Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Duszki krążą wokół mnie, na kłódkę zamknę je..." II

Akane nie wiedziała jak długo wpatruje się w sufit, ale moment ten przerwało pukanie do drzwi. Dziewczyna od razu usiadła, nie zdążyła nawet nic powiedzieć, po prostu zobaczyła w progu starego przyjaciela. Gavin wszedł do środka, od razu biorąc ją w objęcia.
- Gavin... - szepnęła mocno go obejmując, uniosła zaraz wesołe spojrzenie do jego oczu.
- O jeju jak ja za tobą tęskniłem - przytulił ją ze wszystkich sił do siebie.
- Ja za Tobą też... - przyznała. Jak ona teraz tego potrzebowała, zwykłego przytulasa. Przy Gavinie poczuła się trochę jak mała dziewczynka, problemy związane z jego osobą zdawały się teraz tak błahe. Dlaczego i jej nie mogło odbić na jego punkcie? Może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze?
- Jak tam? Dalej jesteś z Łosiem? Nadal nie mogę tego przetrawić - przyznał szczerze, czerwieniąc się przy tym, bo teoretycznie powinien już odpuścić, a zazdrość dalej gdzieś w nim siedziała. W znacznie mniejszym stopniu, ale jednak. Słysząc o Łosiu zdała sobie sprawę w jak popapranej tkwi sytuacji, przewróciła oczyma i zaśmiała się delikatnie.
- Ta... Jestem... - przyznała patrząc na niego przepraszająco. Zdawała sobie sprawę, że nie jest to najprzyjemniejszy temat, ale fakt, że Gavin mówił o tym tak otwarcie ułatwiał rozmowę.
- Mizernie wyglądasz… - skomentował zaraz. - Wory pod oczami, skóra poszarzała… znów schudłaś - zmartwił się, odgarniając jej włosy z czoła.
- To chyba najlepszy komplement od Ciebie jaki usłyszałam - zażartowała mimo wszystko i zaraz wzruszyła ramionami.
- Oj Akane… tam w tym Mathyr musi być strasznie…
- Właściwie to jest pięknie, urokliwe miejsce bez tego całego miejskiego zgiełku, ale... Ja jestem jakaś popaprana, przywlokłam coś ze sobą na dzień dobry i tak się za mną wlecze... - przyznała z ciężkim westchnieniem. - W sumie głównie dlatego tu jestem, ale... Przyznaję, przyjemnie Cię zobaczyć - przyznała pogodnie i złapała go pod ramię, ruszając z nim w stronę jadalni. Tam powitał ich widok Gava i Śmierci, siedzących już przy stole.
- Och Śpiąca Królewna - klasnął w dłonie. - Miło wreszcie poznać panienkę trzeźwo myślącą i jak najbardziej kontaktową - puścił do niej oczko, pokazując wolne miejsce przy stole. Na entuzjastyczne powitanie i kolejną ksywkę uśmiechnęła się lekko pod nosem, puściła też ramię Gavina i niczym wspomniana królewna ukłoniła się ładnie Śmierci.
- Pana również miło poznać, tak świadomie poznać - zaznaczyła, bo ich ostatnie spotkanie było dość specyficzne. Trzeźwo myśląca i kontaktowa? Żartował? Uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednorazowo zerknęła na Gava siedzącego już przy stole, jednak zaraz wróciła oczyma do twarzy jego ojca i dziękując za miejsce, po prostu je zajęła.
Kolacja oczywiście nie mogła przebiec spokojnie, Akane, Gave i Gavin w jednym pomieszczeniu, burza hormonów i cierpliwy gospodarz, który zabierał głos tylko wtedy, gdy była taka potrzeba. Nawet Śmierć lubił odrobinę dramaturgii i rozrywki, a nastolatki dostarczały wszystkiego po trochu. Te nastolatki jednak nie przybyły tu tylko w odwiedziny, chodziło o rozwiązanie problemu, o podróż między wymiarami, a to nie było byle co. Zdrowy rozsądek i dojrzałość Śmierci pozwoliły dzieciakom sporo pokrzyczeć, dał im czas do rana na zakończenie starych czy rozpoczęcie nowych dramatów, a później po prostu zniknął, zajmując się swoimi sprawami.
