Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Duszki krążą wokół mnie, bez nich obejdę się" III

- Uważaj, bo Ci mucha wleci - kobieta z ciemno fioletowymi włosami i fiołkowym spojrzeniem podeszła do córki i przymknęła jej nieco rozchylone usta, puszczając przy tym oko. Vivienne owinięta jedynie w zasłonę, mokra przez wyrwanie z kąpieli, ruszyła do krzesła i zajęła miejsce przy stole Śmierci. Akane spojrzała na gospodarza.
- Serio?! - bąknęła - Że niby tutaj mamy gadać? - młoda zacisnęła usta w wąską kreskę.
- A co za różnica? Może nawet lepiej, nie wyglądasz zbyt dobrze, taki skok mógłby Cię dodatkowo osłabić - zauważyła kobieta, a An spojrzała na nią jakby ta urwała się z choinki. Od kiedy w ogóle ją to interesowało? - Zdziwiłabyś się, ale od dawna - uzyskała odpowiedź na niezadane pytanie. Kobieta prześlizgnęła wzrokiem po wszystkich zgromadzonych.
- Uch… Te nastoletnie hormony - pokręciła delikatnie głową, ostatecznie patrząc w oczy Śmierci, jej wzrok był dość wymowny, wiedziała kim jest i wiedziała, że znał jej małą tajemnicę, nie było nawet innej opcji.
- Możesz przestać wchodzić im do głowy? - bąknęła na nią Akane, nie do końca to rozumiała, ale wiedziała, że matka właśnie to robi.
- Och, to nie tak… Jestem czystej krwi, dla mnie to nieuniknione, ale bez obaw, staram się nie skupiać na tym uwagi - przyznała, a młoda poczuła, że już boli ją głowa. Rozmowa przebiegała w dość specyficzny sposób.
- Jest pani czystej krwi - Gave rzucił do matki Akane. - Co to znaczy? Czy to oznacza, że Panna Idealna mogła mieć takiego pecha aby czytać w myślach za każdym razem? Nikt nie miałby z nią szans? Jest pani w stanie odczytać myśli ojca? - wskazał na Victora. Jakoś tak automatycznie pragnął poznać granice tej możliwości.
- Gave - Victor zmierzył syna chłodnym spojrzeniem. - To nie czas i nie pora na to - skarcił go łagodnie. - Wybacz mu, dopiero co uczy się prawdziwego życia - wyjaśnił brak ogłady chłopaka.
- Taa, okay. Już się zamykam - chłopak gestem zasznurował sobie usta. Słysząc pytania od jednego z chłopaków Vi spojrzała na niego i zaśmiała sie cicho na upomnienie ze strony Śmierci.
- Ależ spokojnie, moja rasa zawsze wzbudzała ciekawość, chłopak jest zainteresowany, wcale mu się nie dziwię - przyznała pogodnie.
- Przyznam, że i mnie to ciekawi - wtrąciła An, zerkając to na kobietę, to na przyjaciela. Jej matka usiadła wygodniej, poprawiła granatowe włosy i kiwnęła głową.
- Twoja Panna Idealna nie ma takiej możliwości, jest tylko w połowie Latrala, musiałaby mieć zupełnie innego ojca, innego członka sabatu, by być czystej krwi - wyjaśniła dość łopatologicznie. - Co do szans, może nie nikt, ktoś tam by się znalazł, ale tak, byłoby ciężej z nią walczyć. Często uważano nas za jasnowidzów i w sumie coś w tym jest, ale nie do końca - przyznała. - ostatnie pytanie wolałabym jednak zostawić bez odpowiedzi, nie spotykamy się tu z powodu Twego ojca, prawda? - spojrzała jeszcze raz na Gava, ale szybko przeniosła wzrok na Akane.
- Wypuściłaś ją, tak? - bardziej stwierdziła niż zapytała. Akane zmarszczyła czoło i pokręciła szybko głową.
- Dobra, nie… Jak będziemy robić to po Twojemu to wszyscy tu zgłupiejemy. Halo! Nam nie latają przed oczyma cudze myśli… Czy możemy zacząć od początku? Czy to w ogóle słuszne stwierdzenie? Maczałaś paluchy w tym wszystkim?! - An zaczęła stukać palcami o blat stołu, patrząc matce zawzięcie w oczy.
- Tak - ta odpowiedziała bez ogródek, ze spokojem w głosie.
- Mogę wiedzieć w jakim celu?! Co to w ogóle jest?! Po co to wszystko?! - uniosła się lekko, teraz zaciskając dłoń w pięść. Kobieta westchnęła i położyła dłoń na zaciśniętej ręce córki. Zaczęła wszystko tłumaczyć...


