Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Tropem Akane III

 Akane stała przed dużym zwierciadłem, jego tafla falowała delikatnie, bardziej przypominało pionowe jezioro niż lustro, jednak swoje odbicie widziała w nim bardzo wyraźnie. Głeboki wdech i wydech...
- Szkoda, że tego nie widzisz - usłyszała znajomy głos, lekko rozbawiony. Spojrzała na Mey pytająco.
- Nie widzę? - zapytała, a czerwonowłosa uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Tej emocji... - stanęła za ramieniem Akane, założyła jej włosy za ucho i pokazała na jej odbicie. - Jest piękna - odpowiedziała. An smętnie spojrzała w odbicie, zamyśliła się odrobinę, a Mey zostawiła ją w tym zamyśleniu, by sama stanąć za zwierciadłem. - Gotowa? - zapytała po chwili stojąc na małym ołtarzyku, duchy An dołączyły do niej, jednak stanęły tak, by razem z czerwonowłosą tworzyć trójkąt. Fiołkowo-oka kiwnęła głową, a reszta jej towarzystwa przystąpiła do cichej inkantacji. Wiedźmy rzucały swoje zaklęcie.
W pewnej chwili Akane drgnęła wyraźnie.
- Są! - czule spojrzała w odbicie, ale zaraz zmarszczyła brwi. - Gdzie one... - zaczęła szukać po obrazie. Lustro pokazywało widok niczym z lotu ptaka, powoli przybliżało się do tego, czego szukali, do nich, do Fasolek. To nie był Argar... Akane zacisnęła zęby, a jej serce stanęło, wiele myśli zalewało teraz jej głowę, jednak gdy w końcu je dojrzała, odetchnęła z ulgą.
- Są... - powtórzyła spokojnie i uśmiechnęła się czule, gdy obraz "wszedł" do namiotu. Spały smacznie... An zrobiła krok w przód i wyciągnęła do nich rękę.
- Uważaj! - rzucił strażnik. Dziewczyna drgnęła na jego głos, nadal nie przywykła, że tu ten koleś w ogóle mówi. W jej świecie był bardzo milczący, u Latrala, cóż, ona sama była dopiero od rana, więc jeszcze z wieloma sprawami się nie oswoiła. Zerknęła pytająco na ducha.
- Wyczuwam obecność, mają ducha, pilnuje ich... - odparł, a Akane zacisnęła lekko usta. Spodziewała się zobaczyć je w łóżeczkach, nie w ciemnym lesie czy... gdzieś... Na pewno nie w namiocie, ale skoro już w nim były to... Logiczne, że Gave ich sam tam nie zostawił. Patrzyła chwilę na córki.
- Trudno... - szepnęła.
- An, wiesz, że to dość ryzykowne... - Mey zabrała głos.
- Trudno... - powtórzyła fiołkowo-oka i teraz spojrzała po znajomej. - Nie dam rady Mey, bez nich nie dam rady... Śmiej się ze mnie, idiotyczne, wiem... To dysonans jakich mało, ale teraz, kiedy śpią...
- Co jest idiotyczne? Że je kochasz? - czerwonowłosa pokręciła głową. - Przestań się w końcu karcić za to co czujesz. To ryzykowne jedynie dla Twojego spokoju ducha, ten chłopak to istna bomba emocji w Twoim życiu - wyjaśniła. - Poradzisz sobie, symbol Ci pomaga, ale... Po prostu muszę zaznaczyć, że to ryzykowne. Wiesz jak jest - uśmiechnęła się do niej krzepiąco, a An wzięła głęboki wdech.
- Tak, wiem... - spojrzała wdzięcznie po dziewczynie. Zamknęła na chwilę oczy i wzięła głęboki wdech, uniosła powieki i spojrzała na córki. - Gotowa - oznajmiła, a Latrala kontynuowali swoją inkantację, otworzyli portal.
Wiedząc, że wchodzi do namiotu, An zniżyła się do kucek i właśnie tak weszła w odbicie lustra, dziwne skojarzenie na pierwszy raz, wróciła tym trochę do przeszłości, ale zaraz dojrzała swoje śpiące Kruszynki i przeszłość straciła znaczenie. Spojrzała po nich rozczulona i lekko pogłaskała palcami po jednej rączce obu dziewczynek. Siedziała przy nich spokojnie, wpatrzona z czułością w ich buźki.
