Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Never shall we die...

 


Luna - do tej pory przeżyła 272 pełnie księżyca - 170 cm - ur. 26.07 - 

- córka króla piratów Ervina Czarnobrodego



Urodzona podczas jednej z pełni księżyca, na pirackim statku w samym środku wzburzonego morza. Jej ojciec często powtarzał jej, że przyszła na świat podczas sztormu stulecia - ale nie daje tej informacji wiary.

Dzieciństwo spędziła na łajbie swojego ojca, przygotowując się do pirackiego życia. Uwielbiała grabić, napadać i zdobywać skarby, ale najbardziej cieszyła ją intryga. Przygotowywanie, analizowanie map morskich i zabawa w kotka i myszkę z potencjalną ofiarą. Całe życie konkurowała ze swoimi 5-cioma braćmi. Jako jedyna dziewczyna, nie miała łatwo w tej rodzinie, co jednak nie przeszkodziło jej zostać oczkiem w głowie braci i własnego ojca, który długo nie chciał jej wypuścić na "swoje". 

Dziś ma własny statek, który ochrzciła "Pirania". Jej załoga składa się z różnorodnych stworzeń. Jej najlepsza przyjaciółka jest jej prawą ręką i Drakonem przy okazji, majtkowie składają się z Terran oraz osobników pochodzących z Lerodas. Na jej pokładzie znalazło się też miejsce dla osobnika z Fjelldod. Luna nie stawia na czystą krew tylko na lojalność i umiejętności, a tych jej załodze nie brakuje. 

Obecnie cumuje w rozbudowującym się porcie Argardzkim i poznaje nową rasę, a także okolicę. Szczury lądowe również mają wiele do zaoferowania, a raz na jakiś czas warto zejść na ląd i rozeznać się w sytuacji politycznej. 


[Zapraszam do wątków :) i przepraszam za kiepskie wątki... to mój pierwszy raz.
Mail do kontaktu - chat już mi działa - blueberrygoda@gmail.com ]

139 komentarzy:

  1. Przechodził się po wiosce, gdy dostrzegł nowy szczegół w krajobrazie bagiennej osady... Statek? Nie wyglądał jak fregaty, które wcześniej tu zabijały, ani na handlowiec przypływający raz na tydzień. Postanowił ruszyć w stronę portu.
    Statek wyglądał... Specyficznie. Łatany, lecz zadbany, załoga na pokładzie wydawała się być zróżnicowana... Zmrużył oczy, gdy dostrzegł nazwę na sterburcie. "Pirania". Osobliwe imię... Podszedł bliżej do molo, a widząc kobietę na wyższym pokładzie, zagaił...
    — Piękna ta wasza Pirania! Skąd przybywacie. poczciwi żeglarze? — rzucił, uśmiechając się nieco do kobiety, pomimo stresu jaki przeżywał przed osądem... Lubił poznawać nowych ludzi.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiechnął się szerzej, widząc jak klepie belkę... Żeglarze zawsze mieli dziwne połączenie ze statkiem na którym żyli, płynęli, ginęli... Było coś w tym romantycznego, pewnego rodzaju uczucie wobec nieożywionej istoty, w tym wypadku, Pirania... Uważał to za ciekawe. Nigdy nie wiedział, czy sam by sobie dał radę w takich warunkach. Był komandosem, nie żeglarzem.
    — Piękna... — westchnął, spoglądając na żagiel... Jego umiejętności pewnie nieźle dałyby mu kopa, podmuch gorącego powietrza mógłby spowodować, że byłby najszybszym okrętem na wszystkich morzach...
    — Wstępnie... Czego potrzebuję, by się zaciągnąć? Jestem... Cóż. Byłem, wojownikiem ze zdolnościami nadprzyrodzonymi... Mógłbym się przydać, na wypadek ataku piratów!

    Laz XD

    OdpowiedzUsuń
  3. To miał być zwykły spacer po okolicznych lasach. Przypomnienie sobie tutejszej okolicy, porządniejsze rozeznanie się w terenie, skoro już zdecydował się zostać w Argarze na dłużej. Poszukanie miejsc, gdzie mógłby pobyć samotny, gdyby tego potrzebował. Wiedział, że po okolicy kręcą się arcemony, nie spodziewał się jednak, że zainteresują się nim, kiedy w osadzie znajdował się Meliodas. Zakładał, że on w porównaniu z blondwłosym demonem nie będzie warty nazwania nawet mianem przekąski. Nie mógł się jednak bardziej mylić. Dwa osobniki wyskoczyły, gdy tylko się zorientował, że jest śledzony. Zdążył jedynie dobyć miecza i odskoczyć przed atakiem. Przemienianie się w fenalisa uznał ze bezsensowne, żywiły się demoniczną energią, prawda? A to znaczyło, że sam podałby im część własnej siły na tacy. Najlepiej było się zdać na czysty fechtunek bez żadnego nadnaturalnego wsparcia. Westchnął. Gdyby jeszcze ta walka była prosta, ale skubane musiały nauczyć się co nieco w tak potężnym towarzystwie Argarczyków, jakby same z siebie nie były wystarczająco niebezpieczne. Wiedział gdzie celować, zapewne miałby też wystarczająco dużo siły, żeby odciąć im łby, czy przebić się prosto do samego serca. Co z tego skoro szybkością i taktyką doprowadziły go do sytuacji, w której był w stanie jedynie unikać ciosów. Robił szybkie piruety i finty, parując ostrzem ich szpony, próbujące dobrać się do jego ciała, skakał między nimi, co chwilę szukając okazji na atak, bezskutecznie. Gdyby tylko miał kogoś, kto mógłby je rozproszyć, albo dobić, gdy sam ściągał na nie całą swoją uwagę samym faktem, że istniał.
    — Vittu — zaklął w ojczystym języki, robiąc deskę na trawie, gdy oba postanowiły zaatakować go z każdej strony szeroki łapami. Przeturlał się po glebie za jednego z nich i wyskokiem wrócił na równe nogi, tnąc jedną z tylnych łap. Lekko, bo bestia odskoczyła. Mimo to się uśmiechnął. W końcu jakiś z jego ciosów trafił, a to znaczyło, że prędzej czy później je ubije. Jakoś. Może. Warto było jednak spróbować zawalczyć o własne życie. Wziął głęboki wdech, hamując przypływ adrenaliny. Nie potrzebował ekscytacji, tylko skupienia.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  4. [Ależ mi Luna pasuje do jednego z mojego planów! Ale to na spokojnie, bo mam jeszcze co nieco do rozegrania! :D Na tą chwilę witam się cieplutko! ^^]