Zaklęcie skupia się na liczbie trzy, jego popularna nazwa to do trzech razy sztuka. Rzucone zaczyna działać dopiero kiedy życie wybrańca zostanie narażone trzy razy. Po aktywacji czar przypisuje do niego trzech przodków rodu, każdy z nich odpowiada jednej cesze wybrańca, Akane zostały przypisane troskliwość, odwaga oraz szaleństwo, to trzecie bardziej jako wyznacznik przypominający alter ego, groźba kim dziewczyna może się stać, gdy jej los przypieczętują złe decyzje. Troskliwość przybrała formę Grety, starszej gospodyni domowej, odwaga to wojownik Viggo, a Loretta to młoda, zagubiona dusza, przypisana do szaleństwa.
Magia ma swoje mniejsze cele i jeden główny, mniejsze to odnalezienie, przez wybrańca, osób, które odpowiadają przypisanym cechom oraz zwalczenie swojego alter ego. Konfrontacja z samym sobą, znalezienie swoje własnego "ja", różnie to tłumaczą. Jest to jednak jedynie forma zapłaty, zadanie, które trzeba wykonać, by otrzymać rzeczywistą nagrodę. Otrzymanie jej, niesie jednak swoje konsekwencje...

 
Jedną z nieplanowanych konsekwencji była sama obecność Lorette, ta jako gniewny, młody duch, robiła w głowie An sporo zamieszania. Po rzewnych dyskusjach i emocjonalnych przemowach, Śmierć w końcu uznał, ze czas wziąć sprawy nieco w swoje ręce.
- Przejdźmy do sedna - zaproponował po dłuższej chwili. - Jak pozbyć się tego ducha? - zapytał Vivienne prosto z mostu. - Nie interesują mnie twoje pobudki… ale ta dziewczyna ma teraz problem - podszedł do Akane i łagodnie położył jej dłonie na ramionach. - A ja chcąc nie chcąc zostałem w to wszystko zamieszany…
- Jasne, teraz jeszcze zacznij się bronić. Wielkie dzięki, tato. Zawsze można na ciebie liczyć - prychnął krótko Gave, a Gavin ochoczo mu przytaknął.
- Ech… - Victor westchnął ciężko. - Nastolatki… - skomentował krótko. - Moi synowie bardzo lubią twoją córkę, więc nie mogę cię stąd wypuścić dopóki nie rozwiążemy tej sprawy - zakończył.
- Sama nie odejdę dopóki nie rozwiążemy sprawy… Nie wiedziałam, że trafi na Lotte, to świeża dusza, gniewna, nie zaakceptowała swojego miejsca we wszechświecie, ale… Jej już nie ma… Nie do końca… Nie czujesz różnicy?
- Czuję, ale czuję też, że nie jest idealnie! Szepty wracają! - Akane uderzyła w stół. - Gadaj wprost, a nie pieprzysz na około! - rozkazała zirytowana. Vivienne aż cofnęła się na krześle i zacisnęła usta w wąską kreskę. Milczała chwilę.
- Musimy wykonać rytuał, z trzech dusz jakie przy Tobie trwały została jedna, ale jest wolna, wykonałaś trzy rytuały, które sprawiły, że Lotta lata po świecie jako wolny duch, ale zostawiła w Twojej głowie konkretny bałagan, plus może wrócić w dowolnej chwili, jesteś jej przystanią… Viggo i Greta, dla nich znalazłaś totemy, zastępstwo, kogoś w Twoim życiu kto spełnia ich rolę, odeszli w pokoju, pewni, że dasz sobie radę… Totemem Lotty jesteś Ty, musimy oczyścić Twój umysł z jej szeptów i bałaganu, wtedy wszystko wróci do normy, czar zacznie działać… - ostatnie cicho szepnęła... Wywiązała się kolejna dyskusja i chociaż An w pierwszej chwili zwróciła uwagę na ostatnie słowa matki, to pytania jakie padły wraz z jej pytaniem przyćmiły ten szczegół.
- Na czym to będzie polegać, ten rytuał? - zapytał krótko Gave, przytrzymując się parapetu i ciężko oddychając. - Jednego żywego już masz - dodał zaraz, patrząc prosto na Akane.
- Nie, nawet o tym nie myśl! Wyglądasz okropnie! - krzyknęła dziewczyna.
- Chodzi o wasze umysły, Akane będzie musiała w skrajnych warunkach, które zapewni jej moja magia, odnaleźć się w waszych umysłach, wyszukać informacji, skupić… Posłużycie trochę jako manekiny - wyjaśniła wiedźma, ale jej córka nadal kręciła głową.
- Słuchaj… jeśli chcemy się pozbyć tej zołzy i chcemy żeby więcej nikomu nie zagrażała to chyba warto spróbować - odchrząknął jej Gave.
- Jesteś upartym osłem, wiesz? - bąknęła na niego.
- Wiem - puścił do niej oczko, a An mimowolnie uśmiechnęła się delikatnie kącikiem ust. Później było już tylko gorzej... Do rytuału zostali wciągnięci pozostali przyjaciele, wybrał się po nich sam Śmierć, zostawiając na chwilę Vi i trójkę nastolatków u siebie, w zaświatach. An zwróciła uwagę na złotą smugę, która zawitała na ciele Vi, miała ich całkiem sporo, ale ta jakby pojawiła się jako nowa. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Chyba mi nie odpowiedziałaś co to za zaklęcie - zauważyła, bacznie obserwując rozlewającą się złotą pręgę, skóra jej matki schodziła z miejsca, które zastępowało tworzywo. Vi oderwała kawałek, który tak zainteresował młodą i westchnęła ciężko.
- Dostaniesz dodatkowe trzy życia… To główny cel… Musisz pewne sprawy przeboleć, trzeba co nieco poświęcić, ale… Będziesz bezpieczniejsza, chociaż o te trzy razy.
- Przepraszam… - Gavin znów uniósł dłoń w górę. - …to będzie działało też na śmierć ze starości? - zainteresował się.
