Perun I bezwzględnie prze naprzód. Pali Lerodas. Jego żołnierze panoszą się na ziemiach Mathyr, wyłapują nieczystych krwiście, gwałcą, mordują, sieją zamęt.

Helga rusza w stronę Siivet Lasku. Jej oddziały ostrzą swe zęby, idąc nie zostawiają za sobą żywej duszy.

A Argar? Co z młodym państewkiem? Argar bawi się znakomicie na tańcach w Heim, śmiejąc się pozostałym w twarz.

Czasem jest bliżej do słońca, to fakt II

 W końcu mam jeden problem z głowy. Gavina w końcu nie ma, mogę czuć się bezpieczna o obie dziewczynki i ich matkę. Poczułam ogromną ulgę, kiedy zrozumiałam, że mam przed sobą prawdziwego Gava. Bałam się, że już go straciłam, że nie wróci do nas, zostawi swoje córki oraz nas. Ta myśl każdej nocy spędzała mi sen z powiek. Nie mogłam normalnie zasnąć. Wyglądałam ciągle przez okno, może niepotrzebnie, ale tak bardzo się bałam, że odbiorą mi jeszcze te niewinne małe istoty, znowu zrobią im krzywdę. Były zbyt małe, aby to znosić. Jedna niewola u Krwawego Barona zdecydowanie im wystarczyła. Wiem po sobie, że z traumatycznych przeżyć za dziecka nie da się wyjść normalnie. Nie chciałabym, aby którakolwiek z nich musiała przechodzić przez takie bagno jak ja, żeby myślały w tak pokraczny sposób jak ja - chciałabym je chronić, mieć pewność, że będą mieć dobre, proste życie pozbawione dalszych nieprzyjemnych wspomnień. Chcę ich szczęścia, tego jestem pewna, chcę widzieć ich ciepłe kojące uśmiechy na twarzy, dopóki sama kiedyś nie zacznę gryźć piachu. Tego samego chcę dla Acaira, uwielbiam jego łagodność. Nigdy mu tego nie powiem, bo spaliłabym się ze wstydu, ale otworzył mi serce, każdy jego delikatny, czuły, braterski gest, sprawia, że chcę być lepsza. Lubię to ile radości potrafi ze mnie wyciągnąć, nawet jeśli nie potrafię tego dobrze okazać. To niesamowite, że takie myśli krążą w mojej głowie po jednej rozmowie z Gavem w ostatnim czasie. On działa na mnie jak coś w rodzaju katalizatora. Wyciąga każdą najgorszą i najlepszą rzecz jednocześnie. Dał mi nadzieję, że nikt więcej mną nie zmanipuluje, przynajmniej swoją potworną magią. Tak, Gave. Gave i  moje cholerne uczucia. Nie chcę żeby cokolwiek się między nami zmieniło. Czy coś mnie do niego ciągnie? Pewnie tak, jest głupi i nie umiem tak po prostu się przy nim hamować, wszystko wychodzi tak naturalnie, każda nieodpowiedzialna, durna psota, której nie umiem żałować. Nawet jeśli zraniła kogoś innego. Nienawidzę się za to, że sprowokowałam go do tego głupiego pocałunku. Nie chciałam, żeby to robił, nie wiem co wtedy myślałam. Był przecież z Akane, z którą chciałam się szczerze zaprzyjaźnić. Teraz spaliłam sobie możliwość zdobycia przyjaciółki. Tylko pytanie czy przyjaciółka powinna sprawiać wrażenie, że nie wierzy w ani jedno moje słowo - woli kierować się własnych przeczuciem, które czyta z czego? Z mojej głowy? Mówiłam jej jak bolało mnie to co zrobił Pius. Mam ochotę uciekać na samą myśl. Doceniam, że chciała mi pomóc swoją magią i z pewnością zaprowadziłabym dziewczynki do niej, aby były bezpieczne przed Gavinem. Nie umiem jej nienawidzić, to ja ją w końcu zawiodłam najbardziej. Chciałabym to naprawić, chociaż wątpię, aby to było możliwe. Umiem otworzyć do niej usta, porozmawiać z nią, ale wiem, że nie zaprzyjaźnimy się. Mam wrażenie, że dzisiaj powiedziałam o niej coś złego. Cholera jasna. Znowu wszystko psuję. Przecież tego dnia, kiedy Gave stanął pod drzwiami, pomagałam im wybrać w co zapakować prezenty dla Fasolek. Ale powód zniknął, nie musiałam tam więcej iść, nie chciałam tam iść. Nie dlatego, że ona zachowała się jak potwór. Nie do końca. Po prostu czasami przypominam zwierzę. Uciekam przed wszystkim przed czym nie mogę się bronić, a osoba, która ma tak wiele emocji, które sama tak je łatwo rozróżnia - przeraża mnie. Nie rozumiem uczuć i emocji. Dla mnie są albo ciepłe, albo zimne. Gdy mówiła, że coś ciągnie mnie do jej byłego, mimo że powiedziałam jej, iż to po prostu moja ulubiona osoba co innego miałam pomyśleć niż fakt, że wmawia mi, że go kocham?  