Perun I bezwzględnie prze naprzód. Pali Lerodas. Jego żołnierze panoszą się na ziemiach Mathyr, wyłapują nieczystych krwiście, gwałcą, mordują, sieją zamęt.

Helga rusza w stronę Siivet Lasku. Jej oddziały ostrzą swe zęby, idąc nie zostawiają za sobą żywej duszy.

A Argar? Co z młodym państewkiem? Argar bawi się znakomicie na tańcach w Heim, śmiejąc się pozostałym w twarz.

A na dokładkę... karoca przybarwiona Nieumarłymi.

 

Woźnica  szarpnął lejcami gwałtownie. Wierzchowce zarżały niespokojnie a karoca dość gwałtownie wpadła w lekki poślizg. Mężczyzna zaklął siarczyście. Przed nimi dostrzegł oddział Fjeldodzkich dzikusów. Na to zdecydowanie się nie pisał. Znów strzelił lejcami robiąc gwałtowny zwrot na drodze. Nie zamierzał wpadać w ich sidła. Liczył na to, że ma jeszcze przewagę. Popędził konie słysząc okrzyki tamtych. Okrzyki, które jeżyły włos na jego karku i głowie. O nie, tego nie zamierzał przeżywać. Trzasnął lejcami jeszcze kilka razy i przeprosił swych pasażerów w duchu, po czym wyskoczył z pędzącego wozu. Zdecydowanie wolał kilka złamanych kości niż śmierć z ręki tych zdziczałych potworzysk. Wozem trzęsło niesamowicie. Wierzchowce rwały do przodu, uciekały na łeb na szyję. Coś wylądowało na dachu karocy, a ta przechyliła się i koziołkując zleciała z 1,5 metrowego urwiska. 

Ryu wyczuł kłopoty nosem. Tyle ich już mieli do tej pory, że nawet się tym nie zdziwił, ale serce i tak nieco mu zamarło. Przynajmniej w chwili, kiedy wychylając się z pojazdu dostrzegł opuszczającego “tonący statek” woźnicę. Cholerny skurwysyn! Szybko wrócił na swoje miejsce i mocno objął Klarę oraz Finna. 

- Będzie bolało - ostrzegł ich, bo być może jemu samemu udałoby się jeszcze wyskoczyć, ale nie miał pewności co do pozostałej dwójki, a zdecydowanie nie zamierzał ich zostawiać. 

 

Klara spokojnie drzemała nim zaczął się ten dziki pęd karocy, a kiedy dziewczyna usłyszała świst bata, zbudziła się gwałtownie nie tylko od przyspieszenia, ale i od samego dźwięku. Plecy aż ją zabolały mocniej na wspomnienie, dobre chociaż tyle, że mogła się już o nie delikatnie oprzeć. Z drugiej strony… W obliczu tego co właśnie się działo niewielkie to było pocieszenie.

- Co się dzieje?! - zapytała wyraźnie przestraszona, a gdy Ryu przygarnął ją i Finna do siebie, ona sama trochę bardziej osłoniła ciałem chłopca, co by ten znalazł się między nią a samym Ryu. Spojrzała w oczy bruneta chwilę przed tym jak karoca zaczęła koziołkować. Nie zdążyła powiedzieć zbyt wiele, ale wyraźny krzyk wyrwał się z jej ust. Wirowali po wnętrzu swojego pojazdu, tego, który jeszcze niedawno miał być dla nich zbawieniem. Klara starała się naprawdę mocno trzymać przy pozostałej dwójce, ale kiedy przewrót obrócił ją na plecy, puściła lekko chwyt, a kolejne kilka uderzeń sprawiło, że solidnie oberwała w głowę i po prostu straciła przytomność. 