    OdpowiedzUsuń
  5. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos. Nareszcie ktoś postanowił tutaj przyjść, ileż można było czekać, na pomoc, która nawet nie wiedziała, że ma nadejść. Musiał szybko jednak odwrócić wzrok od kobiety i odchylić się do tyłu, bo bestie nie dawały mu nawet chwili odpoczynku. Komentarz akurat mogła sobie darować. Próbował celować w pysk, ale zwyczajnie we dwójkę nie pozwalały na zbyt wiele. Jak próbował celować zbyt wysoko, za bardzo się odsłaniał, mierzył szybki cios, to same odskakiwały, jakby rozwinęły na tyle spryt, że same uczyły się taktyki, doprowadzania swojej ofiary w kozi róg. Godne pochwały mimo wszystko, kiedy tu przybył, zachowywały się podobno bezmyślnie.
    — Potrzebuję! — odkrzyknął pomiędzy piruetem, a próbą cięcia w pysk, żeby pokazać jej, że jest to głupie. W ułamku sekundy trafił, ale sam dostał od tyłu po plecach. Rozerwało mu część ubrania, tworząc przy okazji krwiste szramy na barkach. Uklęknął i kolejny raz przeturlał się w bok. Bolało bardzo, ale kto by się przejmował powierzchownymi ranami, kiedy walczyło się o samą egzystencję. Na szczęście nieznajoma dołączyła prędzej niż później. Z jednym mógł walczyć. Oba arcemonony próbowały atakować tylko jego, ale w takiej sytuacji to zadanie było bardzo utrudnione. Dalej skupiał się głównie na obronie, ściąganiu na siebie uwagi, skoro jego obrali za cel, ale teraz mógł ocenić co jego zbawczyni mogła zrobić, aby oboje wyszli stąd w jednym kawałku, żywym kawałku.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz w końcu miał jednego przeciwnika na głowie. W takie tango mógł pójść bez najmniejszych problemów. Nieznajoma wspaniale skupiła uwagę jednego z nich. A z tego co widział, sama nie potrzebowała najmniejszej pomocy. Czego mógł chcieć więcej w tej sytuacji. Arcemon, który z nim został, chyba zauważył, że nie ma sensu czekać na kompana, więc spróbował zaatakować szatynkę. Wtedy Ashan prześlizgnął się pod nim i wbił mu miecz w pysk. Pchnął go w bok, pozostawiając pozostałą dwójkę w spokoju. Wykorzystał prawa fizyki, napierając nogami na biodra bestii, po prostu kopnął je z całej siły, wyjmując w tym czasie miecz, kiedy bestia straciła równowagę, wyszedł spod niej, nie marnując sekundy jaką sobie stworzył. Uniósł miecz oburącz, wycelował w łeb i ściął go, gdy bestia wylądowała na czterech łapach, samemu lekko podskakując, by być wyżej, ciąć od góry w karku, gdzie najłatwiej było przebić się przez kość. Łeb poturlał się kawałek dalej od truchła. A sam patrzył już w tym czasie na towarzyszkę walki. Teraz mógł z całą szczerością przyznać, że miała niespotykany styl, ale z pewnością warty podziwiania, choćby na chwilę, skoro sama nie wołała o pomoc, a śpiewała i wyzywała arcemona.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  7. — Płeć mi przeszkadza? — spytał, mrużąc oczy. — W życiu. Całe życie służyłem kobiecie na tronie, płeć mi nigdy nie przeszkadzała. Mówiłem o statku. — dodał, uśmiechając się szerzej. Kiedy zeszła z pokładu, przywitał się skinieniem głowy. — Cóż... Straciłem swoją funkcję w wojsku w... To skomplikowane. Chcę się zaszyć. Uciec. Chcę żyć pełnią życia. Znaleźć cel. Kontroluję ogień. Mogę się przydać, jeśli pogoda będzie zawodzić. — dodał, po czym uśmiechnął się. — Jestem Lazarus. Po prostu Lazarus.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  8. Laleczko? Teraz po raz pierwszy dotarła do niego ksywka jaką mu nadała. Nie miał pojęcia, gdzie można było dostrzec w nim lalkę. Czy chodziło o jego długie włosy? Cóż, i tak nie miał zamiaru ich ściąć, a jeśli chciała go obrazić, to zdecydowanie powinna znaleźć ku temu inną metodą. Wygląd nie był dla niego aż tak istotny, aby przykładać uwagę do tego, czy ktoś uważa go za zniewieściałego czy nie tylko i wyłącznie przez długość włosów. Osobiście preferował taką długość. Dobrze mu się wtedy patrzyło na siebie w lustrze.
    Nie spodziewał się, że będzie tak skora do pomocy przy jego ranach. Był dla niej w końcu obcy, pomogła już wystarczająco, bo nie mógł mieć pewności, jak mogłaby skończyć się ta walka, gdyby nie dołączyła do niej w śpiewającym stylu.
    — Nie musisz drze… nieważne — przerwał sam sobie, widząc robi wszystko po swojemu. A więc należała do takich kobiet. Interesujące. Na ten moment przykuła jego uwagę. Podszedł do niej, obrócił sie tyłem i zdjął czarną koszulę. — Zauważ, że jesteś w Argarze, te rany nie są problemem, szkoda Twojego ubrania — odpowiedział spokojnie. Przymknął na chwilę oczy. Skupił się, aby przyśpieszyć gojenie ran.To jedna z tych niewielu sztuczek, których udało mu się nauczyć ze sławnej magii krwi. Gdy poczuł, że rany się goją, a ona jest na tyle blisko, że to widzi, wstał na równe nogi, zakładając z powrotem zniszczoną odzież na siebie.
    — Pomoc była potrzebna, nie chcesz dużo za pomoc — zauważył, odwracając się z powrotem w jej stronę. – W miasteczku jest karczma, zapraszam — nie przeciągał tematu. I tak nie uwolni się od, ach tak, Luny zbyt szybko. Miał dług do spłacenia.
    — Ashan — przedstawił się. Ta kwestia faktycznie mu umknęła. Za długo siedział w pałacu, przyzwyczaił się, że każdy go zna.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  9. — Aha... — odparł, spoglądając na załogę, przyglądając się jej bliżej. No rzeczywiście, terranin z bliska miał całkiem spore cyce, jak na mężczyznę. — Oj kurwa, no... Pomyliło mi się, przepraszam. — dodał, drapiąc się głową w zakłopotaniu. — Mam złoto, możecie mnie po prostu wziąć na pokład jako Vip, czy coś? — spytał, wyciągając mieszek... Pełen złotych samorodków. Pokazał go kobiecie z zakłopotaniem, bo nie wiedział ile w sumie by taki rejs kosztował. A że nie znał wartości pieniądza przez lata pod skrzydłem monarchi... Znalazły sobie dziewczęta niezłego jelenia.

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  10. — Może i by zabrały... — rzekł, a w jego dłoni pojawiła się włócznia, utkana z żywego, gorącego i rażącego ognia... Wyglądała pięknie, ale nawet z dystansu czuć było jaka jest ciepła. Pstryknął palcami, po czym uśmiechnął się.
    — No dobra. Mogę po prostu się pokręcić, jak odbijecie stąd, nie ma problemu. Myć podłogi, może i umiem. W razie co, zmieniam się w ptaka, gdyby ci męskie towarzystwo nie pasowało... Pani... Panno? — nie wiedział, jak się do niej zwrócić, dlatego z rumieńcem dezorientacji wziął rum z jej dłoni, by łyknąć sporego grzdyla, ledwo łykając. — Oghh... Ja pierdolę... Co to jest? Smakuje jak... Gówno... Ale w cale tak nie pachnie...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  11. Co prawda rany nie goiły się od razu. Zdolność w trakcie walki była bezużyteczna, bo dopóki był zbyt aktywny fizycznie. A może po prostu inaczej nie mógł podświadomie użyć tej umiejętności? W każdym razie nie mógł się z nią nie zgodzić, było to bardzo wygodne, nie potrzebował do leczenia łez, czy jakichkolwiek inny specyfików, przynajmniej dopóki nie złamano mu kości. Przyjął butelkę i upił łyk. Rum, nie pamiętał, kiedy ostatnio pił ten trunek, w Phyonix nie był zbyt popularny, ale smakował całkiem przyjemnie. Uniósł wyżej brwi zaskoczony, gdy wspomniała o koszuli.
    — Nie prosiłem byś ją rozdzierała, sama rzuciłaś się do każdej możliwej pomocy, jakiej można by udzielić, ktoś by pomyślał, że koszulę też mi zacerujesz — odpowiedział nieco żartobliwie. Nie oznaczało to, że nie odkupi jej koszuli. Nie miała złych intencji, byłoby szkoda, gdyby dobrodusznością straciła część garderoby. Kto wie, może to była jej ulubiona koszula i gdy już się rozstaną, zacznie ją opłakiwać. Zresztą, samemu powinien kupić sobie nową, skoro tę raczej już stracił.
    Zapewne mógłby się wypłacić, jako książe bym całkiem bogaty, ale nie widział sensu w marnowaniu pieniędzy, namawiając ją dalej do chciwości. Luna nie wyglądała, jakby koniecznie potrzebowała pomocy finansowej, potrafiła o siebie zadbać, więc okazanie zwyczajnej wdzięczności o jaką prosiła powinno być wystarczająco.
    — Nie życzę, spokojnie — odparł. Pokręcił głową na kolejne słowa. — W zasadzie to one polowały na mnie — wyjaśnił przykucając przy jednym zwierzęciu. Mógłby go teraz oprawić, sprzęt miał. Spojrzał na towarzyszkę. Nie powinien babrać się we krwi, kiedy i tak musiał udać się do karczmy. Siostry nie poprosi, żadnej, jeszcze i je by napadły.
    — Masz może w swojej torbie jakąś linę? — zapytał nagle, szukając jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  12. — Dzięki za radę. Będę się pilnował... Szczególnie przy twoim statku. — dodał, chowając mieszek w bandolierze, zamykając go rzemykiem. Spojrzał dziewczynie w oczy, gdy ta stwierdziła, że się przyzwyczai do rumu.
    — A co? Wtedy gówno zacznie mi smakować? Zaprawdę, cierpkie macie to życie na statku... — dodał, spoglądając w jej oczy. — Może postawię ci coś mocniejszego i bardziej smacznego? Jestem też tu w miarę nowy... Ale wiem, gdzie jest tawerna, w której alkohol nie smakuje jak krowi placek... Co ty na to? Napijesz się ze mną, Luno?