Gave zdecydował się na podróż, bo miał serdecznie dość siedzenia w Argarze. Obserwowania tych wszystkich twarzy, które znów zaczynały patrzeć na niego jak na tego jedynego winnego (uwag dop. autora - przesadzone mocno). Nawet Febe się od niego odwróciła. Nie zastanowiła ani chwili tylko wskoczyła w tę pomoc głupiej idiotce. A ta poszła w siną dal zadowolona ze swojego och jak bardzo zajebistego pomysłu. Potem wróci i uzyska wielką radość zebranego świata. Dlatego nie dał się przekonać Yensenowi, który przyszedł do niego jeszcze przed wyjściem. Nie miał ochoty na kolejne minuty czy nawet godziny w Argarze. Miał rekonesans do zrobienia w Fjeldod i zamierzał go przeprowadzić. Samo odbijanie malucha mogło być zbyt ryzykowne, biorąc pod uwagę to, że szedł z dwoma Fasolkami, ale rekonesans? Był w stanie zrobić, choćby z daleka. Nie mniej najpierw musiał dziewczynom załatwić dodatkową ochronę. Co prawda nie sądził, aby cokolwiek im się stało zwłaszcza, gdy był tuż obok nich, ale przezorny ubezpieczony. Dlatego, gdy tylko małe zasnęły pierwszej nocy, wyszedł z namiotu i rozłożył mapę przed sobą sprawdzając, gdzie powinien udać się najpierw. Przestudiował ją palcem, zaznaczając miejsce, w którym akurat się znajdował.
- Mhm… dzień, może półtora - mruknął sam do siebie, bo z dziećmi szło się zdecydowanie wolniej i robił z nimi częstsze przystanki, żeby same mogły pobiegać i pobawić się na łące. Z nim lub Winterem, który teraz też spał smacznie między dziewczynkami dodatkowo je chroniąc. To właśnie on pierwszy pisnął. Wyprzedził nawet strażnika małych. Cholera. Złożył mapę i wszedł do namiotu natychmiast. Nie było trudno dostrzec Akane, która nagle zmieniła zdanie. I jednak przyszła do małych. Trochę za późno. Zrobił krok w jej stronę i chwycił ją za nadgarstek zanim ponownie dotknęła córek.
- Spierdalaj - rzucił chłodno, acz cicho.
Akane zacisnęła zęby, gdy złapał jej nadgarstek, ale nawet na niego nie spojrzała. Patrzyła tylko na dziewczynki, starając się spokojnie oddychać.
- Nie - odpowiedziała krótko, nadal jednak nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Spodziewała się konfrontacji, co prawda nie tak szybko, ale decydując się na wejście tutaj była już jej pewna.
- Nie miałaś jaj przyjść i się z nimi pożegnać, kiedy postanowiłaś sobie zniknąć rano, a teraz magicznie wpadasz? No chyba ci się coś pomyliło - dodał patrząc na nią chłodno. - Nie motaj im w głowach - dodał jeszcze, nieco ciągnąc ją w górę żeby wyprowadzić z namiotu.
Akane zacisnęła zęby, gdy złapał jej nadgarstek, ale nawet na niego nie spojrzała. Patrzyła tylko na dziewczynki, starając się spokojnie oddychać.
- Nie - odpowiedziała krótko na jego “spierdalaj”, nadal jednak nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Spodziewała się konfrontacji, co prawda nie tak szybko, ale decydując się na wejście tutaj była już jej pewna. Nie oponowała, gdy ją wyprowadził, za dobrze wiedziała czym grozi ta “rozmowa”. Dopiero poza namiotem zabrała dłoń z jego uścisku i lekko rozmasowała nadgarstek, nie z bólu, bo nie złapał jej aż tak mocno, ale z odruchu.
- Sam byłeś gotowy motać im w głowach - zauważyła, dopiero teraz po nim patrząc, miała trochę minę bez wyrazu.
- Ja? - uniósł lekko brew obserwując ją uważnie. Była dość spokojna, może zbyt spokojna, ale z jednej strony nawet go to cieszyło, może aż tak nie popłyną? Odetchnął głęboko. - Siadaj - mruknął wskazując na pieniek. - Nie mam pojęcia w którym momencie chciałem im motać w głowach - stwierdził krótko, wstawiając wcześniej oskubaną gorrę na ogień. Nie dla niej, bo już wiedział, że odmówi, dla siebie.
