Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Zadziorność ma we krwi..."

Akane Grandsand

Piaskowy mieszaniec || Argar || 165cm || 16 lat (19.01)

Hipnotyzujące, fiołkowe spojrzenie, pyłek kręcący się w źrenicy, zgubne oczy, które są w stanie przejrzeć Cię na wylot. Kłam dziecinko, kłam, Ona uśmiechnie się uroczo i z tym samym słodkim uśmiechem wyrzyga wszystkie tajemnice.
Akane jest jak wykrywacz kłamstw poruszający się na dwóch nogach, odziedziczyła tą zdolność po matce, od ojca natomiast przejęła kontrolę nad piaskiem. Nie umie jeszcze w pełni posługiwać się swoimi zdolnościami, jednak nauczyła się je łączyć. Fuzja polega na psychoaktywnym rozpyleniu. Kiedy fioletowe drobinki dostaną się do oczu, nosa, uszu czy ust ofiary, Akane jest w stanie pokazać to, co sama dojrzała w umyśle przeciwnika. Najczęściej jej wizje łączą się z aktualnymi emocjami istoty. 
W poprzednim wymiarze An uchodziła za osobę dość pozytywną, lubi pomagać, czasem aż nadto. Na rzecz przyjaciół czy rodziny jest w stanie zapomnieć o samej sobie. W stosunku do obcych jest dość obojętna. Zadziorny charakter odziedziczyła po tatusiu, w ogóle całą mimikę mu rąbnęła. Historia jej rodziny jest bardzo poplątana, ona sama jednak trzyma się tego, że wychował ją brat i ojciec, matki "nie zna", dla niej kobieta nie żyje. Rodzinę tworzą wszystkie przyszywane ciotki oraz wujkowie, przyjaciele zajmują w jej sercu bardzo wysokie miejsce i każda próba znieważenia ich działa na dziewczynę jak płachta na byka. 

W Mathyr trafiła na wyspę zamieszkałą przez wodne istoty, niestety wylądowała tam z osobą, z którą relacja jest dość ciężka do określenia. Konflikt jaki między nimi wybuch wywołał wśród tubylców strach i fascynację. Wojarze zakończyła interwencja mieszkańców i zabranie do niewoli.

______________________________________________________

Zapraszamy do wątkowania!

205 komentarzy:

  1. Gavin wzniósł oczy do nieba na te wszystkie jej oburzone słowa. Zamiast zająć się tym co działo się dookoła, ta wolała pierdolić od rzeczy.
    - Przyzwyczajaj się, bo lepiej nie będzie - zauważył chłodno, wsuwając dłonie w kieszenie. Nie narzekał. Od kiedy Pierdoła poszła grzecznie spać, on sam bawił się doskonale i nie zamierzał z tego rezygnować. Jednocześnie działał na tyle podstępnie, by Pierdoła powoli zaczynała zanikać. Wolał się zabezpieczyć przed ewentualnym powrotem płaczka, a to ciało było za małe by pomieścić ich oboje.
    Kiedy portal pojawił mu się pod nogami, specjalnie się tym nie zdziwił. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz coś takiego się zadziało. Wylądował na piaszczystym gruncie i jedyną osobą, którą przed sobą zobaczył, była ta irytująca dziewucha. Mógł wylądować z każdym, ale musiało paść akurat na nią. Nie ma to jak pech.
    Przez moment wodził wzrokiem po okolicy. Palmy kołyszące się na wietrze nie przypominały mu nic co mógłby kiedyś odwiedzić, a na słowa Akane prychnął jednorazowo.
    - A po cholerę? - zapytał jej, unosząc lekko brew. - Świat bez jednej, irytującej kobiety będzie zdecydowanie piękniejszy - podszedł do niej i chwycił ją za brodę, przyciągając do siebie mocno. - Uwierz, wyświadczyłem im przysługę, skarbeńku.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  2. Opuścił dłoń niewzruszony jej wybuchem. Kiedy tak krzyczała i bawiła się piaskiem, on bujał się w tę i we w tę na swoich stopach, aby ostatecznie przysiąść na jakimś głazie.
    - Nie chce mi się - odparł z rozbrajającym uśmiechem. - A jak tak bardzo ci zależy to sama się odeślij - pstryknął palcami jakby właśnie wymyślił najbardziej zajebisty plan w tym wszechświecie.
    - No tak, jeśli tylko coś im się stanie.... - pokręcił lekko głową. - To absolutnie nic mi nie zrobisz - skoczył na równe nogi i znów się do niej zbliżysz. - Bo nie będziesz o tym wiedziała - puknął ją palcem w czoło. - Chcesz sobie grozić to chociaż upewnij się, że masz ku temu pokrycie.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  3. Gavin skrzywił się lekko, ale zaraz na jego twarz powrócił kpiący uśmiech. Pozwolił jej się wyminąć, samemu wracając na swój upatrzony wcześniej głaz. No i po problemie. Łatwo szło pozbyć się natrętnej muchy. Teraz należało zająć się tym co ważniejsze. Odkrywaniem nowego świata. Ponownie wstał z miejsca i ruszył w przeciwległą do Akane strony, ziewając przy tym raz po raz. To całe zwiedzanie już teraz wydawało mu się niezwykle upierdliwie. Pozwolił sobie na rozeznanie w terenie pod postacią duchów i gdy zobaczył jednego na skraju lasu, włożył dłonie w kieszenie i leniwym krokiem udał się w tę stronę.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  4. Gavin nawiązał pierwszą nić porozumienia z duchem, jakiejś przedziwnej istoty. Jeśli dobrze ją zrozumiał, a nie było to najłatwiejsze - znajdował się w dziwnej miejscowości, której nazwa była prawdziwym łamaczem języka. Nawet nie próbował jej powtórzyć. Szkoda zachodu. Jedne było pewne - Kujon Pierdoła, nigdy takiej nazwy nie słyszała, co by znaczyło, że znalazł się w całkiem nowym świecie.
    - Świetnie - skomentował nawet z tego faktu zadowolony. Przed chwilą pozbył się natrętnego babsztyla i teraz mógł rozpocząć swoje życie na nowo.
    Duch był całkiem rozmowny. Najwyraźniej rzadko kiedy spotykał się z żywą istotą potrafiącą komunikować się z zaświatami. Chłopak zakodował, że Heimcośtam żyją w wodzie i na lądzie, ale bez wody za długo przeżyć nie mogą. Na dodatek wspomniane zostało coś o drzewie i jakichś kryształach, ale zanim chłopak zdążył dopytać, dwóch rosłych skrzelaków pojawiło się obok niego. Zaczęli coś mamrotać pod nosami w swoim języku, a duch skutecznie pomagał niczym tłumacz.
    - Ah, okay - Gavin uniósł dłonie do góry. - Pójdę o własnych siłach - zgodził się na niewolę. Nowe doświadczenie, więcej czasu na przestudiowanie natury tych istot i być może dostanie się w łaski kogoś wyżej postawionego. Zafascynowany obserwował zmieniające się otoczenie. Zjechali po sznurach do głębokiej jaskini. Nie umknęło jego uwadze, że ciężko będzie z niej wyjść. Zatrzymał się na moment przy krystalicznym źródełku, ale dźgnięcie w plecy uświadomiło mu, że jest więźniem. Wywrócił wówczas oczyma i grzecznie ruszył do przygotowanej celi.
    - Świetnie - tym razem sarknął, widząc Akane. - Och jakże ja za tobą tęskniłem - rzucił słodkim tonem, grzecznie wchodząc do klatki i udając się do jej przeciwległego kąta. Usiadł w nim po turecku i sprawdził telefon. Tak jak się spodziewał, nie było zasięgu. Nowy świat, nowe zasady.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  5. - Trzeba było nie dawać się złapać - zauważył krótko, przerzucając sobie telefon z jednej dłoni do drugiej, aby ostatecznie wyrzucić go poza celę. Telefon z pluskiem wpadł do wody. Brunet obserwował taflę oczekując na jakieś fajerwerki, ale nic takiego się nie stało. To tyle jeśli chodzi o wielce legendarne istoty. Wzruszył ramionami, wracając na swoją pozycję. Spojrzał na swojego tłumacza z lekkim zawodem w oczach.
    - Eh... nie sądziłem, że można mnie ochujać po śmierci. Masz talent - rzucił to ducha, a gdy ten zaczął się tłumaczyć, że to nie tak i wcale go nie oszukał, machnął na to ręką.
    - Pasuje ci ten tatuaż - rzucił do Akane. - Robi z ciebie prawdziwą dziwkę. Ryu na pewno się spodobasz - puścił do niej oczko.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  6. - Skarbeńku bardziej martwiłbym się o twoje słownictwo - uśmiechnął się do niej chłopak. - I wiesz co? Nie jesteś pieprzoną księżniczką, by komukolwiek tu rozkazywać. Tatusia nie ma w pobliżu, braciszek też się gdzieś schował. O nie... i co teraz? - zrobił żałosną minę, po czym sam przeniósł wzrok na rozrysowane linie na jego lewym przedramieniu. Heimycośtam musiały czegoś od nich oczekiwać, ale nawet duch nie był pewien o co chodziło. Najwyraźniej nie żył jeszcze w czasach "wielkiego planu".
    - No dobra, dość tego siedzenia - podniósł się z miejsca i podszedł do prowizorycznych drzwi. Zanim tu przyszedł zwinął kamień i ukrył go w kieszeni swojej bluzy. Teraz przysunął się do drzwi i rozpoczął uderzanie nim o "zamek". Wystarczyło by go lekko rozruszać, zanim powrócą.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  7. - A co cię to obchodzi? - brunet spojrzał na nią przelotnie i wrócił do swojego wcześniejszego planu. - To co ja robię to moja sprawa i z tego co ostatnio sprawdzałem to twoja opinia nie robiła na mnie znaczenia - uderzył kamieniem, po raz kolejny. - A jeśli moje źródło mówi prawdę to za chwilę nie będzie tu tak kolorowo - zauważył chłodno. Woda w zbiorniku podnosiła się z każdą chwilą. Widział jak ta przelewa się już i powoli podchodzi do ich stóp. Nadchodził przypływ.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  8. Gavin niechętnie odsunął się od zamka. Niespecjalnie chciał jej robić miejsce. Owszem pamiętał jej umiejętności oraz to, że Pierdoła się w niej kochał, a on sam nienawidził tego jej zadufania w sobie.
    Powiódł wzrokiem do zawiasów i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Pokręcił spokojnie głową.
    - Nie martw się, żyć to ja będę - zapewnił ją. Bo co zrobi, jeśli on nie zdejmie swojej koszulki? Po prostu zrobi to samo ze swoją. Zwyczajnie chciała nacieszyć oczy jego "sześciopakiem", którego Pierdoła nie miał. Pokręcił z niesmakiem głową.
    - Sama ją ściągaj - rzucił, rozkładając nagle dłonie i zbliżając się do niej sugestywnie. - W końcu bez niej to i ty życia mieć nie będziesz - poklepał ją po głowie jak małe dziecko.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  9. Mroczny uśmiechnął się do niej krzywo i gdy tylko rozerwała mu fragment koszulki, po czym swoim zwyczajem zaczęła kozaczyć, on chwycił jej własną koszulkę i zerwał ją z jej ciała.
    - Myślę, że doskonale sobie poradziłem z tym zadaniem - zauważył chłodno, machając koszulką Akane na swoim palcu.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  10. Mroczny roześmiał się lekko. Nie musiał wchodzić jej do głowy, by wiedzieć o czym myśli. Nie chciała dać mu satysfakcji, a jednocześnie ogromną mu dawała. Jej zachowanie wykluczało jej myśli. Przez chwilę patrzył na to jak się męczy, zanim odebrał od niej koszulkę i sprawnie przewiązał ją przez kraty.
    - Proszę bardzo - rzucił z szelmowskim uśmiechem, by podnieść ją zaraz i posadzić sobie na ramionach. - Wedle twojego wspaniałego pomysłu - cofnął się na tyle na ile był w stanie przy tym jak trzymała koszulkę i ruszył biegiem na kratę (na tyle na ile pozwalała mu woda), by wyważyć ją ich ciężarem.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  11. Wywrócił oczyma, gdy tylko dziewczyna rzuciła tym swoim komentarzem i niemal od razu strącił ją ze swoich ramion. Rozejrzał się dookoła. Te dziwne istoty zaczynały go powoli irytować, a miarka się przebrała, kiedy został nazwany wierzchowcem.
    - Możesz sobie być i najwyższą kapłanką czy kimkolwiek tam chcesz - fuknął, korzystając z informacji duchów, po czym uniósł lekko dłoń i pstryknął palcami, by przy pomocy dwójki bezcielesnych i niewidocznych "przyjaciół" uniosły kobietę w powietrze.
    - Ale wierzchowiec podziękuje. W życiu z tą kobietą na komnatę się nie piszę - fuknął, znów robiąc ruch dłonią. Kobieta poleciała wprost na swych "podwładnych". Miał w nosie to, że mógł im narobić problemów. Chcieli dziewczynę, mogli sobie ją brać.
    - Chcecie ją to ją sobie bierzcie - oznajmił twardo. - Ja stąd znikam.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  12. - No co? - Gavin obrócił się do niej przodem, ignorując włócznie lekko wbijające mu się w ciało. Gdyby Skrzelaki chciały ich zabić już dawno by to zrobiły. - Nie będą mnie z tobą łączyć... to bluźnierstwo jakich mało... - wywrócił oczyma, zanim woda pochłonęła go w całości. Instynktownie nabrał wcześniej ostatniego oddechu i wstrzymał go w sobie, próbując się wyszarpnąć. Niestety przeciwników było za wielu. Poddał się wreszcie, nie chcąc tracić sił na takie bzdety. O dziwo poruszał się pod wodą. Szedł, a nie płynął i nic nie wypychało go na zewnątrz. Tatuaż na jego przedramieniu lśnił, ale zaczynało brakować mu powietrza. Wypuścił ostatnie jego baloniki przez nos i nabrał głębokiego wdechu odruchowo, krztusząc się wodą... zaraz jednak zauważył że coś jest nie tak. Oddychał. Oddychał pod wodą. Dopiero wówczas rozejrzał się dookoła. Byli prowadzeniu długim korytarzem do dziwnej konstrukcji wyglądającej niczym "zamek" / "willa" / "świątynia" (wybierz opcję xD).
    - Jasna cholera... co tu się odpiernicza - wymsknęło mu się.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  13. Mroczny westchnął przeciągle, gdy znów został wraz z Akane wpakowany do jednej celi. Szczęście nie chciało go opuścić. Spojrzał na kapłankę i wywrócił oczyma.
    - Naprawdę? - fuknął w jej stronę. - Nie stać was na więcej cel? Muszę ją dzielić właśnie z nią? - burknął niezadowolony z tego chyba bardziej niż z faktu, że znajduje się pod wodą, może gadać i na dodatek jest tu więźniem. Odprowadził kapłankę wzrokiem, nie uzyskując od niej żadnej odpowiedzi, po czym spojrzał na odzianą już Akane.
    - A co z tego będę miał? - zapytał prosto z mostu. Niby czemu miał się z nią dzielić informacjami? Wzniósł oczy do góry i pomasował sobie skronie. - Dobra, w podzięce za poprzednią celę - machnął ręką, nie oczekując od niej zbyt wiele.
    - Znajdujemy się w świecie zwanym Heimurinn, który jest częścią Mathyr. Nie wiem, nie pytaj. Nigdy nie spotkałem się z tą nazwą - fuknął od razu. - Żyją tu istoty, które bez wody nie mogą za długo czasu spędzać na lądzie. Tu jest ich królestwo. I jest jeszcze jakaś bzdetna przepowiednia o drzewku, ale nie zwróciłem na nią uwagi. W każdym bądź razie uwielbiają dziewice. Kapłanki tego drzewka... najpewniej nią zostaniesz - mruknął jeszcze, siadając na ziemi. O dziwo jego ciuchy wcale nie były mokre i wciąż nie mógł wyjść z podziwu siły tego dziwnego tatuażu.
    - Dług spłacony - zauważył jeszcze.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  14. - Trzeba było brać Pierdołę, póki była taka możliwość, to byś nie musiała się martwić swym stanem pochwy - zauważył kąśliwie, nie mając teraz ochoty analizować dogłębnie ich sytuacji, a mimo to westchnął ciężko.
    - Wspomnieli coś o twoim piachu i krysztale - podsunął jej. - Pewnie chodzi o twoje moce - wzruszył ramionami. - Ciesz się, może masz większą wartość niż dziewictwo - mruknął, uderzając delikatnie w klatkę dłonią. Zdecydowanie wolałby otrzymać swoją własną, prywatną celę, ale najprawdopodobniej więzienie nie było w tej krainie popularne.
    - Taa, im szybciej się stąd wydostaniemy tym lepiej - zauważył krótko. Plan pójścia w dwie różne strony zdecydowanie mu pasował. Był nawet gotów zgodzić się na współpracę, ten jeden raz, wyjątkowo... żeby potem nie musieć jej oglądać.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  15. Mroczny nie zamierzał z nią dyskutować. Skoro takie miała sposoby na pogodzenie się z prawdą to mogła na niego pluć jadem ile jej się podobało. Oparł się wygodniej o klatkę i przymknął oczy.
    - Przegięła pałę to poleciała w powietrze. Straszne mi rzeczy - rzucił tylko, by ziewnąć szeroko. - Hm? Ach zapomniałem, że księżniczka musi mieć wszystko podane na tacy, bo szare komórki często ją bolą - zakpił, gdy zapytała po raz kolejny o kryształ. Och jakżeby chciał już się z nią rozstać. Nie rozumiał chorej fascynacji Pierdoły jej osobą.
    - Chodzi o kryształy mocy czy czegoś tam... w tej krainie nie ma typowych mocy jak twoje czy moje. Tu liczą się kryształy. Trzeba je zdobyć, by móc lepiej funkcjonować. O widzisz tego tutaj - wskazał na pobliskiego strażnika. - On ma swój odłamek w tej błyskotce na szyi. Pozwala mu przeżyć bez wody dłużej niż normalnie - wyjaśnił uśmiechając się przy tym słodko do strażnika. - Wielkie mi rzeczy... - znów ją zlustrował, szukając w jej ubiorze czegoś co mogłoby imitować ten ich kryształ. Pech chciał, że niczego takiego nie miała.
    - Co z ciebie za laska... żadnych kolczyków i innych błyskotek... zero przydatności - burknął.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  16. - Jakbyś nie zauważyła, nie miałem czasu, bo jakaś głupia dziewczyna ciągle pieprzyła o Pierdole - zauważył chłodno i więcej się już do niej nie odezwał, puszczając wszelkie puste komentarze mimo uszu. Po diabła miał się wdawać w dyskusję z pustą lalą? Skrzyżował dłonie na swojej klatce piersiowej i przymknął oczy. Przysnąłby, gdyby nie nagłe poruszenie wśród duchów.
    Podniósł się gwałtownie na nogi i spojrzał na wchodzącą, latającą kobietę. Prawie ucieszył się na jej widok.
    - No nareszcie... z tą tutaj nie idzie ochłonąć - rzucił tylko, nie zbliżając się jednak do klatki. Zachowywanie dystansu było najlepsze w tym wypadku. Co prawda piasku było tu pod dostatkiem... to był on mokry, a strażników z całą pewnością było więcej. No i jak niby mieli wyjść na powierzchnię, skoro nie do końca znali drogę powrotną? Dobra, mógł zapytać i pewnie dałby radę, ale... na powierzchni mogła na nich czekać jakaś armia.
    - Czego wy od niej chcecie? - zapytał prosto z mostu. - I skoro tylko od niej to po jaką cholerę wam ja?

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  17. Mroczny w ostatniej chwili zrobił minimalny krok w bok. Pozwolił by sztylet musnął jego ramię i skrzywił się lekko spoglądając na nie. Machnął dłonią na kąśliwe uwagi Akane i spokojnie wycofał się, by nakryć stopą leżącą broń. Jeszcze by się im niepotrzebnie przypomniało o tej broni, a lepiej było mieć ją przy sobie. Obserwował całą akcję Akane z pogardliwym uśmiechem na twarzy. Głównie po to by sprowokować te dziwne istoty. Przykucnął dopiero, gdy kobieta się oddaliła i niezauważalnie wsunął sztylet do swojego buta (skarpetki xD).
    - Mhm no to im pomóżmy - odparł krótko. - Kupisz ich zaufanie, ja pozabijam... idealny układ - wzruszył ramionami. - A na powierzchni "stracimy" kontrolę i puff... tyle po nas.
    Prosty plan, nie potrzebował teraz więcej informacji, by go wykonać.
    - No chyba, że chcesz wyjść już teraz - oblizał sugestywnie wargi, wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgodził się z nią w milczeniu. Plan wyjścia już teraz był zbyt ryzykowny. Niewielki procent szansy na to, że w ogóle im się uda. Zdecydowanie lepiej było zastosować się do jego pierwszego pomysłu. Nie być burakiem? Prychnął pod nosem i wzniósł oczy do góry.
    - Nie sądzę, by zmiana mojego zachowania była teraz na miejscu - odparł sucho. - Od razu połapią się, że coś jest na rzeczy - dodał jeszcze, po czym wstał i ruszył w stronę strażników.
    - Oi, wy tam... - uderzył mocno w drzwi, by zwrócić na siebie uwagę. Wysunął przez kratę ramię z tatuażem i wskazał go drugą dłonią. - Jak długo to coś pozwoli nam tu przeżyć pod wodą? Wiesz, chciałbym wiedzieć, czy będę musiał z tym czymś - wskazał palcem Akane. - podczas ostatniej godziny mojego życia - bąknął chłodno.
    Jeden ze strażników pochwycił jego ramię i pociągnął do siebie. Chłopak był na to poświęcenie przygotowany. Uderzył w klatkę i syknął głucho, ale czego się nie robiło dla zachowania pozorów.
    - Na zawsze - oznajmił chłodno stwór. - Chyba, że wolisz by ci ją odciąć - dodał jeszcze, puszczając ramię chłopaka.
    - Na razie podziękuję, nie jestem aż takim desperatem, ale zapamiętam propozycję - Mroczny uśmiechnął się do mężczyzny słodko, by wrócić na swoje wcześniejsze miejsce.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  19. - Widzisz w tym jednym się zgadzamy. Oboje załamujemy się w równie mocnym stopniu. Ty i to twoje słodkie idioctwo jest równie irytujące, uwierz - fuknął. - Ale wiesz co? W porządku. Jak sobie życzysz - westchnął ciężko. - Idę spać - dodał jeszcze, puszczając do niej oczko. Przymknął oczy i przeciągnął się lekko.
    - Akane? O jezu! - Gavin podniósł się nagle i przylgnął do krat. - Co my tu... czemu jesteśmy pod wodą? Jezu... gdzie my jesteśmy? - zarzucił ją pytaniami, po czym wrzasnął głośno i schował się za dziewczyną. - Co to za dziwne stwory? Jezus maria... w co on nas wpakował? - odruchowo zacisnął dłonie na ramieniu dziewczyny dygocząc niczym osika na wietrze. Mroczny zaśmiał się w jego wnętrzu, pozwalając sobie uciąć drzemkę.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  20. Gavin nie do końca rozumiał to jej rozczulenie. Przecież zrobił jej tyle złego. Nie powinna się cieszyć z jego powrotu. Nie protestował jednak i usiadł wygodniej obok niej słuchając tych wszystkich wyjaśnień. Na przemian bladł i czerwieniał nie będąc pewnym czy jest bardziej wkurzony na Mrocznego czy po prostu się boi.
    - To jak my się stąd zabierzemy? - zapytał jej teatralnym szeptem. - I co z resztą? Żyją jeszcze? Myślisz że tak? - zapytał jej szybko, zerkając z lekkim strachem na strażników i odruchowo wtulając się w Akane. Z ich dwojga - to ona była tą silniejszą i bardziej ogarniętą stroną. On mógł co najwyżej podłubać w nosie.
    - Lepiej żeby on wrócił nie? - spojrzał jej prosto w oczy. - Jest bardziej... no wiesz... waleczny - odchrząknął lekko.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  21. Gavin zerknął na nią i skinął lekko głową. Był oszołomiony i nadal nie rozumiał co tu się odwalało. Był pod wodą i oddychał. Samo to doświadczenie sprawiło, że chciał więcej, a jednocześnie omal pod siebie nie sikał ze strachu.
    - No, staliby - przyznał tylko, bo przecież nie widział ich nad jej głowami. Nie stali, więc z pewnością jeszcze żyli, ale gdyby tak... Zacisnął mocno wargi. Gdyby tak udało mu się teraz Łośka pozbyć z obrazka na amen? Mroczny zarechotał głośno w jego głowie, więc Gavin tylko odwrócił się od Akane i nabrał głębokiego oddechu. Nie, to było zbyt podłe. Zbyt podłe...
    - Nie jestem - zaprzeczył jej tylko. - Nie jestem waleczny, tylko zdrowo walnięty - oznajmił chłodno i krzyknął głośno, gdy dziwna kobieta podeszła do klatki. Wtulił się automatycznie w Akane, chowając zaraz za nią i tylko wychylając głowę w niepewności.
    - Ale ma pani duże balony... - wymamrotał zanim zdołał ugryźć się w język. Zawsze mówił to co przyszło mu do głowy, zanim pomyślał. Zwłaszcza w sytuacjach stresujących. - Możemy już stąd wyjść? Będziemy grzeczni... i będziemy współpracować, tylko niech pani nas nie zabija - jęknął, licząc na to że nie zrobi Akane pod górkę tymi słowami.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  22. Gavin z każdym słowem kobiety, kręcił coraz bardziej głową. Mocno trzymał Akane, gdy ta podchodziła do krat i pisnął przerażony na widok włóczni. Odruchowo pociągnął Akane do tyłu. Jeden krok, no dobra może dwa. Najchętniej to zabrałby ją na drugi koniec klatki, ale Żaba zrobiłaby wtedy z niego sieczkę, a Mroczny tylko by jej w tym pomógł. Przeklęty! W co on się wpakował?! Pajac wredny! Zaczął kląć w myślach w odpowiedzi otrzymując jedynie wredny rechot.
    - Jakie plotki? - zapytał jej szybko. Oczywiście nie wpadł na to, że to wszystko tylko bujda na resorach. Mroczny warknął w jego myślach. - No co?! - fuknął na niego Gavin. - Może tak dla odmiany się zamienimy i ja się pośmieję, co? - bąknął, odsuwając się wreszcie od Akane i krzyżując ręce na piersiach. W jego "burzowych oczach" [zawsze chciałem to zrobić xDDDD] rozbłysły pioruny. Gdyby mógł to poraziłby nimi tą baloniastą kobietę, a potem podzielił się z nią Mrocznym, by z premedytacją go zamordować. Otwierał nawet usta, chcąc coś dodać, ale Mroczny z westchnieniem powrócił na jego miejsce.
    - Na czym miałaby polegać nasza współpraca? - zapytał chłodno. Dotknął palcem włóczni pozwalając sobie na upływ krwi. Tak dla jaj. Wsunął go zaraz do buzi i oparł łokieć o ramię niziołka.
    - Ta tutaj to niedorobiony Mędrzec - rzucił krótko. - Kadetka, uczy się dopiero - pozwolił sobie wysnuć taki wniosek. Uśmiechnął się do Akane wrednie. - Ot moja podopieczna, służy mi w zamian za nauki. Złapał pewnie włócznię i pociągnął mocno, tak że strażnik stracił równowagę wpadając na kraty. Mroczny poklepał go lekko po policzku.
    - Dobrze radzę z nami nie zadzierać.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  23. Gdyby chciał mógłby wyrwać włócznię rosłemu stworowi, wbić jej tępy koniec w jego serce i poić się widokiem jego śmierci. W porę jedna zerknął na dziewczynę. Miała plan. Z pewnością wyciągała informacje z umysłu faceta pod pozorem troski. Przeklęta aktorka jednego utworu. Wywrócił oczyma, słysząc słowa kapłanki. Pewnie odszczeknąłby coś, ale zamiast tego zacisnął mocno wargi, gdy odcięła mu dopływ tlenu. Uparcie trzymał włócznie. Choćby miał tu zginąć nie podda się bez walki. Posłał kobiecie twarde spojrzenie, unosząc kąciki ust w namiastce sarkastycznego uśmiechu. Wstrzymywał oddech, przeklinając Gavina za słabe ciało. Cholera jasna! Zahartuje je, nie odda mu go zanim nie zrobi swojego.
    Puścił włócznię na tą całą zasadę numer cztery. Pierdolić to wszystko! Gra musiała toczyć się dalej. Uniósł dłonie do góry w geście poddania się i odsunął od krat o dwa kroki. Czekał, aż pieprzonej kapłance odechce się zabawy i gdy wreszcie powietrze wróciło odetchnął głęboko. Nabrał kilka wdechów i spiorunował wzrokiem Akane, by podnieść go zaraz na kobietę.
    - Grożę? Skądże znowu - rzucił przybierając znów szelmowski uśmiech na twarz. - To ty to tak odebrałaś. Ja tylko zapewniam, że jeśli włos spadnie z głowy mojej służki to nawet pod wodą urządzę wam piekło - wyjaśnił krótko. Kurwa mać! To na Akane mieli chrapkę i choć mógł ją olać, to w tej chwili ona miała ważniejsze informacje. Przeklęta sytuacja! Pieprzyć to! Jak tylko stąd wyjdą, oleje aktorkę jednego numeru.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  24. - Cóż... służka czy nie, serce nie sługa - uśmiechnął się krzywo do kobiety, nie mając zamiaru tłumaczyć nic więcej. Niedbale przyciągnął dziewczynę do siebie i ucałował jej policzek dla wzmocnienia efektu. W ten sposób wprowadzał ich w błąd. Utwierdzał w przekonaniu, że dziewczyna znaczy dla niego coś więcej. Rzuci się jej na pomoc i zapomni o swoim bezpieczeństwie. Tymczasem on - o ile Pierdoła nie dojdzie do głosu - był w stanie ją tu zostawić na pastwę losu. Najpierw jednak wyciągnie z niej potrzebne mu informacje.
    - Świetnie, padam z nóg i jestem przeraźliwie głodny - Mroczny zerknął przelotnie na krążące rekiny, ale zanim wpadł na pomysł, by jednego z nich udobruchać, Akane rzuciła coś o Pierdole.
    - Twój słodki Gavinek nie zamierza się pokazywać - odparł krótko. - Jesteś skazana na moje doborowe towarzystwo - puścił do niej oczko. - Czy tego chcesz czy nie, ko-cha-nie - puknął ją palcem w czoło.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  25. - Ja bym się martwił o swoje zdrowie psychiczne, a nie o moje - odparł krótko Mroczny, nawet nie wzdrygając się gdy ta dźgnęła go pod żebra. Zrobił to samą siłą woli, ale udało się. Wywrócił lekko oczyma, na jej lekkie zapewnienie co do mapy i zatrzymał się gwałtownie, by obrzucić rekiny jeszcze jednym spojrzeniem i zwrócić do głównej przywódczyni tej bandy.
    - Tak dla ścisłości - podrapał się lekko po głowie. - Nie mam pojęcia po co wam jesteśmy potrzebni i mówiąc szczerze byłbym spokojniejszy wiedząc o o chodzi - oznajmił krótko. - No wiesz... twój świętej pamięci mąż jest dość gadatliwy - przyznał szczerze. - Musiałaś nieźle zaleźć mu za skórę - puścił do niej oczko. - Więc byłoby fajnie gdybym nie musiał specjalnie wysilać języka - westchnął przeciągle. Skoro mapy nie dostanie to natruje trochę życia innej kobiecie. Zresztą mapa nie była mu potrzebna, póki w każdej chwili mógł zamienić się z Pierdołą miejscami. Akane go nie zostawi.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  26. Wzruszył ramionami na ten jej komentarz. Niech sobie myśli co chce. Tyle, że widzi i rozmawia z nimi. Wielka mu rzecz. Umiał zdecydowanie więcej niż to, ale Akane też nie musiała tego wiedzieć.
    - Och kochanie, jeśli tatko mnie tam weźmie to i Gavina - puścił do niej oczko, podchodząc do niej bliżej i obejmując ją ramionami z nienacka. - Bo Pierdoła i ja to jedno - dodał szeptem, głaszcząc ją po włosach i wyciągając z nich wsuwkę (dobra pozmieniamy trochę), jakoś niespecjalnie przejmując się tym co mówiła kobieta. Machnął lekko ręką na jej komentarz, po czym wzruszył ramionami.
    - A no to spoko, my też pomożemy w naszym własnym czasie - dorzucił tylko cegiełkę do ognia i usiadł w klatce. Przymknął nawet oczy olewając pływające obok rekiny. Strażnicy w końcu zostali odwołani. Było to kwestią czasu. W końcu nic takiego nie robili i nie mieli możliwości ucieczki. Przynajmniej ich zdaniem.
    Dopiero wtedy podszedł do zamka. Przez chwilę studiował go spokojnie, po czym sięgnął po zdobytą wsuwkę i pobawił się nią chwilę przy zamku. Mechanizm nie był specjalnie skomplikowany. Cóż, najwyraźniej mieli do czynienia z obcą acz prymitywną rasą. Zamek puścił, a on uśmiechnął się triumfalnie.
    - Czas pozwiedzać, słoneczko - machnął na Akane dłonią i otworzył wrota, po czym szarmancko ukłonił się przed dziewczyną. - Chyba nie sądziłaś, że będziemy tu potulnie siedzieć i czekać na stracenie, co? - rzucił krótko i nie oglądając się za siebie zrobił kilka kroków w przód. Rekiny zaraz znalazły się tuż obok niego.
    - No już, już - wywrócił oczyma. - W gruncie rzeczy wcale nie lubicie ludzkiego mięska - uśmiechnął się krzywo.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie odpowiedział jej. Łatwe czy nie, on miał awersję do siedzenia w zamknięciu. Przecież przez tyle lat siedział w klatce umysłu Pierdoły, więc teraz jakiekolwiek zamknięcie traktował jak największą w życiu karę. Nie zamierzał jej się z tego spowiadać. O nie... jeszcze by to skubana wykorzystała do swoich celów. Ona odbiła się od dna, on jeszcze chwilę szedł po nim z fascynacją obserwując podwodną krainę. Kto wie, kiedy znów będzie mógł zobaczyć coś takiego?
    Dopiero, gdy Akane oddaliła się znacząco odbił się od niego i ruszył za nią. Z westchnieniem zarejestrował brak jakichkolwiek mięśni w ciele Pierdoły i znów go ochrzanił, po czym wreszcie zrównał się z dziewczyną.
    - Powiedz mi, dlaczego nie naciskałaś na jakieś ćwiczenia u Pierdoły, hm? Mogłaś go zabrać na biegi czy coś... ale z ciebie przyjaciółka - fuknął, ochrzaniając i ją chociaż była niewinna.
    - Wiesz kto by się nam teraz przydał? Niechętnie to mówię - westchnął przeciągle. - Ale... ta mała czarownica od żywiołaków by się tu przydała... - mruknął. Może dzięki niej lżej by się płynęło. Obrócił się a plecy, by spokojnie oglądać sklepienie jaskini. Ech sprytnie. Nie chcieli im pokazywać wyjścia. - I ten twój chłopaczek też... - dodał po chwili namysłu. Gdyby tak mógł ich zniknąć sprzed oczu ich "oprawców" to ucieczka poszłaby gładko. - A tak utknęliśmy z naszymi niezbyt przydatnymi w tym miejscu mocami... - wzruszył ramionami i skręcił gwałtownie, gdy tylko zauważył niezidentyfikowanego skrzelaka tuż przed nimi. Złapał Akane za nadgarstek i pociągnął ją w stronę większej skały. Może uda się im trochę opóźnić pojmanie.
    - Ech myślałem, że trochę dłużej będziemy mogli pozwiedzać - przyznał szczerze.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  28. Mroczny wzruszył ramionami. Coś słabo widział tę całą motywację, a opierdalania nie skomentował. Gdyby tylko wiedziała ile ona durnych akcji odstawiła, gdy on siedział w zamkniętym, ciasnym umyśle Gavina. Wywrócił oczyma na stwierdzenie o tym całym robieniu masakrycznych rzeczy i oczekiwaniu późniejszej pomocy.
    - Pomogliby - oznajmił krótko. Akurat w tę część to nie uwierzył dziewczynie. - Hm i nie oczekuję, oczekuję że pomogliby tobie, a ja zabrałbym się na fali ekscytacji - puścił do niej oczko. - Poza tym... to nie moi przyjaciele - dodał już ciszej, ledwie dosłyszalnie. On ich sobie nie wybrał. Byli przyjaciółmi Pierdoły, a na jego przyjście zawsze reagowali alergicznie, więc po chuja miał robić z siebie śmiejącego się z nimi idiotę? Nie widział w tym sensu.
    Zgrzytnął zębami, gdy Akane zaczęła wyrzucać mu co nieco, w nieodpowiednim momencie i wypuścił z płuc powietrze, kiedy wreszcie skończyła. Jej przeprosiny przyjął z uniesioną brwią.
    - Taaa... nawet nie wiesz jak często - rzucił zgryźliwie. - Prowadż książniczko - machnął lekko dłonią.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  29. Gavin wywrócił oczyma. Nie zamierzał tego komentować. Mogła sobie wmawiać co chciała, a on i tak wiedział, że gdyby coś groziło Pierdole to ona robiłaby wszystko by go z tego wyciągnąć. Może i z oschłością i pozorną obojętnością, ale ten typ już tak miał. Co do przyjaciół - cóż nie zamierzał odpowiadać. Nie on ich wybierał i nigdy nie twierdził, że tych by sobie przypisał.
    Uniósł lekko brew, gdy na niego spojrzała, po czym powiódł wzrokiem do wrót. O nie... to nie wróżyło dobrze. Cholera! Ta pieprzona idiotka zamierzała ich wpakować w tarapaty. Zaklął siarczyście, ale nie zdążył jej złapać. Kiedy otworzyła wrota i już ruszała do środka, on nie poszedł za nią. Czekał na rozwój wypadków. Mógłby teraz ją zostawić. Olać debila i spokojnie poszukać wyjścia. Przecież ta niereformowalna dziewucha skutecznie odwróci uwagę skrzelopotworów. Już miał ruszać w swoją stronę, gdy Pierdoła zatrzymał go w miejscu.
    - No jasne, idź za swoją idiotyczną przyjaciółeczką. Daj jej się porwać w to wariactwo. Zwiedzać jej się zachciało - fuknął na swoje drugie ja. Cholerny idiota. Cholerne więzi. Fuck!
    - Mówię ci, że to idiotyczny pomysł. Słuchaj, nawet ten debil Ryu by ją zawrócił - burknął, ale gdy i to nie pomogło, westchnął przeciągle. - Chcesz się babrać w gównie to się babraj - bąknął jeszcze, pozwalając Pierdole zająć swoje miejsce.
    Gavin odetchnął głęboko i od razu ruszył za Akane, przystając tuż obok niej. Wielkie drzewo i tłum kapłanek to pierwsze co rzuciło mu się w oczy. Dopiero wówczas zorientował się, że nareszcie nie pływają.
    - Ziemia, alleluja! - opadł radośnie na skalne podłoże tuż obok Akane. - Po co tu przyszliśmy? Chciałaś dać się złapać? - zainteresował się, zerkając teraz z obawą na te wszystkie zdziwione kobiety. Odkaszlnął parę razy i zaczerpnął powietrza w płuca. Raz, drugi, trzeci... wreszcie mógł porządnie oddychać. Matko, jak mu tego brakowało pod wodą. Mimo możliwości, trudno było przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy.
    - Jesteś idiotką, wiesz? - wymamrotał słowa Mrocznego. - Akurat teraz musze się z nim zgodzić...

