Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Zapiski Acaira - kartka wyrwana z przeszłości.

 Tak się ostatnio porozpisywaliście, że zdecydowałem się na swoją próbę ognia. Przyznam szczerze, że jest ciężko cokolwiek dłuższego sklecić i jakość ma to taką nijaką, ale trudno. Od czegoś trzeba zacząć rozpisywanie się. Może później będzie lepiej. 


KARTKA WYRWANA Z PRZESZŁOŚCI - ZAPISKI ACAIRA - CZĘŚĆ I


- Wstawaj, Acair, wstawaj! – Aila potrząsała jego ramionami, jakby od jego pobudki miał zależeć los świata. Ziewnął przeciągle podnosząc się na posłaniu i przecierając swe oczy dłońmi. Zamruczał coś niewyraźnie, dopiero po dłuższej chwili wpatrując się w nadąsaną twarz swojej starszej siostry.

- Dzień dobry – wymamrotał tylko.

- Dzień dobry? Ty to masz tupet – fuknęła na niego. – Dochodzi południe. Już dawno powinieneś być na treningu – zauważyła sucho, trzepiąc go ścierką przez łeb. Zwykle budziła go dużo wcześniej, ale najwyraźniej dzisiaj był jednym z tych nielicznych dni wolnych, a to oznaczało nic innego jak rocznicę śmierci ich rodziców. Zmarkotniał niemal od razu i zwlókł się z łóżka bez zbędnego marudzenia, które pewnie wyprawiałby każdego innego dnia.

- Co z tego? – westchnął ciężko, przemywając twarz w zimnej wodzie. – I tak nie jestem tam mile widziany. Dobrze wiesz, że nigdy nie będę wojownikiem czy poszukiwaczem. Nie nadaję się do tego – zauważył jakoś tak od razu godząc się z taką myślą. Niespecjalnie miał ochotę na walki czy narażanie swojego życia dla całego Fag Baile. Owszem kochał to miejsce, a właściwie robił to dopóki jego rodzice chodzili po świecie – ale nie czuł aż tak wielkiego przywiązania, by zaraz rzucać się w wir walki. Co to, to nie.

- Czasami mam wrażenie, że do niczego się nie nadajesz – westchnęła Aila, podając mu czerstwy chleb i czarkę wody na śniadanie. Niespecjalna z niej była kucharka. – Zjedz i chociaż postaraj się nie spóźnić na zajęcia z Mędrcem Kirkiem. Podobno jesteście blisko wydobycia „nimh” z powietrza. To by było coś! Od razu spojrzeliby na nas innym wzrokiem, gdyby ci się to udało… - szepnęła święcie o tym przekonana, bo przecież najważniejsze to utrzymać renomę rodziny. Ta została nadszarpnięta przez śmierć rodziców, a pozycja Aili (mimo tego, że stała się znakomitą uzdrowicielką) nie wystarczała. Przynajmniej jej samej.

- Jasne – Acair przez chwilę przeżuwał kawałek chleba, popijając go wodą. Nie było łatwo zjeść coś takiego. Ledwie co przechodziło mu to przez gardło i tęsknił za śniadaniami ich matki. – Pozycja ponad wszystko – zasalutował jej, bo co innego mógł zrobić. Miał zaledwie 15 lat i na tę chwilę kompletnie zależał od swojej siostry. Kochał ją ponad życie, choć czasem miał wrażenie, że ta najchętniej pozbyłaby się go przy pierwszej lepszej okazji. – Nie spóźnię się – machnął jeszcze ręką na dziewczynę, zanim Aila zdążyła otworzyć usta wytaczając kolejną burę przeciw niemu.

>.<

Kiedy Mędrzec Kirk wybrał go na swojego ucznia – rozpromieniała go duma, bo przecież ten był jednym z najbardziej szanowanych w ich wiosce. Potrafił zdziałać cuda. Przedłużyć komuś żywot, spowolnić przemianę w Liuhaira, czy wyleczyć największą zarazę. Był uwielbiany przez wszystkich członków ich społeczności, a on sam go podziwiał. Został wybrany spośród wielu chętnych i dołączył do Ervina oraz Nessy. Razem pracowali tylko nad jednym. Nad wyodrębnieniem „nimh” z piasków pustyni. Każdego dnia to samo zadanie i za każdym razem ta sama porażka. Jasne, poza tym mędrzec pokazywał im proste do wykonania eliksiry, uczył jakich składników użyć i w jakich proporcjach, aby uzyskać pożądany efekt. Pozwalał eksperymentować.