- Ty - odpowiedziała krótko, również go obserwując. Spojrzała zaraz na pieniek, który wskazał, wzięła kolejny głęboki wdech i ruszyła się, by na nim usiąść.
- Wiem Gave - stwierdziła, gdy przyznał, że nie wie o co chodzi. Spojrzała na jedzenie, na obóz i zaraz w oczy chłopaka. - Chciałeś je wychowywać w domu pełnym fałszu, w domu w którym ojciec udaje, że kocha matkę - stwierdziła spokojnie, acz trochę smutno.
- Nie - odparł krótko, spoglądając przez chwilę na ogień, po czym przenosząc wzrok na Akane. - Chciałem pokochać ich matkę tak mocno jak ona kochała mnie - sprostował. - Kiedy mówiłem o domu mówiłem szczerze - powiedział spokojnie, spoglądając na nią i oddychając głęboko. - Chciałem stworzyć z tobą dom pełen miłości dla dziewczynek - mruknął. - Chciałem, żeby ten dom stał nawet jeśli my nie będziemy razem - wskazał ją i siebie. - Chciałem żeby miały miejsce, w którym rodzice się nie kłócą… niezależnie od tego czy są razem czy nie - wzruszył ramionami. - Nie zakładaj, że wiesz czego chciałem, bo masz swoje Latrala.
Akane przymknęła oczy, gdy chłopak mówił, nie wtrącała się mu w słowo, po prostu słuchała, a gdy wspomniał o Latrata uniosła powieki i spojrzała na niego.
- Nie używam tych zdolności na Tobie, to nie jest założenie Latrala, to jest myśl, która pojawiła się w mojej głowie, nie mówię, że słuszna, ale … Chęć … Chcieć coś poczuć nie jest jednoznaczne z czuciem Gave… - westchnęła ciężko. - Myślisz, że nie moglibyśmy dać im miłości, gdybyśmy nie byli razem? Gdybyśmy nie zamieszkali? - zapytała.
- Wiem - odparł krótko, łamiąc patyki na dwie części, wrzucając je do ognia zaraz. - Myślisz, że tego nie wiem, Akane? - spojrzał na nią. - Oczywiście, że moglibyśmy dać im tyle miłości, ale nie miałyby wtedy swojego kąta. Byłyby przerzucane od jednego do drugiego - odetchnął głęboko. - Nie w tym rzecz - dodał zaraz, bo przecież nie o tym chciał rozmawiać. - Widziałaś się kiedyś w lustrze? Słyszałaś się kiedyś? Kiedy mówiłaś “kocham”? Po każdej kłótni? - spojrzał po niej. - Nie byłem w stanie z tobą zerwać, bo nie byłem w stanie patrzeć na to jakbyś się potem roztrzaskała na kawałki - zacisnął mocno pięści. - I tak wiem, moja wina. Jak wszystko - wzruszył ramionami.
Pokręciła głową.
- Nie Twoja - zaznaczyła tylko, sama patrząc w płomienie. - Po prostu myślę, że dom sam w sobie nie jest zły… Ale… Ta zabawa w rodzinę…
- Heh ale ja się nie bawiłem… - westchnął ciężko. - Nigdy się tobą ani dziewczynkami nie bawiłem - dodał jeszcze.
Spojrzała na niego i pokręciła znowu głową.  
- Nie mną, nie dziewczynkami, nie Ty, my… Po prostu… Myślę, że dom, w którym raz są z tatą, raz z mamą, a raz jesteśmy w nim razem byłby zdrowszy niż to co tam tworzyliśmy… TworzyliśMY, nie Ty… Razem źle do tego podeszliśmy… Teraz… - westchnęła. - Teraz gdy nie zaślepia mnie miłość widzę to wyraźniej… - spojrzała w ziemię z ciężkim oddechem.
- Cieszę się, że w czymś się zgadzamy - skomentował, wracając do smażenia gorry. - To teraz druga sprawa - dodał niech chłodniej. - Po jakiego chuja… postanowiłaś sobie odejść nie dając dziewczynkom znać? - spojrzał po niej. - I jeszcze ostentacyjnie pozbywasz się strażnika, żeby zaznaczyć co? Swoją wolność ode mnie? On tam nie był po to żeby cię kontrolować - westchnął ciężko.