- No teraz to jakieś jaja… i co z moją pokojówką - Gave wydawał się być strasznie zrozpaczony. Przez co omal nie utrzymał równowagi na krześle i musiał się podeprzeć na Akane. An odruchowo przytrzymała Gava, była w szoku, ale miała swoje odruchy, patrzyła jednak zdezorientowana na matkę.
- Nie, spokojnie chłopcy, chodzi o tragiczną śmierć, zatrucia, przebicia, wykrwawienia, nawet rozczłonkowanie… Do trzech razy sztuka - odpowiedziała.
- A to luz… do 20 będziesz miała jedno - Gave poklepał ją lekko po głowie. - Znając twoje szczęście to jest… - tym razem Akane lekko go trzasnęła.
- Weź! Jeszcze pewnie oba stracę przez Ciebie - pokazała mu język, budząc się i wracając na ziemię. Dodatkowe 3 życia?! To brzmiało dość niespodziewanie, bardzo nawet, trochę ją to zaniepokoiło.
Kiedy młodzi do siebie szczebiotali, ona oddaliła się od stołu i zaczęła w powietrzu wykonywać specyficzne znaki, szeptała przy tym szykując grunt pod rytuał. Na podłodze powoli pojawiały się runy, układały się w okrąg, a gdy pierwszy został zamknięty, w środku powstał kolejny, mniejszy o połowę. W pewnym momencie zachowanie matki zwróciło uwagę Akane, marszcząc czoło przyglądała się temu co robi kobieta, a po jej ciele przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Nagle w pomieszczeniu znowu pojawił się Śmierć, jednak tym razem w towarzystwie, które sprawiło, że An wyraźnie pobladła. Posadziła Gava mocno w krześle i wstała gwałtownie.
- Nie, nie, nie… Wszyscy najważniejsi! Cała trójka! Przecież jak coś pójdzie nie tak… - zaczęła widząc Ryu i Tonego.
- Nic im się nie stanie - po sali rozniósł się głos jej matki, towarzyszył mu wyraźny pogłos, a jej lśniące oczy patrzyły prosto na córkę. An przełknęła głośno ślinę. Kobieta ruszyła w stronę nastolatki i zatrzymała się tuż przed nią, dotykając dłonią policzka.
- Twój świat to chaos, martw się lepiej o siebie. Przyjaciele… Zobaczymy na jak długo - spojrzała po całej trójce przeznaczonej do rytuału. - To będzie dla Was konkretna próba - podsumowała. - Nie przedłużając, przecież chodzi o czas - wskazała wyrysowane na ziemi okręgi. - Akane stań na samym środku, reszta ma znaleźć się w obrębie większego koła - poleciła bez ogródek, to jednak wywołało kolejne wzburzenie. Jasne, rytuał trzeba było wykonać, ale Tony dopiero co pojawił się w tym miejscu i jego wrodzona ciekawość nie pozwalała, by wejść w ciemno, w jakieś tajemnicze okręgi.
- Zaraz, chwila… - odparł tylko, podchodząc do runicznych znaków i przyglądając się im pod każdym kątem. - Na czym to w ogóle ma polegać? Jak bardzo jest inwazyjne? I przede wszystkim… - tu spojrzał kobiecie prosto w oczy. - …jakim prawem nas obrażasz? Próbę? Jak chcesz przechodzić próbę, to może sama staniesz w okręgu, co? Ja chętnie rytuał przeprowadzę. Nie może być aż tak trudny - skrzyżował ręce na piersi, patrząc na kobietę całkowicie spokojnie. Vivienne obserwowała blondyna z nikłym uśmiechem na ustach.
- To już zależy od tego jak bardzo Akane się postara, jeżeli skupi się wystarczająco mocno to dla Was nie będzie inwazyjne wcale, no, poza uczuciem zmęczenia, umysłowego zmęczenia. Na obruszony ton zaśmiała się delikatnie, szepnęła coś pod nosem i zaraz filiżanka, która stała na stole podleciała do kobiety, a ta upił łyczek rumianku.
- Próba zacznie się po rytuale tygrysie, sam rytuał jest nieszkodliwy, ale nie, nie możesz go przeprowadzić. To mogę zrobić tylko ja, ja zaczęłam zaklęcie, ja… - zamilkła na chwilę, jednak zaraz znowu się uśmiechnęła. Akane poczuła to, czuła wyraźnie, że coś jest tu ukrywane, jakiś drobiazg, niby nic istotnego, ale jednak coś. Victor odchrząknął znacząco, po czym podszedł do Vivienne.
- Spróbuj wykorzystać te dzieciaki do swoich celów, a Latrala będzie mnie miało na głowie. I tak planuję już swoją emeryturę - rzucił krótko i tak by tylko ona usłyszała. Kobieta przeniosła na niego spojrzenie i wcisnęła mu w dłoń filiżankę z jego zestawu.
- Ileż tu testosteronu… Bez obaw gospodarzu, wykorzystanie ich na niewiele mi się już przysłuży - przyznała. - Tak czy siak - wróciła wzrokiem do Tonyego - ja muszę skończyć… A więc raz, raz, ropuszki, póki wasz kolega jeszcze dycha - pogoniła ich ruchem dłoni. Akane przewróciła oczyma, żenująca jędza… Ale miała rację, Gave nie miał dużo czasu. Tony pokręcił lekko głową z niedowierzaniem. Naprawdę wszyscy pójdą jak ślepe owce za słowami tej kobiety? Przecież ewidentnie ich do tego prowokowała. Zacisnął mocno pięści i westchnął ciężko.
- Wybaczcie - rzucił do Akane i reszty przyjaciół. - Ale nie wejdę do okręgu dopóki nie dowiem się na czym będzie polegała próba porytualna - oznajmił krótko. - Jeśli potrzebujecie kogoś na gwałtu rety, kto wejdzie bez zastanowienia to musicie szukać dalej - tu spojrzał prosto w oczy Akane. - Wybacz, ale jest za dużo niewiadomych żeby ślepo w to iść, a z tego co rozumiem to Gava życie jest zagrożone, a nie twoje - dodał jeszcze. - W takim razie nie ma co się spieszyć, bo pan Śmierć na pewno nie pozwoli Gavowi kopnąć przedwcześnie w kalendarz. 