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  30. Gavin spoglądał na to wszystko z wyraźnym zdezorientowaniem na twarzy. Miał nawet potłumaczyć to wszystko Akane, bo przecież kiedy Mroczny się wycofywał to głową była właśnie ona. Ona odpowiadała za myślenie. Nie zdążył. Nie bardzo rozumiejąc przyjął komentarz Akane na klatę i gdy ona zniknęła on został ze swoimi największymi lękami. Został sam z tym wszystkim. Zostawiła go. Zostawiła...
    Nawet nie wiedział, kiedy został pojmany. Nie opierał się. Pozwolił na to. Nie miał wyjścia. Mogli go tu nawet zabić, niespecjalnie w tej chwili go to obchodziło. Akane go zostawiła. Zdradziła. W swojej zimnej celi przez większość czasu pozostawał sam. Ze swoimi ponurymi myślami. Nawet Mroczny nie chciał z nim rozmawiać. To było tak jakby ten zniknął.
    Nie był pewien ile czasu minęło, ale kiedy wreszcie skrzelak pojawił się na horyzoncie, on jedynie westchnął ciężko.
    - Gdzie Akane? - zapytał mężczyzny używając języka skrzelaków. Zdołał podłapać to i owo od swoich duchów. Mężczyzna jednak niespecjalnie przejął się tym faktem.
    - Twoja luba ma się dobrze - mężczyzna otworzył klatkę i wszedł do środka. Miał przy sobie słoik z meduzą, która wyglądała na wredną kreaturę. Gavin wcisnął się mocno plecami w swoją celę. Nie spodziewał się, że te stwory posuną się do tortur.
    - Co chcesz zrobić? - zapytał drżącym głosem. O boże, jasna cholera... on nie był wytrzymały na ból. - Jezu, jezu, jezu... - panika powoli przechodziła przez jego ciało, a krzyk sam wyrwał mu się z gardła. Skrzelak nie musiał go nawet parzyć, by uzyskać ten efekt.
    - Skąd jesteście?
    - Nie stąd - jęknął Gavin jeszcze mocniej wciskając się plecami w kraty. - Nie stąd. Nic ci to nie da - spróbował oddalić się jeszcze dalej, ale nie mógł. Łańcuch krępował jego ruchy. Skrzelak nabrał głębokiego oddechu w płuca i otworzył słoiczek. Miał szczęście. Trafił na słabszą połowę chłopaka. Mógł tu co nieco ugrać i być może poprawić swój status społeczny.
    - Kto nauczył cię tych sztuczek? - zainteresował się.
    - Nikt - szczeknął Gavin. - Nikt, ja tylko... - krzyk przerwał potok jego słów, a meduza jedynie dotknęła jego nadgarstka. Mężczyzna wywrócił oczyma.
    - Zapytam raz jeszcze, kto... - nie dokończył, Mroczny obudził się z zimowego snu. Jego dłoń wyskoczyła do przodu i zacisnęła na gardle oprawcy. Przekrzywił lekko głowę i ziewnął ostentacyjnie.
    - Hm... na chwilę człowiek się odsuwa, a słynna gościnność Heim idzie się walić - odepchnął mężczyznę i pozbył się parzącej go meduzy. - Podobno jesteście łagodnym narodem... a tak wykorzystujecie biedne stworzenia morskie - cmoknął z wyraźną dezaprobatą, po czym przykucnął sprawdzając mocowanie łańcucha. Tym razem nie miał przy sobie spinki Akane, a i ona by mu tu nie pomogła. Spiorunował wzrokiem skrzelaka i opadł łagodnie na swoje miejsce.
    - Spieprzaj, nie chcesz słuchać to niczego się nie dowiesz - oznajmił krótko i zamknął oczy, kompletnie ignorując mężczyznę. Uniósł jedną powiekę, by zobaczyć jak ten wychodzi z jego celi. Nie wyglądał na zmartwionego czy specjalnie zrezygnowanego. Odpuścił, więc Mroczny wywrócił oczyma.
    - Widzisz? Wystarczyło pokazać mu, kto jest górą - rzucił łagodnie w eter i dopiero chwilę później poczuł ogarniającą go senność. Wzrok padł na swój poparzony nadgarstek. Pieprzona meduza... musiała nie być taką zwyczajną. Cóż... nie pozostało nic innego jak oddać się w objęcia Morfeusza.
    Gdy obudził się po raz kolejny, stał. Dłonie miał przywiązane do górnej części klatki, nogami ledwie co dotykał jej dna. O proszę, a tuż przed nim (za klatką) leżała Akane. Cudownie. Uśmiechnął się krzywo. Wzrokiem odszukał oprawcy, który teraz pastwił się nad nim wzrokiem, plecąc trzy po trzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Och ale to było zanim postanowiła mnie zdradzić - odparł krótko. - Jeśli o mnie chodzi to możesz ją nawet zabić - posłał Akane słodki uśmiech. - Cześć idiotko, dobrze się spało? Ominęła cię taaaka zabawa - zerknął znów na skrzelaka, który teraz wpuścił do jego klatki węgorze. Raptem trzy, ale doskonale wyszkolone. Podpływały do niego i gdy tylko robił większy ruch, parzyły. Cudownie. Przynajmniej będzie jakieś wyzwanie. Meduzka, którą już znał została przedstawiona Akane.
      - Widzisz jest pewien problem - spojrzał mężczyźnie w oczy. - Jeśli chcemy wyjść z tego żywi to nijak nam się opłaca współpraca - zauważył krótko. - Zaproponuj coś interesującego - poradził z dobrego serca, ale Skrzelak posłał im tylko oczko.
      - Miłej zabawy... a to dopiero preludium - zapewnił.

      Gavin

      Usuń
  31. - Osrane gacie? - roześmiał się głośno, kompletnie olewając fakt, że kolejna rybka go poparzyła. - Och no tak, Ryu ci siedzi w głowie - wywrócił oczyma. - Zdradzę ci sekret, akurat do niego nic nie mam - uśmiechnął się krzywo. - Wyświadczałem przysługę mojemu drugiemu ja, bo on nie ma jaj by zrobić cokolwiek - dodał, kompletnie ignorując słowa o zostawianiu go na pastwę losu. Sam by to z nią zrobił, więc w gruncie rzeczy nawet nie miał jej tego za złe. Zerknął na skrzelaka, gdy Akane zaczęła o nim opowiadać, przytakując od czasu do czasu i cmokając lekko.
    - Zapomnij - mruknął. - On chce wiedzieć, ale nie słucha. Nie przyjmuje do wiadomości. Nie kłap tyle jęzorem, bo prędzej ci odpadnie niż to zakuma, że prawdę mówisz - chwycił metalowej klatki mocniej i zacisnął mocno zęby, gdy prąd przeszedł przez całe jego ciało. Odbił się od powierzchni i potraktował jedną z rybek kopniakiem. Trudno, niech reszta się wkurza.
    - O, ale w odwecie mogę ci co nieco powiedzieć o idiotce - rzucił od niechcenia. - Ma do mnie uraz, bo próbowałem zabić jej ukochanego - puścił do niego oczko, jednocześnie skupiając się na duchach. - Wrzuciłem go na dwupasmówkę - uśmiechnął się krzywo. - Och no tak, nie wiesz co to dwupasmówka. Czekaj, zademonstruję - spojrzał wprost na skrzelaka, a ten został ostro odepchnięty na skały. Gavin nie próbował go tu zabić ani ogłuszyć. - Ma potężnych przyjaciół - dodał krótko. - Ale jednocześnie cholerna z niej naiwniara. Dopiero uczy się stawiać siebie na pierwszym miejscu - teraz zerknął na Akane i wbił w niej spojrzenie, zaciskając zęby, gdy kolejny węgorz się o niego otarł. - Złapaliście nie tę przynętę. Gdyby na moim miejscu siedział jej chłopaczek, już by puszczała parę z gęby - puścił jej w powietrzu całusa. - A tak... jesteśmy w patowej sytuacji. Tak to my do niczego nie dojdziemy.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  32. Gavin nie przestawał się uśmiechać, nawet gdy pluła jadem. Od czasu do czasu zmieniał tylko pozycję unikając tych gorszych dotyków od węgorzy.
    - Owszem. Ja - odparł krótko, gdy skończyła pluć. - Posiedź szesnaście lat z Pierdołą i spróbuj nie zwariować - dodał, puszczając do niej oczko. Zagwizdał nawet kilkakrotnie. Nie chciało mu się grać w te wszystkie gierki, które teraz narzucała. Głównie dlatego, że próbowała go wkurzyć i niespecjalnie jej to szło. Nie trafiała w te punkty co trzeba, choć pewnie jego drugie ja już dawno by tu ryczało.
    - Tak się składa, że to ty masz wolne nóżki, a jedyną przeszkodą jest ten koralowiec - zauważył krótko. - I kto tu jest płotką co? Masz wolną drogę. Już dawno powinnaś spierdolić, ale nie... wolisz tu siedzieć i robić z siebie ofiarę, ubolewając nad tym, że nie ma tu Ryu - rzucił, kręcąc lekko głową. - O, ale mogę cię nawet pocieszyć - dorzucił, zaczerpując trochę więcej powietrza w płuca po kolejnym wstrząsie. Ten jednak trochę go ruszył. Zabrał oddech na kilka sekund i dopiero wówczas powrócił. - Żadne z twoich pożal się boże przyjaciół nie kopnęło kalendarz, więc masz po co żyć - zaczerpnął znów więcej powietrza i zerknął na strażnika.
    - Dobra, koniec tej szopki - znów przygniótł go do ściany, tym razem zabierając mu możliwość oddychania. Odliczył w myślach do dwudziestu. Mężczyzna padł nieprzytomny, a węgorz wsunął mu się pod koszulkę.
    - Kur... - wyrwało mu się z ust. Zabolało. Porażenie było duże i omal nie przyprawiło o utratę przytomności, a ryba nie chciała się wydostać. Próbowała, lecz nie mogła. Zaczynała panikować niemal tak samo jak Pierdoła, przez co Mroczny musiał mocniej chwycić się krat by to wytrzymać. Rozgryzł sobie wargę i wymamrotał pod nosem parę słów, w tylko sobie znanym języku. Nie chciał się do tego posuwać, ale zabrakło mu czasu i pomysłów. Akane mogła za chwilę kopnąć w kalendarz, a przecież niespecjalnie mu na tym zależało. On sam również ledwie co oddychał.
    Otwierał bramę do świata zmarłych. Potrzebował wspomagania od własnego, pożal się boże ojczulka i gdy tylko je otrzymał rozerwał kajdany. Wiedział, że w tym stanie nie ma wiele czasu do stracenia. Jego oczy stały się całkowicie białe, a we włosach pojawiło się białe pasmo (a co kurwa, niech ma jak Ruda z X-manów). Wyszedł z klatki i pozbył się przeklętego węgorza, po czym uwolnił Akane od meduzy.
    - Hm... to co Złotko? Idziesz czy zostajesz? - zapytał patrząc na ten cały koralowiec, w którym utknęły jej dłonie. - Bo widzisz... podobno ciebie się boją, a ja jestem tylko chory psychicznie, płotka... jak myślisz... na kim im bardziej będzie zależało? - wystosował swoją teorię kucając tuż przed nią i dotykając jej brody, tak by mógł spojrzeć w jej przeklęte oczy. Akurat on nie miał zbyt wielu trudnych wspomnień, którymi mogła go zarzucić. Wszystkie te należały do Pierdoły.
    - W tej chwili nawet Pierdoła mnie nie powstrzyma przed zostawieniem cię tutaj - zapewnił chłodno. Jej ofiara byłaby mu nawet na rękę. Dała trochę czasu na ucieczkę.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  33. Długo patrzył jej prosto w oczy, zastanawiając się jak można być taką hipokrytką. Najpierw pieprzyć od rzeczy o zostawianiu go tu bez mrugnięcia okiem, a potem namawiać do tego, nadstawiając za niego karku. Westchnął przeciągle i wstał z miejsca. Mógł odejść, pieprzyć tę całą laskę, ale... zaczynał lubić ten jej przeklęty charakter. Dmuchnął sobie w grzywkę, po czym ponownie przykucnął.
    - Będziesz mi wisiała przysługę. Mi, nie mojemu drugiemu ja - oznajmił twardo, jednocześnie wyszarpując jej drugą rękę i przerzucając sobie to chuchro przez plecy. - Trzymaj się, nie wiem na ile starczy mi wspomagania - wyjaśnił chłodno i ruszył biegiem do wyjścia. Potrzebował tylko kierunku, a tego miał pod dostatkiem. Widział drogę jak na dłoni, ale... podejrzewał że tak łatwo im nie pójdzie. Może i wydostaną się na powierzchnię, ale dotrze tam w stanie skrajnego wyczerpania. Szlag... trzeba było olać idiotkę...

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  34. Został potraktowany jak przyjaciel rodziny. Rei wspomniała coś o tym, że później będzie mógł z nimi zamieszkać, a Meliodas wzruszył tylko ramionami. Tony nie wyglądał na specjalnie zachwyconego, ale najprawdopodobniej uznał, że Gavin się nie zgodzi. On sam... nie był pewien, więc rzucił tylko chłodne "zastanowię się", nie zamykając sobie tym samym żadnej furtki. Bo co miał zrobić? Zostać sam na tym zadupiu? Jeszcze, gdyby znajdowali się w pobliżu miasta to rozumiał. Mógłby zacząć od nowa z czystą kartką. Niestety na tę chwilę był zdany na tę bandę Pierdoły.
    Zajmował jakiś kawałek podłogi w domu Febe i Yensena i czekał na rozwój wydarzeń. Jako, że po porodzie nie minęło wiele czasu, a drugi nadchodził wielkimi krokami, nikt nie myślał o tym by ruszać się z miejsca. No dobra, poza Natanem, ale ten pomrukiwał coś o powrocie do Pheonix, za co co chwilę dostawał burę od Tonego. Nie było opcji by zrobił to przejściem od strony Drakonów.
    Tej nocy, obudził go płacz... a właściwie zawodzenie dochodzące zza ściany. Bliźniaki, jak ich rodzice, były całkiem rozkapryszone i akurat w nocy dokazywały najgłośniej. Chłopak zarzucił na siebie swoją, teraz już wypraną, bluzę i ruszył na dwór. Przewietrzyć się. Opróżnić głowę z niepotrzebnych myśli. Było dziwnie. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do ciszy. Dalej łapał się na tym, że go szukał. Potrafił godzinami patrzeć w jeden punkt i nie kontaktować, bo szukał swojego brata. Kurwa... a przecież nawet go nie lubił. Skrzywił się i splunął przed siebie, docierając wreszcie na plażę. Nogi same go tu poniosły, chociaż przecież powinien mieć uraz do tego przybytku. Te pieprzone Skrzelaki w każdej chwili mogły zaatakować. Był święcie przekonany że akurat on znajdował się na ich czarnej liście. W końcu zamordował ich kapłankę.
    - Mhm mogliby już po nas przyleźć - mruknął do Pierdoły, którego nie było. Nikt mu nie odpowiedział, więc westchnął przeciągle, dopiero wtedy dostrzegając siedząca na piasku Akane. No jasne. Oczywiście musiała przyleźć akurat tu. Ona też najwyraźniej lubiła kusić los.
    - Czekasz aż cię morze pochłonie i wrócisz w ich łapy? - rzucił z lekkim sarkazmem w głosie, który kierował bardziej do swych myśli niż do niej. Przystanął tuż obok niej, wsuwając dłonie w kieszenie. - Czy masz już dość nowego rodzeństwa? Skubane gówniaki są głośne...

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  35. Przez chwilę milczał, jakby trawiąc jej odpowiedź. Zamierzał nawet coś odpyskować, ale ugryzł się w język. No tak. Teraz był Pierdołą. Tak, przynajmniej w teorii, miało być łatwiej. Zacisnął mocno szczęki i zaraz zrobił naburmuszoną minę.
    - Ej no weeeź - jęknął trochę podwyższonym głosem. - Wcale nie jestem taki zły - bąknął, wreszcie zajmując obok niej miejsce i trochę się garbiąc. - Poza tym... skoro jesteś wdzięczna, to co z byciem moją dziewczyną? - popatrzył na nią, robiąc wielkie oczy niczym kot ze Shreka. O boże, jak on się za to nienawidził. To uwłaszczało jego własnemu ego. Jak ktoś może aż tak głupio się zachowywać? Toż to niepojęte. Aż mu wargi zadrżały, ale tylko przez sekundę, zanim znów odwrócił od niej wzrok i zapatrzył się w morze.
    - Mhm... - mruknął, jakby chcąc jej powiedzieć, że faktycznie na nich czeka, ale zaraz oprzytomniał. - Nie! - wybuchnął, naśladując to wysokie "C". - To on nas w to wpakował! Jeśli miałyby po mnie przyjść to niech z nim się obejdą, nie ze mną - wzdrygnął się na samą myśl o Skrzelakach.
    - Rei-san zaproponowała mi mieszkanie razem z nią i Meliodasem... - dodał po krótkiej chwili, skubiąc piasek i spuszczając wzrok. Upewnił się, że jego głos brzmi niepewnie. - Myślisz... myślisz że to dobry pomysł? - wyjąkał.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  36. - No wieem - bąknął. - Ale jego tu nie ma i nie wiadomo czy będzie kiedyś - zauważył rezolutnie pijąc do nieobecności Ryu. Szlag by to... nie kumał tej obsesyjnej miłości Gavina do Akane. Ani trochę. - Mogłabyś... no wiesz... - oblizał lekko wargi, znów na nią zerkając. - Uznać mnie za opcję B... jak już będzie wiadomo, że Ryu nie wróci - wzruszył ramionami i nachylił się do niej, by ucałować ją szybko w policzek.
    Jezu! Jakie to było złe. No dobra, laska była ładna. Nawet bardzo i charakterna, ale to wszystko. Jakoś nie czuł do niej specjalnego pociągu. Zwłaszcza teraz, kiedy grał Pierdołę. Boże... jak ona w ogóle mogła rozważać jego kandydaturę?! No kompletnie laska gustu nie miała.
    - Hm jakby to... - zastanowił się nad kolejną odpowiedzią. - To nie tak, no niby boli, ale jakby... no nie wiem jakby nie bolało - bąknął, kręcąc się trochę na piasku. - Tak jakby ktoś cię bił przez gruby koc - zaproponował takie porównanie. Bo owszem odczuwał wszystko, ale znacznie mniej. Był raczej biernym obserwatorem, czasem wtrącającym się do rozgrywki.
    Kolejne jej słowa sprawiły, że musiał mocno zamrugać kilkakrotnie, a szczęka omal nie opadła mu do samej ziemi. Jeszcze przed chwilą rzuciła coś o tym, że nie chce być jego laską, a teraz sama proponowała mu ciasne mieszkanko. Gwałtownie się do niej przybliżył i mocno objął ramionami, zamykając ją w uścisku.
    - Ale super! Czyli jestem opcja A! - wykrzyknął jej niemal do ucha mocno entuzjastycznie, po czym zamknął oczy i pozwolił sobie na zdjęcie uśmiechu. Przynajmniej póki mocno ją obejmował i nie widziała jego twarzy. Przez krótką chwilę wyginął buzię na wszystkie strony, chcąc odzwyczaić ją od wiecznego wyszczerza, ale zaraz znów go przybrał.
    - To super pomysł! Ale... twój tata i brat się nie zgodzą - znów zrobił minę zbitego psa.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  37. Uff... wiara w tę lasencję powoli mu wracała. Z każdym jej słowem. Może nie była aż taka głupia i naiwna. Aż mu szczerze ulżyło, gdy tak marudziła na niego. Z przyjemnością wyswobodził ją ze swoich ramion i nawet odsunął trochę od niej.
    - No dobra - bąknął. - Musiałem spróbować - wzruszył ramionami, przyjmując do wiadomości to, że Akane go nie chciała. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że Pierdoła wcale by się tak łatwo nie poddał, ale z drugiej strony... tyle się przez niego nacierpiała, że czasem mógł chodzić po rozum do głowy. Szło to jakoś wytłumaczyć.
    - Obie? - uniósł lekko brew. - Żartujesz sobie... - bąknął teraz szczerze zaskoczony i aż krew zagotowała mu się w żyłach. Nosz... doprawdy, jaja się jej trzymały i to porządnie. Zacisnął mocno wargi i zbliżył się do niej, świdrując ją spojrzeniem.
    - Przecież on jest niebezpieczny! - wybuchnął. - Niezrównoważony! Popierdolony! - wyliczał z coraz głośniejszym "C". - Wydaje ci się, że go lubisz bo... bo... - wyrzucił ramiona w powietrze. - Bo cię uratował! Syndrom Sztokholmski przeżywasz! - wypalił pierwsze lepsze. Nie no, jaja sobie robiła jak berety. Cały czas sobie z niego kpiła, a on tak po prostu się dawał, bo kurwa Pierdoła by się dał!
    - Gówno wie ta twoja mała kuzyneczka - warknął chłodno, na moment tracąc Pierdołowatą grę aktorską. - Niech lepiej pilnuje swojego nosa, a nie wtrąca się w inne sprawy. Ty też... nawet nie próbuj na mnie swoich sztuczek ko... - odsunął się od niej gwałtownie i odetchnął głęboko. Omal nie nazwał jej swoim "ko-cha-niem", a wtedy już byłaby kablica. Cmoknął niezadowolony i za chwilę przecierając twarz swoimi dłońmi.
    - Prze-przepraszam... nie wiem co we mnie wstąpiło - wyjąkał płaczliwym głosem, choć tak naprawdę miał ochotę krzyczeć. Wykrzyczeć jej w twarz wszystko co się zadziało, tylko że... nie byli przyjaciółmi. Nie on i nie lasencja.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  38. Kurwa, byłoby lepiej, gdyby sobie poszła. Zostawiła go wreszcie samego... ale nie. Usiadła obok i jeszcze wkleiła się w jego ramię. Okay, zaczynał łapać skąd brała się obsesja Pierdoły. Odruchowo podłożył dłoń pod jej policzek i odepchnął ją lekko od siebie, samemu odsuwając się od niej odrobinę.
    - Wiesz co? Sama jesteś sobie winna - bąknął, dalej trzymając się tonu Gavina P. - Jak ja mam sobie ciebie odpuścić jak jesteś dla mnie taka dobra? - spojrzał jej prosto w oczy, tylko że mimo łagodnego tonu, jego oczy się nie śmiały. Nie potrafiły. Nie w tej chwili. - Zachowaj dystans, co? Bo mi nie jest łatwo - objął się swoimi ramionami i podciągnął kolana pod brodę, wpatrując się w morze intensywnie, jakby nawołując skrzelaki z powrotem. Mogłyby go zabrać i zabić. O... wtedy byłoby znacznie łatwiej.
    - Nie wiem - odparł z rozbrajającą szczerością. Ona widziała tę całę sytuację jako alter-ego, on nie. Byli po prostu dwoma braćmi, nieszczęśliwie upchniętymi w jedno ciało, bo matka go nie chciała, a ojciec nie mógł pogodzić się ze śmiercią jednego ze swych synów. Przymocował go siłą do tego ciała. Prychnął pod nosem. Co za debilni rodzice! Ugh...
    - Ale nikomu... nawet Ryu, serio! Nie życzę utknięcia w jednym ciele z inną osobą - zapewnił ją gorączkowo i posłał w jej stronę nieśmiały uśmiech, bujając się raz do przodu i raz do tyłu. "Nie wychodź z roli" upomniał siebie.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  39. Już mi przeszło, chciał powiedzieć, ale zamiast tego pokręcił tylko głową. Nie mogło mu przejść, bo nigdy tego nie czuł. Zamknął oczy wsłuchując się w szum fal i po raz kolejny szukając w swojej głowie oznak, że Pierdoła gdzieś tam jest. Wyłączył się na moment i dopiero słowa o jakimś dachu przywróciły go do rzeczywistości.
    - Mhm - wymamrotał nieskładnie. - To było tak dawno, że wydaje się niczym w jakiejś bajce, jakby w ogóle się nie wydarzyło - rzucił krótko. Owszem coś mu świtało, że kiedyś tam ten Pierdoła poznał Akane i oszalał na jej punkcie, ale kompletnie nie pamiętał tego momentu. Musiał go przespać lub uznać na niezbyt interesujący.
    - Mogliśmy - przyznał szczerze. - Ale dorośliśmy i już nic nie jest takie łatwe - dodał zaraz, z pewnością psując trochę atmosferę, ale powoli przestawał o to dbać. - Już nie mówimy sobie wszystkiego - uśmiechnął się do niej smutno, jakby faktycznie tego żałował. - Nie jesteśmy... - chciał dodać "przyjaciółmi", ale zamiast tego westchnął ciężko. - No nie jesteśmy blisko, bo wszystko spieprzyłem - wzruszył ramionami, dalej nie ruszając się z miejsca. Ta rozmowa zaczynała mu ciążyć, a udawanie Pierdoły męczyć, ale po powrocie do domu też musiałby to robić, bo Tony... ech Tony też nie dawał mu spokoju. Był zbyt podejrzliwy. Kurczę... Pierdoła miał zbyt dociekliwych kumpli.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  40. [O kurcze... ale mieliście wczoraj dobrą passę xD To ja przychodzę z prostym początkiem.]

    Dzień. Tyle wytrzymał siedząc na dupie i poruszając się tylko w obrębie chałupki Yensena i Febe. Dzień, od kiedy obiecał Febe, że wytrzyma ich aż dwa...ale z drugiej strony to co planował wcale nie było takie ryzykowne. Zacznijmy od tego, że kobieta nie wytłuściła mu jej własnej definicji szaleństwa, więc kiedy tylko rano zobaczył Akane "opalającą" się na ganku, przysiadł tuż obok niej.
    - Hej, Żabencjo - objął ją przyjaźnie ramieniem, przyciągając trochę do siebie. - Masz ochotę połazić ze mną po lesie, poszukać grzybów czy innych jadalnych rzeczy i... odetchnąć trochę? - zaproponował spokojnie. - Może da się znaleźć coś alla Maryśkę i spalić na uboczu - zadumał się, bo przecież doskonale pamiętał ten jeden dzień, kiedy we troje wypalili skręcika, śmiejąc się przy tym i odkładając troski na bok. Co prawda, teraz było ich tylko dwoje... ale nie miał wątpliwości, że trzeci do nich dołączy, prędzej czy później.
    - Ech potrzebuję mojej omylnej przyjaciółki - wyznał bez ogródek. Miał ewidentnie problem z emocjami i zamierzał jej o tym wszystkim powiedzieć, ale nie tu... nie w pobliżu tego domu, gdzie wszędzie były oczy i uszy.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  41. A ta znowu o swoim tatusiu. Owszem człowiek ten wiele przeszedł i wpisywał się w niemal każdą historię, ale ile można (xD). Nie pierwszy raz o tym wszystkim słuchał czy on sam, czy przez Pierdołę. Aż mu się na usta sunęło "Ta, a chcesz posłuchać co mój tatuś ciągle powtarza?", ale znów nie byłoby to wystarczająco Pierdołowate. Już nie wspominając o tym, że jego brat nie chciał mieć nic wspólnego z ojczulkiem i raczej o nim nie wspominał. Nawet z mocy nie korzystał, chociaż przecież mógł. Duchy to ułamek tego co potrafił.
    - Tak, ale... - odchrząknął, gdy wreszcie uznał, że tej ciszy wystarczy. - Wybacz, ale ty jesteś tu tą idealną - zamachał do niej kilkakrotnie. - Tak dla przypomnienia to ja wysłałem twojego chłopa na dwupasmówkę i ja wysłałem go do krainy śmierci i ja macałem cię po cyckach i całowałem bez twojej zgody, ja ci groziłem i ja naprzykrzałem się twoim kumplom, a zwłaszcza temu jednemu - zauważył wyliczając wszystko co robił. - Wreszcie to przeze mnie utknęliśmy w lustrze - dodał po krótkiej chwili. - Więc to nie był jeden występek - uśmiechnął się do niej krzywo i wstał. Otrzepał swoje spodnie, po czym odetchnął pełną piersią, spoglądając w te piękne gwiazdy, które jakimś cudem wyglądały dokładnie tak samo jak te ziemskie.
    - No więc... więc... ja się chyba utopię! - wyjęczał niemal tak beznadziejnie jak jego braciszek mógłby to zrobić i zanim Akane zdołała zrobić cokolwiek ruszył biegiem w stronę ciemnego już morza, po drodze tylko zrzucając buty. Tych jednak byłoby mu żal. Zanurkował pośród chłodnych fal, nabierając przy tym dużego oddechu w płuca. Tak po prawdzie nie chciał umierać, ale był ciekaw. Był ciekaw, czy skrzelaki skorzystają z okazji. Czy w ogóle są gdzieś tu w pobliżu.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie zamierzał się przecież utopić. Po prawdzie chciał ją jedynie zwabić do wody, bo kiedy okazało się, że Skrzelaki nie mają wszędzie swoich ludzi to z rozczarowaniem stwierdził, że nie ma sensu dłużej kąpać się w zimnej wodzie. Skierował się pod wodę w stronę stłumionego głosu dziewczyny i musnął dłońmi jej nogi, by wreszcie za nie pociągnąć, tak aby musiała całkowicie zanurzyć się pod wodą. Dopiero wtedy stanął wyraźnie usatysfakcjonowany. Roześmiał się serdecznie, ale zaraz zacisnął mocno wargi, jakoś tak przerażony dźwiękiem, który z siebie wydał. On się nigdy nie śmiał. Nie tak... nie w ten sposób. To była działka Pierdoły. On nie mógł odczuwać radości. Skarcił się w myślach za swoje zachowanie i wzniósł oczy ku niebu, by krzyknąć w jego stronę raz a porządnie. W ten sposób rozładowywał swą frustrację. Zaraz też zanurzył się po nos w wodzie, obserwując w ten sposób Akane.
    - Podobno Morsowanie ujędrnia skórę - wysnuł taką hipotezę, plując raz za razem wodą. - Powinnaś mi być wdzięczna. Dzięki takim kuracją będziesz wiecznie piękna i młoda - chlapnął w nią wodą.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie zdołał się uchylić przed algami, a gdy już wylądowały na jego twarzy przesunął je sobie na włosy i podpłynął do niej bliżej, by stanąć na równe nogi. Przewyższał ją na szczęście. Poklepał ją lekko po głowie.
    - Moje lico piękniejsze być nie może... przecież nie chciałbym, żeby komuś stała się krzywda - zrobił zatroskaną minę, teraz udając straszliwie pewnego siebie. Zamierzał zaraz zmienić grę, ale rumieńce nie chciały wstąpić na twarz. Nad tym będzie trzeba jeszcze popracować.
    - Ale tobie się przyda ko-cha... Żabo - bąknął, klepiąc się otwartą dłonią w czoło. Szlag by to wszystko wziął. Pchnął ją lekko, zaraz znów zanurzając się pod wodą. Jednak w tej chwili pod wodą było cieplej niż nad nią.
    - To wracając do tematu... przyjęłabyś ofertę Rei? - wypalił prosto z mostu. Pierdoła czy nie... naprawdę się nad tym zastanawiał i serio miał zgwostkę.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  44. Westchnął przeciągle, nie komentując tej jej zaczepki. Obserwował ją tylko uważnie, słuchając słów które wypowiadała. Skrzywił się lekko, gdy wspomniała o Tonym. Tylko tak szczerze to nie jego najbardziej się obawiał, tylko tego drugiego. To jemu w gruncie rzeczy znał najlepiej - a przynajmniej jego słabości, bo przecież kazał Pierdole je zgłębiać zanim wystosowali odpowiedni ruch.
    - Ech... - z ciężkim westchnieniem zanurzył się całkowicie pod wodą, po czym zaraz wynurzył się z niej i znów spojrzał na Akane. - Opcja B to zamieszkanie z twoją rodzinką, Żabson - wyszczerzył się do niej maksymalnie. - Bo przecież twój brachol na pewno długo z wami nie pomieszka - pomachał lekko dłonią i pokiwał głową na znak, że ten plan pasowałby mu najlepiej.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  45. - Nie, nie - pokręcił przecząco głową. - To plan B. Febe nawet nie znam! - wyrzucił tym pieprzony wysokim "C". - Nie będę z nimi mieszkał, a przecież Ryu - odchrząknął, spuszczając wzrok i spoglądając gdzieś w bok, by wyszło na to że jest speszony, może zmartwiony. Jeden pies.
    - Ryu, jak już wróci... to raczej mnie tam u Rei nie zechce - zauważył rozbrajająco zanurzając się znów pod wodą. - Opcja C to po prostu mieszkanie samemu czy coś... - wymamrotał i ta opcja nawet mu się widziała. Jemu, ale Pierdoła pewnie by na nią nie poszedł. Fuck! Pieprzyć to... teoria jednak nie wychodziła mu za dobrze. Zacisnął mocno pięści i szczerze cieszył się, że jest teraz w większości pod wodą.
    - Ale twój brachol pewnie zrobi sobie dziecko niedługo i będziesz jedyna bezdzietna w tej rodzince - zmienił temat na jakiś kompletny z dupy, ale to do Pierdoły pasowało. - Ale będziesz miałą wtedy sajgon... opiekować się każdym bahorem... przydałby ci się taki wspomagacz - zamrugał uroczo.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  46. - Już widzę, jak tatusiek ci pozwala mieszkać w pobliżu, ale samej - wybuchnął gromkim śmiechem, odruchowo odsuwając się od niej na w jego mniemaniu bezpieczną odległość. Przynajmniej żeby nie ułatwić jej uderzeń. - Ewentualnie postawią ci dobudówkę, zwłaszcza jeśli Ryu powróci - prychnął śmiejąc się przy tym. Już to widział... Niklausa robiącego obchody co 10 minut, by upewnić się, że jego córeczka jednak jest sama a nie bałamuci się z podejrzanymi chłopami. Jego twarz wyskakującą przy oknie i straszącą nie tylko amantów. Ciekawe doświadczenie.
    - Marz o tym dalej, ko-cha-nie.
    No i się nie powstrzymał. Mało tego, nawet nie zwrócił na to uwagi, zbyt zajęty nabijaniem się z jej "marzeń".
    - Ojej... pampersiki na pewno zmienia się podobnie do pieluszek, tylko te drugie trzeba zawiązać, a w pampersikach są rzepy - wzruszył ramionami, jak gdyby zajmowanie się dziećmi to było nic. - No przecież bym ci pomógł... przytrzymałbym gówniaka w górze, jak ty byś go przebierała - zauważył krótko.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  47. Wywrócił oczyma i wzruszył ramionami. Co zrobić, miał przemądrzałą gębę i dobrze się z nią czuł. Tylko teraz dochodził do tego ogromny mętlik w głowie, który nie pomagał.
    - Wiedziałem, że będę mógł na ciebie liczyć - podniósł się niemal od razu i podał jej dłoń. Zaraz jednak prychnął. - Ale cykor... te stwory tutaj całkiem niezłe są - uśmiechnął się szeroko. Właściwie nie mieli jeszcze okazji porozmawiać o swoich doświadczeniach, ale te jego wcale nie było takie złe.
    - Mogę ci nawet pokazać parę interesujących roślinek - pokiwał lekko głową. Trochę wyniósł ze świata Drakonów i czuł, że nie należy już do tych najbardziej zielonych członków ich załogi.
    Ruszył przed siebie, wsuwając dłonie w kieszenie. Nigdy nie był zbyt dobrym rozmówcą. Dobra, kiedy już się rozkręcił temat to co innego, ale z rozpoczynaniem... masakra.
    - To ugh... jak ty wytrzymałaś z Gavciem tyle czasu? Czym cię przekupił do współpracy? - poruszył luźno, by jakoś rozpocząć gadkę. Poza tym był ciekaw cywilizacji podwodnej. Chciał się o niej dowiedzieć jak najwięcej. Aż oczy mu się zaświeciły na myśl ile nowej wiedzy zdobędzie.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  48. O czym marzył? Nie miał bladego pojęcia. Nawet do końca nie ogarniał tego całego pojęcia. Do tej pory nie pozwalał sobie na takie rozważania, bo przecież nigdy nie miał wyleźć na wierzch. Zawsze miał siedzieć w ukryciu. Zacisnął mocno wargi, chcąc jakoś zmienić temat, ale wtedy ułatwiła mu zadanie. Aż odetchnął z ulgą i zupełnie się zapomniał.
    - O czym marzył Wasz Gavin? - powtórzył po niej. - To proste... chciał zostać Twoim chłopakiem, bo miał coś nie tak z łbem. Uważał, że jesteś mu pisana, bo byłaś pierwszą, która wyciągnęła do niego rękę. No wiesz... zakochał się niemal od razu - wzruszył ramionami. - Potem marzył już tylko o spokoju. Nawet do ostatnich chwil marzył o... - urwał w połowie zdania, przypominając sobie, że przecież teraz on jest Pierdołą. Zamrugał kilkakrotnie, patrząc na nią w niemym osłupieniu. Kurwa, cholera, pieprzyć to! Nabrał kilka głębokich oddechów i ruszył pędem do brzegu. Do jasnej cholery! Musiał się dać tak gładko podejść?! Przecież dobrze mu szło.
    - Kurwa - warknął, przeklinając siebie w myślach i gdy tylko dotarł do brzegu w popłochu zaczął ubierać swoje buty. - Nie! - wskazał ją palcem. - Nawet nie próbuj się zbliżać, kochanie - warknął. - Nie pytaj, nie! Zostaw mnie w spokoju, żmijo wredna!

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  49. Miał w pogotowiu kilka sztuczek. Mógł ją odsunąć od siebie, korzystając z pomocy duchów, ale szczęśliwie zatrzymała się w bezpiecznej odległości.
    - Nie zapominam, jesteś jego cholerną przyjaciółeczką - burknął na nią, podkreślając przy tym słowo "jego". Tak, niech wie, że on się z nią nie przyjaźni. Nigdy tego nie robił i nie sądził, by kiedykolwiek miało się tak stać. Dokończył ubieranie butów, słuchając tych jej wywodów i słów o tym, że jest. Zacisnął mocno pięści i obserwował jak wraca do swoich ciuchów, ale do nich nie dociera. Emocjonalna istota, twierdząca że jest egoistką. Znów miał na końcu języka coś o tym całym udawanym egoizmie, ale ugryzł się w niego.
    - Oni nas czymś zatruwali. Gavina i mnie - oznajmił jakby trochę wbrew sobie. - Przez długie miesiące. To nie przynosiło efektów. Nie działało, kpiłem sobie z nich - zagryzł mocno wargi. - Ale w ostateczności okazało się, że Gavin... Gavin nie dopuszczał do tego, by zadziałało. Walczył z tym czymś od środka - kłykcie mu zbielały od ciągłego ściskania pięści. - On odszedł. Tam na plaży... zabiłem ich pieprzoną kapłankę, a on odszedł. Umarł. Zniknął. Jest cicho... nigdzie go nie ma - wydusił z siebie tyle słów na raz. Sam był zaskoczony tym wszystkim. Nie wiedział po co jej to mówi, ale może po prostu był jej choć tyle winien. Gavin by sobie tego życzył.
    - Jest cicho... - zadygotał lekko. - Tak cholernie cicho... - zgrzytnął zębami. - Szukałem go. Wszędzie. Wołałem go... ale go nie ma. Odszedł, pieprzony idiota. Egoista! Odszedł i zostawił mnie z całym tym gównem! - ostatnie zdanie wykrzyczał, zaraz siadając na piasku i oddychając mocno.
    - I nie... nie chcę słyszeć od ciebie żadnych słów o tym jaki jestem żałosny, bo się użalam. Jak wszystko pieprzę - spojrzał na nią chłodno, nawet nie wiedząc czy będzie na niego patrzyła, czy przypadkiem nie ucieknie. - Wiem o tym. Doskonale wiem - uderzył pięścią o piasek. - Po prostu zostaw mnie w spokoju. Potem powiem reszcie i odejdę, więc już mi odpuść.

