“Kryształy mocy tworzone są przez starożytny obelisk. W jego wnętrzu zaklęty został chłopiec wywodzący się z rodu Andżeleri, znajduje się on w samym sercu Kryształowego Lasu, kontroluje całą faunę i florę tego miejsca. Aby się do niego dostać należy przejść przez rozklekotany most, ominąć rozpadającą się chatkę legendarnego pustelnika - o którym po dziś dzień krążą plotki, jakoby to wciąż żył, a jego duch miał w opiece to miejsce, a także przemierzyć dolinę krwi - która chętnie wyssie z ciebie życie. Swą wyprawę zakończysz w diabelskich sidłach - jeśli w nie wpadniesz, twe kości zostaną zmiażdżone. Na szczęśliwców czekać będzie obelisk, który zdecyduje czy jesteś godzien by posiąść kryształ. Jeśli ci się to uda - w nagrodę otrzymasz most, który przeprowadzi cię bezpiecznie na skraj lasu, w przypadku porażki - będziesz musiał sam odnaleźć drogę powrotną. - POWODZENIA!”
Zadania dla autora:
Rozklekotany Most - znajdź “coś” na blogu
Chatka Pustelnika - zagadka dla autora
Dolina Krwi - wtrąć się w dowolny wątek innych autorów
Diabelskie Sidła - zaszyfrowana wiadomość (złam kod)
[Autor zdecydował, że gra między powodzeniem, a śmiercią postaci]
_________________________________________________________________________
Zadar przygasił niewielkie ognisko, przy którym jeszcze chwilę temu jego zagubione Gołębie próbowały się ogrzać. Powiódł wzrokiem po śpiących twarzach dzieci i pomasował sobie skronie. Wojna zbierała swoje żniwo. Przekonał się o tym na swej własnej skórze. W jednej chwili stracił dom, w którym wychowywał się od maleńkiego, swą ukochaną siostrę – Dobromiłę – która uśmiechem potrafiła rozjaśnić nawet najgorszy dzień, dziadka – Masława – który chociaż wiele zim miał już na swym karku to poświęcał całą swą uwagę swym wnukom, przyjaciół – którzy rozpierzchli się na wszystkie strony świata i dobytek, choć niewielki to taki który zapewniał mu skromne życie. Wojna przyniosła mu za to 6-cioro zagubionych Gołębi, których rodzice zostali zamordowani przez wędrujących Polszan oraz masę problemów, które te biedne Gołębie ze sobą przyniosły.
Pierwszym było znalezienie dla nich wszystkich schronienia. Długo zastanawiał się nad swoimi opcjami. Skrupulatnie je sobie rozpisał i koniec końców zdecydował się na dość ryzykowne rozwiązanie. Istniało miejsce, do którego niewielu śmiałków decydowało się zapuszczać. Miejsce, które nie będzie nigdy objęte wojną. Kryształowy Las. To on stał się jego celem wędrówki. Poprowadził tam swoje Gołębie i znalazł dla nich schronienie w górskiej jaskini, znajdującej się u podnóża terenów Fjelldod. Stamtąd tylko pół drogi dzieliło ich od granicy Lasu.
Drugim okazało się zdobywanie pożywienie. Gołębie, choć niewielkie, swoje potrzeby miały. Potrafiły długo chodzić bez pożywienia, ale Zadar nie chciał doprowadzić do śmierci głodowej. Nauczył się więc polować. Na początku szło mu to tragicznie, a jego wystrugane włócznie nie zdawały się do niczego, ale czas zrobił swoje. Nauczył się tworzyć znacznie lepsze narzędzia a i w jego sidła łapały się niewielkie żyjątka. Poza tym miał jeszcze swoje korzonki i dary lasów, ale to wszystko zdawało się być zbyt małą pociechą. Nie dla tylu głodnych gąb.
Na domiar złego Trzebor, Witosz i Radomiła zaczęli porządnie gorączkować. Było to troje najmłodszych, bo jedynie 8-letnich Gołębi, przez co Zadar zaczynał odczuwać skutki swojej decyzji, być może niezbyt trafnej co do ich obecnego położenia. Najbliższe w miarę przyjazne miasto mieściło się ponad 2 dni drogi z tego miejsca. Nie było szans, by tam z nimi wrócić.
To właśnie wtedy zaczęła kiełkować w nim niebezpieczna myśl. Kryształowy Las był na wyciągnięcie ręki i oferował tyle możliwości. Gdyby miał chociaż jeden mały kryształ… mógłby go sprzedać albo wymienić za odpowiednie leki dla dzieci. Mógłby to zrobić nawet na terenie Fjelldod. Nawet oni pokusiliby się o kryształ. Bił się tak z myślami dobre 3 dni, próbując na wszelkie sposoby utrzymać Gołębie przy życiu i poprawić ich stan zdrowia. Bezskutecznie.