To była ta trudniejsza część rozmowy. Akane odruchowo zaczęła jeździć kciukiem jednej ręki po wnętrzu drugiej dłoni. Tam miała swoje nacięcia, przesuwała po nich palcem dla uspokojenia.
- Bałam się… - zaczęła ale musiała nabrać oddechu i spokojnie wypuścić powietrze. - Przerażała i nadal przeraża mnie myśl, że będę na nie patrzeć z zawodem, z żalem w oczach, że wyczują… że przez tą wysoką świadomość wyczują te durne myśli, które pojawiają się w mojej głowie, że … - zacisnęła usta, te słowa nie chciały jej przejść przez usta.
- Ty? Na małe? Z żalem? Z zawodem? - powtórzył po niej i pokręcił. - Jesteś głupsza niż myślałem - westchnął, po czym nachylił się do niej żeby stuknąć ją w czoło. - Co jak co… ale jak na cholerną empatkę słaba w te emocje jesteś… co ty nie widzisz jak je kochasz? - pokręcił lekko głową. - Moja osoba przy twoich uczuciach do nich nie ma żadnego znaczenia. To trzeba być ślepym żeby tego nie widzieć…
Zacisnęła palce w pięści i zadrżała lekko, a gdy puknął ją w czoło podniosła wzrok, odrobinę zaszklony. Słuchała go, jednak nie do końca przekonana.
- Nieprawda… To w mojej głowie pojawiają się myśli, że lepiej jakby ich nie było… - schowała twarz w dłoniach. - Nienawidzę tych myśli, nie chcę ich Gave, nie chcę by je dojrzały… - nie płakała, ale drżała delikatnie, chcąc się uspokoić.
- To po co tu przyszłaś? - Gave pokręcił lekko głową, ostatecznie zsuwając gorrę z ognia i odgryzając jej kęs. - Rano nie chciałaś ich zobaczyć, a w nocy? Że jak śpią to okay? - uniósł lekko brew.
- Bo nie umiem… Myślałam, że dam radę, ale nie umiem ich tak… zostawić… - szepnęła. - A w nocy, w nocy jest łatwiej… Nie widzę wtedy tych Twoich oczu… - dodała.
Gave pokazał palcami na swoje oczy.
- Tu są.
- Mhm… - odsłoniła buzię i zerknęła w jego stronę. - Tam też…
- Tamte oczy nie są moje. Nie ja przez nie patrzę - odparł krótko. - Tamte, pełne miłości oczy, należą do twoich córek. Naszych córek  - skomentował. - Nie szukaj w nich mnie.
Zerknęła w bok i lekko przytaknęła głową.
- Staram się… Emocje są tu jeszcze świeże… Dlatego potrzebowałam czasu… I zero powiązań z Tobą… Tak Gave, dla wolności, wolności w mojej głowie… By szybciej się uporać z negatywnymi emocjami, z poczuciem żalu… Po prostu… - wzruszyła ramionami. - Ze złością na samą siebie… - przyznała.
Gave westchnął ciężko słuchając tego wszystkiego. Mimo wszystko nie rozumiał aż tak wielkiej zażyłości. Nie powiedziałby, że jemu było łatwo bo nie było, ale odcinanie wszystkiego? Zagryzł mocno wargi.
- To trzeba było przyjść i powiedzieć i by go nie było - odparł nieco chłodniej niż zakładał. - A nie zwracać na siebie uwagę z oddali i sprawiać, że człowiek nie wie czy jeszcze żyjesz czy nie - dodał po chwili, nabierając głęboko powietrza w płuca. - Czasem jesteś strasznym tchórzem… - mruknął i westchnął. No o sobie mógł powiedzieć to samo w kontekście nie zrywania z nią wcześniej.
Przytaknęła mu głową i spojrzała na niego.
- Jestem - przyznała z ciężkim oddechem. - Przepraszam… źle to… rozegrałam - dodała. - Nie… Nie chciałam konfrontacji… Nie znoszę ich… - znowu westchnęła. - Ale to mnie nie usprawiedliwia… - podsumowała.
- A kto je lubi? - zapytał jej, po czym przeciągnął się lekko. - Zresztą ja tu mam najmniejsze znaczenie - wskazał dłonią na namiot.
- Nie lubi nikt, ale ja wyjątkowo mocno je przeżywam… - westchnęła raz jeszcze i zaraz zerknęła na namiot, gdy na niego wskazał. Zmarszczyła lekko czoło.