Acair to lubił. Tak, to była chyba jedna z tych rzeczy, które faktycznie polubił. Tworzenie eliksirów na różne schorzenia. Tych wspomagających wzrost roślin, pomagających oczyścić wodę lub zwiększyć jej ilość, ale i tych dla zwykłej zabawy. Raz wytworzył taki na porost włosów i omal nie przepłacił tego życiem. Jego obiektem badań został Ervin, który potem przez tydzień zmagał się z wciąż odrastającymi włosami, które mimo przycinania nie chciały się zatrzymać. Po tym zdarzeniu, Acair po prostu udawał chorego przez kolejne dwa tygodnie. Ervin odpuścił, a Nessa poklepała go przyjaźnie po plecach z wyraźną aprobatą. Nic dziwnego. To właśnie Ervin był tym, który najbardziej wchodził Mędrcowi w cztery litery. Ten dzień miał nie być wyjątkiem.

- Spóźniony – westchnął przeciągle mędrzec widząc wchodzącego do środka Acaira. Chłopak mruknął szybkie przeprosiny i stanął przy swoim stanowisku, zaraz otrzymując kuksańca w bok od Ervina.

- Jak ci nie zależy to oddaj swoje miejsce innym chętnym – rzucił chłodno chłopak, przekazując mu notatki z obserwacji jakie do tej pory poczynili.

- Nessa? – rzucił tylko w odpowiedzi, kompletnie ignorując przytyk. – Dalej chora? – zerknął na niego unosząc lekko brew, a chłopak automatycznie przytaknął. Acair skinął głową w odpowiedzi i wywrócił oczyma, pochylając się nad swoimi badaniami. Czuł, że jest blisko przełomu. Bliżej niż chciałby kiedykolwiek przyznać w obecności Ervina czy samego starego Kirka. Zwłaszcza po podsłuchaniu ich ostatniej konwersacji.

Mędrzec wcale nie miał pokojowych zamiarów. Chciał zagarnąć całą chwałę dla siebie i doprowadzić do przewrotu. Dać nauczkę Polszy, ukarać ich za wygnanie. Problem w tym, że każdy plan należało dopracować w najmniejszych szczegółach, a przecież oni nawet nie mieli jeszcze tej całej „nimh”. Kirk potrzebował wspólnika. Pragnął przeprowadzić eksperyment na mieszkańcach Fag Baile. Wymordować ich w pień. Nie pozostawić ani jednego, a to się Acairowi nie podobało. Podzielił się tym wszystkim z Nessą i dziwnym trafem dziewczyna zaczęła chorować. Może to i lepiej? Nie chciała mieć nic wspólnego z tym całym bagnem… ale on nie potrafił tak się odciąć. Przecież to było niczym czekanie na własną śmierć. Ciche przyzwolenie na okrucieństwo. Nie, co jak co… ale na to oka nie potrafił przymknąć.

- Dobrze to wygląda – stanowczy głos mędrca zjeżył wszystkie włosy na jego karku. Zatopiony we własnych myślach nie spostrzegł, kiedy ten do niego podszedł. Nachylił się tuż nad jego ramieniem i wyciągnął naczynie z jego dłoni. – Naprawdę dobrze – pochwalił go. – Spróbuj dodać lionalich – zaproponował, poprawiając szkiełka na swym nosie, a Acair pokręcił przecząco głową.

- Już próbowałem. Fiasko – wyjaśnił krótko, pragnąc aby mężczyzna po prostu się od niego odczepił.

- Rozumiem, to może…

- Mistrzu! Chyba to mam! – zawołał go nagle zniecierpliwiony Ervin, nie mogąc znieść myśli że to nie on znajduje się w centrum uwagi. Mędrzec westchnął ciężkie i polecił Acairowi pracować dalej, a sam udał się do drugiego ucznia, żeby wraz z nim zastanawiać się nad kolejnymi krokami.

Acair tymczasem podgrzał mieszaninę, z fascynacją obserwując jak ta zmienia barwę, a coś czego jeszcze nigdy nie widział wyłania się wśród nich. To zaparło mu dech w piersiach. Czyżby faktycznie tego dokonał? Czyżby po tysiącach prób się udało? To co czuł w tej jednej chwili było nie do opisania. Nimh mieniła się kolorami tęczy, choć podejrzewał, że po wystygnięciu będzie wyglądała zupełnie inaczej. Zerknął przez ramię na pozostałych i wsypał część substancji do swojej własnej fiolki, którą schował głęboko w kieszeni. Resztę podzielił na dwie części. Jedną dosypał do środku przeciwbólowego, który udało mu się zrobić wcześniej a drugą zostawił na stole.

