Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Tropem Akane IV

    Spotkanie z nocy dało jej sporo motywacji i chęci do działania. Tego dnia wzięła się mocno do roboty, trening przynosił spore rezultaty. Mey miała dziwny sposób prowadzenia nauk, ale trafiał, trafiał do Akane, zamykał jej gębę i... po prostu działał? Tak, takie przynajmniej miała wrażenie sama dziewczyna, ale... Cóż, efekty miała poznać dopiero na wieczór...
Teraz siedziała w swojej kartonowej klasie i gapiła się na tablicę. Mnogość wypisanych na niej run odrobinę przerażała.
- Chyba żartujesz... - odezwała się w końcu, gdy już zebrała szczękę z podłogi. - I że ja mam niby to tak na raz zapamiętać? - uniosła jedną z brwi, a Mey zaśmiała się lekko.
- Ależ Ty jesteś urocza - stwierdziła. - Taka... ludzka - posłała dziewczynie uśmiech i zbliżyła się, by spojrzeć na tablicę z jej perspektywy i przy okazji pochylić się nad uchem Akane. - Nie jesteś człowiekiem - szepnęła konspiracyjnie, na co fiołkowo-oka obdarzyła ją specyficznym spojrzeniem. Otworzyła nawet usta, ale Mey przyłożyła do nich palec i zacmokała. Zrobiła ludzika z palca wskazującego i środkowego, przeszła nim po nosie An i wskazujący zatrzymała na środku czoła dziewczyny. - Masz to w sobie. Jesteś Latrala... - przypomniała jej by zaraz wskazać tablicę. - To ważne, owszem. Runa przypisana do złej inkantacji może narobić wiele szkód. Gdy będziesz chciała wzmocnić lód runą przeznaczoną dla ziemi może wyjść mały armagedon, tak - dla podkreślenia słowa przytaknęła jeszcze głową i zaraz odsunęła dłoń od Akane, by dotknąć opuszkami palców własnego mostka. - Gdy będziesz czuła gniew, kreśląc runę mającą dać komuś ochronę... - spojrzała po niej wymownie, a Akane odwzajemniła wzrok.
- To była troska, nie gniew - sprostowała.
- Nie wypominam, ostrzegam - Mey dotknęła czubka jej nosa i wróciła do tablicy. - Trochę się z tym po prostu pospieszyłaś, ale rozumiem, jesteś ich matką... Musisz po prostu wiedzieć, że Twoja intencja musi być zgodna z Twoimi emocjami. Musisz być szczera w swoich emocjach... Nie ochronisz kogoś, do kogo czujesz niechęć czy odrazę. Emocje to nasza moc... Właśnie dlatego tak istotne jest byś lepiej nad nimi panowała - wyjaśniła, na co Akane wzięła głęboki wdech. No dobra, było tu nad czym pracować, ale było też dla kogo, nie tylko dla Raji i Maliki, nie tylko dla rodziny i przyjaciół, przede wszystkim dla samej siebie.
 
***

    Wieczorem znowu stała przed portalem, trening się odrobinę przedłużył, więc trafiła przed nie chwilę przed 22. Dała znać, że jest gotowa i... Już zaraz przy dziewczynkach powietrze delikatnie zadrżało, najpierw pojawiła się jej noga, a po chwili cała reszta ciała. Portal zamknął się jej tuż za plecami.
- Hej - powiedziała w miarę cicho, nie chcąc po prostu przestraszyć ani Gava, ani małych. Jakoś tak odruchowo zacisnęła palce dłoni na materiale swojej koszulki, przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech. Stała tyłem do małych, w końcu jednak się odważyła i na nie spojrzała. Najpierw odwróciła tylko głowę, widok szybko ją rozczulił i za głową poszła reszta ciała.
- Heej... - powtórzyła już znacznie czulej, zbliżając się powoli i zniżając na nogach, by zaraz porwać swoje małe skarby w ramiona i mocno do siebie przytulić. Gdyby wcześniej wiedziała ile ciepła i mobilizacji dadzą jej te małe bąble, to obaw by w ogóle nie było.  Miała ochotę samą siebie trzasnąć w łeb za te wątpliwości i była niezmiernie wdzięczna Gavovi, że postawił jej to specyficzne ultimatum. Wdzięczna była też za to, że mimo złości i gniewu, nie utrudniał kontaktu z dziewczynkami, ba, nawet sam inicjował zajęcia dla "mateczki". Wiele to dla Akane znaczyło, chociaż po części mocno utrudniało inną sprawę. Ciężko było patrzeć na Gava jak na "dupka", gdy właśnie tak się zachowywał. Jasne, miał swoje cięte riposty, ale dziewczyna już nie raz usłyszała z jego ust o wiele mocniejsze epitety. Zdawała sobie oczywiście sprawę, że obecność dzieci miało w tym swój udział, ale mimo wszystko, była po prostu wdzięczna.
 
