Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Gave w podróży - Złamane serce


GAVE W PODRÓŻY – ZŁAMANE SERCE

 

Ona naprawdę to zrobiła. Odeszła. Odcięła się ode mnie i swoich własnych córek. Uciekła niczym tchórz. Nawet nie raczyła przyjść i poinformować o długości i celu swej podróży. Porzuciła je. Porzuciła je. Na domiar złego zerwała więź ze strażnikiem i teraz nawet nie będę wiedział czy wszystko z nią w porządku. Co mam powiedzieć Fasolkom, kiedy zapytają o mamę? Kiedy wróci? Czy w ogóle wróci? Nie wiem. Postawiła mnie przed faktem dokonanym. Może trochę z zemsty na ten mój nieszczęsny pocałunek z Onyx. Tam to ja faktycznie zrobiłem to samo.

Wzdycham ciężko, siadając na krześle w kuchni i wpatruję się w sufit. Cholera… ale ja to ja, ona zrobiła to swoim własnym dzieciom. Szlag. Głupia idiotka. Zamykam na moment oczy, czując łzy pod powiekami. Mam dość tego miejsca. Tego domu, tej okolicy. Nie chcę już tu dłużej przesiadywać. Przez myśl przechodzi mi, że ukrycie dziewczynek przed Akane wcale nie byłyby takim głupim pomysłem. Przecież ona je po prostu porzuciła. Ale potem patrzę na śpiące dziewczynki i wiem, że nie byłbym fair w stosunku do nich. Nie mogę ich krzywdzić za jej głupotę. Zaciskam mocno wargi i wstaję. Nie mogę również tu dłużej być. Nie zniosę kolejnych rozczarowań, kolejnych spojrzeń pełnych nienawiści w mą stronę. Nie mogę. Nie chcę by kolejna osoba okazała się bardziej patrzeć na Akane i jej dobro niż… Zagryzam mocno wargi i pozwalam kilku łzom popłynąć po policzkach.

Nadal nie rozumiem dlaczego tak bardzo zabolały mnie czyny Febe… przecież wiem, że nie mam prawa od niej niczego oczekiwać. Jestem tylko obcym chłopakiem, obcym dzieciakiem, który bezczelnie wtryndolił się do jej życia… Myślałem, że mam w niej wsparcie. Myślałem, że mogę się na nią otworzyć, że…

Kręcę głową szykując sobie dwie torby i zaczynając pakowanie od Maliki i Raji. Nie, muszę to sobie wybić z głowy. Jestem sam i tak jest dobrze. Patrzę na dwa śpiące maluszki i uśmiecham się mimowolnie. No może nie całkiem sam. Przykucam przy nich na chwilę i mocno okrywam, muskając ustami ich usta. Jestem tu dla nich, a mimo to serce dalej mnie boli. Łzy dalej płyną. Czuję wściekłość połączoną z rozgoryczeniem i wielkim żalem.

Jest jeszcze sprawa ojca. Dalej się do mnie nie odzywa, a duchów przybywa. Powoli zaczynam tracić przy nich zmysły. Głowa ciąży od ciągłego hałasu, a serce czasami nie nadąża za pompowaniem krwi. Oddech zanika. Jest ich tak wiele… jakby ktoś zatrzasnął drzwi do zaświatów. Jakby je zamknął na kłódkę i nie pozwalał nikomu tam wstępować. A on? Był jedną z ich ostatnich nadziei. Jako jedyny był w stanie pozwolić im odpocząć. Cholera. Nawet Gavin się nie odzywał. Tak odezwanie się do brata było już desperackim gestem, ale musiał wiedzieć co tam się dzieje. I już by wiedział! Gdyby Akane nie postanowiła ich zostawić. Zgrzytam zębami czując ponownie łzy w oczach. Tak zdecydowanie muszę stąd zniknąć. Choćby i na chwilę.