Wziął głęboki wdech czując, że teraz czekała go ta najtrudniejsza część zadania. Nie pozwoli, by Kirk zniszczył Fag Baile. Nie da mu wymordować tych wszystkich ludzi, a jednocześnie… heh jednocześnie przekreśli swą przyszłość w tym miejscu. Zacisnął mocno wargi, po czym wymieszał środek przeciwbólowy. Według wcześniejszych założeń, nimh powinna zmienić go w śmiertelną truciznę, ale nie miał czasu tego sprawdzać.

- Mistrzu… - odchrząknął, znów nabierając głębokiego oddechu. – Ja chyba naprawdę to zrobiłem. Nimh jest przepiękna… - szepnął, pragnąc by mężczyzna sam do niego przyszedł, ale Ervin oczywiście przywlókł swoje cztery litery razem z nim.

- Pokaż – Kirk odepchnął Acaira od substancji. Przesunął po niej palcami i rozpoczął badania nad jej właściwościami. Pewne było jedno, nigdy czegoś takiego nie widział. Jego oczy zaświeciły się niebezpiecznie, a dźwięczny śmiech rozniósł się po całej jaskini. – Nareszcie!  - krzyknął przyciskając do siebie Acaira. – Będziemy niezwyciężeni! – zapewnił ich obojga. – Och Acair, tak mi przykro… - dodał zaraz robiąc minę zbitego psa, a chłopak poczuł nagłe ukłucie pod swoją łopatką. Krzyknął krótko, ale utrzymał się na nogach, oddychając ciężko. Obrócił wzrok do swojego oprawcy. Ervin stał z zakrwawionym nożem gotowym do poprawki.

- Mi też jest przykro – wysapał, wracając wzrokiem do Mędrca i niedbale wylewając na niego część jednej fiolki z trucizną, resztą traktując Ervina. – Trzeba było to zrobić raz… a porządnie – sapnął, czując ciężkie powieki. Cholera! A jednak pchnięcie było na tyle inwazyjne, że ledwie utrzymywał się na nogach, obserwując jak jego „współpracownicy” zamieniają się w kupkę popiołu tuż przy nim.

Drżącymi dłońmi przesypał resztę nimh do swojej fiolki, a drugą fiolkę z trucizną rozcieńczył. Rozsmarował jej kroplę na dłoni zanim upewnił się, że i jego nie zamieni w popiół. Parzyło jak cholera, omal nie zemdliło go od odczuwalnego bólu, więc żeby uwiarygodnić swą historię, wypił resztkę rozcieńczonego roztworu, automatycznie padając na piasek nieprzytomnym.

Później wielokrotnie żałował swojej decyzji. Wybrał życie, a to zdecydowanie dało mu w kość. Cholera… trzeba było jednak umrzeć!

8 komentarzy:

  1. No proszę, na pierwszy rzut oka niewinny Acair jest całkiem rozsądny i przebiegły. Zaplanował naprawdę niezły plan. Onyx dopilnuje, żeby już nikt nigdy go nie dźgał.
    Opowiadanie czyta się naprawdę przyjemnie, a błędów żadnych nie będę wypominać.
    Oby tak dalej, nie mogę doczekać się innych opowiadań! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. Acair będzie wdzięczny za opiekę xD

      Usuń
  2. Oho... niezły z niego gagatek. Ma chłop głowę na karku. Ciekawy pomysł. Bardzo dobrze się czytało. Jak na pierwszy raz od dłuższego czasu... to wyszło zgrabnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cicha woda brzegi rwie :P Ukrywa swoje szare komórki :P

      Usuń
  3. Z Acaira jest niezły cwaniaczek :D Miło się czytało opko, good job! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie xD najwyższych lotów nie było, ale od czegoś rozpisywanie się trzeba zacząć.

      Usuń
  4. No w końcu na spokojnie mogę to przeczytać! :D Dobre napisana historia, jestem ciekawa jej zakończenia i ostatecznej relacji z wioską chłopaka. Tak jak reszta, błędów nie widzę, a Aci, no cóż, od razu go polubiłam! xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że się podobało xD A tam mi przyszło do głowy, że czas zacząć rozbudowywać historię Acaira :P

      Usuń

^