Tej nocy uznał, że czas najwyższy schować wahanie do kieszeni i zabrać się za działanie. Obudził więc Nestora i przykląkł przy najstarszym, bo aż 12-letnim Gołębiu.
- Idziesz? Zostawiasz nas? – chłopiec przetarł oczy i przeciągnął się siadając.
- Idę – Zadar uśmiechnął się do niego pokrzepiająco. – Ale wrócę – dodał zaraz, zdając sobie sprawę z tego, że składa w tej chwili obietnicę, która może nie mieć pokrycia. Bardzo ulotną obietnicę. – Nestor, opiekuj się pozostałymi. Wydzielaj rację żywności, zmieniaj okłady… - zaczął wyliczać. – I pod żadnym pozorem nie wychylaj się z kryjówki… jeśli już chcesz rozpalić ogień, zrób to w dzień. Jest mniejsza szansa, że ktoś go dostrzeże – dodał jeszcze i odetchnął głęboko. – Poradzisz sobie i zobaczysz, wrócę jak najszybciej się da – uśmiech nie schodził mu z ust i kiedy chłopiec w końcu przytaknął, on sam odetchnął głęboko.
Nie oglądał się za siebie. Ruszył w drogę do Kryształowego Lasu. Lasu, który sprawiał wrażenie niedostępnego i niezwykle czarnego. Złowrogiego. Zadar jednak nie zastanawiał się dłużej. Czas na to już dawno minął. Przystanął na progu lasu i nabrał głębokiego oddechu, a potem przestąpił krok, chowając się w gęstwinie drzew.
__________________________________________________________________________________
Admini:
"Las nie był zbyt gościnny dla Polszanina. Korzenie w losowych momentach wystawały spod ziemi, gałęzie drzew splatały się ze sobą blokując przejście w tą czy tamtą stronę, a kwiaty co chwilę wydzielały okropny zapach, który był w stanie wywołać nawet torsje.”
__________________________________________________________________________________
Już pierwsze kroki postawione na ścieżce leśnej przyprawiły go o nieprzyjemne dreszcze. To miejsce nie było przyjaźnie do niego nastawione. Atmosfera była tak gęsta, że Zadar mógłby przysiąc, że miejscami mógłby kroić ją nożem. Mimo to nie wycofał się. Na szali było życie jego Gołębi, a on nie zamierzał poddawać się tak łatwo. Szedł przed siebie, uważnie stawiając swe kroki, ale i tak kilka razy musiał zmienić kierunek „spaceru”. Gałęzie drzew jakby się na niego uwzięły, przeszkadzały za każdym razem, gdy w sercu rodziła się nadzieja na przesmyk. Walczył tak z drzewami dobrą godzinę, zanim nie stanął i nie zmierzył ich wszystkich spojrzeniem pełnym niedowierzaniem.
- Wy tak na poważnie? – zapytał ich, właściwie samemu nie wierząc w to co robi. Gadał z diabelnymi drzewkami. No ładnie, Zatar, szybko tracisz zmysły. Opowieści o lesie nagle zdały się mu niezwykle prawdziwe. – Nie zamierzam was krzywdzić, chcę tylko pomóc swoim Gołębiom… - dodał i nabrał głębokiego oddechu, a potem zamknął oczy i ruszył biegiem przed siebie, nie zważając uwagi na to, że gałęzie zaczęły porządnie nacinać mu skórę tu i ówdzie. Zaliczył nawet spektakularny upadek i z krzykiem sturlał się z pagórka, wprost w morze kwiatów. Kwiatów, które przyprawiły go o mdłości. Zacisnął mocno usta, ale koniec końców nie utrzymał w sobie swojego ostatniego posiłku. Ten wylądował na ziemi tuż obok niego.
- Dziękuję ślicznie, doceniam waszą troskę o mój żołądek – Zadar odetchnął głęboko, przysiadając na swoich piętach. – Mam pewność, że nic zatrutego już nie znajduje się w mym wnętrzu – przetarł sobie usta i zerwał kilka śmierdzieli. Wsunął je do swojej torby. Może kiedyś się przydadzą? O ile przeżyje tę całą przygodę. Zacisnął wargi i wstrzymał oddech przedzierając się dalej. W końcu natrafił na rozklekotany most, a tam…
__________________________________________________________________________________
Rozklekotany most - Znajdź odnośnik ukryty pod słowem kojarzonym z miejscem, do którego przybyła Twoja postać."