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  50. Tony odpowiedział jej skruszonym uśmiechem. Samych tortur nie uważał za coś konkretnie naukowego.ale miał nadzieję, że nie tylko tortury ją tam spotkały.
    - Przepraszam - rzucił odruchowo, po czym już posłał w jej stronę śmielszy uśmiech. - Ja trafiłem do krainy Drakonów i szczęśliwie te widząc, że potrafię latać przyjęły mnie do swojego grona. To chyba za sprawą Ashay... to taka hm jakby to - trochę się poplątał oczywiście. - Dowódca jednego z klanów Drakonów. No i ona miała jednego syna, ale przyjęła mnie pod swoje skrzydła. Robiła trochę za mamę tam... nauczyła mnie języka, pokazała sztuczki powietrzne. Całkiem sporo stamtąd wyniosłem - uśmiechnął się słabo. - Ale no problem był taki, że nie chcieli mnie wypuścić. Tj mogłem robić co chciałem, ale w obrębie krainy. Gdy zbliżałem się do granic to zawsze mnie zatrzymywano - wzruszył ramionami, spoglądając na nią z zaciekawieniem i milknąc trochę, gdy zaczęła opowiadać o Gavinie.Pokiwał lekko głową. Tak, Mroczny mógł mieć trochę plusów i być przydatnym towarzyszem, kiedy dążyli do tego samego celu.
    - Hm on tą kapłankę zabił, tak to przynajmniej wyglądało na plaży - mruknął, bo przecież krótko po tym wydarzeniu zagęściło się od Skrzelaków, a on akurat zrzucał Natana do pomocy. - Hej... przecież Mroczny też człowiek, może po prostu nie chcieliśmy go poznać wcześniej - wzruszył ramionami, jakoś nie zamykając się na inne opcje. - Póki mu nie odwala oczywiście... - dodał zaraz. - Swoją drogą, twój brat powoli przyzwyczaja się do swobodnego spadania, tylko ciągle klnie i twierdzi, że przez to rozum postradaliście i zwariowaliście - podrapał się lekko po głowie. Na pewno mówił to w żartach, ale jakoś go to ubodło, bo przecież nigdy nikomu krzywdy nie chciał zrobić. Umilkł, kiedy wreszcie padło to pytanie.
    - Hej... - złapał się teatralnym gestem za serce. - To już bez niczego nie mogę pogadać z przyjaciółką - popatrzył na nią udając bezwzględne urażenie, po czym uśmiechnął się krzywo.
    - Heh no bo wiesz... ty jesteś dobra w te emocje, a Ryu tu teraz nie ma - zgrzytnął lekko zębami, po czym popatrzył na nią. - ...ale wróci. Meliodas mówi, że... - urwał na moment, bo Niklaus prosił przecież o kilka dni wolnego, odetchnięcia a on już szalone rzeczy wprowadza. Pokręcił lekko głową. - To tylko teoria - machnął lekceważąco dłonią. - No więc... jak się gra w te emocje? Dlaczego taki mętlik w głowie mam i o co chodzi z tym sercem? Dziwnie boli czasami... i wszystko jest jakieś inne - bąknął zażenowany.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  51. - Zirytowałem ich - przyznał bez ogródek. - Przez twojego brata jestem tam spalony - zaśmiał się cicho, ale nie wnikał w szczegóły. Nie sądził, by to było teraz potrzebne. Może kiedyś będzie na to czas i ochota. Właściwie to chciał zatrzymać coś od siebie na rozmowę, kiedy już będą we troje. Po co powtarzać to wszystko kilka razy, skoro można zrobić na raz?
    Zaraz jednak odetchnął głęboko. Akane zmyła mu głowę, nawet tego nie planując. Pewnie miała rację, a sprawa braku pionków zdecydowanie mu się nie podobała. Jak niby miał to wszystko ogarnąć? Wcześniej emocje były łatwe... albo się złościł, albo nie, ale teraz dochodziło coś jeszcze. Jakieś głębsze uczucia, z którymi ewidentnie miał problem.
    - Hm tak trochę tak - bąknął, pocierając się po swoim karku. - Ale Meliodas twierdził, że zostawił ich żywych, więc postanowiłem zaufać - zacisnął mocno wargi. - Rei by nie kłamał przecież... bo by zebrał niezłe baty, gdyby to wyszło - westchnął przeciągle. Miał nadzieję, że Shay jednak przeżył i jeszcze kiedyś będzie mu dane się z nim spotkać. Na neutralnym gruncie.
    - A Ryu... - spojrzał jej prosto w oczy. - Znaczy znasz go... wiesz, że on wszystkich potrafi zbajerować. Nie da się go specjalnie nie lubić - uśmiechnął się krzywo. - Tylko no tak myślę, że gdyby mógł to już by tu był. Pierwszy by nas odnalazł, więc coś musiało pójść nie tak - zacisnął mocno wargi. Tak, martwił się o niego. W końcu traktował go niczym brata. - Tylko znowu... podsłuchałem Meliodasa i mamę... znaczy Rei - wypuścił z płuc powietrze. - On ma pewien trop, chce tam pójść - dodał, jednak pierdoląc opinię Niklausa na ten temat. - Tylko poczeka aż Rei urodzi. No wiesz, ona jest na wylocie, więc to logiczne - z westchnieniem usiadł na głazie i nabrał kilku oddechów. - Kurcze... tyle gadania to nie zdrowo - burknął do samego siebie. Nie był przyzwyczajony do takich rozkmin i tak długich wypowiedzi na raz. - No i myślę, że Ryu też by tego chciał. To znaczy... no wyobrażasz sobie jaki byłby wściekły, gdyby coś stało się Rei, kiedy my zdecydowaliśmy ją zostawić? Już byśmy przyjaciela nie mieli - zaśmiał się, chociaż wcale mu do śmiechu nie było. Ba, nawet poczuł wilgotniejące oczy i szybko zamrugał, marszcząc przy tym brwi. Otarł pojedyncze łzy. Matko... co się z nim działo do cholery?! Rozsypywał się?! On? Przecież to niemożliwe.
    - No i jest jeszcze Rei. Nazwałem ją mamą - poczuł czerwieniące policzki. Był prawie dorosły i nagle mówił do kogoś "mama". No koszmar. - A ona to słyszała... tylko ja nie wiem, nie jestem pewien... no martwię się o nią, ale nie wiem... - zabrakło mu słów w gębie. - Ja już nic nie wiem - westchnął, chowając twarz w dłonie. - Dobrze, że chociaż ciebie mam... i nie zmieniłaś się aż tak mocno - wymamrotał beznadziejnie, a potem w przypływie chwili, przyciągnął ją do siebie i schował twarz w jej ramię, czując nadchodzącą falę płaczu.
    - Będę płakał - poinformował ją rzeczowym tonem. - To chyba jakiś objaw - wydusił jeszcze, zanim zamilkł przełykając gorzkie łzy w możliwie najcichszy sposób.

    Tony [coś poszło mi nie tak... wybacz xD]

    OdpowiedzUsuń
  52. Im dłużej mówiła, tym mocniej zaciskał pięści, przebijając w końcu skórę na swych dłoniach. Oddychał chrapliwie, starając się ze wszystkich sił trzymać w ryzach. Akane tego nie ułatwiała. Nagle powiedziała tych kilka słów. "Straciłeś brata, rodzinę". Słów, które wbiły mu się do serca i ugodziły boleśnie. Na tyle boleśnie, że przestał oddychać. Zabrakło mu powietrza w płucach. Choć go nabierał to nie potrafił oddychać. Uderzył się w pierś, raz, drugi, trzeci. Próbował przepchnąć tą rosnącą w gardle gulę. Nie ufał swojemu głosowi. Odwrócił od niej wzrok, zapatrzył się na morze, dalej walcząc ze sobą o oddech. Bolało. Oczy go piekły, płuca paliły, serce zacisnęło się boleśnie, a on miał ochotę krzyczeć, płakać... tylko że ona wciąż tu była. A on... on był tym Mrocznym. Tym bezuczuciowym. Przecież tak go właśnie wszyscy kreowali. Wszyscy przyjaciele Gavina. On nie miał prawa czuć. Nie tak. Nie w ten sposób. Na dodatek wspomniała coś o tym, że ma nie udawać Gavina, więc nie mógł jej tu teraz wybuchnąć płaczem. Zadygotał na całym ciele, siłą woli powstrzymując się od tego wszystkiego.
    - Jest cicho - wypowiedział te dwa słowa, jakby w transie, prawie bezgłośnie. Postukał się po skroniach, by przekazać o co mu chodzi. - Tak cicho... - nie był w stanie dodać nic więcej. Nie mógł, bo wszystkie swoje siły mobilizował do powstrzymywania swoich emocji. Miał nie udawać Pierdoły, więc nie mógł teraz jej się rozryczeć. Nie miał uczuć. Nigdy ich nie miał. Tak go malowali, taki musiał być. Cholera! Niech ona już sobie pójdzie!

    Gavin

    OdpowiedzUsuń
  53. Pokiwał tylko głową na znak, że przecież innej opcji nie ma. Oboje pójdą i to na sto procent. Miał wrażenie, że dorośli się tego spodziewali. Poza tym nie będą sami, więc tym bardziej nie powinni mieć nic przeciwko tej eskapadzie. Nie powiedział tego na głos, za bardzo zajęty cichym łkaniem. Potrzebował długiej chwili, zanim się uspokoił i odetchnął głęboko. A mimo to dalej opierał się o jej ramię, przytulając ją mocno do siebie.
    - Pewnie tak - zgodził się z nią. - Na pewno - uśmiechnął się lekko. - Ale teraz możesz już wystosować te swoje teorie na temat mojego mętliku w głowie... zamieniam się w słuch, bo język mi już spuchł - odsunął się od niej i teatralnym gestem wystawił język, by mogła sobie oceniać opuchliznę.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  54. Zesztywniał cały, czując na sobie jej ramiona. Zesztywniał, nie wiedząc co robić. Trochę niepewnie, położył dłonie powyżej klatki piersiowej i odepchnął ją od siebie. Niezbyt mocno i jakoś tak bez przekonania. Chyba dla samej zasady, żeby nie być tym całym Duszkiem, o którym mówiła. Poza tym już całkiem się pogubić.
    - Miałem go nie udawać - przypomniał jej szeptem, choć w jego głowie ten głos ociekał sarkazmem i nieukrywaną złością. Miał nie udawać, a teraz mu marudzi o krzyku, płaczu... Zatrząsł się w jej ramionach i uderzył lekko jej klatkę, niczym dziecko, z tymże świadom że może jej zrobić krzywdę. Zrobił to znów bez przekonania i lekko, tak by jej nie skrzywdzić. Uderzył ją kilka razy, zanim ostatecznie opuścił dłonie, spuszczając je bezwiednie po obu stronach swojego ciała.
    - Miałem go nie udawać - powtórzył mocniej. -Nie chciałaś tego - kiedy jej ramiona mocniej się na nim zacisnęły, on poczuł, że traci równowagę i leci wprost w jej ramię. Zaniósł się wówczas cichym szlochem.
    - Tam zawsze już będzie cicho - powiedział pomiędzy kolejnymi falami szlochu. - Zawsze - powtórzył. - A on... on jest egoistą...mógł poczekać, wyjaśnić, wymienić się miejscami. To on tu powinien być, nie ja... - był na niego wściekły. Mimo tego, że Gavin miał głowę na karku (przynajmniej jeśli chodziło o główkowani) to mógł poczekać. Pozwolić mu się zastanowić razem z nim, a potem pozwolić mu odejść. Przecież to on był tym wynaturzeniem. Jego wrzucono siłą do tego ciała.
    - On tu powinien być, nie ja - powtórzył znów, cały czas nie potrafiąc się uspokoić.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  55. Potrząsnął przecząco głową na zapewnienie, że kiedyś nie będzie cicho. Nie mogła go zrozumieć. Nie była w tej samej sytuacji co on. Nikt nie był, albo może nieliczne przypadki, ale jakoś nie sądził by to było popularne. Pokręcił głową raz jeszcze, spuszczając wzrok na swoje nogi, gdy tylko go odsunęła od siebie. Zacisnął mocno wargi.
    - Bo ja nie powinienem żyć - odparł krótko, nawet się nad tym nie zastanawiając. - Ja umarłem, a ojciec mnie przyczepił do tego ciała - zacisnął mocno wargi, wreszcie unosząc wzrok i wlepiając go w jej spojrzenie. - Matka mnie zabiła, byłem zbyt niebezpieczny - uśmiechnął się krzywo i może nawet trochę złośliwie. - Nie ja tu powinienem być - powtórzył, odsuwając się od niej i ocierając łzy z kącików oczu. - A co? Chciałaś bardziej ckliwą historię? Miałem ci powiedzieć, że to dlatego że jestem po prostu złą osobą? Przykro mi, ale zawiodłaś się.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  56. Nie ruszył się z miejsca, gdy się odsuwała. Był przemoczony do suchej nitki, ale miał to w głębokim poważaniu. Obserwował ją tylko i słuchał tych wywodów.
    - Nie ja - zgodził się z nią tylko, przesuwając dłonią po swoich mokrych włosach. Biały kosmyk założył za ucho. - Co nie zmienia faktu, że moje obecne istnienie to wynaturzenie - zauważył krótko, po czym podniósł się ze swojego miejsca. Zacisnął mocno wargi, słuchając jej "świetnego" pomysłu. Polanka, którą znalazła z Tonym... super. To był kolejny punkt programu. Musiał przyznać się przed tym blondasem. Wiedział jak ten na niego patrzy, był pewien, że prędzej czy później jego przekręt padnie. Do tej pory raczej unikał chłopaka, bo... gorzej mu się przed nim udawało i było to jeszcze bardziej upokarzające pod ostrzałem tych jego wszystkowiedzących tęczówek.
    - Jestem synem śmierci - powtórzył po niej. - W każdej chwili możesz sama mu nakopać - wzruszył ramionami, bo przecież skoro jego brat postanowił tak bezczelnie skończyć swoje życie to mogli odwiedzić go w pałacu ojczulka i wygarnąć mu to i owo. Mogli, tylko on nie czuł się jeszcze na siłach by to zrobić. Obawiał się, że prędzej zatłucze duszę Pierdoły niż powie to co mu leży na sercu. Bo coś leżało, co nie? Coś leżało... ale dalej nie był pewien co.
    - Kiedy? - zapytał beznamiętnie, bo przecież sam tej polany nie znał, a nie zamierzał czekać na nią cały dzień. Było tyle do zrobienia. Meliodas zgodził się go trenować i miał już dwa spotkania za sobą. Musiał doprowadzić to ciało do względnego użytku, bo póki co śmierdziało flakami, a brak mięśni i wytrzymałości kłuł go w oczy.
    - Zastanowię się - zdecydował w końcu, wsuwając dłonie w przemoczone kieszenie swoich spodni i zrównał z nią krok. I tak zmierzali w tę samą stronę, więc idiotyzmem byłby osobny powrót.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  57. W odpowiedzi posłał w jej stronę jedynie słaby uśmiech, bo nie o takie wynaturzenie mu chodziło, ale nie zamierzał już przekładać jej swoich argumentów. To nie miało sensu. Pokiwał tylko głową, gdy podała m konkretny termin. Puścił ją przodem tuż przy domu Febe, samemu zatrzymując się na ganku. Tak właściwie nie miał jeszcze ochoty wracać.
    - Dobranoc - rzucił jej jeszcze mimochodem, samemu opierając się o pal domu i przymykając oczy. Naprawdę nie miał ochoty wracać i narażać się na spojrzenie Tonego.
    Pod powiekami widział ciemność i nic więcej. Nabrał kilka głębokich oddechów i rozpoczął już swoją zwyczajową przechadzkę po własnym umyśle, uparcie szukając w nim Gavina. Mimo tego co powiedział Akane, on dalej nie potrafił się poddać. Szukał choćby i jego cienia, nikłej poszlaki, że ten gdzieś tam jeszcze się tli i po prostu utknął w beznadziejnej sytuacji, ale... tak jak to bywało już wiele razy, nie znalazł nic. Przeciągnął się przy tym lekko i odetchnął raz jeszcze pełną piersią, ostatecznie wracając do domu Febe.

    Śniadanie jak zwykle upłynęło w, jego zdaniem, zbyt radosnej atmosferze. Ci ludzie byli głośni. Przepychanki słowne, biegające tu i ów dzieciaki i te nieznaczne miłostki. Aż się rzygać od tego chciało. Wziął sobie tylko kromkę chleba i czmychnął od stołu, wcześniej tylko zamieniwszy parę słów z Meliodasem, by upewnić się że dalej są umówieni. Kiedy wybiła godzina zero, nie wiedzieć czemu stał oparty o ten pieprzony pal i na nią czekał. Nawet nie był pewien po co przyszedł. Przecież nie zamierzał rezygnować z szukania Pierdoły po swoim umyśle, a z drugiej strony nie sądził, by puszczanie Akane samej na cholerną polankę było dobrym pomysłem. Zwłaszcza w stanie wskazującym na żałobę.
    - No witaj - mruknął, kiedy wreszcie pojawiła się we drzwiach. - Spóźniłaś się. Pewnie pieluchy musiałaś gówniakom zmienić, co? - zagadnął.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  58. Musiał przyznać jej rację. Niechętnie i trochę przekornie, ale musiał. Nowe sytuacje, w które został nagle wepchnięty wcale mu nie leżały. Przez długi czas był sam. Zupełnie sam. Okay, dobrze trafił, ale... nie było przy nim nikogo, kto mógłby go rozkręcić. Nie było tej jego głupszej połowy, która mimo wszystko zwykle grała pierwsze skrzypce w towarzystwie i sama go w nie wprowadzała w te wszystkie bajery. Nie było Żaby, z którą mógłby pogadać i zastanowić się nad kolejnym ruchem. Był tam sam i martwił się. Odchodził od zmysłów, nie wiedząc czy jego rodzina i przyjaciele też tu wylądowali. Czy wszystko z nimi w porządku... i może dlatego, gdy tylko zobaczył Natana to potem patrolował wyjście namiętnie. Potrzebował tego, by się stamtąd wyrwać. Uczepił się czegoś znajomego, a teraz...? Teraz dalej brakowało tego jednego fragmentu.
    Odetchnął głęboko i znów odruchowo objął ją mocno ramionami, jakby od jej istnienia zależał cały jego świat.
    - No to już się nie gub, co? - wymamrotał. - Bo ja tu chyba padnę, jak mi zabraknie twojego zrzędliwego towarzystwa - uśmiechnął się słabo, jednocześnie przeklinając się w myślach. Jak to się działo, że przy niej i przy Ryu mógł być sobą? Jak to się działo, że tylko wtedy te wszystkie nowe emocje, nowe sytuacje... nie wydawały się aż takie straszne? Nie miał pojęcia, ale nie mógł sobie pozwolić na stratę.
    - Nie odchodź gdzieś daleko - poprosił jej może trochę beznadziejnie. - Dobra... - odchrząknął zaraz, puszczając ją nagle i odsuwając ją od siebie. - Twoja kolej... jak się czujesz w nowej roli? Starsza siostra to nie lada wyzwanie... i jak się czujesz tutaj? Masz przecież całą swoją rodzinę. Aż ci trochę tego zazdroszczę - przyznał szczerze.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  59. Gave pokręcił przecząco głową. Niczego jej nie obiecywał. Nawet do ostatniej chwili nie był pewien czy do niej dołączy - dlatego mógłby spokojnie wytknąć to wszystko, ale ostatecznie jedynie wzruszył ramionami. Jaki to miałoby sens? Żadnego. Przesunął dłonią po swych włosach, niedbale je roztrzepując.
    - To wyskrobiesz - skomentował tylko. On nie zamierzał niczego skrobać. Nie dopóki dalej go w sobie szukał i nie dopóki nie odwiedził pałacyku ojca, by sprawdzić czy Gavin rzeczywiście tam jest. Przyszło mu nawet na myśl, że wtedy mógłby ich z powrotem wymienić i zacisnął mocno usta, zerkając na Akane, która nie wyglądała najlepiej. Dla wszystkich tak byłoby najlepiej.
    - Co? - wyrwała go z ponurych myśli tym nagłym pytaniem. Nawet nie spostrzegł się, że zrównała z nim kroku, prowadząc w głąb lasu. - A spacer... - wzniósł oczy do nieba. - Nie, obserwowałem tylko gwiazdy - rzucił od niechcenia, nawet nie próbując jej mówić, że nadal go szuka, a już tym bardziej wspominać o swoim pomyśle.
    - Swoją drogą, zauważyłaś, że te są identyczne jak te z naszego świata? - zerknął na nią uważnie. - Przez Gavina mam sporo bezsensownej wiedzy użytecznej chyba tylko po to, by chwalić się przed laskami. Każda najmniejsza konstelacja... wczoraj je widziałem - wyjaśnił tylko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  60. [ Ogólnie z Akane miałabym taki pomysł, że może by An jako taka zadziorna pobiła z kimś i rozjebała typa, a Onyx ciekawa umiejętności dziewczyny i tego, że posługuje się magią zaczęłaby ją wypytywać o jej moc licząc, że powie jej coś więcej o kryształach + o gościa, którego pobije, bo powiedzmy będzie pasował do zlecenia, i kto wie może dziewczynom się uda dogadać, hm? ]

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  61. Siedziała na półce skalnej, polerując szarą ściereczką swoje sai po ostatnim zleceniu. Były wilgotne od wody, a krew schodziła łatwo z każdym pociągnięciem jej dłoni. Gdy skończyła chciała odpocząć podziwiając słoneczne niebo. Mimo że minął już niemal rok, odkąd swobodnie mogła poruszać się po świecie, nadal nie mogła się przyzwyczaić do dziennego światła.Było takie piękne, wyciągnęła ku niemu rękę. Wszystko było takie widoczne, radosne, a jednocześnie niebezpieczne. Każdy ruch było tutaj widać jak na dłoni, nikt nie mógł się skryć w świetle dnia. Dla zabójcy z pewnością była to niebezpieczna pora dnia. Była najbardziej narażona, gdyby tylko ktokolwiek dowiedział się o tym, że kogokolwiek zabiła. Przeciągnęła się, wstając saltem ku górze, gdy tylko usłyszała uniesione głosy. Rozejrzała się po okolicy. Tłum Skrzelaków wskazujący na kogoś. Szybko zniżyła się o kilka półek, unikając czyjegokolwiek wzroku.
    - Życie za życie - usłyszała. Prychnęła na to głupie stwierdzenie. Jeśli ktoś jest na tyle słaby by dać się zabić, nie zasługuje na pomstę. Przynajmniej tak długo dopóki jej bractwo nie otrzymywało zlecenia. Silnych należało szanować, a nie atakować całą chmarą. Mimo wszystko poczuła coś znajomego w atakowanej dziewczynie. Pamiętała, że sama była znienawidzona. Zacisnęła wszystkie zęby jakie posiadała. Nie powinna się mieszać. Cholera nie powinna. Nie tego jej uczyli, jednak gdy zobaczyła jak znowu była bezbronna wokół fal, zareagowała instynktownie. Skoczyła lądując na cudzych plecach, zręcznym ruchem skręciła mu kark, a zanim ktokolwiek zdążył ją zauważyć, użyła go, ruszając biodrami, by szybko spać w dół. Wyjęła sai, które wcześniej schowała do specjalnych kieszonek. Zakręciła się wokół własnej osi, dzięki czemu w locie zdążyła poderżnąć gardła jeszcze dwóm osobom. Zanim wskoczyła w morską toń, schowała z powrotem broń, a później otworzyła oczy pod wodą. Było jej tak poruszać się łatwiej, niż po powierzchni fal. Popłynęła w stronę kruczowłosej. Wynurzyła się tuż obok niej, łapiąc z utęsknieniem oddechem.
    - Trzymaj się - krzyknęła łapiąc ją w tali, prowadząc na swoje plecy. Jedną ręką złapała jej dłonie, po czym zanurzyła się na powrót. Szybko znalazła niewielką dziurę, do której popłynęła. Przepłynęła pod wodą kilkanaście metrów, po czym zaczęła się wynurzać. Znajdowali się w jaskini z kilkoma rozwidleniami. Szybko zaczęła płynąć do brzegu, patrząc czy towarzyszce nic nie jest. Dlaczego wmieszała się w całą sytuację? Nie miała pojęcia. Teraz już jednak nie było odwrotu. Wyszła na brzeg, oddychając głęboko. Położyła Akane na podłożu, przykładając dwa palce do jej szyi, sprawdzając puls. Żyła. Na szczęście. Chyba pierwszy raz uratowała komuś życie, zamiast je odebrać. Tylko czy ona faktycznie potrzebowała ratunku. Widziała na własne oczy jak leżąca przed nią dziewczyna bez problemu kontrolowała piasek. Musiała być jakąś czarodziejką, szamanką. Spojrzała na jej kryształ. To pewnie przez niego. Ciekawe co zrobiła aby go zdobyć.
    - W porządku? - zapytała patrząc na nią z góry. - Zaraz obowiązek stąd ruszać! - dodała nie mając pojęcia czy dziewczyna ją rozumie. Mówiła w języku skrzelaków. Skoro tamci do niej krzyczeli w tym samym języku powinna go znać. Rozejrzała się szybko czy nikt ich nie śledzi. Nie czuła żadnego wrogiego zapachu. Na wszelki wypadek jednak pobiegła w stronę wody i zanurkowała, sprawdzić czy nikt się nie zbliża. Czysto. Wróciła do Akane.


    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  62. Gave wzruszył ramionami. On jakoś tej wiedzy tak nie klasyfikował. Dla niego była zwyczajnie bezużyteczna. Jasne, mogła się przydać, ale do jasnej cholery, naprawdę? Gwiazdy? Wywrócił oczyma.
    - Byłoby znacznie lepiej, gdyby zgłębiał wiedzę naszego daru, a nie... - wywrócił oczyma, zakładając biały kosmyk włosów za ucho. Ugryzł się w język, by bardziej nie ochrzaniać jej przyjaciela. Była smutna. Miała to wypisane na twarzy jak na dłoni, a on w tej chwili nie miał zwyczajnie ochoty odgrywać skurwiela wielkiego.
    - Oh serio? Nie zauważyłem - warknął trochę zbyt złośliwie. Zacofany świat. No jasne, jakby tego nie widział. - Ty się zajmij swoim żalem, a ja postoję i popilnuję okolicy, co by nikt cię w tym zacofanym świecie nie dopadł - westchnął przeciągle, na chwilę zwalniając. - Tylko nie żałuj go za mocno - dodał po krótkiej chwili, ale raczej do siebie niż do niej. Przecież zamierzał ich wymienić. Spróbować. Jeszcze tego by brakowało, by ta pożegnała się z Gavinem na amen, a ten powrócił. Może powinien jej powiedzieć o swoim pomyśle? Prychnął w myślach. Nie, wtedy na pewno by go powstrzymała.

    Gave

    OdpowiedzUsuń

  63. Zdziwiła się, gdy mówiła do niej po polsku. Była pewna, że każdy w tej krainie używa regionalnych dialektów. Przynajmniej ona takimi kontaktowała się z miejscowymi. Ten świat mimo wszystko pozostawiał dla niej wiele zagadek. Obserwowała uważnie dziewczynę, a gdy zacisnęła pięści, ugięła lekko kolana, gdyby nagle potrzebowała ratować własną skórę. Dalej jednak starała się jej pomóc. Mankrik mówił jej kiedyś, że ludzie, którzy tonęli mieli problem ze zorientowaniem się w sytuacji. Do tego Onyx zareagowała dość szybko porywając ją w morskie odmęty.
    - Nie pod wodę tylko w głąb jaskini - wskazała palcem na jedno z rozwidleń, z którego było czuć rześkie powietrze. - Musisz uciekać póki nikt nas tutaj nie znalazł - dodała podchodząc do niej powoli, jakby do dzikiego zwierzęcia, tak jak kiedyś inni podchodzili do niej. Spojrzała na zadrapania granotowłosej.
    – Potrzebujesz opatrunku? - zapytała - czy dasz radę, chcę Ci pomóc, ale nie chcę ryzykować, że nas znajdą, to zły grunt do walki, gdy ktoś ma przewagę liczebną - wyjaśniła.


    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  64. W tym momencie na plażę prowadziły dwie drogi, albo z powrotem drogą morską, narażając się na kolejny atak skrzelaków, albo przez jaskinie, gdzie po wyjściu mogły poszukać bezpiecznego przyczółka. Podeszła powoli do dziewczyny, wyciągając w jej stronę rękę na znak przyjaźni, dowód, że nie miała złych zamiarów.
    – Wyjdziemy z jaskiń i dostaniemy się na plażę, chyba że wolisz walczyć pośród fal, ale w twoim aktualnym stanie nie dasz rady i Cię zabiją - wyjaśniła krótko, po czym udała się wolnym krokiem w stronę najbliższego korytarza. Palcem wskazała w jego głąb. - Czujesz zimne powietrze? Tam jest wyjście i jak będziemy mieć szczęście wyjdziemy bez dalszych komplikacji - wyjaśniła. Współczuła jej na swój sposób. Chociaż nie miała problemu z odbieraniem innym życia, tutaj czuła, że to niesprawiedliwe, że ona właśnie powinna przeżyć, a tych skrzelaków powinno się ubić. Kto wie, może kiedyś dostanie zlecenia na te konkretne osoby, które zaatakowały tajemniczą dziewczynę.
    – Ze mną nikt Cię nie zabije, ale musisz mi obiecać, że nie użyjesz swojej magii na mnie i… - tutaj zatrzymała na chwilę swoją wypowiedź, patrząc na nią z wyraźnym zaciekawieniem. - Opowiesz mi jak zdobyłaś kryształ, który daje takie wyjątkowe zdolności. Jestem ciekawa twojej wyjątkowości - dodała lekko uśmiechając się. Przez maskę Akane mogła zobaczyć jedynie tylko lekko przymrużone oczy Onyx, świadczące o tym, że mimika jej twarzy uległa zmianie. Wyjęła z kieszeni swoją broń, prezentując ją kompance.
    – Obronię Cię, póki rany nie pozwolą Ci walczyć, mogę też dać Ci moje sai, ale chwilowo, żebyś nie czuła się kompletnie bezradna - wyciągnęła je ku granatowłosej. Oczywiście miała je zamiar później odebrać. Otrzymała je od Manrika, więc nie miała najmniejszej ochoty pozbyć się ich na zawsze. To jej jedyny prezent, jaki kiedykolwiek otrzymała w życiu.
    – Mamy umowę? - zapytała.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  65. - Nie posłuchałby, tak czy siak - wzruszył tylko ramionami. Przecież go znała. Jak się na coś uparł, to nie było zmiłuj się, a do ćwiczeń fizycznych Gavin był po prostu uprzedzony. Tak czy siak, nie było co płakać nad rozlanym mlekiem (choć on nad tym akurat płakał dość często). Milczał przez dłuższą chwilę, obserwując zmieniającą się okolicę. Wypadałoby poznać drogę do tej przeklętej polany, aby w nocy na nią wrócić.
    - Hm? - spojrzał na nią przez chwilę nie rozumiejąc, po czym złapał kosmyk w dwa palce i wywrócił oczyma. - Od kiedy otworzyłem się na sto procent mocy tam pod wodą - odparł krótko. - Moje ciało nie wytrzymało takiego przeciążenia i to jeden ze skutków ubocznych - uśmiechnął się krzywo. Kolejnym był fakt, że dalej nie wrócił do swojej poprzedniej formy. Nie odzyskał wszystkich sił. Szybciej się męczył, szybciej niż sam Pierdoła, ale to było do zniesienia. W końcu miało się to unormować.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  66. – Dobrze - powiedziała udając się w stronę korytarza. Rozglądała się uważnie po powierzchni, gdyby ktoś ich tutaj zaskoczyć, byłoby jej o wiele łatwiej, ściany były nierówne, pełne małych wgłębień, o które mogła się zaczepić, gdyby potrzebowała w trakcie ewentualnej walki. Nie chciała nic mówić w trakcie marszu. Ryzyko niosącego się echa wystarczająco ją zniechęciło. Zwolniła kroku, aby granatowłosa mogła za nią nadążyć. Zimne powietrze było czuć coraz wyraźniej, a widoczność była coraz lepsza, pokazując, że zbliżają się do wyjścia. W końcu dotarły do wyjścia z jaskini, nie było ono zbyt duże i obie musiały się pochylić, aby wyjść. Onyx zrobiła to pierwsza, po czym spojrzała na Akane. Wyprostowała rękę w jej stronę.
    – Dasz radę sama, czy potrzebujesz pomocy, nie wiem jak bardzo Cię boli - wyjaśniła szybko zaraz po zadanym pytaniu. Musiała przyznać, iż podobała jej się hardość dziewczyny. Ranna i obalała pozostawała twarda jak skała. Byłaby dobrym zabójcą czy wojownikiem. Gdy tylko obie wyszły, szybko wskoczyła na sklepienie nad nimi, słysząc kroki. Podcięła skrzelakowi nogi, po czym gdy znajdował się na ziemi, z całej siły wbiła swój obcas w jego gardło, rozwalając je przy tym. Urwała jego szyję w jednym miejscu, co wystarczyło do zabicia na miejscu. Rozejrzała się po okolicy, sprawdzając czy nie ma tutaj nikogo innego. Kolejna dwójka zbliżała się w ich kierunku, dosłownie na wprost Akane. Onyx rozpędziła się, po czym skoczyła. Przeciwnicy również zaczęli biec w ich stronę krzycząc znowu jakieś bzdury o wiedźmach. Wykonała przewrót, zatrzymując się na ziemi. Uniosła nogi ku górze, podpierając się rękoma i kopnęła ich w szczęki z całej siły. Następnie przesunęła się zwinnie pod nogami jednego z mężczyzn, by zaraz potem znaleźć się zaraz za nim. Wskoczyła na niego od tyłu, łapiąc ramiona. Zaśmiała się, wiedząc, że zaraz straci władzę w nich. Szarpnęła je w swoją stronę, a następnie złamała i wyrwała ze stawów. Mężczyzna opadł, dzięki czemu w porę uniknęła ciosu z halabardy drugiego skrzelaka. Złapała ją dłońmi, a nogą kopnęła jedną z dłoni. Wyszarpała broń, którą wykonała zręczny zamach jednym cięciem pozbywając się jego głowy. Nie miała pewności czy chcą zabić jej towarzyszkę, czy nie. Ryzyko istniało, a ona obiecała ją obronić.
    – Mówiłam, że zadbam o twoje bezpieczeństwo - powiedziała, wyciągając ku niej halabardę od strony trzonu, aby nie pomyślała, że chce ją zaatakować. - Tą broń też chcesz? Ma lepszy zasięg i jest łatwiejsza w użytku - zaproponowała z uśmiechem.
    – To gdzie dokładnie na plażę? Północ czy południe? - padło pytanie.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  67. - Jakie znowu nie istotne? - obrócił się do niej i przystanął, by złapać ją za podbródek i spojrzeć prosto w jej lśniące oczy. - Może o tym zapomniałaś, ale wisisz mi za to przysługę - zauważył krótko. - I przypomnę ci o niej, jak akurat czegoś mi będzie potrzeba - dodał, po czym poklepał ją po policzku i ruszył dalej leśną ścieżką.
    - Nie dużo, ale pozostałe są bardziej upierdliwe niż biały włosek - zaśmiał się cicho. Nie byli na tyle blisko, żeby jej teraz opowiadał o swoim nadszarpniętym zdrowiu i tej przeklętej słabości. Przy okazji odwiedzin świata zmarłych będzie musiał przydybać ojca i popytać o jakiekolwiek inne nieprzyjemności. Przecież nie mógł oddać wybrakowanego ciała Gavinowi. Zwilżył wargi swym językiem i spojrzał na Akane, gdy ta wskazała zakręt. Zaraz za nim jego oczom ukazała się całkiem pokaźna polanka. Gwizdnął odruchowo.
    - No, no... całkiem niezła miejscówa na odpoczynek przed wesołą ferajną - przyznał szczerze, siadając łagodnie na trawie, kiedy tylko Akane wybrała miejsce. Zamierzał jej przecież pozwolić skrobać ckliwe słowa na tabliczce dla Pierda.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  68. –Możesz jej użyć jako laski, jeśli ciężko Ci iść - wyjaśniła - jeśli będziesz chciała dać znać - dodała. Było widać, że nie chce pomocy. Cóż, w ten sposób mogłaby łatwiej iść, a Onyx nie pomagałaby jej w tym bezpośrednio. Ruszyła z dziewczyną, zbaczając jednak trochę z głównego traktu, aby nie napotkać kolejnych nieprzyjaznych stworzeń. Wyjaśniła spokojnie, że tak jest lepiej. Nie nadrobią drogi, dojdą nawet szybciej na miejsce. Jako zabójca musiała na pamięć uczyć się map całego Mathyr, jaką drogę obrać, by przejść niezauważonym do konkretnych miejsc. Wszystko by posiadać niezbędną wiedzę do osiągnięcia mistrzostwa w swoim fachu. Nie bała się o to, że ktokolwiek ich usłyszy, nawet biorąc pod uwagę fakt, że Akane nie była w najlepszym stanie do cichego oddychania i bezszelestnego poruszania się. Nie spotkała jak dotąd nikogo w okolicy, kto usłyszałby je, zanim Onyx to zrobi. Jeśli ktoś jeszcze się napatoczy, zwyczajnie go zabije.
    – Odkąd pamiętam, najpierw żeby przeżyć, później mój mentor sprawił, że tak zarabiam na życie - wyjaśniła. Nie czuła się z tym źle. Zabijanie było czymś na czym się znała. Była w tym dobra, a ze śmiercią ma do czynienia odkąd pamięta. Zwyczajna kolej rzeczy. Jeszcze nigdy nie zawahała się przed tym, by wysłać kogoś na drugą stronę.
    – Onyx - również się przedstawiła, podając jej rękę. Uścisnęła delikatnie dłoń towarzyszki, aby nie sprawić jej bólu. Teraz, gdy patrzyła na nią z bliska. Na jej czole nie było kryształu a tatuaż, chyba. Nigdy nie widziała żadnego w takim kolorze czy wykonanego z taką precyzją. - Na twoim czole to nie kryształ, prawda? Ciekawe czemu władasz magią, ale… opowiesz mi jak poczujesz się lepiej. Tam na twojej plaży jest ktoś żeby zająć się ranami?

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  69. - Nie wiem czy moje - odparł z rażącą, nawet dla niego, szczerością. Zaraz też się zreflektował. Odchrząknął i wzniósł oczy do nieba. - Nie, tęsknota mi nie szkodzi. Przecież ty i tak znajdziesz sposób, żeby potruć mi dupę - puścił do niej oczko i wsłuchał się w jej kolejne pytanie.
    Zmarszczył brwi i popatrzył na nią tak jakby nie zrozumiał pytania. Cholera jasna. Akane potrafiła być upierdliwa i zadawała cholernie trudne pytania. Westchnął przeciągle, opadając łagodnie na trawę i zamknął na moment oczy.
    - Ty mi to powiedz - odparł cierpko. - Ja tu obserwowałem go z oddali. Część życia przespałem - wzruszył ramionami, bo szczerze mówiąc nie pamiętał zbyt wiele z początków. Jego pierwsze wspomnienie było z wieku 6-lat, kiedy to zamordował kotka i matka się przeraziła. Potem nie przejmował Gavina przez długi czas, a ten ciągle beczał po kocie.
    - Gavin był słaby - oznajmił, ale bez jakiejś drwiny w głosie. - Ciągle beczał i twierdził, że do niczego się nie nadaje. Przez to nikt go nie lubił. Nawet duchy wolały go olewać, kiedy już poznały jego naturę. On się ich bał, a one to czasem wykorzystywały - wzruszył ramionami. - Gavin był idiotą - dodał zaraz, chociaż przecież powinien mówić w pozytywach o nim. - Mimo tej swojej bezsensownej wiedzy, nie korzystał z nich. Oddawał się za to panice i wkurzaniu wszystkich dookoła - zacisnął mocno wargi. - Ale Gavin był kochany przez naszą panią opiekunkę. Nawet matka patrzyła na niego przychylnie, a ojciec twierdził że kiedyś zmężnieje i zostanie jego następcą - uśmiechnął się lekko, o sobie nie wspominając tu ani słowem. - Gavin był dobrym rozmówcą. Wkurzającym, ale dobrze się z nim gadało, chociaż nic co ważne do niego nie dochodziło - wzruszył ramionami. - Gavin był tym łagodnym - skończył, uznając że tyle paplania wystarczy, po czym uniósł się na łokciach i spojrzał jej prosto w oczy.
    - Byłem pewien, że potrafisz coś tam wyskrobać bez mojej pomocy. Przecież on tyle dla ciebie znaczył - zauważył chłodno.