 

Nie zdążył jej odpowiedzieć, bo karoca zaczęła się obracać, a on chwycił ją mocniej, nie zważając na jej plecy. Nie zamierzał jej puszczać, acz była to płonna nadzieja. W miarę wirowania - co sprawiło, że jego myśli gdzieś tam uleciały do wspomnienia pralki i chwilę nawet zastanawiał się, czy to właśnie tak ciuchy się w niej czują  i jeśli tak to doprawdy było straszne uczucie, więc nawet cieszył się, że pralek tu nie ma - poczuł jak co chwilę na coś wpada. A to drzwi, a to ściany karocy. Ból powoli rozchodził się po całym jego ciele. W końcu przydzwonił porządnie głową o górną półkę, na której jeszcze chwilę temu leżały ich bagaże. Zamroczyło go to na chwilę, przez co poluźnił uścisk i wypuścił Klarę ze swych objęć. Kiedy świadomość umysłu wróciła, ta była już nieprzytomna a Finn zapłakany wciąż mocno i kurczowo trzymał się jego koszulki. Jeszcze jedno uderzenie i wszystko ustało. Impet był jednak na tyle duży, że wyrzuciło ich z karocy, a ta spadła wprost na poszkodowane ofiary. W ostatniej chwili udało mu się odczepić od siebie dzieciaka i z całych sił jakie jeszcze miał, wypchnąć go nieco dalej, by powóz nie spadł i na niego. Wzrokiem szukał Klary ale nie mógł jej dostrzec. Chwilę potem poczuł niewyobrażalny ból, a z gardła wydarł mu się wręcz zwierzęcy wrzask. Pociemniało mu przed oczyma i na moment stracił przytomność.

 

Niepokojące były ruchy Fjeldoskich żołnierzy. Widział ich coraz częściej w miarę oddalania się od Argaru tych wojsk pojawiało się więcej, a przecież nie był znów aż tak daleko od domu. Nie dobrze się działo. Mimo to nie próbował im utrzeć nosa. W tej chwili jego priorytetem był Ryu. Rozglądał się więc uważnie i wtem zauważył pewne poruszenie. W oddali zobaczył jak Fjeldoski wojak wskakuje na karocę, a ta spada. Skrzywił się. To zdecydowanie musiało boleć o ile w ogóle ludzie tam przeżyli ten upadek. Wrzasku Klary nie rozpoznał, ale ten drugi sprawił że przyspieszył. Nosz kuźwa. Jeśli ten dziecior przeżyje to on sam go zamorduje na miejscu. Za głupotę. Trakt handlowy. Niech go szlag. 

Ryu odzyskał przytomność chwilę później. W uszach mu dzwoniło. Podciągnął się na łokciach i ponownie krzyknął. Nie był w stanie poruszyć nogą, a ta rwała niemiłosiernie. Dobrze, że bolało. Chociaż miał pewność, że będzie miał w niej czucie. Pozytywy. Trzeba było szukać pozytywów rozpaczliwej sytuacji. W oczach mu się troiło, a krew nieco mocniej przesłaniała widoczność. 

- Klara! - krzyknął, chcąc chociaż tak ją zlokalizować. Miał nadzieję, że ta mu odpowie. - Finn! 

- Jestem - chłopiec podpełzł szybko do niego. - Ja jestem… - płakał i był skrajnie przerażony tym co przed chwilą się zadziało. Ryu spojrzał po nim, oceniając szybko jego stan. Chłopiec zdawał się przeżyć upadek w najlepszym stanie. No przynajmniej lepszym niż on sam, choć dostrzegł kilka krwawiących ran na jego ramionach. - Klara… nie chce się ruszyć - dodał jeszcze wślizgując się do karocy. 

- Nie chce… co? - Ryu uniósł się z powrotem na łokciach, wreszcie lokalizując dziewczynę. Leżała w środku, miała dziwnie skręcone ramię, a na jej twarzy skrzyła się krew. Nie był w stanie ocenić jej całego stanu. Finn potrząsnął dziewczyną prosząc i błagając by otworzyła oczy, ale ta leżała tak jakby bez życia. Blada, mocno poobijana. Serce ścisnęło mu się w klatce piersiowej. Zabolało. Znów spróbował wyjść ze swojego potrzasku, ale każda próba przyprawiała go o niezwykły ból. Zatrząsł się przy kolejnej. 