Nie umiem jednak powiedzieć, że żałuje uczucia jego ust na swoich. To też zdawało mi się dziwnie normalne. Mimo wszystko nie uważam, abym patrzyła na Gava inaczej niż patrzyłam rok temu, dalej jest dla mnie tą samą drugą połową idiotycznie brzmiących Mścicieli. Nie wydaje mi się, aby to był fałsz. Nie uważam, abym ją kiedykolwiek okłamała w tej kwestii. Poza tym, nie podobało mi się to jak porównywała moje poprzednie związki do tego kim dla mnie jest ten chłopak. Zarówno Pius jak i Viveka po prostu mnie wykorzystali. Nie wiem w jaki sposób znaleźli drogę do mojego serca, ale poleciałam za tą dwójką. Straciłam głowę. I gorzko się na tym zawiodłam. Kłamstwa, manipulacje, kontrola umysłu. Czuję jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi po moim ciele. Muszę stanąć. Oparłam się o drzewo. Zamknęłam oczy. To był zły pomysł. Znowu widzę te puste dwukolorowe oczy demona, które patrzą na mnie bez wyrazu, każąc przyłożyć mi moje ukochane sai do własnej szyi. Dowód na to, że jestem dla niego tylko robakiem. Głupią, młodą idiotką, którą można wykorzystać do dobrego seksu, dać upust rządzom, a potem krzyczeć, kiedy ja próbuję być sobą. Naprawdę to miał być związek? Otworzyłam oczy, śmiejąc się przez łzy. To miała być miłość? Chyba jednostronna. A ja głupia poszłam z nim potem znowu do łóżka, tylko po to, żeby znowu na mnie nakrzyczał, zmieszał z błotem, a potem wziął ramiona pierwszą lepszą kobietę, która napatoczyła mu się w ramiona. Nie, to nie była miłość. Po prostu nie pierwszy raz w życiu byłam czyjąś ofiarą. Te fioletowe oko, te cholerne oko, mam wrażenie, że od samego początku chciał po prostu młodej, chutliwej kobiety, a ja niestety mu się napatoczyłam. To była moja wina. Ciągnie mnie do złego. Jakby nie patrzeć Viveka wcale nie była inna. Ji’zzargo mnie ostrzegał, Bractwo wystawiło nagrodę za jej głowę, a ja? A ja dałam się nabrać. Usłyszałam kilka słodkich komplementów i już leżałam pod nią naga, wijąc się w spazmach. Tylko po to, aby na koniec okazało się, że zainteresowała się mną tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebowała poświęcić kogoś z Fasach, aby przedłużyć sobie życie. Szczęśliwie dla mnie, ja mialam zbyt brudną krew, ale mój brat? Nie mogłam pozwolić jej żyć. Chociaż potem przez wiele miesięcy myślałam, że może mogłabym ją zmienić, że miałabym kogoś, przy kim mogę być silna i słaba jednocześnie, że znalazłam swoje miejsce na ziemii, które nie było uwiązane do jednej cholernej chaty. Byłam manipulowana przez obie osoby, które kiedykolwiek w życiu powiedziały, że mnie kochają, jak niby miałam wiedzieć, że Gave kiedyś coś do mnie czuł?! Skąd mogłam wiedzieć, że to co przy nim robię jest fałszywe względem Akane skoro zdawało się takie bezpieczne i dobre? Uderzyłam pięścią w korę drzewa. Gave to Gave, po prostu. Nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Zwłaszcza, że znowu mam ochotę uciec. Bezpieczeństwo jakie czuje przy tej piątce zdaje się zbyt ulotne, żebym nie bała się go stracić. Sama nie wiem czy chcę znowu czuć nijaki chłód czy ciepło, które ciągle buduje nową dziwną, pokręconą karuzelę w mojej głowie. Nie wrócę do nich w takim stanie. Musiałam się uspokoić. Wziąć wdech, wydech. Oddychać. Jestem daleko od Lerodas, jestem daleko od zimnego ciała Viveki, nic mi tutaj nie grozi, nikt nigdy więcej nie zawładnie moją głową. Chciałabym się do kogoś teraz przytulić. Słyszę swój szyderczy śmiech. Znowu okazję słabość, pokazuję jak bardzo nie radzę sobie w tym samotnym życiu pozbawionym nauczyciela, który po prostu powie mi co robić. Może jednak ktoś powinien mnie kontrolować. I płaczę. Po raz kolejny. Jestem tak żałośnie słaba. Nie mogę z tym wytrzymać. Nie chcę szukać pomocy u kogoś kto sam jej potrzebuje. To ja powinnam ich chronić. Muszę być silniejsza. Mankrik hartował mnie przez wiele lat odkąd mnie adoptował. Muszę się bardziej postarać. Wstałam w końcu z miejsca i wróciłam do domu Darcy. Weszłam cicho do domu. 

