Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Tropem Akane V

    Dzisiejszy dzień był nieco inny niż poprzednie, Akane obudziła się z dziwnym poczuciem spokoju, jedyne co to runa na dłoni odrobinę ją swędziała, ale poza tym... Miała wrażenie, że jakoś przyjemniej się oddycha. Pobyt tutaj ewidentnie pomagał, świat zdawał się pozbawiony ułudy, czas płynął powoli, a umysł się po prostu wyciszał. Aura tutejszych istot była w większości neutralna i chociaż brzmiało to całkiem dobrze, to ona nie mogła pozbyć się wrażenia, że mieszkańcy są aż przesadnie wypruci z emocji.
Kiedy wstała, spojrzała na swoje nowe ciuchy, Mey przygotowała dla niej pewien komplet, który bardzo jej się spodobał. Może i był nieco inny niż jej standardowe ciuchy, ale ona sama czuła się "nieco inna". Nawet teraz, gdy stanęła przed lustrem, nieład na głowie jakoś bardziej jej się spodobał. Może coś w tym było? Może baby po prostu tak miały i lubiły akcentować życiowe zmiany zmianą fryzury, czy ubioru? Nie miała pojęcia, ale nie zamierzała też tego przesadnie analizować. Po prostu wciągnęła na siebie swoje spodnie, koszulkę z długim rękawem, odrywającą ramiona, przeplotła się szerokim pasem i zawiesiła na nim różne przydatne bibeloty. Sakwa przy udzie, druga przy pasie, dwie pochwy na noże. Uśmiechnęła się do własnego odbicia i dopadła jeszcze dwa wisiorki na rzemyku, jeden dostała tutaj, drugi zawieruszył się w jej plecaku, gdy schowała go tam w czasie jednego z sylwestrów i znalazła wczoraj. Mała żabka, do której miała ogromny sentyment. Wzięła głęboki wdech i gotowa, ruszyła na kolejne przygotowania do rytuału.
Mey czekała dziś na nią w nieco innym miejscu.
- Dzisiaj bez mojej kartonowej klasy? - rzuciła Akane na powitanie, a dziewczyna posłała jej słaby uśmiech.
- Bez - odparła spokojnie i pogoniła fiołkowo-oką ruchem dłoni. Razem ruszyły szeroką ścieżką. - Do twarzy ci - rzuciła w pewnej chwili. An spojrzała po sobie i kiwnęła głową.
- Dzięki, też tak uważam - przyznała z uśmiechem i szły chwilę w ciszy. Granatowowłosa miała wrażenie, że klimat tej ścieżki był nieco inny niż w przypadku pozostałych. - Gdzie idziemy? - zapytała, gdy minęły już którąś to grupę mieszkańców, a wszystkie zdawały się trochę bardziej strapione.
- Na cmentarz - oznajmiła czerwonowłosa i zatrzymała się przy wysokim płocie. Dziewczyna splotła palce za plecami i spojrzała w stronę małej grupki swoich pobratymców. Płakali przy kamiennym posągu, żegnali jednego z członków ich społeczności. Akane również spojrzała na ten obrazek i zrobiło jej się smutno. Widziała ledwo wyrośnięte dzieci, trzymające kamienne stopy członka swojej rodziny. Nie chciała by Fasolki kiedykolwiek były zmuszone przeżywać coś podobnego.
- Magia poświęcenia - szepnęła Mey. - Za jej sprawą Latrala kończą jako kamienne pomniki. Rodzaj upamiętnienia ich czynu... - tu spojrzała na dziewczynę. - Ty nigdy nie będziesz w stanie takiej magii opanować, nie jako mieszaniec - wyjaśniła i wróciła wzrokiem do obrazka. - Dla Latrala to zaszczyt - dodała z dumą.
- Wybacz, ale nie widzę w tym nic zaszczytnego. Chociażby po doświadczeniach z Vivienne. Nie wiem jaka była dla Was, ale nie uważam, że jej "poświęcenie" jest godne upamiętnienia - stwierdziła. Mey spojrzała po Akane i uśmiechnęła się pod lekko.
- Słowo "matka" nie chce Ci przejść przez usta, co?
- Przeszłoby, gdybym miała podstawy uważać ją za matkę - oznajmiła.
- Hm... ciekawe - Mey pomyślała sobie na głos i ruszyła dalej, z Akane przy boku. Jej podopieczna już nawet nie czekała na kontynuowanie myśli, przywykła, że to zwykle nie nadchodzi. - Tak czy inaczej, chciałam ci je pokazać. Każdy z nich emanuje emocją, która towarzyszyła danemu Latrala przy śmierci - wyjaśniła i dotknęła jednego z posągów. - Wyciszające zajęcie - przyznała przymykając oczy. Akane sama spojrzała po posągu.
- A to nie jest jakiegoś rodzaju bezczeszczenie? - zagadnęła.
- To ostatnie chwile umierającego, dla rodzimy potrafią być sporym ukojeniem. Wiemy co się z nim stało... Możemy wyciągnąć konsekwencje - dodała wpatrując się w posąg. An spojrzała po niej lekko ściągając brwi.
- Konsekwencje?
- Miałam na myśli wyciągnięcie jakiś lekcji, no i poznanie prawdy - poprawiła się Mey, a An uniosła lekko jedną z brwi. Ta... jasne. W to akurat dziewczynie nie uwierzyła. Jeszcze raz spojrzała na pomnik.
- To jakiś Twój krewny? - zapytała, a Mey przytaknęła głową.
- Brat - odpowiedziała i odsunęła dłoń od kamienia by zaraz spojrzeć po Akane. - Chciałabym byś tutaj dzisiaj posiedziała. Spędziła czas. To będzie Twój trening - zdradziła. An nie ukrywała zaskoczenia.
- Ale... mam coś zrobić? Nie wiem... Wyczyścić te pomniki czy... coś? - zapytała.
- Po prostu tu pobyć - powtórzyła jej opiekunka i poklepała ją po ramieniu. - Przyjdę po Ciebie - dodała jeszcze, udając się w stronę wyjścia. Akane zerknęła na posągi. Pobyć... No dobrze. Mogła tu pobyć.
 