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie zamierzał walczyć o butelkę rumu. Wiele można było mu zarzucić, ale nie złodziejstwo, zresztą chyba preferował tradycyjną whisky z tych mocniejszych alkoholi. Luna miała ciekawe usposobienie, bardzo żywe. Cóż, podobało mu się takie podejście do życia, takie osoby często sprowadzały ze sobą różne interesujące niespodzianki, kiedy on mógł biernie czekać na jakiś dreszczyk emocji.
    — Nie dałaś zbyt wiele czasu na ostrzeżenia — zauważył zdawkowo. Za jej wyrywność do pomocy przepraszać nie miał zamiaru. — Wolałabym żyć, więc doceniłbym, gdybyś znowu zjawiła się w idealnym momencie pomoc — dodał, znowu lekko się uśmiechając. To nie tak, że planował celowo narażać swoje życie, ale warto było zostawić sobie otwarte ścieżki do pozostania przy życiu, jak silny by nie był, nie był niepokonany, a chociażby takie arcemony były dla niego sporym problemem.
    — Zgadza się, nie jesteś stąd, prawda? — zaczął. Wyjaśnienia chyba jednak jej się należały, uratowała mu skórę, a że wydawała się całkiem zainteresowana tematem. Spojrzał jeszcze raz na martwe bestie. — Nazywa się je arcemonami, polują na argerczyków, które są demonami, albo są ich mieszanymi dziećmi, wysysają z nich życie, osłabiają, więc ciężko synowi demona sobie z nimi poradzić. Być może dałbym radę sam — urwał przykucając przy ciele tego, którego zranił w nogę — Po czasie, raniąc je powoli, a być może one by mnie wymęczyły, gdyby dostatecznie mnie osłabiły. Trudno powiedzieć. Dzięki Tobie się nie dowiemy — zerknął teraz na nią. Nie wyglądał na złego, był wdzięczny. Męskie ego jednak nie pozwalało mu przyjąć faktu, że miałby zerowe szanse na przeżycie, po takiej śmierci by chyba zmartwychwstał tylko po to, aby spalić się ze wstydu. Metaforycznie.
    — A czy taka lina da radę z takim obciążeniem? Chce je zabrać do wioski, oskórować, szkoda, żeby tyle materiałów się zmarnowało — odpowiedział, gdy wyjęła skrawki własnej koszuli. Fakt, że w miasteczku zrobili by z nich użytek był jednak dla niego drugorzędny. Bardzo chciał je osobiście oskórować zanim zrobi to ktoś inny.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  14. — Taki jest plan, Kapitan. — odparł, spoglądając na nią z uśmiechem, szczególnie, gdy rozkazywała kobietom na statku... Cóż, miał słabość do ludzi z władzą, szczególnie, że sam jej wcześniej porządał... Teraz? Teraz po prostu uśmiechnął się, gdy spojrzała mu w oczy.
    — Kochasiu... — zarechotał, otwierając drzwi kobiecie do karczmy. Tam od razu przywitał się z karczmarzem, krzycząc. — Dwie butelki wina i jedną butelkę whiskey, mocium Panie! Płacę w złocie. — dodał, na co karczmarz szybko zabrał się do przygotowania zamówienia.
    — Oszaleć może nie oszalejsz... Ale lepsze to, niż rum. Przynajmniej, dopóki do niego nie przywyknę. Jak ci wino zasmakuje, proponuję drinka o nazwie "wściekła suka". Wódka, imbir, chrzan... Bogowie, nawet nieboszczyka postawi to na nogi.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  15. Laz pomyślał chwilę i westchnął.
    — Chcesz pić wódkę? O tej godzinie? Przecież się upijemy, Luno. — wzruszył brwiami, po czym pokiwał głową. No przecież nie musi być trzeźwy, przecież już nie jest w wojsku. — Cztery wściekłe suki, karczmarzu! — krzyknął, po czym wzruszył ramionami. — Wiesz, wino jest dobre do obiadu, whiskey do rozmów. A wóda... Cóż. Śmieszne się rzeczy po niej dzieją, tak słyszałem. — wzruszył sugestywnie brwiami z uśmiechem.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  16. Doprawdy miał szczęście, musiał być jedną z pierwszych osób, którą spotkała po przybyciu do Argaru. Mimo wszystko arcemony kręciły się też po innych częściach Mathyr, tak przynajmniej słyszał, musiała więc najpewniej przybyć drogą morską. Odległe krainy? Wtedy z pewnością nigdy by tego zwierza nie zobaczyła. Ciekawe. Ciekawe jak jest po drugiej stronie, co czeka za horyzontem. Tam też może się kiedyś wybierze? Jak już poznać swój świat, to porządnie, prawda?
    — Tak, mój ojciec jest demonem, a matka feniksem, więc na moją rasę mówi się fenalis — odpowiedział. — Trudno uwierzyć? Witaj w Argarze — odpowiedział, tutaj powinna raczej spodziewać się wielu takich dziwaków. Zerknął jak popija co chwilę rum.
    — Rum Ci się może skończyć jak będziesz pić za każdym razem, a tutaj raczej go nie dokupisz — zauważył. Nie miał problemu z tym, że piła, nawet gdyby w pewnym momencie zrobiła się pijana, nie miał zamiaru jej moralizować. Był ostatnią osobą, która powinna uczyć kogokolwiek jakiejkolwiek ludzkiej przyzwoitości.
    — W takim razie może Ty powinnaś być mi wdzięczna i zapłacić za obiad? — zaproponował w żarcie, gdy Luna wspomniała o adrenalinie. Jego demoniczne siły? Tak, kiedy były martwe, mógł je ponieść, prawda, ale najpierw musiałby jakoś złapać martwe ciała, a mimo swojego pokaźnego wzrostu, dalej był za mały, żeby tak po prostu wziąć cielska na barki, musiałby je jakoś związać.
    — Tonący ile ważył? Zresztą, najwyżej jak się porwie, znajdzie się inny sposób — nie miał zamiaru pozbawiać się możliwości skórowania zwierzyny. Jednego i drugiego. Skoro ona zaczęła skręcać linę, on nie miał za bardzo nic do roboty. Podszedł do szerokiego, starego drzewa, które i tak było już martwe, przełamane w pół. Sucha kora odchodziła z drzewa. Oderwał spory kawałek. Jakiś pomysł miał. Nie był cieślą, ale mogło się udać. Przynajmniej na tyle, aby dotrzeć do Argaru. Zaczął dalej szukać patyków, okrągłych, dużych gałęzi, a potem wszystko ze sobą montować, nożykiem wycinał odpowiednie kształty, aż w końcu powstała groteskowo wyglądająca przyczepka, koła trzymały się na wyciosanych gałązkach, wszystko wyglądało po prostu śmiesznie, brzydko, ale jak położył arecemony, to konstrukcja o dziwo się nie rozleciała. Teraz musiała utrzymać ten stan przez najbliższy kilometr czy dwa i sprawa była załatwiona. Zrobił jeszcze dwie dziury na przodzie cudownej przyczepki, żeby mógł przywiązać linę i tym sposobem można było wszystko dociągnąć do miasteczka.
    — Jak idzie Ci z liną? — zapytał, wkładając głowę na swoje dzieło.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  17. — Pewnie ja... — odparł, odchrząkając, by pójść zaraz za nią do lady baru, zasiadając zaraz obok. — Boję się, że powiem, albo coś zrobię... Może. Ty wydajesz się pewna swego. Może nie będzie aż tak źle. — zachichotał nerwowo, po czym spojrzał na barmana... Ten przyniósł im dwie butelki wina, jedną whiskey, jak i cztery kieliszki mocnego drinka.
    — Obiad zaraz będzie, mocium Pani.
    — Cóż, jestem feniksem. Urodziłem się z tymi zdolnościami. Przybieram formę ludzką, bo jest w sumie bardzo wygodna. No i socjalna. Nie porozmawialibyśmy, gdybym teraz siedział w formie płonącego ptaka, nie uważasz? Nie biorąc pod uwagę, że bar by spłonął... — uśmiechnął się, przechylając pierwszy kieliszek do ust, po czym skrzywił się, jakby zjadł cytrynę. — Ohh... Kuhwa. Pali... — westchnął, odkorkowując winę, by popić jakże piekielnego drina. Popił winem, co może nie było najmądrzejszą decyzją. — A ciebie? Co cię sprowadza do tej dziury? Toż to mokradła, dziwadła i stare domy...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  18. Widział jak posyła mu słodki uśmiech. Mógł obiektywnie przyznać, że Luna miała doprawdy piękny uśmiech. On obdarzył ją krótkim skinieniem głowy. Nie miał w tej kwestii nic do dodania, bo obawiał się, że zaraz wejdą na zbyt filozoficzne tematy. Prychnął delikatnie na jej kolejne słowa.
