Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Pokłosie Apokalipsy część 2

Ostatni dzień podróży był chyba jego najgorszym dniem. Runy Akane zaczęły szwankować, najprawdopodobniej zwyczajnie zajechane czasem, a małe były niezwykle ruchliwe tego dnia. Chciały się wiecznie bawić. Gave przystanął z nimi kilka razy, to nad wodą, to na polanie, a to w miejscu skąd mogły obserwować morze. To był znak, że znajdowali się coraz bliżej. Niestety duchy stawały się również coraz głośniejsze i znacznie bardziej zawistne. Same wchodziły mu pod rękę, a nawet bezczelnie przechodziły powodując że chłopak zwyczajnie zaczynał się przez to dusić. W głowie. Za każdym razem, gdy któreś przez niego przeszło – miał wrażenie jakby coś w nim umierało. W końcu ustawił na siebie samego barierę. Na tyle na ile mógł i brnął dalej przed siebie. Szczęśliwie Argar już zaraz powitał go w swoich progach.

Jego pierwszym przystankiem była Febe. Nie myślał o niczym innym. Wszedł do środka nie pukając. Ułożył dziewczynki na sofie, dopiero wówczas opuszczając z siebie barierę. Miał wrażenie, że podłoga w domku zatrzęsła się. Filiżanki, które właśnie stały na stole spadły z niego, a duchy wręcz do niego przywarły.

- Potrzebuję pomocy - wydusił z siebie, patrząc na Febe. - Naprawdę cię teraz potrzebuję - dodał, czując że przez to wszystko nawet nie może zrobić kolejnego kroku. - Tracę to. Nie mogę… nie jestem w stanie ich kontrolować - pokręcił głową, opadając na jedno kolano, kiedy kolejne duchy przez niego przeszły. Odbierały mu siły. Odbierały zdolność logicznego myślenia. Miał wrażenie, że chcą go zabrać ze sobą na tamten świat. 

W całym tym zamieszaniu fart chciał, że Akane dotarła do Argaru dzień przed Gavem i zdążyła uprzedzić Febe czego może się spodziewać. Kobieta miała gabinet przygotowany na przyjęcie Gava, osobna kozetka i niezbędne przy niej pierdoły, mało tego, oznaczyła dom tak, by po stosownych słowach, chronić go przed duchami. Sama miała ostatnio z nimi problem, pojawiały się tutaj znacznie częściej niż kiedykolwiek.  Kiedy Gave wszedł do środka, Febe stała w kuchni. Odłożyła nóż, którym kroiła właśnie warzywa. 

- Rahim! - zawołała syna. - Zamknij krąg! - krzyknęła. Trzeba było dokończyć magiczny krąg, by dokończyć spirytystyczny seans. Kobieta dobiegła do Gava, a z innego pokoju dało się słyszeć, że i młody zabrał się do roboty. - Yensen! Fasolki! - krzyknęła w głąb chaty, a zaraz na widoku pojawiła się i Ines.

- Jestem Gave - zapewniła go meduza i razem z córką ruszyła do gabinetu, by pomóc chłopakowi zająć miejsce. Kiedy Gave usiadł, ona sama poczuła lekką ulgę, Rahim musiał dokończyć ryt, bo na chwilę nastała błoga cisza. - Nawet ja ich słyszę… Nie wyobrażam sobie co się dzieje u Ciebie - przyznała, bo mimo wszystko jej zdolności nie były tak mocno rozwinięte. Chciała złapać jego dłoń, ale pierwsze co to zacisnęła zęby, musiała się chwilę zastanowić jak ją w ogóle złapać… 

- To jest… ręka? - zapytała Nesi. Dawno nie widziała tak okaleczonej dłoni. 

- Damy radę - spojrzała w oczy córce, a później w oczy Gava. - Jesteś z nami? Mów coś, cokolwiek, muszę wiedzieć na ile orientujesz, chociaż przez dwie, trzy minuty - poprosiła, ostrożnie układając jego rękę na stole. Serio musiała się zastanowić od czego właściwie zacząć.

