Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Muzyka w mojej głowie" III

Akane wyszła z gospody. Święta w dziewięćdziesięciu procentach były udane, ale konfrontacja z Gavem... Cóż, rozmową tego nie można było nazwać, ani gdy chodziło o ciążę, ani Lotte, ani o zwykłą troskę. Okazywała mu czułość, źle, próbowała być bardziej stanowcza źle... Dobrze, że chociaż przy wyznaniu byli w stanie jakoś normalniej porozmawiać, inaczej dziewczyna totalnie by się załamała.
Szła z wózkiem, wiozła w nim śpiące rodzeństwo, a przy jej nodze truchtało szczenie, czujące kawałek wędzonej szynki w kieszeni swojej właścicielki. Za dziewczyną z gospody wyszedł ojciec, miał przerzucone przez ramię toboły dla maluchów i pospiesznie dogonił córkę.
- An...? - zaczął.
- Czuję się jak gówno tato... - odpowiedziała, nie dając mu nawet dokończyć. Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w oczy ojca. - Jakby moje słowa nic kompletnie nie znaczyły. Chciałam być w porządku, chciałam powiedzieć jak wypada, ale mnie przejrzeli, przejrzeli w pięć minut i wszystko szlag trafił! - wyżaliła się, zaciskając dłonie na rączce od wózka. - A potem to już nic nie mogło być dobrze, bo jak się zjebie początek to niby jak... - zasłoniła oczy przedramieniem, a ojciec przygarnął ją do siebie i przytulił.
- No już... Wyrzuć to z siebie... - szepnął jej nad uchem.
- Dlaczego kocham takiego idiotę? - podniosła głowę by spojrzeć w oczy taty, sama w swoich miała łzy. Szybko schowała twarz w klatce piersiowej ojca i szlochnęła. - Próbuję tato... Próbuje z całych sił szukać plusów, trzymać się, łapać pozytywy, ale przy nim... On to wszystko we mnie gasi, złości się na mój optymizm, patrzy na mnie spod byka, mrozi spojrzeniem, więc próbuję być stanowcza, ale wychodzi tak samo źle... - szepnęła płacząc ojcu w pierś. Niklaus zaciskał zęby na te wszystkie słowa. Miał ochotę cofnąć się i wyrwać nogi z dupy tego gówniarza, ale... Nie mógł i tak po prawdzie... Nie byłby w stanie. Nie zmieniało to faktu, że w danej chwili miał ochotę. Blondyn zerknął na śpiące maluchy. Całe szczęście Akane była dość cicha w tych swoich żalach i dzieci nie zamierzały przerywać tej rozmowy. Ojciec pozwolił by młódka chwilę pochlipała, a gdy już trochę się uspokoiła, odsunął ją od siebie na długość ramion.
- Więc przestań... - zaczął, a widząc zmarszczone czoło swej latorośli kontynuował. - Nie zacznie Cię szanować skoro mu pozwalasz na takie krzywe akcje, znam ten typ, niestety... - przyznał z głośnym westchnięciem. - Musisz wpuścić trochę chłodu do serca An. Jak będziesz mu naskakiwać to nigdy się nie dowie co do Ciebie czuje. Do takich rzeczy często potrzeba czasu, przestrzeni... - wyjaśnił. - Jesteście jak dwa wulkany, dwie temperamentne, uparte jednostki. Zdystansuj się, inaczej to uczucie Cię zniszczy, zdołuje i przyniesie tylko problemy - poradził. Nie widział tu sensu w "walcz o niego", nie kiedy obecność chłopaka przyprawiała An o tak złe samopoczucie. Dziewczyna zacisnęła wargi i zerknęła na śpiące maluchy. Tata mówił coś innego niż większość. Może rzeczywiście za bardzo się starała? Na pewno nie dała Gavovi wspomnianej przestrzeni, bo w ten jeden dzień ciągle miał ją przed oczami. Musiała to wszystko na spokojnie przeanalizować, na chłodno. Kiwnęła głową w ciszy i w milczeniu ruszyła z ojcem w stronę domu. Dla niej świąteczny wieczór dobiegł końca, przynajmniej ten w gospodzie. W domu i tak sobie nie pośpi, ale przecież po to zabrała maluchy i psinę, będzie mogła nad kimś czuwać, będzie dalej wbijać sobie do głowy, że musi być twarda, będzie dalej szukać pozytywów w sytuacji, bo jak nie ona... To kto? Przecież nie Gave. Na niego nie mogła liczyć, nie w tej chwili.

