Haukkua "Puoli"
| Bagna Siivet Lasku || 17 lat || Mowa ciała || 155cm |
Haukkua swoje imię zawdzięcza brązowym włosom i czekoladowym oczom, przydomek "Puoli" otrzymała po stracie większej części ogona, w trakcie najazdu Polszaninów na bagna. Niestety w napadzie straciła też znaczną część rodziny. Matka oraz dwie starsze siostry za opór zapłaciły życiem, gdy samiczka miała 6 lat. Na bagnach została z rannym ojcem, próbując leczyć go, tak jak i siebie, według rad samca. Niestety po zaledwie roku straciła i drugiego rodzica, udało jej się jednak zagoić własny ogon. Jako siedmiolatka mogła liczyć jedynie na wsparcie najbliższych sąsiadów - sędziwych lizardów, zatroskanych losem młodej. W głównej mierze mogła jednak liczyć na samą siebie, co w połączeniu z wczesnymi doświadczeniami poskutkowało wyraźną aspołecznością. Tak przynajmniej uważa znaczna część sąsiednich klanów, jednak sama Haukkua sądzi, że jest częścią swojego własnego, małego świata i chociaż nie lubi go opuszczać i na bagnach czuje się niczym ryba w wodzie, to ciekawość nie daje za wygraną i prowadzi gadzie nogi młódki w różne pobliskie rejony. W trakcie swoich łowów oraz przechadzek nabyła nawet dość oryginalne hobby, zbiera pióra, ma ich całą kolekcję i szuka coraz to ciekawszych okazów. Dodatkowo nudę już od małego zabijała rysowaniem, samodzielnie pozyskuje barwniki i nadaje kolorów swoim małym szkicom, nie dzieli się jednak nimi z Światem, przynajmniej nie w danej chwili.
Haukkua wychowała się w plemiennych tradycjach, często na jej ciele można znaleźć mazy, różnego pochodzenia i znaczenia. Najczęściej widoczne są cztery kreski, trzy pionowe, dwie na policzkach, jedna od brody po szyję oraz jedna pozioma, przechodząca przez środek nosa. Nie obce jej wszelkiego rodzaju rytuały, pogłoski czy przepowiednie. Praktycznie nigdy nie rozstaje się ze swoim kijem, który poza dekoracjami posiada ostry szpikulec i stanowi broń samicy. Ta jednak przejawia wiele zwierzęcych zachowań i atakuje jedynie w ostateczności, częściej ratuje się ucieczką lub maskowaniem, a to opracowała wręcz do perfekcji. Niesiona przykładem zbyt dzielnych sióstr i matki woli usunąć się w cień niż ryzykować własnym życiem.
____________________________________________________
Po więcej szczegółów zapraszamy do wątków! ^^
Tytuł: Czerwony tulipan - "Pantera wolne zwierze"
[Skorzystam z okazji, że mój młody już w tych okolicach i może coś tam skombinujemy xD]
OdpowiedzUsuńRyu
Ostatnie dni były wyczerpujące. Zwłaszcza psychicznie, dlatego kiedy wreszcie wyrwał chwilę dla samego siebie, ruszył w stronę lasu. Nie miał żadnego większego celu. Ot po prostu odsapnięcie od całego zgiełku. Pozbieranie sił, aby dalej móc wspierać Tonego i zbyt bardzo przy tym nie zdołować samego siebie.
OdpowiedzUsuńWędrował trochę bez celu, ale nie zawędrował zbyt daleko. Znajome głosy sprawiły że ruszył w tamtą stronę. Morgana i Natan musieli mieć dokładnie ten sam pomysł co on. Zatrzymał się co prawda, kiedy dotarło do niego, że przecież wiadomo co będą robić... i nie warto było nawet do nich zagadywać. Uśmiechnął się lekko pod nosem i już miał wycofywać, gdy zauważył jakiś ruch w pobliżu rzeczki. Zmarszczył lekko brwi i cicho ruszył w tamtą stronę, upewniając się, że nie przeszkodzi młodym w igraszkom między sobą.
- Hm... podglądamy kopulację? Twój gatunek tak nie działa? - zagadał do dziewczyny kryjącej się w krzakach i obserwującej całe zajście. Nawet nie wpadł na to, że jego słowa mogły zostać źle odebrane. A zwłaszcza nieznajomej. Dopiero po tych słowach przyjrzał się jej uważniej. Jej rogi były interesującym uzupełnieniem jej wyglądu. Do tego szponiaste dłonie i kilka maziajek na twarzy... musiał przyznać, że była ciekawą istotą.
Ryu
Ryu nie zbliżył się w jej kierunku, ale i nie odsunął, gdy ta zastygła w bezruchu, stawiając swe uszy w sztorc. Niczym polujące zwierzę. Oczekujące na błędny ruch przeciwnika. Chłopak powiódł wzrokiem po całej jej posturze, razem z zaciśniętymi dłońmi na kiju. Cała jej postawa zdawała się mu mówić, że dziewczyna jest czujna, może nawet trochę się obawia ataku z jego strony. Zamiast zaatakować uśmiechnął się do niej lekko.
OdpowiedzUsuń- Nie zamierzam cię skrzywdzić - poinformował ją. - Wydać też nie - zapewnił zaraz. - A walka w tej sytuacji to dość ryzykowny pomysł - wskazał dłonią na kopulującą parę. - Chyba nie chcesz, żeby zwrócili na nas większą uwagę, co nie? - zauważył lekkim tonem, ale wciąż nie spuszczał jej z oczu. W obawie, że dziewczyna jednak się na niego rzuci. Nigdy nie było wiadomo jak zachowa się nieco przestraszony człowiek. Różne mogła mieć zagrania.
Ryu
Pięknie. Przez myśl przeszło mu, że to trzeba być nim aby w tak niezbyt elokwentny sposób przestraszyć dziewczynę. Ewidentnie nie była zbyt rozmowna, a jego własne słowa zdawały się jej nie uspokajać. Odetchnął głęboko. W sumie to nic dziwnego. Musiała poczuć się osaczona, ale w tej chwili nie bardzo wiedział jak jeszcze mógłby jej pokazać, że nic tu jej nie grozi. Na domiar złego Morgana zaczęła dochodzić. Głośno (xD) i wcale się nie powstrzymując. Kiedyś będzie trzeba to wykorzystać.
OdpowiedzUsuńSwojego spojrzenia nie przenosił z dziewczyny, nawet kiedy ugięła stopy i zaczęła się wycofywać. Odrobinę się rozluźniła, co mógł zobaczyć na podstawie chwytu jej tajemniczej laski, która na pierwszy rzut oka mogła służyć co najwyżej do obrony. Ciekawe ile niewinnych istot dostało nią po głowie, tylko dlatego że odważyło się do niej zagadać.
- Nie jesteś może głodna? - zapytał jej znowu, tym razem idąc myślą "przez żołądek do serca". - Oj nie martw się - dodał jeszcze. - Oni dopiero zaczynają. Na jednym numerku się nie skończy. To nasze miejscowe króliki - odchrząknął. - Kogokolwiek zapytasz, wskażą na nich - zapewnił jeszcze, zastanawiając się dlaczego właściwie klepie trzy po trzy. Przecież mógł jej pozwolić odejść... ale w tej chwili już za bardzo go interesowała.
Ryu
Ryu zaczynał dochodzić do wniosku, że stojąca przed nim dziewczyna po prostu go nie rozumie. To w końcu nic specjalnie dziwnego, zważywszy na wielość mów, które dało się słyszeć w Mathyr. Na dodatek niemal każda z nich miała jeszcze swoje własne dialekty, więc mógł po prostu trafić na kogoś takiego. Pomasował sobie skronie dłońmi i jeszcze raz na nią zerknął, robiąc krok do przodu. Jeden, a potem kolejny. Uniósł dłonie w górę, żeby jej pokazać że przecież niczego w nich nie trzyma.
OdpowiedzUsuń- Ja - pokazał na siebie. - Ryu - zaczął powoli rezygnując z wielce złożonych zdań. - Ty? - wskazał na nią, zatrzymując się kawałek od niej i czekał na odpowiedź. Jedzenie mogło zaczekać. Zresztą przecież najpierw musiałby ugotować tę całą zupę, a eksperymentów takich w domu Rei nie robił. Oj nie, wolał nie chwalić się swoimi porażkami. Natomiast nowa "znajoma" mogła być idealnym degustatorem jego potraw. Nie wszystko co mu smakowało, smakowało też innym. Zdołał się już przekonać, że jego kubki smakowe po prostu zmieniły się odrobinę w lesie. Przystosowały do prostszych i mniej przyprawionych potraw.
- Chodź - dodał jeszcze po dłuższej chwili milczenia, zastanawiając się który język byłby tu odpowiedni. Ech... gdyby miał tu Gava to mógłby wypróbować Terrański... nie wierzył, w to o czym właśnie pomyślał, ale stało się. Faktycznie, w tym wypadku chłopak by mu się przydał.
Ryu
Gdyby nie spędził tyle czasu z dzikimi stworzeniami to pewnie cofnąłby się przed jej zębiskami. Ten głęboko w nim zakorzeniony odruch dalej był widoczny w napiętych mięśniach, ale utrzymał swoją pozycję, nie spuszczając wzroku z interesującego, najwyraźniej niezwykle płochliwego gatunku. Prze moment miał okazję podziwiać ją z bliska. Swój wzrok przesunął z kłapiących zębisk na rogi. Przeszło mu przez myśl, że Tony pewnie już by próbował ich dotknąć... przez co znów musiał powstrzymywać swoje ruchy.
OdpowiedzUsuńSpłoszył ją, chociaż nie mógł powiedzieć że wcześniej była chętna do jakichkolwiek rozmów. Nie spuszczając z niej oczu ruszył w bok, po linii prostej, nie zbliżając się do niej ani o centymetr. Przystanął dopiero przy drzewie, opierając się o nie niedbale. Skoro chciała pomilczeć, nie widział w tym żadnego problemu... a w ten sposób z tej pozycji miał odrobinę łatwiejszą możliwość podążania za nią. Głównie z czystej ciekawości. Skoro już mu się nawinęła taka sztuka to chciał ją po prostu poznać. Sprawdzić cóż to za ciekawa rasa.
Ryu
Nawet trochę się ucieszył, kiedy Natan i Morgana skończyli się zabawiać (lub co bardziej prawdopodobne - przenieśli się w inne miejsce). Mimo wszystko wolałby nie nakryć ich choćby przypadkiem w takiej sytuacji. Dziewczyna wysunęła się ze swoich zarośli po raz pierwszy robiąc krok w stronę "porozumienia". W takim wypadku uznał, że ma dwa wyjścia:
OdpowiedzUsuńa) pozostanie w miejscu i nie zrobi żadnego ruchu,
b) wskoczy na drzewo i zacznie się chować tak jak to wcześniej robiła ona.
I chociaż ta druga opcja kusiła bardziej to rozsądek wygrał z figlarnym zagraniem. W końcu najprawdopodobniej znów by się spłoszyła albo zupełnie zaniechała próby nawiązania kontaktu. Dlatego nie zmienił swej pozycji tylko wodził za nią wzrokiem z zaciekawieniem obserwując jej ruchy. Niezwykle trudno było nie robić absolutnie nic. Nie ruszać się specjalnie, ale znów nie stać też nienaturalnie sztywno niczym słup soli. Wypośrodkowanie tego wszystkiego sprawiło, że był niezwykle świadomy każdego, choćby najmniejszego drgnięcia mięśnia swego ciała. Masakra. Uniósł delikatnie kąciki ust, posyłając w jej stronę lekki uśmiech i czekał dalej. No przecież nie będzie strzępił więcej języka, skoro nawet nie wie czy się rozumieją.
Ryu
Raz na jakiś czas Yerbe uwielbiał odchodzić od swoich mieszanek zielska i próbować czegoś nowego. Tym razem padło na eskortowanie dam dworu Bolka Piegusowatego. Nigdy co prawda nie zrozumiał fenomenu Bolka. Chłop odziedziczył chałupę po swoich rodzicach i teraz zabawiał się z pannicami. Kolekcjonował je wręcz. Zaliczał jedną po drugiej i chociaż Yerbe miał już okazję próbować przemówić kobietom do rozumu, uświadomić im że to wcale nie takie fajne, jakoś nigdy mu to nie wychodziły. Te bowiem twierdziły, że mają tam wszystko czego potrzebują. Cóż, nie jego bajka i nie jego zabawki.
OdpowiedzUsuńNa tę robotę zgodził się, bo był zmęczony swoim handlem, a dwie ponętne kobietki poprosiły go o pomoc uśmiechając się przy tym tak jak to tylko te kanalie potrafiły najlepiej. Uśmiech, mrugnięcie, muśnięcie dłoni, buziaczek w policzek i koniec. Przepadał.
Przewoziły bowiem cenny zwój opatrzony pieczęcią najpopularniejszej zielarki Lerodasu. Zwój, który jakimś cudem bardzo przypominał ten, który jeszcze miesiąc temu miała jego matka. O nawet pieczęć wydawała się nie być podrobiona. Podejrzana sprawa. Zdecydowanie nie mógł pozwolić aby ten przepadł. Och ale dotrzymanie towarzystwa kobietkom to pierwszorzędna sprawa. Zgodził się więc, wietrząc tym samym swoją szansę na odzyskanie zwoju, godną zapłatę za ochronę i całkiem nieźle spędzony czas.
Nie spodziewał się jednak, że nie tylko Piegusowaty chciał położyć swe łabska na tym diabelskim zwoju. Beztroskie rozmowy zostały przerwane, gdy wóz przekoziołkował ni z gruszki ni z pietruszki. Yerbe, odruchowo chwycił "swoje" kobietki w ramiona, żeby ochronić je przed najgorszym. Nie dane mu było jednak wiele zrobić. Drzwi zostały wyrwane, a tuż przed nim wyrosło czterech Terran. Jeden z nich uniósł kobietę niczym szmacianą lalkę i cisnął nią o drzewo. Yerbe stanął wówczas na równe nogi, chowając zwój za pazuchę i wyciągając z kieszeni proszek, który otrzymał od Wana na wszelki wypadek. Proszek paraliżował przeciwników. Rzucił nim w pierwszych dwóch mężczyzn i złapał drugą z kobiet za rękę ciągnąc przed siebie. Ta krzyczała w niebogłosy, wydzierała się z przerażeniem.
- No żesz, uwielbiam jak kobiety krzyczą - złapał ją za ramiona i spojrzał jej prosto w oczy. - Ale z przyjemności - dodał po krótkiej chwili. - Zamknijże swoją mordeczkę i biegnij dalej. Ja ich zatrzymał - rzucił do niej i popchnął ją do przodu, samemu, odszukując potężną gałąź i unosząc ją przed siebie. Zamierzał się bronić. Choćby i trochę. Że też nie zdążył złapać swojego oręża z wozu. Dwóch Terran otoczyło go, ale Yerbe dzierżył gałąź w samym jej centrum i okręcał się z nią bardzo szybko nie pozwalając im do siebie podejść. - O matko najjaśniejsza, kwiecie Paprolotu, najwyższa Lero... pozwól mi przeżyć a obiecuję, że będę znacznie częściej cię czcił - wymamrotał młócąc gałęzią na przemian.
Yerbe
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, ale nie utrzymał tego wyrazu twarzy zbyt długo. Bo chociaż uśmiech kojarzył mu się z czymś dobrym, przyjacielskim to nie każdy musiał tak sądzić. Skinął lekko głową na wieść o jej imieniu.
OdpowiedzUsuń- Hałkła? - spróbował je wymówić, ale już w momencie mówienia słyszał że mocno je pokaleczył. Mimo wszystko skinął znów głową i widząc zainteresowanie swoim pakunkiem, powoli go otworzył, przykucając przy tym. Ułożył na ziemi zioła, które wcześniej pozbierał i zerknął na dziewczynę.
- Głodna? - zapytał, masując się jednocześnie po brzuchu, jakby chcąc dodać do tego wszystkiego gesty. Mógłby zrobić szybkie polowanie i upolować jakieś zajęcowate zwierzę, a potem przyprawić je ziółkami i upiec na ognisku. Plan niezbyt skomplikowany, ale nie miał pewności czy jego nowa znajoma wytrwa do jego końca i nie zwieje.
Ryu
[Cicho, ja to wiem xD on niekoniecznie xD Myśli że nieudolnie po niej powtórzył]
OdpowiedzUsuńRyu odsunął się na krok obserwując ją uważnie. Wyglądała na całkiem zainteresowaną jego ziółkami. Niuchała nosem wdychając ich zapach, a on zrobił jeszcze jeden krok do tyłu, gdyby przypadkiem chciała ich dotknąć i zbadać palcami. Zdołał już się zorientować, że jest cholernie płochliwa (chyba tylko idiota by tego nie zauważył), więc chciał jej dać trochę przestrzeni.
Skinął lekko głową na znak, że zrozumiał i pozbierał ziółka, po czym wskazał dłonią kierunek marszu. Uznał polanę za idealną do tego typu posiłku. Najpierw jej ją pokaże, a potem zapoluje. Przecież świeże mięso było najlepszym. Na dodatek na polance znajdował się strumyk, w którym mogli dokładnie wszystko oczyścić. Spokojnie ruszył w danym kierunku, będąc jednak czujnym i przygotowanym do obrony w razie wypadku.
Ryu
Kobiecina aż przewróciła się na widok Haukkui i cofnęła się niczym rak drąc się w niebogłosy. Nie dochodziły do niej słowa kobiety. Była zwyczajnie przerażona. Dopiero po chwili, kiedy Haukkua się do niej za bardzo nie zbliżyła. Nie zrobiła nic co mogłoby ją zabić, spojrzała po niej uważnie i nieśmiało, z dużą rezerwą chwyciła jej dłoń, kiwając przy tym lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Proszę, dziękuję - wydusiła z siebie biegnąc z dziewczyną.
Yerbe tymczasem dalej młócił gałęzią, podśpiewując sobie pod nosem co by dodać sobie tym samym odwagi.
- I bioderka w prawo lewo i hej... - w rytm piosenki wymachiwał gałęzią, zmieniając jednak ruchy raz za razem, co by przeciwnicy się nie domyślili co będzie dalej. Problem polegał na tym, że nie do końca wiedział co zrobić dalej i kiedy jeden z terran wreszcie odsunął się, żeby wyciągnąć łuk zza swych pleców, Yerbe wytrzeszczył oczy.
- Ej! To nie fair! - krzyknął na niego, uchylając się przed pierwszą strzałą. Druga trafiła go w ramię, a trzecia znokautowała drugiego Terrańczyka. O to zmieniało postać rzeczy. Przed czwartą znów się uchylił i doskoczył do mężczyzny, choć trochę za późno. Piąta, ugodziła go w udo. To jednak nie przeszkodziło mu w znokautowaniu ostatniego ze swoich przeciwników. To wówczas ruszył w ślad za dziewczyną, obcinając wcześniej trochę strzały. Krzywił się przy każdym ruchu i wlókł się powoli. Nie wyciągnął jednak grotów. Nie był na tyle głupi a przecież wychowywanie się w rodzinie uzdrowicielki zobowiązywało do niektórych zachowań. Rozglądał się czujnie po okolicy starając się dostrzec swoją zgubę.
Yerbe
Yerbe przeklinał swoją ociężałość. Trzeba było zostać przy sprzedawaniu ziółek upojających i relaksujących, a nie zabawianie się w rycerza na koniu. Doprawdy! Przecież nawet na takiego się nie nadawał. Później Wan z pewnością będzie mu dogryzał z tego powodu. Znów mu przysporzy dobrego humoru na kolejne dni, zakładając że przeżyje tę noc rzecz jasna. Krwawił, ale nie miał teraz czasu na opatrzenie ran. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy HauHau wyskoczyła tuż przed niego i uniosła dłonie przed siebie. Zmrużył nieco oczy, ale zaraz się rozpromienił.
OdpowiedzUsuń- HauHau! - rzucił zbliżając się do niej i ostrożnie ją obejmując. - Dobrze cię widzieć, mordko - dodał jeszcze, bo przecież spotkali się z raz czy dwa u Wana. - Okay... - kiwnął głową na znak, że się zgadza na wszystko. Co prawda dałby sobie radę z ranami sam. W końcu nie ruszał się bez zestawu awaryjnego Walcia ze specyficzną etykietką na górze "Używać w razie potrzeby, nie częściej niż raz w tygodniu! Wan patrzy i nie uzupełni zestawu za szybko!". Ten posiadał w sobie dosłownie wszystko. Mimo to druga para rąk na pewno mu się do tego przyda. Pozwolił się HauHauce poprowadzić do jej kryjówki.
Yerbe
Od czasu do czasu odwracał się do Haukkui, sprawdzając czy dalej za nim podąża. Chodziła bardzo cicho, co wcale nie powinno go dziwić, a jednak wprowadziło jakiś taki niepokój. Kiedy nie mógł usłyszeć czy idzie, po prostu musiał zerkać za siebie, a że istota była płochliwa nie mógł tego robić aż tak często jakby sobie tego życzył. Dlatego ucieszył się, kiedy polanka wreszcie wyłoniła się zza drzew. Okręcił się wówczas na pięcie i wyszczerzył do niej przyjaźnie wskazując na to miejsce.
OdpowiedzUsuń- Umiesz łowić? - zapytał jej odkładając zioła na bok i zsuwając buty. Podciągnął rękawy swojej koszuli i wszedł do rzeczki nieruchomiejąc w niej. Mimo wszystko umiejętności jakie nabył w lesie czasami się przydawały. - Chodź, złapiemy coś dobrego - uśmiechnął się do niej lekko.
Ryu (spać nie mogę xD)
Nie był profesjonalnym połowiaczem ryb, a wędki nie chciało mu się w tej chwili konstruować. Pozostawały więc ręce. Nie robił tego po raz pierwszy, ale nie należało to również do jego ulubionych zajęć. Zwłaszcza, gdy czuł na sobie czyjś wzrok. Pod jego ostrzałem poczuł pewnego rodzaju presję. Niby zbłaźnienie się przed tą nowo poznaną dziewczyną nie byłoby niczym specjalnym, a jednak nie chciał tego.
OdpowiedzUsuńPodrapał się po głowie z niedowierzaniem, odsuwając od siebie te myśli. Pozwolił paru rybkom przepłynąć między swoimi nogami, wciąż nie ruszając się nawet na krok. Wtapiając się w pewien sposób w ekosystem. W końcu jednak doszedł do wniosku, że wystarczająco długo stoi jak ten ciołek i te ryby, które wokół niego pływają przyzwyczaiły się do nowego elementu swojego krajobrazu. To wtedy szybkim ruchem sięgnął do wody i wyciągnął dwie dość ładne sztuki. Wyszedł z nimi na brzeg i podał jedną z nich Haukkuce, wraz ze sztyletem. Skoro on łowił, ona mogła je wypatroszyć.