Przez moment naprawdę nie kontaktował. Jeszcze chwilę był taki wrzask, że głowę mu po prostu rozsadzało. Czyjeś ręce pomogły mu wstać i po chwili dopiero zorientował się, że to Febe. Kiedy usiadł na kozetce, wszystko ucichło. Zrobiło się tak cicho, że aż zadzwoniło mu w uszach. Zdrową dłonią dotknął ich bezwiednie, nie rejestrując w pierwszej chwili słów Febe. Kilka łez ulgi spłynęło mu po policzkach. Zamrugał przytakując jej głową. Nabrał trochę głębszego oddechu, kiedy to wszystko ucichło. Jak przez mgłę zarejestrował, że kobieta delikatnie układa jego dłoń na stole.

- Jestem - powiedział, po kilku minutach od jej prośby. Chrypiał. Znów zamknął oczy na moment, pozwalając jeszcze kilku łzom z nich popłynąć. - Jestem - powtórzył nieco głośniej. - Nie mogłem inaczej - spojrzał na swoją dłoń. - Tak było najszybciej… - drugą dłonią podwinął rękaw koszuli, żeby odsłonić dwie kolejne runy. Nie dał rady, musiał dorzucić jeszcze jedną a i ta zdawała się niewiele mu pomagać. - Muszę tam do niego iść… tu się nie da żyć… - spojrzał po Febe. - Ja tu nie mogę dłużej żyć… przez nie… - zadrżał lekko. - Nie mogę… - pokręcił głową, spuszczając wzrok. - …możesz krzyczeć, amputować, możesz na mnie się złościć… - zerknął znów na swoją rękę. - …ale nie mogłem inaczej… nie mogę jej zgiąć… - zacisnął mocno zęby próbując poruszyć choćby jednym palcem. Ból przeszył go na wskroś. Pobladł im mocno na kozetce i omal się z niej nie zsunął. Przez moment pociemniało mu przed oczyma. - Nie mogę… - wydusił z siebie, nabierając kilka szybszych oddechów. - Przepraszam… wiem, nie patrz tak… - łzy przesłoniły mu świat. Miał wrażenie, że Febe obrzuca go pełnym złości i rozczarowania spojrzeniem. - Wiem… wiem… wiem… głupio zrobiłem… - wymamrotał. Może gdyby został w Argarze to nie byłoby tyle problemów. Może wtedy inaczej by to się potoczyło. Może nie narobiłby jej teraz pracy. 

Febe przyjrzała się dokładnie dłoni, sprawdzała głębokość ran i szacowała ewentualne uszkodzenia. Pokręciła głową… Nie miała tu za wiele do zrobienia, to była robota dla Ines, naderwane nerwy, głębokie cięcia… Tradycyjnymi metodami byłoby to bardzo ciężkie do naprawienia. Spojrzała po chłopaku i zbliżyła się, by przyłożyć jego głowę do swojego brzucha, objęła ten jego głupi łeb ramionami. 

- Ja też jestem - powiedziała pewnie. - Zdejmiemy Ci koszulę, później się położysz, na siedząco to nie ma sensu… Uszkodzenia są głębokie, pierwszą fazę muszę oddać Ines… Później ja zajmę się bardziej powierzchniowymi ranami, ale Gave… Możesz stracić palec lub dwa - przyznała. - Na pewno będzie potrzebna rehabilitacja, a i z nią nie jestem pewna czy w pełni odzyskasz swobodę ruchu w tej dłoni - miał pełno porozcinanych nerwów. Słysząc o “pójściu do niego” lekko tylko kiwnęła głową. - Najpierw ręka, później kolejne podróże - odpowiedziała krótko i kucnęła przy nim, by spojrzeć mu w oczy. - Zrobiłeś co w Twojej mocy, teraz Cię położymy, teraz musisz dać innym trochę popracować - zaznaczyła i zaraz wstała, by zdjąć z niego koszulę i w pełni zobaczyć rany. Westchnęła ciężko. Wolała w danej chwili tego nie komentować, po prostu razem z córką pomogła mu wejść na kozetkę i przygotowała środek znieczulający. 