- Finn… zabierz ją stąd, wyciągnij ją… - poprosił, bojąc się że wóz może zaraz i na nich się zawalić. - Wyciągnij - powtórzył, a dzieciak zaczął działać. Stękał i krzywił się, czasem nawet uderzał Klarę w nogę raz czy drugi.

- Ciężka jesteś! - krzyczał na nią. - No rusz się! - płakał. - Otwórz oczy… nie umieraj - jęczał jej wciskając głowę w pierś dziewczyny i chlipiąc głośno. Milimetr po milimetrze, centymetr po centymetrze powoli ciało Klary zaczęło przesuwać się raz za razem, ku radości ale i wielkiemu wysiłkowi jaki wkładał w to wszystko 8-latek. Ryu nie był pewien jak długo to trwało, ale w końcu mały i Klara byli poza wozem. Odetchnął wówczas z ulgą, choć ta zaraz została zniszczona przez Fjeldoskiego mężczyznę. Wyłonił się nagle. Jakby czekał na ich ruch. Zeskoczył z karocy i przykucnął mu nad głową szczerząc swe kły. Był okropny, nieco przegniły, niczym kościotrup, ale Ryu miał do czynienia w Lesie z dużo gorszymi przypadkami - przynajmniej gdy chodziło o wygląd - więc żołądek nie zrobił mu fikołka. Przynajmniej póki co. Odruchowo sięgnął po swój sztylet i gdy mężczyzna poruszył swą bronią zablokował ją tuż przed swoją twarzą. Nosz kuźwa, poważnie?! 

- Finn, nie wiem jak to zrobisz… ale zabierz ją stąd - sapnął do dzieciaka siłując się z wojakiem. Siłując i wiedząc że przegra w tym pojedynku sromotnie. Zginie przez pieprzoną karocę. O ironio. Musiał jedynie utrzymać się przy życiu na tyle długo by zapewnić pozostałym szansę na ucieczkę. Nabrał głębokiego oddechu w płuca i zamknął oczy. 

“Teraz byłoby miło gdybyś jednak mi pomógł” rzucił do swojego świecidełka. Skoro i tak miał umierać to przecież nie szkodziło złapać się ostatniej deski ratunku. Kiedy otworzył oczy jego obraz w oczach wojaka drgał. Zamiast jednego leżącego chłopaka, ten widział ich trzech i każdy próbował go dorwać swą bronią. Mężczyzna z początku dał się nabrać na tę sztuczkę, ale co z tego? Ryu i tak nie był w stanie zwiać. Poczuł jak jego broń nagle przebija jego bok. Rozrywa go wręcz. Splunął w bok krwią. Szlag. No to by było na tyle…

~.~

Meliodas na miejsce dotarł za późno. Mimo całej prędkości jaką rozwiną, wylądował za przeciwnikiem chłopaka za późno, ale nie zamierzał się nad tym rozwodzić. Pierwsze co zrobił to skręcił kark nieumarłemu. Dobrze wiedział, że to niewiele mu pomoże bo ten zaraz wstanie, ale i tak na moment go zamroczy. Następnie strzelił w jego głowę oddzielając ją od szyi, ale wiedział że musi działać szybko. Ryu wykrwawiał się mu pod karocą. Widział jak jego ciało drży, wpada w niekontrolowane drgawki. Raz po raz wypluwał krew. Cholera jasna, czuł jak złość się po prostu w nim kumuluje, a ten jeden Fjeldos nie był jedynym. Czuł ich obecność, ale nie zamierzał z nimi walczyć. Przykucnął przy Ryu.