Ryu
Przetarł miecz z krwi, by wcisnąć go w kości poległej ofiary... Miecz zapłonął, a popiół wzmocnił ostrze, po raz kolejny. Zapomniał ile razy odprawiał ten rytuał... Zdrzemnął się na chwilę, jak to miał w zwyczaju po dobrej walce.
OdpowiedzUsuńAle tym razem, drzemka zmieniła się w kilkunastogodzinny letarg.
Gdy dziewczyna przechodziła obok niego, mogła dostrzec rozpalone kadzidło, jego zapach nadal powoli tlił się, mącąc w głowie niesamowicie...
Obudziło go dość nietypowe uczucie, jakoby chyba nigdy nie został obudzony stopą na twarzy... Dziwną stopą. Łapą, właściwie. Nie poruszył się, jedynie otwierając wężowe oczy, które po godzinach snu, były dość rozszerzone. Pius i te jego dworakie oczęta...
Spojrzał od razu dziewczynie w oczy, a gdy zabrała w końcu łapę z jego twarzy, obserwował ją powoli, tylko ruszając oczami. Jak drapieżnik... Ale nie czuć było od niego złych intencji. Uśmiechnął się nieco, przekręcając na bok.
— Czemu zawdzięczam to jakże przyjemne powitanie? — spytał, wskazując oczami na jej łapy...
Pius
Widząc, że dziewczyna się skuliła, stała, rumieniła, stroszyła, westchnął. Chyba niemowa. Ale zrozumiała co powiedział. Chyba. Dawno nie widział Lizarda. Ostatni raz jeszcze przed śmiercią.
OdpowiedzUsuńNie robił pochopnych ruchów, skoro już miał towarzystwo. Po prostu powoli rozsupłał swą koszulę, ukazując dziewczynie liczne tatuaże, blizny, siniaki... Mogła dostrzec, że był ranny, na barku. Głębokie cięcie, mocno głębokie. Tolerancja na ból samca była wyraźnie wysoka. Jak gdyby nigdy nic sięgnął do bandoliera, wyjmując zakrzywioną igłę. Strzelił palcami, przez co między nimi pojawiła się iskierka. Dotknął iskierki igłą, a ta, rozgrzała się do czerwoności. Dopiero wtedy, zwinnymi ruchami palców zaczął zszywać sobie bark, siedząc w otwartej pozycji, pokazując dziewczynie, że nie był zagrożeniem.
Pius
Teraz to on przyglądał się tym całym rytuałom z fascynacją. Nie był w stanie rozszyfrować jej słów, ale miał wrażenie że Haukkua odprowadza ich dusze w zaświaty, a przynajmniej dziękuje im za ofiarę. Mógł też z powodzeniem przyjrzeć się jej pazurom oraz precyzją z jaką dziewczyna wykonywała "zabieg" na rybach. Te krwawe paski, które namalowała sobie wówczas na twarzy zaskoczyły go chyba najbardziej. To wyglądało jakby Haukkua szykowała się właśnie na wojnę. Jeszcze chwilę ją obserwował, a potem poszedł przygotowywać palenisko. Wcześniej już tu urzędował, więc niewiele zostało do zrobienia. Rozpalił ogień i podał dziewczynie kije na które mogła nabić ryby, samemu przygotowując mieszankę ziół do natarcia nimi posiłku.
OdpowiedzUsuń- Po co to? - zapytał z czystej ciekawości, wskazując na jej twarz i robiąc palcami niewidzialne pasy na swojej twarzy.
Ryu
Pokiwał głową już nawet nie do końca dbając o tę jedną. Ważne, że chociaż jedna przeżyła. Przecież to było nie do ogarnięcia. Przynajmniej na początku. Teraz będąc z HauHau czuł pewnego rodzaju ulgę. Zaczął zważać na to gdzie chodzi i jak chodzi, więc udało mu się trochę zelżeć swój własny krok. Może nie do mistrzowskiej formy, ale przynajmniej odrobinę, a słysząc jej zakaz zmarszczył nieco brwi.
OdpowiedzUsuń- Już nie tup, tup przecież - mruknął nie do końca łapiąc, ale zaraz reszta wyjaśnień trochę rozjaśniła mu w głowie. - Aaa okay! - klasnął cicho w dłonie i pokiwał szybko głową. - Ja zostać, ty iść - zgodził się z nią i po prostu został w swoim miejscu, obserwując okolicę w razie gdyby jakieś zagrożenie jeszcze miało nadejść. Normalnie pewnie i by podgwizdywał pod nosem, ale w tej chwili starał się jednak zachowywać cicho. Wygwizdywał więc melodię w myślach.
"Hej hej, fajeczkę nabij, hej hej, nie daj się zabić, hej hej choć ciemna nocka, przeżyjesz ze dwa stulecia" intonował w myślach niezbyt inteligentny utwór własnego wykonania. Wszystko po to by dodać sobie odwagi.
Yerbe
Słyszał za pierwszym razem. Przejechał wężowymi oczyma po jej źrenicach, szukając podstępu. Jednak gdy się poprawiła i słodko odchrząknęła, pokiwał po prostu głową, kładąc ręce na udach, z igłą wbitą w tkance.
OdpowiedzUsuń— Dobrze. Podejdź. I nie bój się, nie czuję aż tak bólu. I nie chcę cię skrzywdzić. — bo gdybym chciał, zrobiłbym to już trzy razy. - dodał w myślach. Rozluźnił się, przez co jego mięśnie na brzuchu zatańczyły. Wbił spojrzenie w drzewo, oczekując na zszywanie rany.
Pius
— Nie żywię urazy. Nie powinienem spać na ziemi, jak jakaś kłoda. Ale ja tak lubię. — rzekł, delikatnie się spinając, bo ból z igły był dość zauważalny, nawet dla niego. — Nauka by patrzeć pod nogi, Siivetanko. — mruknął jak dziki zwierz, przymykając oczy, próbując wejść w trans, zmanifestować ból w myśli...
OdpowiedzUsuńPius
— Czuję, znaczy, że dobrze. Nie ma martwicy tkanki. Znaczy, że nie ma zakażenia. — odparł, wzdychając ciężko na kolejne ukłucie. — Tak. Stamtąd. Ale żyję tu na tyle, że może i mathyrczyk. — ponownie pstryknął palcem, a w jego dłoni pojawiła się kręcąca kulka dzikiego ognia. — Tu zamocz. Rozgrzeje się. I tak, boli, ale wytrzymam. Ciekawi mnie, co cię tu przywiało, tak daleko od domu? Zbierałaś zioła? — spytał, widząc, że jakieś liście wystają z jej torby.
OdpowiedzUsuńPius
Największy szok przeżył nie dlatego, że mu odpowiedziała, tylko dlatego, że odpowiedziała w języku którym się posługiwał. Uff. Już miał próbować Leśnym żargonem, ale w tej chwili uznał to za zbędną sprawę. Choć jakby nie patrzeć trochę tęsknił za tym. Nie za samym lasem, a za rozmowami z jego mieszkańcami. Pokręcił lekko głową wybijając sobie te myśli z łba i sięgnął do jeszcze ryb, żeby natrzeć je ziołami. Część z nich wpakował im do pyszczków.
OdpowiedzUsuń- Mhm stanowimy jedność - zgodził się z nią. Nie było co zaprzeczać, taka była kolej losu. Oddawanie czci swojemu posiłkowi wydało mu się całkiem sensownym rytuałem. Podziękowanie mu za to, że jest. Podziękowanie za swe poświęcenie. To wszystko brzmiało dobrze.
- Jaki język jest twój? - zapytał jej po dłuższej chwili milczenia, kucając naprzeciw niej. Wszystko po to, by dalej utrzymywać ten dystans i żeby dać jej poczucie bezpieczeństwa. No i samemu sobie też.
Ryu
— Z portalu. Takich drzwi, ale między wymiarami. — stwierdził, po czym zabrał jej igłę z ręki, już z mniejszą reakcją bólową dokańczając szycie. — W tych rejonach rośnie Bokłak, Jaskółka, Piżmak, kilka rodzai grzybów, jak i kapusta polszańska. — stwierdził, odcinając nić ostrym paznokciem. Odwrócił się do niej, lustrując ją dość uważnie. — Daleko od domu. Nie boisz się, że ktoś cię napadnie, babo wodna? — zapytał, obserwując jej chaotyczne reakcje z uśmiechem na twarzy.
OdpowiedzUsuńPius
- Soumen kieli - powtórzył po niej, smakując nowego języka w swoich ustach. Może nie użył go zbyt wyraźnie, ale mimo wszystko spodobał mu się wydźwięk tych dwóch słów. Fiński... do tej pory nigdy nie miał okazji słuchać tego języka. Niezależnie od świata, w którym przebywał.
OdpowiedzUsuń- Nauczysz mnie? Trochę? - zapytał jej po chwili namysłu. Poznawanie Mathyr wiązało się dla niego również z zapoznawaniem się z innymi językami. Chciał chłonąć tę krainę w całości. Uśmiechnął się do niej lekko i usiadł wygodniej po swojej stronie paleniska. Oparł na dłoniach, odchylając do tyłu. - Mieszkasz sama czy z rodziną? - zainteresował się, mimo wszystko chcąc trochę poznać swą nową towarzyszkę.
Ryu
Chciał jej zaprzeczyć, ale argument miała na tyle silny, by musiał skapitulować. Przynajmniej na chwilę.
OdpowiedzUsuń- No to przeprowadzimy eksperyment - rzucił, a potem zacisnął mocno wargi. Świetnie i w niego czasem wstępował Tony. Proponowanie eksperymentów nowo poznanej osobie było w jego typie.
- Ty mówić po twojemu, a ja po swojemu... - zaproponował jej. - Zobaczymy czy coś uda mi się podłapać od ciebie - dodał zaraz uśmiechając się do niej szeroko i sięgając do rybek, żeby je przestawić, co by równomiernie się upiekły. - To dobrze, że sobie radzisz - rzucił swobodnie. - Ja mam tu rodzinę. Taką no nie z krwi... z więzów - dodał.
Ryu
Był naprawdę okropnym ochroniarzem. Zdołał już zapomnieć o czekającej go nagrodzie czy kobiecie którą obiecał dowieść bezpiecznie do domu jej ojca. Teraz skrzywił się lekko, ale zaraz posłał dziewczynie uspokajające spojrzenie.
OdpowiedzUsuń- Nic ci nie grozi - szepnął najciszej jak potrafił. Ta jednak nic nie odpowiedziała, będąc zbyt mocno przerażoną. Podążyli za Hau-Hau i tak cicho jak potrafił wszedł do środka. Potrafił poruszać się cicho, ale rany zaczynały mu ciążyć. Sam również wyciągnął ze swojej torby apteczkę Walwika i podał ją dziewczynie. Czuł, że mają naprawdę podobne produkty, ale mimo wszystko uznał, że warto by miała wszystko co mogło się przydać.
- Walwik cię nieźle zaopatrzył - uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
Yerbe
Trzeba było przyznać Haukkuce, iż miała naprawdę bogatą wyobraźnię, a on niemal nie roześmiał się głośno na tę insynuację. Bardzo się starał, żeby jednak zachować spokój. Pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nikogo nie szyję - zapewnił ją. - Po prostu... to nie są osoby, które mnie spłodziły - odchrząknął. - Ale są dla mnie rodziną, prawdziwą... tylko nie z krwi i kości. Przez nasze wspomnienia, przygody, przez uczucia... przez więzy w takiej postaci... - spróbował wyjaśnić i czuł, że idzie mu to bardzo słabo, ale przecież lepiej nie potrafił. Trudno, mógł się nie wkopywać, a tak? Zrobił to na własną odpowiedzialność.
Ryu
- Nie przejmuj się - chłopak potrząsnął głową, czując się teraz jak najgorszy zwyrodnialec. Cholera, nie chciał jej zawstydzić z takiego głupiego powodu. Poczochrał się po włosach i posłał jej delikatny uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Ja to w ogóle się tu jeszcze nie odnajduję - przyznał szczerze. - No wiesz... język znam, ale tylko ten... - mruknął. - No i jeszcze ten drugi, ale jego nikt nie zna - odchrząknął . - A ty sobie doskonale radzisz - zapewnił ją. - Nieźle sobie dajesz radę - rzucił jeszcze. - Ale jakbym mówił za szybko, albo no czegoś nie rozumiesz to pytaj... spróbuję wyjaśnić - dodał na koniec, już zaraz sznurując sobie mentalnie buzię. Nie, za dużo gadał. Zdecydowanie za dużo.
Ryu
Odruchowo dotknął opaski na swoim oku nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Uważał je za całkiem zdrowe, ale czy na pewno? Febe twierdziła, że ładnie się zagoiło, a on nie miał powodów by jej w tym temacie nie ufać. Pokiwał więc ostrożnie głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, zdrowe - przyznał, po czym zawahał się. - Chcesz zobaczyć? - zapytał jej zaraz, bo skoro pytała to musiała znać się na leczeniu i innych bajerach. Jednocześnie gestami zaczął pokazywać o co mu chodzi i zaraz odetchnął głęboko, zsuwając opaskę z oka. Nie lubił tego robić, bo dziwnie ludzie na to reagowali. Jasne, nie wszyscy, ale on po prostu nie znosił być w centrum uwagi.
Ryu
Spiął się nieznacznie czując dotyk jej palców na wrażliwej skórze twarzy. Skrzywił się nieco, gdy przesunęła nimi w pobliże oczodołu i zacisnął mocniej wargi. Nie bolało, a samo skrzywienie było jedynie reakcją odruchową. Nabrał kilka głębokich oddechów i kiedy zapytała o wydziobanie skinął powoli głową. Wniosek, który wysnuła zaskoczył go i utwierdził w przekonaniu o słusznej decyzji co do zakrywania oka. Znów nieznacznie potwierdził.
OdpowiedzUsuń- Byłem - szepnął, patrząc jej prosto w oczy. - A ten dziobak... - wskazał na pusty oczodół. - ...to mój przyjaciel - skomentował, krzywiąc się wyraźnie. Nie brzmiało to zachęcająco ani trochę. - Znaczy teraz nim jest - poprawił się i wzruszył ramionami. Chociaż w tej chwili już nie miał takiej pewności. W końcu sam wymiksował się z lasu, więc nie był pewien czy Reks dalej będzie przyjaźnie nastawiony gdy i jeśli się spotkają. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
- I co, pani doktor? Jaki werdykt? - zapytał jej jeszcze.
Ryu
Yerbe nie protestował, choć pierwsze polecenie sprawiło że mocno musiał się powstrzymywać od głupich komentarzy. HauHau by ich jednak nie doceniła, a jego towarzyszka tym bardziej. W tej jednej chwili żałował, że Walwana nie ma obok nich. On by zrozumiał. Krzywiąc się niemiłosiernie zaczął powoli ściągać koszulę, co wcale nie było łatwe z fragmentem strzały wciąż tkwiącym w jego ramieniu. Podwinął też nogawkę spodni, co by było dojście i do drugiej rany. Odetchnął głęboko, opierając się trochę mocniej o "ścianę".
OdpowiedzUsuń- HauHau... ja duży chłop, ale dziecko w środku - wymamrotał tylko, chcąc ją uprzedzić, że jakoś wielkiej tolerancji na ból to on nie ma.
Yerbe
— Taka baba, tylko że w wodzie. — rzekł, przerwając w końcu nić, uśmiechnął się szeroko.— Wszystko dobrze? Nie zgubiłaś się? Potrzebujesz czegoś? Chcę ci się odwdzięczyć. Nie za buta w twarz, ale za pomoc w szyciu.
OdpowiedzUsuńPius
— W takim razie, głównie mlecze, jeżeli potrzebujesz bazy do mikstur. — odparł, rozglądając się wokół, by ruchem ręki strzelić z palców iskrami w stronę przygaszonego ogniska, a to ponownie się zapaliło. — Zatem odpocznij, pewnie jesteś zmęczona po podróży. W okolicy nie ma potworów, ani beboków. Już nie ma. — zachichotał, a dziewczę mogło dostrzec, jak nad nim tańczą dwa cienie. Jeden złoty, drugi fioletowy. Zupełnie jak kolory jego oczu.
OdpowiedzUsuńPius
Pius patrzył na to, jak dziewczę odskakuje, wywala się... Cholera. Mathyrczycy na prawdę nie kumali konceptu magii.
OdpowiedzUsuń— Emmm... Dlaczego warczesz? — spytał, oglądając się za siebie, przez co dwa byty zniknęły. — Zdecydowanie nie uważasz na to co masz pod nogami. — zachichotał, podchodząc do niej, by wyciągnąć do niej dłoń. — Wstawaj, musisz się przespać.
Pius
Ryu zaśmiał się cicho i pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie jest moim okiem - poinformował ją. - On... ech po prostu wpadłem w sam środek bitwy i Reks się przestraszył. Straciłem wtedy oko... ale potem doszliśmy do porozumienia - uśmiechnął się krzywo. - Nie było łatwo... - dodał ze śmiechem na wspomnienie tego docierania się nawzajem. Sam nie do końca był pewien kiedy zdobył jego zaufanie, ale bardzo go sobie teraz cenił. Może to głupie, ale to ptaszysko podtrzymywało go tam na duchu.
- Byłaś tam kiedyś? W Lesie? - zapytał jej z czystej ciekawości.
Ryu
Chłopak roześmiał się serdecznie i pokręcił z niedowierzaniem głową.
OdpowiedzUsuń- To był wypadek przy pracy - zapewnił ją. - Drugiego tak łatwo to bym ci nie oddał - dodał jeszcze i odetchnął z wyraźną ulgą. Choć nie wątpił, że dziewczyna pewnie byłaby w stanie powalczyć o jego oko niczym lwica, zważywszy na jej budowę ciała. Szponiaste palce i ten przyrząd wojenny, który ze sobą nosiła. Nie można było też zaprzeczyć, iż była niezwykle zwinna. To mimo wszystko zdecydowanie nie planował tracić drugiego oka. Trochę trudno było mu sobie wyobrazić życie w kompletnej ciemności. Zakrył dłonią funkcjonujące oko i przez moment milczał.
- Bez walki go nie oddam - mruknął bardziej do siebie niż do niej. Pokiwał lekko głową na jej odpowiedź. - Jesteśmy trochę podobni - skomentował. - Też niewiele tu widziałem. Utknąłem w Lesie na długi czas, a teraz... - zerknął przez ramię. - ... jakoś tak trudno odejść. Wiesz chciałbym zobaczyć coś więcej i powoli czuję, że to już ten czas - uśmiechnął się krzywo. Mimo wszystko coś go powstrzymywało. Tony i jego przejścia, no i Rei... która chociaż nic nie mówiła, to podskórnie czuł, że byłoby jej przykro, gdyby znów gdzieś jej uciekł na dłuższy czas. Zacisnął mocno wargi. Chociaż to drugie mogło nie być prawdą. Może po prostu sobie to wszystko wkręcał. Pokręcił głową, odrzucając od siebie te natrętne myśli.
- Towarzysz - potwierdził. - Jak jest... w Lerodas? - zainteresował się, zwracając wzrok w stronę dziewczyny.
Ryu
- Dobrze, dobrze - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Rozumiem, nie weźmiesz go - uśmiechnął się do niej łagodnie, przewracając jedzonko na drugą stronę co by dobrze się upiekło. Chociaż nie zakładał, że Haukkua na poważnie weźmie jego oko to mimo wszystko gdzieś tam mu ulżyło. Jego samego aż to zdziwiło.
OdpowiedzUsuń- Mhm... - zastanowił się. - Nie boję się - odparł szczerze. - Zbieram odwagę... chyba tak. Zbieram odwagę na opuszczenie tego domu - przyznał. Nie chodziło o samą podróż, bo w tę mógłby ruszyć już teraz, tylko o znajome twarze. O to, że znów zostawiłby ich za sobą. Właściwie nie pamiętał czasu, kiedy był z nimi dłużej niż pół roku. Z Rei czy innymi dorosłymi. Ciągle coś się działo i czuł po kościach, że trochę się uzależnił od tego pędu. Nie do końca potrafił siedzieć długo w jednym miejscu.
- Z towarzyszem weselej - zgodził się z nią, po czym wysłuchał opowieści o Lerodas i choć mówiła dość ogólnikowo i pokracznie to jednocześnie potrafiła zachęcić do zobaczenia tego miejsca. - Jeśli zechcesz... to może mi je kiedyś pokażesz? - zaproponował od niechcenia. - No wiesz, w kupie raźniej - zauważył wracając do jej wcześniejszych słów.
Ryu
- Samej podróży nie - odparł zgodnie z prawdą. - A boję się chyba tego długiego braku kontaktu z tymi, którzy pozostaną na miejscu - wzruszył ramionami. Trudno było dotrzeć do faktycznego powodu dla tego uczucia niepokoju. Jakoś nie był w stanie go dobrze nazwać. Odetchnął głęboko w końcu ściągając rybki z ognia i podając jedną dziewczynie.
OdpowiedzUsuń- W takim razie pozwiedzamy twoje bagna - stwierdził swobodnie. - A do Lerodas możemy iść razem... jako towarzysze... pogubimy się i poznamy wszystko na nowo.
Ryu
Dziwnym było to syknięcie, pluskanie wody, jak i nieludzki wrzask jaki rozległ się bo bagnach. W oddali widać było potężne steorzenie, jakoby ogromny stwór, jakim był krokodylohipopotam biegł wprost na chatkę pośrodku niczego. Gdy już miał szarżować wprost na domek, nagle bestia zatrzymała się, znikąd podniosła się w powietrze, obracając się wokół własnej oci, z impetem wlatując w bagienne drzewa. W miejscu w którym się zatrzymała, stał jeden lizard, z purpurową łuską, chwalebnymi mięśniami i determinacją w oczach godną walki z taką bestią. To był on, Silnoręki lizard, z klanu wojowników. Nawet nie zauważył dziewczyny w swej okolicy, rzucił się na bestię, by począć te jakże jednostronnie przesądzone zapasy i siłowaniem się z bestią bagienną...
OdpowiedzUsuńBaltazar
Baltazar próbował złapać paszczę bestii, ale po chwili poczuł, jak traci grunt pod nogami. Krokohipcio rzucił nim w dom Hakkuły, przez co Lizard z impetem rozpieprzył jej drzwi wejściowe. Od razu się rozejrzał wokół, a widząc linę, złapał ją od razu, po czym zszarżował na bestię. Zderzyli się, mężczyzna obwiązał liną kły zwierzęcia, by przewrócić je na bok, gdy lina splątała się na szyi zwierzęcia. Wskoczył na jego plecy, by wyciągnąć linę z całej siły. Straszliwy trzask kręgu zwierzęcia, spowodował, że bestis padła bez ducha. Baltazar przerzucił cielsko tak, by zwierz lezał na brzuchu. Od razu podrapał się po głowie, z liną w ręku, rozglądając się za właścicielem tego domu. Jeszcze nigdy tu nie był.
