| Anguli | syn najwyższej zielarki w Lerodas | 105 lata | 210cm |
________________________________________________________________________________
🍀
Anguli są jedną z najbardziej popularnych ras zajmujących tereny Lerodas. Gatunek podzielił się na mniejsze i większe plemiona, większość z nich wspiera w sporze Armonie, jednak zdarzają się również grupy stające po stronie Fasarii. Wśród innych mieszkańców Mathyr rasę tę wyróżniają długie uszy i specyficzne nosy. Stworzenia te mają bardzo wyczulony zmysł słuchu, węchu oraz smaku. Plemiona w głównej mierze dzielą się na zielarzy, medyków, znachorów oraz wojowników. Wiek dojrzałości osiągają kończąc 100 lat.
Walwan jest trzecim w kolejności dzieckiem pary Alpha, największego z plemion Anguli. Jego matka Floriane uchodzi za największą zielarkę Mathyr, a na pewno Lerodas. Ojciec, Maron, jako jeden z wybitniejszych wojowników Lerodasu, poza stanowiskiem Alphy przyjął na barki rolę jednego z wielu strażników kryształu zdobytego przez Armonie.
Poza rodzicami Walwan posiada również liczne rodzeństwo. Pierworodna Midnight szkoli się na kapłankę, jest od niego sporo starsza, bo o całe 100 lat. Brat Vincenzo, rodzinny śmieszek i osiłek w jednym, silny raptus starający się właściwie o nic. Ciężko brać go za starszego i to aż o 73 lata. Na szczęście są jeszcze Barros i Saphira, młodsze rodzeństwo, brat o trzy lata, siostra o pięć. Z nimi samiec ma bardzo bliskie relacje. Jest też przybrane rodzeństwo, z którym Wan jest mocno związany. Yerbe - młodszy o trzy lata ork oraz Layla - sierota po przyjaciołach rodziców. Starsi? No cóż... Midniht jest dość wyniosła, ale bardzo ambitna, jednak ciężko się z nią rozmawia, gdy już na dzień dobry patrzy na ciebie z góry. Vinc z kolei wciąż nie wyrósł z głupich psot i nad wyraz często korzysta ze swoich mięśni. Tak czy siak, rodzina nie ma ze sobą większych problemów, nie znane są im żadne większe patologie. Nawet fakt, że Walwan jako jedyny z synów Marona, zamiast na wojownika, obrał sobie ścieżkę medyka-zielarza nie wywołał zawodu w oczach ojca. Podobno od małego samiec przejawiał ku temu potencjał i matka otwarcie mówi, że już teraz powoli przerastą ją samą swoimi umiejętnościami. Pewnie dlatego ostatnio tak często podsyła mu swoich nowych klientów... Sama ma całkiem spory wianuszek stałych bywalców, więc zaczyna wyręczać się zdolnym synem.
|| INNE ||
🍀
________________________________________________________________________________
Zapraszam do wątkowania! ^^
Chętnie wpadnę niedługo xD
OdpowiedzUsuńPozbycie się Hermesa Guzika zabrało mu dobry tydzień. Mężczyzna był podstępnym, żmijowatym typem. Miał swoje gniazdo na terenie Lerodas i pracował z Fasariami. Armonie zjadał na śniadanie. Gave wziął się za to zlecenie głównie dlatego, że "U Klementyny" Akane jeszcze nie było, a kilka zabłąkanych dusz Armonii nie chciało dać mu spokoju. Zebrał potrzebne informacje i wkroczył w gniazdo Guzika, udając zainteresowanego pracą dla tego mężczyzny. Na początku zdawać by się mogło, że Hermes dał się podejść. Chętnie opowiadał o swych działaniach, dawał mu nawet wyłapywać Armonie i kilka z nich torturować. Gave przy tym wszystkim starał się omijać newraulgiczne punkty "wróżek", ale i tak za każdym razem czuł się paskudnie. Hermes w końcu zorientował się co się dzieje i zaatakował chłopaka. Nie było lekko. Miażdżący uścisk mógł znów poharatać mu żebra, ale najgorsze było ugryzienie. Żmijowaty ugryzł go w szyję, wpuszczając swój własny jad do organizmu chłopaka i choć Gave ostatecznie go zamordował, nie czuł się zwycięzcą. Uwolnił wszystkich więźniów Guzika i zapakował sobie do plecaka trochę kosztowności (plecak zwinął Tonemu, w ramach procentów od pożyczonej kasy xD), po czym wspierając się raz po raz o kolejne drzewa ruszył przed siebie. Świat wirował mu przed oczyma, ciało wydawało się cholernie odrętwiałe. Czuł pot wstępujący mu na czoło. Miał wysoką temperaturę i walczył o każdy oddech. W głowie miał tylko mapę do niejakiego Walwana. Febe o nim wspominała, a i w karczmie w Lerodas dowiedział się, że jest on całkiem niezłym zielarzem. Nie widział więc innego wyjścia jak zawrócenie nieznajomemu głowy.
OdpowiedzUsuńDobre cztery godziny błąkał się po okolicy, zanim ostatecznie stanął na progu domostwa mężczyzny. Zapukał do drzwi, opierając się ciężko na swoim mieczu. Dziś służył mu tylko i wyłącznie za podpórkę.
Gave
"Wolna Wisteria" była mu domem. Mógł do niej zawsze wrócić i często tam przebywał. Ale... nie była tym czego w życiu szukał i siedzący tryb życia w końcu przestał mu odpowiadać. Coraz częściej brał sobie wolne w celach małych i większych podróży. Tym razem za swój cel obrał Lerodas. Chciał poznać tamtejsze zioła i rośliny. Nauczyć się czegoś nowego. Usprawnić mikstury które już znał, stworzyć lepsze trucizny. Och Lerodas brzmiało niczym raj dla takich eksperymentów. Dlatego nie zważając na swój tchórzliwy charakter udał się tam z werwą.
OdpowiedzUsuńWerwą, która szybko została sprowadzona do zera. Lasy Lerodas były zdecydowanie bardziej przerażające niż przypuszczał. Tu coś pohukiwało, tam strzelało, coś innego zasyczało gdzieś obok jego stóp, a fakt że zapadł już zmrok wcale mu nie pomagał. Musiał szybko znaleźć schronienie, więc puścił się biegiem, dalej zachowując swój naturalny taniec między gałęziami. Nie pozwalał sobie nawet na najmniejszy błąd. Światło czyjegoś domu aż napełniło jego serce ciepłem. Dopadł do niego zdyszany i zaczął walić pięściami w drzwi.
- Przepraszam! Przepraszaaaam! - krzyknął, mając wrażenie, że zaraz las naprawdę go dopadnie. - Jest tam kto?!
Acair
Gave dał się poprowadzić do kozetki, obserwując mężczyznę uważnie. Sięgnął nawet dłonią w stronę miecza, ale zrezygnował, gdy ten został tylko postawiony w bezpiecznym miejscu. Posłusznie położył się, patrząc lekarzowi prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Łowienie ryb jest nudne - rzucił zanim dotarło do niego, że to najprawdopodobniej nie było pytanie na które powinien odpowiadać. Ech, świetnie. Zamieniał się we własnego ojca. Aż poczerwieniał na twarzy, chociaż szczęśliwie mógł to zwalić na temperaturę.
- Ubiłem - potwierdził. - Nie żyje... - powtórzył. - Da radę z tego wyjść? - zapytał go szeptem. - Czy mnie też czeka no śmierć? - popatrzył na różowiastego mężczyznę pytająco.
Gave
Acair wpadł do środka, mijając w progu mężczyznę i nawet go nie lustrując spojrzeniem. Wnętrze domu w tej chwili wydało mu się czystym zbawieniem. Oparł dłonie o swoje kolana i przez pierwsze chwile po prostu oddychał głośno uspokajając się. Tu już nic mu nie groziło. Chyba. Bo przecież mógł trafić na dobrze maskującego się seryjnego mordercę, który mordował dosypując coś do tych wszystkich herbatek, którymi poił swoje ofiary. Obrzucił spojrzeniem Walwana, szczególnie wpatrując się w jego przyjazne oczy. Podobno oczy były zwierciadłem duszy a w tej jednej chwili Aci postanowił uczepić się tej myśli i trzymać jej kurczowo. Walwan nie był seryjnym mordercą. To nie był seryjny morderca. Nie dosypie mu niczego do herbatki.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - wyszeptał, wreszcie prostując się i ostatni raz biorąc głęboki wdech. - Nie, nie... - pokręcił przecząco głową. - Ja... no tyle tu odgłosów - aż się wzdrygnął. - Miałem wrażenie, że coś mnie goni - wyjaśnił. - No i chyba trochę się pogubiłem w tym lesie... - przyznał, po czym spojrzał po swojej torbie, wyciągając z niej interesujące rośliny. - Ale znalazłem kilka cudeniek - dodał już nieco radośniej. - Acair - wyciągnął dłoń do swojego wybawcy, nagle przypominając sobie że się nie przedstawił.
Aci
Gave drgnął na tę stopę. Nie sam jej wygląd go zaskoczył, tylko fakt że nagle znalazła się tak blisko niego. Przez chwilę obserwował te dwa paluchy, nie do końca rozumiejąc o czym mówi mężczyzna. Zaraz jednak przesunął wzrok w górę obserwując to całe ugryzione miejsce. Zacisnął mocno wargi. Nie, łowienie dalej go nie bawiło.
OdpowiedzUsuń- To... może mnie nauczysz? - zapytał, przenosząc wzrok do twarzy doktorka. - Tego łowienia gołymi rękoma... - dodał zaraz, krzywiąc się na wiadomość o tygodniu bez pożycia. Czyli "Klementynki" przez tydzień nie może odwiedzać. Cóż... w takim razie będzie trzeba połączyć nieprzyjemne z pożytecznym. - Skoro nie mam chędożyć... - powtórzył po nim, czerwieniejąc trochę na twarzy. - ...to chętnie tu zostanę i nauczę się łowić - rzucił lekkim tonem, krzywiąc się gdy mężczyzna wprowadził rurkę do jego rany. Nie jęczał i nie robił gwałtownych ruchów, pozwalając mu działać. Ratował mu życie, a Gave mimo wszystko chciał jeszcze pożyć.
Gave
Acair nie skomentował słów o Fasach. Byłby głupi, gdyby się o to obruszał. Jego wygląd od razu zdradzał co jest pięć a co dziewięć. Przytaknął więc głową, po czym uśmiechnął się do mężczyzny przyjaźnie.
OdpowiedzUsuń- No chyba, że Liubhairy wychodzą na powierzchnię. Wtedy wrzask jest nieziemski - przyznał szczerze przypominając sobie ten huk piasku i wielkie pyski potworów. Aż wzdrygnął się na to wspomnienie.
Zesztywniał cały, gdy mężczyzna dorwał się do jego ręki i zaczął wdychać ziółka. Przez moment nawet nie oddychał a jego opóźniona reakcja wskazywała na to, że chłopak starał się usilnie scalić z pomieszczeniem. Dopiero po dłuższej chwili zaczerpnął powietrza w płuca.
- Trochę - przyznał z wyraźną rezerwą. - Coś tam potrafię - dodał już nieco spokojniej, mając nadzieję, że mężczyzna nie przyprawi go o kolejny zawał. - I słyszałem, że macie tu całkiem niezłe rośliny - dodał przyjmując do wiadomości wiadomość o spiżarce. - Szukam gwiezdnego ziela - dorzucił do kotła, mając nadzieję że mężczyzna być może będzie mu mógł chociaż doradzić kierunek poszukiwań. Zacisnął mocniej dłoń na swojej torbie i schował zioła do środka.
- No i... - rozejrzał się po pomieszczeniu. - ....mógłbym spędzić tu noc? - zapytał, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. - Kawałek podłogi wystarczy - zapewnił szybko. - Zmyję się skoro świt - obiecał szybko. - Bo tam... no tam jest strasznie...
Acair
Gave skrzywił się lekko przy wiadomości o Armoniach. Te mogły nie chcieć go w pobliżu, zważywszy na tortury jakie przez niego doświadczyły. Jasne, pomógł im, ale metody miał budzące kontrowersje. Zacisnął mocno usta trochę się tym martwiąc. Wieść o tym mogła się już roznieść. Gave nauczył się już, że poczta pantoflowa jest znacznie poważniejszym przeciwnikiem niż Internet. Zamknął oczy i odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- Nie będziesz miał problemów? - zapytał zielarza. - Pomagając mi? - zerknął na niego ukradkiem. - Pracowałem dla Guzika... - przyznał mu się. - Chwilę tylko, ale jednak... - odchrząknął, masując sobie skronie dłońmi. Cholerne migreny dochodziły do głosu za każdym razem, gdy zaczynał się czymś denerwować.
- Półnagie driady i kuszące kobiety... nie są problemem - zapewnił go spokojnie i uśmiechnął się pod nosem. - A ja... no chętnie poznam coś nowego. Lubię się uczyć - przyznał.
Gave
Mimowolnie Gave odetchnął z wyraźną ulgą, na wiadomość, że Walwan nie będzie miał przez niego żadnych problemów. Nie był co prawda pewien, czy mężczyzna nie kłamał, ale postanowił w to nie wchodzić głębiej. Spojrzał na dany liść i spróbował się podnieść, ale ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma na to sił. Obrócił się delikatnie na bok i zamknął na moment oczy.
OdpowiedzUsuń- Mężczyźni mnie nie interesują - wymamrotał czując że rozumowanie mężczyzny poszło w złym kierunku. - Jak zbiorę siły to się stąd ewakuuje - obiecał mu szybko. Nie będzie mu kozetki zabierał dłużej niż to w ogóle było konieczne. - Ale trzymam cię za słowo - dorzucił jeszcze.
Gave
Acair musiał się z nim zgodzić. Mniej różnorodne dźwięki i właściwie tylko jednego typu przerażały. Zresztą na pustyni nie był aż tak niespokojny. Tam... mniej więcej wiedział czego może się spodziewać. Tu, w tym lesie... nie bardzo.
OdpowiedzUsuń- Okay - Acair przesunął dłonią po swych włosach. - Ale Siivet Lasku to rejony skrzydlatych - zauważył. - Oni mnie na dzień dobry by pożarli - dodał zaraz wyjaśniając mu dlaczego właściwie tam się nie udał. Wzruszył lekko ramionami i zacisnął mocno wargi. - Do eksperymentów z pewnym składnikiem - wymamrotał stukając palcami o swoją torbę. - No i do maści na przyspieszenie gojenia - dodał, wyciągając końcówkę swojego wynalazku. Podał go Walwanowi, a samemu rozejrzał się dookoła z niewyobrażalnym uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję - powtórzył po raz drugi. - Ale na pewno jesteś lekarzem? No... coś pacjentów ci brakuje - odchrząknął z rezerwą jeszcze i z powściągliwością obserwując mężczyznę.
Aci
Chłopak pokiwał energicznie głową.
OdpowiedzUsuń- Pokrzywica - wyjaśnił mu zadowolony z siebie. - A działa niesamowicie i jest łagodniejsza dla organizmu - wyszczerzył się do mężczyzny. Ten zdawał się znać na rzeczy, co niezwykle mu odpowiadało. - Wystarczy zachować odpowiednie proporcje - dorzucił jeszcze, chowając słoiczek do torby i rozglądając się za tą pacjentką. Jej skrytość musiała być niezwykła bo nawet nie zauważył by ktokolwiek, poza Walwanem, zamieszkiwał to domostwo.
- Rozumiem - rzucił tylko, przysiadając na jednej kozetce. - To ja jednak... no uhm tę herbatę... chętnie wypiję - odchrząknął.
Acair
Gave skrzywił się wyraźnie. Okay, spodziewał się że to nie pójdzie aż tak gładko, ale nie znosił być przykutym do łóżka. Zacisnął jednak wargi, żeby nie okazać się niewdzięcznikiem.
OdpowiedzUsuń- Jasne - wymamrotał, bo miał wrażenie że to i tak lepsze niż nagłe przybycie do Febe. Kobieta dałaby mu coś kompletnie niejadalnego dla własnej satysfakcji z udręczania go na łóżku. Cóż nie dziwił się tym absolutnie. Sam sobie by to zrobił, gdyby ciągle przyłaził ktoś taki po pomoc. To tutaj i tak było lepsze.
- Jest szansa, że jutro stanę na nogi? - zapytał go. - Wiem, mówiłeś o tygodniu... ale chodzi mi o no... o te ryby - westchnął zrezygnowany. Po prostu chciał się poruszać. To wszystko. Dźwignął się na łokciach, a potem powoli usiadł, krzywiąc się przy każdym ruchu. - Nigdzie nie idę - rzucił krótko, sięgając do swojego plecaka po bukłak z wodą. Chciało mu się pić i to bardzo. Wypił od razu połowę jego zawartości, po czym wrócił do pozycji leżącej.
- Mhm... zapłacę za leczenie - zapewnił go zaraz. Nie chciał robić za darmozjada.
Gave
Gave niemal na niego nie wskoczył z wyraźnej ulgi. Uśmiechnął się radośnie. Skoro już jutro będzie mógł chodzić to nie miał powodów do zmartwień. Tyle w łóżku wytrzyma.
OdpowiedzUsuń- Świetnie - wyszczerzył się do niego, będąc od razu w znacznie lepszym humorze niż jeszcze chwilę temu. Nawet gwizdał sobie przez chwilę przed nosem. - Oj ja cierpliwości mam dużo - zapewnił go. - Jeśli nie musze leżeć w łóżku - dodał jeszcze, spoglądając na zielonkawą maź. Pokiwał lekko głową, od razu zabierając się za jej jedzenie. Ugh... omal nie zwrócił pierwszej części, z trudem ją przełykając i już mniej chętnie patrząc na jej ilość.
- Mógłbyś popracować nad smakiem... - burknął, bo ta smakowała jak wydalone resztki obiadu trolla.
Gave
Acair nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Wreszcie trafił na kogoś kto go rozumiał. Kto znał się na rzeczy.
OdpowiedzUsuń- Ale przewrotka zielona minimalizuje straty - pstryknął palcami z błyskiem w oczach, kiwając zaraz głową. - Niemowlakom dalej bym jej nie polecał, ale reszta... - uśmiechnął się do niego szeroko, słuchając o jego rozwiązaniu. - Tak, to jest zdecydowanie bezpieczniejsze - zgodził się, z fascynacją przyglądając się jego pracy. Dotknął palcami ziółka i powąchał je, po czym zerknął na niego.
- Mogę zobaczyć poradnik? - zainteresował się, chcąc po prostu zobaczyć co w nim takiego się znajduje a i może zapamiętać coś interesującego.
Acair
Acairowi zaświeciły się oczy, gdy tylko usłyszał ten komplement, po czym doskoczył do Wana i złapał go za dłonie, wpatrując się w jego oczy.
OdpowiedzUsuń- Naprawdę? - zapytał go. - Naprawdę, naprawdę? - chciał koniecznie dostać potwierdzenie jego słów, a zaraz uśmiechnął się szeroko. - Przyjmiesz mnie na nauki? - ścisnął trochę mocniej jego dłonie. - Nie zawiodę cię, obiecuję - dodał zaraz, bo tak po prawdzie tęsknił za takim poletkiem. Chciał wiedzieć więcej i potrafić więcej. Zaraz też usiadł do przepisów, wyciągając jeszcze swój pergamin. Popatrzył na Walwana.
- A mogę sobie odpisać ciekawsze przepisy? - zainteresował się, nie chcąc tego robić, gdyby mężczyzna jednak sobie tego nie życzył. Rozumiał czyjąś ciężką pracę.
Acair
Gave wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem co to znaczy często - spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. - Z cztery razy w miesiącu będzie... chyba, że to grubsza sprawa. Na przykład w tym miesiącu nie planuję już nic wymagającego, ale co przyniesie los to się zobaczy - uśmiechnął się do niego, po czym skrzywił i znów wsunął trochę zielonej mazi, usilnie starając się opanować odruchy wymiotne. Tortury, istne tortury, a mazi nie ubywało. Ciągle było jej pełno.
- Jesteś pewien, że ona się magicznie nie odnawia? - postukał w opakowanie i westchnął, znów wsuwając jej trochę. Im szybciej zje, tym szybciej pozbędzie się tortur.
- Pora nie gra roli - zapewnił go, po czym zmarszczył lekko brwi słysząc jakieś stuknięcie. Był pewien, że jest tu sam z Walwanem, ale najwyraźniej się mylił. Odruchowo złapał za rękojeść miecza, rozglądając się dookoła. - Ktoś tu jeszcze jest? - zapytał mężczyznę.
Gave xD
Chłopak zdziwił się nieco, bo nie bardzo zrozumiał. Przecież już mu odpowiedział.
OdpowiedzUsuń- No... ze cztery razy w miesiącu - powtórzył. - Czasem trochę mniej, ale ostatnio... no często - przyznał w końcu pokonany. Chcąc nie chcąc obrażenia dostawał dość często, mniejsze lub większe, ale ostatnio przechodził samego siebie w otrzymywaniu obrażeń.
- Okay... to uhm w razie czego mnie obudzisz, co nie? - upewnił się, że taka opcja też istnieje, zanim zgodził się na cokolwiek. Słysząc o pęcznieniu wziął to na poważnie i aż jęknął. Skoro pęczniało w naczyniu to i w nim. Jak on miał to dopchać? Aż mu łzy stanęły w oczach.
- Nie dam rady... - bąknął cicho. - Przecież to jest nie do wykonania - wsunął kolejną porcję i tym razem musiał odpuścić resztę na dłuższy czas. Zrobiło mu się niedobrze i chyba nawet pozieleniał na twarzy. Opadł na kozetkę, zaciskając mocno powieki.
- Okay... - szepnął. - Nie będę jej straszył - zapewnił go cicho, bo nie chciał by jego podopieczna źle się czuła przez jego własną wścibskość.
Gave
- Nigdy w życiu - Acair zaprzeczył szybko głową. Nie byłby w stanie sobie zasług przypisać. No chyba, że usprawniłby przepis lub zmienił go znacząco. Wtedy co innego, ale i tak pewnie powiedziałby że to przepis Walwana z małymi poprawkami. Zaczął z zaciekawieniem przeglądać kartki i notować co nieco na swoim pergaminie, już nawet główkując co można by usprawnić.
OdpowiedzUsuń- Chciałbym nauczyć się więcej - zacisnął mocno wargi, patrząc Walwanowi prosto w oczy. - O właściwościach roślinek i może poznać nowe... - dodał zaraz. - No i poznać jakieś fajne metody leczenia - dorzucił po kilku chwilach milczenia. - Po prostu spróbować... - wymamrotał, bębniąc palcami o blat stołu i spoglądając na porcelanowe naczynka, w którym robił się wywar. - Mhm ma intensywny zapach - skomentował.
Acair
- Czyli nie muszę się tu wprowadzać? - zapytał go chłopak, którego ta wizja trochę przytłoczyła. Jasne, chciał powoli zmieniać swoje miejsce zamieszkania. Pragnął czegoś więcej niż barmowanie w "Zamtuzie", ale nie widział siebie tutaj. Jeszcze nie. Pokiwał głową na znak, że rozumie a propo praktycznej nauki i odetchnął z ulgą na wieść, że może sobie notować.
OdpowiedzUsuń- Wszystko jasne - pokiwał głową na znak, że wszystko mu odpowiada. Na razie, bo przecież w praktyce różnie bywało. Nie zamierzał się jednak tym przejmować. Przynajmniej dopóki nie spróbuje. - To może... - zmarszczył nos. - Może trzeba dodać coś dla złagodnienia tego zapachu... - zaproponował.
Acair
- Nie z każdego - pokręcił przecząco głową, chowając twarz za ramieniem. - Tylko z tych większych... na których trzeba się napracować - bąknął, orientując się jak jego poprzednie słowa mogły zabrzmieć i wcale mu się to nie spodobało. - Po prostu... jakoś tak wychodzi - dodał jeszcze. Dochodził do wniosku, że częściowo jest to spowodowane tym, że absolutnie nie chciał używać swoich mocy podczas tych zleceń. Używał jej tylko i wyłącznie w krytycznych sytuacji.
OdpowiedzUsuń- Dwie minuty - powtórzył po nim. - Wyrobię się - zapewnił go zaraz i z ulgą odstawił naczynko z płynem, żeby wygodniej położyć się na kozetce. Odpoczywanie jednego dnia i potem powrót do żywych brzmiało idealnie.
- Coś ciepłego - poprosił. - A mogę dostać pajdę chleba? - zapytał jeszcze, bo nie pamiętał, kiedy miał coś w ustach po raz ostatni. Guzik raczej niechętnie dzielił się jedzeniem, a że zjadał Armonie... to Gave niechętnie do takich posiłków zasiadał.
Gave
Gave zacisnął mocno wargi. Przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią, co do swojego własnego imienia. Ta nieśmiała pacjentka Walwana go niepokoiła mimo wszystko. Może nie powinien go podawać? Pomasował się po skroniach czując się dość niepewnie z tym wszystkim. Walwan wydawał się być godnym zaufania człowiekiem, ale znowu... ta dziewczyna, co to nie chciała pokazać swojego nosa go niepokoiła. Nie lubił takich niewiadomych.
OdpowiedzUsuń- Gavin - odruchowo przedstawił się imieniem swojego brata. - Może być Gavin - spojrzał po mężczyźnie i opadł na poduszki. Pokonała go własna niepewność. No pięknie Gave, pięknie.
- Sucha wystarczy - zapewnił go nie chcąc mu dokładać roboty. - Albo... to masło brzmi świetnie, ale bez żadnej nakładki - poprosił, czując że większych ekscesów jego żołądek nie wytrzyma. - Dlaczego lubisz pamiętać o swoich pacjentach? Skąd pewność, że jeszcze tu wrócę? - zainteresował się.
Gave
- To dobrze, bo no... nie chciałbym tak od razu się wprowadzać - przyznał szczerze. Miał już pewne miejsce, w którym dobrze się czuł i był tam mile widziany. Nie chciał z tego rezygnować. Przynajmniej nie w tej chwili. Nie potrzebował tego. Uśmiechnął się lekko i skinął głową na wyjaśnienia. Zerknął posłusznie na odpowiednią stronę. No dobrze to trochę wyjaśniało sprawę choć zapach i tak był zdecydowanie za mocny jeśli chodziło o jego gusta.
OdpowiedzUsuń- Ale co ma pobudzająca herbatka to wymiotów? - zainteresował się, wstając. - Bo przed chwilą mówiłeś, że to tylko herbatka na pobudzenie... ma pobudzić wymioty? - spojrzał na niego z powątpiewaniem.
Acair
Acair wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem pewien - przyznał z rozbrajającym uśmiechem. - No jakieś tam miejsce pobytu mam - rzucił, zastanawiając się nad tym trochę dłużej. - Mam miejsce, gdzie mogę spokojnie spać i gdzie jestem mile widziany. No i jak tam przychodzę to zawsze mogę stanąć za barem czy coś - rzucił lekko. - Ale to nie jest takie miejsce, gdzie chciałbym spędzić całe swoje życie - podrapał się po głowie. - Zamtuz raczej nie należy do dobrych miejsc, gdy w grę wchodzi rodzina czy coś - zaśmiał się lekko, po czym wysłuchał go a propo herbatki i gdy ten wspomniał o większym stężeniu w tej chwili pokiwał lekko głową.
- Zachęca do zbliżeń? - uniósł wysoko brew. - Och... to by się przydała w Zamtuzie... ale by na tym interes był... gdyby no wiesz taką herbatkę tam serwowano to już i tak napaleni klienci byliby gotowi na więcej. Myślałeś o sprzedaży jej tam? Mógłbym ci pomóc - zaproponował od niechcenia i uniósł dłonie do góry. - Za nic. Za darmo... bo przecież no... będziesz mnie uczył - błysnął zębami w rozbrajającym uśmiechu.
Acair
Gave przez chwilę milczał. Nie czuł się zbyt dobrze z tym, że używa imienia swojego zmarłego brata, a to w ustach Walwana choć brzmiało dość łagodnie, wywołało bolesny grymas na jego twarzy. Widoczny tylko przez krótką chwilę, ale jednak.
OdpowiedzUsuń- Dogadałbyś się z medyczką, którą znam - uśmiechnął się do niego słabo, przez chwilę myśląc o Febe. Wan zdawał się mieć podobne metody i sposób bycia co ona. Przynajmniej na pierwszy rzut oka i w relacji pacjent i lekarz. Z tą różnicą, że Febe zdawała się mieć większe jaja, ale przecież Walwana nawet nie znał. Nie mógł jeszcze zdecydować czy się tym różnili czy też nie.
- Sprawdzeni medycy... - zacisnął mocno wargi. Przydaliby mu się. W każdym zakątku Mathyr, ale o takich było trudno. Nawet nie był pewien czy jemu mógł do końca zaufać. Na razie trzymał się na baczności. Znów wepchnął w siebie trochę mazi i rozkasłal się zieleniejąc na twarzy. - Jezu... - wymamrotał. - Więcej tego nie tknę. Zapomnij - burknął siadając powoli i sięgając po kawałek chleba. Wgryzł się w niego powoli i przeżuwał go długo.
- A znasz może sposób na ból głowy i klatki piersiowej? - spojrzał po mężczyźnie. - Taki ból... chyba z nerwów? Pojawia się dość nagle i jest strasznie męczący...
Gave
Gave przytaknął mu z delikatnym uśmiechem na twarzy. Co prawda nie miał pewności, czy powinien wyjawiać imię Febe... ale z drugiej strony, kobieta na pewno już poczyniła pierwsze znajomości medyczne w tym świecie.
OdpowiedzUsuń- Febe - odparł spokojnie. - Jest niesamowita, na wszystko ma odpowiedź... pod względem medycznym to jest - dodał zaraz i potarł dłonie o siebie, opadając z powrotem na kozetkę.