    Gave

    OdpowiedzUsuń


  70. – Zależy od zlecenia. Nie płacisz fortuny za zabicie rolnika - wyjaśniła. Dla niej to było oczywiste. Ktoś chciał cudzej śmierci, robił co trzeba, Słuchacze zajmowali się poznaniem wszystkich możliwych szczegółów, a ona zajmowała się brudną robotą. Poza tym, nie zajmowała się jeszcze żadnymi wyjątkowo drogimi zleceniami. Była za niska rangą. Może za rok, albo dwa będzie jej dane zabić jakiegoś wysoko urodzonego, wkraść się do jego twierdzy…To mogłoby być coś interesującego.
    –Nie było czasu na rozmowy, tamtą dziurę w wodzie do jaskini łatwo znaleźć, wyjście ciężej, to duża jaskinia, wiele korytarzy. Zaspokoisz moją ciekawość jak będę bezpieczna - nie miała żadnego problemu z poczekaniem. W końcu ratowała ją po to, żeby wypytać o wszystko co chciała. Gdyby Akane zrobiła to teraz, straciłaby w sumie powód do chronienia jej i ryzykowania własnym życiem. Nie żeby walka z tymi skrzelakami na powierzchni wiązała się z jakimkolwiek ryzykiem. Żaden z nich jak na razie nie wydawał się być jakimkolwiek przeciwnikiem. Walczyła z gorszymi rzeczami. Pewnie Akane swoją magią zabiła najgroźniejszego z nich. Musiała swoją magią to wyczuć, a potem zabrać się za eliminację najtwardszych przeciwników. Ale tak, dobrze że tam była. Przewaga liczebna mogła przytłoczyć każdego. Zwłaszcza w morskich falach. Ona wskoczyła do własnej woli, Akane została zrzucona.
    – Chciałam pooglądać słońce stamtąd, wiesz? - stwierdziła - jest ładne, ale niebezpieczne, wiesz w dzień widać więcej niż w nocy, ciężej się schować - zaraz dodała, wyjaśniając powód swojego pobytu na skalnych skarpach. Stamtąd był doskonały widok.
    –Ninja? - zapytała powtarzając niezdarnie to słowo. - co to? - nigdy o czymś takim nie słyszała. Znała słowo zabójca w każdym języku i żadne nie brzmiało w ten sposób. Może istniał jakiś dialekt, którego nie znało nawet Bractwo.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  71. Szczerze mówiąc nie widział Gavina w zaświatach. Zwłaszcza tych prowadzonych przez ich rodzonego ojca. Nie widział tam tego panikarza i beczka. Szybciej przepadnie niż się zaadaptuje, ale nie chciał teraz o tym myśleć. Naprawdę był coraz bliższy swojej podróży do ojczulka i wymiany dusz. Musiał istnieć na to sposób. Istniał, gdy byli małymi dzieciakami to może i teraz.
    - No to by do niego pasowało - zgodził się z napisem na tabliczce. - Będzie kręcił przyrodzeniem do każdej duchowej kobiety tam - dodał po chwili i nawet uśmiechnął się nikle na tę myśl. Tak, akurat to był w stanie sobie wyobrazić. Zacisnął zaraz wargi i odruchowo poczochrał ją po włosach.
    - Nie maż się tak. Jeszcze go zobaczysz - zapewnił ją spokojnie. - Prędzej czy później cię nawiedzi. Przecież nie da ci w spokoju romansować... będzie tym duchem co ci przy uchu wisi i marudzi, a ja upewnię się że będziesz go widziała - zapewnił ją jakimś takim weselszym tonem niż zwykle. Choć sam potrzebował pociechy, miał jakieś takie wrażenie że ona tego potrzebuje bardziej. Poza tym szukanie pociechy nie było w jego stylu.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  72. - Do usług - odparł krótko, nie komentując żadnych innych słów dziewczyny. Zauważył, że na moment zmarkotniała, kiedy wspominała o Ryu, a potem próbowała to zamaskować. Postanowił nie wytykać jej tego. Przynajmniej na razie. Tego dnia jeszcze nie naraziła mu się na tyle, by wyciągać z niego to co najgorsze.
    - Nie wiem. Ty jesteś kobietą. Masz ten zmysł i te sprawy - odparł prosto z mostu. Naprawdę chciał mieć jak najmniej do czynienia z tą jej tabliczką. Zdecydowanie mu nie leżała. Pomysł niby fajny, ale jakoś go to nie cieszyło. Raczej bardziej dołowało i ściskało niebezpiecznie to głupie serce, a on przecież wciąż miał nadzieję, że uda mu się Gavina zwrócić.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  73. Ryzykować życie zabijając rolnika? Zdziwiła się na to stwierdzenie.
    – Ale tu nie ma czym ryzykować. Poza tym Ci co się modlą o śmierć jakiegoś rolnika nie mają tyle pieniędzy, żeby obsypać kogoś złotem. Nie słyszałaś nigdy o Szepczącym Bractwie? - wyjaśniła. Mogla jej spokojnie powiedzieć do kogo należeli. Nawet jeśli An była silna, nie wyglądała na kogoś kto chciałby ich skrzywdzić. Poza tym, nawet jeśli… O istnieniu tej organizacji było dość powszechnie wiadomo, a każdy kto odważył się ich pozbyć kończył dosyć marnie. Można powiedzieć, że byli najlepsi na rynku.
    – Po prostu żyje, tak myślę. Nie chowam się, żyje jak umiem - wyjaśniła. Nie nazwałaby swojego życia wiecznym chowaniem się. Przez większość swojej egzystencji nie miała okazji poznać świata. To wszystko. Mankrik nie zamykał jej w żadnej klatce jak inni. Od lat była wolna, wcześniej po prostu przygotowywała się do tego, aby głupio nie zginąć.
    Przyjęła wyjaśnienia słowa ‘’ninja’’ bez zbędnych pytań. Wolała poczekać, aż Akane znajdzie się w lepszym zdrowiu na pogaduchy. Gdy usłyszała kroki, automatycznie przybrała pozycję do ataku, próbując iść do tyłu razem z An, aby ją bronić. Jednak gdy tylko zaczęła mówić, że chcą tam iść, zesztywniała.
    – Ale mówisz, że strachem w głosie. Miałam Cię bronić! Będziesz z nimi bezpieczna? - zapytała, oczekując szybkiej odpowiedzi. Każda chwila zwołki pozbawiała ją przewagi jaką miała dzięki swojej szybkości.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  74. Nie miała czasu odpowiadać na kolejne pytania, gdy zobaczyła czarnooką postać wyskakującą z zarośli. Przyjęła bojową postawę, mierząc w ich stronę z dzierżonej przez siebie halabardy. Nie miała zamiaru tutaj umierać. Szykowała się do ataku, gdy nagle atmosfera w mgnieniu oka uległa zmianie. Przyglądała się wszystkiemu, nie zmieniając pozycji. Może i była zszokowana nagłą zmianą postawy niskiej kobiet, jednakże lata treningu trzymały ją sztywno w najbezpieczniejszej dla siebie postawie. Słuchała ich zamiast tego bardzo uważnie. A więc zabijała piaskiem dla treningu. Może sama była zabójczynią jak ona?
    – Ale ona nie kłamie, tylko naprawdę spadła - wstawiła się za Akane. Cóż, nawet jeśli nie spadła koniecznie z samego przemęczenia treningiem, a swoje cegiełki dołożył do tego skrzelaki, skoro granotowłosa planowała przyjąć taką wersję wydarzeń, sama postanowiła w nią brnąć. Jeszcze by brakowało żeby wybuchnął jakiś otwarty konflikt. Co innego zabić kilka osób z zaskoczenia, co innego rzucić się na dużą grupę. Nie wiedziała jakie kroki podejmą kobiety, więc wolała zdać się na An. Stanęła normalnie, nie puszczając swojej broni, tak na wszelki wypadek.
    – Widziałam jak Akane spadła w fale i skoczyłam za nią, trafiłyśmy do jaskiń - zaczęła spokojnie, wolną ręką dotykając swojej maski, aby upewnić się czy aby napewno jest na miejscu. – Potem zaatakowała nas jakaś zbójecka banda, więc szłyśmy bezpieczniejszym traktem. Chyba jej za to nie skrzywdzicie ? - zapytała wyraźnie przejęta losem nowej znajomej. Chciała zapytać ją jeszcze o wiele rzeczy, nie miała zamiaru dać zrobić jej jakiejkolwiek krzywdy.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  75. –Nie dokładnie tutaj, ale w pobliże terenów, gdy wyszłyśmy z jaskniń znajdowałyśmy się wystarczający kawałek stąd żeby różne grupy mogły się tutaj zapędzać, poza tym może dopiero zaczynali karierę i pochodzili stąd, nigdy nie wiadomo kiedy ktoś zapragnie zabijać dla pieniędzy - wyjaśniła. W zasadzie nawet nie skłamała. Nie miała pewności czy Ci skrzelacy, których zabiła po wyjściu z jaskini byli zwykłymi obywatelami. Po prostu pozbyła się ich, zanim mieli okazję kogokolwiek skrzywdzić.
    – Pozabijani, Akane nic się przy mnie nie stało. Fale i skały ją potłukły - dodała też, aby kobiety miały pewność, że nikt nie podniósł na ich…córkę(?) ręki. Była z siebie dumna. Udało się jej kogoś ochronić. Jej. Morderczyni. Cóż, może przy okazji odebrała parę innych żyć, ale to jedno ocaliła. To chyba dobrze o niej świadczyło.
    Poczęstunek? To by oznaczało, że musiałaby zdjąć przy nich maskę. Cofnęła się mimowolnie. Może i teraz nikt nie był dla niej nieprzyjemny, ale co zrobią gdy zobaczą jej twarz? Co ona zrobi, gdy znowu ktoś zacznie jej ubliżać jako odmieńcowi.
    – Nie jestem przekonana, nie jestem wcale głodna - wyjaśniała, starając się być spokojna. Onyx o wiele łatwiej byłoby ukrywać emocje, gdyby nie fakt, że w tak krótkim odstępie czasu czuła tyle różnych rzeczy. Z drugiej strony jeśli się teraz rozdzielą, nie będzie miała okazji wypytać Akane o wszystko co chciała. Co jeśli już nigdy się nie spotkają. Zamarła na dłuższą chwilę, rozważając wszystkie za i przeciw.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  76. Gave spiorunował ją wzrokiem. Wiedziała gdzie trafić, żeby najbardziej zabolało.
    - Pracuję nad tym - zauważył chłodno, może nawet zbyt chłodno. Poza treningami z Meliodasem, biegał rano lub wieczorem. W zależności od sił, bo dalej leczył się po skrzelakach. - I nie, dzięki - dodał po jej propozycji co do sparingu. Nie był głupi, na tę chwilę nie sądził by miał z nią szanse na torze przeszkód czy innych pierdołach. Tabliczkę wbił tam, gdzie sobie tego wymarzyła i przysiadł przed nią, jeszcze raz obejmując ją zmarkotniałym wzrokiem.
    - Później, jak nabiorę trochę więcej mięśni to tak - dodał po krótkiej chwili. Nie zamykał się na ten pomysł ze sparingiem. Po prostu musiał go na razie odłożyć w czasie. - Meliodas jest wymagającym nauczycielem - westchnął przeciągle. - Ostatnio przez dobre dwie godziny kazał mi podciągać się na gałęzi - uśmiechnął się krzywo. Mimo, że czasem nienawidził tego przeklętego demona to i tak był mu wdzięczny za pomoc. Wysiłek fizyczny pomagał zapomnieć o przykrych sprawach i przynosił też dużo pożytecznego.
    - Może ty do nas dołączysz co? On ci spersonalizuje trening i nie będzie ci tak wesoło - puścił do niej oczko, choć szczerze? Sądził że szybciej on spali się ze wstydu, że tak niewiele może niż jej będzie niewesoło.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  77. Uśmiechnął się na jej komentarz o muchach i dźgnął palcem w bok, po czym pokręcił stanowczo głową.
    - Niech ci do głowy nie wpadnie za muchami się uganiać - burknął robiąc przy tym groźną minę i zaraz wybuchając lekkim śmiechem. Jasne był w rozsypce emocjonalnej i jasne martwił się o wiele sprawa na raz, ale potrzebował też tak zwyczajnie chwili wytchnienia.
    - Tak, wiem - zgodził się z nią. - To nie to samo - przyznał szczerze, po czym westchnął ciężko i wysilił się na entuzjastyczny ton. - Ale ciebie znaleźliśmy, a byłaś w niezłych tarapatach to i jego wyciągniemy z tarapatów - uśmiechnął się szczerze. - W końcu role się odwrócą i to my będziemy ratować go, a nie na odwrót - wytknął jej język i zaraz objął za szyję. Poczochrał ją po włosach. - To się też tyczy ciebie, żabencjo - zauważył z uśmiechem, wstając nagle z głazu i łapiąc ją za ręce.
    - Pokażę ci czego nauczyły mnie drakony.
    Bez ostrzeżenia wbił się z nią w powietrze i przycisnął nagle do siebie, zamykając ją w objęciach. Na początek beczka, potem parę zygzaków, pikowanie w dół, maksymalne przyspieszeni i znów kilka beczek. Robił te wszystkie rzeczy z wielkim uśmiechem na twarzy, raz po raz spoglądając na Akane. Zatrzymał się wreszcie i spojrzał jej w oczy.
    - A twojego brata zrzuciłem z wysokości... prawie ducha wyzionął - parsknął lekko śmiechem. Teraz kiedy adrenalina zeszła potrafił te sytuacji wziąć z pewną dozą wesołości. - Powiedział, że nigdy więcej tego nie zrobi, a potem zrobił po raz drugi... co by siostrzyczkę swą uratować.

    Tony

    OdpowiedzUsuń

  78. Znowu to dziwne słowo. Kobiety mimo, że nie wyglądały na spokrewnione z pewnością pochodziły z innego nieznanego jej terenu. Jeszcze te czarne świecące oczy Rei. Bardzo chciała dowiedzieć się jak najwięcej o tych dziwnych ludziach. Może faktycznie powinna zostać. Wystarczy, że nie będzie jeść. Uspokoiła się. Tak, to było do zrobienia. Każdy głód jaki poczuje, później odbije sobie jakoś z nawiązką.
    – Pasuje, możemy posiedziec przed chatą – odpowiedziała, nie wspominając o tym, że ona nie ma zamiaru nic jeść w tym czasie. Nie zadawała więcej zbędnych pytań, tylko udała się za kobietami w stronę ich domu. Mimo ogólnego zaciekawienia nimi wszystkimi, miała cichą nadzieję, że to koniec niespodzianek na dzisiaj. Co za dużo, to nie zdrowo, jakby nie patrzeć.
    – Dosyć ładnie tutaj macie – powiedziała do Akane na widok ich domu.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  79. Po głębszym namyśle stwierdził, że to raczej siebie chciał wykończyć. Był na straconej pozycji, a mimo to zapraszał ją do współzawodnictwa na szalonym treningu. Współzawodnictwa, którego nie miał szans wygrać. Raz jeszcze przeklął swojego brata za jego opór dotyczący fizycznej sfery jego życia.
    Nie odpowiedział jej, tylko zapatrzył przed siebie, znów chowając się w swoim umyśle i znów szukając swego brata. Przez długą chwilę siedział bez ruchu, będąc tylko powłoką dla swego umysłu. Cisza. Pieprzona cisza. Zacisnął dłoń na trawie, budząc się wreszcie i zerknął na Akane.
    - Słuchaj... ja się z nim zamienię - oznajmił nagle, machając w stronę tabliczki. - Zamienię się z nim, on do ciebie wróci. Do was wszystkich.
    Był zawzięty w swoich słowach i naprawdę miał zamiar to zrobić. Tylko potrzebował kogoś kto będzie czuwał nad jego ciałem. Owszem mógł wejść do świata duchów w postaci materialnej, ale to dawało mu określoną liczbę czasu na marudzenie. W postaci duchowej, mógł naprzykrzać się braciszkowi tyle ile wlezie, a na pewno dłużej niż w innej sytuacji.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  80. -Niezupełnie - odpowiedziała, siadając po turecku przy kamiennym kręgu. Oparła się o jedną ze skał, przyglądając się Akane. Nie zaprotestowała, gdy Romka uznała, że zaraz wróci. W końcu to był ich dom, nie miała tutaj prawa głosu. Poza tym wydawała się naprawdę miła. Halabardę położyła pod swoimi nogami, chociaż i tak nie planowała jej zabierać ze sobą. Najpewniej zostawi ją im, nie potrzebowała tej broni, a raczej nie miała tutaj gdzie jej zostawić.
    - Mogę odzyskać moje sai? - zapytała, będąc już myślami przy temacie broni. Granatowłosa była już bezpieczna, a także zdawała się ufać Onyx. Chciała więc odzyskać swoją najcenniejszą rzecz.
    - Nie mam żadnej rodziny - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nikt nigdy się z nią nie pieścił, bawiąc w jakieś rodzinnie więzy, które nie istniały. Chociaż była przywiązana, do niektórych osób z Bractwa, nie byli w jakikolwiek sposób spokrewnieni. Postanowiła też na razie nie zdradzać większych informacji na temat swojego życia, skoro nikt za bardzo nie pytał. - A ty? - zapytała. Więzy rodzinne były dla nieij dosyć obce. Tam skąd pochodziła zazwyczaj każdy był jakimś wyrzutkiem. Cóż, nikt normalny w końcu nie zajmował się zabijaniem na prośbę bóstwa.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  81. Wzruszył ramionami.
    - Tego nie wiem - odparł zgodnie z prawdą. - Ale skoro ojciec już raz przyszył duszę do ciała to może to zrobić i drugi raz, nie? - patrzył na nią długo i jakby wyczekująco, ale zaraz machnął na to ręką. - Przynajmniej w teorii - uśmiechnął się lekko. - No i skoro przyszył i przyszyje Gavina, to może wreszcie mnie od niego odpruje? - zaproponował takie rozwiązanie.
    - Ale to tylko teoria. Pójdę do ojca i go o to zapytam - mruknął jeszcze. Ten pomysł naprawdę był ostatnią jego deską ratunku. Ostatnim co mógł wykombinować dla Gavina. Skoro ten nie chciał się odezwać to on go wywabi z tej jego pieczary.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  82. Tony potrząsnął głową ze śmiechem.
    - Oj nie, ja tam się z tobą bym raczej zamieniać nie chciał - odparł szczerze aż do bólu. - Te wasze cykle menstruacyjne za bardzo mnie do tego zniechęcają - pokazał jej język. Owszem wiedział, że nie o takiej zamianie mówiła, ale poczuł, że należy tu rozluźnić atmosferę.
    - Hm... z młodymi drakonami pewnie mógłbym się już ścigać - zaczął, po krótkim zastanowieniu. Ocenianie swoich umiejętności nie było takie proste. Wiedział, że je sporo rozwinął, ale nie znał jeszcze swojego limitu. Nie dosięgnął go. Nie przekroczył.
    - Ale doświadczone Drakony to inna sprawa - dodał, krzywiąc się przy tym nieznacznie. - Nawet Meliodasa nie przegoniłem, a on w powietrzu przecież nie jest mistrzem - wywrócił oczyma. Demon upodobał sobie ziemię, ale ostatnio miał okazję obserwować go w powietrzu i niezwykle mu zazdrościł, że ma tam taką swobodę. - Ale to kwestia czasu... jeśli kiedyś, jakimś cudem dożyję tych 3000 lat... będę od niego lepszy - wyszczerzył się do niej i odsunął ją na odległość ramion. Puszczając przy tym jedną rękę.
    - Pokażę ci jak wygląda nasz mały "dom" z wysokości - spokojnie zaczął z nią kierować się z powrotem na plażę. - To całkiem przyjemna okolica - uśmiechnął się. - Tam... - wskazał palcem na dwa drzewa stojące obok siebie. - Idealne miejsce na bazę, w której nie będziemy musieli znosić dorosłych. Wiesz... może to dziecinne, ale w tym świecie przydałoby się takie nasze wspólne miejsce - szepnął.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  83. Nie musiał jej kupować. Nawet jemu ten pomysł wydawał się być grubymi nićmi szyty, ale nie mógł się poddać. Jeszcze nie. Musiał spróbować wszystkiego zanim ostatecznie zdecyduje, że nie dało rady. Tylko dalej miał cichą nadzieję, że się uda.
    - Ojciec nie jest taki zły - odetchnął głęboko. Miał z nim przyjemność obcować trochę częściej niż Gavin i może faktycznie do super rodziców nie należał, to nie mógł powiedzieć, by kompletnym nieudolnym rodzicem był. - Da się z nim pogadać i przeforsować trochę swojego - wzruszył ramionami.
    - Hm... no możesz pomóc - pokiwał lekko głową. - Tj... jeśli wejdę do świata umarłych w całości to mogę tam być tylko 48 godzin, a jeśli wyruszę samą duszą... mogę im poględzić dłużej, tylko wtedy moje cielsko leży bezbronne i każdy może je zaatakować - spojrzał prosto w oczy Akane. - Więc... mogłabyś je popilnować? - zaproponował spokojnie. Może nie ufał jej stuprocentowo, ale nie wierzył, że mogłaby go teraz wydać komukolwiek.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  84. Odebrała sai od granatowlosej, po czym przytuliła je do siebie, zanim schowała w bezpieczne kieszenie. Naprawdę nie lubiła się z nimi rozstawać. Jej ukochana broń.
    To prawda, nie lubiła mówić o sobie. Przynajmniej jeśli nie była pewna, że zdradzanie wrażliwych informacji nie przyniesie dziewczynie żadnej krzywdy bądź nieprzyjemności. Słuchała uważnie Akane. Ona jej ufała, nawet jeśli miały umowę, nie musiała opowiadać Onyx tyle o sobie. Mimo wszystko to robiła. Może ona też powinna. Zazdrościła trochę nowej koleżance tak sporej rodziny. Zainteresowało ją też stwierdzenie, że bliscy przyjaciele też są rodziną. Nikt nigdy nie mówił niczego takiego wcześniej w jej życiu. Z drugiej strony półświatek, w którym żyła z pewnością troszczył się o swoich. Może to była rodzina Onyx? Musiała to przemyśleć.
    - Po prostu nie mam rodziny. Parę lat temu ktoś mnie przygarnął nauczył wszystkiego i puścił w świat żebym zaznała wolności, a ja tęsknie za nim. Myślę że jak będę tak dobra jak on to może go odnajdę - sprostowała swoją wypowiedź. Gdy Febe mówiła o sprowadzaniu Akane do domu pokiwała niezrozumiale głową. Przyjęła polecenie, ale nie miała pojęcia jak je wykonać. Gdy tylko Odeszła spojrzała na Akane.
    - Nie będę Cię nigdzie ciągać w miejscu gdzie możesz pogrzebać mnie żywcem - powiedziała cicho, nachylając się w jej stronę, aby nikt poza nią nie usłyszał tych słów.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  85. – Myślę, że bym miała. W końcu żyję tak jak on, ale – tutaj zawiesiła się na chwilę, wspominając Mankrika. Był dla niej jak ojciec, z pewnością. Mimo że nigdy nie okazywał tego wprost, ani nie silił się na żadne większe słowa wobec niej. Podarował jej możliwości do życia po swojemu. Co z tym zrobi, to była jej sprawa. Odsunął się jednak od niej, a ona nie miała za bardzo pojęcia dlaczego. Nie mogła go też nijak odnaleźć. – ale mój mentor uznał, że muszę żyć bez niego, aby poznać samą siebie. Nie wiem, może nie chciał zamknąć mnie w kolejnej klatce. Tylko wiesz, tęsknię za nim. Chciałabym go znowu spotkać, pochwalić się tym co osiągnęłam. Z drugiej strony aktualnie nie dorastam mu do pięt. Może pozwoli mi na spotkanie, gdy będę tak dobra jak. Nie wiem – dodała. Naprawdę chciałaby znowu się z nim spotkać. Być przy nim. Pracować razem z nim. Przecież nie spowalniałaby go. – Dał mi tylko tą broń i kazał żyć - wtrąciła jeszcze, prezentując jej swoje sai. Była z nich dumna. Były dla niej idealne. Zaśmiała się na jej żart. Naprawdę nie miała zamiaru jej podpadaść. Znała swoje możliwości. Moce Akane nie były czymś, przed czym mogłaby się faktycznie obronić. Jeśli miałaby ją kiedykolwiek zabić, to tylko z zaskoczenia. Chociaż nie zamirzeła nigdy planować zabójstwa koleżanki. Cholera, chyba pierwszy raz zaczęła zaprzyjaźniać się z dziewczyną w podobnym do jej wieku. Wysłuchała następnych słów Akane. Czyli każdy z nich rodził się z wyjątkową mocą. Niesamowite.
    – Dają, to prawda. Ale wszystkie są w zasadzie powiązane z żywiołami, ewentualnie dają inne moce konkretnym rasom. Smoki dzięki nim mogą na przykład przybrać bardziej ludzką postać. Mogą też emanować energią i być wykorzystywane w inny sposób. Aktualnie według mnie i tak są najsilniejsze kiedy ktoś się połączy z kryształem i przejmie moce żywiołu, albo ma broń z kryształem, tylko wtedy wystarczy mu ją odebrać i jest praktycznie bezbronny. Mathyr to dosyć okrutny świat. Musisz pochodzić z bardzo daleka, inaczej byś pamiętała. Silniejszy wygrywa, każdy chce dominować, a każdemu odwala na punkcie mocy. Moje Bractwo najczęściej pozbywa się tych wszystkich drani, ale też innych złych ludzi. Zazwyczaj słabi odprawiają rytuał szukając jakiejkolwiek pomocy. Pamiętam jak kiedyś jeden z… ważniejszych członków mówił, że od dekady nie musieli zabić nikogo bez skazy. Ale kryształy są niebezpieczne. Inni giną próbując je zdobyć. Niedoświadczeni nie powinni podchodzić do Kryształowego Lasu nawet – wyjaśniła wszystko. Nie wierzyła trochę w tą amnezję. Mathyr jest zbyt trudne do zapomnienia.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  86. Zastanowił się nad jej pytaniem. Milczał dłużej niż chciał, starając jakoś przeliczyć skalę jednego, a drugiego. Trudno było to wszystko ogarnąć, więc w końcu się poddał i skinął tylko głową.
    - Jasne, krócej - rzucił i nic więcej nie powiedział. Przynajmniej nie w jej własnym języku. Zaraz zaczął pod nosem mamrotać odpowiednie "zaklęcia", które otworzyły przed nim drzwi do zaświatów i bez ostrzeżenia opuścił swoje ciało. Teraz to on wychodził na tego w gorącej wodzie kąpanego. Zamiast się wcześniej położyć, pozostawił tak ludzką powłokę na pastwę losu. Ta opadła na ziemię całkowicie bezwładnie, pewnie nawet trochę strasząc samą Akane, ale w chwili gdy przekroczył bramy zaświatów i stanął na lśniącej, marmurowej podłodze zamku ojczulka, zapomniał o dziewczynie.
    Odetchnął głęboko, jakoś tak nagle czując się jak w domu. Dziwne uczucie, zważywszy na to, że tak naprawdę nigdy wcześniej nie czuł czegoś podobnego. Z pamięci przywołał drogę do komnat swojego ojca i ruszył w tę stronę szybkim krokiem. Nikt go w pałacu nie zatrzymywał, większość pracowników wiedziała, że ten miał synów, a poza tym jego klon stąpał tu teraz codziennie. To właśnie za sprawą jego brata, niektóre z duszyczek z zaciekawieniem na niego zerkały, a inne spieprzały gdzie tylko mogły. Musiał się świetnie tutaj bawić. Coś po kościach mu mówiło, że nie będzie mu łatwo przekonać brata do swych racji.
    Wszedł do komnat ojca bez pukania i przekrzywił głowę w niemym niedowierzaniu, widząc jak ten doskonale się bawi pieprząc się z dwoma duszami na raz.
    - Witaj tatku - oparł się o biurko stojące po drugiej stronie pokoju, wzrok wbijając w mężczyznę. Zawsze wiedział, że ten ma nie po kolei pod sufitem i stąd brało się zboczenie Gavina, ale żeby tak jawnie w biały dzień? Tu zerknął za okno i wypuścił ze świstem powietrze. Okay, jednak nie w biały dzień.
    - Witaj synu – mężczyzna niechętnie przerwał swoje przyjemności i odprawił swe kochanki gestem ręki, po czym wstał i przeszedł przez komnatę wprost do swojego barku. Nalał sobie trunku, drugą szklaneczkę podając Gavinowi. Nawet nie przejmował się tym, że dalej jest nagi, ale i jemu to specjalnie nie przeszkadzało. Przyjął od niego szklaneczkę i odstawił ją na biurko. Przynajmniej na chwilę.
    - Co cię do mnie sprowadza? Już umarłeś? – zapytał, jak gdyby tego nie wiedział. Gave obrzucił go pobłażliwym spojrzeniem i złapał szklankę, którą wcześniej od niego dostał, by pociągnąć z niej spory łyk trunku.
    - Mam parę pytań – odparł prosto z mostu. – Pierwsze z nich to jak długo będą trzymać mnie konsekwencje użycia pełnej mocy?
    - To nie była pełnia twoich możliwości – pokręcił przecząco głową pan Śmierć (my go chyba jakoś nazwaliśmy, a ja nie pamiętam jak). – Hm… jak długo… - mężczyzna zbliżył się do niego i nawinął sobie biały kosmyk jego włosów na palec. – To zależy od tego co masz tu – postukał go palcem po głowie. – I tu – dorzucił do tego serce. – I tutaj – wskazał jeszcze ogólnie jego niewyraźne mięśnie, cmokając z niezadowoleniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - No teraz to przeginasz, tatku – Gave pokręcił zirytowany głową. – Dobrze wiesz w czyim ciele wylądowałem i jak chętnie Gavin korzystał ze swojej masy mięśniowej – wybuchnął, szczerze niezadowolony z tego jego nie do końca wypowiedzianego komentarza.
      - Przez kilka kolejnych dni się nie nadwyrężaj, nie używaj swoich mocy – pan Śmierć usiadł na swoim łóżku, zakładając przy tym nogę na nogę i stukając palcami o szkło, zanim nabrał łyk alkoholu. – Hm ale i tak nie posłuchasz – dorzucił jakby był wszystkowiedzącym palantem. Zawsze to robił i Gave miał ochotę się na niego rzucić tu i teraz i pokazać, że nie da sobie w kaszę dmuchać. Powstrzymał się, zaciskając tylko pięści do granic możliwości.
      - Dwa… gdzie jest Gavin?
      - W swojej komnacie na końcu korytarza, po lewej stronie – mężczyzna posłał w jego stronę lekki uśmiech. – Niezły z niego kogucik – poruszał zabawnie brwiami, a Gave omal nie zawył z rozpaczy. Dopiero co zmarł i już się zabawiał? A co z Akane? Przecież tak jej pożądał do tej pory… co z Ryu, którego on sam trochę za mocno torturował? Wszystko to teraz tak mu zniknęło? Zagryzł mocno wargi, naprawdę zastanawiając się czy powinien zadawać trzecie pytanie. Może lepiej po prostu zostawić to w cholerę i żyć.
      - Trzy… jaka jest szansa, że możesz zamienić nas miejscami? Gavin wróci do świata żywych, ja zostanę tutaj…
      - Już ci się znudziło życie? Przecież nie minął nawet tydzień od kiedy masz to ciało – ojciec wreszcie ubrał swoje bokserki i dopił alkohol. – A może okazało się, że trudno jest ci w pełni żyć? – dorzucił kolejną cegiełkę do już i tak trafiających go słów. Gave zacisnął mocno wargi, czując że zaraz tu wybuchnie. – Rozczarowujesz mnie, Ga-ve – mężczyzna znalazł się tuż za chłopakiem i jednym ruchem sprowadził go do parteru. Trudno było się temu dziwić. Po pierwsze był w swoim własnym środowisku, panował nad śmiercią i zaskoczył dzieciaka. Chłopak nie zdołał nawet krzyknąć a już leżał na zimnej posadzce, a ojciec przycisnął jego szyję nogą.
      - Zobacz, Ga-ve. Jesteś tu nikim… - nacisnął mocniej, a on pomyślał o Akane. Przecież jego ciało na pewno również zaczynało się tam dusić. Musiała być przerażona. Cholera, mógł jej jednak nie informować. Potem będzie mu tyle rzeczy na raz wyrzucać, począwszy od „a nie mówiłam”.
      - Ale wiesz co jest najlepsze? Tam też jesteś nikim.
      I to by było na tyle. Chłopak złapał go za nogę i podciągnął ją mocno do góry wstając. Odruchowo złapał za swoje rozbite szkło, nie dbając o to, że rani sobie tym samym dłonie, i rzucił nim na oślep.
      - I czyja to wina?! Moja?! Nie prosiłem cię, żebyś doszywał mnie do jego ciała! Nie prosiłem cię o nic takiego! Nie dałeś mi możliwości życia ani tu ani tam – wrzasnął na niego, wstając wreszcie z podłogi i trzęsąc się całkowicie. Nawet przez moment nie mógł nabrać powietrza z tej wszechogarniającej go wściekłości.
      - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – zauważył głucho. – Potrafisz to zrobić czy nie?

      Usuń
    2. - Hm… a na pewno tego chcesz? – odbił pałeczkę jego ojciec. Gave już otwierał usta, żeby potwierdzić, przytaknąć. Zrobić cokolwiek, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Właśnie zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że wcale nie jest tego taki pewien. Ojciec miał rację. On nie należał do żadnego świata. Co z tego, że teraz zrezygnuje z jednego, jak potem trafi do równie obcego? Zacisnął mocno pięści i uderzył jedną z nich o biurko.
      - Kurwa – warknął głucho. – Kurwa – powtórzył głośniej. Szlag by to wszystko trafił. Te przeklęte dobre odruchy, które mógłby się potem pochwalić, choćby i w teorii. Tylko, że on chyba faktycznie tego nie chciał. Nie chciał jeszcze rezygnować z życia, życia które dopiero co zyskał. Dopiero teraz mógł zacząć je poznawać, ale znowu… to nie było jego ciało.
      - Tak, na pewno – powiedział wbrew sobie, jakby poprzedni wybuch nie miał w ogóle miejsca, ale miał… i Gavin Pierdoła, który zdołał w tym czasie wreszcie dotrzeć do komnaty ojca i wślizgnąć się do środka niepostrzeżenie, przynajmniej dla swojego brata, uśmiechnął się do niego szeroko.
      - Ale ja nie chcę – wypalił prosto z mostu. – Mnie tu jest dobrze – dodał po chwili. – Nikt mną nie gardzi, nie muszę zastanawiać się nad swoimi słowami czy czynami. Nie ma szczególnej zazdrości – zaczął wyliczać plusy. – Podoba mi się tu, Gavin… a nie czekaj, Gave – poklepał go pokrzepiająco po plecach.
      - Ale to twoje ciało, to ty powinieneś tam chodzić, nie ja – Gave potrząsnął przecząco głową z niezbyt wielkim przekonaniem.
      - Zwariowałeś? W tym strasznym, niezrozumiałym i przerażającym świecie, w którym na każdym kroku czekają jakieś niebezpieczeństwa? – Gavin popatrzył na niego z wyraźnym niedowierzaniem. – Nie ma takiej możliwości. Szybciej padłbym tam na zawał niż cokolwiek pożył, zwłaszcza bez twojego głosiku w umyśle – bąknął i teraz spojrzał na ojca. – Gave bredził, zaraz wróci do siebie – oznajmił krótko.
      - Cieszę się, że co nieco sobie wyjaśniliśmy – ojciec obu chłopaków posłał im obu znużony, podszyty zwykłą irytacją uśmiech. – Wracaj do siebie – warknął do „żywego” syna. – I nie korzystaj z mocy przez parę dni. Dzisiejszy wybryk sporo nadwyrężył twoje ciało – ostrzegł jeszcze i zanim Gave zdołał zaoponować, odprawił go. Nawet nie zdążył niczego odpowiedzieć czy ojcu czy samemu Gavinowi, a już otwierał oczy na polanie leżąc przy Akane.
      Pierwszy bolesny oddech przyprawił go o mdłości, a kolejne tylko pogorszyły sprawę. Zacisnął mocno powieki i spróbował się podnieść, ale ręce odmówiły mu posłuszeństwa. Cholera jasna! W głowie mu dudniło, jakby całe stado słoni tam sobie disco uprawiało. Pieprzony ojciec. Spróbował przyjąć pozycję embrionalną, ale i to nie pomogło. Szlag by to wszystko trafił. Dlaczego zawsze musiał mieć rację? I po jaką cholerę założył takie koszmarne ograniczenia? Nigdy więcej!
      - Masz pozdrowienia od Pierdoły – wydusił z siebie, bo zanim ojciec go odesłał zdołał jeszcze usłyszeć kilka słów od brata. – Ma się tam dobrze, nie chce wracać i twoja tabliczka stała się… bardziej prawdziwa niż przypuszczałem – szepnął już teraz nie próbując zmieniać swojej pozycji. Wszystko go bolało. Dosłownie każdy ruch, nawet oddech go bolał. Te kilka słów wycisnęły z niego łzy, a w myślach znów przeklął ojca.

      Gave

      Usuń
  87. Zawtórował jej śmiechem. Nie odpowiedział jej, ale figlarne iskierki pojawiły mu się w oczach i tylko pokazał jej język. No co? Nie będzie owijał w bawełnę, skoro zamiana miejscami mu nie leżała.
    - O proszę, dzięki Żabencjo - wyszczerzył się do niej, na ten jej komentarz o jego własnej zawziętości. Kiedy wspomniała o polanie widocznej za drzewami, ruszył z nią tam i chwilę później postawili na niej swe stopy.
    - Oj tam, jak sobie chcesz polatać to poproś Meliodasa, on skrzydłami umie się dzielić - zauważył wesoło, rozglądając się z zaciekawieniem po polance. - No to co? Trzeba ją zbadać i jakoś oznaczyć jako naszą - rzucił pół żartem, pół serio.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  88. - Prawda - zgodził się z nią z figlarnym uśmiechem na twarzy. - To nie to samo - potwierdził, po czym zamyślił się chwilę i pstryknął palcami. - Ale jak będziesz miała ochotę na swobodny spad z wysokości to daj znać. Ja ci to chętnie umożliwię i znasz mnie... zatrzymam cię tuż nad wodą zanim cię do niej wrzucę - puścił do niej oczko. Zaraz rozejrzał się po polanie, skanując ją wzrokiem.
    - Co jeden pomysł to gorszy - skrzywił się. - Ja tu widzę dobre miejsce na kwaterę. Wiesz taka baza wypadowa Argarskiej Mafii - rzucił wesoło podchodząc do jednych drzew i wskazując dłonią miejsce za nimi. Było tam sporo krzaczorów i parę skał. Doskonale nadawało się na ukrycie podejrzanej działalności młodzieży. - A tu... - skierował swoje kroki w stronę środka polany. - Ustawimy sobie kamienie i będziemy mieć miejsce na ognisko - wyszczerzył się do niej. - Oznakowywanie tego wiankami? No to żeś dała... - wywrócił oczyma, po czym zaraz zaczął szukać materiału na jeden z nich. - Twój będzie naprawdę dziki, bo robiony przeze mnie.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  89. Źle zinterpretowała źródło jego łez, ale kiedy pomyślał o tym, że będzie jej to musiał wyjaśnić aż go zemdliło. Ból nie chciał przejść, a on zaczynał się zastanawiać czy te kilka kolejnych dni, podczas których miał nie używać swoich umiejętności - będą pod znakiem leżenia plackiem i zwijania się z bólu. Jeśli tak to ma wyglądać, to ojczulek nieźle go załatwił. Nie ma co. Okay, nie był tu sprawiedliwy. Tak, on sam się tak załatwił. Nikt mu przecież nie kazał wchodzić do świata umarłych i komunikować się z nimi. Jeszcze porzucając swoje ciało. Ech ale mimo wszystko... gdyby nie było ograniczeń to nie byłoby tego bólu. Zacisnął mocno powieki skupiając się teraz tylko na oddechu. Jedna rzecz na raz. Oddech unormował, choć robił to dość mechanicznie.
    - Gavin nie... - odezwał się wtedy. - Ale ojciec tak.
    Gdyby miał siłę to pewnie splunąłby w bok, a tak jedynie powoli na drżących od niewyobrażalnego wysiłku dłoniach usiadł chwiejnie. Sam ten ruch omal nie przyprawił go o utratę przytomności, ale nie chciał jej teraz za bardzo martwić. Musiał wykombinować sposób, żeby się jej pozbyć zanim zorientuje się, że on o własnych siłach do domu Febe nie wróci. Przecież to chuchro nie będzie go tam niosło. Nie było takiej opcji żeby się jej teraz przyznawał do takiej głupoty. O nie... w życiu. Miał swoją dumę, mimo wszystko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  90. Nie była pewna, czy Mankrik byłby z niej teraz dumny. Głównie dlatego, że szukała jakieś wymówki na brak możliwości odnalezienia swojego mentora. Przecież jakiś konkretny powód musiał kryć się za tym, iż miesiące poszukiwań nic nie dawały. Jeśli osiągnie prawdziwe mistrzostwo w walce, stanie się znana w półświatku, będzie kimś o kim faktycznie się mówi, wtedy ponownie go spotka, a ten pochwali ją za wszystko. Nie odezwała się jednak. Nie miała ochoty wylewać Akane teraz swoich żali, zwłaszcza w momencie gdy ta była dla niej taka miła. Przyjrzała się uważniej dziewczynie. Była taka dobra, gdy tylko zaufała Onyx, do tego silna, znała tajniki magii niedostępne dla nikogo z Mathyr, a na dodatek była wyjątkowo piękna. Czarnowłosa poczuła się, jakby patrzyła na jakąś istotę wyższę. Na jakiś ideał, którego ona nigdy nie osiągnie. Zarumieniła się lekko, co jednak ukryła jej maską na słowa o podarowaniu dziewczynie na chwilę swoich sai.
    – To miał być dowód, że możesz mi ufać w końcu, prawda? – odpowiedziała.
    Kiedy Rei przyniosła poczęstunek, od razu uderzył ją kuszący zapach jedzenia. Rzadko jadała coś co faktycznie możnaby nazwać przygotowanych jedzeniem. No cóż, uroki częściowego życia w dziczy. Nie rozpalała ognisk do pieczenia mięsa, skoro surowe i tak jej nie szkodziło. Jak bardzo obrzydliwe by to nie było. I tak nikt nigdy tego nie widział. Oczywiście odkąd należała do Bractwa. Wcześniej było to bardziej publiczne widowisko, a i ona była bardziej jak zwierzę niż faktyczny człowiek. Na słowa o masce trochę się speszyła. Postanowiła jednak nie kłamać.
    – Większość czasu. Nie jestem takim zwykłym człowiekiem tylko wiesz…hybrydą – zaczęła. Dotknęła swojej maski delikatnie. Zamknęła oczy. Bała się. Bardzo bała się jej reakcji. Jednakże zdążyła zauważyć, że osoby posiadające niezwykłe zdolności nie bardzo przejmowały się paskudną twarzą Nyx. Wzięła głęboki wdech na uspokojenie. Wypuściła powietrze. – Jestem przez to niezwykle brzydka, ale to też swojego rodzaju przydatna zdolność – dokończyła, po czym zdjęła swoją maskę. Oczym Akane ukazała się nietypowa szczęka. Onyx miała co prawda normalne usta, ale gdy te się kończyły, zamiast policzków posiadała dodatkowe kły, za którymi rosła błona. Zęby w jamie ustnej też nie przypominały specjalnie ludzkich, większość z nich przypominała zwierzęce kły, mniejsze lub większe.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  91. Zacisnął mocno wargi. Nie chciał jej martwić, ale najwyraźniej słabym aktorem był, kiedy ból wdzierał się mu do głowy w takim stopniu.
    - Nie - rzucił przez zaciśnięte zęby. - Boli - dodał, wydobywając z siebie krótkie odpowiedzi, bo w ten sposób był w stanie cokolwiek powiedzieć. Nie wdawał się w większe tłumaczenia. - To cena za przejście tam - uśmiechnął się do niej krzywo. Wiedział, że przejdzie, ale nie miał pojęcia kiedy. Podtrzymywał się na drżących dłoniach, żeby nie upaść z powrotem i plackiem jej tu nie leżeć.
    - Posiedzę i przejdzie - rzucił krótko, nie wiedząc co jeszcze dodać. Poszedł tam z własnej woli, sam się tak załatwił i jednocześnie nic to nie przyniosło dobrego. No świetnie po prostu. Ekstra.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  92. Słuchał tego jej planu z rosnącym niedowierzaniem w oczach i kręcił przecząco głową. O nie, nie było takiej opcji. Nie zamierzał jej na to pozwolić. Zdecydowanie lepszą opcją było siedzenie i czekanie aż ból przeminie. Ewentualnie, ale tylko ewentualnie mógłby pozwolić Tonemu zanieść się z powrotem, ale nie takiemu chucherku. Nie zamierzał mieć u niej żadnego długu.
    - Nie...ma...opcji, sło-ne-cko - wydusił, starając się brzmieć groźnie, ale nie wyszło. Ledwie mówił, a o intonacji nie wspominając. Zacisnął dłonie w pięści. - Już mi lepiej - fuknął znowu, uparcie próbując zmusić swoje ciało do podporządkowania się swej woli i do ruszenia. Zamiast pożądanego efektu, otrzymał na tyle paraliżujący ból, że krzyknął głośno, opadając ciężko na podłoże i zwijając się w kłębek. Czekał, czekał aż przejdzie pierwsza fala drgawek.
    - Zostaw mnie tu... - burknął. - Po prostu sobie idź.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  93. - Zwariowałaś? Jakie znowu niewinne? - spojrzał na nią jakby z choinki się urwała, albo w ogóle z gwiazd spadła. Nie wykluczał, że tak właśnie to mogło wyglądać dla tutejszych stworzeń.
    - Zobaczą wianki, uznają że laski jakieś tu urzędują i będą próbowali się do nich dobrać - wysnuł taką hipotezę, przykucając przy jakiejś kupce kwiatków podobnych do mniszka lekarskiego i zaczął uważnie zrywać jeden po drugim. - Odnajdą naszą bazę i kaplica - rzucił do niej, po czym wywrócił lekko oczyma.
    - No... ale kopiować umiem. Popatrzę jak zaczynasz i dalej już pójdzie - zasalutował jej lekko. - Będę tylko miary twojej głowy potrzebował - dodał rzeczowym tonem. No bo jak bez miary? Tak na oko? No nie... to się nie godziło!