OdpowiedzUsuń— Hop, hop! Drzwi się popsuły!
Balt
Widząc, jak mała wkurzona kobieta podbiega do zwierzęcia, odsunął się, puszczając linę. Stał tak, czekając, aż samiczka się pożegna.
OdpowiedzUsuń— Zabiła kilkunastu lizardów. Jacyś podróżni zniszczyli jej jaja, nic nie dało się zrobić. Była w furii. Żaden lek, ani nawet jaja innych gatunków nie pomogły. Skończyło się jej cierpienie, wiedźmo. — dodał, odwiązując szyję zwierzęcia. _ Wybacz, wiesz dobrze, że natura bywa... Strasznie smutna. _ rzekł, wzdychając ciężko, samemu całując zwierze w grzbiet.
Balt
Nie była rozmowna. Ja na wiedźmę. Przynajmniej nie groziła mu, ze go w kotle ugotuje, to już plus. Zerknął na jej kuper, a widząc odcięty ogon zmrużył oczy.
OdpowiedzUsuń— Kto ci odciął ogon? Wszystko dobrze? — spytał, ruszając, by pomóc je zbierać kawałki drzwi. — Drewno ci w nich spróchniało, nie obejcowałaś w żywicy. — rzekł, rozglądając się wokół. — Zrobię ci nowe drzwi. W ramach przeprosin. Dobrze?
Balt
— Przegrałem zakład? Ganiałem tego zwierza po całym Siivet od wczoraj. Możesz mnie nie znać, jestem z klanu Silnorękich. Oprócz tego, jest mój ojciec i jego brat, z nikim nic nie gadałem. Wiem, kim jesteś. Wyszliśmy z jajka w podobnym okresie, jeśli dobrze pamiętam. — dodał, uśmiechając się, gdy poprawiła kieckę. — Musisz im wybaczyć. Młodzi nie wiedzą jak się zachować. Ja też nie wiem, ale przynajmniej mam charyzmę i skromność. — rzekł, pokazując jej jak ściska bicepsy. Kiedy wrzucili wszystko do paleniska, przekręcił głowę na bok. — Skołuj mi parę gwoździ, zawiasów nie potrzebuję. No i żywicę. I jakiś tasak, nóż. Od razu ci te drzwi zrobię. A i... Poproszę jakieś piciu. Zaschło mi w gardle od tej gonitwy, no i... Śmierdzę potem. — dodał, patrząc na nią od stóp do głowy. Sam Balt miał tylko spodnie, co by niewiast nie straszyć.
OdpowiedzUsuńBalt
— Uprzedzona i nienawistna... — zarechotał, kręcąc głową. — Spokojnie, przywykłem do bycia wyśmiewanym. Nie musisz się ograniczać. — dodał z uśmiechem, zabierając przygotowane materiały przed jej domek. Złapał truchło zwierza, by przesunąć je nieco sprzed domu, by nie zagracało im drogi. Co było ciekawe, bo sam hipcio mógł ważyć z tonę, a on nim rzucał jak podzuszką.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję za herbatkę, mam nadzieję, że mi do niej nie naplułaś. — dodał z rechotem, ruszając w stronę drzew. Gdy znalazł samotnie rosnący dąb, wyrwał go z korzeniami, rzucając przed jej dom. Tam dopiero począcł wycinać kłody, powoli, dokładnie dzieląc wyrośnięte drzewo.
— Masz rację. Spocę się bardziej i pośmierdzę ci jeszcze trochę. Najwyżej skorzystam z bajora. Jestem Baltazar. A ty Haukkua. Znam twoje imię. Przykro mi z powodu twojej rodziny.
Balt
— Wiem... Skoro wiesz, kim jestem, to się wyluzuj, jestem w końcu obrońcą Siivet, prawda? Nic ci nie zrobię. No oprócz naprawienia drzwi i gościny. — dodał, łapiąc tasak, poczynając wycinać gałęzie. Jego mięśnie pracowały, kulturystyczne plecy wręcz hipnotyzowały swoimi ruchami. — Czy ty... — spojrzał na nią, uwaloną w żywicy, zestresowaną... — Emmm... Chcesz tego krokohipcia? Ja i tak z tym nic nie zrobię. Możesz go sobie wziąć. — rzekł, przecierając pot z pleców, by począć ścinać pniaki w deski. — Jak na wiedźmę jesteś całkiem niezdarnie słodka, mówił ci to ktoś?
OdpowiedzUsuńBalt
— A to, czekaj. — rzuszył do krokohipcia, jedną ręką łapiąc za nogę, by ostatecznie miotnąć truchło w głąb lasu. — Jak nie potrzebujesz, to trudno. — odparł, obserwując ją uważnie, gdy zbierała żywicę. — Dobrze wiedzieć, że się nie boisz. Pewnie jak zrobię ci drzwi, to mam sobie iść, co? Mogę ci pomóc doszorować żywicę z pleców. Znając życie, wsiąkła. — dodał, poczynając ciąć kłody na deski. — Skuję ci te drzwi i zabejcuję, jutro będą gotowe do użytku. Jeśli to nie problem, abym tu posiedział...
OdpowiedzUsuńBalt
— No i dobrze. To się tu zdrzemnę i zjem coś na kolację. Ściemnia się. — dodał, poczynają wbijać gwoździe w wyciosane deski, tak, by te ściskały się ze sobą, jak papa go nauczył. Wziął jeszcze zawiasy z poprzednich drzwi, wbijając ją w deski.
OdpowiedzUsuń— Masz żywicę we włosach. Ale cóż. Nie to nie. — odparł, niby od niechcenia, skupiając się na robótce. Po praru minutach, drzwi były gotowe, jeszcze tylko rozprowadził żywicę po drewnie dłonią, uśmiechając się. — Przeschną i ci je wtedy założę. Na razie niech stoją. — dodał, głęboko patrząc jej w oczy. — Idę się umyć. Jak chcesz, to chodź. Jak nie, to wiesz, gdzie mnie znaleźć. — rzekł, ruszając do bajorka, rozpinając po drodze ćwiekowany pas i spodnie, z nagimi pośladkami idąc w stronę czystej wody.
Balt
— Ładne to one będą, jak ci je powycinam i zrobię wzorki! To też umiem! Od małego bawiłem się w drewnie i glinie! — zarechotał wesoło, z gołą dupą trzęsącą się całkiem zgrabnie, ruszył do wody, palcami u stopy sprawdzając temperaturę. Gorące źródło to to nie było, ale nie mógł narzekać. Wszedł do wody, progresywnie się zagłębiał.. Ale dla niego była za płytka. Ledwo sięgała mu do sutków. — Dla ciebie musi być tu głęboko, co? — zachichotał radośnie, mocząc głowę, przecierając wodę z twarzy. Z pewnością był unikatowym gatunkiem Lizarda. Fioletowa łuska, połączona z ciemnobeżową skórą, nie były codziennością. Tak samo pokrycie łusek wydawało się być gęstsze.
OdpowiedzUsuńZmrużył oczy, przechylając głowę na bok.
— Lubisz sobie chyba patrzeć, co? Nie przeszkadza mi to. Patrz dalej. Po to trenuję, byś mogła podziwiać. — mówił, napinając mięśnie, z uśmiechem rozbawienia szukając z nią kontaktu wzrokowego. — Serio. Nie gryzę. Jak chcesz, to możesz wejść tu ze mną.
Baltazar
— Podziwiaj, podziwiaj, a nie... — zarechotał żartobliwie, poczynając przybierać różne pozy kulturystyczne? Ukazywał tym raczej swoją fizyczność niż dominację.
OdpowiedzUsuń— A ty nie. Widzisz, ja się swojego ciała nie wstydzę. Oboje wyszliśmy z jajka. — rzekł, po czym dał nura pod wodę, zanurzając się całkowicie. Nie wypływał przez parę... Paredziesiąt... Przez kilka minut, całkowicie znikając pod wodą.
Czego Hałka mogła nie wiedzieć, to to, że umiał całkiem dobrze trzymać powietrze pod wodą, był doskonałym pływakiem. Z resztą już raz zanurkował na dno oceanu, a co do dopiero bajoro z wodą niższą od samego siebie...
Balt
Baltazar nadal czekał, aż wejdzie głębiej, by nagle wyskoczyć z tafli wody i zacząć pluskać Haukkuę, tak, by była kompletnie przemoczona.
OdpowiedzUsuń— I widzisz? Nie było tak trudno wejść do wody. Teraz jesteś czysta. I pod pachami ci nie będzie śmierdziało. — zachichotał, pokazując jej język żartobliwie.
Balt
Zachichotał, gdy rzuciła w niego błotem, a na drugą kulkę, którą dostał w czoło, teatralnie plusnął wodę, przez co ta wystrzeliła w powietrze z wielką siłą.
OdpowiedzUsuń— Trafiłaś mnie! — zarechotał, wpadając w kilkunastosekundowy rechot. Słysząc brak odzewu spojrzał na nią. — Haukkua? Wszystko dobrze? — spytał, podpływając na brzuchu, przez co pośladki wystawały mu poza wodę. — Ej... Widzę, że chyba potrzebujesz przytulasa. Cośrobiłem nie tak?
Balt
— Miała tyłek kulturysty? — zapytał, mniej poważnie, po czym przyjął błoto wprost na twarz. Mogła usłyszeć jak chicocze, otwierając oczy, gdy starła z nich błoto. Skoro ona nie oponowała... Złapał ją za ramię, by wciągnąć ją do wody, zanurzaąc ją pod taflę, by wyciągnąć ją. — Teraz. Umyjesz się w końcu, czy zrobisz mi kolejną maseczę z błota, słodziaku?
OdpowiedzUsuńBalt
Baltazar westchnął nieco, widząc, że się wierci jak ryba wyciągnięta z wody.
OdpowiedzUsuń— Skrzywdzili cię, prawda? Wtedy, kiedy spalili twój klan. Echo tej tragedii nadal obija się w twych oczach... — westchnął, obejmując ją, gdy wskoczyła na niego. Wtulił ją w siebie, wzdychając ciężko, palcami rozczesując jej włosy, gładząc ją po plecach obiema dłońmi.
— Wszytko dobrze. Nic się nie dzieje. Nie skrzywdzę cię. Oddychaj. Powoli. Wdech, wydech. — szepnął do jej ucha, dając jej ciepło swego ciała. Była płoszliwa, nerwowa... Dawno jej chyba nikt po prostu nie przytulił...
Baltazar
— Oddychaj. Wiem, że wszystko ci mówi, że masz mi nie ufać. Ale wiesz kim jestem, wiesz co robię. Też widziałem dużo krwi, może nie rodziny... Nie wiem jak to jest stracić bliskich. Ale wiem, jak to jest walczyć z samą sobą. Głowa ci mówi, że nie możesz... Strach tobą rządzi. To normalne. Nic strasznego. — odparł, po prostu łapiąc jej szponiaste dłonie, by te oplotły jego klatę. Potem wtulił ją w siebie, delikatnie palcami sunąc po karku i po plecach. — Dajesz radę. Przetrwałaś więcej niż inni, niż nawet ja. — dodał, starając się jakoś ją wesprzeć. — Będzie dobrze, Haukkuo, wiesz o tym. Czasami największym naszym wrogiem jesteśmy sami dla siebie... A najgorszym strachem, jest strach o banie się... Banie się straty. Tak jak ten krokohipcio. Straciła swoją całą rodzinę, wszystko co miała... Pochłonęły ją emocje, furia. Ale ty, masz wybór. Ty możesz iść dalej. Nie zapominaj o tym nigdy.
OdpowiedzUsuńBalt
— Mam przestać? — zapytał, z rechotem, spoglądając w jej oczy. — Bo zasługujesz na przytulaska. Każdy zasługuje. Ale nie każdy o tym wie. — rzekł, uśmiechając się szerzej. Pachniał jak samiec, potężny samiec. — Nawet zapomniałaś, że nie mam na sobie ubrań.
OdpowiedzUsuńBalt
Zarechotał, gdy się od niego sprawnie odbiła. No tak. Dla niego była kurduplem, ledwo co do brzucha mu sięgała.
OdpowiedzUsuńNic jej nie odpowiedział, po prostu obserwował jak spierdala w popłochu... Achh. Była inna niż wszystkie kobiety, które poznał. Ale z jakiegoś powodu nie mógł się powstrzymać od uśmiechu przy niej.
Nie było go jeszcze z godzinę.
Przyszedł, już nieco osuszony, zostawiając przed jej bezdrzwiowym wejściem trzy ryby. Całkiem spore ryby.
Wrócił do rozrywania desek, już w spodniach, lecz nadal jego skóra i łuski były wilgotne, nawilżone, co było widać w świetle zachodzącego słońca.
Rozrywał pniaki w rękach, ciął na deski tasakiem, tworząc sporą górkę desek.
Widocznie nie potrzebował się rozgrzewać, wolał pracować... Bo domek Hałki widocznie potrzebował męskiej ręki... Ale ona o tym jeszcze nie wiedziała.
Balt
— Pieczone dobre. — odparł, częstując ją swoim uśmiechem. — Dziękuję ci. Te rybki są dla ciebie, ja swoje już zjadłem. — rzekł, wchodząc do jej domu, przez co mogła dostrzec jak gigantyczny był. Aż musiał się schylić, bo miała niski sufit. Złapał szaszłyk między palcami, by jednym ruchem ściągnąć całą jego zawartość do ust, rozgryzając szczura, przełykając go. Położył patyk na stole, po czym poklspał ją po głowie. — Bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńWrócił do cięcia drewna, uśmiechając się pod nosem, nie aptrząc jej w oczy, bo chyba tego nie lubiła.
— Naprawiam twój dom. Deski masz stare, spróchniałe. Dach ci przecieka. Ściany straszą starością. Tylko stół jest fajny. Remont ci robię. — rzekł, wciskając powoli palce w ciaśniutkie słoje drzewa, by rozerwać je w pół. — Wiem, że lubimy wilgoć, ale jak nam w łóżku kapie woda na czoło, to nie jest fajnie, nie? Gwoździe jutro przyniosę, na razie zrobię deski.
Balt
Przełknął po chwili całość mięska, wracając do cięcia drewna. Kiedy złapała go za rękę, zatrzymał się, przekręcając głowę na bok z niezrozumieniem.
OdpowiedzUsuń— Jeszcze rok i ci się chałupa zawali. — zmrużył oczy. — Nie krzycz, bo cię zbałamucę. — odparł spokojnie, po czym wrócił do cięcia dech. — Twój piękny uśmiech i fakt, że nie umrzesz pod zgliszczami własnego domu, wystarczy mi jako zapłata. Poza tym możesz dotrzymać mi towarzystwa. O ile masz wolne łóżko w domu, a jak nie, to podobno jestem całkiem wygodny. — zarechotał, czekając, aż dziewczę się speszy i najpewniej spłoszy.
Baltazar
Widząc jak się obrusza, tylko zarechotał. To było słodkie, że myślała, że się chociaż przestraszy. Po prostu ciął deski dalej, patrząc na to, jak pali buraka.
OdpowiedzUsuń— No już, już. Nic nie trzeba. Prześpię się w krzakach. Takaż to już gościna na mokradłach. — rzekł, rozrywając kolejny pieniek w pół. — Ja cały czas z tobą żartuję, Haukkuo. Cały czas. A ty się denerwujesz, jakbyś miała dziesięć lat. Słodziak z ciebie. — zarechotał, po czym poszedł po kolejne drzewo.
Baltazar
— To gdzie będę spał? Na deskach? — zapytał, podchodząc do niej, sam założył ręce na klacie. — Mnie bawią. A ciebie? Cokolwiek bawi? Jakieś żarty, cokolwiek? — spytał, po czym uśmiechnął się, przekręcając głowę na bok. — Może to żart, a może mi się podobasz... Kto wie. Podobno mam nieśmieszne żarty, więc się nigdy nie dowiemy. Jeśli chcesz pomóc, to ubierz coś bardziej zwiewnego, zrób mi jeszcze tej herbaty... Zajmij się sobą. Będę to wszystko naprawiał jeszcze z miesiąc. Trzeba wymienić większość desek. A to dłużej zajmie. — rzekł, spoglądając jeszcze na jej kształtny tyłek. — Do tego czasu... Opowiedz mi o sobie. Czym się zajmujesz, oprócz zielarstwa?
OdpowiedzUsuńBalt
Słysząc historię o prosiaku delikatne zachichotał. Oczyma wyobraźni widział to kwikanie, popłoch i skonfundowanie.
OdpowiedzUsuń— Czyli masz poczucie humoru. Szkoda, że ja nie widziałem tego prosiaka.
Zamyślił się, kiedy zaproponowała mu przeprowadzkę.
— Myślę, że to dobry pomysł. Na razie jednak, chciałbym byś tu była, pierwsze dni, żebym wiedział jak ci się podoba, o wskazówki i tak dalej. Ale jak zdejmę dach, albo podłogę, to nie widzę sensu, żebyś musiała tu ze mną tkwić.
Na pytanie o samice, tylko się uśmiechnął.
— Na razie? Tylko jedna. — dodał, posyłając jej ciepły uśmiech. — Nie jestem aż tak jurny, jak się mogę wydawać, Hauko.
Wpadł w rechot, kiedy się oburzyła, jak mu przywaliła z piąstki, na co nawet nie zareagował.
— Dużo mięsa. Poza tym, moje jajko było faszerowane eliksirami. Pokazałabyś mi co rysujesz? Ja ci pokażę jak rzeźbię w drewnie. Jak drzwi przeschną. Poza tym... Możesz mnie nie lubić, ale i tak ci ten dom naprawię. Szybciej, krócej... Zasługujesz na pewny dach pod głową. A kto wie, może się kimnę obok twojego łóżka...
Balt
— Żebyś wiedziała. Nie znam jej dobrze, ale jest słodka i zjawiskowa, tylko nie lubi jak jej na kuperek patrzę. — zachichotał, nadal grając pozory, nie nawiązując kontaktu wzrokowego.
OdpowiedzUsuń— Moja mama. Chciała stworzyć najsilniejeszego Lizarda na świecie. Trochę jej się udało...
Strzelił karkiem, widząc jak biegnie po zwoje zerknął na jej plecy, póki miał okazję. Stos desek się powiększał, ale nigdy drewna za mało. Wyrwał jeszcze jedno drzewo z korzeni, pocinają je ciąć na pieńki.
Zerknął jej przez ramię.
— Dobrze mówił. Pięknie rysujesz Też bym tak chciał umieć, ale mam za duże łapy. Wolę dłutem ciosać drewno. Kto wie, może i ciebie kiedyś zrobię. Taką piękną figurkę... O ile byś mi pozwoliła. Rzecz jasna. Nie chcę cię wystraszyć, ani ci nic złego zrobić. Wiedz o tym, mała Hałko.
Balt
Zmrużył oczy, stał jak słup soli, patrzył przed siebie, w końcu stała za nim. On tylko flirtował, a ona od razu wyszła z godami... Bardzo pragmatyczne podejście, szczególnie jak na kogoś, kto płoszył się od kontaktu wzrokowego.
OdpowiedzUsuń— A może nie chcę, żeby moje dzieci były takie jak ja? Może chcę, żeby były normalne? Myślisz że ja chciałem być... Taki? No nie... A klan... Kto powiedział, że musisz odrzucać swoje tradycje? Ze mną raczej byś kontynuowała swoją drogę, a nie z niej rezygnowała... W końcu nasze dzieci mogłyby ją kontynuować... — zarechotał, odwracając się do niej, by spojrzeć jej w oczy... Samiec, w pełni swej chwały, jakby u szczytu możliwości fizycznych... Patrzył na nią, jak na samicę, którą była... Kiedy się zbliżyła, zagryzł wargę dając jej swe ciało do dotyku...
— Możesz mnie pomalować... Nie wiedziałem, że od razu pomyślałaś o godach... — zachichotał. — Swojej samicy zrobiłbym pomnik z marmuru... Uwierz, figurka to nic...— zachichotał, dłońkładąc na jej plecach, delikatnie ją masując po karku, samu paląc ogromnego buraka...
Balt xD
Zarechotał radośnie, widząc jak się płoszy, jak ucieka do swojej chatki... Ta ledwo co stała...
OdpowiedzUsuń— Wiesz, jak chcesz, to mogę cię zabrać na gody. Skoro i tak ci robię dom, to może zbuduję nam nowy dom, wspólny?! — rzucił, by usłyszała przez drzwi, a gdy wybiegła z herbatą, uśmiechnął się szerzej. — To że mam ładną łuskę to nic. Kiedy byłem na dnie oceanu, w sercu wulkanu... Kolor łuski nie miał znaczenia. Ani fakt, że nie mam ogona, włosów... Liczyła się filozofia, jedność z naturą. Miałem swoje zabawy, Haukko. — rzekł, podchodząc do niej, by stanąć przed nią w pełnej krasie, patrząc na nią z góry. Złapał jej dłoń w swoją, by schylić się, całując ją dłoń delikatnie.
— Myślisz, że dasz mi dzieci? Jesteś płodna? Jako reprezentantka swojego klanu, według tradycji, możesz powołać kogoś ze starszyzny, aby cię wyprowadził. Dla mnie to nie mezalians. Dla ciebie też nie... — rzekł, ponownie całując jej dłoń po palcach.
Baltazar
— Jestem miły, bo... Bo tak. — zarechotał.
OdpowiedzUsuńPo chwili mogła poczuć jak samiec klęka przed nią na jedno kolano, przez co teraz ze sobą na równi. Ponownie ucałował jej dłoń.
OdpowiedzUsuń— Pytam poważnie. Chcę być twoją ostoją, twą dębową tarczą, ostoją, opoką przed złem tego świata. Chcę byś nosiła w sobie ciepło, podróżowała ze mną po świecie, możemy nawet założyć działalność gospodarczą. — zachichotał, po czym zbliżył się, by ucałować ją czule w czoło, łapiąc jej podbródek między swe ogromne palce. — Chcę tego. Chcę być twój i chcę, byś była moja. Nie żartuję. Przysięgam na bogów i na las, który nas otacza.
Balt
Widząc jak mdleje, zachichotał tylko, łapiąc ją na swoje ramiona.
OdpowiedzUsuń— To do później. — odparł, widząc jak zamykają się jej oczy.
Obudziła się dopiero w swoim łóżku, z Baltazarem siedzącym na krześle obok, który sam zasnął... Mogła zobaczyć, że gdy odleciała, Balt posprzątał kurze, poukładał rzeczy ładnie, wytrzepał koce, pozbierał pranie, zrobił jej także smażoną rybę, która nadal była ciepła. No i herbatkę z tym samym ziółkiem którym ona go poczęstowała. Spał z uśmiechem na ustach i dłonią złożoną na jej dłoni...