ZNALEZIONO – U PERUNA I - https://kraina-mathyr.blogspot.com/2020/01/drapieznik.html - A koło administracji zadecydowało, że rany będą duże.
__________________________________________________________________________________
Rozklekotany most nie zachwyca. Jest spróchniały i sprawia wrażenie, jak gdyby nikły powiew wiatru mógłby go roztrzaskać na strzępy. Zadar po raz kolejny przypomina sobie w myślach, że przyszedł tu w konkretnym celu. Ma o co i dla kogo walczyć, bo chęć powrotu jest niezwykle kusząca. Może inny sposób się znajdzie. Na pewno tak się stanie. Chłopak robi krok w tył. Przed jego oczyma znów pojawiają się jego biedne, rozgorączkowane Gołębie. Knykcie pobielały mu już konkretnie i potrzeba jeszcze tylko jednego. Małego bodźca, a ten chętnie się pojawia. Gdześ z boku Zadar słyszy narastające warczenie i zanim zwierzę pojawi się w zasięgu wzroku rzuca się do przodu. Przeskakuje przez most, wybierając te mniej spróchniałe stopnie na swe nogi. Słyszy narastający ryk. Szlag, szlag, szlag! Ucieka, biegnie zygzakiem, ale zwierzę ostatecznie ląduje mu na plecach. Chłopak wyje z bólu czując jak pazury wbijają mu się w plecy i rozorują je. Walczy jednak, przez chwilę próbuje przeć do przodu, ale ostatecznie nabiera głębokiego oddechu i krzyczy ponownie. Nie, nie tak. Zrzucić go… zrzucić. Zbiera w sobie wszystkie siły i wykonuje gwałtowny ruch by obrócić się na plecy. Krzywi się przy tym, a łzy stają mu w oczach. Łapie pysk drapieżnika, gdy ten niebezpiecznie zbliża się do jego głowy. Trzyma twardo obiema rękoma. Dyszy z wysiłku. To wszystko jest ponad jego siły. Patrzy w oczy drapieżnika i czuje jak krew odpływa mu z twarzy. O boże… co to za okropieństwo.
- Zostaw, uspokój się… nie chcę cię krzywdzić. Proszę, zostaw – Zadar prosi, wręcz błaga o to drapieżne zwierzę, ale to nie chce mu dać za wygraną. Chłopak już wie, że się z nim nie dogada. Jego zmęczone dłonie są już całe we krwi od kłów i zębów, którymi zwierz kłapie i mlaszcze. Szlag by to. W ostatnim przypływie sił chłopak gwałtownie odrzuca łeb drapieżnika w bok i szybko wstaje. Łapie rozklekotaną deskę i kiedy już ma zamachnąć się na zwierzę, to wbija kły wprost w jego bok. Zadar wyje z bólu i trzepie deską na oślep. Uderza po łbie. Słyszy kwilenie zwierzęcia, uderza dalej i jeszcze i jeszcze aż nie słyszy nic. Siedząc we własnej krwi dygocze na całym ciele. Przysuwa ucho do paszczy zwierzęcia i szczęka zębami.
- Przepraszam… przepraszam, nie dałeś mi wyjścia… - wydusza z siebie i wymiotuje w bok, po czym powoli się zbiera z miejsca. Nie jest jednak w stanie przejść nawet trzech kroków, bo upada. Krew sączy się z ran, jakie odniósł. Chłopak drżącymi dłońmi rozrywa swą koszulę i zawiązuje ją sobie wokół talii, upewniając się, że ta dociska mocno do rozoranego boku. Traci sporo krwi. Bardzo dużo. Z boku, z ran na plecach, a nawet z tych cholernych dłoni, ale brnie przed siebie. Gołębie czekają, a on już zaszedł tak daleko. Nie może się teraz wycofać.
__________________________________________________________________________________
Admini:
"W drugiej części Las nie był wcale łagodniejszy, najwyraźniej bardzo nie lubił Polszańskiej krwi… albo właśnie bardzo lubił. Może to Twoja rana tak rozbudziła tutejszą florę? Tym razem drogę utrudniały liany przytrzymujące postać, zapadliska tworzące się bezpośrednio pod stopami oraz pnącza strzelające kolcami. Koło zdecydowało! Twoja postać zostaje ranna, jednak jej rany nie są poważne!