    — Nie powiedziałem, że odmawiam Ci obiadu, oczywiście że stawiam Ci strawę, po prostu, Ty też masz powód do wdzięczności, prawda? Jak już spłacamy te wszystkie długi, można powiedzieć, że Ty też masz jakiś wobec mnie. Niecodziennie można się rozerwać dzięki komuś kto trafia na swojego naturalnego przeciwnika, nieprawdaż? — kontynuował tę małą wymianę kąśliwości. Podobał mu się ten brak formalności, konwersacja była przyjemna i zajmowała czas. A przy pracy zawsze było to bardzo przydatne.
    — Nikt nie powiedział, że jestem dżentelmenem, masz z tym problem? Nie wyglądasz jakbyś potrzebowała kogoś do noszenia na rękach — zauważył. O ile mógł wyobrazić sobie jak dyryguje innymi niezależnie od płci, zdecydowanie nie widział Luny w towarzystwie kogoś sztywno trzymającego się manier. Mogłaby go jeszcze wystraszyć, albo zwyczajnie się znudzić wszystkimi grzecznościami.
    Pokręcił głową, kiedy usiadła na przyczepce. Dodatkowy ciężar. Ciekawe czy wytrzyma. Chociaż z pewnością dodała mniej kilogramów do całego ładunku.
    — Nie jestem demonem, fenalisowe siły jeśli już. Mam też geny po matce — przypomniał jej. Nie przepadał, gdy ktoś nazywał jego czy kogoś z rodzeństwa demonem, nie byli nimi, a i z samą rasą wielu lubiło często dopisywać sobie różne durne teorie. Luna ich pewnie nie znała, nie znała żadnej z tych ras, ale dzięki temu mógł szybko zaznaczyć, że jest spora różnica między demonem a fenalisem.
    — Wiązać potrafię — odpowiedział zgodnie z prawdą. Doktoratu co prawda nie miał, ale umiał wiązać porządny supeł, aby lina im nie puściła. — A znasz drogę do rzeźnika? Zresztą, ja ją z przodu mam zamiar prowadzić, a drogę znam — powiedział. Sam liny już nie sprawdzał skoro sama już to zrobiła. Skoro wcześniej go zapytała, sama musiała znać się na rzeczy. Może była żeglarką? Rum to w końcu napój morskich wilków jak mawiano.
    — No to w drogę — zakomunikował, chwytając dłonią za linę i zaczął iść w stronę Argaru. W przyczepie co prawda trzepało nieziemsko, koła nie były idealnie równe, ale przynajmniej jechała do przodu i się trzymała.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  19. — To teraz zacząłem się przejmować, jak mi takie rzeczy mówisz. — zarechotał, samemu nalewając jej wina do szklanki, na zapitkę tej potworności. — Ostra, mocna... Nie dziwne, że to tak nazywają. "Wściekła suka" w końcu. — dodał, kiwając głową. — W formie ptaka nie mam strun głosowych które pozowoliłbyby artykułować zdania, a co dopiero gadać. Ale przynajmniej miałabyś swoją statkową papugę. — odparł, a gdy wspomniała o Argarze... — Cóż, cuda nie widy, to wszystko prawda. Z resztą poznasz innych mieszkańców, to zrozumiesz. Ja natomiast... Uciekam od przeszłości. Odszedłem z wojska. Służyłem od dziecka. Teraz... Teraz jestem wolnym feniksem... Z byt dużą ilością gotówki... I chyba bez celu w życiu. Dlatego chciałem się zaciągnąć.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  20. Musiał przyznać, że zwiedzanie Argaru należało to najdziwniejszych rzeczy jakie robił kiedykolwiek w życiu. Nigdy nie musiał unikać lewitujących bali drewna czy nie zastygał w bezruchu, gdy płonęła dłoń rozbawionego dziecka. Tak, samozapłon tutejsze dzieci bawił... Przynajmniej niektóre. Inne latały, jeszcze inne rozmawiały z roślinami... i to dosłownie... Atrakcji tu było bez liku. A on głupi myślał, że szaman Nhulu dużo potrafi. Poza faktem, że było tu na co... i na kogo... patrzeć, atmosfera tego miejsca dodatkowo przyciągała. Jasne, widział już trzy ostre wymiany zdań i jedną wymianę ciosów, ale chwilę później te same jednostki widział przy kieliszku, zagryzające kiszone ogórki jakiegoś Meliodasa. Ramię w ramię, śmiejących się z wcześniejszych ciosów. Może to sprawa tych dziwnych ogórków? Nie miał jeszcze okazji ich smakować, ale wolał z tym poczekać.
    Teraz siedział sobie spokojnie pod jednym z drzew, strugając w patyku wzory i obserwując nowo powstałą stocznię. Trwała jej rozbudowa, ale widział, że do brzegu przybił jeden większy okręt i kilka mniejszych. Głównie skupił wzrok na dużej łajbie, wyglądała solidnie, cieszyła oko sama w sobie. Chłopak pierwszy raz doświadczył morskiego rejsu całkiem niedawno, bo gdy tu przypłynął, dotarł tu jednak na lichej łódeczce, już nawet jego kanu było stabilniejsze, gdy pokonywał rwące rzeki w głębi lądu. Ten okręt robił wrażenie. Ciekawe jak by to było na takim popłynąć.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  21. Teraz zobaczył, że pozbyła się całej koszuli, żeby zrobić linę. Faktycznie będzie musiał jej ją odkupić. Zwłaszcza, że robili to przede wszystkim z jego fanaberii, o której jej nawet nie powiedział. Luna dalej zakrywała co trzeba, a on nie miał zamiaru się gapić. Wrócił do pracy.
    — Schadzka? Skoro tak chcesz to nazwać, nie miałem na myśli niczego poza odwdzięczeniem się, nie próbuje Cię podrywać, nie martw się — wyjaśnił. Przecież nie miał zamiaru się do niej zalecać, dopiero co się poznali. Czyżby jego żart został źle zrozumiany? Chyba zamieniał się we własną siostrę. Uśmiechnął się na chwilę na tę myśl.
    — Nie wiem jakie są Twoje zasady, ciężko wyrazić zgodę na coś, czego się nie zna — zauważył. Miała charakter, bardzo wesoły, jej pozytywne nastawienie do wszystkiego nie budowało zbyt pokrzepiającego widoku tego, na czym mogłaby się opierać schadzka na jej zasadach. Nie miał zamiaru tańczyć przy butelce rumu. A wyglądała na taką, która chętnie by go do tego zmusiła. Niedoczekanie.
    — Dżentelmen to szerokie pojęcie, od pantofla po p zwyczajnie miłego mężczyznę, może nim jestem, tylko nie takim jakiego chcesz, hm? — odbił piłeczkę.
    Nie odezwał się więcej. Przynajmniej wspomniała o feniksie. Fenalisem go jeszcze nazwie. Prędzej czy później, jeśli będzie ku temu sposobność. Teraz po prostu ciągnął cholerną przyczepę. Liczył na cichą, szybką podróż. Szkoda, że ona miała inne zamiary. On opadł z sił? Nie lubił się pysznić własną siłą, ani popisywać umiejętności. Dalej był jednak mężczyzną. Posiadał swoją głupią dumę. Nie da się tak bezczelnie obrażać. Chciała wielkiego siłacza? Dostanie wielkiego siłacza. Specjalnie najechał na wystający kamień. Koło odpadło, drewniane umocowanie odpadło, a przyczepką zatrzymała się w miejscu.
    — O nie, tylko nie to, a ja opadłem z sił — powiedział beznamiętnie, puszczając linę. Podszedł do przyczepki. — Trzymaj się, gaduło — poprosił, łapiąc konstrukcję od dołu. Była ciężka. Jak jasny chuj. Ale teraz chodziło o godność, a wszyscy bogowie mu świadkiem, miał fanaberie i kaprysy. Udało mu się to podnieść, jakoś ustabilizował cały ciężar razem z Luną na plecach. Myślał, że zaraz zejdzie, ale miał jeszcze drugą demoniczną sztuczkę. Wypalił sobie znak pod koszulą, którego zobaczyć nie mogła, żeby zwiększyć siłę mięśni. W ten sposób zaczął iść do Argaru.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  22. Zaśmiał się na jej pytanie.
    — Może niczego. Dopiero się poznaliśmy, laleczko. Z wyglądu Ci niczego nie brakuje, jesteś śliczna, radzisz sobie świetnie z szablą, ale skąd mam wiedzieć, czy chcę Cię podrywać, skoro jeszcze nie wiem zbyt wiele o Tobie? — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Czyżby trafił w jakiś czuły punkt jednym niewinnym stwierdzeniem? Charakter też jak dotąd miała naprawdę niczego sobie, miała w sobie dużo ognia. Z pewnością była warta tego, aby dowiedzieć się więcej. Tego odmówić jej nie mógł, chociaż na głos tego nie powiedział, gdyż zwyczajnie nie widział sensu, aby przypadkiem nie zaczepiła go zbytnio w tym temacie.
    — Tak, tak, hańba mi — przytaknął jej, gdy wywróciła oczyma.
