą własną tratwę i sznurów też - pokiwał szybko głową. - Może się nam udać... - dodał. - Ale ja jeszcze tego nigdy nie robiłem - podrapał się lekko po głowie. - Myślisz, że damy radę?
Aci
Obrócił się w jej stronę i przyłożył do oczu dłonie robiąc z niego gest lornetki, która dla Ennis mogła wydawać się po prostu podwójnym monokularem i przybliżył się do niej, żeby przyglądać się jej ciałku z bliska. Skakał to w prawo, to w lewo, raz był bliżej, raz dalej. A to z tyłu, aby w końcu ukucnąć u jej stóp i bić pokłony jej pięknu.
OdpowiedzUsuń- O najdroższa... - udał, że całuje jej stopy zanim wstał. - Ty oślepiasz mnie swą osobowością, onieśmielasz swym perfekcyjnym ciałkiem i... wiedziałaś, że brakuje ci paru łusek na lewym pośladku? - uniósł wysoko brew. - Gubisz czasem skórę? - zainteresował się, wracając do spokojnego spacerku, aby pokazać jej gospodę, którą sobie upatrzył. "Pod Zielonym Smokiem" brzmiało majestatycznie. Należało sprawdzić cóż za drinki w tym przybytku sprzedawano.
Sato
- Świetnie to ja będę nosił ciężary, a ty będziesz wiązała - poinformował ją wesoło, aczkolwiek jego wzrok mówił że sprzeciw był tu niewskazany. Co jak co, ale doskonale pamiętał o jej ciąży i z pewnością nie zamierzał przyczyniać się do poronienia. Zwłaszcza jeśli mógł mu poradzić. Chciała tracić dziecko? To nie na jego warcie. - Mam parę srebrników - zapewnił ją, szperając w swojej torbie i podchodząc do niej, żeby pokazać jej o czym mówi. - Mogę je spokojnie przeznaczyć na materiały - zapewnił. - Ale ty się targujesz... - bąknął zaraz, bo akurat w tym był diabelna noga i nie zamierzał udawać że jest inaczej. Wszystko można było mu wcisnąć po niebotycznych cenach, a on jeszcze by dopłacił żeby kupić przy dobrej historyjce. Stanął więc w pobliżu niej i z zainteresowaniem oglądał drewno, gdy Ennis mogła pokazać swoje umiejętności.
OdpowiedzUsuńAci
Puścił do niej oczko na znak, że zgadza się z nią w tym temacie, ale nie odpowiedział co do tych wszystkich domysłów a propo targowania. Bardziej miał na myśli jej złoty język i fakt, że potrafiła nim czarować każdego. Obserwował więc to z zachwytem na twarzy i kiedy cena była dogadana podszedł do mężczyzny płacąc za potrzebne im materiały. Zaraz też zerknął na drewno i podniósł pierwszą belkę sapiac przy tym i stękając.
OdpowiedzUsuń- Dam radę - bąknął na drżących nogach niosąc ją poza teren tartaku. Położył ją ze stęknięciem i popatrzył na Ennis. - Chyba zrobię dźwignię... i jakoś je przeciągnę - mruknął. - Ty tu poczekaj. Zero noszenia - pogroził jej palcem przed oczyma i w podskokach ruszył po kolejną belkę. Tym razem postanowił ją turlać. Poszło z tym znacznie łatwiej i znów leciał po kolejną i po jeszcze jedną, a kiedy skończył miał wrażenie, że jego mięśnie chcą go zabić. Padł na trawę oddychając ciężko.
- Strasznie to ciężkie było... - zamarudził jej.
Aci
Nie specjalnie przeszkadzał mu ten pokaz z klepaniem swych własnych pośladków. Aż zagwizdał krótko w zachwycie, po czym z namaszczeniem przyjął jedną z jej łusek, oglądając ją pod światło księżyca. Pogłaskał ją również delikatnie, zanim wsunął do swojej torby, pakując ją wcześniej w chusteczkę.
OdpowiedzUsuń- Twa łuska będzie przy mnie bezpieczna - zapewnił ją. - Będzie mym skarbem, skarbeńku - puścił do niej oczko i pokiwał lekko głową na znak zrozumienia. Zadrapania pozbawiały jej łusek, ciekawa sytuacja. Zamruczał ponownie czując jej palce we własnych włosach. Niczym potulny kotek i otarł się o nią lekko, jak na prawdziwego owłosionego czworonoga o paskudnym usposobieniu przystało.