***

    Kolejny dzień treningu u Latrala zaczęła dość standardowo, najpierw trochę teorii, później praktyka. Zaczynała nawet lubić tą papierową klasę, czuła od samej siebie jakiś taki specyficzny spokój, jakby wszystko powoli nabierało sensu. Kropki łączyły się w spójną całość, w końcu tworząc jakiś konkretny wzór. Brakowało jeszcze kilka elementów układanki, ale Mey z góry mówiła, że nie wszystko się wyjaśni po tym jednym ciągu spotkań. Możliwe, że będzie je trzeba kiedyś powtórzyć, by dowiedzieć się jeszcze więcej.
An krążyła po klasie, obserwując zawartość sztucznych gablotek. Czerwonowłosa dzisiaj odrobinę się spóźniała. To całe szwendanie zaprowadziło dziewczynę do biurka przewodniczki, a zdjęcia na nim trochę bardziej przykuły uwagę. Akane zmarszczyła czoło baczniej patrząc po wywołanych klatkach.
- Poznajesz? - padło zza jej pleców i dziewczyna drgnęła lekko, odwracając się gwałtownie. Mey nie była dziś sama, po jej bokach stał Viggo oraz Staruszka, duchy, dwójka przodków powiązana z podopieczną czerwonowłosej. W pierwszej chwili An nie do końca wiedziała czy pyta o zdjęcia, czy o towarzystwo, ale duchy przecież przypomniały o sobie już pierwszego dnia tutejszej gościny, więc szybka analiza pozwoliła wysnuć odpowiednie teorie.
- To... Lotta, Vivienne i... - obejrzała się na biurko raz jeszcze. - Verona z... ze swoimi rodzicami - odpowiedziała. Tylko do jednej z tych osób pajała sympatią, niestety ta już nie żyła, tak samo jak jeszcze dwie osoby z całej piątki. O "dziadkach" nie miała informacji i jakoś nie specjalnie jej na ich zdobyciu zależało. Mey przytaknęła głową i weszła do "sali" ze swoimi gośćmi. Pokazała An na jej miejsce przy ławce i chwyciła zdjęcia, by magnesami przyczepić do tablicy.
- Co wiesz o totemach? - zapytała w międzyczasie. Akane wypuściła głośno powietrze.
- Cóż... należą do rodzaju zaklęć ochronnych, uwalniają z zaświatów trzech przodków, którzy reprezentują trzy silne cechy charakteru "zaklętej" jednostki. Jest to rodzaj emocjonalnych strażników, przeznaczonych dla "zagubionych Latrala". Istny alarm dzwoniący w kryzysowych momentach, lokalizator dla Latrala i świetny patent na umywanie rąk dla wyrodnych matek, które zamiast uczestniczyć w życiu dziecka wolą etapami oddawać im swoją energię życiową i zapewnić bonus do ich umieralności. Bo po co umrzeć raz, prawda? - wypaliła uśmiechając się sztucznie na sam koniec.
- Hah, całkiem ciekawa definicja - Mey zdążyła oprzeć się biodrem o biurko, w czasie tego wywodu, a duchy patrzyły po Akane spokojnie.  - Czyli, że koniec końców to jesteś odpowiedzialna za śmierć matki? - zapytała jeszcze, skubiąc swoją brodę.
- Ja? Nie... Sama się zabiła, ja się o to nie prosiłam - wzruszyła ramionami.
- Słuszna uwaga - przyznała dziewczynie, puszczając jej oko. - Wydajesz się z tym serio pogodzona - dodała. Akane wzruszyła ramionami.
- Wiesz, tata mi się trafił zajebisty... Do tego brat, przyjaciele... Jasne, obecność matki pewnie mocno by na mnie wpłynęła, ale nie mam gwarancji, że wyszłoby mi to na lepsze - stwierdziła spokojnie po czym ściągnęła lekko czoło i podniosła wzrok do Mey.
- Fajne uczucie nie? - uśmiechnęła się do niej w ten swój tajemniczy sposób. - Właśnie nabierasz pewności, że wydarzenie przeciętnie uważane za negatywne, dla Ciebie miało pozytywny skutek. Odpuszczasz dziewczyno... Czujesz ten spokój? Twoja matka umarła, a Ty czujesz się z tym dobrze... Wiesz co jest w tym najlepsze?
- Że to jest... okey? - szepnęła An.
- Że to jest okey - powtórzyła po niej Mey z szczerym uśmiechem. Dała fiołkowo-okiej dwie minutki na przetrawienie myśli głębiących się w głowie, a po tym czasie podeszła do tablicy.
- A więc skoro już Cię nieco zobojętniliśmy na temat Vivienne, to czas, na lekcję historii - popukała palcem zdjęcie Lotty. - Co o niej wiesz? - zapytała, a Akane spojrzała na zdjęcie. Lotta napsuła jej krwi, ale w danej chwili było jej po prostu żal tej dziewczyny.