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  94. Zarumieniła się na wszystkie słowa Akane, czując jak serce jej przyśpiesza. Wyróżnia? Wyjątkowa? Słowa o ojcu granatowłosej stały się w tym momencie całkowicie nieważne. Teraz liczyło się tylko to, że ktoś nazwał ją, JĄ wyjątkową. To zainteresowanie wyglądem Onyx, było dla niej czymś całkowicie nowym. Wszyscy zazwyczaj reagowali na dwa sposoby - ignorancja albo szyderstwo. Nikt wcześniej nie był pozytywnie nastawiony na zniekształconą twarz dziewczyny. W tym momencie naprawdę poczuła jakby była kimś zupełnie innym, kimś pięknym. A to wszystko dzięki osobie, którą i tak zdążyła już obdarzyć podziwem. To było coś niesamowitego. Czas na chwilę zwolnił wokół czarnowłosej, a jedyne co się teraz liczyło to uśmiechnięta ślicznotka przed nią. Miała ochotę ją przytulić, zabrać gdzieś, gdzie byłyby same, dać zbadać jej każdy swój zakamarek, samej podziwiając niezwykłe moce oraz uroki fizyczne kompanki. Czym było to nieznane uczucie? Nie miała pojęcia. Była jednak szczęśliwa z tego, co właśnie się dzieje. W końcu spojrzała w fiołkowe oczy nastolatki. Przygryzła delikatnie wargę, dotykając swojej piersi, aby chociażby spróbować uspokoić bijące serce. Nie było to nieprzyjemne uczucie, ale przeszkadzało w skupieniu.
    – Ty jesteś przepiękna – zdołała jedynie odpowiedzieć. Zacięła się na chwilę. W głowie dalej miała pęd różnych myśli, a w brzuchu zaczęły tańczyć motyle. Wszystko działo się tak szybko, że nawet ona nie potrafiła wyłapać co aktualnie się w niej dzieje. – Masz takie inne oczy i wydajesz się taka silna i twarda, poza tym ładne ciało. Z pewnością wielu się za Tobą ogląda – dodała, aby nie zabrzmieć zbyt nieoczekiwanie? słabo? Nie miała pojęcia. Czuła wewnętrzną potrzebę zasłaniania swojego wcześniejszego komplementu. Jakby nie chciała, aby Akane wzięła ją za jakiegoś chodzącego w koperczaki podlotka i, o zgrozo, odrzuciła na miejscu. Chciała kontynuować tą relację.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Ty zobacz jak ona się ślini! - Gave zza krzaków. - Normalnie zaraz będzie pieśni o Akane śpiewać... czaisz o Akane? No proszę cię... - wywraca oczyma.

      [Taki troll xD]

      Usuń
  95. Brak siarki.
    Niepokoiło go to i nie mógł funkcjonować bez myśli o tym, że jej nie czuł. Wokół nie było nikogo, wrogowie rozbiegli się po lesie napadając na bezbronną zwierzynę wbijając pyski w ich karku i chłonąc słodkie, niewinne dusze. Ostatniego widział kilka godzin wcześniej łamiącego kark sarnie, która wiła się jeszcze długo tuż po tym, gdy dusza została pożarta a ciało pozostawiono samej sobie. Nie mógł wybić z głowy pustego spojrzenia, czarnych paciorków wpatrujących się w korony drzew wołających niemo o pomoc. Zrobił to gołymi rękoma, zaciskając żylaste palce na gardle zwierzęcia i nie musiał długo czekać. Wiedział, że w ten sposób nie cierpiałaby długo równocześnie zdając sobie sprawę jak bardzo pokalał tym sam siebie. Zaprawdę, bogowie muszą być szaleni. Nie poczuł innych zapachów niż las. Nie było wokół nikogo pozostawiając go na samotność i... smutek. Miał przesrane. Nie przychodził nikt od kilku godzin burząc jego przekonanie o tym, że mężczyzna po niego wróci. Nie było nikogo.
    Nie wyczuł zawirowania w powietrzu, nie słyszał krzyków.
    Czyste szaleństwo.
    Z niepokojem zasiadł pod jednym z drzew łapiąc się za płuco, dociskając złamane żebra w duchu modląc się do bogów, by go oszczędzili. Nie był aż tak złym człowiekiem. Nie pragnął zbawienia, mimo to modlił się do Boga w oczekiwaniu na zdarcie z niego grzechów.
    Aniele Boży..
    Warknął głośno, gdy nie usłyszał odpowiedzi. Może przyszło mu tu umrzeć?

    OdpowiedzUsuń
  96. Oddychał coraz ciężej łapiąc się między pęknięte żebra, nie czując nic ponad bólu, jakoby adrenalina już dawno opuściła go całkowicie. Mógł nie żyć, był prawie pewien, że tak właśnie jest i nie mógł przyzwyczaić się do tej myśli. Było mu zimno, chłód roznosił się po całym ciele, a kończyny odmówiły posłuszeństwa. Czyż nie ostrzegano go, że tak może być? Żeby był blisko? Zaśmiał się gorzko zamykając mocniej oczy, zagłuszając obezwładniający jęk w gardle czując, że zaraz mógłby stracić przytomność. W pierwszej chwili, słysząc głosy, myślał że to kolejne podszepty w głowie.. Dopiero po tym dostrzegł przed sobą twarz, znajomą, z dawnego, dziecięcego życia... Zaśmiał się gorzko opierając potylicą o drzewo, zsuwając się tak, jakby za chwilę stracił całkowicie swoje siły.
    — Umarłem, prawda? Czy to tylko twoje sztuczki Chris? — zaśmiał się ponuro mrużąc oczy. — Cholerny dzieciaku, daj mi umrzeć.. Nie widzisz, że mnie zaatakowali?

    OdpowiedzUsuń
  97. Ines? Znał skądś to imię, chociaż w przypływie agonii ciężko było wywlec ze wspomnień cokolwiek więcej, niż fakt jak się tu znalazł. Do tego brak zapachu siarki.. Nie mogły uciec daleko, co oznaczało realne niebezpieczeństwo całej trójki. Rozchylił lekko powieki rozszarpując koszulę i dziewczęta mogły dopiero teraz dostrzec jak bardzo był poturbowany oraz nietypowe, ciemne rany przechodzące przez pół piersi. Otworzył szerzej oczy dopasowując twarz do wspomnień, te jedną konkretną, którą kojarzył z dziecięcych lat mimo, że sama dojrzała na tyle, by mógł nazwać ją kobietą. Uśmiechnął się z obolałym grymasem ukazując nieco ostrzejsze kły, a z gardła wydobył się bulgot, ostatecznie zakończony przyjemnym dla ucha niskim śmiechem.

    — Nie powinno cię tu być Akane.. Nie powinno was tu być, oni wrócą.. Zabiją was jeśli nie uciekniecie — dodał, a z ust mężczyzny powoli pociekła strużka krwi. Jasna skóra mężczyzny poszarzała delikatnie tracąc swojego rodzaju.. blask, który wokół siebie roztaczał. — Uciekajcie zanim po nas przyjdą.. Pożrą mnie i tak, rozumiecie? — zaśmiał się nieco szaleńczo. — Ukryj Ines, bo ma w sobie jego krew, słyszysz?

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  98. – Mnie nie irytujesz – zauważyła, czując jak powoli się uspokaja. Nagły przypływ wszystkich emocji powoli się ulatniał, ale pozostawało to szczęście jakie czuła w obecności granatowłosej. Poczuła też wyjątkowy spokój w jej obecności, jakby wszystkie problemy odchodziły w siną dal. W końcu dlaczego miałaby się teraz czymkolwiek przejmować? Była obok Akane, która zdawała się być równie zafascynowana nowo poznaną znajomą co Nyx. – Po prostu masz twardy charakter. Uważam, że to coś dobrego. Takich ludzi ciężej zranić, nie sądzisz? – dodała jeszcze, przyglądając się jej reakcją. Na wszystkie duchy i istniejących bogów, wyglądała tak uroczo, gdy robiła cokolwiek. Miała ochotę złapać ją w ramiona i nigdy z nich nie wypuszczać. Była naprawdę zaskoczona, że mało kto prawił komplementy Akane. Jak to? Przecież dosłownie była ideałem kobiety! Ona nie mogła przestać o niej myśleć. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, gdy podsunęła pokarm. Dzielenie się posiłkiem było okazywaniem sympatii? Z pewnością będzie musiała o tym poczytać, albo dopytać o to, jak w Argarczycy okazywali swoje zaloty. Wzięła kawałek mięsa, ale jeszcze go nie jadła. Obdarzyła koleżankę kolejnym uśmiechem.
    – Urodziłam i problemem jest nie tyle moja szczęka co to, jaka byłam zanim zostałam przygarnięta przez Mankrika. Rzucałam się na wszystko co żyło, bo ciągle czułam głód, nie szkodzi mi surowe mięso, no i, z jednej strony wyglądam jak zwykły człowiek, być może skrzyżowany ze smokiem. Najbardziej chyba boją sie mnie Ci, którzy znają opowieści o liuhair. Urodziłam się w miejscu, gdzie każdy w końcu się w niego przemienia, a ja po prostu urodziłam się z tymi zębami, a moja mutacja nigdy się nie pogłębiała. Jak czegoś nie znasz, to się tego boisz – wyjaśniła wszystko. Spojrzała na kawałek jedzenia. Teraz nie powinna go chyba jeść, aby nie speszyć ślicznotki. Trzymała więc go dalej.
    – A zasłaniam się, bo mimo wszystko te kły są brzydkie, a chciałabym czuć się ładna. Maski dodają mi uroki no i są przydatne w walce, żeby krew nie wpadła Ci do ust – dokończyła. Czuła się przy niej jak otwarta książka. Mogłaby opowiedzieć dziewczynie praktycznie o wszystkim, co chciałaby usłyszeć. Sama też chciała wiedzieć o niej wszystko.
    – A ty? Jak działają Twoje moce? Wyglądają na bardzo pożyteczne – zapytała.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  99. Zaśmiał się raz jeszcze widząc hardą dziewczynę, taką jaką znał przed laty, która nie cofnęłaby się przed niczym by tylko zapewnić znajomych o swojej pomocy. Nawet teraz, w tak patowej sytuacji jak ta nie zostawiła go. Ale skąd mogła wiedzieć, że wszystko jest tak pogmatwane? Nie wiedziała nic o patowej sytuacji i nie winił jej za to, bo skąd niby miała wiedzieć? Wszystko pozostało w najbliższej rodzinie.. Zaśmiał się ponuro.. Biedna Akane..

    — Akane.. leć za nią i sprowadź pomoc.. One mogą wyczuć jej anielską aurę — zakaszlał, zakrywając usta dłonią po której pociekła spora stróżka krwi. Skrzywił się boleśnie. — Widziałaś ich? Widziałeś resztę? Gdzieś powinien być Chris.. Trzymałem go za cholerne ramię..

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  100. - Zwolnij słonecko - Gave oparł się o ścianę i zlustrował ją od góry do dołu wzrokiem. - Rozumiem, że hormony ci buzują i nie masz z kim się wyszaleć, bo twojego chłopka tu nie ma... ale żeby zaraz na takiego bezczela do łazienki? - uniósł lekko brew. - Tu ściany mają uszy, a chyba nie chcesz żeby każdy słyszał te twoje okrzyki przyjemności - zbliżył się do niej o krok. Był zirytowany, że nawet w łazience spokoju zaznać nie można było. Dopiero co wrócił do domu, po długiej przeprawie, a ta tak tęskniła, że aż mu do łazienki się wbija. Co za szurnięta baba.
    Jej kolejne słowa sprawiły, że zmrużył niebezpiecznie oczy. Widziała co się działo po jego ostatniej wizycie w zaświatach. Spędził w łóżku 3 dni umierając wręcz z bólu, a potem kolejne 3 dni dochodził do siebie. Dopiero co stanął porządnie na nogi, a ta chciała kolejną wycieczkę.
    - Nie - odparł krótko, spoglądając na chwilę ponad jej ramię na dziwnego ducha obserwującego ich oboje uważnie. - Nie mam ochoty się z nimi teraz widzieć - dodał jeszcze. - Btw... duch za tobą łazi, wiedziałaś o tym? - spojrzał jej prosto w oczy. - Taka całkiem niczego sobie kobietka.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  101. Wsłuchiwał się w głos Akane opierając na niej cały potężnego, żołnierskiego cielska jakie posiadał. Kiwnął głową słysząc imiona, te które znał i te, które były mu zupełnie nieznane ale mimo to uśmiechnął się lekko przez cały czas trzymając za pęknięte żebra.

    — Tylko rok? — spytał, śmiejąc się pod nosem. — Nie sądziłem, że tak wolno płynie tu czas.. Zresztą nieważne. Nie planowaliśmy tu przybyć, wybraliśmy inny wymiar i wszystko było przygotowane. Ojciec podobno o wszystko zadbał, ale i tak się spierdoliło... — zakasłał raz jeszcze czując, że coraz ciężej włóczy się mu nogami. — Przeszliśmy pierwsi, ja z Chrisem, a po tym rodzice ale coś w nas pieprznęło. Pieprzone piekło posłało ogary.. Widziałem je tylko przez chwilę w domu, a później wylądowałem tutaj.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  102. - Zapomnij - powtórzył jej. - Sama tam nie przeżyjesz. Jeszcze tak nie umiem - olał jej insynuacje dotyczące palcówki. Niech tam sobie marudzi co chce, w tej chwili był inny problem. Musiał jej wybić z głowy to cholerstwo. Ściągnął koszulę i położył ją na parapet, unosząc lekko brew.
    - Chcesz się ze mną myć? - zapytał robiąc znów krok do przodu i łapiąc ją pod nogi, żeby wrzucić do wanny i wylać na jej głowę kubeł zimnej wody. Tak dla otrzeźwienia. Przynajmniej pomyślał o tym, że nie będzie trzeba za dużo sprzątać jeśli wleci do wanny.
    - Nic nie mówi - dodał po krótkiej chwili i nabrał głębokiego oddechu, szepcząc kilka słów pod nosem, żeby zmaterializować przed Akane ducha. - Proszę bardzo - pokazał na kobietę. - Jest przyjaźnie nastawiona. Nie czuję od niej rządzy mordu.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  103. Obserwował ją uważnie, łapiąc po drodze to mydło zanim zdołało go uderzyć. Złapał za drugie wiadro wody w razie gdyby przyszło jej rzucać czymś jeszcze to ją konkretnie ocuci. Ale wtedy kobieta wypowiedziała te dziwne słowa o ochronie dziewczyny i wleciała w nią znikając mu jednocześnie z oczu. To wtedy zsunął buty i sam wpakował się do wanny, siadając naprzeciw niej. Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, pstryknął palcami a jego pomagier, przyjazny duch wylał na nich oboje drugie wiadro wody. Przyłożył jej dłoń do serca przywołując w pamięci słowa. Chciał przywołać staruszkę z powrotem. Czuł ją podskórnie. Aż mu się włosy na rękach zjeżyły. Cholera no... co to w ogóle było. Wypowiedział jeszcze kilka słów, ale zamiast duszy pojawiło się między nimi oślepiające światło, odrzucając ich oboje od siebie i... o zgrozo... niszcząc drewnianą wannę. I tyle jeśli chodzi o brak sprzątania. Jasna cholera! Diabli by to wzięli!
    Podniósł się szybko na kolana i podszedł do Akane, patrząc jej prosto w oczy.
    - Żyjesz? - zapytał krótko, choć przecież widział. Żyła i nawet nic się jej nie stało. - Jak się czujesz?

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  104. – No to są idiotami – odpowiedziała bez cienia wątpliwości. Jeśli ktoś słaby odrzucał pomoc, ginął bardzo szybko. Była pewna, że ta zasada obowiązywała w każdym świecie. Z pozostałymi jej słowami musiała się zgodzić. Każdy miał jakąś słabość, nawet najpotężniejszy wojownik na świecie. Wystarczyło ją znaleźć i uderzyć właśnie tam. Pokiwała twierdząco głową. Podobno Mankrik zabił kiedyś jednego z czempionów Terry dzięki temu, że dzień namówił jego narzeczoną do zerwania zaręczyn. To dopiero musiał być widok. Szybko jednak wróciła myślami do swojej cudownej Akane. A więc jej też było ciężko w życiu? Słuchała wszystkiego z zapartym tchem, nie mogąc uwierzyć, iż ktoś mógł ją tak traktować. Z drugiej strony, w głębi serca, cieszyła się, że w końcu poznała kogoś kto ją rozumie. Odrzucenie i szyderstwa nie były przyjemne, ale jeśli można było dzielić swój los z kimś, z pewnością to było łatwiejsze. Uśmiechnęła się do niej, po czym zdjęła maskę, aby dać jej do ręki.
    – Wiesz te maski są ładne, więc lubię je nosić. Wtedy wiele osób ma mnie za śliczną, a ja to lubię – wyjaśniła. Jeśli granatowłosa chciała, mogła ją nawet założyć. Była czarna i prosta. Pasowała tak naprawdę do wszystkiego. Ba, mogłaby ją nawet oddać. W końcu posiadała całą kolekcję różnych nakryć na twarz.
    – Zdolności parapsychicznych? Co to znaczy? – zapytała zainteresowana. Gdy wzięła jedzenie przyglądała się dziewczynie, czując jak sama robi się coraz głodna. Wszystkie smakołyki pachniały naprawdę wyjątkowo.
    – I nie będzie Ci przeszkadzać, że będę jeść mięso chwilę po tym, jak mówiłam Ci że jadłam ludzi i surowe mięso? – naprawdę nie brzydziło ją to? Nie widziała żadnych nieodpowiednich skojarzeń, przeciwskazań, dla których miałaby tego nie robić?

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  105. - Zwariowałaś?! - podniósł na nią głos. - Sama w ciebie się wpierdoliła, próbowałem ją właśnie wykurzyć - oburzył się za takie insynuacje. No bez przesady. Nie po to ją ratował spod wody, żeby teraz ją tak torturować. Zacisnął mocno pięści, ale zaraz odruchowo pogłaskał ją po plecach, kiedy tej zaczęły się torsje.
    Kiedy do łazienki wpadł Niklaus... musiał dostać zawału serca na widok całej sceny. Gave objął spojrzeniem całe pomieszczenie i wstał, odsuwając się od Akane, kiedy ta zaczęła ojca zapewniać, że ten się myli.
    - Pańska córka wbiła mi do łazienki, nie była jej kolej - zauważył krótko. - Chciała się koniecznie ze mną umyć, więc... - wskazał na jej mokry stan. - Nic nie działało, wyleźć nie chciała. Uparta jest - rzucił krótko, biorąc swoją koszulkę i jakby nigdy nic naciągając ją z powrotem na siebie. - Do niczego nie doszło. Jej dziewictwo dalej jest na miejscu... przynajmniej z mojej strony - rzucił jeszcze, właściwie będąc szczęśliwym że może się ulotnić i nie będzie musiał znów wysłuchiwać próśb związanych z zaświatami.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  106. - Chciałaś wyjść?! Niby w którym momencie?! Kiedy próbowałaś się do mnie dobrać czy kiedy błagałaś o zabranie na wycieczkę w... - spojrzał na Niklausa i uniósł lekko brew wracając spojrzeniem do Akane. Zawsze mógł ją wydać, tu i teraz. Tak jak stali. Nie był przekonany by jej ojczulek ucieszył się z pomysłów córeńki.
    - Paluszki wystarczą, żeby błonę dziewiczą przebić, kotecku - zauważył z zadziornym uśmiechem na ustach, po czym znów wywrócił oczyma, pragnąc ponownie coś jej odpowiedzieć, ale Niklaus im przerwał. Wywrócił oczyma. No jasne. Teraz jeszcze będzie miał tę laskę na głowie, kiedy będą drewno rąbać. Normalnie cud, miód i malina.

    Gave
    -

    OdpowiedzUsuń
  107. Nie spuszczał jej z oczu, nawet kiedy jej ojciec wycofywał się za drzwi. Każdy ruch, zmiana nastroju. Dzięki temu zdołał złapać ją za nadgarstek zanim w ogóle cios dotarł do celu. Kiedy szarpnęła wzmocnił uścisk i pozwolił by wpadła w jego ramiona. Wolną ręką położył w jej talii i pochylił się do jej ucha.
    - To jest nas dwoje - zauważył chłodno. Co ona sobie myślała? Że może go obrażać, a on już nie? Niech sobie z głowy wybije, że będzie grał tak jak ona sobie to zaplanowała. Prychnął na te jej rozkazy i puścił nagle, odpychając ją od siebie.
    - Ależ ty jesteś irytująca - wywrócił oczyma, odsuwając się od niej na bezpieczną odległość i zbierając kilka odłamków wanny.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  108. Przyjął ciszę jako zbawienie. Wreszcie zero krzyków i tego jej irytującego głosiku. Pozbierał część wanny i zaczął je znosić na dół nie mając większej ochoty z nią dalej rozmawiać czy nawet przebywać w jednym pomieszczeniu. Ale z drugiej strony miał to co zamierzał osiągnąć. Przestała marudzić o zaświatach. Po drodze do góry wziął tylko opatrunki i bez słowa klęknął przed wściekłą Akane znów łapiąc ją za rękę. Oblał jej zranione palce wodą, po czym zaczął zakładać opatrunek, dalej nic nie mówiąc. Nie będzie zbierać tego drewna w takim stanie. Jeszcze drzazg się nabawi.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  109. Poczuła jak robi się jej ciepło, gdy Akane założyła maskę. Wyglądała naprawdę zabójczo. Mogłaby dać dźgnąć się w serce i nawet nie miałaby pretensji.
    – Z wyglądu tak, nie wiem jak z umiejętnościami – zaśmiała się. Zaraz jednak urwała go, gdy jej dotknęła. Na bogów, jakież to było przyjemne. Przymknęła na chwilę oczy. Zaraz je jednak otworzyła, aby na nowo spojrzeć na towarzyszkę.
    – Dziękuję Ci – odpowiedziała, czując jak pieką ją policzki. Nigdy nie usłyszała tak wielu komplementów w tak krótkim czasie. Nie miała pojęcia co robić. Założyć na powrót maskę, czy zostać bez niej. Postanowiła na razie zostawić wszystko tak jak jest, skupiając się na słowach fiołkowookiej. Naprawdę miała niesamowite zdolności.
    – No to dodając do tego twój piasek, byłabyś świetnym zabójcą. Nikt nie byłby w stanie Cię nawet drasnąć – powiedziała z zachwytem. Była ciekawa jej mocy, nie chciała jednak, aby używała ich na niej. Mogłaby dowiedzieć się rzeczy, o których nie powinna wiedzieć. Nie mogła się jednak doczekać, gdy naprawdę zobaczy ją w akcji.
    Zjadła przekąskę, gdy stwierdziła, że nie ma nic przeciwko, aby jadła. Była taka wyrozumiała. Niczym anioł.
    – Każdy świat chyba jest okrutny w takim razie – wzięła kolejny kawałek mięsa, aby za chwilę go przełknąć. – Nie żartuj! To jest przepyszne, surowe mięso jem tylko wtedy, gdy nie mam jak go przyrządzić. Lepiej zjeść coś niedobrego niż zdechnąć z głodu – dodała.

    Onyx

    OdpowiedzUsuń
  110. - Taki już mój urok osobisty - odparł krótko, kończąc zakładanie opatrunku i resztę wkładając do kieszeni. Na pewno mu się przydadzą. Ostatnio często się czymś ranił. To ciało dalej doprowadzało go do szału, ale coraz lepiej się w nim czuł.
    - Nie czuję - zapewnił ją krótko. - Jestem tylko ciekaw jak ogarniesz nie widząc go - wywrócił oczyma i sięgnął po resztę desek, żeby nie musiała bawić się w drewnie. - Kobieta jest od mopa - rzucił jej sprzęt i sam zszedł na dół, znosząc resztę desek. Wykorzystywał każdą okazję do ćwiczeń tych zardzewiałych mięśni, ale mopa nie ogarniał. (xDDDD)

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  111. - Dlatego od razu ci mówię, że wianki to kiepski pomysł - odgryzł się jej, również śmiejąc pod nosem. Ok, mógł używać kilku rodzajów lub jednego. Przez chwilę obserwował jej zbiory kwietne i ich łodyżki, po czym pokręcił lekko głową. Nie, jednak zostanie przy jednym rodzaju. Łatwiej to będzie ogarnąć niż babranie się z kilkoma. Przy kilku trzeba było myśleć o grubości łodyżek i jej wielkości, a tak... wystarczyło ograniczyć się do jednej i tej samej.
    - Ale ja czesać umiem - żachnął się Tony. - Chcesz to ci takiego warkocza zrobię, że siądziesz z wrażenia - dodał zaraz i parsknął cichym śmiechem. - A potem będziesz kląć jak przyjdzie czas na rozczesywanie włosów... a tak serio to zwykłego warkocza i kitki zrobię - rzucił tylko. Przecież mieszkał w sierocińcu i były tam małe zołzy, które ryczały jak się ich nie uczesało. Coś tam podłapał. Nie dużo i kitek wychodził lepiej niż warkocz... warkoczy rozpadał się po dwóch godzinach... ale jednak.
    Kopiował jej ruchy, wplatając raz po raz kolejny kwiatek i zastanawiając się czy i wianek rozpadnie się po przysłowiowych 2 godzinach. To byłby taki mało inwazyjny, kompromisowy wianek. Byłby i po chwili znikał. Całkiem niezła myśl.
    - No tak... wokół ciebie sami faceci, ale tak sobie wybrałaś - poklepał ją po ramieniu. - Sama nas sobie wybrałaś. No nie licząc brata i ojca. Pozostałych wybrałaś sama - zauważył. - To nie marudź. Trzeba było laski dobierać, to byś śmierdziała laską na kilometr.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  112. Dźwięki fal, mewy... To jedyne co pamiętał, budząc się, po upadku. Zabawne, że w jego życiu, od upadku wszystko się zaczynało...

    Podniósł się z trudem, doczołgał się do drzewa, by oprzeć się o nie, łapiąc pion. Dopiero potem, zaczęło do niego uderzać. Wspomnienia. Wszystko co widział, to jedynie blond mężczyznę, szepczącego do niego słowo "Abbadonie"...
    Uznał, że to jego imię. Musiał to zrobić, inaczej oszalałby z pustki, jaka zawitała w jego głowie. Rozumiał rzeczy jakie się wokół niego działy, pamiętał jak się chodzi, używa mięśni w ciele. Spojrzał na klatkę piersiową, by zobaczyć swoją białą koszulę z szelkami, po boku umorusaną we krwi... Szybko złapał się za bok, czując pieczenie w tym miejscu. Chcąc zidentyfikować źródło bólu, zdjął z siebie, i tak pobrudzone, przepocone, poszarpane od gałęzi górne ubranie.
    I wtedy to zobaczył. Z jego perspektywy, pentagram. Odwrócony pentagram. Nie wiedział o tym, ale jego brat upewnił się, że chociaż nie zapomni o swoim pochodzeniu. Albo zrobił mu kawał. Jedno z dwóch...
    Ruszył w stronę brzegu, nie wiedząc nawet, czy idzie w stronę cywilizacji. Wiedział jedno. Musi przeżyć. Ludzka percepcja była zarówno szokiem, jak i zbawieniem, w tej sytuacji. Wcześniejsza niezniszczalność zastąpiona została instynktem przetrwania... Przynajmniej na tym się skupił. Aby przetrwać.
    Dlatego też, widok dwumetrowego, półnagiego blondyna z licznymi bliznami, ranami, na wręcz idealnym ciele, mógł być... Co najmniej ciekawy, dla kogokolwiek, kto go zobaczył...

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  113. - Powodzenia, słonecko - rzucił tylko przez ramię zanim wyszedł z pozostałościami wanny. Słysząc jej marudzenie pod nosem wywrócił tylko oczyma. Przecież nie będzie odpowiadał na tę jawną prowokację. No może dopóki nie poczochrała go po włosach. To wtedy uniósł lekko brew.
    - Naprawdę? - klasnął w dłonie. - Już nie mogę się doczekać aż będę na tyle duży by móc dostąpić tego zaszczytu - uśmiechnął się do niej słodko i zamrugał przy tym posyłając jej w powietrzu buziaka.
    - Tak, tak... przyda się i to koniecznie solidna - zawtórował jej. - Zamknięcie w niej takiego przerośniętego ego jak jej... fiuu - zagwizdał. - To nie może być znowu taka pierwsza lepsza - wyjaśnił swój punkt widzenia, patrząc na Niklausa i zaraz przenosząc wzrok na Rei. Serio, wszyscy tu musieli się zebrać?
    - Na twoim miejscu uważałbym co proponuję i komu, słonecko - zrobił krok w jej stronę i przesunął dłonią po jej plecach, zatrzymując ją tuż nad pośladkami. - Ale ty to mocna w gębie, a nie w czynach, co nie? Ten typ tak ma - odsunął się od niej, zerkając teraz na dorosłych. - Już się tak nie rzucaj, słonecko. Dorosłej, na jaką pozujesz, to nie przystoi - zakończył podchodząc do garnka z zimną wodą. Nalał sobie jej do szklanki i upił jej łyk.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  114. Gave ograniczył się jedynie do pogardliwego prychnięcia i wystawionego w jej stronę środkowego palca. Dokończył picie wody, umył swoją szklankę, po czym odwrócił się do dorosłych.
    - Narąbię tego drewna na wannę jutro - rzucił tylko i poszedł na górę. Wszedł do pokoju, który dzielił z Tonym i opadł łagodnie na swoje posłanie, zastanawiając się co właściwie poszło nie tak z tym dziwnym duchem przy Akane. To było dość dziwne uczucie. Wymamrotał kilka słów w języku zaświatów, a dłoń mu zalśniła. Okay, znaczy działało. Sprawdził przy okazji na jednym z duchów, które do siebie przywołał i ten został odrzucony hen daleko. Działało... to czemu nie zadziałało na niej? Hm... dziwna sprawa. Zamknął oczy, obracając się na bok i zasnął.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  115. Szedł arytmicznym krokiem przed siebie, dysząc, jakoby ból z wypalonego znamienia coraz bardziej uprzykrzał się jego percepcji... Co ciekawe, to uczucie było dla niego kompletnie obce. Kimkolwiek wcześniej był, cokolwiek wcześniej robił... Nawet nie wiedział czy jest czymś. Czy to co czuje jest prawdziwe. Miał tyle pytań w głowie. Jak się tutaj znalazłem? Co ja tutaj robię? Dlaczego mam takie mocne dziury w pamięci... Czy kiedykolwiek żyłem? Dlaczego Abbadon? Skąd to imię pochodzi? Brzmiało znajomo, wydawało się, że tak się na prawdę nazywał. Nie przestawał jednak kwestionować czegokolwiek.
    Aż nie napotkał granatowo-włosej dziewczyny, jaką zobaczył przed sobą... Trzymał się kurczowo wypalonego znamienia, po jego czole spływały krople potu. "Noż kurwa, jak boli" - pomyślał.
    — Nic chyba nie jest w porządku. — odparł, w mowie niby znajomej, lecz nie do końca jego własnej. Sztuczne zrozumienie języka, było fenomenem, którego na potrzeby nie zlasowania mózgu, po prostu nie kwestionował. — To... Boli. — powiedział, ukazując nieznajomej odwrócony pentagram, znak dość oczywisty...
    — Tak jestem... Ale... Nie czuję, jakbym kiedykolwiek czuł coś takiego jak... Głód. — odparł gigant, stając około metra przed nią. Kątem oka dostrzegł rękę, odruchowo wyciągniętą w stronę oręża. Nie miał czym nawet się obronić...
    — Ja... Ja pierdolę. — wymamrotał, po czym opadł z ciężkim hukiem na ziemię, tracąc przy tym przytomność.

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  116. Na samo wspomnienie Zeldy przyciągnął ją do siebie i zaczął czochrać po włosach, śmiejąc się przy tym lekko.
    - Ale był? Był! Bo moje warkocze to warkocze ninja. Pojawiam się i znikam - wyjaśnił ideę swojego stylu czesania dziewczynek, ale zaraz po prostu się roześmiał. No zdecydowanie nie we wszystkim był mistrzem, ale znowu... nie we wszystkim musiał. Ważne, że próbował i jako tako wychodziło.
    - Dobra ja jestem ten irytujący? - spojrzał na nią trochę poważniej, poprawiając sobie wianek na włosach. - O Gavie nie wiesz co myśleć, a tamten... a tamten wróci - pstryknął ją w nos, kończąc swój wianek i związując go na aby aby, żeby założyć jej ją na głowę. Pech chciał, że ten po prostu się zsunął. Tak po prostu zsunął się na jej szyję. - Okay... masz nowoczesny wianek, zwany koralami - odchrząknął, patrząc gdzieś w bok, żeby z samego siebie nie zacząć się znów śmiać.
    - To co? Jaki jest ten nowy Gave, hm? - zerknął na nią z zaciekawieniem. - Czym cię tak intryguje, że nie wiesz co o nim sądzić? - rzucił teraz zamieniając się w koleżaneczkę. Z tym wiankiem, prawie przechodziło.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  117. "Okay, okay. Nie jest źle. To twój trzeci dzień i jeszcze cię nie wylali. Jest dobrze!"
    Acair zmotywował się przed pracą. Popełniał błędy, jasne, ale niezbyt wielkie. Nareszcie. Może wreszcie to będzie ta karczma, która pozwoli mu odkuć się od dna. Przywdział na usta nieśmiały uśmiech i ruszył do pierwszego stolika. Ktoś popchnął go od tyłu i omal nie przewrócił się na swoją pierwszą klientkę. Zamiast tego nabawił się tylko siniaka i zdenerwował nie na żarty. To nie wróżyło nic dobrego.
    Klientką była młoda dziewczyna. Granatowowłosa, której z oczu... patrzyło dziwnie. No ogólnie dziwne je miała, takie niespotykane, chociaż... on nie powinien się odnosić akurat do oczu. Przecież jego to już w ogóle były kaplicą murowaną.
    - Dzień dobry, czy mogę przyjąć zamówienie? - rzucił w języku Polszy, bo dziewczyna wyglądała na zwykłego człowieka z dziwnym kolorem oczu. - Dzisiaj była świeża dostawy Gorry - dodał po chwili. - Mamy stek z Gorry, gulasz z Gorry oraz szaszłyki również z Gorry - wyliczył to co powinien tego dnia powtarzać. - A do tego polecam regionalne piwo - dodał jeszcze błyskając do niej zębami.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  118. Przygotował wszystko sam.
    Zacząwszy od znalezienia miejsca wśród upraw winorośli, które odnalazł przypadkiem poszukując ustronnego miejsca chcąc skupić myśli na czymś innym niż tragedia i dawna rodzina, gdzie oddawał się przyziemnej rozkoszy i badaniem własnego ciała. Przygotował jedzenie w postaci kilku owoców i zakupił wino od byłej partnerki Kuro, pożyczył zastawę i odnalazł kwiaty, którymi powitał Akane tuż przed jej domem z zadziornym uśmiechem i błyskiem w oczu. Zgodziła się.
    Przed zaproszeniem jej nie omieszkał popsikać się najlepszymi perfumami jakie miał, ułożył nawet włosy w ulizany kok i ściągnął kilka kolczyków chcąc prezentować się lepiej niż w momencie, gdy go spotkała. Nie minęło dużo czasu, zaledwie tydzień, a rany powoli poczęły się zrastać i mimo, iż bolało nie zamierzał spędzać całego czasu w łóżku. Chciał być pożyteczny, chciał z nimi rozmawiać i dzielić się przeżyciami ze swojego życia, co się stało że znalazł się właśnie tutaj.. Miał okazję.
    Teraz ją prowadził, zakrywając dłońmi oczy dziewczyny, kierując się wprost do przygotowanego miejsca oświetlonego kilkoma świecami i kwiatami, jakie rozrzucił wokół nich chcąc dodać nastroju. Abbadon przekazał mu kilka ważnych informacji co do kobiet i mniej więcej wiedział co zrobić, by uległy. Wykorzystał to z Aną.
    — Jeszcze chwila i jesteśmy na miejscu — odparł, nachylając się nad jej uchem i uśmiechnął się delikatnie kątem oka widząc magiczne miejsce.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  119. Marazm spowodowany brakiem przytomności skończył się, w momencie, w którym zaczęła wilżyć jego usta. Tak na prawdę nie widział we śnie niczego. Nie pamiętał niczego... Wszystko było takie... Obce.
    Zakaszlał, gdy woda spłynęła do złej dziurki, do płuc, przez co podniósł się dość szynko z kolan Akane, ledwo co nie uderzając jej z bańki.
    Kaszlał paskudnie, jak ktoś, kto palił fajki całe życie... Jeszcze do tego dźwięki zadławienia... Popatrzył na swą wybawczynię.
    — Wybacz... To było... Nie wiem kurwa nawet kim jestem... Jak się tu znalazłem. Jestem... Nie wiem czy jestem, bo wężowo-oki człowiek mówił do mnie Abbadon... Ciebie jak zwą, niebieskowłosa? — daltonizm męski nie pomógł w rozmowie, ale przynajmniej się przebudził i widocznie, adrenalina uderzyła mu do głowy, po tym, jak się prawie zadławił.