- Mhm... uzębienie też wymieniasz? - spojrzał uważniej po jej wargach. - Cholera, takiej to dobrze... nie musi dbać o swoje zębiszcza i nie będzie szczerbatą za parę lat - pokręcił lekko głową. - No teraz to się obraziłem - skrzyżował ręce na swojej klatce piersiowej. - Takiej to dobrze, zmienia łuski, wymienia zęby jak na zawołanie, a ja? Nędzny człowieczek? Zawsze pod górkę - burknął, pociągając przy tym lekko nosem w teatralnym geście lamentu. - Oho... myślisz? - oczy mu się zaświeciły na samą myśl o darmowych rzeczach. Odchrząknął wchodząc do środka. - Z drogi panowie i panie! Idzie szacowna Pani Baronowa z domu Smoka Niebieskiego! Władczyni niebios! - zapowiedział ją, wskakując przy tym na krzesło i pokazując im wchodzącą do środka Ennis. Zaraz też opadł na kolana tuż przed jej majestatyczną figurą. - O słodka ma Pani, to najlepszy lokal w mieście, jakem słyszał tak od wszystkich poczciwych Smoków... - powiedział. - Zaklinam się na chłostę, która mnie czeka, jeśli to nie okaże się prawdą - zachlipał nieco drżącym i niepewnym głosem. - Och Smoczyce podobno piją tu za darmo - dodał zaraz, unosząc się do siadu na swych stopach. - Pani bądź mi wyrozumiała.
Satoru
Przyjął ten mały pocałunek patrząc jej w oczy z figlarnymi iskierkami w nich. Mimo to minę zrobił potulną niczym baranek, kiedy tak odgrywali swe role.
OdpowiedzUsuń- Pani ma... - szepnął. - To zaszczyt słyszeć z twych ust te słowa - wstał z kolan, kiedy puściła jego policzki i objął ją w pasie, przyciągając do siebie delikatnie. - Me serce się raduje, kiedy mogę cię uszczęśliwiać - przytulił ją mocno do siebie, po czym odsunął się i wskazał na zrobionego jegomościa.
- Waćpan dobrze prawi! - rzucił głośno i pociągnął swą "panią" do baru, żeby wspomnianą przez wstawionego kolejkę odebrać, a kiedy już mieli swoje trunki w dłoniach stuknął się szkłem o szkło Ennis. - Za niedoszłą smoczycę - wyszczerzył się do niej upijając łyk trunku. Skrzywił się przy tym lekko. Do pięt nie dorastał temu trunkowi, którym wcześniej uraczyła go sama wspomniana.
- Słodka pani... ten drink to jakieś pomyje - rzucił cicho. - Zniszczyłaś me podniebienie... - zachlipał z żałością. - Niech cię ziemia pochłonie...
Sato
Padł na twarz tuż obok kłód i pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Sama sobie wiąż - bąknął, czując jak drżą mu wszystkie mięśnie. Nawet te o których istnieniu nie miał pojęcia. - Albo poczekaj parę minut - wyrównywał swój oddech, starając się ignorować ból rąk i nóg. Najchętniej wskoczyłby do wody dla rozluźnienia, ale przecież nurt tu był zbyt wartki. Dopiero po kilku minutach wstał i podszedł do niej, żeby popatrzyć na to wiązanie i pokiwać lekko głową.
- Tylko sprawdź je potem, bo moje siły uciekły mi spod nóg... - bąknął nieco speszony tym wszystkim, po czym zabrał się za pracę i po dobrych mozolnych dwudziestu minutach skończył, opadając na cztery litery. - Można sprawdzać - rzucił do Ennis.
Aci
- Jeszcze jak... - odparł nawet nie wzruszony czy przejęty jej przesłodzonym głosem. Zbyt zmęczony żeby rejestrować taki fakt. Zamiast tego przymknął oczy kiedy wspomniała że nauka wiązania go nie ominie, a kiedy był już po i położyła mu głowę na udzie, uniósł lekko brew.
OdpowiedzUsuń- Pełna atrakcji? - zapytał z lekkim zaskoczeniem. Nie był pewien co Ennis rozumie pod słowem "atrakcje". Opadł na ziemię i zamknął oczy. - Mhm odpoczywam... - wymamrotał cicho. - Ale ręce i nogi to chcą mi odpaść...
Aci
Skulił się niczym spłoszona zwierzyna. Ręce mu zadrżały i omal nie wylał swojego drinka. Popatrzył na nią z wymalowanym przerażeniem na twarzy i wesołymi ognikami w oczach.
OdpowiedzUsuń- Wybacz mi moja pani - znów padł na nią na kolana i podpełzł do jej słodkich nóg, by połaskotać je lekko swymi palcami i chuchnąć w nie swym oddechem. - Należy mi się porządna chłosta, masz całkowitą rację - przyznał niemal płaczliwym tonem i zachlipał dłonią wycierając wyimaginowane łzy. - Odpokutuję. Zrobię co zechcesz, tylko błagam... błagam nie odwracaj się ode mnie!
Sato
Pomachał nogami i rękoma zastanawiając się ile faktycznie tych minut mu potrzeba na regenerację. Nie był pewien. Zacisnął mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Siedemnaście minut, trzydzieści osiem sekund i trzynaście setnych - powiedział śmiertelnie poważnym tonem. - Po tym czasie będę zdatny do użytku na kilka minut, a później... się zobaczy - wyszczerzył się do niej i ziewnął szeroko. - Słabiak ze mnie... wiesz wytrzymałość mam do dupy - zacisnął mocno wargi. - Jak ty to robisz, że aż tak się nie męczysz? To znaczy nie dziś, dziś to wiem... ale ogólnie...