Balt
Baltazar otworzył powoli swe złote oczy, mrucząc nieco, gdy delikatnie się rozciągnął.
OdpowiedzUsuń— Jestem tak samo prawdziwy jak byłem wcześniej. Powiem więcej, widziałem cię teraz we śnie... Boś jest kobietą z mych snów... — uśmiechnął się z rumieńcem, patrząc na nią z maślanym wzrokiem. — Posprzątałem trochę. Wybacz, jeśli coś wsadziłem tam, gdzie nie powinno być. Nie chciałem cię budzić, tak smacznie spałaś... — zachichotał.
Baltazar
— Zatem ustalone, będę twoim mężem, a ty moją żoną...— powiedział, łapiąc ją za dłoń, by zejść z krzesła, siadając na klęczkach przy łóżku, by patrzeć na nią z uśmiechem w oczach... Wiedział, że jest płochliwa, dlatego nie postępował dalej, tylko drugą dłonią zaczął głaskać ją po głowie. — Ty mi się bardzo podobasz. Naprawdę... Patrzysz na mnie, jakbym ci ukradł słodką bułkę... Ale wiem, że jesteś blisko z naturą. Dzisiejsze dziewczyny tego nie rozumieją... Śpiewu ptaku, gdy jesteś w głębi lasu, ryku orki szukającej stada pod wodą... Znam twój klan i nie chcę aby obumarł. To że jestem silnorękim nie znaczy, że jestem tylko brutalem. Wiele osób to we mnie widzi... A ja po prostu kocham świat, kocham przyrodę... Kocham życie. A ty wydajesz się podzielać te poglądy. Twój uśmiech jest niczym rosa po deszczu, niczym delikatna mżawka na tundrze... — rzekł, przysuwając się nieco śmielej do niej. — Wierzę ci, że jesteś płodna. Urodzisz mi dzieci, Haukkuo? — spytał, zbliżając nos do jej nosa, przez co ich poroża się skrzyżowały...
OdpowiedzUsuńBaltazar
Zachichotał, widząc, że dostrzega jego delikatniejszą stronę. To było dla niego ważne...
OdpowiedzUsuń— Zaopiekuję się tobą. W chorobie i nieurodzaju, Haukkuo... Na zawsze. Do końca moich, lub twoich dni... — odparł, z rumieńcami patrząc w jej oczy namiętnie, samemu chichocząc, gdy zobaczył, że ją to rozbawiło... Przesunął dłonią na jej brzuch, by delikatnie po nim przesuwać, wyobrażając sobie swe nasienie kiełkujące w jej brzuchu... — Chcesz zobaczyć jak wyglądam... Bez ubrań, przyszła żono? Mogę ci się nie spodobać. Lepiej być pewnym w co się pakujesz...
Balt
— No dobrze. Ale przynajmniej ty byś spojrzała czy ci się podoba... — sapnął, uśmiechając się. — Ale jeśli nie chcesz, to nic. Tylko boję się, że zerwiesz nasz ślub, jeśli ci się nie spodoba... Jest zbyt duży. — szepnął, nieco niepewnie. Przesunął ją nieco na łóżku, jakby była szmacianą lalką, po czym położył się na łóżku, kładąc ją po prostu na swoim brzuchu by podziwiać jej rumieńce teraz, kiedy im się rogi zaklinowały... Omen dobrego małrzeństwa i nierozłączności.
OdpowiedzUsuńBalt
Baltazar westchnął cicho, gdy się na nim ułożyła.
OdpowiedzUsuń— No nie wiem... Chciałbym żebyś czerpała przyjemność z seksu... — odparł, niepewnie patrzac jej w oczy. Ale skoro była zdeterminowana... Jutrzejszy problem.
— Możemy, możemy. — dodał, odciągając swoje poroże, by odblokować swoją przyszłą żonę z potrzasku. — Jeśli nam się rogi plącą, to dobry znak, wiesz? — zachcichotał, kiwając głową. — Pomaluj mnie... A ja cię wyrzeźbię. Tylko będę musiał sprawdzić twoje kształty, nie przeszkodzi cię, jeśli cię trochę podotykam? W tych sukniach nie widać twojego ciałka... — westchnął smutno, rozkładając się wygodnie do malowania.
Balt
— Chcę, żeby ci było przyjemnie, no... — odparł, wzdychając ciężko, patrząc na to, jak wstaje na nim, nie mógł oderwać spojrzenia od jej czekoladowych oczu.
OdpowiedzUsuń— Oznacza to, że para im mocniej się plecie rogami, tym dłużej ze sobą wytrzyma... My się musieliśmy siłować, więc ten omen jest dobry. — odparł z uśmiechem. Widząc, jak przesuwa jego łapy na swoje udo, przygryzł wargę, patrząc na nią swymi szlachetnymi ślepiami.
— Możemy. Sprawdzaj co chcesz. W końcu jestem cały twój... I tak będzie. Na zawsze, Hałko. — zdrobnił, po raz pierwszy, z ekscytacji aż podnosząc klatkę piersiową w głębokim oddechu, przez co podniósł także ją na sobie... Był kurwa monsturalny. — Kontynuuj... Skarbie...
Baltazar
Uśmiechnął się szeroko na jej gest zetknięcia nosów, patrząc na nią jak wmalowany obrazek. Promieniowała radością, coś, co żadko kiedy widział... I jeszcze to było przez niego... Bo to dzięki niej nie przestawała się uśmiechać...
OdpowiedzUsuń— Jesteś pewna? — spytał, ale nie mógł już powstrzymać swoich rąk... Te powoli badały kształty jej ciała, ciekawskie, co skrywa pod materiałem niedbałej sukni... Ciekawiło go, co tam skrywa, toteż badał jej brzuch, podbrzusze, powoli zszedł na szerokie biodra, ogon... Westchnął cicho, patrząc jej w oczy namiętnie, gdy jego ciężkie, szorstkie palce eksplorowały jej ciało.
— Ty... Możesz mnie też. Bez ograniczeń...
Balt
— Spróbuj. Ja wytrzymam. — odparł, przesuwając palcami, na jej obie piersi, patrząc na nią z zainteresowaniem, jak zareaguje. — Jestem cały twój...
OdpowiedzUsuńBalt
Zmrużył oczy, kiedy przywołała wspomnienia tamtego wieczoru. To o to tu chodziło, nie o pruderyjność.
OdpowiedzUsuń— Dobrze, moja Haukkuo. Uszanuję twoją wolę.
Patrzył na to jak wcina rybę, mimo wszystko postarał się o dobre wędzenie, jak i doprawienie rybki. Widząc jej uśmiech, zawiwatował podniesieniem brwi.
— Co przekreśla? Tylko badałem twoje ciałko. Nie zbałamucę cię przed ślubem... Za kogo mnie uważasz? Jestem poważny. Chcę żebyś była matką moich dzieci, głową klanu, no chyba nie zabiorę ci godności. Podniecasz mnie, to prawda. Ale to chyba dobrze, nie? Teraz wiem jak mogę cię urzeźbić. Na tym i tylko na tym mi zależało.
Rozłożył się wygodnie, jak i zsunął z siebie spodnie, ukazując umięśnione uda, rzeźbione jakby w marmurze, a krocze zasłaniała materiałowa przepaska, ukazująca kształt jego przyrodzenia. Rozłożył ręce na boki, czekając na nią z uśmiechem.
— Moje słowo i honor to świętość, wiedz o tym, żono. A teraz pokaż mi te farbki, dobrze?
Balt
Ryu zerknął na nią z zaciekawieniem. Była bardzo niepewna siebie. Sprawiała wrażenie nieufnej, ale i wręcz osóbki o niesamowicie niskiej samoocenie.
OdpowiedzUsuń- Pewnie, że chcę - odparł swobodnie, wyciągając wygodniej nogi na ziemi i przyglądając się jej uważnie. - Przyda, przyda - pokiwał lekko głową. - Znasz Mathyr lepiej ode mnie - przypomniał jej. - A to żadna zabawa jeśli się nie pogubimy odrobinę. Na tym polega odkrywanie i zwiedzanie. Dzięki temu można znaleźć niesamowitych przyjaciół i doznać świetnych przygód - uśmiechnął się do niej. - Raz tylko wystarczy - dodał jeszcze.
Ryu
— Jeszcze zapracuję na twoje zaufanie. O ile będziesz na tyle łaskawa by mnie nim obdarzyć, żono. — podkreślił, rozluźniając mięśnie, gdy na nim zasiadła, by z rumieńcem patrzyć w jej oczy. Podnieciło go dotykanie jej, jej reakcje, to jak na niego patrzyła, kiedy przejeżdżał po jej biodrach palcami. Spowodowało to też naprężenie jego przepaski na biodrach. Ale sam Baltazar leżał w bezruchu, obserwując, jak jego wybranka przesuwa palcami z farbą po jego ciele.
OdpowiedzUsuń— Jutro zawiadomię starszyznę o naszym ślubie... Może jeszcze w tym tygodniu zostaniesz moją żoną... Pokażę ci świat... Będziesz mogła siedzieć na mych plecach, a ja zaniosę cię na koniec świata... — mruknął, gdy przejechała po jego klacie, a coś twardego dotknęło jej stopy.
Balt
Widząc, jak maże sobie policzek w farbce zachichotał kręcąc głową. Bujała głową w chmurach, to było widać. Już ją chciał pocałować w ten policzek, ale nagle zamarł... Niestraszony pogromca potworów, najsilniejsza fizycznie istota na świecie na chwilę... Zamarła.
OdpowiedzUsuń— Eeee... No... Dlatego ci go chciałem pokazać. No... Ale... No bo... — odwrócił wzrok ze łzami w oczach. Było pięknie... Ale pojawiła się ta sama reakcja, jak u każdej samicy. Strach.
— Im ciaśniejsza cipka, tym przyjemniej. Dlatego lubię mniejsze kobietki. — zagryzł wargę, aptrząc w ścianę. — Ale... No... Jak nie będziesz chciała seksu ze mną to nic... No... Po prostu wstrzykniemy nasienie do środka, czy coś... Wiem że jest za duży, przepraszam. Dlatego chciałem pokazać... Żebyś wiedziała... Ale.. Zrozumiem jak nie chcesz.
Balt
Westchnął cicho, powstrzymując się od dalszych łez. Kiedy przysunęła twarz swoją do jego, westchnął, wgryzając się w wargę.
OdpowiedzUsuń— Moje partnerki narzekały że jest za duży i... Nigdy nie wsadziłem go głęboko. — odparł, dzieląc się swą bolączką, cierpieniem z sukcesu, bo przyrodzenie było imponujące. — Nie przepraszaj. Nie wiedziałaś. Jest dobrze. Masz... Ładny kuperek. Bardzo podniecający, żono. — rzekł, dając jej małego całusa w kącik ust...
Balt
— Tylko tobie. — odparł, podsuwając ją na swoją klatę, by oprzeć się czołem o jej czoło. — Jesteś pewna że się bie boisz? Nawet jak go zobaczysz bez majtek? — spytał, delikatnie przesuwając wargą po jej wardze...
OdpowiedzUsuń— Możesz. Przeciesz jestem twój... Będę ojcem twoich dzieci... — zachichotał, jedną dłoń kładąc na jej biodrze, drugą na jej pośladku. Zamknął oczy, by delikatnie pocałować ją w usta...
Balt
— Mi też...
OdpowiedzUsuńPoczuł jej zaangażowanie, chęć, gdy na niego naparła... Kontynuował czułe cmoknięcia, powoli dodając także pieszczenie dolnej wargi, powolnym przesunięciem dolnej wargi... Mruknął zadowolony, ręką poczynając gładzić ją za uszkiem, cmokając ją delikatnie w usta, kiedy jego druga dłoń masowała jej zgrabny pośladek... Masaż ten był sensualny, bardziej oddawał zaangażowanie, niż chuć. Powoli oderwał się od jej ust, patrząc jej w oczy.
— Nawet bez majtek? A jak obje będziemy spać tutaj bez majtek? — spytał, szponiastymi dłońmi rozczesując jej włosy, czując nagłą potrzebę pocałowania jej z delikatnym liźnięciem jej języczka.
Balt
Baltazar się zatrzymał, kiedy poczuł drżenie, to jak błagała, by przestał...
OdpowiedzUsuńZatrzymał się, patrząc na nią ze znikającymi rumieńcami.
— No dobra, nie to nie. Nie panikuj, Hałka. — zachichotał, podnosząc ręce do góry, w geście poddania się. — Po ślubie pokombinujemy. O ile się nie rozmyślisz. Bo... Widzę że się boisz. Ja też się boję. Ale chcę cię ochronić. — odparł, wstając z łóżka, by zsunęła się na łoże, kiedy on ułożył się wygodnie na krześle.
— Wiem że ci trudno, ale... Z resztą... Wybacz, nie powinienem naciskać na cokolwiek bez ślubu. — odparł, przymykając nieco oczy.
Balt
— Wiem... Tylko... Wiedz, że będę też chciał cię wesprzeć, zrozumieć, poznać od początku do końca. Chcę wiesz... Żebyś czuła zaangażowanie do ostatniej kropli krwi i potu. — dodał. — Ale działasz na mnie... Bardziej niż ktokolwiek. Jesteś najpiękniejsza w moich oczach... Dlatego ci składam przysięgę. Nie dlatego, że to moja zachcianka. Wiedz o tym. Zwiedzimy świat, razem... Będę opoką dla ciebie i naszych dzieci, mój kwiecie na łące, mój księżycu do mego słońca. A teraz pozwól, że pójdę spać. Rano muszę przekonać moich rodziców, by nas wydali... — ziewnął przeciągle, rozciągając się, a krzesło zaskrzypiało od jego ciężaru.
OdpowiedzUsuńBalt
Ryu zmarszczył lekko brwi, kiedy zaczęła mówić. No proszę. Jednak potrafiła być wygadana kiedy chciała. Jej słowa brzmiały bardzo rozsądnie, a on nie zamierzał nalegać. Obawiał się, że naleganie niczego by tu nie zmieniło.
OdpowiedzUsuń- W porządku... - zgodził się z nią. - To tylko przypomnij mi gdzie te twoje bagna, co bym wiedział gdzie cię szukać - uśmiechnął się do niej delikatnie. Skoro miał szansę odwiedzić jej bagna a potem może wyciągnąć ją na jakąś małą wędrówkę to był skory podjąć się tego zadania.
Ryu
— Po małżeństwie. — powiedział, jakby mantrę, którą usłyszał po raz trzeci.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej nadany tytuł, uśmiechnął się pogodnie. Ładnie schodziło z języka. Musiał jeszcze wymyślić tytuły dla niej, by grandioz i splendor nie były tylko dla niego.
— Ty też, maleńka. Ty też. — odparł, szybko potem zasypiając. Czując jak w nocy się przysuwa, położył łapę na jej pleach, oddając jej trochę swego ciepła...
Poranek przyszedł szybko, bardzo szybko.
Balt wstał pierwszy, a widząc, że dziewczyna praktycznie śpi mu na kolanach, uniósł ją delikatnie tak, by jej jeszcze nie budzić.
Poszedł się obmyć, w jedynym momencie dogodnym, poświecił nagością, by wyczyścić się dobrze. Nie był głodny, wczorajszy karpiokaraś trzymał go dobrze.
Czysty, wypachniony, stanął w progu izby swej wybranki serca, by obserwować z radością jak śpi...
Baltazar
— Tak, to ja. — zachichotał, podchodząc do niej, by ucałować ją soczyście w czółko. — Witaj, żono. Mam plan, że pójdziesz ze mną. Szybciej załatwimy ślub, no i pokażę ci mój dom... — odparł, a słysząc, że musi się przygotować, pokiwał głową. — Dobrze, ja ci naprawię w tym czasie dach. Znalazłem kilka gwoździ za domem, jak spałaś. — odparł, całując ją w jej dłoń. — Poznasz moich rodziców... Przynajmniej jedno musi wyrazić zgodę na nasz ślub... W końcu mam dopiero siedemnaście lat.
OdpowiedzUsuńBalt
Kiedy ruszyła na damskie przygotowania, Balt wrócił do prac budowlanych. Chciał chociaż zapobiec zalaniom dachu, jej szczęście, że deski i szkielet były z dębu, siężnie się trzymały. Nawet nie miał czasu jej podglądać, szybko zainstalował podpory na strychu, załatał dziury głównie od zewnątrz, upychając do środka trochę smoły, by ta wiązała.
OdpowiedzUsuń— Już ci nie przecieknie. — rzekł, po czym po chwili zeskoczył z dachu, z saltem w tył wylądował przed Hałką. Był masywny, w świetle wschodzącego słońca idealnie było widać jego mięśnie, którymi się niejako hełpił, poprzez nienoszenie koszul. — Wyglądasz efemerycznie, me słońce... — rzekł, by schylić się znacznie, całując ją w bok wargi, namiętnym cmoknięciem. — Gotowa do drogi? Wskakuj mi na plecy... Na barana.
Balt
Yerbe bardzo starał się zachowywać jak potężny i niewzruszony facet, ale ból był nie do zniesienia. Krzyknął krótko, zaraz zaciskając gębę dłońmi i uderzając głową w oparcie.
OdpowiedzUsuń- HauHau, au, au... auaaaaaaa - zamarudził niczym mały, rozwydrzony dzieciak. Rany jak to bolało. Nie dało się tego opisać słowami. Czuł się tak jakby Hauka go rozdzierała na pół. Pomachał nawet nogami kilkakrotnie chcąc strzepnąć ten ból z siebie, ale to nic nie dało. - Rany! Nie masz jakiegoś znieczulacza? - zapytał jej, szukając czegoś w swojej torbie. On miał! Walwan mu pakował takie ziółka do żucia. - Gdzie ta żujka... żujka, szybko... - pękł i zaczął otwarcie przełykać łzy.
Yerbe xD
— Zaakceptują... No może... Ojciec zaakceptuje. — rzekł, trochę mniej pewnie, drapiąc się po brodzie. Czułość przyjął dobrze, nie pogłębiał jej, ot słodkie muśnięcia.
OdpowiedzUsuń— Wiesz, moja mama jest... Specyficzna. Od razu mówię. Wyszła za mojego ojca bardzo młodo, od tamtego czasu dba o to, żeby mieć dużo dzieci... Mam siedemnaścioro rodzeństwa. Dlatego myślę, że się nie obrażą, w końcu dużo głów do wrzenku i ożenku. Kilkoro moich braci i sióstr niedawno co się wykluło.
Gdy zasiadła na jego plecach, stabilnie złapał jej nogi, spoczywając jej jaszczurze stopy na swych dłoniach.
— A tato... Tato to tato. On ma inne priorytety. W końcu głowa silnorękich, nie? Dla niego obrona Siivet jest ważniejsza niż rodzina. Myślę, że on da się przekonać. — rzekł, przyśpieszając kroku, jakoby droga była długa, a nie chciał, żeby Hałka z niego spadła. — Lekka jesteś, wiesz? Mam wrażenie, że miałem na sobie kozy większe od ciebie. Ale nie martw się, ja ciebie nie wydoję. — dodał, rechocząc z własnego, mniej udanego żartu. — Jak się czujesz na tej wysokości? Świat wydaje się mniejszy, co?
Balt
Yerbe nawet nie zaprotestował co do knebla. Mógł go pożuć i czymś zająć szczękające zęby. Już aż tak nie krzyczał, ale kiedy zobaczył igłę, zrobił kilka głębokich wdechów. No dobra, nie pierwszy raz był szyty. Walwan robił to często, ale on... no jemu bardzo ufał i wiedział, że nie zaboli, a tu? Nie miał żadnej pewności. Mimo to pokiwał szybko głową, uciskając trochę ranę.
OdpowiedzUsuń- Nie ruszać - powtórzył po niej i zesztywniał całkowicie. Matko kochana, dlaczego musiał być ranny z dala od Walwika? Masakra...
Yerbe
— Ona sama jest szczupła i zgrabna. To nie o lichość, a o posag, splendor, kolor łusek chodzi. Dlatego się zdziwiłem, że ją rozgryzłaś. Bo jej chyba nie poznałaś. — dodał, gładząc delikatnie jej gadzie stopy.
OdpowiedzUsuń— Moje rodzeństwo może się wżeni, raczej bez presji... A co do ojca. Dupa matki to jedna z jego pasji. Tak myślę. Ale źle nie mamy, nie mogę narzekać. — zarechotał, patrząc na nią od dołu. — Ja aż tyle nie chcę dzieci. Dziesiątka mi wystarczy.
Zachichotał na jej komentarz o wzroście.
— Mi się bardziej podoba bycie takim jakim jestem Łatwiej objąć borsukobizona, żeby go przerzucić na drugi brzeg rzeki. Długie ramiona pomagają.
Balt
Yerbe odliczał szklanki burbona po cichu. O dziwo tym razem nie bolało. Mógł się nawet pokusić o stwierdzenie, że było lepiej niż u brata, ale... z werdyktem tym musiał odczekać jeszcze trochę. W końcu jedno szycie mogło być fuksem, drugie też, ale za trzecim nie dało się mówić o tak wielkim szczęściu.
OdpowiedzUsuń- Ty być niezła szwaczka, HauHau.
Yerbe
Naprawdę starał się zapamiętać to co mówiła. Trzeba było przeciąć granicę. Okay to już coś, ale teraz tylko którą? To stanowiło lekki problem. Starał się jak mógł, ale w końcu pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Jestem zgubiony - mruknął. - Nigdy cię nie znajdę, nie wiedząc gdzie mam szukać - zaśmiał się cicho. - O wiem! To może tak... ja cię tam odprowadzę - klasnął w dłonie. - W ten sposób zapamiętam drogę i potem przyjdę cię odwiedzić - wyszczerzył się do niej. Sposób idealny.
Ryu
— Zatem bagna będą twoje, ale pod moim imieniem. Sprytne. — dodał, gładząc uważnie jej łydki. — A gdyby moje plecy i brzuch zostawiały ślady od patrzenia, ty byś miała ślady na swych oczkach! — dodał, rechocząc rubasznie. — Nie martw się, zrobimy tyle ile będzie trzeba. Nie za dużo, nie za mało, idealnie, by nasze serducha pomieściły miłość dla nich wszystkich i dla każdego z osobna. Gdybym wybierał kobietę po splendorze, pewnie musiałbym wyjść za moją siostrę. A i takie obrzydliwości były mi proponowane. Bleh.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią z dołu, z uśmiechem.
— No? Jaki jestem? Co spowodowało, że chcesz być mą żoną, Hałko? Oprócz oczywiście ochrony i twych ziem. Podobam ci się? Tylko szczerze... Ze szczegółami.
