Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Gave w podróży - Święta z niespodzianką!

Cześć, dzisiaj przychodzę ze streszczeniem naszego grupowca z punktu widzenia Gava. To forma, której bardzo dawno nie używałem, ale mam nadzieję, że Was tym nie zanudzę. Trzymajcie się! I miłego czytania!


ŚWIĘTA Z NIESPODZIANKĄ

Znacie to uczucie, gdy po 16 latach swojego życia dopiero odkrywacie co to są święta? Nie? Cholera, nawet nie wyobrażacie sobie jak Wam tego zazdroszczę. Na pewno po raz kolejny spędziliście je w rodzinnej atmosferze, jedząc, pijąc i śmiejąc się do rozpuku. Jestem pewien, że doskonale potraficie wyczuć nastroje cioci Józi, czy też znacie tematy, których lepiej unikać gdy przy stole siedzi wujek Kazik.

Ja nie miałem tyle szczęścia. Na moje pierwsze i samotne święta w obecnym ciele (dla przypomnienia – do tej pory dzieliłem je z bliźniakiem, ale tak jakoś się stało, że ten kopnął w kalendarz…) przybyłem modnie spóźniony. Nie było w tym znowu nic dziwnego. Każdy doskonale wiedział, że miałem kawał drogi do Argaru, a i nikt nie miał pewności czy w ogóle się pojawię. Już na samym początku uderzyła we mnie atmosfera panująca w nowej Argardzkiej gospodzie. Wszędobylski śmiech i przyjemna muzyka potrafiłaby rozbawić każdego. Przysięgam, nawet ja (a jestem znany ze swej gburowatości), nie mogłem powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.

Przywitałem się z Rei, która (choć w życiu się nie przyznam, nie jestem takim lamusem jak Ryu czy Tony) powoli zaczyna dorastać do rangi mamy (a ciotką to już dawno została) w moich oczach, a następnie porwałem Morganę do tańca. Tak, tu trzeba nadmienić, że odbiłem ją z rąk Ryu. No co? Nie patrzcie tak na mnie. Wiem doskonale co sobie myślicie – „Serio Gave? Znowu mu wchodzisz w paradę?”, ale naprawdę nie robię tego specjalnie. Słowo honoru… No dobrze, może jednak trochę tak. Tylko, że on ma w sobie coś takiego, że aż chce się wbijać te szpilki w jego dumę czy serce. Wkurza mnie niesamowicie! Może dlatego, że jest taki dobry i… tak wszystkich do siebie przyciąga? Sam już nie wiem, ale zdania o nim nie potrafię zmienić.

Morgana jest niezwykłą osobą, która ma ten dziarskie uśmiech i figlarne iskierki w oczach. Niby wielka z niej księżniczka… tylko jakaś taka przyziemna przy tym. Przytyła! Dajecie wiarę? Morgana się zaniedbała. Zwalam to jednak na garnuszek Grandsandów. Przecież każdy dobrze wie, że u nich stawia się na rodzinę i wspólne posiłki. Oczywiście nie omieszkałem jej o tym wspomnieć i umówić się na późniejsze zawody w terenie. Każdy trening mi się przyda. Zwłaszcza przed zbliżającym się turniejem w Terrze. Postanowiłem się na niego zapisać, ale o tym kiedy indziej.

Po Morganie przyszła kolej na Shiyę, bo przecież Natan nie mógł znieść tego, że bawię się z jego kobietą, ale spokojnie! Nie martw się chłopie, ona mimo wszystko to nie mój typ. Oj nie, przy Morganie każdy facet może spokojnie nazywać się pantoflarzem. Ja już tylko czekam na dzień, kiedy Natan się ocknie i zobaczy co ta kobieta z nim zrobiła. Tak czy siak, Natan zabrał Morganę na stronę (w wiadomym celu, no nie? Króliki muszą się jakoś rozmnażać, ale nie oceniajcie ich… młodość co nie? ), a ja skończyłem z Shiyą.