Aci
Cały ten teatrzyk niezwykle go bawił, a Ennis miała ku temu idealną osobowość. Nie dość, że sama zdawała się nieźle bawić to jeszcze grała te swoje persony tak, że oglądający mógł poczuć (w tej chwili) nieprzyjemne dreszcze przechodzące przez całą długość kręgosłupa. Skulił się, kiedy zgodziła się na chłostę, a wargi mu zadrżały.
OdpowiedzUsuń- Tak pani, nie zawiodę... tym razem nie zawiodę. Zabiorę cię do najlepszego lokalu w tej okolicy... moja ciasna nora... - tu spojrzał na nią ze specyficznym blaskiem w oku. - ...się do niego nie umywa... - puścił do niej oczko delikatnie, szybko. Nie, jeszcze nie był na tyle szalony aby wprowadzić ją do swojego mieszkania.
Sato
Dalsza część wieczoru przebiegła im bez zbędnych kłopotów. Odstawili jeszcze trzy teatrzyki i odkryli prawdziwe perełki alkoholowe na terenie Slaviit. Rozstali się następnie w pogodnych warunkach i nastrojach, z obietnicą wiszącą w powietrzu. Obietnicą ponownego spotkania.
OdpowiedzUsuńNa kolejne spotkanie nie musiał czekać długo. Nie próżnował tymi dniami. Zajmował się zamkiem Polszańskim, zbierając informacje o zmianach wartowników, ich ilości. O możliwych dojściach poprzez kuchnię czy stajnię. Bajerował kucharkę od kilku dni będąc coraz bliżej otwarcia. Zawsze dobrze było mieć kogoś kto wpuści cię na zamek. Zwłaszcza gdy chodziło o życie dwóch dziewczyn. To wszystko uskuteczniał wieczorami, nad ranem wstępując tylko na targ po świeże pieczywo. Podczas jednego z takich dni spotkał Ennis, siedzącą tuż na schodach prowadzących do jego nory. Ziewnął szeroko, kiedy ją zobaczył i pomachał jej przez twarzą świeżą bagietką.
- Masz ochotę na śniadanie? - zapytał nawet nie będąc zdziwionym jej widokiem. Pojawiała się i znikała kiedy tylko chciała.
Sato
Acair pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Masz rację, nie przeżyłbym - zgodził się. - Ale wychowałem się na pustyni, po tamtejszym morzu piasku umiem chodzić i tam przeżyłbym dłużej niż tydzień, gdybym jakimś cudem zgubił drogę do domu - uśmiechnął się do niej, siadając i przeciągając się lekko, aby wstać. - Nie umiem pływać. Woda trochę mnie przeraża - wyznał szczerze. - Chętnie się nauczę, ale... - zagryzł mocno wargi patrząc na nią. - ...jeszcze nie znalazłem dobrego nauczyciela - pociągnął nosem z udawanym smutkiem i zaraz mocno ją przytulił. - Może nim zostaniesz? - zaproponował nieco weselej i skinął zaraz głową. - No to 13 minut i 25 sekund - zaproponował. - Albo 8 minut i 13 sekund...
Aci
- Jest potrzebna - zaprzeczył. - Ale heh no ja mam kondycję - stwierdził zaraz i wzruszył ramionami. - Na pustyni ważna jest odporność na słońce, dobrze dzielone racje żywnościowe i umiejętność przetrwania - dodał jeszcze. - Ja kondycję mam, ale... nie kiedy przenoszę jakieś strasznie ciężkie kłody - burknął robiąc naburmuszoną minę. Przecież tam inne mięśnie pracowały niż w wodzie czy przy przenoszeniu kłód. Zrobił smutną minkę na wiadomość o braku nauczycielki. - Nigdy nie nauczę się pływać... - stwierdził wzdychając ciężko i rozmasowując sobie obolałe mięśnie rąk i nóg. Ciężkie to cholerstwo było. - Nie sądzisz, że kondycja i siła to dwie różne rzeczy? - spojrzał zaraz po niej. - No bo zobacz... mogę chodzić długo i się nie męczę, wytrzymuję naprawdę długo bez odpoczynku, a zwykłe kłody sprawiają, że umieram - wymamrotał. - To chyba dwie różne rzeczy.
OdpowiedzUsuńAci
- Długotdystansowa kondycja i krótkodystansowa to dwie różne rzeczy - zgodził się z nią, po czym uśmiechnął się delikatnie. - Właśnie o to chodzi, trzeba potrafić sobie powiedzieć dość i działać zgodnie z własną kondycją i własnym organizmem - powiedział prosto z mostu. - Jestem długodystansowce. Jeszcze zobaczysz, że ty będziesz zdychać, a ja będę szedł do przodu - powiedział z delikatnym uśmiechem na ustach. - Nikt nie każe mi biec - dodał jeszcze. - No i kto powiedział, że nie można robić sobie przerwy? Po wysiłku jakiego człowiek się nie spodziewał? - uniósł lekko brew. - Czy my się gdzieś spieszymy? Teraz już wiem, że tak, ale jeszcze trzy minuty temu nie miałem o tym pojęcia - zauważył. - Może jakbym wiedział to inaczej bym swe siły rozłożył - uśmiechnął się do niej szeroko, wstając i przeciągając się lekko. - No dobra, czas ją zwodować.
