Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Morgana Parabellum

FENALIS ⧫ 21 LAT ⧫  ARGAR ⧫ 177cm ⧫ TWARZ 
"Świat, z którego pochodzę nie jest Wam znany. Patrzę na niektórych i jestem w stanie powiedzieć kim są, mimo, że nigdy w życiu się nie spotkaliśmy. Czy to zasługa moich zdolności? Nie. To część mojej historii, którą poznają nieliczni. Czy jestem biedną, smutną dziewczynką bez rodziny? Nie. Mam matkę, mam ojca i mam rodzeństwo. Wszyscy żyją, wszystkim wiedzie się dobrze, tylko ja jestem jakaś niedopasowana. Nie umiem znaleźć swojego miejsca. Za dużo dzieje się dookoła. Myślałam, że w Argarze coś się zmieniło... Pojawiła się iskierka nadziei... To już czwarty wymiar jaki poznaję i znowu jestem sama, jak to dziecko, które zbyt często zmienia szkołę i otoczenie. Mi już chyba na niczym za bardzo nie zależy. Chcę po prostu znaleźć swój kąt, znaleźć swoje miejsce i zostać tam, gdzie poczuję odpowiednie ciepło. Chcę znowu mieć przy sobie tą durną, irytującą iskierkę. Śmieszne... To zależy mi czy nie?"



Wizu: Lenia (WLOP)



190 komentarzy:

  1. Ponownie, na własną prośbę, został skwarką. Tym razem wiedział czego się spodziewać, więc było odrobinę łatwiej, choć do najprzyjemniejszych wrażeń to nie należało. Co prawda zamierzał zostawić Morganę w rękach jej rodziny i szukać swojej, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że lepiej będzie wyciągnąć jak najwięcej informacji z cioteczki zanim wybierze się na poszukiwania. Skoro tak łatwo znaleźli Morganę to przecież Akane powinna być jeszcze łatwiejsza. Ojciec potrafił się kamuflować, siostra niby też... ale była jeszcze młoda i wybuchowa... a przecież za przyjaciółmi poszłaby w ogień. Był pewien, że raczej prędzej niż później skręci jakiś dym.
    Lepsze poznanie tego świata stało się jednym z jego priorytetów. Dzięki temu mógł przygotować się na ewentualne przeciwności. Poza tym... miał wrażenie, że Morgana może tu potrzebować wsparcia. Przynajmniej na początku. Jej rodzinka należała do tych specyficznych.
    Lexi przyjęła jego decyzję ze zmieszaną miną, ale nie odmówiła. Najwyraźniej trochę jej podpadł, ale mówi się trudno i łapie byka za ogon. Tym razem otrzymał nawet "komnatę" co nieco go przytłoczyło. Rozdziawił nawet usta, gdy znalazł się w niej sam. Mogła spokojnie pomieścić całe ich Mortielowskie mieszkanko, a w łóżku mógłby uprawiać seks z 6 kochankami na raz... Przytłoczyło go to, ale nie marudził. Choć korciło go pytanie czy może dostać pokój dla służby, to może wówczas nie czułby się aż tak oszołomiony.
    Pierwszy dzień spędził włócząc się po korytarzach pałacu kapłanki, zaglądając tam gdzie to było możliwe. Mor i tak potrzebowała spokoju, a on nie zamierzał się jej wpieprzać z buciorami w życie bardziej niż to potrzebne.
    Jednak kolejnego dnia usłyszał, że Morgana czuje się lepiej, więc po umyciu się i przebraniu w przylegające do ciała (raczej wyglądem przypominające te demoniczne) spodnie i równie interesujące odzienie górnie - a co! Chciał koniecznie zobaczyć reakcję Morgany, bo sam dziękował, że nie ma lustra - lub go jeszcze nie zlokalizował.
    W tym osobliwym wdzianku ruszył do dziewczyny. Siedziała na korytarzu wraz ze swoją siostrą. Miała na sobie zwiewną szatę, a włosy upięła w warkocze. Uniósł lekko brew.
    - Od kiedy nosisz warkocze? - zainteresował się na powitanie, po czym wyszczerzył się do Darcy. - Dobrze wiedzieć, że ktoś tu potrafi nad Siarczkiem zapanować - rzucił lekko. - Jak samopoczucie? Wyglądasz duuużo lepiej.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było. Choćby dla tego szoku malującego się na twarzy Morgany. Oj warto było się przemęczyć w tym wdzianku. Wzruszył ramionami w odpowiedzi i przysiadł tuż obok niej, odprowadzając wzrokiem Darcy.
    - Nie - odparł krótko. - Chciałem zobaczyć dlaczego tak lubisz te wdzianka - przyznał szczerze. - Ale raczej się z nimi nie polubimy - skrzywił się nieco. Jakoś nie bardzo mu pasowały. Pokiwał głową na komentarz o tym, że Mor nie czuje się jeszcze najlepiej i zaśmiał się cicho.
    - Aha, rozumiem - podrapał się po głowie. - Czyli, żeby cię zmusić do dziwnych rzeczy należy najpierw cię wyziębić - wysunął taką teorię i uśmiechnął szeroko, łapiąc ją zaraz za rękę.
    - Zamek i arenę walk... bo na nią trafiłem na początku - uśmiechnął się krzywo. - Miałem też przyjemność ze strażnikami pogadać... kiedy mnie eskortowali do twojej mateczki - wyjaśnił spokojnie i odetchnął lekko. - Jezu jak ty tu masz gorąco... - zamarudził jej trochę. Co prawda on do ciepłolubnych nie należał, a klimat Phyonix do takich należał. Pomimo tego, wcale nie czuł się tak fatalnie. No dobra, może wdzianko odbierało mu punktów pewności siebie, ale warto było.
    - Naciesz oczy bo to pierwszy i ostatni raz jak w tym chodzę - zapewnił ją. - A widziałaś jaką komnatę dostałem? To większe jest od naszego mieszkania...tzn no wiesz... ojca mieszkania - odchrząknął. - A łóżko... większego chyba nie można było tam wstawić.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  3. Pokręcił przecząco głową.
    - Nie - odparł spokojnie. - Spadłem na arenę pod miecze i zamieniłem się w piasek - dodał zaraz. - Udało mi się zwiać, ale potem... no wiesz, opowiadałaś trochę o twoim domu i ojciec też wspominał, więc postanowiłem dać się złapać i nie protestowałem. Miałem fuksa, bo od razu uzyskałem audiencję u cioteczki - puścił do niej oczko i złączył ich palce razem. Westchnął przeciągle na kolejny przytyk i spojrzał jej prosto w oczy.
    - No szok, nie? Ale żebyś i ty się tego nie spodziewała? - uniósł lekko brew i pokręcił z dezaprobatą głową. - Oj Siarczysta... takie rzeczy zapominać - zaśmiał się serdecznie.
    - Oh nie kuś, bo jestem skłonny zrzucić ciuchy tu i teraz - dodał puszczając ją i sięgając do paska od spodni. - Tylko widzisz... tak przy wszystkich? Może potem, podczas zwiedzania naszych komnat - dodał ruszając przy tym zabawnie brwiami. Pokiwał głową na znak, że się z tym zgadza. Może jego komnata byłą większa od mieszkania, ale znacznie zimniejsza.
    - Spokojnie... z czasem i wielką komnatę można zmienić w przytulne gniazdko - zapewnił ją zaraz. - Naniesiesz trochę kamlotów, a w ostateczności wprowadzisz do niej swoje Moserty i od razu będzie lepiej - rzucił pół żartem, pół serio.
    Pozwolił się jej poprowadzić w dół schodów nawet nie protestując. Ciepło jej dłoni przyjemnie grzało, a jednocześnie dawało jakieś takie uczucie spokoju.
    - Dobrze - zgodził się spokojnie. - Najpierw mi je pokaż, a na miejscu zadam swoje pytania - dodał zaraz, bo w tej chwili nie do końca wiedział co zobaczy i jak się do tego odnieść, by w razie czego jej nie skrzywdzić swoimi słowami.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  4. Uśmiech nie chciał zejść mu z oblicza. Morgana potrafiła zachowywać się uroczo. Zwłaszcza z tymi jej rumieńcami. Mógłby tak dalej, ale postanowił wspaniałomyślnie przystać na jej prośbę i przestał męczyć ją swoimi pomysłami. Może w wolnej chwili jakiś faktycznie zrealizuje.
    - Jak już wpadać to z pompą - zauważył wesoło. Był synem swojego ojca. Nie mogło się obyć po prostu i po cichu. To nie styl Grandsandów. Jak już coś robili to na całego. Nie ważne czy mowa była o Akane, Niklausie czy o nim samym.
    - Co ja bym wniósł... - zastanowił się krótko. - Barek to dobry pomysł, może i wagon papierosów... ale najważniejsze byłyby zdjęcia - uśmiechnął się do niej lekko. - Wiesz, nawet polubiłem to całe zamykanie wspomnień na zdjęciu. Gdyby działał tu mój telefon to moglibyśmy powspominać te wszystkie koszmarne miny, które robiłaś próbując się uśmiechnąć - wyszczerzył się do niej, po czym grzecznie odsunął, kiedy Moserty rozpoczęły witanie swojej pani. Uśmiech samoistnie wpłynął mu na twarz. Te zwierzęta naprawdę za nią tęskniły. Nie wtrącał się, dając im całe pole do popisu. Nie wtrącał, dopóki Morgana nie wylądowała tuż na nim.
    - Na pewno - zgodził się z nią czekając na jej ruch. Była tak blisko. Był niemal pewien, że ich usta zaraz się ze sobą złączą i wówczas... odsunęła się. Dmuchnął sobie w grzywkę i bezceremonialnie przysunął do siebie.
    - Jak już zaczynasz to wypadałoby skończyć - szepnął głaszcząc ją chwilę po policzku, zanim nie złączył ich w czułym pocałunku. Smakował jej z przyjemnością, kompletnie nie przejmując się tym co mogło pomyśleć otoczenie Morgany. Kiedyś na pewno przyjdzie mu za to zapłacić. Nie miał przecież odpowiedniego stopnia czy urodzenia.
    - Masz rację to będzie ciekawa wycieczka - zgodził się z nią wreszcie, posyłając jej delikatny uśmiech. - I nie przepraszaj - dodał zaraz. - Nie masz za co.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzięki za przypomnienie, który z nich był samcem xD]

    Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Nie opierała się i na dodatek sama oddała pocałunek. Miał ochotę porwać ją w ramiona, ale powstrzymał swoje zapędy. Skinął głową podchodząc do Kova. Chwilę mierzył się z wierzchowcem spojrzeniem, ale w końcu go dosiadł. Jeśli już na nim jechał to tylko z Morganą. Nie był pewien czy Kova tak chętnie odda mu się we władanie, ale cóż...
    - Raz kozie śmierć - zauważył głośno, odpowiadając na zaczepkę Morgany. - Najwyżej będziesz mnie miała na sumieniu - rzucił jeszcze, po czym zerknął na strażników z zainteresowaniem słuchając ich wymiany zdań. Hiel zdecydowanie należało tu do tematów tabu. Przeniósł spojrzenie na Morganę. Tyle tam wycierpiała i teraz chciała mu pokazać wejście do tego miejsca. Zacisnął mocno wargi, samemu nie będąc pewnym czy to dobry pomysł. Kova wierzgnął nieco i chłopak mocniej złapał za lejce.
    - Spokojnie, przecież nie kwestionuję, zastanawiam się tylko - burknął do wierzchowca. Czuł się zaszczycony móc Morganie towarzyszyć w tej wyprawie, ale gdzieś tam z tyłu głowy czuł niepokój. Dziewczyna poznała tam swoich przyjaciół, a potem ich straciła. Przeżyła niewyobrażalne katusze. Obawiał się, że wspomnienia będą zbyt bolesne, by mogła je udźwignąć.
    Przelotnym spojrzeniem obdarzył Lexi, po czym już nie zwlekając ruszył za Siarczkiem.
    - Hej Mor? - zrównał się z dziewczyną. - Jesteś pewna tej wycieczki? - zapytał jej wprost. Nie martwił się, czy wpadnie. Martwił się o jej zdrowie psychicznie.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  6. Skinął głową w odpowiedzi. Znał ten temat aż za dobrze. Nie raz i nie dwa musiał borykać się z zamykaniem starego rozdziału swojego życia. Najnowszy był wszystkim znany. Zacisnął mocno ręce na lejcach Kovy i odetchnął głęboko. Ktoś mu kiedyś powiedział, że nie powinien ważyć problemów swoich i czyichś. Bardzo starał się tego oduczyć, co nie było łatwe. Ostatnio łatwiej mu to przychodziło. Dlatego teraz nie powiedział na ten temat nic. Nie czuł takiej potrzeby.
    - Pomogę - zapewnił ją tylko. - Jeśli będę w stanie - dodał ciszej, poprawiając chwyt na lejcach wierzchowca według wskazówek Morgany. Skoro był godzien to musiał udowodnić to i Kovie. Nie da się mu zrzucić. Zresztą lubił tego wariata, więc chęć udowodnienia i sobie i jemu, że mogą ze sobą koegzystować w zgodzie była jeszcze silniejsza.
    Dalszą część podróży przebył w milczeniu. Nawet gdyby chciał kontynuować rozmowę to nie byłby w stanie bo Morgana wyprzedziła go zręcznie, a on nie znając terenu wolał trzymać się w bezpiecznej odległości od niej. Skoro sama zdecydowała, że kiedyś mu wszystko opowie to on zamierzał poczekać. Nie musiał wiedzieć wszystkiego już teraz. Zresztą ona również niektórych rzeczy o nim jeszcze nie wiedziała. Nikt nie wiedział, nawet ojciec. Jedyna osoba, która posiadała taką wiedzę już odeszła. Jego matka nie wróci.
    Dopiero gdy stanęła, on również wyhamował. Atmosfera zgęstniała, a to jedno słowo wypływające z jej ust zdawało się nieść w sobie wszystkie kotłujące się w niej emocje. Spojrzał w kierunku pustkowia i nieznacznie skinął głową. Tu kończyło się miasto a rozpoczynało pustkowie. Zupełnie inna strona Phyonix. Mniej przepychu i niewielu mieszkańców [o ile w ogóle jacyś tam są - zakładam że pojedyncze jednostki - jeśli nie zignoruj]. Przez chwilę poczuł ulgę. Wciąż zdecydowanie wolał przebywać w miejscach mniej uczęszczanych przez "ludzi", ale z drugiej strony doskonale wiedział, że to miejsce nie należało do zbyt radosnych dla Morgany.
    - Mhm... - odruchowo położył jej dłoń na ramieniu i ścisnął je lekko. - Hiel to nie tylko złe wspomnienia, nie? - upewnił się, że dobrze ją zrozumiał. Przecież sama mówiła o przyjaciołach. Jeśli tam ich miała to mimo złych wspomnień musiały istnieć też te dobre. Światełko w tunelu.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  7. Milczał. Nie czuł potrzeby mówienia czegokolwiek. Obserwował jej zmieniający się nastrój. Widział w jej oczach i samej postawie przebijającą się nostalgię i smutek, który najprawdopodobniej chciała ukryć gdzieś głęboko w sobie. Smutek, który przebijał się teraz przez nią i nie chciał odejść.
    Spojrzał w stronę miasta i skinął lekko głową. W nocy to wszystko musiało wyglądać niesamowicie. Mimo tego co przeszła nie mógł pozbyć się wrażenie, że odczuła ulgę kiedy tu wróciła. Uśmiechnął się lekko i usiadł obok niej na półce skalnej, by zawiesić spojrzenie na rozciągających się widokach.
    - Bardziej gotowy już nie będę - rzucił z lekkim uśmiechem, by dotknąć delikatnie jej dłoni. - Masz tyle wieczorów ile chcesz. Nie zamierzam ci znikać - poczochrał ją po włosach, jakby właśnie miał przy sobie Akane a nie Morganę. W gruncie rzeczy były do siebie podobne. Obie przeszły przez piekło. Obie zaginęły na kilka dobrych lat, a on mógł jedynie słuchać. Bo czym były jego dinozaury w stosunku do ich przeżyć? Kroplą w morzu potrzeb.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze wiedział, że pamiętała wszystko. Przez pewien czas był nawet zazdrosny o te jej wspomnienia, kiedy to rzucała beztrosko to czy tamto o jego ojcu, a on nawet nie miał pojęcia czy to prawda. Mimo czasu wciąż czuł nieprzyjemne ukłucie w sercu z tego powodu, ale to już nie robiło na nim aż tak piorunującego wrażenia.
    Skinął tylko głową, na wiadomość, że posiadanie tylu wspomnień może być przekleństwem. Zgodził się z nią w milczeniu. Pamiętanie wszystkiego wymagało sporo wysiłku i energii życiowej.
    - Super prezent - westchnął cicho, odruchowo obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie. Nie powiedział nic więcej tylko pogłaskał ją lekko po ramieniu.
    - Osiem lat - powtórzył po niej, zerkając jej prosto w oczy. - Dlaczego nie jesteś pewna czy to się wydarzyło? Twoja pamięć jest wyśmienita... - zauważył krótko, zaciskając mocno wargi i mocniej przyciągając ją do siebie. Milczał dłuższą chwilę, zanim nabrał głębokiego oddechy.
    - Mor, nie wiem jak to jest wszystko pamiętać - rzucił krótko. - Nie wiem, podejrzewam, że masz istny bajzel w głowie i stąd twoje wahanie... z drugiej strony - odetchnął głęboko. - Uwierz sobie. Uwierz swojej pamięci. Choćby ten okres w Hiel był najgorszym jakiego doświadczyłaś to... mówiłaś mi, że miałaś tam swoich przyjaciół - spojrzał jej prosto w oczy. - To dzięki swojej silnej woli, ale i ich wsparciu przetrwałaś - pogłaskał ją lekko po policzku. - Nie neguj tego. Nie wątp w te wspomnienia.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  9. Natan słuchał jej w milczeniu. Nic nie dodawał, nie udawał że rozumie. Nie próbował pocieszyć. Czuł, że jakiekolwiek próby mogłyby zostać źle odebrane. Mimo, że intencji złych nie miał. Dlatego tylko słuchał, delikatnie gładząc jej dłoń swoją ręką, a gdy skończyła, popatrzył jej prosto w oczy.
    - To jest prawdziwe - oznajmił krótko, chociaż szczerze mówiąc nie był pewien. To ona miała doświadczenie w skakaniu po światach. On jedyne co przeżył to prehistoryczne dinozaury, raz... przez krótką chwilę.
    - My jesteśmy prawdziwi - powtórzył po krótkiej chwili. - Choćby wszystko się tu miało zawalić... my jesteśmy prawdziwi - pogłaskał ją po policzku. - Nikt ci już nie zniknie, a przynajmniej nie bez twojej wiedzy - szepnął jeszcze, po czym oddał się tej delikatnej pieszczocie. Przyciągnął ją mocniej do siebie, pogłębiając pocałunek i tak jak wcześniej zapowiedział nic innego go nie interesowało. Nawet nadlatujący strażnik, którego zauważył. Zdołał tylko zatrzymać wokół nich czas, wpuszczając w swoją czasoprzestrzeń jedynie Morganę. A wszystko po to, by wydłużyć tę chwilę.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  10. Spektakularna wygrana Morgany przyniosła radość całej jej rodzinie, ale i dworowi. Została wyprawiona biesiada z potańcówkami i lanym alkoholem. Natan dość długo na niej przebywał, nie chcąc znowu komuś podpaść, ale w końcu podziękował uprzejmie i ruszył do siebie. Wziął przyjemną kąpiel i dopiero odświeżony wyszedł ze swojej komnaty. Jego nogi samoistnie poniosły go w stronę komnaty Morgany. Nie dotarł do niej jednak, ponieważ dziewczyna najwyraźniej miała podobny pomysł. Uśmiechnął się do niej szeroko i odruchowo przyspieszył, żeby złapać ją w objęcia i mocno ucałować.
    - Przy twojej rodzince niczego mi nie wolno - poskarżył się jej do ucha. - Znajdziesz dla mnie jakąś chwilę, albo dwie? - zapytał, odgarniając jej niesforne kosmyki za ucho i spoglądając prosto w oczy. - Muszę ci się pożalić... moje łóżko jest zdecydowanie za duże dla jednej osoby - wyszczerzył się do niej, przyglądając się jej teraz uważnie. - Jak twoje rany? Już lepiej? - zapytał jej cicho.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  11. - Ależ z ciebie Łaskawca - zaśmiał się cicho, słysząc o trzech chwilach. - W takim razie muszę je dobrze wykorzystać - szepnął jej do ucha, przelotem zwracając uwagę na jej figurę. Znów postanowiła zagrać po swojemu. Ubrać się kuso, podkreślić tym samym każdy ponętny skrawek jej ciała. Oblizał lekko wargi, walcząc wyraźnie ze sobą. Najchętniej dobrałby się do niej tu i teraz, ale... przecież nie mógł. To był zamek. Ktoś mógłby się napatoczyć i wtedy jej odkryte ciało nie pozostałoby tylko dla jego oczu. Nie było takiej opcji.
    - Mhm... koniecznie, bo zimno w tym wyrku - zapewnił ją wesoło wracając wraz z nią do jego własnego pokoju i zatrzymując się tuż pod drzwiami. Zsunęła szlafrok z rannego ramienia, takim gestem o jaki nigdy by jej nie podejrzewał. Aż wstrzymał oddech na kilka sekund, obserwując jak ten powoli, skrawek po skrawku odsłania jej ramię. Uśmiechnął się do niej szelmowsko, łapiąc jej ramię delikatnie swoimi rękoma i badając brzegi rany.
    - Nie wygląda najgorzej - spojrzał jej prosto w oczy i nachylił się nad ramieniem, całując ją po nim. Delikatne pocałunki zostawiał tuż obok gojącej się rany. - Podobno pocałunki pomagając na ból - rzucił na swoje usprawiedliwienie. - Moja mama tak zwykła mówić - dodał jeszcze, przesuwając się w górę jej ramienia. - Martwiłem się o ciebie - przyznał cicho. - Wierzyłem w ciebie, ale trudno było patrzeć i nic nie robić - zacisnął mocno wargi, teraz już obejmując ją w pasie i przyciskając lekko do drzwi. Musnął jej wargi swoimi. - Horror normalnie... nie rób tak więcej - pogroził jej palcem przed nosem.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  12. Roześmiał się serdecznie na wieść o bólu całego jej ciała i podniósł ją delikatnie, wolną ręką otwierając drzwi do swojej komnaty. Wszedł z nią do środka i kopnięciem je zamknął. Przeszło mu przez myśl, że wypadałoby jakąś tabliczkę wywiesić z napisem "nie przeszkadzać", ale odrzucił ten pomysł na rzecz słodkich ust Morgany.
    - Zaraz coś poradzimy na ten cały ból - szepnął jej do ucha, delikatnie kładąc ją na swoim łóżku i siadając na niej okrakiem. Muskał ustami jej skórę, schodząc od warg, przez szyję, obojczyki i całe ramiona aż po piersi, które choć dalej osłonięte to już zapraszały do zabawy. Mruknął przeciągle czując mrowienie w całym swoim ciele. Nie spodziewał się, że Siarczek może tak na niego działać, ale w tej chwili chciał ją mieć tylko dla siebie. I... o dziwo tak właśnie było.
    - Ja uśmierzę twój ból, a ty wygrzejesz moje łóżko. Układ idealny - zażartował wyciągając z jej ręki miód pitny i stawiając go na szafkę przy łóżku, zanim złączył ich dłonie razem i przełożył jej ręce nad głowę, zamykając je w uścisku swej jednej ręki. Drugą przesunął po jej lewym ramieniu, kierując się do jej pachy i szukając łaskotek.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  13. Właściwie nie był pewien co to było. Przychodziło mu to naturalnie. Wzruszył ramionami, robiąc przy tym minę niewiniątka.
    - Powiedzmy - zgodził się z jej słowami o grze wstępnej. - Jeszcze odnajdę te twoje łaskotki - uśmiechnął się do niej i ucałował jej usta. Wiadomość o byciu dziewicą przyjął ze spokojem, choć na moment zaprzestał jakichkolwiek ruchów i odetchnął głęboko.
    - W takim razie powiedz mi, gdyby coś cię bolało - poprosił tak po prostu. Sam zbyt dużego doświadczenia w te klocki nie miał. Ot najpierw został zgwałcony, potem z Asme miał swoje pierwsze zbliżenie i tyle w temacie. No były jeszcze laski, ale tam kończyło się na całowaniu i lekkich pieszczotach. Nigdy nie posuwał się dalej z kobietą, którą zamierzał okraść.
    Teraz było zupełnie inaczej. Wszystkie te jego doświadczenia odeszły w najodległejsze zakamarki pamięci. Nie wiedział dlaczego tak się działo, ale fakt pozostawał jeden. Odkrywał zbliżenie na nowo. Delikatnie obchodząc się z dziewczyną leżącą tuż pod nim. Muskał ją swoimi ustami, a dłońmi odszukał zapięcie od jej góry ubioru. Pragnął się go pozbyć. Kiedy tylko je odnalazł spokojnie uwolnił jej kształtne piersi spod uwierającego ubioru. Samemu chwilę później zrzucił z siebie koszulkę, aby wrócić do pieszczot czerwonowłosej.
    - Gdyby coś ci nie pasowało to mów, Mor - powtórzył jeszcze, bo przecież nie chciał robić czegokolwiek wbrew woli dziewczyny.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  14. Natan zawtórował jej śmiechem. Oj tak, przyjdzie czas to i łaskotki się odnajdą. Tego akurat był absolutnie pewien. Odnajdzie je, a wtedy wykorzysta tę wiedzę bezlitośnie, kiedy tylko najdzie go ochota. Musnął jej wargi swoimi w ramach odpowiedzi, a dłońmi zaczął pieścić jej piersi. To wtedy się do niego przysunęła. Pocałowała żarliwie, wręcz namiętnie, a on nie miał nic przeciwko. Jęknął nawet z zawodem, gdy przerwała.
    - Nie przepraszaj - poprosił jej, odruchowo unosząc jej obie nogi i dając jej siarczystego klapsa na ten kształtny tyłek. - Bo nie masz po co... było idealnie - zapewnił ją, zbliżając się znów do niej i łapiąc zębami jej dolną wargę zanim wrócił do pocałunku. Trochę bardziej agresywnego niż dotychczas. Jedną dłonią masował jej wnętrze ud, wędrując od czasu do czasu do bielizny dziewczyny i zahaczając o nią palcem. Czuł narastające podniecenie. W tej jednej chwili pragnął tylko jej. Nic więcej się nie liczyło. Tylko ta przepiękna i gorąca dziewczyna, leżąca na jego łóżku i tak słodko się rumieniąca.
    - Jesteś przepiękna - wyrwało się z jego ust.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  15. Dał jej działać, samemu skupiając się tylko na podawaniu jej na tacy jak największej przyjemności. Pragnął jej, tak cholernie mocno, a jednocześnie nie chciał się spieszyć. Nie teraz, kiedy przyznała się że nigdy tego nie robiła. Wsunął dłoń pod materiał jej bielizny i przesunął nią po jej kobiecości, pieszcząc od czasu do czasu jej łechtaczkę. Była śliska, mokra wręcz, co niezwykle go podnieciło.
    - Ja ciebie też - zapewnił i wcale nie mówił tego tylko dlatego, że chciał się jej odwdzięczyć. Pragnął by wiedziała, że nie jest odosobniona w tym uczuciu. Zatopił się w jej wargach, wsuwając w nią jeden palec i powoli ruszając nim w jej wnętrzu. Przygotuje ją na tyle na ile będzie w stanie. Nie zniósłby myśli, że zrobił jej krzywdę poprzez swoje niepohamowane rządze. Co to, to nie. Nie w tym życiu, ani w żadnym innym.
    - Kocham cię - powtórzył trochę głośniej, rumieniąc się przy tym lekko i muskając ustami delikatnie jej wargi. Dołożył drugi palec, cały czas obserwując jej reakcje. Zwolni jeśli będzie taka potrzeba.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zamierzał. To jak wiła się pod jego wpływem. Jak jęczała z przyjemności, a jednocześnie seksownie nabijała się na jego palce... przyprawiało go o zawrót głowy. Wolną dłonią zaczął pozbywać się swoich spodni, czując coraz większe podniecenie. Następnie złapał jej pierś wolną ręką, równocześnie dorzucając trzeci palec. Pragnął ją rozciągnąć tak jak tylko było to możliwe, zanim po raz pierwszy ktokolwiek w nią wejdzie, ale... już wiedział, że musi się pospieszyć. Jego przyrodzenie boleśnie prosiło o wolność.
    - Mor... nie wiem jak ty to robisz... - sapnął zbliżając usta do jej biustu i zagryzając lekko zęby na jej sutkach. - Ale oszaleję tu przez ciebie... - szepnął znów będąc przy jej uchu.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  17. Natan nigdy nie był z partnerką, którą trzeba było uczyć. Sam nie czuł się na tyle doświadczony by to zrobić, więc kiedy go zapytała zdębiał na chwilę. Miał szczęście, że nie czuł bólu, więc nawet nie zorientował się, gdy Morgana przebiła jego plecy paznokciami. Przysunął ją mocniej do siebie, gdy objęła go w pasie nogą i oblizał lekko wargi.
    - Tak jest dobrze, Mor - zapewnił ją z szelmowskim uśmiechem. - Próbuj czego tylko chcesz - szepnął zaraz, dokładając jej drugą nogę na swój pas i wyciągając palce z jej gorącego wnętrza. - Mogę? - zapytał jej cicho, czekając na zgodę. Przecież to był jej pierwszy raz i choć był rozpalony do granic możliwości to całą swą siłę wolę przekierował na nią. Powstrzyma się, jeśli jego ukochana nie będzie na to gotowa.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  18. Mówił jej szczerze, nie kłamał. Mogła próbować czego chciała. Metodą prób i błędów na pewno nauczy się wszystkiego. Poza tym... co to byłaby za frajda, gdyby tak po prostu jej powiedział co lubi. Niech sama to poodkrywa, tak jak i on postara się w jej przypadku. Zachłanne usta Mor przyjął z ogromną ochotą. Wpił się w nie i pozwolił na jej dominację, dopiero po chwili zaczynając pracować językiem zachłanniej z próbą przejęcia kontroli. W międzyczasie nakierował swój członek na jej wejście i wpił się w nią mocno, przyciągając jej biodra do siebie. Dopiero w środku zatrzymał się czekając, aż dziewczyna się przyzwyczai. Na moment oderwał wargi od jej ust i ucałował oba jej policzki, patrząc na nią z czułością.
    - Powiedz, kiedy będę mógł się ruszyć - poprosił ją.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  19. Całe szczęście nie musiał czekać długo. Skinął głową na tę dobrą wiadomość i zaczął się w niej powoli poruszać. Nie pozostał przy tym rytmie. Pozwalał sobie na więcej, widząc że Morganie sprawia to przyjemność. Przyspieszał, wbijał się mocniej trochę agresywniej, dysząc przy tym ciężko. Zaśmiał się cicho, gdy dotarło do niego, że to była jedna z najwspanialszych chwil jego życia. Nie wiedział czemu, ale to uczucie przyszło nagle. Pragnął jej. Pragnął jej do stopnia szaleństwa.
    - O matko... Mor! - krzyknął między kolejnymi pchnięciami, po czym przyciągnął ją mocniej do siebie i odrobinę zwolnił. - Jeśli chcesz... możesz spróbować dostosować ruchy swych bioder... i zobaczyć czy wtedy nie będzie ci lepiej? - zaproponował spokojnie.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeszcze nigdy nie przeżył czegoś takiego. Morgana jawiła mu się jako najwspanialsza kobieta w jego życiu. Była taka piękna, spocona, zmęczona, poraniona... nie ważne. Ważne, że tu i teraz przy nim była. Dostosował swoje ruchy do jej bioder, starając się ich zsynchronizować jeszcze bardziej. Całował ją zachłannie, przyciągając do siebie mocniej i niemal do utraty tchu, aż wreszcie... wreszcie się udało. Szczytował długo i czuł że i jej niesie przyjemność.
    - Kocham cię - sapnął, opadając tuż na nią i po chwili kładąc się tuż obok niej, by objąć ją swoimi ramionami. - Jesteś idealna, najlepsza - szepnął dalej muskając wargami jej policzek i jednocześnie głaszcząc po głowie. - Świetna, seksowna... ale twoje ciuszki dalej mi nie leżą - pokazał jej język. - Nic na to nie poradzę... zazdrosny jestem.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  21. - Hm... - zastanowił się chwilę, nawijając sobie kosmyki jej włosów na palce i puszczając je powoli. - Okay inaczej powiem - postanowił się poprawić, okręcając się na bok, żeby móc jej patrzeć prosto w te jej niesamowite oczy. - Twoje ciuszki mi leżą jak jesteś ze mną, naga też możesz być. Nie miałbym nic przeciwko - przesunął dłonią po jej boku i uszczypnął ją delikatnie w udo. - No bo po co innych kusić takim ideałem co? - westchnął przeciągle, ale zaraz pokręcił głową.
    - Możesz chodzić w czym chcesz, Siarczku... przecież ci niczego nie zabronię - zapewnił ją zaraz muskając lekko jej usta. - Po prostu taka skąpa garderoba doprowadza mnie do szewskiej pasji... kusisz każdego na każdym kroku... ślinią się do ciebie jakby zobaczyli jakiś klejnot, najlepszy kąsek - ugryzł ją lekko w ramię. - Faceci są po prostu do dupy pod tym względem - zaśmiał się szczerze. - Większości tylko ruchanie w głowie... mają mokre sny od samego patrzenia na siebie... nie widziałaś tych Feniksów, nie? Jak tańczyłyście to... - wzdrygnął się na samo wspomnienie. - Powiedzmy że ich miny wyrażały uwielbienie nie tylko dlatego, że jesteście rodziną królewską. Od razu było widać, że po prostu mają na was chrapkę.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  22. No to mu dała do myślenia. Nie zastanawiał się nad tym szczerze powiedziawszy, a i wiedział że część dziewczęcych ciuchów Morgana raczej nie byłaby chętna wypróbować. Mimo to uśmiechnął się do niej zadziornie i ucałował mocno jej usta.
    - W sukience - puścił do niej oczko. - Ale nie na co dzień. Wiem, że to nie twój styl - szepnął jej do ucha. - Pasuje mi to jak się ubierasz - zapewnił ją zaraz, wzdychając ciężko na to porównanie. Festiwal w Rio... jakoś trudno mu to było nazwać takim festiwalem. Przecież ten ich taniec był tak zmysłowy... Mor nie zdawała sobie sprawy z tego jak na niego działała.
    - Albo tak wiesz zwyczajnie... w czymś mniej wyzywającym. O wiem w czym... chciałbym cię zobaczyć w za dużym T-shircie, albo w jakiejś bluzie czy koszuli lnianej - zaśmiał się lekko i musnął ustami jej podbródek, a potem skierował się nimi do szyi. - Koniecznie bez stanika - szepnął zaraz, pieszcząc jej piersi dłońmi. - Mhm albo całkowicie nagą, wychodzącą z oceanu... - przygryzł jej uszko. - Ubieraj się jak chcesz, a ja tam sobie z zazdrością poradzę. Tym zbyt nachalnym w szczenę dam - zapewnił ze śmiechem na ustach.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie protestował. Dał się jej położyć. Puścił jej nawet oczko i uśmiechnął zadziornie, gdy wspomniała o tym, że chętnie popatrzy na jego zazdrosne nokautowanie innych zalotników. Mruknął tylko zadowolony z jej pieszczot.
    - Koniecznie naga - powtórzył po niej, wodząc dłońmi po jej talii, gdy tak całowała jego szczękę. Przesunął nimi do pośladków, lekko je ściskając. - Czuję po kościach, że kolejka ustawiłaby się aż po krańce tego świata - mruknął z figlarnym błyskiem w oku. - A ty... walcząca z nimi wszystkimi byłabyś wręcz idealna... - zagryzł mocno jej dolną wargę, gdy zbliżyła usta do jego własnych i dał jej klapsa w tyłek, po czym rozmasował jej pośladek, cały czas spoglądając w jej oczy. - Tylko obawiam się, że nie miałabyś pomocy - dodał szeptem, czując jak i jego przyrodzenie powoli budzi się do życia. - Znokautowałabyś mnie tym widokiem - zaśmiał się cicho.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  24. Darcy od jakiegoś czasu dosłownie polowała na swoją siostrę. Cholera, nienawidziła że zamek był taki duży. Kiedy się kogoś szukało i nie był to Diego, z którym mogła rozmawiać w myślach, można było się dosłownie zgubić w tych wielkich korytarzach. A przecież ona chciała tylko spędzić trochę czasu ze swoją starszą siostrą. Czy naprawdę prosiła o aż tak wiele? Do tego cholerne czerwone włosy. Nawet z oddali ciężko było wypatrzeć czuprynę, bo każdy był rudy.
    — Pierdole — szła i zaklinała co jakiś czas pod nosem. Oczywiście wiedziała, że każdy z rodziny roztacza całkiem inną aurę, a Morgana jest przecież sama w sobie dosyć wysoka, więc powinna rzucać się w oczy. No właśnie, powinna. Tak dopracowała swój styl bycia skrytobójcy, że zdawało się to o wiele trudniejsze w praktyce, niż kiedy obmyśliła sobie swój szczwany plan z samego rana. Aż w końcu bingo! Dostrzegła swoją siostrę na drodze z areny i pobiegła do niej najszybciej jak potrafiła.
    — Morgana! Mor! Czekaj, mam pomysł! — zakrzyknęła, jeszcze zanim zdążyła do niej dobiec. W końcu zatrzymała się tuż obok niej, przytulając ją jeszcze na przywitanie, bo przecież na dobrą sprawę, jeszcze dzisiaj się w ogóle nie widziały. — Sorka, tak wiem, przylepa ze mnie. Ale słuchaj… Jesteś taka waleczna i bojowa, nie? To może zrobimy sobie babski wypad na jakieś małe duże polowanie? Duże w sensie, że na porządną zwierzynę, a małe, bo we dwie i nie na zbyt długo, żeby Twój luby i rodzice się nie martwili. Chociaż jak z Tobą pójdę, to powinni być całkiem spokojni — wyjaśniła niczym katarynkę swoją prośbę, gestykulując przy tym na najdziwniejsze sposoby. Mogła sobie na to pozwolić, bo znajdowały się kompletnie same, więc nikt nie posądzi jej o brak gracji.