- Chwilowo najczęściej w Terrze - dodał po dłuższej chwili namysłu. - Ale raczej wszędzie mnie pełno - skrzywił się lekko. Nie potrafił zbyt długo usiedzieć na tyłku w jednym miejscu, więc zwyczajnie zwiedzał świat. Gorzej, że za tym szły rany i inne dolegliwości. - Właściwie... - spojrzał na Walwana uważnie. - Jest szansa, że nauczyłbyś mnie szyć? To... no przydaje się - odchrząknął, myśląc o ranach które najczęściej zdobywał. Zastanowił się też nad opisem tego bólu. Nie był pewien jak go opisać, bo pojawiał się w różnych momentach, a wtedy chłopak nie myślał o zastanawianiu się nad tym czy go kłuje czy zapiera dech. Jedyne o czym myślał to o tym by w końcu atak się skończył.
- Serce mi się zaciska boleśnie... czasem nie mogę nabrać oddechu - przyznał cicho. - Głowa pulsuje, wyciska łzy... - dodał. - Masowanie skroni trochę pomaga...
Gave
Acair poczuł, że się lekko czerwieni. Mimo swoich "podbojów" seksualnych dalej był w większości przypadków po prostu zielony. Zacisnął mocno wargi i spojrzał gdzieś w bok zażenowany swoim zachowaniem.
OdpowiedzUsuń- Nie mam rodziny - odparł cicho. Jedna siostra została na pustyni, a ta przyszywana... no chyba miała go już gdzieś. Znów był sam i wcale nie było mu z tym do śmiechu. Zacisnął nawet delikatnie pięści i sojrzał na Walwana. - A ty? Masz już dzieci? Żonę? Męża? - zainteresował się. - Wolisz kobiety czy mężczyzn? - chciał jeszcze wiedzieć, bo skoro mężczyzna już wszedł w ten temat to nic nie stało na przeszkodzie, by Acair go dokończył. Co do współpracy uśmiechnął się do niego szeroko i uniósł kciuk w górę.
- Pewnie - zgodził się z nim radośnie. - Na pewno wypróbują - zapewnił go jeszcze i uśmiechnął się szeroko podchodząc teraz do mikstury i obserwował uważnie ruchy mężczyzny. Chciał nawet coś jeszcze powiedzieć, ale wtem ktoś zastukał do drzwi. Zastukał to mało powiedziane. Walił do upadłego.
- Wan! Jesteś tam?! Potrzebujemy pomocy! - krzyknął głos z dworu i bezceremonialnie wyłamał drzwi, najwyraźniej będąc bardzo niecierpliwym. Niósł na swoich rękach młodą Armonię z na wpół rozszarpanym gardłem. Acair pobladł na twarzy i odruchowo schował się za medykiem, wychylając zza jego pleców tylko głowę, niczym jakiś strachliwy dzieciak. Ale co zrobić? Mężczyzna niosący poszkodowaną miał coś nieprzyjemnego w oczach.
Acair
Gave popatrzył na medyka trochę rozłożony na łopatki.
OdpowiedzUsuń- No tak, mogłem się domyślić, że właśnie tak będzie - wywrócił oczyma. - Tam, gdzie mnie jest najczęściej to ty akurat nie znasz nikogo... doprawdy... to po prostu moje szczęście - zaśmiał się cicho i rozkasłał zaraz, po czym przekręcił na bok. Szlag! Rzygać przy nim nie chciał ale zrobiło mu się nagle bardzo niedobrze. Nabrał kilka głębokich oddechów, uspokajając swój żołądek.
- Ta mikstura... - spojrzał na zieloną, strasznie okropną maź. - Działa w jaki sposób? Ma zamiar mnie oczyścić wywracając mi cały żołądek do góry nogami? - zapytał go, po czym jęknął przeciągle. - Ah... czyli jak coś mi w głowie wybuchnie to wtedy będziesz wiedział co to i będziesz potrafił pomóc, tak? - upewnił się że dobrze zrozumiał jego słowa. - Heh, w takim razie będę liczył na to, że wybuchnie przy tobie... - dodał zamykając na chwilę oczy. - Mhm... ale mimo wszystko chcę się nauczyć szyć... moje rany do szycia często są... tu... - pokazał wnętrze swojej prawej dłoni.
Gave
Acair odsunął się od mężczyzny, gdy ten przystąpił do działania. Nie wyszedł z pomieszczenia, ale starał się po prostu nie przeszkadzać. Zwłaszcza, że ten zwany Yerbe nie przestawał kręcić się jak mucha w smole. Chodził wściekle po pomieszczeniu.
OdpowiedzUsuń- Cholerni Polszanie - warknął. - Panoszą się ostatnio jak jakieś zasrane waćpaństwo! Myślą, że wszystko im wolno! Rozkochali ją w sobie, a potem... - potrząsnął lekko głową. Acair zauważył, że mężczyzna ma dość głębokie rozcięcie na ramieniu i jakoś tak odruchowo odetchnął głęboko, a potem zrobił krok w jego kierunku.
- Mogę? - zapytał Yerbe wskazując mu krzesło, a ten obrzucił go takim spojrzeniem, że chłopak znów skoczył za Walwana. - Ja tylko... no uhm... mógłbym ci to zszyć - wydusił z siebie, kompletnie tracąc pewność siebie.
- Coś ty za jeden, co? - Yerbe przesunął spojrzeniem od Walwana do Acaira i z powrotem. - Kolejnego przybłędę pod dach przyjmujesz?! Z torbami cię puszczą, Wan!
Acair
Yerbe prychnął tylko siadając z impetem na krzesło i wystawiając ramię do młodego.
OdpowiedzUsuń- Tylko uważaj - spiorunował dzieciaka wzrokiem. - Skręcę ci kark jeśli zszyjesz krzywo - ostrzegł go i odwrócił swój wzrok od rany, wbijając go w Wana. - To ten ile z tobą wytrzyma? Tydzień? Dwa? - zapytał przyjaciela, kiedy Acair pobladł na twarzy, a jego drżące dłonie zaczęły drżeć tak mocno, że chłopak musiał na chwilę odłożyć wszystkie narzędzia. Mimo to nie zamierzał się teraz poddawać. Szycie nie było najbardziej wymagającą czynnością. Miał ją opanowaną do perfekcji. Musiał tylko zebrać się w sobie. Yerbe nie by straszny. Nie był przerażający. Przekonywał o tym sam siebie, ale wystarczyło jedno spojrzenie, aby chłopak pragnął tylko zwiać gdzie pieprz rośnie.
- Ile wytrzymał twój najdłuższy uczeń, hm? Miesiąc? Dobrze liczę - zarechotał i znów spiorunował młodzika wzrokiem. - Co się guzdrasz! Bierz tę igłę i działaj! - fuknął na niego, więc chłopak zagryzł mocno wargi i zabrał się do pracy. Przez to, że Yerbe był niecierpliwy nie trafił dobrze za pierwszym razem. Facet jęknął z bólu i chwycił go wówczas za koszulkę. - Ten nie wytrzyma nawet dnia - rzucił do Wana.
- Może jakbyś się przestał tak na mnie wydzierać to udałoby mi się w końcu cię zszyć! - Acair w końcu wykrzyczał mu w twarz to co chciał i dmuchnął sobie w grzywkę. - Wyprostuj ramię i nie ruszaj się - polecił ostrym acz trochę piskliwym tonem. Zabrał się do pracy, tym razem trafiając w odpowiednie miejsce i sprawnie pracując dalej. Yerbe cmoknął pomiędzy jednym skrzywieniem mordy a drugim.
- No może ze dwa wytrzyma - rzucił z lekką aprobatą w głosie.
Acair i Yerbe
Nie zauważył aby Terranie byli do niego jakoś dziwnie nastawieni, ale pozostawił to sobie. Może był wyjątkiem. Tolerowali go ze względu na Maryl i jej małą rodzinę. Pokiwał jednak głową na znak, że rozumie i potarł sobie skronie dłońmi, patrząc na wiaderko jakoś tak podejrzliwie.
OdpowiedzUsuń- Mhm... a jak to odróżnić? - spojrzał po nim, jeszcze na razie nie wymiotując tylko faktycznie powstrzymując się przed tym. - Jakie mogę dostać symptomy, które no odróżnią bombę od nerwobóli? - zainteresował się, a potem już zwymiotował do wiaderka i zamknął mocno powieki. - Aha... chyba spróbuję - zgodził się z nim niezbyt chętnie.
Gave
Yerbe prychnął coś pod nosem i zerknął na swoją ranę, po czym zdrową dłonią poklepał młodzika po głowie.
OdpowiedzUsuń- Nie daj mu się, to stary zbok. Tylko czeka na swoją szansę - zarechotał, a Acair skończył ostatni szew i odetchnął głęboko, ciesząc się widokiem dobrze wykonanej pracy. Posmarował mu jeszcze ranę swoim specyfikiem i uśmiechnął się do mężczyzny.
- Za dwa, no trzy dni będzie trzeba to ściągnąć i będziesz jak nowo narodzony - zapewnił lekko i zwiał jak najdalej od Yerbe jak się dało. Odłożył po drodze narzędzia, myjąc to co należało. Zajął miejsce przy Walwanie żeby obejrzeć końcówkę jego pracy.
- Tylko trzy miesiące? - spojrzał po mężczyźnie. - Taki jesteś wymagający czy no uczniowie słabi byli? - zainteresował się.
Acair
Gave zastanowił się nad tymi tikami. Raczej żadnych z nich nie miał. Nie odczuwał niczego tego o czym mówił Wan. Odetchnął nawet z lekką ulgą, ale i skinął głową po dłuższej chwili.
OdpowiedzUsuń- Będę się obserwował - zapewnił go tylko, faktycznie trochę się już martwiąc swoim stanem zdrowia, a raczej jego brakiem. Najbardziej obawiał się, że któregoś pięknego razu Febe stwierdzi, że już dość i że powinien co najmniej miesiąc nie robić absolutnie nic poza zdrowotnymi spacerkami i kąpielą w oceanie czy opalaniem się na słoneczku. To jawiło się niczym horror. I to taki okropnie duży i krwisty. Aż się wzdrygnął na tę myśl, po czym już przyłożył głowę do poduszki i odpłynął zanim cokolwiek więcej zdołał pomyśleć. Coś zielonego jeszcze mignęło mu przed oczyma, ale nie skupił się na tym zbyt długo, zasypiając.
Gave
Yerbe prychnął pod nosem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
OdpowiedzUsuń- Odrobinę a to dobre - rzucił lekkim tonem. - Widzisz Wan jest po prostu wymagającym nauczycielem. Jak mu nastąpisz na odcisk... albo... - podszedł do Acaira i pochylił się do niego. - ...albo nie daj boże staniesz się odrobinę lepszy... - przeciągnął palcem po swojej aorcie. - Z dobrego serca ci radzę, znikaj póki możesz - puścił mu oczko, a Acair pobladł na twarzy. Z przerażeniem spojrzał na Walwana oczywiście łykając wszelkie bujdy Yerby i przełknął głośno ślinę, a potem już nic nie pamiętał bo runął jak długi kompletnie nieprzytomny. To było za dużo jak na jego nerwy. Yerbe złapał dzieciaka w ostatniej chwili i roześmiał się gardłowo.
- Niezły szczurek ci się trafił tym razem - rzucił lekko, kładąc chłopaka na wolne łóżko.
Yerbe i gościnnie Acair
Gave wstał z miejsca i musiał mocno przytrzymać się kozetki, żeby się nie przewrócić. W głowie mu zawirowało, ale miał wrażenie, że to z głodu. Przez chwilę stał w miejscu tylko zbierając swe siły, a potem zrobił kilka kroków. Czuł się jak małe dziecko. Każdy z kroków był bowiem chwiejny i zdecydowanie niepewny. Na pytanie Walwana, powoli i z lekkim przybiciem pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń- Nie dam rady - przyznał wreszcie, siadając z powrotem na swoim miejscu. - Chyba jestem super głodny, bo strasznie kręci mi się w głowie - zaśmiał się cicho, bo nawet go nie bolało. Jedyne co to strasznie świat wirował. - Możemy zjeść tutaj? - zapytał go jeszcze, wzdychając lekko.
Gave
Yerbe zarechotał jeszcze głośniej, po czym okrył Acaira jakimś pledem i przysiadł przy swojej małej towarzyszce, obserwując ją ze zmarszczonym czołem.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, nie obserwowałem jej cały czas - odparł szczerze. - Zabawiała się z nimi jak zwykle - uśmiechnął się lekko. - Wiesz, roztaczała wokół siebie tę swoją energię i miłość. Tę radość z życia, a oni to wykorzystali - żachnął się, zgrzytając zębami. - Ech ale nie powiem ci czy to byli Polszanie czy Argarczycy... ich się nie da odróżnić na pierwszy rzut oka - zauważył cierpko. - Stawiam na Polszan... bo to były okropnie bogate szuje, ale... pewności nie mam. A to wszystko w naszej karczmie. Tej na skraju lasu - uderzył dłonią w kozetkę i zaczerpnął mocno powietrza. - Uważaj Wan - poradził mu. - Nie dobrze się ostatnio dzieje...
Yerbe
Gave zastanowił się chwilę. No przecież mu nie powie, że wyrzuty sumienia bo torturował biedne Armonie. Zacisnął mocno wargi i sięgnął po serek, ale żołądek znów fiknął mu koziołka, więc odłożył jedzenie.
OdpowiedzUsuń- Chyba tak - mruknął. - Jestem głodny, ale mój żołądek chyba nie chce jeść - wymamrotał, spoglądając na niego. - Podchodzi mi do gardła gdy patrzę na jedzenie - sięgnął po napar i powoli upił mały łyczek. - A ta zielona maź... śniła mi się dzisiaj. Horror... tonąłem w niej - dodał oskarżycielsko.
Gave
Yerbe poklepał go pokrzepiająco po ramieniu w odpowiedzi i wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Znasz mnie - odbił piłeczkę. - Złego licho nie bierze - puścił do niego oczko. - A jak już weźmie to taki jeden wyciągnie mnie z tarapatów - dorzucił trochę weselszym tonem. - Zaparzę herbaty - dodał po chwili i gwiżdżąc pod nosem ruszył w stronę kuchni Wana. Znał to miejsce jak własną kieszeń, a w tej chwili potrzebował się czymś zająć. Postawił trzy czarki, licząc na to, że szczur niedługo się wybudzi. Dzieciak mógł być całkiem ciekawą rozrywką.
- Wan, masz jakieś ciekawe zielsko? - rzucił lekko, spoglądając teraz na wciąż nieprzytomną dziewczynę i westchnął ciężko. Naprawdę miał nadzieję, że zdążył tu na czas.
Yerbe i dalej nieprzytomny Aci
Gave przytaknął mu odruchowo, ogrzewając sobie dłonie o czarkę. Jakoś tak wyjątkowo zimno mu było. Upił znów trochę ciepłego płynu i popatrzył trochę zazdrośnie na to jak wcina. Na razie nie zamierzał nawet próbować. Wolałby nie wymiotować, bo oczy chciały. Słuchać swojego organizmu trzeba było, no nie? Spojrzał na niego trochę zaskoczony i pokiwał znów lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - odparł tak odruchowo. - Za pomoc - wyjaśnił o co mu chodzi i postukał palcami po czarce, jakoś tak odsuwając się o kilka centymetrów od Wana. Załapał aluzję i jakoś mu ona nie pasowała. - Nie, nie... - odparł grzecznie. - Nie zamierzam zostawać na dłużej - zapewnił go cicho. - No i ja... ten... wolę kobiety - odchrząknął, jakoś tak postanawiając to zaznaczyć.
Gave
Yerbe nie potrzebował większej zachęty. Zaraz wsadził nos w jedną z mieszanek Wana. Rozpoczął szukanie czegoś co mogłoby mu zasmakować. W końcu wyłowił tę jedną mieszankę i zabrał się za parzenie herbaty.
OdpowiedzUsuń- Ho, ho... Wan, nie spodziewałem się tego po tobie - cmoknął mężczyzna. - Ty? Już z problemami? A co? Nie możesz utrzymać już zbyt długo? Czy nie staje tak chętnie? - zainteresował się, łapiąc się tych głupich tematów, byle tylko zająć czymś myśli. Woda została zagotowana, a on zaparzył trzy herbaty. Acair jęknął przeciągle przebudzając się powoli. W pierwszej chwili nie wiedział co się stało, ale zaraz skrzyżował swój wzrok ze wzrokiem Walwana.
- Nie zabijaj mnie - pisnął w przerażeniu. - Ja nigdy... nigdy cię nie przerosnę - zapewnił go. - A jeśli już... to ukryję to, ale nie zabijaj mnie - wygramolił się z łóżka i klęknął przed Wanem, kłaniając się przy tym by dotknąć czołem podłogi. - Obiecuję ci wierność... naprawdę. Niczego nie wykradnę ani nic - zapewnił go szybko.
Acair
Gave omal nie zakrztusił się kolejnym łykiem naparu, gdy usłyszał o upodobaniach mężczyzny. Spojrzał przy tym na niego jakoś inaczej, przez moment wyobrażając go sobie w przebraniu kobiety.
OdpowiedzUsuń- I to przechodzi? - zapytał go. - Masz taką szeroką szczękę... - zauważył. Każdy głupi by się domyślił że ma do czynienia z facetem. - To dobrze, bo ty w moim zdecydowanie nie jesteś - rozluźnił się odrobinę popijając znów swojego napoju i znów sięgając do twarożku. Spróbował go z pewną obawą, ale udało się. Nie zwymiotował. Odetchnął ponownie.
Gave
Yerbe jeszcze chwilę zezował go spojrzeniem. To zamówienie jakoś go nie kupowało. W końcu jednak machnął ręką i zaparzył herbatę, przenosząc ją zaraz na stół. Parsknął śmiechem na piskliwe zapewnienia młodzika o jego własnych dobrych zamiarach i jeszcze raz skrzyżował z chłopakiem spojrzenie, przesuwając palcem po aorcie. Niech sobie nie myśli. Acair odetchnął z wyraźną ulgą na zapewnienia Wana, ale nie uszło jego uwadze podkreślenie słowa "dziś". Będzie musiał się mieć na baczności i znów nie pokazywać tego co naprawdę potrafił. Zrobiło mu się trochę przykro, ale zagryzł wargi i usiadł przy stole.
OdpowiedzUsuń- Dzię-kuję - bąknął trochę przerażonym głosem, zerkając zaraz za Walwanem w kierunku, w którym ten spojrzał. - O jezu! - krzyknął przewracając się wraz z krzesłem i chowając zaraz za Walwanem. - Widziałeś to? Widziałeś? Duch... intruz... po-potwór - bąknął trzymając się mocno jego koszulki i tylko ostatkiem sił i swej odwagi, znów spoglądając na tajemnicze drzwi i równie tajemnicze zjawisko.
Acair
Chłopak kontynuował jedzenie dość powoli. Wolał nie przesadzić od razu. Na razie cieszył się, że w ogóle coś jest w stanie przyjąć.
OdpowiedzUsuń- Nie - pokręcił przecząco głową. - To znaczy... zdarzyło mi się łapać jakieś ryby ręcznie... - przyznał. - Raz czy dwa... bo byłem głodny - wyjaśnił. - Ale nie znam gatunków ani nic takiego - mruknął trochę czerwieniejąc na twarzy. Był zielony w te klocki, zdecydowanie.
- Szyć też nie szyłem - odchrząknął. - Chociaż wiem, że na okrętkę to wcale nie takie trudne - pokazał rękoma ruchy jakie powinno się zrobić podczas zszywania na okrętkę. - Tylko no... ciało to chyba inny materiał no nie? - spojrzał na niego. - Ale szybko się uczę - dodał zaraz, chcąc jakoś z tego wszystkiego wybrnąć. - Zobaczysz... dobry ze mnie uczeń - zapewnił go.
Gave
Acair wcisnął się mocniej w plecy Walwana, gdy Grima zrobiła ruch w stronę wyjścia. Słysząc jej oskarżycielski komentarz o byciu potworem, zacisnął mocno pięści. Tak, był potworem, dobrze o tym wiedział. Przecież zabił... ale starał się zrehabilitować.
OdpowiedzUsuń- To nie ja chowam się po kątach jak jakaś poczwara - powiedział głośniej, w plecy Walwana. Chował się w nich tak mocno, jakby chciał w nie wniknąć. Dopiero komentarz mężczyzny go uspokoił na tyle, aby mógł pozwolić sobie na wychylenie się zza jego pleców. Skinął głową, ale kiedy dziewczyna rzuciła groźbę ponownie się za nim schował.
- A co? Zbiegiem jesteś czy co, że się tak chowasz? - zapytał siląc się na odwagę. Plecy Wana skutecznie go chroniły. - Jak będę chciał to wygadam - bąknął, nie rozumiejąc czemu niby nie miałby tego robić. Nawet jej nie znał, więc nie był pewien komu niby miałby wygadywać. - Phi, niby co miałbym mówić... Hej, wiecie co? A u Walwana siedzi taka tam postrzelona poczwarka? - burknął, dalej z nosem w plecach mężczyzny. Yerbe zaśmiał się cicho na te komentarze Grimy.
- Jasne, postrzelona poczwaro - podłapał komentarz Acaira, po czym obdarzył brata współczującym spojrzeniem. - Ale ci się towarzysze trafili. Stary... musisz częściej w karczmach szaleć, to może jeszcze będą z ciebie ludzie.
Acair
- Zdarzyło się złapać - przyznał z uśmiechem. - Ale łatwo nie było - dodał śmiejąc się lekko ze swoich nieudanych prób. Złapanie ryby w ręce nie było łatwe. Wyślizgiwała się niemal za każdym razem, a frustracja w nim narastała. Nie poddawał się jednak, więc w końcu udało się złapać jedną czy dwie.
OdpowiedzUsuń- W takim razie miałem szczęście, że na nią nie trafiłem - skomentował. Jasne, wiedział, że niektórych ryb nie powinno się jeść. Tak głupi nie był. Jednak głód robił swoje. Zapewniał człowiekowi niezłą jazdę i ogłupiał do tego stopnia, że nic się już nie liczyło poza zapełnieniem żołądka.
- Ano... - przytaknął mu. - Nie szyłem się na okrętkę. W ogóle tego nie robiłem - dodał zaraz i skrzywił się lekko. - Trudno jest zszywać rany? - zapytał go zaraz. - Bez znieczulenia pewnie masakrycznie trudno - zacisnął zęby. No nic, będzie trzeba bimber czy coś nosić w torbie na wypadek szycie. Wszystko było do zrobienia.
Gave
- Sama jesteś dzieciakiem - burknął w odpowiedzi Acair, wciskając nos mocniej w Wana. - Tylko dzieciak rzuca takie groźby nieznajomym - skomentował jeszcze, a kiedy Wan spojrzał na niego znacząco, zagryzł mocno wargi i powoli skinął głową.
OdpowiedzUsuń- Nie powiem... - wymamrotał. - Chyba, że znów mi zagrozi - dodał jeszcze, dalej nie odsuwając się od mężczyzny. Zezował tylko spojrzeniem Grimę wyzywająco. Yerbe zarechotał i upił łyk swojej herbatki.
- Powodzenia - rzucił tylko, rozsiadając się na krześle. - Coś czuję, że będziesz tu miał wesoło - dodał jeszcze, sięgając po ciastko leżące na stole. Wgryzł się w nie i zaraz je wypluł. - Wan, skurczybyku! - fuknął na brata, dłonią ściągając resztki ciastka z języka. - Co to jest?! - burknął. Smakowało tak gorzko, że aż nie czuł języka przez dłuższą chwilę. - Jezu... środek znieczulający?!
Acair wówczas odczepił się od Walwana i podszedł z zaciekawieniem do stołu. Złapał język Yerbe w dłonie i postukał go po nim palcami.
- Wow... ale ci spuchł - rzucił z fascynacją.
- No wielkie dzięki... - zaseplenił Yerbe. - Własnemu bratu robić coś takiego... - pokręcił głową, łypiąc na Walwana groźnie.
Acair powąchał ciastko, krzywiąc się przy tym.
- Pokrzywa yemenowska? Genialne... - stwierdził, bo ta roślina miała silne właściwości znieczulające, ale nigdy jeszcze nie widział jej użycia w pieczeniu. Oczy aż mu się zaświeciły z radości. - Dużo jej potrzeba dla takiego efektu? - zainteresował się, na chwilę tracąc zainteresowanie goblinką. No przynajmniej dopóki ta nie zapytała czy potrafi stanąć w gardle.
- Phi, oczywiście, że potrafię - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Yerbe tymczasem trzymał się za swój język macając go po całości. Cieszył się też, że nie zdążył połknąć ciastka.
- Ej! Ja tu cierpię! - warknął sepleniąc na całą trójkę. Ciężko było artykułować słowa z takim jęzorem. - Może odtrutka czy coś? Halo!
Acair i Yerbe xD
Gave przytaknął mu. No tak. Coś w tym było. Sam mógł być takim głupcem. Szczęśliwie udało mu się uniknąć najgorszego. Upił znów trochę jego ziółek i znów sięgnął do twarogu. Zjadł go odrobinę, długo przy tym przeżuwając. Obawiał się reakcji żołądka, cały czas, ale ten postanowił mu chyba dać chwilę oddechu, bo przestał marudzić. Chłopak zacisnął mocno wargi słysząc tyle o samym szyciu. Doszedł nawet do wniosku, że medycy muszą być zwyczajnymi sadystami, choć... patrząc po Febe to tylko teoria się potwierdzała.
OdpowiedzUsuń- Szycie swojego własnego mięsa brzmi okropnie - spojrzał na Walwana, obserwując go uważnie. - Brzydzi... chociaż śmierć nie jest mi obca. To jednak brzydzi. Jakoś tak niesamowicie... - odchrząknął, odstawiając czarkę na stolik i próbując wstać. Zachwiał się przy tym, łapiąc się odruchowo mocniej Walwana. - Do wychodka muszę - mruknął, powoli człapiąc w stronę wyjścia z jego domostwa. Nie było tak najgorzej. Już po kilku krokach złapał rytm, a chwianie się przestało być dokuczliwe. Albo też przestał się chwiać. Nie mógł tego stwierdzić.
Gave
Yerbe spiorunował brata wzrokiem, posłusznie wyciągając jęzor i pozwalając mu i młodzikowi się przyglądać całemu zjawisku. Nawet sam spróbował zerknąć na język, choć wiedział że nie zobaczy tych całych plamek. Nie odpowiedział Walwanowi na żadną z zaczepek, bo jak to niby robić, gdy ten trzymał jego jęzor. Zamiast tego posyłał mu raz za razem to rozbawione to seksowne spojrzenie i znacząco ruszał przy tym brwiami. Acair za to kiwał głową w zrozumieniu.
OdpowiedzUsuń- Przylaszczka plamista - powtórzył po nim, analizując właściwości tejże właśnie roślinki i krzyżując ją z pokrzywą. Jasny gwint to było niesamowite. Spojrzał na Walwana ze świecącymi z podniecenia oczyma. - Jesteś niesamowity! - rzucił radośnie, zbywając Grimę machnięciem ręki. - Nie na zastępstwo - spojrzał na nią poważnie i przesunął palcem po swoim gardle. - Nigdy nie dorównam Walwanowi - bąknął czerwieniejąc na twarzy. - A to stanie było retoryczne... tak się tylko mówi no - wymamrotał.
Acair
Spacer za potrzebą wyczerpał go konkretnie. Ledwie dotarł z powrotem i dzięki niech będą niebiosom, że Walwan nawinął się pod rękę tuż przy wystawionych drzwiach. Chwycił się go łapczywie, trzęsąc się konkretnie na nogach.
OdpowiedzUsuń- Chwila przerwy - poinformował go, jakoś tak odruchowo wczepiając się w mężczyznę mocno i nabierając głębokie oddechy. Przez chwilę nawet zapomniał, że nie znajduje się u Febe i wtulił się w niego czując łzy w oczach. Cholera, cholera, cholera! Nie przyszedł tu po to żeby płakać z własnej niemocy. Szlag by to wszystko. Zrobił się zdecydowanie za miękki. Zgrzytnął zębami, jeszcze przez długą chwilę opierając się o Walwana całym swoim ciężarem.
- Szlag... - mruknął w końcu, gdy miał już pewność, że jego głos powrócił do swojego brzmienia. - Szlag... - powtórzył, próbując znów ustać pewniej na nogach. - Nie mogę... są jak z galarety - burknął niezadowolony.
Gave
Yerbe obrzucił Wana figlarnym spojrzeniem i pogroził mu palcem przed nosem.
OdpowiedzUsuń- Dobrze gada, dobrze gada - poinformował sepleniąc. - Spróbuj spieprzyć... a do końca życia będziesz miał moje seksualne przyjemności na sumieniu - rzucił do brata i zarechotał, po czym pisnął jak małe dziecko. Ukłucie zabolało.
- Ał! - spojrzał na brata oskarżycielsko. - Jestem pacjentem do diabła... a nie jakąś kukłą - bąknął, bo przecież Walwan z każdym obchodził się jak z jajkiem. Każdym, tylko nie nim samym. Acair w tym czasie tylko obserwował kiwając głową na znak, że rozumie. To przekłucie było błyskawiczne i precyzyjne w każdym calu. Zerknął na Walwana z większym podziwem, choć miał wrażenie, że to już niemożliwe.
- Dobrze - pokiwał głową na znak, że się zgadza. - Postaram się cię nie zawieść - dodał jeszcze cicho, jakby trochę markotniejąc. Nie był pewien czy Walwan za dużo od niego nie oczekuje.
Acair
Setne urodziny u Anguli były wydarzeniem na skalę światową. Na miarę ożenku czy innego awansu pozycji społecznej. Yerbe wychowywał się z nimi od małego i w życiu nie wpadł na to by dopytywać się, kiedy on wchodzi w wiek dorosły. Uznał to za coś naturalnego, że i jego setne urodziny będą wielką imprezą. I faktycznie. Floriane stanęła na wysokości zadania. Wielka uczta zakrapiana alkoholem trwała od samego rana, a teraz część młodych przeniosła się do pobliskiej gospody tańczyć i swawolić. Yerbe za swój osobisty sukces uznawał fakt, że Walwan dał się porwać na imprezę i teraz siedział z nim przy stole, obejmując go ramieniem.
