Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Gave w podróży - Z wizytą w Zaświatach część 3

 

GAVE W PODRÓŻY – Z WIZYTĄ W ZAŚWIATACH CZĘŚĆ 3

 

Sabat Śmierci - brzmi niepokojąco i groteskowo jednocześnie. Kto przy zdrowych zmysłach, by pomyślał, że coś takiego jak Śmierć jest tabunem person, które odsyłają nieszczęsne dusze na drugą stronę. Może i w to jeszcze dałoby się uwierzyć, ale fakt, że każdy z nich zbierał się  co jakiś czas w zimnym, smutnym miejscu na zebraniu - jakby był jakimś pedagogiem, trzymając w rękach śmieszne kubeczki z nadrukami, czy ogromne kufle, wypełnione śmierdzącą zieloną mazią - tylko wariat mógłby wymyślić coś takiego, ktoś pierdolnięty, a jednak Sabat Śmierci istniał. Zgromadzenie najbardziej owianych tajemnicą istot w każdym świecie, istot, w które większość żywych z każdego świata nie wierzyła. Spotykali się w przestrzeni w pustce, neutralne miejsce, w której każdy miał takie same wpływy, trzymając równowagę, gdyby ktoś chciał przejąć władzę między nimi.

Sabat przypominał wyspę pośrodku niczego, niebo zdawało się przypominać kosmos, gwiazdy, planety, które odznaczały się nikłym światłem, gdy tylko spojrzało się w górę, dół czy bok. Sama wyspa przypominała średniowieczny, dosyć duży otwarty budynek, z którego biło fioletowe światło - zimne, a jednak trochę znajome dla kogoś kto był związany ze śmiercią. Wszystko przypominało zwykły, szary, twardy, czysty, połyskujący kamień, każdy filar, każda ściana i cała podłoga razem ze schodami. Wewnątrz filary świeciły najmocniej, przez fioletowe portale przechodziły różne istoty, mniej lub bardziej przypominające ludzi. Cholera, był nawet jeden smok, który usiadł w kącie, tak, aby tylko łeb leżał na czymś co miało przypominać ogromny taboret. Miał nawet kubeczek ze zdjęciem innych smoków. Każdy zasiadł na swoim miejscu, krześle - które idealnie pasowało do jego fizjonomii. Nikt nic nie mówił, nikt nic nie wyjaśnił, po prostu czekali na wszystkich. Jedną z przypominających ludzi istot była średniego wzrostu kobieta o niebieskich włosach i oczach. Była ubrana cała na czarno - jakże oryginalnie. Miała na sobie długą czarną suknie z kołnierzem, która sięgała do kostek. Po jej minie niewiele można było wyczytać. Poprawiła włosy i spojrzała na Gava oraz Victora, uśmiechając się lekko, jakby znała tą dwójkę. A więc to była ta ciocia Parabellum. Usiadła cicho na swoim krześle, po czym szepnęła coś do smoka. Nie wiadomo skąd wyjęła kielich ze szkła, w którym znajdował się niebieski płyn. Nie wyglądała zbyt wyjątkowo biorąc pod uwagę całą resztę. Mimo wszystko jako jedna z niewielu zdawała się darzyć tą dwójkę sympatią z niewiadomych powodów. 

To nie był jego pierwszy raz w tym miejscu. Victor kiedyś go już tu przyprowadził. Pokazał to miejsce i opowiedział o Sabacie, ale… nigdy nie widział tylu Śmierci na raz. To zrobiło na nim wrażenie. Wiedział, że istnieje wiele światów, ale właściwie nigdy nie myślał o ich ilości. Teraz, kiedy nawet nie mógł zliczyć ilości Śmierci na wyspie, stwierdził że bardzo mało jeszcze wie o tych dziwach.

Kiedy przeszedł przez portal za ojcem, stanął niezbyt pewnie w jego pobliżu. W razie, gdyby jednak potrzebna była szybka ewakuacja. Victor był ubrany w czarny t-shirt z napisem “Heaven or Hell? Your choice” i zdawał się nieco odstawać stylem od pozostałych zebranych. Ruszył, za to, pewnie w stronę stołu i zatrzymał się, kiedy dwoje Śmierci zagrodziło mu drogę.