__________________________________________________________________________________
Gdyby Zadar na chwilę przystanął, zginąłby na miejscu. Mimo, że okolica w jakiej się znalazł wygląda magicznie to zdecydowanie jest to najbardziej zatrważająca krew w żyłach magia. Magia, która chce go dobić. Drzewa zaczynają swój odwet. Liany łapią chłopaka w swe sidła, przytrzymują, nie chcą dać mu wyjść. Brunet czuje piekący ból w piersiach. Krzyczy drżąc na całym ciele. Prosi po raz kolejny, jest zmęczony. Chce po prostu chwili spokoju. Nabiera płytkie ale regularne oddechy. Napiera swoimi zakrwawionymi rękoma na liany i milimetr po milimetrze udaje mu się z nich wyplątać. Pada wówczas na kolana w całej tej walce. Nabiera znów kilka oddechów i czuje jak ziemia zaczyna się rozstępuje pod nim. Oczy rozszerzają mu się z przerażenia. Horror. Po prostu horror. Jak najszybciej robi unik, turlając się na bok. Zagryza swe zęby i unika strzelających kolców, gdyż wciąż jest rozpłaszczony na ziemi. No, prawie unika. Jeden dociera do celu i po raz kolejny wyrywa z jego gardła krzyk. Trafił wprost w lewe ramię. Chłopak wyrywa go i wsadza do swojej torby a potem rusza szybciej przed siebie. Na tyle szybko na ile pozwalają mu rany, które do tej pory odniósł.
__________________________________________________________________________________
Chatka Pustelnika – Odgadnij hasło!
Zagadka nr. 1: Sunie po blogu sobie powoli, ktoś tam duże litery wtrącić
gdzie nie trzeba sobie pozwolił. - -
> ZNALEZIONE LITERKI: LEJ
Zagadka nr. 2: Ta postać ma coś z barana, a jej rasa jest w Mathyr dość
powszechnienie znana. Tej rasy trzecia i czwarta litera godna jest
zapamiętania. - - > ZNALEZIONE - HAUKKUA
- ZA
Zagadka nr. 3: Włada żywiołem w sam raz do współpracy. U tej postaci w
KP ktoś istotne litery zaznaczył. - -
> ZNALEZIONE – TONY - DA
Zagadka nr. 4: Rządzi tam charyzmatyczna persona, która lubuje się w
zgonach. Łap z nazwy drugą literę i szukaj dalej, zostało Ci już niewiele. - - > HELGA I JEJ FJELDOD - - > J
Zagadka nr. 5: Słońce tam zobaczysz i się na ciało napatrzysz. Zgarnij
trzy ostatnie litery imienia, a potem życz sobie powodzenia!" - - >
LAZARUS - - > RUS
HASŁO: RUSZAJ DALEJ!
__________________________________________________________________________________
Kiedy już nadzieja zaczyna powoli umierać w Zadarze, w oddali wyłania się rozwalająca chatka. Chłopak zmusza swe nogi do dalszego marszu i chwilę później wsuwa się do środka. Oddycha głęboko i pada na kolana. Potrzebuje odpoczynku. Zdecydowanie potrzebuje odsapnąć. Chociaż godzinkę. Nie więcej. Przymyka oczy opierając się od drzwi i pozwala sobie na chwilę spokoju. Oddycha równomiernie, starając się odpocząć na tyle na ile to możliwe. Może jeszcze nie wszystko stracone. Ile minęło? Pół dnia? Dzień? Nie jest w stanie tego przewidzieć. Las zdaje się spowijać mrok, ale Zadar już wie, że to wszystko sprawa drzew, które jakby specjalnie zasłaniają dostęp do słońca i jego położenia na niebie. Chłopak nie jest w stanie określić godziny i niespecjalnie chce to robić. Przez moment odpływa do krainy snów. Odpływa chcąc zapomnieć o całym bólu jaki na przestrzeni kilku tygodni doświadczył. Włącznie z obecnym jego stanem. Przysypia marząc o tym, aby się nie obudzić. Budzi się jednak 30 minut później i uderza swoje policzki.
- Wstawaj, Gołębie cię potrzebują – mobilizuje się. – To co, że boli? Nie pierwszy raz i nie ostatni – mruczy do siebie powoli dźwigając się na równe nogi. Korzystając z chwili oddechu przegląda zawartość chatki. Zmienia prowizoryczny opatrunek na boku. Zakłada nowy na ramię. Na plecy starając się nie zwracać uwagi. Odnajduje ususzone zioła i wsuwa ich parę do buzi, by chociaż coś mieć w żołądku. Zabiera ze sobą garść kolejnych ziół i z drżącym sercem rusza dalej.
__________________________________________________________________________________
Admini:
"Zbliżasz się do Doliny Krwi. Trochę już posoki
straciłeś. Czy wystarczająco wiele by Dolina poczuła się nasycona? Koło
zdecydowało! Twoja krwista zapłata nie została przyjęta! Zostajesz postawiona
przed wyborem: A, B czy C?”