Vivienne posłała zniecierpliwione spojrzenie Tonemu, An z kolei zacisnęła usta, ale zaraz pokręciła głową.
- Rozumiem Tony, nie chcesz ryzykować, za mało wiesz, ale…
- Jesteś durniem jeżeli myślisz, że Śmierci wszystko wolno - Vi przerwała córce. - Nie mam interesu w tym, by zrobić Wam krzywdę, chcę jej pomóc, a próba nie jest jasno określona. Ona jest jedną z nas, a dla nas nie ma miejsca w waszym obłudnym świecie, świecie pełnym kłamstw… Prędzej czy później ona to zrozumie, teraz nie dopuszcza tych myśli do siebie, ale przyjdzie do nas, do Latrala, sama będzie chciała z nami być… Kiedy już odkryje cały ten fałsz, rozpozna każde fałszywe kocham, każde wasze kłamstwo będzie widzieć jak na talerzu i to Was zgubi - syknęła z pogardą w stronę blondyna.
- To ty założyłaś, że myślę iż Śmierci wszystko jest wolno - odparł z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Ja tylko powiedziałem, że pan Śmierć nie pozwoli mu kipnąć, co oznacza nie mniej i nie więcej to, że po prostu odeśle go do naszego obłudnego świata, a w zamian za niego zabierze brata Akane - odparł tonem, który świadczył tylko to, że przedstawia jej chłodne fakty. To się rozumiało samo przez się, ale Vivienne musiała być cholerną amatorką gdy chodziło o rodzinę, sentymenty i przyjaciół. Nawet przez chwilę zaczął błądzić myślami nie tam gdzie powinien. Czy on też taki był? Nie rozumiał tej idei? Może jednak Rei miała rację. Z emocjami żyło się trochę lepiej… ale tego nigdy by jej nie przyznał.
- Zróbcie więc to od razu, w trakcie rytuału nie da rady, a skoro tak bardzo się martwicie to nikt nie broni, tylko może jeszcze dzisiaj, bo to wasze sentymentalne pierdolenie zaczyna męczyć moje ucho - warknęła wiedźma.
- Jeśli dobrze rozumiem to w twoim świecie nie ma miejsca na kłamstwa, ale miejsce na niedopowiedzenia i zagadkowe wypowiedzi jest jak najbardziej. Czym więc to się różni od naszego, obłudnego świata? - uniósł lekko brew.
- Nie przyszłam tu z Tobą dyskutować, idźcie lepiej od razu po dwa nowe życia albo niech Akane dalej będzie zagrożona, nie ja z nią żyję, nie mój problem - skwitowała oschle, na co sama An zacisnęła dłonie w pięści.
- Całe szczęście, z takimi sposobami na ich rozwiązywanie byłabym stracona już dawno temu - rzuciła równie zimno co Vivienne. Przeniosła spojrzenie na Tonego. - Nie pogniewam się, jeżeli tego nie zrobisz, ale proszę, określ się jasno, bo ja naprawdę chcę mieć to już za sobą i nigdy więcej jej nie oglądać. To nie jest łatwe, ani przyjemne, a słucham tych “prawd” już dosyć długo - miała dość matki, już dawno przekroczyła granicę dobrego smaku, a szło tylko ku gorszemu. Tony westchnął ciężko.
- Skoro twierdzisz, że Akane wreszcie będzie słyszała fałsz u innych to… - tu spojrzał na Akane, potem Gava i w końcu skończył na Ryu. - Może zanim zaczniemy rytuał powinniście szczerze ze sobą porozmawiać, co? 