***

    Wieczorem standardowo stanęła przy lustrze, robiącym za portal. Dziś była tu nieco szybciej niż dotychczas, ale przynajmniej dawało to większą szanse na dłuższe spędzenie czasu z córkami. Zadowolona stała, czekając aż zobaczy buźki córek, a gdy rejon wszedł w podziemia, odrobinę się zdziwiła. Gave zabrał dziewczynki do Nor? Co nieco już o nich słyszała, opis zdecydowanie pasował do podziemnych korytarzy, które właśnie mijała. Obraz przeszedł przez drzwi i dojrzała Gava, który zdawał się mieć problemy ze złapaniem tlenu.
- Cholera! - zbliżyła się do odbicia. - Raz, raz! - pogoniła towarzystwo i gdy tylko mogła już przejść, wpadła do środka pomieszczenia, nie zwracając w pierwszej chwili uwagi na otoczenie. Małe leżały przy tacie, do którego Akane zbliżyła się szybkim krokiem.
- Spokojnie, mama już jest - rzuciła w pierwszej kolejności. Biła od niej spokojna aura. - Gave... Wdech, wydech - wykonała gest dłonią, który miał naśladować spokojny oddech. - Tata da radę, bez obaw - zapewniła córki, przecież czuły i widziały, że coś jest na rzeczy. - Wdech i wydech... - powtórzyła w stronę chłopaka, sama oddychając przy tym głęboko.
Tym razem dał sobie pomóc, udało się uspokoić jego oddech i poprosił o runę, która wzmocniłaby jego organizm. Akane nie oponowała, wyglądał serio źle. Nie dość, że miał pod opieką dwie dziewczynki, to jeszcze horda duchów pchała się do niego w każdej możliwej chwili. Naprawdę musiał załatwić tą sprawę z ojcem, a później wziąć sobie wolne od wszystkiego i spać przez cały tydzień. Rozeszli się w dobrych nastrojach, po oczyszczeniu rany i zabandażowaniu jego ręki. An musiała przyznać, że tego dnia Gave wyjątkowo zaimponował jej swoją upartością, a i słowa o jej człowieczeństwie sprawiły, że poczuła przyjemne ciepło na sercu.
 