OdpowiedzUsuńAci
Sato spojrzał po niej unosząc lekko brew.
OdpowiedzUsuń- O wybacz me niedopatrzenie i brak manier. Jestem zmęczony - zrobił słodką, przepraszającą minkę i rzucił się w jej ramiona, mocno ją obejmując. - I obserwowany - dodał wprost do jej ucha, otwierając przed nią swe włości i rzucając coś o czuciu się jak u siebie w domu.
- Przytyłaś - zauważył. - Coś jakoś bardzo... - przyjrzał się jej uważnie. - O ho ho... będziesz mamuśką? Gratulować czy współczuć? - zapytał z delikatnie krzywym uśmieszkiem pod nosem, po czym zabrał się za robienie śniadania, kiwając z okna dwóm Polszańskim strażnikom, którzy teraz wartowali przed jego domem. Westchnął ciężko. Cholery nie chciały odpuścić od kiedy po raz ostatni widział się z Orianną w swoim gniazdku. Rzecz jasna, potrafił się ich pozbyć z dokładnością do 10 miejsca po przecinku, ale... nie uważał by było to na tyle skuteczne, aby wysyłać listy do Argaru, a co dopiero się do niego zbliżać. Jeszcze nie. Jeszcze trochę.
- Wpadasz bo tęskniłaś za mym towarzystwem? - rzucił do niej jabłko, samemu wgryzając się w drugie. - Czy masz jakiś interes?
Sato
Spojrzał po jej brzuszku i zaśmiał się cicho.
OdpowiedzUsuń- Argarczycy nie mają innej spermy niż wy Mathyrczycy. Zapewniam cię - rzucił kiwając przy tym lekko głową. - Dzieciak może po prostu bardzo mocno chcieć żyć i poznać swoją szaloną mamuśkę. Może nawet robi ci pod górkę specjalnie? Za każdym razem jak ty chcesz się go pozbyć, on mocniej się zakorzenia? - zaproponował wzruszając lekko ramionami. Na aborcjach się na szczęście nie znał. Był lekarzem polowym, raczej przystosowanym do mężczyzn niż kobiety. Zwłaszcza te brzemienne. Nie mniej słowem nie wtrącił o swoich medycznych zakusach. W myśl zasady im mniej wiedzą tym lepiej.
- Przyjąłem w swe progi mą niedoszłą narzeczoną - powiedział całkowicie poważnie. - Dziewczyna jest niesamowicie... delikatna i niezrozumiała przez innych. Najwyraźniej to nie spodobało się jegomościom... a ma narzeczona mieszka na dworze Polszańskim - spojrzał po niej z żałośnie smutną miną i oczyma pełnymi łez. Westchnął przeciągle, nawet nie ruszając dłoni ani o milimetr, gdy ta wbiła w deskę nóż. Nie czuł od niej rządzy skrzywdzenia go i... wcześniej należał do mafii. Takie zagrania były dla niego zwyczajnie naturalne. Uśmiechnął się do niego słodko.- Hm... a na co mi smoczy jegomość i jego dupka? - uniósł wysoko brew. - Ten nocnik jest teraz mój, wygrałem go uczciwie - spojrzał jej prosto w oczy. - Na co temu jegomościowi ten nocniczek?
Sato
Prychnął pod nosem na ten komentarz i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
OdpowiedzUsuń- Ja też się rozwijam - skomentował tylko, a kiedy już siedział na tratwie i oświadczyła mu, że mógł spokojnie sobie jeszcze odpoczywać wywrócił tylko oczyma. Na początku trochę niepewnie trzymał się drewna, ale z czasem nieco wyluzował i sam złapał za drugi pal, by trochę posterować ich wodnym pojazdem. Nie odzywał się jednak do niej obrażony za ten brak odpoczynku.
Acair
Podczas tych psotnych numerów rzeki, Acair starał się po prostu nie przeszkadzać Ennis w manewrowaniu i pilnować, by jego własny żołądek nie wywinął orła. Jeszcze tego brakowało, aby zarzygał im pokład. Nie, nie. To nie wchodziło w grę. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, on nieco zielony na twarzy leżał na tratwie.
OdpowiedzUsuń- Świetnie - uniósł kciuk w górę i sturlał się do wody, co by się ochłodzić. Skoro ona miała wody po pas to mógł spokojne założyć że i on tak będzie miał. - Czuję się wyśmienicie. Jak przerzuty przez trolla posiłek po dzikiej jeździe w dół jego przewodu pokarmowego - odchrząknął, chowając się na moment pod wodą. - Ale dojdę do siebie. Żyję i zaraz odzyskam kolory - dodał jeszcze uśmiechając się do niej odrobinę. - Także najgorzej nie było.
Aci
Wyczulone ucho Ennis mogło usłyszeć złamanie gałązki w lesie... A po chwili, z za skarpy wychylił się białowłosy czerep, z tymi ślepiami, które nęciły jej życie od paru miesięcy... Mężczyzna trzymał łuk, jak i strzałę na cięciwie. Opuścił ją od razu, gdy dostrzegł, że to jego stara... Znajoma.