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  120. Wow... ależ duże zamówienie chciała zrobić. Ja cię... niesamowite. Trafił się mu prawdziwy złoty klient. Mógł obsłużyć tylko ją i mieć pewność, że nie zostanie wylany chociażby i tego jednego dnia. Super! Zanotował wszystko kiwając głową z rosnącym na twarzy uśmiechem, dopóki nie usłyszał kolejnych słów dziewczyny. Wymiana? Chciała tu pracować? Za to jedzenie? O matko.. chciała go wygryźć! Położył dłonie na stole i nachylił się do niej.
    - Nie, proszę nie - wymamrotał szybko. - Nawet mu tego nie proponuj. Przecież mnie wyleje. Wyleje i zastąpi tobą - jęknął, kompletnie jakoś nie rejestrując, że robi z siebie właśnie pokaźnego idiotę. No co? On po prostu był zdesperowany. Wreszcie utrzymał się w jakiejś robocie dłużej niż półtora dnia. A teraz przylazła ta piękność i wszystko chciała mu popsuć.
    - Proszę... wymyśl inną zapłatę. Tej na pewno szefowi nie podam - wydusił w końcu zbierając się na nijaki ostrzejszy ton, ale zaraz skapitulował. - Przepraszam... przepraszam, nie chciałem cię urazić.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  121. Twarz mężczyzny wyraźnie posmutniała, a on sam opadł ciężko na koc tracąc jakiś błysk oku, który miał w trakcie tego gdy zapraszał ją na spotkanie. Oczekiwał czegoś innego, zachwytu i błysku w oczach Akane, gdy dostrzeże to wszystko dziękując i rumieniąc się tak, jak zazwyczaj widział u kobiet. Może miał ich wypaczone postrzeganie? Najwyraźniej. Westchnął ciężko obserwując dziewczynę. Już sam fakt, że ubrała się w ten sposób mógł sugerować mu coś zupełnie innego niż sobie wyobrażał. A wyobrażał sobie wiele. On i ona, butelka wina i chichot w jego ramionach, gdy Akane dostrzeże, że żywił do niej jakieś zainteresowanie. Bądź co bądź, była ładna i to musiał jej przyznać. Może nie dorównywała dwudziestolatce, ale miała jeszcze czas na wyzbycie się dziewczęcych cech i zwyczajne bycie kobietą. Lecz i tak żywił nadzieję. Głupie i niefortunne.
    — Nie podoba ci się? — zapytał, a oczy chłopaka posmutniały wyraźnie, gdy opadł plecami ciężko na wygodne miejsce łapiąc za kilka winogron z krzewu, by włożyć je sobie do ust. — Wybacz, sądziłem że spodoba ci się coś podobnego. Chwila tylko dla nas w tym całym rozgardiaszu, bo mam wrażenie, iż mamy wiele do omówienia. Nie sądzisz?

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  122. - Nie kręć się tak... moje korale mogą być jak warkocze... ninja - upomniał ją, autentycznie bojąc się, że jego wcześniejszy nakład pracy wkrótce zginie i przepadnie, ale żeby nie było zbyt poważnie, nadał swym słowom wesoły ton głosu. Spoważniał dopiero na słowa Akane o Gavinie. Tak, jasne że czuł, ale nie wiedział co o tym myśleć.
    - Czuję - odparł krótko. - Jakby to ująć... Gavin znormalniał - zdecydował się wydać taką hipotezę. - Autentycznie znormalniał, nawet jak panikuje... to tak jakby na pokaz - wzruszył ramionami. Przecież mieszkał z nim w jednym pokoju. Miał trochę styczności z tym gostkiem. - I... chce trenować z Meliodasem. Przecież nasz Gavin w życiu by na to nie poszedł - zauważył przenosząc wzrok w niebo, na którym nie było ani jednej chmurki.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  123. Pokręcił przecząco głową, a w oczach pojawiły mu się łzy. No znów go wyleją. Wyleją na zbyty pysk, bo ona będzie od niego lepiej sobie radziła. No co za parszywy dzień i parszywa perspektywa. Spuścił wzrok, wbijając go we własne buty, które wypadałoby już wymienić ale nie miał za co nabyć nowych i westchnął ciężko. No dlaczego musiał mieć takie dobre serce? Czemu nie chciał sobie robić wrogów... kiwnął głową i niczym zbity pies pokazał, że ma za nim iść.
    - Szefie... ta dziewczyna chce tu pracować za jedzenie - wymamrotał beznadziejnie, niemal płaczliwym głosem, który błagał mężczyznę by jej nie zatrudniał.
    - Hm... - karczmarz podniósł wzrok znad czyszczonego szkła i przesunął spojrzeniem po Akane. - No, no... walory i gabaryty masz niezłe - przyznał spokojnie. - Ale nie potrzebuję więcej pomocników. Albo on, albo ty... ustalcie to między sobą - wyjaśnił tylko, wracając do swojego poprzedniego zajęcia. Acair modlił się do wszystkich Lubhairów żeby jednak nie kontynuowała i żeby przyjęła swoją porażkę w pokoju.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  124. Yumi odchrząknął podkulając nogi, łapiąc ramieniem Akane za biodra w taki sposób aby oparła się o jego nogi, by miał lepszy wgląd na jej twarz. Była piękna, musiał to przyznać, że wyrosła z niej idealna nastolatka ale wiedział, że jest dla niego niedostępna. Wyraźnie nie pałała do niego odczuciami, jakie on sam posiadał wobec niej. Pamiętał ją jeszcze jako dzieciaka, który pożerał własne gile z nosa, a teraz? Miał ochotę zarechotać, ale tylko uśmiechnął się flirciarsko zaraz zakładając jej włosy za ucho. Zaraz po tym poklepał ją przyjacielsko po ramieniu zakładając dłonie za kark i oparł się na nich zamykając oczy z wyraźnie zadowolonym uśmiechem.
    — Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego jak potraktowałem cię jako dzieciak. Wybacz mi, byłem strasznie pojebanym dzieckiem, któremu ledwo co zdechł ojciec i całą frustrację wyrzucał na najbliższych. Nie chciałem cię ranić, bo jesteś na to zbyt zajebista. Zresztą, chcę podtrzymać relację skoro już tu jestem. Nie wiem kiedy wrócę, czy Abbadon ze starą po mnie przyjdą, ale do tego czasu chciałbym spędzić z tobą czas. Bawić się, może nie jak za dawnych czasów, ale.. — wyciągnął z połaci koca butelkę z winem, zaraz machając nią przed jej noskiem. — Co powiesz na rozdziewiczenie butelki młoda? — spytał, ukazując jej zniewalający uśmiech z szeregiem białych zębów. — Spoko, twoja rodzina się nie dowie. Zrobimy to tak, żebyś była zadowolona i bez kaca. Nie tylko tego moralnego.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  125. Karczmarz pochylił się nad biżuterią. Ważył ją w dłoniach, po czym spojrzał z powrotem na Akane. Jego twarz rozjaśnił uśmiech. Skinął głową na znak zgody i zabrał jej biżuterię, a Acair otworzył usta żeby zaprotestować.
    - To za du...
    - Myślałem, że chcesz tu pracować? - uciął mu mężczyzna. - To dalej, szoruj do kuchni załatwiać zamówienie dla tej przepięknej dziewki - klepnął chłopaka w plecy i machnął na Akane. - Poczekaj. Wszystko będzie gotowe, a Acair cię odprowadzi wraz z jedzeniem - rzucił tylko, po czym wrócił do swoich zajęć. Rudowłosy był niepocieszony tą jawną niesprawiedliwością, ale posłusznie się zamknął i poszedł do kuchni. Po dobrych 40 minutach wyszedł ze wszystkim - zapakowanym w duże pudło. Niósł je przed sobą i prawie nic nie widział. Dotarł do stolika klientki i przystanął przy nim.
    - To dokąd idziemy? - zapytał łagodnie starając się cokolwiek zobaczyć przez to wielkie pudło. No niech go Liubhairy mają w opiece. Jeśli się z tym nie wywali to uzna ten dzień za wyjątkowo szczęśliwy.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  126. Zaśmiał się odbierając od niej butelkę, sam ponawiając ruch ze żłopaniem z gwinta i zrobił to na tyle nieelegancko, że młoda słyszała każde przełknięcie i dostrzegała grdykę poruszającą się na gardle. Odsunął szyjkę od ust, dopiero gdy wypił znaczną część trunku podając go nastolatce z uwodzicielskim uśmiechem.
    — Też nie spodziewałem się tego spotkania, ale miło się zaskoczyłem widząc ciebie i siostrę. Dzieciaki dobrze wyrosły — skomentował, delikatnie przesuwając palcami po ramieniu dziewczyny rozmasowując mięśnie tak, by się rozluźniła. Odetchnął ciężko, gdy wspomniała o jego rodzinie. — Mieliśmy się przeprowadzić do innego wymiaru, co wyniknęło przeze mnie zresztą. Spieprzyłem nam tamten dom — przyznał szczerze. — Chciałem skontaktować się z jakąś potężną duszą, ale zamiast tego ukazała się taka za którą stał wyższy demon. Wytropił nas bardzo szybko i niedługo później do domu zleciało się pół piekła.. Szatan jest wściekły, a ja tylko ułatwiłem mu zadanie.. — uśmiechnął się ponuro, zaraz przyciągając go bliżej siebie. — Spieprzyłem nam spokojne życie. Przeze mnie Chris musiał opuścić akademię, a ciotka z wujkiem znowu musieli kombinować, żeby nas chronić. Wybrali nawet uroczy i spokojny wymiar, lecz gdy przechodziliśmy przez portal to coś w niego pierdolnęło. Dlatego mnie tutaj przywiało.. Nie wiem gdzie reszta, ale boje się o nich. Mimo wszystko nie chcę by działa im się krzywda. Jesteśmy team'em, rodziną. Chronimy się wzajemnie.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  127. - No dobrze... - chłopak zaczął układać wszystko wedle gatunków. Steki do jednego, szaszłyki do drugiego, w trzecim gulasz i cała reszta oraz trochę gratisów, które podwędził z kuchni, bo przecież tyle wydała, że należało się jej. Zaraz jednak przykrył to wszystko chustami i wziął dwa kosze w obie ręce. Lepiej było szybko stąd wyjść, żeby szef nie wpadł sprawdzenia kuchni.
    - Argar? - spojrzał na nią i przekrzywił lekko głową. - Coś tam słyszałem, ale nie dużo... to wy jesteście tymi dziwnymi magikami, tak? - upewnił się, że dobrze słyszał. - Wow! Jak taka magia działą? Można się jej nauczyć? Ale byłoby super gdybym też mógł ją posiadać - rozmarzył się, kierując swe kroki za granatowowłosą.
    - Z Fag Baile, ale wygnali mnie dwa lata temu - wzruszył ramionami, jeszcze będąc na fali fascynacji dziewczyną. Nie zmarkotniał, ale to tylko kwestia czasu zanim się totalnie pogrąży.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  128. — Akane... — powtórzył Abbadon, kiwając głową, patrząc jej prosto w oczy, podał jej po prostu rękę na gest powitania... Mało co na nią wcześniej nie upadł, potem mało co jej nie pieprznął tyłem głowy... W pewien sposób chciał to załagodzić.
    — Amnezja? Możliwe... Wiesz, rozumiem pojęcia... Ale nie widzę w nich połączenia ze mną... Zupełnie, jakby w gotowym pokoju, ktoś zabrał wszystkie meble... Tak to widzę. — odparł, przecierając krótkie, złoto-blond włosy na bok, widząc, że gdzieś słyszała to imię. Jego imię.
    — Chyba tak. Wężowo-oki wyraził się w sposób określający, w mojej wizji. Więc tak. Abbadon. Jestem Abbadon. — odparł, strzelając kłykciami, gdy dziewczyna myślała. Nie dość że eksponował swoją pół-golizną przed nią, to jeszcze jego dłonie wyglądały na starte, wielokrotnie w przeszłości pocięte, kłykcie były wręcz zlepem zaschniętych strupów... Pod dłoniach widać było że jest wojakiem. Ale nie miał żadnej broni przy sobie.
    — Pierwsze słyszę. Czyżby ktoś, kogo miałbym znać? — zapytał zdziwiony. Ładnie to imię na pewno brzmiało. Powoli podniósł się na rękach, wstając przed dziewczyną frontem... Jak na dwumetrowca, wyglądał na całkiem sympatyczną szafę trzydrzwiową.
    — Wiesz może gdzie jest jakaś wioska? Nie chcę brać wody z twojego bukłaka, a chętnie coś przękąszę...

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń

  129. — No.. tak. Wujek — odparł, patrząc po niej tak jakby co najmniej urwała się z bambusa. Czasami chował się w swojej informacyjnej bańce z innego wymiaru, w tamtym świecie każdy wiedział o koniugacjach rodzinnych i o tym, że ten drwal Abbadon był dla niego rodziną. Czuł się dziwnie, gdy musiał tłumaczyć swoją codzienność osobą, które kiedyś spotykał na co dzień. Słysząc o tym, że spotkała demona zaśmiał się wyraźnie dłoń przesuwając nieco w dół, niżej talii kobietki kreśląc w tamtym miejscu delikatne kręgi.
    — Nie ucierpi, chłop z niego jak dąb i pewnie zaraz tu przyjdzie. Znajdziemy jeszcze Chrisa i cioteczkę i cała rodzina w komplecie — odrzekł beztrosko wystawiając twarz w kierunku zachodzącego słońca. — Nie bój żaby. Pójdziemy z nim na ryby i będziemy łowić je na topory, nauczył mnie tego, wiesz? — zaśmiał się, delikatnie poklepując ją po biodrze.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  130. - Szkoda... - autentycznie zrobiło mu się przykro, że to nie jest coś co mógłby sobie wypracować. Posiąść, zdobyć. Miał taką cichą nadzieję, że może wreszcie znalazłby w czymś talent dla samego siebie. W czymś co pozwoliłoby mu wrócić na pustynię i nawet przydać się do czegoś więcej niż tylko rozpieprzania wszystkiego dookoła.
    - Ja się tam urodziłem - odparł tylko, nie dementując jej słów, ale i zaznaczając że nie każdy w tej osadzie to wygnaniec. - Ale jestem straszne beztalencie i byłem dla nich zagrożeniem. No wiesz, nie przydawałem się do niczego i pewnie bym zginął, albo za chwilę albo już nie żył - wzruszył ramionami, jakoś nie chcąc teraz wdawać się w szczegóły. - Ale mogę tam wrócić - zapewnił ją zaraz. - Muszę tylko zmężnieć! - obrócił się na pięcie, potknął o korzeń drzewa i runął jak długi, zaliczając przed nią piękną glebę. Łzy stanęły mu w oczach, bo poczuł że potężnie się potłukł, a jej piękne kosze pełne jedzenia zostały wyrzucone w powietrze i spadły na ziemię. O rany...
    - Przepraszam - jęknął, zbierając się na kolana i podążając do pierwszego z koszów. Gulasz rozlał się na ziemię i nie było czego zbierać. No może poza owocami, które podwędził dla niej w gratisie. - Jeny, straszna ze mnie chodząca porażka. Przepraszam, ja nie chciałem... wybacz... straciłaś biżuterię, a ja nawet... ja nawet zwykłe noszenie rzeczy spieprzę - jęknął pociągając mocno nosem. Miała prawo go teraz znienawidzić i pobić. Przyjmie na klatę każdą karę.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  131. — Hmmm... No jeśli mnie ktoś taki zna, to chętnie go poznam... Skoro mówisz, że jakieś portale ludzi wypluwają... — powiedział powoli, starając się zrozumieć, co ona do niego mówi. Trochę duża piguła do przełknięcia, powoli nadążał.
    — No to do tego Argaru. Może będzie tam jeszcze ten cały Yumi na kiju. Bo dosłownie, mi coś pierdolisz o nowym świecie... Ja wiem, że pewnie nie jest to kolebka cywilizacji, sądząc po twoim ubraniu... Spokojnie. Mam dziwne wrażenie, że coś tu jest... Hm. Znajomego. A za chleb i wodę dziękuję, jak mogę się odwdzięczyć, Akane? — zapytał, po prostu, z ludzkiej (o dziwo) przyzwoitości.
    — Tylko... Nie znam się za bardzo na owocach. Szczególnie że to inny świat. Wiesz, w moim może coś było jadalne, a jeżeli infrastruktura wielowymiarowa jest na tyle nie stabilna, by wytworzyć anomalie, to u was muchomor jest jadalny, a u mnie jest trujący. Rozumiesz, o co mi chodzi? — zapytał, siadając obok niej, słuchając dalej jej wywodu.
    — Co do ras, jestem przyzwyczajony. Raczej mnie tym nie zaskoczysz, Akane.

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  132. - Ale wszystko przepadło - zmartwił się nie na żarty. Otarł szybko łzy z oczu i raz jeszcze pociągnął nosem. Wszystko przepadło. - No i tyle zapłaciłaś... wrócimy i weźmiemy twoją zapłatę - zaoferował się. - Albo... albo jakoś ci za to oddam - szepnął zaraz. - Oddam ci nawet moje życie, cokolwiek chcesz... - wydusił z siebie czując jak zaczyna się trząść. Pospiesznie zbierał ocalałe owoce i dorzucał je wszystkie do koszyka, który przetrwał.
    - Nie, nic mi nie jest... - zapewnił ją cicho. Domyślał się, że nabawił się kilka sińców, ale nic go nie bolało. Nie jakos specjalnie mocno. - A to... - wzruszył ramionami. - No bo to było nie fair... tyle zapłaciłaś, więc... dorzuciłem ci gratisy z kuchni - bąknął rumieniąc się przy tym trochę. - Tylko co z tego, jak teraz to wszystko teatralnie spieprzyłem. Widzisz? To teraz już wiesz dlaczego mnie wyrzucili - zmarkotniał. Jak zwykle wychodził na beznadzieję życiową. Otarł ostatnie łzy i spojrzał jej prosto w oczy.
    - Naprawdę tak myślisz? Że to nic takiego? Ale przecież... - chciał znów zaprzeczyć, tylko jakoś teraz zrobiło mu się głupio że teraz będzie bronił swojej racji, kiedy ona powiedziała że wszystko jest ok. Wydawała się być w porządku i on jakoś tak... po prostu zacisnął zęby. - Przepraszam - powtórzył jeszcze. - Naprawdę nie chciałem...

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  133. Pokiwał głową, zgadzając się z nią niemo. Miała rację. Po pierwsze rzadziej używał wysokiego "C", a poza tym te jego oczy. Wyglądały zdecydowanie inaczej, a jednak to nie słowa o nim go zaskoczyły, a te kolejne.
    - To znaczy? - zapytał jej spokojnie. - W jakim sensie inna? - zainteresował się, ale niczego nie skomentował. Przynajmniej dopóki nie dowie się co to za konkretna "inność" tej jego żaby.

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  134. Słuchał wszystkiego z wyraźnym zainteresowaniem nie mogąc uwierzyć w to co słyszał. Abbadon z amnezją? Brzmiało to niezwykle kłopotliwie i niebezpiecznie, patrząc na fakt okoliczności w jakich się znaleźli. Westchnął ciężko zabierając dłonie od Akane, zakrywając nimi własną twarz, gdy po głowie zaczęły chodzić myśli związane z tym co to może spowodować. Zdawał sobie sprawę, że to może oznaczać koniec, ale nie chciał przyjmować tego do świadomości.
    — Nie przejmuj się, znajdziemy sposób żeby go sprowadzić. Zraz pewnie pojawi się ten dzieciak, ciotka i wujek i wszystko będzie cacy. Nic nie będzie musiało się kończyć i wszyscy będą szczęśliwi — odparł, mimo wszystko bez przekonania. Nie chciał łudzić się, że będzie lepiej, bo miało być już dawno i nawet w to uwierzył. Żył spokojnie skupiając się na sobie, realizując swoje pasje i pogłębiając moce, aż nagle wszystko zwaliło im się na głowę. I to przez niego. Mimo wszystko rodzinka miała łeb na karku i żywił głupią nadzieję, że z tego też wyjdą cało. Chyba.
    — Da sobie radę, zresztą. Nie ma co panikować, bo świat się jeszcze nie kończy. No nie, młoda?

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  135. Yumi spiął się wyraźnie, gdy spytała o sytuację w jaką się wpakowali reasumując wszystko ciężkim westchnięciem. Zaraz po tym na twarzy pojawił się dziwny mrok, a na barkach osiadła ciężkość całej sytuacji co dodało mu kolejnych lat i kilku zmarszczek na czole. Nie wiedział, że Akane spyta o powód dla którego przybył. Sądził, że zwyczajnie będzie cieszyć się z towarzystwa i zechce utrzymać dziecięcą relację wprowadzając ją na kolejny, tym razem dojrzały poziom. Najwyraźniej nie był gotów na te rozmowę, ale musiał ją rozpocząć i przygotować się przed cięższą dyskusją, którą z pewnością przeprowadzi z ciotką i jej narzeczonym. Zabiją go, czuł to gdzieś w kościach.
    — Nie, wyprowadziliśmy się kilka miesięcy po śmierci Lux. Ciotka nie chciała mieszkać w domu.. w wymiarze, w którym się to stało. Przenieśliśmy się do innego i tam żyliśmy. Kupili tam mieszkanie, później dom i chyba chcieli tam osiąść. A ja wszystko im spieprzyłem, wiesz? — spytał. — Chciałem tylko ćwiczyć umiejętności, odnaleźć silniejsze duchy, dać się opętać i przezwyciężyć to.. Zamiast tego wprosiłem do swojego ciała wyższego demona i oh kurwa.. Musieliśmy uciekać... Przyszło po nas piekło, ale zdążyliśmy uciec.. Bałem się, że nas powieszą za skrzydełka, wiesz? — szturchnął ją ramieniem, uśmiechając się smutno. — To jest kurwa ciężkie żyć w takich warunkach, jakbyś musiała żyć na tykającej bombie.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  136. — Conajmniej sporo. Ale skoro mam się przyzwyczaić z czasem... — westchnął, wzruszając ramionami, jakoby nie brzmiało to na nic strasznego. Może w poprzednim życiu przechodził już podobny proces adaptacji, może po prostu wewnętrzny spokój spowodowany tym, kim był wcześniej, po prostu nie dawał mu powodów do stresu... Tylko kim on był.
    — Czyli w tej twojej wiosce znajdę tego całego Yumi, tak? — zapytał, dla pewności, jakoby to był jego jedyny trop, jedyna poszlaka mówiąca o jego poprzednim życiu...
    — Wiesz, typ którego pamiętam, miał wężowe oczy. Wężowe! — odparł, delikatnie chichocząc, z tego, jak to badziewnie brzmiało. Zupełnie jakby pierdolił farmazony. Poszedł za nią, a słysząc o tym, co mówi, westchnął delikatnie, kręcąc głową.
    — Umiem pływać. Jak tu wylądowałem, musiałem się poruszać między wyspami... — rzekł, zaczynając się przed nią rozbierać, do przepaski, która ledwo co zakrywała jego przyrodzenie. Zaczął iść w stronę, jaką wskazała, powoli zanurzając się w wodzie, obwiązując swoje i tak już zniszczone spodnie na plecach.
    — W tamtą stronę, tak?

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń

  137. — Po prostu boje się, że Melanie mnie zabije — przyznał szczerze, zaraz wsłuchując się w to co ma do powiedzenia. Nostalgia nadal w nim tkwiła, ale była już mniej widoczna. Najwyraźniej nie chciał przywiązywać wagi do potencjalnych możliwości skupiając się w pełni na teraźniejszych wydarzeniach. Chciał odpocząć, zabawić się i przeżyć coś więcej nić zamartwianie się o to, czy umrze za kilka godzin. Łapał chwile. Chciał być teraz po prostu szczęśliwy. Uśmiechnął się cieplej słysząc o przygodach, które przeżyła czując pewien niepokój związany z tym jak do tego doszło.
    — Cieszę się, że w takim razie że żyjesz. Miło z Tobą spędzać czas mała — zaśmiał się, lekko tarmosząc jej włosy, gdy umiejscowiła się na kocu. Odchrząknął.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  138. — Moje gacie? O chuj ci chodzi? — zapytał, patrząc na swoją bieliznę, delikatnie przeciągając po niej palcem, ukazując sporego członka w stanie uśpienia. Po prostu wszedł do wody, nadal słuchając.
    — No dobra. Wiesz, widziałem miasta portowe. A kilka domków na krzyż, to nie jest przypadkiem osada? Kolonia? Bo wioska chyba ma swoją agrokulturę i inne te tam pierdolety... — zachichotał, po czym ruszył za nią, wpław, nie chcąc jej w sumie za bardzo zagadywać. Płynął za nią, czasem zerkając na to, jak płynie.
    — Masz sposób poruszania się... Wojowniczki... Trenujesz... Coś? — zapytał, podczas szurania dłońmi o taflę wody.

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  139. Nie wiedział jak jej wyjaśnić dlaczego został wydalony i dlaczego zgadza się z tym stwierdzeniem, więc tylko wzruszył ramionami. Nie będzie teraz wdawał się w dyskusje, której nie miał szansy wygrać.
    - Po prostu mamy inne zasady - wyjaśnił tylko pomagając jej zbierać dalej ze łzami w oczach. Tyle się wykosztowała na nic. Beznadziejny był. - Acair - przedstawił się, podając jej dłoń i ściskając ją mocno i trochę nieporadnie. Nigdy czegoś takiego nie robił. Zaczął nią mocno wywijać to w górę to w dół jakoś tak automatycznie, ale zaraz puścił jej palce i poczochrał się po włosach.
    - Akane - powtórzył. - Bardzo nietypowe - zauważył, aby zaraz wytrzeszczyć oczy. - Że ja? Znaczy... mnie? - zapytał jej. - Do kuchni chcesz mnie wpuścić? - aż zadygotał z przerażenia i pobladł mocno na twarzy. - O rany, rany... przecież będziesz miała po kuchni. Nie można mi takich zadań dawać - potrząsnął przecząco głową, chwytając z nią ten koszyk. - Ale... jak się uda to pomogę... pomogę. Zniszczyłem twoje zamówione dania - zauważył głucho. Naprawdę nie czuł się z tym dobrze i chciał jej to wynagrodzić. I to mocno.
    - A daleko mieszkacie? Jak tam jest? - zainteresował się, nie chcąc żeby szli całą drogę w ciszy i chcąc czymś zająć swoje własne myśli.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  140. - Trzy... to był twój trzeci raz - podliczył ją spokojnie. - Pierwszy, w lustrze... drugi po jego wyjściu, a teraz trzeci - wyjaśnił oddychając głęboko. - Żabo, ty po prostu doroślejesz... a to, że prawie umarłaś mogło ci uświadomić jak ważne jest życie. Jak bardzo chcesz żyć i może dzięki temu zauważyłaś co można poprawić w sobie - zaproponował spokojnie. - Ale to nie znaczy, że teraz cię nie będę lubił bo się zmieniłaś nie do poznania. Jesteś tą samą Żabą, która ma mętlik w głowie. Tą samą rozemocjonowaną kobietką, tylko teraz zdajesz sobie z tego sprawę i próbujesz coś z tym zrobić. Wkurza cię ten stan i chcesz jakoś doprowadzić się do porządku - mruknął, obserwując ją uważnie. Sam może nie przechodził tego tak mocno, ale zaczynał grać w emocje, a to niezwykle go przerażało. Mimo to próbował. Próbował, czując że to co się dzieje jest dobre.
    - Tylko nie dorośnij za bardzo - poprosił. - Bo nie może być... nie dam się prześcignąć - położył się obok niej wpatrując w niebo. - Zresztą... tu jest zupełnie inaczej, a do głowy przychodzą dziwne myśli... to chyba normalne, wiesz? Tak myślę...

    Tony

    OdpowiedzUsuń
  141. Acair skrzywił się na to. Pięknie. W takim razie teraz otruje jeszcze jej ferajnę i jeszcze stamtąd go wygnają. Aż przełknął głośno ślinę już widząc tę całą akcję oczyma wyobraźni.
    - Tylko nie zwal na mnie wszystkiego - poprosił ją błagalnie, trzymając mocniej koszyk. - Bo... mnie stamtąd przegnają i nie będę miał wstępu. Znowu - wydął swoje policzki i spojrzał gdzieś w bok. Kolejne pytanie trochę go zdziwiło. Zakładał, że to ona zna Mathyr lepiej niż on.
    - Nie bardzo - przyznał. - To strasznie brutalne miejsce. Jak chcesz pomóc to ci gębę obiją i ciągle ktoś przychodzi z płaczem i błaga o niższą cenę, kiedy sprzedajesz. Aż serducho się kraja - pokiwał lekko głową. - No i jak takiemu nie pomóc? Nie da się - uśmiechnął się lekko. - Ale tu jest strasznie dużo wody... widziałaś te rzeczki? O rany... można się w niej kąpać i pluskać do woli, a ona się nie końcu. U nas w Fag Baile... woda była wydzielana. Nie mieliśmy jej dużo - rzucił na swoją obronę tej dziecięcej fascynacji. - Robiłaś kiedyś zawody na pluskanie się w wodzie? Chlapanie się z innymi? Ja nie, ale baaaardzo bym chciał - przyznał szczerze i aż się rozmarzył, przez co potknął się po raz drugi, ale tym razem udało mu się zachować równowagę. Uff.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  142. Yumi zaśmiał się ponuro, gdy wspomniała o ciotce mając przed oczyma te wszystkie razy, gdy widział na twarzy ciemnowłosej nieokiełznane emocje, potęgę... i wiedzę jaką dysponowała. Czasem go to przerażało, zwłaszcza w takich momentach, gdy okazywał się tak maluśki, że aż czuł fizyczną niemoc. To nie on trzymał kilka srok za ogon, był wyłącznie narzędziem często przerażonym i bezbronnym. Czy był dla niej ważny? Był rodziną, a on nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego jak jest traktowana przez najstarszą, żyjącą przedstawicielkę. Mimowolnie spojrzał na duchy, które były przy nim, na dwóch wujków, które wpatrywały się w niego bezwiednie. Obie, rozmazane postury uśmiechnęły się ponuro. Oblał go zimny dreszcz.
    — Wiesz Akane.. Wiele się zmieniło i nie wszystkie jest oczywiste, relacje też nie są czarno białe i wiele rzeczy mnie zdziwiło. Nie jestem po prostu pewien niczego, może się stać wszystko i oczekuje najgorszych scenariuszy. Może później życie mnie czymś zaskoczy, ale na razie przyczepiam się do negatywnych myśli o własnej śmierci.
    Zaśmiał się, gdy zatrzymała dłońmi jego dłoń używają na niej całej ludzkiej siły, która przygwoździła jej rękę do koca i pochylił się nad nią, twarz umieszczając tuż nad jej buzią. Uśmiechnął się rubasznie.
    — Makijaż też mam ci zepsuć?


    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  143. — Sama masz kurwa stringi. To jest przepaska. To się nosi. Przynajmniej u mnie. Nie uwiera jaj podczas robienia piruetów. No i wentyluje. Ale jak ci tak bardzo kurwa przeszkadza... — westchnął, po czym wypłynął na mieliznę, by się i tej części ubrania pozbyć. Całkowicie nago, rzucił się na dalszą przeprawę, a jego potężne przyrodzenie majtało się między nogami.
    — Polsza? Brzmi kurwa znajomo. Nie wiem, czy tam przypadkiem nie jechałem czołgiem. Coś mi świta... — odparł, patrząc na to, jak go wyprzedza. — Niklaus. Nie kojarzę. Ale dobrze cię szkolił, bo nawet jak pływasz, to twoja dominująca ręka idzie dalej, to samo przy chodzeniu. Jakbyś cały czas była gotowa wyjąć oręż. Szanuję go. Dobrze cię nauczył. — westchnął, po czym wrócił pamięcią do... Do niczego. Przebłyski, jakby urywki filmu pojawiały mu się w głowie. — Nie pamiętam. Ale coś kurwa na pewno. — odparł, nie zdając sobie sprawy, że trenował prawie każdą broń białą. — No ale, macie w tej swojej podmokłej wiosce jakieś fajne dupeczki? Tyś niepełnoletnia z mordy, ale przyznam ci się, trochę mnie świerzbi...

    Dariusz Japy a.k.a. Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  144. - Ale nie będziemy musieli płynąć, prawda? - zapytał jej konspiracyjnym szeptem, czując ciarki przechodzące całe jego ciało. Jak miał jej powiedzieć, że nie umiał pływać? Spłonął rumieńcem zanim te słowa opuściły jego gardło. Właściwie to w ogóle nie chciały go opuścić. Zacisnął mocno wargi, spoglądając na nią.
    - Ja, uhm, chlapać się lubię, ale pływać... - potrząsnął głową, bo jednak nie udało się. Poczuł pierwsze łzy napływające mu do oczu. Boże, co ona sobie o nim teraz pomyśli? Był beznadziejnym przypadkiem. O rany, proponował zabawę w wodzie, a teraz okazywało się że to taka kiepska zabawa.
    - No pewnie - rozpromienił się jednak szybko, gdy wspomniała o chlapaniu w strumyku po jedzeniu. To dopiero brzmiało jak całkiem dobra zabawa. - Czyli nie tylko ja jestem w czymś kiepski... to pocieszające, dzięki - szczerze jej podziękował za te wdzięczne słowa.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  145. — No to jak się nie znasz, to się nie wypowiadaj. To jak różnica w tamponach i podpaskach. Jedno ci się wrzyna i jest niekomfortowe, a o drugim zapominasz. — powiedział, płynąc pewnie, zaczynając płynąć obok niej. Widząc, że wypływa na brzuch, uśmiechnął się delikatnie, wymijając ją z boku, przez co coś twardego dotknęło jej biodra. Wyminął ją po tym, płynąc bokiem, przed siebie...
    — Może... Pamiętam taniec z ostrzami... Wiem, że kijem jestem w stanie zabić... A me pięści są zrogowaciałe od walki... Tylko tyle udało mi się ustalić. A co do manipulacji, skąd wiesz, że nie jestem ekshibicjonistą? — zapytał, płynąc z uśmiechem. — Skontaktuję się z nim z pewnością...
    Jakiś wodorost zahaczył się o jego stopę, przez co na chwilę dryfował na plecach, by go z siebie zdjąć. Przez co mogła zobaczyć jego, całkiem długiego, widocznie podnieconego fiuta w pełnej okazałości, ponad taflą wody.
    — Marynarzem narzekającym nie jestem, więc o to się nie bój. Bardziej się bym bał, że ty masz mokro i nie od wody! — zarechotał rubasznie, po czym płynął tyłem dalej... Słysząc o tym, że jest zajęty, zainteresował się.
    — A przez kogo? Jeśli można wiedzieć? Kim jest? Jaka jest? Wiesz coś o niej? Bo... Wiesz. — wskazał głowę. A raczej pustkę w głowie. — O kurwa. Widzę to. Ważne, żeby nam piorun nie uderzył w taflę, bo wtedy śmierć na miejscu... Kurwa... — zatrzymał się, widząc z daleka fale, płynące w ich stronę.
    — Co robimy? — zapytał.

    Abbadon

    OdpowiedzUsuń
  146. - Naprawdę? - popatrzył na nią ze świecącymi oczyma z wyraźnej ekscytacji. Nauka pływania brzmiała jak sen. Umiejętność swobodnego unoszenia się na wodzie i pokonywania na niej małych dystansów była czymś niesamowitym i wręcz niedoścignionym dla niego. Od razu pokiwał energicznie głową na tak.
    - Tak, tak, chcę - zapewnił ją nawet podskakując z uciechy niczym małe dziecko, a koszyk podskoczył razem z nim. - Ups... - uspokoił się od razu. Nie chciał przecież żeby stracili i ten ostatni kosz.
    - Kto to Achilles? - zapytał jej nie rozumiejąc o kim mowa i co to takiego ta pięta. Odruchowo zerknął na swoje pięty szukając tam jakiegoś Achillesa, który się do niego przyczepił i nie chciał odczepić, choć on tak usilnie próbował. - No nie wiem... - wymamrotał. - Nie wiem czy ze mnie coś jeszcze wyrośnie - przyznał, patrząc teraz na łódkę z fascynacją. - Nigdy taką nie płynąłem - przyznał szczerze. - Wow... ale będzie fajnie. Tyle super razów mam z tobą! - odruchowo wtulił się w Akane i poczochrał ją po włosach. Oczywiście tym razem wcześniej odłożyli koszyk do łózki. Odtańczył taniec zwycięstwa wokół niej, zanim wskoczył do łódki. - Kapitanie! Kurs na sterburtę! - zaśmiał się radośnie.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  147. — Zadziwiająco dużo mówisz o moim kutasie. Chyba się zakochałaś. — odparł zdziwiony Abbadon. W sumie, to dziewczyna nie była w jego typie, więc nawet nie za bardzo się nią zainteresował. Może po prostu nie gadał z nikim innym niż z krabami? Cholera wie.
    — A jak będzie problem, to sobie załatwię kilt. Albo spódnicę. Już nie przesadzajmy. — pokręcił głową, a widząc, że nadal gada i patrzy na jego penisa, poczuł się trochę niezręcznie. — Widzisz, Akane. Bo zakładasz, że chcę cię wyruchać. Błąd. Nie chcę. — odpowiedział, po czym widząc, jak fala przypływa, skończył tą jakże ciekawą pogawędkę. — No dobra. To jak coś, do zobaczenia po drugiej stronie. Albo brzegu, albo życia. — zachichotał, nurkując, tracąc kompletnie błędnik, przez co płynął przed siebie, lądując na jakiejś dziwnej wyspie...
    Na pewno tu nie było Akane. Ale zobaczył kraby. No cóż.

    Abbi

    OdpowiedzUsuń
  148. Słuchał o Achillesie z nieskrywanym zainteresowaniem. Chłonął wręcz tę historię, pragnąc poznać ją całą. Musiał przyznać, że mieli całkiem ciekawe koncepcje. Nawet chwilę szukał czegoś podobnego u nich, ale nic nie nasunęło mu się na myśl, więc wzruszył ramionami do swoich myśli. Zrobiło mu się trochę głupio, że to ona wiosłowała i przez chwilę chciał odebrać od niej wiosła, ale zaraz przypomniał sobie, że przecież nawet nie wiedziałby jak się nimi posługiwać.
    - Woda jest fascynująca - rzucił cicho, wsuwając dłoń pod jej powierzchnię i obserwując jak opływa jego rękę, odbijając się od niej. - Długo żyłem na pustyni i nie wiedziałem, że tyle jej tu może być. Opowieści były, ale umysł jakoś tego nie przyjmował - rzucił ze śmiechem na ustach. - Hm... Fag Baile i obszary pustynne, wioski stąd do Polszy. Byłem też raz na terenie Terranów, ale tam jest straszna ludność - bąknął. - Jeden błąd i omal nie przepłaciłem tego życiem. Pogonili mnie widłami - wzdrygnął się na samo wspomnienie tego incydentu. Nigdy więcej nie postawił nogi w Terrze.
    - Do Fjeldosów też lepiej się nie zapuszczać. Słyszałem, że zjadają żywcem - skrzywił się wyraźnie i wzdrygnął przy tym. - A Drakony nie lubią przyjezdnych, więc tam też nie chodzę...

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  149. Zbliżył się bardziej, przysunął biodra do jej brzucha tak, ze mogła wyczuć na nich coś twardego, bardzo dużego i… sterczącego. Najwyraźniej podniecił się jej bliskością, a nawet zbliżył twarz do szyi dziewczyny składając na niej kilka soczystych pocałunków, erotycznych posunięć językiem, które mogły sugerować tylko jedno.
    — Mógłbym też rozmyć swoją spermę po twoim wnętrzu..
    Użył podobnego określenia, które usłyszał od swojej przyszywanej matki i ojca..

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  150. Acair wydął policzki naburmuszając się. Był naiwny, ale nie głupi. Dobrze wiedział, że woda dzieli się na dwa rodzaje, a może nawet i więcej. Niektóre z nich nie dało się pić. Wyciągnął dłonie z wody czując się jakoś tak dziwnie. Zacisnął mocno wargi, czerwieniejąc trochę na twarzy.
    - Wiem - bąknął, teraz wpatrując się tylko w swoje dłonie. - Nie jestem głupi... - dodał jeszcze. Może nie miał sporego doświadczenia, ale przecież nie był aż takim idiotą. Wyszczerzył się jednak do niej już po chwili. - Też jej mieliście aż tyle? No u nas dużo jej nie było - przyznał szczerze. - Ale to kwestia miejsca zamieszkania. Najlepszy jest jednak deszcz - dodał po krótkiej chwili namysłu. - Możesz go pić i przyjemnie chłodzi... od razu masz kąpiel - dorzucił do swojej teorii, znów wracając do bawienia się wodą.
    - Hm? Coś dobrego? - zerknął na nią. Musiał chwilę się zastanowić, zanim cokolwiek znalazł. - Eee... no niektórzy ludzie są fajni - wymamrotał beznadziejnie. - A w lasach możesz znaleźć malownicze polanki i najeść się do syta jak umiesz dobrze tropić lub wyszukiwać dzikie rośliny - przyznał. - Uhm... ale nie robię tego celowo! - żachnął się wydymając policzki i kiedy tylko dostrzegł ląd, gwałtownie uniósł się, zapominając o tym że jest na łódce.
    - Wow! Tam mieszka... - nie dokończył, tracąc równowagę i z chlustem wpadając do wody. Prychnął szybko machając panicznie dłońmi dookoła i rozpluskując wodę w szaleńczej próbie pozostania na powierzchni. - Pomocy! - krzyknął do dziewczyny czując napływające do oczu łzy. Wszystko przez strach przed śmiercią.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  151. Nie rozumiał dlaczego połączyła iloraz inteligencji z pierwotnymi potrzebami jakie posiadali ludzie, ale nie zamierzał drążyć tematu przypominając sobie, że była od niego młodsza. Może jeszcze nie doszło do niej to, że poniekąd są zezwierzęceni i bez spełnienia podstawowych potrzeb nie jawili się do końca jako coś nad wyraz wykształconego. Skrzywił się tylko mierząc ją wzrokiem, a zaraz po tym uniósł brew odsuwając się od niej i otrzepał się z niewidzialnych pyłków kurzu.
    — Też się zawiodłem — przyznał. — Już dawno nie spotkałem nikogo z takim kijem w dupie, a uwierz, miałem do czynienia ze szlachciankami. Niech ci będzie, nie dotknę cię więcej niewydymko.