Słuchał tego wszystkiego i nawet nie był zdziwiony. Kiwnął głową na wieść o utracie palca lub dwóch. To niewielka strata w porównaniu z tym co mógłby stracić w innym wypadku. Zacisnął mocno wargi, gdy wspomniała o swobodzie ruchu.

- Odzyskam - powiedział dość pewny swojego. Prędzej czy później odzyska. Był tego pewien. Zaciętością dało się zrobić wiele, a tego i upartości nie dało mu się odmówić. Czasem te okropne cechy się do czegoś przydawały. Znów jej przytaknął, kiedy wspomniała o kolejności zdarzeń i spojrzał na drzwi za którymi zostały Fasolki z Yensenem. - Mogę je jeszcze przytulić? - popatrzył po Febe, zanim został pozbawiony koszuli i zanim miał dać im pracować. - Mam dług do spłacenia - odchrząknął. Wspominał jej o doprowadzaniu do szału, co nie? 

>.<

Gdy dług został spłacony, a Fasolki wytulone, Ines zabrała się do pracy. Gave obserwował przez dłuższą chwilę cały proces składania, ale nie za wiele mógł dostrzec poza poświatą nad swoją dłonią i skupieniem twarzy Ines. Nie odzywał się ani jednym słowem, nie chcąc jej rozproszyć i przeszkodzić. Po pierwsze, nie chciał stresować niepotrzebnie dziewczynkę, a po drugie… no od tego zależało jak dobrze będzie poskładana jego ręka. To nawet nie wypadało za mocno ingerować. W pewnej chwili zamknął oczy i odpłynął do krainy Morfeusza, budząc się dopiero kiedy znieczulenie zaczynało przechodzić. No dobra… trzeba było nie brać znieczulenia. Oj trzeba było, bo przecież ból był nie do zniesienia. Może gdyby go nie wziął to by się do niego przyzwyczaił? A może po prostu zszedłby im tam na stole? DIabli wiedziały. Odruchowo uniósł się na zdrowej dłoni siadając i masując sobie skroń. Rozejrzał dookoła, a dostrzegając Febe na fotelu obok łóżka powoli się z niego zsunął, co by tak okryć kocem. Staruszkom wypadało zapewnić trochę więcej ciepła. Jedną ręką jednak kiepsko się narzucało okrycie, więc wyszło bardzo krzywo. Trudno. Niech już jest. Sięgnął po wodę stojącą na szafce nocnej i upił łyk wracając na wyro.

- Nie uciekam - mruknął, gdy kobieta otworzyła jedno oko. - Nie wymykam się.

- Hm? - mruknęła trochę sennie i otworzyła oczy szerzej, by lekko zaśmiać się na słowa Gava. - Tylko byś spróbował… - pogroziła mu palcem, poprawiając koc i naciągając na siebie, niczym pelerynkę. Spojrzała na Gava. - Wyszło całkiem dobrze - przyznała patrząc po jego dłoni i posłała jeszcze jeden ciepły uśmiech.

- Dziękuję - powiedział cicho. - Ile palców nie mam?

Kiwnęła mu głową na podziękowanie.

- Masz wszystkie, ale dwa są ledwo sprawne - wyznała pokazując swój palec środkowy i wskazujący. - Normalnie dałabym Ci coś przeciwbólowego, ale… No nie wiem, sama się zastanawiam… - mimo wszystko rzuciła mu wymowne spojrzenie. 

Odetchnął z ulgą słysząc, że wszystkie palce są na swoim miejscu. Ze sprawnością, jak już jej zapowiadał, da się coś zrobić. Może nie od razu, ale czas mu na to pozwoli. Wreszcie odważył się spojrzeć na swoją dłoń. W większości zabandażowaną dłoń. Spróbował zgiąć palce i mimo przeszywającego go bólu udało się. Palce drgnęły. 

- Mhm… wypracują się… no bo gdzie… bez pokazywania środkowego palca… - odchrząknął, próbując trochę pośmiać się ze swojego stanu. - Nie musisz, przetrzymam - opadł na poduszki na wieść o czymś przeciwbólowym. - Nie potrzebuję dróg na skróty. 