***

    U Latrata czas i pora dnia nie grały zbyt istotnej roli, gdy chodziło o rytuały. Tutaj ogniska paliły się zarówno rano, jak i wieczorem, w południe i przed nim, gdy była stosowna okazja. Teraz właśnie była...
Mey pojawiła się u swojej podopiecznej z rana, pokazała jej trzy wyjściowe kroje sukienek i pozostawiła Akane tą, którą fiołkowo-oka sama wybrała. Na takie wydarzenie wypadało ubrać się stosownie do tutejszych tradycji. Uwagę dziewczyny najbardziej przykuła czarna suknia, z materiałem do samej ziemi. Na ramiączkach, z fioletowymi kryształkami na ich szczycie. Dekolt co prawda sięgał w niej po samą talię, ale kolia, która była w zestawie pięknie wypełniała goły fragment ciała. Biust był stosownie zasłonięty, a przez pas przechodziło dekoracyjne wiązanie, również obsadzone fioletowymi kryształkami. Niżej kolejne zdobienie, jedna w formie klamry i łańcuszków, a przy prawej nodze rozcięcie, zaczynające się kawałek za poniżej biodra. No i ten tył kreacji... Fioletowy kryształ między łopatkami i różne wiązania, prowadzące od ramion, do niego, przez plecy i po same nerki. Materiał sukni szedł dopiero od góry pośladków w dół, do ziemi... Śliczna kreacja. Kiedy Akane miała ją już na sobie, patrzyła w odbicie z lekkim uśmiechem. Naprawdę podobało jej się to co widziała.
Mey przyszła po nią chwilę przed piętnastą, An musiała nabrać głębokiego oddechu i dopiero wtedy, razem ruszyły w stronę zbiorowiska. Na tą ceremonie zebrało się wielu mieszkańców, paliły się co najmniej cztery ogniska i panował ogólny gwar, jednak nie był jakiś nieznośny. Większość tutejszych ludzi była aż nadto opanowana, Akane miała wrażenie, że również przez to mocno wyróżnia się na ich tle. Poprowadzono ją na środek wielkiej polany, tam rozciągała się długa platforma, a na jej środku, co kawałek było rozszerzenie w kształcie koła. Na środku każdego z pięciu kół stał drobny ołtarz, a cała platforma prowadziła do prostokąta z pięcioma siedziskami. To tam siedziała starszyzna, to oni decydowali kto przejdzie ten test i dozna "wstąpienia", a kto obejdzie się smakiem.
Wstąpienie sprawiało, że Latrala zaczynali uznawać daną osobę za członka ich społeczności, mile widzianego gościa, jednak nikogo specjalnego. Wstąpienie miało trzy poziomy, w danej chwili Akane była na poziomie zerowym. Jeżeli uda jej się zdać test i wskoczy na poziom pierwszy, stanie się prawdziwą czarownicą, nie "Zagubioną Latrala", w końcu będzie miała większe możliwości i większa kontrolę nad własnymi umiejętnościami.
- Twoje zadanie, Zgubo! - z zamyślenia wyrwał ją głos kobiety ze Starszyzny. Podniosła wzrok by lepiej przyjrzeć się całej platformie, ołtarzom oraz zebranej na samym końcu piątce. Kobieta, która do niej mówiła, stała. Towarzyszyła jej jeszcze jedna kobieta i trzech mężczyzn. Akane wyprostowała się. Teraz już rozumiała dlaczego Mey zostawiła ją ostatnio na tym całym cmentarzu. Przy każdym ołtarzu stał jeden kamienny pomnik, a na samym ołtarzu rozłożony papirus.
- Zaczynając od pierwszego z ołtarzy aż po ostatni z nich, musisz poprawnie odczytać emocje zawarte w pomnikach, emocje towarzyszące naszym pobratymcom w trakcie wydawania ostatniego tchu! Wczuć się w ich sytuację i nanieść na papirus runę, która Twoim zdaniem pasowałaby do ich intencji! - padło, a An lekko zacisnęła dłonie w pieści. Wejść z cudze buty i dopasować runę? Nie brzmiało tak źle, jednak fakt, że ich myśl była ostatnią odrobinę utrudniał sprawę... Ciężko było wyłączyć własne myślenia na rzecz cudzego.
- Czy Zguba rozumie?! - wstał i mężczyzna po lewej stronie od kobiety. Akane spojrzała po nich.
- Rozumie! - okrzyknęła, a na buzi starszyzny pojawiły się nieco zadziorne uśmiechy.
- Oczywiście wszystko odbędzie się w zgiełku trwającej tu uroczystości! - cała piątka podniosła ręce, a towarzystwo naokoło wydało radosny okrzyk i rozbrzmiała muzyka. Co do...?! An rozejrzała się na około. Może nie była to znowu jakaś huczna impreza, ale Latrala zaczęli tańczyć przy paleniskach, odśpiewując swoją pieśń.