- W kolorowej sukieneczce krząta się... - dzień później stała na scenie w karczmie, do której kiedyś zabrał ją sam Gave. - Raz po raz odwraca głowę, uśmiech śle... - "daj coś smętnego" usłyszała, gdy poprosiła o możliwość występu na scenie. "Po świąteczni klienci więcej wtedy zamawiają..." wyjaśnił właściciel, zacierając ręce. Cóż, idealnie się składało, tym razem mogła skupić się na swoich własnych emocjach i dać przedstawienie takie, jakiego oczekiwano.
- Mógłbyś przysiąc, że widziałeś wczoraj skrzydła jej, jak je chowała pod sukienką, lecz ona to nie ptak, czy nie widzisz? - patrzyła karcącym wzrokiem po zebranych. - To nie jest ptak, ona to nie ptak, to nie jest ptak... Czy nie widzisz? - nie widział. Sama musiała sobie przykleić te cholerne skrzydła by unieść ciężar problemu, sama.
- Kocham Ciebie mówi każdy jej mały ruch... - przymknęła oczy, bo prawda tego co miała zaśpiewać przybijała, miała wrażenie, że utwór dosłownie powstał w myśl osób o podobnej sytuacji co ta ich. - Lecz Ty wśród kolorowych falban szukasz piór... - zawsze szukał... skazy, błędów, pieprzonych piór... - Bo jesteś pewien, że wczoraj widziałeś skrzydeł cień... Dlatego klatkę zbudowałeś, lecz ona to nie ptak. Czy nie widzisz? - w głosie słychać było żal. Zamknął ją w ramach, zaszufladkował, z góry przypisywał intencje, nie brał pod uwagę, że może jednak coś zmienić, że umie, że mogłaby spróbować popracować nad wadami...
- Tego dnia, gdy ciemność skradnie serce Ci... - zaśpiewała smutno, czując jak widownia wpatruje się w nią milcząc, zupełnie jakby czekali na koniec historii, aura żalu unosiła się w powietrzu, w głowach pojawiły się wspomnienia starych kochanek i kochanków, niespełnionych miłości, straconych szans... - Ona w oknie będzie śmiać się lecz przez łzy - An miała wrażenie, że jest na przegranej pozycji, że ktokolwiek jest wspomnianą ciemnością z utworu, to na pewno nie ona.
- Rozpuści czarność włosów i zmieniona w kruka skoczy by za chwilę oknem tym powrócić tu lecz jako rajski ptak... Bo tak chciałeś! - wypaliła dodając do swojego tony złość, mieszanka żalu i złości. Nie zamierzała skakać, o nie! Jednak w danej chwili rozumiała to inaczej... Skakać miało uczucie, miała odpuścić, chociaż trochę...
- Jako rajski ptak! Rajski ptak! Jako rajski ptak! Bo tak chciałeś! Bo tak chciałeś... - zakończenie mogło mieć wiele znaczeń. Może i An była naiwna, ale w danej chwili wciąż miała nadzieję, małą, ale jednak. Nie zmieniało to faktu, że przed nią ciężka droga...


3 komentarze:

  1. Jak ja jej współczuję, tak naprawdę mocno i z całego serca. Współczuję jej tej miłości do tego idioty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja też, ale jak to w życiu bywa, co Cię nie zbije to Cię wzmocni. ^^ Zobaczymy co tam wyjdzie w praniu. :D

      Usuń
  2. Trudne to opowiadanie. Napakowane mnóstwem emocji i aż serducho boli z tym co przeżywa. Biedna.

    OdpowiedzUsuń

^