- Dziś nie stajesz przy stole - oznajmił sędziwy dziadek, o zielonych uszach i trzech siwych włoskach sterczących niczym antenki do telewizora. 

- Wiem, Vespa - Victor uśmiechnął się do mężczyzny bezczelnie. - Poczęstuję się tylko kawą i już ruszam na swoje miejsce - klepnął go w plecy, po czym wyminął i złapał swój własny kubek, po czym spokojnie przemaszerował na podest, który gdy tylko na nim stanął wzniósł się w górę, a fioletowe światło całego go spowiło. Gave ruszył za nim, ale jego ojciec powstrzymał go stanowczym spojrzeniem. Cóż, nawet Śmierć mogła być więźniem do momentu wydania wyroku.

Gave przełknął głośno ślinę i trochę niepewnie przesunął się do przodu. Nie odważył się jednak zająć miejsca przy stole Śmierci. Mimo wszystko ci wszyscy zebrani zdawali się być zdecydowanie bardziej doświadczeni życiem od niego. No i pozostawała sprawa zdobywania ich sympatii. Krnąbrnością raczej by tego nie zrobił. Odetchnął głęboko, prześlizgując tylko wzrokiem od jednego do drugiego i coraz bardziej miał wrażenie, że pogrąży siebie i całą swoją rodzinkę. 

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, by po raz kolejny zająć się sprawą naszego “brata” Victora, który dopuścił się haniebnych czynów. Pozwólcie, że znów je odczytam… - zaczął antenkowy dziadek, na co smok klapnął zębiszczami.

- Daruj sobie, Vespa. Nie mamy na to czasu - rzucił chłodno. - Wszyscy doskonale znamy jego występki - dodał, patrząc po pozostałych. - Kiedy wreszcie go zgładzimy?

— Nie sądzę, aby to było konieczne, są gorsze losy od zgładzenia kogoś — Aria zaczęła, patrząc na smoka z lekką irytacją. Przecież obiecał jej, że będzie po jej stronie. Sam był jednym ze świeżaków, którego szkolił Victor. Westchnęła. — Poza tym, pragnę przypomnieć, że Victor szkolił samodzielnie kilku z nas. I ta kilka osób radzi sobie najlepiej z nas wszystkich, Vespa, my nie potrzebujemy pomocników — przypomniała mu, przechodząc do niego spojrzeniem. Na razie urwała, żeby zobaczyć jak dalej potoczy się ta rozmowa. Jeśli od razu wprowadzą plan w życie reszta może go po prostu zbombardować, zanim cokolwiek przemyśli. 

- Masz rację - zgodził się smok. - Unicestwienie będzie zdecydowanie lepszą opcją - pokiwał głową. 

— Durnhevir… — westchnęła, wracając do niego wzrokiem. — Uważaj, żeby mój Kopiec nie upomniał się po Twoją duszę, już raz straciłeś moce — szepnęła do niego. — Unicestwienie dla nas nie różni się niczym od zabicia. Po co odbierać egzystencję komuś, kto ma doświadczenie i dryg do nauki. Światy nigdy nie przestaną się rodzić. Vespa ma uczyć nowych? Kiedy? Nie nadąża z odsyłaniem własnych dusz — zauważyła. 

- Świat Victora również nie radzi sobie z duszami - zauważyła łagodnie jaszczurzyca, Aurora. - Ostatnio dochodzą mnie słuchy, że jest w nim zatrzęsienie dusz. Śmiem zauważyć, że to kolejne niedopatrzenie.

- Wybacz mi, Aurorko - Victor puścił jej buziaka ze swojego miejsca. - Tym niedopatrzeniem śmiem obarczać was wszystkich - poinformował ich dość chłodno. - Pozbawiliście mnie możliwości sprawowania mego urzędu bez wyznaczenia zastępcy. Został nim mój syn, który najwyraźniej jeszcze nie dorósł do tego zaszczytu - skwitował, upijając łyk swojej czarnej posoki. - Nie ten syn - dodał zaraz, gdy oczy zwróciły się na Gava. - Ten drugi - machnął lekko dłonią. - Kontynuujcie. 