OdpowiedzUsuń- To która ci dzisiaj wpadła w oko? - zapytał przyglądając się wszystkim kobietom w gospodzie. - Ta Fjeldorka wygląda na chętną - wskazał palcem na kobietę, która ewidentnie kokietowała ich dwoje. - A może ktoś z naszego poletka? - wskazał na drugą dziewczynę. - Mhm... a może wolisz tamtego gagatka? - rzucił jeszcze patrząc na niczego sobie, młodego mężczyznę. - Częściej musisz tu wpadać. Robisz za gwiazdę imprezy!
Yerbe
Gave podziękował mu za pomoc i położył się wygodniej na kozetce, podwijając kolana trochę wyżej siebie.
OdpowiedzUsuń- Kiedy ja planuję przesuwać granice mojego organizmu - odparł spokojnie. - Już i tak zostały przesunięte - dodał z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Serio, kilka miesięcy temu byłem zwykłym okropnym dzieciakiem... bez żadnej wytrzymałości, taki flak... - poinformował go. - To jak to robić w bezpieczny sposób? Przecież tak się nie da... to jest, nie da się tak po prostu leżeć i marudzić. Skąd mam wiedzieć, że to już? Że organizm się wyleżał? - rozłożył bezradnie ręce. - No jak to ogarnąć?
Gave
- Oho... czy to było wyzwanie? - zapytał go Yerbe, bo był gotów się go powziąć. Zakasał niewidzialne rękawy i błysnął szeregiem swych zębisk w stronę brata. Oj tak zdecydowanie był na to wszystko gotowy. Zwłaszcza, że i on miał trochę ciekawych zagrań mogących brata podburzyć.
OdpowiedzUsuńAcair aż odetchnął z wyraźną ulgą.
- Dziękuję - odparł cicho, teraz wchodząc Yerbe na kolana i łapiąc jego język w dłonie, żeby przyjrzeć się dokładniej czystej robocie Walwana.
- Ej! - Yerbe pacnął go w głowę i delikatnie od siebie odsunął. - Starczy już tego dobrego. Pośmialiśmy się, był ubaw - burknął pod nosem, spoglądając tęsknie za ciasteczkami. - Ale wystarczy tego dobrego - pogroził chłopakowi przed nosem.
- Przepraszam - bąknął szybko Acair, odsuwając się od mężczyzny na zdecydowanie zbyt bezpieczną odległość. Wcześniej wziął kubek swojej herbaty ze sobą. - To czego się nauczę najpierw? - zapytał szybko Walwana, żeby zmienić trochę temat.
Acair
Yerbe pomachał zabawnie głową, do której już miał przytwierdzony sztuczne uszy Anguli. Były idealne, a on je z dumą nosił. Aż sam się dziwił, że wcześniej na to nie wpadł. Teraz jeszcze taki nochal i może uciapać się w maligodach i będzie prawdziwym Angulim.
OdpowiedzUsuń- A wiesz, że nie wiem? - Yerbe co prawda miał skomentować to całe wypominanie mu bycia jubilatem i tym samym wykręcanie się od wyboru kobiety, ale zrezygnował. Drugie pytanie było zdecydowanie ciekawsze. - Jakoś żadna nie przyszła... a przecież mogłyby - zastanowił się. - Z kilkunastoma zołzami miałem parę numerków. Nawet kilka Polszanek było - pstryknął lekko palcami. - Ze mną musi być coś porządnie nie tak - zmarkotniał, podsuwając bratu kolejny kieliszek. - Przyjdę rano na przegląd sprzętu - poinformował go. - Chyba lepiej wiedzieć, nie? No wiesz... byłbyś świetnym wujaszkiem... nie chciałbym cię pozbawiać tej przyjemności - wyszczerzył się do niego już pogodniej. - To chlup w ten głupi dziób - stuknął się z Walwanem kieliszkami.
Yerbe
Naprawdę chciał mu odpowiedzieć. Może nawet niezbyt grzecznie. Zarzucić argumentami za swoim, ale zabrakło mu ich i zamiast tego poczuł niezwykłą frustrację. Zacisnął mocno szczęki i jęknął głośno wydmuchując przy tym nagromadzone w płucach powietrze.
OdpowiedzUsuń- Dwa dni odpoczynku to cholernie dużo - burknął mimo wszystko. - Nie ma opcji. Ja tu mam problem z odpoczywaniem dwie godziny dziennie, a ty mi mówisz o 48 godzinach... toż to awykonalne - wymamrotał mimo wszystko trzymając się swojego. Zapierając nogami i ręcyma byle tylko jego wyszło na wierzch. - No dobra dzisiaj sobie odpocznę - bąknął z jakąś taką kapitulacją w głosie. W końcu sam się przekonał ile sił kosztował go spacerek za potrzebą. No i nie był dumny z tych łez, które wycisnęły się z jego oczu. Masakra. Jedna wielka masakra. Obserwował Wana przez chwilę milcząc. Ręce mimo wszystko go świeżbiły.
- To może... może w takim razie nauczysz mnie dzisiaj zszywać ludzkie ciało? - zaproponował. - To przecież nie wymaga za dużo ruchu, co nie? - popatrzył na niego z nadzieją, bo przecież zanudzi się tu, kiedy będzie musiał tylko leżeć i kwitnąć w wyrku.
Gave
Acair pokiwał głową na znak, że rozumie. No tak, Walwan go nie znał. Nie znał jego możliwości, a sam chłopak nie był w stanie zbyt dużo o nich opowiedzieć. Z pewnością by sobie umniejszył i potem uczyłby się czegoś co już wiedział. Sięgnął sobie po ciasteczko, to dobre ciasteczko i wsunął do buzi smakując je z zadowoloną miną. Rozpływało się w ustach, choć może to dlatego, że nie pamiętał kiedy ostatnim razem miał w nich coś do jedzenia. Dlatego też zaraz po pierwszym wziął drugie i jeszcze trzecie napychając się nimi jak jakiś chomik. Yerbe obrzucił za to tęsknym spojrzeniem znikające ciastka i popatrzył na brata.
OdpowiedzUsuń- Za dwie minuty to ich nie będzie - zauważył cierpko. - Ten twój nowy uczeń strasznie niewychowany jest. Przez kolano go i na dupsko rozumu trochę do głowy wlać - zaśmiał się cicho, przez co Aci zakrztusił się ciastkami.
- Przepraszam! - jęknął szybko, popijając jedzenie herbatą. - Ja tylko... - zrobił się całkowicie czerwony na twarzy, a w brzuchu porządnie mu zaburczało. Łzy stanęły mu w oczach ze wstydu. - Jestem... jestem trochę głodny - wymamrotał ledwie dosłyszalnie.
Acair
Yerbe popatrzył na brata podejrzliwie. Ton jego głosu zmienił się na ten nieco bardziej zabawowy, więc mężczyzna nie mógł oprzeć się wrażeniu że ten coś knuje. A jednak dobra zabawa, procenty szumiące mu w głowie i cała reszta atmosfery trochę przyćmiła zdrowy rozsądek. Jeszcze chwilę obserwował Wana, po czym wzruszył ramionami.
OdpowiedzUsuń- Polszańska kość! - rzucił powiedzonkiem. - Raz się żyje - zatarł ręce i uśmiechnął się do niego promiennie. - Dawaj te swoje testy - wyprężył muskuły i poklepał się zaraz po biodrach. - Odkryjmy co w tym moim sprzęcie nie gra.
Yerbe
Acair zwolnił trochę z ciastkami, pozwalając Yerbe dobrać się do jednego, choć widział że ten robi to dość niechętnie. Poprzedni incydent chyba konkretnie dał mu się do wiwatu. Przez moment milczał obserwując tez krzątającego się po kuchni Wana, a kiedy ten przyniósł te wszystkie dobroci chwycił sobie pajdę chleba.
OdpowiedzUsuń- Smacznego - rzucił do wszystkich wgryzając się w chleb niczym wygłodniałe zwierzę. Aż dziwne, że do tej pory tak grzecznie zdołał tu wytrzymać. Yerbe pokręcił z niedowierzaniem głową sobie też biorąc chleba.
- O bracie... rozumiem, że musiałeś jednego zwierzaka zamienić na drugiego - zaśmiał się cicho. - Ale chciałbym cię poinformować, że ja się nigdzie nie wybieram.
- Nie jestem zwierzakiem - bąknął do tego Acair. - Ja tylko... naprawdę zgłodniałem... - zawstydzony odłożył niedojedzony chleb i przez moment tylko zezował go wzrokiem. - Poza tym... na głodnego ciężej się myśli - dodał jeszcze.
Acair
Yerbe wychylił swoją szklaneczkę whisky do końca, po czym wyszedł na środek i wypiął posłusznie swoje biodra w przód. Przez moment nawet zastanawiał się jak to musi wyglądać z boku, kiedy robił te posuwiste ruchy wprost w stronę brata.
OdpowiedzUsuń- Wiesz Wan... zawsze myślałem, że bardziej kręcą cię laski, ale jeśli masz ochotę spróbować - poruszał zabawnie brwiami i zarechotał, robiąc kółka biodrami w rytm muzyki i znów porywiste ruchy w przód. - To wiesz nie musisz się krępować - klepnął brata po głowie i przysiadł tuż przed nim. - To jak? Wszystko z biodrami w porządku. Przecież wyczułbym, gdyby coś było nie tak - burknął jeszcze.
Yerbe
Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią i powoli pokręcił głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie cały - zapewnił go, kompletnie nie przejmując się tym przytykiem do swojej własnej osoby. Zdawał sobie sprawę z tego, że często przegina ze swoją ruchliwością i kusi los częściej niż ustawa przewidywała, ale nic na to nie mógł poradzić.
- Ale jeśli kogoś szukasz to najlepiej strzelać w jednostki młode i narwane - dodał głosem znawcy. - Znam paru takich - uśmiechnął się szeroko. - Sam się do nich zaliczam - wzruszył ramionami. - Chociaż brak szacunku to chyba za dużo powiedziane... - zastanowił się na głos. - Ja po prostu lubię ciągle coś robić, a taka cisza mnie dobija - zacisnął mocno wargi. Może właśnie w tym tkwił problem? W tej ciszy. W końcu od kiedy nie miał w głowie brata to ciągle zmagał się z tą pustką, a ona była nieprzyjemna. Dlatego tak wypełniał ją sobie innymi sprawami, byle tylko nie zostawać z nią dłużej niż godzina, dwie.
- Nie lubię nic nie robić - mruknął jeszcze, odsuwając te myśli od siebie i zaraz zerkając z zaciekawieniem na mięso i tę dziurę w nim. Dotknął go palcami i zbadał fakturę. - Nie będzie łatwo - mruknął, biorąc igłę w dłoń i nawlekając przez nią nić. Na oko odmierzył odpowiednio długi kawałek, a potem zawiązał kilka supełków na jej końcu. Kiedy był zadowolony z supełka, wbił igłę tuż przy początku rany, tak żeby końcówka nitki została w środku. Przecież miało być schludnie. Zaczął próbować na okrętkę zoperować całe mięcho. Problem pojawił się jednak dość szybko. To było śliskie i nie do końca chciało współpracować. Nawet przy pomocy drugiej dłoni, którą przytrzymywał mięsiwo w miejscu rozjeżdżało się, a czasem rwało. Nie mniej jednak, Gave nie poddawał się. Męczył się dobre pół godziny, a w końcu powstało zszyte mięcho... zszyte do tego stopnia, że nitka na nitce nitkę oplatała.
- Tada... - otarł pot z czoła i pokazał swoje dzieło Wanowi. - Ma się ten talent. Teraz na pewno się nie rozpadnie.
Gave
Rozstał się z Akane, zostawiając ją "U Klementyny". Tam wyraźnie przypadła do gustu wielu tubylcom. Dwa dni, które tam spędził wystarczyły aby mógł się o tym przekonać. Zagadywali ją niemal o wszystko. Robiła za swojego rodzaju "serce" Klementyny, bo dusza to już ewidentnie klimacik miejscówki. Tak czy inaczej wreszcie nadszedł ten czas, żeby udać się do pewnego zielarza, którego poleciła mu Febe. Teraz miał do niego jeszcze więcej pytań niż kiedy dostał jego adres. Trzeba było dodać, że coraz łatwiej przychodziło mu odnajdywanie się na tutejszych drogach, a i fakt że nie siedział już tylko w jednym miejscu tylko po prostu żył zaczynał przyprawiać go o nieco lepszy nastrój.
OdpowiedzUsuńOd "Klementynki" do zielarza dzieliło go trzy dni szybkiego marszu, ale on się nie spieszył. Przedłużył marsz odrobinę, przystając na dobrej kawie u spotkanej na drodze kobiety i pomagając dziadkowi z naprawieniem płotu w zamian za kilka złotych monet, które ten wcisnął w pieczywo (i Ryu omal sobie na nim zębów nie połamał). Zaczynał dostrzegać coraz to więcej podobieństw ze starym światem. Starsze pokolenia i tu i tam miały znacznie większe pokłady cierpliwości od młodzieży. I może jakiś taki chory zapęd do nie wyrównywania rachunków. No nic, przecież nie będzie narzekał za dodatkowe monety, choć tych (po ostatnim wypadzie z Gavem) jakoś mu nie brakowało.
W końcu jednak stanął przed miejscem przeznaczenia. Odetchnął głęboko upewniając się jeszcze, że jest na miejscu. Nie było to takie trudne, bo kiedy wszedł do środka (drzwi stały otworem), jakiś różowoskóry hipis zajmował się właśnie swoją pacjentką. Szczęśliwie ta była ubrana.
- Dzień dobry - zaczął spokojnie, przysiadając sobie na drugim miejscu dla pacjentów z zamiarem poczekania na swoją kolej. Nie był jakimś specjalnie pilnym przypadkiem. Z zaciekawieniem powiódł spojrzeniem po całym pomieszczeniu, a jego wieczne problemy z siedzeniem w jednym miejscu zbyt długo odezwały się dość szybko. Dostrzegł bowiem roślinę, którą wcześniej widywał tylko w lesie. Jadalną roślinę, która nie raz uratowała go od śmierci głodowej. Z niedowierzaniem pochylił się nad tą niewielką uprawą roślin.
- Był pan w Kryształowym Lesie? - spojrzał na niego z wyraźnym zaciekawieniem, chociaż przecież nawet się jeszcze nie przedstawił, ani nie powiedział z czym przyszedł. Trudno. Priorytety.
Ryu
Zmarszczył lekko brwi słysząc rzucony do pacjentki komentarz o swoim roztrzepaniu. To nie świadczyło o nim zbyt dobrze. Jak lekarz mógł być tak zapominalski? Gdyby pochrzanił jakieś leki to mogłaby być kaplica... no chyba, że mężczyzna niczego nie zapomniał, a jego zniknięcie było spowodowane czymś innym. Odruchowo powiódł wzrokiem do swoich dłoni. Tak jak poradziła mu wcześniej Morgana, zaopatrzył się w rękawiczki bez palców, które całkowicie zakrywały kryształ. Odetchnął głęboko upewniając się, że ten dalej siedzi zakryty. Musiało więc chodzić o coś innego. No nic, później do tego dojdzie. Teraz wciąż obserwował znajomą roślinę uśmiechając się przy tym delikatnie. Ostrożnie urwał sobie jej jeden liść i wsunął do buzi, kompletnie olewając w tym momencie zasady dobrego wychowania. Dopiero, kiedy pacjentka wyszła ponownie spojrzał na Wana, wciąż delektując się smakiem rośliny w ustach.
OdpowiedzUsuń- Mhm - skinął głową, reflektując się zaraz. Zsunął plecak z ramion, po czym odszukał w nim kilka fiolek, które miał przekazać tak przy okazji oczywiście. - Od Febe - poinformował, podając mu jeszcze list z prośbą o konkretne rzeczy. - Ryu jestem - przedstawił mu się w końcu. - To był pan w Lesie czy nie? - ponowił swoje pytanie.
Ryu
Ryu pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Ta druga ma intensywniejszy zapach - odparł tylko. - I diabelne skutki uboczne - wzdrygnął się na samo wspomnienie swojej pomyłki. Przeżył tylko dlatego, że Rex przyniósł mu w porę odtrutkę. Obiecał sobie wówczas, że nigdy narkotyków nie weźmie. Jazda po tej roślince była po prostu straszna. Drgawki ogarniające całe ciało, paraliż i bardzo szybkie odwadnianie się ciała. Przełknął resztę roślinki i spojrzał na nią raz jeszcze.
- Mógłbym dostać sadzonkę? - zapytał go po prostu, nie zrażony tym nieco olewczym traktowaniem. W sumie to nawet nie miał nic przeciwko takiemu, bo w trakcie kiedy Walwan zajął się roślinkami od Febe on miał okazję nacieszyć oczy pozostałymi uprawami mężczyzny. Niektóre z nich odrzucały swym zapachem, inne wręcz przyciągały. Obawiał się tylko tego, że te przyciągające mogły mieć fatalne skutki. Z roślinkami już tak było. To co pachniało zbyt ładnie, często okazywało się zgubne.
- Bywasz? - powtórzył po nim, zatrzymując się przy kolejnym dziwnym kwiatku i spoglądając na niego z nieco większym zainteresowaniem. - Często tam chodzisz? Las cię akceptuje? - zadał kolejne pytania, bo przecież to było czymś dość niespotykanym. Przynajmniej z jego własnego doświadczenia. Wyprostował się nieco i niechętnie odsunął od roślin przy kolejnym pytaniu mężczyzny. Dopiero po dłuższej chwili zdecydował się usiąść naprzeciw niego. Zerknął tylko raz jeszcze przez ramię upewniając się, że nie ma tu żadnych gapiów i powoli zsunął rękawiczkę z dłoni z kryształem.
- To - odparł z lekkim westchnieniem. - Martwi mnie to świecidełko - przyznał bez bicia. - Jest z nim coraz gorzej - zacisnął mocno wargi, choć nie do końca wiedział jeszcze ile może powiedzieć Walwanowi i jak wyjaśnić całą tę sprawę. - Ono zdaje się rozrastać - dodał wskazując palcem na to co zauważyli niedawno z Gavem. Kryształ wypuszczał "korzenie" i zajmował większy obszar jego dłoni. - Tej obwódki... na początku nie było...
Ryu
W jego czarnym oku można było dostrzec wyraźne podekscytowanie na wieść, że będzie dostanie sadzonkę. Nieważne jak długo musiałby na nią czekać. Dwa tygodnie to tyle co nic, akurat czas na powrót do domu i z powrotem. Z lekkim odpoczynkiem.
OdpowiedzUsuń- Mogę spróbować sam o nią dbać, o ile przetrwa podróż do Argaru... - odparł, bo mimo faktu, że rośliny z Lasu nie stanowiły dla niego większego tabu to ich uprawa czy inne gatunki, tu sprawa miała się zupełnie inaczej. Nie był pewien właściwie niczego. Robił to trochę na chybił trafił, trochę dzięki pomocy Febe czy Rei, która też co nieco wiedziała. - To może lepiej zakorzenioną - skapitulował w końcu. Nie chciał przecież by tak cenny towar w drodze uległ zniszczeniu.
Pokiwał lekko głową w zrozumieniu. Jak przez mgłę pamiętał, że Gabriel uspokajał las raz czy dwa razy. Nie podnosił alarmu, pozwalał komuś przemierzać swoje rejony. Nikłe przypadki, ale jednak.
- Głębokie rejony są niesamowite - uśmiechnął się do niego delikatnie. - To jest tak, jakby wychodziło się z tego piekielnego miejsca w zupełną sielankę - dodał, nie bardzo wiedząc jak to dokładniej opisać. Po prostu było gdzie wypocząć. Nikt im wtedy nie przeszkadzał. Zaraz jednak pokręcił lekko głową i odruchowo cofnął dłoń z kryształem sprzed oczu Wana, przez jedną długą chwilę pragnąc ją jedynie ukryć. Jego reakcja była dość dziwna. Był zdziwiony, bardzo wręcz i chociaż Ryu wiedział, że coś takiego jest niespotykane to do tej pory łudził się, że jednak było więcej tego typu przypadków. Walwan właśnie powoli gasił tę jego nadzieję.
- Gabriel mu na to pozwolił - odparł cicho. - Nalegał na to... - dodał i odetchnął głęboko. - Kiedy się wszczepiał, bolało... ale nie fizycznie tylko psychicznie - dodał, przypominając sobie ten moment. Zaczął mówić dopiero, kiedy drzwi były już wstawione i jednak zmusił się do tego, żeby nie ukrywać dłoni. - Słyszałem ich wtedy. Czułem ich ból... wszystkich w Lesie - spojrzał mu prosto w oczy. - Od tego oszaleć można... nie wiem jak Gabriel to robi, że jeszcze nie sfiksował - skomentował i zacisnął mocno wargi.
- Właśnie w tym rzecz - pomasował się po skroniach. - Za wiele to ja nie wiem... może jakieś pomocnicze pytania? - spojrzał po mężczyźnie. Nie wiedział o czym ma opowiadać. O podszeptach kryształu? O tym co on właściwie mu dał? O tym kiedy drętwieje ręka? Czy może o wzmocnieniu iluzji i tym przeklętym obwodzie? Zacisnął mocno szczęki.
Ryu
Yerbe prychnął pod nosem i dokończył swoją herbatę po czym uśmiechnął się szeroko do brata.
OdpowiedzUsuń- Zostaję na noc - poinformował go, po czym przeniósł się na taboret stojący przy łóżku jego małej przyjaciółki. Zamierzał przy niej czuwać. Acair natomiast przełknął już wszystkie wyrzuty sumienia. Opanował czerwieniejącą twarz i odetchnął głęboko, zbierając naczynia po kolacji.
- To ja posprzątam - zdecydował z lekkim uśmiechem na twarzy. - Mogę zostać parę dni? - zainteresował się zaraz, aby wsunąć jeszcze głowę do pokoju zajmowanego przez Grimę. - Zbieram talerze - poinformował ją, przy okazji przyglądając się pokoikowi. - Długo tu mieszkasz? - zapytał jej z zainteresowaniem.
Acair
Lubił adrenalinę? Spojrzał na Wana zastanawiając się poważnie nad tym stwierdzeniem. Coś mogło w tym być. Nie potrafił zaprzeczyć. Pakował się zawsze tam gdzie niebezpiecznie, a jak zbyt długo nie przeżywał już swoich przygód to po prostu zaczynało go nosić.
OdpowiedzUsuń- To chyba nic złego lubić adrenalinę - burknął pod nosem niczym małe dziecko broniące swych racji. Przecież nie każdy musiał być nudziarzem, który nie robił nic specjalnie szalonego. Spojrzał na swoje misterne dzieło mięsne. Na to jak szybko się rozpada i jęknął przeciągle. No przecież nie we wszystkim musiał być mistrzem.
- Okay, spróbuję jeszcze raz - zdecydował, ponownie sięgając po igłę i nitkę oraz biedne mięso, które znów będzie musiało cierpieć katusze przez jego próby. - Mocniej zaciągać, dobra... - powtórzył po nim, biorąc się do roboty. Pierwsza próba zakończyła się fiaskiem. Nitka pękła już przy trzeciej pętelce. Gave jednak nie poddał się. Za drugim razem zakończył w połowie bo czuł, że zaraz znów mu pęknie i zaczął od połowy z nową nicią. W końcu zaprezentował "pacjenta" Walwanowi.
- Tak lepiej? - zapytał z nadzieją, choć jego zdaniem było zdecydowanie gorzej. Miał wrażenie, że za mało nici użył. - Nawet skarpetek nie cerowałem... a co dopiero mięso... - mruknął pod nosem, w duchu zaczynając się zastanawiać czy powinien iść po nauki cerowania do Akane. Zaraz to jednak wyrzucił z głowy. Oj nie. Nie pokaże jej swojej niemocy.
Gave
Yerbe zmarszczył mocno brwi niezbyt zadowolony z takiej odpowiedzi. Jak to by nie wyczuł? Przecież doskonale zna swoje ciało. Pewnie, że by wyczuł! Chciał nawet głośno zaprotestować, ale ostatecznie wstał i trochę niepewnie przyjął odpowiednią pozycję.
OdpowiedzUsuń- Piruet? - zamrugał szybko oczyma i spojrzał na brata z niewinnym uśmieszkiem na twarzy. - Oj Walwiku, ale ja nie mam pojęcia jak taki zrobić - poinformował go. - Chyba potrzebuję jakiejś pokazówki na początek - rzucił lekkim tonem patrząc na niego wyczekująco. No bo skoro to było badanie, to Walwan nie powinien mieć nic przeciwko pokazowi. Trzeba go tu było wyczuć, bo coś miał wrażenie że ten się z niego mocno nabija. Jego sperma po prostu była wadliwa. Obserwował go z założonymi na piersi ramionami.
- No już, już. Pokazuj ten piruecik - ponaglił go machając przy tym swoimi nowymi uszami.
[to na chwilę zignoruję xD]
Yerbe
Na usta cisnęło mu się pytanie jak taką sadzonkę wyłapać. W którym momencie wiedzieć, że już można nową wyciągać z dobrze rosnącej roślinki. Póki co robił to wszystko na przysłowiowego czuja. Powstrzymał się jednak od tego pytania. W końcu w Argarze miał niezawodną Rei i Febe, które z pewnością będą w stanie tym pokierować. A jeśli nie one to jest jeszcze Tony. Wierzył, że przyjaciel rozłoży roślinki na części pierwsze (teoretycznie oczywiście) i też będzie w stanie podać mu dzień a nawet i godzinę, w której będzie mógł wyodrębnić nową sadzonkę. Dlatego ostatecznie skinął tylko głową.
OdpowiedzUsuńNa pierwsze słowa Wana co do Gabriela spiął się na moment. Odetchnął zaraz głęboko i pomasował sobie skronie, po czym wbił w mężczyznę swój wzrok.
- Mogę się podzielić swoją obserwacją co do niego? – zapytał go spokojnie i skrzywił się przy tym lekko. – Tylko postaraj się nie uznać od razu, że mam syndrom Sztokholmski okay? – dodał zaraz, po czym zgrzytnął zębami. Cholera. Walwan nie będzie wiedział co to Sztokholm, a więc i całe pojęcie nie będzie mu znane. – Syndrom Sztokholmski to określenie na ofiarę przemocy, która zaczyna darzyć swojego porywacza czy sprawcę tej przemocy, cieplejszymi uczuciami. Wierzy mu i takie tam – dodał zaraz chcąc mu to wyjaśnić. – Ech moi przyjaciele twierdzą, że tak mam co do Gabriela, ale nie wiem. Nie wydaje mi się. Przynajmniej nie do końca – dorzucił zaraz. – Dobra, mniejsza – machnął ręką uznając że dość już kręcenia wokół sedna sprawy.
- Gabriel jest specyficzny – zgodził się z nim. – Wiele z jego działań nie rozumiem. Uważam je za bezsensowne – dodał zaraz. – Ale w pewnym sensie potrafię zrozumieć dlaczego odstrasza wszystkich od wnętrza lasu. Dlaczego tylko nielicznym pozwala się zbliżyć. Te kryształy można wykorzystać na wiele sposobów. Niekoniecznie w celu poprawienia jakości życia, chyba że mówimy o swoim własnym egoizmie – zauważył spokojnie. – No i w pewnym sensie chroni swój „lud”. Te wszystkie istoty zamieszkujące las. One wcale nie są takie złe, jak się już je pozna to jest. Bo na początku mogą budzić wstręt i odrazę – zgodził się, jednocześnie podając mu swoją dłoń raz jeszcze.
- Tylko… z drugiej strony Gabriel zachowuje się jak rozkapryszony bachor – uśmiechnął się krzywo. – Mi na przykład próbował wymazać wspomnienia i na siłę zatrzymać przy sobie. Gdyby nie to, że ukryłem je głęboko przed nim… te najważniejsze to jest… i gdyby moi przyjaciele się tam nie pojawili, pewnie dalej mieszkałbym w lesie – dodał cicho. – No i tu dochodzimy w sumie do sedna… zgodziłem się na ten kryształ tylko dlatego, że im wszystkim groziło niebezpieczeństwo. No i miałem zostać… miałem ich tylko odprowadzić do granicy i wrócić – przyznał mu się i uśmiechnął krzywo. Dalej zastanawiał się czy postąpił dobrze. Nie żałował swojej decyzji, ale gdzieś w głębi duszy dręczyło go poczucie, że zdradził Gabriela, mimo iż ten w pewien sposób się nim opiekował. Nie tak jak powinien, ale jednak. Pod tym względem musiał zgodzić się z przyjaciółmi. Na tej płaszczyźnie odczuwał syndrom Sztokholmski.
- Jak to się w ogóle stało, że Gabriel został uwięziony w krysztale? – zapytał go, szczerze tym faktem zainteresowany. – Będąc tam miałem wrażenie, że on jest po prostu samotny, a ta samotność cholernie go frustruje. Przez to robi co robi – wzruszył ramionami. – Głupota, no nie?
Ryu
Gave już nie odezwał się a propo adrenaliny. Może dlatego, że po prawdzie zgadzał się z Wanem, a może dlatego, że częściowo tego nie robił i nie bardzo wiedział jak obronić swoje rację. Spojrzał za to na niego spode łba, kiedy ten zwrócił mu uwagę co do pytania.
OdpowiedzUsuń- A może po pierwszej nieudanej próbie, jak na nauczyciela przystało, należało od razu powiedzieć jak mam to zrobić? – skomentował, bo przecież zastosował się do jego rady co do tego mocniejszego zaciskania nitki. Naburmuszył się trochę oddając mu mięso i opadając na poduszki nieco zmęczony. Heh, jednak nie czuł się jeszcze tak dobrze jakby tego chciał.
