GAVE W PODRÓŻY - ARDEISKIE ŻABODZIKI!
Znacie to uczucie, gdy wszystko
wali Wam się na głowy i jedyne co chcecie robić to zostać w łóżku i nie robić
absolutnie nic? Na pewno znacie. Każdy chociaż raz je przeżył, ale ja… ja
jestem w tej drugiej kategorii. Kiedy świat wali mi się na głowę to ostatnie co
chcę robić to ryczeć w poduszkę. Zresztą ryczenie jest dla mięczaków! I tak,
wiem co powiecie… okazywanie słabości jest pierwszą oznaką siły.
Bla, bla, bla… sranie w
banie.
Skoro tak jest to powiedzcie, czemu
kiedy ktoś płacze odwracacie wzrok? Czemu często śmiejecie się z kogoś takiego?
Czemu nie próbujecie pomóc tylko udajecie, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku?
I co? Łyso Wam teraz, nie?
Następnym razem jak będziecie chcieli rzucać pustym frazesem to się podwójnie
zastanówcie czy faktycznie w niego wierzycie i nie krytykujcie mnie teraz za to
moje przekonanie. Płacz jest dla lamusów i chociaż sam, niechętnie to wam teraz
przyznaję, czasem płaczę – to strasznie się potem za to nienawidzę. Nie
zrozumcie mnie źle. Jak sobie chcesz to płacz… ja ciebie nie potępię. Nie, nie.
Nawet może obejmę, albo chociaż spróbuję w milczeniu ci pomóc… ale błagam, jak
widzisz mnie w kącie z czerwonymi oczyma to mnie tam zostaw, okay? Nie czuję
się komfortowo płacząc przy świadkach.
Ale ja nie o tym dzisiaj
chciałem! Płacz to również naturalna reakcja organizmu dla trudności, które właśnie
przeżywamy. Najczęściej w niego uderzamy, prosząc mamę o gorącą czekoladę, albo
ojca o wyjście do kina. Sic! Jak ja tęsknię za kinem…
Ja natomiast w chwilach
zwątpienia i doła uderzam w ćwiczenia fizyczne. Tak, powiecie że świr. Ano świr
i dobrze mi z tym. Problem z ćwiczeniami fizycznymi jest taki, że jeśli
przeżywasz zapalenie błędnika (a Febe twierdzi, że na to cierpię) i na dodatek
odczuwasz częste nerwobóle… to dupa! Przebiegniesz, truchcikiem kilka metrów i
padasz. Znosisz tuzin jajek a potem i tak wracasz do domu kilka godzin.
Masakra, serio. Nie polecam.
Ale znacie mnie już na tyle
dobrze, by doskonale zdawać sobie sprawę, że… rzadko kiedy szybko uczę się na
błędach. Dziś jest sylwester. Wiecie stary rok odchodzi, nowy przychodzi. Składamy
sobie nowe obietnice, jakieś życzenia. Generalnie znów syf na kółkach. Dzień
jak co dzień, ale ludzie mają tendencję do wymyślania sobie jakichś szalonych
filozofii do tych całych dni. Wszystko po to, żeby sobie skomplikować życie.
Serio… nudzi się im ewidentnie.
Tak czy siak… SYLWESTER. Tony zaprosił
mnie chyba tylko z grzeczności na jakąś szaloną imprezkę w Ardei. Podobno ma
być zakrapiana alkoholem, a w między czasie odbywać się będzie konkurs talentów
muzycznych, liczne stoiska z lokalnymi produktami w promocyjnych cenach i dużo
dobrego żarełka oraz świetnej muzyki. Generalnie zapowiada się nieźle. Co
prawda wahałem się czy iść, bo… no wiecie idzie Ryu, z którym mam bardzo
skomplikowaną relację. Ostatnio musiałem chować się za Galanem – bo przysięgam!
On po prostu chce mnie zabić. Widać to w każdej komórce jego ciała! I wcale nie
pomogło to, że przeprosiłem… No dobra nie do końca, ale postawcie się na moim
miejscu, okay?! Łatwo Wam przechodzi przez gardło słowo „przepraszam”? Przecież
to jakieś cholernie upokarzające… aż czujecie się zmieszanymi z błotem zanim je
wypowiecie. Masakra. Serio!
No więc idzie ten cholerny Ryu,
Akane, Natan i Morgana. Niby fajna ekipa, ale trochę żałuję, że nie poszedłem z
Darcy do Phyonix. Wszystko przez te przeklęte błędniki! Koło nosa przeszła mi
taka okazja. Sylwester w kraju Feniksów. No aż żal dupsko ściska, ale co
zrobić. Odbiję to sobie później. Zamiast tego udaję się do Ardei zdecydowanie
szybciej niż cała ferajna. Mam ochotę na małe zlecenie zanim przyjdzie mi się pobawić.