— Co tak długo? — usłyszałam głos Rishy zza pleców. Westchnęłam. Nie byłam w nastroju na żarty. Mimo to spojrzałam na nią, próbując wyglądać na zadowoloną. 

— Próbowałam zapalować na gorrę, ale uciekła mi — skłamałam. Nie chciałam jej martwić sobą. Przecież to i tak były tylko głupoty. Kobieta wstała z miejsca i przytuliła mnie do siebie. Przymknęłam oczy. Było ciepło. Sama delikatnie ją objęłam. 

— Wszystko się ułoży, nie przejmuj się — czy ona też miała zamiar sugerować jakieś głupoty?! Odsunęłam się od niej, marszcząc nos, otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale zakryła mi je dłonią. Szybko je zamknęłam, żeby nie zrobić jej przypadkiem krzywdy. 

— Od dawna wydajesz się smutna w środku, Nyx. Nie przejmuj się. Czasami trzeba poczekać aż burza przejdzie i słońce Ci zaświeci — powiedziała. Pokręciłam głową, wzruszając ramionami. Miałam wrażenie, że u mnie ta burza nigdy się nie skończy. Spojrzałam na nią nieco uważniej. Nie mogłam się powstrzymać. Po prostu znowu ją przytuliłam. — Zawsze mało mówisz, ale masz przed sobą kochającą matkę, przede mną się nie ukryjesz, a ja nikomu nie powiem — szepnęła. 

— Dziękuję — nawet nie miała pojęcia, ja zresztą też, jak bardzo potrzebowałam tego usłyszeć. To zostanie między nami. A ja mam okazję poczuć się lepiej. Zazdroszczę, że Maryl i Rokara mają okazję mieć matkę, rodzica, który okazuje im uczucia. Nie mogę powiedzieć, że nie jestem wdzięczna Mankrikowi za wszystko co zrobił, to w końcu mój ojciec, adoptował mnie. Mam po prostu żal o to jak mało uczuć pokazał mi w całym swoim życiu. Przytulił mnie tylko raz. Ten jeden razy musi mi chyba jednak od niego wystarczyć. Przecież i tak znowu zniknął. Nie mogłam tego zrozumieć. Obiecał przecież, że zostanie, że już mnie nie opuści, a wystarczyło odwrócić się na chwilę i znowu zostałam bez ojca. Nie miałam pojęcia co mam o tym myśleć. Chciałabym mieć jakąś prostą odpowiedź na to co zrobił.  BYŁAŚ TYLKO DZIECKIEM. Przypomniałam sobie o tej bliźnie. Tak, mój tata nigdy nie był wobec mnie zbyt uczuciowy. Treningi były ciężkie, noce zawsze były zimne, a czas ocieplała mi tylko Babet i Vilkas, którzy nigdy nie potrafili trzymać rąk przy sobie. Zrobił ze mnie człowieka. Nie wiem tylko czy było warto. Wtuliłam się mocniej w Rishę. Mój prawdziwy ojciec chciał tylko mojej śmierci, bo moje istnienie przynosiło mu wstyd. Abominacja, która nie miała prawa żyć. Moje wejście w dorosłość to była kolejna walka o życie. Cieszę się, że go zabiłam, ale może, może wolałabym, aby ucieszył się na mój widok? Córka Tarkata, która przeżyła tyle ciężkich prób, usłyszeć, że jest ze mnie dumny? To w końcu był mój ojciec. Zamiast tego zostawił mi kolejną bliznę. Bliznę, która przypomina mi, że mnie nie da się kochać za to, że po prostu jestem. Na każde ciepło musiałam sobie zasłużyć. Walka, wieczna walka o wszystko. Ciężko nie czuć zmęczenia, nawet jeśli to się kocha. Ciężko nie czuć się też słabym i bezużytecznym, jeśli jedyna rzecz, którą potrafię mnie męczy. Poczułam jak nagle moje stopy odrywają się od podłogi. 