Patrzyła po nim, po jego dłoni, uśmiechnęła się delikatnie, a na żart zaśmiała się krótko.

- Racja, najważniejszy palec - przyznała z nutką rozbawienia i zaraz znowu przytaknęła. - Tak po prawdzie to i tak bym Ci go nie dała - stwierdziła krótko. - Już bez przesady, miałeś być kamiennym pomnikiem przy następnym razie, więc i tak idę Ci na rękę - wstała z fotela i sama ruszyła nalać sobie wody. - Droga na skróty hm… - coś ostatnio często słyszała ten zwrot. - Tylko nie przesadzaj z tym unikaniem skrótów - poprosiła by zaraz podejść do niego i usiąść na brzegu łóżka. - Wiszę Ci przeprosiny - zaczęła. - Mniejsza, że właśnie uratowałam Ci palce, wcześniej nie zachowałam się tak jak powinnam. Niestety też nie jestem idealna i czasem emocje biorą górę… - przyznała.

- Mhm chyba lepiej jedna ręka niż obie - stwierdził w odpowiedzi, bo przecież w pewnej chwili debatował sam ze sobą czy powinien otworzyć runę na drugiej dłoni. Na szczęście rozsądek wygrał z szaleństwem w tamtym momencie. - Nie przesadzam. Skróty wybieram w mniej poważnych sytuacjach - skomentował tylko. Kiedy zaczęła go przepraszać, zmarszczył brwi patrząc na nią i kręcąc lekko głową. - Nie wisisz mi niczego. Zrobiłaś co zrobiłaś. Twoja decyzja i twoja wola. Ja przecież jestem ci tylko obcym dzieciakiem. Normalne że wybrałaś córę przyjaciela - skomentował krótko. - Ja wiem, że… - zacisnął wargi. - … no wiesz, nigdy nie będę wyżej od niej w hierarchii Argaru. 

Przytaknęła mu, rzeczywiście, dobre chociaż to, że nie okaleczył obu dłoni. 

- To dobrze - podsumowała krótko. Na komentarz co do przeprosin wzruszyła lekko ramionami. - Zrobiłam co zrobiłam, nie czuję się z tym dobrze, więc wiszę, ale nie mam wpływu na to, na ile dla Ciebie jest to istotne - przyznała. - Nie chodzi o hierarchię Gave, ani o to, że jest córką Niklausa. Po prostu na niektóre sprawy patrzymy przez pryzmat własnych doświadczeń i to często utrudnia właściwy osąd. Dla mnie nie jesteś “tylko obcym dzieciakiem”, ale przykro mi, że wywołałam u Ciebie takie zdanie. Może jeszcze kiedyś pomyślisz inaczej, jeżeli nie, trudno, będę znała chociaż powód - odpowiedziała mu spokojnie.

- Nie wiem, Febe - odparł szczerze. - Nie wiem, czy pomyślę inaczej, bo już raz myślałem inaczej i się pomyliłem - wzruszył ramionami. - Tak czuję - mruknął jeszcze, przymykając oczy, żeby zetrzeć łzy dłonią. Dobrze, że można je było zrzucić na ból i nawet nie skłamać. Pal licho rozróżnienie między fizycznym a psychicznym. - Dalej uważam, że zrobiłaś durnotę - stwierdził krótko. - I nie chodzi mi o tego ducha - mruknął jeszcze. - Ja jej go przywrócę jak wrócę od ojca. Żaden problem… 

Febe posłała mu łagodny uśmiech.

- Jeszcze wiele razy w życiu się pomylisz - zapewniła spokojnie, uśmiechając się pod nosem. Przytaknęła jednak głową na kolejne słowa. - No i masz pełne prawo - przyznała. - Nie zamierzam tu i teraz zmieniać Twojego myślenia, jak coś ma się zmienić to potrzebuje czasu. Ja chciałam po prostu przeprosić - stwierdziła. - Tak, możliwe, że zrobiłam durnotę, nie pierwszy, nie ostatni raz… Chociaż na przyszłość postaram się nie wpieprzać między wódkę, a zakąskę… - dodała i zaraz zerknęła na niego lekko zaskoczona. - Dziwię się, że jeszcze go nie ma - stwierdziła krótko i uniosła dłonie. - Ja już go nie odeślę - oznajmiła. 