Dolina Krwi - Wtrąć się w dowolny wątek innych autorów. - -> https://kraina-mathyr.blogspot.com/2024/03/what-is-cost-of-our-lies.html?sc=1745843628554#c8343383022094264609
(wtrącenie w wątek Mieszko i Emmy)
Wybrana opcja – C – postać odnosi znaczące szkody.
__________________________________________________________________________________
Przemierzanie lasu w stanie opłakanym nie należy do niczego przyjemnego. Zadar zdołał znaleźć dla siebie sporego rozmiaru kij, którym się teraz podpiera. Nie znał również kierunku, w którym powinien ruszyć, ale Las zdaje się prowadzić. Przez pewien czas chłopak jest mu wdzięczny. Liczy na to, że może wreszcie ich stosunki się ociepliły, ale… nie. Zaraz też wchodzi w Dolinę Krwi i zapiera mu dech w piersiach na sam jej widać. Czerwona, wręcz bordowa posoka płynie po dolinkach, wsiąka w glebę. Ususzone drzewa i na wpół przymarłe krzewy zdają się cierpieć, krzyczeć niemo. Gęsta mgła spowija to upiorne miejsce nie pozwalając na ani chwilę złudzeń.
- Jesteś głupi – Zadar karci siebie samego w myślach. – Trzeba było się domyślić, że las wprowadzi cię w pułapkę – wzdycha do tego i obraca się na pięcie, jakby chcąc zawrócić, ale ścieżka zniknęła. Nie ma powrotu. Musi dalej przeć do przodu.
Przestępuje jeden krok, a potem kolejny i jeszcze jeden. Powoli i ostrożnie, stara się nie wejść w żadną znaczącą kałużę krwi. Stara się jak może by ominąć to wszystko, ale wystarczy jeden nieodpowiedni krok. Jedno złe ułożenie nogi i do jego uszu dobiega dźwięk zanurzającej się nogi w kałuży krwi. Gwałtownie wyciąga ją, a właściwie to próbuje, bo z przerażeniem orientuje się, że nie jest w stanie tego zrobić. Coś wbija się w jego kostkę i przeszywa go paraliżujący ból. Pada jak długi i dygocze na ziemi. Drgawki przechodzą przez całe jego ciało. Szczęka zębami, czując jak z każdą chwilą robi się coraz słabszy. Dolina nie odpuszcza. Czuje nakłucia w różnych partiach ciała. Widzi jak krew odpływa z jego organizmu. Mozolnie stara się uspokoić, stara się wstać. Czeka, czeka na śmierć… ale to kiedy już nadzieja się ulatnia, a przed oczyma robi mu się ciemno, przestaje czuć bólu. Wyrywa swą nogę z paszczy Doliny Krwi, podnosi się na kolana i na czworaka wręcz pełza dalej, byle tylko opuścić tę straszną dolinę. Dopiero na jej obrzeżach, traci przytomność.
__________________________________________________________________________________
Admini:
„Zadar wpada w Diabelskie Sidła – rozszyfruj wiadomość”
Zaszyfrowana wiadomość: Hakonechloa to trawa ozdobna
__________________________________________________________________________________
Nie był pewien jak długo leżał nieprzytomny, ale koniec końców przebudził się przez niewyobrażalny ból całego swojego ciała. Po twarzy spływał mu pot, a wyraźne drgawki dawały do wiwatu. Westchnął ciężko, kiedy do głowy przyszło mu że chciał ratować swoje Gołębie, a ostatecznie sam wpadł w sidła temperatury i stanu wręcz agonalnego. Nie mniej dźwignął się na nogi i potykając o nie ruszył dalej. Znów nastała złudna chwila, w której to miał wrażenie, że już teraz gorzej być nie może. Nie dał się jednak zwieść temu myśleniu. Już nie i kiedy las rozpoczął swoje magiczne zmiany terenu, on był przygotowany. Przynajmniej w duchu. Domyślał się już, że i tak nie uniknie swojego losu, więc kiedy to potknął się o kolejny wystawiony korzeń i runął w dół turlając się z górki, zaczął żegnać się z własnym życiem i miał cichą nadzieję, że Nestor zajmie się pozostałymi. Coś chwyciło go i oplotło jego ciało. Wydał z siebie zduszony okrzyk i zaczął szamotać w więzach pnączy, ale to wcale nie pomagało. Było wręcz na odwrót. Zaczynało brakować mu tchu w płucach, całe ciało naprężało się od bólu. Łzy stanęły mu w oczach. Krzyczał, krzyczał długo, ale w końcu i krzyk