- Tańcz, wiedźmo tańcz... - padało z każdej strony. No nieźle... Akane spojrzała po zebranych lekko mrużąc oczy.
- Już ja Wam kurwa pokażę... - szepnęła pod nosem i zakasała wyimaginowane rękawy, by wejść zaraz na podest i zbliżyć się do pierwszego ołtarza.
Spojrzała po pomniku, a melodia pieśni dudniła w uszach. "Skup się!" warknęła na samą siebie w myślach i zaraz nabrała głębokiego wdechu. "Na spokojnie, pomyśl, plan..." zamknęła oczy, pozwalając sobie na wewnętrzny monolog. Kolejny wdech, spokojny wydech i jeszcze raz... Kącik jej ust drgnął lekko. Skoro już miała koegzystować z tą imprezą, to dlaczego by się do niej odrobinę nie podłączyć? Zakołysała się delikatnie w rytm melodii, skupiła na niej, a przyjemny dreszcz przeszył jej ciało. Poczuła się trochę tak jakby nuciła coś w trakcie gotowania, niby nuciła, ale to zawsze pomagało się skupić na czymś innym. Teraz zrobiła dokładnie to samo. Słowa i melodia były tylko dodatkiem, wysunęła dłoń, by dotknąć pomnika i poczuła to, poczuła ufność tej kobiety. Usłyszała szloch, zobaczyła jak płacząc siedzi na podłodze, jak podnosi wzrok do istoty, którą ledwo zna. "Ufam, że warto" wypowiada... i są to jej ostatnie słowa. An zastanawia się chwilę, spod powiek wydobywa się fioletowa łuna, a dziewczyna otwiera oczy, by nakreślić na papirusie runę.
- Pertho - mówi. Runa odpowiada za ufność w nieznane, to symbol tajemnicy. Chroni tych, którzy "widzą więcej", chroni nadprzyrodzonych. Runa zachodzi fioletowym blaskiem, a Fiołkowo-oka podnosi spojrzenie do starszyzny. Oni jednak tylko obserwują, więc dziewczyna mija pierwszy ołtarz, by ruszyć do drugiego, położonego w linii prostej, kawałek dalej.
Tym razem trafia na mężczyznę, dotyka pomnika i widzi jak ten przygląda się komuś w oddali. Czuje ból w jego sercu, to nie jest serce zranione, a zawiedzione... Mimo wszystko... Tak, czuje to... Tli się w nim odrobina nadziei. "Dzięki temu Perlo się zmieni..." słyszy jego myśl i kreśli kolejny symbol.
- Wunjo - runa nadziei i pozytywnej energii. Przynosi pomyślność w relacjach i pomoc w odnalezieniu sensu życia. Idzie dość sprawnie... Już zaraz jest przy trzecim ołtarzu, kolejny mężczyzna. Sięga dłonią i do jego pomnika. Serce zaciska się nieprzyjemnie, oddech spłyca, a do oczu napływają łzy. An odruchowo łapie kolie przy swoim mostku i ugina się lekko, łapiąc oddech. Strach... "Skup się! On się boi!" rzuca do siebie w myślach, ale musi jeszcze kilka razy głośniej przełknąć ślinę, by rzeczywiście dać radę. "Nie może jej się stać krzywda" słyszy... Cholera, Fasolki migają przed oczyma. Nie, nie... Nie! To nie Fasolki, są bezpieczne! Gave... Gave je ma! Nic im nie grozi! Walczy, walczy mocno, aż w końcu widzi... Wspomnienie jest wyraźne, całkiem niedawne, świeże. Dziewczynki wtulają się w niego, a on tak czule patrzy po nich wzrokiem. Akane uspokaja się i dotyka pomnika jeszcze raz. Strach... Szuka w głowie...
- Algiz - decyduje się na "tarczę", runę ochronną, przynoszącą bezpieczeństwo. W końcu mężczyzna swoim czynem kogoś osłonił, tak... Widziała to, widziała dziewczynkę, która uszła z życiem. Dziewczynka przykuła jej uwagę... Ale An zerwała połączenie, widziała dość by wysnuć swoje teorie. Mey... To był brat Mey... Mało tego to dla niej się poświęcił. Zacisnęła usta i odłożyła te myśli na bok, by ruszyć do czwartego ołtarza. Kobieta. Akane dotknęła pomnika. Poczuła dziwny spokój, jakby delikatny blask bił z jego wnętrza. Wzięła głęboki wdech i wydech. "Spłaciłam dług" usłyszała i dojrzała jak kobieta poświęca się na rzecz większej grupy osób, poczuła jej równowagę, jakby odpokutowała za wszystkie swoje grzechy.