OdpowiedzUsuń— Ennis? A co ty tu kurwa robisz?! — zapytał donośnie, chowając strzałę, idąc w stronę kobietki.
Pius
Pius powoli obszedł kobietę, by zasiąść obok niej, na skale... Widział jej brzuch, lecz nie słyszał bicia serca, nie czuł tego zapachu jaki czuł wcześniej... Domyślił się, co się stało, ot po prostu westchnął.
OdpowiedzUsuń— Miałem cię już w ustach, raczej mogę zgłosić sprzeciw. — uśmiechnął się, po cxym pokiwał głową. — Podobno jedne z lepszych drinków w Mathyr. Cieszę się, że ich próbujesz... — dodał, po czym spojrzał w rzekę. — Pomóc z bólem? Mogę cokolwiek zrobić? W końcu to przeze mnie miałaś ten problem.
Pius
— Znamy się jak łyse konie, ale witaj, Enn... — rzekł, otulając jej bok, chichocząc, gdy tylko zrzuciła temat smakowania. — W teorii ja też jestem drapieżnikiem. Dziwne, że samych siebie nie pożarliśmy, co? — dodał, przysuwając się bardziej, by otulić ją ramieniem, klatką piersiową... — Nie mów nic, Ennis. Rozumiem. I wiem jak się czujesz. To i tak moja wina. Powinienem wiedzieć, że jestem płodny. Szkoda że konsekwencje spadły na ciebie. — szepnął, cmokając ją w skroń.
OdpowiedzUsuńPius
— Prawda. Dobrze, że mądrością nie grzeszę. — szepnął, cmokając ją w polik. Gdy tylko się zbliżyła, spojrzała na niego swoim wzrokiem... Pius ukazał jej prawdziwe oblicze, wychudzone, ciało poszarpane, poranione, całkowicie wypłowiałe z życia.
OdpowiedzUsuń— Tak... Znaczy moje ciało. Nie jestem w stanie go zregenerować. Muszę się odrodzić. Zreinkarnować. Dziwne, że z wszystkich osób, to ty to dostrzegłaś... — szepnął, chowając się pod wizarzem przystojniaka, jakiego zawsze znała.
Pius
— Była fajniejsza. To prawda. — rzekł, przesuwając palcami po jej dłoni, wzdychając ciężko. Wiedział, że jej to raczej nie przeszkadzało, sama była pokalana wiedzą i widziała pewnie gorsze rzeczy. — Ale mi to przeszkadza. Boję się, Ennis. Jakbym robił rachunek sumienia i wychodzi mi liczba ujemna. — dodał, łapiąc jej palce, a łzy spłynęły po jego twarzy.
OdpowiedzUsuń— Mało czasu mi zostało. Będziesz przy mnie, Enn? Chociaż chwilkę, proszę...
Pius
— To jest... Po prostu się boję. Nie umiem tego wytłumaczyć. — szepnął, wtulając się w Enn, a kobieta zobaczyła, że jego ciało rozpada się w pył, powoli zmieniając się w pył... — To już czas... Dziękuję, Ennis...
OdpowiedzUsuńPius
Po chwili pył został zebrany przez wiatr... Ciało demona rozsypało się całkowicie. Wiatr zabrał resztki, zostawiając heimurinkę samą sobie...
OdpowiedzUsuńDo czasu.
Ktoś podszedł z za pleców Ennis, położył dłoń na jej głowie, jak i barku, a ona poczuła... Spokój. Dziwne ciepło w brzuchu, jak i podbrzuszu, które niemal w kilka chwil zaczęło się zrastać z ran, jak i leków, jakie brała... W końcu poczuła się jak dawniej, wolna...
Jegomość przeszedł przez pień, by zasiąść obok niej... Bujne białe włosy były nieznamajome. Do momentu, gdy się odwrócił, a złote i fioletowe tęczówki powitały ją tak szybko, jak zniknęły.
— Miałaś rację. Nie bolało. Tym razem miałem gotowe ciało. — zarechotał, po czym objął ją, wzdychając. — I jak wyglądam, Enn? Lepiej? Gorzej?
Pius III
XD
Po ciosie, zarechotał z bólu, kręcąc głową.
OdpowiedzUsuń— Teatralnie mi wyszło, co? Szczerze to się przygotowałem do tego, już jakiś czas temu. Co nie zmienia faktu, że twoja mina była bezcenna... — dodał, obejmując ją, podnosząc ją przy tym. — Miałem jeszcze trochę mocy. Wolałem cię nią uzdrowić. Wybacz za te kilka miesięcy ciąży, raczej będzie trzeba się zabezpieczyć następnym razem, Enn... — szepnął, po czym ucałował ją w czoło. Rzeczywiście, ból podbrzusza za szybko jej zniknął...