Po kolacji Gavin zaproponował spotkanie w pokoju i chociaż pojawiła się na nim cała trójka, to nie wytrzymali zbyt długo w swoim towarzystwie. Akane dość szybko wróciła do swojej komnaty, wrócił znajomy ból głowy, wróciło uczucie, którego pozbyła się po ataku na Yensena, miała kilka dni spokoju, a teraz znowu się zaczynało. Tajemnicze szepty w głowie, negatywne myśli wpychane na siłę, to wszystko znacznie utrudniało, i tak już skomplikowaną, relację z bliźniakami.
Leżąc w łóżku długo nie mogła zasnąć, kręciła się i odtwarzała na nowo te wszystkie sny, których doświadczała ostatnimi czasy, wizja brutalnego gwałtu - wspomnienie, którym uraczyła ją Lotta podczas ostatniego transu. Zatęskniła za ciepłem, które czuła przy duchu staruszki, za poczuciem bezpieczeństwa, kiedy przy jej boku stał duch wojownika. Nie rozumiała tego co ją spotkało, a chciała zrozumieć... Przecież właśnie dlatego tutaj była. Po długim czasie zepchnęła problemy emocjonalne na dalszy plan, skupiła się na rzeczywistym problemie, na duszkach, które z niewyjaśnionych powodów zaczęły przy niej krążyć.

👻
 
Spała źle, czuła się źle i wszystko znowu było źle. Wstała dość późno jak na siebie, głowa nadal pulsowała, a obce szepty krążyły po niej niczym sępy nad padliną. Weszła do pomieszczenia, które zajmował już Gave.
- Kawa jest w kuchni - wskazał dłonią odpowiednie drzwi. - Herbata też, jeśli potrzebujesz przed śniadaniem to możesz podkraść - rzucił tylko rzeczowym tonem, bez żadnych wstępów. Nawet na niego nie spojrzała, szła nieobecna w stronę kuchni, tam nalała sobie kubek kawy i ruszyła znowu w stronę sypialni. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na jednego z bliźniaków, mimo to nie zatrzymała się, poszła dalej.
- Jestem w pokoju, niech ktoś mi da znać jak będzie można działać - rzuciła jedynie w eter, nawet nie nawiązując kontaktu wzrokowego i kontynuowała wędrówkę. Nie zamierzała dziś wychylać nosa w innej sprawie niż była jej sprawa. Miała chociaż nadzieję, że coś się wyjaśni, coś rozświetli, że nie wróci do domu z niczym, bo w tym konkretnym momencie jedynie żałowała tej wyprawy.

- Wedle życzenia, księżniczko - Gave nie zamierzał biegać za nią z wywieszonym jęzorem i prosić o wybaczenie. Nie zrobił niczego co wymagałoby takiego zachowania. To był tylko kolejny humorek panny Idealnej. Kiedy coś szło nie po jej myśli to zamieniała się w zwykłą sukę, a on miał dość takiego zachowania. Nie twierdził nawet, że zachował się w stosunku do niej kompletnie w porządku, ale nie do tego stopnia, żeby teraz musiał znosić takie zachowanie. Odprowadził ją wzrokiem do drzwi i wrócił do kontemplacji widoku zza okna.
An jednak nie dane było długo posiedzieć w samotności, piła kawę, pozwalając by kilka łez spłynęło jej po policzku, ale zaraz ktoś zapukał do drzwi. Zanim pozwoliła aby wszedł, przetarła szybko mokre oczy. Śmierć wszedł do środka, kiedy tylko dostał na to pozwolenie.