    — Czekam niecierpliwie — odparł, gdy obiecała mu schadzkę życia. Dalej w myślach trzymał się tego, że nie będzie tańczyć z rumem w ręku. Mimo wszystko nawet jego zaczęła powoli jeść ciekawość odnośnie tego co też mogła jeszcze sobie wymyślić w swojej czarującej głowie.
    Zręcznie łapała go za słówka. Najwidoczniej bardzo wybiórczo docierały do niej konkretne informacje. Rasy zapamiętać nie chciała, ale stwierdzenia o dżentelmenie szybko się przyczepiła.
    — Mogłem kłamać wcześniej, mogę kłamać teraz. Obawiam się, że będziesz musiała znosić mnie dłużej, żeby poznać prawdę — stwierdził. Nie miał pojęcie, że prowadziła przesłuchanie. Była go strasznie ciekawa, a o sobie nic nie opowiadała. Sam też nie pytał. Być może to jego wina w takim razie. Mimo wszystko jeszcze nie doszedł do momentu, że sam chciał prowadzić dokładny wywiad na temat tego kim była Luna. Miał wrażenie, że tych najciekawszych aspektów i tak dowie się w swoim czasie. O ile los na to pozwoli.
    Nie mówił, że nie trzeba naprawiać koła. Po prostu zabłysnął siłą, skoro tak bardzo chciała ją zobaczyć, samemu lekko łechtając własne ego. Rzadko czuł potrzebę popisywania się, zazwyczaj uważał to za zbędne, nie chciał się niepotrzebnie prowokować. Luna na szczęście nie budziła w nim żadnych negatywnych emocji, więc ten głupi popis, po prostu był czymś co w jakiś sposób sprawiało mu przyjemność, a tych czasami warto było sobie nie odmawiać. Nie odzywał się przez chwilę, musiał złapać oddech, aby płynnie odpowiedzieć, kontynuując swoją grę.
    — Nie martw się, nie pękną — wyrzucił. Naszło go, aby dodać, że być może teraz ją właśnie podrywa, ale szybko się powstrzymał. To byłoby zbyt upokarzające, gdyby padło z jego ust. Znowu chwilę odczekał z odpowiedzią.
    — Siedź, przy tych bestiach Twoja waga różnicy akurat nie robi — udało mu się znowu powiedzieć na jednym wydechu. Na szczęście jeszcze chwila i już będą w Argarze, stamtąd do rzeźnika i będzie mógł zdjął to cholerstwo i Lunę, która cholerstwem nie była.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie miał powodu, aby spierać się z nią w tej kwestii. Jeśli się kiedyś spotkają, to się dowie. Sam teraz nie zacznie pretensjonalnie pytać o każdy szczegół życia Luny, nie po tym wszystkim. Zresztą jeśli miał jakieś preferencje, wolał doświadczać wszystkiego w swoim czasie, nie był przesadnie ciekawski. Schadzka w pełni? Bardzo klimatyczną porę wybrała, musiał jej to przyznać. W niektórych kulturach pełnia była podobno wyjątkową mocą, stał się zainteresowany tym, czy dla niej też tak było, czy po prostu chciała wymusić na nim większe zainteresowanie swoją osobą. Pokręcił głową na boki z lekkim uśmiechem. Właśnie przez szansę na to drugie nie miał zamiaru dopytać.
    — Dobrze, będę wyczekiwać pełni na niebie, gdzie mam Cię wtedy spotkać? — odpowiedział. I tak byli już umówieni na to spotkanie, w taki sposób chciała w końcu podziękować mu za ten dreszczyk adrenaliny,którym ją uraczył.
    Znowu łapała go za słówka. Doprawdy, sprytna sztunia. Chętnie skorzysta z okazji do poznania lepiej tajemniczej, wyśpiewującej szanty wojowniczki.
    — Być może — to była jedyna odpowiedź, jaką mógł jej dać.
    W Argarze znaleźli się szybko. Nie zatrzymywał się nigdzie niepotrzebnie, przyśpieszył kroku, byleby tylko pozbyć się balastu z pleców. Kilka ciężkich chwil później znaleźli się już przy sklepie rzeźnika. Położył tam przyczepę i rozejrzał się za kimś, z kim mógłby ugadać, aby zdobycz poczekała w chłodni na niego.
    — Sama zrobiłaś z niego tron,to tylko przyczepa — zauważył. — Cieślą nie jestem, ale dotrwała, chociaż tutaj — dodał. Co prawda koło nie dotarło, ale to już była tylko i wyłącznie jego celowa wina.
    — W zasadzie nie chciałem tego sprzedać, nikt całego ciała Ci bez oprawienia nie kupi — wyjaśnił. Mięso arcemona smaczne być raczej nie mogło, miał zbyt dużo ścięgien w ciele, skóry która nie jest oddzielona nie sprzeda, tak samo jak innych trofeów. — Ale potem chciałem je oprawić, mogę Ci zostawić to co można sprzedać — zaproponował. Po prawdzie, mogą nawet wdać się w awanturę, jeśli nie będzie mógł oskórować tej dwójki. Już się na to nastawił.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  24. Widział, że do niego zmierza, ale nie przerywał swojego zajęcia, dalej patrząc po łodzi. Dopiero, gdy usiadła obok, spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Słyszał kiedyś opinię, że piraci to takie dzikusy, tylko, że szalejący na wodach, on, według tej samej osoby, szalał po prostu w lesie. Aż śmiać mu się chciało na wspomnienie tych i podobnych zwrotów, skierowanych do jego osoby. Powstrzymał się jednak, a na słowa nieznajomej wrócił wzrokiem do okrętu, przytaknął głową.
    - Piękna - przyznał i zaraz uniósł brwi nieco zaskoczony. Stawiała w porównanie łajbę z włosami? Zerknął na końcówki swoich warkoczy i zaraz spojrzał po jej głowie. - Cóż, Tobie też by pasowały - przejechał palcem po brzegu jej włosów. - Tu kilka mniejszych, tu grubszy - pokazał nieco wyżej - i tak do połowy głowy na przemian, dwa, góra trzy grubsze - stwierdził bez ogródek, a gdy podała butelkę odłożył drewno i przyjął je ze skinieniem głowy. Od razu wziął łyka, nie miał pojęcia w jakiej kulturze chowała się nieznajoma, ale u niego nie odmawiało się takiego poczęstunku. - Mohe - przedstawił się przy okazji, dotykając dłonią swojego mostka, wyuczony gest powitalny. Oddał jej butelkę trunku, przywykł do mocnych alkoholi, chociaż takiego jeszcze nie pił.
    - Nie wyglądasz na taką co to zalewa smutki, szkoda by było czymś takim. Co to? - zainteresował się.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  25. Północna plaża. O zachodzie słońca. Łatwe do zapamiętania. Przytaknął skinieniem głowy na znak, że rozumie, gdzie mają się spotkać, gdy dojdzie do następnego spotkania. Odpowiadać słownie nie musiał i tak bacznie go obserwowała.
    (skracam tutaj, bo nigdy nie wyjdą z podwójnej linii czasowej sprzed montowania przyczepki i powrotu do Argaru)
    Musiała przyczepić się tego koło. Teraz i tak nie będzie tego naprawiać. Przyczepka i tak nadawała się już teraz zapewne tylko i wyłącznie na opał. Swoje zadanie spełniła w mniejszym lub większym stopniu. Sam siebie nie podejrzewał o chęć panoszenia się własnymi umiejętnościami przed nowo poznaną damą. Najwidoczniej każdego można sprowokować, jeśli tylko wie się jak, a Luna zdawała się mieć do tego prawdziwy talent. Przynajmniej względem niego.
    — Ach, tak biedne koło — odpowiedział jej, nie udając żalu po stracie sprawności konstrukcji. Dotarli na miejsce. Po prostu był bardziej zmęczony. A więc chciała skóry. Zmarszczył brwi, przykucając przy truchał. Przesunął dłońmi po ich futrze. Miały wspaniałą fakturę w dotyku.
    — No to poczekasz aż je oparwię, oddam Ci skórę i resztę, która nadaje się do sprzedaży, ale najpierw może koszula. Ja Cię zjadać wzrokiem nie będę, ale za innych nie poręczę — wyjaśnił, wstając na równe nogi. Co prawda mógł zacząć skórowanie i całą resztę już teraz. Nie interesowało go, gdzie to zrobi, przygotowany był, bo zawsze nosił przy sobie odpowiedni sprzęt.
