Perun I bezwzględnie prze naprzód. Pali Lerodas. Jego żołnierze panoszą się na ziemiach Mathyr, wyłapują nieczystych krwiście, gwałcą, mordują, sieją zamęt.

Helga rusza w stronę Siivet Lasku. Jej oddziały ostrzą swe zęby, idąc nie zostawiają za sobą żywej duszy.

A Argar? Co z młodym państewkiem? Argar bawi się znakomicie na tańcach w Heim, śmiejąc się pozostałym w twarz.

Gave w podróży - Wizyta w polszańskich lochach

 

GAVE W PODRÓŻY – POLSZAŃSKIE LOCHY

 

Znacie to uczucie, kiedy myśleliście, że już po was, a jednak okazuje się, że życie postanowiło zrobić wam figla i stać się bardziej okrutne? Przeżywam to właśnie teraz i nikomu, nawet mojemu śmiertelnemu wrogowi, tego nie życzę. Tam nad wodą byłem pewien, że już po mnie. Przygotowywałem już sobie tyradę do ojca, którą zamierzałem mu wygłosić po przybyciu do jego zamku, ale nie…

Budzi mnie zimny kubeł wody. Wzdrygam się i orientuję, że nie mogę kiwnąć nawet palcem. Zaciskam powieki i z trudem otwieram je po raz kolejny. Jestem przykuty do jakiegoś cholernego ustrojstwa. W mych dłoniach tkwią ostrza. Nie jestem w stanie unieść głowy, bo obroża, w którą mnie zaopatrzono przyciska mnie do tego ustrojstwa. Nie widzę co dzieje się z moimi nogami, ale obawiam się, że nic dobrego. Czuję wszechobecny ból i patrzę w jej wściekłe oczy.

- A któż to postanowił wreszcie otworzyć swoje piękne i zdradzieckie ślepka? – Emma uśmiecha się do mnie złośliwie. – Ileż to można spać… osiem dni, Gavin. Spałeś osiem długich dni… zawsze wiedziałam, że jesteś pizdą, ale żeby aż taką? – kręci głową z wyraźną dezaprobatą.

- Em… - wyduszam z siebie i zaraz zaciskam mocno powieki, gdy kolejny kubeł wody na mnie ląduje. – Daj mi się chociaż wytłumaczyć… - prycham i pluję wodą, kiedy ta znów mnie nią płucze.

- Tu nie ma czego tłumaczyć. Jesteś zwykłym ścierwem. Ścierwem, po których tych dwoje wskoczyłoby w ogień, a ja…?! – patrzy na mnie ze łzami w oczach, zbliżając się do mnie. W jej dłoniach znów są płomienie, więc przygotowuję się na ból. – O mnie wszyscy zapomnieliście – syczy mi do ucha. – Nikt nawet nie pofatygował się sprawdzić czy może tu nie wpadłam – warczy. – Nikt na to nie wpadł, a przecież stałam tak blisko ciebie, kiedy nas wciągnięto… - uderza z całą mocą i krzyczę, nie mogąc tego powstrzymać. Czuję ten cholerny swąd palonego ciała. Wiję się, próbując przyzwać duchy na pomoc. Zbieram siły i udaje się. Odrzucam ją parę metrów, ale strumień jej ognia zostaje nieprzerwany. Walczę z nią nadaremnie. Nie mam sił się uwolnić. Zresztą, na co by mi to się zdało? Padłbym kilka kroków dalej i znów wylądowałbym w tej samej sytuacji. Bronię się, ale nie jestem w stanie robić tego długo. Ogień znów mnie muska, ale nie mam sił już krzyczeć.

- Okay! Masz rację! – chrypię. – Jestem skończonym idiotą. Nie pomyślałem, masz rację! – krzyczę w jej stronę. – Ale… Em…

- Nie nazywaj mnie tak – podchodzi do mnie i szarpie mnie za włosy, przez co obroża wrzyna mi się w gardło. Charczę, nie mogąc złapać oddechu. – W tym świecie zwą mnie Frida – szepcze mi do ucha. – Jestem koszmarem Argarczyków – dodaje jeszcze puszczając mnie. Odchodzi parę kroków i przystaje przy wejściu do mojego więzienia. Widzę poruszenie. Dwóch dostojnych Polszan wchodzi do środka z narzędziami specyficznych tortur. Przełykam głośno ślinę lokując swój wzrok w Emmie. Nie wierzę w to, że aż tak się zmieniła. Nie umiem tego przetrawić, a przecież to podobno ja jestem tym największym ścierwem.