Pięknie... Masakra murowana. Fiołkowooka nie chciała, ale blondyn złapał ją za rękę i wyciągnął z jadalni, by zamienić parę słów. Ryu odprowadził ich zaniepokojonym spojrzeniem i zerknął na Gava trochę tego wszystkiego nie rozumiejąc. Powoli, bardzo powoli, zaczynał żałować swojej decyzji. Matki Akane nie dało się nazwać matką w żadnym wypadku, a Gave ledwie zipiał.
- Sorry… Tony jak się na czymś zafiksuje to musi to doprowadzić do końca… - westchnął cicho.
Gave usiadł w okręgu i odetchnął głęboko, wyraźnie zmęczony tym wszystkim. I jeszcze ten Tony, który jakimś cudem uruchomił jego własne wyrzuty sumienia. Szlag by to wszystko trafił! Zacisnął mocno wargi i wbił spojrzenie w Vivienne.
- Umiesz mówić tylko prawdę, tak? - upewnił się. - To powiedz mi… czy to co teraz powiem jest prawdą - zgrzytnął zębami, zwracając teraz swe spojrzenie na Ryu. - Pocałowałem Akane, nie raz, nie dwa… nie pamiętam ile razy - odchrząknął. - Kocham ją - zwrócił oczy na Vivienne. - Powiedz mi czy to prawda. To ostatnie to jest…
Ryu zdębiał na chwilę, nie wiedząc jak zareagować na to wyznanie. Jego wzrok po raz pierwszy od przybycia skupił się na Gavinie. Deja vu? Cholerne deja vu. Zagryzł dolną wargę i przykucnął przed Gavem.
- Nie mogę powiedzieć, że mnie to dziwi - zacisnął mocno pięści. - Ale w zęby dostaniesz jak już będziesz w lepszej formie - dodał jeszcze, nie komentując tego dłużej...