Pius
— Cóż... Przyśpieszyłem twoją regenerację moją magią... Teraz jest nieco silniejsza. To ciało jest silniejsze. — dodał, przysuwając się, całując ją w policzek, a potem po szyjce. — Mam silną duszę. Tak silną, że nie można jej zniszczyć. Swego rodzaju nieśmiertelność. Diaboły takie jak ja mogą opętywać ludzi... Ja wolę robić to humanitarnie, w wytworzonych ciałach. Trochę jak rękawiczki. Z resztą, nie będę cię zanudzać... Sama wiesz, jak grzech smakuje w nowym ciele, Enn... — szepnął cmokając ją po szyi coraz niżej.
OdpowiedzUsuńPius
— Cóż... Nie zabrałem ci wyboru. Jeśli cię kiedyś pokusi dziecko... Proszę bardzo. Po prostu nie masz tam obraźeń, Enn... — dodał, kontynuując ich taniec pocałunków, by oddać te w usta i zniżyć się po jej obojczyku... — Wiesz, taka mnie myśl naszła... — wyszczerzył się, 0atrząc jej w oczy. — W sumie, to jestem prawiczkiem...
OdpowiedzUsuńPius
Prawiczkiem... no jasne xD
Usuń- Bo podobały - posłał jej słaby uśmiech. - Tylko że ten mój spływ trwał góra 30 minut - dodał jeszcze, na moment znikając całkowicie pod wodą co by się otrzeźwić. - Schronienie? - zapytał, ale zaraz pokiwał głową. - O w tym jestem dobry. Mohe mnie nauczył jak dobrze rozstawiać schronienia - wyszczerzył się, autentycznie ciesząc się, że będzie mógł w jakiś sposób pomóc. Pokiwał głową, gdy wspomniała o odpoczynku i kiedy tylko tratwa była na brzegu, on sam na niego wylazł i padł plackiem przymykając oczy. Był zmęczony i nieco głodny. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. - Hej Ennis... - rzucił w eter. - Byłaś kiedyś zakochana?
OdpowiedzUsuńAci
- Mohe? O tratwach za dużo nie mówił - odparł szczerze. - Pokazał jak rozstawić moje schronienie, tak żeby no dłużej wytrzymało a nie tylko jedną noc - wzruszył ramionami. - Ale wiesz... pokazał kilka kluczowych punktów dzięki którym nie tylko namiot dobrze stać będzie - pokiwał lekko głową i wzruszył ramionami. - Zobaczymy - zgodził się z nią, po czym spojrzał na nią, kiedy zaczęła opowiadać. - Nikłą nadzieję? - zapytał. - Do zakochania? - zmarszczył lekko brwi. - Co masz na myśli? - zainteresował się, po czym pokręcił głową. - Nie, nie jestem - uśmiechnął się lekko. - Ale zastanawiam się jak to jest być zakochanym
OdpowiedzUsuńAci
- Możliwe - zgodził się z nią, nie widząc przeciwwskazań do wzajemnej pomocy w tym temacie. Oczy mu się zaświeciły, kiedy wspomniała o nie udawania i nie zakładaniu masek, ale zaraz to sprostowała dodając co nieco, przy czym niestety musiał zgodzić się z jej stwierdzeniem. - Tak, wiem - mruknął. - Każdy jakieś nosi - dodał wzruszając ramionami. Sam ten na pewno takie nosił chociaż teraz nie byłby w stanie powiedzieć jakie. Zbyt mocno do niego przylgnęły.
OdpowiedzUsuń- Najgorsze, ale chyba przez to też najsilniejsze i najpiękniejsze - uśmiechnął się do niej szeroko. - Jeśli dobrze trafisz i oboje kochacie się ponad życie...
Aci
Acair pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem - powiedział. - Każdy ma wiele twarzy i nosi maski - skomentował, chwytając jej dłoń i podnosząc się do siadu, a potem wstając na równe nogi. - No miałaś - przytaknął. - Ja tam dalej na to czekam - dodał z podekscytowaniem idąc zaraz za nią i ufając że jednak nie planuje pokazać mu że ma teraz pięć masek na sobie, a jedną z nich jest radosna Ennis.
Aci
Padł pod jej naporem na plecy, rechocząc z uśmiechem, kiedy zbliżyła się na tyle, że mógł złapać za jej biodra, skryte pod łuską. Ustami nadal całował ją po szyi, coraz to namiętniej, coraz to chętniej.
OdpowiedzUsuń— Też masz Deja vu? — zachichotał. — Powiem ci... Uwielbiam te nasze przypadkowe spotkania... — dodał, zsuwając swe spodnie wraz z bielizną.
Pius
— To jest dziwne i cykliczne. Nie żebym narzekał... — odparł, dobierając się do jej pośladków, nie tyle co je macając, co czcząc dłońmi powoli, coraz to namiętniej, głębiej w stronę zwieńczenia jej ud, mrucząc przy tym donośnie.
OdpowiedzUsuń— Pamięć cię zawodzi, kochana... — szepnął, powoli spoglądając w jej oczy. — Dwa lata temu, w gorących źródłach, robiłaś dokładnie to... I to w gorącej wodzie. Ale wiesz co? Chyba mnie pamięć zawodzi... Muszę to sobie przypomnieć. No i odwdzięczyć, z twoją cipką w moich ustach...
