Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Czasem jest bliżej do słońca, to fakt I

Spojrzę w lustro, zaczynam ten bój, ból
Bać się, że dzisiaj wypadnie numerek mój, odpadnę
A ledwo co brunch, którego nie mam
Kalendarz spotkań, który nie istnieje
Tam umówiła się ze mną nadzieja
Ale ja dałem jej numer z błędem


W końcu udało się wysłać bezpiecznie list. Nastroje w całym Mathyr były coraz bardziej napięte. Nie bałam się podróżować traktem, szczerze nie umiem wyobrazić sobie polszańskiego żołnierza, który mógłby zrobić mi jakąś krzywdę - a nawet jeśli, prędzej sama się zabiję niż zdradzę mu cokolwiek. Mimo wszystko moje bazgroły powinny iść bezpieczną pocztą. Odwiedziłam Nory w Wolnych Marchiach, Ji’zzargo nie było - nikt nie wiedział, gdzie jest. Oczywiście, cholerny khajhit. Zawsze mówił, że jest przyjacielem, a jednak nigdy nie mogłam go znaleźć, kiedy faktycznie go potrzebowałam. Całkiem zabawne. Sama często to robiłam, ba dalej robię. Najwidoczniej sama jestem całkiem złą przyjaciółką. Mimo wszystko wiadomość udało się wysłać, a ja nie zamierzałam dalej tracić cennego czasu. Ruszałam dalej w swoją drogę. Zatrzymałam się dopiero w siedzibie Szepczącego Bractwa. Stanęłam przed mosiężnymi drzwiami schowanymi w najciemniejszym zakamarku lasu. Symbol Śmierci zaczął już porastać mchem. Poczułam delikatne ukłucie w brzuchu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tutaj byłam. Tak wiele ostatnio się działo, że straciłam pewność, czy pasuje do tego miejsca. Nie wiem na dobrą sprawę czy gdziekolwiek pasuje. Dom jest pojęciem abstrakcyjnym w moim mniemaniu. Nie mogłabym nigdzie zamieszkać na stałe, sama myśl przyprawia mnie o jeszcze większy ścisk żołądka. 

— Co jest najpiękniejszą muzyką żywych? — słyszę nagle ciszy szept dochodzący zza drzwi. Wypuszczam powietrze z ust. Nie mogę pokazać tutaj żadnej słabości, żadnej wątpliwości. Muszę być silna, niezwyciężona, moje rozterki to nie jest niczyja sprawa. Przecież i tak nikt nie zrozumie. 

— Cisza, bracie — odpowiadam w końcu, na tyle cicho, aby nikt niepożądany w żaden dziwny, argarski sposób tego nie usłyszał. Do uszu dochodzi charakterystyczny dźwięk. Wrota się otwierają. 

— Witaj w domu — pada, ale nikt za drzwiami nie czeka. Strażnika nigdy nie widać. Może to też jakaś argarska sztuczka, a może kiedyś dowiem się prawdy. Wzruszyłam ramionami. To i tak nie było teraz ważne. Przechodzę przez wrota, dostaję się do środka. Wystrój jak zwykle nie zmienił się. Odkąd pamiętam w jaskini światło dawały jedynie nieliczne pochodnie, długi korytarz, którego ściany zdobiły gobeliny z symbolem Bractwa. Może i nie było to nic wymyślnego, ale ta surowość, ta czerwień materiału - lubiłam ten widok. Przeszłam do głównej sali. Vilkas zajmował się kuźnią, ostrzył najróżniejsze bronie. Babet jak zwykle opowiadała o swoich ostatnich przygodach z pociągającym uśmiechem na twarzy przyciągając całą uwagę Veezary. Podeszłam do nich, nasłuchując. 