- Dzień dobry - przywitał się z nią. - Gotowa na śniadanko i rozmowę z mamą?
- Nie… Zdecydowanie bardziej wolałabym tu teraz tatę albo Shi… Natana… Właściwie kogokolwiek innego - przyznała po czym odłożyła naczynie, podeszła do lustra i poklepała swoje policzki, co by jej przekrwione białka nie rzucały się tak bardzo w oczy.
- Zdecydowanie - zgodził się z nią po prostu. - Jeśli chcesz mogę ci któregoś z nich tu sprowadzić - zaproponował łagodnie. W końcu wsparcie warto było mieć, a skoro Akane potrzebowała do tego któregokolwiek z rodziny to był w stanie to zrobić. - Może tylko wyeliminuję z tej listy twojego ojca… wiesz, może lepiej żeby nie widział się z twoją matką? - zaproponował spokojnie, po czym odetchnął głęboko. Akane pokręciła głową energicznie.
- Nie, już naprawdę starczy, są wystarczająco zaangażowani, dam radę, mam… Wbrew pozorom, mam tych dwóch palantów tam w pokoju - westchnęła ciężko i zaraz zacisnęła usta w wąską kreskę. - Wiem, że trzeba to zrobić. Zawsze jest jakaś nadzieja, nie? - mruknęła oglądając się na mężczyznę i wzdychając ciężko.
- Nie trzeba - wbił w nią spojrzenie. - Źle do tego podchodzisz, dzieciaku. Zapytaj siebie czy ty tego chcesz i dopiero gdy będziesz tego pewna zrobimy ten krok - rzucił spokojnie.
- Wiem, wiem, już to sobie uzmysłowiłam, już było dobrze, ale to wszystko znowu wraca, te durne szepty, ja… - zacisnęła pięści i spojrzała hardo w oczy Śmierci. - Chcę tego, naprawdę chcę, kawa na ławę… - rzuciła w przypływie chwili. Och, gdyby tylko wiedziała jak bardzo odda te słowa w niedalekiej przyszłości. Wstała i wciągnęła głośno powietrze. - No dobrze, to… Co my właściwie będziemy robić? Jak się do tego zabierzemy? - zapytała i chociaż czuła jak mocno bije jej serce, to nie zamierzała się wycofać, nie teraz.
Victor uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i wstał, żeby podejść do niej i poklepać ją po głowie. Nie odpowiadał za czyny swoich synów, ale dobrze wiedział, że wskoczyliby za nią w ogień, co jako ojcu niespecjalnie mu odpowiadało.
- Na początek zjemy jajecznicę - odparł swobodnie. - A potem oddamy cię w ręce Gavina. Spokojnie, będę stał obok i wkroczę gdyby sobie nie poradził -dodał zaraz. Dziewczyna skrzywiła się lekko, ale w sumie… Była głodna i chociaż mogła olać sprawę, bo miała w tym już spore doświadczenie, to uznała, że tym razem odpuści.
- Ok, jasne, najpierw naładować baterie - kiwnęła głową.
- Gavin do otwarcia portalu będzie potrzebował twojej krwi. Wystarczy zwykłe nacięcie na kciuku. Kropelka. Nic więcej - zapewnił ją szybko. - Portal przeniesie was wprost do twojej matki, a tam już od ciebie będzie zależało jak potoczy się wasza rozmowa - uprzedził, a An znowu mu przytaknęła. Nie musiał jej uspokajać, ale miło z jego strony, że to robił. Serio inaczej go sobie wyobrażała.
- Myślę, że on przejmuje się tym znacznie bardziej niż ja, ale po części rozumiem - przyznała wychodząc w jego towarzystwie z pokoju i ruszając w stronę jadalni. Wcześniej jeszcze dopadła swój kubek z kawą. Po raz kolejny kiwnęła głową. - Jasne, krew, nic trudnego - wzięła głęboki wdech.