Pius
— Chodź do wody Enn... — szepnął, ocierając się stwardniałym kutasem o jej zakryte krocze, by wgryźć się w jej szyję, podnosząc ich obojgu na nogi... Złapał ją za dłonie, nie odrywając wzroku od jej oczu. — Nadal się przede mną zakrywasz łuskami... Kotku... — zachichotał, przyciągając ją do wody, gdzie sam wygodnie wszedł po sam tors...
OdpowiedzUsuńPius
— Wstydzisz się mnie? Starego, zgrzybiałego Imperiusa, co zakwasza krowom mleko i bałamuci niewiasty? Przecież ja nie gryzę... — zarechotał z zaschniętym gardłem, tylko po to, by od razu zniżyć się do jej sutka, zassać się na nim i mruknąć, odwzajemniając podwodną pieszczotę po łuskach na jej kroczu. — Oj, Enn... Przecież wiesz, że mogę nie brać oddechu pod wodą.. Daj mi ją... Chcę posmakować...
OdpowiedzUsuńPius
— Taki szarmancki rycerz jak ja jakoś się nie wstydzi. — zarechotał, kiedy wyczuł że chowa swe łuski... Mruknął z zadowolenia, cmokając sutek na pożegnanie, gdy począł obniżać się, wyciągać nogi w tył, jeno by zanurzyć się pod taflą i wpić się w jej cipkę niczym wygłodniały rekin... Górna warga drgała na łechtaczce, kiedy język zdawał się przesuwać po całej długości jej owocu... Dopiero po chwili, jednym musnięciu językiem jej tylnego wejścia, dopiero wtedy zanurzył się w jej waginę, tańcząc językiem, jak na demona przystało.
OdpowiedzUsuńPius
Nawet nie widział uśmiechu Ennis, jakoby jedynie bąbelki wypływały na powierzchnię, gdy chłeptał i masturbował ją od środka. Co ciekawe, ani razu nie wypłynął na powierzchnię, widocznie nie potrzebował tlenu... Wyciągnął jej biodra mocnym pociągnieciem, tak że wpadła do wody całkowicie... I dopiero wtedy widziała te oczy, wbite w jej własne...
OdpowiedzUsuńPius
Pius przewrócił oczyma słysząc jej prośbę... Jakaż ona była wymagająca! Specjalnie zanurxył się pod taflę, a teraz miał czarować gruby jęzor? Cóż. Umiał tylko jedną sztuczkę. Poczuła syczenie w cipce, jak i to, że rozdwojony język merdał jej górną ściankę waginy, pieprząc ją z dziwnie satysfakcjonującą celnością... Wiedział gdzie polizać, gdzie dotknąć... Znał ją na wylot i od wnętrza...
OdpowiedzUsuńPius
Widząc jak odskakuje od niego po orgazmie, zmrużył oczy, bo chyba szczyt był słaby, skoro miała siłę na akrobatykę zaraz po. A potem przypomniał sobie, że to Ennis i że nie takie rzeczy pewnie potrafi.
OdpowiedzUsuńPopchnięty, jęknął z zaskoczenia, czując swój zdrapany czerep i jak nowe ciało reaguje na jej pazurki... Co ciekawe, nie poszlo mu krwi, mimo że nie była delikatna. Kto by pomyślał, że przez igraszki dowie się o swoich limitacjach.
— O kurbululbulwa. — zabąbelkował w mowie bąbelków, kiedy wpiła się w jego usta, po czym sapnął, wyginając idealną klatkę piersiową ponad taflę wody, czując jak pożera jego kutasa... Aż złapał ją za głowę, biodrami napychając główkę do gardła, oddając pięknym za nadobną za jej chwalebną heimurińską "czułość".
Pius XD
Zarechotał, czując jak ucieka, aż brzuch mężczyzny zadrżał w cudownym podnieceniu, gdy mówiła do niego brzydko.
OdpowiedzUsuń— Ja bym się utopił, gdybym nie był sobą... Ty mnie ściskasz, każesz pierdolić... — westchnął teatralnie, po czym zarechotał, by odciągnąć jej włosy w tył, kiedy wróciła do pieszczot. — Patrz mi w oczy... Chcę widzieć twój wzrok kiedy trysnę... — poprosił, cicho pojękując z radości.
Pius
— Wredota. — zarechotał, pokazując jej język, by westchnąć ciężko, wypinając biodra dla niej. Palce wsunęły się w jej włosy, rozmasowywał ją po głowie, za uszami, patrzył w jej oczy, z rumieńcem widocznym nawet pod wodą... Bąbelki wyleciały z jego ust, gdy patrzył w jej oczy, nie ruszając biodrami... Jego ciało reagowało na pieszczoty w sposób niedoświadczony, wzdrygał się, poruszał mięśniami brzucha chaotycznie, patrząc w jej oczy, kiesldy opiekowała się jego kutasem. — Jeszcze... Proszę... Błagam... Ennis...
OdpowiedzUsuńPius
Nie minęła chwila, kiedy w końcu podkurczył nogi i niczym nowicjusz stracił balans, padają, na plecy, gdy z główki tysnęła gorąca sperma, wprost do jej ust, a oczy rozbłysły agonalną rozkoszą.