zamarł mu w gardle. Odetchnął wówczas delikatnie i zamknął oczy. Czyli tak wyglądał koniec? Żadnego tunelu i światła na końcu… żadnych schodów, żadnego spokoju… tylko przerażenie, ból i przeraźliwe zimno. Doskonały koniec dla tak nieznaczącego człowieka jakim był. W duchu nawet się z tego ucieszył. W końcu dołączy do swojej rodziny. Może znów uda mu się z nimi zobaczyć. Może wybaczą mu to, że tak długo mu to zajęło. Przeprosił ich wszystkich w duchu, przeprosił i swoje Gołębie za złamaną obietnicę. Jednak nie będzie mu dane się z nimi zobaczyć. Nie będzie w stanie dłużej im pomagać. Cóż… okazał się głupcem, naiwnym dzieciakiem, który przez moment ośmielił się pomyśleć, że ze wszystkim sobie poradzi, że da radę. Śmiać mu się chciało. No gdzie? Nie był wytrawnym wojownikiem, nie był nawet uczonym czy uzdrowicielem. Ot prostym chłopakiem z wiecznie ubrudzonymi ubraniami od pracy na roli. Był zwykłym głupcem, niczym więcej. Głupcem z przerośniętą ambicją, ot co… a dla takiego taki koniec był wręcz idealny. Pogodził się ze śmiercią, już się nie bał. Czekał na nieuniknione…
… ale to nie nadeszło. Zamiast tego pnącza odpuściły. Wypluły go wręcz i znów był w stanie nabrać głębokiego oddechu w płuca. Znów czuł przeszywający go ból. Zapłakał cicho zanim powoli dźwignął się na kolana i usiadł na swoich piętach. To co przed sobą zobaczył było czymś magicznym, pięknym. Wszechobecne kryształy, dumne zwierzęta pasące się przy źródełku. Każde z nich miało w sobie kryształ, część ich ciała zamieniona została w kryształ. Niesamowite. I te kwiaty i roślinność odbijająca światło i mieniąca się na wszystkie kolory świata.
- Zginąłeś Zadar – stwierdził cicho. – Zginąłeś i pogubiłeś się po drodze… - mruknął jeszcze ocierając ostatnie łzy z oczu. – Tylko skoro tak to dobry dowcip… bolesne jest życie po śmierci… - westchnął.
Zwierzęta, które widział Zadar jednocześnie spojrzały w jego stronę. “Chcesz umrzeć Zadarze?” usłyszał w głowie, ale wrażenie mógł mieć jakby to te stworzenia do niego mówiły.
Chłopak pomasował swoje skronie, gdy tylko głos rozbrzmiał w samym centrum jego czaszki. Zwierzęta potęgowały wrażenie wyobcowania i zabierały komfort psychiczny, choć ten ostatni to sprawa sporna. Zadar nie był pewien kiedy po raz ostatni taki czuł.
- Myślę, że już umarłem - odparł na pytanie w głowie. - Słyszę głosy, zwierzęta do mnie mówią, a ja je rozumiem… - pokręcił głową i postukał się znów po niej. - To, albo tracę zmysły…
- To nie jest odpowiedź! - padło mało przyjemnym, zimnym wręcz tonem, jednak tym razem głos rozbrzmiewał z centrum polany, na której znalazł się chłopak, głos płynął prosto z obelisku.
Aż się wzdrygnął od tembru głosu obelisku. Świetnie, teraz gadał do niego jakiś wielki i przerośnięty kryształ. Dźwignął się chwiejnie na nogi i zrobił kilka kroków w stronę kryształu, wiedziony jakimś przeczuciem. Z pewnością nie instynktem samozachowawczym. Zrobił tych kroków jeszcze z pięć, zanim nie opadł z powrotem na kolana. Tym razem mógł wyraźniej przyjrzeć się obeliskowi. Skrywał on w sobie mężczyznę, chłopca wręcz. Całkiem zwyczajnego chłopca.. Znał historię Gabriela, każdy ją kojarzył, ale w danym momencie to wszystko go oszołomiło. Znać, a doświadczyć to dwie różne sprawy.
- Mhm - zacisnął wargi. - Jeśli jednak jakimś cudem żyję to zdecydowanie chciałbym to życie zachować - odparł. - A jeśli to wszystko to jakieś dziwne niebo… - rozejrzał się jeszcze raz po okolicy. - …to pięknie tu masz, ale jakoś samotnie…
Na słowa o samotności obecne dookoła zwierzęta wyraźnie się obruszyły. Dało się słyszeć ich gniewne fuknięcia, a kilka parzystokopytnych nawet zatarło racicą w ziemię, jakby zaraz miały ruszyć z szarżą na chłopaka. Obelisk milczał, ciekaw reakcji “gościa” na zachowanie jego towarzyszy.