- Gavin jest specyficzny - przyznał szczerze Victor. - Potrafi wyprowadzić z równowagi i najbardziej cierpliwą osobę jaką znam, a jednocześnie straszny z niego tchórz i egoista. Właściwie to nie wiem jak to się ze sobą łączy i jak to w ogóle możliwe, ale tak… Gavin zdecydowanie należy do tych trudnych w obyciu - westchnął ciężko. - Ale jednocześnie stara się wykonywać swoje zadania, daje z siebie zawsze sto procent i robi postępy. Szybkie postępy - uśmiechnął się do niej. - Tak, stresuje się bardziej od ciebie ale z innych pobudek. Nie chce zrobić Ci krzywdy, a jednocześnie pragnie żebyś dostała to czego oczekujesz… to po co przyszłaś - wyjaśnił jej spokojnie. Fiołkowe oczy spoczęły na twarzy mężczyzny, patrzyła na niego zaciekawiona, a po kilku pierwszych słowach uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Mimo wszystko bywa uroczy, chociaż przyznaję, wady dość mocno przysłaniają ten urok. No, ale może kiedyś komuś to przypadnie do gustu - wzruszyła ramionami. W jej głowie znowu zapanował spokój, szepty zamilkły, a ucisk ustał, przestał być uciążliwy. - Cieszę się, że tu jest… Co prawda brzmi to kiepsko, biorąc pod uwagę, że nie żyje, ale na Pana zasadach wygląda to lepiej niż w rzeczywistości - przyznała, bo rzeczywiście ciężko było współczuć Gavinowi, że jest tutaj, a nie tam, w Mathyr. - Jest Pan w porządku - rzuciła luźno i zaraz zamyśliła się przez chwilę.
- Widzisz jestem Śmiercią już bardzo długo i szczerze mówiąc, chciałbym już sobie odpocząć. Dlatego trenuję Gavina - wzruszył ramionami. - Młodo zmarł, a dzięki temu będzie mógł mieć namiastkę życia - przyznał szczerze.
- Dlatego ma to zrobić sam? Zależy mu bardziej niż przy przeciętnym manekinie treningowym… Można uznać, że postara się przez to bardziej niż zwykle - popukała się palcem po brodzie. Jej analityczny umysł znowu pchał się przed szereg. Machnęła ręką, przecież nie musiała znać powódek, to nie była jej sprawa, nie kiedy tak czy siak gwarantowano jej bezpieczeństwo.
- Owszem jego przywiązanie do ciebie ma tu duże znaczenie. Wiem, że Gavin przyłoży się do zadania, a jednocześnie będzie pracował w dużym stresie. To dobre doświadczenie - uśmiechnął się do niej.
- Też się Pan tak stresował? Na pierwszą rozmowę z Gavinem? Niby już z nią gadałam, niby nic od niej nie chcę, nie oczekuję, ale… Ech… - zmarszczyła nagle czoło.
- Hm… czy się bałem? - zastanowił się chwilę i powoli pokręcił głową. - Nie, nie bałem się - powiedział stanowczo. - Natomiast byłem przygotowany na to, że Gavin może mnie odrzucić - dodał zaraz. - Więc nie jesteśmy w tej samej sytuacji, dziecino. Ty jesteś córką, tą którą ma prawo odrzucić wyrodną matkę, a nie na odwrót - spojrzał jej prosto w oczy. - Ty nie masz się czego bać. To ona powinna się obawiać tego co wyniknie z rozmowy - zakończył.
- Zaraz… Gavin do niej ze mną idzie? - spojrzała przed siebie z lekkim grymasem na twarzy. Victor zaśmiał się cicho na jej panikę w głosie, co do Gavina razem z nią. - O losie, to będzie jakaś masakra, on za cholerę mnie nie utemperuje… - przed oczami stanęła jej wizja kłótni z matką i biegający dookoła, spanikowany Gavin. Zapowiadało się ciekawie.