- Hej - klepnął go po policzku. - Patrz na mnie - rzucił stanowczo. - Patrz i nawet nie waż mi się tracić przytomności - żachnął się, przykładając dłoń do jego rozwalonego boku. Pozwolił czarnej materii rozpostrzeć się po nim, by utrzymać dzieciaka przy życiu. Nie umiał leczyć. Mógł jedynie powstrzymać go przed nadmiernym wykrwawianiem się. Uniósł lekko karocę by wyciągnąć spod niej dzieciaka, ale wówczas prosto w niego poleciała sporych rozmiarów włócznia, która miała na celu trafienie w plecy. Głośny okrzyk bojowy przeciął eter i dwóch Fejldoddsów wysunęło się zza wzniesienia.

- Jedzonko! - krzyknął jeden z rozłożonym do połowy ciałem, było już mu nawet widać nieco kości. On dzierżył w ręce miecz, ale tuż obok niego szedł całkiem spory bysior, to on rzucił dzidę, ale poza nią trzymał w ręce jeszcze topór. Nie czekali na dogodną chwilę, po prostu ruszyli na karocę, a ten większy nie wyglądał jakby planował ją ominąć, nie, to była szarża.

Demon odruchowo opuścił karocę z powrotem na nogę chłopaka, czemu towarzyszył krzyk dzieciaka. Melio skrzywił się patrząc jak ten po prostu odpływa z czystego bólu. 

- Wybacz - mruknął, uskakując przed włócznią i wysuwając się naprzód, by przyjąć na siebie szarżę tych dwóch przeciwników. Sięgnął do miecza, przystając w pozycji gotowej do odbicia ciosów. - Jedzonko trzeba najpierw upolować… a temu konkretnemu niespecjalnie spieszy się do waszych gardeł - zacmokał ruszając na nich. 

Kiedy ten zabawny mały krasnoludek biegł w ich stronę, chudszy towarzysz odbił w bok i węszył w powietrzu, tropiąc rannych, większy z kolei biegł coraz szybciej, wykorzystując pęd górki, z której zbiegał. Złapał topór gotów odeprzeć atak, nie zmieniał kierunku gotowy staranować zarówno blondaska jak i karocę za nim. Zamachnął się na małego ludzika.

- Tobą to sobie między zębami co najwyżej poczyszczę - zarechotał i zadał kolejny cios. Mimo gabarytów nie był wcale jakiś ociężały, miał dość krzepy by szybko ruszać bronią.

Mały śmieszny blondasek rzucił w stronę chudszego kulę czarnej materii celując w jego nogi, drugą w kierunku jego biegu, a trzecią z głupia franc w innym kierunku, gdyby ten jednak się wycofał. Nie zamierzał im pozwolić zająć się dzieciakami. Tu był i zamierzał dać im to dobitnie do zrozumienia. Przyjął cios od drugiego mężczyzny i przesunął się z nim o krok do przodu.

- Jeszcze ci stanę w zębach i co zrobisz? - rzucił z krzywym uśmiechem na twarzy, po czym sparował jego cios i odskoczył unikając kolejnego. Mimo swego cielska całkiem nieźle posługiwał się bronią. To nie był wojak, z którym pierwszy lepszy sobie poradzi. Ciął Fjeldossa w bok, a następnie wyprowadził cios z góry. 

 

Czarna materia wypuszczona z dłoni krasnoludka wyraźnie zaskoczyła zarówno chudego, jak i grubszego wojaka. Ten chudszy wyfrunął w powietrze od ciosu pod nogami, ale tam rozsypał się na części i gdy opadł nimi wszystkimi na ziemię, to powoli przystąpił do “zbierania się w kupę”. Drugi wojak, mimo zaskoczenia nie przerwał natarcia.