👻


Kiedy An wróciła do jadalni poczuła w pomieszczeniu specyficzną atmosferę, od razu spojrzała na twarze Ryi i Gava… Coś już tu padło, czuła to w kościach.
- Też jestem winna - wypaliła. - Powinnam Ci powiedzieć już dawno, o tym co zaszło między mną i Gavem, ale… Wiesz jak to jest kiedy szukasz odpowiedniej chwili, ale ta nigdy nie nadchodzi? Czuję się okropnie, jestem beznadziejną dziewczyną, ale… - zabrakło jej słów, sprawa i tak wyglądała już wystarczająco beznadziejnie. Rozmowa nie była przyjemna... W końcu jednak musiała się jakoś zakończyć...
- Nie chce… Ja nie chcę decydować tu i teraz, chcę żebyś znał prawdę, chcę żeby na jaw to wyszło teraz, a nie… Nie chcę żebyś myślał, że powiedziałam tylko dlatego, bo rytuał sprawił, że nie mogę kłamać, nie chcę… Ja… Tak, mam wątpliwości, nie jestem pewna, ale na pewno nie chcę Cię usuwać… Co Ty… Ryu… - podciągnęła nosem. Czuła się, jakby zdeptała jego wielkie serducho, musiała wypaść okropnie, skoro uważał, że w ogóle byłaby zdolna tak po prostu odwrócić się do niego plecami i o wszystkim zapomnieć.
- Nie wiem, czy… - Ryu zamknął oczy i znów nabrał głębokiego oddechu. - Nie, wiem - poprawił się. - W tym wypadku to nie do ciebie należy decyzja - zauważył spokojnie, patrząc jej prosto w oczy. Ona również spojrzała w jego.
- Wiem… - szepnęła. - Tylko tak mówię… żebyś wiedział…
- A ja jedno wiem na pewno - przerwał, naprawdę czując się fatalnie będąc postawiony w tej pozycji przy tych wszystkich obserwatorach. Nie, żeby inna pozycja była dużo lepsza, ale jednak. Zacisnął mocno pięści. - Ja już nie chcę uczestniczyć w żadnym trójkącie, Akane - wypalił w końcu, wypuszczając powietrze z płuc. - Nie mam dobrych wspomnień z poprzednim - tu zerknął na Gavina. - Sorry, ale wystarczająco mi życia strułeś - zauważył spokojnie. - A fakt, że byłby to trójkąt z jego bratem nie pomaga - skrzywił się lekko. Szczerość cholernie dużo kosztowała.
- Dziękuję, że mi powiedziałaś, ale… ja się w trójkąty bawić już nie będę.
Akane spojrzała na swoje dłonie i niemo pokiwała głową.
- Rozumiem - szepnęła z wyraźnym smutkiem na twarzy, miała ochotę się rozpłakać, wargi zadrżały delikatnie, ale powstrzymała się i mimo wszystko jeszcze raz spojrzała w oczy Ryu.
- Rozumiem - powtórzyła nieco pewniej, jednak nie była w stanie powstrzymać pojedynczej łzy, która uciekła z kącika oka. Szybko ją starła i jakoś tak odruchowo rozejrzała się dookoła. Szukała brata, ojca, Shi, kogokolwiek, chciała do nich biec, wtulić się, cokolwiek, ale… Ale ich nie było.
Ryu zrobił krok w przód a potem kolejny i zamknął ją w swoich ramionach. Cholera by to wszystko wzięła. Musiała? No musiała się rozryczeć i niczego nie ułatwiać? Przełknął głośno ślinę, przyciskając ją mocniej do siebie.
- Nie zrozum mnie źle - poprosił. - Kocham cię, ale jestem zmęczony tym… że właściwie nigdy nie mam cię na wyłączność… zawsze jest ten drugi - zauważył cicho. - Dlatego… proszę cię tylko o trochę czasu, a będę z powrotem wspierającym przyjacielem - obiecał jej cicho i szczerze w to wierzył. Tylko, że teraz było to cholernie trudne.
- Czy już? - padło zniecierpliwione pytanie matki dziewczyny. Akane spojrzała na nią spod byka.
- Nie - odparł cicho Gave. - Kobieto, to ja tu umieram, a nie ty… więc daj im się rozmówić, pomiziać i inne tere fere - machnął na nią lekceważąco dłonią. - Zobacz, nawet blondasek zamilkł. Jesteśmy na dobrej drodze ku rytuałowi.
Vi tylko przewróciła oczami i o dziwo grzecznie zamilkła, An nie czuła się zobowiązana nic więcej dodawać, chociaż matka w jej oczach prezentowała niższy poziom niż dziewczyna śmiała przypuszczać.