- Przepraszam – rzucam cicho do dziewczynek. – Pójdziemy zwiedzać świat – dodaję drżącym głosem, a wówczas słyszę pukanie do drzwi. Ignoruję je, ale ono się powtarza. Wzdycham ciężko i ruszam do kuchni, by przemyć oczy. Nikogo się nie spodziewam, ale w Argarze ciągle ktoś się potrafi napatoczyć. Może to Grima z zapomnianą skarpetką Raji? Albo Ryu chcący mi dać w nos? A może sam Tony z jakimś dziwnym wykładem lub Darcy chcąca pokazać swą pogardę bo przecież zdradziłem po raz drugi. Zbieram się w sobie i otwieram.

- Nie mam ochoty na rozmowy – poinformuję swojego niechcianego gościa. Tym jednak okazuje się być Yensen. Nie potrafię przed nim ukryć zaskoczenia ale i nie potrafię odprawić go z kwitkiem. Nie wiem czego chce. Nie wiem czy chcę wiedzieć, ale ostatecznie odsuwam się przepuszczając go w drzwiach. – Herbaty? – proponuję nieco zrezygnowany, ale Yensen wybiera wodę.

— Nie uważasz, że spieszysz się trochę ze swoimi decyzjami? — pyta zanim nawet jestem w stanie podać mu jego kubek. Nie odpowiadam, bo wzbiera we mnie złość. Ja się spieszę z decyzjami? Naprawdę? Ja? A ta głupia idiotka, to co? Nie pospieszyła się przypadkiem? Prycham pod nosem, stawiając przed mężczyzną kubek wody i biorąc do ust swój własny z zimną już herbatą.

- Nie – odpowiadam krótko, wracając do pakowania swojej torby. – Nie mam ochoty tu dłużej być. Nie chcę już tu przebywać – zaciskam wargi, wlepiając w niego stanowcze spojrzenie. – Dziewczynki pożegnały się z Niklausem – informuję go, bo faktycznie zanim tu przyszedłem odwiedziłem ojca Akane. Uznałem że ma prawo wiedzieć o tym gdzie są jego wnuczki. Miał, kurwa prawo, tak samo jak i ja, kiedy jego głupia córeczka odchodziła.

— To gdzie z nimi pójdziesz? Będziesz się z nami jakoś kontaktować? Kto mi będzie dokuczać z rana? — pyta uśmiechając się do mnie lekko. Wzdycham widząc to i nie wiem jak na to zareagować. Wzruszam ramionami, raz, drugi… trzeci.

- Jak najdalej stąd – odpowiadam, dopakowując kilka ciuszków więcej. – Nie zamierzam znikać na zawsze, ale w tej chwili nic mnie tu nie trzyma – zauważam dość chłodno. – Nic i nikt – powtarzam, zaciskając mocniej pięści. – Potrzebuję się zdystansować. Nie chcę już widzieć tych wszystkich oskarżających spojrzeć, ani słyszeć tu i tam, że znów coś zawaliłem – zagryzam mocno wargi. -  Nie czuć się jak wróg całej tej cholernej społeczności… bo pewna panna robi z siebie ofiarę wszystkiego – oddycham głęboko i odchylam głowę do tyłu. Ocieram łzy z kącików oczu. Cholerne emocje... Nienawidzę tego stanu. - I tak wiem, przesadzam – dodaję zaraz. - Część tych spojrzeń jest tu… - wskazuję na swoją głowę. Nie jestem głupi. Wiem, że najprawdopodobniej emocje mnie zaślepiają, ale serce mi od tego pęka. Chcę od tego uciec. - Ale naprawdę, nie potrzebuję tego uczucia.

Yensen wzdycha jakby domyślał się mej odpowiedzi. Cóż czasem jestem bardzo przewidywalny. Nie zawsze muszę ukrywać swe myśli.

— Chce żebyś wiedział, że ja o nic Cię nie oskarżam, a to co zawaliłeś… nie Ty pierwszy, nie ostatni wali taką akcję i każdy jakoś żyje — rzuca spokojnie zapijając swe słowa wodą, a ja nie wiem skąd biorą mu się te słowa. W tej chwili, choć wiem że są szczerze, zdają się mi puste. — Siłą Cię tu nie zatrzymam, ale przy mnie zawsze będziesz miał ciepły kąt. I pisz do mnie. 

