Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Nie być tutaj

    Podróż do "domu" tym razem była zupełnie inna nich dotychczas, oczywiście głównym powodem tej zmiany stał się białowłosy jegomość, który zapewniał dość oryginalne rozrywki. Dochodziły też nowe znajomości i specyficzne przemyślenia.
- Dobra z Ciebie zawodniczka... - usłyszała chichot swojego towarzysza, gdy ruszyli pokonać ostatni kawałek drogi. Dobra czy nie, mimo ogólnego zadowolenia co do wędrówki czuła gęstniejące napięcie, jakie było między nimi. Uczucie potęgował powód dla którego w ogóle pokonywała tą cholerną trasę i nie... nie był to plankton. 


    Znowu tutaj była - Heim, chłodne, piękne wysokie ściany wodnego królestwa, uśmiechy słane przez syreny, trytony i inne wodne stworzenia. Nawet tam, na górze, kiedy wędrowali po swojej wiosce, wszyscy mieszkańcy sprawiali wrażenie takich szczęśliwych, promienieli i... żyli. Czy z całych sił? Tego już nie mogła wiedzieć, ale wyglądali na szczęśliwych. Czy byli? Nie miała pojęcia, ale biorąc pod uwagę zadanie, jakie zostało jej przydzielone dawno, dawno temu, to chyba nie wszyscy.
Ennis nie miała tu przyjaciół, całe swoje życie spędziła przy boku trzeciorzednej kapłanki, to ona ją wskrzesiła, ona znalazła jej opadające na dno ciało, ona dostrzegła potencjał w słodkiej buźce i martwych oczach. Trzeba przyznać, że to akurat jej zostało, martwe spojrzenie. Chociaż ostatnio były momenty, drobne chwile, w których heimurinka musiała przyznać się przed samą sobą, że coś jest inaczej. Ciekawe dlaczego akurat przy potencjalnych wrogach... Wypuściła głośno powietrze z ust i zatrzymała się przed wrotami, "wrota do piekieł" pomyślała i uniosła kącik ust na tę myśl, jednak gdy drzwi tylko drgnęły, na buzię dziewczyny wróciła powaga.
- Wejdź - usłyszała komendę i posłusznie ruszyła wewnątrz pomieszczenia. Niczym żołnierz na meldunku, zatrzymała się przed rozłożoną na łożu kapłanką, brakowało tylko salutowania. - I? - usłyszała najkrótsze z możliwych pytań.
- Sprawy dość mocno posunęły się do przodu - wydukała niczym maszyna, patrząc przed siebie, nawet nie nawiązując kontaktu wzrokowego z mamcią. - Poznałam conajmniej trzech z nich. Jest kobieta, jak na moje zbyt pewna siebie, ma sprawne palce i lubi dominować, lubi mieć kontrolę, więc jej pozwalam. Emanuje dziwną aurą, ale nie tylko ona, właściwie każdy z nich jest inny na swój sposób. Dwójka to tak zwane nefilim, jakoś tak... Trzeba uważać, to coś w rodzaju anielskiego przyciągania, są pociągający i... - przerwała na chwilę.
- I co? - kapłanka usiadła na łożu z zadziornym uśmiechem, w końcu jakieś konkrety. Ennis skrzyżowała z nią spojrzenie. Wbrew pozorom nie zamierzała mówić wszystkiego. Tylko... Dlaczego?
- Niebezpieczni - dokończyła w końcu. Czyżby to był powód? Strach? Nie do końca chciało jej się w to wierzyć. - Jest też chłopak - kontynuowała, znowu patrząc przed siebie, kapłanka wstała i powoli ruszyła w stronę przekąsek, nadal słuchając. - Młody, bardzo... Sporo go ciekawi, zadaje mnustwo pytań, nie mam zbyt wiele informacji o nim samym, ale jego gatunek wyrobił już sobie nieco opinii na nasz temat - zaznaczyła, a kobieta zatrzymała się przed jej twarzą, coś konsumując. Ich spojrzenia znowu się skrzyżowały. Coś było nie tak, białowłosa czuła to w kościach.
- Co to za jeden? - padło pytanie, a Nes zmarszczyła lekko czoło. Nim się spotrzegła w jej twarz został wymierzony policzek. Uderzenie sprawiło, że dziewczyna cofnęła się o krok i przekręciła głowę w prawo. Zaskoczona dotkneła obolałego miejsca i zerknęła na kapłankę pytająco.
- To Argarczyk, część... - nie zdążyła dokończyć, a zaraz padł kolejny cios, tym razem została jednak pchnięty w tył i padła na ziemię.
- Przyprowadziłaś jednego z nich na nasze ziemie! - wykrzyczała jej mamka.
- To część planu! - Ennis również krzyknęła. Co się działo? Co z nią się działo?!
- Planu? - kapłanka wydała z siebie drwiący śmiech. - Jakiego planu?! JA jestem od planowania! Ty jesteś zwykłą KURWĄ i POPYCHADŁEM!
- Ja jestem PLANEM! - En podniosła się z ziemi i twardo spojrzała w oczy kapłanki.
- Każę go stąd usunąć! - wydała ostateczny werdykt.
- Nie pozwalam! - Ennis zrobiła krok do przodu, wtedy też oberwała najmocniej. Poczuła jak niebieska posoka cieknie z rozciętej wargi i odruchowo przyłożyła dłoń do rany.
- Zrobiłaś się niezwykle knąbrna dziewczyno - usłyszała, a dziwne ciepło rozeszło się po jej ciele. Zacisnęła zęby. Cholera... Co w nią wstąpiło? Warga delikatnie zadrżała, a ona sama podniosła się do poprzedniej pozycji, spojrzała nad głowę kapłanki i wyprostowała plecy. Przełknęła głośno ślinę, stała jakby do niczego nie doszło, jakby nic się nie stało. Poczuła dłoń na policzku, kapłanka poklepała go delikatnie.
- Grzeczna dziewczynka - szepnęła czule i starła stróżkę posoki z brody Ennis. Wtedy też po pomieszczeniu rozniosło się pukanie, a zaraz po nim ktoś uchylił drzwi.
- Kto śmie... - zaczęła właścicielka pomieszczenia, ale zaraz spokorniała i schyliła głowę. Ennis obejrzała się w stronę drzwi, a widząc znajomą twarz drugorzędnej kapłanki kucnęła nisko w ukłonie.
- Kalissi - szepnęła na powitanie.
