Loch Van Helgi był specyficzny. Właściwie Aci nie był w stanie powiedzieć iż to aby na pewno jest loch. Przede wszystkim w całym pomieszczeniu było po prostu koszmarnie zimno, co nie powinno go dziwić, bo przecież znajdowali się w samym centrum Fjeldod. W zamczysku Craiga i Helgi. Pomieszczenie było ogromne i swym kształtem przypominało okrąg, co sygnalizowało lokalizację samego lochu. Wieża, musieli znajdować się w wieży. Nie był pewien jak wysoko, ale po tym jak poprzedni z jeńców został wyrzucony przez okno, a jego krzyk odbijał się echem przez długie sekundy, mógł śmiało twierdzić, że wysoko. Byli naprawdę wysoko.
Był przykuty do ściany i nie on jeden. Każdy tu obecny podzielał ten sam los. Ściana wręcz pokryta była żywymi istotami, które od czasu do czasu zostawały zapraszane na środek. To właśnie w środku odbywał się rytuał Helgi. Kobieta przychodziła wraz z kilkorgiem swych podwładnych - zarówno mężczyzn jak i kobiet - wybierała swoją ofiarę i pozwalała reszcie patrzeć na agonię swego wybranka, a nie było to łatwe. Acair nie był w stanie zliczyć ile razy już opróżnił swój żołądek. Nie był w tym jednak jedyny. Za każdym razem, gdy kobieta przychodziła na moment stawało mu serce. Nie chciał być tym wywleczonym na środek. Po swojej lewej miał Walwana, a po prawej kobietę, która była jeszcze większych strachdupkiem niż on sam. Co, w jego mniemaniu, było już dużym wyzwaniem. Aż chciało się jej złożyć wyrazy szacunku. Niemniej Acair starał się za dużo nie mówić, byle nie zwracać na siebie uwagi. Dopiero kiedy drzwi się zamykały za plecami Helgi, a kroki cichły… dopiero wtedy zbierał się na odwagę.
- Po co im to powiedziałeś? - szepnął do Walwana. - Przecież mogłeś… mogłeś jakoś się wykaraskać…
Walwan w całej tej popieprzonej sytuacji wyglądał dość spokojnie. Ręce, tak jak inni miał przykute łańcuchami do ściany, ale jego głowa w większości czasu była przewieszona, trochę jakby drzemał lub medytował. Właściwie nie odezwał się ani razu, oddychał miarowo i spokojnie, starając się po prostu uspokoić myśli. Może była jeszcze jakaś szansa na ratunek? A może przyjdzie mu tu zginąć? Ach… Biedna matula i ojczulek, biedny Yerbe. Samiec siedział i się zastanawiał… Skoro już miał tu ginąć, to może chociaż pouciera nosa tej całej Heldze? Uśmiechnął się lekko na tę myśl, ale uśmiech zaraz zniknął. Mimo wszystko miał jeszcze ochotę żyć.
- Hm? - spojrzał na Acaira, gdy ten zadał swoje pytanie. - Przecież wiesz jak lubię zadawać zagadki… Nie mogłem się powstrzymać - odpowiedział mu również szepcząc.
- Ale… - chłopak zacisnął mocno wargi. - To moja wina - szepnął do niego. - Nie bierz… nie rób tego tak - wymamrotał jeszcze.
- Myślałem, że mamy już ten temat obgadany.
- Nie w takim wypadku - żachnął się Aci. - Walwiś… - zacisnął mocno drżące wargi. - Ja nie chcę, żebyś umarł… nie możesz umrzeć…
Walwiś? Aż uniósł jedną z brwi i prawie prychnął śmiechem, ale udało mu się powstrzymać.
- Nie Tobie decydować… Aciuś - odparł. - Też nie zamierzam umierać, ale w danej sytuacji niewiele mi pozostaje. Mogę sobie zagrać w grę z Helgusią…
Acair chciał mu ten pomysł wybić z głowy, ale jak się okazało nie był jedynym. Kobieta, która była sąsiadką Acaira, ruszyła się w kajdanach i zgromiła Walwana spojrzeniem.