- Och wolałabyś Gava? Spokojnie, doślę go tam za wami - uprzejmie ją o tym poinformował śmiejąc się lekko pod nosem. - Tak… moi synowie mają wiele za uszami, ale nie są tacy źli - zapewnił ją jeszcze.
- Wbrew pozorom tak, bywa wrednym gnojem, ale jako jeden z niewielu potrafi po prostu podejść i mną potrząsnąć - zauważyła. Tak, przy nim mogła być spokojniejsza, bo nawet gdyby jej odwaliło, to miała pewność, że chłopak zareaguje. Taką samą pewność miała co do tego, że jego reakcja nie przypadłaby jej do gustu, ale koniec końców, wyszłoby to na dobre. Znowu przygryzła wargę, zatrzymała się chwilę przed wejściem do jadalni.
- Pan naprawdę jest w porządku - posłała mężczyźnie uśmiech i mimo fizycznego zmęczenia weszła do jadalni w miarę sprężystym krokiem. - To tak na wstępie, dla oczyszczenia atmosfery, przepraszam - westchnęła ciężko, patrząc po bliźniakach. - Serio przepraszam za moje humory, sama ich czasem nie rozumiem - szła w ich stronę, by ostatecznie usiąść na przeciwko. - Mam problem i dziękuję, że w ogóle się zaangażowaliście… Nie wiem co z tego wyjdzie, ale… Cokolwiek by wyszło to po prostu dzięki, że tracicie na to czas - znowu wypuściła powietrze, stresowała się, nie było co udawać, ale serio była im wdzięczna, mimo komplikacji, mimo wszystko. - W razie co nie chce musieć mówić tego wszystkiego na łożu śmierci - dodała już bardziej do siebie.
- Nie, to ja przepraszam - Gavin przestał wcinać swoją porcję. - Ja nie miałem tego na myśli… źle ubrałem w słowa to co chciałem powiedzieć. Po prostu no uhm… chodziło mi o to że wy żyjecie, a ja już nie, więc nie mogę być o was zazdrosny - wyrzucił z siebie. - A po śmierci… no uhm liczę na to, że dalej będę miał szansę żeby cię rozkochać w sobie - uśmiechnął się szeroko, wyjaśniając co chciał przekazać wczoraj, a że zwracał się do brata to pragnął by to zabrzmiało dobitnie. Gave w tym wszystkim był zwyczajnie milczący. Upił łyk już drugiej kawy i spojrzał na Akane. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Po pierwsze, możesz, to uczucie, nie pozbędziesz się go na pstryknięcie palca - wzruszyła ramionami. - Miejmy po prostu nadzieję, że z czasem zniknie lub zastąpi je coś innego, bardziej pozytywnego - przytaknęła sama sobie głową, nie komentowała już tego całego rozkochiwania. Oby do tego czasu kto inny zawrócił Gavinowi w głowie. Może nakręci na niego jakąś seksowną niewiastę, a później ją zabije? Zawsze warto mieć plan awaryjny. Kiedyś się nad tym głębiej zastanowi. Na słowa Gava nawet nie liczyła, to był zupełnie inny przypadek. Po prostu sięgnęła do półmiska z jajecznicą i nakładała ją sobie na talerz.
- Luz - Gave jednak się odezwał. Dla niego to ona fochy strzelała nie on. - Przyzwyczaiłem się - skomentował jeszcze dobierając sobie kawałek chleba do jajecznicy. - I łoża śmierci nie będzie - dorzucił jeszcze, bo nie spodobał mu się jej ostatni komentarz. - Twoja rodzina zatłukłaby mnie gdyby taka opcja nagle się pojawiła - rzucił krótko. Akane skrzyżowała z nim spojrzenie.