- Och, Ennis - heimurinka uśmiechnęła się szczerze na jej widok. - Piękna Ennis - ruszyła w stronę dziewczyny i wyciągnęła dłoń, by pomóc jej wstać. Z czułością objęła jej twarz dłońmi, jednak zaraz zmarszczyła lekko czoło.
- Cóż to? - spojrzała na delikatne okaleczenia twarzy.
- Podróż tu bywa dość wyboista - dziewczyna pospiesznie wymysliła jakieś kłamstwo. Kalissi cmoknęła niezadowolona, ale zaraz objęła podopieczną, rzucając jednak niższej kapłance nieco dziwne spojrzenie.
- Mogę ją porwać na chwilę? Tak dawno jej nie widziałam - posłała lekki uśmiech swojej towarzyszce, ta spojrzała na nią zaskoczona pytaniem.
- Ależ oczywiście! Miałam dać tylko naszej małej coś na ten obrzęk i puścić wolno - równiez wymyśliła pierwsze lepsze kłamstwo i aby wypaść lepiej rzeczywiście ruszyła po specjalną algę, którą wręczyła białowłosej, śląc przy tym czuły uśmiech.
- Wróć do mnie w wolnej chwili - ujęła dłoń Ennis i poklepała serdecznie, na co ta kiwnęła jedynie głową i zaraz opuściła pomieszczenia przy boku wyższej kapłanki. Nie widziała jej dobre kilka lat, chyba z cztery, jak nie pięć. Połowa czasu, jaki spędziła poza Heim. Kalissi była jedną z jej mamek, jedną z cieplejszych i nie wywyższających się... Niestety najmniej obecną, gdyż głównie siedzącą w Świątyni Złotego Smoka.
- No i jak tam Ci się wiedzie? - zapytała łapiąc młodą heimurinkę pod ramię. - Cóż to za białowłosy jegomość kręci się po naszych wyspach? - zapytała z figlarnym uśmiechem. Ennis posłała kobiecie wymowny uśmiech i wzruszyła ramionami.
- Odprowadza mnie, zapewnia bezpieczeństwo... - usłyszała cmokanie.
- To chyba kiepsko się stara, patrząc na Twoją buzię - kolejny zadziorny uśmiech.
- Sama się o to prosiłam, nie mógł w tej sprawie nic zrobić - przyznała pogodnie.
- Och, rozumiem. To jeden z Polszaninów usługujących z Tobą? - zapytała, jednak dziewczyna nie bardzo zrozumiała pytanie.
- Polszaninów? - przekręciła lekko głowę patrząc na kapłankę pytająco.
- No... Zwykle zostawiasz ochronę przy plaży, ten wszedł na wyspy z Tobą. Czyżby miał równie wysoką rangę? - chciała zapytać jaśniej, ale Ennis jeszcze bardziej zgłupiała. Równie wysoka ranga? Zapowietrzyła się na chwilę i przystanęła.
- On... - szare komórki szukały wyjaśnienia dla całej sytuacji.
- Ennis coś się dzieje? - pytanie wyrwało ją z zamyślenia.
- Kalissi, matko... O jakiej randze mówisz? - naprawdę nie rozumiała.
- Żartujesz sobie? W naszej Świątyni co chwile prawi się o Ennis i jej wokalnym talencie, który służy nawet w Polszewskim dworze - kobieta zaśmiała się, a dziewczyna poczuła jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Potrzebowała kilku dobrych sekund by wyrwać się z tej całej sytuacji i rozegrać coś co można by było kupić. W pierwszej chwili zawtórowała Kalissi śmiechem. "Służy w Polszewskim dworze"?! Miała wrażenie, że łzy zaraz napłyną jej do oczu. Cholera, ta wizja była niczym marzenie, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej rzeczywiście była. Służyć śpiewem...
- Wybacz, tam, w  Polszy nie przypisuje się mojej roli zbyt dużej rangi, tak, to wielkie wyróżnienie, ale... Pius, znaczy, Imperius, no, on... Po prostu miał odwagę by tu ze mną przyjść, reszta, wcześniejsi znaczy... Tego nie mieli - posłała jej kolejny uśmiech, sprawnie zmieniając temat. Kapłanka spojrzała na nią z jakąś taką troską w oczach i znowu ujęła jej twarz w dłonie, spojrzała dziewczynie prosto w oczy.
- Ennis - szepnęła, a ta spoważniała, krzyżując z nią spojrzenie. - Twoje złote oczy, nasz Złoty Smok nie daje ich byle komu - rzuciła po czym ucałowała czoło dziewczyny i odsunęła się od niej. - Wracaj do matki... Miło było Cię zobaczyć - przyznała z uśmiechem i zostawiła heimrinkę samej sobie. Ta stała chwilę, wpatrując się w sylwetkę kapłanki, zaraz jednak zacisnęła lekko palce i wykonała polecenie, bez pukania weszła do komnaty, w której kilka chwil temu oberwała.
- Coś Ty im wcisnęła?! - wypaliła bez ogródek. Kapłanka stała do niej tyłem, opierając się o jakiś mebel. - Polszańskie trolololo?! Śpiewanie, tak?! - syknęła z ciężkim oddechem. - Mówiłaś, że to zadanie z góry! - krzyknęła naprawdę zirytowana. Całe dziesieć lat pieprzyła się z połową tego świata dla Heim, dla wyższego celu, a teraz... Teraz okazuje się, że była ruchana przez własną mamkę.
- Posłuchaj... - kapłanka odwróciła się do niej przodem, pośladki opierając na komodzie. - Nigdy nie byłaś jedną z nas, masz potencjał, a i owszem, no i to co robisz jest ważne. Nie każdy musi wiedzieć czym dokładnie się zajmujesz. Przyznaj, zamtuz to najwieksze źródło informacji - wyjaśniła spokojnie. Złotooka jednak nie była spokojna.
- Chrzań się... - rzuciła jedynie i odwróciła się na pięcie, by ruszyć w stronę drzwi.
- Ennis - usłyszała, gdy złapała za klamkę, zatrzymała się. - Pamiętaj, że serce może rozsypać się na wiele drobnych kawałeczków... - szepnęła kobieta i złapała pojemniczek leżący przy jej boku. Białowłosa obejrzała się na znajome puzderko. Zacisnęła zeby... Zrozumiała aluzję, a raczej groźbę. Zmyła z twarzy złość, znowu spoważniała.
- Będę za tydzień - dodała patrząc kapłance prosto w oczy, ta uśmiechnęła się triumfalnie obserwując jak jej podopieczna opuszcza komnatę. 


