Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Gave w podróży - Niespodziewana współpraca!

 

- Ryu! – krzyczę, ale dopiero po dłuższej chwili to do mnie dochodzi. Nie wiem już nawet jak to się stało. Czemu krzyczę? Nic nie widzę. Krew zalewa mi oczy, a mój kumpel nie jest w stanie zrobić nawet najmniejszego ruchu. Leży na ziemi w kałuży błota i krwi. Swojej własnej krwi, a dwóch osiłków stawia go na nogi. Trzech innych przytrzymuje mnie na ziemi. Próbuję się wyrwać, pomóc mu, ale nie jestem w stanie. Jak do tego doszło?! Po cholerę się na to zgadzałem?! Czemu chociaż ten jeden raz nie mogłem sobie odpuścić?! Dlaczego nie mogłem po prostu siedzieć z tyłkiem na miejscu…?! Przez głowę przemyka mi myśl, że jednak mam to diabelne i niezdiagnozowane ADHD. Raz jeszcze podnoszę wzrok do góry. Nasze oczy spotykają się, a dwóch przeklętych osiłków unieruchamia go. Ostrze miecza unosi się w górę. Cholera, cholera, cholera! Zaraz straci swą rękę, tak dla równego rachunku z okiem. Zaciskam mocno powieki…

>.<

No dobra, ale od początku. Jak do tego w ogóle doszło zapytacie? Co się stało? Dlaczego znaleźliśmy się w tak rozpaczliwej sytuacji? Dobre pytanie… ciężko się przyznać, ale to wszystko było moją winą. Tak, tak… miewam lepsze i gorsze pomysły. Ten należy do rodzaju tych najgorszych. Wszystko zaczęło się jednego, pięknego popołudnia w nowej wiosce zwanej Argarem. Kojarzycie tych przybłędów co to spadli z nieba i teraz próbują zawojować świat? No to ten, też do nich należę. Szok, co nie? Wiem, staram się tego po sobie nie pokazywać, ale szczerze mówiąc wolę być Argarczykiem, niż zostawać zmieszanym z błotem po wzięciu mnie za Polszanina. Serio. Nie rozumiem o co to całe lotto. Czystość krwi i inne pierdolety. Cholera jasna może z tym wszystkim człowieka trafić. Mnie trafia. Za każdym razem, gdy ktoś weźmie mnie za Polszanina. Z drugiej strony jednak postawcie się na moim miejscu. Mogę z powodzeniem udawać miejscowego, a nawet jeśli tego nie robię to zdarzają się sytuacje (nieliczne na szczęście), gdzie ktoś obrzuca mnie wrogim spojrzeniem, a przecież niczego im nie zrobiłem. Ale nie róbmy też wielkiej afery o kilka wrogich spojrzeń. Wiadomo, nie wszyscy w Mathyr tacy są. Bez przesadyzmu.

Ale przecież miałem opowiadać o jednym z moich najgorszych pomysłów, na które wpadłem w przypływie wszechogarniającej człowieka nudy. Wiecie jak jest jak się nie potrafi usiedzieć zbyt długo na jednym miejscu? Na pewno chociaż część z Was mnie zrozumie. Do Argaru przybyłem w grudniu, miałem zostać na święta i wrócić do Terry, ale nie udało się. Po pierwsze Akane wypaliła bombę o ciąży, po drugie Tony zbyt dobrze na Sylwestrze nie wyszedł. A już pomińmy te mniejsze wariactwa w postaci tsunami i innych szalonych wypraw. Tak czy siak, mieszkam w Argarze od ponad miesiąca. Nie mam nawet swojego własnego miejsca, bo Rei zmiotło dom z powierzchni ziemi, a drugi jeszcze nie powstał. Zajmuję więc kanapę u Febe. Ta ma mnie już serdecznie dość (chyba… bo ciągle mi jakieś zajęcia wymyśla, bylebym został poza domem). Tak więc włamałem się już do Darcy, zabawiłem porządnie z Akane (chyba nawet można to było randką nazwać, ale nie wiem… nigdy na żadnej nie byłem), do tego dotrzymywałem towarzystwa Ennis i miałem swój epizod jako podaj-przynieś-i-pozamiataj w gospodzie. Jak sami widzicie… nie próżnowałem. Wszystko ładnie pięknie, ale nuda w końcu musiała mnie dopaść. Już od jakiegoś czasu mam ochotę wyruszyć z powrotem w podróż. Przecież Maryl musi odchodzi od zmysłów, a turniej? No turniej dawno mi już przeszedł koło nosa. Właśnie w związku z tym zapragnąłem zrobić dla Maryl i jej małej rodzinki czegoś więcej.

Tak, tak… powiecie teraz, że zasłaniam się Marylcią… ale nie! Przysięgam. Nie będę się bronił. To było wszystko moim pomysłem. Wyszło ode mnie. Nikt mnie do niczego nie namawiam. Słowo honoru. Udałem się więc do pobliskiej wioski w poszukiwaniu najlepszego zlecenia. No i natknąłem się na jedno, omijane szerokim łukiem przez innych. Z zaciekawieniem zerknąłem na tablicę.