👻


Kiedy emocje już opadły, a czas naglił, w końcu można było przystąpić do rytuału. An stała już na środku wyrysowanego okręgu, Tony, Ryu i Gave zajmowali jego środek. Oczy dziewczyny nadal lekko się szkliły, ale wiedziała, że za swoje czyny trzeba brać odpowiedzialność.
- Skup się Akane - matka spojrzała dziewczynie prosto w oczy, ta przełknęła głośno ślinę, i kiwnęła głową. - W Twojej głowie pojawią się hasła, różne, to ich szukaj w umyśle, skup się na tym co chcesz wiedzieć - dodała, a An przeskoczyła wzrokiem po całej trójce przyjaciół, ostatecznie zerkając na matkę. To co chce wiedzieć, tak? Kiwnęła głową po raz kolejny, na znak, że rozumie. Vi obejrzała się na gapiów.
- Cała reszta nie podchodzi, rytuał wywoła dwa pola siłowe, jedno w okręgu Akane, drugie w okręgu… Ofiar… - chrząknęła, nazywając ich tak odruchowo. - Wy - pokazała każdego z osobna, Gave, Tony, Ryu… - przerwała widząc oburzenie jednego.
- Ofiar?! - Tony spojrzał na nią i aż zamachnął się na nią powietrzem. - Porąbało kobietę
- To standardowe nazewnictwo, uspokój się - westchnęła zirytowana. - Wasza trójka, chociażby gówno z nieba leciało, a Akane darła się wniebogłosy, nie przekraczacie jej okręgu - rzuciła stanowczo, patrząc po każdym z osobna. - Nie przedłużajmy… - dodała i zamknęła oczy, zaczęła szeptać coś w tylko sobie znanym języku, wykonywała powolne ruchy dłońmi i mówiła coraz głośniej. Runy na ziemi zaczęły lśnić, każda po kolei, najpierw zamknął się pierwszy krąg, później drugi. Akane przymknęła powieki i zaczęła miarowo oddychać. Powietrze we wnętrzu powoli gęstniało, widać było jak dygocze, aż ostatecznie z ziemi po półokręgu wystrzeliła łuna, zamykając całą czwórkę w środku. Powietrze dookoła An zdawało się gęstnieć jeszcze bardziej, aż w końcu i ją zamknęła łuna. Trwało to dobrą minutę, wszystko zdawało się dziwnie spokojne, ale po chwili spod powiek dziewczyny zaczął wyłaniać się fiolet jej skrzących oczu. Akane powoli uniosła powieki, nie miała białek, źrenic, oczy zalewał fiolet, a przy jej palcach wyraźniej było widać wszelkie drobinki unoszące się w powietrzu, to one powoli zmieniały kolor, lśniły tak jak oczy An. Ta spojrzała na Tonyego, na Ryu i Gava, jej ruchy zdawały się wolniejsze, trochę flegmatyczne. Nagle znowu przymknęła oczy i rozłożyła szeroko palce u dłoni, fiolet szybko opanował całe ich otoczenie, młoda Latrala powoli kierowała ręce wyżej i wyżej, aż w końcu uniosła je nad głową i kiedy znowu otworzyła oczy trzy wiązki lśniącego pyłu wystrzeliły z jej głowy, kierując się bezpośrednio do głów zebranych w środku. Mogli oni poczuć się, jakby dostali lekko w głowę, mogło przyjść lekkie zamroczenie, ale nic więcej. Na twarzy An z kolei zaczął pojawiać się nieprzyjemny grymas, zaciskała coraz mocniej usta, aż w końcu jęknęła krótko, jakby boleśnie. Szarpnęła się wyraźnie i zaczęła coraz to mocniej miotać, widok przypominał osobę śniącą koszmar, bardzo realny koszmar. Pierwszy krzyk przeciął powietrze, dziewczyna zacisnęła mocno oczy, jakby czegoś unikała, miotała się coraz mocniej z każdą chwilą, od czasu do czasu wykrzykując krótkie komunikaty. “Nie”, “Zostaw”...
Na zewnątrz kręgu matka dziewczyny przestała szeptać, zaczęła krążyć dookoła, obserwując co dzieje się w środku, od czasu do czasu zatrzymywała się, jakby chciała coś lepiej zobaczyć. Kilka sporych płatów skóry spadło na podłogę w jadalni, nie miała już skóry na jednej z dłoni. Spojrzała na nią dość wymownie.
- Co za poświęcenie… - mruknęła… - Życie za życie - dodała, puszczając oko samej śmierci i wracając do swojego obchodu. Lubiła wiedzieć co działo się w środku.