— Czas spać, usypiasz mi w ramionach — usłyszałam. Nie odpowiedziałam. Położyła mnie na łóżku, odwróciłam się plecami. Czułam jak po raz kolejny, cholerny raz łzy zbierają mi się do oczy. Wypuściłam powietrze przez nos.

— Idź do dziewczynek proszę, pewnie tęsknią za Tobą, Rokara jest bardzo lepka — powiedziałam cicho, aby przypadkiem nikogo nie obudzić. 

— Rokara ma Maryl, pozwól się sobą zająć — pokręciłam głową. 

— Risha, proszę. To Twoje córki — poczułam jak gładzi mnie po włosach. Odetchnęłam. Kojący dotyk, ciepła bliskość. Powinnam poprosić ją, żeby została, ale tego nie zrobię. Ponagliłam ją ruchem ręki. W końcu usłyszałam jak kanapa skrzypi, kroki. Wyszła. To dobrze. Miała dwie młode córki, które bardziej jej potrzebowały, bardziej na nią zasługiwały. Mnie samą i tak zmorzył w końcu sen. 


Obudził mnie ostry ból, otaczał mnie z każdej strony. Krzyknęłam. Otworzyłam oczy. Byłam w Holu Bólu, w samym środku kukieł najeżonych małymi ostrzami, które z każdym ruchem cięły moje ciało. Dziwne, przecież od dawna przechodziłam tędy bez żadnego zadrapania. 

— Skup się, bo nie będziesz nic jeść dzisiaj więcej — cichy głos Mankrika. Pamiętam te słowa. Pamiętam to wspomnienie. Pierwszy raz mnie tutaj zabrał. Kazał przechodzić tak długo aż nie będę miała żadnej nowej rany. Znowu krzyknęłam. Kukły przyspieszyły, a ja dostałam w czoło. Odrzuciło mnie na inną, ostrza wbiły mi się w plecy. 

— W prawdziwej walce nikt Ci nie pomoże, będziesz sama. Uwolnij się, masz być silna — tak, te słowa powtarzam sobie jak mantrę przez całe życie. Tak, muszę sobie poradzić sama. Bolało. Kurewsko bolało. Oparłam się dłońmi o miejsca, gdzie nie było żadnych ostrzy, żadnych kijów najeżonych stalą i wyciągnęłam się z tej sytuacji, tylko po to, żeby wpaść na kolejną palę. Tym razem uniknęłam bólu. Puściłam ją, żeby spaść na sam dół. Zaczęłam się czołgać. 

— Tak jesteś za wolna, na nogi, nie jesteś bestią, żebyś chodziła na czterech łapach — usta ścisnęły mi się w wąską kreskę. Z trudem wstałam, próbując unikać cięć, ale nie zawsze się udawało. Usłyszałam brzęk. Tak, moje sai. Chwyciłam je szybko. 