- Niezła sumka – poczciwy staruszek poklepał mnie po ramieniu, sięgając po zerwany przeze mnie pergamin. – To zlecenie wisi tu już od długiego czasu – dodał, zaciskając dłoń na kartce. – Nikt, kto się na nie zdecydował nie powrócił do nas żywy. Z dobrego serca ci radzę, odpuść – mężczyzna wpatrywał się w moje oczy z jakąś taką zawziętością, ale ja już zdecydowałem. W chwili, gdy ten wyrwał mi pergamin z dłoni. Uśmiechnął się do niego i pewnie chwyciłem za kartkę.

- W takim razie będę tym pierwszym, który powróci – rzuciłem na odchodnym. W drodze do Argaru zdołałem wreszcie zorientować się o co chodziło. Obrabowanie skarbca przy użyciu duchów byłoby pestką… gdyby ten skarbiec nie należał do Drakonów. O no pięknie… aż tak łatwo nie będzie. Samo przedostanie się przez ich granicę graniczyło z cudem, chyba że… Skrzywiłem się lekko na myśl, która zawitała mi w głowie, ale miałem wszystkie elementy układanki przed sobą. Tony mógł być świetnym informatorem. Podać słabe elementy, wskazać miejsce, w którym łatwiej byłoby dostać się do środka, Jasne, byłoby lepiej, gdybym mógł po prostu go tam zabrać, ale w tej chwili nie chciałem nawet tego proponować. Nie potrafiłbym mu tego zrobić. Pozostawała więc tylko jedna opcja. Zbratać się z wrogiem. Ryu miał idealne warunki do tego, żeby wprowadzić ich do środka niezauważonych. Odetchnąłem głęboko. No dobra, plan był. Teraz należało tylko przekonać starszego chłopaka do swoich racji.

>.<

- Nie.

- Słucham? – mrugam oczyma w niezrozumieniu. Nawet nie zdołałem niczego powiedzieć. Drzwi się otworzyły. Stanął w nich Ryu i od razu rzucił swoje wredne „nie”. Z tym westchnieniem wydobywającym się mu z ust. – Jeszcze niczego nie powiedziałem… - mruczę niezadowolony, trochę na siłę wpychając się do środka.

- Nie ważne – Ryu wywraca tym swoim jednym okiem, a ja łapię się nad tym, że zaczynam się zastanawiać co się dzieje z jego pustym oczodołem podczas takich akrobacji. Rozszerza się? A może zmniejsza? Marszczy? Kręcę szybko głową, odrzucając od siebie te dziwne myśli. – Moja odpowiedź to „nie” – powtarza niczym mantrę.

- A może przyszedłem do Tonego? – rzucam zgryźliwie.

- Aha, Tony jest u Febe na badaniach o czym doskonale wiesz… – zauważa czarnowłosy, unosząc brew w górę i krzyżując ręce na klatce piersiowej. – A Galan, zanim wpadniesz na pomysł, że przylazłeś się nim zająć, jest z Rei i Shi… robią sobie jakiś babski piknik czy coś z dziećmi. Wiesz dwie szczęśliwe młode pary i ich małe szkraby – rzucił gładko, odbierając mi ostatnią linię obrony. Wzdycham ciężko i siadam na krześle przy małym drewnianym stole.

- Punkt dla ciebie – kapituluję, choć łatwo nie jest.  Strzeliłem sobie w kolano zanim w ogóle tu przylazłem. Świetnie, Gave, to było genialne zagrania. Wypuszczam ze świstem powietrze z płuc. – Ostatnio coś niezbyt dobrze nam się dogaduje… - mruczę doskonale wiedząc jak to zabrzmi. Nie mylę się. Ryu wybucha gromkim śmiechem, a mi ciśnienie uderza do głowy. Jezus, jak ten chłopak mnie irytuje. Ze wzajemnością jak mniemam.

- Ostatnio? Dobry dowcip, Gave – zauważa spokojnie, acz z nutką wesołości w głosie, Ryu. – Hm… najwyraźniej znów uderzyłeś się w głowę, skoro uważasz że kiedykolwiek dobrze się dogadywaliśmy – żachnął się.

- Dobra, dobra. Zejdź ze mnie – fukam na chłopaka. – Ja tu chcę ci wreszcie przedstawić propozycję…

- Ale ja jej nie chcę słuchać, Gave – przerywa mi bezczelnie. – Odpowiedź brzmi „nie”. Idź szukać sobie innego frajera – warczy na mnie, zaciskając mocno pięści.

- Będziesz mógł wyładować na kimś złość – kontynuuję. Dobrze wiem, że Ryu ma z tym ostatnio problemy, ale chłopak uparcie kręci głową. – Zdobędziemy świecidełka… wiesz ile będą warte? – kontynuuję. – Słyszałem też, że…

Ryu zbliża się wreszcie do mnie i łapie mnie za poły koszulki.