Nic specjalnie wymagającego. No wiecie, mimo wszystko nie chcę zostać kamieniem…
Wybieram szybką robotę. Nawet te
są dzisiaj wyjątkowo sylwestrowe. Aż dziwne, że ludzie na to pozwalają. Ubicie
trzech żabodzików zajmuje mi dobre trzy godziny, gdzie normalnie zrobiłbym to w
pół. No może godzinę, gdy do tego dodamy jeszcze czas potrzebny na tropienie.
Dziś jednak nie jestem w pełni sił i gdy ubijam ostatniego, orientuję się, że teraz
mam kolejny problem. Sic! Te żabodziki trzeba przetransportować do Ardei, a to
wcale nie takie łatwe.
Wiążę je linami ze sobą i
napieram twardo, ale to zdecydowanie za dużo. Żabodziki nie chcą drgnąć. Aż mi
się w głowie od tego zaczyna kręcić. Znowu. Cholerne uczucie. Mogłoby się już
skończyć. Naprawdę zaczynam uważać, że Febe mnie oszukuje. Nie daje
odpowiednich proszków, tylko jakieś diabelskie witaminki, które mają działać
jak placebo. No bo ile można? Przecież to już 3 dzień… miało być lepiej! A nie
jest… no dobra, jestem trochę nie fair. Tak odrobinkę. Faktycznie mógłbym
trochę więcej odpoczywać. Może wtedy proszki przyniosłyby mi wyraźną ulgę. A
tak? Pewnie będę się z tym męczył kolejne trzy dni… i to niewykluczone, że z
jakimś diabelskim donosicielem u boku.
Zbieram siły i raz jeszcze
próbuję ruszyć upadłą zwierzynę, ale nie przynosi to dużego efektu. Ot,
przesuwamy się kilka centymetrów do przodu. Klnę pod nosem. Jak tak dalej pójdzie
to może do tej szalonej północy uda mi się je przetransportować do miasteczka.
Dmucham sobie w grzywkę i piorunuję cielska żabodzików.
- I co ja mam z wami zrobić, hm? –
zastanawiam się na głos. Jasne, pojedynczo poradziłbym sobie z nimi śpiewająco,
ale jak zostawię tu dwa cielska to nie mam gwarancji, że ktoś mi ich nie
zwinie. Szlag! Przecież sam najchętniej skorzystałbym z takiej okazji. Nawet
nie mógłbym mieć do takiego kogoś pretensji. Zaciskam pięści uznając, że nie
pozostaje mi nic innego jak poprosić swoje duszki o pomoc. Chociaż pomogą z
nimi do skraju lasu, a potem już jakoś pójdzie. Przeciągam się lekko i wzywam
dwa z nich, ale gdy już mam wydawać polecenie, słyszę podejrzany szelest gdzieś
za plecami. Niewiele myśląc rzucam w jego stronę sztyletem.
- Wyłaź – syczę, odwracając się w
stronę odgłosu i zaraz widzę trzęsącą się dziewczynę, która nieśmiało wychyla
się zza drzewa.
- Proszę nie rób mi krzywdy –
prosi, unosząc ręce do góry jakby chciała się poddać. – Ja tylko… pomyślałam że
potrzebujesz pomocy – zauważyła, wreszcie unosząc wzrok do jego twarzy. Jej
oczy wydają się dzikie, wręcz rozbiegane. Nos łudząco przypomina mu ten koci, a
jej ręce zakończone są szponami. Nie ma paznokci, tylko długie szpony, którymi
mogłaby zrobić mu krzywdę, gdyby chciała.
- Aha – wywracam oczyma. – Tak,
jasne. Dzięki, ale poradzę sobie – zapewniam się niespecjalnie wierząc w tę jej
pomoc, ale dziewczyna nie daje za wygraną.
- Proszę – mruczy niczym
prawdziwa kocica, a jej brzuch głośno oświadcza, że potrzebuje posiłku i to na
gwałtu rety. Zaciskam mocno pięści, a Winter, który do tej pory trzymał się na
uboczu, wskakuje mi na ramię i liże mnie po policzku, jakby chciał dać znać że
wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie muszę się niczym martwić. Ale
muszę! Ta laska chce mi zjeść MOJE żabodziki! Mam za nie dostać nagrodę i to
dość pokaźną! Darmowe posiłki podczas całej imprezy i kilkanaście monet.