- Zagubiona Latrala, której świat ludzki skopał nieźle tyłek... Uznana za nawiedzoną, ofiara przemocy fizycznej i psychicznej... Seryjna morderczyni, zapięta w kaftan i wrzucona do izolatki - odpowiedziała cicho.
- Wiesz, że sama się zaczarowała? - padło pytanie, na które An poczuła nieprzyjemny dreszcz, przechodzący przez całe ciało.
- Jak... Jak to? - odruchowo spojrzała na wnętrze swojej dłoni, a serce ją mocniej zakuło.
- Poszła na skróty... Poszła raz, drugi, trzeci... - Mey przekręciła lekko głowę na bok, patrząc spokojnie po swojej podopiecznej. Widziała strach, jaki wywołała w dziewczynie, a ten cieszył ją, doprawdy cieszył... - Pamiętasz jak dobrze się ze sobą czuła? - dorzuciła pytanie. Tak, nawiązywała do ich wcześniejszej rozmowy, rozmowy o symbolu na dłoni Akane. Ciężko było tego nie wyłapać, przynajmniej samej An. Ta czuła wyraźnie przyspieszone bicie swojego serca.
- Czy ja...?
- No przecież nie bez kozery jest Twoim totemem, prawda? - Mey popukała palcem zdjęcie Lotty i zaraz przesunęła palcami do zdjęcia Vivienne. - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, moja droga - znowu puknęła w fotografię, a Akane spojrzała na obrazek matki. - Poszła krok dalej niż Ty, nie tak daleko jak Loretta, jednak niewiele jej brakowało - wyjaśniła, a An zacisnęła zęby.
- Lotta też była jej totemem? - zapytała fiołkowo-oka, Mey jednak pokręciła głową.
- Masz totemy, bo zastosowano na Tobie konkretny czar, Vivienne nie miała go na sobie, ale... Dobrze kombinujesz... Gdyby dać totemy wszystkim "zaginionym Latrala", to w dużej mierze byłaby to Lotta - przyznała jej rację. - Jest wyznacznikiem zagubienia, nadchodzącego szaleństwa, to pewnego rodzaju ostrzeżenie. Ciężko je jednak odczytać, gdy nie ma się stosownej wiedzy.
- Czyli... - Akane ponownie zacisnęła usta i spojrzała na symbol. - To, że go mam, to co... zrobiłam... To... Wcale nie jest Ci tak obojętne...
- Mi jest - wzruszyła ramionami i spojrzała na swój wyimaginowany zegarek. - Za kilka dni wrócisz do siebie i będziesz żyła swoim życiem, mi nic nie zrobisz. Co najwyżej będzie mi przykro, że wybrałaś akurat taką drogę... W tym wszystkim istotne jest to, jak bardzo Tobie jest obojętne - wyznała Mey i uśmiechnęła się lekko do Akane. - Tak jak mówiłam, nie jesteś czystej krwi, masz mniejszy priorytet, nie potrzebujemy Cię tutaj - przyznała szczerze. - Jednak uczeni przykładem Loretty i tych wszystkich zdarzeń przyczynowo-skutkowych, nie chcemy zostawiać "swoich". Nawet jeżeli są tylko trochę "nasi". Wolimy zapobiegać...
- Czemu dopiero teraz? - zapytała jeszcze. Mey westchnęła ciężko.
- Cóż, udało Ci się zakończyć zaklęcie matki, znalazłaś w swoim życiu istoty, które są w stanie zastąpić naszych strażników - pokazała na duchy. - Vivienne w ramach pokuty oddała Ci swoją energię życiową i teraz jako kamlot stoi na tutejszym cmentarzysku więc była duża szansa, że przerwiesz omen bez naszej pomocy, ale cóż... Życie potoczyło się dalej i jednak coś poszło nie tak. Znowu zaczęłaś stawiać kroki na ryzykownej ścieżce, właściwe to na nią wbiegłaś, nie weszłaś, więc... Ta dam! - rozłożyła ręce tak, jakby wyskoczyła z jakiegoś urodzinowego pudełka. - Oto jestem - uśmiechnęła się do dziewczyny. Nawet Akane lekko się uśmiechnęła.
- To co teraz? Jak mogę zejść z tej ścieżki? - zapytała naprawdę przejęta, a Mey złożyła swoje dłonie i mocno je do siebie przytuliła.
- Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy to pytanie! - przyznała i zawirowała, zbliżając się do ławki An, ostatecznie nad nią zawisając. - To najważniejszy krok wstecz... A to oznacza, że możemy Cie szykować na rytuał wstąpienia - uśmiechnęła się szeroko.
 