- Dagaz - granatowowłosa kreśli runę. Jej dosłowne znaczenie to "świt". Symbolizuje przebudzenie oraz równowagę między negatywną i pozytywną energią. Zostaje ostatni ołtarz. Akane rusza w jego stronę, jednak zatrzymuje się w połowie drogi... To jakiś żart?! Zaciska zęby i patrzy po starszyźnie. Rozgląda się jeszcze w tłumie za Mey, jednak jej nie dostrzega... Co tu kurwa robi jej matka?! An czuje jak narasta w niej złość. Stara się uspokoić oddech, nabiera wdech, wydech... Zagranie poniżej pasa! Patrzy na pomnik. Jeszcze ten zadowolony uśmieszek Vivienne. Szlag by ją trafił... Zaciska pięści, zamyka oczy. "Tańcz, wiedźmo tańcz" nie wie, który raz śpiewają to samo, ale jest jak mantra i leci w kółko. "Skup się... To tylko pierdolony posąg... Tylko... Posąg" kolejny wdech. Cholera, nawet go nie dotknęła, a już walczy. Jeszcze jeden głęboki oddech. "Tańcz... tańcz, tańcz", otwiera oczy i po nabraniu jeszcze jednego oddechu, zbliża się do pomnika. Wyciąga dłoń... "Spokojnie", oddycha głęboko i chwile stoi z ręką w powietrzu. W końcu jednak ją dotyka, a wspomnienia od razu ją atakują. Zaciska palce na kamieniu... Ciężko odsunąć własne myśli, gdy brało się udział w danej sytuacji. Teraz widzi ją z perspektywy Vivienne, broni się chwilę by nie dopuścić jej myśli do swojej głowy, z jej gardła wydobywa się jednorazowy krzyk, ale zaraz zaciska zęby i mocniej zdusza powieki. "Doszła do tego beze mnie... Jest taka piękna, taka silna" słyszy, a łzy zbierają się w oczach i spływają po policzkach. Czuje to... Czuje dumę swojej własnej matki. Dłoń drży delikatnie, a An uchyla powieki by lekko spuścić głowę. Kilka kropel łez spada na podest... Patrzy po nich... Cholera jasna... Podnosi głowę do starszyzny, puszcza pomnik i zbliża się do papirusa. Matka cieszy się z przekazanego dziedzictwa, z silnych zdolności Latrala...
- Othala - decyduje An i kreśli symbol po czym przeciera ręką łzy spod oczu. Runa reprezentuje umiłowanie tradycji, wrodzone talenty oraz dobrobyt utrwalany przez pokolenia. Dziewczyna patrzy po zebranej piątce, stoi chwile przy ołtarzu, ale w końcu wychodzi zza niego i zbliża się do ostatniego przystanku. Melodia ucichła, a przy boku starszyzny przystanęła Mey.
- Interesujące, doprawdy ciekawa z Ciebie istota - głos zabrała jedna z kobiet, a cała piątka wstała z miejsc.
- Musimy się zastanowić, podjąć decyzję... Zdałaś test, jednak potrzebujemy chwili by ustalić czy nadasz się do rytuału wstąpienia - przyznał mężczyzna i ruszył z pozostałą czwórką do pokoju obrad, w budynku niedaleko. Akane wypuściła głośno powietrze, a po tym spojrzała na Mey krytycznym wzrokiem.
- Vivienne? Serio? Mówiłaś, że to emocje na drugim poziomie, nie pierwszym... - zmarszczyła gniewnie czoło. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
- Ja złożyłam tylko raport u starszyzny, oni wybrali pomniki - przyznała rozkładając ręce. Położyła jeszcze dłoń na ramieniu Akane. - Dobrze Ci poszło... Już myślałam, że wymiękniesz przy moim bracie, ale dałaś radę - przytaknęła jej głową z aprobatą w oczach. An zerknęła w bok i wzruszyła ramionami.
- Mam w głowie dość ciepłych wspomnień by sobie z czymś takim poradzić - odpowiedziała.
- Mam nadzieję - Mey pokazała na swoją dłoń, nawiązując jednak do dłoni dziewczyny. - Skup się na nich, gdy przerwą runę - poleciła, ale An nie zdążyła zapytać o co chodzi, bo narada starszyzny trwała niesamowicie krótko.
- Już? - nie ukrywała zdziwienia. Piątka Latrala wchodziła właśnie na podest, już miała usłyszeć oficjalny werdykt co do wstąpienia, gdy nagle poczuła wezwanie.
- Fasolki... - dotknęła serca, czując w nim niepokój, a zebrani spojrzeli po niej pytająco. Nie zdążyli jednak specjalnie zareagować, bo An zebrała się do biegu. - Otwieraj portal, już! - krzyknęła do Mey.
- Dzieci, chodzi o dzieci - czerwonowłosa rzuciła do starszyzny i nie dyskutując pobiegła za dziewczyną, by z pomocą duchów otworzyć jej portal.
 
