Całą noc nie spał. Nie zmrużył
oka ani na jedną chwilę. Siedział tylko przy stole pijąc jedną herbatę za
drugą. Gdyby nie to, że miał przy sobie Malikę i Raję, pewnie zamieniłby
herbaty na coś mocniejszego. Spodziewał się, że Akane z nim zerwie. Wiedział,
że to dla jej dobra, bo w końcu to ona jak stwierdziła była przez niego
wielokrotnie raniona. Zacisnął mocno wargi. Tylko, że nie tylko ona była
raniona. Świt nastał dość szybko, za szybko. Nawet nie zdołał się zorientować,
kiedy słońce wpadło już przez okno. Przetarł zmęczone oczy i przeszedł do
pokoju Raji i Maliki, sprawdzić czy dalej smacznie sobie spały. Uśmiechnął się
delikatnie na ten widok i poprawił na nich kołderki.
Miał się nawet położyć, ale wtedy
wyczuł lekkie ukłucie. Skrzywił się. Ktoś przerwał jego więź ze strażnikiem
Akane. Zgrzytnął zębami. Przez moment chciał to zignorować, ale przecież coś
mogło się stać. Coś było nie w porządku. Gdyby był sam to pewnie ruszyłby od
razu. Sprawdzić czy dziewczyna żyje. Ale nie był sam. Zacisnął mocno pięści i
odetchnął głęboko. Znów spróbował skontaktować się ze strażnikiem. No pięknie.
Nie dość, że ojca nie mógł złapać to jeszcze teraz to. Uderzył pięścią w stół i
spojrzał raz jeszcze na maluchy.
- Wybaczcie… - mruknął
rozbudzając jedną i drugą. - …ale idziemy się przewietrzyć - ubrał je
odpowiednio na pogodę i wsunął w wózeczek, po czym ruszył w miarę spokojnym,
acz szybkim krokiem w stronę miejsca, gdzie to wszystko się zdarzyło. Po drodze
odwiedził Tonego i Grimę, prosząc o pomoc przy Fasolkach. Nie chciał ich
narażać w razie najgorszego. Trudno. Chwilę zostaną z przyjaciółmi.
Na miejsce dotarł z delikatnym
opóźnieniem, by zobaczyć Niklausa wpatrzonego w las i Febe z troskliwą miną.
- Gdzie ona jest? - skierował swe
słowa głównie do Febe. - Dlaczego to zrobiłaś? - spojrzał po kobiecie
zaciskając mocno swe wargi. Romka wzięła głęboki wdech i spojrzała po
Gavie.
- Bo mnie przekonała, że to dla
jej dobra - odpowiedziała krótko.
- Jasne, dla jej dobra - wywrócił
oczyma. - Jak umrze i nikt nie będzie wiedział to też będzie dla jej dobra -
warknął. - Wszystko dla JEJ dobra.
Meduza przytaknęła głową.
- Tak, dla “jej”. Sam przecież mówiłeś, że powinna bardziej myśleć o sobie - odparła spokojnie. Nie dziwiło jej jego wzburzenie.
- Ale nie martw się… - Niklaus
też się odezwał. Spojrzał po Gavie dość ponuro. - Tobie też już nie będzie truć
krwi swoimi wyznaniami - rzucił, a Febe spojrzała po nim marszcząc brwi.
- Nik… Idź już lepiej do domu -
rzuciła.
Chłopak zerknął na Niklausa i
pokręcił lekko głową.
- Wiem, zerwaliśmy - zauważył
krótko. - Wiem, zrobiłem jej świństwo i nie nie jestem z niego dumny - dodał
krótko. - Ale ona i ja mamy jeszcze dzieci - zauważył. - Gdzie ona jest? -
powtórzył pierwsze pytanie. Niklaus tylko odwrócił się do niego przodem i lekko
uśmiechnął.
- Nie wiem - odparł, po czym
rzeczywiście ruszył w stronę domu. Febe zacisnęła usta i pokręciła głową.
- To jak się dowiesz to przekaż
swojej córeczce, że może liczyć się z konsekwencjami swojej decyzji -
stwierdził głucho Gave, po czym spojrzał po Febe i odetchnął głęboko. - Owszem
mówiłem, że ma myśleć o sobie, ale nie sądziłem że nagle zrobi z siebie głupią
dziesięciolatkę.