***

    Akane nie mogła się już doczekać tej trzeciej nocki, dzisiejszy trening poszedł naprawdę dobrze i dla zwieńczenia dnia chciała już teraz tylko zobaczyć małe. Stała przed zwierciadłem, a gdy rytuał się zaczął i dojrzała Gava, który śpiewa im przy palenisku, mimowolnie uśmiechnęła się rozczulona.
- Mhm... Widzę, że chłopak nie ułatwia sprawy - rzuciła Mey, uśmiechając się pod nosem.
- Prawda... Nie ułatwia - przyznała, kiwając przy tym głową i wciągnęła głośno powietrze. - Gotowa - dała znać, a portal się otworzył zaraz obok Gava, więc gdy Akane wyszła, pozostało tylko przykucnąć przy dziewczynkach.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się szeroko do dziewczynek i ucałowała ich czoła, by zaraz spojrzeć krótko po chłopaku i jeszcze raz zatrzymać wzrok na dziewczynkach. - Co to za urocze piosenki wam tata śpiewa? - nie kojarzyła tego utworu, ale dla ucha był bardzo przyjemny. Na tym spotkaniu również naładowała swoje baterie, potańczyła z córeczkami przy palenisku, Gave odśpiewał im kilka leniwych ballad i małe Fasole dość sprawnie zasnęły. Później przyszedł czas, na krótką rozmowę przy kubku kawy... Wojna zbierała swój plon, a Gave kiepsko się w tym wszystkim trzymał. Fakt, że An nie bardzo jest mu w stanie pomóc był nieco przytłaczający, chociaż chyba trochę bardziej bolało, że jej pomoc nie była po prostu mile widziana. Tej nocy usłyszała kilka gorzkich słów, ale cóż, musiała wypić piwa, którego sama naważyła. Koniec końców, krytyka potrafiła czasami przynieść lepszy efekt, niż ciągłe głaskanie po głowie. Tu chyba właśnie tak to zadziałało i An czuła jeszcze silniejsze parcie, by jeszcze mocniej postarać się na następnym treningu.
 
CDN.
____________________________
Tu również dziękuję za pomoc Natsu! :D
 

2 komentarze:

  1. Jestem ciekawa jak Akane na koniec rozwinie się jako postać po rytuałach i jaki dalszy wpływ będzie miała Lotta na zachowanie Akane, czy jej szaleństwo będzie na nią oddziaływać. Ciekawy pomysł na wiedźmy tak silnie powiązane z emocjami. Czekam na dalszy rozwój jej losów i czekam na ewentualne wątki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podobał mi się fragment związany z Lottą, VIvienne i wyjaśnionymi podobieństwami między matką a córką przy okazji. Nie do końca rozumiem to całe odpuszczasz, bo masz gdzieś śmierć matki - ale rozumiem, że tu Akane może mieć to gdzieś, bo matka właściwie nią nie była. Po prostu to rozumowanie tej całej Mey jakoś nie bardzo mnie kupuje pod tym względem. No i ten krok wstecz... to na razie tylko pytanie. Krok wstecz będzie jeśli Akane rzeczywiście zejdzie z tej ścieżki i już na nią nie wróci przy pierwszej lepszej komplikacji. Trzymam kciuki żeby tak się zadziało.

    OdpowiedzUsuń

^