    — Nie zapomniałem, chcesz do miejscowej gospody, tak? — zapytał. Nie miał zamiaru unikać spłacania zaciągniętego długo, jakby nie patrzeć, bardzo mu pomogła. Nie była też nieznośnia, wręcz przeciwnie, więc nie miał zamiaru migać się od tego obowiązku. Widział w tym szansę na spędzenie czasu w świeży, całkiem interesujący sposób. Rzeźnik zgodził się przechować zwierzynę i udostępnić zapleczę na oprawienie w zamian za oddanie mięsa za darmo. Jak to przypomniał i tak nie sprzeda go po dużej cenie, więc w ten sposób obie strony skorzystają. On nie miał z tym problemu, jemu od początku nie chodziło o pieniądze, bardziej martwił się reakcją Luny. Zdawała się mieć ciągoty do łatwego złota.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  26. Strasznie dużo od niego wymagała. A podobno miała wystarczyć jej tylko sama strawa, był też pewien, że przystała wcześniej na gospodę. Jeśli od początku chciała go okraść z koszuli i zapasów, które aktualnie dzielił z siostrą, to po cholerę niósł te arcemony do Argaru? Dał je rzeźnikowi na przechowanie tylko po to, aby mieli czas rozejrzeć się po okolicy i w spokoju zjeść. Westchnął przeciągle. Nie był wybitnym kucharzem, potrafił coś tam przygotować, ale nigdy nie uczył się niczego wybitnego, cała jego kulinarna wiedza ograniczała się do szykowania strawy przy ognisku w trakcie kilkudniowych polowań.
    — Koszulę mogę Ci jakąś oddać, ale wątpie, by moja kuchnia była warta uwagi, bliżej mi do polowego kucharza niż jakiegokolwiek innego — wyjaśnił. Tak czy siak wolał z nią pójść do gospody, sam zjadłby coś porządniejszego niż suszone mięso z ognia czy pieczony kawał mięsa pozbawiony smaku. W Piaskach czasu podobno można było posmakować prawdziwych smakołyków odkąd się otworzyli. Sam był ciekaw argarskiej kuchni jako takiej w ich wydaniu, matka co prawda sama coś czasami szykowała dla całej rodziny, ale tak czy siak najczęściej były to dania przygotowywane w Phyonix z rodzimych przypraw. Doznania z pewnością były całkiem inne.
    —- Niepotrzebnie brałem tutaj te zwierzęta — mruknął, wracając do rzeźnika. Odebrał z powrotem truchła. Przechera jedna, mogła od razu wszystko komunikować, nie zmarnowaliby czasu.
    — Pieniądze mnie nie interesują, a badania nad czymś co może łatwo pozbawić demona sił nie brzmi dla mnie rozsądnie. Mój ojciec i wujek to demony, moje rodzeństwo czy kuzynostwo też miałoby przechlapane, nie pomogę zabić własnych krewniaków — dodał jeszcze gdy wspomniała o czarnym rynku. W tym samym czasie szmaragdowe oczy na chwilę zaświeciły na czerwono. Myśl, że ktoś miałby rozpocząć kolejne polowanie na tych ludzi, niewinnych jakby nie patrzeć, po prostu przyprawiała go o złość. Miał dość ciągłych polowań na Argarczyków, nasłuchał się wystarczająco, wystarczająco razy też patrzył jak jego siostry cierpiały.
    — Gdyby ktoś chciałby to badać, wolałbym mu przeszkodzić — rzucił jeszcze, odkładając na swoją nieszczęsną przyczepkę ciała zwierząt.
    — Pójdziemy do — urwał na chwilę. — mieszkam u siostry, oprawie zwierzynę, to co chcesz sprzedać, sprzedasz tutaj, co chcesz zatrzymać, zatrzymasz, ale nie oddawaj tego na żaden czarny rynek, zwłaszcza nieumarłym czy Polszanom — poinformował ją, czekając, czy ma zamiar znowu zasiąść na swoim tronie z martwej zwierzyny. A potem wziął to na ręce i ruszył w stronę chaty oddalonej od Argaru. Póki miał ją przy sobie, miał też czas, żeby wybić jej czarny rynek z głowy. Testowanie zwierząt przystosowanych do zabijania demonów. Konkretnie demonów, z którymi był spokrewniony. Nie było takiej opcji.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  27. Dodanie przypraw być może nie wydawało się problematyczne, ale jego rodzony brat wystarczająco dużo razy wypomniał mu, że nie potrafi nigdy dobrać proporcji, już lepiej, żeby w ogóle nie przyprawiał, bo nie dało się jeść czegoś co wyszło spod jego rąk. Zresztą słusznie. Każdy miał swoje wady, jedną z wad Ashana było to, że był kompletnie pozbawiony tego zmysłu, który pomagał cokolwiek przyprawić. Najlepiej wychodziło mu przyprawione, pozbawione większego smaku mięso. Przy tym się trzymał, albo oddawał pałeczkę komuś, kto te przyprawy dodać potrafił. Dlatego też przytaknął jej, kiedy nie wchodziła dalej w dyskusję odnośnie posiłku. Skoro już ocaliła mu życie, warto by było, aby zjadła coś faktycznie smacznego. Tak miał się przecież odwdzięczyć, a nie zafundować kobiecie niestrawność.
    — Bo skoro chcesz moją koszulę, to będziesz mogła sobie wybrać jakąś, gdy ja będę skórować. Nie zajmie to zbyt wiele czasu, a chcę to sam oprawić. Nie zajmie to zbyt wiele czasu, a Ty nie będziesz paradować po mieście w samych bandażach nie piersiach — wyjaśnił nieco dokładniej, bo wcześniej musiał zostawić kilka niedomówień, licząc że się domyśli. Myślała też chyba, że oddadzą to do grabarza, a to była ostatnia rzecz na jaką miał ochotę.
    Wysłuchał co miała do powiedzenia. Cóż, argumenty Luny w ogóle do niej nie trafiły. Demon z nazwy może i brzmiał groźne, ale personalnie nie znał żadnego, który celowo szukał ludzkiej zguby. Co innego w drugą stronę. Ile razy już Argarczyk został porwany i wykorzystany? Argumentacja szatynki była zwyczajnie podszyta mylnymi domysłami. I jeszcze te teksty o zabijaniu. Aż się zaśmiał, a oczy wróciły mimowolnie do szmaragdowego koloru.
    — Przede wszystkim, po prostu lubię skórować, oprawiać zwierzynę, to moje hobby. Oddam Ci Ci wszystko co chcesz, ale tutaj dostaniesz najlepsze ceny po prostu — zaczął, poprawiając przyczepkę na ramionach. — O badaniach nic nie mów proszę. Nie wiem skąd pochodzisz, ale żaden Argarczyk niezależnie od rasy nie podniósł niesprowokowany ręki na nikogo, czym reszta Mathyr nie może się za bardzo pochwalić. Nie mam zamiaru pomagać im w badaniach nad lepszym, efektywniejszym zabijaniem kogoś, kto chce w spokoju żyć na pieprzonej wyspie — stanął na chwilę patrząc na nią. Prychnął śmiechem.
    — Demona zabijesz tak samo jak człowieka. I co ma być niesprawiedliwie? Gdyby ktoś chciał Cię zabić, musiałby Cię trafić, zanim Ty trafisz jego. Mogę być silniejszy, a Ty wyglądasz na zwinniejszą i szybszą. Co z tego, że mam parę w rękach jak nie zdążę się obronić? — nachylił się nad nią delikatnie. — Może brakuje Ci po prostu wyobraźni przy zabijaniu? — zażartował, posyłając jej uśmiech. Nie był głupi, żeby każdemu tłumaczyć jak poprawnie zabijać. Luna i tak dobrze wiedziała jak to się robi. Po co sam miał zdradzać jej jakieś popisowe metody?
    — Ja bym chciał, żeby człowiek, który natknie się na Argarczyka nie próbował na nim eksperymentować, ale świat jest jaki jest — mruknął bardziej do siebie. Naprawdę, mało było wszystkim badania ich wszystkich? Blokowanie mocy już mieli, gwałty na bezbronnych chłopcach, tortury na młodych ojcach i siostrach, tworzenie z ich krwi mikstur, czego jeszcze chcieli? Argar nie miał nawet regularnej armii, a chyba każdy układał w głowie jak się ich pozbyć, gdyby zaatakowali. Kurewska sprawiedliwość. Byli już przed domem jej siostry. Ashan podszedł na ganek, gdzie zdążył zrobić już sobie stoisko do skórowania zwierzyny i położył tam arcemony.
    — Tak, kij ma dwa końce. Nie wiem skąd jesteś, ale na razie wystarczy mi szukania metod na zabicie nieagresywnych ludzi, bo znają parę magicznych sztuczek. Czy ktoś tutaj Ci kiedykolwiek groził od Twojego przybycia? To niegrzeczne myśleć o tym jak zabić kogoś, kto podziękował Ci za ratunek — zauważył chłodniejszym tonem. Zastanowił się chwilę przed otwarciem drzwi. Darcy tu żyła. Nie wyjął klucza. Wolał nie pokazywać jej jak wygląda. Zamiast tego westchnął. W miejscu gdzie stał na chwilę pojawił się sztylet, który trzymał w swoim pokoju. A potem znowu stał tam Ashan, trzymając w ręku poskładane, czarne koszule. Podał je Lunie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wybierz sobie jakieś — poinformował. Wolał, żeby na ten moment myślała, że drzwi nie da się normalnie otworzyć. Przynajmniej dopóki bardziej jej nie zaufa.