    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  25. Cóż, poczuła się oceniania, kiedy zmierzyła ją wzrokiem. Oczywiście nie dorastała Morganie do pięt, jeśli chodziło o waleczną naturę. Nie ekscytowała się aż tak polowaniami i pojedynkami, chociaż odczuwała z nich radość. Po prostu bardziej wolała sztukę. Czasami czuła się przez to całkiem inna od reszty, ale przecież też była częścią tej rodziny, a skoro miała siostrę, to wszystko nagle zdawało się bardziej ekscytujące. Nie miała już tylko braci. Nareszcie odzyskała siostrę. Nareszcie nie była tylko naściennym malowidłem dziecka, które z nią nie dorastało. Była tutaj. Żywa, twarda. A ona chciała być taka sama. Taka niezłomna. Uśmiechnęła się szerzej w jej stronę. Chciała powiedzieć o tym, jak bardzo tego pragnęła, ale bała się wyjść na zbyt uczuciową w ten wstydliwy sposób. Zamiast tego zaśmiała się i wykonała obrót, wokół własnej osi, kiedy zapytała czy lubi coś takiego. Pokazała jej bose stopy i dwa krótkie miecze przepasane po bokach.
    — Wiesz, uczyłam się też trochę od taty i braci — zaczęła, specjalnie pomijając na ten czas temat mamy. Nie chciała mieszać się w ten konflikt. Nie potrzebowała kłótni. Chociaż szczerze uważała, że matka zrobiła ostatnie świństwo — ale to nie to samo co polować ze starszą siostrą, która tak wymiata na arenie. Może nauczysz mnie czegoś. Zrobimy sobie małą przejażdżkę, a jeśli będziesz miała ochotę na gry na pianinie i tańce, możemy to zrobić kiedy indziej — przerwała na chwilę, zmieniajac minę na bardziej melancholijną. — Po prostu teraz chcę poznać moją siostrę. Tak personalnie. Tylko we dwie. Będą mi zazdrościć, że chadzam z Morganą, tą Morganą, która rozpierdala każdego kto zajdzie jej za skórę — zaśmiała się delikatnie.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  26. — To dobrze, że nie lubisz. Będę w tym lepsza — zaśmiała się, posyłając jej łobuzerski uśmieszek. Cieszyła się, że miała okazję pobić Morganę w jakiejś dziedzinie. Dzięki temu nie czuła się taka odstająca od reszty rodziny, ze względu na swoje zdolności. — Ale nad polowaniami przydałoby się popracować. Babski wieczór w stylu twardej siostry. Trochę nadrobimy stracone lata — dodała zaraz. Bo w mniemaniu Darcy, Morgana została odebrana rodzinie na wiele lat. Nie wiedziała nawet czy żyje przez wiele lat. A teraz w końcu miała okazję mieć swoją siostrę i rodzinę w komplecie. Niestety, rodzinny zjazd okazał się nieco zbyt gorący, niż by sama miała na to ochotę, a przecież uwielbia oglądać najróżniejsze konflikty międzyludzkie.
    — No zakochałaś się w naprawdę niezłym ciachu, a do tego jak Ci kibicował… złapałaś super rycerza. Ale z waszej dwójki i tak wolę Ciebie — puściła do niej oczko, po czym jeszcze raz sprawdziła, czy aby na pewno ma wszystko ze sobą. Podstawowa broń, krótkie miecze i sztylet. Nie chciała więcej. Mogły tutaj bezpiecznie szaleć z umiejętnościami, a ona nie miała ochoty dzisiaj bawić się w łucznika. Najbardziej chciała po prostu obserwować siostrę .
    — Jasne, ja mogę czekać w stajni, przygotować Abyss do drogi, mogę też Twojego monserta (sorry jeśli napisałam źle XDDD) oporządzić, jeśli masz ochotę, chyba że wolisz sama się nim zająć — odpowiedziała zadowolona, że w ogóle przyjęła jej propozycję.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  27. Doskonale rozumiała, że Kova może czuć się niespokojnie w obecności tak dużego drapieżnika jakim była gamorta. Do tego Abyss przecież była szkolona do polowania i zabijania. Kiedy tylko ją dostała, musiała przyzwyczaić inne zwierzęta do jej obecności, a także wszystkich w zamku, którzy czuli się niepewnie z tym, że Darcy miała kaprys chodzenia z nią wszędzie tam, gdzie zwierzak będzie w stanie się zmieścić. Trening szedł też oczywiście wolniej niż powinien, ponieważ dziewczyna nie akceptowała twardych terrańskich metod tresury. Owszem, zgadzała się z byciem stanowczym wobec pupilki, ale radzenie, aby ją batożyć, jeśli robi coś nie tak? Zwierzę miało czuć bezpieczeństwo, a nie strach. Nie była przecież tyranem.
    — No to zajmę się Tuuli. Będzie stuprocentowy babski wypad — puściła do niej oczko z uśmiechem. — Będę czekać — dodała jeszcze, odwracając się w stronę stadnin, a wtedy poczuła jak siostra ją przytula. Na początku była tym zaskoczona. Zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko, czując jak łzy wzbierają się w jej oczach. To Morgana ją przytuliła. Nie na odwrót. Siostra okazała jej czułość sama z siebie.
    —- Dziękuję — szepnęła, szybko zamykając oczy, zanim jakakolwiek łezka zdążyła z nich uciec.
    Na początku zajęła się oporządzeniem Abyss. Zajmowało to mniej czasu przez doświadczenie, no i pokazywało, że zaraz sobie stąd pójdzie, a to miało zapewnić Kovę o bezpieczeństwie. Zapakowała sporo bukłaków z wodą. Głównie dla gamorty, która potrzebowała o wiele więcej nawodnienia niż fenaliski czy rodzime zwierzęta Phyonix. Następnie wzięła się za Tuuli. Nie napierała na nic i przy każdej czynności czekała na zgodę wierzchowca. Wyrobiła się ze wszystkim przed przyjściem Morgany, więc w między czasie oglądała małe, wesołe źrebię, które niedawno zawitało do stadniny za sprawą dwóch zakochanych gołąbeczków. Zaśmiała się, kiedy usłyszała komentarz odnośnie podobieństwa do matki. Czyżby Morgana zaczęła jej powoli wybaczać? Pokręciła głową. Każdy był tutaj zbyt temperamentny, aby tak szybko schować urazy.
    — No obym tych pokładów nie wyczerpała. Na wesoło lepiej się tańczy — zażartowała, patrząc jak wita się mosertami. Na jej kolejne słowa, nie ukrywała poczuła lekkie uczucie zazdrości. Kochałaby ciele, gdyby dostała je pod swoje skrzydła, ale cóż, Natana Morgana też kochała. A ona pewnie nie byłaby w stanie poświęcać jej tyle czasu, ile Mor by oczekiwała. Zastanowiła się przez chwilę, po czym pokiwała głową.
    — Jeśli Natan polubił moserty, myślę że to dobry pomysł. Praktyczny prezent, nawet jakbyście podróżowali tutaj osobno, byłoby mu lżej, albo zwyczajnie wybrać się z tatą na polowanie. No i jakby się dogadał z maleństwem, pewnie tata tym bardziej by go polubił za to, że Nat oswaja się z naszym światem — wyjaśniła swój punkt widzenia. — Chociaż swoją drogą, to aż dziwne jak szybko go polubił. W sensie wiesz, na początku cały buchał ogniem jak się dowiedział, że masz chłopaka, a później pitu pitu, duma, że Natan jest jaki jest, wspólne treningi i popalanie. Może Natan zna jakieś tajne uroki i nam zaczarował ojczulka? — zaśmiała się. Oczywiście ostatnia część nie była na poważnie. Darcy naprawdę się cieszyła, że chociaż on nie sprawiał Aniołeczkowi nieprzyjemności. Zadowolony Natan to zadowolona Morgana, a ona chciała widzieć jak siostra się uśmiecha.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  28. Uśmiechnęła się szerzej do siostry na jej słowa. Uniosła teatralnie ręce do góry, robiąc taneczny obrót wokół własnej osi.
    — Jak będziesz patrzeć, to będę Ci tańczyć najweselsze rzeczy — zatrzymała się, patrząc prosto w czarne tęczówki fenalis. Puściła do niej oczko, zmieniając mimikę na bardziej zadziorną — Ale w odpowiednim klimacie, żebyś się nie porzygała od cukru — dodała zaraz, aby Morgana nie miała jej za zbyt oderwaną od rzeczywistości, albo jeszcze gorzej, zbyt uroczą. Chciała być widzana jako odważna, pełna animuszu dama. W końcu przed siostrą trzeba było się popisać, prawda? Dosiadła gamorty, kiedy Morgana wsiadła na Tuuli. Pogłaskała delikatnie Abyss, a następnie dała komendę do wymarszu.
    — Jeśli tak, to myślę, że byłby to fantastyczny prezent. Ja bym się zakochała od razu — zachęciła czerwonowłosą, spoglądając na nią co jakiś czas, kiedy prowadziły sobie rozmowę. Na pytanie o opinię taty, zaśmiała się. Owszem, trafiła w punkt, ale nie chciała odsłaniać swojej zakompleksionej strony. Cmoknęła ustami.
    — Oczywiście, że tak. Jak jest spokojny i myśli, że wszystko jest cacy to nie wybucha. Wiesz ile potem sprzątania? Raz tak się wkurzył jak mu z Diego dowcip zrobiliśmy, że posadzkę tydzień musieliśmy sprzątać. Tak, my, za karę — powiedziała ze śmiechem, chwytając się za serce, jakby reprymenda od ojca była dla niej największą potwarzą. Zaraz jednak wróciła do swojej normalnej, wesołej mimiki. Nie była jednak przesadzona. Wyglądała jak zwyczajna, uśmiechnięta nastolakta.
    — Nie muszą go lubić, żebyście się kochali to jasne — przyznała jej rację. — Ale jak go lubią to zawsze mniej nerwów i awantur. Nie musisz się na nich wkurwiać, że odpierdalają maniany i inne gówna… — miała tutaj całą tą sytuację ze służką, która miała uwieść potencjalnego szwagra Darcy. — Wiesz, nie mówię, że ma się zmieniać pod ich dyktando. Jesteście super razem tacy jacy jesteście, ale jak ma coś w sobie czym może zaplusować, to zawsze to warto pokazać. Łatwiej im będzie go polubić. Chociaż kurwa… na festiwalu to chyba Twój Rycerz zdążył jeszcze ojca poderwać. Pewnie nie widziałaś jak za nim wskoczył na dach, co? — zakończyła cały swój wywód, po czym zaczerpnęła powietrza. Zdecydowanie potrafiła gadać zbyt dużo na raz. Musiała nad tym popracować, jeśli będzie kiedyś chciała znaleźć przyjaciół.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  29. — No to będziemy musiały Cię jakoś docukrzyć — zaśmiała się na jej żart. Ba, nawet zaczęła układać sobie w głowie jakiś mały plan odnośnie tego czym uroczym mogłaby ją zaskoczyć, pokazując przy tym jakiś pazur, dzięki czemu upiekłaby dwie pieczenie na jednym ogniu. Kiedy zapytała o bliźniaka, zaśmiała się lekko zakłopotana. Pamiętała, że nie dogadywali się najlepiej. Poczuła się, jakby grała teraz na dwóch frontach. Nie. Pokręciła głową, żegnając wszelkie nieprzyjemne myśli, które chciały ją teraz dręczyć.
    — Dlaczego nie wielka? — zapytała całkowicie skonfundowana jej słowami. — Nie. Po prostu… Nigdy nie przypominał za bardzo demona o jakich czyta się w książkach. Nie ma też żadnych demonicznych mocy. A chce pokazać, że nie jest tylko wesołym, roztańczonym feniksem. Wiem, że wkurza tym innych, ale postaraj się może patrzeć na to trochę z przymrużeniem oka? Wiesz, on nie chce źle — wyjaśniła spokojnie, starając się nie zabrzmieć desperacko. Zależało jej na tym, aby chociaż we czwórkę się dogadywali. Nieważne co będą myśleć rodzice. Zwłaszcza że Mor ewidentnie było do obojga nastawiona bardzo bojowa. Cholera, tyle z ich uroczego spotkania rodzinnego i odnowienia więzi. Kurwa, lepiej wyjść nie mogło. Zacisnęła mocniej dłonie, czując jak w klatce piersiowej czuje znowu nieprzyjemną pustkę i chłód.
    — Pewnie, że ich. Po prostu ja uważam, że czasami popisówka nie zaszkodzi jak nie trzeba czegoś udawać, nie? Ale każdy myśli inaczej — wyjaśniła, a gdy usłyszała o tacie, zaśmiała się cicho.
    — Wyglądało sztucznie, zwłaszcza po tym jak był zły na kolacji, ale wiesz… On nigdy nie okłamuje swoich bliskich i nie udaje sympatii. Może faktycznie mu tak zaimponował. A jeśli nie, to chuj mu w dupkę, niech mama starpona założy za to kombinowanie — zaśmiała się, rozchmurzając się nieco. — Och, wybacz. Głupi żart — zreflektowała się zaraz, że znowu zaczyna robić bezsensowne dygresje.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  30. Pokręciła przecząco głową.
    — Nikt przed turniejem nie znał Cię za Twoje osiągnięcia. Teraz pomściłaś Alexa, Ty sama, w uczciwej walce. Ba, może i zostałaś ranna, ale koniec końców rozmarowałaś nimi podłogę. Jak dla mnie to całkiem wielkie osiągnięcie, a co do reszty… — puściła do niej oczko z uśmiechem na ustach — zawsze możesz opowiedzieć jak to było. Nie wiem czy mówiłaś komuś, ale wiesz… chciałabym wiedzieć jak to było, kiedy zniknęłaś. Co przeżyłaś, kogo poznałaś, jak to jest być Tobą. Jeśli chcesz — uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, szczerze. Czuła się przy niej wyjątkowo swobodnie. Nie spodziewała się tego. Myślała, iż będzie bardziej skrępowana obecnością siostry, jednakże Morgana była po prostu… taka swojska, kiedy z nią rozmawiała. Jakby mogły bez problemu nadrobić te wszystkie lata. Dopiero gdy zaczęła opowiadać o tym, że ich rodzina jest zimna, spojrzała przed siebie, odwracając wzrok od czerwonowłosej. Wypuściła powietrze z ust.
    — Ale wiesz, że tutaj zawsze będzie Twój dom? — zapytała wyraźnie smutniejsza jej słowami. Oczywiście, sama chciała poznać jak wyglądają inne rodziny, poza Phyonix, ale tutaj… nie czuła się niekochana. Nigdzie nie zostanie zaakceptowana tak bardzo jak pośród swojej rodziny. Czasami po prostu życzyła sobie, aby nigdy nie zostali władcami tej krainy. Wszystko byłoby wtedy prostsze.
    — Bo wiesz, wmawiam sobie, że to nie ich wina, że muszą tutaj rządzić, chociaż pewnie nikt nie zrobiłby tego lepiej. Ale chciałabym spędzić chociażby parę lat z ojcem w piekle. Bez tej pałacowej otoczki. Ale nie z inną rodziną. Z moją. Z nimi tam i z Tobą — dodała, zanim jeszcze Morgana wyczuła zwierzynę. Ona nie miała takiego doświadczenia, ale spapugowała siostrę, następnie przyglądając się Abyss. Napięła mięśnie. Też coś czuła.
    — Ty decyduj. Ja się tak nie znam na polowaniach. Ale słyszłam jak szef kuchni mówił, że potrzebują sporo mięsa na ten tydzień, a dostawy się spóźniają. To może zapolujemy na obiad? — zaproponowała.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  31. Posłała siostrze uśmiech.
    -- Są dni, że sama nienawidzę tego pałacu i tytułów. Więcej z tym problemów niż pożytku, chociaż fajnie jak tak wszyscy się Tobą zachwycają podczas świąt. No ale... Nieważne. Ważne, żebyśmy my się dobrze bawiły, a w resztę wyjebane -- zaśmiała się, łapiąc siostrę na chwilę za rękę, gdy się do niej zbliżyła. Cieszyła się, że wiedziała, iż się kochają. To było dla niej naprawdę ważne, chociaż gdyby miała wybierać, chciałaby po prostu sama z siebie mieć dobry kontakt z Morganą. Mieć pewność, że kochałyby się bez względu na wszystko.
    -- To jak już będziesz mieć swoją rodzinkę, to ja będę tą fajną bogatą ciocią bez męża, co przyjeżdża z prezentami się nabdryngolić i poopowiadać śmieszne historie -- puściła do niej oczko.
    Zaraz jednak sama się skupiła, nasłuchując kroków zwierzyny. Były zbyt daleko, aby mogła ocenić faktyczny rozmiar tego co było przed nimi. Strzelała jednak, że zwierzę musiało być przynajmniej średnich rozmiarów, skoro Mor i Abyss już teraz zaczęły naschłuchiwać. Sama zeskoczyła z gamorty, a ta widząc, że Tuuli dalej jest niespokojna, odsunęła się na dwa kroki od samicy, pochylając delikatnie łeb, na znak, iż nie ma złych zamiarów. Darcy nachyliła się delikatnie nad ziemią, nasłuchując.
    -- Zwierzę jest na północ stąd? -- zapytała na potwierdzenie swoich domysłów, chociaż jeśli miała być szczera, małego palca nie dałaby sobie za nie uciąć.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń

  32. Północny-wschód. Uśmiechnęła się delikatnie. Czyli była dosyć blisko z własnymi przypuszczeniami. A więc jednak nauka polowania nie szła w las, tak jak myślała. Naprawdę się z tego cieszyła. Wszystkie inne pogaduszki na ten moment zeszły na inny tor. Teraz miały spędzać czas w sposób przyjazny dla jej siostry. Dotknęła rękojeści swoich sztyletów, przyglądając się śladom.
    — Kojarzę ten ślad z książki. Nie pamiętam nazwy, chyba coś na R, ale nie pasuje mi to. Powinny żyć po drugiej stronie krainy. Przeszłyby aż tyle, czy się myle…cóż, zobaczymy — uśmiechnęła się nieco bardziej zadziornie, spoglądając na siostrę. Pokiwała porozumiewawczo głową. Czujna, jasne. Wzięła głęboki wdech, przechodząc na nieco inny sposób oddychania, bardziej odpowiedni dla myśliwego.
    — Jasne, kapitanie. Prowadź, będę tuż obok — potwierdziła, przybliżając się do siostry.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  33. - Tak, wędrują, ale tutaj mówimy o przejściu spod rzeki ławy na piaszczyste pustkowia. To akurat nie wydaje mi się takie oczywiste. Jestem ciekawa co go skłoniło do tak dużej podróży po prostu - wyjaśniła swoje wątpliwości przyglądając się jeszcze śladom. Zaraz zaczęła iść tuż za siostrą. Uśmiechnęła się delikatnie.
    - Nie polowałam jeszcze samotnie jeśli o to pytasz, ale zabić z łuku czy miecza miałam okazję parę razy. Tylko wiesz, dusza artysty, tworzę już sobie atmosferę żeby wczuć się w rolę - puściła do niej oczko, pokazując na kołczan oraz łuk przepasany przez plecy.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  34. - Hm brzmi świetnie - wyszczerzył się do niej, łapiąc ją zaraz za rękę i skręcając z nią za róg zanim ktokolwiek mógłby ich zatrzymać. Dobra, może nie byli już małymi dziećmi, ale różnie to bywało z rodzicami. Zwłaszcza z tymi od strony Morgany, bo jego własny rodziciel nie powinien mieć nic przeciwko.
    - Dużo by mówić, ale tak w skrócie... wyszedłem od Was w bardzo złym miejscu. Nie zdążyłem nawet się zagoić, straciłem przytomność i Drakony mnie przechwyciły - wyjaśnił, krzywiąc się przy tym lekko. Zawsze gdy o tym myślał bolał go bok, w który nie tak dawno temu była wbita włócznia tych stworzeń. Nie ma to jak silnie zakorzenione wspomnienie. - Teraz już wszystko gra, nie próbuj im tam robić jakiejś burdy, Siarczku - poprosił jej swobodnie, pozwalając jej przejąć prowadzenie, zaraz po tym jak skradł jej kolejny pocałunek.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie był przekonany co do jej przysięgi, ale buziak skutecznie odwrócił jego uwagę. Rozproszyła go konkretnie. Uśmiechnął się przy tym lekko i dał poprowadzić tylko jej znaną drogą. Chłonął widoki, ale przede wszystkim patrzył na nią. Tęsknił za nią i to bardzo.
    - Poważnie? Te dwa gburki wzięły się za robienie sobie dzieci? - spojrzał na Morganę zaskoczony, ale jednocześnie zafascynowany młodym źrebakiem. - Proszę... ciche wody brzegi rwą - wyszczerzył się patrząc na młodego. - Naprawdę będę jego właścicielem? - spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, ale i pewnego rodzaju dumą. - Dziękuję, ale... nie mogę go odseperować od rodziców. Przecież Tuuli straci wszystkie resztki zaufania do mnie jeśli to zrobię - dodał zaraz z fascynacją obserwując małego. Wyraźnie widać było, że jest młodym, a jednocześnie wcale nie był taki mały. - Kiedy przyszedł na świat? - zainteresował się.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  36. Roześmiał się serdecznie, kiedy Morgana mu to wszystko wyjaśniła. To zmieniało postać rzeczy. Naprawdę było mu ciężko sobie wyobrazić, żeby tak duże zwierzę mogło zmieścić się w środku Tuuli. Aż odetchnął z ulgą i dźgnął ją w bok.
    - No to nieźle go ukrywałaś - zgodził się z nią. - Proszę jaka pani pełna niespodzianek - nie protestował na te jej słodkie usta. Sam nie mógł się od nich oderwać. Pogłębił pocałunek przesuwając dłoń na jej pośladki i masując je delikatnie. Zreflektował się jednak i zamiast prowadzić grę dalej to klepnął ją w seksowne cztery litery i odsunął od niej.
    - Mogę do niego wejść? - zapytał jej, po czym ostrożnie przekroczył zagrodę i powoli podszedł do źrebaka. Dobrze, że wcześniej poznał jego rodziców bo teraz już mniej więcej wiedział co robić, żeby zwierzaka nie wystraszyć. Dał mu obwąchać swoją dłoń i poczekał aż zwierzak się w miarę zrelaksuje, zanim pogłaskał go po grzbiecie.
    - Co powiesz na... Tuva? Albo Kooli? No jest jeszcze mój personalny ulubieniec Mortan - wymienił trzy imiona, spoglądając to na Morganę, a to na małego. Ciężko było wymyślić imię na poczekanie.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  37. Nat westchnął cicho, kiedy Morgana odrzuciła jego ulubioną propozycję, ale zaraz rozpromienił się na powrót, czując ją tuż obok siebie.
    - Słyszałeś młody? - zapytał źrebaka. - Zostałeś oficjalnie ochrzczony. Od dziś zwiesz się Kooli - poklepał go delikatnie po grzbiecie. - Dziękuję, to naprawdę świetny podarunek - ucałował mocno Morganę w usta. - Tylko będziesz musiała mnie sporo nauczyć jeśli chodzi o opiekę nad nim - zdecydował zaraz. - Jestem pojętnym uczniem, pani nauczycielko. Proszę się nie martwić. Kilka wskazówek i będę śmigał w te klocki - zapewnił ją lekko. - Każda pomoc się przyda - zapewnił ją jeszcze, muskając raz po raz jej wargi. - Mhm... wiesz co? Nie wiem czy ta wycieczka dojdzie do skutku... straszliwie pociąga mnie to siano tam - ruchem głowy wskazał odpowiednią miejscówkę. - A jak jeszcze wyobrażę sobie na nim ciebie. - oblizał sugestywnie usta i przyciągnął ją do siebie mocniej. - Tęskniłem za tobą. Serio... nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jak bardzo...