- Och tak, wiem, ja też już powoli się przyzwyczajam, że pchasz usta i ręce nie tam gdzie trzeba - jakoś tak samo napatoczyło jej się na język, jednak mówiła to bez pretensji w głosie, zupełnie jakby stwierdzała jakiś luźny fakt. Odłożyła miskę i posłała wszystkim ciepły uśmiech. - Smacznego - złapała dwie kromki chleba i zaczęła jeść. - A co do łoża śmierci... Wątpię, ale na pewno nie byliby zadowoleni - przyznała. Gave spojrzał na nią z niedowierzaniem i posłał jej tylko znaczący uśmieszek na twarzy.
- Może gdybyś tak chętnie nie pogłębiała pocałunków czy nie przytulała się to bym przestał, a w tym wypadku nie wiem czy stwierdzenie, że pcham je gdzie nie trzeba jest tak całkowicie poprawne - odparł krótko, ale jakoś tak spokojnie, choć i tak czuł że zostanie odebrany jako ten ironiczny. Walić to. - Smacznego - odpowiedział jej tym samym, po czym zerknął na Gavina. - Przestań tak na mnie patrzeć - mruknął.
- Matko… w coście się wpakowali… - Gavin jęknął teatralnie. Akane uniosła jedna z brwi, patrząc dość wymownie na Gava.
- Może Cię zaskoczę, ale to czego doświadczyłeś to był paraliż, szok, że w ogóle mnie całujesz. Och Ty mój Słodki Książe, gdybym to pogłębiła to byś tak szybko nie odszedł - teatralnie zatrzepotała rzęsami. Przytulania już nie komentowała, no bo po co? Nadal mówiła spokojnie, nawet gestykulowała przy tym widelcem, posyłając ostatecznie Gavowi słodki uśmieszek.
- Och Słonecko, gdyby to był tylko ten jeden raz to może i bym ci uwierzył - Gave puścił jej oczko. Mimowolnie kącik jej ust drgnął delikatnie.
- Może nie chcę żebyś wierzył - teraz to w jego stronę szepnęła i na tym zakończyli temat. Gave zaraz potem spojrzał wymownie na brata. - To w gruncie rzeczy częściowo twoja wina - żachnął się, czując jak grymas przemyka mu po twarzy.
- Jak to moja wina? Przecież nie każę ci pchać ust i rąk nie tam gdzie trzeba… - zauważył Gavin.
- No nie każesz, tylko że ja nie wiem czy mnie do niej ciągnie bo ja czuję do niej pociąg fizyczny czy to dalej echo twoich uczuć - wymamrotał jakoś tak gładko, po czym zorientował się co powiedział i przesunął wzrokiem po wszystkich zgromadzonych. - Czy możemy odpuścić temat? Serio niespecjalnie mi się on uśmiecha i prowadzić będzie do kolejnych sprzeczek - mruknął trochę ostrzej. Fiołkowooka zmarszczyła lekko czoło, miała wrażenie, że coś źle usłyszała. To przecież totalnie nie pasowało… Poczuła ciepło przy policzkach i wbiła wzrok w własny talerz. Tak, była jak najbardziej za tym, aby nie kontynuować tematu, co prawda nie widziała w nim teraz powodu do sprzeczki, ale ten spadł jak grom z jasnego nieba i dziewczyna nadal przetwarza informację. Gavin na to wszystko wzruszył ramionami.
- Okay - rzucił luźno, zerkając teraz na Akane. - A ciebie czemu do niego ciągnie? - zapytał tak o, bo przecież był mistrzem w zmianie tematu.
- Hm? - An podniosła wzrok do oczu Gavina, gdy ten zadał pytanie. - Co…?! Skąd Ty… - spięła się na chwilę i zaraz głośno wypuściła powietrze, unosząc wzrok do sufitu.
- Przecież słyszałeś, prosił żeby odpuścić temat, na inny, nie na powiązany… Bądź miłym braciszkiem i nie drąż - wepchnęła sobie w usta spory kawałek chleba po czym zaczęła go powoli przeżuwać, bardzo powoli. Gave sam zainteresował się tematem, Gavin natomiast zrobił zawiedzioną minę.