- Tam śpią takie dwie… a ty odchodzisz i nie wiadomo kiedy wrócisz, nie dajesz znaku życia i wiesz co? Gdyby nie to, że tego ducha się pozbyłaś, przekabacając Febe na swoją stronę, to nawet bym nie wiedział… ani ja ani małe, że ciebie nie ma. Przynajmniej dłużej - mruknął krótko. - To nie jest w porządku, bo jesteś ich matką, Akane - zacisnął zęby. - I… - wypuścił powietrze z płuc. - Jeśli gdzieś idziesz to wypadałoby mnie o tym poinformować, niezależnie od tego jak bardzo mnie teraz nienawidzisz. Żebym wiedział jak długo mniej więcej cię nie będzie bo to co zrobiłaś teraz… - pokręcił głową. - Sprawia, że nie wiem, czy kiedykolwiek oddam ci dzieci.
- Tata miał Ci powiedzieć… - spojrzała po chłopaku. - Nie powiedział, że potrzebuję kilku dni? - zainteresowała się, trochę zaskoczona.
- Nie - odparł krótko. - Wiesz… umiesz liczyć, licz na siebie… - rzucił krótko.
Akane zmarszczyła czoło trochę mocniej, ale zaraz machnęła ręką… Miał rację, powinna osobiście mu powiedzieć. Przytaknęła mu głową.
- Powinnam… - tak byłoby właściwie, ale w tamtym czasie strach był zbyt silny. Spojrzała po chłopaku, gdy wspomniał o oddawaniu dzieci. Uniosła trochę wyżej brwi i zacisnęła usta, a po tym spojrzała znowu w stronę namiotu. Wzięła kolejny głęboki wdech, zacisnęła pięści i zamknęła oczy, kierując twarz do ziemi.
- Jesteś… - głos jej trochę się załamał. - Jesteś ich ojcem… - otworzyła oczy, które znowu się szkliły. - Dobrze, że… że Cię mają, gdy… matka zawala… - wydukała, chociaż ciężko było to przyznać. Tym razem nie dała rady się powstrzymać i kilka łez spłynęło jej po buzi, gdy patrzyła po namiocie. Serducho jej krwawiło, tak się teraz czuła.
- Jestem - zgodził się z nią. - I aktualnie nie mam nikogo, komu bym ufał jeśli chodzi o ich bezpieczeństwo - wstał ze swojego miejsca i odszedł kawałek, aby odetchnąć kilka razy. - Nie zrozum mnie źle - zaczął zaraz. - Nie zabronię ci się z nimi widywać, proszę bardzo, widujcie się ile chcecie, ale… jaką mam pewność, że ich nie zostawisz? Że nagle nie stwierdzisz idę w pizdu? - spojrzał po niej. - Żadnej - odpowiedział za nią. Widział jej łzy i tą minę, przez którą jego serce stawało się bardziej miękkie i przez moment miał odruch aby ją przytulić, ale zdusił go w zarodku. Nie, w tej chwili nie był to gest potrzebny. Tylko znów mógłby jej zamotać w głowie.
Akane przetarła buzię, podciągnęła kilka razy nosem słuchając go dalej i przytakiwała lekko głową, ścierając dalej łzy.
- Zmiana ról… - szepnęła. - Jestem z doskoku… - podsumowała. Wcześniej to on “bywał”, teraz przyszła jej kolej. Spojrzała na Gava. - Nie musisz mi tego tłumaczyć, naprawdę rozumiem… Po prostu… Boli, ale… Tym bardziej wiem, że muszę skończyć co zaczęłam. Wiem, że mi to po prostu pomoże, a małe… Dla mnie najważniejsze, że… że są w Twoich rękach… - dodała cicho, śląc mu słaby uśmiech i zaraz znowu patrząc na namiot trochę czulej. Chłopak spojrzał po niej, unosząc lekko brew. Doprawdy? Kolejna, która będzie wracać do myśli kiedy go nie było, bo po prostu nie mógł być? Nie z własnego wyboru? Albo do czasu własnej rekonwalescencji, kiedy głupotą byłoby zostawiać małe z nim na dłużej? Albo wtedy kiedy trzeba było karmić piersią? Serio?
- Zły dobór słów… - szepnęła, czując jak narasta w nim irytacja.
