Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Gave w podróży - Z wizytą w Zaświatach część 1


GAVE W PODRÓŻY – Z WIZYTĄ W ZAŚWIATACH CZ. 1

 

Dwa dni. Tyle potrwał jego odpoczynek. Po powrocie do Argaru, od razu udał się do Febe, gdzie otrzymał pomoc. Jego ręka w danej chwili nadawała się tylko do wyrzucenia. Miał ją codziennie ćwiczyć, aby sprawność wróciła. Palce: wskazujący i środkowy, nosił teraz usztywnione. W tej chwili były one jego najmniejszym problemem. Tym zajmie się po powrocie. Trzeba było sobie ustalić priorytety, a u niego pierwszym było pozbycie się jak największej ilości duchów, a drugim odzyskać kontakt z ojcem, rozwiązać sprawę tej istnej apokalipsy.

Dwa dni. Tyle mógł poczekać. Tyle musiał poczekać, aby mieć chociaż lekką nadzieję, że cały ten proces przeżyje. I chociaż nie chciał się do tego przyznawać to bał się. Bał się, że nie będzie mógł już wrócić. Bał się, że zostawi dziewczynki bez ojca. Bał się, że stanie się swoim własnym ojcem, ojcem który pojawia się raz na ruski rok i nawet nie potrafi rozmawiać ze swoimi dziećmi.

Dwa dni. Tylko tyle czasu miał, aby się pożegnać. Nacieszyć swoimi maluszkami. Przygotować psychicznie na nadchodzące zadanie. Przekonać Akane by pomogła mu po raz ostatni, naznaczając go i Febe runami wzmocnienia. Dwa dni… tak niewiele czasu, ale korzystał z niego w pełni.

>.<

Wreszcie nadszedł czas. Spojrzał na Febe, która stała obok niego. Mimo wzmocnienia które nałożyła na nich Akane, odczuwał wszystkie duchy, czekające na „zbawienie”. Czuł je, słyszał i… dusił się. Wewnętrznie się dusił. To musiała być szybka akcja. Narysował jedną, dwie, a następnie trzy kolejne runy. Połączył je w jeden krąg, prosząc kobietę by stanęła na jednym jego krańcu. Przesunął nożem po swej zdrowej dłoni, płytko, nie potrzebował niczego głębokiego. Skropił każdą z run swoją krwią, a potem wziął głęboki oddech i przyłożył dłoń do swojej własnej runy. Runy na której stał. Na moment zamknął oczy skupiając się tylko na swoim zadaniu. Nie chciał aby cokolwiek go rozpraszało.

-  Usłysz pukanie do twych drzwi. Przybądź na me wezwanie. Otwórz swe wrota, by przyjąć swe dzieci z powrotem – zaczął wypowiadać słowa. Zawsze coś zmieniał, ale chociaż jego ojciec twierdził, że wystarczy zanucić refren „Highway to Hell” to jakoś nigdy nie potrafił tego zrobić. Może następnym razem.

Ziemia zatrzęsła się, a tuż przed nimi pojawiły się najpierw schody, a następnie świetlista brama, której drzwi skrzypnęły i powoli rozsunęły się. Gave poczuł jak pot skrapla mu się na czole. Zerknął na Febe. Zamierzał skończyć to gdy tylko poczuje się gorzej. Ona lub on sam. Duchy ruszyły w stronę otwierających się wrot, przechodziły przez nie szybko, gwałtownie. Jazgot powoli się uspokajał. Cichł, a jego sił było z każdą chwilą mniej.

- Jeszcze minutka… - stwierdził po dłuższej chwili. – Minutka…

- Wystarczy, Gave. Zamykamy – usłyszał z boku spokojny głos Febe. Chciał się z nią pokłócić, ale wiedział, że nie ma ku temu żadnych, dobrych argumentów. Poza zwykłym uporem. Uporem, który doprowadził go do skraju wytrzymałości. Zrezygnowany skinął głową i wymamrotał słowa zamykające bramę, zatrzymując pozostałe duchy na dole. Odsunął dłonie od runy i opadł na cztery litery, nabierając kilka szybkich oddechów. Przez moment dało się oddychać, ale wiedział że to niedługo znów się zmieni.

- Dziękuję – dźwignął się na nogi i spojrzał po Febe. – Teraz ja – zauważył.

- Nie – kobieta zaprotestowała łagodnie, podchodząc do niego i delikatnie obejmując go ramieniem. – Najpierw kolacja, potem wyślemy cię w zaświaty – stwierdziła, a ja nie mogłem jej odmówić. Dzisiaj przygotowywała cieniostwora, którego jej przyniosłem wcześniej, więc żal byłoby go nie zjeść. No i sił nabrać też by się przydało.