***

    W pierwszej chwili An nie zauważyła zagrożenia, ale coś musiało być na rzeczy skoro zaklęcie wzywające zaczęło działać. Gdy portal tylko się otworzył od razu cała wskoczyła do środka i wyskoczyła po drugiej stronie.
- Raja!? Mali?! Gave?! - od razu odnalazła ich wzrokiem i popędziła by gwałtownie klęknąć przy chłopaku, sprawdzając jego funkcje życiowe.
- Co się stało? - spojrzała po dziewczynkach i nim samym, odrobinę zdezorientowana, małe na jej nagłe pojawienie się przestały płakać, poza tym mamuśka miała tyle świecących pierdołek na sobie, że kitki na chwilę straciły znaczenie. Kitki, tak, właśnie to był powód dla którego jej rytuał został przerwany. Szczerze? Nawet nie była zła... Poczuła ulgę, że Gave jest w stanie poprosić o pomoc przy takiej pierdole, gdy sytuacja go przerasta. Poza tym... Dzięki temu mogła spędzić ten ostatni wieczór przed rozstaniem nieco dłużej z małymi i samym chłopakiem. Nie żałowała ani chwili, usłyszała wiele ciepłych słów, ważnych słów i tylko wzmocniła swoją pewność siebie.
 
***

    Kiedy wróciła do Latrala, uroczystość dalej trwała. Co prawda starszyzna nie zajmowała już swoich miejsc, a krążyła wśród tłumu, bawiąc się wraz z innymi. Mey podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
- Muszę przyznać Zgubo... Masz doprawdy ciekawe życie - dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i złapała mokrą końcówkę włosów An, by pogilgotać ją po nosie, a po tym puścić i pogonić ruchem dłoni.
- Wiem, że zazdrościsz - odpowiedziała Akane z równie zadziornym uśmiechem. Trójka ze starszyzny spojrzała po fiołkowo-okiej, gdy Mey przyprowadziła ją do nich.
- Doprawdy... To będzie wyjątkowo pamiętliwy rytuał - stwierdził jeden z mężczyzn, a kobiety po jego boku przytaknęły głowami. An spojrzała po nich i wzruszyła ramionami, no cóż, taka codzienność. Nim cokolwiek powiedziała, padło pytanie "Gotowe?" i po kolejnym potwierdzeniu mężczyzna sięgnął do czoła fiołkowo-okiej, by przyłożyć do niego dłoń.
- Dusza Twoja zagubiona niechaj będzie znaleziona. Twoje ciało, Twoja głowa, cała jesteś już gotowa. Twoje myśli, Twoje czyny, Twe uczucia i Twe winy, wszystko niechaj będzie Twoje i pokona trudy, znoje - cała trójka zaczęła inkantować, a An poczuła jak przez ciało przechodzi jakiś silny rodzaj energii, czuła go po kolei, od najmniejszego palca od stóp, idąca coraz wyżej. Poczuła jak delikatnie stopy odrywają się od ziemi, energia szła dalej, a gdy dotarła do dłoni, dziewczyna poczuła mocne cięcie. Skóra pękła głęboko, przerywając dotychczasowe zaklęcie. Słowa piosenki niosły się echem, w eter, w zapomnienie, a do głowy An wróciły te wszystkie bolesne myśli... Zaczęły ją wręcz torpedować. Dziewczyna krzyknęła głośno i w odruchu złapała się za głowę, by paść na ziemię i na kolana. Zacisnęła palce na włosach, krzyknęła raz jeszcze, a łzy zebrały się w oczach, płynąć ciurkiem.