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  38. Natan oddychał ciężko po tych kilku szalonych rundach i obrócił się w sianie, żeby przygarnąć Morganę do siebie.
    - Mhm następnym razem spędzamy twoją fantazję - szepnął jej do ucha, przytulając się zaraz do niej na jeszcze jakąś chwilę. - Mamy jeszcze czas na zwiedzanie, czy lepiej iść się umyć i dołączyć do reszty? - zapytał jej cicho, bo naprawdę nie miał ochoty stąd jeszcze odchodzić. Mimo że siano nie okazało się tak wygodne jak sobie wyobrażał, to mimo wszystko bardzo mu się tu podobało.
    - A co do pośladków, Siarczku, Kova i Tuuli wystarczająco je wytrenowały - rzucił ze śmiechem na ustach. - Myślę, że moje seksowne pośladki sobie poradzą - dodał, muskając jej usta swoimi.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  39. Darcy ostatnie dni spędziła na wykańczaniu swojego nowego domu, urządzenia go tak, aby jak najbardziej przypominał jej Phyonix. Mimo że bardzo chciała wyrwać się z tego miejsca, dalej odczuwała tęsknotę za domem, osobami, które tam zostawiła, a także pięknym tego miejsca. Może była patriotką, bo szczerze sądziła, iż nie ma piękniejszego miejsca od jej ojczystej pustyni. Uśmiechnęła się szeroko, słysząc znajomy głos. Zaraz przerwała układanie pościeli w szafach, po czym pędem ruszyła na dół. Morgana nie musiała przejmować się gamortą, przynajmniej na razie. Abyss ruszyła na samotne polowanie. Nastolatka nie bardzo się tym przejmowała, bestia zawsze wracała po paru godzinach z ładną zdobyczą, a skoro tutaj była dosyć powszechnym stworzeniem, nikt nie dziwił się jej obecnością, ba bardzo często bali się w ogóle zbliżyć do niej. W końcu była jednym z najgorźniejszych drapieżników Mathyr.
    Czarnowłosa otworzyła dni na oścież, aby zaraz mocno wtulić się w starszą siostrę z szerokim uśmiechem na ustach.
    — Oczywiście! Cześć! Nie musisz nawet pukać, przecież jestem samotna — zaśmiała się, posyłając jej zadziorny uśmieszek, pijąc do tego, że ona do nich jednak musiałaby pukać, skoro Natan z Morganą tak bardzo uwielbiali sie do siebie kleić.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  40. Natan obudził się pierwszy i przez długi czas obserwował śpiącą Morganę w milczeniu. Z jakąś taką czułością wyraźnie malującą się na twarzy. Odgarnął delikatnie kosmyki jej włosów z twarzy i ucałował lekko jej wargi, gdy ta zamruczała coś przez sen.
    - Dzień dobry - szepnął, patrząc na nią z radością. - Czego sobie życzysz na śniadanko? - zainteresował się, uznając że najpierw nakarmi swoją kobietę, a dopiero potem zabierze ją do Febe na obiecany przegląd. Potem chciał pokazać jej ten ich powoli powstający dom.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  41. - Zaraz ci ten chlebek przygotuję - ucałował ją mocniej i jeszcze chwilę trzymał w swych ramionach, zanim dość niechętnie wygrzebał się z łóżka i ruszył do małej, prowizorycznej kuchni jaką tu mieli.
    - Plan na dziś to odpoczynek - spojrzał na nią przez ramię. - Pójdziemy do Febe, żeby sprawdziła czy z tobą i maluchem wszystko w porządku - spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. - A potem zaprowadzę cię do naszego domu i urządzimy sobie tam piknik - puścił do niej oczko. - Chyba, że masz na coś jeszcze ochotę... każdy plan można udoskonalić - dodał z uśmiechem.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  42. Uśmiechnął się szeroko na te jej czułości i mruknął z zadowoleniem. Wstawił wodę, żeby dorobić do tego wszystkiego coś ciepłego do picia, po czym wrócił do krojenia chleba. Dziwne rzeczy się działy w tym świecie. Do tego stopnia zaskakujące, że nawet nauczył się piec chleb. Nigdy w życiu by na to nie wpadł, gdyby nie to że tu wpadli.
    - Oczywiście - uśmiechnął się do niej. - Jestem głodny jak wilk - przyznał się. - Więc dla mnie podwójna porcja dzisiaj - rzucił ze śmiechem na ustach.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  43. - Febe go poskładała. Długo to trwało - przyznał cicho. - Potem się wypłakał Rei... słychać było - dodał oddychając głęboko i odkładając na bok nóż na chwilę. Ręce mu lekko zadrżały, gdy o tym mówił. Może skala problemu się różniła, znacząco, ale czuł że potrafi tego dzieciaka chociaż w pewien sposób zrozumieć. - Teraz jest ze swoją rodziną, czuje się lepiej... fizycznie to znaczy - spojrzał na czerwonowłosą i podszedł do niej dość szybko, żeby zamknąć ją w swoich ramionach. Oparł czoło o jej ramię.
    - Nie usuwam się w cień - zapewnił ją cicho. - Już powiedziałem ojcu, że ech... najpierw głowa, a potem jakiekolwiek zadania jakie dla nas ma - mruknął. - Bo coś tam ma... zaczął przebąkiwać wczoraj, ale Mor... ja chcę już spróbować to rozwiązać. Chcę być egoistą - zaśmiał się cicho. - Ten raz... - dodał jeszcze.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  44. - Mhm tak mi mów... czasem mi takiego przypomnienia potrzeba - przyznał szczerze. - I odpoczynku od wszystkiego - ucałował ją w policzek, odsuwając się od niej i zaparzając im dwa kubki czarnej kawy. Ojciec wreszcie przyszedł z odpowiednią mieszanką i ten zbawienny płyn dawał był drobnym, porannym rarytasem.
    - Tak, dzisiaj same pozytywy - uśmiechnął się do niej szeroko. - Febe, fundamenty i piknik - musnął jej wargi swoimi. - Spodoba ci się to miejsce - stwierdził już nie mogąc się doczekać aż jej pokaże. - A resztę planu zrobi się po drodze. Nasz cel to wypocząć i spędzić miło czas - wystawił jeszcze dwa gliniane talerze i patrzył jak szykuje im kanapki.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  45. - Zobaczymy jak już zobaczysz okolicę - roześmiał się serdecznie. - No wiesz... z tobą nigdy nie wiadomo - dodał z delikatnym uśmiechem na twarzy, odsuwając się by mogła dokończyć ich śniadanie. Lubił obserwować ją w codziennych czynnościach i chciał zatrzymać te chwile dla siebie na jak najdłużej.
    - Dziękuję - rzucił z delikatnym śmiechem na ustach. - Ale nie planuję zostać w przyszłości piekarzem - dodał wesoło. - Ta przyjemność będzie zarezerwowana tylko dla rodziny - mruknął z pewnością siebie godną pozazdroszczenia. Jeśli chodziło o chleb to był pewien, że może stać się tylko lepszym w te klocki.
    - Mhm... pewnie jakąś morderczą misję - puścił do niej oczko, po czym wzruszył ramionami. - Albo nawiązanie jakichś kontaktów... no wiesz, byłoby dobrze, gdybyśmy zaczęli liczyć się na arenie politycznej Mathyr - rzucił luźno. - Ale heh w obliczu ostatnich wydarzeń... Skrzelaki z tsunami, a teraz sprawa z Tonyn... - odetchnął głęboko. - To wszystko może szlag trafić... - mruknął, zaciskając mocno wargi. - Ale tata uszanuje lekkie opóźnienie... no i teraz wie, że oczekujemy maluszka - dodał weselej. - Więc na pewno nie wymyśli nic aż tak morderczego - zaśmiał się do swoich myśli. - A propo maluszka... zacznij planować wypad do swoich staruszków - złapał jej nos w dwa palce i delikatnie ścisnął.
    - Oj jest - zgodził się co do czarnego płynu, smakując i swoją kawkę i wyręczając ją w kończeniu kanapek.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  46. Natan przytaknął jej spokojnie. Może nie znał ojca zbyt długo, ale faktycznie w tej chwili ten zachowywał duże pokłady cierpliwości. Miejscami może nawet zbyt duże.
    - No właśnie... jeszcze - powtórzył po niej. - Mam nadzieję, że to się nie zmieni - przyznał szczerze i zerknął na moment gdzieś w bok. - Twoja mama... - zastanowił się jak powiedzieć to co chce bez urażania jej. - Ech no twoja mama bardzo was kocha. Nie mam co do tego żadnej wątpliwości - zapewnił ją lekkim tonem, siadając naprzeciw niej z kanapkami na talerzu i kawą w dłoniach. - Po prostu nie chciałbym, żeby sprawy Argaru przysłoniły ojcu jego rodzinę. Wiesz, dopiero tu... tak naprawdę ją założył - wzruszył ramionami. - Twoja mama... twojej mamie przyda się kurs przeprowadzony przez Shi - rzucił w końcu. - Kiedyś ją porwiemy i zostawimy na łaskę Shi. Myślę, że dobrze jej to zrobi... przypomnienie o małych codziennych przyjemnościach w gronie rodzinnym - rzucił w końcu. Skrzywił się zaraz na wieść o Ryu.
    - Przyzwoitkę będziemy ciągnąć? - spojrzał na nią z rozżaleniem, po czym nachylił się ponad stołem i ucałował jej policzek. - No dobra.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  47. - Po prostu za wiele na siebie wzięła - spojrzał Morganie prosto w oczy. - Ja wiem, jest odpowiedzialna za całe Phyonix... - dodał zaraz. - To nie łatwe, ale chyba trzeba jej czasem pokazać, że to nie wszystko... no wiesz, że można oddelegować trochę roboty na innych - nachylił się nad stołem, by musnąć jej usta. - Jak jej przyjdzie wnuk albo wnuczka to będzie musiała to czasem zrobić - pokazał jej język. - No wiesz... dzieciak do dziadków, a my w długą - dorzucił z zawadiackim uśmiechem na twarzy.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  48. - Jeśli nie od razu... - Natan odetchnął głęboko. Czuł, że nie ucieszą się za bardzo. Ta wiadomość mimo wszystko będzie dla nich szokiem. Nie było co się oszukiwać. On sam obawiał się reakcji ojca, ale ten... stanął na wysokości zadania. Przełknął to jakoś i potem jednak ucieszył. Natan wziął dłoń Morgany w swoją własną i pogłaskał ją po jej wierzchu. - To jak już się urodzi na pewno zawładnie ich sercami - zapewnił ją z pewnym swojego uśmiechem. Przecież nikt nie oprze się czarowi małego berbecia. No chyba, że ten ktoś byłby bez serca, a rodzice Morgany zdecydowanie tacy nie byli.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  49. Natan musiał się z nią zgodzić. Wizja rodziców jako dziadków była bardzo dziwna. Wręcz nienaturalna, ale z drugiej strony taka przecież była kolej rzeczy i należało się z tym pogodzić. Drgnął, gdy wyraziła tę swoją obawę i odłożył swoją kawę, żeby przejść tuż za nią i przytulić ją od tyłu, muskając ją jednorazowo po szyi.
    - No co ty - pokręcił lekko głową. - Co najwyżej doda jeszcze większej pikanterii - rzucił jej do ucha. - Będziemy się czasem kłócić o pierdoły, ale potem i tak dojdziemy do porozumienia - pogłaskał ją po ramieniu. - Zobaczysz, nasze maleństwo będzie miało najfajniejszych rodziców na tej ziemi - dodał z pewnością w głosie. - A jeśli będziemy mieć z czymkolwiek problem... to przecież zapytamy, poprosimy o pomoc. Nie będziemy tymi durnymi rodzicami, którzy absolutnie wszystko muszą robić sami. Będziemy pytać o radę - mocno ją objął, głaszcząc po jej brzuszku. - Ze wszystkim damy sobie radę - dokończył.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  50. Zmarszczyła się lekko na komentarz siostry. Z dumy oczywiście. Był to dumny grymas. Wiedziała, że była uważana za piękną młodą osobę. Kiedyś może będzie to wykorzystywać, do własnych celów. Od kiedy posmakowała tego całego pierwszego pocałunku, straciła ochotę na eksplorowanie innych romantycznych rzeczy. Wydawało się to jej jakieś takie obce.
    — Spokojnie, nacieszyłam się już romansami, jeśli mogę tak to ująć. Mało to atrakcyjne. Przynajmniej dla mnie. Teraz — puściła do niej oczko, zapraszając ją w głąb izby.
    — Dziękuję – uśmiechnęła się szerzej na komentarz. — Zrobiłabym jej jakąś zagrodę na zewnątrz, ale boję się, że w nocy może napaść ją stado Arcemonów, a otoczona, nawet ona może mieć problemy. Jedno pozwolić jej polować w ciągu dnia, a drugie zostawić nocą. Na szczęście tutaj ma sporo przestrzeni, jeśli chce spać — wyjaśniła, pokazując ogrmon przestrzeni przygotowany dla bestii. Zaraz podeszła po dzban, w którym była świeża woda, podała go razem ze szklankami na niewielki stolik, aby mogły się bardziej rozgościć.
    — Zielono to bardzo, całkiem inaczej niż u nas… u mnie. Nie wiem gdzie czujesz się jak w domu – zaśmiała się z własnej niewiedzy. — Do tego bardzo dużo tutaj romansów i złamanych serc jak na takie małe miejsce. W Phyonix w miesiąc nie uświadczysz tyle pikanterii co tutaj w parę dni. Tylko nie wiem czy wypada mi się z tego śmiać nawet do samej siebie. I rozumiem czemu tutejsze kobiety muszą się tak zakrywać. Wszędzie tylko chuć i chuć. Co drugiego można by wykastrować, nie mówię tutaj oczywiście o nikim z wioski, ale pozwiedzałam trochę karczmy. Na szczęście obyło się bez rozlewu krwi. Skopiowałam Twoją groźną minkę i każdy się odsuwał — uśmiechnęła się radośnie w stronę siostry.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  51. Natan ucałował jej czubek głowy i mocniej do siebie przytulił.
    - Ty jesteś najcieplejszą osobą jaką znam - poinformował ją i wcale tutaj nie kłamał. - W stosunku do mnie jesteś niesamowicie ciepłą osobą... a to maleństwo odczuje to z podwójną dozą - zapewnił ją spokojnie, przechodząc teraz do przodu i kucając przy niej, żeby pogłaskać Morganę po brzuchu. - Mor... - spojrzał jej prosto w oczy. - Będziesz świetną mamą - zapewnił ją. - Zresztą nie będziesz z tym sama. Oboje będziemy uczyć się na własnych błędach - zapewnił ją ze śmiechem. Już widział te małe sprzeczki między sobą co do wychowania malucha. Otarł jej łzy palcami i wstał, żeby ucałować jej wargi. - Będziesz najlepszą mamą. Już to pokazujesz. Martwiąc się o malucha - spojrzał po niej łagodnie. - Jak najbardziej normalne - zgodził się z nią i złapał ją za rękę, wyciągając z krzesła, aby lekko klepnąć te jej jędrne pośladki.
    - A teraz, ubieraj się mi tu migusiem i wychodzimy - stwierdził z uśmiechem, zabierając się za przygotowanie jedzonka na piknik. Nic specjalnie wielkiego. Sok z ulubionych owoców Morgany, parę kanapek i owoce. Wsunął to wszystko sobie do torby i sam poszedł się przebrać. - Mamy kawałek do przejścia, ale nie tak dużo - zapewnił ją.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  52. Natan pogłaskał ją czule po policzku, po czym puścił, żeby się ubrała. Jej słowa sprawiły, że aż cały rozpromieniał. Oj on też ją kochał. Całym sobą. Zaśmiał się cicho na zapewnienie o nie byciu aż taką kulką.
    - Och w to nie wątpię. Ostatnio wyraźnie to pokazaliście - zapewnił ją ze śmiechem. - No tak, najpierw Febe potem wycieczka - zgodził się z nią, wdzięczny że mu o tym przpomniała. Sam truł jej to od rana, a wystarczyła chwila a już nie pamiętał. Skleroza nie boli, ale jest straszliwie upierdliwa.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  53. Natan roześmiał się serdecznie słysząc te pierwsze pytania i zaraz zamknął usta zastanawiając się nad odpowiedziami na nie. Trzymał jej dłoń w swojej prowadząc spokojnie w stronę domku Febe. Szybkie sprawdzenie czy wszystko gra i dalsze podboje. Na to przynajmniej liczył.
    - Salon chciałbym bardziej gościnny. Nawet nie ze względu na gości, ale na dzieciaki. W razie czego będzie gdzie się z nimi kulać po podłodze czy coś - rzucił lekkim tonem. - A kuchnia... hm jeśli ją połączymy z jadalnią to większa, a jak nie to taka normalna. Średnia? - spojrzał na Morganę. - Chciałabyś ją połączyć z salonem? A to cały burdel w kuchni będzie widać... - żachnął się, zastanawiając czy dadzą radę utrzymać tam porządek. - No da się zrobić - dodał zaraz.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  54. Natan wzruszył ramionami. Chlapnął o tych dzieciak jak ostatni idiota, kompletnie się nad tym nie zastanawiając. Po prostu z góry założył, że będzie ich więcej. Może nie teraz, nie w tej chwili, ale z czasem już tak. Teraz spojrzał na Morganę zastanawiając się co jej powinien powiedzieć. Westchnął przy tym ciężko i podrapał się po głowie.
    - Teraz może nie, ale z czasem... nie miałbym nic przeciwko większej ilości. Wiesz nawet wychowują się razem i inne wartości otrzymują niż... samotnie - odchrząknął. - Zawsze chciałem mieć rodzeństwo - dodał po krótkiej chwili milczenia. - Jak byłem takim berbeciem - wskazał dłonią. - Jasne, mam Akane, ale o niej dowiedziałem się jak praktycznie byłem dorosłym - odchrząknął. - To nie to samo co wychowywanie się z drugą mendą tuż obok ciebie, nie? - spojrzał jej prosto w oczy i skradł jej całusa. - O patrz, dom Febe - dodał dla odwrócenia jej uwagi od tych wszystkich dzieci. - Leć na badania, a ja tu na ciebie poczekam - dorzucił z czarującym uśmiechem, klepiąc ją raz jeszcze w pośladki. Wsunął się z Morganą do środka, ale zamiast iść do gabinetu, przysiadł sobie na kanapie, czekając na wszystkie wyniki. Odetchnął z wyraźną ulgą na wieść, że mają podobny stosunek do co kuchni, a sam pomysł z wyjściem na taras z kuchni, niezwykle mu się podobał.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  55. Kamień spadł mu z serca, gdy tylko Morgana zdradziła mu diagnozę. Uśmiechnął się do niej szeroko, oddając ten pocałunek, po czym zerknął na Febe.
    - Dziękuję - rzucił do niej wdzięczny za opiekę nad czerwonowłosą. Splótł z nią swoje dłonie i poprowadził do wyjścia z domu, po czym skierował ich w odpowiednią stronę. - Do domu... idzie się lasem, trochę pod górę - poinformował ją. - Ale tylko do połowy, potem z górki... - dodał jeszcze jakoś tak swobodnie się z nią czując. Szli spokojnym tempem, bez specjalnych ekscesów. Nie były im w żaden sposób potrzebny, a po 25 minutach dotarli na miejsce. Natan puścił wówczas jej dłoń i zagryzł lekko wargi.
    - Mam nadzieję, że ci się podoba - rzucił cicho, pozwalając jej nacieszyć się widokiem wodospadu spadającego w dół do małego jeziorka, które zamieniało się w rzekę kawałek dalej. A wszystko to w odsłonie zieleni. No i fundamenty ich domu stojące tuż przy wpływie rzeki do jeziora.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  56. Chociaż był niemal pewien, że okolica jej się spodoba to dopiero gdy zareagowała tak entuzjastycznie, odetchnął głęboko. Objął ją mocno ze śmiechem na ustach i okręcił się z nią dookoła.
    - Cieszę się, że ci się podoba - przyznał wesoło, zakładając jeden z jej niesfornych kosmyków za ucho i muskając przy tym jej policzek. - A tam... - wskazał dłonią w odpowiednią stronę, żeby pokazać jej fundamenty, które zdołał z ojcem położyć. - Będzie stał nasz dom - rzucił do niej ze śmiechem i pociągnął ją w stronę domku, żeby wszystko dokładnie jej pokazać. Może nie było tego dużo, ale był dumny z tego co już zostało zrobione. Liczył po cichu na to, że przed porodem dom będzie już stał.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  57. - Oj znalazłbym parę osób, którym by się nie podobało - przyznał ze śmiechem na ustach. - No wiesz, a to za daleko, a to zbyt dziko, a to przy wodzie, a to znowu za głośno... bo szum wodospadu - wyliczył pierwsze z brzegu powody, po czym przytaknął jej na te wyobrażenia. - A tu będą schody... - wskazał odpowiednie miejsce. - Na górę, gdzie będzie nasza sypialnia, z widokiem na wodospad - dodał do jej wyobrażeń. - To brzmi jak całkiem niezły plan - ucałował ją w policzek, odstawiając w "kuchni" ich koszyk z jedzeniem i przeciągając się mocno. - Dodatkowo wodę pitną mamy pod samym nosem - puścił do niej oczko. - No a skoro o tym mowa... - podniósł ją z ziemi i bez ostrzeżenia wskoczył z nią do wody. - To i ją należy wypróbować - zaśmiał się radośnie.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  58. Zaśmiała się na jej pytanie, kręcąc przecząco głową.
    - Tam nie było nikogo interesującego, zresztą tutaj też... Wszyscy za bardzo próbują się obnosić seksem. Gave zabrał mi pierwszy pocałunek, później próbował następne,ale się uspokoił na szczęście i Tonemu musiałam pokazać, gdzie mam granice. Uznałam, że wolę poczekać z podrywaniem i tymi wszystkimi pierwszymi razami dopóki się nie zakocham - uśmiechnęła się do siostry popijając wodę.
    - Najchętniej zrobiłabym tutaj taką stajnie jak w domu, z marmuru, zamykaną, na noc byłyby bezpieczne, ale takie stajnie są drogie, a same też raczej nie zrobimy. Najrozsądniej zostawić jak jest i pilnować dopóki dzikie zwierzęta nie przyzwyczaja się, że te tereny należą teraz do Argaru. Myślę, że Abyss bardzo w tym pomaga, wiesz, nowe granice terenów łowieckich i tym podobnymi - zakończyła wywód, rozsiadając się wygodniej na kanapie.
    - Wiesz, dla mnie jest to o tyle zabawne, bo nie spodziewałam się, że te wszystkie książkowe trójkąty miłosne mogą być tuż pod moim nosem - popukała się tutaj o swój własny, aby zaznaczyć swój punkt widzenia. - Chociaż nie dziwi mnie, że biją się o An, to nie wiem, trochę mnie to bawi, trochę smuci, że tak się ranią, kłócą i godzą. Miłość u przyjaciół jest straszna - westchnęła. Nie oceniła oczywiście nikogo czy czynił moralnie dobrze, czy nie. Po prostu z boku tworzyła swoją własną opinię na temat ogólnej sytuacji, a nie indywidualnie uczestniczących w niej osób. - Ale jeśli ją któryś zrani, sama dodam im parę blizn. W końcu to moja ulubiona siostra szwagra - uśmiechnęła się ciepło w stronę siostry. Zaśmiała się.
    - No tak, bo przecież wygodne ubrania, to takie kurewsko rozwiązłe style. Ale to chyba po prostu taki zimny klimat z każdego robi takie śliniące się, obrzydliwe zwierzę - skwitowała. Uśmiechnęła się na propozycje siostry.
    - Z chęcią nauczę się od Ciebie kilku nowych sztuczek, jak już proponujesz. Powiedz tylko kiedy - pokazała jej język po czym się zaśmiała.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  59. Chłopak roześmiał się serdecznie prychając wodą na wszystkie strony. Nie pozostawał jej dłużny, również rozpoczynając atak wodny. Chlapali się tak przez dobre kilka minut, śmiejąc przy tym radośnie, a potem… Natan wyłapał moment krótkiej przerwy u swej ukochanej i wykorzystał go do własnych celów. Objął ją mocno w pasie i złączył ich usta w długim pocałunku, przechylając się przy tym do tyłu, tak aby z pluskiem wpadli z powrotem do wody.
    - O prysznic też martwić się nie musimy – rzucił z zawadiackim uśmiechem, dryfując już na plecach razem z Morganą tuż obok siebie. Przez moment się nie odzywał, obserwując w spokoju niebo, po czym westchnął ciężko. – Myślisz, że będę dobrym ojcem? – zapytał jej znienacka. W gruncie rzeczy jeszcze o tym nie rozmawiali. Dobrze wiedział, że Morgana boi się o swoją własną rolę. Matkowanie było jej obce. Właściwie nie za bardzo mogła mówić o jakichkolwiek wzorcach, bo rodziców miała tylko że z doskoku. On sam ojca poznał dopiero kilka lat temu… miał wrażenie że pod tym względem jadą niemalże na tym samym wózku. Wydmuchał powietrze i pokręcił lekko głową.
    - Czasem wydaje mi się, że nie – przyznał szczerze. – Nie wiem jak to jest być ojcem… a jak pomyślę o tym jaki będzie nasz berbeć… to przecież wyzwanie jak diabli. Wyobrażasz to sobie? Taki charakterny po rodzicach? – zaśmiał się cicho i zanurkował zaraz, chcąc na chwilę opóźnić jej odpowiedź. Mimo, że cieszył się z posiadania dziecka, to gdzieś w głowie wciąż nachodziły go te szare myśli, że nie sprawdzi się w tej roli.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  60. Nawet sobie nie wyobrażała jak wielką poczuł ulgę słysząc jej odpowiedź. Jej zapewnienia nie były puste. Naprawdę w to wierzyła. To było jak ściągnięcie dużego przytłaczającego głazu z jego własnych ramion. Uśmiechnął się do niej delikatnie i podpłynął bliżej, żeby podnieść ją delikatnie i posadzić sobie na biodrach. Objął ją mocno ramionami, a czoło oparł o jej, wpatrując się chwilę w te jej niesamowite tęczówki.
    - Dziękuję - szepnął, muskając jej usta raz po raz. - Masz rację, razem sobie poradzimy - uśmiechnął się do niej, w końcu łącząc ich usta razem ze sobą i ześlizgując się z nich w stronę jej szyi. - Razem - powtórzył, bo mimo że wątpliwości dalej w nim siedziały to jakoś tak ulżyło mu że został przez nią zrozumiany i wysłuchany. Czasem i on potrzebował takiego zwykłego wsparcia i dobrego słowa. Zrobił jej malinkę tuż za uchem i spojrzał w jej oczy raz jeszcze.
    - Masz może ochotę... - zagryzł wargę i poruszał brwiami w geście zaproszenia. - Bo ja nagle poczułem na ciebie dziką ochotę - mruknął nie kryjąc się z tym ani na trochę.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  61. - Upewniam się tylko czy dobrze czuję - rzucił z zawadiackim uśmiechem, chwytając mocniej jej pośladki i dostosowując swoje ruchy bioder do jej posuwistych. Mhm w tej chwili czuł, że nawet nie musiał by w nią wejść żeby dojść. Musnął wargami jej usta, a potem przestał się bawić w aż tak łagodne zagrywki. Zaatakował jej usta mocno, walcząc o dominację. Jedną dłonią zaczął pieścić jej pierś, drugą przytrzymując dziewczynę przy sobie.
    - Kocham cię - powiedział jej nagle, wpatrując się w te jej tęczówki. - Kocham - powtórzył jeszcze, powoli ruszając do skałki, co by móc ją na niej oprzeć do dalszych pieszczot.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  62. - Tylko twój - zgodził się z nią, składając na jej skórze gorące pocałunki. Kochał ją jak szalony. Całą, z każdą zaletą i wadą. Nie wyobrażał sobie życia bez niej. Już nie. Odgarnął jej długie włosy i ucałował ją w kark, po czym przyciągnął mocniej do siebie, mrucząc przeciągle. Zamruczał przeciągle na te jej pieszczoty i zachłannie wpił się w jej usta.
    - Uwielbiam cię pod każdą postacią - zaśmiał się cicho. - Nawet jak się wściekasz i irytujesz - puścił do niej oczko. - Byle tej irytacji za dużo w moją stronę nie było - pogroził jej palcem przed oczyma i znów musnął jej usta, wsuwając się w nią jednocześnie, jednym, płynnym ruchem.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  63. Od początku jej powtarzał, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Nie chodziło nawet o samo zlecenie, co jego miejsce. Ciężarna Morgana na terenie Fjelldod jakoś mu się nie widziała, ale ostatecznie skapitulował. Mimo wszystko jemu również brakowało tych szalonych wypraw. Pragnął jeszcze przez chwilę pozachowywać się trochę nieodpowiedzialnie. Zwłaszcza, że ryzyko było dość znikome. I faktycznie, samo zlecenie było proste. Poszło jak z płatka. Nawet za bardzo nie musieli się wysilać, ale potem wszystko się zmieniło.
    - Masz to swoje gładkie zlecenie - sarknął, po odbiciu kolejnego natarcia i wydobycia jeszcze jednej ściany piachu. Wcale nie było to takie proste w momencie zmrożonej ziemi.
    - A podobno kobiety mają swoją intuicję... - wywrócił oczyma, zachodząc jeszcze jednego żołnierza od tyłu i nokautując go przy tym. - Fjelldod sobie wymyśliła - dmuchnął sobie w grzywkę na moment przystając i ogarniając sytuację wzrokiem. Nie było najlepiej, ale przecież wychodzili już z o wiele gorszych opresji i to nie raz. Zerknął na swoje rozcięte ramię. Nie goiło się. Wciąż zapominał przestawić się z jednej własności na drugą. Zresztą podczas walki nie miałby na to szansy. Wymagało to wiele skupienia i energii.
    - Jak myślisz... jak podziała moja krew na umarlaki? - zapytał Morgany szczerze tym zainteresowany. W końcu skoro i tak znajdowali się w takim położeniu a nie w innym to możnaby trochę zabawy z tego wyciągnąć.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  64. Wywrócił oczyma.
    - Pozwoliliśmy Siarczkowi działać to Platynowa musi wrócić co by równowaga została zachowana - skomentował, dźgając ją lekko pod żebro i przesuwając sobie sztyletem po ramieniu, co by skropić go porządnie krwią.
    - Okay, no to rozpoczynamy eksperyment - uśmiechnął się do niej szeroko, biorąc na cel pierwszego lepszego umarlaka. - Ja go nakuwam, a ty działaj magię... tylko dobrze celuj... bo wiesz... wolałbym nie pozostać cielesną, zasuszoną mumią - odchrząknął i uśmiechnął się do niej zadziornie. - Nie pozwól ciąży zamienić mnie w jedzenie - pokazał jej jeszcze język.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  65. - Tylko pięćdziesiąt, sześdziesiąt?! - obrócił się do niej z oburzeniem wyraźnie wymalowanym na twarzy. - Sugerujesz, że po 80 będę musiał znaleźć sobie nową, jeśli dożyję...? - wywrócił oczyma. - Chyba muszę już zacząć szukać. Na pewno jakaś chętna będzie aby tyle poczekać - mruknął do samego siebie, przykucając gdy przeciwnik ciął i uderzając go pięścią w brodę, po czym zwyczajnie rozsmarowując mu własną krew w ustach. Obrzydliwa sprawa, tylko jeśli było trudno wyciągnąć piasek to ten sposób był w tej chwili najmniej inwazyjny gdy chodziło o zużywaną do tego energię, a on? Już dawno przestał się przejmować. Drugiego po prostu drasnął nożem, a trzeci był bonusem. To po tym trzecim odskoczył wprost do Morgany.
    - No dobra, działaj - musnął jej ucho swoimi ustami, broniąc teraz jej pleców.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  66. Natan puścił tylko do niej oczko, wracając do walki. Dopiero kiedy Morgana złapała go za rękaw i wypowiedziała te kilka mrożących krew w żyłach słów, spojrzał po niej.
    - Żartujesz... - zaczął, ale jedno uważniejsze spojrzenie wystarczyło by wiedział, że jednak nie. - Cholera... nie żartujesz - rzucił sztyletem w pobliskiego umarlaka i złapał jej dłoń, zatrzymując wokół nich czas. Rodziła. Właśnie teraz. Na usta cisnęło mu się "a nie mówiłem", ale powstrzymał ten komentarz. Wystarczyło, że dostatecznie go tym wszystkim przeraziła, a przecież ona sama musiała jeszcze bardziej się denerwować.
    - Spokojnie - rzucił do samego siebie ale i do Morgany. - Pamiętaj o oddychaniu, Febe i Rei ci mówiły jak... - odchrząknął, obrzucając pomieszczenie krytycznym spojrzeniem. - Dobrze byłoby się stąd wydostać. Zwiewamy? Czy... nokautuję wszystkich dookoła i no wiesz, liczymy na to, że Helga więcej ich nie przyśle? - zgrzytnął zębami. - Nie, zwiewamy. Bezpieczniejsza opcja - bez uprzedzenia wziął ją na ręce i ruszył między zatrzymanymi przeciwnikami. Jeszcze chwilę miał. Mogli przynajmniej oddalić się na tyle, aby znaleźć sobie znacznie przyjemniejszą kryjówkę.
    - Hej młody, wiem że ci się spieszy... ale bądź tak miły i podręcz swoją mateczkę jakieś 8 godzin co? - poprosił dzieciaka.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  67. Natan nie odpowiedział na to pytanie. Nie robiłby tego, gdyby coś mogło stać któremukolwiek z nich, ale zdawał sobie sprawę, że Mor nie myślała teraz zbyt logicznie. Obdarzył ją tak wymownym spojrzeniem jak wcześniej ona jego.
    - Jego serduszko bije bardzo silnie. Aż dzwoni w uszach - zapewnił ją tylko z delikatnym uśmiechem. Przeskakując z nimi przez kolejną kłodę i zaraz zatrzymując się przy dość stromym, oblodzonym urwisku. Najszybszej drodze w dół.
    - Nigdy chyba nie miałem okazji zabrać cię na sanki, bo nasz klimat... - zaczął, zastanawiając się czy w ogóle jest w stanie nimi manewrować tak by nie wpaść na żadne cholerne drzewo. - No, ale... sytuacja tego wymaga. To będzie szybki i ekstremalny zjazd - odchrząknął i zrobił lekki rozbieg zanim przykucnął i w końcu usiadł na lodzie, jadąc z walczącą o oddechy Morganą.
    - To jak nie 8... to może jakieś 4? - błysnął do niej słabym uśmiechem, lawirując między drzewami w trakcie zjazdu. - Ech tak... poradzę... - mruknął wcale nie do końca pewien tego wszystkiego. Zaraz jednak odetchnął głęboko i gdy wyhamowali skinął głową. - Poradzimy sobie - zgodził się z nią, wstając na nieco chwiejne nogi. - Dobra, mamy kawałek do granicy... przejdziemy przez nią... - puścił czas na powrót, bo przecież nie mógł go zbyt długo trzymać w "zamknięciu". Uznał, że dla Morgany nie byłoby najlepszym pomysłem rodzić w krainie lodu. Jeszcze by znów wymarzła za bardzo, a on... no w tej chwili nie mógł oddać jej swojego ciepła, skoro musiał być jeszcze przydatny w innych sprawach. No i istniała ta nikła szansa, że Mor sięgnie po ciepło dziecka. Zwłaszcza będąc w wielkim amoku. Wątpił, by kiedykolwiek to się stało ale nie można było wykluczyć w tej chwili nawet procenta niepewności.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  68. - Daj mi kwadrans - poprosił ją tylko, nie zatrzymując się ani na chwilę. Już przecież widział granicę. Tam będą bezpieczni. Przynajmniej zdecydowanie bardziej niż w Fjelldod. - Młody to zrozumie... ja wiem, że ci niewygodnie - przeprosił ją jeszcze, a gdy tylko znaleźli się poza granicami Fjelldod skierował swoje kroki w stronę znanej im polany. To tam wcześniej spali. Miała wszystko czego teraz potrzebowali. Schronienia, źródła wody i dobrego punktu obserwacyjnego.
    Natan postawił Morganę w jaskini i wyciągnął z torby koc. Rozłożył go na ziemi, już planując rozpalać ogień i główkując jak tu przynieść dużo wody. Matko, jeszcze miał ją zostawić samą na te parę chwil? Spojrzał po swojej ukochanej.
    - Chcesz czegoś? Potrzebujesz czegoś? - zapytał jej szybko. - Poza wodą i ogniem... zaraz to ogarnę - obiecał szybko. Czysty materiał też nie był wielkim problemem. Poświęci parę swoich koszul i tyle, ale sam poród... przecież mógł trwać godzinami. Że też musieli udać się na tę misję!