— Broń się, walcz — kiwnęłam głową. Dałam radę wyjść. Byłam cała czerwona od własnej krwi i obolała, ale trening jeszcze się nie skończył. Musiałam to powtarzać dopóki nie pojawiła się żadna nowa rana. Pamiętam to. Pamiętam, że tydzień spędziłam u medyka. Pamiętam krzyki zza drzwi, ale nie rozumiałam co mówili. Wtedy umiałam mówić jeszcze tylko po terrańsku. Pierwszy raz chwyciłam broń. Moje sai. Moja obrona. Tarcza, która sama potrafiła atakować. Moje ja. Obudziłam się. Było jeszcze ciemno. Chwyciłam za swoje plecy, wyjęłam broń. Nigdy się z nią nie rozstawałam. Potrzebowałam tej broni. Wtuliłam ostrza do siebie. Mój jedyny prezent. 

— Onyx? — odwróciłam się. Darcy. No tak. Przecież byliśmy tutaj goścmi. Nie powinnam się tak rozklejać u obcych. — W porządku? — podeszła do mnie, trzymając coś w ręce. Odsunęłam się dla pewności. — Nie martw się, nie chcę Cię dotykać, ledwo Cię znam. To tylko woda, jakbyś chciała. Ja się lubię czasami napić jak nie mogę spać, albo poczytać, albo przeglądać biżuterię, jest dużo sposobów żeby się zmęczyć. Woda jest co prawda najgorszym, ale była pod ręką, jak Cię zobaczyłam jak wracałam z łazienki — ileż można było gadać. Nie rozumiałam czemu w ogóle ją to interesowało. Przecież byliśmy dla niej prędzej ciężarem. 

— W porządku, śniło mi się jak dostałam swój prezent

— Och, to musi być historia, co?

— Nie chcesz wiedzieć — odpowiedziałam, chowając broń za siebie. Dziewczyna się odsunęła, unosząc ręce do góry. 

— Rozumiem. W razie czego świeczkę można odpalić krzesiwem, w szafce mam książki, może jakaś Cię zainteresuje — poinformowała mnie jeszcze. Podziękowałam skinieniem głowy. Zniknęła mi z oczy, a ja położyłam się z powrotem na kanapie w salonie. Próbowałam znowu zasnąć. Tym razem śniła mi się terrańska klatka. Moja walka z oszluzgiem. Tym razem sama widziałam swoje małe poharatane ciało. Gad trzymał mnie w paszczy, a ja uparcie próbowałam rękoma sięgnąć do jego oka. Znowu krzyczałam i wyłam, jak dzikie zwierzę. Widziałam nawet swój mocz. Bogowie, jakie to było żenujące. W końcu sama wbiłam się w jego nozdrza. Jego uścisk się zacisnął. Na szczęście był młody. Pogruchotał mi kilka kości, ale gdy ja oderwałam mu część pyska w końcu mnie puścił. Żadno z nas nie marnowało czasu na wyprowadzenie kontrataku, ale byłam mniejsza, szybsza, trudniejsza do trafienia. Wdrapałam mu się na szyję i zaczęłam wygryzać po każdym kawałku mięsa, aż w końcu nie padł. Na koniec wbił mi kolec jadowy w plecy. Wtedy zemdlałam. Obudziłam się na klatce w powozie, a ork o niebieskich jak ciepłe niebo oczach wpatrywał się na mnie. 

— Zrobimy z Ciebie zabójcę — teraz rozumiałam co do mnie mówi. Uwolnił mnie. Uwolnił mnie z niewoli. Gdzie jesteś tato? Poczułam jak robi mi się cieplej. Otworzyłam oczy, powoli. Widziałam Rokarę, która siedziała na mnie i wpatrywała się jak w jakąś głupią relikwię. 

— Mam coś na twarzy? — zapytałam cicho. Nie wyspałam się. Odkąd zaczęłam mieć sny nie mogłam się wyspać. Ciągle coś wracało mi do głowy. Ciągle coś mi mąciło. 

— Wyglądałaś na smutną — znałam ten ton. Coś nabroiła. Westchnęłam. Podniosłam się do siadu, żeby zetknąć się z nią czołem. — Pomyślałam, że mały żarcik Cię rozweseli — przymknęłam oczy. 

— Co zrobiłaś?

— Nie patrz w lustro — teraz musiałam w nie spojrzeć. Powtórzyłam swoje pytanie, otwierając oczy. Tym razem nie miałam zamiaru spuścić tego małego psotnika z oczu.