    Yumi

    OdpowiedzUsuń
  152. Acair jej nie słyszał chlapiąc dookoła i bardzo starając się pozostać na powierzchni. Nagle tuż przed nosem zobaczył wiosło, ale pomyślał że ona chce go pod wodę wrzucić i krzyknął z przerażenia i dopiero wtedy na nią spojrzał. Dotarło. Wreszcie dotarło. Złapał mocno jej wiosła, choć ręce mu się trzęsły i bał się że upadnie, ale odetchnął głęboko. Przyciągnęła go do łódki i podała dłoń, a kiedy znalazł się na pokładzie, złapał mocno Akane wtulając się w nią.
    - O rany... - wydusił z siebie. - O rany... ja chyba wolę ląd kapitanie - oznajmił trzęsąc się jeszcze ze strachu. - Strasznie tam było... - bąknął. - Łódź wcale nie jest stabilna - dodał jeszcze, ale nie ruszał się już z niej bardziej niż było to potrzebne.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  153. Potrząsnął przecząco głową, jakoś nie mogąc sobie teraz wyobrazić, że się będzie z tego śmiał. Był magnesem do takich kłopotów. To już wiedział doskonale. Nabrał jeszcze kilka głębokich oddechów, ostatecznie się uspokajając i wreszcie sam się od niej odsunął.
    - Płyniemy... - zgodził się z nią, łapiąc się mocno obu krawędzi łódki i nie ruszając się absolutnie w ogóle. No może odrobinę w rytm rozbijających się fal o łódkę. Palce jednak zaciskał mocno na krawędziach i nie chciał ich puścić.
    - Jeny... ty jesteś niesamowita. Taka spokojna, nic cię nie rusza - szepnął jakoś tak chcąc przerwać ciszę i odwrócić uwagę od tego zdradzieckiego morza. - O rany... Akane... ja będę tędy musiał wrócić, nie? O matko... utknę u Was na zawsze. Będziesz mnie miała na głowie 24 na dobę. Przecież nie ma opcji, że znów wejdę do tej machiny - wyjaśnił jej, czując napływające mu łzy do oczu. - Przepraszam... - dodał zaraz.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  154. Rei i Febe? Podniebna podwózka? Popatrzył na nią jakby z księżyca się urwała. Jaka podniebna podwózka? Pokręcił szybko głową.
    - Nie latałem - odparł szczerze, teraz wznosząc oczy do nieba i obserwując je przez chwilę. Przełknął przy tym głośno ślinę. - Może lepiej nie latać... jak spadnę do wody to na pewno utonę - spojrzał jej prosto w oczy, święcie przekonany że jednak wpadnie do tej wody. Przecież kłopoty go kochały.
    - Tak jest - pokiwał szybko głową, biorąc od niej wiosła i omal nie krzycząc z przerażenia, kiedy ta wyskoczyła z łódki. Uff... wody nie było tu dużo. Stała spokojnie i poruszała się wraz z łódką, a kiedy już ją zacumowała on odważył się z niej wyjść, wyciągając ze sobą ocalały koszyk z jedzeniem.
    - Dotrzeć tu do was to jakaś masakra - szepnął, podążając pół kroku za nią i odruchowo chowając się za jej plecami, gdy tylko dotarli do jednego z domków. Nie wiedział czego się spodziewać. Skoro miała kumpla który latał... to mogła mieć i kumpla który wyrywał głowy niewinnym ciamajdom, albo kumpla, który zjadał im serca. Dotknął jej ramienia, przybliżając się jeszcze bardziej do dziewczyny.
    - Jesteś pewna, że nikt mnie tu nie zje - zapytał jej szeptem, niecierpliwie rozglądając się na boki i starając się bardzo nikomu nie podpaść. Przynajmniej dopóki nie zdemoluje im kuchni. Po co on się zgadzał na takie wyprawy?!

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  155. Nie był przekonany do pomysłu z lataniem, ale nie oponował dalej. Jedynie co to pokręcił lekko głową, ale zaraz nadstawił uszy słuchając o Phyonix.
    - Ja słyszałem, że w Phyonix nie ma turystów. To zamknięty kraj i jego władczyni... podobno seksowna piękność, nie lubi przyjmować gości - odparł zgodnie z pogłoskami, które dotarły do jego uszu. - Nigdy też nie widziałem żadnego Fenalisa... podobno są niezwykle gorący - zarumienił się lekko, bo to co słyszał nie było związane z ich ognistymi mocami tylko raczej temperamentem. - Byłaś tam kiedyś? Jeśli tak... to naprawdę szczęściara z ciebie - wyjaśnił trochę podbudowując sobie humor. Jego nowa koleżanka wydawała się być ciekawym okazem. Na wiadomość, że pewna nie jest przylgnął do jej ramienia, jakoś tak odruchowo ją łapiąc i nie chcąc dać się wyrolować w tej chwili. Nie było opcji żeby ją puścił, ale dziewczyna miała inne plany i już zaraz musiał iść tuż obok niej. Upomniał się w myślach, starając się przekonać że wszystko będzie dobrze i nikt go tu nie zje.
    - Robiłem arcemona na ognisku... - odchrząknął. - Pierwszy spalił się na wiór, z drugim było lepiej... i potrafię obrać i pokroić warzywa. I cienką zupę z pokrzywiastych zrobić - pokiwał lekko głową. - O z takich - pokazał jej rośliny o których mówił. - Ale w smaku jest... no co najmniej słaba. Taka wiesz... jak nie masz co jeść to i ją zjesz...

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  156. Acair spojrzał na nią tak, jakby z księżyca się urwała. Oczywiście, że znał to określenie. Ludzie gadali, a w jego kelnerskiej karierze można było sporo usłyszeć.
    - No jasne - potwierdził. - Przecież ta ich najwyższa kapłanka jest tu słynna - zapewnił ją. - Ostatnio się głośno zrobiło, bo postanowiła najechać Fjelldosów. Zrobiła im tam podobno niezłą zadymę - rzucił kiwając lekko głową. - Podobno szukała swojej córki, ale nie wiem jak to się skończyło. Ludzie gadają, że Fjelldosi szykują odwet... ale wiesz to tylko pogłoski - machnął na to ręką, skupiając się teraz na jej słowach. - Ciocia? - spojrzał na nią zainteresowany. - Jesteś chociaż w części feniksem?! Ale czad! - obskoczył ją dookoła i zaczął palcami macać ją po rękach czy boku. - Pokaż coś! Umiesz robić sztuczki z ogniem? Twoje łzy leczą? Niesamowite... znam pierwszego feniksa - zrobił głęboki wdech i uśmiechnął się do niej szeroko. - Ale czemu tu jesteś? Wygnali cię? O rany... ostatnio samych wyrzutków tu widzę... mnie też wygnali - pokiwał lekko głową. - A wiesz... moja siostra powtarza, że wyrzutki muszą trzymać się razem, więc... więc teraz już nie będziesz aż taka sama - zapewnił ją, chociaż przecież opowiadała, że ma tu rodzinę i przyjaciół. - Ale czekaj... wygnali całą chmarę? Wy wszyscy jesteście mieszańcami? Myślałem, że tylko rodzina kapłanki... - oczy powiększyły mu się jeszcze bardziej i zatkał sobie usta rękoma. - O rany... ty jesteś z rodziny kapłanki, tak? Wow... no to ma sens... mówisz, że macie Arcemony. One lubią demony, tak słyszałem... ale nigdy nie dane mi było tego sprawdzić, ale jeśli tu przychodzą... a wy jesteście z rodziny kapłanki to na pewno prawda - klasnął w dłonie, szczęśliwy że kolejne informacje otrzymał i będzie mógł usatysfakcjonowany zasnąć. Nie skomentował informacji o jajecznicy.
    - Em... umiem chodzić bezszelestnie, więc... dobra ze mnie przynęta - poinformował ją. - Ale musisz obiecać, że mnie wyratujesz - dodał jeszcze. - Inaczej nie wchodzę w układ przynęty.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  157. Yumi nie mógł zrozumieć jak ktoś taki jak Niklaus, całkiem inteligentny i spoko facet, mógł wychować taką pustą idiotkę jaką była Akane. Najwyraźniej albo zmienił się odkąd przestał bujać się z Mel, albo dziewczynka była tak ciężkim przypadkiem, że nic się nie dało zrobić. Ale zirytowała go i nawet sugestię ciotki nie dały zbyt wiele, odetchnął kilkukrotnie i miał zamiar odejść, ale agresja przejmowała kontrolę i powoli przestawał mieć jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Chwycił kawałek drewna, który mu rzuciła i wstał razem z nim, podrzucił broń kilka razy w dłoni i zaśmiał się nieprzyjemnie, a oczy rozbłysły czerwienią, którą nie jedna osoba mogła znać.
    — Miałem nadzieję cię puknąć i tyle. A ty widzisz głębszy sens w rzeczach, których nie ma, nadinterpretujesz uważając się za kogoś kto pozjadał wszystkie rozumy chowając się wyłącznie za tym, że masz taką a nie inną rodzinę. To jest dopiero żałosne, kryć się za cieniem własnego ojca i uważać się za kogoś kim się nie jest. Żałosne. Może te dychy, które obok ciebie biegają wbiją ci kiedyś trochę rozumy do głowy tępa idiotko.

    Yumiś <3

    OdpowiedzUsuń
  158. Nie mógł w to uwierzyć. O najwyższej kapłance Phyonix wypowiadała się po prostu "Lexi". To nie przystoiło. Zatkał sobie usta dłonią i ugryzł się mocno w język. Przecież należała do tych odmieńców. Nowy lud na ich ziemi. Intruzi... miała prawo nie wiedzieć. Poza tym mówiła, że to jej ciocia, a teraz coś mieszała. Zmarszczył nieco brwi.
    - To czemu ciocia? - zapytał jej cicho. - Skoro to nie więzy krwi... to czemu ciocia? To taka udawana ciotka tak? - zapytał jeszcze, zanim przytaknął jej planowi. Polowanie jakoś go nie cieszyło, bo nie znosił niepotrzebnie zabijać zwierzaki, ale przecież teraz jej tego nie powie. Zamiast tego wzruszył ramionami.
    - Jasne, poradzę sobie - zapewnił ją, przełykając głośno ślinę. - Uhm... dobrze - wymamrotał patrząc na wyłaniające się budowle, każda stała na palu przygotowana do ewentualnych powodzi. - O rany... przyda się łóżka przy każdej... - rzucił do jej ucha. - A nie możemy odpocząć, zanim łowy? - zapytał jej jeszcze. Głównie dlatego, że zwyczajnie nie miał na nie ochoty.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  159. - O... to pewnie masz ich całkiem sporo. Szczęściara - szepnął szczerze zachwycony takim rozwojem wypadku. Mieć taką wpływową ciotkę to dopiero musiało być coś. Niesamowite.
    - A ja mam przyszywaną taką... udawaną siostrę - uśmiechnął się szeroko. - Prawdziwą też, ale ta prawdziwa... no jakoś tak, chyba mnie nie chce - wyjaśnił cicho, bo przecież już jej mówił o wygnaniu z pustyni. Pokręcił przecząco głową, jakoś tak markotniejąc, gdy stwierdziła że nie lubi łowów.
    - Nie - odparł tylko. - No bo one też mają prawo do życia - dodał zaraz. - A ja nie jestem przymierający z głodu... to przecież... to nieludzkie - wydusił z siebie. - Tylko ja wiem... wiem że dla was to normalne... i nie marudzę. Po prostu sam tego nie lubię - wyjaśnił swój punkt widzenia.
    - O super! Taki plan pasuje - zgodził się z nią już trochę pogodniej. - Moglibyśmy złowić rybki? - zaproponował od tak. - Na nie umiem polować - uśmiechnął się do niej szeroko.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  160. Gave miał serdecznie dość całej tej podróży. Był zmęczony. Przespał się chwilę poprzedniej nocy, ale mógłby to raczej nazwać czuwaniem niż faktycznym spaniem. Temperatura trawiła jego ciało, ale inni byli bardziej potrzebujący. Diabli jedne wiedziały jak długo spędzili w lochach u Krwawego Barona zanim Gave i Onyx ich odnaleźli... Poza tym musiał też pilnie porozmawiać z Niklausem. To wszystko sprawiło, że po uśpieniu Maryl i Rokary wrócił do potrzebujących. Właśnie opatrywał kolejnego skrzelaka, kiedy natrętna mucha w postaci Akane zaczęła na niego najeżdżać.
    - Też się cieszę, że cię widzę - mruknął w odpowiedzi, kończąc opatrunek mężczyzny zanim wstał i pozwolił się jej ochrzanić. - Przypominam, że nie jestem moim bratem - puknął ją palcem w czoło. - Po prostu czuję się za nich odpowiedzialny. To wszystko - warknął, bo co go obchodził fakt, że działka nie zwracania na siebie uwagi należała do niej i Ryu. Chcieli z nim konkurować? Proszę bardzo. Nie zamierzał poddawać się bez walki. Jeszcze ich zdetronizuje. Miał to nawet na końcu języka, ale dziewczyna dalej marudziła. No co za cholera.
    - Przypomnę ci o tym przy najbliższej możliwej okazji - sarknął ostatecznie pozwalając jej się poprowadzić na bok i siadając na jakimś odosobnionym pieńku. Ściągnął z siebie mocno sfatygowaną koszulę, pozwalając jej zabrać się za opatrywanie jego boku, czy pleców. Podejrzewał, że te ostatnie już się goiły, bo Krwawy bawił się pejczem kilka dni temu.
    - Widziałaś gdzieś swojego tatka? Muszę z nim porozmawiać - rzucił luźno jakoś odruchowo pragnąć zmienić temat. - Jak tam twoi nowi przyjaciele? Dają w kość? - zainteresował się mając na myśli duchy.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  161. Wywrócił oczyma na wiadomość o alkoholu. Miał na końcu języka, że on z alkoholem za pan brat to nie jest, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem tych słów. Zamiast tego, ponownie wywrócił oczyma i odchrząknął.
    - Ała! Jezu! Nieee! - pisnął wysokim "C" Gavina, kiedy ta zaczęła obmywać mu plecy i nawet pokusił się o większy teatrzyk, wstając i obracając się do niej na chwilę z rękoma wyciągniętymi na przód. - Nie, nie! Jednak nie dotykaj! Wolę tu umrzeć niż znosić ten ból! - wyrzucał z siebie niczym z katarynki, cały czas kręcąc przy tym głową, po czym wrócił na swoje miejsce i przesunął dłonią po twarzy.
    - Jeśli tak wolisz mogę tak jechać - zauważył krótko, teraz już tylko krzywiąc się od czasu do czasu przy jej dotyku. - Nic się nie stało - odparł krótko. - Niefortunny zbieg okoliczności. To wszystko i właśnie dlatego muszę pogadać z twoim ojcem - bąknął raz jeszcze, szukając go spojrzeniem w tłumie. Miał nadzieję, że Niklaus jednak gdzieś tu będzie się kręcił, ale jak na złość... jak był potrzebny, wsiąkał jak kamień w wodę. Pewnie kręcił sobie teraz trojaczki z Shi na jakiejś pobliskiej polance. Jakby te bliźniaki im nie wystarczały...
    - Nie wychodzą? - uniósł lekko brew. Był wyczerpany jeśli chodziło o duchy, dość długo się nimi posługiwał i to w całkiem pokaźnej ilości, więc mógł coś przeoczyć. - Szkoda... chętnie bym jednego przydybał na spytki - rzucił tylko, jakby jej duchy były po prostu kolejnymi kumplami do kolekcji. Zaśmiał się cicho na wiadomość o szyciu.
    - Ty? - zamrugał kilkakrotnie i teraz nie przesadzając wstał, omal jej przy tym nie przewracając. - O nie... nie ufam tym twoim paluszkom - rzucił krótko, łapiąc z powrotem koszulę z zamiarem przywdziania na siebie. - Poczekam aż Febe skończy ze wszystkimi i pójdę na szycie do niej... albo ewentualnie pomęczę o to Rei. Nie ma opcji żebyś mnie szyła... w kuchni dobra nie jesteś, to skąd pewność że w szyciu tak? To też wymaga umiejętności manualnych. Na dodatek to takie hm... kobiece. A ty... no sorry, ale ty wydajesz się wypierać umiejętności kobiecych - wyrzucił z siebie na jednym wydechu i odruchowo złapał ją za rękę, podciągając do góry, drugą dłonią łapiąc ją w boku.
    - Wydawało mi się, że nie potrzebuję blizn by być czarująco przystojnym - uśmiechnął się do niej lekko i zbliżył, by ugryźć ją w nos. Lekko, ale zawsze. - Czoło masz pociągające, to fakt... ale nos jeszcze lepszy... tylko to za mało by przekonać mnie do szycia - rzucił krótko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  162. - Myślę, że w tym wypadku nawet twojego dotyku by nie zniósł - odparł krótko chłopak odnosząc się jeszcze do jej komentarza. Wyszedł z wprawy? Niedoczekanie jej. Tyle razy widział to samo, że ciężko było o tym zapomnieć, choć usilnie się starał.
    Jęknął przeciągle, kiedy dowiedział się, że Niklausa nie było w pobliżu, ale zaraz tylko westchnął lekko i uznał, że zawsze zostawał jeszcze Meliodas. On i tak pewnie szybciej zobaczy się z ojczulkiem Akane. Ten typ tak miał. Nawet będąc pełnoprawnym ojczulkiem na etacie.
    - A zszywałaś już kiedyś koszulę? Skarpety? Cokolwiek? - zapytał jej krótko, nie zwracając uwagi na jej argumenty. - Babrze się już drugi dzień, kilka godzin dłużej mu nie zaszkodzi - zapewnił, siadając z powrotem na pieńku, głównie po to by tak na niego nie napierała. - Moje łóżko jest dziś zajęte, ale jutro zapraszam, gdybyś dalej miała ochotę - rzucił z przekąsem, kręcąc przy tym głową. Nie miał łaskotek, więc był spokojny o tę sprawę.
    - Co mnie przekona? - zastanowił się, patrząc jej prosto w oczy. - O wiem... - złapał swoją koszulę z powrotem. Miała sporo rozdarć. - Zaszyj choć jedną względnie dobrze... bo wiesz... od tego zależy, czy moja blizna doda mi uroku czy mnie oszpeci - zauważył konspiracyjnym szeptem. - Nie ma opcji, żebyś mnie szyła inaczej... - zakończył wydymając przy tym policzki w geście bezdennego naburmuszenia. - Poczekam na kogoś bardziej kompetentnego, a w międzyczasie pomogę - dodał po chwili z upartością godną osła.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  163. Acair pokiwał szybko głową. Ano nie byli spokrewnieni, ale bardzo dobrze się ze sobą dogadywali. Nie sądził by w tym było coś złego.
    - Niby tak - zgodził się z nią. - Ale skoro byliśmy ze sobą tak długo... to chociaż w teorii powinniśmy być ze sobą bliżej, albo chociaż darzyć siebie jakimś ciepłym uczuciem, nie? - spojrzał jej prosto w oczy. - A moja siostra pewnie już o mnie zapomniała i cieszy się, że problem z głowy. Tak to już u nas jest. Nie nadajesz się do życia na pustyni to cię wywalają - podrapał się lekko po głowie. - No dobra, wywalają tylko najcięższe przypadki - przyznał zaraz czerwieniejąc mocno na twarzy. Kurczę... że też nie zdołał ugryźć się w język. Szczęśliwie zmieniła temat, a on za tym podążył niczym szczęśliwa owca.
    - Ale ja to wiem - bąknął patrząc na nią urażony. - Co nie zmienia faktu, że polowań nie lubię. Umiem to robić, ale nie lubię - wymamrotał. - I wolę przymrzeć z głodu niż to zrobić - wzruszył ramionami. Poza tym niewiele jedzenia potrzebował. Od przybycia tu z pustyni jadł niewielkie ilości, czasem opuszczając posiłki kilka razy z rzędu i nic wielkiego się nie działo.
    - Rybki... mają prawo do życia, ale jest ich baaardzo dużo - zauważył tylko, w geście obronnym. No tak, przecież ryby też miały mięso w sobie i pewnie zachowywał się teraz gorzej niż każdy, ale co zrobić.
    - Wow! - spojrzał z wielkimi oczyma na domek tuż przed nim. - Niesamowity! Sama w takim dużym domu?! - zrobił jeszcze większe oczy. - Musisz się napracować przy sprzątaniu i... znajdujesz jeszcze czas na wszystko inne. O... albo pewnie masz już męża i gromadkę dzieci, nie? - zaproponował takie rozwiązanie. - Wyglądasz na taką z gromadką dzieci - wyjaśnił swój pogląd. - Łagodne spojrzenie masz... i jesteś bardzo cierpliwa.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  164. Gave potwierdził skinieniem głowy. Co mu po przechwałkach dotyczących cerowania dziur i innych spraw, jak tego nie widział. Mimo swoich umiejętności - był cholernym synem śmierci i widział więcej niż przeciętny człowiek - był niedowiarkiem. Obserwował jej sprawne palce i uśmiechnął się krzywo na jej wiadomość o wolnym łóżku.
    - Czuję się zaproszony - rzucił równie zadziornie co ona, ale zaraz przymknął oczy i delikatnie się pochylił. Ból potrafił dawać się we znaki, czasem mocniej niż innym razem. Odetchnął kilkakrotnie, by odchylić się do tyłu.
    - Jest - mruknął spokojnie. - Trzyma dłoń na twoim ramieniu, uśmiecha się łagodnie a jej oczy wypełnia bezgraniczna miłość oraz duma - opisał jej staruszkę, samemu patrząc na nią teraz bezczelnie. - Przy okazji... straszny z niej niziołek. Nie wróżę ci dużej wzrostowej przyszłości - dorzucił po chwili wracając spojrzeniem do koszuli.
    - Okay... miałaś farta - burknął, patrząc na jedną z dziur. - Jedno dobre szycie i już myśli, że specjalistka... to mógł być fuks - wymamrotał. Naprawdę nie mając ochoty być szytym przez Akane. Wstał z miejsca i podszedł bliżej do ogniska, gdzie znajdowały się butelki z bimbrem i innym alkoholem. Febe używała ich do znieczulania, a jemu naprawdę przyda się znieczulenie. Wziął jedną z nich i wrócił do dziewczyny. Upił łyk trunku, krzywiąc się przy tym lekko, po czym spojrzał jej prosto w oczy.
    - Niech będzie, szyj - westchnął z wyraźną kapitulacją. - I... tak - dodał po chwili. - Naprawdę tak myślę. Jesteś narwaną wariatką, stawiającą siebie na szarym końcu kolejki... to jasne że będziesz próbować wszystkiego nawet się na tym nie znając - znów zbliżył się do niej i z upodobaniem puknął ją w czoło. - Mam fetysz do tego czoła...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  165. - Nie martw się. Doczołgam się - zapewnił ją krótko, po czym odetchnął głęboko jeszcze raz zbierając się w sobie by nastroić się psychicznie na to co miało nadejść. Co prawda to nie będzie jego pierwsze szycie na tak zwanego "żywca", ale ostatnio stracił po nim przytomność. Tym razem miał nadzieję tego nie zrobić, ale wiadomo nadzieją, nadzieją a organizm i tak pewnie będzie go miał w dupie.
    - Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - żachnął się. - A my oboje mamy z tym problem - zauważył krótko. To nie było niczym dziwnym w obecnej sytuacji, ale Akane zdawała się zapominać, że nie był jej Pierdołą. Właśnie w takich sytuacjach. On nie ufał, nie traktował jej jak bogini (co robiła Onyx) i obiektu uczuć (czym zajmował się Pierdoła) i dalej miał w sobie pewną blokadę. Blokadę przed zanurzeniem się w świat przyjaciół brata. Zacisnął mocno wargi, gdy rozpoczęła zszywanie go.
    - Zejdź już ze mnie - fuknął krótko. - Już ci mówiłem. Jestem za nich odpowiedzialny - burknął. - Zobowiązałem się wyprowadzić ich od Krwawego Barona i doprowadzić do ich domów - wymamrotał. - Część z nich pójdzie sama... ale resztę będzie trzeba odeskortować - zagryzł mocno wargi przy mocniejszym ukłuciu i wbił palce w drewno (bo paznokcie tam na nich widniały jedynie pojedyncze).
    - Nie jestem tobą, Panno Idealna - zauważył jeszcze krótko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  166. - Słucham? - spojrzał na nią chłodno i zacisnął mocno pięść. - Że niby ja się zgrywam, że mi nie zależy?! - podniósł na moment głos i gdyby nie trzymała tej przeklętej igły i go dalej nie zszywała to pewnie popchnąłby ją na ziemię, a tak uderzył tylko pięścią w pień.
    - To ja pozwalam się uwięzić na dwa tygodnie, bo goście planują stworzyć broń na "magicznych"... a ty twierdzisz, że mi nie zależy?! Mogłem mieć to w dupie - warknął. - Ale mam tę twoją przeklętą twarz, och jaka jestem dorosła, przed oczyma - żachnął się, klnąc zaraz pod nosem bo teraz zabolało mocniej. Pobladł nawet na twarzy lekko i wciągnął mocno powietrze.
    - Oho wielka mi dorosła, a o duchach swojej rodzince nie wspomniała - wywrócił oczyma. - Wielce dorosła. Naprawdę - poklepał ją po głowie niczym małe dziecko i miał coś jeszcze powiedzieć, ale Maryl pojawiła się właściwie znikąd i objęła go ramionami za szyję wklejając się w jego plecy i mówiąc coś szybko w swoim języku. Drżała. Wyglądała na przerażoną, ale przecież upewnił się wcześniej że nic jej nie grozi. Nie rozumiejąc za bardzo wziął dziewczynkę na kolana i pogłaskał ją po głowie uspokajająco.
    - Koszmar miałaś? - spróbował szczęścia z jej gestów i westchnął zaraz, ponownie głaszcząc ją po głowie. - Nic się nie martw. Tu ci nic nie grozi - zapewnił uśmiechając się do małej przyjaźnie, mimo bólu który teraz zaczynał go ogarniać.
    - Maryl to Akane, panna Idealna z wielkim fochem - przedstawił dziewczynce Akane. - Panno Idealna, to moja mała przyjaciółeczka, Maryl - wyjaśnił, sadzając małą obok siebie. - Dasz nam skończyć? - wskazał na swój bok i Akane, a mała pokiwała szybko głową. - Okay, a potem opowiem ci bajkę o wrednej Żabie...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  167. Prychnął w odpowiedzi lokując swe spojrzenie w jej oczach.
    - Spróbowałabyś tylko - rzucił chłodno, bo co z tego że by to zrobiła, skoro zaraz mogłaby leżeć nieprzytomna, bo nie kontrolował się do tego stopnia w sytuacji zagrożenia życia czy nieprzyjemności niezgodnych z jego wolą. Duchy robiły to za niego.
    - O nas? O jakich nas?! - zamrugał patrząc na nią wyraźnie skonfundowany. - Ja rozumiem, że masz niedosyt miłości i jarają cię kolesie, którzy na ciebie nie lecą. I na dodatek nie ma wiecznego jęczącego Pierdoły, by ci mówił że cię kocha na każdym kroku... wiem może ci tego brakować - zacisnął mocno wargi. - Ale sorry Słonecko, nie każdy na ciebie leci - szepnął krzywiąc się wyraźnie na kolejne ukłucie. - O proszę... jaka dorosła... musi się wyżyć - burknął, po czym z ulgą przyjął i u niej zmianę nastroju. Maryl była tu jego wybawicielką. Mimo tego, że usiadła z boku to mocno trzymała go za wolną rękę, jakby bojąc się, że zaraz jej zniknie z oczu. Otworzyła jednak szeroko oczy na widok dwóch króliczków i nawet wyciągnęła do nich wolną rączkę, uśmiechając się przy tym szeroko. Takiego cuda najwyraźniej nie widziała dawno.
    - To nie była misja - odparł z westchnieniem. - Chciałem ukraść dwa kielichy. Niezłą sumkę za nie dają - wzruszył ramionami. - Miałem pecha, uwięzili mnie, ale mogłem wyjść w każdej chwili. Wiesz dużo duchów było... tylko Krwawy Baron okazał się być porąbanym kolesiem. Mając mnie zaczął robić badania, chciał stworzyć broń przeciwko nam... Argarczykom - wyjaśnił krótko. - A potem puściliśmy jego willę z dymem, a przy okazji wypuściliśmy inne obiekty tortur Barona - pogłaskał Maryl po główce. - Och bajka będzie najlepsza na świecie. Zła Żaba będzie chciała opanować serca każdego faceta na świecie, ale znajdzie się Żelazny Zgred, który oprze się jej czarowi - puścił oczko do Akane.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  168. - Dlatego właśnie Żelazny - potwierdził jej wersję i podniósł Maryl, żeby posadzić ją sobie na ramionach. Skrzywił się przy tym ruchu, naciągając sobie przed chwilą zszytą ranę.
    - Jasne, dzięki - podziękował jej szczerze. - Okay, wracamy do łóżka, potem wpadnę pomóc przy reszcie - zapewnił idąc z małą z powrotem do swojego pokoju. Spędził tam dobre pół godziny gimnastykując się trochę z opowiadaniem bajki i ucząc nowych słów przy okazji. Poznał już to na smoka i na króliki i żaby też. Nieźle. Jak tak dalej pójdzie będzie śmigał po Terrańsku. W końcu jednak Maryl zasnęła, a on poprawił na obu dziewczynkach koc i wyszedł ze swojego gniazdka, wcześniej ubierając na siebie bluzę. Wrócił do ogniska, żeby pomóc przy rannych, na tyle na ile mógł. Nie zszywał nikogo. Zajmował się raczej nastawianiem kości bo mniej więcej to ogarniał i opatrywaniem pomniejszych ran, zszywanie zostawiając dla Akane. Skoro tak go pięknie potorturowała to mogła teraz wyżyć się na innych.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  169. Praca trwała niemal do świtu. Miał wrażenie, że te istoty wcale się nie kończą. Opatrzeni otrzymali ciepły posiłek i udostępniono im masę koców i okryć wierzchnich, co by mogli się przespać w spokoju zanim wyruszą w drogę do swych krain. On sam ziewnął szeroko i pamiętając o zaproszeniu Akane ruszył tuż za nią do jej domu.
    - Skorzystam z twojej oferty - mruknął tylko kompletnie nie zdając sobie sprawy z myśli dziewczyny, która wymyślała sobie w głowie niestworzone historie o facetach i budowała samej sobie opinię nadczłowieka w ich oczach.
    - Onyx oszaleje z zazdrości - uśmiechnął się pod nosem na tę myśl.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  170. Gave gwizdnął przeciągle i pokręcił lekko głową.
    - Masz szczęście do nieszczęśliwej miłości - rzucił krótko, po wymienieniu przez nią tych swoich adoratorów. - Dobrze, że masz jeszcze innych, którzy na ciebie nie lecą - pstryknął ją palcami w czoło. Znowu sobie je obierając za swój cel.
    - Nie możemy - odparł krótko na jej propozycję, po czym westchnął przeciągle i zamknął na chwilę oczy, drapiąc się przy tym po głowie. - Nie da się o tym zapomnieć - dodał zaraz. - Poza tym... mówisz, że jestem tylko znajomym, ale o znajomych nie martwi się tak jak ty to robiłaś jeszcze chwilę temu - zauważył krótko. - Będziesz się tylko oszukiwała, że jestem dla ciebie tylko znajomym - zauważył, ruszając dalej w stronę jej domu. - Poza tym... jeśli mielibyśmy zacząć od nowa to musiałbym zniknąć z twojego życia na amen, bo... no wiesz, już to tysiąc razy przerabialiśmy, nie ja was wybrałem i dalej nie wiem, czy gdybym miał taki wybór to chciałbym się z wami trzymać - zauważył krótko, po czym wzruszył ramionami. - Ale... - zagryzł mono wargi. - ...jeśli chcesz mnie poznać, mnie... a nie mojego brata... to chyba musisz trochę zaczekać. Ja sam siebie jeszcze nie znam - przyznał szczerze. - Nawet uczę się tego co lubię jeść a czego nie...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  171. - Jasne, w tym wieku jesteś najbardziej produktywna - zauważył. - Im szybciej zaczniesz tym więcej dzieci spłodzisz - dodał po krótkiej chwili namysłu trochę zdziwiony że dziewczyna tego nie wie. Przecież 16-latki były już na tyle dorosłe by wyjść za mąż, a gdy kończyło się 20 lat to już należało się do "starych panien". Jej zegar tykał, choć z drugiej strony... jego tykał jeszcze szybciej. Tylko z mężczyznami było trochę inaczej. Skrzywił się lekko.
    - To tylko taki zwyczaj utrzymywany w paru wioskach - dodał zaraz, żeby ją jakoś pocieszyć. - Masz już jakiegoś na oku? - zainteresował się jeszcze całkiem szczerze. - O... to twoi rodzice muszą być nieźli... jesteś taka duża, a oni kolejne dziecko spłodzili? Niesamowite! - wyrzucił dłonie w górę i wyszczerzył się do niej. - Jak się pospieszysz to twoje dzieciątko będzie miało przyjaciół w prawie swoim wieku - dodał wesoło, po czym spochmurniał. - To znaczy jeśli chcesz być mamą... - zauważył zaraz.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  172. Gave westchnął ciężko i wzniósł oczy w górę, licząc do dwudziestu zanim się znów odezwał. Wówczas patrzył jej prosto w oczy.
    - Ta jasne. Mogę odejść. Asta Lavista Babe - wywrócił oczyma. - A ty przyjdziesz mnie szukać, bo jesteś takim natrętem, który martwi się o wszystkich - zauważył dmuchając sobie w grzywkę. - Jeszcze niepotrzebnie narazisz się na niebezpieczeństwo. Może jak uda ci się pozbyć tej czarującej cechy, która każe ci się o wszystkich martwić... będę w stanie odejść - westchnął ciężko i zaraz skrzywił lekko. - Właśnie przez wzgląd na niego - dodał zaraz, żeby przypadkiem nie wpadła na pomysł, że mu zależało i się o nią martwił. Owszem po części tak, ale to wszystko miało swój początek w jego diabelnym bracie.
    - Odtrącam? - uniósł lekko brew. - Nie - potrząsnął przecząco głową. - Staram się tylko postawić między nami mur - dodał po krótkiej chwili. - Bo tak jak wspomniałaś... masz prawo do żałoby i zaczęłaś od złej strony, a mi się to nie podoba i nie zamierzam udawać, że jest inaczej. Jak gadałaś do mnie jakbyś mnie znała od wielu lat i prawiła mi jeszcze kazania... - oparł się o stół czując lekkie zawroty głowy przez te wszystkie emocje. Zaśmiał się cicho, kiedy wspomniała o jego teoriach.
    - Wybacz Słonecko, ale mogłoby to wreszcie do ciebie dotrzeć. Tak się zachowujesz właśnie. Jak zamartwiająca się laleczka, która złości się zawsze jak coś idzie nie po jej myśli i wymyślająca sobie problemy z powodu tego, że leci na nią za dużo osób. A wiesz? Jest na to dobry sposób. Paru trzeba po prostu powiedzieć "nie" - zauważył krótko. - Tak się zachowujesz to co się dziwisz, że taką opinię o tobie mam, hm? - zapytał jej jeszcze.
    - Nie dzięki. Niczego mi nie trzeba - odparł krótko na jej propozycję. - Nie obudzimy dzieciaków jak tu będziemy tak rozmawiać? - zapytał jej jeszcze, bo co jak co... ale ryczących bliźniaków by już chyba nie zniósł.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  173. - Widzisz? Miło nie jest, co nie? - rzucił krótko w odpowiedzi, żeby potwierdzić swój punkt widzenia. Nie skomentował odchodzenia. Zresztą i tak w tej chwili traktował Argar niczym hotel. Więcej go nie było niż był, a że na tę chwilę nie wiedział co chce robić.. to miło było mieć punkt zaczepienia. Miejsce do którego mógł wrócić. Zacisnął mocno wargi... ale do tych myśli nigdy by się przed nią nie przyznał.
    - Spec we własnej osobie. Do usług - ukłonił się przed nią z szelmowskim uśmiechem na twarzy. - Zapraszam po nauki - dodał jeszcze, po czym wywrócił oczyma i skinął głową. No tak, to miało sens. Trzy maluchy w jednej chałupie, do tego dwie małolaty w jego łóżku i Onyx, która też miała tam spać. Wszystko było pod kontrolą. Wyszedł wraz z nią i już po chwili przystanął przed drzwiami do jej gniazdka. Oparł się o barierkę jeszcze nie zamierzając wchodzić do środka.
    - Jestem mu coś winien - odparł krótko. - Nie byłem w porządku w stosunku do niego... i jeśli mogę to jakoś spłacić to chętnie to zrobię - wyjaśnił swoje pobudki co do planu wyjścia wraz z nimi. - Poza tym... znam całkiem nieźle okolicę, przyda wam się przewodnik, a że zapuszczamy się daleko to nie ukrywam sam chcę zobaczyć co znajduje się w głąb Mathyr - wzruszył ramionami. - No i najważniejszy powód ze wszystkich - zbliżył się do niej i objął ją ramionami, przyciągając do siebie. - Przecież beze mnie byłoby nudno - szepnął wprost w jej usta. - Kto by cię drażnił po drodze, hm? - uniósł lekko brew i przesunął palcem po jej wargach. - Laleczka potrzebuje atencji - musnął nieznacznie jej usta swoimi.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  174. Acair zrobił wielkie oczy na wieść o tak bardzo wydłużonym wieku rozrodczym u kobiet. O rany! To było niesamowite. Po trzydziestce? No to faktycznie miała całkiem sporo czasu przed sobą. Kolejne 16 lat albo i więcej. Niesamowite.
    - To jaki masz plan na życie? - zainteresował się, siadając przy stole żeby chwilę odsapnąć. Ci ludzie byli naprawdę ciekawymi istotami. Trudno było się im oprzeć. Nawet to wnętrze choć surowe było urządzone inaczej niż wszystko co dotychczas znał i widział.
    - A ten twój chłopak wie, że nie chcesz z nim dzieci? - zapytał jej jeszcze. - No bo wiesz... znaczy u nas lepiej od razu to powiedzieć, żeby potem nie było rozczarowania - zauważył tylko robiąc się całkiem czerwonym na twarzy. - Bo jeśli nie chcesz, a on chce... to lepiej żeby odszedł, nie? - spojrzał jej prosto w oczy, a na słowa piknik wyszczerzył się do niej radośnie.
    - Jasne, że znam - zapewnił wesoło. - Brzmi świetnie. Możemy tak zrobić. Zjemy przy wodzie - klasnął w dłonie jak podekscytowane dziecko.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  175. - Doskonale - odparł zgodnie z prawdą, dalej patrząc w jej oczy i teraz znienacka biorąc na ręce. Skrzywił się przy tym lekko, bo szwy dały o sobie znać. Wniósł ją do jej sypialni i ułożył na łóżku, samemu kładąc się tuż obok jej.
    - Miejsca wystarczy dla nas obu - zauważył siadając zaraz i zanim zdołała zaprotestować ściągnął jej buty, to samo robiąc ze swoimi, po czym wrócił do pozycji leżącej i złapał w dwa palce jej nos.
    - Oj Słonecko... cios prosto w serce... jak to sam? To twoje posłanie... jak już mógłbym spać na podłodze, ale skoro proponujesz wyrko to tylko w pakiecie z tobą - rzucił lekko, zostawiając jej nos w spokoju i podpierając się na ręce, żeby móc ją zlustrować spojrzeniem. Właściwie nie był pewien dlaczego to wszystko zrobił, ale fakt, że dziewczyna odwzajemniła pocałunek nieco go zaskoczył. Zwłaszcza że wcześniej wzbraniał się przed nimi rękoma i nogami, bo nie chciał wychodzić na swojego brata. Teraz było inaczej.
    - Chciałaś mnie lepiej poznać - rzucił cicho. - To wal z grubej rury. Jak nie będę chciał to nie odpowiem - zapewnił zaraz. - Ja zacznę... w skali od 1 do 10 na ile oceniasz mój wygląd a na ile charakter? No dobra charakter w skali od -1 do -10. Wiem, wiem... jestem fatalny - poklepał ją po głowie.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  176. - O tym mówię! Martwisz się o zwykłego znajomego - wywrócił oczyma podążając wzrokiem do swej odsłoniętej koszulki i wzruszył ramionami.
    - Szwy przeżyły i sexy blizna dalej może się tworzyć - opuścił koszulkę, słuchając jej odpowiedzi. Uśmiechnął się złośliwie gdy przyznała, że czasem ma rację. Zwyczajnie irytował ją fakt, że ktoś się z nią nie zgadzał i uparcie bronił swych racji.
    - Za późno - skomentował słowa o piórkach i strzepał część niewidzialnych z ramienia. - Już wyrosły - westchnął przeciągle, gwiżdżąc z lekkim zdziwieniem. Aż na 5? No tego się po niej nie spodziewał. Na dodatek dostał 8-semkę jeśli chodzi o wygląd. To dopiero był szok. Zamrugał zaskoczony patrząc na nią z niedowierzaniem. Na moment zapomniał nawet o tym że o coś go zapytała.
    - Na osiem? Serio?! - puknął ją palcem w czoło. - Weź, bo jeszcze coś sobie pomyślę - fuknął wyraźnie zaskoczony. - Miałaś mi dać w porywach 3 - mruknął jeszcze, zanim zastanowił się nad jej pytaniem.
    - Trudno powiedzieć - odparł zgodnie z prawdą. - Chyba Maryl - mruknął w końcu. - Bo mimo bariery językowej... ona od początku do mnie lgnęła. Bez no wiesz... bez zastanawiania się z kim ma do czynienia i czy to wypada. Taki urok dzieci, wiem... ale mimo wszystko cieszę się, że jest już bezpieczna - uśmiechnął się szeroko. - Na drugim miejscu jest mniej romantycznie... zabijanie się tu plasuje, ale zdecydowanie bardziej podnieca mnie mordowanie zbirów niż szaraków, choć jeśli będzie trzeba to i takiego zamorduję - rzucił głucho. - Na trzecim miejscu będzie... ognisko i ćwiczenia z Meliodasem? A na czwartym opieka nad Galanem. Ten mały jest świetny o ile nie ryczy za dużo. A jak mu się załącza demon... to rozwala wszystko w promieniu 2 metrów - poczochrał się po włosach.
    - Czego najbardziej nie lubisz? - odbił pałeczkę. - Dajmy na to tutaj w Mathyr.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  177. Zmarszczył nos, gdy tylko go puściła i pomasował go sobie zaraz, jakby chcąc się upewnić że wszystko pozostało na swym miejscu.
    - Nie, nie - pokręcił głową na jej perfidne insynuacje. - W moich statystykach plasujesz się charakterem na poziomie 3 - zgodził się z nią. - Wyglądem nadrabiasz. Dałbym ci solidną 7 z plusem - pokiwał lekko głową, raz jeszcze lustrując ją uważnym spojrzeniem. - Och potrafię być narcyzem... ale tylko w pewnych rejonach - zapewnił ją zaraz gorąco. Niech sobie nie wyobraża, że nagle zabraknie tej jego strony. Na moment wrócił wspomnieniami do Galana w demonicznej formie i pokiwał lekko głową.
    - Tak... ma wtedy ten sam znak co jego tatusiek na czole, ale ten wygląda na nim komicznie - zaśmiał się cicho. - Otacza się kulą energii, z której wylatują na wszystkie strony wyładowania coś alla elektryczne. Boli jak cholera jak się do niego przedzierasz - mruknął jeszcze i odruchowo roztarł swoje serce. Otrzymywanie takich wyładowań prosto w nie nie było przyjemne. - Chociaż na Melio nie robi to wrażenia. Robi jakieś czary mary i energia znika - dodał jeszcze. - Gorzej jak go nie ma w pobliżu - przyznał szczerze, ale zaraz znów wzruszył ramionami. Przecież nie będzie się rozwodził o małym Galanie, którego "chrzestnym" podobno był. Ta sprawa dalej mu gdzieś ciążyła. Nie był przekonany czy Rei mówiła poważnie, a jednocześnie czuł się za dzieciaka odpowiedzialny. Bardzo... i lubił obserwować tego zbója.
    Wysłuchał jej, gdy mówiła o tym czego nie lubi. Nie zdziwiła go tym specjalnie. Zwłaszcza sprawą z bezsilnością i głęboką wodą. Po tych całych akcjach ze skrzelakami nic dziwnego że bała się właśnie jej.
    - Tak... ale to coś do czego przywykniemy... a zgadzać się z tym nie musisz i nikt nie powinien mieć do ciebie pretensji, że mężulka znajdziesz po 40-stce - uśmiechnął się do niej lekko. Jasne, jemu łatwo było mówić bo był facetem, ale z drugiej strony tak właśnie czuł. Po cholerę przejmować się jakimiś opiniami? Zawsze mogła wrócić do Argaru, gdzie nic takiego popularne nie było.
    - Boję się... - zastanowił się chwilę i odetchnął głęboko. - To będzie nudne - przyznał szczerze. - Dalej boję się tej pustki w głowie - odparł spokojnie. - Boję się też... zostać całkiem sam - zacisnął mocno wargi. - To chyba dlatego ciągle tu wracam - wymamrotał dalej, nawet nie zwracając większej uwagi na jej duchy. Dla niego to był chleb powszedni. Ot za drzwiami zostały trzy inne. Dwa dodatkowe nie robiły na nim wrażenia.
    - Nie - pokręcił lekko głową. - To po prostu twoi strażnicy - rzucił cicho. - Babuszka cię przyszła powspierać i przyprowadziła dziadka ze sobą.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  178. Acair spojrzał na nią z wyraźnym zaintrygowaniem, które nagle przerodziło się w złość i troskę o nowo poznaną dziewczynę.
    - Jak to odnaleźć? Uciekł od ciebie? To powinnaś go kopnąć w cztery litery a nie dalej go szukać - rzucił stanowczo. No też coś! Biedna dziewczyna. Znalazła się w nie swoim świecie, a ten jeszcze miał czelność ją zostawić. Co za patałach! Wywarczył pod nosem kilka pustynnych przekleństw pod adresem chłopaka.
    - Jeszcze mówisz, że byłby w ciężkim szoku? To już w ogóle oznaka, że powinnaś go po prostu zostawić. Przecież mowa o dzieciach. Jeśli by myślał o tobie poważnie to na pewno się na nie zgodzi - bąknął jeszcze, już sięgając do koszyka po parę owoców. Wybrał te, które łatwo przegryźć bez potrzebnych sztućców do tego. Te, których skórki nie trzeba było obierać. Dołożył je do koszyczka Akane i złapał go pewnie w dłonie.
    - To zależy jakie ryby - odparł szczerze. - Ale myślę, że łatwiej będzie w jeziorku... to jednak zamknięty zbiornik. To co tam żyje nie zwieje - poinformował ją już trochę weselej.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  179. Gave w milczeniu zgodził się co do Galana, ale dobrze wiedział że to nie takie proste. Czasem robił za jego niańkę, a wówczas różnie bywało. Malec był zwyczajnie nieprzewidywalny. często wystarczał o jeden płomień słońca za dużo, aby doprowadzić go do szału. Chłopak wzdrygnął się lekko na wyobrażenie go w wieku 6 - 12... aż zimne dreszcze przeszły przez jego ciało.
    - Masakra... - mruknął do swoich myśli, po czym wrócił na ziemię, patrząc prosto na Akane. - Po 40-stce? - spojrzał na nią z wyraźnym powątpiewaniem. - Dlaczego zakładasz, że przeżyjesz tu tak długo? - zainteresował się. - To średniowiecze... higiena jest tu dość okrojona i nie ma takich rozwiązań medycznych. Trafi cię jakaś czarna gorączka czy inne paskudztwo i padniesz przed dwudziechą. Nie, żebym ci tego życzył... po prostu z twoim szczęściem tak właśnie będzie - rzucił z lekkim uśmiechem na ustach. - Ja tam bym się już zastanawiał nad jakimś dzieciaczkiem. Póki twój ojciec na siłach by dziadkować - dodał, obracając się na plecy i patrząc w sufit trochę nieobecnym spojrzeniem.
    - Strażnicy, przodkowie, duchy opiekuńcze... zwał jak zwał - mruknął sam do siebie, po czym usiadł gwałtownie na jej łóżku. - Właśnie to bardziej przypomina duchy opiekuńcze... - rzucił nie mogąc uwierzyć, że dopiero teraz na to wpadł. Spojrzał wprost na staruszkę, przyglądając się jej uważniej. - Mówisz, że nie możesz się bać, bo pojawia się dziadek. Babuszka jest czuła i spokojna... może to przy niej te bliźniaki się uspokajają - mruknął nagle, jakby łącząc powoli układankę w całość. To by miało sens. Nawet całkiem spory.
    - Tylko pozostaje jeszcze sprawa tego, że nie potrafią się komunikować. No bo zobacz... - zmaterializował babuszkę i randomowego latającego ostatnio tuż przy nim dragona. - Cześć, spełnię to twoje cholerne życzenie, ale ty udowodnij moją teorię - rzucił do dragona, a ten nareszcie się rozpromienił.
    - Dziękuję - zerknął odruchowo na Akane.
    - Widzisz? Ten gada... możesz się z nim porozumieć bez problemu, a twoja babuszka... albo ma nas wszystkich gdzieś i nie chce gadać, albo... coś tu definitywnie jest nie tak - westchnął ciężko, opadając z powrotem na poduszki.
    - Zanim zapytasz... prośba tego chłopa jest prosta - wyjaśnił spokojnie, odwołując ducha i jednocześnie przestając materializować babcię. Był na to zbyt zmęczony. Wcześniej przez dobre 2 tygodnie kontrolował z tuzin duchów przez cały czas co dość mocno nadszarpnęło jego siły.
    - Zawsze to samo... stare porzekadło dorosłych się sprawdza i w twoim przypadku... "co za niewychowana młodzież" - zaśmiał się cicho, opierając czoło o ramię Akane i zamykając na moment oczy. Odetchnął głęboko. - Kiedyś i do niej dotrzesz... rozgryziesz ją.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  180. Acair jakoś tego nie kupował, ale nie chciał teraz się rozdwajać więc tylko skinął głową poddając się. Przecież nie będzie jej przekonywał non stop. Najwyraźniej sama musiała poczuć to na swojej skórze. Złapał za koszyk z owocami i ruszył tuż za nią.
    - 18 - odparł krótko na jej pytanie. - I nie mam dzieci ani żony, ale jestem wygnańcem... więc nie powinienem zakładać rodziny - wymamrotał, ściskając mocniej koszyk. - Oni od razu zostaliby potępieni... poza tym, kto normalny chciałby wiązać się z taką ciapą, co? - zaśmiał się lekko, potykając jednocześnie o jakiś kamień i cudem tylko utrzymując równowagę. - No i nie jestem pewien co to jest miłość - dodał na sam koniec odruchowo wchodząc w tryb bezszelestnego chodzenia. Zwykle to właśnie dzięki niemu przeżywał w lesie, nie zwracając na siebie większej uwagi drapieżników.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  181. Nareszcie byli w komplecie. Nawet nie wiedziała, że kiedykolwiek będzie aż tak szczęśliwa, tylko dlatego że bliskie jej osoby wróciły do niej w jednym kawałku. Niklaus od razu poszedł do bliźniaków, chcąc się nimi nacieszyć, a ona zaparzyła dwa kubki kawy i wraz z nimi udała się do Akane. Miała wrażenie, że ta dziewczyna przeszła z nich wszystkich najwięcej. Chciała z nią spędzić trochę czasu. Zapukała do jej drzwi i kiedy usłyszała proszę wsunęła się do środka, od razu podając dziewczynie parujący napój i siadając tuż obok niej.
    - Jak się czujesz? - zadała to banalne pytanie, którego chyba nikt nie chciałby teraz słyszeć. Sama się skrzywiła, gdy to zawisło między nimi i wzniosła oczy w górę obserwując przez chwilę sufit. - Może masz ochotę wybrać się na spacer? Nazbieramy jagód i zrobimy z nimi placek - zaproponowała, chcąc jakoś zmyć swój pierwszy niewypał, po czym zaśmiała się cicho. - Wybacz... pewnie jesteś zmęczona i to ostatnie na co masz ochotę. Po prostu mnie zignoruj - wypiła łyk swojej kawy. - Po prostu cieszę się, że was tu już mam - przyznała szczerze. - Miałam tysiące czarnych scenariuszy w głowie... wiem, że jesteście zaradni... ale serce robiło mi psikusy - przyznała szczerze.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  182. Odetchnęła z wyraźną ulgą słysząc, że Akane zgadza się z jej propozycją. Przez chwilę była przekonana, że spaliła po całości. Nie znała się na nastolatkach, nic a nic. Można nawet rzec, że nie pamiętała jak to jest jedną być, a przecież tak długo utknęła w ciele jednej z nich. Uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny, a za chwilę zaskoczona jej ruchem, odruchowo objęła ją mocno i delikatnie zaczęła głaskać ją po włosach.
    - Oj nie... przeceniasz mnie - zaśmiała się cicho, cały czas trzymając dziewczynę w swych ramionach. - Mam niesamowitą ilość wad i wcale nie jestem taka twarda... - przyznała jej cicho, choć łatwo nie było. Wolała uważać się za silną kobietę, ale dzieci zmieniły jej podejście. Już teraz to czuła, a co dopiero kiedy te miały dorosnąć.
    - Ty też mnie masz - szepnęła cicho. - To znaczy... chciałabym, żebyś tak myślała... ale wiem że do tego potrzeba sporo czasu - dodała zaraz, bo ostatnią rzeczą jaką pragnęła było to, by Akane czuła jakąkolwiek presję z jej strony.
    Kiedy dziewczyna się rozkleiła, ona po prostu przy niej trwała, spokojnie głaszcząc po głowie i plecach.
    - Płacz - szepnęła zaraz. - Płacz jest zdrowy - zapewniła ją. Sama też płakała, wiele razy i nie uważała tego za oznakę słabości, a Akane... ewidentnie zmagała się teraz z wieloma emocjami. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Shi o nic więcej nie pytała, tylko przy niej trwała, dopóki ta się nie uspokoiła. Choć odrobinę. To wtedy odsunęła ją od siebie na odległość swych ramion i starła z policzków nastolatki ostatnie łzy.
    - Jesteś niesamowicie silną dziewczyną, Akane - zapewniła ją. - Przeżyłaś już tak wiele... to nic złego, że czujesz się zagubiona - szepnęła. - Ale jeśli będziesz miała ochotę porozmawiać, tak od serducha albo poplotkować o głupotach to wiesz, gdzie możesz mnie znaleźć - posłała jej delikatny uśmiech, po czym wywróciła oczyma. - Wiesz... my dziewczyny musimy trzymać się razem. Czasem chłopy nas nie zrozumieją choćbyśmy na rzęsach stawały - posłała jej zadziorny uśmiech.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  183. Ostatni dzień spędził wraz z rodziną. Aż dziwnie mu było na powrót tak myśleć. Dobrowolnie pozwolił się przebadać Febe, w obecności Rei. Niczego przed nimi nie ukrywał, bo i tak wcześniej wszystko się wydało... a i przecież Rei to był zupełnie inny kaliber. Przy niej chciał być szczery. Być sobą i tylko sobą. Nie musiał udawać. Mógł być tym zwykłym zagubionym nastolatkiem, który popełnia ogromne ilości błędów. Wierzył, że Rei mu pomoże. Jakoś sobie ze wszystkim poradzą. Ciuchy pożyczył od Tonego, a że był zdecydowanie drobniejszy niż kumpel, wszystkie na nim wisiały. Trudno, to nie miało najmniejszego znaczenia. Spędził tak cały dzień, po prostu ciesząc się rodzinną atmosferą i... spokojem. Wreszcie nie był sam.
    Wieczorem wybrał się na samotny spacer, biorąc ze sobą dwie pajdy chleba, które wcześniej zostały upieczone na małym ognisku. Meliodas testował różne zwierzęta szukając odpowiednika dzika, a oni mieli być królikami doświadczalnymi. Ryu nie był jeszcze w stanie jeść dużo, więc zadowolił się chlebem. Tak błądząc pomiędzy powstającymi budynkami, dotarł do plaży i wreszcie odetchnął głęboko. Przez chwilę sądził, że jest sam ale słowa Akane rzucone do niej samej szybko go sprowadziły do rzeczywistości. W pierwszej chwili zapragnął odwrócić się i odejść, żeby jej nie przeszkadzać, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu.
    - To jest nas dwoje - mruknął, siadając obok niej na piasku i podając jej pajdę chleba. Samemu wgryzł się w swoją. - Przychodzę z gałązką oliwną - dodał zaraz, żeby zaznaczyć że nie zamierza się znów przekrzykiwać z tym, które z nich miało gorzej lub które z nich jest bardziej pojebane. - Chętnie dołączę do twojego klubu...