- Em… proszę – chcę coś jeszcze powiedzieć, ale dziewczyna spuszcza wzrok i wbija go w podłogę.

- Tak dla twojej wiadomości – unosi spojrzenie i patrzy po mnie jakoś tak smutno. – I po starej znajomości – dodaje jeszcze. – Zostaniesz publicznie stracony, za dwa tygodnie w centrum Slavit. Do tej pory poczujesz jak to jest być szczurem doświadczalnym, poczujesz jak to jest być w mojej skórze – dodała, machając dłońmi na Polszan by mogli zaczynać. Chcę coś jeszcze powiedzieć, przeprosić ją, błagać o pomoc, upodlić się i schować dumę do kieszeni, ale widzę po jej oczach, że to nic nie da. Jak przez mgłę rejestruję jeszcze jednego rycerza, który stoi w cieniu. Nie spogląda jednak na mnie. Ma na oku Emmę, bacznie ją obserwuje. Zaciskam mocno wargi powoli godząc się ze swoim losem.

>.<

Kolejne dni mijają mi na tym samym. Pobudka wczesnym rankiem. Sparing związany z mocą wraz z Emmą, bo przecież nie mogą mi pozwolić odrzucać każdego przeklętego naukowca. Wiem! Nie powinienem w ogóle zaczynać, ale zrozumcie… albo to albo mnie spali! Wiem, że nie może mnie zabić… ale próbowaliście kiedyś żyć z takimi oparzeniami całego ciała? Próbuję. Naprawdę próbuję. Przedłużam wykorzystywanie duchów do maksimum, ale dłużej już nie mogę! Potem wchodzi dwóch do czterech naukowców. Uwielbiają zadawać cierpienie. Wyrywają mi paznokcie od stóp i rąk. Miażdżą palce. Częstują się włosami. Jeden nawet próbował uciąć mi język, ale Emma przypomniała mu rozkazy władcy. Miałem mieć czym wygłaszać skruchę. Niedoczekanie. Nigdy w życiu! Polewają mnie jakimiś substancjami. Niektóre z nich są żrące. Ból bardzo często przejmuje nade mną władzę. Zdarza mi się wybuchać i wcale nie żałuję pozbawienia życia kilkorga z tych patałachów, podczas jednego z takich wybuchów. Odliczam dni do końca i po cichu liczę na to, że Akane nie wymyśli jakiejś szalonej misji ratunkowej. Nasze Fasolki przecież muszą mieć chociaż jednego rodzica. Ja okazałem się tym fatalnym. Potem, jeśli jestem na tyle przytomny otrzymuję porcję wody. Dostaję też kromkę chleba, którą podaje mi Emma. Zawsze jej odmawiam, ale koniec końców wmusza ją we mnie, tak jak i inne niezidentyfikowane przeze mnie płyny. Czasem odpływam w krainę jednorożców. Jestem przekonany, że czymś mnie szprycują. Shit, shit, shit!

>.<

Jednej nocy budzi mnie coś mokrego przy twarzy. Wzdrygam się odruchowo i otwieram szeroko oczy szykując się do ataku. To nie są ich godziny. Nie chcę zwiększenia natężenia tortur. Już i tak ledwie dycham. Moje nogi są miejscami obdarte ze skóry. To samo z lewym bokiem. Z paznokciami już jakiś czas temu się pożegnałem. Nie mogę ruszyć dłońmi, nie mówiąc nawet o zginaniu palców. Czego jeszcze mogą chcieć?

- Nie – udaje mi się wydusić, bo nadal nie jestem w stanie skupić wzroku na swoim nowym oprawcy. – Daj mi odetchnąć… - proszę, wreszcie odnajdując jej rudą czuprynę i chwilę później widzę te jej brązowe tęczówki. Patrzy na mnie z mieszaniną smutku i współczucia. Jasne, teraz się jej zebrało. Zaciskam wargi wstrzymując oddech, gdy ta unosi mokrą tkaninę i z pewną dozą delikatności obmywa moje ciało.

- Zasklepiłam ci największe rany – oznajmia rzeczowo. – Tak, żeby nie podpadło… ale jutro pewnie znów będziesz w opłakanym stanie – przeciera me czoło chłodnym ręcznikiem. – Jesteś rozpalony…

- No shit, Sherlocku – mamroczę. – A czyja to wina?

- Stul pysk, Gavin – rzuca chłodno. – Nie masz pojęcia o tym co mnie spotkało – dodaje dociskając ręcznik mocniej do mych ran. Syczę z bólu, ale wytrzymuję jej spojrzenie. – Nikt nie ma prawa mnie osądzać, a zwłaszcza ty – warczy.