Znów poczuł zimne dreszcze rozchodzące się w dół jego kręgosłupa. Oddychał płytko, krwawiąc przy tym i teraz, kiedy już miał właściwie pewność, że jeszcze dycha, a niebo nie okazało się bolesnym żartem… czuł autentyczne zagrożenie swojego nędznego życia. Przełknął głośno ślinę na to zachowanie zwierząt, ale nie oderwał wzroku od obelisku. Jeśli kopytne zamierzały go pożreć to chyba wolał nie widzieć momentu ataku. I tak nie byłby już w stanie się obronić.
- Można mieć różnych towarzyszy - stwierdził w końcu. - Miałem na myśli twoje więzienie… nie możesz wstać, pomóc rannym przyjaciołom… ostatecznie masz tu samotnie - rozwinął trochę swoją myśl. - Może… może spróbujemy rozbić ten obelisk? Ja z zewnątrz a ty od środka… uwolnimy cię - zaproponował, bo zrobiło mu się żal tego faceta. W sumie to dość sędziwego faceta, który utknął w ciele chłopca. Może nikt mu tego jeszcze nie zaproponował? Przecież wspólnymi siłami dałoby się coś zdziałać. - Kopytne też pomogą…
- No i po co ktoś tak krótkowzroczny miałby dalej żyć? - padło pytanie, a zaraz nieopodal dało się słyszeć warknięcie. Zadar mógł już je kojarzyć. Utłuczony przez niego drapieżnik zebrał się do kupy i właśnie teraz, wezwany, zawitał na polanie, bacznie obserwując chłopaka. Wystarczył jeden znak, ten na szczęście na razie nie padł.
- Nie wiem - Zadar przełknął głośno ślinę i pokręcił głową. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Przecież już żegnał się z życiem. Już przechodził na drugą stronę… już jedną nogą i myślami tam był, a potem wszystko to zaczęło się od nowa. Znajome warknięcie zjeżyło mu włos na głowie. Czyżby drapieżnik miał swoją rodzinę i ta teraz przyszła się zemścić? Ale nie… to warknięcie, ten warkot był świeży w jego pamięci. Niepowtarzalny. Z przerażeniem odwrócił głowę by spojrzeć na zwierzę z nieco zniekształconą teraz czaszką. Czaszką, w którą tłukł luźną deską od rozklekotanego mostu. Patrzył mu w oczy i bladł na twarzy, ale tylko przez chwilę.
- Żyjesz - wyrwało mu się z ust. - Żyjesz… - dźwignął się na nogi i przestąpił kilka kroków by wyciągnąć dłoń do drapieżnika. - Dobrze… - szepnął. - Przepraszam - dodał zaraz. - Nie dałeś mi wyjścia… chciałeś mnie zabić… nie reagowałeś na prośby… dobrze, że żyjesz…
Postawa zwierza nie ulegała zmianie, szczerzył kły i warczał, jednak w pewnej chwili spuścił na chwilę z oczu Zadara. Zerknął na obelisk, a zaraz po tym przestał szczerzyć kły, nerwowo oblizał pysk, otrzepał się i po prostu wycofał. Kiedy on odszedł, reszta zwierząt również wróciła do swoich typowych zajęć.
- Czego tu szuka polszańska krew? - padło pytanie od strony obelisku.
Chłopak opuścił dłoń, kiedy tylko zwierz spuścił z tonu. Zmarszczył lekko brwi nie do końca rozumiejąc co się zadziało. Spojrzał znów w stronę obelisku. To on miał tu władzę. Władzę nad wszystkimi. Zacisnął mocno pięści znów wracając na swoje wcześniejsze miejsce. Ta polszańska krew zabrzmiała bardzo nieprzyjemnie, a w obliczu ostatnich wydarzeń chłopak był pewien, że nie tylko Obelisk będzie go piętnował za własne pochodzenie.
- Pomocy - odparł zgodnie z prawdą. - Potrzebuję pomocy - spojrzał na Gabriela szukając we wnętrzu jego twarzy, jego oczu, ale obelisk utrudniał to zadanie. - Moje Gołębie potrzebują pomocy - mruknął. - Są wygłodniałe, słabe… na skraju wytrzymałości, a nikomu niczego nie zrobiły…
Przez jakiś czas Gabriel milczał, a dookoła zwierzątka spokojnie skubały sobie trawkę.
- A co mi do Twoich Gołębi? - padło w końcu.
Zadar nie był pewien czy to całe milczenie jest dobrym znakiem czy wręcz przeciwnie. Może powinien już dawno zbierać swoje cztery litery, dziękować mu za gościnność i po prostu brać nogi za pas? A może jednak miał jeszcze szansę na uzyskanie pomocy? W końcu przeszedł przez piekło… nadzieja wciąż tliła się w jego sercu i to jej się trzymał, ale te pytania… Gabriel ewidentnie próbował go zirytować i udawało mu się to.