- Miałeś kiedyś ucznia? – spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Bo jeśli tak to mu współczuję…
Gave
Acair krzyknął przerażony tym wybuchem i upuścił naczynia. Te z głośnym brzdękiem rozbiły się o podłogę, a sam chłopak kucnął pocierając oczy i walcząc z nadchodzącym płaczem. Dlaczego?! Przecież nie zrobił niczego złego. Pociągnął nosem czując jak łzy pchają się mu do oczu, a gryzący nozdrza proszek dalej dawał mu się we znaki.
OdpowiedzUsuń- Ja też nie przeproszę – burknął dociskając okład do oczu, ale zostając w swoim miejscu. Przecież pozbiera to co nabroił jak tylko przejdzie. – Phi, już nawet nie będę się do niej odzywał – zdecydował trochę wbrew sobie, bo przecież on uwielbiał kontakty z innymi, ale skoro dziewczyna nie chciała, to zamierzał ją po prostu ignorować. Nie to nie. Podniósł się z ziemi po minucie i nieco na oślep wrócił do poprzedniego pomieszczenia, żeby usiąść pod ścianą. – Czemu ona taka jest? Boi się czegoś czy jak? – zapytał mężczyznę nieco jednak zainteresowany powodami dla których Grima tak beztrosko poświęciła jego oczy.
Aci
Kiedy Wan wykonał piruet, Yerbe mrużył niebezpiecznie oczy. Oklaski, które zebrał jego brat wróciły mu humor. Zaraz pokazał dwa piruety w swoim wykonaniu, a potem złapał brata za ręce i porwał go do tańca. Jak szaleć to szaleć na całego. Zaczął wyginać się na wszystkie strony, okręcając Wana raz za razem.
OdpowiedzUsuń- Bo to nie ja, braciszku, robię piruety – zaśmiał się radośnie klaszcząc mu jeszcze do taktu muzyki i samemu dołączając do szalonych pląsów. Zapomniał o badaniu, przynajmniej na chwilę. Zresztą, kiedy się nad tym zastanowił to uznał że Wan nigdy nie robił by tak poważnego badania podczas imprezy. Przyjdzie do niego na trzeźwo i wtedy wyniki nie będą przekłamane.
Yerbe
Ryu słuchał historii Gabriela uważnie. Zaczynał rozumieć dlaczego ten się nią z nim nie podzielił. Nigdy właściwie nie rozmawiali o samym Gabrielu. Wycofywał się, gdy tylko chciał poznać go bliżej. Może obawiał się, że otoczka jaką wokół siebie tworzył nagle pęknie, a może po prostu bał się zaufać komukolwiek. Ryu jakoś nie chciało się wierzyć, że Gabriel mógłby być zły do szpiku i kości. Zdecydowanie wolał wierzyć, że gdzieś głęboko w nim wciąż pozostawało zakorzeniona natura człowiecza.
OdpowiedzUsuń- Hm to zmienia postać rzeczy - przyznał mimo tych swoich myśli, po czym zaczerpnął głęboko powietrza. - Chociaż z drugiej strony, właściwie nic nie zmienia - podrapał się po głowie. - Gabriel zachował się jak zwykły, zraniony człowiek. Sam na siebie to sprowadził, jasne, ale tak jak mówisz, Polsza mogła popchnąć go dalej - wypuścił powietrze z płuc. - A te martwe zwierzęta... wiesz, one w gruncie rzeczy wcale nie są takie obrzydliwe - wzruszył ramionami. - Ale może po prostu akceptowały mnie tam, bo byłem ich częścią. Martwy od środka - zacisnął mocno wargi. Bo przecież tak było. Zepchnął wszystkie swoje wspomnienia, zamknął je na cztery spusty, żeby spokojnie móc przebywać w lesie bez konieczności bezustannej walki o swoje. Był martwy przez długi czas i teraz coś w sercu go zakuło.
- Nie mniej jednak... - spojrzał Walwanowi prosto w oczy. - ...myślisz, że da się z nim pogadać? Może zmienić jego stosunek do innych? W jakiś tam minimalny sposób? - zaproponował, bo jakoś tak wciąż nie mógł postawić definitywnego krzyżyka na Gabrielu.
- Aha... no to jestem udupiony - spojrzał na kryształ w swojej dłoni, krzywiąc się przy tym wyraźnie. - Jeśli to mnie wybierze, jestem udupiony do końca życia. Jeśli nie... pewnie pozbawi mnie życia. Świetna perspektywa - mruknął wyciągając swoje własne wnioski.
- Chociaż... powiedziałeś, że on dopiero po pewnym czasie zaczął zamieniać się w kryształ. Kiedy przegiął z jego mocą, wykorzystał go nie tak jak powinien... - zacisnął mocno wargi. - To chyba jest szansa, że jeśli nie przegnę to nic się nie stanie... - odchrząknął i zaraz pokręcił głową. - Nie, nie ma szansy. Z moim szczęściem i podszeptami kryształu... nie mam szans. Nigdy nie będę święty - skrzywił się przy tym wyraźnie.
Ryu
- Gubisz się w zeznaniach - stwierdził tylko chłopak. - Najpierw mówisz, że trzeba było poczekać, teraz wymyślasz sobie inną przykrywkę - bąknął. - A wystarczyło pokazać... jestem wzrokowcem. Szybciej się uczę jak widzę jak to trzeba zrobić niż jak ktoś mi mówi - wyjaśnił i zaskoczeniem stwierdził, że faktycznie tak było. Zdecydowanie szybciej się uczył, kiedy już wcześniej coś zobaczył. Tematu ucznia nie ciągnął. Jakoś nie czuł większej potrzeby jeśli o to chodziło. Odetchnął tylko zamykając oczy, kiedy ten zaczął przygotowywać swoje mieszanki.
OdpowiedzUsuń- Nie przepadasz za uczeniem kogoś, co nie? - zapytał jeszcze. - Jakoś tak nie bardzo pasujesz mi na nauczyciela... - przyznał. - To jest na pierwszy rzut oka, bo wiadomo pozory mogą mylić.
Gave
Acair zacisnął mocno wargi i chwilę milczał, wciąż przytrzymując okład przy swoich oczach.
OdpowiedzUsuń- Zasady są dobre - uśmiechnął się lekko. - Jeśli oczywiście są powszechnie znane. Skąd miałem o tym niby wiedzieć, skoro jeszcze chwilę temu skakała jak pokręcona i dotykała wszystkiego co popadło? - bąknął zaraz. - W ogóle nie szanuje czyjejś przestrzeni osobistej, a jak ktoś... bez złych zamiarów, bo przecież powiedziałem jej po co przyszedłem, wchodzi do jej pokoju to zachowuje się jak furiatka - dmuchnął sobie w grzywkę. - Jest zwykłą hipokrytką - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym znów wydął policzki. - Ale w strachu dużo rzeczy się robi... tym bardziej nie rozumiem, czemu wcześniejsze oblepianie łapami wszystkich było okay... - wymamrotał, powoli odsuwając okład. Wciąż nie bardzo co widział. Wszystko rozmywało mu się przed oczyma, więc ponownie przyłożył go do oczu.
- Zasady powinny być znane - bąknął jeszcze. - To co? Ja też mogę zasady wprowadzić? No wiesz... żeby mnie nie dotykała na przykład? I jak to zrobi przypierdzielę jej jakimś proszeczkiem? Mam parę ciekawych... nic specjalnie trującego. Ot jakaś wysypeczka na twarzy, albo kichanie przez kilka ładnych minut - uśmiechnął się do niego szeroko.
Acair
Yerbe aż przystanął, kiedy dotarły do niego słowa brata. Zamrugał kilkakrotnie i zacisnął mocniej pięści.
OdpowiedzUsuń- Ty mały... - rzucił się do Walwana natychmiast, ale nie było w tym zbyt wiele złości. Dopadł go gdzieś pomiędzy jedną panienką a drugą i objął jego szyję ramieniem, żeby zacząć czochrać te jego kudły. - ...paskudny szarlatanie! A ja całe życie zastanawiałem się, czemu mam tyle szczęścia! - fuknął na niego i roześmiał się mimo wszystko. - To musisz mi pokazać co takiego robiłeś, co bym wiedział... jak to kontynuować, dopóki nie znajdę tej mojej jednej, jedynej, wybranki serducha - wyszczerzył się do niego.
Yerbe
Ryu zmarkotniał trochę, przyswajając te wszystkie informacje. Tego się właśnie obawiał, że z obranej przez niego drogi nie ma już odwrotu. Skrzywił się wyraźnie znów obserwując ten przeklęty kryształ. Przez myśl mu przeszło, że kompletnie niepotrzebnie dał się w to wszystko wplątać. Obawa przed stratą przyjaciół i powrotu do tej całej martwości była w tamtej chwili zbyt wielka aby racjonalnie wszystko rozważyć. Tylko co z tego... skoro dalej nie czuł się tak zupełnie żywy? Coś tam w nim bezpowrotnie umarło i nie był pewien czy kiedykolwiek będzie w stanie to na nowo odszukać.
OdpowiedzUsuń- Prawda? - ożywił się trochę na wieść, że nie on jeden uważał te zwierzęta za coś niesamowitego. - Przy tym są niesamowicie lojalne... nie tylko do Gabriela, ale i do samych siebie. Bronią swojego terenu - zauważył tylko. Nie uważał tego za nic specjalnie złego. Zachowywały się tak jak każde inne państwo, kraina. Każdy bronił swojego. Niektórzy robili to w sposób ugodowy, a inni mieczem i przelaną krwią. Gabriel i jego las niespecjalnie się od nich wszystkich różnił.
- Teraz? - zapytał go spokojnie. - Teraz mówi mi, że drugi kryształ jest niedaleko. To zdarza się dość często. Ciągnie go do odłamków ale i do całych kryształów - przyznał szczerze. - Ale bardziej martwią mnie jego szepty, kiedy moje emocje biorą górę - dodał po chwili namysłu, nie bardzo wiedząc czy powinien dalej cokolwiek mówić. W końcu tego człowieka dopiero co poznał. Zacisnął mocno wargi milknąc na dłuższą chwilę.
- Pierwszy raz skusił mnie miesiąc... dwa miesiące temu? - zastanowił się. - Mam takiego kumpla, który ma niewyparzoną gębę i obrał sobie za cel wyprowadzanie mnie z równowagi. To jego ulubiona rozrywka. Najczęściej jego komentarze po mnie spływają, ale czasem... potrafi uderzyć w taką strunę, że pragnę tylko go skrzywdzić - przyznał się do swoich myśli. - No i wtedy kryształ podpowiadał mi rozwiązanie. Namawiał do morderstwa - zagryzł mocno wargi. - A ja się temu poddałem... do najgorszego nie doszło, ale tylko dzięki interwencji z zewnątrz - dorzucił zaraz i odchylił się na krześle. - Właśnie w takich przypadkach kryształ podpowiada najłatwiejsze rozwiązanie, najszybsze... i niezbyt pochlebne - wyjaśnił. - Poza tym... staram się nie korzystać z jego pomocy - mruknął jeszcze. - Ale czasem nie mam wyjścia. Sięgam do jego zasobów, a wtedy się rozrasta. No i nie wiem... ech nie do końca to rozumiem - uniósł dłoń w górę i przyjrzał się kryształowi. - Bo nigdy dzięki niemu nie morduję, ale na przykład pomagam sobie w ucieczce czy coś w ten deseń... - wyjaśnił. - Po każdym użyciu kryształu, palce drętwieją mi na coraz dłużej, a ostatnio pojawiła się ta obwódka - dokończył.
Ryu
Chłopak wywrócił oczyma i dmuchnął sobie w grzywkę. Ewidentnie się nie dogadają na tym polu. Przecież zastosował się do wskazówek przy drugim razie. Zaciskał mocniej. Za mocno, ale przecież od tego jest nauczyciel żeby w trakcie poprawiać, a Wan tylko się przyglądał. Pokręcił głową z niedowierzaniem na te przytyki i podejrzanie zerknął na jego fajkę.
OdpowiedzUsuń- Coś za dużo Makumby wsadziłeś - skomentował tylko, biorąc pierwszy pokazowy płat skóry i studiując go uważnie. Każdy najmniejszy szew. Całe szycie było wykonane profesjonalnie. Widać w nim było wprawę mężczyzny. Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem tę jego fajkę, po czym sięgnął po nią ręką i zamachał niecierpliwie.
- Sztachnę się i pójdzie lepiej - stwierdził, czekając jednak aż Wan poda mu fajeczkę i jednocześnie rozpruwając swoje zmaltretowane mięso. Doszedł do wniosku, że stopień kunsztu mężczyzny zależał od stopnia naćpania. - No raczej, że jestem żółtodziobem na polu szycia. Gdybym nim nie był to bym nie prosił o lekcje - zauważył jeszcze.
Gave
Acair naburmuszył się jak dziecko i skrzyżował ręce na klatce piersiowe, patrząc pochmurnie na Wana.
OdpowiedzUsuń- Kilku zachowań? - pokręcił przecząco głową, podnosząc się z ziemi i doskakując do Wana to z jednej, to z drugiej strony. To od tyłu, to od przodu. Łapiąc go za nos i przyglądając mu się uważnie. - Czyli chcesz powiedzieć, że takie naruszanie czyjejś przestrzeni jest w porządku, ale już wchodzenie komuś do pokoju bez pukania... nie? - odsunął się od mężczyzny i znów potarł swoje oczy. - Oceniam to co widzę - dorzucił. - A na razie tak jest. Nie mam jeszcze innych zmiennych. Jak je zdobędę to uzupełnię swoje informacje - dodał jeszcze i pokręcił lekko głową.
- Przygotuję swoją mieszankę proszków na nią i jej naruszanie mojej przestrzeni osobistej - dorzucił twardo. - Nie będą mocno szkodliwe - dodał jeszcze, bo przecież nie chciał nikogo skrzywdzić. Przynajmniej nie na stałe. Tylko dać nauczkę. - No bo jak twoje zasady tego nie obowiązują to... no nie polubimy się - wydął policzki. - To jest ona i ja - dodał jeszcze, trochę po omacku opuszczając ten cały "skansen".
- Poza tym... po co pukać jak ktoś nie zamyka pokoju? - spojrzał na niego, bo przecież drzwi pozostały uchylone. - Skoro tak nie lubi swojej nagości to na pewno by je zamknęła - dorzucił jeszcze jakoś tak nie mogąc się powstrzymać. Zachowywał się trochę jak skrzywdzony i skarcony dzieciak, ale co poradzić! Czuł się pokrzywdzony! W końcu nie chciał zrobić niczego złego a oberwał. Za dobre chęci.
Aci
Yerbe przytaknął tylko, a potem gwizdnął.
OdpowiedzUsuń- To tylko pozazdrościć - rzucił lekkim tonem. - Ty aż do setki mogłeś się seksić dowoli bez żadnych konsekwencji. O stary... - zachichotał tańcując razem z nim. - Dobrze - dorzucił zaraz, robiąc z bratem piruecik. - Mamusia najwyraźniej dorosła już do myśli o wielu wnukach - zacmokał z szczwanym uśmieszkiem. Oczywiście znał niektóre sposoby zabezpieczania się i zazwyczaj jednak je stosował, a mimo to byłoby dobrze poznać te mieszanki Wana.
- O swoją drogą... - objął brata ramieniem. - To kiedy idziemy na panienki? - zainteresował się. - Tobie też jakąś trzeba naraić - klasnął w dłonie, po czym wskoczył na stół i zaklaskał kilka razy, uciszając na moment tłum gości. - Panie i panowie! - zaczął radośnie, patrząc na swojego brata czule. - Mój brat obiecał mi dzisiaj taniec ze specjalną dedykacją - wyszczerzył się szeroko. - Nagrodźmy go gromkimi brawami. Chodź Wan, wskakuj. Nie ma się co wstydzić - wyszczerzył się do niego. - I bioderka w prawo i w lewo i hop hop hop. A potem... - nachylił się do jego ucha. - ...pójdziemy na ziółko. Zrobiłem niezłą mieszankę. Daje kopa - zapewnił go.
Yerbe
Ryu pokręcił lekko głową i nachylił się do niego, również schodząc do szeptu.
OdpowiedzUsuń- Nie opowiadam o tym na prawo i lewo. Właściwie w ogóle nie przyznaję się do posiadania kryształu - rzucił szeptem i uniósł wysoko brew. - Febe twierdziła, że można ci zaufać... no wiesz, jesteś tym kimś, komu można powiedzieć wszystko, bo pomożesz, albo chociaż spróbujesz - przygryzł delikatnie lewy kącik swojej dolnej wargi i westchnął ciężko. - Ale jeśli nie to będę zmuszony cię zabić - dorzucił jeszcze, odsuwając się od niego. - W końcu nie wiem jak bardzo mogę ci zaufać - zauważył już nieco głośniej. - Może wcale nie jesteś tym Walwanem o którym opowiadała - poddał to jeszcze w wątpliwość, po czym wzruszył lekko ramionami.
- Ech akurat zabijam bez pomocy kryształu - skomentował sucho, choć wzrok na moment spuścił. To dalej nie było łatwe, ale miał wrażenie, że powoli przestawał przeżywać każdego trupa. Na pewno nie tak jak to było na początku. - Zabijam w ostateczności - dorzucił jeszcze, bo tak faktycznie było. Nie było to jego ulubionym zajęciem. Po prostu, kiedy nie było już innej opcji posługiwał się tą a nie inną. Takie życie. Albo on albo ktoś inny, a w tej chwili nie zamierzał poświęcać swojego życia dla kogoś obcego.
- Wiesz... nie jest mi łatwo wyczuć kiedy rozpoczynam używać kryształu - spojrzał mu prosto w oczy. - Znaczy w tej chwili tego nie robię - uniósł lewą dłoń i wytworzył w niej iluzję jednego z leśny stworków. - Teraz też nie - dodał po chwili. - Po prostu kiedy używam swoich mocy... czasem orientuję się po czasie, że kryształ włączył się do pomocy. Głównie w ferworze walki - poinformował go. - Dlatego staram się ich nie używać, jeśli nie muszę - dodał jeszcze po chwili. - Tylko to też nie jest do końca rozwiązanie. Chciałbym znaleźć sposób na wyłączenie go... albo no na to, żebym świadomie mógł z niego sięgnąć w razie wypadku. No wiesz mieć dobrowolnego asa w rękawie a nie coś co się samo uruchamia - dorzucił. - No dobra to jest opcja B, jak już opcja A z pozbyciem się go nie podziała - wyjaśnił jeszcze.
Ryu
Nie ukrywał rozczarowania. Myślał, że Wan będzie wiedział więcej. Co prawda i tak sporo się nauczył dzięki mężczyźnie, ale gdzieś w sercu pozostał ten niedosyt. Za dużo sobie wyobrażał, gdy Febe go t tu kierowała. Nie mniej był to dobry początek i to, że Wan był chętny do pomocy nawet trochę podniosło go na duchu. Pokiwał przy tym lekko głową, choć nie był pewien czy będzie w Argarze w momencie przybycia Wana. Przecież nie zamierzał siedzieć z dupą na miejscu. Mało tego, planował wrócić do Lasu i pogadać z Gabrielem. Coraz częściej go to kusiło.
OdpowiedzUsuńNie zdążył jednak mu tego wszystkiego powiedzieć, bo wszystko potoczyło się w zastraszająco szybkim tempie. Wan wstał, drzwi wybuchły, powiew wiatru zmierzwił mu włosy. Mała goblinka została wyrzucona z pokoju, a jemu przez myśl przeszło, że chyba nie powinien aż tak ufać Wanowi. W końcu tak się upewniał czy nikt ich nie słyszy, a w drugim pokoju ukrywał goblinkę, która doskonale wszystko słyszała. Zacisnął mocno wargi mając niejasne wrażenie, że pomylił się co do mężczyzny, ale ten nieustający wiatr nie pozwolił mu po prostu wyjść z mieszkania mężczyzny i więcej już tu nie wracać.
Ten wiatr był znajomy. Wywoływał to samo uczucie co ten Tonego. Przyjrzał się uważniej goblince. Cóż głowy sobie nie dałby uciąć, ale po dłuższej chwili uznał, że mogłaby być tą, która swego czasu kręciła się po Argarze. Zacisnął mocno wargi zbliżając się do wejścia i przytrzymując framugi.
- Spróbuj dołem – przekrzyczał huk wiatru. – Zawsze jest jakiś słaby punkt, słabszy wir… – dodał, zwracając uwagę na płaczące maleństwo, od którego ta cała zawierucha się zaczęła. – Musiało się jej coś śnić… - skomentował cicho, zastanawiając się przy tym co takiego małe gobliny uważają za przyjemne. Zacisnął mocno wargi i ostatecznie postawił na tęczowe jednorożce, które mogły mieć może 15 cm wzrostu i pogalopowały do maleństwa, po czym zaczęły kręcić się w kółko nad główką dziecka, wesoło przy tym wierzgając kopytami. Nie był pewien czy to w jakiś sposób pomoże. W najgorszym wypadku rozpęta jeszcze większą burzę, w najlepszym… uspokoi dziecko, a w sytuacji po środku – zmniejszy wichurę i ułatwi matce dotarcie do małej.
Ryu
KEVA MARIA SKŁODOWSKA CURRIE JUŻ TU JEST! XD
UsuńGave popatrzył na niego z wyraźnym niedowierzaniem i pokręcił lekko głową, nawijając nić na igłę po raz kolejny. Jeszcze raz przestudiował pierwszy, pokazowy płat skóry. Wydawał się najprostszym szyciem niż pozostałe.
OdpowiedzUsuń- Ja już cię nie rozumiem - odparł prosto z mostu. - Najpierw każesz mi po prostu szyć, nie mówisz nic w trakcie. Potem mówisz co mam zrobić, więc to robię. Znów nic nie mówisz, a potem stwierdzasz że jest do dupy i nie stosuje się do twoich poleceń - wzruszył ramionami. - Ja już nie wiem o jakich poleceniach mówisz... zastosowałem się do nich, a że nie poszło to inna historia - mruknął robiąc supełek na końcu nitki i po raz kolejny rozpoczynając proces szycia. Mocno zaciskając mięso, ale upewniając się przy tym, że nie będzie to zbyt mocny zacisk. Od czasu do czasu zerkał na płat pokazowy kopiując trochę ten szew. Wiedząc jak ma wyglądać dzieło końcowe było zdecydowanie łatwiej się tego nauczyć. Przynajmniej w jego opinii. Był wzrokowcem o czym przecież już wspominał. Szło koślawo, ale przynajmniej jakiś tam kształt szwu wychodził.
- Nie wiem czego jeszcze oczekujesz - dorzucił jeszcze. - A swojej niewyparzonej gęby nie zmienię. Lubię ją.
Gave
- Hm? To kiedy zostanę wujaszkiem? - podchwycił temat Yerbe i na moment zmarkotniał, bo skoro mama mogła już chcieć wnuków dla przedłużenia rodu to on absolutnie nie mógł ich jej dać. Zresztą pewnie nawet nie cieszyłaby się z takich wnuków. Aż mu trochę w pięty poszło, ale słysząc pytanie Wana zrobił groźną minę i wziął się pod boki.
OdpowiedzUsuń- Za kogo ty mnie masz, braciszku - pokręcił głową z wyraźnie udawaną dezaprobatą. - Pójdziemy podrywać panienki - wywrócił oczyma. - Żadne tam płatne - burknął jeszcze, tańcząc z nim na stole w rytm muzyki i również zapraszając resztę do zabawy.
- A to moja wina, że zawsze coś majstrujesz przy moim ziółku i potem umieramy? - poruszał zabawnie brwiami. - Zawsze chcesz udowodnić, że znasz się na tym lepiej i takie są skutki - pociągnął go lekko za uszy szczerząc się do niego. - Wyobraź sobie jakbym ja udawał, że na leczniczych znam się lepiej... straciłbyś swą reputację w dwa dni - zarechotał.
Yerbe
Acair naburmuszył się na powrót czując się po prostu niezrozumiałym.
OdpowiedzUsuń- To mogła mi to powiedzieć. Wracamy do początku. Zasady powinny być znane - przypomniał mu nie dając za wygraną. Usiadł z powrotem na krześle, sięgając po swoją czarkę nie dopitej herbaty i pociągnął z niej kilka łyków.
- Moje produkty testuje na sobie zanim ich użyje - odparł krótko. - Chyba, że tworzę truciznę... to jej na sobie nie testuję - zacisnął mocno wargi, siegając do swojej torby i odszukując w niej zakorkowaną fiolkę. Przez moment obracał nią w palcach upewniając się, że dalej mu nie zniknęła. To, że wciąż przy nim była uspokajało go. Nabrał głęboko powietrza w płuc.
- Mogę ci coś pokazać? - zapytał olewając sprawę Grimy. Później się z nią policzy. Swoimi proszkami rzecz jasna. Złapie ją poza progiem domu Walwana i tam hulaj dusza piekła nie ma. Dodatkowo Wan nie będzie mu mógł powiedzieć, że złamał jego zasady. To był dobry plan. Podszedł do mężczyzny i wyciągnął swoją fiolkę, jeszcze przez moment obracając ją w dłoniach.
- To jest... to jest "nimh" - zacisnął mocno wargi. - Ja... uhm wyodrębniłem ją... przydaje się do tych złych eliksirów... nie umiem jej przerobić na nic dobrego, próbuję, ale nigdy nie wychodzi - wyjaśnił mu, właściwie nie wiedząc czy w ogóle powinien o tym mówić ani pokazywać mu tego proszeczku.
Acair
Ryu szybko zorientował się w tym co się święci. Nie oponował, kiedy Grima odciągała go od drzwi. Sam zrobił kilka kroków w tył i jedynie osłonił się przed nadchodzącymi pazurami. Pazurami, które do celu nie dotarły. Nie wtrącał się, kiedy Wan spokojnie tłumaczył Grimie jak postępować z dzieckiem, a gdy mała rozpłakała się bardziej, zerwał iluzję. Nie było potrzeby jeszcze bardziej jej denerwować. Słysząc o wirze zagryzł mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Może jej zaśpiewaj? Mów do niej? Ale spokojnie - zaproponował przekrzykując wiatr. Może nie powinien się wtrącać, ale jakoś tak czuł się w pewnej mierze w obowiązku by to zrobić. Zastanowił się nawet chwilę co pomagało Tonemu w uspokojeniu się... to pierwsze co przyszło mu na myśl. Wiatr wydawał mu się na tyle znajomy, że nie mógł oprzeć się wrażeniu iż ma do czynienia właśnie z nim.
- Może... - zaczął zastanawiając się czy to w ogóle ma rację bytu. - Może mógłbym wciągnąć je obie w obraz spokoju? - spojrzał na Wana zanim cokolwiek zrobił. Może gdyby mała zobaczyła wokół siebie zwykły pokój i opanowaną matkę to wtedy uspokoiłaby się. - Grima? - zaczął głośniej. - Nie ruszaj się teraz - poradził jej. - Obejmę was obie... pokażę wam coś - odchrząknął. - To nie będzie bolało i nic wam się nie stanie, tylko nie ruszaj się, dopóki nie damy ci znaku... - poprosił, czekając tylko na pozwolenie. Głównie Wana, bo podejrzewał, że goblinka w tym stanie raczej mu takiego nie da.
Ryu
Bardzo trudno było powstrzymywać język, kiedy mężczyzna uprawiał tu jawną niesprawiedliwość. Gave zacisnął mocno zęby i podniósł wzrok znad mięsa piorunując go wzrokiem.
OdpowiedzUsuń- Właśnie to robię - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Po raz trzeci. Bez większych wskazówek - dodał nie mogąc się jednak powstrzymać od tego komentarza. Musiał odetchnąć kilkakrotnie zanim wrócił wzrokiem do swojego mięsa. Powrócił do walki z igłą, ale gdy płat pokazowy zniknął mu sprzed nosa, poczuł się wyraźnie zagubiony. Uniósł znów wzrok znad swojego mięsa.
- Nie zdążyłem sprawdzić jak wyglądała końcówka - wymamrotał trochę bezradnie, po czym skrzywił się wracając do pracy. Spróbował zatem skopiować swój początek szwu i przełożyć go na końcówkę, a potem jakoś to wszystko zakończyć.
- Proszę - podał mu kolejną wersję zmaltretowanego mięsa.
Gave
- Po prostu byłoby miło, gdyby też dostała ochrzan. To, że jest w ciąży nie zwalnia jej z podstaw kultury - wywrócił oczyma. Ciąża była oczywistą oczywistością w tym wypadku. Raczej ciężko byłoby to ukryć.
OdpowiedzUsuń- Jeśli coś będę sprzedawał ci to na pewno pozwolę ci to sprawdzić - wzruszył ramionami Acair. To była zupełnie inna sprawa i z nią absolutnie problemów nie miał. Użycie proszeczku w obronie własnej, a sprzedaż to dwie różne rzeczy. Nie ciągnął tego tematu dłużej uznając go za zakończonego. Spojrzał mężczyźnie prosto w oczy, gdy ten popatrzył na niego z zaskoczeniem.
- Bo nie wyodrębniono - zacisnął mocno wargi. - To znaczy... bo ekipa wyodrębniająca poniosła straty w ludziach, a jedyny ocalały oszalał i został wygnany z Fasah... - poprawił swoją wersję i znów zagryzł wargi. - Bo nie umiem z niej zrobić nic dobrego. Dodana w niewielkich ilości do środku przeciwbólowego, sprawia że pali cię gardło, padasz nieprzytomny i trawi cię potem temperatura przez tydzień... - zgrzytnął zębami. - Samej w sobie lepiej nie dotykać...potrafi zamienić ludzi w proch - dodał zaraz, ostrożnie wręczając mu fiolkę. - Po prostu jest idealnym środkiem bojowym... ale cokolwiek innego nie próbowałem, fiasko...