- Szybko wydajesz werdykt, jak na
kogoś kto też w kilku sprawach zawalił - zwróciła mu uwagę meduza.
- Ale ja nie mówię o sobie, Febe
- rzucił krótko. - Ja mówię o małych, a ona nawet nie miała na tyle zdrowego
rozsądku, by przyjść i… - pokręcił głową. - …i się z nimi pożegnać. Mnie może
mieć w dupie, proszę bardzo. Ma do tego święte prawo, ale one jej niczym nie
zawiniły - zauważył chłodno. - I ona wysyła tatusia… a nie czekaj, nawet nie
wysyła - pokręcił lekko głową. - Świetne i odpowiedzialne zachowanie.
Przepraszam, ale w tym wypadku tak, wydaję werdykt.
- A jaki werdykt wydasz sobie,
patrząc na swoje ojcostwo? - zapytała Febe. - Bo patrząc z boku, tak jak Ty
teraz, to wysnuć można zaprawdę ciekawe wnioski - zauważyła. - Jesteś
wzburzony, nic dziwnego…
- Jakie wnioski? - uniósł wysoko
brew. - Jakoś nie pamiętam, żebym odchodził bez słowa od dziewczyn - rzucił
krótko. - Byłem przy nich i pomagałem jej - zauważył krótko. - Febe, ja
wiem że ja zawaliłem sprawą z Onyx. Wiem - zacisnął mocno pięści. - Ale… ona ma
swój rozum. Mogła zerwać wielokrotnie, skoro tak jej było źle - dodał po chwili
milczenia. - Nie zrobiła tego, a to już nie była moja decyzja -
zauważył.
Romka pokręciła głową.
- Pytałam o ojcostwo, a nie
odchodzenie. Nie było Cię przy niej, nie było przy porodzie, bo miałeś swoje
powody, znasz swoje powody, ale dla osoby trzeciej Twoje zachowanie, brak
obecności, niepewność w jakiej trzymałeś Akane wychodzi bardzo nieprzyjemnie.
Ty nie znasz powodów Akane, a już wydajesz opinię. Nie oceniam tu tego jak
zawaliłeś z Onyx, zawaliłeś tak, ale nie pieprz, że mogła wielokrotnie zerwać.
Jasne, że mogła, ale miała nadzieję, którą Ty jej dawałeś. Nadzieja bywa
okrutna i potrafi trzymać nas przy kimś mimo wszystko. Myślę, że ona sobie
zdaje sprawę z konsekwencji, to nie jest temat do rozmowy ze mną, nie siedzę
ani w Twojej, ani w jej głowie.
- Ale ducha odwołałaś wtrącając
się w to bezczelnie - zauważył chłodno. - Porównywanie niewoli do odejścia jej
w tej chwili… ja nie miałem możliwości do niej dotrzeć - warknął na nią. - Ona
miała taką możliwość…
- Nie porównuję tych sytuacji,
tylko mówię o tym jak to wygląda gdy nie znamy powodów! - zaznaczyła.
- Porównujesz - pokręcił lekko
głową. - To był twój pierwszy, pieprzony argument - warknął. - Och no jasne, a
jakież to mogła mieć powody by z własnej woli odejść nie informując o tym i nie
żegnając się z córkami? Febe czy ty się słyszysz? Mi nie chodzi o odejście!
Niech idzie w pizdu jak chce - fuknął. - Mi chodzi o tą głupią informację.
Niezależnie od jej powodów. Ona z własnej woli zdecydowała, że tak będzie
najlepiej. Serio? Porwali ją? Trzymają w lochach? Wątpie, bo Niklaus raczej nie
byłby tu wtedy tak spokojny - fuknął. - Nie żyje? Tym bardziej wątpię -
pokręcił głową. - Wszystkie inne powody zdają się mało istotne w obliczu tego,
że nie miała nawet odwagi by się z nimi pożegnać - zacisnął mocno pięści i
zamknął na moment oczy odsuwając się od niej o krok. Wziął kilka głębokich
wdechów. - Głupia idiotka - warknął.
Febe zbliżyła się powoli i lekko
dotknęła jego ramienia.