“Wypierdalaj z mojej głowy, albo cię tu uwiężę”
Akane mimowolnie prychnęła cichym śmiechem.
- Przepraszam… To nie w głowie…
- Nie no jasne, a teraz to też nie? - uniósł lekko brew. Spojrzała na niego przepraszająco.
- Przepraszam, nie kontroluję tego jeszcze dobrze… - wyznała. Była dopiero po jednym treningu, miała jeszcze przed sobą sporo pracy.
- Jasne, ale ostrzegam jeszcze raz i naprawdę tam zostaniesz…. - rzucił krótko. Pewnie, że w którymś momencie by wylazła bo walczyć umiała, ale co by się natrudzić musiała to jej.
- Wyczuwam mocniejsze emocje, nagłe zmiany, serio nie chciałam - dotknęła piersi niczym do przysięgi. - Postaram się, ale… Nie obiecuję… - chrząknęła. W danej chwili nie powinna, różnie to mogło wyjść w praniu.
- Okay, ja tylko ostrzegam - rzucił krótko, bo temat uznawał za zamknięty. Wrócił na swoje miejsce. - Skoro masz takie myśli jakie masz to nie odwiedzaj ich - dodał po chwili milczenia. - Dopóki nie będziesz miała choćby nikłej pewności, że te myśli są już mniejsze.
Spojrzała po nim.
- Nie gwarantuję Ci, że nie będę chciała ich zobaczyć kolejnej nocy, ale… Na pewno nie pojawię się w ciągu dnia do czasu aż te myśli znacznie nie zmaleją lub nie znikną…
- W porządku - zgrzytnął zębami, bo wcale nie było w porządku. - Albo wiesz co… nie, nie w porządku - westchnął. - Strasznie obłudna jesteś… przychodzisz jak śpią, żeby się napatrzeć, pogłaskać, pobyć… a co one mają z takiej wizyty? - spojrzał jej prosto w oczy. - Chcesz sprawdzać czy myśli zmalały? Przychodź jak jeszcze nie śpią, albo nie przychodź wcale.
An spojrzała po nim, prześlizgnęła wzrokiem po całej jego sylwetce i westchnęła ciężko. Kącik ust drgnął jej lekko.
- Dobrze, przyjdę jutro je ululać… - wstała ze swojego pieńka, dalej po nim patrząc.
- W porządku - zgodził się z nią na ten stan rzeczy. - Czas lulania powinien być między 21 a 22… jeśli dobrze nam pójdzie rano - stwierdził krótko, wstając ze swojego miejsca. - Pozostała ostatnia i chyba najważniejsza kwestia - spojrzał po niej poważnie. - Jak mogę się z tobą skontaktować, gdyby… i tylko gdyby… coś naprawdę zagrażało małym i nie mógłbym sobie z tym poradzić? - zapytał, po czym uniósł lekko dłoń zatrzymując ją zanim cokolwiek powie. - I nie kupuję “będę wiedziała”.
Przytaknęła głową na widełki godzinowe, a gdy wspomniał o jeszcze jednej kwestii, ściągnęła lekko brwi. Znowu zerknęła na namiot i zerknęła na sakwę przy swoim boku.
- Jest pewna runa… Mogę je naznaczyć, chroni istoty nadprzyrodzone, gdy będą zagrożone, poczuję to - zaproponowała.
- Tak… to będziesz czuła 24 na dobę - odchrząknął. - Dlatego zaznaczyłem, że gdybym nie mógł sobie z tym poradzić - podrapał się lekko po głowie.
- Ona tylko chroni, jest jak alarm w razie niebezpieczeństwa, nie czuję tego cały czas - wyjaśniła. - Liczy się intencja, runa to tylko symbol, możesz nadać intencję by działała tylko w tej jednej chwili, gdy Ty nie dasz rady - dodała.
- W porządku - skinął głową, wskazując dłonią namiot. - Naznacz je.
Przytaknęła mu głową i ruszyła do namiotu by zaraz zbliżyć się do dziewczynek i obejrzeć na Gava.
- Jakaś krótka rymowanka? Coś jak zaklęcie…
- Okay… - zastanowił się. - Głupia idiotko przybywaj? - rzucił krótko.
Akane uniosła jedną z brwi i spojrzała po nim wymownie. Baran. Pokręciła głową, sama wyciągając mazidło z kieszeni i pobrudziła nią opuszki, by zaraz nakreślić symbole na dziewczynkach. Gave pokręcił głową.