— Płakałam mu wtedy w ramię, opowiadałam jak bardzo tęsknię za mamą… — kontynuowała swoją opowieść. Jak zwykle nadużywała swojej porcelanowej, delikatnej figury. Nigdy nie walczyła sprawiedliwie, ale za to zawsze dostawała się do swojego celu niepostrzeżenie. Usiadłam obok niej, patrząc na Veezarę. Dalej pamiętałam jak nazwałam mnie paskudą - odważne słowa jak na kogoś kto sam był jaszczurem z Czarnych Mokradeł. Przysunęłam się do Babet, a ona objęła mnie ramionami z delikatnym chichotem. — Właśnie tak — wtuliła się we mnie. Sama ją objęłam. Przysunąłam do siebie, łapiąc za biodra. Poczułam się trochę lepiej czując cudzą bliskość. — Cholerny pedofil — zaczęła iść ręką po moim kręgosłupie, zahaczając delikatnie o każdy kręg, dopóki nie zatrzymała się na rdzeniu, skłamałabym, gdybym nie powiedziała, że nie odczułam przy tym przyjemnego dreszczu na skórze. Wbiła w niego palec i zaśmiała się. — Właśnie tutaj wbiłam mu igłę! Nawet nie poczuł kiedy umiera, a ja słyszałam tylko dźwięk brzęczących monet — puściłam ją, a ona odsunęła się ode mnie, ja od niej też. Zaśmiałam się delikatnie. Wiedziałam, że ktoś już dzisiaj nie da mi spokoju, ale nie przejmowałam się tym jakoś specjalnie. Nie pierwsza relacja, którą popsułam. Ta przynajmniej byłaby celowa. 

— A Ty? Masz na koncie coś ciekawego? — tym razem odezwał się Naazir, którzy przykucnął tuż obok nas. Strzeliłam karkiem. 

— W zasadzie to tak. Pamiętacie Ma’jika Kłamcę? — zaczęłam, rozsiadając się wygodniej. — To było w Lerodas, pokłóciłam się wtedy z jednym mężczyzną…

— Potrafisz się z kimś nie kłócić? — Veezara zaczepił mnie. Spojrzałam na niego zawistnie. Te słowa bardzo zakuły. W końcu miał rację. Nawet mój brat mnie nie rozumiał, kłóciliśmy się zdecydowanie zbyt często, a przez mój paskudny charakter, nigdy nie mogłam się nigdzie wpasować. Nigdy nie byłam normalna, więc pewnie nigdy nie znajdę normalnej więzi, a to nie wiedzieć czemu bardzo bolało. Nie odpowiedziałam mu. Nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojej historii. Każdy z nas opowiedział o kilku ciekawych zleceniach, w międzyczasie trafiła do nas ciepła strawa i zimny alkohol. Mankrika też oczywiście nie było. To też nie było miłe. Nie widziałam go odkąd zostałam egzekutorką. Podobno żył, ale nigdy nie odpowiedział mi na żaden list, aż w końcu przestałam pisać. Znowu zrobiło mi się smutno. Przestałam słuchać już reszty, więc wstałam. Poszłam przebrać się do izby, która była najbliższa temu co można nazwać swoim własnym pokojem. Przygotowałam się tam do kąpieli w łaźni, gdzie w końcu skończyłam. Zamknięta na cztery spusty. 