— Nie patrz, tak? — zapytałam, łapiąc ją wokół talii. Wstałam razem z nią, aby podejść do jednego z luster. Spojrzałam w nie. Zrobiła mi tęczę wokół oczu, słońce na czole, tuż nad nosem. Zaśmiałam się delikatnie. Po burzy jest słońce, tak? Naprawdę uszczęśliwił mnie ten kolorowy makijaż. Może i nie był idealny, ale sprawiał, że czułam przyjemne ciepło w sercu, był radosny, jak każdy z moich bliskich. Nie wiem jak mogłam kiedykolwiek myśleć o tym, żeby próbować odsunąć się od tego ciepła. Było dla mnie wszystkim. 

— Prze…

— Nie przepraszaj. Podoba mi się. Nie zmyję go — zapewniłam ją, wracając do niej wzrokiem. Nie mogłam się powstrzymać, cmoknęłam ją delikatnie w czoło. — Ty Słońce Ty, dziękuję — odpowiedziałam. Postawiłam ją na nogi. Śniadanie, ostatnie pakowanie i wyprawa do gospody. Śmiech, spokój, radość, uczucia ciągle mi towarzyszyły. Weszłam w końcu do wynajętej izby i położyłam rzeczy na łóżku. Wzięłam głęboki wdech. Na chwilę zapomniałam o swojej własnej obietnicy. Miałam nie patrzeć w przeszłość, tylko w to co jest teraz, chwytać każdy dzień, jutro może przecież nie nadejść. Nie warto marnować dni na wieczne smutki i żale, wszystko się jakoś ułoży. Podeszłam do okna. Na parapecie siedział czarny kot o złotych oczach. Pomyślałam o Ji’zzargo. Skrzywiłam się. Tak, będę radosna, ale muszę go poszukać. Ten khajhit nigdy nie znikał bez powodu. Zbliża się wojna, znając go powinien być wszędzie, zbierając każdą informację, żeby w końcu móc zrobić swój własny basen pełen złota. Napiszę do kogo trzeba. Poradzę sobie ze wszystkim co nadejdzie. Nawet jeśli mojego ojca teraz nie ma, uwolnił mnie, wyrzucił na ten świat, ja znalazłam ludzi, dzięki którym życie to nie tylko krew, pot i walka. Mam swój dualizm, mam bliskość, którą kocham i nie oddam jej za nic w świecie. Nareszcie mam rodzinę. Dalej jestem dzieckiem wojny, dalej będę głupia, ale przynajmniej nigdy więcej nie będę już sama. 


Lecz nie masz już strachu przed losem z gwiazd

_______________
cytaty i tytuł: Sarius - Dziecko Wojny
dziękuję każdemu autorowi za każdy wątek, rozwijanie mojej Onyx
przez moją roczną nieoebność nie miałam nigdy poprowadzić jej w pełni tak jak chciałam
mam nadzieję, że teraz się uda :) 

2 komentarze:

  1. Hmm... Powiem szczerze, że rozstrzał między pierwszą, a drugą częścią jest dla mnie za duży. Jedna rozmowa z Gavem to ta droga, którą przeszła Onyx by dojść do takich wniosków? Strasznie to wszystko przyspieszone i mocno mi utrudnia zrozumienie tej postaci. W samych wątkach widzę u niej nagłe i niezrozumiałe zmiany zachowania, a to opowiadanie dodatkowo podkręca to wrażenie. Wychodzi to dość sztucznie i mi osobiście się nie podoba. Opowiadanie samo w sobie napisane jest ładnie, tu mogę przyklaskiwać, ale sama postać, cóż, liczę, że nabierze trochę więcej własnego charakteru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Troszeczkę mi się to wszystko nie skleja. Jeszcze jedno opowiadanie temu nasza Onyx była rozbita emocjonalnie i chciała odejść - a przynajmniej miała część takich myśli. Tutaj już jest w miarę poskładana. Dalej trochę tych myśli zostaje ale wygląda na to, że dość szybko poszła po rozum do głowy. Może trochę za szybko? Nie wiem co o tym myśleć. Uwielbiam za to kreację Rishy - taka trochę Febe 2 - oraz ta cała mała Rokara jest super :)

    OdpowiedzUsuń

^