Balt
— Oj będą. Co do jednego, Haukkuo. — rzekł, pokłębiając pieszczoty, tym razem na udzie. Wychodzili na malowniczą skarpę z wodospadem. Aż Batalzar się zatrzymał, biorąc tak potężny wdech, że dziewczyna się podniosła wraz z jego ciałem. Zaprawdę, jak na morzu.
OdpowiedzUsuń— Nie chowam się, staję niebezpieczeństwom losu frontalnie. Jak coś, to mam szerokie plecy, możesz się za nimi schować. — dodał, przyśpieszając kroku, przez co szli wzdłuż długiego spadku skarpy. — A ty mi się cała podobasz. Rozumiesz zioła, naturę... Nie gadasz tylko o czystości krwi. Uwierz, gdyby jakiekolwiek czystości mnie obchodziły, to moja siostra dawałaby mi jajka. Ja chcę podróżować, czuć... Żyć. Z tobą mam nadzieję, że będę mógł się realizować. No i wiesz... Twój kuperek jest kuszący. Przepraszam, ale nie mogę tego ukrywać żono. — zarechotał, a gdy przeszli przez szlak górski, wskazał Siivet. — Tu jest pięknie. Ale... Cały świat ma wiele barw piękna. Jedną z nich, jesteś ty, Haukkuo.
Baltazar
- Ale ja chcieć ćwiczyć Twoja język - odparł Yerbe, próbując korzystać z tego co zdołał się nauczyć o języku HauHau. W końcu nie pierwszy raz się widzieli, a on stawiał na rozwój. Pierwszym językiem był oczywiście Terrański. Pragnął się go nauczyć ze względu na swój wygląd, a kolejnym właśnie ten Hauuki. - I ja być przytumiony - dodał. - Nie bać, nie wstydzić z moja mowa dziś - wyjaśnił czemu wcześniej mówił po swojemu i nie próbował wchodzić na jej język. Teraz, kiedy pragnął żeby ból minął chciał zając swe myśli czymś innym, a nauka języka wydawała się oczywistym wyborem.
OdpowiedzUsuńYerbe
- Tak jest, odprowadzi i nie zostanie - obiecał jej zaraz zadowolony, że chociaż poza drogę i będzie wiedział jak tam do niej dotrzeć, kiedy już będzie pragnął wyruszyć z nią po przygodę.
OdpowiedzUsuń- Co takiego lubisz w swoich bagnach? - zainteresował się po chwili milczenia.
Ryu
— Więc wiedz, że kiedy będę dotykał kwiatu twej kobiecości, będę równie delikatny. — odparł, uśmiechając się szerzej. — Nie musisz się chować. Już nie. Odetchnij pełną piersią, nowa era stoi przed nimi... I chcę, żebyś wiedziała, że... Nie mam zamiaru cię ograniczać w żadnym stopniu. Jeśli poczujesz, że chcesz szydełkować w Argarze, lub tańczyć w Phyonix, ja za tobą pójdę. Moją pracą i tak jest pomaganie, bez ciebie i z tobą będę robił to samo. A ty pomożesz mi... W zimne noce, w gorące dni. Twoje towarzystwo to wszystko czego mi trzeba. Tak myślę, przynajmniej. Ale teraz jestem szczęśliwy... Więc tak. Jest dobrze.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią od dołu, wzdrygając ustami, jakby chciał całusa.
— Możesz być moją tęczą szczęścia, żono moja?
Baltazar
— Tak... Jesteś piękna, Haukkuo... — odparł, muskając ją jeszcze w usta, by wrócić do wędrówki. — A... Jak się czujesz z faktem, że stracisz dziewictwo? Że będziemy starać się o jajeczka? Wiesz dobrze, jak to wygląda, prawda? — spytał, zerkając na nią, czy w ogóle jest świadoma aktu kopulacji...
OdpowiedzUsuńBaltazr
— Przez buzię jest bardzo przyjemnie się zaspokajać. — odparł, bez zastanowienia. W końcu ekspert... Może z trzema kobietami spał, w czym jedną była jakaś ryba... — Pokazałbym ci, żebyś się przekonała i wiedziała w co idziesz, ale to bezczeszczenie podobno... — mruknął, smutniej, wskakując na pagórek, z którego widać było już pierwsze budynki miasteczka...
OdpowiedzUsuńBalt XD
— Są różne techniki, z tego co czytałem i widziałem. Ale to chyba o uczucie chodzi między partnerami, tak czuję. Jeśli nie ma chemii, oboje na siebie nie reagują... Cóż, wtedy może być problem. Nam to nie grozi, tak myślę. — rzekł, zgadzając się na jej prośbę. Skoro nie lubiła się śpieszyć... Może nie zwieje mu sprzed ołtarza?
OdpowiedzUsuńKiedy zbliżali się do miasta, Hałka mogła dostrzec wyniosłą architekturę, ogromne banery powywieszane na cytadelach... Purpura z określonym smokiem w środku. To był baner rodu Baltazara.
Jeden ze stojących na warcie młodziaków, dostrzegając Baltazara, pomachał mu energicznie.
— Balti! Co ty tam za wywłokę niesiesz? Nie ganiałeś przypadkiem krokohipcia?!
Balt
— Brudasie?! — młodzik wzburzył się mocno. — Coś ty do mnie...
OdpowiedzUsuń— JAK NIE ZAMKNIESZ MORDY, TO ZAMKNIESZ OCZY, MELKOR! — wydarł się Baltazar, gromkim basem, co mogło spowodować gęsią skórkę u kobietki. — Haukkuo. Wybacz maniery mojego brata. Nie wychodzi zbyt często z domu...
— Balti... Kto to jest? — spytał wystraszony młodzik, dopiero teraz przyglądając się kobiecie. — To jest... Baba!
— Haukkuo, on ma słaby wzrok.
— Hau?
— To jest moja żona, Melkor. Okaż jej szacunek.
Młodzik zbladł, obniżając głowę na znak uległości przed starszym bratem. Z resztą, był silnorękim, on nie...
—Jeszcze raz cię za niego przepraszam, chodźmy lepiej do moich rodziców. Bo jeszcze Apakar wyskoczy na nas... To mój brat tam lata na skrzydłach, widzisz? — spytał, pokazując jej dumnie szybującego drakonida. — Pyszność mojej rodziny jest... Powodem, dla którego podróżuję po świecie. Mam nadzieję, że rozumiesz...
Balt
— Właściwie, to kuzyn od strony matki, ale traktujemy się jak rodzeństwo. Nie ma aż tak wielkiego kija w dupie, jak większość drakonów. — rzekł, a gdy spłynęła do niego po całuska, zachichotał, delikatnie potrząsając barkami, by trochę nią popodrzucać na grzbiecie.
OdpowiedzUsuń— Mam nadzieję, że nie tylko, moje słońce... — rzekł, kładąc dłoń na jej udzie, gdy zbliżali się do ogromnego budynku w centrum miasteczka.
— To tu... Gotowa? — spytał, otwierając drzwi, łapiąc instynktownie Hałkę za dłoń, w pocieszycielskim geście... A w środku mogła dostrzec wielką salę, jakby tronową... Na jednym z nich, siedział ogromny lizard, koloru skóry i maści łusek Baltazara... Jak i drobna kobieta, nieco młodsza od samca obok... Wyglądała, jakby miała najpiękniejszą łuskę na świecie.
— Haukkuo... To moi rodzice. Welkor Silnoręki i Karaxa z Rodu Smoka.
Balt
— Błotnego klanu? — rozbrzmiał głos patriarchy, gromki, jak jego syna, ale i dojrzalszy o wiele dekad. — Rzadki przedstawiciel wymarłego już prawie klanu... Z czym do nas przychodzisz, Haukkuo? — zapytał, z jakimś spokojnym, lecz i zdystansowanym respektem.
OdpowiedzUsuń— Mamo, papo... Chcę wziąć ją za żonę. — rzekł Baltazar, mocniej splatając z nią palce, ze stresu.
— Słucham?! — wstała nagle matka Baltazara, oburzona, jak i rozsierdzona. — Przecież... Ona jest brzydka. I brudna... Z bagien, śmierdzących, brudnych... Przecież miałeś wyjść za Karaxę...
— Nie chcę wychodzić za nią, chcę za tę tutaj niewiastę.
Kobieta zamarła, zaciakając pięść, aż jej kości zaszczekotały z furii. — Ja się na to nie godzę!
— A czy jesteś dziewicą? — spytał się ojciec, uważnie aptrząc w oczy Haukkuy.
Balt i rodzinka
— Ja do tego ręki nie przyłożę. — dodała Karaxa, matka Baltazara, patrząc smutno na syna. — Bagna, Balciu? To jest szczyt twojej ambicji? Zbierać rzadkie zioła i minerały? Zawodzisz mnie. — rzekła, teatralnie przecierając czoło w geście omdlewania. — Przemów mu do rozsądku, Wel...
OdpowiedzUsuń— Jeśli jesteś w stanie mi swą czystość pokazać i udowodnić, jestem w stanie wydać ci mego syna i dzisiaj wieczorem. Ale wiedz, Baltazarze, że biorąc ją za żonę, hańbisz klan swej matki i swój. Silnoręcy...
— Silnoręcy mnie mogą w dupę pocałować. — rzekł Baltazar, gromkim basem. — Przyjmę klan mojej małżonki, a spadek dajcie reszcie. Mi się podróże marzą, nie tkwienie na przerośniętym krześle!
Balt
— Cóż. Mogę posłać po zielarkę. — westchnął ojciec Baltazara, po czym niechętnie odprowadził go wzrokiem, machając dłonią do służby, by ich wyprowadzono. — Idźcie, bawcie się. Najlepiej jeszcze dzisiaj się poślubcie. Im szybciej to zrobicie, tym szybciej może dojdziesz do zmysłów, Baltazarze. Jeśli jednak przestaniesz się bawić, zawsze możesz tu wrócić, synu. A teraz, wyjść.
OdpowiedzUsuńBaltazar zaczerwienił się, ze złości. Podejście rodziców było niedorzeczne.
— Wiesz już dlaczego chcę podróżować? — spytał, siadając na posadce, chowając twarz w dłonie.
Balt
— Na pewno chcesz za mnie wyjść? — zapytał, po chwili, łapiąc jej szponiastą dłoń w rękę. — Bo jeśli tak, to wezmę cię za żonę nawet zaraz... — spuścił wzrok, patrząc na nią ze łzami w oczach. — Nie chcę tu już wracać... — dodał, patrząc jej w oczy błagalnie, ale i z nutą uczucia, które jakimś cudem wykiełkowało w jeden dzień...
OdpowiedzUsuńBalt
Spojrzał na nią z dołu, to jak na niego patrzy... Łzy spłynęły po polikach, ale w końcu się uśmiechnął, najcieplejszym uśmiechem na świecie.
OdpowiedzUsuń— W takim razie, jebać tradycję. — rzekł, by wstać przed nią, górując nad nią wzrostem. Złapał za jej bark, pod jej udami, by wziąć ją, jako swą pannę młodą na ręce, zbliżając do niej twarz, by skraść jej krótkiego całusa. — Idziemy do świątyni. — rzekł, ruszając żwawym krokiem. — To my wyznaczymy tradycję, ty i ja, żono ma.
Balt
— Moje kochane słońce... — szepnął, stykając się z nią czołami, by ponownie skraść całusa. — Nawet nie wiesz, jak się cieszę... — rzekł, a gdy dotarli do świątyni, nadal z Hałką na rękach, wziął drzwi z kopa, przez co te roztrzaskały się w wióry...
OdpowiedzUsuń— Szamanie, daj nam ślub! Klan bagnisty musi się odrodzić! Jebać tradycję, jam jest bez klanu, ona jest wyżej urodzona. — rzekł, stawiając swą wybrankę na ziemię, a klanowy znachor zmrużył oczy, zapraszając ich do ołtarza ofiarnego.
Balt
— Weź, bo się rozkleję... — zachichotał, przecierając łzy radości. — Teraz, jak mu drzwi rozwaliłem, to mnie jeszcze wyśmieje...
OdpowiedzUsuńSzaman, starszy lizard, stał przed ołtarzem, z papirusem rozwiniętym na ołtarzu. Wiedział, że Baltazar nie żartował, wolał mu nie zachodzić za skórę.
— Zatem, Baltazarze, czy bierzesz tą tutaj obecną niewiastę...
— Haukkuę. — dodał młodzian.
— ...Haukkuę za żonę i ślubujesz jej wierność, uczynność, w zdrowiu i w chorobie? W najgorszej burzy i za najpiękniejszego dnia?
— Biorę. I ślubuję. — odparł, bez zawachania, patrząc jej cały czas w oczy.
— A ty, Haukkuo? Czy bierzesz obecnego tutaj Baltazara za męża i ślubujesz, że nie zostawisz go, nie porzucisz, w najgorszej chorobie, w najgorszą burzę, zwaną życiem? — oboje spojrzeli na dziewczynę, a kapłan przygotował ceremonialny nóż - znak krwi, a raczej jej zmieszania, stworzenie czegoś nowego... Dosłownie i w przenośni.
Baltazaaar
Kapłan kiwnął wtedy głową, podchodząc do pary młodej, by naciąć koniuszki ich palców. Krew Haukkuy namaścił czoło Baltazara, w znaku miłości, po chwili także namaścił czoło samej panny młodej krwią pana młodego.
OdpowiedzUsuń— Ogłaszam was... Mężem i żoną. Niech unia waszej krwi żyje po wsze czasy, zapamiętana do ostatniego tchnienia świata. — rzekł kapłan, splatając ich dłonie, złączając rany na palcach tak, by oboje mieli swą krew w ciałach. — Stało się. Udokumentuję wasz ślub w naszej świątyni. — rzekł, zbierając krople z noża, by te spłynęły na papirus. Wtedy wrzucił kartkę do paleniska, gdzie ich unia spłonęła w wiecznym ogniu.
Baltazar dopiero wtedy zniżył się do Hałki, całując ją namiętnie, prosto w usta, z językiem oraz dłońmi na jej bioderkach...
Balt
Baltazar zarechotał, gromko, czując krew spływającą na swojej wardze.
OdpowiedzUsuń— Teraz masz część mnie w sobie. Jesteśmy połączeni krwią już na zawsze, żono... — uśmiechnął się szeroko, by ponownie złapać ją jak pannę młodą... Bo w końcu nią była.
— Dziękuję ci kapłanie. Rachunek za zniszczone drzwi wystaw Silnorękim. — uśmiech nie schodził z twarzy samca, a jego spojrzenie wręcz zatonęło w oczach Haukkły. — Zabiorę nas do twojego... Naszego domu łodzią. — rzekł, po czym pokłonił głowę w jej stronę. — Jako, że jesteś głową naszego klwnu, pozwól, że w ramach dołączenia do ciebie... Naprawię twój dom. I zbuduję ci nowy. Albo i sto domów, chociażbym miał paść z wyczerpania. I palenisko. Dla naszych jajek... — mówił to czule, szczerze, ruszając w stronę rzeki. Czy chciał ukraść jedną z łodzi swej rodziny? Bardzo możliwe.
Balt
— Dobrze... Niechaj tak będzie, słońce me. — rzekł, skradając jej jeszcze jednego całusa, prosto w usta... W końcu dotarli do portu, aż rozejrzał się, gładząc jej łuskowe udo.
OdpowiedzUsuń— Zatem pozwól, że zabiorę nas do... Naszego domu, Hałko. — delikatnie usadził ją w podłużnej łodzi, samemu zasiadając naprzeciwko niej, rękoma odpychając się od brzegu.
— I... Jak się teraz czujesz, żono? Ostatni raz patrzymy na mój stary dom... Ja się tak cieszę... — ze łzami w oczach uśmiechał się do niej, nie mogąc oderwać oczu, w trakcie wiosłowania.
Balt
— Wiem... Dlatego dołączyłem do twego klanu. Naszego klanu. — dodał, uśmiechając się, gdy ułożyła dłoń na jego kolanie. Chciał złapać jej dłoń, ale akurat wiosłował. — Jeszcze za dużo nie zrobiłem, Hałko. Jeszcze. O to się nie martw, na naszej nowej drodze życia jest wiele wyzwań i wiele okazji. A najważniejsze jest to, że ty będziesz obok... — dodał, by ponownie ucałować ją w usta, wracając do wiosłowania. — Kocham twój rumieniec... Chyba muszę cię częściej wprawiać w zakłopotanie, żono...
OdpowiedzUsuńBaltaz
Zmrużył oczy, gdy zasugerowała nudę.
OdpowiedzUsuń— Wątpię. Ciężko oderwać od ciebie wzrok. Z resztą, wiedzieliśmy o sobie, zanim krokohipcio zaatakował. — dodał, uśmiechając się szerzej. — Nasze jajka wykluły się w podobnym momencie. Jeśli to nie przeznaczenie, to nie wiem jak to określić. A z resztą, ciężko mi się znudzić. Po długich podróżach, po poznaniu świata... Miłym jest to, że znalazłem ciebie, Hałko. Mogę tak mówić? Hałka...
Ucichł na chwilę, gdy dostrzegł w wodzie pokaźną rybę. Pochylił się tylko nad taflą, by szybkim ruchem wyjąć rybę z wody. Zarechotał radośnie, gdy ta zaczęła się wić w jego uścisku.
— Znalazłem naszą kolację, moja miłości...
Baltazar
— A tu ja. — nie musiał dokańczać, wiedział o co jej chodzi. W końcu był nieskazitelnej urody, potężny w sile i cudowny w łóżku...
OdpowiedzUsuń— Postaram się zostawić to w przenośni, żono. — dodał, wykładając rybę na ławę. Obserwował uważnie to co robi, starał się naśladować gest namaszczenia, no bo przecież był teraz członkiem jej klanu... — Dzięki ci naturo za hojny dar. — dodał, bo nie znał formułki, a chciał mimo wszystko oddać szacunek nowopoznanej tradycji.
— Dlaczego to dobry znak, Hał... — nie zdążył dokończyć, bo ta wpadła w jego usta, a on soczyście przeciągnął pocałunek, rumieniąc się tylko, gdy ucałował ją z językiem i namiętnością... Odruchowo nawet złapał za jej uda, by przypadkiem od niego nie uciekła...
Balt
Gdy się oderwała, cmoknął ją w noc krótkim całuskiem.
OdpowiedzUsuń— Ohhh... Już się bałem, że ikra to oznaka płodności. Wiesz jak jest. Dziwne skojarzenia czasem wchodzą... — na pytanie, czy chciałby nauczyć się tajników flory i fauny, pokiwał niepewnie głową. — Tylko... Eeeee... Nie wiem, czy będę pojętnym uczniem. Uprzednio walczyłem z potężnymi zwierzętami, albo potworami... Nie wiem, czy wojownik byłby dobrym zielarzem. Chociaż, kopanie tyłków bandytów raczej to nie przeszkadza. — zachichotał, biorąc jej dłoń w swe ogromne palce. — Mogę być budowniczym i strażnikiem, to umiem. A o sekretach i zastosowania h, chętnie posłucham, żono. Z resztą... Wpływamy na bagna. — dodał, gdy woda stała się mętniejsza, a drzewa bardziej zarośnięte, często też podtopione w rzece. — Myślę nad paleniskiem dla jajek. Chciałbym, aby zawierało dużo elementów natury. Piasek z pustyń, skała z wulkanu, lodowiec z lodowca... To pomaga zachartować dzieci duchowo od małego. Wiem to, bo podobno moje jajko stało obok jakiegoś dziwnego kryształu...
Baltazar
— Widzę to tak, że trzeba będzie co jakiś czas tu wracać, by jajka się wykluły. I podróżować z powrotem. W cyklach. — dodał, patrząc na jej twarz. — Palenisko wszechżywiołów. Ty to masz dobre nazewnictwo. Niechaj tak będzie. Możemy korzystać z obu metod. Nie widzę problemu. Jeszcze nad tym pogłówkujemy... Ale wiesz... — wyszedł z łodzi, podając jej dłoń, gdy muł zagrodził drogę łodzi. — Najpierw musisz zajść w ciążę, żono...
OdpowiedzUsuńBaltazar
On również się uśmiechnął, by wziąć swą pannę młodą na ręce. Nie przerywanie patrzył w jej oczy, z ekscytacją i pożądaniem.
OdpowiedzUsuń— Nie mogę się doczekać naszego życia, żono... Sprawiasz, że jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek wcześniej... A co do owulacji... Będziemy musieli próbować do skutku... — odparł, kradnąc jej mokrego całusa prosto w usta.
Balt
Kontynuował pocałunek, wzdychając ciężko, gdy sama dodała do pocałunku język...
OdpowiedzUsuń— Ale jak to? Nie boisz się, że... Wiesz... — przerwał, by dalej ją całować, namiętnie zaciskając dłoń na jej łuskowym udzie. — Mmmm... Podobam ci się? — spytał w końcu, podgryzając jej delikatnie wargę, figlarnie patrząc po jej sukni, wystającym udzie... — Och żono... Dla ciebie rozpierdoliłbym drzwi, ale sam je montowałem i mi szkoda. — zachichotał, otwierając drzwi stopą, wchodząc z nią przez próg w objęciu spojrzenia pełnego uczucia... I gorejącego porządania, które zaczęło wychodzić na wierzch...
Baltazar
— Ty mi... Też... Bardzo bardzo. — odparł, pogłębiając pocałunek, by język zatańczył na jej języku, by z namiętnością pieścić ją po udach, kiedy już weszli do... Ich domu.
OdpowiedzUsuńNie próżnował, na pałę poszedł do izby na wprost, do jej łoża, gdzie w końcu ułożył swą żonę, zostawiając między nimi nitkę łączoną nitkę ślinki... Oglądał jej ciało, przyglądał się jej uważnie, uśmiechając się znacznie... Miał taką wielką wypukłość w spodniach... — Pociągasz mnie, wiesz Hałko? — spytał, zaczynając z trzęsącą się ręką rozpinać swój pasek od spodni...
Balt
— J-ja wiem... — odparł, uśmiechając się nieco, paląc purpurowego buraczka na twarzy. — Wiesz... — rzekł, sapiąc od razu, gdy szponiasta dłoń złożona została na jego męskości... Patrząc jej cały czas w oczy, pochwycił w dłoń jej małą pierś, poczynając powoli przesuwać po jej sterczących punkcikach... — Dużo lepiej... Jest... Bez ubrań...
OdpowiedzUsuńBalt
Baltazar nie spodziewał się takiej bezpośredniości... Mówiła o tych sprawach jak o konceptach biologicznych, jako tako, myślał, że nie do końca wie, co się dzieje w tych sprawach. On może nie był super doświadczony, ot, kilka jednorazowych przygód... Ale to... To było inne. Intymne, głębsze... Wiedzieli na czy stoją, obiecali to przecież przy ołtarzu. Ta aura pewności, stabilności... Może to to tak ją pobudziło...