Jaszczurzyca zasyczała niezadowolona i zamilkła, a Gave odetchnął głęboko. Nie wtrącał się w te rozmowy, bo też nie do końca wiedział jak ma to zrobić. Czy w ogóle powinien coś mówić? Obawiał się, że tylko to wszystko zepsuje. Vespa odchrząknął. Teraz, kiedy dyskusja zawrzała i kilkoro Śmierci zaczęło przerzucać się oskarżeniami, raz po raz zrzucając winę za sytuację Mathyr jedno na drugiej, nie wiedział jak to zatrzymać, a Gave powoli czuł narastającą złość. Zacisnął mocno pięści, aby w końcu unieść dłoń w górę.

- Może zamiast tak wrzeszczeć to zrobicie wreszcie coś żeby pomóc Mathyr, co? - fuknął. - Siedzicie tu i pijecie sobie… bóg wie co… - zaproponował cicho. - A tam… tam dusze was potrzebują.

Aria uśmiechnęła się delikatnie. 

— A jednak Victor ma syna, który czuje obowiązek. Mocy też mu nie brakuje… Co gdyby on go po prostu zastąpił? Gdy już do tego dojrzeje? Mathyr jest i mi bliskie. Nie mam zamiaru oglądać apokalipsy, bo tak po prostu chcecie pozbyć się całej rodziny, która może utrzymać ten świat w równowadze. Przypomnę wam tylko, że przez anomalię sprzed kilku lat mamy tam dwa silne i mściwe demony, nie powinniśmy ryzykować wojną.

- No nie wiem czy takie mściwe… - bąknął pod nosem Gave. - Meliodas jest całkiem uczuciowy, a Sanguis… kocha swoją rodzinę ponad życie - podrapał się po głowie. 

— Tak, zgadza się. I jedno i drugie już dwa razy prawie zniszczyli piekło, bo ktoś próbował zaszkodzić ich rodzinie. A teraz mamy tam jeszcze Piaskowe Dziadki, boginki, dzieci Życia — zaczęła wymieniać wszystkich Argarczyków, którzy mogliby stanowić realne zagrożenie. — Sangius już raz zabił moje ciało. Jeśli ktoś z was chce szukać swoich szczątków w Pustce, serdecznie wam nie polecam — urwała na chwilę, uśmiechając się do Aurory. Strasznie przypominała jej kogoś. — Darujmy sobie prowokowanie kogokolwiek — teraz spojrzała na Gava. — Ty masz ciało, Twoja dusza zmieni się po śmierci. Jeśli stracisz swoje córki z pewnością będziesz chciał je pomścić, prawda? A to będzie kolejna potężna dusza, która tylko dorobi nam problemów. Młody Człowieku, byłbyś w stanie wejść w buty własnego ojca, gdyby była taka potrzeba? 

- Ario - Vespa przerwał jej po dłuższej chwili milczenia. - Twoje argumenty tylko potwierdzają mą obawę. Zaczynam skłaniać się ku unicestwieniu całej rodziny Victora. Nie zwykłej śmierci, tylko wymazaniu ich dusz - spojrzał po niej ostro. - Wówczas nie będzie tego problemu, o której zaczęłaś mówić. Córki tego młodego człowieka i on sam… nie będą się mściły - poinformował ją chłodno, na co Victor zasiorbał głośno.

— Jesteś bardzo krótkowzroczny, skoro uważasz, że to rozwiąże problem.