OdpowiedzUsuń— Kurbulbullulbul.... — wyjęczał z bąbelkami, które wyleciały z trzewii diabła. Spojrzał spowrotem w jej oczy, nadal twardy, nadal gotowy. Niektóre rzeczy się nie zmieniały. Ich ciała się zmieniły, oni nie...
Pius
— Już jedną zabrzuszyłem, wystarczy... — odparł, po czym objął ją tak, by oplotła się o niego, gdy wychodził z wody. Wtedy przeszedł z nią nievo na brzeg, osuszając ich swoją magyą...
OdpowiedzUsuń— Ennis... Zabezpieczyłaś się, kochanie? — spytał, przygryzając wargę, przesuwając nabrzmiałym chujem po jej cipce.
Pius
Acair skinął głową. Tu mógł jej przyznać rację. To wszystko zależało od punktu siedzenia i widzenia. Z każdym krokiem w głąb morza robił się ostrożniejszy. Zaczynał odczuwać chłód wody na swym ciele, jej potęgę, która zabierała mu oddechu, mimo że miał grunt pod nogami. Brak umiejętności pływania wyraźnie się nad nim odbijał, więc gdy Ennis wyciągnęła do niego rękę, od razu ją złapał. Dość kurczowo się niej uczepił, aby na pewno go nie puściła. Odetchnął nieco głębiej, by zacząć słuchać. Słuchać oceanu. Nie wiedział co słyszy, ale była to piękna mowa. Piękna melodia. Przez chwilę rozglądał się dookoła żeby zorientować się co lub kto wydaje te dźwięki, ale ostatecznie zamknął oczy po prostu słuchając. Nie odzywał się, nie chcąc przerywać tego zjawiska.
OdpowiedzUsuńAci
— Jedyna? Hmmm... No nie wiem, czy stać na eksluzywność, Enn? Ty masz swojw biznesy, ja mam swoje udziwnienia... Fakt, faktem zdradziłem dla ciebie swoją kobietę...— zarechotał, wpijając się w jej usta, mrucząc z radością, gdy ze zniecierpliweniem ocierała się o jego fiuta... Cóż, nie mógł tego dłużej przeciągać, zanurzył się głęboko w jej cipce, sapiąc z rozkoszy... Objął dłońmi jej pośladki, zaczynając ją na sobie podrzucać. — Sama się weź... Uprawiamy miłość... — sapnął, pokazując jej jęzor.
OdpowiedzUsuńPius
— Nie mam pojęcia o czym mówisz, mon seur... — zarechotał, mimikując jej mowę i wyrażenie, nawet dobrze to wymawiając. Nasłuchał się tego zwrotu przez ostatnie kilka lat... Wpił się w usta Enn, obejmując jej pośladki dłońmi, by poddać swe nowe mięśnie próbie... Był silniejszy, choć ciało tego nie sugerowało, wcześniej mięśnie wypracował jak śmiertelnik, a siłę jako nieśmiertelnik... Teraz została tylko potęga jego ducha, nieśmiertelnego diabła... Manifestująca się w podnoszeniu pośladków Heimurinki, tak, by fiut wrzynał się głęboko w jej łono, nie zostawiając miejsca w środku... Pomagał w jej ruchach, jakże mocno wyginał jej podbrzusze, gdy razem z nią prowadził taniec namiętności, erotyki i spełnienia... — Kurrwa... — warknął, z przyjemności...
OdpowiedzUsuńPius
— Aha. — odparł, nie wiedząc co dodać. Możliwe że poruszył nerw, możliwe że nie powinien tego używać, w sumie to negatywne nacechowanie tego zwrotu mogło zepsuć atmosferę, a sam nawet nie wiedział co to dla niej znaczyło. — To by wychodziło na to, że teraz ja jestem twoją kurwą... — zarechotał, chcąc odchylić negatywne myśli na bok, by przywrzeć do niej podbrzuszami, podnosząc ją w ramionach w górę, by nakierować seks w bardziej sensualną stronę, pieścił ją poprzez ocieranie jej podbrzusza w trakcie cudownej penetracji, zassał się na jej kciuku... I znowu nie mógł przesać patrzeć w jej oczy, cóż za fenomen. Patrzyli sobie w dusze jakby byli dla siebie stworzeni, choć oboje wiedzieli, że nic z tego więcej nie będzie...
OdpowiedzUsuńPius
Acair mimo wszystko ruszył się. Dokładnie w chwili gdy Ennis mu tego "zabroniła", on schował się trochę za jej ramieniem i skinął głową. Ściskając jej dłoń mocniej a drugą ręką delikatnie chwytając jej ramienia.Na wszelki wypadek. Wytężył wzrok kierując się za dłonią Ennis i wstrzymał oddech obserwując to piękne, mieniące się fioletem i pomarańczem stworzenie, by zaraz zwrócić swą uwagę na falę, która do nich nadciągała. Serce na moment mu zamarło.
OdpowiedzUsuń- U...Ufam - wydusił z siebie bardzo nie chcąc teraz stchórzyć. Jeszcze mocniej się jej przytrzymał. - Ufam... - powtórzył odrobinę pewniej.
Aci