- Nie jestem dobry w uzewnętrznianiu się… niezależnie od formy – komentuję, zbierając się na odwagę by powiedzieć coś więcej. Nie jestem przecież bez skazy, bez winy. - I przecież wiem, że zawaliłem, przecież tego nie ukrywam. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność za te czyny… Ale nie ja jeden zawaliłem - dodaję, wracając do pakowania.

 

— A ja nie mówię, że tylko Ty to zrobiłeś. Nie byliście idealnie dobrani, skończyło się jak się skończyło. Nie uważam, żeby którekolwiek z was powinno przez to uciekać, ale róbcie co chcecie. Jesteś młody, żyj jak chcesz, tylko nie żałuj potem swoich decyzji. Jest Ci źle z tym, że zawaliłeś czy jest Ci źle, bo nie masz nikogo po swojej stronie?

Zadaje te cholerne pytania, a ja nie chcę rozmawiać. Nie chcę rozgrzebywać. Nie chcę szukać odpowiedzi. Nie chcę rozbierać na części. Jestem zmęczony, niewyspany, zły i… zraniony. Zagryzam lekko wargę. To ostatnie wcale mnie nie cieszy. Z resztą jakoś sobie poradzę.

- Zaczynam się przyzwyczajać do tego, że nie mam nikogo po mojej stronie - mówię cicho. - Tak było zawsze i wątpię, żeby kiedykolwiek się zmieniło. Zwłaszcza jeśli mówimy o konflikcie z Akane – wzruszam ramionami, a potem pokuszam się o odpowiedź na jego pytania. - Hm… nie wiem. Jest mi źle, że wcześniej z nią nie zerwałem Że bałem się tego zrobić, bo nie chciałem patrzeć na to jak jej serce pęka na kawałki. Że pozwoliłem by do tego wszystkiego doszło – kończę zaciskając delikatnie pięści. – W tej chwili nie ufam nikomu na tyle, by zostawić z nim Malikę i Raję. Dziewczynki idą ze mną – patrzę mu prosto w oczy z zaciętą miną. Akurat tego jestem pewien. Nie zostawię ich. Nikomu.

— Masz mnie po swojej stronie, może nie idealnie, ale dla mnie zawsze będziesz jak syn – wypalił, a ja patrzę na niego i nie wiem co zrobić. Nie spodziewałem się tego. Nie bardzo wiem jak na to zareagować. Mrugam szybko, a wtedy padają kolejne słowa i Yensen wstaje. — Jeśli uważasz, że będą z Tobą bezpieczne, nie będę się kłócić. Jesteś ich ojcem — rzuca i podchodzi do mnie. Cofam się o krok, a potem i drugi. Kręcę głową. Nie chcę przytulenia. Nie chcę być w jego ramionach, ale on i tak to robi. Sztywnieję tam i znów kręcę głową. Nie, nie chcę tego. Nie potrzebuję. Czuję jak łzy cisną mi się pod powieki, zaciskam mocno oczy.

— Zrobisz cokolwiek zechcesz, zaufasz komu chcesz, ale zanim pójdziesz proponuje Ci trochę odpocząć. Wyspać się trochę, a potem się wymkniesz — pada propozycja, kiedy łzy odnajdują ujście.

- Nie wiem czy jestem w stanie w to uwierzyć – szepczę, cały czas walcząc z drżącym głosem i emocjami. Chcę się już uspokoić. Chcę przestać płakać. - Nie dam rady teraz zasnąć – mówię cicho. - Nie tu… ja już po prostu chcę być poza Argarem. Chcę się od tego miejsca odciąć… choćby na chwilę Po prostu nie mam siły już z tym walczyć. To mnie zjada od środka… - dodaję czując jak tego potrzebuję. Potrzebuję powiedzieć to wszystko na głos. - Wiem, że pewnie większość dzieje się w mojej głowie, ale… nic nie mogę poradzić na to, że wszędzie widzę te oskarżające oczy – wzdycham ciężko, a potem odważam się poruszyć kolejny temat. To co mnie ostatnio bardzo dręczy. - A do tego te duchy… Ostatnio jest ich dużo więcej… zabłąkane… nie wiem co robi mój ojciec, ale trzeba… trzeba zacząć je odsyłać. Oszaleć od nich można… 

Yensen odsuwa się ode mnie i śmieje się lekko. Nie wiem co takiego zrobiłem, że się ze mnie śmieje, ale czuję ulgę, bo mogę wreszcie wziąć się w garść. Kończę powoli pakowanie.