OdpowiedzUsuńWestchnął głośno, czując, jak kobieta się dobiera do jego spodni, jak go obcałowuje... Kiedy zsunęła materiał z jego bioder, mogła ujrzeć potężną, żylastą, w pełni rozpaloną męskość... Natura hojnie obdarzyła Baltazara, nie mówiąc już nawet o szlachetnym kolorze łuski. Niedbale dobrał się do jej sukni, zdzierając ją praktycznie z kobiety, przez co trochę postrzępił materiał... Widząc jej nagie łono, aż zbliżył się, by począć składać na nim delikatne pocałunki... Drżał z ekscytacji, z tego co nadchodziło... Chwycił ogon swej żony, delikatnie poczynając go pieścić między palcami, gdy gorący język spotkał się w końcu z jej kobiecością...
Balt
— To normalne... — odparł, na jej obserwację o oddechu. — Staraj się brać wdech nosem i wydech ustami... I nie bój się sapać... Zrobi się gorąco... Na razie dajemy sobie... Rozkosz... To pogłębia połączenie między... Parą. Poznasz przyjemności, o których nawet nie marzyłaś, kochanie... — szepnął, jednym szerpnięciem ręki zrywając jej przepaskę na piersiach, przez co te, były teraz całkowicie odkryte... Nie próżnował, po chwili objął jej zwilżoną pochwę w swe usta, kiedy palcami oplótł jej ogon, poczynając go pieścić z góry na dół, powoli, niczym jakby robił to na własnym penisie...
OdpowiedzUsuńBalt
— Mi się podoba... — odparł, przechylając głowę na bok. Ale skoro nie chciała, by ją tam dotykał... Zabrał dłoń, by przesunąć się na łożu, dosuwając się do jej jędrnych piersi... — Idealne... — szepnął, począć je lubieżnie oblizywać po brodawkach, sutkach, patrząc przy tym z błogością w jej oczy...
OdpowiedzUsuńBalt
— Wiem kochanie... — odparł, nie przestając lizać jej sutków, widząc to napięcie w oczach. Powiódł dłonią mięszy jej nóżki, by palce zatańczyły na jej mokrym od śliny guziczku, pieszcząc namiętnie jej dziewiczą pochwę, chciał doprowadzić ją do ekstazy...
OdpowiedzUsuńBalt
Wtulił się w nią, mocniej się do niej przysuwając, oblizując sutek jęzorem... Ale gdy poczuł, że drży, i że tryska swoim soczkiem, aż otworzył oczy szerzej... Słyszał o czymś podobnym, ale nie widział jeszcze czegoś takiego... Gdy jeszcze drżała, dogniatał jej łechtaczkę mocniej, by ustami zassać się na sutku, zupełnie, jakby pił jej mleko...
OdpowiedzUsuń— Jeszcze kochanie... O tak... — sapał, chcąc przeciągnąć jej rozkosz, chcąc zasmakować jej soku z cipki we własnych ustach...
Balt
- Pióro? - zapytał, bo nie do końca był pewien o co konkretnie chodzi dziewczynie. W pierwszej chwili pomyślał o kałamarzu z atramentem i piórze do pisania, ale potem doszło do niego, że przecież równie dobrze mogło chodzić o biżuterię z pierzastymi akcentami. Odpowiedź o domu przyjął z uśmiechem na twarzy.
OdpowiedzUsuń- Dobrze mieć bezpieczny kąt - zgodził się z nią. - Takie swoje miejsce na świecie.
Ryu
Spodobało jej się... Nawet za dobrze. Baltazar trochę się zmartwił, że kobieta może brać od niego tyle ile tylko wlezie, nie dając nic w zamian... Aczkolwiek był cierpliwy. Czasami...
OdpowiedzUsuńObniżył się, rozsuwając jej nogi tak, by miała całe swoje nagie krocze przed jego twarzą, gdy on trzymał ją pod kolanami. wygiął jej nogi tak, by miała swe uda na brzuchu, po czym lubieżnie wyjadał jej pochwę, nie bojąc się, że się pobrudzi, śliną, sokiem... Z radością zlizał spust z jej szparki, nie omieszkając nawet krawędzią języka oblizanie szparki z błoną dziewiczą... Warkotał przy tym jak jebany brutal...
Balt
Pokiwał głową na znak, że rozumie. Zbierała pióra. No dobrze, miała jakieś tam swoje hobby. Na pytanie o jego kąt na ziemi, wzruszył ramionami i wypuścił powietrze z płuc.
OdpowiedzUsuń- Mam tu rodzinę - zgodził się z nią, gasząc małe palenisko, bo przecież chciał ją odprowadzić. Skoro się zbierała to nie chciał jej zatrzymywać. - Ale nie czuję tu się jak w domu - dodał po krótkiej chwili. - Nie znalazłem jeszcze swojego domu - uśmiechnął się lekko. - Kiedyś znajdę - dodał jeszcze, przeciągając się lekko. - Okay, gotowa? Prowadź - uśmiechnął się do niej szerzej.
Ryu
— Emmm... Znaczy, lubię smak twojej cipki. — odparł niepewnie, aczkolwiek bez wyraźnego problemu. Po prostu nie wiedział co mogłaby dla niego zrobić. — Znasz coś takiego, jak ssanie penisa? Wiesz... Żeby mnie rozpalić do końca. Wtedy mógłbym cię rozdziewiczyć jednym ruchem... — dodał, wracając do lizania jej guziczka na pochwie, jak gdyby nigdy nic...
OdpowiedzUsuńBalt
Baltazar popatrzył na swą małżonkę z delikatnym politowaniem.
OdpowiedzUsuń— Jak mi dobrze possiesz, to mocniej trysnę w twoje łono, kochanie... — odparł, zachęcająco, a raczej wskazówkowo... Bo była świeża w tym wszystkim, nie chciał by poczuła się źle przez brak doświadczenia. — Dam ci wskazówki, maluszku, nie bój się. Wiedz, że wziąłem cię za żonę, żeby cię uskrzydlić, nie upodlić. Po prostu... Baw się dobrze... Bo to nie pierwszy raz, kiedy napiję się z twojej muszelki. — rzekł, całują ją prosto w usta, by położyć się tak, jak o to poprosiła, z sielanką w oczach... Mimo wszystko, magia momentu nadal trwała, było widać to w jego oczach...
Balt
— Będę... — odparł, zakładając ręce za głowę, przez co jego męskość sterczała w pełni sił, tak samo, jak jego gładkie jądra, dla niej, do wglądu...
OdpowiedzUsuńWestchnął ciężko, czując jak się czai, jak powoli podchodzi do tego, wręcz rytualnie...— Musisz mi pokazać, gdzie z widzenia to poznałaś... Idzie ci świetnie... Nie przestawaj... — sapnął, czując pazury na jądrach, na trzonie... A wtedy ruszyła językiem w górę, na co wpił palce w skóry, zostawiając na nich ślad po swoich zaostrzonych pazurach... — Kurwa... Tak...
Baltazar
— Ohhh... Hałko... — sapnął jej mąż, całkowicie zaskoczony obrotem sytuacji. Zaprawdę, jak na osobę, która jeszcze wczoraj paliła buraka od buziaczka, wiedziała jak obsługiwać się z jego sprzętem... Patrzył jej w oczy z porządaniem, zsuwając z niej resztki materiału, przez co mogła poczuć, jak rozebrał ją do naga... — Kochanie... Możesz głębiej? Tak dobrze... Ssiesz mi kutasa, skarbie... — sapnął, bo jego mięśnie brzucha odzwierciedlały spięcia w brzuchu, bardzo drastyczne, przyjwmność doprowadziła do tego, że pojedyncza kropla jego soku spłynęła jej na język....
OdpowiedzUsuńBalt
Czując jak kaszle na jego główkę, spinał się mocniej, podkulając nogi do góry... Było to tak przyjemne, szczególnie kiedy śliniła go jeszcze mocniej...
OdpowiedzUsuń— Poradziłaś sobie świetnie, maleństwo.... — odparł, lubieżnie jeszcze wpijając się w jej usta, był w siódmym niebie... Nigdy nie marzył o tym, że jego żona będzie gulgała mu na penisie, to było zbyt piękne... — Wiem, że to trudne, ale spokojnie... Dałaś radę, jestem podniecony do końca... — dodał, napierając na nią tak, by położyła się na plecy... — Jesteś gotowa? Chcę cię rozdziewiczyć... — rzekł, przesuwając perwersyjnie kształtną główką powoli, rozproawdzając jej wilgoć po gładkiej cipce, powoli... — Chcesz tego? Stać się kobietą i matką moich dzieci? — dopytał, nakierowując się na jej błonkę dziewiczą...
Balt
Założył jej nogi na swe barki, powoli obserwując, jak żona się niecierpliwi...
OdpowiedzUsuń— Jak sobie życzysz, kochanie... — odparł, powoli, ale zgrabnie się w nią wsuwając... Błonka pękła, od razu... A Haukkua mogła dopiero teraz poczuć hak duży był, kiedy naderwał jej wejście... Zatrzymał się, gładząc wybrankę serca po twarzy. — Boli, bardzo? Poczekamy, spokojnie...
Balt
Dobre pytanie. Szkoda, że odpowiedzi na nie za bardzo nie znał. Przez dłuższą chwilę milczał zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje emocje, co by dziewczyna zrozumiała.
OdpowiedzUsuń- Rodzina bezpieczna - odparł w końcu i odetchnął głęboko, zerkając jej prosto w oczy. - Ale... ja nie umiem za długo w jednym miejscu siedzieć - odchrząknął. - Jeszcze tylu rzeczy nie widziałem... - skomentował. - Ciężko mówić o domu w tym wypadku... bo co z tego, że tu bezpiecznie? Może gdzie indziej też bezpiecznie? - spojrzał na nią i posłał jej rozbrajający uśmiech. - Wiem, dziwne to.
Ryu
Nie musiała go prosić dwa razy, od razu wpił się w jej usta, chcąc załagodzić jej gorycz, lubieżnie i namiętnie zasysając jej wargi, przesuwając po nich swymi ostrymi kłami... Otulił ją także pod głową, stopą narzucając na swe biodra skórę, by samiczka miała trochę ciepła poniżej pasa... Po chwili sapnął prosto w jej usta, zanurzając się w jej wilgotną pochwę powoli, ale do samego końa, wypełniając ją całą... Mogła zobaczyć wybrzuszenie w swoim podbrzuszu, jak ogromna męskość wdziera się w jej biedną szparkę...
OdpowiedzUsuńBalt
Uśmiechnął się lekko na te jej tańce i pokiwał lekko głową. Może jednak była dla niego nadzieja. Może faktycznie powinien być tam gdzie ciągnie go serce. Odetchnął pełną piersią, po czym zmarszczył brwi.
OdpowiedzUsuń- Wybacz, nie rozumiem - przyznał trochę zdziwiony tym faktem. - Ty jesteś ostatnia z klanu? - zapytał jej spokojnie, ale zaraz przyszły kolejne słowa i kolejne zdanie, którego kompletnie nie zrozumiał. - Tradycja? Jaka tradycja? - rozłożył bezradnie ręce. - Chcesz mieć nowy klan? - spróbował takiego domysłu.
Ryu
Aż dziwne, że nie potknął się po drodze, gdy wspomniała o reprodukcji w ten specyficzny sposób. Jajko jeszcze było zrozumiałe, ale fakt że wspomina o tym tak sucho zdziwił go.
OdpowiedzUsuń- Aha - podsumował bardzo inteligentnie. - Dlaczego trudne zadanie? - zapytał, po czym zerknął na nią unosząc lekko brew. - Czekaj, będzie dziwne pytanie teraz. Bardzo nietaktowne. Jestem głupi - ostrzegł ją zanim odchrząknął. - Potrzebujesz do jaja mężczyzny? Znaczy do reprodukcji? Jak to się odbywa? I czy już masz kogoś?
Ryu
— Cały twój... — szepnął, z załzawionymi oczyma patrząc jej w oczy, by podciągnąć jej nogi do góry, przez co męskość zanurzyła się w tylną granicę jej wilgotnego wnętrza... Gdy wpiła się w jego usta, nie mógł wytrzymać, złapał ją za jej barki, by pchać dziewczynę na swoje biodra, gdy te porządnie poczęły grzmocić jej biedną, chwilę temu rozdziewiczoną kobiecość, w mocnych, bolesnych klaśnięciach... Kiedy wyczuł jej zgrubienie w środku, dostosował się na łożu, by brutalnie wgniatać ją swą fantazyjnie ogromną główką w mocnych, energicznych uderzeniach bioder...
OdpowiedzUsuńBalt
Ryu postarał się przełożyć sytuację niedobrych jajek na bezpłodność. Trudności z zajściem w ciąże. W końcu kobiety też miały jajeczka, tylko te rosły w środku nich i w skrócie przeobrażały się w dziecko w miarę upływu czasu. Nie chcąc znów palnąć jakiegoś głupstwa, po prostu przytaknął jej głową.
OdpowiedzUsuń- Trzymam kciuki, żeby się udało - odchrząknął i zaraz podniósł dłonie do góry machając nimi. - Nie, nie - jęknął. - To ja głupi - wskazał na siebie. - Ja naprawdę zielony w te sprawy. Nasze kobiety jajko w brzuchu noszą, a ty powiedziałaś o składaniu i ja... - pokręcił lekko głową. - Po prostu nie wiem jak to działa - bąknął czując się skończonym kretynem.
Ryu
Czując jak tryska, szybko powiódł dłonią do jej waginy, by łapać sok w swe szponiaste dłonie, mrucząc cicho z bólu, jaki poczuł, przez jej pazury w swoich plecach, bo to powodowało u niego brutalność. Z rozkoszą napił się jej soku z cipki, wzdychając ciężko, kiedy poczuł, że może być blisko... Uderzył się delikatnie otwartą dłonią po jajach, a widząc, że Hałka odlatuje, zatrzymał się...
OdpowiedzUsuń— K-kochanie... Wszystko dobrze? Ej... Chcesz, żebyśmy przestali?
Balt
Widząc, że jest pijana, a raczej, na haju, nie przestawał grzmocenia jej biodrami. Na szyjce zassał się powoli, robiąc samiczce soczystą malinkę, swego rodzaju oznaczenie terenu...
OdpowiedzUsuńOderwał się od jej szyji, by patrząc jej w oczy, wyjęczeć...
— Zaraz dojdę... Zaraz trysnę, kochanie...
Balt
Podrapał się po głowie.
OdpowiedzUsuń- To takie powiedzenie u nas - zaczął spokojnie. - Oznacza życzenie, by wszystko dobrze się ułożyło. Okazanie swojego wsparcia - wyjaśnił, po czym znów się nieco zmieszał. Nie wiedział. Pewnie, że nie wiedział. W końcu nie znał tutejszych gatunków. To jednak nie zmieniało faktu, że zachował się bardzo nietaktownie zadając takie pytanie.
- Przepraszam - zreflektował się zdecydowanie za późno. - Tak, chciałbym wiedzieć jak to się w twoim wypadku robi - przyznał, patrząc po niej przepraszającym wzrokiem. - Nie miałem nic złego na myśli...
Ryu
A po chwili, mogła poczuć, jak samiec kładzie się na niej, a raczej prostuje się, drży z rozkoszy, wgniatając ją w łoże, kiedy zanurzył się w niej do końca, a z jego główki począł tryskać słodki nektar, wprost w jej łono...
OdpowiedzUsuń— O... Kurwa... Doch...Odzę...
Balt
Baltazar uśmiechnął się, powoli podnosząc się na kolana, by opaść na plecy, leżąc obok samiczki, dysząc ze zmęczenia.
OdpowiedzUsuń— Posobało ci się? — dopytał, kiedy stwierdziła, że mogło być gorzej. W końcu mogło być też lepiej... — Zrobię ci kolację. I śniadanie. Nie podnoś się na razie, bo pewnie cię boli... — odparł, palcami przesuwając po jej obspermionej brzoskwince, by pokazać jej palce, a raczej jego sok. — Dużo jajeczek będzie... Taką nam nadzieję, Hałko... — ucałował jej z radością w usta, w końcu była jego żoną. — I mam nadzieję, że się jeszcze postaramy? O dzidzie nasze malutkie....
Balt
— Chcesz dużo? — spytał, padając z nią na łoże, namiętnie całując jej ustka... — Oj... Kochanie... A ile chciałabyś jajeczek? — spytał, głaszcząc ją po głowie, za uszami... Nagle jego wewnętrzne potrzeby w znalezieniu celu w życiu ucichły, miał przed sobą swoją kochaną, słodką, świeżo upieczoną żonę... Patrzył jej w oczy ufnie, bo ona patrzyła na niego jak na boga... Jakby właśnie miał kotwicę w życiu, osobę na której może polegać i może do niej wracać i... I założyć rodzinę. Bardzo tego chciał, chciał jej... Ponownie ucałował ją w usta, a potem w czoło, nos. — Musisz częściej chodzić na golasa... Masz pi~kne ciało, wiesz, żono?
OdpowiedzUsuńBalti
— Ciągle? Ale to by mnie kusiło do ciągłego uprawiania seksu... Wiesz, uwielbiam cię, ale nie chcę ci zrobić krzywdy, kwiatuszku... — powiedział, głaszcząc jej policzek. — A wiem, że mam dużego... I... Jesteś pewna? Dziesięć jajek... Spróbujmy tyle ile się da, żono... — szepnął, poczynając całować ją powoli po szyi, gładząc przy tym jej brzuszek...
OdpowiedzUsuńBalt
Dokładne badanie prowadził także i Baltazar, gdy powoli oddawał każdy pocałunek, palcami przesuwając po jej ckliwym po orgazmach ciele, cmokając ją w usta ponownie, by podnieść się na łóżku, ukazując jej ponownie narzędzie jej zagłady i zapomnienia, w postaci ogromnego krocza.
OdpowiedzUsuń— Zrobię nam obiadokolację, żono... A ty grzecznie odpoczywaj, dobrze? — spytał pwlcem muskając jeszcze jej słodki nosek.
Balt
Rytuały swojego klanu... zastanowił się chwilę, ściskając dłoń Haukkui. Uśmiechnął się do niej szeroko i zaraz przeciągnął się lekko.
OdpowiedzUsuń- Kiedy na świat ma przyjść nowe życie - zaczął spokojnie. - Lubimy świętować. Robimy zabawę dla przyszłych rodziców. Dostają prezenty, słuchamy muzyki, tańczymy, są zawody... takie śmieszne i nie wymagające. Na przykład zmiana pieluszek na czas - rzucił pierwsze co przyszło mu do głowy. - A po porodzie, rodzina przychodzi w odwiedziny, żeby maluszka zobaczyć - uśmiechnął się delikatnie. - O takie rytuały chodzi? - zapytał jej, bo trochę nie był pewien czy to ją usatysfakcjonuje.
Ryu
Po dłuższym posiedzeniu w kuchni oraz kręcwniu nagimi pośladkami do Hałki, Balt, nadal nagi, przyszedł z kanapkami z sałatą i sórówką, oraz grzanką z miodem.
OdpowiedzUsuń— Dla ciebie, kochanie. Ja zjadłem sobie trochę wędzonek. Jutro pójdę zapolować. Jeszcze przy okazji muszę nareperować tutaj dach i drzwi do końca. W końcu nie chcielibyśmy, by cię zawiało, kiedy nosisz moje nasienie w sobie... — szepnął, masując palcami delikatnie jej brzuszek...
Balt
[nie no, nie będzie wredny i nie będzie jej kazał opowiadać dokładnie xDDD choć kusiło... xD]
OdpowiedzUsuńChłopak sam przeniósł wzrok na swoje krocze, gdy dziewczyna tak barwnie opisywała seks. Zlitował się nad nią i przerwał w trakcie, po czym dosłuchał do końca. Jeśli dobrze ją zrozumiał to najpierw miała jajka w sobie, rosły jej, a potem składała je i pozwalała im dojrzeć aż następował wylęg. Do trzech na raz.
- To ile tych jajek chciałabyś złożyć? - zapytał jej, bo skoro chciała przedłużyć swój klan to zakładał że na jednym się nie skończy. Przecież mogło być wadliwe. Nie mniej jednak ciekawe to było dla niego zjawisko. Przyszło mu do głowy jeszcze jedno pytanie, ale nie wypowiedział go na głos. Przecież nie będzie jej pytał czy ma już kandydata na ojca swoich dzieci, bo zaraz pomyśli że on sam jest chętny i zwieje. Ucieknie w podskokach, bo to ją spłoszy.
- Będziesz dobrą mamą - stwierdził po prostu. - Nadopiekuńczą - dodał, choć przecież poznali się tak niedawno. Po prostu takie sprawiała wrażenie z tego co tu mówiła. - Tylko co potem? Jak już założysz klan? Masz jakiś plan na swoje dalsze życie?
Ryu
— A to jeszcze początek... — odparł, całując ją w czoło, gładząc swą żonę za uchem, kiedy się do niego zbliżyła. — Ruszysz, ruszysz. Wiedz, że nie mam zamiaru ci zakładać łańcucha na kostkę... Ani przykuwać do łoża. Tylko wiesz... — ponownie zerknął na jej brzuszek. — Będę musiał zgromadzić materiały do naszego paleniska... Dla jaj. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną... Ale to za jakiś czas... — dodał, zerkając na talerze. — Jem dużo. Mięso, rośliny, grzyby... Jem wszystko, nie wybrzydzam. — ponownie przybrał pozę kulturystyczną, co mogło wydać się zabawne, bo męskość była ponownie przy twarzy Hałki, kiedy Balt ściskał swe mięśnie. — Nasze dzieci będą tak silne jak ty i tak piękne jak ja. Pamiętaj, żono... Siła jest tutaj. — rzekł, wskazując jej serce. — A nie tutaj. — wskazał swego potężnego bicepsa. — Tutaj mogę podnieść drzewo... Ale serce twe może podnieść cały klan na wyżyny wielkości, miłości, szacunku i wspólnoty. Wiedz, że jesteś silniejsza niż sobie mówisz...
OdpowiedzUsuńBalt
- Rozumiem - stwierdził tylko. Może miała rację. Nie było co planować na przyszłość, skoro jeszcze nie wykonało się planu pierwotnego. Uśmiechnął się lekko.
OdpowiedzUsuń- Zobaczysz co przyniesie czas - rzucił pogodnie i na ostrzeżenie pokiwał lekko głową. Nie zamierzał łamać nóg, więc przygotował się na strome podejście. Gwizdnął podziwiając krajobraz i wskoczył na jeden z większych głazów, żeby rozejrzeć się dookoła.