Szczerze mówiąc nie wiem co mnie podkusiło. Może chciałem zaimponować Akane, albo po prostu zwrócić na siebie uwagę… ale taniec z Shi zakończył się katastrofą. Dacie wiarę? Uderzyła mnie! Przy wszystkich zebranych, a potem jeszcze zjawił się, jej rycerz w białej zbroi, Niklaus i cała zabawa poszła w łeb. Dobra, dobra. Wiem co powiecie! Sam sobie na to zasłużyłem… i no chyba tak. Niechętnie muszę przyznać wam rację. Poleciałem i to całkiem ostro, bo przecież taniec to czysty seks nie? No więc… ekhm… ale bez szczegółów!

Mój mały cel został osiągnięty. Akane porzuciła swojego ukochanego Ryu (ha! I kto tu jest górą teraz?!) i przypałętała się do mnie. Nie dane nam było długo rozmawiać w samotności, bo zaraz podszedł i Tony wraz z tym przeklętym Ryu. Ja serio nic do niego nie mam, choć może wydawać się inaczej. On mi po prostu działa na nerwy i nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie dlaczego. Wiecie jak to jest w takiej grupie, nie? Pitu do pitu i nagle bum!

Akane postanowiła nie zwlekać z wiadomościami. Okazuje się, że jesteśmy w ciąży. Że co proszę?! Ja mam być ojcem?! Przecież to się kupy nie trzyma! Nie ma opcji! Jak to w ogóle możliwe co? Czemu podczas pieprzonego pierwszego razu w jaskini (gorącego zresztą!) musiała zajść w ciążę? Naprawdę zaczynam dochodzić do wniosku, że jestem jednym, wielkim i chodzącym nieszczęściem. Pechowym człowiekiem. Serio, nie ściemniam! Możesz mnie pocieszać, ale no niestety nie wiem czy byłbyś w stanie zrobić coś co przekonałoby mnie do twojego zdania.

Co zrobilibyście na moim miejscu w takim wypadku? Przyjęlibyście to w spokoju? Ucieszylibyście się? Wzięli ją na stronę, żeby pogadać? Unieśli się gniewem? Ja zrobiłem jedyne co przyszło mi do głowy – zwiałem. Tak, tak. Wyzwijcie mnie teraz od najgorszych, ale cholera! Laska zrzuca na was taką bombę wśród przyjaciół i oczekuje… no właśnie nawet nie wiadomo czego! Tak czy siak zwiałem. Na chwilę, długą… ale jednak. Szczęśliwie Rei przyszła pogadać – bo przecież ona jakoś instynktownie wyczuwa, że coś jest nie tak. Nie wiem jak ona to robi, zaczynam powoli podejrzewać ją o super moc. Taką, której nie zna.

Pożarłem się z nią, oczywiście, bo mam wrażenie, że ona podchodzi do mnie jak do Ryu. A przecież nie jesteśmy tymi samymi osobami! I chyba mam problem z wyjaśnianiem swoich myśli i uczuć. Coś w tym jest, bo cokolwiek nie powiem to ona inaczej to odbiera. Następnym razem będę musiał postarać się o wyjaśnienia.

Tak więc, pogadaliśmy, pożarliśmy się i poszedłem w długą. Oczywiście musiałem na swej drodze spotkać Akane – bo przecież ona z czterema literami też nie potrafi usiedzieć na miejscu tylko lata jak porąbana. Kolejna rozmowa, kolejne nerwy. Naprawdę nie rozumiem jak ona może tak spokojnie podchodzić do tej ciąży! Wkurza mnie to jej opanowanie i optymizm, a przecież znacznie łatwiej by mi było, gdyby okazała niepewność i powiedziała że też się boi. Ja się boję. Do cholery jasnej! Mamy 16 lat… no za chwilę 17, ale wciąż! Sam nie umiem się dobrze sobą zająć, a co dopiero dzieckiem! No i druga strona medalu… naprawdę nie chcę by to dziecko wzięło cokolwiek po mnie.

No bo wyobrażacie sobie skrzyżowanie Akane i moje?! O matko, jak tylko o tym pomyślę to od razu mam ochotę podcinać sobie gardło! To będzie jakaś fatalna mutacja ze strasznym charakterem. Nikt tego dzieciaka nie będzie lubił. Nikt! Dobra, poza Akane oczywiście – chociaż myślę, że jak dzieciak podrośnie to i to może się zmienić. Aha! Bo najważniejsze – ona chce urodzić… czaicie?