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  69. Natan odsunął się od niej w ostatniej chwili i wydmuchał ze świstem powietrze. Pewnie, bo oczywiście świat nie mógł być w tej jednej chwili po ich stronie i musiał utrudniać sprawę. Nie dość, że poród zaczął się w tak niedogodnych okolicznościach to jeszcze nie mógł jej nawet za rękę trzymać? Niedoczekanie! Przez chwilę się zastanawiał nad swoim zdrowiem, obserwując ukochaną bacznie. Pokiwał głową na znak, że wszystko zarejestrował. Miał w plecaku burbon i nieużywany sztylet. Powinno wystarczeć do przecięcia pępowiny po ówczesnym zdezynfekowaniu narzędzia. Ogień skombinuje później. To też nie był wielki problem. Zamiast jednak zostać w oddali, podszedł do niej i ignorując żar, chwycił jej rękę.
    - Pamiętasz? Leczę się samoistnie - zauważył. - Jak będzie zbyt gorąco to się odsunę - dodał jeszcze. Naprawdę nie chciał żeby przechodziła przez to wszystko sama.

    Natan [i foch]

    OdpowiedzUsuń
  70. Natan posłał jej pokrzepiający uśmiech i wzruszył lekko ramionami.
    - W takim razie będziesz miała skwarkę na głowie... ale wiem, że to ci i tak nie będzie przeszkadzać - szepnął, widząc że Morgana stara się go ochronić mimo wszystko. Lekko pogłaskał ją po czole, będąc tuż obok niej niezależnie od stanu. Najchętniej to by ją teraz przytulił, ale obawiał się że to nie pomoże przy porodzie.
    - Jestem - zapewnił ją cicho. - Jestem... dasz radę. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam - dodał, ściskając jej dłoń mocniej. - Spokojnie, wdech... i wydech - postanowił, że czas ją poprowadzić. W tej chwili cieszył się, że był obecny podczas tych licznych rozmów co do porodu. Mniej więcej wiedział jak pomóc dziewczynie. - Jeszcze chwila i będzie po wszystkim - zbliżył się by ucałować jej czoło.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  71. To były chyba najbardziej stresujące godziny jego życia. Niezależnie od tych wszystkich okropieństw, które przeszedł ten poród zmęczył go chyba bardziej niż Morganę. Przynajmniej psychicznie, bo za fizyczność zdecydowanie zasługiwała na koronę. Nie odsunął się od niej ani na moment, starając się zarażać ją spokojem ducha oraz zwykłym poczuciem, że sama nie jest. Zdecydowanie nie należało to do najłatwiejszych zadań. Szczególnie ta pierwsza sprawa, ale kiedy maluch wreszcie pojawił się na świecie i minęło tych kilka okropnych sekund ciszy zanim rozpłakała się, to odetchnął z ulgą pomagając Morganie ułożyć się nieco wygodniej na prowizorycznym "posłaniu". Ucałował ją w czubek głowy, po czym z wyraźnym przerażeniem zabrał się za przecinanie pępowiny. To nie mogło być takie trudne. Przypomniał sobie wszystkie nauki, powtórzył je w głowie 5 razy zanim w końcu dokonał swojego zadania. Maluszka delikatnie opłukał i zawinął w pieluchę aby podać go Morganie.
    - Jest niesamowicie... pomarszczony - odchrząknął, ale zaraz wyszczerzył się do niej radośnie. - Piękny - musnął czoło ukochanej ustami, przysiadając obok nich obojga i po prostu obserwując swoje dwa skarby.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  72. Już myślał, że to koniec, ale Morgana miała racje. Musiała jeszcze urodzić łożysko. O losie, dlaczego teraz? Nie miał czasu nacieszyć się obrazkiem jaki rozgrywał się przed jego oczyma. Uznał jednak, że później będzie miał na to całe życie. Zabrał się za rozkrzesanie ognia i kiedy ten tylko zapłonął zerknął na Morganę.
    - Wybacz, będziesz musiała mnie instruować - poprosił ją i powoli na moment odebrał od niej maluszka, układając go na wcześniej przygotowanym prowizorycznym posłaniu z ich ciuchów. - Dobrze, ostatnia prosta została. Za chwilę będzie po wszystkim - złapał Morganę za rękę i po raz kolejny ucałował jej czoło. - Jesteś niezwykle dzielna.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  73. Natan posprzątał po wszystkim i okrył ukochaną, a potem podciągnął ją do pozycji pół leżącej, samemu opierając się o ścianę jaskini. Ona spoczywała opierając się z głową na jego udach. Podał jej maluszka w ramiona i pogłaskał po głowie i jedno i drugie.
    - Ja również kocham. Was oboje - zapewnił ją szeptem. - Wypocznij - poprosił ją. - Będę czuwał nad wami... a jutro zaniosę was choćby i na plecach z powrotem do domu - szepnął.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  74. Kiedy Morgana wypoczęła na tyle, aby mogła dalej ruszyć, zostawił ją w jaskini na czas poszukiwania Mosertów. Te na szczęście dość szybko zwęszyły ich trop. Nie wątpił w nie ani przez chwilę, ale teraz był im niezwykle wdzięczny, że zdawały się być pomocne. Jednego z nich zapakował pakunkami, a na drugi pomógł Morganie wsiąść wraz z Eljasem, po czym usiadł tuż za nimi. Mimo wszystko chciał asekurować dziewczynę. Niezależnie od tego co twierdziła.
    - Spróbuj protestować, a zatrzymam twój czas i puszczę dopiero w Argarze - szepnął jej słodko do uszka, chociaż musiała zdawać sobie sprawy z tego, że na aż tak długi czas nie byłby w stanie tego zrobić. - Wracamy do domu - dodał jeszcze i ruszył w stronę Argaru. Po drodze zatrzymywali się tylko, kiedy ewidentnie była ku temu potrzeba. Do domu wrócili w maksymalnie szybkim czasie. Skrócili go do minimum. Od około tygodnia i niemal od razu udali się do Febe, bo najważniejszym było sprawdzić czy z Morganą i maluchem wszystko było w porządku.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  75. Natan streścił krótko poród na współkę z Morganą, ale nie przeszkadzał kobiecie w badaniach. Dopiero, gdy skończyła z maluszkiem, pozwolił sobie odebrać go z ramion Morgany.
    - Teraz twoja kolej - ucałował jej czoło, po czym zerknął na Febe. - Ale musze zgłosić protest, wnieść skargę do nauczycielek... słabo przygotowujecie młodych ojców na przyjmowanie porodów - odchrząknął. - Przecinanie pępowiny przyprawia o zawał, wyciąganie malucha tym bardziej, a słuchanie krzyków i jęków... no i jeszcze fajerwerki do tego... - skrzywił się lekko. - Serio. Nauczycielkom coś nie wyszło - pogroził jej palcem przed nosem. Rzecz jasna nie mówił tego wszystkiego poważnie. Po prostu i z niego schodziła adrenalina i wreszcie docierało do niego, że trzyma w swych dłoniach swojego własnego syna. Ich syna. Uśmiechnął się do niego czule, przysiadając obok Morgany i czekając aż i jej badanie dobiegnie końca.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  76. Natan przez moment tylko obserwował badanie Morgany, układając sobie malca w ramionach, tak by podtrzymywać jego główkę. Był zachwycony tym kruchym stworzeniem, ale jednocześnie obawiał się, że zrobi mu krzywdę.
    - Pytałem - odparł spokojnie. - Ale teoria była łatwa, gorzej z praktyką - przyznał szczerze. Z ulgą przyjął kolejne słowa kobiety. Kamień dosłownie i w przenośni spadł mu z serca, gdy tylko dowiedział się, że poszło mu całkiem nieźle, bo i malec i Morgana mieli się dobrze. Parsknął śmiechem na wiadomość o macance.
    - Pomóc ci, kochanie? - poruszał zabawnie brwiami, gdy Morgana z konsternacją obserwowała Febe zastanawiając się co ma piernik do wiatraka. Pokiwał głową na znak, że rozumie. - No dobrze, ale nie chciałbym biegać do ciebie z każdym zgrubieniem czy innym... no bo przecież masz sporo na głowie, a my możemy przesadzać - zauważył, kołysząc maluszka spokojnie w ramionach. - Mhm pierdolec... to chyba najgorsze co może być - uśmiechnął się do Eljasa.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  77. - Spokojna twoja rozczochrana - uśmiechnął się do niej szeroko. - Młodemu przyda się trening już od samego początku - pokazał jej język i zaraz odetchnął z ulgą, kiedy oba jego szczęścia okazały się być całymi i zdrowymi. Czule pogłaskał Morganę po głowie, po czym zerknął na Febe.
    - Dziękuję... że się nami zajęłaś - powiedział cicho i ponownie przytknął. - Tak, domek... - zgodził się z Febe, ale wzrok utkwił w Morganie. - Dom i porządny sen o ile Eljas da nam pospać - zaśmiał się cicho, wstając z miejsca i przekazując synka Morganie. No przecież widział, że ta nie chce się z nim rozstawać choćby i na sekundę dłużej. - Jutro ich wszystkich odwiedzimy... chyba że sami wpadną z wizytą wcześniej - zachichotał, bo podejrzewał, że tak właśnie może się stać.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  78. Natan zaśmiał się cicho i już miał ruszyć przed siebie, kiedy zachwiał się i musiał podeprzeć się o ścianę aby utrzymać równowagę. Pierwszą myślą było, że dobrze zrobił iż oddał Eljasa w dłonie Morgany. Odetchnął głęboko.
    - To nic - rzucił szybko do rudowłosej. - Mało spałem podczas powrotu - wyjaśnił też Febe, która już zwróciła na niego uwagę. - Muszę tylko porządnie odpocząć - zapewnił obie kobiety, odzyskując równowagę. Kiedy adrenalina z niego zeszła i dowiedział się, że wszystko z jego małą rodzinką w porządku, po prostu dopadło go zmęczenie. W głowie trochę wirowało.
    - Raczej nie wpadną - odparł jej z uśmiechem, a na pytanie o misję wzniósł oczy do góry. - Pozwól, że skwituję ją słowami... a nie mówiłem? - zerknął na nią z wyraźną dozą sarkazmu odbijającą się w oczach. - Zrobiliśmy piękny odwrót. Złożyliśmy broń i pognaliśmy do jaskini, żeby powitać Eljasa na tym świecie. Poza tym... no udało nam się pozbyć kilkadziesiąt umarlaków... myślę że misja okazała się klapą. Nie wiem czy mamy jeszcze szansę na jakikolwiek sojusz - odchrząknął.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  79. Zawahał się chwilę, patrząc na jej zaniepokojoną minę.
    - No... okay, jeśli będziesz przez to spokojniejsza to... - zerknął na Febe. - Mogę też dostać badanie? - zapytał kobiety, bo przecież przyszli do niej w porze kolacji i przerwali jej ją swoim wtargnięciem. Gdy ta się zgodziła, usiadł na łóżku i pokiwał lekko głową.
    - Wyrównamy z nimi rachunki później - uśmiechnął się do Morgany. - Naprawimy to... może trochę inaczej. Oficjalnie? - zaproponował. - No wiesz na jednym z tych szumnych bankietów Van Helgi? - wzruszył ramionami, zsuwając z siebie koszulę, co by Febe mogła go dokładnie obejrzeć.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  80. Natan mimo wszystko przyjął tę diagnozę z ulgą i chętnie wrócił z Morganą do domu, zostawiając plany z Fjeldod na dogodniejszy czas. Uśmiech nie schodził mu z twarzy gdy patrzył na ich własne maleństwo. Już kochał go nad życie.

    [to jadę dalej]
    Wrócił do domu chwilę po tym, jak Meliodas z Niklausem wyruszyli na ratunek. Gavowi. Owszem powiedział ojcu, że jeśli ten będzie miał z kim iść to usunie się w cień, ale nie czuł się w żadnym wypadku dobrze. Nie miał nawet ochoty patrzeć teraz na Morganę. Miała czego chciała. Proszę bardzo. Niech tylko poczeka do innej sytuacji, kiedy to ona będzie postawiona na rozdroży. Już on jej wtedy pogrozi. Skoro tak chciała to tak będzie miała. Niech się buja.
    Wszedł do środka i bez słowa położył się na kanapie.