- Niesamowite - uśmiechnął się do niej szeroko. Tu było po prostu pięknie i tak dziko. Może nawet bardziej dziko niż w lesie. Ta myśl sprawiła iż poczuł delikatne ukłucie w umyśle i skrzywił się, rozmasowując sobie skronie. Wywrócił oczyma, odruchowo zerkając na rękę z kryształem. No proszę. Potrafi się fochać. Dobrze było wiedzieć. - Musisz mieć niesamowitą kondycję - dołączył do niej ostrożnie zsuwając się z głazu. Ruszył z nią dalej. - Swoją drogą... zaglądasz czasem do miasteczek?
Ryu
— Wiem, że wiesz, po prostu mówię z góry, że będę ci pomagał w domu, pomagał parzyć zioła, będziemy chodzić wspólnie na polowania, razem gotować. Albo naprzemiennie. Nie będę dla ciebie ciężarem. No chyba, że będziesz chciała inaczej. — dodał, nieco się rumieniąc. — Ale wiesz... Ja... Tylko tak planuję. Tradycja jest fajna, ale zawsze można tworzyć nową tradycję. Naszą. Dlatego proponuję ci palenisko wszystkich żywiołów. Jak już będziemy pewni jajeczek. — gwałtownie złapany, nie oponował, wpił się w jej usta, mrucząc nisko, aż złapał za jej nagie biodra, by była jak najbliżej niego. — Ja sprzątnę talerz... A dużo jajeczek, oznacza, że musimy się... Dużo bzykać...
OdpowiedzUsuńBalt
— To nic, Hałeczko. Na wszystko przyjdzie czas. Na palenisko także. — dodał, a gdy wyznała mu tak bardzo sprośną rzecz... Podniecił się ponownie, a jego męskość jurnie podskoczyła do gotowości... — Ale kochanie... Teraz? Nie chcesz się ze mną wykąpać... No wiesz... Mogę cię zapładniać do skutku...
OdpowiedzUsuńBalt
— P-podczas kąpieli? — słysząc jej propozycję, jego kutas aż dźgnął jej biodro, a młodzik westchnął rozkosznie, patrząc z żarem uczucia w jej oczy. — Chcę, żono... Przetestujemy je wszystkie... W końcu... Podobno w trakcie ciąży seks jest najprzyjemniejszy. Tak słyszałem. — dodał, ponownie wpijając się w jej usta, gdy dłońmi z rozczuleniem złapał ją rozkosznie za policzki...
OdpowiedzUsuńBaltazar
Chłopak zaśmiał się cicho, ale posłusznie zszedł ze swojego kamienia. Nie chciał przecież jej przerażać. Była bardzo strachliwa, choć poziom tej strachliwości dopiero teraz do niego dochodził.
OdpowiedzUsuń- Już, już - pokiwał do niej spokojnie głową. - Nikt nas nie zobaczy - dodał zaraz łagodnie, idąc już za nią. - Nie będę wskakiwał na inne głazy - obiecał jej solennie, a potem skinął głową. - Rozumiem, z daleka ich obserwujesz - pokiwał lekko głową. - Dlaczego? Czemu tak się wszystkich boisz? - zadał kolejne pytanie.
Ryu
- Okay, racja. Nie mój interes - uniósł dłonie w górę. Nie zamierzał naciskać. Miała rację, znali się niezbyt długo, a on zdawał się być nieco zbyt nachalny. Przynajmniej w tym wypadku. Zresztą chwilę po tym oświadczyła, że właśnie znaleźli się na terenie jej domu. Spojrzał w dół na podmokłe tereny ze szczerą ciekawością odbijającą się w oku. Skinął głową na wieść, że tu już będzie dobrze. Mógł sobie pomarzyć o dłuższym zwiedzaniu. Zakodował to w pamięci i nie zamierzał o nie prosić, ale kiedy wydała z siebie ten zwierzęcy ryk, zagryzł mocno wargi. Dawno czegoś takiego nie robił. Brzmiało podobnie do leśnego nawoływania do walki przez drzewce. Zacisnął mocno wargi spoglądając na nią.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem... - przyznał szczerze, ale gdy tak czekała spłonął czerwienią, ułożył dłonie w dziubek i wydał z siebie ryk, który może jakby się go sto razy podrasowało to przypominałby ten Haukkui.
- Słaby jakiś - skomentował zanim dziewczyna zdołała to zrobić. Spróbował jeszcze raz, a potem jeszcze i za czwartym razem ten był już w miarę usatysfakcjonowany. Zerknął wówczas na dziewczynę. - Jak tak ryknę to będziesz wiedziała, że to ja i się schowasz, co? - rzucił ze śmiechem.
Ryu
— Woda nam nie ucieknie, nie bój się... — dodał, wstając ze swoją żoną na biodrach, by zanurzyć się w jej obspermionym wnętrzu i łapiąc za jej pośladki, poczynając głęboko ją na sobie podrzucać... Satysfakcja z nadziewania jej była nieziemska, aż zassał się na jej szyi, by tłumić perwersyjne jęki, bo jego fiut zginał się w jej środku, przez swój monstrualny rozmiar, dodając im przy tym nowych wrażeń...
OdpowiedzUsuńBalt
Chłopak podrapał się lekko po głowie.
OdpowiedzUsuń- Aha, że nie będziesz chciała widzieć - spróbował wyjaśnić o co mu chodziło. Zaraz pokiwał lekko głową na wieść, że Haukkua go rozpozna i przyjdzie. Rozpozna po ryku... boże, żeby jeszcze był w stanie zrobić dokładnie taki sam to będzie sukces. - W porządku - zgodził się z nią. - Rozumiem - pokiwał lekko głową. - To... miło było mi cię poznać - wyciągnął do niej dłoń. - Do zobaczenia - pokiwał jeszcze i przeciągnął się lekko. Uznał, że dalsze wbijanie się do domu Haukkui z butami byłoby zdecydowanie słabe. Może zbyt nachalne nawet. Dlatego odpuścił. Niemal od razu. Przyjdzie następnym razem to może uda mu się coś więcej ugrać.
Ryu (the end?)
Począł iść z kobietką na swoim kroczu, podrzucając ją co chwila, wbijając się coraz to śmielej, coraz to głębiej... W końcu znaleźli się na dworze.
OdpowiedzUsuń— Chcesz to robić w wodzie, maleńka? Czy na ziemi... Albo na mnie? —spytał, nadziewając ją głęboko, po same jaja...
Balt
Słysząc tą prośbę, uśmiechnął się szerzej, prowadząc ją dalej, pod drzewo... Dobrze że tego akurat nie ściął... Może i nawet go nie zetnie, skoro jego wybranka ma takie potrzeby...
OdpowiedzUsuń— Dobrze, żono... — szepnął, wgniatają jej plecy o korę drzewa, usadowił ją na wysokości swych bioder, a że mieli między sobą różnicę wzrostu... Cóż. Jej stopy nawet nie dotknęłyby ziemi, gdyby próbowała... Zagłębiał się w nią tak, jak wcześniej, głęboko, bo też czuł ścisk w podbrzuszu, szczególnie kiedy krzycxała mu do ucha i kiedy soki spływały po ich nagich ciałach... Wziął ją mocno, brutalnie, szybko, bestialsko, warcząc przy tym jej imię...
Balt
Sivieet Lasku od zawsze było jednym z wymarzonych miejsc do odwiedzenia dla Nyliana. W końcu największe piękności tego świata pochodziły właśnie z tego miejsca. Rogate, cudowne kobiety, na które nigdy nie mógł się napatrzyć. Nie miał żadnego innego celu, poza spełnieniem swojego marzenia. Zabawić chwilę w raju pięknych dam. Nic innego go teraz nie interesowało. Chciał poznać jak najwięcej nadobnych istotek, porozmawiać z nimi, nacieszyć oczy i duszę. W końcu było go na to teraz stać. Wędrował jednym z traktów już od dłuższego czasu, rozglądając się na różne strony. Aż w końcu dojrzał ją - boginię. Uśmiechnął się momentalnie. Ba, nawet nie pił odkąd tylko przekroczył granice. Chciał być w pełni trzeźwy na niebiańskie doznania jakie na niego czekały. Ukłonił się kulturalnie przed młodą kobietą.
OdpowiedzUsuń— Witaj nieznajoma, czy zechciałabyś zaszczyć mnie swoją rozmową? — przywitał się, posyłając jej delikatny uśmiech.
Nylian
— Pewnie żono... Haukkuo... Moja... — szepnął, by wtulić się w nią, uspokajając oddech po swoim własnym orgazmie, chwilę potem zaniósł ją do wody, jak pannę młodą, by resztę dnia spędzić w jej objęciach...
OdpowiedzUsuń-
Tydzień później, odbudowa domu klanu błotnego była już finalizowana, naprawiony dach, drzwi, pozaklejane dziury, nowe podpory, jak i odmalowane zewnętrze i wnętrze, uszczelniające i konserwujące konstrukcje dzięki żywicy były już na miejscu, a Baltazar siedział na pieńku, z listem w dłoni... Tego ranka jego siostra przyniosła list z jego poprzedniego klanu, proszący, by wrócił... Wiedział, że bez niego silnoręcy wymrą... Ale on już podjął wybór. Pojedyncza łza spłynęła po jego twarzy, niczym ostatnie przywiązanie, jakie miał do swej rodziny, rodziny która go wystawiła przy pierwszej poważnej decyzji życiowej...
Balt
Cóż, ewidentnie się przeliczył, jeśli chodziło o wyobrażenie jego raju. Co prawda w zamtuzie jedna smoczyca ostrzegała go, że w tych stronach ludzie potrafią być nieufni, ale żeby aż tak? I w taki dziki sposób. Nic to, nie po to przebył tak długą drogę, by teraz poddać się bez podjęcia żadnej walki o spełnienie własnych marzeń. Posłał jej przyjazny uśmiech.
OdpowiedzUsuń— Nazywam się Nylian, Pani, jestem najemnikiem, dlatego mam miecz i wolałbym go nie wyrzucać na znak pokoju, ale zapewniam, że nie mam zamiaru nim nikogo atakować. A innej broni nie posiadam, przysięgam na swój honor — uniósł ręce ku górze w geście dobrej woli, zrobił powoli obrót dookoła siebie, aby mogła zobaczyć, że faktycznie nie miał nawet gdzie ukryć żadnej innej broni. — Zostałem najęty do dostarczenia umowy handlowej, dojrzałem Cię i chciałem jedynie porozmawiać, poznać tutejszych mieszkańców. Zawsze interesowała mnie Twoja ojczyzna, marzyłem, aby ją odwiedzić, przeto to nie grzech, czyż nie? — wyjaśnił cel swojej podróży. Nie miał zamiaru jej okłamywać, bo przecież nic dobrego by z tego nie wynikło. Liczył jedynie na okazję do zawarcia przyjaźni z nadobnymi istotami zamieszkującymi te krainy.
Nylian
Kilka łez spłynęło na ramię Haukkuy, gdy wtuliła Baltazara w swe ciało.
OdpowiedzUsuń— Rodzina się mnie wyrzekła. Na zawsze. Wiedziałem, że tak będzie... Ale to nadal zabolało. A jaką masz dobrą nowinę, żono? — spytał, przecierając oczy, by powitać ją całusem w czoło, jak już miał w zwyczaju to robić...
Balt
— Wiem, żono... — odparł, gładząc jej ramię palcami, a gdy tylko wypowiedziała te dwa zdania, kolejne łzy spłynęły po jego twarzy. — Ja... My... — spojrzał jej w oczy z rozczuleniem, dzisiejsza karuzela emocji była dla niego nie do wytrzymania. Gigant rozpłakał się przed swą żoną, padł na kolana i całował ją po brzuchu, delikatnie...
OdpowiedzUsuń— Tak się cieszę... Sprawiasz, że jestem najszczęśliwszy, Hałko... Mój maluszku... Będziemy mieli maluszki... — z niedowierzaniem patrzył na jej brzuszek. To był najszczęśliwszy dzień jego życia, aż podniósł kobietkę na rękach, wtulić ją w siebie, stykając się z nią czołami.
Baltazar
Najwidoczniej piękna istota nie potrafiła porozumiewać się w najbardziej rozpowszechnionym języku. Przynajmniej nie płynnie. Dobrze, był w stanie coś na to zaradzić. Nieco z żalem, gdyż języki slavit nie pozwalały mu używać jego uwodzicielskiej erudycji, po prostu nie mając wystarczająco kwiecistego słownictwa. Tutaj jednak chyba i tak na nic by się nie zdało. Przez chwilę nic nie mówił, powtarzając sobie w głowie zasady wymowy, podstawy gramatyki jej języka.
OdpowiedzUsuń— Ja nie, dostarczam umowę handlową dla klienta. Jestem najemnikiem, a że podróż tutaj nie należy do najprostszych pośredniczę. Ja chcę zwiedzić przy okazji te krainy, uważam, że są piękne. Poznać wasze ludy. O tym marzyłem, bo uważam was za najpiękniejszą rasę Mathyr, a jako elf, uwielbiam patrzeć na piękne rzeczy. Jestem Nylian, elf z Oclarii, najemnik. Ty jak się nazywasz? — wyjaśnił wszystko, dalej trzymając ręce w górze, aby poczuła, że naprawdę nie ma złych zamiarów. Gdyby chciała go zaatakować, mogłaby zrobić to bez problemu, a on pewnie nie dobyłby broni na tyle szybko. Sam też nie uważał, by miała go zaatakować. Gdyby chciała, zrobiłaby by to, gdy był odwrócony do niej plecami.
Nylian
— Dziękuję, że jesteś, Hałko moja... — dodał, samemu nie kryjąc łez. Co prawda głos nie drżał, a do płaczu miał daleko, wzruszenie po prostu było zbyt potężne... Pochwycił jej usta w swe własne, dając jej powolnego, czułego całusa, gdy jego dłoń pochwyciła ją pod kolanami, trzymając ją na swej klacie, a jego dłoń powoli głaskała jej plecy... Oddech Baltazara się uspokoił, a burgudnowy rumieniec zawitał na jego twarzy. — To znaczy, że musimy stworzyć palenisko, dla naszych maluszków... Mamy na to czas, ale podróż może być męcząca... Jesteś pewna, że chcesz wziąć w niej udział, żono ma najukochańsza?
OdpowiedzUsuńBalt
Ach, a więc udało mu się znaleźć szczęśliwie coś czym mógł ją zainteresować jako osoba. Fantastycznie, z pewnością nie pozwoli, aby poszło to na marne. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
OdpowiedzUsuń— Miło mi, Haukkuo — zaczął, posyłać w jej stronę delikatny ukłon. — Przede wszystkim muszę wiedzieć, gdzie mam roznieść wieści i jakie, czym chcesz handlować, z kim, na jakich warunkach, a w ramach zapłaty — tutaj urwał na chwilę, myśląc nad najlepszą dla siebie opcją. — Jestem w długiej podróży, myślę że ciepły posiłek i miejsce do spania, aby odpocząć po trudach drogi w zupełności wystarczy — zakończył.
Nylian
— Nawet nie wiesz jak się cieszę, moje słońce. Zabiorę cię w podróż po całym świecie, nawet tam, gdzie mapy są niewyraźne... — dodał, cmokając ją trzykrotnie w czółko. — Nawet tak nie mów, jak będzie ci ciężko, wezmę cię na plecy, będziesz sobie słodko na nich drzemać... Kochanie... — dodał, po raz pierwszy, ze szklanymi oczyma patrząc na nią, chcąc rozmyć jej smutek. — Jam ci twój, na dobre i na złe, w ciężarze wielkim i piórkowym. Jesteś mą żoną, zopiekuję się tobą, jakbyś była małym jajeczkiem. W końcu nosisz w sobie nasze jajeczka... Będą rosły zdrowo, nasze dzieci... Twoje i moje.
OdpowiedzUsuńBaltazar
Była mężatką? Cóż, potraktował to jako ogromną stratę. Oczywiście nie życzył jej źle, wręcz przeciwnie, niech jej się darzy z wybrankiem serca. Szkoda mu było jedynie, że jednak ta piękna dama była ewidentnie już poza zasięgiem jego możliwości. Nie śmiałby dla zabawy niszczyć czyjegoś szczęścia. Aż tak samolubny jeszcze nie był. Przytaknął jej tylko.
OdpowiedzUsuń— Jestem zmęczony podróżą, bylebym miał się czym przykryć, nie chcę wam przeszkadzać, ale gościną nie pogardzę. Potem będziemy mogli też ustalić czy należałoby dopłacić jeszcze złotem do naszej umowy. Nie chcę was okraść i nie wiem też co macie dokładnie na sprzedaż, przy posiłku możemy więcej uzgodnić, Pani — wyjaśnił, bo widocznie jego szczodrość ją przestraszyła. Jej strata, jeśli lepiej się czuła, dając mu przy okazji zarobić więcej grosza, nie miał zamiaru jej odmawiać.
Nylian
— Wybacz, Haukko — poprawił się. Pierwszy raz spotkał się z tym, aby komuś aż tak przeszkadzał zwrot grzecznościowy. Szedł za nią, nie zmniejszając dystansu, aby przypadkiem jej nie przestraszyć, poza tym, naprawdę nie mógł narzekać na widoki. Jej rogi od tyłu wyglądały iście majestatycznie. — To niedobrze, Haukko, jeśli mam być waszym posłańcem, powinnaś mi ufać, jak inaczej możesz mi wierzyć, że na pewno dostarczę wasze wieści? I nazywam się Nylian, proszę nie mów na mnie Oclarczyku, od dawna nim nie jestem — wyjaśnił, kładąc nieco zbyt duży nacisk na to ostatnie. — Na unikalne gatunki ryb z pewnością będzie duży popyt w Slavit, zioła… tutaj musiałabym mieć listę jakich i co robią, wybadać czego by potrzebowały różne cechy, więc możecie mieć albo ogromne dochody, albo nikłe. Co do wyrobów Twego męża, mogę zapytać co dokładnie? Od razu postaram się zweryfikować kwestie potencjalnego zysku.
OdpowiedzUsuńNylian
— Dobrze, żono. Całuj mnie kiedy tylko chcesz. Uwielbiam, jak to robisz. — dodał, samemu składając na jej ustach delikatny pocałunek. — Za trzy dni. Na razie chcę zabezpieczyć nasz dom, żeby nie przeciekał pod naszą nieobecność. Weź ubrania i coś co można konserwować do jedzenia. Więcej nic się nie przyda. — dodał, by klęknąć przed nią i nachylić się. Pocałował jej brzuszek. Powoli, kilkukrotnie. — Nasze maluszki.... Już je kocham...
OdpowiedzUsuńBalt
— Tak. Będą mieli swój klan, będą starszyzną, będą piękni, mądrzy, wspaniali... Tak jak ich mama... — powiedział z rumieńcem, obejmując wielkimi paluchami jej małą łapkę. — Już idę, kochanie. Chętnie coś skubnę. Ciebie bym najlepiej schrupał. Ale wiesz. Nie dosłownie...
OdpowiedzUsuńBaltazar
— Można w trakcie ciąży uprawiać seks. Tylko nie ostro. — dodał, patrząc na nią z uśmiechem. — Moja matka to cały czas ojca doiła. Przypominam, siedemnaścioro rodzeństwa. — dodał, biorąc jej dłoń tak, by ją ucałować czule. — Nie bój się, serio. Jestem ostrożny i... Nie skrzywdzę cię. Jesteś moją najwspanialszą, moją żoną, moją epopeją, moją pieśnią, barwą życia, melodią szczęścia. — dodał, łapiąc ją nagle na ręce, by znowu nieść jak pannę młodą. — Mój skarbie ty... Jak ty się cudownie rumienisz...
OdpowiedzUsuńBalt
— To dobrze, jesteś bardzo przedsiębiorcza — uśmiechnął się lekko. Nie przeszkadzało mu, że mu nie ufała, i tak nie robił nic złego, nie miał złych intencji, więc prędzej czy później mu przecież zaufa. Nie musiała robić tego teraz zaraz. Ważne, że go nie pogoniła w diabły, prawda? — Figurki też się mogą ładnie sprzedawać. Za młodu odebrałam dosyć dużo edukacji, znam się trochę na handlu, jeśli zechcesz, służę pomocą, może jakoś się przydam z dobrą radą — dodał jeszcze, po czym zastanawiał się, czy faktycznie mają jeszcze daleko do jej klanu, czy może jednak zaraz dotrą.Po prawdzie zaczynał się już robić trochę głodny.
OdpowiedzUsuńNylian
— Nie musisz... Czekaj. Masz ciągle ochotę? — spytał, stawiając ją na ziemi, oddając jej całuska od razu. — Oj tam... Robię swoje. Zjedzmy, chcę spędzić z tobą czas, moja ukochana... Dach nie ucieknie, zabiłem go śrubami. — zachichotał, łapiąc ją za dłoń, prowadząc do kuchni. Gdy go poprosiła, uśmiechnął się, lubił być użyteczny i pomagać w kuchni. Począł rozpalać ogień, dmuchając w jarzącą się łunę, by ta złapała trochę powietrza, a po chwili ognień się rozpalił. Na szybko jeszcze zaczął myć naczynia, póki była w spiżarce. Nie będzie z brudnymi garami sama walczyła! Nie za jego kadencji!
OdpowiedzUsuńBalt
— To jest cudowne... Ja ciebie też porządam. Często i gęsto... Ale dach by sam się nie naprawił, prawda? — dodał, po czym zajął się garnkami. Nie musiał, ale wiedział, że pomoc zawsze się przydaje. Chciał, żeby Haukkua od samego początku wiedziała, że jest honorowy. Nawet ponadprogramowo. Starał się, starał się dla niej, dla ich dzieci, dla ich klanu.
OdpowiedzUsuń— Wiesz... To jest jeszcze raczkująca idea. Nasz klan może zawierać tych, którzy potrzebują rodziny, wspólnoty. Dziedziczyć mogą nasze córki, przecież to my budujemy naszą tradycję. Może to mężowie będą przyjeżdżać do nas? Kto wie. Przecież to ty jesteś głową klanu, nie ja. Ja jestem twym pokornym sługą, ostoją, mężem. Nie mam ambicji, żeby rządzić. Nigdy nie miałem. Dlatego pomogę ci. A co do struktury klanu się nie martw... — powiedział, obejmując jej brzuszek. — Ja... Chyba. Chyba chcę bardzo dużo dzieci. Chcę... Często... I dużo... I jak wtedy myśleliśmy ile maksymalnie... Chyba chcę więcej... Chyba moja miłość się... Zwiększyła, wiesz? Żono, chcę ci dać wszystko, co tylko mam... I spełnię to. A gdy uznasz, że masz dość... Wtedy będzie nam dość. Jestem twój, a ty moja. Nie zapominaj. Poradzimy sobie, nieważne co nam los rzuci pod nogi.
Balt
— Dobrze, żono... — odparł, wzdychając ciężko, gdy tylko się zgodziła na więcej dzieciaczków... Był szczęśliwy. Jak nigdy w życiu... — A chcesz może... Chodzić po domu... Bez ubrań? Jako rozgrzewka? — spytał, cmokając ją w czoło, wtulając siebie, jakby chronił ją przed złem tego świata..