- Ani mi się waż, Walwiś! - warknęła. - Wiesz co takie gierki na nas sprowadzą?! O panie Boże Śmierci miej nas w opiece…
Walwiś spojrzał po kobiecie i zarechotał cicho.
- Że niby bez takich gierek coś u tej kobiety wyjdzie lepiej? Chyba nie wiesz gdzie trafiłaś niewiasto… - odparł.
- Przynajmniej oszczędzi mi męczarni - spojrzała po nim. - Zginę… z wszystkimi kończynami na miejscu…
- Nie bój głowy, Twój Bóg Śmierci Ci je zwróci jak już będziesz po drugiej stronie - pokręcił głową i westchnął ciężko by zaraz spojrzeć w oczy Acaira. - Będę robił tak jak uważam za słuszne - oznajmił mu. Akurat temu stwierdzeniu chłopak nie zaprotestował. Ze strachem przytaknął mu i zacisnął pięści w swych kajdanach.
- W takim razie… ja również - wymamrotał tylko.
- Wiem - odparł, bo to akurat ani trochę go nie zdziwiło.
Godziny mijały. Dzień zamieniła się w noc, a potem znów wstało słońce. Chłód dawał się mu już nieźle we znaki. Trząsł się jak osika i szczękał zębami, przez co jego kajdany wygrywały mrożącą krew w żyłach melodię. Jakby ta krew już dawno nie była zamrożona. Helga wpadała jeszcze 4 razy, za każdym razem wybierając kogoś innego niż oni. Dwóch z torturowanych jeńców nie przeżyło. Ich ciała zostały wyrzucone z wieży, co tylko przyprawiło chłopaka o dodatkowe drżenie. W końcu Helga wróciła po raz kolejny i zaczęła spacerować między nimi. Przystanęła przy Walwanie i pogłaskała go po futerku.
- Piękny okaz, piękny - stwierdziła i przeszła dalej. Acaira nie zaszczyciła ani jednym spojrzeniem i chłopak już miał oddychać z ulgą, gdy Helga zawróciła. - Ty - spojrzała po nim. - Wyglądasz na takiego, któremu przydałoby się porządne rozgrzanie - zaśmiała się, dłonią zasugerowała swojemu podwładnemu by wyprowadził chłopaka na środek.
- Nie trzeba… - Aci zaszczękał zębami. - Mi tu jest wystarczająco… gorąco - wymamrotał jeszcze.
- O proszę i gadać potrafi. Cudownie - zatarła ręce z uciechy.
Walwan nie specjalnie reagował na przybycia Helgi, zwykle po prostu siedział i pracował nad oddechem. Chłód tego miejsca zaczął dopiero tego dnia nieco mu doskwierać, futro mimo wszystko ratowało w takich sytuacjach. Kiedy Helga przybyła wybrać kolejną ofiarę Samiec nic nie zmienił. Głowę miał zwieszoną i oddychał spokojnie. Zamknął jednak oczy. To znacznie ułatwiało sprawę, szczególnie, gdy Acair został wywołany. Pierwszy odruch nakazywał zabranie głosu, ale rozum podpowiadał mu, że nie warto. Jeżeli ona zobaczy, że komukolwiek tu zależy na chłopaku to na pewno to wykorzysta. Milczał więc, nie zmieniając swojej pozycji.
Acair w całym tym strachu, wcale im nie pomagał. Zapierał się nogami ile tylko mógł podczas wyciągania go na środek, ale nie rzucał się, bo czuł że to i tak nie miało sensu. O ile rozum mu to podpowiadał to ciało i tak swoje robiło, więc nogi nie współpracowały i dalej walczyły. Helga rozsiadła się wygodnie na swym lodowym tronie i skinęła dłonią na chłopaka, nieco zniecierpliwiona. Westchnęła przeciągle. Zawsze się stawiali, a koniec końców i tak wszystko pięknie śpiewali. Fjeldosi wyczuli zniecierpliwienie swej pani. Jeden z nich uderzył chłopaka pod żebra, czemu towarzyszył krzyk Acaira. Nogi niemal od razu się odblokowały, wreszcie zaczynając współpracować z rozumem, a jednocześnie chłopak przeklął się w duchu. Przecież tak nie mogło być, że od razu będzie jej tu odpowiadał na wszystkie pytania czy grał jak jej się to podoba. Wyleci przez to okno szybciej niż ktokolwiek inny. Tak kończyli ci wszyscy, którzy po prostu śpiewali od razu. Nawet nie otrzymywali drugiej szansy. On zamierzał dotrwać chociaż do 5 szansy zanim się złamie.