- Gavin nie żyje – decyduję się wyprowadzić ją z błędu. – Nie jestem nim… - mamroczę.

- Pewnie, a Ryu wyrosły rogi, za to Akane została przykładną mamuśką – pluje jadem, a ja nawet gdybym chciał to nie mogę wyprowadzić jej z błędu. Bo przecież w jej wypowiedzi go nie ma. Uśmiecham się nikle za co obrywam od niej w twarz. Spluwam w bok unosząc nieco urażone spojrzenie do jej oczu. – Egzekucja odbędzie się w samo południe. Na placu w samym centrum Slavit. Zostaniesz tam przetransportowany dwie godziny wcześniej, przyczepiony do palu dla przykładu. Będą torturować cię przy naocznych światkach, a potem przyjedzie kat… - mówi szybko, wyraźnie się spiesząc.

- Po co mi to wszystko mówisz? – pytam cicho. – Chcesz mnie tym upodlić?

- Nie – odpowiada. – Nie jestem tobą – zdobywa się na całkiem uroczy uśmiech. Tylko, że ten uśmiech nie sięga jej oczu. – Rusz łbem i wyślij te swoje duszki… może komuś uda ci się pomóc – dodaje jeszcze i odwraca się na pięcie. – Tego dnia… będę musiała cię przysmażyć… - dodaje jeszcze. – Użyję ognia, który cię nie poparzy… ale udawaj, że jest inaczej – kończy odchodząc i zostawiając mnie samego. Nie rozumiem jej postępowania, ale nie chcę się nad tym dłużej zastanawiać. Zanim udaje mi się wykrztusić jakiekolwiek „dziękuję”, Emma znika i zamyka za sobą żelazne drzwi. Szkoda tylko, że nie mam tyle sił, aby faktycznie wysłać do Argaru takiego ducha. To zbyt daleko. Mogę tylko mieć nadzieję, że mój pożal się boże ojczulek słucha.

>.<

Dni zlewają mi się w jeden. Są czystą agonią. Od czasu do czasu przychodzi jakiś ważniak i próbuje wydobyć ze mnie informacje dotyczące planów Niklausa i zdobytych przez niego sojuszy. Pytają o jego dzieci, rodzinę. Próbują wydobyć informacje dotyczące mocy jakimi władamy. Pytają o wszystko, a ja nie mówię nic. Ostatkiem sił śmieję się im w twarz i pluję pod nogi. Mohe powiedziałby, że rzucam mu wyzwanie. Może i faktycznie? Rzucam im wyzwanie, by spróbował mnie złamać. Boję się, że któregoś dnia im się to uda. Zwłaszcza, gdy dociskają rozgrzany pręt do mojego ciała, czy powoli wyłamują mi kości. Ale milczę, uparcie milczę i błagam, by dzień egzekucji wreszcie nadszedł.

W gruncie rzeczy to idealny koniec dla takiego jak ja, co nie? Zabrałem życie mojemu bratu. Podszyłem się pod niego (no pięknie – ten wcale nie będzie zadowolony, że jego ciało wraca w takim stanie, ja już powoli przestaję je nawet czuć). Zabawiłem się uczuciami Akane i choć teraz czuję, że naprawdę mi na niej zależy to nie mogę jej tego powiedzieć. Ani jej ani maluszkom. Najbardziej boli mnie to ostatnie. Nigdy ich nie zobaczę. No dobra, teraz to przesadzam. Pewnie będę w stanie to zrobić jeśli przejmę rolę Śmierci. Wystarczy tylko przekabacić Gavina. Tylko co z tego? Nie chcę być jednodniowym tatusiem raz na ruski rok!

- Tato.. proszę – błagam staruszka o interwencje. Błagam go każdej nocy, ale on nie nadchodzi. Nie wiem co się z nim dzieje. To doprawdy niepokojące. Zwykle się pojawiał. Nawet jeśli miał pełne ręce roboty, a teraz? Czy naprawdę wszystko musi być nie tak?! Już nie mogę się doczekać dnia publicznej egzekucji… kiedy to wszystko wreszcie się skończy. Jeśli mam do końca życia być w niewoli to zdecydowanie czekam na dzień egzekucji z utęsknieniem. Niech się dzieje co ma być.

1 komentarz:

  1. Jak mi kiedyś powiesz, że dręczę swoje postaci to Ci lutnę... mocno. ^^

    OdpowiedzUsuń

^