- Nie... Nie! - zadrżała wyraźnie. - Nieprawda! - krzyknęła, a oczy zalśniły na fioletowo. - Nieprawda! - powtórzyła. "Skup się nich, gdy przerwą runę" usłyszała i drżąc wciągnęła mocno powietrze. Skulona na ziemi nabrała kolejnego wdechu, zamknęła oczy... Te ostatnie pięć wieczorów naprawdę było dobre... Nie chciała tego tracić. Kolejny wdech. Malika i jej czułe spojrzenie. Wydech i wdech... Raja i jej szeroko uśmiechnięta buzia. Wdech, wydech. Gave i jego krytyczne, a jednak pełne wsparcia słowa...
Powoli podniosła się do siadu, jeszcze kilka głębszych oddechów i podniosła powieki. Mieszkańcy milczeli, patrząc po niej z nutką zainteresowania i napięcia na twarzach. Akane podniosła wzrok do starszyzny.
- Oto jesteś... Znalazłaś się - padło i czas jakby nagle znowu ruszył. Rozniosło się kilka radosnych okrzyków, a mieszkańcy znowu zaczęli się bawić. An uśmiechnęła się lekko do trójki, jedna z kobiet pomogła jej wstać i skinęła głową. Dziewczyna powtórzyła gest i jeszcze raz spojrzała dookoła, po bawiących się. Czuła się trochę... dziwnie? Inaczej? Czuła coś dziwnego tutaj. W końcu trafiła wzrokiem na twarz Mey, a ta uśmiechała się do niej łagodnie.
- Dziękuję - An mimo wszystko była jej wdzięczna i objęła ją delikatnie. Czuła się odrobinę jak po głupim jasiu, lekko otumaniona. Musiała się dostosować do nieco innej rzeczywistości. Wiedziała jednak jedno, musi wracać... Chce wracać. Wymieniła spojrzenia z Mey, nie musiała nic mówić, od razu było wiadome o co chodzi.
Czerwonowłosa towarzyszyła jej przy pakowaniu. Fiołkowo-oka nie zamierzała niepotrzebnie przedłużać wizyty.
- Serio jestem wdzięczna... Czuję się jeszcze nieco...
- Zakręcona? Możesz czuć więcej, ale łatwiej będzie Ci kontrolować swoje reakcje - wyznała. An posłała jej lekki uśmiech.
- Znam cenę i ryzyko - odparła na co Mey przytaknęła głową.
- Nie Lottuj tam - puściła jej oko i obie lekko się zaśmiały by zaraz ruszyć w stronę portalu.
Kiedy stała już przed lustrem poprosiła o przeniesienie do przyjaciółki, do Klary. Koniecznie chciała ją zobaczyć i przeprosić za swoje zachowanie. Dziewczyna była przecież jej gościem, a ta zniknęła jak na pstryknięcie palcami.
Okazała się, że Klara jest z Ryu w trakcie powrotu do domu, tak jak podobno planowali. An wzięła głęboki wdech i patrzyła w zwierciadło, a kiedy portal namierzył przyjaciół, ona ruszyła w ich stronę.
 