 - Nie, to za łatwe… - podrapał się po głowie. - Na górze fiołki, na dole bez, przybądź mateczko bo źle jest - dodał po chwili. - O to lepsze.
Uśmiechnęła się pod nosem na tą propozycję.
- Prawdziwy poeta… - rzuciła i przymknęła oczy przytrzymując dłonie nad symbolami. Wzięła wdech i wydech, jej oczy lekko zalśniły, ale miała je zamknięte więc widać było tylko łunę spod powiek.
- Na górze fiołki, na dole bez, przybądź mateczko, bo źle jest - szepnęła, a jej szept rozniósł się echem po namiocie. Symbole delikatnie zalśniły i część mazi wchłonęła w skórę dzieci, mocniej się w niej utrwalając. An otworzyła oczy, a te powoli zaczęły wygasać. Zaklęcie było Gava, więc to jego intencja miała tu największe znaczenie. to wtrącę na moment
- Gotowe - powiedziała cicho, znowu patrząc na chłopaka.
Obserwował to wszystko gotów w razie potrzeby zareagować. Miał przeczucie, że Akane nie skrzywdzi małych, ale gdzieś z tyłu głowy pozostawała ta lekka nutka niepewności. Kiedy wreszcie skończyła i oczy jej zgasły, skinął głową.
- Okay - rzucił tylko. - Dzięki - dodał po chwili i ruszył w stronę wyjścia z namiotu. - Dam ci z nimi chwilę - mruknął jeszcze, opuszczając ten ostatecznie.
Akane kiwnęła głową na podziękowania, a gdy Gave wspomniał o chwili, uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
- Dziękuję - szepnęła, by zaraz położyć się obok dziewczynek i oprzeć głowę na zgiętym łokciu. Patrzyła po nich spokojnie, znowu od czasu do czasu głaszcząc po główce czy rączce jedną lub drugą. Nie robiła jednak tego za często, nie chciała ich wybudzać, głównie po prostu patrzyła. Trochę jej to zajęło, w końcu jednak wychyliła się z namiotu i spojrzała po chłopaku.
- To ja… Będę się chyba zbierać… - tym razem wolała zaznaczyć, że znika. Z jednej strony chciała mu jeszcze co nieco powiedzieć, ale… To nie był dobry moment. Może powie na dniach, gdy już sama będzie wiedziała więcej lub gdy chłopak sam zapyta, w co raczej wątpiła, ale brała pod uwagę.
- Okay - odparł tylko, zerkając na nią i powoli gasząc ognisko. - Baw się dobrze - mruknął jeszcze, w tej chwili nie chcąc tego spotkania przedłużać. Już i tak dużo emocji, mimo wszystko, ten wieczór przyniósł. A on był po prostu zmęczony.
 
CDN.
______________________________________
Dziękuję Natsu za rozegrany wąteczek. ^^


2 komentarze:

  1. Widzę, że po kolei poznajemy rozumowanie Akane. Bardzo interesujący zabieg ze zdobieniem empatki, która ma problem z własnymi uczuciami. Akane można często przez to zarzucić głupotę,ale z drugiej strony wydaje się być przez to bardzo ludzka, bo hej, kto w młodości nie walił żadnej maniany niech pierwszy rzuci kamieniem! Czekam na kolejne części.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ wy jesteście płodni w odpisy ostatnimi czasy. Mam wrażenie, że to rozstanie autorom dobrze zrobiło bo i weny więcej i jakieś pomysły się kręcą... Bardzo dojrzała, jak na możliwości Akane i Gava ta rozmowa tu była. Troszkę wyprana z emocji - z jednej i drugiej strony - trochę może miejscami za bardzo. Ale tylko miejscami, bo zaraz pojawiały się wstawki takie czy inne. Bardzo podobało mi się, ultimatum jakie Gave postawił Akane co do spotkań z małymi. Ma rację chłopak, niech dzieci mamę widzą. No i reakcja Akane na to ultimatum - bez pretensji ani czegoś takiego, przyjęła do wiadomości. Drugi ulubiony moment - rozmowa o tym domu. W którym jedno i drugie właściwie przyznaje sobie rację. I jeszcze ostatnia rzecz - współpraca przy zaklęciu. Ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń

^