Acair
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się do niego szeroko i skrzywił na to pstryknięcie w ucho. Spojrzał na niego wyraźnie urażony, poprawiając zaraz swoje uszko. - Tak nie wolno, braciszku - klepnął go lekko w tyłek. - Jeszcze się nie zrosły z moimi - dodał konspiracyjnym szeptem i wyszczerzył przy tym do niego.
OdpowiedzUsuń- O i właśnie o to chodzi - klasnął w dłonie. - Jeśli będziesz nawijał od rzeczy to więcej z nich będzie chciało słuchać mojego bajeru - zachichotał. To był przecież plan idealny. Nie dało się tego ukryć.
- Ale ty przerabiasz moje twory - zauważył, mimo wszystko z ciekawością zerkając na to jego zawiniątko. - Dobra, najpierw moje zioło, potem twoje. Moje zamierzam zacząć sprzedawać od jutra... o ile wstanę - odchrząknął lekko, obejmując go ramieniem.
Yerbe
- Dobra to licz czy coś. No nie wiem, nie znam twojego dzieciaka - mruknął, zabierając się do pracy. Postawił na łąkę pełną kwiatów i spokojny wietrzyk mierzwiący włosy Grimmy oraz tej małej. Śpiewające przyjaźnie ptaki i doskonałą pogodę do tego. Samej Grimy nie podrasowywał specjalnie. Ot jedynie założył kilka udoskonaleń w postaci zniwelowania kilku ranek, których przed chwilą się nabawiła. Miał szczerą nadzieję, że dziecko zareaguje pozytywnie na takie zmiany. Kolorowy motyl przefrunął obok Grimy i podleciał do małej co by zrobić wokół niej kółko i z powrotem wrócić do matki. Wszystko to aby skupić uwagę dziecka na jego własnej mamie.
OdpowiedzUsuńRyu
- Zrozumiałem. Nie pod tym dachem - powtórzył i wskazał na okno. - Tam już tego dachu nie ma - wzruszył ramionami. - Jestem w stanie to zaakceptować - zapewnił go i westchnął ciężko słysząc o Grimie, która też u niego się uczyła. To było znacznie gorsze do zaakceptowania. Przecież niczego nie wyniesie z tego wszystkiego jak ta zielona będzie skakać jak popaprana.
OdpowiedzUsuń- Jakoś ją zniosę - westchnął niezbyt chętnie. Z drugiej strony zniósł tyle innych osób, że i z Grimą wytrzyma. Nie musiał przecież się z nią kumplować. Tylko tolerować. Pokręcił przecząco głową. - Nie jestem szaleńcem... ja tylko nie chciałem, by komuś stała się krzywda przez to odkrycie... - mruknął i nawet w jego ustach zabrzmiało to jak hipokryzja. Przecież sam jeden pozbył się pozostałych świadków. Nie ważne, że to właśnie oni chcieli tą krzywdę uskuteczniać na większą skalę. On ich zabił. Zacisnął palce z powrotem na fiolce. - Dobrze - pokiwał lekko głową. Pomoc z tym zdecydowanie mu się przyda. Zwłaszcza, że utknął w martwym punkcie i już powoli dochodził do wniosków, że nie da się jej użyć do dobrych celów, a tym bardziej odnaleźć lekarstwo.
Grima oczywiście wróciła z wielkim huknięciem, a on omal nie wypuścił fiolki z dłoni, kiedy ta wskoczyła na stół, żeby znaleźć się tuż przed jego twarzą. Schował fiolkę do swojej torby i odepchnął ją lekko (zważywszy na jej stan) od siebie.
- Za każdym razem wchodzisz w moją strefę komfortu... nie rób tak więcej! - mruknął kopiując przy tym jej słowa. - I pukałem, nawet nie wszedłem do końca do środka... chciałem zabrać twoje naczynia. Co w tym złego? - zapytał jej. - Następnym razem sama dostaniesz po oczach - zapewnił ją jeszcze.
Acair
Gave obserwował go. Na rzucone mu wzory zerknął przelotnie, zanim mężczyzna nie pochylił się nad nim i nie zaczął przecinać szwów, które miejscami były fatalne. Szwów jego wykonania. Skinął głową. Marszczące się mięso to też coś złego. Dopisał to do listy. Dociskać mocniej i nie marszczyć. Na pytanie spojrzał na Walwana wzruszając ramionami.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem - odparł po prostu. - Wszystkie mają opływowy kształt? Wszystkie dotyczą skóry? - zaproponował dwie opcje tego co mogą mieć wspólnego. - Wszystkie są białe - dodał jeszcze, dorzucając spostrzeżenie a propo koloru użytej nici. Przesunął palcami po płatach przykładowych. - O... wszystkie są gładkie... gładko zszyte, nie mają wybrzuszeń i skóra się nie marszczy - stwierdził po dłuższej chwili.
Gave
Chłopak odetchnął z wyraźną ulgą, kiedy Wan stwierdził, iż nie łatwo jest odnaleźć najlepsze rozwiązanie. Skinął głową, niemo dziękując mu za zrozumienie, a od Grimy odsunął się o krok z ulgą przyjmując że i ona to zrobiła.
OdpowiedzUsuń- Phi... - znów powtórzył jej słowa. - Obmacasz mnie to ja ciebie również - powiedział tylko, a kiedy zarzuciła mu ślamazarność, wzruszył ramionami. - Pod wpływem adrenaliny mam całkiem niezłego cela - zapewnił ją ze złośliwym uśmieszkiem. - Ale nie chcielibyśmy żebyś się przypadkiem potknęła i upadła... - przesunął wzrok na jej brzuszek. - ...więc demonstrację swoich słów zostawię na czas kiedy już urodzisz - dokończył.
Acair
Gave słuchał go uważnie, kiwając od czasu do czasu głową. Spojrzał na swoje ręce zastanawiając się, która jest bardziej manualna niż ta druga. Starał się korzystać z nich obu. Zwłaszcza podczas walki. Ćwiczył je przecież po to, żeby obie były tak samo pożyteczne, ale to na prawej ręce zwykle wycinał runy, więc wniosek nasuwał się sam.
OdpowiedzUsuń- Lewa - mruknął sam do siebie, dalej wracając do słuchania mężczyzny. Sporo było rzeczy do wzięcia pod uwagę. Zaczynał się zastanawiać czy w ogóle powinien się w to bawić. Jasne dla niego było, że jeśli już będzie musiał szyć to tylko na sobie. Przecież nie był w stanie zapewnić im że nie popełni błędu. Wydmuchał powietrze z płuc i zacisnął mocno wargi.
- To chyba jest nie do zrobienia... - westchnął. - Przecież nie da się przećwiczyć na każdej możliwej frakturze... to jak ty się tego nauczyłeś?
Gave
Przytrzymał iluzję jeszcze chwilę po tym jak mała się uspokoiła. Obserwował ją uważnie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Grima chociaż bojowa, zmieniała się przy niej w łagodną kobietę.
OdpowiedzUsuń- Nie ma sprawy - rzucił na to podziękowanie. Był w połowie kroku w przód, gdy ta kazała mu wyjść. Odetchnął głęboko. Ewidentnie się go bała. Bała się tego co nieznane. Nie mógł się jej dziwić. Była matką. Nie broniła już tylko siebie. Była odpowiedzialna za nowe życie. Spojrzał na Wana, gdy ten zaczął ją tłumaczyć i pokręcił lekko głową.
- Nic się nie stało - zapewnił go, by zaraz się skrzywić i zerknąć na młodą mamę. - Ale ona tu jest - zwrócił się do niej. - I będzie ci potrzebna pomoc. Nie dasz rady jej tu trzymać całe życie - zauważył, dalej stojąc w progu. Nie zamierzał robić niczego wbrew goblince.
- Zagrożenie? - zdziwił się trochę. W obliczu ostatnich wydarzeń, w których centrum był Tony to mu się nie kalkulowało. - Odniosłem nieco inne wrażenie - przyznał szczerze. - Takie dzieci... są w niebezpieczeństwie, ale zagrożenie? - uniósł lekko brew. - U nas... znaczy w Argarze... mamy samych mieszańców. Wiem, jesteśmy z innego świata, nie znamy się na waszych zwyczajach, uczymy się tego dopiero - zacisnął mocno wargi. - Ale... - znów zerknął na Grimę. - ...myślę że moglibyśmy ci pomóc - przyznał szczerze. - Twoja córka, jej ojcem jest Argarczyk, prawda? - chciał się tylko upewnić. Miał już swoje pierwsze podejrzenia i trochę mu się to w głowie nie mieściło. Przecież od zbliżenia tych dwojga nie minęło 9 miesięcy, ale może po prostu czas ciąży był inny w przypadku goblinów. Tego nie wiedział. Nie mógł wiedzieć.
- Wan, my naprawdę moglibyśmy pomóc... okiełznać tę jej moc, może dać Grimie wskazówki... nie wszyscy jesteśmy źli.
Ryu
- Wan, Wal, Wan... - Yerbe pokręcił głową z wyrazem bezgranicznego politowania na twarzy. - Ty będziesz miał mnie teraz na głowie codziennie - poinformował go. - Dopóki w twoich ziółkach i innych rzeczach nie odnajdę tej jednej mikstury co to mi ją z mamuśką dodawaliście do herbatki - wyszczerzył się do niego i złapał brata w pasie, by podnieść go do góry a potem kręcąc się i wirując po sali zaczął wycofywać się do wyjścia. - A jeśli to nie pomoże to pomęcze o nie mamuśkę - dodał w końcu napierając tyłkiem na drzwi wejściowe i wychodząc na świeże powietrze. - O jak dobrze - nabrał głębokiego powietrza w płuca. - Chodźmy na te nasze ziółka, bo tam już się zbyt tłoczno robiło - objął brata ramieniem, niemal od razu wręczając mu część swoich, co by sobie nimi mógł fajeczkę nabić. - Spróbuj bez podkręcania swoimi i powiedz co myślisz. Wersja testowa do sprzedaży. Pamiętaj że żółtodzioby nie są tak zjarane jak my - zauważył.
OdpowiedzUsuńYerbe
Ryu przyswoił sobie słowa Wana do wiadomości i westchnął ciężko, opierając o framugę drzwi. Przez moment obserwował maleństwo i jego mamę z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym powrócił wzrokiem do Wana.
OdpowiedzUsuń- To dlaczego nie sprzymierzycie się z nami? - zapytał go znienacka. - Jestem pewien, że taki sojusz mógłby przynieść korzyści obu stronom - dodał, po czym skrzywił się nieco. Jasne, to wszystko brzmiało genialnie, ale koniec końców doprowadziłoby do wojny między narodami. Dużej wojny. Kraj mógłby zostać doszczętnie zniszczony, a wielu mieszkańców potraciłoby życia. - Rozumiem, dobry pomysł ale konsekwencje mogą być tragiczne - mruknął zanim ktokolwiek mu zdołał coś odpowiedzieć. - Po prostu... dziwię się, że do tej pory dawaliście sobą tak pomiatać... - zacisnął delikatnie swoje pięści. - Przecież Mathyr należy w takim samym stopniu do ciebie, do Grimy i jej maleństwa jak i do Polszan - wzruszył ramionami. - Trochę to niezrozumiałe, że no dopiero teraz te mieszanki wszystkie zaczęły być większym zagrożeniem. Znaczy jasne, to dlatego że się pojawiliśmy. Najlepiej byłoby, gdybyśmy zniknęli - zgodził się zaraz. - Z punktu widzenia Polszy to jest - dodał jeszcze i zrobił kilka kroków w stronę Grimy, ale przystanął tuż przy jej szafce nocnej, w bezpiecznej odległości, by w razie czego zawrócić.
- Przypieczętuje... - powtórzył po niej. - Nie chodzi mi o to, żeby siedziała u nas wszystkich swoich lat - odchrząknął. - Po prostu musi nauczyć się to kontrolować. Kiedy to zrobi... będzie mogła swobodnie chodzić po ziemi... bo jej moce nie będą widoczne - uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym odsunął na krok wzdychając ciężko na wieść, że dziecko jest jej.
- No tak, a ty jesteś wiatropylna - wywrócił oczyma, po czy ścisnął dwoma palcami nasadę swojego nosa. Niefortunny komentarz, nie ma co. W gruncie rzeczy zgodny z prawdą. No na siłę jej do Argaru nie weźmie, ale mógł przyprowadzić potencjalnego tatusia do Walwana. Ewentualnie, jeśli jednak Tony nie byłby tatkiem... potencjalnego nauczyciela. Sytuacja win - win, z której strony by nie patrzeć.
- Jasne, nie pójdziesz - uniósł dłonie do góry i wydmuchał powietrze z płuc. - Nie zamierzam cię do tego zmuszać - dodał jeszcze, przyglądając się z uwagę ogonkowi małej goblinki. Uśmiechnął się przy tym lekko. Dzieci były jednak fascynujące.
Ryu
- 50 lat?! - Gave spojrzał na niego jakby ten z kosmosu spadł. - Spędziłeś na nauce szycia 50 lat?! - zamrugał kilkakrotnie. - No bez jaj... ale to przecież strasznie nudne... - mruknął. - Znaczy ech... chodzi o to, że ciągle powtarzasz to samo, w takiej samej konfiguracji... no okay może parę czynników jest innych, ale... wciąż - westchnął, kręcąc przy tym lekko głową. Nie, to nie było dla niego. Na pewno nie spędzi większości swojego życia próbując opanować szycie do perfekcji. Szczęśliwie Wan dodał o tym jednym mięsie i fakcie, że będzie w stanie zszyć siebie podobnych.
OdpowiedzUsuń- Nawet Shrekusia ukrywającego się w tamtym pokoju? - zapytał go, unosząc wzrok znad robótki i obserwując go uważnie. Nigdy nie wchodził do nowego miejsca bez uprzedniego sprawdzenia go. Duchy idealnie się do tego nadawały. - Więzisz ją czy jest tu z własnej woli? No bo uhm... znam ją trochę i zwykle lata jak postrzelona dookoła ludzi - wyjaśnił swoje zainteresowanie tym tematem.
Gave
Tego nie wiedział. Zmarszczył lekko brwi, posyłając jednego z duchów raz jeszcze do sypialni, aby zobaczyć uchylone okno i ewidentnie pustą przestrzeń. Ścisnął mocniej dłonie na mięsku, trochę je przy tym maltretując.
OdpowiedzUsuń- Zrobiłeś jej pranie mózgu? - spojrzał surowiej na Walwana. Nie wydawał się być takim, ale Grima zachowywała się jak nie Grima. W tej chwili uciekła przez okno, nie pokazywała się, nie było jej pełno. Może i irytowała go ta część jej osobistości, ale bez niej... no to nie było normalne.
- No bo jak inaczej wyjaśnisz jej zachowanie? Shrekuś normalnie skacze dookoła ciebie, denerwuje cię tym konkretnie, papla jak najęta i wszędzie jej pełno, a teraz? Siedzi w zamknięciu, najpewniej podsłuchując i zwiewa, kiedy ktoś o niej wspomni... jakbyś jej kazał to zrobić. No nie wiem... jesteście razem, czy co? Więzisz ją? Chcesz ją tylko dla siebie? -wysnuł kolejne przypuszczenia. - No nie wyglądasz na takiego, ale przecież pozory mogą mylić...
Gave
Zignorował fakt, że Walwan użył jego własnego imienia. Być może sam, w którejś chwili je chlapnął. Przecież był do tego zdolny. Skupił się na jego pozostałych słowach.
OdpowiedzUsuń- Niedługo - odparł krótko. - Jakieś 2 - 3 miesiące temu - odparł zgodnie z prawdą. - I wtedy żyła jeszcze pełnią życia, śmiejąc się i zwiedzając świat. Nic nie zapowiadało takiego wycofania - mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - A może po prostu skorzystała z okazji i zwiała przed tobą, co? - uniósł wyżej brew. - No wiesz, jako że aktualnie zajmuję cię rozmową i jesteś podejrzanym o porwanie małej, świrniętej goblinki? - zaproponował taką opcją. - Tak, czy siak.... zostanę tu dopóki nie dowiem się prawdy - stwierdził jeszcze.
Gave
Gave popatrzył na niego i westchnął przeciągle.
OdpowiedzUsuń- Owszem - zgodził się. - Ale też dziwnym jest jej zachowanie, skoro nic się między nami nie zadziało. Nawet nie miałem okazji się z nią pożreć... a to mi się często zdarza - zauważył tylko, po czym westchnął ciężko. - To zależy. Mógłbyś nie być wcale przejętym, by nie wzbudzać moich podejrzeń - skomentował, a na wiadomość, że Grima ma wiele kryjówek w okolicy stwierdził, że w razie czego przeszuka cały las. No trudno, wydusi z siebie trochę więcej energii niż to prawdopodobnie warte, ale nie wyjdzie stąd póki się nie upewni czy Grima jest bezpieczna.
- Spoko - uśmiechnął się do niego. - Twój ogródek też jest wygodny do spania - zapewnił go tylko, bo przecież nie będzie mu kozetki zajmował niepotrzebnie. Zamiast kłócić się dalej, wrócił do zszywania mięsa. - Gavin był moim bratem i pierwszym użytkownikiem tego ciała - mruknął jeszcze w gwoli wyjaśnienia. - W gruncie rzeczy nawet nie skłamałem...
Gave
Ryu pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Źle się wyraziłem - odparł Wanowi. - Chodziło mi o to zaostrzenie - przyznał spokojnie. Zaczynał zauważać, że wciąż ma czasem problemy z wyrażeniem własnych myśli w odpowiedni sposób. Brakowało słów, albo po prostu dużo dopowiadał sobie w głowie. Z czystego przyzwyczajenia. W lesie nie musiał strzępić języka, a wszystko było jasne jak słońce. Pewnie, że wiedział iż z ludźmi jest inaczej, ale czasem z rozmachem wychodziło mu to tak a nie inaczej.
- Widzę - uśmiechnął się do małej i nawet zrobił krok w przód wyciągając do niej rękę, aby mogła złapać jego palce i je obadać. Jej widok sprawił, że coś ciężkiego opadło mu na serce. Cholera... Zagryzł mocno wargi zastanawiając się dlaczego to wszystko pojawiło się właśnie teraz. Czemu akurat teraz i czemu Grima nie poinformowała Tonego o ciąży wcześniej. Spojrzał na goblinkę i omal nie wypaplał tym razem wszystkich swoich myśli na głos. W ostatniej chwili powstrzymał to wszystko.
- Jest słodka - uśmiechnął się szczerze. - Piękne maleństwo - dodał jeszcze, odsuwając się od nich, gdy Grima przygarnęła małą do siebie. - Mhm w porządku - podniósł dłonie w góry. - To twoja decyzja... - mruknął wycofując się teraz w tył i zerkając na Walwana. - Ja tylko chciałem pomóc - wyjaśnił spokojnie.
Ryu
Yerbe posłał w stronę brata czarujący uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Czyżbyś czuł się zaskoczony? - poruszał zabawnie brwiami pijąc do jego wcześniejszego komentarza. Zarechotał zaraz i spoważniał na chwilę. - A tak szczerze to nawet ja czasem potrzebuję odetchnąć od towarzystwa - stwierdził cicho, obserwując uważnie reakcję Walwana. Z zadowoleniem wypiął pierś i poczęstował się jego fajką, również smakując tej wersji.
- No właśnie... chyba przegiąłem, żółtodzioby się zjarają jednym buchem - wywrócił oczyma, oddając fajkę bratu i odchylając się do tyłu. - Stokrolitkę pospolitą w odmianie z Lasu Kryształowego - wyjaśnił wesoło. Czasem zapuszczał się do niego, ale nie szukał kryształu. Spacerował raczej na obrzeżach i nigdy zbyt długo w nim nie przebywał, bo to strach przecież. - Daje czadu, co nie? - wyszczerzył się do niego.
Yerbe
Nie był wcale pewien, czy te jego domysły były aż tak naciągane. Na wszelki wypadek obstawił pokój Grimy dwoma duchami. Wróci to będzie wiedział, że znów jest w środku. Być może nie mogła rozmawiać, albo wpadła w jakiś inny pokręcony układ. Ech Walwan naprawdę nie wyglądał na kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić. To już szybciej on sam na takiego pozował. No, ale już postanowił. Nie odejdzie stąd, póki się nie przekona, że wszystko gra. Albo chociaż że dziewczyna jest tu z własnej i nieprzymuszonej woli. Skinął lekko głową, gdy mężczyzna poszedł pomagać. Dokończył szycie i odłożył mięso na bok, opadając na swoją poduszkę. Zamknął oczy oddychając głęboko. Mimo to krzyki i jęki dochodzące z sąsiedniego posłania nie pozwoliły mu zasnąć.
OdpowiedzUsuń- Mogę jakoś pomóc? - zapytał Walwana. - Skoczyć po wodę albo coś? - zaproponował, bo przecież nie będzie brał się za leczenie, jeśli kompletnie się na tym nie zna.
Gave
Zamyślił się konkretnie, więc na pytanie Grimy, przytaknął odruchowo, ale gdy dotarło do niego co zrobił pokręcił przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie - zaprzeczył i odetchnął głęboko. - Mam z opieką nad dziećmi sporo wprawy, w domu mamy takiego berbecia. Już większego niż twoja córka, ale wciąż małego - uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Chętnie - odparł Walwanowi i odwrócił wzrok od Kevy, żeby wreszcie spojrzeć mężczyźnie prosto w oczy. - Jeśli to nie problem - dodał zaraz. Nie wydawało mu się dobrym krokiem, po prostu opuszczanie tego przybytku w pośpiechu. Źle by to wyglądało. Z punktu widzenia Grimy rzecz jasna.
- A próbowałaś jej śpiewać? - przypomniało mu się i obrócił się do Grimy przodem. - Podobno dzieci dobrze reagują na muzykę - uśmiechnął się do niej. - Chcesz to możemy spróbować... - zaproponował jeszcze.
Ryu
Gave nie proponował dalszej pomocy. Obrócił się na bok i przymknął oczy, wcześniej prosząc swoich szpiegów o krążenie w promieniu dwóch kilometrów i zwracanie uwagę na małą i zieloną paskudę. Jej zachowanie zdecydowanie mu śmierdziało. No bo przecież nawet nie miała potrzeby tak się przed nim kitrać. Zdecydowanie coś musiało być na rzeczy. Oddychał równomiernie odpoczywając po prostu i obserwując ruchy Walwana przy innym pacjencie. Wydawał się wiedzieć co robi i coraz bardziej nie pasował mu do opisu złoczyńcy. W końcu nie wytrzymał. Wstał z łóżka i powoli ruszył w stronę pokoju Grimy. Może tam jakieś wskazówki otrzyma. Skoro nie było jej w środku to chyba mógł się tak po prostu rozejrzeć. Niczego nie dotykać i te sprawy.
OdpowiedzUsuńGave
Yerbe prychnął w odpowiedzi na te jawne i okropne insynuacje.
OdpowiedzUsuń- A bo to moja wina, że pchają mi się do łóżka i zapominają wspomnieć, że mają faceta - burknął. Swoją drogą to było dość ciekawe zjawisko. Zwykle to właśnie te w związkach chciały się z nim kochać. Jakby to właśnie im brakowało doznań. Pokręcone to wszystko.
- Ale koniec z tym - dodał całkowicie poważnie. - Od dziś do końca tego roku... nie pójdę z żadną do łóżka - poinformował go. - Pomnij moje słowa, nie złamię się za żadne skarby - pomachał nowymi uszami. - Będę najbardziej uczciwym i prawym mężczyzną na tej ziemi - pokiwał głową i wyszczerzył się do niego.
- A widzisz? Czasem trzeba eksperymentów młodszego brata co by poznać nowe właściwości - zarechotał radośnie i parsknął śmiechem. - Ależ oczywiście - wystawił swoją girę i podwinął nogawkę spodni gwiżdżąc przy tym z udawanym podziwem. - Przecież to zgrabniejsze od najlepszej laseczki.
Yerbe
Czy spodziewał się pułapek w pokoju Grimy? Tak, bo przecież jeśli Walwan faktycznie zrobił jej pranie mózgu - a miał ku temu wszelkie środki - to musiał jakoś zabezpieczyć się przed intruzami chcącymi wejść do pokoju dziewczyny. Czy uniknął pułapki? Nie, bo jego głupie szpiegi najwyraźniej o niej nie wiedziały. Zacisnął zęby, gdy tylko proszek trafił w jego oczy. Łzy napłynęły natychmiast a szczypanie doprowadzało do szału. Mimo to nie cofnął się. Zamiast wypaść z pokoju wszedł do środka i po omacku odnalazł posłanie, na którym Grima najprawdopodobniej spała. Przysiadł na nim, dopiero wówczas ukrywając twarz w dłoniach i biorąc kilka spokojnych wdechów. No co za facet. Tu opiekuje się pacjentami, ale zaraz dobija ich jakimś podejrzanym proszkiem. Aż pociągnął nosem, bo te łzy naprawdę go załatwiły. Nienawidził płakać. Nie ważne czy obok niego znajdował się ktoś znajomy, obcy czy też był sam. Płacz po prostu go odrzucał. Nigdy nie wiedział jak powinien zachować się gdy ktoś to robi, a jego własny płacz... jedynie dodatkowo go denerwował. Szlag by to. Zacisnął powieki sięgając do poduszki Grimy. Nie przycisnął jej do oczu, ale z lekką bezradnością rzucił nią o przeciwległą ścianę. Teraz naprawdę zaczął się o nią martwić. Irytująca sprawa. Gdyby nie to, że Akane wspomniała coś o pozdrowieniu Grimy to może aż tak by go to nie trafiło, ale w takiej sytuacji... nie było wyjścia. Musiał ją wyciągnąć z tego gówna. Zagryzł mocno wargi, znów nabierając kilku oddechów i próbując ignorować to diabelne szczypanie i łzy. Wychodząc z pokoju dziewczyny przestudiował, wciąz po omacku, miejsce "zbrodni". Dłońmi przesunął po miejscu "ataku" licząc na to, że trochę tego proszku jeszcze nazbierają. Odczekał aż Walwan skończy z pacjentem, zanim podszedł do niego i wcisnął głowę w jego pierś.
OdpowiedzUsuń- Strasznie źle się czuję - wybąkał, wpadając na cholernie głupi pomysł. - Nigdy nie miałem rodziny... - pociągnął nosem, wykorzystując fakt, że już i tak ryczy. - Nie umiem w te klocki. Niby się staram, ale wiesz boję się że coś zrobię nie tak, więc no wolę się nie zbliżać za bardzo - odsunął się od niego lekko i przesunął opuszkami palców po policzkach mężczyzny. - Nauczysz mnie miłości? No bo uhm... - zrobił się czerwony na twarzy. - ... wyglądasz na kompetentnego, a ja no... bardzo cię lubię - bąknął, przesuwając dłońmi do oczu Walwana, chcąc i jego wprawić w nastrój płaczu i pieczenia.
Gave
- Warto było spróbować - skomentował chłopak, opadając z powrotem na swoje posłanie i jakoś specjalnie mocno dalej nie próbując potraktować go tym samym proszkiem. Zamknął wciąż piekące oczy i odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- Ciężko uwierzyć w super zaraźliwą chorobę. Gdyby faktycznie taka była to nie pozwoliłbyś jej zwiać przez to okno - zauważył krótko. - Zdecydowanie pilnowałbyś aby nie opuszczała czterech ścian. Nie kręć - burknął. - Zresztą... w jej pokoju nie ma żadnych leków, a ten proszek? - potarł oczy dłońmi, zapominając o tym że przecież miał na nich pułapkę na Walwana i klnąc na samego siebie gdy tylko swędzenie wzmogło się. - Tak się nie robi przy super zakaźnych chorobach - wymamrotał tylko, okrywając się mocniej i zaciskają łzawiące oczy. - Nie wiem co sobie ubzdurała. Ewidentnie jest durna, a ja się stąd nie ruszę dopóki z nią nie pogadam, czy jej się to podoba czy nie - skomentował jeszcze. - I czy tobie się to podoba czy nie, a mogę być bardzo uparty... - zapewnił go jeszcze, a na pytanie o flirt wzruszył ramionami. - Nie muszę być. Laski same na mnie lecą...
Gave xD
- Może i miałbyś, ale jakoś na kogoś takiego nie wyglądasz - wzruszył ramionami. - Nie wiem co się jej stało, ale skoro miałaby jakąś zaraźliwą chorobę to nie byłaby aż taka ruchliwa - skomentował, bo jakoś nie chciało mu się w to wierzyć. Ta cała sytuacja była mocno grubymi nićmi szyta. Katapulta i biały proszek co prawda mogły być sprawką Grimy ale wciąż... jakoś mu to wszystko śmierdziało.
OdpowiedzUsuń- Phi, zobaczymy... ja też swoje sposoby mam i nie dam się wykurzyć zanim z nią porozmawiam - burknął, bo co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Akurat upartość miał we krwi.
- Mi nie zależy na tym, by ktokolwiek na mnie leciał - mruknął tylko. - Zresztą... po co się o takie starać? - spojrzał na niego uważnie, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. - Ale skoro tak długo chodzisz po świecie i sprawiasz, że kobiety czują się wyjątkowo... to czemu żadnej tu z tobą nie ma? - zainteresował się.
Gave
Przytaknął mu tylko. Faktycznie nie miał zbyt wielkiej wiedzy na tym tle. Nie mniej jednak wątpił, żeby uzdrowiciel pozwolił takiej chorej kobiecie biegać po lesie i zarażać innych. No chyba, że w celach zysku. Nie mniej nie wyglądał na takiego. Pokiwał tylko głową na wieść o dojrzewaniu do setki.
OdpowiedzUsuń- Przesrane - skomentował. - To długie dojrzewanie to jest... - mruknął cicho. - No to jak się za kobietę zabierasz? - zapytał go z czystej ciekawości, no bo skoro mężczyzna był pewien że potrafi to chyba mógł się podzielić paroma chwytami co nie?