      Ashan

      Usuń
  28. Miała ładne włosy, nie uszło to jego uwadze, długie, silne i pełne różnych odcieni brązu. Musiała je często wystawiać na słońce. Jej ubiór też swoje zdradzał, ale Mohe zostawił swoje przemyślenia dla siebie. Śmiałość dziewczyny ani trochę mu nie przeszkadzała, na jej figlarne spojrzenie odpowiedział zadziornym uśmiechem, gest był dość jasny, więc zaczął delikatnie przeczesywać jej włosy palcami, nim jeszcze zapytała.
    - No teraz to byłoby mi ciężko się oderwać – rzucił ze śmiechem, a na skopiowany gest uśmiechnął się nieco cieplej. Niby drobnostka, ale cieszyła. Na salutowanie drgnął lekko, po prostu się tego nie spodziewał, ale szybko się uspokoił. W tych rejonach coś takiego należało raczej do mało zaskakujących zjawisk.
    Wysłuchał jej i zaraz lekko się zaśmiał.
    - Przyznaję, jako zwiedzający mam podobny problem. Pierwszego dnia weszło… weskey? Nie wiem… Jakoś tak… Z dnia na dzień niby lepiej, ale ciężko się przyzwyczaić – przyznał, a w trakcie plecenia włosów dyskretnie zerkał na jej ciało, szukał w ten sposób informacji. Chociażby ramiona, wyglądało na to, że Luna sporo pracuje rękoma.
    - Rum, to przynajmniej łatwo zapamiętam – stwierdził i zaraz uśmiechnął się zaczepnie. – Nie jesteś za stara na piwniczkę taty? Może czas na własny trunek? – zaproponował rozczesując kolejny pas włosów.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  29. Widział wyraźnie jej zadowolenie, miał wrażenie, że wiele osób lubi, gdy ktoś przeczesuje im włosy, on sam wolał to przeznaczyć dla ważniejszych osób, nie fakt czesania, a bycie czesanym. Czasami jednak robił wyjątki. Uśmiechnął się na jej przykłady.
    - Mnie już czarowano głosem i nastraszono umarłym, ale masz rację, tu nawet niemowlęta zdają się przerażające - przyznał ze śmiechem. - Celowo - odparł. - W swojej wędrówce spotkałem kilka ciekawych istot, zaciekawili mnie nowinami o Argarze i jakoś tak nogi same mnie tu zaniosły - przyznał, będąc już w połowie tworzenia fryzury. Słuchał jej historii zainteresowany i uśmiechnął się pod nosem słysząc o odwadze. Zaśmiał się na słowa o krótkiej wizycie. - Ou, wierzysz w coś takiego? Na moje jakbyś zobaczyła jedno, to zaraz chciałabyś zobaczyć drugie i plany by jasny szlag trafił - stwierdził rozbawiony. - No nie powiesz mi chyba, że mimo strachu nie podnosi to adrenaliny, hm? - wychylił się zza jej ramienia i poruszył zabawnie brwiami.
    - Nie masz czasu? - zainteresował się. Najwyraźniej miała majętnego ojca. - Hmm... Nie nazwałbym tego wysokoprocentowym napojem, ale... Mam kilka przepisów na maczanki, działają dużo intensywniej, w zależności jaki efekt chcesz uzyskać - posłał jej tajemniczy uśmiech.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  30. Jej ubiór co prawda nie mierził go w oczy. Nie różnił się zbytnio od typowej mody w jego ojczystej krainie. Argar to jednak nie Phyonix, siostra zdążyła mu napomknąć, że nie każdy tę modę rozumiał. Wolał, żeby z jego winy nie doświadczyła żadnych nieprzyjemności. Potrafiła o siebie zadbać i zapewne nie dałaby się skrzywdzić, ale po co ryzykować złą reklamę Argaru toksyczną męskością. I tak był winny jej nową koszulę, wolał spłacać długi prędzej niż później. W jego głowie wszystko miało sens, wydawało się proste i logiczne. Nie skomentował dbania o honor. Po prostu kiwnął głową. Żart był udany, a on dodawać nie musiał, że nie musiał o nic dbać. Przynajmniej nie w jej przypadku, Luna z pewnością sama o siebie dbała jak należy.
    — Każdy ma wady — skomentował, gdy zaczęła wyliczankę. Nie miał zamiaru udawać, że jest idealny. A tłumaczyć, że jako książe nie miał specjalnie okazji do nauki, a gdy była za każdym razem coś psuł, no cóż, to nie była wcale ciekawa historia do opowiadania.
    — Nie każdy jest, ale dlaczego mam przykładać rękę do teoretycznych badań na moich…. rodakach? — nie był pewny czy mógł ich tak nazywać, urodził się co prawda tam gdzie każdy, ale wychował już w Mathyr, pojęcie rodaków było trudne, najbliżej i tak było mu do Phyonix, ale tych tutaj mieszkańców też chyba darzył na swój sposób jakąś sympatią.
    — Sprzedaj to gdzie chcesz, ale tutaj wiem, że dostaniesz dobre ceny bez niepotrzebnej reklamy. Nie przyłożę ręki do badania czegoś co może zaszkodzić mojej stronie — wyjaśnił. Nie będzie jej zabijać czy powstrzymywać, jeśli będzie chciała zabrać to gdziekolwiek poza Polszą czy Fjellodzie, w tych dwóch przypadkach zapewne będzie wdawał się z nią w awanturę, tamte miejsce miały zbyt wiele na sumieniu, żeby z czystym sumieniem posłać coś z czego znowu mogli zrobić coś szkaradnego.
    Jej wyjaśnienia może i miały trochę sensu. Mimo wszystko go nie przekonywały. Ona miała swój punkt widzenia, a on swój, oboje ukształtowali go na podstawie własnych przeżyć.
    — Widzisz Luna, to kwestia perspektywy. Tam gdzie Ty możesz widzieć potencjalne przyszłe zagrożenie, możliwość obrony, ja widzę tylko krzywdę mojej potencjalnej rodziny. Zależy, z której strony na to spojrzysz, nie będę się z Tobą kłócił, ale ręki nie przyłożę do tego, żeby ktoś zabił mi bliskiego. Ty nie wiesz czy nie trafisz w przyszłości na krwiożerczego demona, a ja nie wiem, czy moja rodzina czy ja trafię na szalonego, popierdolonego człowieka, któremu marzy się czystka rasowa — zauważył, mając nadzieję, że na tym zakończą bezcelową dyskusję. Wolałby żeby zauważyła skąd on na to patrzy. Nie chciał niepotrzebnej krzywdy, ale jeśli już ktoś stworzy jakąś broń na potencjalne demony, to nie tak, że nie stanie do walki. Teraz po prostu musi mieć na uwadze, aby przyłożyć się bardziej do treningów, patrzeć uważniej na miejsca, w które zamierza się udać.
    Gdy już wrócił spojrzał jak przy nim kuca. No tak, nie uprzedził jej. Wiele osób nie lubiło też tej jednej konkretnej zdolności. Uważali ją za irytującą. W zasadzie nie dziwił się. Mimo wszystko stał przy swoim. Na ten moment drzwi od domu przy niej nie otworzy. Zwłaszcza, że chyba wierzyła, że inaczej nie można się tam dostać.
    — Magiczne wejście fenalisa jak widzisz — odpowiedział pół żartem, uśmiechając się delikatnie. Zaśmiał się też, gdy skomentowała jego garderobę.
    — Masz rację. Myślałaś, że ubieram skóry pokonanych wrogów? — zapytał żartobliwie. — Jak Ci się nie podoba, mogę Ci kupić fantazyjną koszulę na targu — zaproponował. Chociaż gdy spojrzał co zrobiła z jego koszulą, musiał przyznać, że całkiem dobrze na niej leżała po przeróbkach. Zaraz zabrał się też do pracy. Zawiązał włosy w niedbały kucyk, wyjął nóż do skórowania i zaczął robić pierwsze nacięcia na zwierzynie.
    — Tak — odparł, gdy zajmował się skórowaniem. Zdjął ostrożnie pierwszy płat skóry, mrużąc z zadowolenia oczy, słysząc charakterystyczny, przyjemny dla ucha dźwięk. To była najlepsza część. Jak skóra powoli, delikatnie z finezją oddzielała się od mięsa.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  31. - Hm? - musiał się chwilę zastanowić. - Cóż, córka wodza jest trubadurką, jej występy są bardzo... wciągające? Ciężko przestać na nią patrzeć, gdy występuje, trochę jakby hipnotyzowała - wyznał to jak on odebrał pokaz, a kiedy wspomniała o bieganiu, Mohe zaśmiał się krótko. - Ależ nie przebiegłem ani kawałka, jedynie wjechałem krzesłem w ścianę - przyznał rozbawiony. - Był to zwykły pokaz mojego przyjaciela, duch pojawił się nagle przy stoliku, został wezwany... - poczuł dreszcz na plecach. - Dość niepokojące, nadal mam ciarki - dodał. Uśmiechnął się i wzruszył ramionami, gdy wspomniała o zmianach planów. - Ja mogę, ale wiem, że niektórzy lubią mieć wszystko z góry ustalone. Chociaż szczerze, to nie wyglądasz mi na taką osobę - stwierdził odwzajemniając jej uśmiech. Zakończył jej warkocz i lekko pochylił się do jej ucha. - Pewna jesteś? Maczanki często wyzwalają w nas zwierzęce instynkty, przypominają afrodyzjaki - wyznał i odsunął się, by wprowadzić jeszcze ostatnie poprawki w fryzurze. - Nie jestem pewien czy chcesz poznać zarówno mnie, jak i siebie z tej bardzo wyzwolonej strony - przyznał ze śmiechem. Zioła z jego plemienia doprawdy dawały kopa, młodzi, którzy dopiero zaczynali z nimi przygody narzekali bardzo często na halucynacje, a te nie raz kończyły się czyjąś śmiercią. - Seks, zabijanie, polowanie, wszelkie doznania znacznie się nasilają, dają więcej przyjemności - poprawił ostatni warkocz i przesunął się odrobinę, po czym złapał brodę Luny i nakierował na swoją twarz, upewniając się, że wszystko wyszło równo. - Gotowe - spojrzał jej w oczy i puścił brodę. - Mówiłem, że będzie pasować - zadowolony z efektu przytaknął głową. - W ramach wdzięczności możesz pokazać mi swoją łajbę, a i przy okazji sama ocenisz nowy wygląd. Chyba masz tam jakieś zwierciadło, czy coś? - zapytał uśmiechając się lekko pod nosem.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  32. Tak, właśnie o to mu chodziło. Był zadowolony, że widział jego perspektywę. Właśnie dlatego w tej kwestii nie zamierzał jej pomagać, nieważne jak wdzięczny by był. Wszystko co mogłoby zaszkodzić jego rodzinie było dla niego jednym wielkim punktem zapalnym. Nie chciał wchodzić na grunt, który mógłby jego samego sprowokować. O ile jego klątwa była pod kontrolą, nie chciał ryzykować ponownego, nagłego przebudzenia.
    — Dziękuję za zrozumienie — odpowiedział po prostu, nie kontynuując dalej. Zastanowił się przez chwilę. Pamiętał jeden raport pewnego feniksa o demonie, który kontrolował umysł. Nie znał go. Być może na to mógłby coś zaradzić. Nikt z jego bliskich nie potrafił przejmować nad kimś władzy, a skoro ona nie chciała trafić na złego demona, był na to jakiś sposób.
    — W Argarze mieszka Yensen, robi różne magiczne runy. Słyszałem, że gdzieś w Mathyr czai się demon, który przejmuje kontrolę nad umysłem. Możesz go poprosić o amulet ochronny. Gdybyś na niego trafiła, jego moce byłyby bezużyteczne — powiedział po chwili. Akurat nim się nie przejmował, a mógł pokazać Lunie, że jest wdzięczny za okazaną pomoc i zrozumienie. Jemu po prostu chodziło o obronę bliskich, co zdawała się doskonale rozumieć. Inne demony mogły wrócić tam skąd pochodzą, byleby to co ważne dalej trwało, szczęśliwie.