    Ennis przecinała korytarze z wieloma myślami kłębiącymi się w głowie, opuściła Heim i ruszyła ku wyspie, by tam zajść do karczmy. Dzień chylił się ku końcowi, a Pius właśnie tutaj zamierzał nocować. Dojrzała jego plecy tuż przy barze i lekceważąc wianuszek istot, które z nim rozmawiały lub po prostu sprawiały takie wrażenie, weszła w tłum z impetem i objęła mężczyznę ramionami od tyłu, przykładając czoło do jego pleców.
- Proszę... Zabierz mnie stąd... - szepnęła przymykając oczy. Chyba pierwszy raz od dawna była szczera zarówno z sobą samą jak i z kimś innym.
Pius od razu zareagował na jej dotyk, w drżeniu głosu dostrzegając strach... Odwrócił głowę, dostrzegając jej rozciętą wargę... Jego oczy rozbrysły, a powietrze w karczmie w oka mgnieniu stało się naelektryzowane.
- Jak daleko? Gdzie? - zapytał.
- Po prostu, z tej wyspy, poza Heimurinn - szepnęła patrząc mu smutno w oczy. Kiwnął głową, bez zastanowienia, a jego fioletowe oko zalało się czernią. Objął heimurinkę ramieniem, a postronni patroni karczmy mogli być nieco zdezrientowani, gdy białowłosi nagle aportowali się, zostawiając po sobie jedynie niedopite wino oraz nieopłacony obiad. Ona naprawdę tego chciała... Nie być tutaj.