- Czego nie rozumiesz w słowie „nie”? – pyta mnie, mierząc chłodnym spojrzeniem. – Mam ci to wytatuować, czy co? – odpycha mnie od siebie i potrząsa przecząco głową. – Nie zamierzam z tobą nigdzie iść.

- To co? Do końca życia będziesz się kisił pod spódnicą Rei? – fukam na niego niezrażony tym chłodnym przyjęciem. Przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że łatwo nie będzie. Ryu mnie po prostu nie znosił i niechętnie muszę przyznać, że ze wzajemnością. – Cały świat tam na nas czeka – wybucham.

- Aha, a ty poruszasz się już po nim z zamkniętymi oczyma. Tylko ty wiesz co jest dla mnie najlepsze, co nie? – Ryu mierzy mnie spojrzeniem, przeciągłym i tak chłodnym, że przez moment zapominam o oddychaniu. No dobra, dwa zero. Szlag. Znów przegrywam i to teraz na cholerne argumenty. Przecież nie o to mi chodziło, ale… faktycznie. Moje słowa mogły zostać tak odebrane. Przez długą chwilę milczę, bębniąc tylko palcami o blat stołu.

- Potrzebuję pomocy, okay? – warczę w końcu. – Znalazłem świetne zlecenie. Szybkie i czyste, jeśli połączymy swoje siły – kładę przed nim pergamin. – Nagrodą dzielimy się pół na pół. Co z nią zrobisz to już twoja sprawa… - dorzucam cicho. – Tylko musimy się dostać na tereny Drakonów niepostrzeżeni i obrabować ich skarbiec. Bułka z masłem. Tony…

- Bułka z masłem?! Zwariowałeś?! – przez moment go miałem. Serio! Widziałem ten błysk w jego oku. Chciał się zgodzić. Był na pokładzie, a potem musiałem wszystko spierdolić. Cholera no!

- No tak… rozciągniesz na nas iluzję…

- Wiesz ile to zmiennych? Ja nie znam tamtych terenów. Nigdy tam nie byłem. Nie wiem jak liczni są Drakoni. Ilu ich pilnuje skarbiec, ilu jest w środku… mam nadzieję, że twój plan nie zakłada tylko wesołego alleluja i do przodu, co? – Ryu patrzy mi prosto w oczy i zwilża językiem wargi czekając na odpowiedź.

- Jasne, że nie – warczę. – Szczegółów jeszcze nie dopracowałem, ale jasne że najpierw musimy zrobić odpowiedni wywiad – czuję się niczym małe dziecko, strofowane przez starszego brata. Szlag by to trafił, a przecież to podobno ja jestem tym, który ma na tym polu większe doświadczenie, co nie? Zaciskam mocno pięści… a jednak nie. Nie wolno mi go lekceważyć. Ryu ma łeb na karku. W końcu Akane nie poleciałaby na jakiegoś idiotę. Czasem ciężko jest o tym pamiętać, kiedy się za kimś nie przepada. Ja zwyczajnie o tym fakcie zapominam. Wypieram go z pamięci.

- W porządku – Ryu odchyla się na krześle i zamyka oczy. Masuje sobie skronie jakby się nad czymś zastanawiał. – Niech będzie – decyduje się wreszcie i zerka mi prosto w oczy. – Pod jednym warunkiem. Cały ten misterny plan przygotowujemy wspólnie, a Tony… musi go zaakceptować – rzuca zaraz, a ja już wiem, że się mi udało. Wyciągam w jego stronę dłoń i ściskam ją mocno.

- Jasne, partnerze – rzucam ze zgryźliwym uśmiechem. – Wieczorem zamierzam wybrać się do knajpki, w której często urzędują Drakoni. Dołączysz? – pytam, bo skoro chce uczestniczyć we wszystkim to przynajmniej tu wykażę się swoją dobrą wolą i wspomnę o swoich planach. Ryu kiwa lekko głową i odprawia mnie machnięciem dłoni, a ja wychodzę, bo moja zmiana w gospodzie ma się zaraz zacząć.

Gdybym wiedział jak to wszystko się skończy to zrezygnowałbym po pierwszym stanowczym „nie”, które usłyszałem od Ryu. Niestety… nie potrafię przewidywać przyszłości, a Shi… jakoś niechętnie szkoli tę część swojego talentu. Żałuję, że wtedy nie odpuściłem…

4 komentarze:

  1. A jednak zamieniasz w opowiadanie?
    Perspektywa Gava jest świetna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ale dzielę na kilka części. Kolejne dam Ci do odczytania zanim opublikuję :D

      Usuń
  2. Wow! Super się czyta! :D Nie spodziewałam się tu takiej niespodzianki. Czekam na kontynuację! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, kontynuacja będzie, ale muszę wszystko poprzerabiać... to trochę zajmuje xD

      Usuń

^