- Co mi po przeprosinach, jak niczego nie zmieniają? - spojrzał po niej poważnie. - Tam w środku dalej boli jak bolało, a to co się stało, się już nie odstanie - powiedział nieco ostrzej niż zamierzał. Odetchnął głęboko, żeby się chwilę uspokoić. - Szkoda, że dopiero teraz… - skomentował jej nie wpieprzanie się i uniósł wysoko brew. - Jakoś nie chce mi się wierzyć, że nie odeślesz - mruknął krótko, wzruszając ramionami. - Bo w przeciwieństwie do niej, mam więcej lat niż 10… no dobra teraz 12… dlatego go jeszcze nie ma.

- Tobie? Cóż, nie wiem, niektórym coś dają. Ja przepraszam dla samej siebie. Źle czułabym się z samą sobą, gdybym nie przeprosiła - przyznała bez ogródek. - Bardzo bym chciała umieć zabrać ten ból, ale nie umiem - dodała z cichym westchnieniem. Przytaknęła mu głową po raz kolejny. - Masz rację, szkoda - tu nie widziała potrzeby by dopowiadać cokolwiek więcej. Pokręciła głową. - Więc nie wierz, do tego też Cię nie namówię - stwierdziła i spojrzała po nim pytająco. Nie bardzo wiedziała co ma wiek do tego całego ducha. - Zostawię to już między Wami… No, chyba, że chcesz mi coś powiedzieć - odparła.

- Rychło w porę - sarknął, nie mogąc się powstrzymać. Zacisnął delikatnie pięść i pokręcił głową. Nie wiedział co jeszcze miałby powiedzieć na ten temat. Nie był w stanie zaufać jej słowom co do wtrącania się lub nie wtrącania w sprawy innych. Nie wierzył, że cokolwiek się zmieni.  - Muszę rozwiązać sprawę tego młynu na zewnątrz - zmienił więc temat. - Kiedy mogę to zrobić bez narażania siebie niepotrzebnie? - spojrzał po niej. - Nie wiem ile mam czasu, zanim Akane wymyśli kolejne zniknięcie - dorzucił jeszcze. - Wolałbym to ogarnąć do tej pory - zauważył. Tej też nie ufał co do znikania. No co zrobić. Życie nie chciało rozpieszczać.

Nie odpowiedziała już na jego sarknięcie. Niespecjalnie ją dziwiło, w sumie to był nawet dość delikatny jak na swoje możliwości. Na słowa o młynie znowu lekko westchnęła.

- Tak… Nie wiem co tam się dzieje, ale… Zakrawa o apokalipsę - stwierdziła by zaraz zamknąć na chwilę oczy i zastanowić się. - Zależy jak bardzo potrzebujesz do tego tej dłoni… Lepiej byś dał jej teraz odpocząć… Co najmniej z tydzień - przyznała. - Jeżeli Ręka nie jest niezbędna, ta ręka, to wystarczy co byś się zregenerował, nabrał sił, zapewne kwestia dni, dwóch… - odpowiedziała. Nie odniosła się do słów o Akane, wątpiła by po swoich “przygodach” ta planowała podobne wyskoki, ale sama nie była jej pewna, Gave tym bardziej mógł mieć wątpliwości.

- Tydzień?! - spojrzał na nią jakby z księżyca się urwała. - Ja w tydzień zdołam stracić zmysły przez tych tam… - zgrzytnął zębami. - A bez odsyłania ich… zrobi nam się tu stado złych dusz. Przesiąkniętych zawistością i złością - pokręcił lekko głową. - Nie potrzebuję do przejścia do zaświatów tej ręki… mogę przecież narysować runę na ziemi - stwierdził po chwili milczenia, a krew można było utoczyć z jakiejkolwiek części ciała. Choćby i palca. Nie musiało przecież być jej dużo. - Tylko ech wtedy zostawię ten kocioł tutaj… - mruknął niezbyt zadowolony. - A one mogą przyczepić się do małych… - zmarszczył lekko brwi. - Chciałbym wcześniej otworzyć im bramę - spojrzał po Febe. - Ale tu się boję, że zejdę z tego świata… tragedia no… tak źle i tak nie dobrze…

Mimo tonu, przytaknęła mu głową. 