5 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, zaskoczyło mnie to opko. I to pozytywnie. Mega się to czytało. More pls! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawy się komplikują. Biedna Ennis daje sobą pomiatać, bo boi się umrzeć? Tak przynajmniej mi się wydaje, przy tym fragmencie z sercem... ale, ale... sprzedała im informacje o Tonym? Biedaczek... nie dość że nieszczęśliwie zakochany to jeszcze wrogów będzie miał... Ciekawie się to wszystko zapowiada!

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany. To opowiadanie wzbudziło we mnie mieszane uczucia. To znaczy bardzo współczuję Ennis tej relacji z "matką", a jednocześnie wkurza mnie, że ta z pozoru silna kobieta daje sobą tak pomiatać. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni i nasza kurtyzana wyrwie się spod wpływu trzeciorzędnej kapłanki - która jednocześnie jest straszliwą manipulantką.

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę szkoda mi Ennis. Znęcasz się nad nią równo od początku. Jakbyś własnej postaci nie lubiła! Ale mimo wszystko chwyta za serce. Człowiek ma ochotę pójść do skrzelaków i zrobić tam porządek. Mam nadzieję, że Ennis w końcu odnajdzie gdzieś spokój i będzie naprawdę wolna. Już zrobiła ku temu pierwszy krok. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. A to mała, wredna franca z tej Ennis. Dwulicowa jest, naura.

    OdpowiedzUsuń

^