Zdjęłam szatę i stanęłam przed lustrem kompletnie naga. Przyjrzałam się każdej swojej bliźnie. Moja historia. Niechciane dziecko, któremu życzono jedynie śmierci od urodzenia. A ja? Uparcie trzymałam się każdego oddechu. Blizna na ustach - była ze mną od zawsze, nie wiem kto mi ją zrobił, ale to pierwszy symbol tego jak łatwo można było mnie nienawidzić. Szrama na ramieniu, głęboka, a jednak bardzo mała. To doskonale pamiętam, w końcu to moje pierwsze wspomnienie, kiedy w terrańskiej niewoli prawie zabił mnie cieniostwór. Byłam taka mała, nie potrafiłam nawet mówić. Rzuciłam się na szyję zwierzęcia i rozszarpałam ją. Był przepyszny, krew, mięso, w końcu czułam, że zaspokajam swój głód. Pamiętam też, że ork siłą zabrał mnie od padliny, rzucił o ścianę, a potem wylano na mnie beczkę lodowatej wody. Przynajmniej przeżyłam. Blizna pod piersią - w tym dniu Mankrik mnie kupił. Bliznę na brzuchu sam mi zrobił, kiedy próbowałam go zabić podczas pierwszych prób oswojenia. Wtedy był ze mną każdego dnia. Teraz? Teraz zapominam, że w ogóle mam ojca. Bliza po wewnętrznej stronie ud. Nie chciałam jej zachowywać, ale Pius pozbył się blizny na szyi, a ja bardzo chciałam mieć pamiątkę z walki z moim płodzicielem. Chociaż była wyjątkowo paskudna i często ją zakrywałam była moim największym symbolem siły - dowodem na to, że chcę żyć, walczyć o samą siebie. Często o tym zapominam, więc chociaż mogę sobie o tym czasami przypomnieć. Blizna na nadgarstku to Gave, moja ulubiona osoba, której zrujnowałam związek. Tylko on mnie nie oceniał, a ja zabrałam mu coś cennego. Naprawdę jestem okropna. I oczywiście jego runa na moich plecach. Coś dla ochrony, aby nic nigdy mnie nie opętało, żebym zawsze miała nad sobą władzę. Wtedy też przypieczętowałam swoją relację z Akane. Znowu poczułam nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Naprawdę nie chciałam, aby moja szczerość skończyła się w ten sposób. Ja tylko chciałam, żeby wiedział, że jest dla mnie ważny, ale nie w ten sposób. Nigdy przecież nie próbowałam tak na niego patrzeć. To miał być komplement, a dotyk? Nie wiedziałam, że będzie dla niego tyle znaczyć. Po prostu czułam się przy nim swobodnie. Gave jest dla mnie… nie umiem tego inaczej określić. To moja ulubiona osoba, po prostu. Jestem przy nim swobodna, nie udaję, nie ukrywam niczego - daje mi komfort jakiego nigdy przy nikim nie czułam. Miłość była bardziej skomplikowana. Zakochałam się już przecież parę razy, w miłości ważna była przecież fizyczność, seks, danie upustu wszystkim emocjom w dziki, acz bezkrwawy sposób. Partner to przecież nikt więcej jak ktoś przy kim nie musisz zostawiać trupa, żeby się uspokoić. Gava nie musiałam nigdy rozbierać, żeby poczuć się lepiej. Pokręciłam głową. Tak, nie kocham go. Nie dam sobie wmówić, że jest inaczej. Cholera, nie chcę o tym myśleć. Spojrzał na kolejną bliznę. Długa szrama nad pośladkami. Przesunęłam po niej palcami. Pierwsze samodzielne zlecenie. Zaśmiałam się delikatnie. Byłam wtedy jeszcze taka niezdarna. Szczęka zablokowała mi się w barku jednego mężczyzny, a wtedy sławny Firek Tancerz Ostrzy ciął mnie, niszcząc przy tym moją ulubioną zdobioną złotymi nićmi skórzaną zbroję. Mimo wszystko ból pomógł mi się odblokować, a wtedy mogłam sama z nim zatańczyć. Tak, to było o wiele przyjemniejsze do rozmyślania. Uchyliłam się przed kolejnym cięciem, odchylając się do tyłu, oparłam swój ciężar na dłoniach, uniosłam nogi do góry, chciał wbić miecz we mnie, w sam mój środek, kopnęłam klingę, wytrącając go z rytmu na krótką chwilę, a drugą nogą złapałam jego rękę. Pociągnęłam do siebie, aby zakończyć nasz zmysłowy taniec. Odgryzłam mu krtań. Byłam głodna, nie jestem teraz z tego dumna, ale wtedy naprawdę nie mogłam się powstrzymać, aby posilić się dwójką kochanków. 