    Nat xD

    OdpowiedzUsuń
  81. Natan powiódł po niej spojrzeniem, gdy ta pojawiła się w domu i skinął głową.
    - Baw się dobrze - rzucił tylko, zerkając jeszcze na malucha. Nie byli mu obojętni. Co to, to nie. Nigdy w życiu by tak nie powiedział. Widział napuchnięte od płaczu oczy Morgany i nawet zrobiło mu się jej trochę żal, ale... musiał też czasem patrzeć na siebie. Nie mógł naginać się przy każdym pierdzie. Sam również nie czuł się komfortowo w tej sytuacji, nie mniej nie zamierzał na siłę silić się na wesoły ton czy niesamowite czułości.
    - Pilnuj mamy - rzucił jeszcze do Eljasa trochę pogodniejszym tonem, łapiąc malucha za nosek, po czym udał się do kuchni.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  82. Będąc pozostawionym samemu sobie, przeklął raz jeszcze fakt, że nie wyruszył z pozostałą dwójką. Miał wrażenie, że w tym domu i tak jest już spalony. Jeśli faktycznie od tej pory tak miała wyglądać ich relacja to nie widział sensu w ciągnięciu tego zbyt długo. Równie dobrze mógł pojechać i wyszłoby dokładnie na to samo. Zamierzał ojcu przedstawić to równanie, później. Odruchowo przygotował obiad dla siebie i Morgany, zostawiając jej porcję pod przykryciem i ze swoją miską wyszedł na ganek. I co niby miał tu robić? Siedzieć i patrzeć na okolicę z założonymi rękoma? Teraz faktycznie czuł się tak jak twierdziła o nim Morgana. Bezużyteczny, nieistotny. Myśli krążyły mu po głowie, ale nie potrafił ich uspokoić. Nie potrafił i może do końca nawet nie chciał. Czekał na ich powrót spokojnie, a gdy pojawili się w stajni, odetchnął głęboko i wszedł do mieszkanka. Nie przeszkadzał jej w niczym. Po prostu usunął się w cień, wracając na kanapę.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  83. Odwzajemnił to jej bezwyrazowe spojrzenie, po czym westchnął ciężko.
    - Tak, niesie mnie - zgodził się z nią. - Nie w świat, tylko w konkretną sprawę - odparł zgodnie z prawdą. No może odrobinę się z nią mijając, bo w tej chwili to faktycznie miał ochotę pozabijać wszystko co się rusza. Tylko dobrze wiedział, że to nie jest jego prawdziwe pragnienie.
    - Moja rodzina, obecna rodzina składa się z wielu osób. Powiększyła się - skinął głową. - I ta tu jest najważniejsza, ale... - spojrzał na nią. - ...ale to dlatego chciałem iść. Żeby upewnić się, że do wojny nie dojdzie. Nie dlatego, że im nie ufam - machnął ręką, bo już zdążyło do niego dotrzeć jakie dziecinne komentarze rzucał. - Powiedziałaś, że jestem nieistotny - poprawił ją. - Faktycznie na to wygląda. Czy dla nich czy dla ciebie... nom nieistotny - wywrócił oczyma, bo sam fakt, że chciała zwiewać do rodziców, potwierdzał te jej słowa. - A wściekam się na ciebie za te twoje cholerne szantaże - dorzucił. - Tylko dlatego, że mam inne zdanie niż ty, rzucasz coś o konsekwencjach... z taką miną, że doskonale wiem o jakie ci chodzi - podszedł do niej bliżej. - Jeśli tak to ma wyglądać, to ja podziękuję.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  84. Natan odetchnął głęboko i pokiwał lekko głową.
    - Rzeczywiście, co chwilę w coś wpadają - przyznał szczerze. - Ale nie latam rozwiązywać każdej ich sprawy - dodał. - Ta... jest inna - zacisnął mocno wargi. - Dzieciak został przechwycony za nic. Za niewinność - starał się mówić spokojnie, kontrolując wrzące w nim emocje. - Do głowy by ci nie przyszło, bo jesteś inna niż ja - zacisnął mocno wargi. - Różnimy się w niektórych aspektach. To jeden z nich, mi do głowy by nie przeszło zostawać w domu, kiedy dzieje się coś takiego - zgrzytnął zębami, po czym odetchnął głęboko. - Nie, kiedy wiem, że wy jesteście tu bezpieczni - dodał. - Nie, kiedy wiem, że nie narażę się przy tym bezsensownie. Nie stracę życia, bo taką pewność czułem - wyrzucił z siebie. - Nie poszedłbym, gdyby przez moment przeszło mi przez myśl, że jest inna możliwość - uderzył dłonią w stół, żeby w jakiś sposób rozładować złość. Odsunął się od niej i z powrotem usiadł na kanapie, nabierając kilka szybkich oddechów.
    - To nie była teoria, Mor - spojrzał jej prosto w oczy. - Taki wydźwięk miały twoje słowa. Żadne wytłumaczenia tego nie zmienią - dodał, po dłuższej chwili milczenia. - Poza tym to tylko zaprzecza twoim słowom. Najwyraźniej i dla ciebie jestem mało istotny - dorzucił, zerkając na pokój, w którym spał maluch. Utkwił wzrok w zamkniętych drzwiach.
    - Jeśli pojawi się wyraźne zagrożenie wojną - zaczął, rozcierając swoje dłonie. - ...będę bardziej niż szczęśliwy za tę opcję. Mając pewność, że jesteście bezpieczni... - zacisnął mocno wargi. Nie był tylko pewien co zrobi on sam. Chowanie się w Phyonix... czuł, że prędzej czy później nie wytrzyma. Nie, kiedy będzie wiedział że reszta jego rodziny walczy po drugiej stronie i nie jest bezpieczna.
    - Kanapowy foch - powtórzył po niej. - Jasne, focham się jak na platynową księżniczkę przystało - wywrócił oczyma. - Wolałem milczeć niż rozmawiać. Nie, kiedy każde słowo, które opuściłoby moje usta, krzywdziłoby cię bez sensu - warknął na nią. - Więc tak, kanapowy foch był ważniejszy - prychnął pod nosem. Znalazła się święta krowa, która wcale nie pojechała na przejażdżkę w tym samym celu.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  85. - Jak widzisz nie poszedłem - fuknął na nią. - Nie poszedłem - powtórzył, wbijając w nią spojrzenie. Teraz zaczynał żałować tego jeszcze bardziej niż wcześniej, bo o ile wcześniej miał jeszcze dla swojego głupiego sumienia usprawiedliwienie, że jest cholernym ojcem i musi zostać, tak w tej chwili miał wrażenie że nie ma nikogo. Kolejne słowa sprawiły, że zamknął oczy i odsunął się od niej.
    - Przykro mi, nie jestem tym facetem - odparł zgodnie z prawdą, bo o ile nie miałby problemu z odpuszczeniem niektórych rzeczy i na pewno nie chodziłby po każdego niewinnego lub winnego, diabli wiedzą i nie miał zakusów na zbawianie całego świata to zdecydowanie nie widział siebie tylko siedzącego na tyłku w domu. Nie tylko tego chciał od życia.
    - Jestem obecny w twoim życiu - zgrzytnął zębami. - Chociaż ostatnio mam wrażenie, że w sumie masz to gdzieś - dodał jeszcze, zanim zdołał ugryźć się w język. Pokręcił wówczas lekko głową. - A ja chcę rodzinę, która stoi za sobą murem i akceptuje się takich jakimi jesteśmy - mruknął w odpowiedzi. - Taką, która nie ma problemu z chwilową rozłąką, która ma pewność, że ma do czego wracać - dokończył. - Wodzem, wodzem... to jeszcze nie jest ani pewne ani stałe - pokręcił przecząco głową. - Ja wcale nie chcę być wielkim wodzem - żachnął się. - I nie zamierzam wpychać się ojcu w wodzowanie przez co najmniej kilkadziesiąt lat... 10 czy 20 - wzruszył ramionami. - Chcę wcześniej pożyć i poznać tę okolicę. Poznać Mathyr i miałem nadzieję robić to z wami - skończył, wstając i idąc do sypialni, bo usłyszał płacz dziecka. Zawahał się jeszcze przed drzwiami.
    - Mogę się nim zająć czy zamierzasz go karmić, przebierać, kąpać czy inne bajery? - zapytał jej zanim wsunął się do środka, aby wyciągnąć malucha z łóżeczka. - Cześć szkrabie - uśmiechnął się do niego łagodnie.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  86. - Powiedziałem ojcu, że nie puszczę go samego - odparł tylko. - Ja po prostu nie znoszę bezczynności, gdy komuś kogo znam... komuś kto ma pływ na bliskie mi osoby, dzieje się krzywda - mruknął jeszcze, po czym już zajął się maluchem. Przebrał mu przy okazji pieluszkę, żeby wyjść z nim do kuchni i usiąść naprzeciw Morgany.
    - Nie znoszę tego, Mor... i byłem pewien, że to wiesz. Znasz mnie przecież - zacisnął mocno wargi, kołysząc malucha w ramionach. - Jestem na ciebie wściekły, że zrobiłaś aferę o coś takiego - trzymanie Eljasa w ramionach pozwalało mu na chwilę oddechu. Nie mógł się przy nim za bardzo denerwować. Nie chciał, by jego negatywne emocje wpłynęły na malucha, więc nieco łatwiej przychodziło mu kontrolowanie ich.
    - Ostatnio czuję... że faktycznie do niczego ci nie jestem potrzebny. Jesteś samowystarczalna - powiedział cicho. - Kochasz Eljasa nad życie, a ja... gdzieś tam sobie żyję, obok was - dodał.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  87. - Zaczyna się - westchnął patrząc na nią. - Święta Siarczkowa Krowa się odzywa - warknął, patrząc na nią. - Wyraziłem swój sprzeciw na twój sprzeciw - skomentował.
    - Nie pchałem się do wnętrza Heimurinn jak nie było takiej potrzeby - rzucił skoro już to wyciągnęła. - Tonemu pomagaliśmy, bo jakby nie patrzeć byli z nami, gdy to wszystko się stało - dodał jeszcze. - Owszem pomagałaś. Teraz nie chcesz, ale ja chcę - lekko pogłaskał malucha po włosach. Na jej "potrzebuję" nie był pewien jak zareagować. Zacisnął mocno wargi. - Nie wyglądało na to - odparł szczerze. - Tak jak mówisz, nauczyłaś się być samowystarczalna i to jest świetna cecha - zapewnił ją szybko, bo przecież właśnie tak było. - Ale kiedy ją włączasz, dla mnie nie ma miejsca - mruknął. - W ogóle - pokręcił lekko głową. - Przynajmniej tak to czuję i nie zasłaniaj się proszę tym, że Eljas potrzebuje więcej uwagi. Wiem to... - fuknął na nią. - Usuwam się w cień bo czuję, że ci przeszkadzam! - teraz to on się uniósł. - Nie potrzebujesz mnie. W ogóle, a potem robisz awantury o to, że chcę coś wreszcie zrobić! - trzy głębokie wdechy i spojrzenie na maluszka. Jeszcze jeden wdech.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  88. - Już ci mówiłem dlaczego - fuknął w odpowiedzi. - Bo nie znoszę bezczynności, gdy coś się dzieje moim bliskim, nawet pośrednio - dodał już nieco spokojniejszym tonem. - Mielisz to tak, jakby nie dochodziło co do ciebie mówię. Byłem pewien, że tu będziecie bezpieczni - powtórzył jak zdarta płyta. - Tamto... Heimurin dotyczyło Shi, do tego z Akane ciebie przy mnie nie było - przypomniał jej tylko, po czym zacisnął mocno wargi.
    - Nic! Właśnie nic nie ma z nami wspólnego - fuknął na nią. - Szlag mnie trafia, że nie poszedłem, ale tak miałaś rację. Z ojcem poszedł Meliodas - zgrzytnął zębami, bo jakoś tam Rei nie miała problemu z puszczeniem mężczyzny, ale znowu Meliodas był wieloletni. - Powiedziałem ojcu, że z nim pójdę jak nikt się nie zgłosi. Zgłosił się - uniósł nieco wyżej Eljasa i odetchnął głęboko. - Ale to nie znaczy, że mi z tym dobrze. Teraz czuje się bezużyteczny na obu polach. Tu i tam - wzruszył ramionami, po czym spojrzał na nią.
    - Tak, tylko że ja... koniec końców z tobą poszedłem - fuknął na nią. - Bo nie wyobrażałem sobie posłać ciebie w ciąży na taką szaleńczą misję samą, a wybacz, ale niespecjalnie wyglądałaś na kogoś kto by nie poszedł bez wsparcia - dodał chłodniej. - Poszłabyś, nawet dla cholernej przekory... - zacisnął mocno wargi. Nie robił jej z tego powodu wielkich wyrzutów. Do dnia dzisiejszego.
    - Mały nigdy nie będzie miał tylko ciebie - tu spojrzał po niej dość stanowczo. - Niezależnie od tego czy będę gdzieś chodził, czy zostanę na miejscu - dodał zaraz. - Jak to jak ci przeszkadzam? - spojrzał na nią jakby nie rozumiał. - Zdarza się, że biorę małego a ty go zaraz mi zabierasz, komentujesz czasem że źle trzymam główkę - mruknął cicho. - To samo wchodziło na głowę - spojrzał jej prosto w oczy. - Kocham cię - zacisnął mocno wargi. - Kocham. Ciebie i maluszka. To że chcę pomagać innym nie ma żadnego znaczenia pod tym względem. Nie ma. To nie znaczy, że kocham ciebie czy jego mniej - żachnął się. - Ale... - wstał, podając jej Eljasa, żeby objąć ją od tyłu. - ...zwariowałaś na punkcie matkowania... - mruknął jej do ucha. - Zanim wrzaśniesz o wojnie, nie chodzi mi o to. To rozumiem. Już mówiłem, że nie będę miał nic przeciwko a propo tego.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  89. Natan zacisnął mocno wargi. Naprawdę miał wrażenie, że ani jedno ani drugie siebie nie słuchało. Sam również był winny, jasne, ale skoro wreszcie mówili co im na sercu leży to zamierzał to powiedzieć. Niezależnie od tego co wcześniej powiedziała.
    - Przestań - mruknął do niej. - Słyszałem cię za pierwszym razem, ale przedstawiam ci tylko jak ja się czuję - dodał chłodniejszym tonem. - Nie zmienię tego, bo powiedziałaś mi że to nie prawda... - burknął. - Mogę przyjąć do wiadomości, mogę spróbować to dostrzec ale w tej chwili... w tej chwili nie zmienię się na pstryknięcie palca - fuknął. - To tak nie działa. Zrozumiałem za pierwszym razem, że chodziło ci o obecność... że ci nie przeszkadzam. Powiedziałem, że rozumiem a propo karmienia. Nie o karmienie mi chodziło, a ty się tego czepiasz - mruknął opierając czoło o jej plecy. - Skoro rozmawiamy od serducha to mówię ci jak czułem, jak czuję... chcę żebyś widziała i mój punkt widzenia - mruknął. - Nie chcę Rei, chcę ciebie - warknął. - Ciebie chcę. Ciebie kocham, dla ciebie staram się zmienić, bo najwyraźniej nie wystarczam ci w takiej postaci. Nie mów, że nie! - warknął. - Ta sytuacja dokładnie to pokazuje, ale nie tylko ja muszę się zmienić Mor! Bo inaczej nie dojdziemy do porozumienia, a ja... przykro mi, ale nie zmienię mojego skakania na pomoc innym, kiedy w grę wchodzi ktoś mi bliski - zgrzytnął zębami. - Mogę jedynie ci obiecać, że... postaram się brać to bardziej racjonalnie - zacisnął mocno wargi. - Jest mi cholernie źle z tym, że siedzę i nic nie robię... kiedy tam dzieje się komuś krzywda, ale jestem i to przełykam - warknął. - Nie wiem tylko czy to takie dobre... kiedy mam ochotę pourywać łby każdemu napotkanemu na swej drodze potencjalnemu wrogowi - dodał jeszcze. - I nie wiem jak się tego pozbyć. Nie wiem jak mam się zmienić, żebym ci pasował. Nie wiem, czy jestem w stanie dorównać twoim wygórowanym standardom. Nie wiem... Mor... - pokręcił lekko głową. - Tylko, że w związku są dwie osoby i obawiam się, że nigdy nie dam rady dorównać twym standardom, jak sama ich trochę nie obniżysz i nie spróbujesz zrozumieć również mnie.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  90. Nie podobał mu się kierunek, do którego zmierza ta rozmowa. Serce mu się rozdzierało na pół słysząc ją. Zacisnął mocno wargi, w tej chwili ciesząc się, że ma wygodną pozycję za jej plecami. Objął ją ramionami ciaśniej. Jakby nie chcąc wypuścić ani na chwilę.
    - Przykro mi, że pozwoliłem ci myśleć, że chwilę z tobą i Eljasem nigdy nie będą dla mnie najważniejsze. To nie jest prawda - odparł cicho, nieco drżącym głosem. - Nigdy nie była i nigdy nie będzie... - szepnął jeszcze. Nie wiedział jak ma jej to wytłumaczyć, kiedy każdy jego zryw do pomocy traktowała jak odkładanie jej na później. Nie tak to widział. Owszem spędzone chwile byłyby w innym czasie, ale nie byłyby mniej ważne od pomocy. Nie tak uważał. - Masz rację, nie spędzałaś takich chwil ze swoją rodziną i twierdzisz, że tego nie nadrobisz. Czemu masz tego nie nadrobić? Ja... też nie spędzałem czasu z ojcem. Przez długi czas, a teraz to nadrabiamy... nadrobiliśmy - skomentował cicho. - Możesz to nadrobić, jeśli będziesz tego chciała... - mruknął cicho. - Poza tym to o czym mówisz to to co ja przez pewien czas doświadczyłem - dodał szeptem, zastanawiając się nad kolejnymi słowami. Ważąc je w głowie, zanim cokolwiek wypowiedział na głos. - Dla mnie... istotna jest rodzina i jej sprawy. Cała rodzina... - szepnął. - Masz rację, nie mogę ci tego zagwarantować... ale nie dlatego, że nie jesteście najważniejsi - pokręcił lekko głową i zacisnął mocno wargi. - Nie chcę zamykać się w naszych trzech, a może i więcej... osobach. W naszych małych ramionach, bo kiedyś napotkamy taki problem którego sami nie przeskoczymy. Kto nam wtedy pomoże, jeśli zawsze będziemy zdani na samych siebie? - zagryzł mocniej wargi. - Możesz to uznać za głupie myślenie... ale ja chcę być ważny dla Eljasa. Chcę, żeby był otoczony kochającymi go osobami. Pragnę, by mógł żyć w spokoju i bezpiecznie... chcę spędzać z nim tyle czasu ile tylko mogę. Chcę... być, ale chcę go też nauczyć że inni też są ważni. Chcę, żeby miał swoją grupkę znajomych, którzy będą popełniać błędy... ale będą wiedzieli, że mogą liczyć na pomoc rzeszy ludzi. Chcę... chodzić z wami na pikniki, chcę uczyć go jazdy konnej, rzucania sztyletami czy polowania... chcę widzieć jak zaczyna chodzić czy mówić. Pragnę tego wszystkiego całym sercem - żachnął się. - Ale masz rację. Nie zmienię pomagania mojej całej rodzinie... bo bez tego nie byłbym już sobą - opuścił dłonie, ale został tak przy niej, opierając czoło o jej plecy. - Nie jestem w stanie ci zagwarantować, że będę przy was cały czas. Nie jestem w stanie zagwarantować - przyznał.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  91. - Tego nie nadrobimy - zgodził się z nią. Nik nie był w stanie tego nadrobić, chociaż bardzo tego chciał, ale to nie znaczyło że teraz między nimi było źle. Uważał, że część rzeczy udało się im nadrobić. Nie miał już ojcu za złe, że go nie było. Odpuścił to, bo liczyło się tu i teraz. Zacisnął mocno wargi, gdy wspomniała o teorii a potem powiedziała tę swoją. - W teorii brzmi to naprawdę dobrze - powtórzył po niej. - W praktyce nie wygląda - skomentował słowa o odwiedzinach i nie zamykaniu się na innych. Nie pokazywała tego. W żaden sposób. Była zapatrzona w ich małą rodzinę i nic innego się dla niej nie liczyło. To właśnie mówiła i to pokazywała.
    - Nie proszę, bo nie chcę przeszkadzać w twoim czy jego rytmie - odparł. - Nie przytulam jak przewijasz, bo nie chcę słyszeć, że mam przestać bo nie możesz go dobrze przewinąć... - zgrzytnął zębami, odsuwając się od niej i kucając przed nimi. - Mor, ja... nie wiem jak mam ci pomóc, jak mi tego nie komunikujesz. Staram się nie wchodzić ci w drogę... - odparł cicho. - Staram się być, ale czuję że w tej chwili jestem ci niepotrzebny. Wiem, powiedziałaś że tak nie jest. Wiem, oczekujesz więcej... wiem... ale nie wiem co mam robić, żebyś na mnie nie warczała. Raz, drugi, trzeci... - zacisnął mocno wargi. - Oczekujesz ode mnie przytulenia, a jak to robiłem to mi się wymykałaś z ramion. Oczekujesz czułości, ale wcale cię one nie cieszyły. Patrzysz na Eljasa jak na jajko, które w każdej chwili może się stłuc... takie sprawiasz wrażenie - zacisnął mocno wargi. - Sama powiedziałaś, że w tym wieku mały potrzebuje dużo uwagi matki. Owszem, zgadzam się z tym - przytaknął. - Zgadzam się z tym, że jej potrzebuje, bo nie jestem w stanie produkować mleka - żachnął się. - Ja po prostu mam wrażenie, że... - zacisnął mocno wargi. - Że ojciec jest mu nie potrzebny... że nieświadomie przejmujesz też tą rolę... - wydusił z siebie. - Chciałem wreszcie poczuć się potrzebny... - poczuł łzę spływającą mu po policzku i otarł ją dłonią.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  92. Teraz to spojrzał na nią naprawdę pobłażliwie.
    - Ja pieprzę? - powtórzył po niej. - Nie, teraz to ty pieprzysz - żachnął się. - Ja również mówię o konkretnej sytuacji. Tej sytuacji - warknął na nią. - A to pozwala mi sądzić, że będzie ich więcej - odparł chłodno. - Więc tak, jak nie potrafisz przełknąć że i twoja praktyka jest słaba to trudno - wywrócił oczyma. - Ale nie pieprz, że tak nie jest - pokręcił lekko głową. - Eljas się stał - odparł krótko. - Nie chcę przy nim na ciebie warczeć czy krzyczeć. Ta, dziś mi nie wychodzi, prawda. W innych wypadkach wychodzi. Widzę też jaka jesteś zmęczona, jaka byłaś zmęczona, wolałem ci nie dokładać kolejnych zmarszczek - mruknął tylko, a gdy wróciła do tego cholernego ratowania niewinnego, uderzył pięścią w podłogę.
    - Odpierdol się wreszcie od tego. Wyjaśniłem ci co chciałem osiągnąć. Jak kiedyś, za kilkanaście lat w takiej sytuacji będzie dziewczyna Eljasa to nie pójdziesz? - fuknął na nią. - Nie, bo po co nie? Przecież ona wówczas nie będzie wcale się liczyła. Mało istotna - spojrzał na nią ostro. - Zobaczymy wtedy kto będzie taki chętny pomóc, jeśli będziesz tego potrzebowała, a sama nic od siebie nie da - wywrócił oczyma. - Zależy mi Mor, ale jak przejmujesz moją rolę to po co ja tu właściwie jestem, hm? Chcę z wami być i chcę cię wspierać i uważam że pokazywałem to. Pokazywałem, a że raz... raz od narodzin Eljasa chciałem stąd wyjść i pomóc komuś innemu to zrobiła się wielka afera.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  93. - Mądrala się znalazła - odparował krótko. - Sama również mogłaś coś powiedzieć wcześniej, ale czekałaś nie wiadomo na co! Jak tak ci to przeszkadzało mogłaś powiedzieć... nie zawsze jestem domyślny - fuknął. Owszem może powinien się domyśleć, ale cholera jak tak jej było źle to mogła coś zaznaczyć. Równie dobrze on mógł na nią warczeć jak i ona wspomnieć o tym co ją boli.
    - Nie wpadłem na to, żeby was ze sobą zabierać, bo zależy mi na waszym cholernym bezpieczeństwie! - krzyknął na nią, również wstając. - Co tu jest niejasnego?! Weź mi powiedz bo kompletnie cię nie rozumiem! Mam wrażenie, że kurwa gadamy o tym samym, tylko chcemy żeby było wyegzekwowane inaczej - pokręcił lekko głową. - Nie, nie chłopak twojego dziecka - wywrócił oczyma. - Oczywista oczywistość. Nie rozumiem po co to teraz mówisz! Ja podaję przykład, a ty go oczywiście musisz przekręcić - warknął. - Nie inna, bardzo podobna. Gdyby to był Eljas na moim miejscu to nie chciałbym, by musiał wybierać między pomocą swojej siostrze a swoją ukochaną i dzieckiem - żachnął się tylko. - Chcesz takich porównań? Nie ma problemu - dodał jeszcze, czując, że zaraz to straci. - Swoją drogą, gdzie ta twoja siostra się szlaja, co? Może warto się zainteresować? Jest jeszcze smarkulą - fuknął, skoro już wspomniała o Darcy. - Tak, dałem ciała - warknął do niej. - Dałem, bo się nie odzywałem. Dałem, bo schodziłem ci z drogi. Jasne, kumam. Rozumiem. Proszę bardzo. Mogę kurwa cofnąć czas. To ciała nie dam, a kłótni nie będzie - zacisnął mocno wargi. Konsekwencje byłyby tragiczne, ale skoro aż tak go naduszała i ciągle do tego wracała to nie widział problemu w wykonaniu jej życzenia. - Nie ma sprawy, tylko nie licz wtedy, że pozwolę ci leźć na tę misję - pokręcił lekko głową i odsunął się, gdy dotknęła jego policzka. - Wiedziałem po co tu jestem. Wiedziałem - powtórzył, słuchając jej kolejnych słów. Odetchnął głęboko i zatrzymał ten pieprzony czas. Nie mógł jej dłużej słuchać. Owszem rozumiał, słyszał i wiedział, ale była cholerną egoistką. Mówiła o wyborze, a sama dawała mu bardzo podobny. Zacisnął mocno wargi, starając się uspokoić, bo w danej chwili nie bardzo widział swoją odpowiedź. Spojrzał po Eljasie, czując jak to wszystko mu się wymyka z rąk. Wszystko. Otarł łzy i kiedy puścił z powrotem czas, spojrzał jej prosto w oczy.
    - Nigdy nie miałem ojca. Nie wiem jak być ojcem dla takiego malucha - odparł nieco spokojniej. - Twoje warczenie i odbieranie mi małego odebrałem jakbym robił coś źle. Jakbym go krzywdził - dodał po chwili. - Nie odsunąłem się... czekałem aż powiesz mi co robię źle, jak mam to naprawić, ale nie mówiłaś. Mogłem zapytać, ale bałem że zbyjesz mnie tylko, albo uznasz za kompletnie nieudolnego - mruknął jeszcze. - Wolałem się nie wtrącać, ale zawsze byłem obok, korzystałem z chwil z małym, kiedy w mojej głowie, mi na to pozwalałaś. W mojej - postukał się po skroni. - Teraz mówisz, że chcesz spędzać ze mną czas... spędzałaś, przez dwa miesiące... i komunikacji między nami nie było - żachnął się. - Nie tylko z mojej strony - zauważył. - Ja nie chcę tak spędzać czasu. Mówisz, że jestem cholernym Grandsandem i przyciągam kłopoty jak magnes... ale jestem też cholernym Grandsandem, który zawsze spada na cztery łapy - pokręcił lekko głową. - Mówisz, że boisz się tego wyboru... a mnie jeszcze kilka godzin temu właśnie przed takim postawiłaś. Przed wyborem takiego kalibru, może nie w twoim odczuciu, w moim i owszem. Tak nie może być - pokręcił lekko głową. - Nie może.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  94. - Nie ma - zgodził się z nią tylko. To nie miało sensu, bo i jedno i drugie się nakręcało. Miał wrażenie, że zapomnieli jak ze sobą rozmawiać. Ona mówiła, zarzucała mu że za bardzo pomaga. Twierdziła, że ona z nim zawsze chodziła. Zapomniała tylko, że na odwrót też było. Kiedy ona go potrzebowała to był. Zacisnął mocno szczęki, patrząc jak odstawia Eljasa i odchodzi zostawiając go z nim. Nie zatrzymywał jej. Nie chciał kolejnej rundy, w której zwycięzcy ani pokonanego nie dałoby się wyłonić.
    - W porządku - odparł tylko siadając przy synku, gdy tylko zniknęła i czochrając go po głowie. Wziął go zaraz na ręce, przytulając do siebie. - Oj stary... jest ciężko - mruknął mu na uszko. - Ale jakoś damy radę - dodał jeszcze, kładąc się z malcem na kanapie i przez dłuższą chwilę bawiąc się z nim.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  95. Standardowo, teraz weszła w tryb, pokażę ci że mogę z dzieckiem nie być. Pojawiała się na karmienie, chwilę się nim zajmowała i wychodziła z powrotem. Niespecjalnie mu to przeszkadzało. Przynajmniej nie musiał myśleć jak się odezwać, żeby jej nie wkurzyć niepotrzebnie. Pech chciał, że ten dzień był dość... deszczowy. Lało od samego rana. Morgana, chociaż miała trochę oleju w głowie to i tak mogła paść od tego przeklętego deszczu. Rozłoży się i potem będzie większy kłopot. Zacisnął mocno wargi i chcąc nie chcąc, po przebraniu malca i ułożeniu go w łóżeczku, a także próbie zaśpiewania mu kołysanki... dalej nie znosił swojego głosu, wyszedł na dwór, ruszając do stajni. Wszedł do środka i zarzucił Morganie koc na ramiona.
    - Przeziębisz się - oznajmił tylko. - Zjedz coś - dodał jeszcze. - W domu czeka na ciebie obiad - dokończył, zawracając żeby młody za długo sam nie zostawał.

    Nat xD

    OdpowiedzUsuń
  96. Myślała tylko o tym, aby jak najszybciej wrócić do Argaru. Nie miała pojęcia ile tak już wędrowały. Chciała już tylko wrócić do rodziny. Zobaczyć siostrę, mieć pewność, że to piekło na ziemi nigdy nie wróci, że już nigdy nie poczuje się tak bezradna. Nawet nie zauważyła, gdy na grzbiecie Abyss przekroczyły bramy Argaru, gdy po prostu zasnęła na grzbiecie przyjaciółki z psychicznego wyczerpania. Gdy tylko odpłynęła do krainy snów nieprzyjemne wspomnienia zaczęły wracać. Tortury, szyderstwa. Czuła w środku gniew i przerażenie.
    — Zostaw, zabije — szeptała przez sen, próbując się bronić. W śnie chciała się przemienić, tak jak wtedy, gdy udało się się spalić wiedźmę, ale bezskutecznie. Szepty narastały w krzyki, aż w końcu zerwała się z głośnym…
    — ZAMORDUJE! — wyciągając rękę przed siebie, która zapłonęła jasnym żywym ogniem, a włosy zmieniły się w smugi krwi. Otworzyła szeroko oczy, a wtedy zobaczyła Morganę. Swoją starszą, groźną siostrzyczkę. Ogień i krew szybko zniknęły, a z oczy Darcy zaczęły płynąć rzewne łzy. Zeszła chwiejnie z Abyss, by zaraz rzucić się na siostrę z najsilniejszym uściskiem jaki mogła z siebie wykrzesać potykając się przy tym.
    — Mor… w końcu wróciłam — wychlipała przez łzy. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Podniszczone szaty, brak biżuterii, której zazwyczaj dziewczyna sobie nie szczędziła zdecydowanie nie dodawały jej uroku, ale przynajmniej wróciła. W końcu była w domu.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  97. Może i nie marzła, ale musiał sobie znaleźć pretekst żeby zawołać ją na obiad. Nie odpowiedział jej na to. Wszedł do domu jako pierwszy i również zerknął do sypialni, żeby upewnić się, że maluch dalej tam leżał.
    - Mhm - odparł krótko i skinął głową. Zasnął bez problemu, choć trochę się przy tym kręcił. Teraz spał jak zabity. Napalił w kominie, żeby zagrzać dla Morgany trochę ciepłej herbaty i sobie przy okazji również wlać.
    - Nie byłem głodny - rzucił krótko. - Dojem później - dodał jeszcze, jakoś odruchowo, po czym wyszedł z kuchni, przysiadając na "swojej" kanapie. To był ostatnio jego ukochany mebel. Oparł się wygodniej o oparcie i zapatrzył w sufit. W tej chwili przydałyby mu się jakieś książki od Tonego, co było świetnym pomysłem.
    - Idę do Argaru - oznajmił nagle. - Jak przestanie padać, wezmę Eljasa. Chcesz coś z targu? - zapytał jej. Miał w głowie listę potrzebnych im zakupów. Przydałyby się jajka czy inne pierdoły, ale skoro i tak szedł to mógł jej przecież coś przynieść. Może potrzebowała czegoś dla Mosertów?

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  98. Miło było od czasu do czasu zawitać w Argarze, gdzie otaczające cię twarze bywały bardziej przyjazne niż gdziekolwiek indziej. Po tej całej, szalonej wyprawie i wielogodzinnej operacji na Gavie, przespał niemal cały dzień, padając Febe na kanapę, zanim w ogóle pomyślał o gospodzie. Zrobił to jednak kolejnego dnia. Podziękował jej za nocleg i przeniósł się do gospody. Co prawda nie bardzo miał w tej chwili czym zapłacić, ale uznał, że będzie się tym martwił później. Wynajął sobie pokój na dobry tydzień. Skoro już tu był warto było poodwiedzać starych znajomych. Pierwszą w kolejności była Rei. Wpadł do niej jeszcze tego samego dnia, na pogaduchy i ciasto, a potem ruszył w stronę domu młodych prawie Grandsandów, po drodze podziwiając okolicę i łapiąc trzy zającory, tak na prezent. Dotarł do ich domku, gdy na dworze zmierzchało i zapukał do drzwi, gwiżdżąc sobie pod nosem w tylko sobie znanej melodii.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  99. Skinął głową na stwierdzenie co do obiadu. Sam nie był pewien czy faktycznie takie dobre. Zjadł byle zjeść. Uniósł na nią spojrzenie, gdy zaczęła mówić o konkretnej maści. Wstał, żeby to sobie zapisać, a potem zmarszczył lekko brwi, kiedy dotarła do sedna sprawy. Kastracja? Naprawdę? Jego wzrok mimowolnie przesunął się z niej na swoje spodnie i powrócił do niej.
    - Zrobię mu osobną zagrodę i wybieg - zaproponował takie rozwiązanie sprawy. Nie wyobrażał sobie, by Kova miał od nich odejść. Zwłaszcza, że był jednym z ukochanych Mosertów, Mor. Zastanowił się jeszcze chwilę. - Albo... wyślijmy młodego, niech sobie raz zaszaleje, a potem go wykastrujemy - dodał po chwili milczenia. - Możemy też wykastrować Kovę... chyba że to zbyt niebezpieczne, wtedy ten pomysł odpada od razu - dorzucił jeszcze wzruszając przy tym ramionami. Nie był pewien co jest najlepszym rozwiązaniem tej sytuacji, ale odsyłanie Kovy zdecydowanie mu się nie podobało.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  100. - Nie mogę, Ognista. Oj nie mogę... - przytaknął z zawadiackim uśmiechem i puścił jej całusa w powietrzu. - Ale w twoich ramionach... - zamruczał jeszcze pół żartem pół serio. No co? Gdyby zaoferowała to by nie pogardził. Zerknął na maluszka i uśmiechnął się do niego lekko, po czym wsunął na ręce rękawiczki. Dawno ich nie potrzebował, ale przecież nie będzie maluchowi szoku robił odbierając jego moce niepotrzebnie.
    - Cześć słodziaku - pogłaskał chłopca po policzku i zaraz wyciągnął do niego dłonie. - Chodź do szalonego wujaszka - dodał, biorąc małego z ramion Morgany. - No, no... ładnie sobie baraszkujesz - zauważył rozglądając się po pomieszczeniu. - Dobrą herbatę poproszę Mateczko - przysiadł na jednym z foteli i zajął malcem w oczekiwaniu na napój. - Jak tam życie? Już rozumiem czemu słuchy o duecie ognistym na mieście wymarły - powiedział. - Zaszyli się w kabinie leśnej i tu się pławią we własnym sosie - uniósł malca do góry i zrobił mu pierdziuszka w brzuch. - Ale czy ten sos dobrze wyszedł? - zapytał go. - Ty tu z nimi obcujesz. Spowiadaj się i to ale już - spojrzał po małym poważnie.

    Sato

    OdpowiedzUsuń

  101. Zacisnęła mocniej uścisk wokół siostry. Miała jej tyle do powiedzenia, ale nie wiedziała jak zacząć. Bała się, że się od niej odsunie i zniknie. Zabrano jej cenny rok życia niedługo po tym jak odzyskała swoją starszą siostrę. Znowu ją ograbiono ze szczęścia jakie mogłaby doświadczyć. Pieprzeni złodzieje. A chciała tylko udać się na koncert przed podróżą do Oclarii. To nie miało tak wyjść. Płakała cicho w ramionach Morgany, oddychając ciężko. Nie wiedziała ile czasu tak spędziły, ale w końcu przestała, zaczęła się uspokajać. Ciepło czerwonowłosej było bardzo kojące. W końcu mogła poczuć dom. Brak osamotnienia. Nawet Abyss położyła się obok nich, w końcu dla niej też wszystkie te wydarzenia były wykańczające. Darcy wzięła głęboki wdech.
    — Pamiętasz jak miałam udać się do Oclarii, ale wcześniej chciałam pójść do Fjelodu, na koncert Śnieżynki, ale rozpętała się zamieć, szukałyśmy z Abyss miejsca na postój, a potem… potem… — próbowała wyjaśnić, ale znowu nie wytrzymała i zaczęła płakać. — Loch. Czarownica. Kajdany. Bolało. I te mikstury — nie potrafiła lepiej tego wyjaśnić, przynajmniej nie teraz, kiedy znowu rozpłakała się jak małe dziecko.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  102. Do bani to było jej myślenie z tymi całymi opcjami. Znów postanowiła pokazać mu, że jest głupi, wymądrzając się co do kastracji i w pewien sposób wyśmiewając podane przez niego opcje. Zacisnął mocno wargi, powstrzymując się przed warknięciem, że tak czy siak problem zacznie się po dwóch latach jeśli Tuuli przestanie być cielna. Na wiadomość o rodzince w komplecie i kastracji młodego, spojrzał na nią dość chłodno.
    - To go wykastruj - rzucił tylko wstając z miejsca. Pewnie, niech sobie kastruje kogo chce. - Wychodzę - dodał jeszcze, po czym po prostu opuścił dom. Niespecjalnie miał ochotę kontynuować tę dyskusję, skoro tak czy siak ona wiedziała lepiej. Jasne, nie znał się za bardzo na zwierzętach, ale nie przypominał sobie aby były aż takie restrykcje związane z kastracją. No, ale to było Mathyr. Mogło coś innego być w powietrzu. Udał się do stajni i westchnął ciężko, obserwując całą trójkę.
    - Matka chce cię kastrować - rzucił do Kolliego, zbliżając się do niego i głaszcząc go po grzbiecie. - Bo za dwa lata rzucisz się na swoją Tuuli - rzucił, spoglądając na nią. - Najlepiej to ciebie wysterylizować - stwierdził po prostu. - Rozwiązałoby to problem... no chyba że jesteście homoseksualni - mruknął jeszcze.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  103. Zadrżała, gdy Morgana uniosła głos. Wiedziała, że mówiła, że wybiera się tylko do Oclarii. Taki był plan, ale zmieniła zdanie, jak usłyszała o tym koncercie. Nie chciała nikogo martwić bez potrzeby, więc po prostu ruszyła tam gdzie chciała, nie bardzo przejmując się wtedy konsekwencjami. Zaraz jednak spojrzała na nią pytająco.
    — Ale ja nigdy nie pisałam listu — wyszeptała z wyraźnym zaniepokojeniem w oczach. — Ja zmieniłam zdanie przed Slavit, jak zobaczyłam ogłoszenie na tablicy o koncercie, poszłam w stronę Fjelldod, ale rozpętała się zamieć i wtedy jakaś szara wiedźma mnie porwała. Jaki list? — zapytała jeszcze raz i zaczęła łączyć powoli ze sobą kropki. Dlaczego nikt jej nie szukał, dlaczego nikt się nie zjawił. Wytropienie Darcy, kiedy każdego dnia była zmuszana do regeneracji nie była trudna, przynajmniej nie dla ich ojca. Ale jeśli nikt nie wiedział, że w ogóle potrzebuje pomocy, po co mieliby przeczesywać Marthyr w poszukiwaniu jej. Ta pizda musiała czytać w jej myślach jakimś sposobem i sfałszować list. Wtuliła się w Morganę ponownie, gdy ją przysunęła do siebie, ale sama teraz zaczęła się gotować w środku. Ograbili ją bardziej niż się spodziewała.
    — Przepraszam, nie będę łamać już zasad — obiecała cicho. Uspokoiła się jeszcze bardziej, gdy usłyszała, że idą w bezpieczne miejsce.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  104. Stał w framudze drzwi, obserwując jej spokojną, śpiącą figurę. Zasnęła z Eljasem u swojego boku. Wyglądała bardzo spokojnie. Z tymi swoimi czerwonymi włosami rozrzuconymi wokół na poduszkach. Uśmiechnął się lekko na ten widok i po cichu zbliżył się do nich aby poprawić kołdrę i... samemu wsunąć się do środka. Objął ją delikatnie, starając się nie zbudzić. Pogłaskał maluszka po główce i sam przymknął oczy, opierając czoło o plecy Mor. Zdecydowanie ostatnio nie popisywał się elokwencją. Ona zresztą też nie. Podnosili sobie ciśnienie nawzajem. Trudno było spuścić z tonu, kiedy nie czuło się że nie miało się racji, ale brakowało mu tych spokojnych chwil. Dobrych chwil, drobnych chwil z nimi.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  105. Popatrzył na nią wyraźnie urażony, ale zaraz pokręcił ze śmiechem głową.
    - Odezwała się ta, która miała mnie odwiedzić - pogroził jej palcem i spojrzał po Eljasie. - Mówię ci, stary, twoją mamcię to trzeba wyciągać nogami i ręcami... bo to jak znalazło swój kąt to już koniec. Siedzi na dupsku i znosi jajca - puścił do niego oczko i posadził sobie chłopca na kolanach, zaraz jednak delikatnie biorąc go w pozycję półsiedzącą i półleżącą, co by odciążyć kręgosłup.
    - Jeszcze będziesz zwiewał od mamki, jak tylko zobaczysz co jest pięć a co dziewięć - skomentował, kręcąc lekko głową. - Och mój szpieg już dobrze gada - zapewnił Morganę. - O zobacz... na pytanie o własny sosik, narobił w pieluchę - podniósł chłopca i ruszył wraz z nim do Morgany. - Gdzie masz przyrządy to go zaraz przebierzemy - rzucił lekko. - To jest znak, że sos wam nie wychodzi - przyjrzał się jej uważnie, po czym już spoważniał na chwilę.
    - A tak poważnie rzecz biorąc... jak tam? - zainteresował się.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  106. Zdziwiło go to pytanie i w pierwszej chwili milczał nie odpowiadając na nie. Nie odsunął się od niej, ale nie mówił nic. Czyżby chciała żeby odszedł? To właśnie mu sugerowała? Tylko ton wypowiedzi jakoś nie bardzo mu pasował do tych domysłów. Pokręcił tylko głową.
    - Nie - odparł krótko, gryząc się zaraz w język, aby nie dopowiedzieć "no chyba, że ty tego chcesz".