***

    Czerwonowłosa stała ze strażnikiem Viggo przy boku. Razem patrzyli na skamieniały pomnik brata Mey.
- Myślisz, że się uda? - zapytał duch. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- Jesteśmy w tym szczerzy, zależy nam by ich wzmocnić... Zobaczysz... Jeszcze kilkanaście odnalezionych i Latrala nie będą musieli się poświęcać. Będziemy mieć swoją małą armię wdzięcznych mieszańców... Ludzi od brudnej roboty... A gdy będzie trzeba, mięso armatnie. W końcu przestaniemy tracić swoich ludzi...

The End  
__________________
Dziękuję za pomoc Natsu!


2 komentarze:

  1. Dlaczego czuję, że Latrala jeszcze będą psuć wodę w Mathyr? Czas układać kolejne teorie spiskowe! Oj, nie dajesz mi z nimi spokoju. Gratuluję, że Akane udało się przejść przez rytuał. Wybór Viv na jeden z totemów - ciekawe. Jestem ciekawa jak Akane będzie się zachowywać teraz w wątkach, gdy poradziła sobie z rytuałem, jak emocjonalna będzie teraz. Opowiadanie bardzo ładnie napisane, dałaś dużo ciekawych szczegółów, które pomogły wczuć się w klimat. Tej Mey nie lubię. Mam wrażenie, że jeszcze zrobi coś złego. Mimo wszystko gratuluje skończenia kolejnej serii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Chociaż teraz myślę, że ta cała Mey to ta staruszka co lata obok An. Niby poczciwa a jakoś nie za bardzo. Heh wolałabym żeby ci Latrala zostali już u siebie w wymiarze. Nie podobają mi się ani trochę. Mieszają An w głowie, chcąc z niej zrobić zimną sukę. Niby nie, a jednak tak... sam rytuał super sprawa, fajnie opisany. Podobało mi się, że An musiała po raz ostatni - mam nadzieję - zmierzyć się z matką - i wydaje się, że jej chociaż trochę wybaczyła.

      Usuń

^