— W nic nie musisz wierzyć, Młody. Ja będę miał swoją rację, a Ty swoją — mówi, po czym dodaje, że nie muszę również tu spać ani odpoczywać. Nie będzie mnie na siłę zatrzymywał. Za to jestem mu wdzięczny. Spoglądam mu w oczy i kiwam głową, dziękując.  — Gdybyś potrzebował pomocy, mam wiedźmińskie gusła, będziesz mógł wysłać po mnie ducha. A jak zatęsknisz za mną, to wiesz, gdzie mnie szukać, bez Ciebie kości mi zwiotczeją pewnie — oświadcza jeszcze i opiera się o ścianę bacznie mnie obserwując. Mam wrażenie, że na coś czeka.

- Dzięki, zapamiętam – odpowiadam, po czym pozwalam mu się odprowadzić do rozstaju dróg. Biorę ze sobą Fasolki i żegnam się z Argarem. Mam nadzieję nie wrócić do niego za szybko. Kilka tygodni poza tym miejscem dobrze mi zrobi. Nie przepadam specjalnie za ckliwymi pożegnaniami i jestem noga jeśli chodzi o te całe odprowadzanie siebie nawzajem. Nie do końca wiem co mówić w takich chwilach, więc… milczę. Yensen też milczy. Ech to mi się znalazł towarzysz, nie ma co…

W końcu docieramy do rozstaju dróg i odwracam się do niego, chrząkając lekko i nieco nieporadnie.

- Dziękuję… To nie tak, że jestem niewdzięczny… ja po prostu muszę sobie wszystko poukładać w głowie – mówię zaciskając ręce mocniej na wózeczku dziewczynek.

— Nigdy nie nazwałem Cię niewdzięcznym. To znaczy nazwałem, ale wtedy ukradłeś mi bimber i nawet go nie wypiłeś — odpowiada, a ja nawet uśmiecham się lekko, kiedy tak żartuje. — Układaj sobie ile musisz, w razie czego stary wiedźmin zawsze poczeka. Owocnego Szlaku, Gave.

Kiwam lekko głową, jeszcze raz mu dziękuję i nie odwracając się już za siebie, ruszam przed siebie. Z każdym krokiem czując, że to dobra decyzja.



(Dzięki za pomoc Persiku :) )

3 komentarze:

  1. Za pomoc nie ma oczywiście co dziękować, to była sama przyjemność. Tak sam ok czytanie o tym jak Gave patrzy na to wszystko. Wiem, że w wątkach jest już do przodu, ale naprawdę serce się kraja, że ten samotnik dalej nie widzi, że całkiem sporo osób ma wobec niego same ciepłe myśli. Czekam na kolejne części przygód Gava, domyślam się, że to nie koniec :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony serce się kraja jak czytam o tych wszystkich emocjach Gava, z drugiej serce się cieszy, że w końcu te emocje znajdują ujście. Yensen rzuca w tym wszystkim dość "odważne" słowa, porównanie do syna może być tu mocno rozpraszające, ale rozumiem intencję tej postaci. W ogólnym rozrachunku miło, że Gave miał w ogóle jakieś pożegnanie. Może i nie było wylewne, ale ciepłe, mimo wszystko. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam gdy piszesz w pierwszej osobie. Gave dalej ma swój charakter tutaj, ale możemy poznać jego myśli i emocje. A jest ich... jak widać... cała masa. Yensen zaszalał tutaj... porównując go do syna. Nie dziwię się, że Gave był tym faktem mocno skonfundowany. Mimo to fajnie, że przyszedł i chociaż dał mu znać, że w razie czego jest.

    OdpowiedzUsuń

^