- No nie bądź taka… - poprosił, robiąc minę kota ze Shreka. - Daj mi tu jakieś pikantne ploteczki, nad którymi będę mógł się trochę pochylić jak już sobie pójdziecie - zatrzepotał rzęsami jak ona wcześniej. - Co cię do niego ciągnie? Przecież to gbur niesamowity. Wredny padalec, który nie wie czego chce - zauważył łagodnie.
- No dzięki - Gave, kopnął go pod stołem w kostkę, przez co Gavin skrzywił się a do oczu napłynęły mu łzy. Rzecz jasna przesadzał, ale co zrobić. Taki już był.
- I do tego brutal… - bąknął niezadowolony. Ona dalej jadła chleb i rozłożyła bezradnie ręce na boku, zupełnie jakby jedzenie odebrało jej zdolność mówienia, jednak kiedy jej buzia opustoszała zaśmiała się pod nosem. Wścibski Gavin nawet ją bawił.
- Tak, czasami tak, a czasami nie - odpowiedziała, nadal wymijająco. Nie uważała by to był czas i miejsce na wchodzenie w szczegóły, przynajmniej nie z Gavinem, którego sprawa w ogóle nie dotyczyła.
- Czy ty znowu pchasz się w trójkącik? - spojrzał na Akane kompletnie zaskoczony. - A ty też? - tu zerknął na brata. - Trójkącik ci odpowiada?
- Nie no jasne, kocham trójkąty, czworokąty i inne kąty - Gave wywrócił oczyma. - Im więcej tym lepiej - zauważył cierpko, wracając do jedzenia swej jajecznicy.
- Nigdy się nie pchałam, to… Pewne sprawy przychodzą same, sam przecież o tym wiesz… W końcu nie planowałeś się we mnie zakochać - podsumowała wzruszając ramionami i uśmiechając się nieco rozbawiona na odpowiedź Gava.
- Hm co powiesz matce jak już ją spotkasz? - ten zapytał, szukając tematu do którego mógłby się przyczepić. Swe spojrzenie wbił w Akane.
- W głowie układam już chyba sto czterdziesty piąty dialog, ale… Nie wiem, to chyba zależy jak ona zareaguje na mój widok… Na pewno nie chcę sentymentów, po prostu postawię jasno sprawę i zapytam jaki ma w tym udział, bo ma na sto procent - skrzywiła się lekko. - Jakby mało namieszała dotychczas… - mruknęła pod nosem i wyzerowała talerzyk, a zaraz po nim kubek kawy. - Oczywiście to jest plan z moich idealnych wizji, w razie gdyby mi emocjonalnie odjebało to po prostu mną wstrząśnijcie...
- Wiesz… sentymenty się przydają. Nie zakładaj że będziesz taka rzeczowa - Gave rzucił spokojnie do Akane. - Raczej u ciebie to dość… - zastanowił się jak to ubrać w słowa. - No powiedzmy, że rzadko kiedy widzę cię rzeczową…
- Nigdy, nigdy to dobre słowo - wtrącił się Gavin, który wreszcie połknął chleb i przepił go swoją kawą. dziewczyna przewróciła oczyma i pokazała im język.
- To inna sytuacja ok? Z Wami mam więź, zależy mi na Was i biorę do siebie to co mówicie, czasami aż za bardzo… Z nią łączy mnie jedynie krew, geny, nic poza tym, jest jak obca baba, a do obcych nie jestem sentymentalna… Ale nie wiem, mimo wszystko są te geny i jakieś podświadome oczekiwania… Nie planuję gadać jak robot czy uciekać od emocji, gdy takie się pojawią, ale głównym celem jest rozszyfrowanie zagadki, nie wybaczanie, nie pojednanie, po prostu rozwiązanie problemu - wyjaśniła na tyle na ile umiała. Gavin spojrzał na ojca.