- To i tak bardzo przyspieszony termin, zmasakrowałeś tą dłoń… Powinna dłużej odpoczywać, tydzień to minimum - wyznała. - Mówię to jednak jako medyk, gdybym miała brać pod uwagę sytuację ogólną to… Tak, uważam, że tydzień to o wiele za dużo - przyznała. Na wieść, że dłoń nie jest potrzebna odetchnęła z cichą ulgą. - Chociaż tyle… - zerknęła jednak po nim. - Swoją drogą, skoro na ziemi też działa… To czemu nie narysujesz jej na ziemi i nie staniesz w środku? Przecież i tak duchy się do Ciebie pchają… Trafiłyby w jej obręb… - zastanowiła się chwilę, nie znała tej magii.

- Owszem, ale mówimy o dwóch różnych runach… siebie w zaświaty inaczej wysyłam niż je - odchrząknął. - Ale tak… ta duchowa też działa, tylko po pierwsze jest wolniejsza… w podróży nie miałem na to czasu, do tego trzeba jeszcze taką tam inkantację odmówić za każdego cholernego ducha, którego odsyłam… - zaczął wyliczać. - …a po trzecie… przeszedł kiedyś przez ciebie duch? To tak jakbyś umierała za każdym, cholernym razem… - wzdrygnął się. - Już dawno zmysły bym postradał.

Zastanowiła się chwile nad tym wyjaśnieniem i ostatecznie przytaknęła mu głową.

- No dobrze, rozumiem… - przyznała. Brzmiało dość logicznie. Chcesz więcej mocy i szybszego działania? Musisz poświęcić więcej. Kiedy zdradził swoje wątpliwości co do małych, Febe kiwnęła głową.- Mogę zabezpieczyć wasz dom, tak jak zrobiłam to tutaj, ale wtedy Fasolki musiałby po prostu w nim siedzieć by być bezpieczne - tyle mogła zrobić. Na wzmiankę o bramie zacisnęła usta w wąską kreskę. To akurat znała, wiedziała, że to bardzo energetyczny proces. - W tym też mogę Ci pomóc… - przyznała. - Mogę być Twoją dodatkową baterią, pobieranie energii rozłoży się na naszą dwójkę. Może i Akane mogłaby nas wzmocnić swoją runą? - zaproponowała jeszcze. Zdążyła już trochę porozmawiać z dziewczyną o jej nowych talentach.

Co prawda nie chciał znowu wykorzystywać Akane do swoich spraw to w tym wypadku był w stanie ulec. W końcu pośrednio chodziło również o bezpieczeństwo małych. Pokiwał lekko głową. Nie było to idealne rozwiązanie, ale w tym wypadku lepszego raczej nie znajdzie. Nie miał na to po prostu czasu. Ten już dawno się mu skończył. 

- Okay - powiedział w końcu z ciężkim sercem. - To za dwa dni… najpierw brama, potem wycieczka - uśmiechnął się do niej słabo. - Będzie dobrze - mruknął jeszcze próbując o tym przekonać samego siebie. 

Spojrzała po chłopaku z ciepłym uśmiechem.

- Jakkolwiek będzie to dasz radę - podsumowała. - Za dwa dni - zakodowała i przytaknęła głową. 

1 komentarz:

  1. Fajnie, że Febe przeprosiła, ale jakoś tak kiepsko... bez dokładnego wyjaśnienia swych powodów. Ale Gave mógł zapytać - ale po nim nie spodziewałam się pytań... chłopak jest po prostu zraniony. Dobrze, że chociaż dostrzega że sam nie da sobie rady i potrafi prosić o pomoc. Brawo Gave!

    OdpowiedzUsuń

^