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  184. Shiya przytaknęła jej ze śmiechem odbierając jeden z kubków. Upiła przy tym jeden, porządny łyk, po czym ruszyła wraz z dziewczyną, po drodze tylko dając znać Niklausowi, że wychodzą na babską randkę, żeby przypadkiem nie zaczęli ich męczyć gdy tylko maluchy zaczną dokazywać. Wątpiła by to zrobił, ale różnie bywało z facetami. Zwłaszcza po miesiącu odwyku od pieluch. Po tym skupiła się już tylko na Akane. Słuchała jej uważnie, pozwalając mówić.
    - Niestety - przyznała, krzywiąc się przy tym lekko. - Uczucia bywają upierdliwe - zgodziła się z nią. - Ale nie warto się ich pozbywać. Nawet o tym nie myśl - rzuciła, przez moment milknąc i bębniąc palcami o swój kubek. - Bo może i na chwilę je wyłączysz, ale potem zbombardują cię do tego stopnia, że przygniotą kompletnie i możesz się już nie pozbierać. To jak miecz obusieczny... - spróbowała to jakoś zobrazować. - Hm... jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi i jakkolwiek trudne to nie będzie... należy je zaakceptować. Poddać się im czasami, a z upływem czasu będzie łatwiej - zapewniła cicho, dopiero po tym odnosząc się do jej pozostałych słów.
    - Co się zmieniło? - zapytała jej spokojnie. - Potrafisz to zdefiniować? Co się stało? Jak to na ciebie wpłynęło? - zadała jej kilka pytań. - Widzisz... jeśli głośno o tym nie powiesz, nie wyjaśnisz... to inni będą wciąż widzieli starą Akane. Tą, którą dobrze znają... - szepnęła. - Poza tym... jesteś dorastającą dziewczyną, to naturalne że większość z nas... będzie uważało cię za tę samą dziewczynę, która po prostu dorasta, a co za tym idzie zmienia się - dodała zaraz. - Dlatego... jeśli uważasz, że nie w tym rzecz - tu spojrzała jej prosto w oczy. - To powiedz to nam prosto z mostu. Powiedz, wykrzycz... nawet daj się ponieść emocjom i powtarzaj do skutku. Aż do te nasze głowy wreszcie to zaakceptują.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  185. - Tak wiem, niesamowite - wzruszył ramionami przeżuwając zaraz kolejny gryz chleba i patrząc w morskie fale rozbijające się łagodnie o brzeg.
    - Mówiłaś, a ja dalej czekam na efekty - przypomniał jej cicho, zerkając na nią ukradkiem. - I szczerze ci kibicuję, by te efekty pojawiły się jak najszybciej - dodał po krótkiej chwili. - Bo ten cały klub zdrowy nie jest - westchnął przeciągle, wracając do swojego chleba. Pokiwał lekko głową na jej kolejne słowa.
    - Jest - zgodził się. - Jest inaczej, dziwniej... straszniej - zacisnął mocno wargi, wracając do niej spojrzeniem. - My jesteśmy inni... - dodał zaraz.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  186. - Tylko... jak ja umrę, Słonecko... to dalej będę prowadził życie. Poza grobowe, ale zawsze. Trafię do wielkiego i ponurego zamczyska... będę torturował niewinne duszyczki - przesunął palcem po jej ramieniu. - Ale nie martw się, nie zapomnę o tobie. Odnajdę cię tam w otchłani i... dam pracę pokojówki - rzucił z lekkim śmiechem na ustach, a co do purchlaków wybuchnął gromkim śmiechem.
    - No chyba, że moje purchlaki będą też twoimi - zmarszczył nos kilkakrotnie, gdy go tak w niego pukała.
    Zerknął na znikającą babuszkę i pokiwał lekko głową. Tak, ewidentnie coś chciała. Mogłaby spróbować na migi coś przekazać albo no dać jakikolwiek znak, bo co to za duch opiekuńczy co robi wszystko by ci dogodzić ale bez twej zgody. Dmuchnął sobie w grzywkę i wrócił do pozycji leżącej, pozwalając Akane się o siebie oprzeć.
    - A to ty myślisz, że taka wyjątkowa z koszmarami jesteś? Nie ty pierwsza i nie ostatnia - wywrócił oczyma. - Najwyżej cię skopię z twojego łóżka jak będziesz się za mocno rzucać - poinformował ją.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  187. Ryu westchnął ciężko, zerkając w niebo i przez chwilę milcząc.
    - Nie - odparł szczerze. - Nie widzę efektów, o których wspominasz. Jedyne co widzę to... - zastanowił się nad dobrym doborem słów, a nie mogąc żadnych znaleźć, wzruszył ramionami, wściekły na siebie. - Widzę ciebie - wyparował w końcu patrząc jej prosto w oczy. - Widzę dziewczynę, która próbuje odnaleźć siebie. Dużo mówi o zmianach, a za bardzo ich nie pokazuje - zacisnął mocno wargi. - To znaczy... nie jestem na odpowiedniej pozycji, żeby takie wnioski dalekie wyciągać. Mówię tylko o tym co już pokazałaś... o tym, że próbujesz... choć chyba kiepsko idzie, skoro tak długo trzymałaś w sobie tę sprawę z duchami - wyjaśnił, krzywiąc się przy tym lekko.
    - I widzę siebie... - dodał trochę ciszej. - Widzę niepasującego do tego wszystkiego chłopaka... widzę kogoś, kto ech... - roześmiał się nagle, znów nie bardzo wiedząc co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to tak jakby się nad sobą użalał i miał im cokolwiek za złe. Nie miał, ale pewnie i tak zostanie źle odebrany. A tam, trudno. - Kogoś, kto musi na nowo nauczyć się polegać na innych, a przecież wszyscy wiedzą że zawsze miałem z tym problem, a teraz... to jakaś porażka - mruknął, po czym ugryzł kolejny kawałek chleba.
    - Także nie... nie widzę efektów. Widzę początek drogi - zakończył wreszcie, znów spoglądając w rozpościerającą się przed nimi wodę. - Wzajemnie. Skup się na sobie i nie mów mi co mam robić, ok? - spojrzał na nią i uśmiechnął krzywo. - Jak już ustaliliśmy, a przynajmniej tak mi się wydaje, miałaś się już tak bardzo nie martwić. Pokazać mi efekty w tym kierunku, a nie... - podrapał się po głowie i wywrócił oczyma.
    - Jezu... mam wrażenie, że straciłem moment adaptacji w tym świecie. To wszystko jest cholernie przytłaczające, więc proszę nie mów mi co mam robić. To moja sprawa jak się za to zabiorę i czy w ogóle cokolwiek zrobię w tym kierunku... - wypalił kończąc swoją kromkę chleba. - Naprawdę nie potrzebuję w tej chwili rad na tle tego co mam robić.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  188. Shiya zacisnęła mocno wargi, przez chwilę myśląc o tym jak to sama poddała się emocjom i jakie były tego konsekwencje.
    - Nie mówię całkowicie Akane - poprawiła się. - Tylko czasem odpuść sobie kontrolowanie ich - wyjaśniła spokojnie. - Rozmawiasz z kobietą, która po poddaniu się emocjom przestała się starzeć... potem postanowiła, że nigdy się nie zakocha i tak trwała kilka tysięcy lat... - westchnęła cicho. - Mam nijakie pojęcie jak wygląda oddawanie się emocjom i potem wyłączaniem niektórych. Ani jedno ani drugie nie jest dobrym rozwiązaniem. Natomiast warto... odnaleźć balans pomiędzy jednym a drugim. Niestety nie ma na to jednego, dobrego sposobu. Każdy będzie miał inny. Eksperymentuj... wpadaj w szał, popuszczaj sobie... aż dotrzesz do zadowalającego cię stanu - poradziła krótko.
    - Hej, hej... zwolnij na chwilę - poprosiła ją i uśmiechnęła lekko pod nosem. - Spokojnie. Zajmij się jedną sprawą na raz. Nie łap wszystkiego - upiła łyk swojego napoju. - Przeanalizuj zmiany, zdecyduj jak teraz chcesz żyć i znowu próbuj. Jesteś młoda Akane, masz prawo popełniać błędy i je później naprawiać - spojrzała przed siebie i zręcznie uniknęła zderzenia z drzewem, do którego z pewnością zaraz by doszło.
    - Wszystko co tu się dzieje przyprawia cię o mętlik w głowie. Twierdzisz, że wszystko się w tobie zmieniło... a ja wciąż widzę w tobie tę kochającą swą rodzinę i przyjaciół dziewczynę. Trochę dojrzalszą i jasne z większym mętlikiem w głowie, ale to dalej w tobie tam siedzi - objęła ją lekko ramieniem. - Zwolnij trochę. Nie łap wszystkiego na raz. Skup się na sobie i właśnie ustal swoje priorytety - poklepała ją lekko po ramieniu. - Gave? Ryu? Onyx? Yumi? - uniosła wysoko brew, wymieniając te imiona. - Zobacz co robisz... dokładasz sobie innych na swoje barki. Ty masz się liczyć. Najpierw ty, potem cała reszta.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  189. - Przecież nie oczekuję, że mi je pokażesz w jeden dzień! Jak mam je zauważyć w jeden dzień? - odbił piłeczkę, bo przecież sama zadała mu to pytanie, a teraz już kompletnie nie rozumiał czego od niego oczekiwała. Jej łzy go zaskoczyły. Do tej pory wyraźnie stawiała między nimi mur, a teraz kompletnie tego nie rozumiał. Kiedy ruszyła do wody podniósł się z ziemi, ale nie ruszył się. Nie, dopóki nie zapewniła go że wcale nie chce się zabić. To wtedy do niej podszedł i złapał za nadgarstek, przyciągając do siebie i... obejmując. Gotów puścić, gdyby za mocno jej to nie pasowało.
    - Nie truję ci - westchnął, opierając brodę o jej głowę. - Nie zamienię się w kryształ z dnia na dzień - dodał, chociaż to wcale nie było takie pocieszające. - Akane, ja wiem, że to co zrobiłem było pewnie jedną z najgłupszych moich decyzji - przycisnął ją mocniej do siebie. - Ale w tamtej chwili... myśl, że dopiero co cię odzyskałem i zaraz miałem stracić... była najsilniejsza. Nie mogłem na to pozwolić i nie... ech nie pomyślałem, okay? Przyzwyczaiłem się liczyć na siebie... w tym lesie to jest i w tamtej chwili nie myślałem o niczym innym jak o tym, że nie chcę cię tracić - zacisnął mocno wargi. - Kocham cię... nieważne jaka poobijana byś nie była - zagryzł mocno wargi. - Kibicuję ci z całego serca w rozwiązaniu twoich spraw z duchami... ale ty daj mi choć tydzień na nacieszenie się wami wszystkimi zanim pójdę szukać informacji dotyczących świecidełka, jakim mam się stać - mruknął. - Po tym tygodniu zajmę się sobą. Masz to jak w banku. Postawię siebie jako priorytet... po prostu dopiero co was odzyskałem. Mamę... Ciebie, Tonego...

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  190. - Pomoc na pewno mi się przyda - skrzywił się lekko. - Wydaje mi się, że to nie jest problem, z którym będę mógł sam sobie poradzić - przyznał szczerze, ale nie było łatwo o tym mówić. Z drugiej strony, ona już poprosiła o pomoc. Podzieliła się swym wielkim problemem i otrzymała całkiem pokaźną burzę mózgów.
    - Tylko, żeby dojść do jakiegoś rozwiązania... żeby znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie to najpierw trzeba zbadać temat, a ja dopiero będę zaczynał to robić. Na razie wiem tylko, że ta błyskotka wzmaga moje umiejętności. Mam takie wspomaganie, że czasem sam siebie oszukuję - zaśmiał się z samego siebie. - Tak jak podczas podróży... wiedziałem, że jest źle ale nie czułem upływu zbyt wielkiej energii na tworzenie wizji - wymamrotał. Skoro już swobodnie rozmawiali to mógł się z nią tym wszystkim podzielić.
    - Jak będę mógł to i tobie pomogę, ale temat duchów na tę chwilę chyba rozsądniej przekazać Gavowi - uśmiechnął się do niej lekko i pogłaskał ją po głowie, z jakąś taką czułością. - Boisz się wody? - zapytał zaraz, bo zwrócił wcześniej uwagę na to, że Akane jakoś tak nienaturalnie zatrzymała się tuż przed wodą. Nie próbowała wejść do środka. Urwała krok w jego połowie.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  191. Shi roześmiała się serdecznie i zmierzwiła włosy Akane dłonią.
    - Jak widać, nie da się - zauważyła ze śmiechem. - W końcu znalazł się taki jeden, na którego punkcie zwariowałam - dodała swobodnie. - Z całego serca ci radzę, nie rób takich postanowień... nic nie dają poza wielką frustracją i samotnością - szepnęła tylko zaraz skupiając się na problemach nastolatki. Upiła znów trochę swego napoju słuchając uważnie, ale tego było tak dużo. Pierwsza kłótnia, nowy Gave, zakochana Onyx i zboczony Yumi. Aż sama się skrzywiła na tego ostatniego.
    - To może zaczniemy od końca - rzuciła swobodnie. - Yumiego kopnij w cztery litery. Żaden facet, który pragnie tylko twojego ciała nie jest wart twej uwagi. No chyba, że sama chcesz dokładnie tego samego i cię to zadowala. Wtedy droga wolna... tylko poczekaj aż zrobimy ci prezerwatywy, okay? Tak dla bezpieczeństwa - puściła do niej oczko, biorąc tego ostatniego pół żartem i pół serio. - Co do Onyx... myślę, że lepiej z nią porozmawiać. Lepiej szczerze jej powiedzieć, że nie czujesz tego samego. Im szybciej tym dla niej lepiej. Nie będzie się łudziła i długo do ciebie wzdychała. Jasne, zaboli... to zawsze boli, ale przejdzie jej - dokończyła swój napój i przekrzywiła kubek, by wyleciały z niego ostatnie krople, bo przecież miały mieć naczynko na jagody. Po czym uśmiechnęła się łagodnie do Akane. - Gave... hm to ciężki kaliber. Myślę, że jest w podobnym stopniu zdezorientowany co ty. Dopiero testuje to co lubi a to czego nie. Jest pod tym względem trochę jak dziecko - uśmiechnęła się łagodnie. - Nie brałabym go tak do końca serio... chyba że - tu spojrzała na nią poważniej. - Chyba, że czujesz do niego coś więcej... wtedy przejmij inicjatywę i daj mu znać. Zobaczysz co zrobi... być może się wycofa, albo wskoczy ci w ramiona - rzuciła swobodnie podając jej kolejne opcje. - Pierwsza kłótnia, hm? - zerknęła na nią trochę zaskoczona, bo to jej przypomniało, że z Niklausem żadnej prawdziwej kłótni nie przeżyła. O... wróci i zrobi mu o to jazdę. Będzie mogła wtedy taką zaliczyć. Dobry pomysł.
    - Kłótnie są dobre - odważyła się zastosować takie stwierdzenie. - Są potrzebne by dotrzeć się w związku czy relacji... ale ważniejsze niż same kłótnie jest to co będzie po niej... jak podejdziecie do tematu i czy wyciągnięcie z tego wnioski - wyjaśniła ostrożnie. - Żeby nie kłócić się w kółko o to samo, bo co za dużo to nie zdrowo... - wymamrotała. - Kto wie... może po takiej będzie wam łatwiej? Może odkryjecie coś więcej? Jakąś nową stronę waszej relacji? - zaproponowała z zadziornym uśmiechem na twarzy.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  192. Szatynka machnęła tylko ręką na te swoje tysiące lat bez miłości. Wolała nie wchodzić w głębsze szczegóły, bo nie czuła ku temu potrzeby. Nie mogła powiedzieć, że było jej źle... ale w momencie, kiedy wreszcie się otworzyła na Niklausa, poczuła wyraźną ulgę.
    - Nam? - zdziwiła się, unosząc wysoko jedną brew. - Już masz dość młodszego rodzeństwa i nie chcesz więcej? - zapytała jej śmiejąc się przy tym pod nosem. Sama na tę chwilę nie próbowałaby robić kolejnych dzieci. Nie była pewna czy poradzi sobie z tą dwójką, a co dopiero z całą gromadką. Na chwilę spochmurniała, gdy naszły ją wątpliwości co do bycia złą matką, ale zaraz je od siebie odgoniła. Wskazała dłonią kierunek marszu i zeszła z głównej ścieżki, by ruszyć mniej wydeptaną ścieżką w stronę pola zapełnionego jagodami.
    - Charaktery? - zerknęła na dziewczynę. - Och daj spokój... przeciwieństwa się przyciągają - puściła jej oczko, po czym wysłuchała wątpliwości Akane dotyczących podobnych charakterów.
    - Rzeczywiście... macie pewne irytujące cechy charakteru, które są niemal identyczne - przyznała jej spokojnie. - Ale to zależy od was czy wystarczy wam to co macie, czy jednak zabraknie czegoś... jakiegoś dreszczyku emocji. Nie bez powodu mówią, że serce nie sługa - zauważyła krótko. - Rzadko kiedy słucha głowy - uśmiechnęła się lekko. - Ty masz jeszcze czas. Ryu nie musi być twoim ostatnim partnerem - zauważyła tylko. - Może, ale nie musi. Spokojnie poznawaj wszystkie aspekty... tylko nie daj się porwać w toksyczną relację - poprosiła. - A jeśli tylko coś takiego zauważysz i nie będziesz w stanie się wyplątać, nie chowaj tego. Przyjdź do taty albo do mnie, a my ci chętnie pomożemy - zapewniła jeszcze. - To ty musisz czuć, że to ten... że chcesz z nim być. Nawet jeśli za dwa lata miałoby ci się odmienić. Po prostu wsłuchaj się w swoje serducho... jeśli głowa nie mówi, że chłopak jest wrednym palantem rzecz jasna.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  193. Ryu zgodził się z nią w milczeniu. Faktycznie miał tu sporą ekipę, która na pewno zgodziłaby mu się pomóc. Z tego co mówił Tony, Gave byłby pierwszym chętnym, bo podobno co chwilę gdzieś znikał i badał teren, więc tak... nie czuł specjalnej potrzeby by dłużej polegać tylko na sobie. Przynajmniej w tym temacie. Gorzej z innymi, ale podobno małymi kroczkami do przodu i wszystko uda się zrobić.
    - Hm więc to pewnie tak jakby co jakiś czas ktoś cię na chwilkę przejmował? - zapytał. - To znaczy wiem, że to co stało się ostatniej nocy w podróży było pierwszym razem jak na poważnie cię przejęła... ale tam w chatce pustelnika... tam też chyba w ciebie na moment weszła - zauważył. Tak przynajmniej czuł. Tak mu się wydawało, ale oczywiście mógł się mylić. Nie siedział w temacie za bardzo.
    - Z kryształem jest inaczej - przyznał szczerze. - Wiem, że używam swojej iluzji i wiem że on mnie wspomaga. To dzieje się trochę automatycznie. Jeśli chcę, żeby iluzja była dokładniejsza on się uruchamia, jeśli korzystam tylko z niewielkiej ilości... to nie potrzebuję go - wymamrotał. - Problem jest wtedy, gdy wiem że tworzę iluzję, ale przekonuje mnie ona do tego stopnia, że sam zaczynam w nią wierzyć... ale to zazwyczaj działa tylko wtedy gdy nakładam jakąś na samego siebie i swoje otoczenie - wyjaśnił jak najlepiej potrafił, chociaż teraz nie czuł by to był odpowiedni czas na roztrząsanie tych spraw. Objął ją mocniej ramionami, kołysząc się delikatnie z jednej nogi na drugą, kiedy się do niego przytuliła. Słuchał o jej strachu, rozumiejąc go. Zwłaszcza, że sam dalej był noga jeśli chodziło o pływanie.
    - Próbowałaś może wejść do wody z kimś? - zapytał cicho. - Może wchodzenie z drugą osobą sprawiłoby, że na początku byłoby ci raźniej? Bezpieczniej? - zaproponował.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  194. Gave prychnął pod nosem, spoglądając w sufit na ten jej przytyk.
    - Słonecko... to co robię to tylko moja sprawa. Taki już mój styl - mruknął w odpowiedzi. Sprawdzał co mu najbardziej odpowiada, a Akane... no cóż pięknie mu się podkładała i grzecznie pozwalała na wszystko. Czy mu się podobała? Trudno było stwierdzić. Dalej nie wiedział czy pała do niej sentymentem ze względu na brata czy po prostu ją lubi. Dlatego zaraz usiadł na niej okrakiem i przytrzymał jej dłonie nad głową, zbliżając się niebezpiecznie blisko do jej ust.
    - Ostrzegasz mnie bo masz coś przeciwko, czy dlatego że zaczyna ci się to podobać, hm? - owiał oddechem jej usta, po czym pokręcił przecząco głową. - Nie przestanę - odparł tak po prostu. - Trudno przestać jak na każdym kroku zaznaczasz swoją idealność. Nawet twierdząc, że taka nie jesteś - westchnął przeciągle, dalej patrząc jej prosto w oczy. - Zacznij od siebie, potem wymagaj od innych, Słonecko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  195. Shiya przystanęła na moment i pokiwała lekko głową.
    - Masz rację - zgodziła się z Akane, słysząc o tym, że wszyscy dorośli gadali to samo. - W takim razie spójrzmy na to od innej strony - dodała po chwili. - Bądź z tym z kim chcesz być, liczy się chwila obecna. Nie patrz na przyszłość ani przeszłość. Tylko tu i teraz - posłała jej lekki uśmiech. - A co do żałowania... lepiej żałować to co się już zrobiło, niż to czego nigdy się nie spróbowało - szepnęła jeszcze, po czym zgodziła się z nią również co do plusów średniowiecza.
    - O kochana... jeśli chcesz to nauczę cię strugać łuk, a potem postrzelamy do celu. Jak cię któryś amant wkurzy to będziesz mogła go wykurzyć nawet się do niego nie zbliżając - puściła do niej oczko i już miała kucać przy jednym z krzewów, kiedy poczuła lekki wiatr, a potem coś zaczęło tańczyć nad jej głową. Zaniepokojona spojrzała za siebie i zaczęła bacznie obserwować okolicę, ale nikogo tam nie dostrzegła. Na dodatek płatki zaczęły na nią opadać, więc spojrzała na Akane pytająco.
    - Średniowiecze potrafi zaskakiwać... - uśmiechnęła się dmuchając na swoje ramię by zdmuchnąć z niego kilka płatków.

    Shiya

    OdpowiedzUsuń
  196. Znów musiał przyznać jej rację. Chatka rządziła się swoimi prawami, ale teraz czując na sobie jej wzrok, przygryzł delikatnie wargę. Cholera. Przed chwilą się pogodzili, albo chociaż zawiesili broń. Jeszcze chwilę temu niespecjalnie chcieli ze sobą rozmawiać, a teraz... jej wzrok przyprawiał go o przyjemne dreszcze. Spojrzał jej prosto w oczy jeszcze słuchając o kryształach.
    - Może się im przydam... trochę w tym siedziałem, później porozmawiam z twoim tatą - zgodził się cicho, a gdy skończyła kręcić głową, ucałował lekko jej usta, powoli kierując się z nią do wody.
    - Spokojnie - szepnął jej do ucha, zostawiając małe pocałunki na jej szyi. - Nie wejdziemy daleko... do kostek... no może kolan - uśmiechnął się do niej lekko. Przecież pływać nie umiał. To była kolejna sprawa, którą musiał koniecznie nadrobić. Dopisał sobie ją do listy spraw do zrobienia. Znów ucałował jej wargi.
    - Daj znać... gdyby się miała odpalić okay? Przygotuję się na nią chociaż - musnął ustami jej czoło.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń

^