Weszłam do ciepłej wody. Pozwoliłam, aby przyjemny dla ciała gorąc mnie otulił. Oparłam głowę o podłogę, w końcu łaźnia była wyżłobiona na samym środku pomieszczenia. Mruknęłam cicho. Morderstwa, tak na tym się znam. Jestem zabójcą. Nigdy nie oddałabym tego życia. Wszystkie blizny, każda krzywda, nieprzyjemne wspomnienia i zerwane więzi - to wszystko mnie kształtuje. Przymknęłam oczy. Nie chcę oddać tego co już zdobyłam, zbudowałam. Nie wyobrażam sobie samej siebie robiąc cokolwiek innego. Lubię walczyć honorowo, to prawda. Kocham też Rokarę i Maryl jak siostry, chcę je chronić. Acaira też. Te więzi chciałabym zatrzymać. Zacisnęłam wargi. Nie pasuję do nich. Sama niosę ze sobą jedynie śmierć, zniszczenie. Oni zasługują, aby stworzyć w życiu coś pięknego. Postaram się od nich nie odsunąć, za bardzo, ale nie widzę się w ich przyszłości. Na dobrą sprawę nie widzę się w czyjejkolwiek przyszłości. Chciałam zdobyć przyjaciółkę, być w jej życiu, zbudować coś z własnej chęci, a udało mi się to jedynie zniszczyć. Nie zasługiwałam na czyjąkolwiek sympatię. Życie z innymi było trudne. Widziałam jak dzisiaj Veezara na mnie patrzył. Czyżby i on był zazdrosny? Nie rozumiałam tego. Sam mnie często obejmował w podobny sposób. Nie umiem odczytywać takich sygnałów, nikt nigdy mnie tego nie nauczył. Może byłoby mi łatwiej, gdybym posiadała matkę? Kogoś kto nauczy mnie jak upleść z kimś nici, zostać w cudzym życiu bez zmartwień. Ale nie miałam matki. Nie miałam nawet ojca. Mankrik przecież ciągle mnie unikał. Szczerze? Wydaje mi się, że wtedy jestem najszczęśliwsza. Nieskrępowana żadnymi zasadami kobieta, która zostawia za sobą czerwone ślady. Nie jestem nikim więcej jak zabójcą, łotrem, który potrafi czynić jedynie zło. Jestem dzieckiem wojny, będę wiecznie wolna. Po prostu nie mogę się przywiązywać, muszę zapomnieć o ciepłych wspomnieniach, które mam z innymi i zająć się swoim samotnym życiem. Wtedy z pewnością nie zranię już żadnych uczuć. Objęłam się w ramionach. Nagle zrobiło mi się cholernie zimno. Nie chcę nikogo ranić w ten sposób. Chcę widzieć rany, które zadaję. Tak jest łatwiej. Nie płacz więcej, Onyx. Nie masz powodu do płaczu. Tak będzie lepiej. 

Ukryty w moich emocjach bez zmian
Nie czuję nic
I nie mam już strachu przed losem z gwiazd
Jestem dzieckiem wojny


_______
opowiadanie i tytuł ściągnięty z utworu Sariusa: Dziecko Wojny

2 komentarze:

  1. Hm w takim razie i Acair musi swoją bliznę na niej zostawić. No co to ma być? Tak wszyscy swoje mają, a on nie... To się koniecznie musi zmienić. No i ta końcówka? Naprawdę? Wracamy do początku? Kiedy Onyx nie czuła nic? Chce zapomnieć? No teraz to mnie zawiodła po całości... Mętlik w głowie ma okrutny, ale cholera... kolejna która po prostu chce się odsunąć i nie czuć? Masakra... nie zgadzam się na takie wyjście.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam bardzo mieszane uczucia. Opowiadanie jest bardzo ładnie napisane, stylistycznie można się pozachwycać, ale same przemyślenia postaci, cóż, tego nie rozumiem. Kontakt z Acairem jak z typowym bratem, wzloty i upadki, Gave, jej ulubiona osoba o nic się specjalnie nie gniewa i sam na siebie bierze część odpowiedzialności za to co zrobił, Rokara i Maryl też spoko, jedynie Akane, która odrzuciła przyjaźń, a tu już takie decyzje. Nie klei mi się to, rozumiem zamysł, ale nie rozumiem powodu. Czekam na rozwój sytuacji, bo zdaję sobie sprawę, po moich opowiadaniach, że nie wszystko idzie zrozumieć od razu, a pewnych rzeczy niektórzy nie zrozumieją wcale. ^^

    OdpowiedzUsuń

^