Gave
Gave na początku patrzył na niego z wyraźną nadzieją w oczach, ale szybko ta przejawiła się w rezygnację.
OdpowiedzUsuń- Nie ma szans - skomentował. - Nie jestem dobrym obserwatorem kobiecych zachowań. Za bardzo mnie irytują... - zacisnął mocno wargi. - Nawet jak wyczytam coś to zaraz się okazuje, że to sobie wymyśliłem i jest gorzej niż było - westchnął ciężko. - Kobiety są trudne do odczytania...
Gave
Nie do końca rozumiał to co Walwan mu w tej chwili mówił. Przez chwilę nawet miał mu zadać pytanie o wyjaśnienie kwestii, ale doszedł do wniosku, że sam nawet dobrze tego pytania nie zna. Zacisnął wargi kiwając lekko głową i odprowadzając wzrokiem Walwana. Zaczynał dochodzić do wniosku, że kobiety nie są na jego nerwy. Cokolwiek się nie zrobi to zostaje często (bo nie zawsze) źle przez nie odebrane.
OdpowiedzUsuńPowrót Grimy sprawił, że niemal od razu otworzył oczy. Cóż czasami jego zwiadowcy nie mieli wyczucia czasu i informowali nawet o niebotycznych porach. Po cichu wstał ze swojego posłania i tym razem wybrał inną drogę. Drzwi do jej pokoju przyblokował swoim mieczem, co by przypadkiem mu nie zwiała tą drogą, a sam ruszył do wyjścia z mieszkania i truchcikiem do okna dziewczyny. Wskoczył do jej pokoju przez nie.
Gave
- Nie ma opcji - odburknął jej, opierając się o parapet i obserwując ją uważnie. - Dziwnie się zachowujesz... i mówiąc to mam na myśli... dziwniej niż zwykle - zauważył. - Coś się stało? Walwan ci coś robi? Ktoś ci grozi? Kogo zlać? - zadał jej kilka pytań, zaciskając lekko pięści. - Shrekuś... po prostu no... nie wiem... martwię się? - raczej zapytał niż oznajmił i odetchnął głęboko. No jak tak dalej pójdzie to osiwieje szybciej z zamartwiania się o swoich kumpli niż faktycznego przeginania z własną mocą. Masakra.
OdpowiedzUsuńGave
Ryu nie był dobry w małe dzieci. Przynajmniej nie aż tak małe. Nie był pewien jak szybko pojawiały się zdolności. To chyba po prostu zależało od organizmu dziecka. Patrząc na Galana i bliźniaki... Galan już dokazywał, a bliźniaki nie wykazywały jeszcze żadnego zainteresowania zdolnościami. Nie mniej przytaknął Walwanowi.
OdpowiedzUsuń- Tak, będą częstsze... jeśli nie będzie się ich szlifować - wyjaśnił. - Z takim małym dzieckiem to wiadomo, że się nie da... ale później, jak już będzie chociaż trochę rozumiało to trzeba zacząć uczyć dziecko jak się nimi obchodzić. Bo to może zagrozić życiu dziecka ale i wszystkich dookoła. To znaczy w najgorszym wypadku - zagryzł lekko wargę. - Do tego jeszcze daleko... zwykle zdolności ujawniają się pod wpływem silnych emocji... ale jeśli Grima nie wychodzi za często z małą... to mała nie ma jak przyzwyczaić się do bodźców z zewnątrz. To faktycznie może zwiastować katastrofę - zmarszczył lekko brwi. - Może, ale nie musi. Wszystko zależy od małej - uśmiechnął się lekko. - Od jej usposobienia... - dodał, po czym wysłuchał mężczyznę, jednocześnie gwiżdżąc z zaskoczeniem. - Aż do 24 miesięcy? Matko... biedne te kobiety co aż tak długo muszą drżeć i na siebie uważać potrójnie... - skomentował, po czym zamilkł przeliczając miesiące wstecz. Jeśli ciąża Grimy trwała od 4 do 5 miesięcy... plus minus... to teoretycznie mogło się mniej więcej datami zgadzać. Jeśli ją trochę przenosiła, a to też było możliwe to tym bardziej by się zgadzało. Pokręcił lekko głową. No nic, nie będzie teraz popisywał się swoją matmą.
- Będę teraz wracał do Argaru. Mam coś dla Febe wziąć? - zainteresował się. - To znaczy jutro wyruszę - poprawił się.
Ryu
Zacisnął mocno wargi i wzruszył ramionami. Nie mógł mieć 100 procenta pewności, ale obawiał się, że go znał. Znał jak nikogo innego przez co wcale nie było mu lekko na serduchu. Pokiwał głową na znak, że rozumie i zaraz pokręcił lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Nie chodziło mi o bezczynne chuchanie - odparł zgodnie z tym co sądził. - Tylko o pilnowanie samych siebie w nieco większym stopniu niż te kobiety, które w ciąży nie są - wyjaśnił troszkę pokracznie. - Och no tak, przedłużanie gatunku to istotne zadanie - zgodził się z nim, a słysząc o ziołach i naparach, zastrzygł uważniej uchem.
- Jakie dysfunkcje? Bo problem z seksem to raczej nie u nas - uśmiechnął się do niego szeroko. Jakoś tak Argar był kopalnią seksualnie pracujących samic i samców.
- Tak jest - zasalutował mu i zabrał się od razu do pomocy, uważając podwójnie na ten dzbanek z gliny.
Ryu
Pokiwał głową z zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuń- Na wyciszenie to się coś przyda - zgodził się z nim. Patrząc na Argarską bandę to zdecydowanie coś alla meliska lub mocniejsza ich wersja się przyda. - A są zioła bezpieczne dla kobiet w ciąży, które dawałyby im... no odlot? - zainteresował się, bo to by było coś i sama Akane mogłaby przy okazji odlecieć. Zaśmiał się cicho na prychnięcie Grimy i podsumowanie jej przez Walwana.
- Jeszcze nie wszystko stracone - zgodził się z nim konspiracyjnym szeptem. - Może za godzinę do nas dołączy...
Ryu
Nie mógł w to uwierzyć. Dziecko? Przecież to było skrajnie niemożliwe. Zanim oberwał po raz trzeci od swojej dawno zapomnianej kochanki w twarz, obrócił się na pięcie i zwiał. Nigdy nie sądził, że jest w stanie osiągnąć aż takie prędkości. Slalomem między drzewami, w akompaniamencie krzyków kobiety. Hop, hop. Nad kłodką. Hop, hop, na lianie. Ups. Na ziemi, liana nie wytrzymała jego ciężaru. Hop, hop i już domek Walwana. Oaza spokoju. Jego wieczne schronienie przed wszystkim co złe i niedobre. Wbiegł do środka jak oparzony i złapał za drzwi brata, wstawiając je z powrotem w zawiasy. Zanim ten zdołał się zorientować zabarykadował drzwi szafą i odetchnął głęboko.
OdpowiedzUsuń- Cześć braciszku - rzucił do starszego. - Jak bardzo jesteś pewien, że ziółka wstrzymywały moją płodność do niedawna? Jedna szalona niewiasta twierdzi, że urodziła mi dziecko... dzieciak ma pół roku - odchrząknął. - Ratuj...
Yerbe
Ryu słuchał go uważnie, a wesołe ogniki zatańczyły mu w oku. To było coś czym mógłby poczęstować Akane. Jeszcze nie była w aż tak zaawansowanej ciąży. Przynajmniej tak mu się wydawało. Gorzej, gdyby Fasolka zaczęła tańcować w brzuchu mimo wszystko. Hm... Żaba chyba by go za to zabiła, chociaż kusiło go by coś takiego zobaczyć. Zresztą dla tak szczytnego celu, warto było postawić swe życie na szali.
OdpowiedzUsuń- Smacznego - odparł wciąż z lekkim rozbawieniem w głosie i zabrał się za jedzenie. - Jak ci się tu mieszka? - zainteresował się zerkając na goblinkę, głównie po to, żeby przerwać ciszę i nie poruszać już tematu dzieciątka.
Ryu
Yerbe słuchał go niecierpliwie kręcąc kółka wokół pomieszczenia i raz po raz zagryzając to jeden paluch a to następny. Kręcił przy tym głową i w końcu opadł nieco niezgrabnie na fotel brata i westchnął ciężko.
OdpowiedzUsuń- Żadna Terranka... - bąknął czerwieniąc się niezwykle. - Polszanka... - wymamrotał. - Stary, ja jej nawet nie pamiętam - odchrząknął. - Jak przez mgłę... to był jeden wieczór, tańczyliśmy, kupiła ode mnie zioło. Ubzdryngoliśmy się nimi nieźle... i rach ciach, łóżeczko... jak się obudziłem to już jej nie było - westchnął przeciągle. - Ale to nie może być mój dziecior! - wybuchnął. - Zrób coś... nie masz jakichś ziół, które zmuszają do powiedzenia prawdy? Na pewno coś takiego masz... - wstał znów rozpoczynając krążyć po pokoju. - Mateczka miała takie rzeczy... - bąknął. - ...ale mi ich nie da bo oczywiście uniesie się tym swoim matczynym tonem i rzuci "Och Yerbe, mój mały, biedny Yerbe... sam rozwiązuj swoje problemy" - sparadiował mateczkę.
Yerbe
- No co ty! - pokręcił szybko głową. - Nie, nie jest wysoko urodzona - pokręcił szybko głową. Jeszcze tak nie zwariował, żeby opylać zioła takim zadzierającym nosy polszankom. Cmoknął niezadowolony, że w ogóle o coś takiego jest pożądany. Westchnął ciężko znów siadając na fotelu. - Walwik, ale ja się zabezpieczam... - wymamrotał. - Zawsze mam przy sobie - wyciągnął z kieszeni dziesięć prezerwatyw. - To przecież nie może być mój bachor... - podrapał się po głowie. - Moje dna mogę dać od razu, ale dzieciaczka... nie chcę nawet proponować spotkania z nim, bo no... a jak zostawi? - zrobił wielkie i przerażone oczy. - Jak nam zostawi dzieciaka? To co? Jak my je wychowamy? - od razu przeszedł na liczbę mnogą, bo wierzył iż z dzieciakiem na pewno zamieszkałby u brata.
OdpowiedzUsuńYerbe
- W połączeniu z ziółkami mamy i twoimi? - spojrzał na niego równie wymownie. - Myślę, że to no wiesz... 99,8% szans na to, że nie jest moim dzieckiem - zaczął skubać swoje palce. Może miał rację. Jeśli ta laska szukała pierwszego lepszego idiotę to może i będzie miał spokój. Naprawdę nie chciał się z nią teraz spotykać.
OdpowiedzUsuń- Ale jak to? - spojrzał na niego wyraźnie zasmucony. - Własnego brata wygonisz spod swojego dachu? Przecież to dziecko musi mieć wzór do naśladowania, a ja to... no wiesz, słaby ze mnie wzór - bąknął. - Ty się do tego lepiej nadajesz... miałby namiastkę mamki chociaż...
Yerbe
- Od urodzin z żadną nie poszedłem w tango - obruszył się, bo przecież nie był aż takim bawidamkiem, żeby każdą noc spędzać z inną kobietą. Pokiwał głową na propozycję Wana co do napojenia kobiety odpowiednią herbatką.
OdpowiedzUsuń- Tak zrobię - zgodził się z nim. - A jeśli okaże się, że jednak jest mój to... wybuduję się tu obok ciebie. Tak będzie, zobaczysz. Ty wredna wszo - pogroził mu palcem przed oczyma a potem porwał go w objęcia. - Co ja bym bez ciebie zrobił - westchnął cicho. - Przecież zginąłbym przy pierwszej lepszej okazji.
Yerbe
Yerbe obrzucił go zbolałym spojrzeniem i złapał się teatralnie za serducho.
OdpowiedzUsuń- Cios w samo serce... dobrze wiedzieć, jak we mnie wierzysz skurczybyku - burknął i pokiwał lekko głową. - Wioska Walwidowo brzmi przyjemnie, nie sądzisz? Będziesz jej panem i władcą - poruszał zabawnie brwiami. - A ja... zostanę kapitanem straży kielonka - puścił do niego oczko i odetchnął. Co racja, to racja. Jak wpadał to o własnych siłach. Brat rzadko kiedy musiał go łatać, a jeśli już to po udzielonej sobie samemu pierwszej pomocy. Uroki wychowywania się w domu uzdrowicielki. Yerbe stwierdził, że dobrze mu to zrobiło.
- Co jest? - zapytał go odbierając od niego kieliszek i siadając na swym miejscu. Miał swoje ulubione w tym domu i nie zamierzał z niego rezygnować. - Mała Grimcia daje ci we znaki? Czy boidudek Acair? Hm... a może ta malusia? - zainteresował się, po czym zrobił wielkie oczy. - Ty... a może ty się zakochałeś, co? - puścił do niego oczko. - To by dopiero było... matka chyba by z tej radości wyprawiła imprezę dla całej okolicy.
Yerbe
Nie skomentował słów o wyprowadzaniu się, bo przecież wtedy pomógłby mu ochoczo. W końcu od czego ma się młodszego brata. Choćby i przyszywanego. On nawet się takim nie czuł. Nie w tej rodzinie.
OdpowiedzUsuń- Nie gadaj?! - uderzył pięścią w stół na wiadomość o Barrosie. - Skubany... Z którą? Warriką czy Kasawanką? - chciał wiedzieć. Nie mógł w to uwierzyć. Dopiero co stuknęła mu setka i już był pewien swego. Co za skurczybyk! Pokręcił lekko głową. - Jeden obiad i tyle mnie ominęło - rozlał im mocniejszego trunku i wypił pierwszego głębszego, by zaraz zerknąć na niego z ciekawością. Na komentarz o zakazanym, spojrzał na niego z wysoko uniesioną brwią i odsunął się trochę ostentacyjnie z fotelem o kilka centymetrów.
- Rozumiem, że jestem pociągający... ale żeby aż tak - puścił do niego buziaka w powietrzu, po czym pokręcił lekko głową. - A tak na poważnie... wrzuć na luz. Kobietki od matki mogą być dobre na napięcie seksualne - mruknął spokojnie, po czym znów przyjrzał mu się uważnie. - Zakazane... - zaczął przeszukiwać swą pamięć. - Wybacz, ale nie bardzo rozumiem. Za głupi jestem... jakaś Polszanka?
Yerbe
- Warrika - powtórzył po nim i pokiwał lekko głową. - Całkiem niezła z niej babka, ale szczerze? Ty potrzebujesz kogoś kto cię kopnie jak będzie trzeba. Kogoś kto życie wprowadzi do twojego życia, a nie... jakąś potulną krówcię - stwierdził pewny swoich słów. Zaraz wysłuchał całej reszty i przyznał bratu rację.
OdpowiedzUsuń- Fakt - zgodził się z nim. - Argarki to co innego - uśmiechnął się do niego znacząco, po czym znów spoważniał. - No wyrzuć to z siebie, stary pryku - rzucił, dolewając mu trunku. - Która wpadła ci w oko?
Yerbe
Yerbe pokiwał przytakująco głową. Mieli inne zdanie na tym polu, ale on nie był z tych żeby swoje zdanie forsować w niezbyt ważnej kwestii. Uważał, że każdy powinien działać tak jak chciał. Dlatego wzruszył tylko ramionami.
OdpowiedzUsuń- Dobrze, dobrze - machnął lekko ręką, po czym wysłuchał go spokojnie. - Wiesz... cieszę się, że mamy różne gusta - stwierdził po chwili. Naprawdę nie byłoby dobrze, gdyby podobały im się te same kobiety. Nie miałby wtedy szans. Żadnych. Pokręcił lekko głową.
- Na pewno? - Yerbe unosi lekko brew, próbując wybadać temat i upewnić się, że Walwik nie mydli mu oczu. Westchnął jeszcze na wieść o mateczce. - Nie będzie - zgodził się z nim. - Ale... w razie czego masz jeszcze mnie, jako argument... że też przyjęła inne gatunki - zauważył nieco swobodniej. - Albo po prostu rób swoje, a mateczka... - uśmiechnął się do niej szeroko. - Ona w końcu to przełknie... da ci jakieś 200 lat popalić i przełknie sprawę.
Yerbe
Yerbe zastanowił się chwilę nad swoimi własnymi gustami.
OdpowiedzUsuń- Nie, rasa nie gra roli. Najchętniej to Anguli co bym nie musiał stąd odchodzić już nigdy - uśmiechnął się do niego szeroko. - Bo nie wiadomo gdzie mnie jakaś jedna z drugą pociągnie - zarechotał. - Już się nie mogę doczekać tej akcji, jeśli cię strzeli - zaśmiał się lekko, nie wchodząc w większe szczegóły. Rozejrzał się dookoła. Dzisiaj panował tu wyjątkowy spokój. Nachylił się do niego.
- Przecież znasz doskonałe środki nasenne - szepnął konspiracyjnie. - Czasem i najbardziej wyrozumiałemu, cierpliwemu się przydadzą - uśmiechnął się do niego.
Yerbe
Uważnie obserwowała jego domostwo od kilku godzin, chowając się za krzakiem. Patrzyła jak każdy z jego strasznych lokatorów opuszcza chatkę, a gdy już wiedziała, że była bezpieczna, uśmiechnęła się zwycięsko. Nareszcie mogła go odwiedzić! Porozmawiać trochę, posłuchać historii, poczuć się komfortowo w zaciszu, nie narażając się na żadne niepotrzebne zagrożenie. Ba, nie zabrała ze sobą nawet Cytruska, bo ten pewnie, zamiast cichutko czekać na dogodną okazję do odwiedzin, próbowałby ją zaciągnąć w siedliszcze zła. Teraz szczęśliwie siedliszcze zła było bezpieczną przystanią. Wyszła zza krzaczka i szybko podbiegła zapukać do drzwi. Uśmiechnęła się niewinnie, przestępując z nogi na nogę z niecierpliwości.
OdpowiedzUsuń— Wan? Mogę wejść? — zapytała, pukając raz jeszcze. Poprawiła pliczek kartek, które trzymała w dłoni. — Czy przesadziłeś może z ziołami od Yerbe i nie chce Ci się otworzyć? — dopytała jeszcze, próbując zajrzeć przez dziurkę od klucza, czy może już idzie.
Layla
Weszła z uśmiechem na jego zaproszenie, zamknęła za sobą drzwi, aby przypadkiem nikogo nie skusić, aby dołączył się do odwiedzin i szybciutko znalazła przyszywanego brata z szerokim uśmiechem na ustach. Wyniuchała nosem zaraz pyszną herbatkę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Faktycznie trafiła na idealną porę.
OdpowiedzUsuń— Tak, bez. Nie mam już nic do czytania, myślałam, żeby poczytać znowu Twoją o roślinach i zwierzętach Mathyr, mogę? — zapytała, kładąc kartki na stole. — I przyniosłam Ci kilka ciekawych przypadków z lecznicy, jakbyś był zainteresowany. Jeden pacjent ma bardzo chore kości, ciągle mu się łamią, chciałam mu podnieść wytrzymałość, ale muszę zamówić rośliny z Siviet, pomógłbyś mi? — zakończyła potok słów, łapiąc się za róg, po czym delikatnie go postukała palcem.
Layla
— Nie widziałam jeszcze, muszę zobaczyć! Co u niej słychać? Coś nowego? Możesz ją pozdrowić, niech się jej darzy — odpowiedziała z uśmiechem na ustach, tak jakby przyjaźniła się z Haukką, chociaż nigdy nie widziała jej na oczy i w zasadzie za bardzo się bała spotkania, ale dziewczyna wydała się taka kochana z opowieści, że bardzo chciała posłuchać, co tam się u niej dzieje i czy przypadkiem nie spotkała jej żadna krzywda. Zaraz jednak skupiła się bardziej na pacjentach kiwając głową. Podeszła bliżej brata i zaczęła pukać się w nadgarstek.
OdpowiedzUsuń— Yhym, wydaje mi się, że to przypadek Vorlika, ale na niego zazwyczaj jeśli chorują to człowiekowi, a on jest khajitem. I nie ma tego od urodzenia, co też by się wykluczało, ale nie wiem jak miałby stracić nagle tak dużo kolagenu, żeby doszło do takiego stopnia. Biedaczek nie może wstać z łóżka, żeby czegoś sobie nie połamać. Ale uśpiony przypadek też by to nie był. Najlogiczniejsze by było, że czymś ich truli, ale wtedy, tylko dlaczego on to złapał, nie był jedynym khajitem… Na razie podaje mi kolagenowe napary, ale to za mało, myślałam o ściągnięci właśnie ziół od Haukki, tylko nie pamiętam nazwy i zmieszania ich ze szpikiem twardokostnych, żeby odbudować kości, tylko, jeśli to był uśpiony przypadek, to też mu nie pomoże. Ale dalej, nie wiem też, jak coś takiego mogłoby być tak długo w uśpieniu. Musiałabym go bardziej przepytać, ale nie dam rady… — zakończyła swój wywód, znowu zaczynając bawić się swoim rogiem z nerwów, jakby czuła, że zaraz ktoś ją zmusi do niechcianej konfrontacji.
Layla
Yerbe poruszał zabawnie brwiami i pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- I to jeszcze jak - puścił do brata oczko. - Moje rozterki miłosne to już standardowa drama, nawet w domu się ze mnie śmiejecie, że znów inną laseczkę sobie przygruchałem - przypomniał mu. - Ale ty... - zacmokał. - Z tobą to zupełnie inna historia. Zwykle nie pozwalasz sobie na posiadanie takowych - pokiwał lekko głową. - W takim wypadku będę je śledził z przyjemnością i te pikantniejsze sprzedam dalej - pokazał mu język, rzecz jasna żartując sobie w tym temacie.
- Fiu fiu... to albo za mało brykają, albo Vincenzo wyrobił w tobie niezwykłą wręcz cierpliwość co do różnego rodzaju wybryków - roześmiał się serdecznie i znów polał trunku do szklaneczki braciszkowi i sobie. - Za Vincenza, który zrobił coś dobrego nawet o tym nie wiedząc - stuknął się z Walwanem szklaneczkami i upił porządny łyk swojego. - Huh... kopie - pokiwał głową. - Przyjemnie kopie.
Yerbe
Uśmiechnęła się delikatnie, gdy potwierdził, że ją pozdrowi. Może i nie traktowała Haukki jako swojej przyjaciółki, bo nigdy nie odważyła się na poznanie jej, tak czuła, że dziewczyna jest po prostu cudowna z tych wszystkich opowieści. Liczyła, że ucieszy się na pozdrowienia. Zaraz wróciła myślami do swojego tajemniczego pacjenta. Gdy zapytał czy czegoś nie utajniłł, cóż, poczuła palący gorąco na policzkach ze wstydu, bo przecież nie mogła go zapewnić, że na pewno wypytała dokładnie o wszystko i nie uciekła przy pierwszej lepszej okazji. Złapała się za rogi, spuszczając wzrok.
OdpowiedzUsuń— Tak… jeśli nie kłamał — odpowiedziała najszczerzej jak potrafiła. — Powiedziałam, że to poważne i musi mi wszystko powiedzieć o co zapytam, ale nie wiem, kiedy ktoś kłamie — dodała jeszcze, jeszcze bardziej spuszczając wzrok, jakby chciała przeprosić go za swój brak kompetencji. — Chyba nie będę jednak dobrym lekarzem… — zakończyła swój wywód, wyginając usta w smutnego banana.
Po chwili jednak wróciła do tematu ewentualnego leczenia pacjenta. Chorobę tak czy siak trzeba było jakoś zatrzymać. Jeśli nie dzięki jego szczerym wyznaniom, to chociaż metodą prób i błędów.
— Ujka byłaby najlepsza, to prawda, ale póki jej nie masz. Chciałam właśnie użyć ariana, o ile masz ubijkę pstrą, zatrzymam postęp choroby, żeby czaszka i żebra mu się nie połamały, do tego myślałam, aby nacierać go maścią z korzeni szpikowca mordego, żeby mięśnie za bardzo na niego nie naciskały i do tego kilka herbatek z dmuchawca i białego mirtu na poprawę odporności, żeby w między czasie nie wkradła mu się żadna infekcja. Mikro złamania też mogę unieszkodlić doraźnie, jak zrobię pastylki z ubijki, kości będą słabe, ale jak dobrze nafaszeruje, to przyspieszymy wzrost. Tylko o kotowatych ciężko szukać złamań przez puchate futerko — dodała kilka swoich teorii, przekładając kartki z różnymi diagnozami, które sobie zapisała, aby lepiej mu wszystko przedstawić. Mimo wszystko, bez ubijki pstrej dalej nie widziała dla niego rokowań na całkowite wyleczenie.
Layla
Uśmiechnęła się lekko, gdy powiedział, że to będzie wina pacjenta, jeśli coś zataił. Yerbe by się pewnie nie zgodził, ale nie był przecież lekarzem. A szczerość pacjenta była bardzo ważnym aspektem w leczeniu chorych, jeśli nie mówili szczerze co im się stało, jak mogliby ich porządnie leczyć, prawda? Naprawdę podniosło ją to na duchu. Oczywiście wiedziała, że musi poprawić się w diagnozowaniu innych, ale przynajmniej na ten moment dalej mogła się szczycić dobrą ręką do samego leczenia, dobierania leków czy przeprowadzania operacji. Poza tym, jeśli nie rozmawiała z pacjentami, lepiej uczyła się czytać ich objawy.
OdpowiedzUsuń— Tak, diagnozowanie po rozmowach muszę poprawić, ale bez samych rozmów można też dobrze kogoś zdiagnozować, wiesz? Wystarczy uważnie patrzeć na objawy — wyjaśniła z zadowoleniem. Ostatnio pobiła nawet rekord w diagnozach bez zamieniania z innymi słowa, ale tym już zdążyła mu się już jakiś czas temu pochwalić.
— Nie, nie, razem tego robić nie będę, to oczywiste, myślałam o terapii zamiennej, potem jeśli mu się poprawi, a nie będzie odpowiednich składników, zrobię krótki test i obserwację, jak się sprawdza łączenie, jeśli mu zaszkodzi, to przerwę. Będę przygotowana, zrobiłam sobie nawet jeden wolny dzień na to przeznaczony. Dam radę — odpowiedziała na jego słowa. Chciała mu przecież pomóc, a nie zabić w trakcie terapii, a powikłania mogłyby być naprawdę paskudnę przy zbyt późnej reakcji. Musiała naprawdę dobrze się do tego przygotować.
— No to go ogolę, mam nadzieję, że nie będzie mu za bardzo smutno z tego powodu, futerko ma naprawdę miłe w dotyku — dodała jeszcze, a na jego słowa, lekko się zasmuciła. Liczyła, że będą mieć więcej czasu. Ona nie miała jak z nim iść, zbyt dużo rannych, więc akurat miała idealną wymówkę. Florienne nie mogła zostać sama z tak dużą zgrają.
— A jak Ci się mieszka z lokatorami? Masz jakieś nowe historie? — zapytała, jakby chciała poruszyć na szybko każdy cel swojej wizyty.
Layla
Acair wsunął się do pokoju Walwana wieczorem, trzymając przy sobie poduszkę. Podszedł do łóżka mężczyzny i lekko postukał go po ramieniu, czekając aż ten się obudzi. W jego pokoju spała Onyx, a jednocześnie czaszka jej ojca patrzyła na niego z półki. Musiał pomyśleć nad tym jak ją zagospodarować, żeby aż tak nie straszyła. Przyzwyczai się, był tego pewien, ale nie dzisiaj. Nie pierwszego dnia od otrzymania prezentu.
OdpowiedzUsuń- Mogę spać dziś u ciebie? - zapytał, gdy Walwan spojrzał na niego swoimi oczyma i nie czekając na odpowiedź wgramolił mu się do łóżka, przyciskając poduszkę mocniej do siebie. - U mnie w pokoju straszy - odchrząknął tylko, zaciskając mocno powieki. Właściwie to chciał z nim jeszcze porozmawiać o innych sprawach, ale jakoś nie było ku temu miejsca w trakcie zamieszania z leczeniem Onyx a także jego samego. - Ale przyzwyczaję się - zapewnił go cicho. - Tylko dzisiaj tak uhm trochę słabiej z tym...
Aci
Chłopak skinął lekko głową. Tak, to mógł być dobry sposób do nauki, poznania czegoś nowego. Innego gatunku, niespotykanego już tak często. Racja. Mimo to trochę nieswojo się dzisiaj czuł we własnej sypialni. Położył się obok niego, gdy już dostał oficjalne zielone światło, przytulając głowę do własnej poduszki.
OdpowiedzUsuń- Na pewno jest ciekawa, po prostu... zaskoczyła mnie tym prezentem - odparł cicho. - Nie wiedziałem jak się do tego odnieść... i no może źle to odebrałem - zacisnął mocno wargi. - Powinienem ją przeprosić? - zapytał go zaraz, patrząc mu prosto w oczy. Naprawdę zaczął się teraz zastanawiać, czy przypadkiem nie zachował się niczym skończony buc, gdy tak zareagował. Zagryzł mocno wargi i odetchnął głęboko, po czym pomasował sobie skronie.
- Byłem w Fasach... - mruknął cicho. - Wziąłem trochę piasku... chcę znów ją wydobyć - spojrzał mu prosto w oczy. - Poprzednia już mi się kończy... została jedna fiolka, a z nią za dużo nie zrobimy... przecież tyle błędów po drodze może być. Muszę mieć... to znaczy musimy mieć jej więcej - zacisnął mocno wargi.
Aci
Nie przybliżał się do niego, chociaż miał na to wielką ochotę. Schowanie się w czyichś ramionach w tej chwili byłoby dla niego wielką ulgą. Nie mniej, jedynie wyciągnął poduszkę spod głowy i przytulił ją do siebie. Czyli nie miał za co przepraszać. Musiał tylko stłamsić tę diabelną potrzebę w sobie. Skinął głową na jego wyjaśnienia. Tak. Nie musiał przepraszać. Odetchnął głęboko i przymknął oczy, ale zaraz je otworzył, gdy temat ostatecznie wszedł na Nimh.