- Masz prawo być wściekły. To nie
moja rola ją tłumaczyć, pomogłam jej, owszem, mam ku temu powody. Uważam
jednak, że nie ja powinnam Ci o nich opowiadać. Masz rację, nie pożegnała
dziewczynek, masz rację, to wygląda źle… Jednak ja już zbyt długo chodzę po
świecie by stawiać z łatwością na kimś krzyżyk - wyjaśniła. - Nawet głupi
idioci mają swoje powody Gave…
Spojrzał jej w oczy i pokręcił
głową.
- Zachowuje się jak jej własna
matka - mruknął. Może wróci może nie. W tym momencie tak to wygląda.
- Tak, to też było moje pierwsze
skojarzenie - Febe przyznała chłopakowi. - Ale… szczerze? Wierzę jej, wierzę,
że wróci… Ma zbyt ciepłe spojrzenie, gdy mówi o małych… Po prostu spotkało ją
coś, co naprawdę jest trudne i nie… Nie mówię o zerwaniu. Musi przetrawić pewne
emocje, pewne myśli… Nie uważam, że wybrała idealny sposób, ale nie uważam też,
że taki sposób w ogóle istnieje - przyznała.
- Wybrała chujowo, bo raczej nie
będzie miała do kogo wracać - Gave uciął jej chłodno, strzepując dłoń Febe ze
swojego ramienia. - Wybacz Febe, ale… nie kupuję tego - mruknął krótko. - Tego
w jaki sposób odeszła i je zostawiła. Niezależnie od powodów, których mi nie
powiesz bo masz swoje własne, ale nie możesz powiedzieć… bla bla bla - wywrócił
oczyma. - Niech przetrawia ile chce i kiedy chce - pokręcił lekko głową. -
Wiesz mówiłaś coś o nadziei - rzucił jeszcze. - Dobrze, że ja potrafię olać
nadzieję i nie czekać tak długo. Bo dla mnie to, że nadzieja ją trzymała, a
podobno tyle razy ją zraniłem… Febe nie ona jedna była raniona i nie ona jedna
źle się czuła z tym wszystkim - zagryzł mocno wargi. - Ale ty zdecydowałaś się
nie słuchać drugiej strony zanim wykonałaś swój ruch. Wiesz, może nawet gdyby
przyszła i powiedziała, że go nie chce… - wzruszył ramionami. - Może nawet sam
bym go odesłał - uśmiechnął się krzywo. - Ale tak, ona potrafi pięknie mówić, a
potem robi coś takiego. Odwala manianę na całego - mruknął wypuszczając
powietrze z płuc.
- Druga strona niespecjalnie chce
mówić o tych całych ranach - zauważyła.
- Bo druga strona wie, że zrobiła
większą szkodę ostatnimi swoimi ruchami i niezależnie od wszystkiego to ta
druga strona jest bardziej winna - mruknął.
- Jakie miałoby mieć to dla mnie
znaczenie? Nie staram się zdecydować kto jest winny, a kto winniejszy. Nawet
jeżeli coś spieprzyłeś to możesz mówić o własnych ranach - wzruszyła ramionami.
- Jedno i drugie, razem popełniacie okropne błędy. Mówisz o jej głupocie i
niedojrzałości, a sam sugerujesz, że zabierzesz jej dzieci… Gave… - westchnęła
ciężko.
- Tak i na domiar złego złamię
przez to jej własną obietnicę, bo ją zranię tym ruchem - wywrócił oczyma. - Jak
pięknie się podkłada… - pokręcił lekko głową.
- Jasne, zrań dziewczynki dla
swojej małej zemsty, świetny pomysł - przytaknęła mu głową.
- Znowu ją bronisz - żachnął się.
- Ona ma od obrony zastęp Grandsandów. Nie sądzisz, że to wystarczy? -
westchnął ciężko. - Na pewno nie pozwolę im z nią mieszkać - skomentował
jeszcze. - Nie ma takiej opcji.
- Bronię dziewczynki, nie ją… Co
innego wybyć na chwilę, a co innego odebrać komuś dzieci. Gdyby zabrała je
Tobie to osobiście bym jej wpieprzyła - zaznaczyła dość twardo..