- To co? Zaczynamy? - zapytał ich wszystkich jako prawdziwe piąte koło u wozu, bo nic nie będzie robił w tym całym cyrku.
- O nie… jeszcze nie przegadaliśmy tylu spraw! - zaprotestował Gavin, ale sprawa była już przesądzona...

👻
 
- No dobrze to zaczniemy… - Gavin podszedł do Akane i poprosił jej dłoń. - Natnę twój kciuk… potrzebuję kropli krwi… - wydusił z siebie, dokładnie mówiąc co będzie robił. Krok po kroku. Nie chciał przecież jej przestraszyć. dziewczyna wzięła głęboki wdech i podeszła do chłopaka.
- Tak wiem, Twój… Wasz tata mnie uprzedził, śmiało, nacinaj - kiwnęła głową, spychając myśli na dalszy plan, teraz wypadało skupić się na czymś innym. Gave i śmierć stali w bezpiecznej odległości, ten drugi cały czas nad wszystkim czuwał.
- Okay… - Gavin ostrożnie złapał jej dłoń i powoli naciął jej kciuka, a gdy odnalazł w nim krew, złapał ją w palce i roztarł między nimi. Z nacięciem był tak delikatny, że dziewczyna ledwo je poczuła, później skupiła się na gestach chłopaka, obserwując z zainteresowaniem co robi. Gavin przez moment koncentrował się tylko rozcieraniu krwi, starając się nie stracić celu sprzed oczu. Szlag… i co dalej? Jak to szło? Zerknął niespokojnie na ojca, a potem trochę mniej delikatnym ruchem roztarł krew Akane na jej czole recytując słowa mające ich przenieść do świata matki dziewczyny. Pomieszczenie zadrżało w posadzie. Gave przytrzymał się stołu nie chcąc upaść. Akane i Gavina zalała jasność i… wszystko się skończyło. Akane dalej stała w sali. Gavin leżał na podłodze i dygotał jakby właśnie padaczki dostał, a Victor westchnął ciężko. Fiołkowooka chciała do niego ruszyć, jednak ktoś ją uprzedził.
- A prosiłem cię, żebyś uważał na to co robisz - mruknął podchodząc do syna i pomagając mu wstać. Nie wyszło, cóż będzie musiał sam wkroczyć do akcji... Już zaraz chciał brać się do roboty, ale wtedy drzwi jadalni otworzyły się i do komnaty wkroczyła naga kobieta. Naga i mokra. Najwyraźniej wyrwana spod prysznica.
- O… udało się? - Gavin wskazał ją palcem odnajdując słowa, a Gave omal nie wybuchnął śmiechem. Naga kobieta szła dość bezwstydnie, bezceremonialnie ruszyła do najbliższego okna i szarpnęła za zasłonę, by później sprawnie się nią owinąć i spojrzeć na towarzystwo przenikliwym wzrokiem.
- Miałam nadzieję, że zdążę się odświeżyć przed waszym przybyciem, a tu proszę… A specjalnie zaparzyłam rumianek - cmoknęła niezadowolona. Twarz Akane poczerwieniała wyraźnie... Litości, co za wejście... Zaraz do pomieszczenia wkroczyła gosposia - Pani Ziaja z tacą herbaty rumiankowej.
- Nic straconego! - oświadczyła radośnie. Czy to był jakiś kabaret?

CDN.

3 komentarze:

  1. Ja tam tylko z jednym właściwie... no dwoma komentarzami:
    - Kabaret to dopiero się zacznie xD
    - Pani Ziaja jest boska.
    - A duszki zamiast odstępowych znaczków to świetny akcent :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 razy sprawdzałem... zanim dojrzałem duszki... xDDD

      Usuń
  2. O matko XD końcówka totalnie mnie kupiła. Pani Ziaja.... A głowę też umyje, skoro to Ziaja?
    Świetna kontynuacja!

    OdpowiedzUsuń

^