Poczuł i zobaczył jak jego ręce zostają przyczepione do łańcucha zwisającego z góry, a nogi do dwóch leżących na ziemi. Jedno pstryknięcie palców Helgi później, a zarówno górny jak i dolne łańcuchy naprężyły się sprawiając, że Acair miał wrażenie jakby urósł. Rozciągała go. Rozciągała do bólu, a ten przecież przyszedł dość szybko. Chłopak zapłakał cicho. Nabrał kilka głębszych oddechów. Ból był spory, ale jeszcze do wytrzymania. Starał się podnosić na duchu. Wówczas Helga wstała i powoli się do niego zbliżyła. Przesunęła swoimi szponiastymi palcami po jego drżących ramionach, torsie i nogach, by zakończyć całą zabawę chwytając go za buzię i ściskając ją mocno.
- Powiedz… na co ci tyle piasku z Fasach? Co w nim tak cennego? - zapytała udając głupią, gdy chodziło o drugie pytanie. Badała chłopaka. Badała jego wiedzę, a Aci miał ochotę po prostu jej to wszystko opowiedzieć, ale przecież… obiecał sobie, że trochę jednak wytrzyma. Zacisnął mocno wargi milcząc. Najlepsza taktyka to milczenie, prawda? Uhm… ale Ennis i Onyx by nie milczały… Odszczeknęłyby się… odszczeknęłyby się… W głowie szukał odpowiedniej riposty. Za późno. Helga nie należała do cierpliwych, kolejne pstryknięcie palcami i znów łańcuch poszedł w górę, a do jego uszu najpierw dobiegł trzask przy własnych nogach, a dopiero później jego własny krzyk. Pot skraplał mu się po czole.
- Do świeczki! Świeczki! Produkuję świeczki!
Walwan cieszył się, że ma przykute dłonie łańcuchami, bo chyba strzeliłby sobie w środek czoła słysząc odpowiedź Acaira. Jego krzyk był ciężki do zniesienia, a odpowiedź jakiej udzielił dała do myślenia. On tego nie wytrzyma, na pewno nie długo. Samiec dalej nie zmieniał pozycji, ale zaczął wygwizdywać pod nosem jakąś Lerodaską pieśń. Kobieta piorunowała go wzrokiem. Jej usta zdawały się mówić “Milcz”. Walwan jej jednak nie widział, bo wciąż miał zwieszoną głowę w dół i zamknięte oczy, nie przestawał gwizdać.
Śmiech Helgi rozbrzmiał po całej sali, a Acair spąsowiał. Mimo bólu, nie był zadowolony ze swojej głupiej odpowiedzi. Oj nie był. Trzeba było milczeć. Zatrząsł się lekko w łańcuchach, a kobieta poklepała go po policzku i machnęła lekko dłonią, po czym ruszyła do swoich jeńców, gdy jej rodacy robili swoje. Wybrała chłostę. Tak na dobry początek. Krzyki chłopaka niezwykle cieszyły jej uszy. Doskonałego Słowika sobie wybrała. Świetna zakąska przed prawdziwym Słowikiem. Aż rozmarzyła się na chwilę i przystanęła przy gwiżdżącym Walwanie.
- Prawda? Doskonale śpiewa - poruszała się w rytm jego muzyki, która o dziwo zlewała się z krzykami chłopaka idealnie.