- Nie zaszkodzi postraszyć -
wzruszył ramionami. - Jakieś konsekwencje musi mieć, bo cała reszta pogłaszcze
ją po główce, jak zresztą zwykle - zauważył tylko i zacisnął mocno wargi. - A
jaki ma sens opowiadanie o swoich ranach, Febe? - westchnął. - Jaki ma sens
opowiadanie o tym, że słysząc kocham cię czuło się ciągle presję i zawód, że
samemu nie mogłem jej tego powiedzieć? Widząc te jej świecące oczy pełne
nadziei, nie mogłem jej skrzywdzić i odejść? Jaki ma sens w opowiadaniu o tym,
że w pewnej chwili nie czułem się przy niej swobodnie, bo obawiałem się, od
słowa do słowa, że znów się nie zrozumiemy i znów będzie kwas? - spojrzał po
niej. - Jaki ma sens w opowiadaniu o tym, że tak naprawdę to ode mnie się
oczekiwało, a ona właściwie nie musiała robić nic? - wargi mu delikatnie
zadrżały. - To nie ma żadnego znaczenia. Przecież wiadomo, kto jest
wszystkiemu winien. No ja. Bo ja byłem tym niezdecydowanym, próbującym, może
trochę na siłę jak się okazuje, sprostać jej oczekiwaniom co do uczuć - mruknął.
- A że nie umiem… to sprawa się rypła - mruknął jeszcze, czując pierdolone łzy
w kącikach oczu, które zaraz starł dłońmi. - To nie ma żadnego znaczenia.
Febe zrobiła jeszcze mały krok i
objęła go lekko.
- Ma znaczenie - odpowiedziała
mu. - Dla mnie ma - przyznała. - Bo w końcu nie ma domysłów, a wiem co Cię
gryzie, co gryzło… Mówienie ma sens, bo nawet jeżeli jedna osoba nie zrozumie
lub da radę z… dupy… To inna może pomóc. Ma sens, bo jesteś młody i wielu
rzeczy doświadczasz po raz pierwszy, gubisz się i masz do tego pełne prawo. Ma
sens, bo gdybym wiedziała wcześniej to chociaż spróbowałabym Cię przekonać, że
nie warto w czymś takim trwać, nie warto dawać komuś złudnej nadziei, nie warto
proponować domu, nie warto, po prostu… Z takiego gówna nigdy nie wychodzi nic
dobrego - przyznała. - Zapewniam, że mniej by bolało, gdybyście nie tworzyli
tej złudnej wizji wspólnej przyszłości - westchnęła ciężko.
- W tej chwili to nie ma żadnego
znaczenia - powtórzył, nie odsuwając się jednak od niej. Zagryzł mocno wargi.
Łzy jakoś nie chciały przestać płynąć. Nie spał całą noc i teraz to wszystko z
niego wychodziło. - I nie odpuszczę jej tego co teraz zrobiła. Nie odpuszczę,
możesz mówić o mojej niedojrzałości, ale niech się trochę przestraszy. Może z
10 latki stanie się wreszcie 19-nastką - mruknął jeszcze. - Jest akcja, będzie
konsekwencja…
Dalej go przytulała.
- Zrobisz jak uważasz, będę miała
po prostu nadzieję, że w końcu razem dorośniecie - szepnęła w odpowiedzi.
- A skoro przy dorastaniu
jesteśmy… - odchrząknął nieco, nabierając głębokiego oddechu w płuca. - Jaka
jest szansa, że możesz mi zagwarantować, że wrócę z zaświatów jeśli tam się
udam? - odsunął się od niej, chcąc jej spojrzeć prosto w oczy. - Chcę wreszcie
sprawdzić co ze staruszkiem, ale jeśli tego nie przeżyję… - wzruszył ramionami.
- …no to muszę odłożyć to na później, bo nie chcę zostawić Raji i Maliki samych
- skomentował. - Jaka jest realna szansa, że utrzymasz mnie przy życiu w razie
czego?
Febe spojrzała po nim
przenikliwie i pokręciła głową. Jedno i drugie było doprawdy “wyjątkowe”.
Westchnęła ciężko i dotknęła symbolu na swoim czole.
- Jeżeli dobrze zrozumiałam, to
Akane wzmocniła moje zdolności, więc w danej chwili szansa jest wyższa niż
przeciętnie - odpowiedziała.