>.<

Obserwowanie swojego własnego, zimnego i wręcz martwego ciała było dość fascynujące. Przystanął na moment, przy swojej bladej twarzy. Yensen właśnie podszedł do Febe i podniósł go z podłogi. Ułożył na łóżku, a kobieta usiadła obok, trwając przy nim. Monitorując jego stan zdrowia. Wyglądał źle. Koszmarnie wręcz. Gave odetchnął głęboko i oderwał wzrok od swojej postaci, by wreszcie przejść przez bramę. Swoją własną bramę. Bramę prowadzącą do zamczyska Śmierci.

Znalazł się w dobrze mu znanej komnacie tysiąca drzwi. Przez moment patrzył na to wszystko z nostalgią. Przesunął dłonią po klamce drzwi, przez które właśnie przeszedł. Miały na sobie wielki czerwony „X”, jakby ktoś postanowił tam w ogóle nie zaglądać. Zacisnął mocno wargi spoglądając na pozostałe drzwi. Wiele z nich posiadało ten sam znak. Coś było nie w porządku. Zdecydowanie mu się to nie podobało. Nie było co zwlekać, musiał porozmawiać z ojcem. Natychmiast.

Ruszył korytarzem, witając się ze Śnieżynką po drodze. Przykucnął do malucha i mocno go do siebie przytulił.

- Też za tobą tęsknię – zapewnił go wesoło, rozglądając się po mrocznym wnętrzu. Nigdy nie było tu urokliwie, ale teraz… zdawał się zauważać pewne różnice. Przekrzywione obrazy, nieco zakurzone meble. Jakby dawno nikt tu nie sprzątał, a można było Victorowi zarzucić wszystko, ale nie brak porządku. Ten mężczyzna uwielbiał porządek. Kochał wiedzieć co i gdzie się znajduje. Zdecydowanie mu się to nie podobało. Wziął Śnieżynkę na ręce i głaszcząc psiaka ruszył do komnaty, w której ojciec zwykł najczęściej przebywać. Komnata, w której często przyjmował ewentualnych gości czy interesantów. Cały ten zamek zdawał się być pusty.

Pociągnął za klamkę i otworzył skrzypiące drzwi. Ostrożnie przestąpił próg, a Śnieżynka rozpoczęła warczeć. Spojrzał po psiaku przelotnie, zanim wypuścił go z dłoni, bo coś przygniotło go do ściany.

- Witaj braciszku – Gavin spojrzał mu w oczy z delikatnym uśmiechem na twarzy. – Czyżbyś miał już dość? – zapytał go, przytrzymując go przy ścianie, mocno. Do tego stopnia, że Gave zmarszczył brwi i nabrał delikatnego oddechu w płuca.

- A tobie co? Ćwiczysz na jakieś zapasy? – zapytał go dość chłodno, wystosowując cios kolanem i odsuwając od siebie brata. – Ładnie to tak witać gości? – splunął w bok. – Gdzie tata?

- Na spotkaniu z pozostałymi Śmierciami. Będzie sądzony – Gavin uniósł się i zmrużył lekko oczy. – Twój świat jest w moich rękach, a ja… zastanawiałem się jak szybko się tu zjawisz – uśmiechnął się do niego promiennie klaszcząc w dłonie. – Miesiąc, wytrzymałeś nieco ponad miesiąc – zacmokał. – Zawsze miałem wrażenie, że jesteś lepszy w te klocki, a tu tylko miesiąc – westchnął pstrykając palcami, a kilka duchów przygwoździło Gava z powrotem do ściany. Gavin korzystał ze swej mocy bez żadnych przeszkód i kiedy tylko zauważył, że Gave coś kombinuje dodał kolejną dusze do kolekcji, tym razem łapiąc jego nadgarstek i wykręcając go. Chłopak wrzasnął z bólu i zmierzył brata spojrzeniem.

- Pogrzało cię? – wychrypiał. – Kto ci pozwolił bawić się Mathyr? – zapytał go chłodno. – Pomyślałeś ty może o konsekwencjach? O tych biednych duszach? Skoro pełnisz obowiązki Śmierci to stań na wysokości zadania, a nie… wydurniasz się. Testujesz mnie… i na co ci to wszystko było, hm? – zapytał go chłodno.

- Oj nie złość się tak, braciszku – Gavin uśmiechnął się do niego słodko. – Posprzątam na tym twoim świecie – poklepał go po policzku. – Zaraz po tym jak przejmę twoje życie – cmoknął go lekko w czoło. – Słyszałem, że zerwaliście z Akane… moje kondolencje – zrobił smutną minę.