W pierwszej chwili nie przestawał gwizdać, ale spojrzał na Helgę i przytaknął głową. Chwilę obserwował jej tańce, ale uciął melodię w pewnej chwili.
- Zawodzisz mnie - zacmokał niezadowolony i jednak opuścił głowę, milknąc.
- Och piękny okazie mój, doskonale przyozdobisz mą salę tronową, gdy z tobą skończę - stwierdziła kobieta. - Ja się dopiero rozkręcam - dodała wracając do ledwie przytomnego dzieciaka, który starał się po prostu oddychać. Nic więcej. - To co z tymi świeczkami? Po co tyle zachodu po ten piach, hm? - złapała go za szczękę i splunęła mu prosto w twarz.
Walwan zarechotał wyraźnie rozbawiony.
- Ach… Że niby w tym zawodzisz? - zaśmiał się ponownie i śmiał się w najlepsze dalej.
- Za chwilkę kochanie, za chwilkę. Musisz poczekać na swoją kolej - kobieta uśmiechnęła się do niego słodko. - Ależ rozkosz ci sprawię.
- A mówili, że jesteś inteligentna - pokręcił głową i jeszcze chwilę chichotał, zaraz jednak opuścił głowę i z lekkim oddechem zamknął oczy. Wrócił do swojego gwizdania.
Helga zignorowała go. Wyraziła się dostatecznie w tym temacie. Mogłaby co prawda kazać go ogłuszyć, ale po co? Gdzież by tu była zabawa? O ile jej wojacy się nie mylili, tych dwoje podróżowało razem. Nie miała co do tego pewności, ale zachowanie jej nowego, mięciutkiego kocyka, pozwalało dać jej co do tego pewność. W końcu przy innych torturowanych więźniach, kocyk się nie odzywał. Nawet nie próbował. Poklepała pustynnego po policzku.
- Pobudka, skarbeńku, jeszcze nie skończyliśmy - stwierdziła, tym razem pozwalając działać wiedźmom. Te rozpoczęły od podania chłopakowi podejrzanie wyglądającej fioletowej mikstury. Normalnie Acair pewnie zapytałby o jej skład i działanie, ale w danej chwili jego umysł po prostu się wyłączył. Długo musiały z nim walczyć zanim to przełknął, ale koniec końców wygrały. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rany, które wcześniej zrobili koledzy wiedźm, poszerzyły się. Krew zaczęła sączyć się z nich w znacznie szybszym tempie niż wcześniej. Dzieciak już nie krzyczał. Oczy zaszły mu mgłą i zawisł na łańcuchach.
Widząc to Helga westchnęła niezadowolona. Kopnęła dzieciaka w żebra łamiąc je przy okazji i palcami rozorała jeszcze jego policzek i ramiona. Niech krwawi, niech cierpi.
- Dajcie tu mój kocyk, a tego odstawcie - rozkazała wracając na miejsce.
Walwan gwizdał dalej, ale kiedy podeszli do niego, by przenieść go na środek, ten po prostu wstał i ruszył z nimi bez większego oporu. Przestał gwizdać, stanął jak miał stanąć, dał zakuć sobie łapska i spojrzał po Heldze. Dopiero teraz rozglądając się dookoła, jakby był na jakimś zwiedzaniu. Zatrzymał wzrok na Heldze i uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie powiedział.
Helga odpowiedziała mu tym samym. Ten przynajmniej zdawał się być wyzwaniem. Poklepała go po policzku, niezbyt delikatnie.
- Powiedz, jak idzie wam ten biznes ze świeczkami, może czegoś się od ciebie nauczę - zaśmiała się gardłowo, jednocześnie rozkazując swym podwładnym do rozpoczęcia rozciągania mężczyzny, w okrutnie powolny sposób.
Wan, o ile niewiele sobie zrobił z policzka, o tyle przy rozciągnięciu wydał pierwsze syknięcie.
- Wybacz, ale obiecałem sobie, że nie będę rozmawiał z istotami o poziomie inteligencji bliskiej Perunowi więc… - powiedział tylko i skupił się na znoszeniu bólu, co wcale nie było proste.