- Ale że teraz? W tym momencie? -
spojrzał na nią unosząc lekko brwi. W tej chwili był w dość sporej rozsypce i
wściekłości za pieprzoną decyzję Akane co do braku pożegnania z młodymi, że nie
sądził by spotkanie z ojcem przyniosło coś dobrego. Tylko bardziej się wzburzy…
- Wzmocnienie będzie trwało do
przerwania symbolu, może kilka dni, później szansa zmaleje, ale… Nadal będzie
całkiem spora, utrzymanie Cię nie jest takie trudne, najgorzej, gdy muszę kogoś
znaleźć, to pochłania najwięcej energii - wyznała.
- A ona będzie wiedziała, że
używasz swoich mocy? - spojrzał na nią poważnie. Nie miał zamiaru z tego
korzystać, jeśli Akane miała o tym wiedzieć. - Tylko nie kłam mi na ten temat -
pomasował się po skroniach. - I jeszcze jedno pytanie… czy jesteś w stanie
zapewnić mnie, że do tego ciała mogę wrócić tylko ja? - zapytał jej. W końcu
dzielił je z Gavinem. Co jeśli ten będzie chciał skorzystać z okazji? A jak się
dowie o Akane… to będzie chciał.
Febe odrobinę zaskoczyło pierwsze
pytanie.
- Nie, wydaje mi się, że nie… To
jej dobra wola, coś jak błogosławieństwo, tak to tłumaczyła… - wyznała. Taka
magia musiałaby być cholernie męcząca, więc szczerze wątpiła by An miała tu
jakąkolwiek wiedzę. Nie miała powodu by kłamać, więc tylko spojrzała wymownie
po chłopaku. Na kolejne pytanie głośno westchnęła… Ależ się wstrzelił, miała
kiedyś taką sytuację, kto inny wyszedł, kto inny chciał wejść.
- Jest szansa, że ktoś inny
spróbuje, bardzo duża szansa, dusze pchają się wręcz w takie okazje… Jestem w
stanie zapewnić Cię, że wyczuję, gdy to nie będziesz Ty, ale co do samego
wejścia w ciało, cóż, mogę sobie nie poradzić z jakimś silniejszym bytem. Jestem
tylko medium, mogę Cię chronić, ale nie przed każdym moja ochrona będzie
skuteczna - wyznała.
Gave uśmiechnął się tylko
znacząco. Skoro była w stanie wtrącić się w ich sprawy nie słuchając wcześniej
drugiej strony to równie dobrze mogła kłamać w tym temacie. Skrzywił się
słysząc, że jej ochrona może nie być skuteczna w tym wypadku.
- Mhm w takim razie muszę to odłożyć na później - pokiwał lekko głową. - Nie mogę ryzykować, że małe zostaną bez rodziców - wyjaśnił cicho i raz jeszcze ją przytulił. - Dziękuję za wszystko, może się jeszcze kiedyś spotkamy - dodał po krótkiej chwili i wsunął dłonie w kieszenie ruszając po dziewczynki. W tej chwili nic go już w Argarze nie trzymało. I to dosłownie. Nie zamierzał tracić ani minuty dłużej.
Gave zachował się tu okropnie z tymi groźbami co do Akane. Aczkolwiek rozumiem go. Jest zły, wkurzony, bo dziewczyna postanowiła iść i zostawiła dzieci a jego nawet nie poinformowała. Febe... jest w trudnej sytuacji, ale kręci się tu strasznie, a Niklaus - jego akurat rozumiem. Jest ojcem zranionej dziewczyny. To naturalne, że łagodnie rzecz mówiąc, nie pała sympatią do Gava.
OdpowiedzUsuńGave jak zwykle działa zanim się zastanowi więcej niż mniej nad czymkolwiek. Wiem, że i tak wróci prędzej czy później, ale uważam, że do wszystkiego podchodzi zbyt emocjonalnie.
OdpowiedzUsuńChociaż rozumiem, że czuje się nam chłopak osamotniony. Najbardziej jestem zła na Febe w tym opowiadaniu. Rozumiem, że ma swoje powody, aby pomóc Akane, ale Gave widział w niej matkę. Liczyłam w sercu, że Gavowi da więcej ciepła i miłości w takiej sytuacji.