- Argarczyk - zauważył dość szybko. Tego typu zdolności ciężko było przypisać komuś innemu. Złapał gość za róg przy swoim boku i głośno w niego dął, dając sygnał o tym spotkaniu. Wtedy też przyszło cięcie, przed którym nie zdołał się w pełni obronić. Rana średnio dała mu się we znaki, raczej wprawiła go w dobry humor. Śmierć z ręki Argarczyka? Jego rodzina będzie dumna. Chłop zaczął na niego napierać głównie po to by po prostu nie miał czasu na nic innego poza obroną. Ciął i uderzał, a gdy tylko ich bronie się parowały, wyprowadzał kopnięcia, próbując sięgnąć do niziołka. 

Słysząc dęcie w róg zaklął siarczyście. A mógł przecież nie obnosić się ze swoją mocą… tylko że chciał szybko załatwić sprawę. Dzieciaki potrzebowały natychmiastowej pomocy. Zacisnął mocno wargi, broniąc się przed Fjeldosem. Uskakiwał, odbijał ciosy, tańczył między kopniakami, by w końcu pozwolić mu się ranić. Przyjął cios na ramię, by gwałtownie do niego się zbliżyć i również jego potraktować swoją energią.

- Wybacz, dzielnie walczyłeś, ale nie mam na to teraz czasu - sapnął, ruszając biegiem do Ryu. Przed całym oddziałem Fjeldosów to z pewnością się nie obroni. Choćby niewiadomo jak potężny nie był… ci mimo wszystko mogli go zabić, a o dzieciakach już nie wspominał. Kątem oka widział zbierającą się kupkę chudego w jedną całość. Uniósł karocę wyciągając spod niego dzieciaka i niezbyt delikatnie chwycił go pod pachę. Zlokalizował też kryjących się pozostałych. Klarę przerzucił sobie przez plecy, a małemu, którego kompletnie nie kojarzył kazał złapać się za szyję, zanim wzbił się w powietrze. 

- Trzymaj się mały - rzucił do jedynego przytomnego w tej ferajnie. 

Leciał z nimi tak długo jak był w stanie, ale sam był ranny, a i stan dzieciaków mu się nie podobał, więc gdy powoli zaczął opadać z sił, wylądował. W lesie, gdzieś na obrzeżach Argaru.

- Hej młody - spojrzał po małym chłopcu, który dalej kurczowo trzymał się jego koszuli. Był skrajnie przerażony i wymiotował mu ze cztery razy podczas lotu. Nic dziwnego… pierwszy raz musiał to przeżywać. - Już masz grunt pod nogami - pogłaskał go lekko po głowie, po czym położył obok niego Klarę i Ryu. Dość ostrożnie. Sprawdził ich puls. Żyli. Uff. Klara zdawała się nie mieć większych obrażeń. Przynajmniej tych widocznych na pierwszy rzut oka. Poza rozbitą głową i złamaną ręką oczywiście. Zdjął z siebie koszulę i podzielił ją na pasy, by sprawnie przewiązać nimi głowę dziewczyny. Spojrzał też po jej ręce debatując ze sobą czy powinien jej ją nastawić, czy zostawić to profesjonalistce. Koniec końców uznał, że lepiej nastawić. Korzystając z jej nieprzytomnego stanu zabrał się więc do roboty. Kiedy ręka została nastawiona Klara krzyknęła odruchowo, jednak pozostała w lekkiej nieświadomości, mruknęła jednak coś jeszcze niewyraźnie pod nosem. 

- Emes… - szepnęła.

Meliodas odetchnął z wyraźną ulgą słysząc pierwsze słowo wydobywające się z ust Klary. Całe szczęście. Przynajmniej był pewien, że dziewczyna prędzej czy później odzyska przytomność i szczerze powiedziawszy… wolał aby to nastąpiło później. Ból mógł ją porządnie oszołomić. Poprosił Finna o znalezienie odpowiednich patyków i kiedy ten poszedł na ich poszukiwanie, obrócił się do Ryu. 