- Jeśli mogę coś wtrącić - Victor ponownie zasiorbał, naprawdę chcąc zwrócić na siebie uwagę. - Wymaż nas Vespo, ale kim zastąpisz me miejsce? Masz już kogoś na oku? - zainteresował się. - Chętnie poznam tego kandydata, bo szczerze wątpię, by którekolwiek z tu zgromadzonych chciało mieć pod swoim władaniem dwa światy - zauważył, a Śmierci zachowały się dokładnie tak jak przewidział, dokładnie jak w zwykłej pracy. Przy stole podniósł się pomruk niezadowolenia i nagle wzrok tych wszystkich znakomitości szukał wszystkiego, byle tylko nie natknąć się na wzrok Vespy. Smok w tym momencie zamknął oczy, żeby nikt nie wmówił mu, że się zgłosił ukradkowym spojrzeniem. Mruknął też coś o tym, że sam ma jeszcze wiele nauki przed sobą.

Aria w tym czasie uśmiechnęła się delikatnie.

— Dziękuję, że ktoś z nas w końcu to zauważył. Mamy deficyt, a przed nami stoi syn Victora, który potrafi odesłać dusze, brakuje mu tylko odrobiny treningu i doświadczenia — przypomniała wszystkich, opierając się na łokciach. 

- Syn Victora - Vespa zmrużył niebezpiecznie oczy i zbliżył się do Gava. - Dostaliśmy już pokaz co potrafi jego syn - oznajmił chłodno. - Nie jestem przekonany czy ten będzie inny - zamachnął się na chłopaka swą kosą, ale Gave był przygotowany. Zdołał się odsunąć. Raz i drugi, za trzecim robiąc to… czego przecież zdołał się oduczyć w Mathyr. Złapał dłońmi trzon jego kosy. 

- Chcesz mnie przetestować to zrób to w jakichś humanitarnych warunkach - poprosił, obserwując tęczówki mężczyzny uważnie. 

- Masz rację, powinieneś przejść próbę… - Vespa postukał się po brodzie. - Tak to doskonały pomysł - odsunął się od chłopaka. - Ario, ty będziesz odpowiedzialna za przetestowanie chłopaka. Masz na to 48 godzin - klasnął w dłonie.

— Oczywiście, skoro nikt z was nie chce kulturalnie pracować. Vespo dopisz w kajeciku swoim proszę, że na następnym spotkaniu omówimy złamanie przez Ciebie zakazu o używaniu przemocy bez zgody większości — uśmiechnęła się do niego. 

- Ja go chętnie przetestuję - rzucił smok. - Aria może być zbyt łagodna - stwierdził, a po stole rozległ się rechot części ze Śmierci. 

- Łagodna… - Victor prychnął pod nosem. - …ze względu na to, że to mój syn, Aria da mu popalić… jak ja dawałem popalić jej - westchnął ciężko. - Sorry, Gave…

Aria wstała na równe nogi. Kiedyś może i by nie zachowywała się w taki sposób, ale teraz, nie miała zamiaru okazywać słabości. Wypuściła powietrze nosem, a wszystkie gorące kawy i inne napoje momentalnie zamarzły, w tym część paszy smoka.

— Och, przepraszam, moja łagodność uznała, że wasza kawa jest zbyt gorąca —- powiedziała z delikatnym uśmiechem. — Możesz oglądać mój test, Dur, z pewnością Ci się spodoba — zwróciła się do Smoka. Niedługo potem wyciągnęła rękę w stronę swojego filara, który na nowo zaświecił się fioletowym blaskiem. — Zapraszam wszystkich zainteresowanych do oglądania — sama poszła w stronę filaru, zatrzymała się jednak przy Gavie. — A Ty lepiej się skup, bo Twój ojciec ma rację. Chętnie dam Ci popalić — zapewniła go.

2 komentarze:

  1. No to czas rozpocząć kolejną Gavovą trylogię. Dziękuję za owocną współpracę, uważam nieskromnie, że poszło nam bardzo fajnie. Dziękuję, że chciałeś mojej pomocy - bardzo miło uczestniczyło mi się w tym ważnym dla chłopaka momencie. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest jedno z tych opowiadań, którego kontynuację chciałoby się na JUŻ. :D
    Bardzo przyjemnie się czytało, aż mi się młoda Aria przypomniała, jestem mega ciekawa co też za test Gavovi wymyśli. No nic, pozostaje czekać na kolejne części! ^^

    OdpowiedzUsuń

^