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  107. Teraz sobie przypomniała. Pisała listy. Jeszcze jak była w Oclarii, w której też przecież była. Cholera, musiała mieć więcej dziur w pamięci niż myślała. Ta niewola musiała wyrządzić jej więcej szkód, niż mogła faktycznie pomyśleć. I po co to wszystko było. Westchnęła lekko.
    — Tak, pisałam, z Oclarii, potem nie, chyba, może nie pamiętam, chyba mam jakieś dziury w pamięci — odpowiedziała. — A zwiadowców przekupiłam, bo chciałam bardzo pójść, a gdyby mama się dowiedziała, miałybyśmy gorącą dyskusję o bezpieczeństwie — dodała jeszcze. Tak, trzeba było kurwa się słuchać, a nie próbować bawić się w obieżyświata. Miała za swoje. Dopiero teraz zauważyła, że Morgana nie miała już ciążowego brzucha. Łzy zebrały się w jej oczach. Naprawdę to przegapiła?
    — Przepraszam, że mnie nie było. Mam siostrzeńca czy siostrzeńcę? — zapytała nie puszczając jej ręki. Nawet, gdy weszły do domu. Widziała maleństwo i Natana. Nie wiedziała nawet jak się zachować. Naprawdę ominęła jego narodziny. Jak mogła to zrobić? Była najgorszą siostrą na świecie. Spojrzała na Morganę. Musiała ją chyba naprawdę zdenerwować swoją nieobecnością. Nic dziwnego. Sama byłaby zła, gdyby była na jej miejscu.
    — Ran już nie mam, wiesz, samoleczenie, ale kąpiel nie byłaby zła — odpowiedziała na jej propozycję. — Morgana, ile mnie nie było? Wszystko u Ciebie dobrze? Wyglądasz bardzo smutno — zapytała jeszcze, próbując odczytać emocje starszej siostry.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  108. Mężczyzna spojrzał po dziecku z uznaniem.
    - Spartoliłeś im misję swoimi narodzinami? - zapytał Eljasa. - Niezły z ciebie gagatek... ty to dopiero jajca będziesz miał - rzucił żartobliwie niosąc dziecko do sypialni. Nie skomentował nic więcej, nie czując takiej potrzeby. Położył malca w odpowiednim na to miejscu i zaczął go powoli przebierać, wesoło przy tym podgwizdując.
    - U mnie też znośnie - uniósł jeden kciuk do góry i puścił do niej oczko, kończąc przewijanie malucha, by z powrotem ukryć go w swoich ramionach. - No poza tym, że muszę koniecznie zmienić swoją kryjówkę... Meliodas i Niklaus już o niej wiedzą, więc chwila moment i wszystkie dobrocie przepadną - westchnął przeciągle, naprawdę martwiąc się zapasami makumby.

    Satoru

    OdpowiedzUsuń
  109. — Teraz pewnie się spalę od tego gorąca, wiem głupi żart — mruknęła, jakby na chwilę wróciła stara Darcy z tragicznym poczuciem humoru. Naprawdę chciała po prostu wtulić się w Morganę i poczekać aż wszystkie problemy jakoś miną, ale z drugiej strony, chciała też jakkolwiek umniejszyć temu wszystkiego co się stało. Na swój sposób naprawić jakoś błędy. No i przy starszej siostrze w końcu czuła się całkowicie bezpieczna. Że świat już nigdy nie zechce się skrzywdzić, że się nie odważy. Chociaż nie mogła nie zauważyć, że wybrała sobie najgorszy moment na powrót. Wzięła głęboki wdech. Co powinna teraz zrobić? Nie była pewna. Nie chciała wykorzystywać własnej rodziny dla własnego komfortu, kiedy oni też tego potrzebowali.
    Nie było jej tyle czasu? Zastanowiła się przez chwilę. U wiedźmy nie mogła być tak długo. Nie ta pora roku. Chyba. Przytaknęła Morganie i poszła za nią do łazienki.
    — Nie musisz, będzie szybciej, i tak porozmawiamy, prawda? — odpowiedziała, śląc jej nikły uśmiech. — Wykąpię się szybko — podeszła bliżej bali i zaczęła rozwiązywać ciuchy, rozbierać się. — I Morgana, jeszcze raz przepraszam. Jestem głupia. Ale w końcu umiem się przemieniać — dodała jeszcze. Zapomniała tylko dodać, że w ogóle tego jeszcze nie kontroluje.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  110. Chwycił jakąś stojącą obok buteleczkę i zasypał nią Eljasa dupeczkę (przepraszam nie mogłam się powstrzymać xD). Psikając na wszystkie strony, bo w nosie go od tego pokręciło.
    - Stary... jak ty to znosisz? Codziennie mączka w nozdrzach - zerknął na malucha z podziwem, a ten zaczął się po prostu śmiać. O jak fajnie, doceniał humor. Od razu plus dziesięć do zajebistości wujaszka. Satoru wypiął dumnie pierś do przodu i ostatecznie skończył zakładać pieluszkę. Do tego wtryndolił malucha w śpioszki, nieco się z nimi szamocząc i otarł wyimaginowany pot z czoła. - No i piękny i jak nowo narodzony - odwrócił się do Morgany, by pokazać jej swoje dzieło, które wesoło wierzgało nogami i miało kilka białych plam od mączki na policzku. Zresztą tak samo jak i on sam.
    - O na pewno mi zwinęli! Jeden i drugi niebezpiecznie kręcił się po pomieszczeniu! - prychnął pod nosem. - Pracuj tu z takimi... - pokręcił głową i westchnął przeciągle nad swoim losem. - Ale nic, znajdę lepszą - zapewnił ją spokojnie.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  111. Zamknął oczy słuchając jej. Może i faktycznie odbierał wszystko personalnie, ale trudno było tak nie odbierać, skoro to co mówiła było po prostu personalne. Zacisnął mocno wargi.
    - Bo nie rozumiesz co chcę ci przekazać - odparł krótko. - Nie rozumiesz, mówisz o tym samym i tego nie rozumiesz - zgrzytnął zębami. Tak samo będzie się zachowywała za kilka lat. Tak samo, bo właśnie tego pragnęła. Przynajmniej na pewnych polach tak samo. - Bo nie dociera jak mówię po prostu. Nie chce dotrzeć, to jak mam mówić? Sam nie wiem jak z tobą rozmawiać - przyznał. - Bo wszystko obracasz dookoła... ciągle wracasz do tego samego tematu, a przecież już go przegadaliśmy i żadne z nas się nie ugięło na tym polu - mruknął wzdychając ciężko. - Siedzę tu, bo chcę - dodał tylko.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  112. Satoru zaśmiał się cicho na to podsumowanie i kichnął zaraz, zakrywając usta dłonią. Pozwolił jej zetrzeć mąkę z własnego policzka, by posłać jej zawadiackie spojrzenie.
    - Dobre geny, okłady z mączki i sok z cytrynopodonego owocka - szepnął konspiracyjnie. - Nakładasz na twarz i konserwujesz je w takim stanie na długie lata - puścił do niej oczko. - Wypróbuj, przyda ci się, bo już o tu... zmarszczki się pojawiają - wskazał okolicę jej czoła uśmiechając się przy tym promiennie.
    - Mój pampers ma się dobrze, mamuśku - dorzucił jeszcze, wygodniej układając sobie Eljasa w ramionach. - Nie miałem specjalnie wyjścia co do obecnej - mruknął do niej. - Wóz albo przewóz... - rzucił z przekąsem i pokręcił zaraz głową. - A figę z makiem im zostawię. Niech sami się zaopatrują.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  113. Miał na końcu języka, by rzucić jej, że to ona zaczęła. W końcu sama zaczęła od tych cholernych przykładów, ile to razy rzucali się na pomoc Akane i jej szajce. Sama poszła w tę stronę, a teraz to niby wszystko jego wina. Aż mu ręce opadły i westchnął odsuwając się od niej. Pomasował sobie skronie dłońmi.
    - Tak, jestem na ciebie zły za twoją reakcję - odparł zgodnie z prawdą. To mu nie minęło. Ani trochę. - Nie mogę z tobą o tym rozmawiać, bo tylko podnosimy sobie nawzajem ciśnienie - mruknął jeszcze, oddychając głęboko i patrząc jej prosto w oczy. - Skoro żadne z nas się nie ugięło to znaczy, że już się nie ugnie - stwierdził po chwili. Nie liczył na to, że ona się ugnie. Już przestał liczyć na to, że go zrozumie. - Ty raczej nie zamierzasz odpuścić - dodał jeszcze. - Przepraszam, za tę sprawę z kastracją - dodał jeszcze, bo tam faktycznie zachował się idiotycznie. - Faktycznie za mocno wziąłem to do siebie. Nie chciałem też, żebyś musiała rozstawać się z Kevą czy Tuuli... wiem jak jesteś do nich przywiązana - zacisnął mocno wargi. - Po prostu szukałem innego wyjścia, a ty natarłaś na mnie tak... ech no nie znam się na tych tematach. W ogóle - przyznał jej. - W tamtej chwili... - wzruszył ramionami. Wyprowadziła go z równowagi. Nic nowego właściwie. - ... poczułem się tak jakbyś patrzyła na mnie z góry. Nieprzyjemne uczucie, ale tak... za bardzo wziąłem to do siebie.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  114. Koniecznie musi zobaczyć, tak? Może nie jest jeszcze za późno, żeby jednak wrócić do tego lochu? Cholera jasna, niepotrzebnie palnęła. Jak ma się teraz przemienić? Co powodowało pierwszą przemianę? Gniew, podszepty, tęsknota? Nie pamiętała, nie wiedziała. Westchnęła ciężko, przeciągając niepotrzebnie kąpiel, byleby zbyt szybko nie doprowadzać do kolejnej konfrontacji z Morganą. Musiała jednak w końcu wyjść z tej wanny, założyć coś czystego i z nią porozmawiać. Zbyt długo nie powinna się też martwić. Zaklęła pod nosem, ubierając się w czyste ubrania jakie przygotowała jej siostra. Przynajmniej kolory lubiły te same. Czarny wyglądał dobrze zawsze. Instynktownie podwyższyła temperaturę swojej krwi na tyle, że wyschła w parę sekund. Wyszła do Morgany już ubrana i uczesana.
    — Twoja głupia siostra już jest przynajmniej sucha — zakomunikowała z lekkim, smutnym uśmiechem. Oczywiście poskładała swoje brudne ubrania. Trzymała je teraz w rękach i miała zamiar wyprać je sama, gdy już będzie ku temu okazja. Na młodą mamę niczego zwalać nie będzie. — Dziękuję za kąpiel, bardzo… domowa i rodzinna, wiesz? W sensie, mama też robiła sama takie gorące jak byłam młodsza — wyjaśniła, siadając obok siostry. — A co do przemiany, może być problem — zaśmiała się nerwowo, spoglądając na starszą siostrę.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  115. Natan odetchnął głęboko, kilka razy, pozwalając sobie na chwilę ciszy. Naprawdę męczyły go już te wszystkie rozmowy. Rozmowy nie prowadzące do niczego. Nawet teraz naginała prawdę. Zdawał sobie sprawę z tego, że sam święty nie był, ale ona chyba nie widziała tego w samej sobie.
    - Nie przypisuję ci moich emocji – odparł zmęczonym głosem. – Morgana, ty chyba nie widzisz jakie ty emocje miałaś? Przecież ewidentnie się nakręcałaś, unosiłaś nimi – pomasował sobie skronie. – Dlaczego tylko ja powinienem przepraszać za tą sytuację? Dlaczego do tego teraz sprowadzasz? – zapytał jej. – Tak, w tej chwili drażni mnie już wszystko – zgodził się z nią, bo nie było tu czego ukrywać. Wszystko w tej chwili go denerwowało i nie potrafił tego zatrzymać. Był jak tykająca bomba zegarowa, która nie potrafi znaleźć ujścia. Bo tego ujścia nie było. Przepadło. Nawet sparing z ojcem by tu niczego nie zmienił. Znów zamilkł ważąc słowa. Nie chciał wchodzić znów w agresywne tony czy wypowiedzi. – Nie drażni mnie to, że chciałaś mieć mnie przy sobie. Nie potrzebowałem argumentów do tego, czemu w ogóle jestem ci potrzebny – powiedział cicho. – Chodziło mi o konkretną sytuację, w tamtej chwili. Konkretną potrzebę… bo moim zdaniem byłaś bezpieczna ty i Eljas, w Argarze. W tamtej, konkretnej chwili nie byłem ci tak potrzebny do przeżycia… - zagryzł mocno wargi. – Nie chciałem was zostawić, nie na długo… - mruknął. – Chciałem tylko pomóc mojej siostrze – dodał. – Dlaczego? Bo sama wysunęłaś moim zdaniem nieistotne dla tej konkretnej sytuacji argumenty. Sama poszłaś w przeszłość przypominając mi ile razy pomagałem Akane, ile razy pomagaliśmy jej razem – przypomniał. – Więc też wysunąłem argumenty z przeszłości – dodał spokojnie. – Tak, przegiąłem… - przyznał szczerze. – Nie powinienem aż tak się unosić. Nie jesteś nieodpowiedzialna… - mruknął. - …no może czasem – odchrząknął. – Skąd pomysł o czterech ścianach? Z twoich słów – westchnął. – Cały czas twierdziłaś, że chcesz Eljasa i mnie. Owszem mówiłaś o odwiedzinach u rodziców, ale odebrałem je jako nieistotne. Tak, w celach rozrywkowych. Chodziło mi o zamykanie w czterech ścianach… nie dosłownych – podrapał się lekko po głowach. – Tylko bardziej w myśleniu takim… mała rodzina, a reszta miły dodatek – wyjaśnił. – Nie powiedziałem, że zrobiłem wszystko dobrze. Teraz ty wkładasz słowa w moje usta – mruknął. – Nie powiedziałem nic o sobie, ale ech ty… nie wiem czy postrzegasz siebie za osobę, która nie zrobiła nic złego czy po prostu tego nie powiedziałaś, ale jeśli to drugie to… mamy dokładnie to samo zachowanie – zauważył tylko. Pokręcił przecząco głową.
    - Powiedziałaś, że możesz oddać bratu – sprostował. – A to nie jest jasno i klarownie, że chętnie to zrobisz. Na dodatek byłaś przy tej rozmowie na tyle smutna, że… - westchnął. – Tak, rozumiem, ten smutek nie był z powodu Mosertów – mruknął. – Ale ja to tak odebrałem – przyznał szczerze. – Mhm tak, odbieram – zgodził się z nią, po czym pomasował swoje skronie. – Ja chyba nie wiem jak ci wytłumaczyć to co czuję… chyba nie wiem jak to bardziej zrobić – przyznał szczerze. – Ale nie chcę odpoczynku od ciebie – westchnął. Czyż nie o to poszło? Mogła dostać odpoczynek… kiedy on poszedłby pomóc. Teraz sama go chciała. Hipokryzja jak nic. Wiedział oczywiście, że to z dwóch różnych powodów, ale nic nie mógł poradzić na to, że tak właśnie to wyglądało.
    Serce mu się boleśnie ścisnęło na widok jej łzy. Starł ją palcem z jej policzka i ponownie do siebie przyciągnął, obejmując ją mocno ramionami.
    - Przepraszam, trudno jest mi pokazywać, że mi na tobie zależy, kiedy jestem wściekły…

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  116. - Morgana, mam wrażenie, że jak czegoś nie wypowiem na głos to tak jakby tego nie było – westchnął ciężko. – Mówisz znowu o tym całym chronieniu wypowiadając się tak, jakbym tylko tę rolę widział. Bo po prostu w danym momencie to ona była dla mnie najważniejsza. Najważniejsze było wasze bezpieczeństwo. Wiedziałem też, że tu spokojnie wsparcie możesz otrzymać. Nie wspomniałem o żadnej innej roli, bo akurat to kryterium mną kierowało, a ty uświadamiasz mnie właśnie, że posiadam inne role… - pokręcił lekko głową. No shit, Sherlock. No i jak niby miał tego nie odbierać jak zarzutu do siebie? Jak nie brać takich słów nie do swojej osoby? Jak nie sądzić, że ta jedyna, którą się kocha, nie uważa cię za idiotę? Nie, w momencie ogromnych emocji jest to awykonalne.
    - I znowu powtarzasz o obowiązku wychowywaniu go, a ja znów zapytam…czy te dwa tygodnie to naprawdę aż taki karygodny występek a propo wychowywania go? – spojrzał jej prosto w oczy. – Czy dwa tygodnie naprawdę tak bardzo mnie wykluczają z jego wychowania? – uniósł wysoko brew. – A ty odpowiesz, że nie było wiadomo jak długo potrwa ratunkowa. A ja na to powiem, że przecież sama wiesz, że za długa być nie mogła z taką ekipą. I tak dalej – wypunktował to kompletnie na chłodno. – Znów zakręcimy się w kółko. Czy naprawdę zostawienie go… zostawienie ciebie na te dwa tygodnie było aż takim karygodnym czynem? Przecież sam bym z nim został, gdybyś to ty chciała gdzieś iść – westchnął. – Tak, jestem ojcem – powiedział po niej. – A ty jesteś matką… ale ani ani ja nie jesteśmy tylko ojcem i matką – zauważył krótko. – Owszem to jest bardzo ważna rola, ale nie tylko nią żyć powinniśmy – mruknął cicho. – Jestem obecny, Morgana i uważam, że tamte dwa tygodnie nie zmieniłyby tu niczego. Nie zmieniłyby niczego a propo mojej obecności – dodał po dłuższej chwili. – Nigdy nie powiedziałem, że masz go samego odchowywać. Nigdy nie wspominałem że nie będę obecny, a ty właśnie do tego się przyczepiłaś. Do dwóch tygodni. Dwóch, 14 dni… nawet mniej jak się okazuje – westchnął.
    - Serio tego nie widzę. Nie wszystko przynajmniej – odparł szczerze. – Bo sama wcale nie jesteś lepsza. Może nie odbierasz inaczej, ale to co nie wypowiedziane traktujesz jakby tego w ogóle nie było – pokręcił lekko głową. Właśnie w tą stronę się to kręciło. – Przeprosiłem za moserty, a ty dalej to drążysz – pomasował sobie skronie. – Tak, właśnie tak odebrałem. Ty też… i niestety, choć tego nie widzisz, to jest prawda… odbierasz moje słowa w różny sposób. Na tym to polega, Morgana. Na tym polegają emocje. Odczytujemy się nawzajem, nie zawsze w ten dobry sposób i wcale nie jesteś w tym mistrzynią – zacisnął mocno wargi, głaszcząc ją po plecach i po włosach, kiedy płakała. Objął ją mocno wtulając ją do siebie.
    - Kocham cię – mruknął, całując ją w czubek głowy. – Naprawdę bardzo cię kocham.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  117. Satoru usiadł obok niej, dalej trzymając w ramionach Eljasa, który teraz łapał frędzle od jego koszuli i śmiał się raz za razem. Fascynujące małe stworzenie. Obserwował go w milczeniu, po czym zaśmiał się cicho na wieść o błędzie jaki być może popełni.
    - Może - zgodził się z nią. - Ale kto powiedział, że w nowej kryjówce nie mogę im bubli podrzucić? Może się nauczą - wyszczerzył się do niej. - A jeśli nie... cóż, ja też potrafię kraść - poruszał zabawnie brwiami. - A ich kryjówki są dość słabo strzeżone i łatwo dostępne - wyszczerzył się do niej.

    Satoru

    OdpowiedzUsuń
  118. - Wyciągam ten jeden argument, bo ci tłumaczę dlaczego tak zdecydowałem. Czym się kierowałem… wcale nie innymi swoimi cechami, po prostu tym, a do ciebie to nie dociera. Ciągle musisz mówić o tym, że nie o to chodzi… właśnie w tym rzecz. Mi o to chodziło. To była moja kategoria. Wy byliście bezpieczni. Wam nic się nie działo. Mogłem iść, bo wiedziałem, że będziecie bezpieczni – zacisnął mocno wargi, a potem westchnął ciężko i wtrącił jej zanim dokończyła.
    - Tylko, że właśnie tak mówiłaś… już ze dwa razy – mruknął, milknąc by dać jej dokończyć swój wywód. Użył w swej wypowiedzi argumentów, które ona rzucała już wcześniej. Nie raz i nie dwa razy. W kontekście tego samego. Dlatego miał dość powrotów do tej jednej sprawy, bo i tak kręcili się w kółko.
    - Przecież jak tylko będziesz mogła go od piersi odstawić to ja cię nawet puszczę na ścinanie głów na miesiąc. Leć i ścinaj – jęknął przeciągle. – Chcesz pościnać pomiędzy karmieniem… na pewno znajdzie się fajne zlecenie w pobliskiej tawernie – pokręcił głową. – Nie musisz mi czegoś takiego zazdrościć. Nie musisz też z tego teraz rezygnować – westchnął ciężko. Nie czuł się dobrze z tym, że zrobiła mu taką awanturę bo była zazdrosna. Między innymi rzecz jasna, ale jednak. – Ech nie musiałabyś się o mnie martwić. Sama powiedziałaś… i przypomnę ci o tym chyba jeszcze ze sto razy… że mój ojciec sobie poradzi. Nie szedłbym tam sam – przypomniał jej znowu. – Nie musiałabyś się o mnie martwić – zacisnął mocno wargi. – Jesteś popieprzona – zgodził się z nią. – Ale w pewnym sensie każdy z nas taki jest – zauważył krótko. – Kocham cię za wszystko, ale z niektórymi sprawami nie będę się zgadzał. To jedna z nich – spojrzał jej prosto w oczy. – Zamiast powiedzieć, że tęsknisz za ścinaniem głów, żebyśmy mogli coś wykombinować, ty sprawiłaś że teraz ja… mam ochotę rozpierdolić pół Mathyr i nie patrzeć na konsekwencje – skomentował. – Wiem, Morgana, wiem… nie tylko o tę tęsknotę chodzi. Nie musisz mi przypominać – mruknął. – To tylko jeden punkt na twojej liście – dmuchnął sobie w grzywkę i ucałował jej czoło.
    - Nie chcę wyjaśniać – zgodził się z nią. – Bo wyjaśnianie tego, kiedy jestem wkurzony, w dużych emocjach… to ostatnia rzecz jaka przechodzi mi przez myśl. Dlatego tak wolę spać osobno, włóczyć się… najchętniej to poszedłbym, jak już wspomniałem, zamordować połowę Mathyr… zrobić gdzieś rozróbę, żeby się wyżyć na kimś a nie na tobie – zacisnął mocno wargi. – Ale akurat w tej chwili tego zrobić nie mogę, bo jakaż to różnica? Ano taka, że gdybym tam poszedł z ojcem to robiłbym coś co ma sens, a bezmyślna rozróba jest po prostu idiotyczna – prychnął pod nosem. – I to mnie też wkurza. Sparingi mnie nie interesują – dodał jeszcze. – Nie chcę rozbijać gąb sobie znanym osobom – zagryzł mocno wargi. – Więc tak, liczyłem na to, że czas sprawi że moja złość zmaleje – przyznał szczerze. – Przepraszam – mruknął, bo za to przeprosić mógł.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  119. Wszystkie tropy prowadziły do Argaru, nawet jego Lord wyznaczył ścieżkę optymalną do nie denerwowania tubylców. Niestety, musiał wylądować, bo wilgoć powietrza nie działała dobrze na jego cerę. Toteż szedł ścieżką wyznaczoną przez innych, przez las. Dopiero w lesie dostrzegł czerwonowłosą. W końcu, znajome twarze. Chyba znajome. Poczuł tylko aurę przybliżoną do swojej... Czyli nie czystokrwistą. Cóż. Lepsze to, niż jakiś Mathyrczyk.
    — Bądź pozdrowiona! — rzekł, w języku Phyonix, by sprawdzić reakcję przechodzącej. Przekręcił głowę na bok, mrużąc oczy. — Czy tędy do Argaru? Jestem w poszukiwaniu, czy znasz taką osobę, jak... Darcy? To bardzo ważne. Rodzina się o nią martwi. — rzekł, wyciągając rolkę papirusu z oficjalnymi rozkazami. Feniks nie miał przy sobie broni, tylko ornamentową szatę, ze zdobieniem Groma. Wojskowy, nie było co do tego dwóch zdań.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  120. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, spojrzała na ubrania, które miała na sobie, a potem znowu na Morganę.
    — Tylko włosy zafarbować i prawie identyczne będziemy, co? — odpowiedziała żartobliwe. Poczuła zapach świeżego jedzenia i poczuła jak burczy jej w brzuchu. Zarumieniła się delikatnie, przyciskając ubrania do siebie, na wysokość żołądka.
    — Yhym… mama potrafi być…ale Ty też zrobiłaś cudowną kąpiel, mały musi być zachwycony z takiej mamy jak Ty — powiedziała do niej, odstawiając ubrania na podłodze. Nie bała się, że już nigdy ich nie odzyska. Po prostu nie chciała dodawać siostrze niepotrzebnej roboty, kiedy nie było takiej potrzeby. Już od dawna potrafiła samodzielnie prać swoją odzież, a Mor i tak miała zbyt wiele na głowie jako młoda mama. Następnie usiadła przy stole i zjadła trochę, zanim cokolwiek powiedziała. Pokręciła głową na jej pytanie, czując jak jeszcze bardziej pali się ze wstydu, a później robi się wyraźnie smutna, w oczach pojawiły się łzy. Przełknęła ślinę. Wzięła głęboki wdech i wydech.
    — Nie kontroluje przemian… są same z siebie i ciągle słyszę taki głos w głowie, jakby mój, ale też obcy, który mi podpowiada, żebym spaliła wszystko i wszystkich i… — przerwała tutaj na chwilę, śmiejąc się nerwowo, kiedy po policzkach zaczęły spływać jej słone łzy. — To nie tak, że to coś złego, lubię przemoc… o ile jest wystarczająco uzasadniona, ale trafić tutaj pomógł mi jeden młody chłopak, głos kazał go zabić i to.. naprawdę była kusząca opcja. Do tego aktualnie przemieniłam się tylko raz, żeby uciec i nic z tego nie pamiętam. Nawet nie wiem jak wygląda ta przemiana, i tak mówili mi, że wolno dojrzewam, ale liczyłam, że będę mieć chociaż większą kontrolę nad tym… wiesz, że z wiekiem będzie bardziej łagodnie, prościej… a mam wrażenie, że jest odwrotnie…

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  121. Miał wrażenie, że już gdzieś widział tą kobietę, miała specyficzny głos, mowę ciała... No i te sztylety, najlepsze jakościowo. To nie mogła być pomyłka.
    — O kurwa... Księżniczka Morgana. — pokłonił się, widząc jej brzytwy, by wydziergać palcami herb jej rodu, jej domu, jej królestwa. Jego kontrola ognia była imponująca.
    — Bądź pozdrowiona, na-kapłanko. Sangius zlecił mi odnalezienie twej siostry, Darcy. Mam ją szkolić i nauczyć samokontroli. — rzekł, rozpryskując wydziergane z ognia herby. Od razu wiedział z kim ma do czynienia. Z osobą potężniejszą od siebie. — Zaprawdę, powiadomiono mnie, że będziesz w okolicy. Przepraszam za mą impertynencję.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń

  122. Zaśmiała się lekko.
    — Nie śmiałbym, poza tym mimo wszystko dalej jesteś wyższa. Kto jak to, ale Natan zauważy różnice — uśmiechnęła się do niej. Może teraz i wyglądali na skłóconych, ale szczerze wątpiła, aby Natan nie poznał swojej ukochanej.
    Wysłuchała siostry, uspokajając się trochę. Może faktycznie miała w sobie takie wewnętrznego feniksa? Ale skąd niby miał się w niej wziąć, skoro ledwo co potrafiła zrobić cokolwiek związanego z ogniem. Z drugiej strony, to nie byłoby takie głupie, gdyby ewoluował przez genetykę? Może dlatego musiała się uczyć tej durnej nekromancji? Żeby ćwiczyć umysł? Pociągnęła nosem, spoglądając na swoje dłonie. Może teraz się budził, dlatego miała więcej ognistych zdolności? Przełknęła ślinę, podpalając na chwilę swoje dłonie. Płomienie zaraz zgasły, ale dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
    — Może, może nie feniks, coś innego, nowego… ale nie lubię jej, siebie, nie wiem. Po prostu, byłam pewna, że naprawdę z wiekiem było źle, byłam zła, że nie przychodziła, aż w końcu przyszła i jak czułam się bezbronna całe życie, tak teraz boję się, że kogoś przypadkiem skrzywdzę — powiedziała, po czym napiła się trochę wody, aby opłukać niego gardło. Nadgarstkiem przetarła łzy, znowu pociągając nosem, a gdy starsza siostra złapała ją za rękę, poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele. Nie była mimo wszystko z tym wszystkim sama. Chciałaby poradzić sobie z tym sama, ale przecież to nic złego poprosić o pomoc, prawda?
    — Ashan to całkiem inna liga, tata musiał nas zostawić dla niego i wtedy… — przypomniała sobie jak wychowywała się bez siostry, wpatrując się w portret małej czerwonowłosej dziewczynki i znowu poczuła jak łzy napływają jej do oczu, a te same zmieniły kolor na krwistą czerwień. — Ja pierdole, czemu nie możemy po prostu żyć spokojnie?!