- Ech… nogę to ci nieźle załatwiłem… - westchnął obserwując jego złamaną nogę. Złamanie otwarte z mocno podrażnionymi ranami wokół niego było ponad jego siły, toteż tylko założył uciskową opaskę z bandaża powyżej złamania, co by spowolnić upływ krwi i to samo zrobił z jego bokiem. Mimo wszystko czuł się zmęczony i nie był pewien czy jeszcze długo będzie w stanie powstrzymywać jego krwawienie swą materią. Wolał zabezpieczyć się zawczasu. Klepnął chłopaka w policzek, również głowę mu na szybko opatrując. Ech dobrze, że Rei kupiła mu trochę tych koszul. Z jednej zepsutej aż tak zła nie będzie. 

- Wstawaj młody - mruknął znów go klepiąc po policzku.

Ryu jęknął głucho, ale przy odzyskiwaniu przytomności niemal od razu zaatakował go wszędobylski ból. Krzyknął zanim zdołał nad swą reakcją zapanować. Przez moment zastanawiał się czy żyje, ale śmierć nie bolałaby aż tak mocno. Nabrał powietrza w płuca i kiedy pierwszy szok minął ulokował wzrok na Meliodasie.

- O jezu… - jęknął.

- Gdzie demona mylisz z Jezusem… - Meliodas cmoknął niezadowolony i przyłożył mu dłoń do czoła. - Tak jak się spodziewałem, majaczysz chłopie - stwierdził i westchnął ciężko, dalej czekając na powrót Finna. Zamierzał założyć Klarze prowizoryczny temblak z usztywnieniem łapy. - Jesteśmy już w Argarze, jeszcze kilka kilometrów i będziesz w domu - rzucił spokojnie.

Chłopak nawet nie miał siły na jakąś błyskotliwą ripostę. Nie tym razem. Zamiast tego zacisnął mocno zęby.

- Nawet nie wiesz… jak się cieszę, że cię widzę - przyznał szczerze, przy kolejnej informacji omal mu się nie rozpłakując z pieprzonego szczęścia. Wreszcie. Nabrał kilka głębszych oddechów i znów na niego spojrzał. - A Klara? Finn? - zapytał go szybko, znów unosząc się na łokciach. Za szybko. Ból ponownie go zaatakował. Cholera!

- Dzieciak jest cały i całkiem zdrowy - stwierdził spokojnie Melio, kładąc ostrożnie dłoń na piersi chłopaka i ponownie każąc mu się położyć. - A Klara… wciąż nieprzytomna - przyznał spokojnie. - Ale żywa - dodał jeszcze. - Wyjdzie z tego - mruknął, nie komentując pierwszych słów Ryu. Ten pewnie wyrzucał by je sobie później do końca życia. - Chwilę tu odsapniemy i ruszymy dalej - poinformował go jeszcze. 

2 komentarze:

  1. Kocham Klarę i kocham Ryu. To są jedni z moich ulubieńców. Nie lubię czytać o tym jak dzieje im się coś złego, a ta ich podróż... to było pasmo nieszczęść. Na dodatek zakończona czymś takm... Chwała Ci panie, że ten Meliodas się gdzieś tam pojawił i ich szukał, bo inaczej nie byłoby ani Ryu ani Klary już z nami. Mam nadzieję, taką nikłą, że chociaż tydzień czy dwa dacie im odpocząć zanim znów spadnie na nich jakieś wielkie nieszczęście...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się zgadzam we wszystkim z Jagodą. Kocham te dwie postacie, są takie kochane, a ciągle i ciągle cierpią. Dobrze, że są już w Argarze i Meliodas ich uratował. Opowiadanie pięknie napisane, trzyma w napięciu i przyprawia o łzy w oczach w adminowi sadyści. Ja już tylko proszę o odrobione litości wobec waszych postaci. Podręczcie kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń

^