OdpowiedzUsuń- Na pewno nie wystarczy - odparł szczerze. - Wydobyłem ją tylko raz i... mniej więcej pamiętam jak, ale pamięć jest kapryśna - zacisnął mocno wargi. - Pewnie kilka partii piasku zepsujemy - dodał po chwili milczenia i znów spojrzał na niego. - Chętnie - uśmiechnął się do niego szeroko. - To zaczniemy przed podróżą i będziemy kontynuowali po - zgodził się z nim już weselej.
Aci
Taki plan mu odpowiadał toteż pokiwał lekko głową i wtulił się w swoją poduszkę, zamykając oczy. Przez długi czas leżał w milczeniu, licząc lubhairy w myślach. Miał nadzieję, że to pomoże mu zasnąć, ale tak się nie stało. Mimo wszystko przybliżył się do mężczyzny i oparł głowę o jego pierś, potrzebując w tej chwili bliskości drugiej osoby. Dopiero wtedy odetchnął spokojnie, zasypiając. Obudził się tuż przed świtem i przeciągnął mocno wstając z łóżka. Przetarł oczy i ziewając poszedł do swojego pokoju, by wziąć swoje rzeczy. Gotowy do codziennej dawki szaleństwa wszedł do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanko dla wszystkich, pamiętając o wszelkich upodobaniach. Uśmiechnął się do wchodzącego Walwana.
OdpowiedzUsuń- Dobry - przywitał się z nim, stawiając na stole ostatnie pyszności. - Herbaty nie parzyłem, bo ty i tak zwykle kręcisz nosem, że coś jest nie tak - poinformował go, sobie nalewając wody do szklanki.
Aci
Aci pokiwał lekko głową co do niecierpliwości a propo ziół.
OdpowiedzUsuń- Wcale nie chcę się uczyć aż tak dobrze ich zaparzać - przyznał szczerze. - Bo wtedy przestaniesz parzyć mi swoje mieszanki... a twoje ziołowe napary są najsmaczniejsze - oznajmił przyznając się do swoich pobudek. Może i wiedział już (bo podpatrywał Walwana) jak długo co parzyć, ale specjalnie tego nie robił. Zacisnął mocno wargi na kolejne pytanie mężczyzny i pokręcił lekko głową.
- Nie wiem - przyznał cicho. - Wolałbym chyba nie opowiadać o "nimh" - mruknął. - Ufam im, bardzo, ale... nie wiem czy to bezpieczna wiedza. A jeśli ktoś ich złapie? No może nawet by nie zapytał o to, ale jeśli zapyta? Jeśli potem umrą? Przeze mnie? Przez to, że wiedzieli? - popatrzył na Walwana z przerażeniem. - Nie, nie chcę żeby Kevusia była sierotą, bo oni wiedzieli za dużo...
Aci
Wizyta u Piusa zdołała ją nieco uspokoić. Co prawda dalej znajdowała się w rozpaczliwej sytuacji, nie mając wstępu do większych miast czy wiosek i dalej była poszukiwana, w tej chwili nawet bardziej niż wcześniej - a przynajmniej takie wrażenie posiadała - to wiedziała, że tu w Lerodas miała chociaż jednego przyjaciela. Choć może przyjaciel to zbyt wielkie słowo. Nie mniej na duchu poczuła się nieco lżej.
OdpowiedzUsuńNie chciała mu jednak siedzieć na głowie non stop. Zwłaszcza, że ten zdawał się być we własnym świecie. Planować zemsty i inne bitwy. Jej nie było do nich śpieszno i porzuciła próby specjalnego przekonywania go. Traktował ją pod tym względem jak dziecko. Nie docierały do niego jej argumenty, a przynajmniej nie wszystkie. Nie mogła zostać w centrum tego wszystkiego. Nie, kiedy martwił ją stan własnego zdrowia. Ostatnio nie czuła się najlepiej. Odczuwała specyficzny wstręt do niektórych zapachów, częściej się męczyła i jednocześnie miała poranne mdłości. Powoli zaczynała łączyć kropki, ale pragnęła potwierdzenia. Wybrała się więc do Walwana, o których słyszała wiele dobrego. Zrobiła to, gdy słonce zaczęło zachodzić. Nie chciała wzbudzać większej sensacji niż to co było konieczne. Chatkę Walwana nie trudno było znaleźć, więc Gabi dość szybko przekroczyła jej próg i stanęła oko w oko z panem domu, albo przynajmniej taką miała nadzieję. Zlustrowała go od czubka głowy po same palce u nóg i zamrugała kilkakrotnie.
- Czy mam przyjemność z szanownym Walwanem, sławnym w całej okolicy zielarzem? - zapytała, marszcząc jednocześnie nos. Zdecydowanie zielarzem był. Palonym ziołem czuć było na potęgę. - Potrzebuję twojej pomocy - stwierdziła, zaciskając mocno wargi.
Gabi
Odetchnęła z wyraźną ulgą słysząc jego odpowiedź i przekroczyła próg jego domostwa. Miała zamiar się przedstawić lecz jego wstęp sprawił, że uznała iż już nie musi. Zamiast więc to robić poczuła jak czerwienieją jej lekko policzki.
OdpowiedzUsuń- Pracuję nad słownictwem - zapewniła go. - Ale trudno jest się pozbyć wszystkiego od razu - dodała, zakładając za ucho kosmyk swych długich włosów. - Szukam schronienia... - zagryzła mocno wargi. - ...ale nie za darmo. Mogę sprzątać, gotować... prać... robić cokolwiek - zapewniła szybko. - Nie brzydzę się pracą - dodała zaraz, bo przecież różnie ludzi ją postrzegali. Rozpieszczona księżniczka, która ani jednego dnia nie przepracowała. - Chciałabym też... dowiedzieć się czy uhm czy jestem w ciąży - bąknęła, oddychając głęboko. Odruchowo pomasowała się lekko po swoim brzuchu. - I jeszcze... z takim małym pytaniem... czy jest jakiś sposób by zatrzymać pracę serca na minutę lub dwie... - spojrzała mu prosto w oczy. - Z tym listem gończym na karku nie jest lekko... a ja... pomyślałam, że upozorowanie własnej śmierci mogłoby być dobrym rozwiązaniem - przyznała i dopiero gdy to wszystko powiedziała spojrzała mu prosto w oczy. - Matko... głupia jestem, wiem. Nie powinnam ci wszystkiego zdradzać. Nie znam cię, ale... nasłuchałam się tyle dobrych rzeczy o tobie, że... jestem zmęczona tą ciągłą ostrożnością...
Gabi
Zmieszał się i to okropnie, gdy dotarło do niego jakie faux pa popełnił. Przez moment patrzył na Walwana nie wiedząc co odpowiedzieć. Zaczerwienił się przy tym po czubek nosa.
OdpowiedzUsuń- Ja... znaczy ty... - podrapał się po głowie. - Nie pomyślałem... - bąknął zakrywając usta dłońmi. - O rany co ja zrobiłem... przecież ciebie też mogą złapać... - wargi mu zadrżały a w oczach pojawiły się pierwsze łzy. - Pomyślałem o nich bo Tony jest z Argaru, a Argarczycy to dość pożądany towar - bąknął zaciskając mocno wargi. - No i Grima z nim jest i.... - pokręcił głową przykucając. - O nie, o nie, o nie.... - kręcił głową w przerażeniu. - Wiem! - wpadł nagle na pomysł. - Poproszę Piusa, Akane, Ryu... kogoś o pomoc, żeby ci pamięć o "nimh" wymazali... tak, poproszę... nie, masz rację. Ciebie też nie będę w to mieszał - pokiwał szybko głową.
Aci
Gabi skinęła lekko głową i westchnęła ciężko.
OdpowiedzUsuń- Tak, tak, wiem... - mruknęła. - Po prostu jak się denerwuję to wchodzę w ten ton i to diabelskie słownictwo - przyznała szczerze, a przecież Walwan był jej obcy. Co z tego, że wiele dobrego o nim zdołała usłyszeć. Mimo to nadal nie wiedziała czego mogła się spodziewać.
- Mhm no właśnie... walczę z władcą Polszy - pokiwała lekko głową. - Minęło tyle czasu, a mimo tego, że nadal opieram się ścinaniu włosów, nie odnalazł mnie. Nie zdołał mnie pochwycić... myślę, że to o nim nieco gorzej świadczy - skomentowała. Skrzywiła się, kiedy wspomniał o tym jak głupi pomysł miała tuż przed momentem. Musiała przyznać mu rację. Niechętnie ale jednak.
- Masz rację - przyznała. - Po prostu czasem mam już tego dosyć, a jednak nie chcę wpaść mu w ręce - pokręciła lekko głową, po czym spojrzała na niego świecącymi oczyma. - Naprawdę? - zapytała z nadzieją i odruchowo odskoczyła, zanim dostała w plecy miotłą. Zmarszczyła przy tym lekko brwi i zagryzła mocno wargi. Ścięcie włosów pozornie było najłatwiejszą zmianą, ale nie mogła się przemóc. Nie chciała tego robić. Zacisnęła lekko pięści.
- Poszukam innego sposobu - mruknęła do siebie, bo nawet szrama była dla niej w tej chwili mniej straszna niż obcięcie włosów. Głupawe priorytety. - Włosy zostają - zacisnęła jeszcze wargi i przysiadła na wskazanym miejscu, rozglądając się dookoła z ciekawością. To miejsce zdawało się być niezwykle przytulne, ciepłe. Aż chciało się do niego wracać.
- Musiałeś wiele raz już przyjąć na kozetce - stwierdziła nagle. - Jaka z nich była najciekawsza? - chciała wiedzieć, zwyczajnie potrzebując nieco zwyczajnej pogawędki.
Gabi
Chłopak zacisnął mocno wargi i pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Ale przecież to nie problem... wystarczy że potem poznasz mnie na nowo - zauważył, chociaż słowa Walwana go nieco zabolały. Nic nie mógł poradzić na to, że się o niego martwił. Przez moment zagryzał swój kciuk i milczał, patrząc jedynie w punkt, który sobie upatrzył. Nic specjalnie szczególnego. Jego myśli były w rozsypce. Zaczynał obawiać się tej podróży, zwłaszcza kiedy pomyślał o tym, że Waldzio może za to słono zapłacić. Nie mniej jednak pragnął iść i chciał iść z nim. Mężczyzna miał w końcu sporą wiedzę. Przegryzł skórę kciuka i poczuł na języku metaliczny posmak krwi.
- Uhm to po prostu obiecaj, że... że zwiejesz, jakby coś się działo - poprosił tylko, teraz zaciskając mocno swe pięści. - Ja się po prostu o ciebie martwię... wcale nie chcę wymazywać ci pamięci, ale rozważam opcje...
Aci
Wyraźnie jej ulżyło, kiedy przeszła ten jego test. Odetchnęła z wyraźną ulgą i trochę się nawet rozluźniła, gdy wrócił do tego, że nie musi ścinać włosów.
OdpowiedzUsuń- Ty też wydajesz się w porządku - odparła posyłając w jego stronę szeroki uśmiech. - Wiem, że głupio robię upierając się z tymi włosami, ale... - zacisnęła mocno wargi. - Jakoś nie po drodze mi do ścinania. To jedyne co mi właściwie zostało i co w sobie lubię - postanowiła mu trochę wyjaśnić. - Może grzywkę zrobię? - zaproponowała patrząc uważnie na to co robił. Nie protestowała, gdy pobierał jej krew do badania, a jego odpowiedź skwitowała skinieniem głowy.
- Argarczycy jeszcze trochę będą dość zagadkowi - zgodziła się z nim. - Och poza sobą przynieśli tu nową kulturę, fajnie by było, gdyby mogła się jakoś przebić z tą tu obecną... zmieszać - uśmiechnęła się lekko. - Ja z kolei poznałam na swej drodze pijanego elfa, paru ciekawych Terrańczyków i kilkoro Argarczyków. Poza tym byli też piraci... z tych wszystkich ci ostatni jakoś najmniejsze wrażenie na mnie zrobili - stwierdziła szczerze. - Może po prostu źle trafiłam - wzruszyła ramionami.
Gabi
- Nie zgadzam się z twoim ostatnim stwierdzeniem - powiedział cicho, wcinając swoją jajecznicę. - To znaczy zgadzam się z tym, że o siebie też będę się troszczył na moich zasadach, ale to nie znaczy że o ciebie nie - poinformował go. - No bo jeśli cię ochronię na moich zasadach to tak czy siak będziesz ochroniony - pokiwał lekko głową i pokręcił nią zaraz, by umilknąć podczas jedzenia. - Dlatego nie zgadzam się, żeby troszczyć się o ciebie na twoich zasadach - burknął. - Możemy jakiś kompromis z tym wypracować, ale nie ma opcji żebym wchodził w troskę tylko na twoich zasadach... - mruknął markotniejąc trochę. - Po prostu mi na tobie zależy - bąknął całkowicie czerwony. - Nie chcę cię stracić.
OdpowiedzUsuńAci
Aci pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Przecież już ustaliliśmy, że tego nie zrobię - zauważył cicho i wrócił do jedzenia swojej porcji śniadania. - Jak już będziemy w Fasach... chciałbym odwiedzić Fag Baile - rzucił cicho, spuszczając przy tym wzrok i zaciskając mocno pięści. Zadrżał przy tym lekko, nabierając powoli oddechu i wypuszczając go równie wolno. - Zaproponowałem Piusowi, że pogadam ze starszyzną o zbliżającej się wojnie i ewentualnej pomocy ze strony Fasach, ale... - zagryzł mocno wargi. - ...tak szczerze to chciałbym też pogadać z siostrą... chciałbym... myślę że muszę... zmierzyć się z przeszłością... - ostatnie słowa mówił już tak cicho, jakby dalej nie był pewien swojej decyzji.
Aci
Poczuła jak niewidzialny ciężar spada z jej ramion, gdy Walwan odniósł się znów do jej włosów. Zrozumiał, może nawet aż za bardzo, przez co tylko uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
OdpowiedzUsuń- Och nie - pokręciła lekko głową na wieść o jej rzekomym poznaniu dogłębnie kultury Argarczyków. - Zdecydowanie za mało ją poznałam, bym mogła aż tak się wypowiadać - przyznała. - Po prostu... bardzo podoba mi się ich otwartość. To z jaką chęcią wchodzą w nasz świat. Pewnie, że nie wszyscy - dodała zaraz. - Ale my też nie jesteśmy idealni. U nas też znajdą się ci okrutnicy... - zacisnęła wargę. - Na przykład Perun... jest okropnym przykładem... ale jest - wymamrotała. - Chciałabym, żeby Argarczycy... stali się częścią tego świata - spojrzała na niego. - Ale tak naprawdę jego częścią... bo na razie są nowi i nieznajomi i... - wzruszyła ramionami. - Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić, ale myślę że my możemy się od nich wiele nauczyć, ale oni od nas również - dokończyła, a na kolejne pytanie zastanowiła się nieco dłużej nad odpowiedzią. - Hm... trudno powiedzieć - przyznała. - Bardzo polubiłam małą Terrankę i jej mamę. Dziewczynka była słodka, a jej mama przekochana - stwierdziła. - Elf był niezwykłym służbistą. Miał mocne przekonania, ale dało się z nim dogadać. No i Argarczycy... jeden był gburkiem, drugi... mieszka tu obok i no czasami mam wrażenie, że próbuje być ponad wszystkimi, a w gruncie rzeczy jest po prostu kluchą - pokręciła lekko głową. - A trzecia... no dziewczyna była niezwykle silna. Ciekawie się z nią rozmawiało, ale ta jej zazdrość... - zaśmiała się cicho. - Niesamowita była - pokiwała lekko głową, zerkając na to jak szykuje próbkę pod badanie.
Gabi
Nie wchodziła w większe szczegóły swej wizji świata. Nie chciała, by ta została zniszczona, zanim jeszcze zostanie dopracowana. Zamiast tego zainteresowała się jego mieszankami i miksturami. Śledziła zabarwiające się fiolki z bijącym mocno serduchem.
OdpowiedzUsuń- Tak, o Piusie - pokiwała głową. - Prawda? Niby taki zły, okropny, wredny... a w głębi mały i zagubiony chłopiec, który nigdy się do tego nie przyzna - pokręciła lekko głową. - Taki co to nie wie czego tak naprawdę od życia chce - powiedziała jeszcze i odetchnęła głęboko. Zanim jeszcze wypowiedział te słowa "wyroku", zacisnęła mocno powieki, a serce jej zamarło.
- Nie... nie świeża? - wargi jej mocno zadrżały. - Dwa miesiące? A... a nie dalej? Może jeszcze dalej? - zapytała go zaraz. - O boże... ja muszę wiedzieć kiedy... - zaczerwieniła się i wstała, żeby przez moment krążyć po pomieszczeniu w tę i we w tę. - Przecież jeśli to Mieszko... - pociągnęła się za włosy. - Matko... to nie skończy się dobrze... ja mam być mamą? A dziecko jest żywe?
Gabi
Wiedział, że czasem źle komunikował swoje myśli więc tylko potaknął na jego słowa, nie wracając już do pomysłu związanego z wymazywaniem pamięci Walwana. Ten miał trochę racji. To byłoby nie w porządku z jego strony. Szczerze powiedziawszy wolałby żeby Walwan go odsunął od pomysłu powrotu do wioski, ale ten dał mu wolną rękę.
OdpowiedzUsuń- Mhm... pomyślę o tym - westchnął w końcu. - A możemy po drodze wstąpić do Argaru? Chciałbym odwiedzić Akane i sprawdzić czy Grima ma się dobrze - przyznał szczerze. No i chciał jeszcze pobawić się trochę z Kevusią. Już za nią tęsknił.
- Szczerze mówiąc nie wiem czy w ogóle komunikowanie sprawy wojny ma sens - przyznał szczerze. - Rozumiem czemu to zostało zaproponowane... w Fasach... jeśli doszłoby do starcia, to na pustyni byłoby mniej ofiar - zacisnął mocno wargi. - Tamtejsi wojownicy mogliby... nakierować Polszę na Lubhairy... może to by dało trochę przewagi - zaproponował choć szczerze w to wątpił. - No i ludzie mogliby w końcu mieć swoją upragnioną zemstę, tylko... ja wcale nie jestem do tego przekonany. Wolałbym żeby wojna nie nadchodziła - przyznał cicho.
Aci
Spojrzała mu prosto w oczy, czując te uspokajające dłonie na własnych ramionach. Wraz z nim nabrała kilka głębokich oddechów i spokojnie wypuściła powietrze z płuc. Trudno jej było zachować spokój, bo jeśli to dziecko należało do Mieszka to miało przechlapane. Przecież było owocem z zakazanej miłości. Oczy się jej zaszkliły, ale szybko otarła łzy, by utrzymać siebie samą w ryzach. Usiadła jak poprosił i podziękowała za herbatkę, już po chwili trzymając gliniany kubek w dłoniach.
OdpowiedzUsuń- Ja... nie wiem co robić - popatrzyła na niego. - Bo jeśli to jego... to nie wiem... nie wiem czy to dobrze, że się urodzi... - przesunęła wzrokiem od jednego oka Walwana do drugiego. - Czy ja... muszę dziś podjąć decyzję? - zapytała go cicho, zaciskając nieco dłonie na kubeczku i wdychając zapach naparu. - To... to wcale nie jest łatwe - zacisnęła mocno wargi. Najchętniej dałaby podjąć decyzję komuś za siebie, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Chciała być samodzielna więc musiała brać za siebie odpowiedzialność.
Gabi
Popatrzyła po nim bezradnie. Musiała przyznać się do tak niestosownej rzeczy, że aż jej się niedobrze zrobiło. Miała wrażenie, że jeśli to zrobi to wszystko się urzeczywistni. Jasne, głupie myślenie. W końcu dziecko, które w niej rosło już było rzeczywiste, a jednak czuła ten cholerny, wszechogarniający ją wstyd.
OdpowiedzUsuń- Ja poszłam do łóżka z moim bratankiem - zacisnęła mocno wargi. - Nie wiedziałam, że nim jest, ale to mnie nie usprawiedliwia... - jęknęła kładąc dłonie na swoim brzuchu. - Powinnam być ostrożniejsza... a teraz to dziecko... może być przez to wszystko martwe, albo chore, albo jeszcze gorzej - wargi jej zadrżały. - Straszna ze mnie kobieta, nieodpowiedzialna... - wyrzuciła z siebie, nie oczekując słów pocieszenia. Przecież doskonale wiedziała co zrobiła i na domiar złego czerpała z tego przyjemność. Wypuściła ze świstem powietrze z płuc.
- Nie wiem co robić - spojrzała mu prosto w oczy. - To dziecko... ono nie powinno się urodzić. Będzie tylko kolejną chorą radością Peruna, a ja... ja chyba nie dam rady go ochronić - zagryzła swoje wargi. Pokiwała zaraz głową na znak, że rozumie i jest świadoma konsekwencji. Po prostu to wszystko nie było łatwe. To zdecydowanie nie była łatwa decyzja. Nieważne co postanowi, wyrzuty sumienia po prostu ją zjedzą.
Gabi
Walwan miał dużo racji w swoich wypowiedziach. Mógłby śmiało zostać strategiem. Acair zastanowił się nad jego słowami.
OdpowiedzUsuń- Pod względem żaru pustyni, ludzie pustyni mieliby tu przewagę. Znają kryjówki i wiedzą gdzie stawiać stopy, żeby Liubhair ich nie zaskoczył - pokiwał lekko głową. - Ale sami nie dadzą rady. Nie mają szans z Polszanami - zgodził się z nim. - A reszta? Dużo czasu zajęłoby nauczenie ich tego wszystkiego, za dużo... - zagryzł mocno wargi. - Są sposoby na skierowanie stworów w to miejsce w które chcesz, ale nie są stu procentowo skuteczne - znów się z nim zgodził. Powoli dochodził do wniosku, że proszenie ludzi pustyni o pomoc mijało się z celem. Nie mniej postanowił, że jeszcze nie będzie przesądzał sprawy. Zawsze może przedstawić sprawę i pozwolić im samym zdecydować. O ile oczywiście odważy się do nich pójść.
- Mhm wcale nie wiem czy to takie dobre, że będzie tyle czasu na przemyślenia - rzucił nagle. - Przecież ja zdążę się 10 razy wycofać, potem powiedzieć że idę a na koniec stracić przytomność tuż przed wejściem do Fag Baile... - bąknął czerwieniejąc na twarzy. - Tchórzliwego sobie znalazłeś ucznia... - wymamrotał.
Aci
Rozumiał co Walwan do niego mówił i szczerze mówiąc zgadzał się z nim. Fasach byłoby idealne pod względem zmniejszenia ilości osób, ale... druga strona musiałaby być po prostu idiotyczna aby przyjmować te warunki. W końcu musieli patrzeć na swoje dobro. Perun nie wydawał się być aż tak głupi. Pokiwał więc lekko głową już tego nie komentując.
OdpowiedzUsuń- Oj nie! Tylko nie to - potrząsnął szybko głową i naburmuszył się lekko. - Jak zemdleję to możesz mnie zabrać w drugą stronę albo... zostawić na pastwę losu. Nie pukaj do bram Fag Baile - pogroził mu palcem przed nosem. - Acha i nie powinno ci się nic stać od wdychania trochę nimh, ale na wszelki wypadek osłaniaj usta i nos. Zresztą... to i tak przydatne, przez wiatr i piach który chce się dostać wszędzie - dodał zaraz. - No i... poćwiczymy twoje chodzenie, w porządku? - poprosił go zaraz i dokończył swoje jedzenie. - Już. Możemy ruszać już.
Aci
Strasznego buraka spaliła słysząc o frywolnym seksie i zabezpieczeniach. Oj tak, zdecydowanie za bardzo sobie ostatnio w tym temacie pozwalała. Dotknęła dłońmi swych policzków i spojrzała na niego. Miała zamiar mu powiedzieć, że nie miała pieniędzy na zabezpieczenia, ale uznała to za słabą wymówkę. Mogła przecież nie dawać się ponieść chwili, skoro wiedziała czym to się może skończyć. Zacisnęła więc mocno wargi i pokiwała lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Nie jestem - pokręciła lekko głową, czując łzy w oczach. - Nie jestem gotowa na dziecko... nie jestem gotowa by zapewnić mu dobrobyt... nawet do garka nie miałabym co włożyć w tej chwili. Nie stać mnie na nic... nie mogę... nie mogę go na to narazić - pokręciła lekko głową. Łzy swobodnie płynęły jej po policzkach, ale pozwoliła im na to. To co zamierzała zrobić było okrutne. Czuła jak serce ściska jej się z bólu, ale nie widziała innego wyjścia. Będzie musiała żyć z tymi konsekwencjami do końca życia. Miała tylko nadzieję, że kiedyś będzie jej trochę lżej.
- Czy mogę u ciebie chwilę zostać? Będę sprzątać... gotować? - zaproponowała zaraz, na moment odpuszczając temat, żeby bardziej siebie nie biczować. - Mogę robić wszystko... nie będę marudziła - dodała zaraz.
Gabi
Chłopak uniósł wysoko brew słysząc jego wyjaśnienie.
OdpowiedzUsuń- Właśnie dlatego, że masz te 103 lata... mogłeś o czymś zapomnieć - zauważył z delikatnym uśmiechem na twarzy. Pokiwał głową na dalsze wyjaśnienia. No skoro miał nawet specjalne ubrania to nie pozostawało mu nic innego jak po prostu trzymać za niego kciuki. Nie wątpił w to że Walwan kiedyś wychodził z domu, ale... no przecież lepiej się upewnić, przejrzeć wszystkie możliwości, sprawdzić czy pamięta.
- Coś w tych stopach jest - zgodził się słuchając o jego technice chodzenia. Założył swój tobołek na plecy i ruszył wraz z nim drogą w stronę Fasach. - Ale one mają też swoje minusy - stwierdził po krótkiej chwili. - Mimo wszystko zostawiają większe ślady... - zauważył. - I podczas biegu mogą być nieco osowiałe... takie no ciężkie - spróbował to jakoś wyjaśnić, po czym wyszczerzył się do niego. - Wiem, że już chodziłeś po tym świecie i zwiedzałeś, ale zaznaczyłem na mapie parę miejsc, które musisz zobaczyć - stwierdził wesoło. - Wszystkie związane są z żołądkiem... - dodał.
Aci
Gabi pokiwała lekko głową. Uznała, że warto zastosować się do jego rady. Słuchając o tym czego nie powinna robić zmarszczyła lekko brwi.
OdpowiedzUsuń- A jakbyśmy jakiś system wprowadzili? Taki, który mógłby cię też usatysfakcjonować? Taki artystyczny ale poukładany nieład - zaproponowała od niechcenia. Zaraz jednak pokręciła lekko głową. - To znaczy dobrze, nie będę niczego tam ruszała - obiecała szybko. - Po prostu... pomyślałam, że może taki poukładany nieład mógłby ci się spodobać - stwierdziła cicho, idąc za nim do pokoju gościnnego. Zaśmiała się cicho co do panoszenia. - Nawet mnie nie zauważysz - przysięgła mu. Potrafiła być cicho, potrafiła się chować, kiedy oczywiście tego wszystkiego chciała. Słuchała tego co mówił, kiwając lekko głową. Nawet mniejszy pokój by ją usatysfakcjonował. Zanim zdołał dodać o klapie, ona na moment usiadła na łóżku, głaszcząc je po pościeli. Miło było trafić do tak wygodnego miejsca. Podeszła do skrzyni zerkając do środka. Otworzyła usta zaskoczona, zaraz też przytakując szybko.
- Uhm dobrze, dziękuję - odruchowo go objęła ramionami, mocno ściskając. - Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny, ale... dziękuję - powtórzyła jeszcze, nie chcąc go puścić.
Gabi
Gabi nie zaprotestowała. Nie chciał jej systemu to nie. Nie zamierzała o to dłużej walczyć. Najwyżej jedynie będzie ścierała kurze w tych jego ziółkach. Chciała zapytać jak ma zrobić to śniadanie, skoro nawet do końca nie wie co się znajduje w szafkach, ale postanowiła i tym nie zawracać sobie głowy. Łóżko zbyt bardzo kusiło żeby się na nim położyć. Skorzystała więc z tej możliwości. Z Walwanem spotkała się na kolację, chwilę porozmawiali, a ona w tym czasie obejrzała sobie przelotnie kuchnię.
OdpowiedzUsuńDopiero rano miała z nią się chwilę zmagać. Wstała skoro świt i rozpoczęła buszowanie po szafkach. Znalazła dwa jajka, jedniodniowy chleb i parę smacznych dodatków. Udało się też wygrzebać patelnię z czeluści szafek. Odetchnęła, kiedy wszystkie składniki wylądowały na blacie, po czym zabrała się za krojenie, smażenie, obtaczanie. Postawiła na chleb w jajku oraz dodatki w postaci pokrojonych warzyw. Nic specjalnie wykwintnego, ale przecież sama dopiero co uczyła się nieco lepiej gotowania. Dodała też do tego herbatę, którą zrobiła z ziół leżących obok dzbanka z herbatą. Zaparzyła je od razu, kiedy tylko wrzątek się zagotował. Bo skąd miała wiedzieć inaczej? Drgnęła, gdy Walwan pojawił się w kuchni.
- Dzień dobry - rzuciła wesoło. - Skąd mogę brać składniki na śniadania i obiady? Z ogródka? Masz ogródek? - zapytała go zanim usiadła przy stole, biorąc kubek z herbatą w dłonie. Przyjemnie je ogrzewało. - Bardzo wygodne łóżko jest w moim pokoju - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Naprawdę nie mogła narzekać.