- Nie szkodzi - odparła spokojnie, głaszcząc go dalej po policzku. - Jak nie ty, to twój kumpel mi wszystko wyśpiewa - szepnęła nachylając się do jego ucha. - Jak już cię zobaczy w opłakanym stanie - pogłaskała go po uszkach, po czym rozsiadła się wygodnie na swoim miejscu i pozwoliła działać swoim ludziom. Łańcuch robił się coraz krótszy, a ona pławiła się w bólu jaki powoli, bardzo powoli, zaczął odmalowywać się na twarzy mężczyzny. Kiedy pierwsze kości strzeliły, zatrzymała proces i znów do niego podeszła. - Po co ci ten piasek? - zapytała.
Walwan dalej starał się nie krzyczeć zbyt głośno, ale kiedy strzeliły pierwsze kości ciężko było utrzymać głos w gardle. Stłumił go jednak na tyle szybko na ile potrafił, poczuł też strużkę krwi przy wardze i w buzi. Ocho… Chyba poszło żebro. Odkaszlnął lekko, a gdy Helga zadała pytanie spojrzał po niej.
- Za lasem, za rzeczką, zatańczmy w kółeczko… - zaczął sobie śpiewać nieco zachrypniętym głosem.
- W porządku, jak sobie życzysz - odparła biorąc do ręki nóż i sięgając do jego przedramienia. - Sprawdźmy czy twe futerko nada się na mój nowy koc - rzuciła i nacięła jego skórę, by zerwać jej spory kawał.
Wan krzyknął, ale między krzyk wplatał słowa piosenki. Spojrzał sobie jeszcze w górę, czuł jak oczy łzawią, jednak uparcie, mimo krzyków trzymał się pieśni, którą śpiewała mu matula za młodu.
Helga uśmiechnęła się zadowolona, przykładając sobie płat jego skóry do piersi.
- Co myślisz? - spojrzała po nim. - Twarzowo? - zaśmiała się i klasnęła w dłonie, by rozpocząć chłostę, a sama swym już zwyczajem oddaliła się, by krążyć wokół więźniów. Przystanęła przy nieprzytomnym Acairze i przykucnęła przy nim by pogłaskać go, wręcz matczynym gestem po włosach. - Wstawaj chłopcze, bo nie zdążysz mi wszystkiego wyśpiewać - szepnęła, ale nie wybudzała go jeszcze. Ot obserwowała z oddali swój kocyk.
W trakcie chłosty zachowanie Walwana za wiele się nie zmieniło, poza tym, że bardziej bełkotał słowa piosenki, w przerwach między krzykami. Zamknął oczy, czując jak do ust napływa więcej krwi, ale bełkotał dalej. W końcu jednak po prostu go odcięło. Stracił przytomność.
Helga westchnęła przeciągle i kazała reszcie przykuć mężczyznę na jego miejsce, a potem niezadowolona opuściła pomieszczenie. Jutro też był dzień.
Nie wiem czy wam wybaczę. Aciu i Waldziu nie zasłużyli na to, a wy macie jeszcze kolejne części. Opowiadanie jest straszne, boje się o ich los i szczerze boje się o ich życie przy waszej dwójce. Jeśli Helga jeszcze coś utnie, zatruje, wyłchosta to oficjalnie rozpoczynam polowanie na tę pipę. Mam nadzieję, że uda im się uciec już w drugiej części opowiadania, ale pewnie nic z tego nie będzie. Mam tylko nadzieję, że macie i będziecie mieć długo wyrzuty sumienia. Poczułam się personalnie zaatakowana, krzywdzeniem blogowych misi. Opowiadanie napisane bardzo ładnie, ale fabuła zdecydowanie mi się nie podoba.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się dynamika opowiadania, podoba mi się opis tortur i to jak postaci przeżywają te okropne rzeczy, ale jak już mówiłam Wam na osobności... trzymam kciuki by zarówno Aci jak i Walwik z tego wyszli. Jak już wiadomo nie cali, ale chociaż żywi...
OdpowiedzUsuń