Ech sam nie wiem co mam o tym myśleć. Jak teraz na to patrzę to… no jasne, że jej nie zostawię. Aż takim skurwielem nie jestem, ale… no nie jest to łatwe, okay? Zdecydowanie nie jest.

Tak czy siak, pogadaliśmy. Wróciliśmy i bum! Niklaus wyskakuje z prezentem. Dostałem fantastycznego psiaka. Nazwałem go Winter. Wiem, pospolite, ale jest cały biały i… cudowny. Tylko, że nie nacieszyłem się nim długo, bo pojawiła się Lotta. Pamiętacie ją? Tak, to ta co miała w garści Akane, a potem narobiła jeszcze zamieszania w zaświatach. W sumie… to powinienem jej podziękować, bo to dzięki niej Akane i Ryu się rozeszli. Tak po części dzięki niej, a przynajmniej ona to przyspieszyła.

Nie mniej jednak pojawiła się w gospodzie i nie udało mi się jej odesłać po cichu. A to dlatego, że Panna Idealna musiała pobiec za mną, a z taką nie idzie utrzymać koncentracji. O… zdecydowanie nie. Zwłaszcza, gdy ta nosi w sobie twoje dziecko. Dziecko, któremu grozi wściekły duch. Ech, no więc Lotta panoszyła się trochę i sponiewierała mnie jakbym był szmacianą lalką. Doszło do tego, że musiał wtrącić się mój ojczulek. Victor, rzecz jasna, nie mógł pojawić się wcześniej niż kiedy zwyczajnie groziła mi utrata mojego nic nie wartego życia. Tak, przyszedł niczym bohater i szast prast! Ducha nie ma. Ech, Śmierć to jednak inny kaliber, co nie?

Potem już tylko składająca mnie Febe, połamane żebra, unieruchomienie na kolejne trzy dni i zdecydowanie dłuższe dochodzenie do siebie, a także wyznanie miłości przez Pannę Idealną (serio?! Teraz? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, czego rzecz jasna nie omieszkałem jej zaznaczyć).

Spróbujcie mnie trochę zrozumieć, okay? Naprawdę, nie wymagam dużo, ale chociaż tę odrobinę. Pamiętacie feralne ognisko w Argarze? Miało miejsce miesiąc temu, no może odrobinę dalej, ale znów nie tak daleko. Tam jeszcze Panna Idealna wodziła maślanymi oczyma za świętym Ryu. Potem przyszła do Terry i sobie spędziliśmy w jaskini przytulne chwile. Zaszła w ciążę i teraz mi mówi, że mnie kocha? Nie sądzicie, że to trochę dziwne? Dla mnie bardzo. Ugh, maksymalnie! Chce mi zamieszać w głowie, ot co… a jeszcze nie tak dawno temu chciała odebrać mi koronę „bez taktu” (którą skrupulatnie do siebie przyciągam – czyt. taniec z Shi), kiedy wypaliła że dobrze wie o moich uczuciach związanych z Onyx. Naprawdę zaczyna mnie męczyć ta jej zmienność w uczuciach. No i moment to sobie wybrała idealny, co nie?

Kolejna bomba wybuchła, a święta które miały być tymi wyjątkowymi i niezapomnianymi, a jednocześnie lekkimi – zmieniły się w początek końca mojego świata. No bo ile można wytrzymać?

Ach, z tego wszystkiego zapomniałbym wspomnieć, że mój ojczulek postanowił zrobić mi prezent świąteczny i zostać w Argarze całe trzy dni. Sic! Doprawdy, już nie mogę się ich doczekać. To będzie niczym męka przez udrękę… a jak jeszcze będzie chciał gadać? 

Zabijcie mnie...

4 komentarze:

  1. Normalnie jakbym wyrwała kartkę z pamiętnika prawdziwego nastolatka. xD Świetne podsumowanie, przyznaję, że dramatu nie brakuje, ale i tak się pośmiałam haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był zamysł xD W sensie... pół żartem pół serio no nie? :) Dzięki wielkie!

      Usuń
  2. Haha, uwielbiam to streszczenie. Czytało się maksymalnie szybko i napisane jest lekko i przyjemnie. Można się przy nim nieźle pośmiać, choć wydarzenia w nim dość dramatyczne xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki xD Haha no dramaty na dramatach... a przecież wiemy że to z opowiadania to jeszcze nic xD

      Usuń

^