Tylko, że sam sobie z nimi nie
poradzę. Nie, kiedy szwankuje mi ten cholerny błędnik. Odruchowo zagryzam zęby
na swoim kciuku, lustrując ją uważnie spojrzeniem. Dziewczyna wygląda na silnego
osobnika, który doskonale sam by sobie z takim stworem poradził, ale z jakichś
przyczyn tego nie robi. Może po prostu nie znosi zabijania, albo brzydzi się
widokiem krwi? Albo zwyczajnie zabrałem jej upatrzone jedzonko sprzed nosa.
Trudno! Kto pierwszy ten lepszy, co nie? Ale to burczenie… ugh, robi mi się jej
żal, więc sięgam do swojej torby i wyciągam z niej kilka kanapek, które wziąłem
ze sobą. Przez chwilę jeszcze ze sobą debatuję, a potem podaję jej jedzenie.
Dziewczyna nie waha się ani przez chwilę. Ze smakiem wgryza się w nie, jakby od
co najmniej tygodnia niczego nie miała w ustach.
- Smacznego – rzucam na ten
widok, rezygnując z jedzenia. Sam nie czuję jeszcze głodu, a ona chyba
faktycznie ich potrzebuję, więc wyciągam kolejne, już ostatnie i oddaję jej je
na później. – Powoli… nikt ci ich nie zabierze – rzucam jeszcze, upijając łyk
wody ze swojej manierki, zaraz oddając podając jej ją do popicia. Dziewczyna
uśmiecha się do mnie lekko i gdy już zaspokaja swój pierwszy głód chowa resztę
jedzenia do swojej torby, po czym podchodzi do mnie i uśmiecha się czarująco.
- Dziękuję – mówi i zanim zdaje
sobie sprawę z tego co się dzieje, mam swój własny sztylet przyłożony do szyi.
O żesz! Zamieram w bezruchu. Serio?! Człowiek okaże serce i tak kończy?
- Weź się nie wygłupiaj… - rzucam,
piorunując ją wzrokiem i nieznacznie przesuwam stopę w bok, żeby zmienić swój
środek ciężkości i przygotować się do ataku. Niestety… dziewczyna nie jest
sama. Zza krzaków wyłania się tuzin jej podobnych i ta uśmiecha się do mnie z
wyraźną satysfakcją.
- Następnym razem – rzuca, łapiąc
jednego z żabodzików i przerzucając go sobie przez ramię z łatwością, której
mogę jej tylko pozazdrościć. – Wybieraj mądrzej swoje miejsca polowań –
poradziła. – To jest nasz teren – dodała, po czym wraz ze swoją „świtą” po
prostu się oddaliła.
Patrzę jeszcze za nią z
niedowierzaniem, po czym piorunuję wzrokiem Wintera.
- I co? Zadowolony? – pytam swojego
pupila, kopiąc wściekle grudkę ziemi. – Z sercem podejdź, ta jasne… nigdy
więcej – burczę i raz jeszcze mrużę oczy, gdy tylko Winter próbuje zaprotestować.
Teraz tylko kuli się i piszczy żałośnie, chyba z rezygnacją. Zbieram zwoje rzeczy
i wracam do Ardei. Może uda mi się chociaż dostać jeszcze jakąś robotę, a jeśli
nie… piwo w tej chwili wydaje mi się zbawieniem. Co za parszywy dzień… zaczynam
żałować, że przyszedłem do tej wioski. Żałować, że dałem się namówić na tę szaloną
imprezkę.
Co jeszcze może pójść nie tak? No
co? Znając mnie… wszystko!
Tak się podejść dał? Oj, oj... nie dość, że traci ostry język to i czujność. Winter już kradnie moje serducho. Znowu czytało się niezwykle szybko i przyjemnie. Ja chcę więcej jego przygód!
OdpowiedzUsuńTak. Dał się. Zwali to na błędnik i te sprawy xD Czasem i jemu coś nie wypala. Dzięki wielkie!
UsuńO losie, czyli będzie strasznie marudny na Sylwku... Haha, no biedny ten Gave. xD Chociaż z drugiej strony przyda mu się kilka pstryczków w nos! xD
OdpowiedzUsuńPopieram komentarz wyżej, styl pisania jest świetny, przyjemnie się czyta i idzie to bardzo płynnie. ^^ Też chcę więcej!
Może trochę marudy z niego wyjdzie. Owszem przyda mu się kilka pstryczków xD Chociaż teraz zwala wszystko na Febe :P Dzięki, cieszę się, że się podoba. Więcej... no na pewno kiedyś będzie :)
Usuń