- Mhm zerwaliśmy – zgodził się z nim Gave. Gdyby serce mogło mu stanąć to byłby dokładnie ten moment. Obiecał dziewczynkom, że wróci. Obiecał to Akane, a da się pokonać temu głupkowi? Nie było takiej możliwości. Spojrzał chłodno w tęczówki Gavina i powoli wyrwał się spod władzy jego duchów, co wcale nie było takie łatwe. Nagiął każdą z ich woli do swojej własnej. Przestawiał, nakazując by przestali. Pot wstąpił mu na czoło, ale w końcu się udało. Odetchnął wówczas głęboko, by złapać go za poły koszuli i wyprowadzić piękny cios wprost w jego szczękę. – Ale moje życie jest tylko moje… - oznajmił chłodno. – Ty miałeś już swoją szansę – uderzył go ponownie. – Zresztą czy my za każdym razem musimy powtarzać to samo? – zapytał go pobłażliwie.

- Nie musimy – wycedził Gavin przez zaciśnięte zęby i chwycił brata za szyję, mocno go podduszając. – Twoje życie skończyło się dawno temu – warknął, a w jego jednej dłoni pojawiła się kosa. Gavowi przeszło przez myśl, że ten to się dopiero popisywać umiał. Co w rodzinie to nie zginie, co nie? Nie mogąc złapać oddechu, poklepał brata po ręce. Spróbował ponownie go kopnąć, ale Gavin był przygotowany. Zamachnął się kosą wprost w jego kolano. Z gardła Gava wydarł się ryk. Szlag. Mimo, że w teorii wiedział, że i tu będzie bolało jak cholera to ból go zaskoczył. Opadł na kolana, zaciskając mocno zęby i spoglądając wprost na brata.

- Kompletnie ci odbiło w tej samotności…

- Następnym razem trafię prosto w serce – odparł chłodno Gavin, kucając przy nim i łapiąc go za włosy, by spojrzeć prosto w oczy. – A wtedy przepadniesz na wieki – przypomniał mu chłodno. – A teraz skoro chciałeś spotkać się z ojcem to ci to umożliwię – dodał po chwili milczenia i uderzył kosą raz jeszcze wprost w jego kark. – Śpij dobrze, braciszku – pogłaskał go po głowie. – Śpij i odpoczywaj – wziął nieprzytomnego Gava na ręce i zaniósł go do lochu, gdzie przymocował do ściany łańcuchami, które miały utrzymać go tu na dłużej. W odruchu bratniej miłości okrył jeszcze chłopaka kocem, po czym zamknął celę na kłódkę informując strażnika o tym, by nikogo tu nie wpuszczał, a sam udał się do pokoju tysiąca drzwi i uśmiechnął się na widok drzwi Gava.

- Czas się pobawić – stwierdził wesoło i przeszedł przez nie, wracając do prawie swojego ciała. Jęknął głośno budząc się. – O kurwa… jak boli – przycisnął do piersi swą rozwaloną dłoń. Łzy popłynęły mu po policzkach automatycznie i pisnął głośno, płacząc rzewnie. Jezus, Maria! Czemu to tak bolało? Co ten jego debilny brat zrobił z tym ciałem?! Tak żyć się nie dało! Wzdrygnął się lekko.  

- No chyba nie – usłyszał głos Febe obok swojego ucha, a chwilę potem poczuł jak igła wbija się w jego ciało i odpłynął w krainę Morfeusza. Zdołał jedynie pomyśleć, że nieźle sobie pożył w takim razie.

>.<

Gava obudził ból karku i kolana. Krzyknął krótko i spróbował wstać. Nie mógł. Był skuty. Poczuł zimny metal na skórze swych nadgarstków i na moment oddech zatrzymał się w jego piersi. Nie, nie, nie… to nie mogła być prawda. Zrobiło mu się słabo, zaraz potem gorąco. Pociągnął za łańcuchy i krzyknął przeraźliwie. Nie, nie! Tylko nie to… pociągnął za łańcuchy po raz kolejny, kuląc się w sobie. Strach zaczynał wyżerać go od środka…

3 komentarze:

  1. Tak to jest jak się Gavinowi da nad czymś kontrolę. Mały gnojek! xD
    No nic, zapraszamy go w nasze "gościnne" progi, już widzę te wątki, haha.
    Opowiadanie przyjemnie się czytało, prosto zwięźle i na temat. Przy "ryku" rzeczywiście kącik ust drgnął, ale biorąc pod uwagę sytuację Gava to jednak się nie zaśmiałam. Czekam na kolejne części!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypomniało mi się dlaczego tak bardzo nie lubię Gavina... i szczerze współczuję Gavowi. Utknięcie w lochu to chyba najgorsza ironia losu jaka mogła go spotkać...

    OdpowiedzUsuń
  3. A to ujek. Mam nadzieję, że Gavina szybko się pozbędziemy, nie mogę sobie wyobrazić, aby ktoś o nim ciepło aktualnie myślał.

    OdpowiedzUsuń

^