Gabi
Tak jak zapowiedział na koncercie Akane do Febe udał się dzień po nim. Wiedział już, że Akane zniknęła. Wieść szybko rozniosła się po okolicy. Tak jak i o rozstaniu Gava i samej "zaginionej". Ryu odłożył to jednak na bok. Nie miał w tej chwili ochoty zajmować się problemami przyjaciół. Miał przecież swoje własne. Kiedyś trzeba było postawić na siebie. Zapukał do drzwi Febe i wszedł do środka.
OdpowiedzUsuń- Dobry - przywitał się z nią i Walwanem. Dyskutowali nad czymś przy kubkach ładnie pachnącego naparu. - Mogę? - rzucił spokojnie, siadając obok nich. - Dobrze, że jesteście razem bo nie będę musiał się powtarzać - uśmiechnął się lekko, zsuwając rękawiczkę i bandaż z kryształu. Ten żarzył się delikatnym blaskiem. Robił tak od pamiętnego zdarzenia w lesie. - Więc tak... - położył dłoń na stole, pozwalając im się przyjrzeć dokładnie. Zaczął swą opowieść o tym co zadziało się w trakcie starcia z Polszanami. - ...chciałbym sprawdzić do jakiego stopnia mogę kontrolować las - spojrzał po obu. - Czy w ogóle mogę z nimi rozmawiać i... - wzruszył ramionami. - ...ale nie chcę tego robić sam. Chcę żeby ktoś mi to przerwał, gdybym zaczął tracić zmysły, gdybym zaczął tracić siebie. Nie chcę znów chować swojego ja... i dać sobą władać - wyjaśnił zagryzając lekko wargę.
Ryu
Ryu odwzajemnił uśmiech, a widząc jak Febe zrywa się z krzesła uniósł dłonie w górę.- Nie, nie, bark ładnie się goi - nawet zsunął na moment koszulę, żeby jej to pokazać. - Już prawie nie boli przy gwałtowniejszych ruchach - dodał zaraz, uznając że chyba ostatecznie udało im się sterroryzować tę biedną kobietę. Od razu rwała się do pomocy i już chciała szukać kolejnych medykamentów. Przeszło mu przez myśl, że mogliby jej w końcu odpuścić, ale przecież... to jej ufali najbardziej gdy o to chodziło. No nic. Zakodował sobie w głowie, by z kolejnej podróży przywieźć jej jakieś ciekawe zioła w ramach podziękowania za pomoc.
OdpowiedzUsuńUpił łyk podanej herbatki i skinął lekko głową.- Nie, nie sądzę żebym do tej pory to ja go kontrolował - stwierdził ostrożnie. - Wiesz, jestem dość dobry w umysłowe zagrywki... i raczej kumpluję się z moją podświadomością - pokiwał lekko głową. Zastanawiając się nad kolejnymi słowami Walwana i kiwając lekko głową. - Tak, to też będzie trzeba sprawdzić - zgodził się. - I to czy może będę w stanie nawiązać z nim dialog - zaproponował spokojnie, znów upijając łyk herbaty. - O... pewnie, chętnie poznam ten przypadek, jeśli jeszcze żyje - spojrzał mu prosto w oczy, po czym spojrzał na Febe.
- Szczerze mówiąc myślę, że większość z tego rozegra się w mojej głowie - stwierdził spokojnie. - Ale... - zacisnął mocno wargi. - Byłoby mi chyba łatwiej, gdybym wiedział, że ktoś jest obok i w razie czego wyrwie mnie z tego transu... nie pozwoli wpaść za głęboko. Wiesz, w Lesie... musiałem przed nim uciekać. Przed Gabrielem. Musiałem schować swoje emocje, swoje wspomnienia zanim je zmienił - wyjaśnił spokojnie. - Nie chciałbym powrotu do tego stanu - wypuścił powietrze z płuc. - Ale... masz rację, to będzie dla was nudne. Bo skąd niby masz wiedzieć, że coś się dzieje? Skoro wszystko rozgrywa się w środku? - westchnął ciężko.
Ryu
Trudne pytania zadawała. Oj trudne. Podrapał się po głowie i omal nie zleciał z siodła, kiedy Klara pociągnęła za lejce. Wpadł wprost na nią i dziękował wszystkiemu co tam w górze było za to, że dziewczyna utrzymała równowagę.
OdpowiedzUsuń- Nie rób tak więcej - fuknął na nią, zanim zdołał się powstrzymać. - O wypadek się prosisz... a i zwierzę jest potem niespokojne - wyjaśnił swoją lekką irytację, po czym odetchnął głęboko słuchając jej. Uśmiechnął się lekko. - Ależ przecież poznaję nowe twarze, doznania i doświadczenia - zauważył lekko marszcząc brwi. Chwile ciszy? No dobrze tego może i mu brakowało. Zapominał się zatrzymać i obejrzeć za siebie. Zapominał że świat mógł być piękny nawet jeśli nic nie robił. Pokiwał lekko głową. - Może masz rację - zgodził się z nią. - To po prostu trudne - dodał po chwili milczenia. - Zatrzymać się i nie myśleć, kiedy w głowie tyle myśli - dodał. - Przecież to znasz... - dodał unosząc lekko brew i na nią patrzeć. - Twoja głowa to jedna wielka plątanina myśli - zauważył z delikatnym uśmiechem.
Ryu
Ryu również słuchał tych opowieści z delikatnym niepokojem w sercu. Zaczynał obawiać się, że nie da rady. Jeśli tam wróci to już nie wyjdzie. Że las wciągnie go z powrotem nawet teraz, kiedy tylko spróbuje się z nim skontaktować. Zacisnął swe pięści i wstał z miejsca, by bez słowa podejść do okna i nabrać kilku głębokich oddechów. Uspokoić się. Nie był tak jak inni. Miał dodatkową kartę. Swoją głowę. Te cholerne moce, które w tej chwili zdawały się być jego jedyną deską ratunku. Może to tylko dzięki nim był jeszcze trzeźwo myślący. Pomasował sobie skronie i wrócił do stołu słuchając pomysłu Walwana.
OdpowiedzUsuń- Nie, chyba wolałbym, żebyście na mnie nie eksperymentowali - przyznał spokojnie. Już raz miał prowadzone na sobie eksperymenty. W szpitalu, gdy pobierano mu krew.. Zbyt często i zbyt dużo. Nie wspominał dobrze tego czasu. - I zdecydowanie nie chcę wracać na usługi Lasu - powiedział jeszcze dość ostro. Cholera byłoby łatwiej, gdyby Akane tu była. Mogłaby wleźć tam razem z nim, ale sobie poszła i trzeba było myśleć nad innymi sposobami. - A gdybym objął was iluzją? Pokazywał dokładnie to co dzieje się w środku? - zaproponował jeszcze coś takiego. Pokazywał obrazy, jak to wygląda... ? - spojrzał na jednego i drugiego. - Ten hipokamp... jak działa?
Ryu
- Tak, na koncercie miło się na nich patrzyło - zgodził się z nią. Sam co prawda niespecjalnie się im przyglądał. Patrzenie na tę dwójkę razem dalej nie należało do czegoś co miał w zwyczaju. robić. Niezbyt lekko się na to patrzyło. Nie powiedział nic więcej w tym temacie i cieszył się, że został zmieniony na inny. Zaraz uśmiechnął się do niej odrobinę szerzej. - Na pewno zaśpiewa. Trochę ją o to pomaltretujemy i zaśpiewa - puścił do niej oczko. Objął ją delikatnie i pogłaskał po ramieniu i głowie. Nie przedłużał gestu w nieskończoność. Gdy wyczuł, że się odsuwa, rozluźnił ramiona i opuścił je.- Przyjemność po mojej stronie - rzucił pogodnie, siadając już na swoim krześle i samemu upijając łyk naparu. Oj tak, tego było mu trzeba. - Słuchaj, poznałaś Walwana? - zapytał jej po chwili milczenia. - Robi świetne mieszanki cherbatek - stwierdził, samemu skupiając się głównie na naparze. - Ta jest pyszna, ale jego mieszanki... to inny wymiar - rzucił z lekkim uśmiechem na twarzy.
OdpowiedzUsuńRyu
Szczerze powiedziawszy sam by im współczuł, gdyby utknęli pod jego kopułą. W końcu nawet on się czasem gubił w jej czeluściach. Gubił w myślach i uczuciach, które mu towarzyszyły. Westchnął ciężko, po czym wyświetlił Febe i Walwanowi obraz, gdzieś obok niego, widoczny tylko dla nich. Z tego co właśnie działo się na żywo. Na bieżąco.
OdpowiedzUsuń- To może tak? - zaproponował. - Widzicie obraz, ale jesteście jednocześnie w świecie rzeczywistym - uszczypnął Walwana, żeby dać mu znać że faktycznie siedzi obok niego, chociaż ten mógł mu zaraz zarzucić, że to też iluzja. Przesunął wzrok na Febe. - Nie wiem jak to do końca zadziała... podejrzewam, że zwyczajnie kiedy ktoś zacznie próbować mnie przejąć to stracę nad tym obrazem kontrolę i nic nie będziecie widzieć - zauważył, pozwalając obrazowi się rozpłynąć i wrócić do normalnej rozmowy z tą dwójką. - Możesz mnie znokautować... w głowie - zaproponował. - Albo ktoś może to zrobić na zewnątrz... Myślę, że to wystarczy, żeby was wypuścić. Możemy to przetestować - zaproponował. - Żeby mieć pewność, że nie zostaniecie w środku i nie będziecie sobie chodzić po mojej głowie... - odchrząknął. Sam by tego nie chciał. Mimo wszystko cenił sobie swoją prywatność.
Ryu
Ryu skinął głową na pierwsze pytanie, ale nie odpowiedział na kolejne. Musiałby za bardzo wejść w szczegóły. Sam nie do końca wiedział ile istot mogłoby na raz obejrzeć taki spektakl. Zważywszy na egzekucję Gava, śmiał twierdzić że całkiem pokaźna ilość. Nie mniej nigdy nie sprawdzał swojego konkretnego zasięgu. Zaśmiał się cicho na słowa Febe i nieco się wzdrygnął, gdy różowowłosy uzbroił się w kij. Aż mu się słabo zrobiło na myśl że nim oberwie. Kolejny powód dla którego nie mógł dać się zrobić w konia Lasowi.
OdpowiedzUsuń- W porządku, ale chyba wolałbym żebyśmy poszli choćby i na skraj lasu. Będzie mi łatwiej nawiązać z nim kontakt, kiedy będę nim otoczony - zauważył wstając z miejsca i spojrzał nieco sceptycznie na Walwana. - Jak mi rozwalisz łeb to cię nie wprowadzę do trudno dostępnych miejsc w Lesie, a uwierz... dużo tam cudownych roślin - pogroził mu palcem przed nosem, wstając z miejsca i spoglądając na Febe. - Myślisz że to dobry pomysł? - zapytał jej. - Sam mam co do tego lekkie wątpliwości...
Ryu
Obrzucił Walwana piorunującym spojrzeniem.
OdpowiedzUsuń- Spróbuj tylko, a się odwdzięczę z nawiązką - rzucił uśmiechając się do niego słodko. - Może sprawdzimy wówczas jak to jest utknąć w twoim własnym umyśle i tylko w nim... - odchrząknął. - To dopiero musi być ciekawe doświadczenie - postukał się lekko po brodzie i usiadł pod jednym z drzewo, odruchowo dotykając dłonią jego konaru. Nie był pewien czy to w ogóle zadziała, czy się odezwie. Wyświetlił obraz przed sobą, spoglądając na Febe i Walwana. Podziękował Febe za jej słowa i odetchnął głęboko.
- No dobra to zaczynamy - rzucił lekkim tonem, po czym przesunął jeszcze wzrok na swój kryształ. Poczuł się wyjątkowo niepewnie i może nawet trochę głupio, kiedy zaczął na początek kontaktować się z samym świecidełkiem. Chwilę dotykał jego świadomości swą własną, próbując nawiązać kontakt, a ten z jakimś takim opóźnieniem i leniwą manierą w końcu zaczął odpowiadać.
Ryu (i chyba tutaj zostawimy, bo chcę napisać o tym opowiadanie)
Wizyta w Fasach potrwała dłużej niż przypuszczał. Zwłaszcza, że odważył się odwiedzić Fag Baile. Przedstawił tam Walwana i chwilę posiedzieli pod ziemią. Mimo niechęci jaką czuł od pozostałych, skoro już przyszedł to starał się im trochę pomóc, ale w końcu i jego cierpliwość się skończyła. Dlatego po kilku dniach, powiedział Walwanowi że chce wracać, jeśli ten nie ma nic przeciwko temu. Zabrali ze sobą całkiem duże pokłady piachu i ruszyli w drogę powrotną.
OdpowiedzUsuńAci
Chłopak nie był pewien swych odpowiedzi. Zacisnął delikatnie wargi.
OdpowiedzUsuń- Nie oberwało - spojrzał po Walwanie i uśmiechnął się lekko. - Polubili cię tam - dodał spokojnie, a co do siostry pokręcił lekko głową. - Nie - mruknął. - Ale nic dziwnego - uśmiechnął się delikatnie. - Ma mnie w końcu za słabe ogniwo, nieudacznika... - westchnął cicho. - A ja... cieszę się, że nikt więcej nie wytworzył nimh i im nie zagroził - szepnął jeszcze przyspieszając trochę kroku.- W tobie się podobało?
Aci
Chłopak uśmiechnął się do niego smutno.
OdpowiedzUsuń- Wiesz chciałbym mieć z nią normalne relacje, ale to raczej niemożliwe - szepnął. - Może kiedyś - pokręcił lekko głową. Słuchał zaraz wniosków Walwana z wyraźnym zainteresowaniem. Skinął głową. Tak przemiana była dość tajemnicza, a jednocześnie gdy nadchodził ten właściwy jej czas, człowiek wiedział. Wiedział, by się oddalić. Wiedział, że zaraz zostanie krwawą bestią i oddalał się na pustynię.
- Gatunek ludzki jest niesamowity - przyznał szczerze. - Nasz proces asymilacji ma wielki potencjał - dorzucił i chwycił mocniej Walwana za rękę by poprowadzić szybszym krokiem w dół góry piachu, gdzie polecił mu paść na ziemię. - Zaraz się pojawi... byliśmy za głośno - szepnął do niego. Nie musieli długo czekać by Lubhair wyłonił się z piachu, w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu się znajdowali. Paszczę miał ogromną. Aci uśmiechnął się pod nosem kiedy go zobaczył. Mimo tego jak wielkim był drapieżnikiem... miło było zobaczyć i go podczas tej wyprawy.
- Trzeba zwracać uwagę na ruchy piachu - szepnął. - I odgłosy pustyni... pustynia do ciebie mówi, a jak się w nią wsłuchasz... będziesz bezpieczny - wyjaśnił, gdy potwór schował się znów w piachu. Chłopak przytrzymał jeszcze dłuższą chwilę rękę na plecach Walwana, zanim ostatecznie go puścił i podniósł się na kolana. - Zagrożenie minęło - wyszczerzył się do niego. - Możemy ruszać.
Aci
- Niesamowity - potwierdził chłopak. - Ale równie morderczy co niesamowity - dodał po chwili milczenia, podając Walwanowi bukłak z wodą. Uniósł lekko brew, gdy Walwan wyją kajecik ze swojej kieszeni i zaczął zadawać mu pytania. - Czy ty mnie właśnie przepytujesz? Czy ty mnie właśnie badasz? - zapytał go śmiejąc się cicho pod nosem, po czym pokiwał głową. - Tak, mówi - pokiwał głową i delikatnie przesunął dłonią po piasku, zanim wstał. - Liubhairy i my też wysyłamy wibracje, idąc dajesz im sygnały. Jeśli źle stąpasz po pustyni możesz być pewien, że będziesz ich pożywieniem - mruknął. - Ale jednocześnie pustynia do ciebie mówi. Czujesz wibracje pod stopami, piasek zaczyna powoli zmieniać swoją formę, wirować delikatnie, wiatr, który czujesz na skórze również jest inny. To wszystko... dzięki obserwacji - szepnął. - Jeśli chcesz mogę ci to zademonstrować - zaproponował. - Przywołanie Luibhaira nie jest do końca takie trudne - uśmiechnął się do niego szeroko.
OdpowiedzUsuńAci
- Nie - potwierdził. - Jedyne co mnie dziwi to fakt, że przepytujesz mnie... Nie sądziłem, że jestem aż tak ciekawym okazem - przyznał cicho, po czym odetchnął głęboko. - Niektórzy potrafią nie tylko przywołać, ale i ujeżdżać Liubhaira - powiedział spokojnie. - Mi udało się to raz - dodał, po czym skrzywił się. - No dobra, kilka razy, ale tylko jak nikt nie patrzył. Lepiej było się nie wychylać - mruknął. - Tu im więcej robisz i im więcej umiesz tym bardziej jesteś narażony na rychłą śmierć... - szepnął jeszcze. Nie zamierzał pokazywać mu ujeżdżania potwora. Zwłaszcza, że znajdowali się w pobliżu wioski, a on wiedział, że są bacznie obserwowani. Słyszał ich, widział ten wirujący piasek. Byli blisko, a jednak na tyle daleko by zapewnić im prywatność. Chłopak ruszył spokojnie do przodu zapraszając Walwana za sobą. Wyciągnął pustą butelkę i w przypływie nagłej energii rzucił nią wysoko w powietrze tak by leciała spory kawałek od nich, po czym złapał za swoją procę - którą wziął ze swojego starego pokoju w Fag Baile i strzelił wprost w nią. Ta roztrzaskała się z głośnym hukiem. Głośnym jak na realia pustyni.
OdpowiedzUsuń- Teraz obserwuj. Zobacz jak zmienia się pustynia... - szepnął pokazując mu poruszający się piasek. - Czujesz te delikatne wibracje pod stopami? - zapytał cicho. - To one... jeden... dwa... trzy - wskazał dłonią w odpowiednie miejsca. Dla zwykłego wędrowca nic specjalnego się nie działo, ale on je widział. Piasek osypywał się coraz bardziej, a ich stopy zagłębiały się w niego bardziej. - Popatrz na swoje stopy, teraz kiedy idziesz... piasek je zakopuje - szepnął, chwytając go znów za dłoń. - Musimy zejść niżej. Za moment się wyłonią. Będą szukać... - szepnął, rzucając w powietrze jeszcze jedną pustą butelkę, dla zmyłki i pociągając Walwana w dół. Czekał spokojnie, aż wreszcie trzy potwory jeden po drugim wyłoniły swe paszcze tam gdzie przed chwilą spadły kawałki szkła.
Aci
Acair skinął lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Niektórych rzeczy nie chcesz pokazywać. Ja nie chciałem być zwiadowcem. Nie chciałem zginąć tak jak zginęli moi rodzice - odparł cicho, po czym spojrzał po nim i uśmiechnął się lekko. - Miałem do nich żal za to, że każdego tak traktują. Nie tylko o mnie... miałem żal o to, że nie widzą iż człowiek to coś więcej niż umiejętności - mruknął. - I o to, że mi nie uwierzyli... kiedy powiedziałem że mój nauczyciel chciał mnie zabić, a nimh wykorzystać do niecnych celów - poprawił go chłopak, a kiedy Liubhairy z powrotem zakopały się w piasku, obrócił się na plecy i przymknął oczy, smażąc się chwilę na słońcu. - Źle czuję się w Fag Baile, a nie na samej pustyni - spojrzał po nim i uśmiechnął się delikatnie. - A jeszcze kiedyś ci pokażę ujeżdżanie potworzysk - wyszczerzył się do niego. - Ale to... jak już nie będziemy mieć ogona... kiedyś, nie dziś - szepnął, wstając i otrzepując się.
Aci
Acair skinął głową. Walwan idealnie to podsumował. Kiedy mężczyzna dotknął jego ramienia, on przeturlał się w jego stronę i na moment mocno go przytulił.
OdpowiedzUsuń- W porządku, z przyjemnością ci to pokażę bez gapiów - szepnął z uśmiechem, odsuwając się zaraz od niego i wreszcie siadając. Skinął głową. Tak, nie byli co prawda specjalnie głośni, ale wyraźnie dało się ich słyszeć. Na jego pytanie wzruszył ramionami. - Zawsze mnie odprowadzają. Upewniają się, że albo dotarłem żywy do końca albo zjadły mnie Liubhairy. Czają się na twoje dobra, to co masz ze sobą - poklepał się po sakwie i nasunął szal mocniej na nos. - To dotyczy każdego zbłąkanego wędrowca - dodał. - Nie podejdą do ciebie póki im nie zagrozisz lub dopóki nie umrzesz - wyjaśnił ruszając dalej.
Aci
Acair przez moment zamyślił się nad tym i podrapał się po głowie.
OdpowiedzUsuń- Jeśli mówimy o ludziach pustyni... od dziecka uczy się nas, że w razie zagrożenia... jeśli już nie będziemy widzieć swych szans i będziemy mieć możliwość, to rzucać gdzieś daleko nasze rzeczy osobiste - mruknął. - Zdarza się też tak, że przed Liubhairem ostatecznie uda się zwiać, ale jest się śmiertelnie rannym. O takich wypadkach mówię - przyznał. - Bo ten pierwszy... no wiesz, rzadko kto się do tego stosuje bo nie myśli się przecież o czymś tak idiotycznym, gdy masz umrzeć - mruknął ponownie ruszając w drogę. - Chodź, powinniśmy być niedaleko wyjścia z pustyni... jedno, góra dwa wzniesienia - stwierdził prowadząc go dalej.
Aci
Acair skinął głową, nasuwając mocniej chustę na swe usta i nos, by ochronić się przed wszędobylskim piachem. Zrównał krok z Walwanem, idąc z nim dalej, spokojnie i bez większych ruchów. Uśmiechnął się lekko na komentarz Walwana.
OdpowiedzUsuń- Przyjemna, to prawda - zgodził się z nim. - Dzięki że ze mną poszedłeś - dodał zaraz, bo przecież to dla niego Walwan wychylił nos poza Lerodas tym razem. I choć Aci o tym nie wiedział - to prawdopodobnie uchroniło go przed śmiercią. Pokonali jedno wzniesienie i drugie, a w oddali zamajaczył im kontur lasu. To były ostatnie podrygi na pustyni. Obrócił się do niej przodem i zrobił gest, którego nie używał już kilka lat, a wciąż żywo go pamiętał. Dotknął dłonią serca, przełożył ją do czoła, przymknął przy tym oczy i ukłonił się, by wziąć w dłoń trochę piasku i rozsypać go przed siebie, a potem odetchnął głęboko i spojrzał Walwanowi prosto w oczy.
- Możemy z niej wychodzić - rzucił.
Aci
Acair spojrzał po nim i pokiwał głową, powtarzając gesty, by Walwan mógł je po nim skopiować.
OdpowiedzUsuń- Mhm to jest nasze pożegnanie - przyznał. - Ale nie ma żadnego zakazu jeśli chodzi o obcych - uśmiechnął się. Jakoś milej mu się na serduszku zrobiło, gdy Walwan chciał to powtórzyć. Onyx bardzo nie znosiła pustyni. Po tym co ją spotkało, nawet się jej nie dziwił, ale dla niego.... dla niego pustynia była łagodniejsza. Owszem miał złe wspomnienia związane z okresem, gdy tu przebywał, ale były też te dobre. Dopiero z perspektywy czasu zaczynał to doceniać.
Po opuszczeniu tego miejsca ruszyli do najbliższej gospody na dobre jedzonko. Acair odetchnął głęboko, ale tylko na moment. Ponury nastrój jaki tu panował wydawał się dość dziwny. Chłopak odruchowo przysunął się do Walwana, gdyby jednak przyszło im się bronić, lepiej było mieć swojego kompana blisko siebie.
- Coś dziwnie jakoś - szepnął niezbyt elokwentnie.
Aci
Acair mimo wszystko przysunął się z krzesłem bliżej Walwana. Instynktownie wolał go mieć bliżej siebie. Próbował się przekonać, że to nie tylko jego własny komfort psychiczny na tym zaważył, bo przecież mężczyzna na pewno również tak myślał, ale nie mógł mieć takiej pewności. Upił łyk piwa czując delikatne drżenie swych ramion. A niech to. On naprawdę się bał. Nie bardzo wiedział dlaczego, ale ta cała atmosfera tutaj przyprawiała go o ściskanie się żołądka i strach.
OdpowiedzUsuń- Mhm tak, gdzie indziej - zgodził się z nim szybko, sięgając po łyżkę i próbując wmusić w siebie chociaż trochę jedzenia. - Przepraszam, wiem, jestem jak dzieciak - wymamrotał. - Nie jestem w stanie nic zjeść - poinformował go, po kilku łyżkach. Odsunął od siebie talerze i spojrzał po piwie. - Wal... myślisz, że Perun wykonał pierwszy krok? - spojrzał po nim ostrożnie.
Aci
Widząc, że Walwan spokojnie zajada swoją porcję, sam próbował się trochę odprężyć. Upił znów trochę swojego piwa i ulokował wzrok w mężczyźnie. Skupiając się tylko na nim. Spróbował wyłączyć się na całą otoczkę, a spokój mężczyzny trochę mu w tym pomagał. Przytaknął na słowa o domu. Tak, tam były spore emocje, ale przy kolejnych nieco mocniej zacisnął dłoń na kuflu.
OdpowiedzUsuń- Mhm...na pewno wszystko będzie dobrze - stwierdził, gdy dwóch trupków przysiadło się do nich bez żadnego słowa i zaczęło rozprawiać w swym własnym języku. Ręka nieco mu zadrżała, ale nic nie powiedział, tylko znów spróbował zjeść trochę swojego posiłku. Przełknął jeszcze parę łyżek i spojrzał Walwanowi prosto w oczy. Najchętniej już by się stąd zawijał, ale postanowił zaufać mężczyźnie. Tamten zdawał się być bardziej obeznany w kulturze umarlaczków.
Aci
Chłopak naprawdę bardzo starał się być spokojnym, ale nie wyszło. Aż mu się włos na karku zjeżył, gdy jeden z trupów wspomniał o odorze trupa. Kurczowo trzymał swą torbę, odruchowo wyciągając z niej swą przedostatnią fiolkę. Oddech nieco mu przyspieszył, a kiedy Walwan powiedział swoje, popatrzył na niego, a potem i na pozostałych. To był duży błąd. Umarlaki na najprzyjemniejszych nie wyglądali. Jeden z nich nie miał połowy twarzy, drugi gnił od połowy nogi. Trzeci z kolei miał całkiem przegniłą łysinkę. Jedynie czwarty zdawał się być najmniej zapyziały.
OdpowiedzUsuń- Jedzonko dobrze pachnie - powiedział ten sam trupek chichocząc radośnie i spoglądając na Walwana. - Oddaj jedzonko, a puścimy cię wolno - dorzucił zaraz, przez co Acair mocno pobladł na twarzy. To on był tym "jedzonkiem" ? Zadrżał na całym ciele i wówczas poczuł jak ten najbliżej go, łapie go mocno za rękę i wgryza mu się w szyję. Wrzasnął głośno z bólu, odruchowo rzucając w niego swoją fiolką i przyciskając dłoń do krwawiącego miejsce wskoczył pod stół, a potem wyprysnął obok Walwana, biorąc go za rękę.
- Uciekaj - wyszeptał do niego ciągnąc go w stronę wyjścia.
Aci
Chłopak przebierał nogami tak szybko jak móc, dotrzymując kroku Walwanowi. Biegł zaraz za nim i choćby nawet chciał zwolnić to Walwan wręcz ciągnął go za sobą. Oddech mu przyspieszył, serce kołatało w piersi, ale biegł dalej. Wiedział, już wiedział że spierdolił. Za swoimi plecami słyszał dzikie odgłosy nieumarłych. Nawoływali się i z każdą chwilą robiło się ich coraz więcej, aż w końcu ich zamknęli w ciasnym kręgu. Chciał przeprosić Walwana, ale nawet dla niego zdawało się to w tym momencie niestosowne i nieistotne. Wprowadził ich w pułapkę. Zacisnął dłoń na nożach, które nosił przy sobie, przypominając sobie jak się nimi posługuje. Ręce mu drżały, gdy tak stał na ugiętych nogach i czekał. Atak nadszedł z nienacka. Kilkoro umarlaków rzuciło się na nich w szaleńczym wręcz pędzie, a jeden, trzymający się z tyłu zagrzmiał.
OdpowiedzUsuń- Nie zabijać! Van Helga nas ozłoci - zarechotał.
Aci
Chłopak był oszołomiony, ale słowa które opuściły gardło Wana zdecydowanie mu się nie spodobały. O nie, nie, nie. On ich wkopał, swoim własnym produktem i jeśli ktoś miał za to oberwać to tylko on.
OdpowiedzUsuń- Fiolki może i tak! - krzyknął w odpowiedzi. - Ale ich zawartość moja! - dodał jeszcze równie głośno i sam również mimo strachu skupił się na zadawaniu ciosów swoim przeciwników. Szybko jednak jego ręce zostały wykręcone a on sam gryzł piach, bo jeden z umarlaków wbijał mu głowę w ziemię. Byli zgubieni. Naprawdę zgubieni. Już widział jak stają się pożywieniem dla tych wygłodniałych stworzeń. Pociągnął nosem i poczuł jak łzy same spływają mu po policzkach.
Aci
To były ciężkie dni. Dni okraszone niewyobrażalnym bólem. Żałował, że się wybudził. Wielokrotnie. Wszystko go bolało. Nie był w stanie zlokalizować konkretnego źródła bólu. Ledwie się ruszał i nie chcąc ciągle krzyczeć, płakał w poduszkę. Trwał w tym stanie dobre 4 dni i 4 noce, a piątej nocy... mimo bólu wstał i przeczłapał się wraz ze swoją poduszką do posłania Walwana. Położył się na nim, obok mężczyzny i delikatnie się do niego przytulił.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam, przepraszam - szepnął. - Przeze mnie prawie zginąłeś... - zacisnął wargi i przełknął kilka łez. - Przeze mnie... to wszystko...
Aci