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  123. — Bo nie jestem żartem, wasza wysokość. — odparł, wstając z kolan, by założyć ręce za plecami. Jego oczy zgasły, jakoby miał nienkorzystać z ognia. Ale to tak jakby ktoś powiedział ptakowi, że przestać latać. — Dobrze... Morgano. W takim razie, chętnie się z tobą zmierzę. — stwierdził, patrząc w jej oczy pustym wzrokiem... Lecz uśmiechał się. Po raz pierwszy od dawna stał przed nim ktoś, kto rzeczywiście mógł zrobić mu krzywdę... — Przyjmuję wyzwanie.
    Kroczył odwrotnym krokiem do księżniczki, także wypatrywał otwarcia. Jego bronią były pięści, lecz póki co, sprawdzał kondycję kobietki...
    Jak tylko wyprowadziła atak, odskoczył, dalej zataczając koło, obserwując ją nadzwyczaj spokojnie...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  124. Seria uników mogła być frustrująca, lecz Lazarus wydawał się obserwować formę księżniczki. — Tyłek niżej, noga do przodu. — powiedział to, słowami jej ojca, zupełnie jakby teraz przez niego przemawiał. Kąśnięcia wydawały się rytmiczne, do czasu aż nie były. Zupełnie jak arytmia serca. Tam gdzie chciała go dziabnąć, jego nie było, bo stał za nią. Poklepał ją po karku. — Garda niżej. Twarz jest ładna, ale serce jest nieco delikatniejsze niż czaszka. — dodał odskakując od niej, do tyłu, patrząc po niej ostrożnie. Sam nie wyprowadzał ataku. Nie miał zamiaru.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  125. — Po to. — odparł, wyciągając z rękawa sztylet z Phynickiej stali, bo dziewczyna zbliżała się niwbezpiecznie blisko. Słyszał o jej ostrzach, wiedział, że są związane z nią samą. Wyczekiwał aż ten wróci do księżniczki. W międzyczasie zbijał jej ostrze, tak, że iskry szły. Czekał aż to oatrze wróci. Wtedy czekał na kontratak, by sama się broniła...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  126. Oszukała go. Buchnęła mu w twarz płomieniem, musiał sam stworzyć łunę, by się nie go nie zabiła. Oczy feniksa zabłysły, teraz pokazał swoje prawdziwe oblicze. Zmanifestował ognistą halabardę buchał jej w twarz płomieniami, tak jak ona zrobiła to jemu. Odskoczył do tyłu, by zmanifestować tarczę z żywego ognia.
    — Przykre jest to, że przyszła kapłanka nie potrafi pokonać zwykłego groma w uczciwej walce... Może Darcy będzie bardziej utalentowana i honorowa... — uśmiechnął się, celując ostrzem piki w strinę Morgany, by ta nie podchodziła. Tarcza odsładniała jedynie jego twarz, obserwował ją niczym zwierz, wyczekując jej kolejnych oszustw.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  127. — Jak pomóc? — zapytała, spoglądając na nią z nieco większą nadzieją. Może jednak nie wszystko jeszcze było takie stracone? Tylko czy faktycznie chciała tej pomocy? Miała znowu pokazać, że jest słaba i całe życie trzeba ją za rączkę prowadzić? Westchnęła cicho. Z każdej strony musiała być gorsza w czymś od innych. Zamknęła oczy, kiedy siostra ją do siebie przytuliła. Teraz było jej jeszcze cieplej. Jak w domu. Uśmiechnęła się nieznacznie mimowolnie.
    — Teraz jest spokojnie, kiedyś nie było, teraz jest nudno, ale jak nie jest nudno… to coś odpierdolę i chuj wszystko strzela. Straszna ze mnie psuja, co? — odpowiedziała na jej stwierdzenie. Spojrzała na jej palec, otwierając szerzej oczy. Zastanowiła się przez chwilę.
    — Chyba nie — przyjrzała się lepiej tej strużce. Tej krwi normalnie nie powinno być. Czyżby miała się zaraz przemienić? Odsunęła się zaraz od Morgany, idąc na środek pokoju, nerwowo dotykając swoich włosów, ramion, rąk, całego ciała, oddychając nierówno, ze strachem.
    — Reszta jest w porządku? Jak wyglądam? — zaczęła pytać, patrząc w jej stronę.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  128. — Honor, to jedyne co odzdziela nas od zwierząt. — sparował jej oba sztylety, by wzbić się w powietrze, nadal w ludzkiej formie. Wokół niego krążyły trzy złote pierścienie, wydziergane z jego własnego ognia. Mor jednak nie mogła podziwiać tego widoku za długo, bo koło niej zaczęły wybuchać mini eksplozje, chciał zranić ją falami uderzeniowymi, chciał ją rozbroić, ogłuszyć... Cokolwiek, byle tylko powstrzymać ten pojedynek. Nie miał zamiaru się poddać, powietrze wokół niej wybuchało nieregularnie, gdy Lazarus patrzył jej prosto w oczy z uśmiechem satysfakcji. W końcu. Godny oponent. Czekał na to większość swojego życia...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  129. Wylądował na ziemi, widząc, jak opuszcza sztylety. Od razu sięgnął do swojej pazuchy, by dać Morganie fiolkę ze swymi własnymi łzami.
    — Wolałbym tego nie powtarzać. Niebezpieczeństwo śmierci nie jest tylko na twoich barkach, droga księżniczko. Masz rodzinę, przyjaciół, innych, którzy muszą się o ciebie zatroszczyć. Aczkolwiek jesteś najlepszą przeciwniczką, jaką się kiedykolwiek zmierzyłem. Twój ojciec zawsze dawał fory. Ty nie. Też mnie trafiłaś. — dodał, pokazując jej rozpłataną szatę z boku. Co ciekawe, przez to mogła dostrzec, że jego skóra była już wcześniej wypalona... To nie było jego pierwsze rodeo, miał do czynienia z feniksami od małego. I nie zawsze wygrywał. Co to to nie.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  130. Zatrzymał się, a widząc, że zaplotła wokół jego szyi garotę, uśmiechnął się szerzej.
    — Teraz rozumiem. Wszystko jasne. — popatrzył jej w oczy, z uśmiechem. — Wygrałaś. Szczwana z ciebie sztuka, nie ma co. — dodał, a gdy już puściła żyłkę, pokłonił jej się. — Co nie zmienia faktu, że twoja technika jest dobra. Choć chyba dawno nie walczyłaś. — rzekł, zakładając dłonie za plecami, chowając fiolkę ze łzami. Zrobiła go w bambuko. Może to i lepiej. Przynajmniej Kapłanka nie sprawi mu skrętu jąder, a co gorsza, Sangius nie połamie go na kolanie. — Chociaż blizna by ci pasowała do oka. Wojowniczo. Przynajmniej dla Mathyrczyków. — rzekł, odsuwając trochę materiału koszuli, by pokazać jej spaloną skórę w niektórych miejscach. — A to po naszych. — Teraz mogła mu się przyjrzeć. Stał nienagannie prosto, miał około dwóch metrów wzrostu, był dość szeroki, ale bez przesady. Obserwował ją czujnie, uśmiech nie schodził mu z ust. W końcu ktoś go pokonał. W końcu. Robiło się już nudno w tym życiu. — Cieszę się, że uznajesz mą kandydaturę. Czy mogę tobie również jakoś służyć?

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  131. — Szybciej niż myślisz. Chociaż nad unikami trzeba jeszcze popracować. Z twoim talentem, mógłbym cię nauczyć szybkości. Przyśpieszasz oddech. Spowalniasz serce. Wtedy twoja percepcja spowalnia. Widzisz delikatnie do przodu. Ciężko to wytłumaczyć, trzeba dobrze oddychać. — stwierdził, wzdrygając ramionami. Sam się przybliżył, gdy widział, że zbliża rękę, przez co w końcu go dotknęła. Poparzenia. Feniksa.
    — Od jedenastego roku życia. Od kiedy tylko mogłem trzymać miecz. — odparł, bez zastanowienia. — Będzie plus minus dziesięć lat. Walczyłem w wojnie jako gówniarz, mimo to byłem za młody, nie mogłem przeskoczyć rangi. Dlatego jestem Gromem. Dużo się pojedynkowałem. Właściwie, to była jedyna rozrywka w czasie pokoju. — odparł, ściskając jej dłoń. — Lazarus. Miło mi cię poznać, Morgano. Chętnie się pomogę ci wrócić do formy. Masz jakieś wskazówki, co do Darcy? Twój ojciec kazał mi trenować jej samokontrolę... Choć z tego co wiem, łatwiej jest powiedzieć, niż to zrobić. No i co tu robisz, na tych bagnach? Co cię tu sprowadza? — spytał, mrużąc oczy z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  132. Wysłuchała jej propozycji. To była naprawdę kusząca oferta. Nawet nie tyle dla lepszego zrozumienia swojej mocy, to po prostu poznanie historii matki z nieco innej perspektywy brzmiało naprawdę ciekawie. Ten plan, nawet gdyby się nie udał, brzmiał dobrze. Przytaknęła na te propozycję. Nawet jeśli jej intencje nie były idealne, miała zamiar to zrobić. Mimo wszystkich swoich traum, była ciekawską duszą.
    — Z wielką chęcią, musisz być przy tym, czy tylko ja i An? — dopytała jeszcze. Osobiście wolałaby tą pierwszą opcję. Zawsze to więcej czasu przy kimś bezpiecznym. Poza tym, nie mogła narzekać na zbyt dużą ilość czasu spędzoną z Morganą. Ona dalej czuła, że nie nadrobiła tych wszystkich lat. Zaśmiała się zaraz lekko.
    — Ashan też odpierdala, jak nikt nie patrzy, wiesz? I ma dziwne pomysły. Raz zwabił grupkę drakonów renegatów do Phyonix, żeby zaczęli stwarzać zagrożenie i poleciał sobie na mordowanko, a potem uczył mnie i Diego skórowania. Albo jak smalił cholewki do jednej tancerki, która była zaręczona, też gorąco było — zaśmiała się lekko — Ale Mor, naprawdę, cała wasza trójka mnie nie przebije. Z talentem do psucia trzeba się urodzić — poruszyła zabawnie brwiami, patrząc na siostrę.
    Kiedy mówiła jej o Melanie, zaśmiała się nerwowo, kręcąc głową.
    — Chuja by wyjaśniła, ona kradnie krew, czerpie z cudzej, a ja z tatą mamy swoją. Duża różnica. Ja mogę przejąć kontrolę jak złapię połączenie i nie muszę potem się bawić w wampira… — wyjaśniła, zaczynając oddychać tak jak pokazywała jej czerwonowłosa. Zaczęła się uspokajać. Uśmiechnęła się znowu. — Dziękuję. Przy krwi znam całą teorię, zakładam, że manifestuje się po prostu, jeśli przemiana jest faktycznie związana z mamą… a moje moce feniksa, są cóż, przeciwieństwem leczenia i dobroci, to zakładam, że to coś po prostu będzie się domagać esencji życiowej, tylko teraz jak to zatrzymać. Musiałabym dokładnie wiedzieć jak mama przez to przechodzi, najlepiej kilka innych feniksów też, potem to odwrócić, ale też nie do końca. Wybacz, za dużo bezsensownego gadania, ale… mam wrażenie, że wpierdolę tej Darcy w mojej głowie. Jak się ogarnę. Będzie siedzieć z podkulonym ogonem, albo się dogadamy, kurwa nie wiem…. W każdym razie dam radę. Byleby Tony nie podbierdolił mi tych grymuarów…

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  133. — Zaprawdę, zabrano nam dzieciństwo. Tobie i mi. — odparł, z westchnięciem, by poprawić swoją szatę, a raczej mundur. Czerń ze złotymi elementami ornamentu, to barwy Gromów...
    — Tego się obawiam. Że problemem nie będą moce, trening... Tylko charakter. Nasłuchałem się trochę. O niej. I o tym co zrobiła... — kontynuował, idąc zaraz obok niej, w stronę Argaru. Zerkał w oczy kobiety, uśmiechał się, gdy na niego spoglądała. — Cudownie... Krwawe łzy... Słyszałem o tym. Wiem, jak z tym postępować. Sangius nauczył mnie jak blokować jej talenty. Coś, czego sama Darcy może nie wiedzieć. Jeszcze. — słysząc o przemianie, pokiwał głową. To było logiczne. — Ja prawie powyrywałem sobie paznokcie wszystkie. Nie jest to najprzyjemniejszy czas w życiu. Kobiety mają większą tolerancję na ból, po niej po prostu nie widać aż tak cierpienia. — odparł, po czym pokiwał głową. — W wilgoci ciężej o pożar. Sprytne. Dobrze cię widzieć w zdrowiu, Morgano. Będę służyć treningiem, oparciem... W końcu zawdzięczam twej rodzinie życie. Moja wdzięczność jest dozgonna. A wyzwania... Cóż, oboje możemy się od siebie wiele nauczyć, tak pokazał trening. — rzekł, a koszula mu się osunęła, przez co ta spalona tkanka znowu rzucała się w oko...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  134. - Jestem przy tobie – odparł z lekkim westchnieniem. – Ale Mor… ja też mam swoje potrzeby. Też potrzebuje tego ścinania głów – dodał, bo co prawda zanim ją poznał nie odczuwał takiej potrzeby to teraz stało się to częścią jego życia. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że to lubił. Potrzebował czasami bardziej niż chciał się do tego przyznać.
    - Eljas nie będzie miał takiego dzieciństwa jak ty – dodał twardo. – Ani ty ani ja na to nie pozwolimy – żachnął się. – To nie jest dużo – dodał masując sobie skronie i wstając na moment, żeby przełożyć śpiącego malca do łóżeczka. – Po prostu ech ja po prostu chcę im pomagać dalej, chcę pomagać, kiedy widzę że ktoś mi bliski się rozsypuje – zacisnął dłonie na łóżeczku. Przez moment go obserwował zanim wrócił do łóżka i objął mocno Morganę ramionami, chowając twarz w jej ramieniu.
    - Nie będę ci dawał reprymendy. Po prostu informuję cię, że jeśli masz ochotę to nie musisz zostawać tu i jak powiedziałaś „wytrzymywać”. Możesz iść i wziąć jedną czy drugą szybką – powtórzył.
    - Ech ja mam sposób na rozładowanie złości - westchnął ciężko. – Obicie paru gąb, zamordowanie jednego czy drugiego. Sprawdza się za każdym razem – odparł krótko. – Ale przecież nie mogłem tego zrobić. Za to, że chciałem iść dostałem ochrzan i zaczęła się kłótnia, więc trudno. Kiszę to w sobie – mruknął. – Nie szukam nowego sposobu – pokręcił lekko głową.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  135. — Mnie takie pocieszenie satysfakcjonuje. — odparł, zerkając na nią, z respektem. Słuchał jej wskazówek rad, kiwając głową. Czy prowokowanie dziewczyny to dobry pomysł? Zna inkantację, która zamyka ją w ludzkiej powłoce, ale czy zdążyłby, gdyby go po prostu zabiła? Zadanie powierzone mu przez rodzinę królewską, było bardziej skomplikowane, niż się mogło wpierwej zdawać.
    — Lord Sangius powiedział także jedną rzecz... Że niekoniecznie Darcy potrzebuje ochrony... Ale dużo osób może potrzebować ochrony przed Darcy. — odparł, patrząc jej w oczy ze śmiertelną powagą. Chciał, żeby zrozumiała prawdziwą naturę jej misji.
    — Jest dosyć proste. Technikę oddychania, z twoim talentem opanujesz w tydzień, jestem tego pewien. — gdy tylko poprawiła jego koszulę, płomiennowłosy delikatnie się zarumienił. — Dziękuję.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  136. — Niekontrolowana księżniczka Darcy może wyrządzić wiele szkód. Nawet Sangius jej nie pomoże, jeśli straci kontrolę. Twoja intuicja się nie myli, Morgano. — stwierdził, wspominając słowa kapłanki. Dziewczyna nawet nie wie co w niej drzemie. Równie niebezpieczny stan, co pełnia wiedzy...
    — Kiedy tylko chcesz. Myślę, że księżniczka wytrzyma jeszcze z godzinę bez swojego protektora... — dodał, zerkając na jej twarz. Widział na niej uśmiech, cóż, była życzliwa dla swego sługi. Prawda? — Tylko zależy, jak chcesz przeprowadzić ten trening. Na świeżym powietrzu będzie łatwiej. Nikt nam nie przeszkodzi...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  137. — Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Jakaś pradawna forma fenalisa, tak mi się wydaje. Albo. Przechodzi tranformację w ten sposób. Możliwe że ma więcej demona w sobie niż feniksa. To też możliwe... — podrapał się po podbródku, gdybając. Cóż mógł więcej rzec, sam jeszcze się z dziewczyną nie skonfrontował. Ekspertem co do historii i demonologii też nie był.
    — Nie bój się, nie używamy ognia. Ja przynajmniej nie używam w tym stanie, bo nie trzeba. Używasz swojego wspaniałego ciała do tego, by... Medytować w walce. — rozsiadł się na polanie, obok ścieżki, wskazując jej miejsce przed sobą.
    — Wdech... I powolny wydech. Wyobraź sobie, że masz kulkę w środku ciała, która powoli idzie w górę... I opada. Staraj się, by przy wydechu ta kulka znajdowała się cały czas na dole.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  138. Rozsiadł się wygodnie, prezentując jej medytację... Sam wchodził w swój stan, swój stan trzeciego oka, wywyższenia... I nagle zapytała, gdzie kuleczka ma wylądować.
    Noż ja pierdolę.
    — Wiesz co... Eeee... Poniżej strefy normalnego oddechu. Ale wyżej od miejsca, gdzie już boli wydech. Tak pomiędzy tymi sferami. — dodał, otwierając jedno oko, patrząc na nią podejrzliwie. Ciekawe, czy jej to wyjdzie i rzeczywiście wejdzie w stan medytacji.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  139. Lazarus otworzył oczy, by zobaczyć falę gorąca roztaczającą się wokół Morgany. Przechylił głowę na bok.
    — Coś cię trapi. Twoja aura jest niespokojna. Mogę ci jakoś... Pomóć? — spytał, przechylając głowę na bok. Szczerze mówiąc, nie chciał, żeby las się zapalił od tej medytacji... Oby na Darcy nie działała tak samo...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  140. - Zapomnij - zakluczył usta na kłódkę i wyrzucił niewidzialny kluczyk za siebie, a potem podniósł Eljasa na wysokość swych oczu. - Wprowadzimy ją w maliny, nie? - uśmiechnął się do chłopca. - Podam ci fałszywe namiary, Ognista. Co jak co, ale swoich kryjówek bronię jak lew - pokiwał głową. - Acz niektóre niestety trzeba spisać na straty - cmoknął z dezaprobatą, po czym roześmiał się lekko.
    - Na pewno - zgodził się z nią. Czasami nawet żałował, że częściej do Argaru nie zaglądał, a potem zmieniał zdanie. - Ale my tu gadu gadu, a mój żołądek woła o pomstę do nieba - wyciągnął malca w stronę Morgany i lekko nim potrząsnął. - Mamcia dawaj jedzonko.

    Sato

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  141. — Pytam, bo powietrze wokół ciebie płonęło. Kiedy się oczyściłaś, twoja podświadomość, w której coś tkwi wzięła górę. Dlatego pytam. — dodał, kiwając głową. — O ile nie chcesz spalić lasu... Poćwiczmy na razie oddech. — rzekł, podchodząc do niej, by dłonie położyć na jej barkach. — Wdeech. I wyydech. Powoli. Wszystko co teraz przechodzisz, minie. Wszystkie łzy są skończone, każde cierpienie kiedyś przemija. Tak samo i problemy. Serio. Nauczyłaś mnie też czegoś. A czasami sami uczymy tego, czego nam najbardziej potrzeba. Mózg po prostu manifestuje to, co jest z nim nie tak. Widocznie, potrzeba ci trochę... Decepcji. Podstępu. Spisku. Tak uważam. — rzekł, rozmasowując jej barki, po czym z uśmiechem zasiadł obok niej. — Troszczysz się o siostrę, o bliskich... Ale to chyba ty potrzebujesz trochę spokoju. Jestem lojalny twej rodzinie bezgranicznie. Sekrety są ze mną bezpieczne. Jeśli coś ci leży na sercu, chętnie cię wysłucham.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Bujda na resorach xD ty tu jej do spisków nie namawiaj mi tu lepiej... xD]

      Usuń
    2. Sangius miał wysłać aseksualnego typa, co mu rodziny nie rozbije, ewidentnie nakłamał w papierach. XD

      Usuń
  142. Widząc, że kobieta sama się rozmasowuje, zmrużył oczy. Zrozumiał to jako gest przywołujący go, by kontynuował. Dlatego wrócił za jej plecy, prowadząc delikatny masaż, powoli, bez pośpiechu.
    — Czy to piętno tkwi w tobie dalej? Co konkretnie, jeśli mogę spytać? Nie za dużo wiadomo o twojej wyprawie... Jedynie to, że tylko ty stamtąd wróciłaś... — kontynuował, rozluźniając jej kark. — Ktoś wymaga od ciebie asymilacji, prawda? Sama z siebie byś do tego nie dążyła... Chyba, że chcesz, ale nie czujesz się na siłach. — zauważył. — Ty i ja... Nam śmierć ze starości nie jest pisana. Oboje zginiemy w walce, bo taka jest nasza natura. Nie każesz gęsi zacząć kumkać, nie każesz żabie, żeby latała, nie każesz węgorzowi, by zrobił ci zupę... Bo to nie w ich naturze. Więc dlaczego sama zmuszasz się do asymilacji, jeśli to nie w twojej naturze? Nie chciałbym umrzeć ze świadomością, że zmarnowałem swoją szansę na szczęście. Ale ja to ja. — dodał, do jej ucha, zbliżając się zbyt blisko. Od razu się oddalił, wracając do rozluźniania jej łopatek.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  143. Zabrał od razu ręce, jakoby chciał zrobić coś dla niej miłego. Ale nie musiał. Więc tego nie zrobi.
    Zasiadł obok, słuchając jej... Ciekawe, czuła dysocjacje przez poprzednie doświadczenia, które były iluzją, przez co popadła ofiarą myślenia, że jest w iluzji. Ciężka sprawa i do tego... Nie jego problem.
    — Nawet jeśli to iluzja, to nie znaczy, że to co czułaś nie było prawdziwe. Warto żyć pełnią życia, według mnie nawet w falsyfikacie. Inni oddaliby wszystko, żeby poczuć nawet smak prawdziwości, ciutek tej iluzji. Albo żeby ją przeżyć od nowa. Dla ciebie wada, dla mnie niepisana szansa. Przynajmniej tak uważam. Jeśli nawet to wszystko jest iluzją, to warto ją przeżyć. Bo kto wie, może to jedyna prawda, jaką będziesz w stanie zasmakować. — dodał chłodno, wstając z miejsca. — Cóż. Muszę już lecieć do Darcy. Miło było mi cię poznać.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  144. - Nie, bardziej o to, że nie chciałabyś już ze mną dłużej być - odparł zgodnie z prawdą. Bo to czy by wróciła czy nie... owszem przeszło mu przez myśl, przez krótką chwilę, ale uznał że i tak prędzej czy później by ich odnalazł. On po prostu bał się, że Morgana by go zostawiła.
    - Przepraszam - mruknął szczerze. - Za te głupie komentarze i słowa, które mówiłem tylko po to żeby cię zranić... bo nie chciałem być jedynym odczuwającym ból - westchnął ciężko. - Przepraszam - powtórzył jeszcze, mocniej obejmując ją ramionami i po prostu zostając tak przy niej, wtulonym w nią.

    OdpowiedzUsuń
  145. Satoru odpowiedział jej równie zadziornym uśmiechem i spojrzał na Eljasa.
    - Sorry stary, dzisiaj idziesz spać bez kolacji - poklepał malca delikatnie po główce i zbliżył się do jej piersi obserwując je uważnie, by... cmoknąć je przez materiał bluzki. - Skoro zapraszasz - spojrzał jej w oczy. Potem odsunął się i wziął rączkę malucha by lekko nią pokiwać.
    - Pa mamuś, będziemy tęsknić - zapewnił ją wesoło, a gdy Morgana poszła do kuchni, zsunął buty i bez żadnego zastanowienia ułożył się na łóżku pary wraz z Eljasem. - Ty to masz życie, stary... zazdroszczę.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  146. Zapukał do drzwi jej rezydencji. Nawet specjalnie użył trochę swojej mocy, by wyczuła jego sygnaturę cieplną. Lazarus stał przed domem księżniczki, z dziwnym workiem u boku. Gdy już wyszła się z nim przywitać, uśmiechnął się, po czym zrobił ukłon.
    — Proszę wybaczyć wczesną porę. — zaczął, bo słońce leniwie dopiero wschodziło nad nieboskłonem. — Uznałem, że dobra rutyna treningowa panience nie zaszkodzi, Darcy jeszcze śpi. I... No... Też chcę trenować, ale nie mam z kim...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  147. Może faktycznie patrzył na nią z zawodem. Nie był pewien. Nie mógł na sto procent zaprzeczyć. Pewnie patrzył, podczas mówienia jej tych wszystkich okropnych słów. Zagryzł mocno wargi.
    - Mhm... nie chcę żebyś odchodziła - odparł cicho. - Nie chcę - odsunął się delikatnie od niej, żeby przesunąć nieco bliżej i oprzeć czoło o to jej własne. - Kocham cię... bardzo mocno, całym sercem - szepnął, całując jej wargi delikatnie. - Kocham i nie chcę żebyś myślała że jest inaczej. Nie pragnę nikogo innego przy swoim boku. Nikogo - mruknął znów delikatnie ją całując.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  148. — Mam plan. Tutaj mamy takie... Pociski z farbą. Będę nimi rzucał, a ty będziesz w nie trafiać. No i na odwrót. Ty będziesz rzucać i ja będę trafiać. Uczymy się tym trafiania w poruszające się cele. Coś, co może ci się przydać w walce... Ze mną. — odparł, nie ukrywając uśmiechu satysfakcji. Mimo wszystko wszedł do środka, mimo że mógł postać na zewnątrz... I tak wyszli z powrotem. Cień nadziei na to, że przebierze się przy nim zmarł, gdy ruszyła na górę. No nic. Poszedł zaraz za nią, przed dom, by zacząć.
    — Najpierw rozgrzewka. Pięć minut pajacyków, rundka wokół Argaru... No i dogrzewanie stawów. Potem, zaczniemy krótki sparing bez broni. No i pociski. Pasuje?

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  149. Nie protestował i nie uciekał przed czułościami. Chciał ich czuć więcej. Oddawał więc pocałunki, delektując się chwilą i jej słodyczą. Robił to tak jakby przez długi czas jej przy nim nie było. Zachłannie, ale i długo, nie spiesząc się z niczym. Przyciągnął ją nieco do siebie, żeby pogłębić czułości.
    - To dobrze - szepnął między jedną a drugą z nich.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  150. — Naturalnie, w końcu musimy zadbać o twoją formę. Pokonując mnie szybciej, raczej mało istot będzie ci w stanie zagrozić. — dodał. — Dlatego też spróbujemy bez broni. Zapasy się przydają. Zawsze. Nawet z bronią, jeśli będziesz z kimś w bliskiej odległości, umiejętność klinczowania znacznie poprawi twój stan bitewny. — stwierdził, mrużąc oczy. — Chodziło mi, że przebiegniemy się wokół osady, nie wyspy. Spokojnie. Dopiero zaczynamy. Przede wszystkim chcemy troszkę podnieść ciśnienie krwi, a nie się zmęczyć samym bieganiem. Ale nie wykluczam, że w dalszym treningu będzie to już w rutynie...
    Pajacował wraz z nią, powoli się rozgrzewając. Zdjął nawet swą wojskową szatę, by ukazać spodnie z wysokim stanem, oplecione pasem wokół brzucha. Góry stroju... Nie miał. Ukazał w ten sposób blizny, przypalenia, jak i wytatuowane barki, kark i górę pleców.
    — Zwykle ćwiczę medytację bitewną. Teraz wolę się jednak skupić na zwykłym treningu. Spokój ciała, to spokój ducha. A z naszymi umiejętnościami, ciężko czasem o oba. Dlatego trzeba się szlifować codziennie, Morgano.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  151. Jęknął, gdy przestała. Patrzył na nią z pożądaniem w oczach. Uniósł kolano i złapał ją za rękę, przyciągając do siebie, by przeturlać się na nią i zmienić pozycję.
    - Mhm w takim razie będzie bez wielkiego finału - zagryzł jej dolną wargę, żeby samemu dobrać się do jej koszuli i zacząć pieścić jej piersi językiem. Może jednak był nieco zbyt niecierpliwy. Wsunął dłoń w jej spodnie i spojrzał w jej płonące oczy. - Pozwól mi ci dogodzić - powiedział wprost w jej usta.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  152. — To ciekawe, przecież używasz sztyletów... Cóż, będziemy musieli się na tym skupić. Walka dystansowa jest dobra, jeśli masz pikę, halabardę... Albo łuk. Skupimy się zatem na zapasach i fechtunku sztyletem. Pokażę ci ciekawą technikę walki, skupiającą się na oponencie... Ze sztyletem. Spodoba ci się, jestem pewien. — rzekł, wracając do treningu. Jego ogromne mięśnie poruszały się z każdym ruchem, a po chwili, delikatnie skroplił je pot, przez co połyskiwały majestatycznie...
    — Kto wie, może jeszcze cię przeoram. Póki co, rozgrzewka. — dodał, dając jej znać, by podążyła za nim, gdy zaczął truchtać wokół wioski. Gdy go dogoniła, kontynuował rozmowę.
    — Od dziesięciu lat, codziennie, bez przerwy, trenuję swoje instynkty. Nie zdradza mnie, bo nie ma czego zdradzać. Każdy mój ruch w walce ma jakiś cel. Schowanie ręki za plecami często pomaga w czarowaniu eksplozji, tak, żeby nikt tego nie widział. Noszę też luźniejszy mundur, by nikt nie widział jak jestem zbudowany, jakie mam słabe punkty... Może ich nie mam, może mam. Po co mam to przeciwnikowi zdradzać? No i też dużo czaruję. Ciężka zbroja... Krępuje ruchy. Według mnie przynajmniej. W Phyonix za dużo ich nie mamy, to raczej relikty muzealne... Ale w Mathyr dużo tego już widziałem. Poza tym... Też widzę, że nie przepadasz za zbrojami... — zrobił dokładnie to, co ona jemu, przeglądał jej ciało bez wstydu, od stóp, po piersi, nie kryjąc się z tym komplernie.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  153. Zaśmiał się w odpowiedzi na jej komentarz i spojrzał po niej z błyskiem w oczach, aby za chwilę przyssać się do jej szyi. Zostawił na niej soczystą malinkę. Jego dłoń wsunęła się za skrawek bielizny dziewczyny i zaczęła drażnić jej guziczek, a on sam possał jej sutek, przygryzając go raz za razem. Drugą wolną dłonią masował jej drugą pierś. Dawno nie czuł takiego pożądania. Pragnął jej każdym skrawkiem swojego własnego ciała.
    - To dobrze, bo ciężko by mi było teraz odpuścić - skomentował puszczając do niej oczko. Zatrzymał się w pewnej chwili i zsunął z niej, aby podziwiać jej drżącą figurę. Dobrał się wówczas do jej spodni i zsunął je z niej, aby okrężnymi ruchami masować jej spodnie. Polizał ją po brzuchu i żartobliwie przygryzł jej skórę. Następnie zsunął bieliznę z jej nóg, obserwując swą piękną kobietę. Podrażnił trochę jej łechtaczkę palcami.
    - Czego pragniesz? - zapytał jej muskając ustami jej podbrzusze. - Powiedz, co chciałabyś żeby z tobą zrobił?