- Dzieciaki są tego warte - odparł krótko Victor, samemu nie spuszczając wzroku z rytualnego kręgu.
- Są - przyznała wiedźma. - Jednak nie warto to przyznawać na tak krótką chwilę - dodała sucho. Śmierć obserwował to co działo się w środku, ale swą uwagę skupiał głównie na swoim synu, gotów przerwać rytuał w razie wypadku. Nie sądził żeby to było takie proste, ale… dzieciaki były tego warte. Okropnie się czuł będąc zwyczajnie bezradnym. Musiał zaufać Niklausowi i Febe, że utrzymają chłopaka przy życiu, a jednocześnie widział co się działo i chociaż przez pewien czas mógł swobodnie przerwać to wszystko to jednak uszanował wolę dzieciaka. Teraz zaczynał pluć sobie w brodę. Zważywszy na to, że chłopak zaciskał mocno szczękę i podpierał się o podłogę obiema rękoma, kiedy jego przyjaciołom właściwie nic nie było. Oglądanie tego doprowadzało go do szewskiej pasji. Niecierpliwie stukał palcami o swoje ramiona.
- Długo jeszcze? - zapytał kobiety jaszczurki, ta pokręciła głową.
- Jeszcze… - zmrużyła nagle oczy przyglądając się Akane - … chwila? - nie była pewna. Z głowy dziewczyny zaczęła wysuwać się czwarta wiązka światła, powoli była lepiona, wiązka prowadząca do Gavina zmniejszyła drastycznie swoją objętość, była cienka, przez co zadawała mniej obrażeń, te u Ryu i Tonego też lekko zmalały, jednak nie tak bardzo. Kobieta zbliżyła się do samej granicy okręgu.
- Co ona…? - wyglądała na dość zaskoczoną. Nagle wiązka światła wystrzeliła w powietrze i po pyłkach ruszyła wprost w stronę matki dziewczyny, jednak zatrzymała ją pierwsza powłoka, zostawiając jednak pęknięcie, niczym w szklanej kuli. Vi zaśmiała się pod nosem, Akane otworzyła oczy i spojrzała prosto w jej stronę.
- Skubana… - przyznała uśmiechając się lekko pod nosem. Przez rysę powolutku przedostawały się fioletowe drobinki, Vi miała je na wysokości twarzy, jednak nagle sama zbliżyła się i wciągnęła je nosem, tym samym dając młodej dostęp do własnej głowy. Poczuła jak słabnie. Mała Jędza chciała oszczędzić jak najbardziej przyjaciół, szczególnie tego słabego, zamierzała wykorzystać ją samą i prawdę mówiąc, zaimponowała odrobinę kobiecie. Nie blokowała nic, dała panoszyć się córce gdzie tylko chciała, przekazała wszystko, przecież więcej nie będzie miała już na to okazji. Opadła na ziemię, a skóra zaczęła z niej spadać płat po płacie. Wiązki świateł zaczęły powoli zanikać, łuna również, a kiedy już wszystko opadło, a na środku kręgu stała An, z lśniącymi oczyma, jej matka trwała przy podłodze, podparta na własnych dłoniach, sztywna, twarda, w formie złotego posągu. Wszystko się udało, zaklęcie zaczęło działać.

The End

________________________________________________________

Tym razem za współpracę dziękuję dwójce autorów, Natsu oraz Martynie! ^^

Początkowo zamysł był nieco inny, ale ważne, że w końcu koniec historii! :P


3 komentarze:

  1. Wcześniej tego nie mówiłam - ale jestem pod wrażeniem zagrania Akane. Poszła po matkę widząc, że z jej przyjacielem jest źle. Sama Vi... słaby z niej czarny charakter. Polubiłam ją nawet. Może nie całkowicie ale jednak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ukrywam, że w oczach czytelnika nawet chciałam by dało się Vi lubić. An co prawda też wie więcej po wejściu w umysł matki, ale to już inna historia. :D Miło mi, że zagranie Akane się spodobało. ^^

      Usuń
  2. Ale jak to koniec?! Absolutnie nie rozumiem tego zakończenia. Rozuo, że reszty dowiem się w wątkach tak? To muszę się zgłosić.
    Ale matko, cudne opowiadanie, poza powtarzaniem o fiolecie wszystko było po prostu idealne. Czekam na Twoje kolejne opowiadania!

    OdpowiedzUsuń

^