OdpowiedzUsuńBalt
OdpowiedzUsuń— Cieszę się zatem, gdy będzie okazja na spokojnie porozmawiać, postaram się przydać bardziej niż teraz — wyjaśnił uśmiechając się lekko, wiedząc, że dzisiaj będzie miał do kogo otworzyć usta. Poczuł też jak zasycha mu w gardle, dlatego sięgnął po piersiówkę i upił mały łyczek rumu, ot cyle co zwilżyć gardło. Nic groźnego, prawda.
— Oczywiście, wasz klan, wasze zasady — przytaknął jej, a gdy już go zaprowadziła na miejsce, usiadł przy ognisku tam gdzie mu kazała, kładąc obok siebie swoje toboły. Westchnął lekko. — Odpalić ognisko? — zapytał, zanim jeszcze zniknęła za drzwiami spiżarki. Poczekał aż wróci i obdarował ją kolejnym przyjaznym uśmiechem. Miał zamiar jej pomóc jeśli tego potrzebowała, ale jeśli odmówi, też nie będzie się wtrącać. Nie był pewny jakie panują u nich zasady, nie chciał urazić młodej kobiety.
— Potrzebujesz pomocy? – dopytał tylko, wpatrując się jak wszystko zręcznie szykuje.
— Teraz wędruje na południe stąd zdaje się, do klanów Niebieskołuskich, cech jubilerski chciałby zakupić od nich kości oszluzgów, podobno są przyjaźni i polują na te stworzenia. Więc aktualnie mam konkretny cel, chociaż też zawsze chciałem tutaj przyjść. Słyszałem, że to piękny kraj, chciałem go zwiedzić. O ile nie pracuje to podróżuje raczej bez konkretnego celu, tam gdzie mnie nogi poprowadzą, tam idę i jakoś to będzie, prawda? — zaśmiał się delikatnie na to ostatnie. — A Ty gdzieś podróżujesz poza godami?
Nylian
Pokiwał głową wesoło, gdy tylko przygotowała pyszny obiadek. Co do chodzenia nago... Zobaczy się. Ważne, żeby trochę spędzili ze sobą czasu.
OdpowiedzUsuń— Dziękuję, kochanie. — szepnął, po jej rytuale, by ucałować ją w policzek, zasiadając przy stole obok niej. Począł wcinać, powoli, rozkoszując się smakiem jedzenia.— Najbliżej mamy. Jak najbardziej, przydadzą się. z Siivet możemy przepłynąć do Terry, statkiem. Będe twoim kapitanem. Płynęłaś kiedyś statkiem?
Balt
— Rozumiem, nie będę się narzucać, zostanę przy podziwianiu Twojej sprawnej pracy — odpowiedział, unosząc ręce w geście obronnym. Nie był jeszcze idealnie zaznajomiony ze zwyczajami panującymi pośród drakonów, toteż starał się zachowywać kulturalnie na zasady ogólnomathyrskie, ale gdy tylko zwróciła mu uwagę, oczywiście miał zamiar się dostosować i kontynuować robienie dobrego wrażenia na dziewczynie. Uśmiechnął się widząc jej speszenie. Wyglądała doprawdy przeuroczo. Ani przez chwilę nie żałował, że ją spotkał. Miał istną ucztę dla swoich oczu. Naprawdę mógł przyznać, że teraz czuł się szczęśliwy. W towarzystwie pięknej, szczęśliwej kobiety.
OdpowiedzUsuń— Trochę świata już jednak zwiedziłaś, podobało Ci się? — zapytał wyraźnie zainteresowany wszystkim co mówi. — A jajka będą bezpieczne? — dopytał jeszcze, bo po prawdzie nie miał pojęcia jak wyglądały drakońskie ciąże, jak zajmowali się potomstwem przed narodzinami i nie był pewny, czy to dobry pomysł, ale skoro mówiła o tym z taką ekscytacją, to chyba jednak tak.
— Faktycznie musi Cię naprawdę kochać, niech się wam darzy, naprawdę. Gratuluję Ci wielkiej miłości — dodał, widząc z jaką pasją o nim mówi. Zrezygnował też z ewentualnej próby chodzenia w koperczaki do tej ślicznotki. Nie było co rozbijać szczęśliwej rodziny, która w dodatku była przy nadziei. — Domyślam się, że ja w Siivet nudzić się nie będę, dla mnie wasze okolice są piękne i nowe. Ty będziesz zachwycona innymi okolicami, tak ja Twoimi ziemiami — zgodził się z nią. Przyjął od niej zupę z uśmiechem na ustach. Skosztował jej.
— Naprawdę świetnie gotujesz. Hakkuo, przepyszne — skomentował. Zaraz jednak przerwał jedzenie. — Czy poczujesz się obrażona, gdy poczekam na Ciebie z posiłkiem?
Nylian
— No to przekiękna okazja. Poślubna podróż po całym świecie! — zarechotał radośnie, wcinając dalej, słuchając jej pytania. Poczekał aż przerzuje. — Nieeee... Coś ty. Będziesz mi mogła plecki szorować, spokojnie. Ty sobie będziesz odpoczywać a ja się wszystkim zajmę. Albo będziesz wypatrywać niebezpieczeństw. Też nie mam zamiaru daleko odpływać od brzegu, zawsze będzie można szybko zawitać do portu! — zachichotał, gładząc ją po policzku. - Dużo spędziłwm czasu na morzu. Nie martw się o nic, moja ukochana.
OdpowiedzUsuńBaltazar
— Ze mną jesteś bezpieczna. Widziałem dużo, miałem dużo wpadek, przygód... Chcę się teraz podzielić nimi z tobą, moja żono... — odparł, zabierając rękę. Zabrał jej talerz, by nałożyć na swój własny. Od razu powiódł to do ich kuchni, a wtedy odwrócił się do niej. Była cała nagusia, rumieniła się... Zagryzł wargę, patrząc między jej nogi z pożądaniem.
OdpowiedzUsuń— Ja na ciebie też... Trzeba się upewnić, to prawda... — rzekł, zrzucając z siebie spodnie, zostając w samej bieliźnie. Podszedł do Hałki, by operzeć ją o ścianę, gdy sam zaczął namiętnie całować ją z języczkiem i masować jej jędrne piersi...
Balt
Nie był pewny, czy dobrze ją zrozumiał. Chciała podróżować, ale tutaj czuła się bezpieczniej? Aż dziw go wziął tak po prawdzie. Jakby była jeszcze wewnętrznie niezdecydowana odnośnie tego, co chciała dokładnie zrobić w swojej niedalekiej przyszłości. W ogóle jej historia o jajkach też zdała mu się dziwna. Był pewny, że wcześniej wspomniała o tym, że chce zrobić legowisko ciepłe dla swoich jajek, jak miała zamiar przenieść z całą ciepłą oprawką? Może to były jakieś tradycje drakonów, których po prostu nie znał? Któż to mógł wiedzieć. Postanowił nie zadawać więcej pytań na ten temat, aby przypadkiem jej nie urazić niczym. Mimo wszystko widok tak szczęśliwej, młodej kobiety dalej go niezmiernie cieszył.
OdpowiedzUsuń— Także pozwolę sobie na Ciebie poczekać — potwierdził jedynie zadowolony, że i on mógł przynieść trochę swojej kultury tutaj. Nie zachowywać się jak cham w swoich oczach. Czekał grzecznie, przyglądając się temu jak zręcznie obchodzi się z gotowaniem. Naprawdę musiała mieć talent. Wszystko pachniało wręcz zjawiskowo, a i on faktycznie poczuł się głodny od tych wszystkich smakowitych zapachów.
— Widzę, że bardzo dbasz o dobrą dietę, jesteś bardzo odpowiedzialna. Dziękuję, że nie szczędzisz mi też cennych składników odżywczych — odpowiedział, kiedy pochwaliła mu się tym, co będą dzisiaj konsumować. Zaśmiał się lekko.
— Gotuje, ale zdecydowanie nie tak dobrze jak Ty. Głównie to suszę mięso, albo robię jakieś polewki czy inne rzeczy z ogniska w podróży, nic specjalnego, ale wystarczająco by z głodu nie umrzeć, jak jestem daleko między jedną a drugą gospodą — wyjaśnił. Ba, miał trochę suszonego mięsa przy sobie. Postanowił je wyjąć i podać nowej przyjaciółce. — Gdybyś miała ochotę spróbować. Katoblefas, najlepszy jest podobno jako tatar, ale suszony nie ma pasożytów — wyjaśnił. Zaraz jednak delikatnie się skrzywił. Tak, tatuaże. Odchrząknął, aby zaraz wrócić do swojego typowego uśmiechu, którym ją cały dzień obdarowywał.
— To tradycyjne elfie tatuaże, mówimy na nie vallaslin. To… historia, którą chcemy opowiedzieć całym sobą. Historia o wolności, miłości, wierze… wielu rzeczach. Mają symbolizować moje pragnienie… nie pamiętam. Chciałem mieć pamiątkę, za wolność, za poległych, za siebie — wyjaśnił najbardziej naokoło jak potrafił, nie dodając, że za siebie tyczyło się tego, kim chciał być, nie tego kim chciał się stać. Pokuta, którą miał zamiar zabrać ze sobą do grobu.
Nylian
— Zrób to. — odparł, otulając kobietkę swymi ramionami. Westchnął głośno, gdy poczuł jak przesuwa pazurami, po jego klacie, na brzuchu... W końcu gdy poczuł dłoń na swoim falusie, westchnął rozkosznie z zamiarem kopulacji. Był rozpalony, czuł się błogo, aż złapał z ekscytacji jej pośladki, po czym długi palcami począł przesuwać po jej wulwie, wpijając się w wargi swej żony.
OdpowiedzUsuńBaltazar
Wgryzł się w swą wargę, czując przypływ endorfin oraz pozytywnych wibracji. Zanurzył się palcem do waginy, powoli poczynając stymulować ścianki kobiecości, poprzez penetrację.
OdpowiedzUsuń— Nie chcesz patrzeć mi w oczy, kiedy cię będę pierdolił, żono? — spytał, po czym ucałował ją ponownie, gładząc skórę jej głowy, sapiąc z odczuwanej przyjemności.
Balt
Baltazar zachichotał, oddając całuska, po czym zarzucił Hałkę na swój bark, z uśmiechem. Żwawo zaprowadził ją do łóżka, powoli ją tam kładąc, by samemu przywrzeć do jej cipy, powoli zlizując z niej soczki, układając się tak, by rogi trzymały jej nogi szeroko. Patrzył tą dziką werwą w jej oczy, rozkoszując się smakiem jej soków.
OdpowiedzUsuń— Lubię jak smakujesz, żono... — rzekł pewnie, spluwając do jej szparki, po czym językiem począł ją penetrować.
Balt
Wysłuchał jej, po czym przytaknął głową z uśmiechem.
OdpowiedzUsuń— Widzę, bardzo rozsądnie dobierasz składniki, wiele opiekunek domów, mogłoby się od Ciebie uczyć Haukko — odparł, dalej czekając ze swoim posiłkiem. Patrzył jak wykonuje dłońmi symbole i zainteresował się tym delikatnie.
— Czy też powinienem je powtórzyć, jeśli chcę okazać Twojemu klanowi szacunek? — zapytał, czekając na odpowiedź, zanim zacznie jeść. Nie chciał przecież wyjść na kogoś pozbawionego szacunku do tradycji pięknych, łagodnych i ciekawskich rogatych kobiet. Serce by mu chyba pękło, gdyby sprawił jej przykrość. Miał ochotę się lekko zaśmiać, gdy zobaczył jak obwąchuje kawał ususzonego przez niego mięsa. Nie było to może nic wyjątkowego, ale smakowało znośnie.
— Oczywiście, nie jest może wykwintne, ale sporo mówi o moich talentach kulinarnych i oczywiście ich brakach — skomentował, patrząc jak odkłada ten kawał. Był dobrze zakonserwowany, więc nie mógł się i tak popsuć. Przynajmniej nie zbyt szybko. Zaraz wysłuchał jej słów o rysowaniu po ciele.
— Cóż, nawet gdybym chciał, żebyś mi coś namalowała, niestety nie mam już za bardzo miejsca — zaśmiał się lekko. — Moje tatuaże są permanentne, gdybyś też była zainteresowana, vallaslin robi się ze specjalnego barwnika, z roślin, które rosną tylko w mojej ojczyźnie i krwi osoby, którą się zdobi. Nie można ich w żaden sposób usunąć, a moje są dosłownie na całym ciele — wyjaśnił, po czym pokazał jej dłoń, na której również było pełno białych linii, a każda z nich coś znaczyła. O ile nie chciał za bardzo opowiadać o dokładnym znaczeniu swoich znaków, mógł podzielić się z nią wiedzą związaną z tym, jak takie vallaslin powstawało.
— Twoje rysunki coś oznaczają? — zapytał jeszcze.
Nylian
On odpowiedział jej uśmiechem, spluwając do jej szparki, by rzeczywiście wylizywać powoli jej wejście, by nieco zwilżyć ją, a właściwie chciał, by z niej wyciekało, dlatego zassał się na łechtaczce, powoli ją tarmosząc na boki, samemu dotykając się po kutasie.
OdpowiedzUsuńBalt
— Hmmm? — mruknął, patrząc jej w oczy, a dostrzegając niepewność i jej prośbę na twarzy, wzruszył ramionami. — Chyba rozumiem. — stwierdził, wsuwając w nią swą męskość powoli, by się do niej przyzwyczaiła. Od razu ruszył do jej ust, dając jej cudownie słodkie całustki, kiedy biodra poczynały ją rozpychać w środku.
OdpowiedzUsuńNalt
Nie musiał, ale mógł, tak? Skoro tak stawiała sprawę, to po prostu powtórzył po niej znaki bez słowa, chcąc okazać szacunek względem jej kultury. Zrozumiał też, że klan dziewczyny musiał być niezwykle otwarty, ironio, jego naród też podobno taki był. Nie skomentował jednak tego, niekoniecznie chciał wchodzić w dalszą dyskusję dotyczącą Zwyczajnie kontynuował jedzenie z nią wspólnego posiłku. Cholera, jednak musiała zapytać go o jego tradycyjne potrawy, westchnął, zastanawiając się przez chwilę nad tym. Dawno nie jadł w Oclarii, do domowej kuchni też go specjalnie nie kręciło. Cmoknął ustami, odwracając na chwilę wzrok w eter.
OdpowiedzUsuń— Niestety nie jestem koneserem kuchni ojczystej, ale jest raczej uboga w warzywa, w Oclarii jest mało pól uprawnych — wyjaśnił, aby zaraz wrócić do swojego tradycyjnego uśmiechu. — Zazwyczaj po prostu suszę sobie mięso albo jakieś warzywa, kupuję suchary, dużo podróżuję, to i ciężko o jakieś lepsze posiłki. Jak się coś na świeżo upoluje to to piekę na ognisku, a jak mam jakieś zioła czy warzywa no nawet gulasz zrobię, ale to wszystko kuchnia polowa, mistrzem kulinariów bym siebie nie nazwał, Ciebie za to z pewnością, naprawdę, gotujesz wybitnie, człowiek je, czuje, że się najada a i tak ma ochotę na więcej — wyjaśnił wszystko z uśmiechem, po czym, na potwierdzenie swoich słów wziął kolejną łyżkę zupy, wzdychając przy tym z zadowolenia, pieszcząc swoje kubki smakowe. Wysłuchał kolejnych zasad ich klanu. Przemijające malunki, brzmiało dosyć ciekawie, mimo wszystko na nim to by już po prostu dobrze nie wyglądało, był za bardzo wytatuowany.
— Wasze malunki mają coś oznaczać, czy po prostu was zdobić? — zapytał, chcąc bardziej pociągnąć ten temat. Spojrzał też na swoją dłoń i przytaknął.
— Tak, teraz są smutne, kiedyś takie nie były, wszystko zależy od interpretacji — mruknął, może bardziej do siebie, po czym zabrał dłonie i schował je w rękawiczki, aby bardziej nie gorszyć jej wzroku czy kusić niepotrzebnych pytań.
— A więc jesteś też artystką, tak? Masz już jakieś rysunki, którymi chciałabyś się pochwalić? — zadał kolejne pytanie z uśmiechem.
Nylian
— J-ja... Ja ciebie też... — sapnął, wracając do jej ust, by wgniatać ją w łóżko męskością, mocno, brutalnie wbijając się w jej wilgotne wnętrze... Nawet przesunął dłoń na swój kark, tylko po to, by spleść z nią dłonie podczas rubasznej penetracji.
OdpowiedzUsuńBaltazar
Szybko poprawił znak, śmiejąc się przy tym lekko.
OdpowiedzUsuń— Przepraszam, jeśli obraziłem kogoś z Twojego klanu przez przypadkiem — odpowiedział żartobliwie, tym razem uważnie przykładając się do tego, aby tym razem się nie pomylić. W zasadzie, była to całkiem ciekawa tradycja. Kreślenie znaków nad jedzeniem. Może niekoniecznie stworzona dla niego, ale bardzo ciekawa, znaki były miłe dla oka, mógłby jeść tutaj częściej, zwłaszcza, że jadło było naprawdę pierwszej klasy, czego niekoniecznie można było się spodziewać, biorąc pod uwagę fakt, że znajdowali się w zasadzie na bagnach.
— Gatunki rodzime są, ale Oclaria to głównie lasy, góry i kopalnie, ciężko o pola, te które są, są dość mocno strzeżone, dbamy o nie, ale nie spotkasz u nas połaci rolnych, zazwyczaj są przy większych miastach, jeziorach, gdzie można zrobić sieć irygacyjną, mamy też pola w jaskiniach, przy księżycowych kryształach, rosną tam całkiem pożywne rośliny wbrew pozorom, ale Oclaria to nie Polsza mimo wszystko, a co do zwierząt, nie ma typowych roślinożerców, wszystkożercy, mniejsze i większe drapieżniki, da się tam żyć spokojnie, elfy są szczęśliwie. Ziemie wcale nie są takie nieurodzajne, trzeba o nie zadbać dobrze, a co nas tam sprowadziło? Bogini, elfy ruszyły na ziemie, gdzie jest najbliżej do księżyca, noce są najdłuższe, a gwiazdy i księżyc dobrze widać nawet z koron drzew, bo te jakby, hmm…. — urwał na chwilę, nie wiedząc jak jej to wyjaśnić. — Mówimy na nie ręce Mene, ich liście przepuszczają sporo światła nocą, a i nie ma ich zbyt dużo, więc zawsze widać niebo, drzewa są ogromne, w tych dużych lasach budujemy lasy, świątynie, sam kraj jest mimo wszystko piękny, jeśli ktoś chce zwiedzić Mathyr, na pewno u nas znajdzie odpoczynek, spokój ducha, bo i nie szukamy nigdy wojen z innymi. A po co się tam osiedlać? To nie kryształowy las, ale mamy kopalnie pięknych kryształów, ważnych w naszej religii, metale do biżuterii, silne drzewa do tworzenia instrumentów, a i skoro ciężko tam żyć, to nikt za bardzo nie chce na nas napadać, bo jak raz zniszczysz pole i nasze sieci, to powodzenia z odbudową miasta po wojnie. Oclaria ma sporo minusów, ale dzięki temu nikt nas najeżdżać nie chce, a jak już ktoś próbuje, to mu ciężko. Miejsce idealne dla narodu, który nie jest fanem wojaczki, ale, ale, co by nie było, posiadamy swoje własne wojsko na takie wypadki — wyjaśnił wszystko najlepiej jak potrafił. Mimo swojej własnej nienawiści do ojczyzny, jakiś tam sentyment mimo wszystko do niej posiadał. Nie chciał, aby ktoś pomyślał, że kraj elfów, to jakieś paskudne, nienadające się do życia miejsce. Życie chyba nigdzie nie było spokojniejsze, bez wojen, niepotrzebnych konfliktów, czy otwartego rasizmu, jak ktoś chciał, mógł mieć tam jak pączek w maśle.
— Kolory mają u was znaczenie? To znaczy? Czyli, rozumiem, że na szczęśliwe okazje, jak zaślubiny macie inne, niż jak na przykład przed jakąś wojną, albo w żałobie, tak? Chętnie bym je pooglądał, jeśli nie masz nic przeciwko, dowiedział się więcej o Twojej kulturze — wyjaśnił co miał na myśli, aby zaraz nie oskarżyła go o to, że chce zobaczyć ją nago, gdy był po prostu szczerze zainteresowany jej kulturą. Zaraz jednak znowu pożałował swego długiego jęzora. Słabość do pięknych rogatek dawała mu się dzisiaj ostro we znaki. Mówił za dużo, chociaż nie chciał. Sięgnął po karafkę z winem, aby upić z niej łyk alkoholu, myśląc jak powinien odpowiedzieć na to pytanie, aby nie zdradzać jej tych faktycznie bolesnych konkretów.
— Wygnano mnie z ojczyzny, a to są tatuaże typowe dla mojej rasy, vallaslin są robione z naszej krwi i przetopionych kryształów księżycowych, a skoro mnie wygnano, to trochę smutno je nosić, są na całe życie, a przypominają mi o wygnaniu — odpowiedział, uważając, że to definitywnie wystarczy na zamknięcie tematu. Uśmiechnął się zachęcająco do Hałki.
— Z przyjemnością zobaczę, jeśli to nie problem — poprosił, kończąc swoją potwarkę w międzyczasie.
Nylian
Baltazar odetchnął ciężej, gdy załadował już ostatnią torbę na ich małą łódź zadokowaną na dopływie do rzeki. Ahh, Hałka. Martwiła się i martwiła...
OdpowiedzUsuń— Kochanie. Drzwi są zamknięte. Wszystko w domach jest szczelne. Sprawdzaliśmy torby kilkukrotnie. A bez ciebie... Bez ciebie podróż nie ma sensu. — stwierdził, łapiąc ją władczo za biodra, przysuwając ją do siebie, by spojrzeć jej głęboko w oczy.
— Robimy to dla naszych maluszków, pamiętasz? Chcę, żebyś też pomogła... To w końcu nasze dzieci, prawda?
Balt
Balt aż uśmiechnął się szerzej, gdy tak się motywowała do działania.
OdpowiedzUsuńPo prostu splótł z nią rękę, patrząc na nią z uczuciem.
— Potrzebuję cię, żono, kochanie... Pamiętaj. Ze mną jesteś bezpieczna, nawet w wulkanie.— dodał, ciągnąc ją do łodzi, po czym ucałował ją w czółko.
— Kocham cię...
Wystarczyło mocniejsze odepchnięcie łodzi, by już płynęli w tronę głównej rzeki Siivet...
Balt