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  154. — Wiem. Dlatego przybyłem do ciebie, by samemu trenować. — dodał, krzywiąc się. — Następnym razem jak będziesz potrzebowała manekina... Powiedz. Spróbuję coś zorganizować. Dobrze się trzymasz po ciąży. To już dobry znak. — stwierdził, kontynuując trucht. Co do zbroi... W ich kulturze, dużo bardziej opłacało się unikać ataków przeciwnika, niż brać je na siebie. W końcu ogień feniksa był jedyną rzeczą co je raniła. Oprócz odrzucenia. I jelitówki.
    — Trupy nie opowiadają historii, Morgano. Pamiętaj też, żeby uważać. Jesteśmy przyzwyczajeni do perfekcji, do tego, że istnieje dla nas mało zagrożeń. Zawsze jest większa ryba. Zawsze. Na mnie, na ciebie...Niedocenianie przeciwnika to coś co wykorzystujesz... Ale pamiętaj, żeby sama nigdy w to nie popaść. A teraz próbuj medytować. Spróbuj uciszyć umysł. — dodał, kątem oka zerkając na jej tyłek.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  155. Pokiwał głową. Wiedział, że po ciąży organizm jest osłabiony... Z innych źródeł, oczywiście. Sam fakt, że dała mu popalić w pojedynku, po długiej przerwie, świadczył o dobrym wyszkoleniu i dyscyplinie. Zaprawdę, nie był jej zbytnio potrzebny. Mógł jedynie pomóc w nakreśleniu drogi, z powrotem do zbudowania wytrzymałości fizycznej i powrotu do formy. Jej samoświadomość także dobrze prosperowała. Wiedziała, że jeszcze ma dużo pracy przed sobą, coś do udowodnienia samej sobie - tak ocenił.
    Widząc, że kobieta się skupia, uśmiechnął się.
    — Poczuj swą indywidualność. Wiatr smagający twe włosy, twoje ciało, każdy jeden zakątek pracuje... Serce bije, krew przepływa, twoje moce kipią w koniuszkach palców. Bądź tu i teraz. Zmanifestuj swą indywidualność. — mówił spokojnym głosem, by nakierować ją na odpowiednie tory, nie żeby stricte wyrywać ją ze skupienia.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  156. Zatrzymał się, patrząc na draśnięcie. Nie płynęło z niego dużo krwi, więc wszystko było w porządku. Trucizna nie ima krwi feniksa.
    — Robisz postępy. A teraz wyobraź sobie ten trans, to skupienie... — spojrzał jej wtedy w oczy, a te rozjarzyły się ogniem. — Ja oddycham tak cały czas. Nawet jak śpię. Totalny relaks, tak to ujął twój ojciec. — rzekł, przesuwając palcem po jej ramieniu, a gdy dostrzegł krew z rany, przechylił głowę na bok. — Wracajmy na twój dziedziniec. Pora na sparing.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  157. Nie było mu łatwo. Nigdy nie było mu łatwo, to musiał jej przyznać. Trudno było się przy takiej kobiecie zatrzymać. Zlizał z warg jej mleko i przyspieszył ruchy swojej dłoni, czekając na odpowiedź. Cierpliwie z delikatnym uśmiechem błąkającym się po jego ustach. W końcu padło wraz z uroczym zawstydzeniem. Posłał jej buziaka w powietrzu i nachylił do jej ust.
    - Jak sobie życzysz, kochanie - szepnął wprost w nie, zanim nie ułożył się wygodnie by mieć dostęp do jej brzoskwinki. Zaczął językiem drażnić jej łechtaczkę, od czasu do czasu wsuwając go do środka jej dziurki i wysuwając się chwilę później. Całował ją tam i lizał zapalczywie, mrucząc od czasu do czasu.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  158. — Czasami sam sobie zadaję to pytanie. — odparł, jakby to miał być żart, ale kryzys pustego środka Lazarusa czasami zbierał mu sen z powiek. Kim był? Czy był jedynie narzędziem? Nic nie wartym numerkiem w służbie kapłanki? Co jeśli zginie? Nie ma nikogo. Czy ktokolwiek za nim zapłacze? Czy życie tak jak żyje sprawia mu radość? Czym jest radość?
    — To dobrze. — odparł, ruszając już przed plac, by przetrzeć ręcznikiem swoje czoło i spocone ciało. — Do tego stanu teraz? Trzy lata. Sam to wymyśliłem. A przynajmniej... Sam do tego doszedłem. Pewnie już ktoś to kiedyś wymyślił. W którymś świecie, na pewno.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  159. — Coś koło tego. Po paru miesiącach czułem się szybszy, po pół roku byłem szybszy. Teraz? Teraz czuję wszystko wokół siebie. Trzepot skrzydeł motyla, krople rosy spływające po dźble trawy... Przywykłem do tego. — dodał, kontynuując swą wewnętrzną rozsterkę. Zrobił jeszcze kilka wymachów, gwiazdę, salto w tył, przeplecione z saltem w przód. Ruszył do sparingu, od razu nacierając na kark Morgany.
    — Złap mnie najpierw za kark. Najpierw podstawy. Klincz karku, kontrola. Powoli, powoli, trzymaj gardę. — rzekł, machając ręką przed jej piersiami, by zaprezentować fakt, że w klinczu trzeba patrzeć pod siebie. — W tej pozycji, wchodząc z kimś w klincz, wyłączasz im możliwość używania miecza. Topory i młoty to inna sprawa. Sztylet tu jest najsilniejszy. — dodał, przechodząc w niski klincz, obejmując ją. — Teraz przeplatanka. Ucieknij mi z ramion.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  160. Połechtała mu ego. To trzeba przyznać. Wiła się pod jego dotykiem i oddziaływała tak, jak tylko mógł sobie to wymarzyć. Ucałował ją tam i zaśmiał się cicho.
    - Oj, oj... uważaj o co prosisz, kochanie - rzucił z zadziornym uśmiechem, zamieniając język trzema palcami od razu. Zaczął je wsuwać i wysuwać głęboko, szybko, raz za razem. Jednocześnie wrócił pieszczotami do jej piersi. Ściskając je i miętosząc, niczym mały rozluźniający masaż.
    - Jeszcze głębiej? - zapytał unosząc lekko brew i muskając jej wargi swoimi.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  161. Lazarus zabrał nogę niemal od razu, resetując postawę, do punktu wyjścia.
    — Wiem księżniczko, że mam ładne oczy, ale nie musisz mi ich wydłubywać... — zarechotał, rzeczywiście padając na ziemię, lecz z nogami oplecionyni wokół jej bioder w tak zwanej gardzie. — Uwolnij się z tego. Tylko mi oczu nie wydłub.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  162. Czuł, jak mu się wyrywa, dlatego oplótł swe nogi wokół jej uda, dociskając jej krocze, by zbliżyć się i spojrzeć jej w oczy.
    — Musisz uciec mechanicznie... Ból mnie tylko podnieca, słońce... — dodał, oblizując wargę, po czym zaczął łapać ją za rękę, starając się założyć jej dźwignię, by się poddała.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  163. Zarechotał, czując łokieć uderzający w biodro, jedynie poruszył się bliżej, by mogła patrzeć mu w oczy.
    Czując jak dociska nogę, złapał ją, by dociskać ją jeszcze mocniej.
    — No dajesz... Tylko na tyle cię stać? — spytał, rechocząc z jęzorem na wierzchu, czerwieniąc się przy tym.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  164. Uderzony, dwukrotnie, warknął.
    — Nie to mieliśmy trenować, Morgano! Klincz! Zwarcie! — rzęchnął, puszczając jej nogi, by wyturlać się spod niej. Wstał na równe nogi, dotykając swojej gardzieli, by splunąć krwią na ziemię. Widocznie trafiła swój cel.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  165. Roześmiał się serdecznie na to jej speszenie i odprowadził ją wzrokiem, nie wchodząc bardziej w jej przestrzeń osobistą. Zajął się malcem, kiedy ona szalała w kuchni.
    - Herbatę - odparł, gdy padło pytanie. Nie miał ochoty na nic mocniejszego tego dnia. Potrzebował po prostu wypoczynku. Uniósł wysoko brew na jej kolejne komentarze i spojrzał na łóżko z wyraźnym zafascynowaniem.
    - Mówisz? - zacmokał biorąc sobie poduszkę w dłonie i obserwując ją uważnie. - Toż to żyła złota. Dobrze zareklamować i jestem ustawiony do końca życia - przytulił poduchę do piersi, a potem znów odsunął od siebie. - Nie, nie. Jeszcze mną prześmiardnie i straci na wartości - pokręcił głową, po czym odłożył poduchę i wstał, pamiętając również o Eljasie. Podał jej go na ręce i sam ruszył za swoim niezawodnym nosem, który zaprowadził go do jedzenia.
    - Pachnie cudownie - pochwalił ją siadając przy stole. - Jak ci się tu mieszka? - zainteresował się.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  166. — Ciesz się, że jesteś księżniczką. Za pozaprogramowe napierdalanie na treningu zapasów dostałabyś pejczem po lecach od kaprala lub sierżanta. Arogancja, pycha, duma... Ciekawi mnie, czy palcujesz się do swojego obicia w lustrze, księżniczko. Tak się zachowujesz. — rzekł, spluwając jej w oczy krwią, z gardła, by odskoczyć w zawrotnej prędkości od jej chwytu. — To teraz ma. Koniec treningu. — rzekł, łapiąc się za krtań, by zakasłać jeszcze kilkukrotnie krwią, łapiąc za torbę z przyrządami. Zbledł na twarzy, jak właściwie każdy, kto dostałby kopa na tchawicę.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  167. — Ojciec cię za mocno napierdalał, bo upadłaś na głowę i nie jesteś w stanie zrozumieć co to jest "sparing" i "podstawy zapasów". — warknął, podnownie odkasłując krew. — Mogłaś mnie zabić, kretynko, zdajesz sobie sprawę? Jestem jedną z niewielu osób, które jest w stanie pomóc twojej siostrze, a ty mi prawie oczy wydłubałaś! — wrzasnął, zakładając swój strój, a ogień rozpalił się w jego oczach. — Ciesz się kretynko, że twój ojciec jest moim seniorem, bo bym ci łeb rozkurwił na poziomie nuklearnym. Tobie, twojej rodzinie, a potem zabawiłbym się z twoimi zwłokami... — westchnął, czując, że złość go pochłania. Westchnął ponownie. — Jak chcesz kogoś zabić, to mu to powiedz, jak przechodzicie do treningu podstaw. Wytłumaczyłem ci dokładnie co masz zrobić, jakie odruchy trenujemy. Nie będę już z tobą trenować, ale wiedz, że jakikolwiek trener zobaczy "przetrwanie" i "odruchy", to spuści ci taki łomot, że nawet wysoka kapłanka ci mordy nie zmodeluje z powrotem do normalności. Żegnam. — rzekł, zmieniając się w feniksa, by odlecieć z powrotem do domu Darcy, gdzie zaleczył swą tchawicę własnymi łzami.

    Lazarus <3

    OdpowiedzUsuń
  168. Wyszczerzył się do mnie i wciągnął powietrze nosem, by palcem pod nim przesunąć.
    - Sztachnąć to się mogę twoim zapachem - podszedł do niej i powąchał ją krótko przy szyi, kiwając lekko głową. - Prawie się nie zmienił. Może trochę bardziej mleczny ten twój zapaszek - puścił do niej oczko, wracając do stołu i wsuwając koreczek ze smakiem.
    - Mi wiele nie potrzeba - stwierdził swobodnie. - Nikt mi specjalnie nie gotuje i jestem skazany na lepsze czy gorsze potrawy z różnych karczm - pokiwał lekko głową. - Mam już swoje top dziesięć - wyszczerzył się. - Piaski Czasu zajmują zaszczytne 5 miejsce, ale jeszcze nie wypróbowałem wszystkich potraw - pokiwał lekko głową, wracając do jedzenia. - No, no... dobre - oznajmił po kilku kęsach obiadu. - Natan ma się czym pochwalić.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  169. Pieścił ją dalej, utrzymując rytm. Z lekkim uśmiechem błądzącym mu po ustach. Zamruczał, gdy przygryzła jego wargę i spojrzał jej prosto w oczy, by potem już zachłannie wpić się w jego usta. Całował ją mocno, spragniony tej bliskości. Od dawna. Gdy zaczęła sama się nadziewać zatrzymał dłoń i mruknął coś niewyraźnie. Jezu jak on chciał w nią wejść w tej chwili. Jak bardzo tego pragnął. Jak o niczym innym nie chciał myśleć, ale mimo to powstrzymywał się, ocierając się o nią od czasu do czasu. Musnął ustami jej ucho i ze śmiechem dał jej "pierdziuszka" między piersi.
    - Mor... pragnę cię - przyznał się jej bez bicia.

    Natan

    OdpowiedzUsuń
  170. - Nikogo... - zrobił minę zbitego psa. - Nikt nie może ze mną wytrzymać - uniósł dłonie w górę i odsunął się od niej by przykucnąć i zachlipać. - Co ja biedny pocznę... - bąknął jeszcze chlipiąc sobie chwilę dłużej. - Takie cudne geny i nikomu nie mogę ich przekazać... - żachnął się wstając w końcu i wycierając wyimaginowane łzy z oczu.
    - Cóż jeśli chodzi o śniadania to polecam "U Klementyny". Obiady też mają dobre, ale mi tam bardziej pasuje taka gospoda na obrzeżach Slavit. "Pod Modrym Bykiem"... ciekawa gra słów. Niebieski byk - pokiwał lekko głową. - No tam mają dobre mięso, zawsze świeże, zawsze dobrze upieczone na wolnym ogniu. Super chrupiąca skórka, palce lizać - pokiwał głową. - Potem mamy knajpę na pograniczu Fjelldod "Mrożone Umarlaki". Alkohol nieziemski, przekąski cudne i okazja do rozwalenia kilka pysków... nawet reklamują się tym, że bez rozwalenia pysków nie wypuszczają - zaśmiał się cicho. - No i Terra. W Terrze mam kilka cudnych knajp. Pyszne jedzonko, zupełnie inne... - wzruszył ramionami. - Jak z pieluch wyjdziesz to cię chętnie kulinarnie po Mathyr oprowadzę - puścił do niej oczko.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  171. Odpłacił się jej tym samym uśmiechem i skinął głową. Nie miał z tym żadnego problemu. Mógł skończyć na niej. Przecież nie zamierzał już po raz drugi zostawać ojcem. Jeszcze dobrze nie wgryzł się w swoją rolę, a już drugi raz? Nie. Tego niespecjalnie chciał, no i wiedział że Mor również niespecjalnie ma na to teraz ochotę. Ucałował delikatnie jej wargi, uwalniając jednocześnie swe przyrodzenie ze spodni i nakierowując je na jej wejście.
    - Oczywiście - szepnął jej do ucha. - Kończę na tobie - zapewnił ją, po czym wrócił do jej ust i wszedł w nią jednocześnie.

    Natan [pozdrawia z klasy numer 33]

    OdpowiedzUsuń
  172. Spojrzał po niej mrugając kilkakrotnie.
    - Ależ to przecież proste - rozłożył ręce w geście niezrozumienia. - Po mnie od razu widać, gdy jestem poważny - pokręcił lekko głową. - O na przykład teraz jestem - odchrząknął i zaraz puścił do niej oczko. - A teraz już nie - wyszczerzył się do niej i wywrócił oczyma.
    - Z całą rodzinką? - uniósł wysoko brew. - No wiesz... sama się wyrwij, a nie ciągnij całą rodzinę - machnął lekko dłonią. - Eljas ma czas na swoje przygody - dodał. - Od tego macie dziadków co by go podrzucać - dodał po chwili i uśmiechnął się do niej szeroko. - Ja cię tam na jedną rande-vous zabieram samą - poinformował ją wcinając żarełko. - A reszta z rodzinką - dodał po chwili. Kompromisy, co nie?

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  173. Przez moment poruszał się w niej spokojnie, delektując się jej ciasnym wnętrzem, którego tak dawno już nie czuł. Mruczał jej do ucha jak bardzo ją kocha i... jak mu tego brakowało. Jej bliskości, jej osoby, jej czułości. Wszystkiego. Muskał jej szyję, zostawiając kilka malinek po drodze i zaczął nabierać rytmu, gdy tylko przyciągnęła go do siebie. Wpijał się w nią mocno i szybko. Starając dać jej maksymalną przyjemność, a jednocześnie samemu taką otrzymać w zamian.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  174. - O! - klasnął w dłonie. - Wiedziałem, że mnie zrozumiesz - pokiwał głową, zajadając się dalej jedzonkiem. - Dlatego nie rozumiem, jak ktoś może nie zauważać tej różnicy - przyznał szczerze i znów skinął głową. - Pewnie, pierwszą spędźcie razem - zgodził się z nią. - Mogę ci zapisać nazwy i polecajki jedzeniowe jeśli chcesz. Pokazać na mapie czy coś - rzucił lekko. - No tak... wbrew pozorom młodych dziadków ma Eljas - stwierdził krótko, bo jasne, byli długowieczni... ale wciąż przeżywali swoją własną młodość, drugą i chyba tą najlepszą. Wciąż mieli wigor i siły do takich szaleństw. - No to tym bardziej jedno więcej wcale im nie zrobi różnicy. Nawet nie zauważą - puścił do niej oczko, po czym westchnął teatralnie. - Człowiek cię na randkę zaprasza, a ty nawet nie chcesz wziąć mnie pod uwagę - zacmokał z zawodem w głosie. - Natan to i Natan tamto. Daj człowiekowi odetchnąć... Natan na pewno ucieszy się z samotności przez kilka dni - rzucił puszczając jej buziaka w powietrzu.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  175. Uwielbiał oglądać tę rozkosz na jej twarzy. Uwielbiał patrzeć na to jaką przyjemność odczuwa. Uwielbiał fakt, że to on jej ją dawał. Nie zwalniał. Wchodził w nią tak, jak to lubiła, muskając ustami jej ciało, a gdy zaczęła dochodzić, wsunął się w nią jeszcze kilka razy, wychodząc z niej na moment przed własnym spełnieniem. W końcu jej to obiecał. Nie dokończył w środku, tylko na niej, choć nie miał pewności, czy żadna kropla nasienia nie została w jej wnętrzu. Musnął jej wargi swoimi i opadł obok niej, by zaraz przysunąć ją do siebie i objąć swoimi ramionami. Ucałował czubek jej głowy, przymykając oczy.
    - Brakowało mi ciebie - przyznał cicho. - Bardzo.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  176. - Świetnie. To jesteśmy umówieni - Sato uśmiechnął się do niej szeroko. Zamierzał jej przypominać o tej "randce" na każdym kroku, gdy tylko będzie wpadał do Argaru. Może czas najwyższy faktycznie robić to częściej? Choćby i na chwilę, dzień lub dwa. Nie brzmiało to znów aż tak tragicznie. Posiedział u Morgany jeszcze dobre dwie godzinki. Pojedli, popili, pośmiali się i pożegnali.

    Sato

    OdpowiedzUsuń
  177. Kolejne dni spędzali wspólnie, bez żadnych komplikacji czy specjalnych ekscesów. Tego jednak dnia, Natan wstał wcześniej od Morgany i zabrał Eljasa ze sobą na krótki spacer po okolicy. Po powrocie przygotowali dziewczynie śniadanie i oboje wsunęli się do wyrka... Eljas nie miał wielkiego wyboru. Łapkami zaczął bawić się policzkami Morgany sprawiając, że Nat wybuchnął cichym śmiechem.
    - Dzień dobry - rzucił do niej wesoło. - Masz ochotę na wspólny piknik? - zaproponował jakoś tak. Pogoda dopisywała, a siedzenie na tyłku w tym samym miejscu zaczynało mu powoli doskwierać. Nawet niewielka zmiana otoczenia była tu wymagana.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  178. - Ogarnij się spokojnie, a my tu poleżymy - rzucił chłopak lekkim tonem, oddając krótkie czułości swej ukochanej. Przygarnął Eljasa do siebie i przymknął na moment oczy.
    - Hm? - uchylił powieki na pytanie dziewczyny. - Koło 10 - odparł śmiejąc się lekko. - Tak słodko spałaś, że nie budziliśmy cię wcześniej, ale ile można - pokazał jej język, w końcu wstając i odkładając malca do łóżeczka, aby samemu zająć się przygotowywaniem jego torby. - Proponuję krótką wędrówkę w górę wodospadu... - rzucił, po chwili, obserwując szykującą się kobietę i zbliżając się do niej, aby objąć ją od tyłu ramionami. - Na tę polanę pełną kwiatów - ucałował ją w kark.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  179. - Taa, jasne. Ze mną - Natan spojrzał po niej z niedowierzaniem. - To wszystko wina Lawy - burknął. - Latasz z nim na treningi i potem śpisz jak zabita - mruknął, po czym odetchnął głęboko. - To znaczy... nie mam nic przeciwko treningom z nim ani tym, że śpisz jak zabita, ale... - podrapał się lekko po głowie. - Ech zazdroszczę i tyle - posadził sobie Eljasa na ramionach i podszedł do Morgany by ucałować ją mocno w usta.
    - Kawa u taty? - dmuchnął sobie w grzywkę. Jakoś nie bardzo to widział. Nie specjalnie ostatnio miał ochotę chodzić do miasta. Wolał nie wiedzieć, że ktokolwiek potrzebuje pomocy czy wpadł w jakieś bagno. - Możemy iść na rynek - zgodził się z nią ostatecznie, opierając nieco o ścianę. - Nie wiem czy chcę iść do niego na kawę - przyznał ostatecznie. - Może zamiast tego wpadniemy do "Piasków Czasu"? - zaproponował.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  180. - Wolałbym potrenować z tobą - odparł swobodnie. Trenowanie z Lazaurusem, którego nazywał Lawa lub Lazania, w zależności od humoru, niespecjalnie mu się uśmiechało. Przecież widział jego maślany wzrok co do Morgany. Szczęśliwie ostatnio coraz rzadziej go widywał.
    - Nie - pokręcił przecząco głową w odpowiedzi co do Niklausa i odetchnął głęboko. - Po prostu w tej chwili wolałbym się z nim nie widzieć... - zerknął na nią i pomasował sobie skronie. - ...obawiam się że mógłbym dowiedzieć się o jakimś innym problemie i znów zacząć sobie pluć w brodę - wzruszył ramionami. - Wiem, głupie myślenie. Wiem, na pewno kiedyś się dowiem... ale w tej chwili nie czuję się na siłach, by przetrawiać takie czy inne wieści - skomentował. Może pokrętnie ale nie bardzo wiedział jak wyjaśnić to co czuje w środku. Natan wziął tylko rzeczy potrzebne na piknik i posadził sobie malucha na baranach, łapiąc go rękoma za łapki.
    - No to ruszamy - uśmiechnął się do niej pogodnie.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  181. - No i świetnie - ucałował lekko jej usta. - Nie lubiłem gościa - stwierdził bez ogródek. - Ślinił się do ciebie... na kilometr było widać że chce coś więcej niż tylko trening - pozwolił sobie na komentarz i zaraz przytaknął. - No i pięknie, potrenujemy razem - dodał swobodnie. Nie chciał już komentować więcej swych myśli, póki Morgana nie wypowiedziała tych słów.
    - Nie - odparł krótko. - Mi nie będziecie ciążyć - stwierdził krótko. - A przynajmniej nie z mojego punktu widzenia. Ja takich odczuć nie mam. To ty sobie na głowę wrzucasz to całe ciążenie... więc jak już ktoś komuś ciąży to ja tobie - poklepał ją lekko po głowie.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  182. - Ja? - pokręcił lekko głową i rozłożył ręce na boki. - Ależ ja się ślinię 24 godziny na dobę - rzucił ze śmiechem na ustach, po czym westchnął ciężko. - Przecież wiesz, że nie mogę tego powiedzieć - spojrzał jej prosto w oczy. - Będę toczył ze sobą wewnętrzne walki, ale jak już ruszę... jeśli ruszę... to skupię się tylko na zadaniu, żeby jak najszybciej wrócić do was z powrotem - wyjaśnił, przyciągając ją do siebie i całując szybko. - Wiem, że nie o coś takiego ci chodziło... ale w tej chwili nic na to nie poradzę. Może za jakiś czas nie będę toczył wewnętrznych walk... nie wiem co przyniesie przyszłość - wymamrotał. - Ty też nie wiesz - dodał po chwili.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  183. Pomasował sobie nos i odetchnął.
    - Wiesz o co tak naprawdę byłem wściekły? - zapytał jej spokojnie. - O niepozostawienie mi żadnego wyboru - wzruszył ramionami. - Po twoim komentarzu o konsekwencjach, sprawa była dla mnie jasna - podrapał się lekko po głowie. - Wiem, że w twoich oczach miało wyjść inaczej, ale tak odebrałem twoje słowa. Albo zostaje, albo mam po rodzinie - zacisnął mocno wargi. - Wiem, nie powinienem tak myśleć, ale cholera jestem głupio emocjonalny i poszło dokładnie w tę stronę -pokręcił lekko głową. - Cieszę się, że byś nie odeszła na zawsze bez słowa, a mimo to gdzieś ten niepokój pozostał. Bo co to znaczy bez słowa? - zerknął na nią. - Po moim powrocie, spotkalibyśmy się i powiedziałabyś, że odchodzisz? Bo nie uszanowałem twojego zdania w tamtym temacie? Chcę wierzyć, że tak by nie było. Że doszlibyśmy do jakiegoś porozumienia, ale... - zaśmiał się cicho. - ...matki bywają nieobliczalne - rzucił pół żartem pół serio. - A jeszcze takie z ognistym temperamentem... - gwizdnął cicho ruszając w stronę zapowiedzianej wcześniej polany. - Nasza rodzina jest dla mnie ważna. Bardzo ważna. Nie wyobrażam sobie bez was życia. Zwłaszcza, że sytuacje tego typu - machnął dłonią w stronę Argaru. - Choć może zdarzają się często to znowu nie aż tak często. Nie w każdej muszę brać udział i nie w każdej biorę - skomentował. - Jednak niektóre są dla mnie ważne i ciężko będzie zdecydować, że chcę ruszyć, jeśli w domu może na mnie czekać kolejna awantura - mruknął krótko. - Wiem, nie musi czekać. Wiem, mogę teraz przesadzać - pokiwał lekko głową. - I muszę to sobie przepracować. Powoli i na spokojnie... z tymże nie tylko ja muszę to zrobić - chwycił ją za rękę i delikatnie ją po niej pogłaskał. - Kocham was nad życie, ale czasem będą pojawiać się większe lub mniejsze kłótnie między nami. Różnimy się od siebie, więc to też naturalne... ale poddawanie się? To zdecydowanie nie jest w naszym stylu.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  184. - I nie biorę w każdej udziału - rzucił cicho. - Nie w każdej, Mor... Akane ma tego tyle, że musiałbym chodzić obok niej 24 godziny na dobę żeby w każdej wziąć udział - mruknął. - Heh no właśnie, normalne że chcę pomóc... - powtórzył po niej. - Ale bez przesady... - spojrzał na nią ze śmiechem odbijającym się w głosie. - ...nie zamierzam rzucać się w wir na problemy każdego z Argaru. Nie starczyłoby mi na to czasu, nawet z możliwością zatrzymania go... czasu i energii - pokręcił lekko głową. - Jeszcze tak nie zwariowałem. Owszem mam tu paru znajomych, tych nieco bardziej ważnych... i jest to całkiem spora grupka ludzi - zgodził się z nią. - Ale przecież nie lecę im wszystkim na pomoc - mruknął jeszcze. Objął ją lekko ramieniem gdy wspomniała o swoim dzieciństwie.
    - Mor, twoja sytuacja była wyjątkowo trudna - Nie tylko dlatego, że twoi rodzice zbawiali Phyonix - zauważył. - Eljas nie jest tobą, Mor - zerknął na nią. - A ja... my... nie jesteśmy twoimi rodzicami ani moimi - dodał po chwili milczenia. - On nas nie straci. Ech ja też ojca długo nie miałem i nie zamierzam robić tego swojemu dziecku - mruknął. - Ale to nie znaczy, że musimy rezygnować ze wszystkiego co do tej pory robiliśmy - dodał cicho, kiwając zaraz głową i wsłuchując się w jej dalsze wyjaśnienia.
    - Rozumiem, myślę, że wytłumaczyłaś to dobrze. Na pewno będę na to zwracał większą uwagę, gdybyśmy się jeszcze tak żarli... ale nie obiecuję że mi wyjdzie. Ja też mam trochę wybuchowości w sobie i jak mnie ktoś nakręca to idę w zaparte... - przyznał krzywiąc się lekko przy tym.

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  185. Mężczyzna od jakiegoś czasu był na tropie ognistych ptaków. Sprawa wydawała się prozaiczna, ot, pewnie przez ogniste wrota coś się wydostało i nawiedzało ten świat, strasząc mieszkańców. Grom przeliczył się co do tego, znalezienie tropu ptaków wydawało się dość... Problematyczne. Deptał im po piórach, ale cały czas nie mógł namierzyć jakiegokolwiek osobnika... Frustrowało to młodego wojownika, ot miał jeszcze do przepracowania traperstwo poza Phyonix... Ale jak to wpłynęłoby na jego reputację?
    W końcu z głębokich przemyśleń wyrwał go głos... Znajomy, aż za bardzo. Na-kapłanka, nie dało się jej pomylić z kimkolwiek.
    — Jestem tutaj! Za wydmą! — dodał, wychodząc z piasku, w którym siedział już dobre kilka godzin, przez co Mor miała widok na majestatycznego Groma, z narzuconym, prozaicznym, lecz skutecznym pustynnym płaszczem. Pamiętał ich ostatnią kłótnię... Mimo to, zasalutował, bijąc się w pierś.
    — Na-kapłanko, w czym mogę służyć? — spytał, neutralnym tonem.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  186. Natan pokręcił lekko głową.
    - Nigdy nie brałem udziału w każdej akcji i nigdy nie będę, bo sam nie czuję ku temu większej potrzeby - odparł szczerze i roześmiał się szczerze na jej komentarz. - A no trochę. W porównaniu do ciebie? Hm, muszę się postarać o znacznie większą wybuchowość co by ci dorównać - zauważył krótko i zgodził się z nią. - No mam nadzieję, chociaż... podejrzewam że tak nie będzie - przyznał szczerze. - Za bardzo się nakręcamy... - mruknął. - Chociaż może będzie ich mało...

    Nat

    OdpowiedzUsuń
  187. Cień uśmiechu zawitał na licu Lazarusa, gdy na-kapłanka składała raport, lecz miała problem w zaadresowaniu podmiotu rozkazu. Uśmiech nieco zbledł na treść, jaką mu przyniosła.
    — Ogień feniksa lub fenalisa. — dokończył, wzdychając ciężko, po czym przetarł twarz z piasku. Za długo siedział w kamuflarzu, zdecydowaniu. — Czyli jest gorzej niż zakładaliśmy... Cholera. — od razu poszedł za wydmę, by wyciągnąć swój bagaż... Wyjątkowo podłużną torbę...
    — Jeśli tak, to Mathyr jest w niebezpieczeństwie. Z innych raportów wiem, że latają grupowo... Są zorganizowane. Świadome. Tak donosili tubylcy... — rzekł, otwierając przy Morganie torbę, w której znajdował się długi miecz ze zdobioną głowicą, rękojeścią... Nie umywał się jakością do ostrzy Morgany, lecz funkcjonalnie, ciężko było znaleźć lepsze ostrze w Phyonix. Do tego runy na klindze... Sam Sangius pobłogosławił tą broń... Lazarus słynął z nieprzewidywalnego stylu walki bez broni... On sam miał ciarki na plecach...
    — Wasza książęca mość, w pojedynkę mogę zginąć... — rzekł, wyciągając miecz, by stanąć na baczność. — Czy mogę liczyć na twoją pomoc? Nie znam osoby, która dorównałaby mi walce tak dobrze, jak ty. Z tobą ta misja ma szanse powodzenia... — stwierdził, po czym spoczął. — Poza tym, napij się. Widzę, że wędrówka była męcząca. — dodał, wyciągając bukłak z nektarem gumijagodowym, by poczęstować nim Morganę.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń

^