- Moje Gołębie są dla mnie jak rodzina - zaczął wymijając się nieco od odpowiedzi. - To nie tobie ma być coś do Gołębi - mruknął. Zamierzał nawet dodać, że najlepiej by było gdyby Gabriel jednak trzymał się od nich z daleka, ale lepiej było ugryźć się w jęzor. - Czy jesteś w stanie mi pomóc? - zapytał go wprost. - Tak czy nie? Proste pytanie.
- A więc i Tobie nie ma co być coś do moich kryształów - nie zamierzał odpowiadać na pytania.
- W porządku - Zadar skinął delikatnie głową. - Nie potrzebuję konkretnie twojego kryształu, potrzebuję czegoś czym mógłbym utrzymać je przy życiu - wyjaśnił spokojnie, czując że przegrywa tę walkę. - Proszę, pomóż mi, one niczym nie zawiniły. Ja jestem tylko nędznym głupcem - przyznał nabierając nieco głębszego oddechu w płuca i dociskając dłoń do krwawiącego boku.
- Pozwolę… - odparł Garbriel - opuścić Ci to miejsce bez kolejnych ran - padło krótko i powoli zaczął się tworzyć most, prowadzący do wyjścia z Lasu.
Chłopak zacisnął mocno wargi. Tyle zachodu i wróci z pustymi rękoma. Wróci z niczym, ale… ale wróci. Nie złamie danej im obietnicy. Skinął krótko głową i dźwignął się na nogi. Może właśnie o to chodziło? Może to on miał być tym, który utrzyma te młodziaki przy życiu? Czy to chciał mu powiedzieć Gabriel? Nie był pewien, ale nie zamierzał go o to pytać.
- Dziękuję - odparł cicho ruszając w stronę mostu i wspinając się na niego. Może ostatecznie tak właśnie miało być. Musiał samodzielnie znaleźć siły i pomóc dzieciakom, nie licząc na nikogo innego.
Kiedy Zadar zaczął wspinać się na most, mógł usłyszeć cicho gwizdaną melodię.
- Nie zapomniałeś czegoś? - szept pojawił się przy uchu, a pod stopami chłopaka, między korzeniami, z których powstawał most, zaczął wydobywać się blask. Kryształ tworzył się tuż pod jego stopami i powoli wyłaniał się zza roślinnych pędów. Klejnot wzleciał na wysokość twarzy Zadara i tam się zatrzymał, lśniąc w promieniach zachodzącego słońca. Po tym spektaklu nie było już widać kryształowej polany, był jedynie most prowadzący do wyjścia i gęsty las po jego bokach.
Teraz tym bardziej nie rozumiał. Oszołomiony patrzył na kryształ wyrastający spod jego nóg, mieniący się w promieniach zachodzącego słońca. Patrzył na to cudo i nie wierzył, że faktycznie przed nim się pojawiło. Drżącą dłonią sięgnął do kryształu ale nie dotknął go. Nawet nie musnął palcami. Nie odważył się. Odwrócił się za to w stronę polany… polany, której już nie było.
- Dziękuję - powtórzył jeszcze, mając nadzieję, że Gabriel to usłyszy albo chociaż poczuje. Dopiero wówczas w końcu musnął palcami kryształ i schował go w swojej dłoni. Ciepło momentalnie rozeszło się po jego całym ciele. Zmarszczył lekko brwi i spojrzał na kryształ z mieszaniną ciekawości i strachu, a ten rozjarzył się. Przez moment buchnęły z niego płomienie i chłopak upuścił go automatycznie, robiąc krok w tył. Zamrugał. Płomienie go nie popatrzyły. Nie te. Dziwne i fascynujące, ale działanie kryształu postanowił zostawić sobie na później. Schował go do kieszeni i ruszył do swoich Gołębi, ostatecznie opuszczając Kryształowy Las.
___________________________________________________________________________________
Dziękuję za świetną zabawę i pomoc przy tworzeniu tego opowiadania!
Zadara jeszcze nie znam, a już zaczynam go lubić. Gabriel jak zwykle na wysokim poziomie elokwencji. Niezbadane są ścieżki jego umysłu. Szczerze? Zagrałbym o ten kryształ xD
OdpowiedzUsuńJa również dziękuję, bo i dla mnie to była świetna zabawa! :D Zadar zdecydowanie ze mną nie zadarł. Chętnie zobaczę go w wątkach, moją sympatię już ma. ^^
OdpowiedzUsuń