    — Żebyś wiedziała. Bez drzwi dom po prostu brzydko wygląda, a nikt się nie włamie, ach te magiczne moce, takie niesprawiedliwe, co? — zażartował, uśmiechając się lekko. Oczywiście, jeśli potrafiła zamki otwierać, pewnie mogłaby się włamać, ale nie miała przecież w środku żadnego interesu.
    — Gdybym Ci kupił nową, tą bym wolał zachować dla siebie, możesz nie wierzyć, ale fenalisy nieskończonej garderoby nie mają — odpowiedział. Chociaż jego siostra zdawała się akurat mieć nadmiar ubrań. No ale to jedna osoba z całej czwórki aktualnie znanych żyjących hybryd feniksów.
    Skórowanie było naprawdę odprężające. Każde cięcie powinno być precyzyjne, żeby płaty odchodziły gładko, krew, która nie lała się na wszystkie strony, widok odsłoniętego mięsa, które można było potem porcjować, kły, pazury, ze wszystkiego można było później zrobić pożytek, a samo oprawianie, dla niego było to proces prawie magiczny. Spokojny, finezyjny, idealne pożegnanie życia.
    — Jest bardzo przyjemny — zgodził się z nią. — Odpręża, wymaga precyzji i skupienia, poza tym nie marnuje się zasobów — wrzucił kły i pazury do wiaderka i podał Lunie. Skóry zawieszał do suszenia, mięso odstawiał do kolejnego pojemnika. Gdy wszystko było już zrobione, umył to co trzeba było z krwi, aby każdy element był czysty. A potem obmył ręce. On też powinien zmienić koszulę. Aktualna była w końcu porwana. Wybrał pierwszą lepszą, których kobieta nie wybrała i szybko przebrał górną część garderoby.
    —- Jak wszystko wyschnie można wrócić i odbierzesz swoją część — zaproponował, musiał jeszcze zaprowadzić ją do gospody na strawę. Nie było sensu marnować tutaj czasu.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  33. Mogła się spodziewać, że przygoda w drodze do Argaru była czymś w stylu zapowiedzi, już wtedy myślała, że spotkało ją coś niesamowitego, ale w porównaniu z tutejszą codziennością tamto było niczym. Samo spotkanie z Akane i jej małymi córeczkami wywołało u Klary wiele emocji, a gdy dodać do tego różnorodność w wiosce… Ciężko było znaleźć granicę między zachwytem, a przerażeniem. Serce waliło w piersi młodej Polszanki prawie cały czas. Zaczynała rozumieć obawy monarszy, a jednocześnie nie mogła zrozumieć dlaczego ten, tak usilnie, stara się widzieć w tym wszystkim same wady. Doprawdy, niektóre sceny, jakie miała okazję widzieć, były iście bajkowe!
    Właśnie takie sceny sprawiały, że nie brakowało jej weny na nowe twórczości, znalazła kilka bardzo ciekawych miejsc i właśnie w nich przelewała swoje myśli na papier. Dzisiaj również postanowiła pobyć trochę sama, oddać się swojej fantazji i popłynąć w dal, w sferę marzeń.
    Jak wielki szok przeżyła, gdy pisząc zapomniała o Bożym świecie i nagle usłyszała głos za plecami. Drgnęła z cichym jękiem, jednak słysząc kontynuację swojej własnej twórczości, lekko się uśmiechnęła.
    - Też piszesz? – zapytała w odruchu, nie zauważając zamiaru dziewczyny i pozwalając by notes wylądował w jej dłoniach. – Hej! – wstała od razu, próbując odzyskać swój skarb, zmarszczyła przy tym gniewnie czoło. To było niemiłe! Nawet komplement jej nie usprawiedliwiał! – Przestań! – krzyknęła, gdy czytała na głos. Nie chciała by ktoś usłyszał, przecież wiele z jej tekstów było opartych na rzeczywistych postaciach, pisała w tym notesie nawet własne przemyślenia, całe szczęście na te nieznajoma nie trafiła. Klara w końcu przerwała gonitwę i przysiadła na trawie, wyraźnie naburmuszona, a kiedy dziewczyna usiadła obok, odwróciła od niej głowę, dopiero na oddanie zeszytu, szybko go zabrała i schowała w torbę.
    - Nie jestem zainteresowana! – burknęła. – Nie życzę sobie takich zachowań! Trochę kultury, Ty…! – prychnęła pod nosem i znowu odwróciła od niej wzrok, gryząc się w język. Nie pierwszy raz miała do czynienia z piratką. W Gospodzie bywały wieczory specjalnie dla nich, ale Klara nigdy nie lubiła wtedy pracować. Propozycja ze statkiem mogła być dość kusząca, chociaż chwilowa złość sprawiała, że Klara była zbyt przejęta by myśleć o korzyściach czy pozytywach. – Sama sobie pisz te swoje szanty… - burknęła jeszcze, ale słysząc o porwaniu spięła się wyraźnie. Chyba była nazbyt niegrzeczna… Spojrzała na dziewczynie przepraszająco. – Wybacz, po prostu nie lubię, gdy ktoś zabiera mój notes… Jest mój i… Wolę gdy jest przy mnie – wyznała. – Klara, jestem Klara – przedstawiła się i bardzo delikatnie uśmiechnęła. Mimo łagodnego usposobienia miała swoje „pięty Achillesa”.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  34. Oczywiście, że nie znał każdego demona. Jego rada miała być po prostu gestem dobrej woli, znakiem, że nie interesuje jej kogo zabija, dopóki nie dotknie jego bliskich, miał w głębokim poważaniu na to na kogo podniesienie szable. Nie odpowiedział więcej, gdy zapewniała go, że to nie wszystko co zrobi. Miała wolną wolę, nie miał zamiaru bawić się w boga, aby jej tego zabraniać. Co z tego wyniknie też było jej sprawą. Jeśli kiedyś przez to staną po dwóch różnych, cóż, najwyżej będzie mu przykro.
    Pokręcił głową. Naprawdę uczepiła się tych drzwi. Stał jednak przy swoim. Nie miał zamiaru jej dzisiaj wpuszczać do chaty. Nie było tam nic wartego jej uwagi. Koszulę już przecież już jej dał.
    — Skąd wiesz, że zgodzę się na trzecie? — zapytał po prostu. Zdawała się planować wiele rzeczy związanych z nim, a jego nawet nie pytała o zdanie. Za kogo ona się miała? Rządziła się jakby sama była jakąś księżniczką.
    — Nie musisz, sama mówiłaś, że jestem Ci winny koszulę, jak oddasz mi tą, dostaniesz inną — nie doprecyzował czy wtedy zakupi nową czy po prostu odda inną z własnej szafy. Pozostawił to już wyobraźni Luny. To nie tak, że miał mało ubrań. Posiadał wystarczającą ilość, aby stracić kilka egzemplarzy, nie umrze od tego przecież, prać potrafił. W razie czego też był dużym chłopcem, potrafił chodzić na zakupy.
    — Ładna biżuteria — skomentował w międzyczasie. Nie uszło jego uwadze, że ze swojej części trofeów zrobiła sobie całkiem osobliwą biżuterię. Drapieżną wręcz. Ciekawy gust, musiał przyznać. Nie spodziewał się, że i jemu zwiąże. Uniósł delikatnie nadgarstek, żeby lepiej przyjrzeć się rękodziełu. Zazwyczaj biżuterii nie nosił poza jednym kolczykiem na uchu. Bransoletki jednak nie zdjął. Poza rodziną nikt wcześniej nie dał mu prezentu. Uznał to za miły gest, który warto zatrzymać. A gdy zwierzę było martwe, nie czuł, aby jego elementy w jakiś sposób go osłabiały. Przynajmniej teraz. Najwyżej kiedyś ją zdejmie, jeśli poczuje efekty uboczne takiego spotkania.
    Arcemon, który prawie go dopadł. Tak, prawie robiło wielką różnicę. Dalej stał żywy, a teraz nie miał też już żadnych ran na ciele.
    — Tak i masz pasującą widzę — odpowiedział. Nie przeszkadzało mu to specjalnie. Ciężko żeby biżuteria się różniła się skoro zrobiła ją z tych samych elementów.
    — No to w drogę do Piasków Czasu — poinformował ją. Gospoda faktycznie nosiła taką osobliwą nazwę, ale pasowała w końcu do właściciela przybytku. Daleko nie mieli, na szczęście w Argarze dalej wszystko zdawało się być bardzo blisko, nieważne jak oddalona byłaby chata Darcy czy Morgany, miasteczko dopiero się powiększało, wiele miejsc nie miną przed dotarciem na miejsce.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  35. Ashana nie było w domu. Postanowił zabrać na porządne polowanie swojego bezimiennego moserta i Abyss. Nie zamierzała mu przeszkadzać, wspomniał, że chce iść sam, bo za bardzo się martwił arcemonami, zaczął wchodzić w tryb nadopiekuńczego brata i szybko straciła zainteresowanie przekonywaniem go. Zazwyczaj było to bez sensu, a miała okazję w spokoju uporządkować swój śpiewnik, w którym zapisywała własne inspiracje. Najwidoczniej dzisiaj czekał ją samotny dzień dla sztuki. Cóż, lubiła i takie dni. Przynajmniej mogła oddać się swojej pasji w spokoju. Przynajmniej dopóki nie usłyszała, że znowu otwierają jej zamek od drzwi. Zaklęła pod nosem. Ileż można było tłumaczyć temu upartemu chłopowi, że nie musi się włamywać. Też miało prawo do prywatności a jej zamek nie był obiektem treningowym dla łotrzyków. Już ją to zwyczajnie denerwowało. Ona nikomu nie włamywała się domu, pukała i czekała. Wstała i szybkim krokiem podeszła do drzwi. Wsadziła mocniej klucz do zamka i uderzyła w drzwi, zanim sama je otworzyła.
    — Gave kurwa mać spalę Ci te wytrychy, zobaczysz! — krzyknęła otwierając drzwi na oścież — Ile razy mam powtarzać, że masz pukać, drzwi zamyka się nie bez powodu do cholery! — dodała. Rozejrzała się jednak na wszystkie strony i nie zobaczyła bruneta. Czyli co? Złodziej? Jeszcze lepiej. Szmaragdowe oczy dziewczyny zmieniły kolor, jakby sama była gotowa bronić swojego domostwa. Skupiła się w poszukiwaniu oznak życia wokół siebie. Szybko znalazła bijące serce, wyczuła krążącą w żyłach krew. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła w tamtą stronę.
    — Czego chcesz? — zapytała, idąc w stronę kobiety.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  36. Naburmuszyła się na to krótkie „rozluźnij się”.
    - No jasne, bo tutaj w Aragrze to na pewno nikt nie umie znikać czy zamieniać się w drzewo! – bąknęła pod nosem. Niech się sama wyluzuje, jak ona nie lubiła takich tekstów. Jakby fakt, że nie bawią jej takie zaczepki był jednoznaczny z brakiem poczucia humoru. Znowu odwróciła od niej wzrok i wypuściła głośno powietrze.
    - Miło mi, ale z całym szacunkiem, jak będę chciała poznać Twoją opinię to sama pokażę Ci swoje teksty – wróciła do niej wzrokiem. – Podziękuję, podobają mi się takie jakie są, a ja nie sięgam po wpływy – oznajmiła z powagą, jednak zrobiło jej się głupio na jej kolejną uwagę. Nie kupiła co prawda gestu z ręką i pokręciła tylko głową na jej wybuch śmiechu. Miała wrażenie, że los ostatnio ją testował. Jakby trafiała na istoty, które mają ją sprawdzić w temacie lubienia samej siebie. Na słowa o jajach zmarszczyła lekko czoło i spojrzała na dziewczynę dość wymownie.
    - Większe jak już, nie więcej – poprawiła ją i przymknęła oczy, nabierając głębszego wdechu. Najwyraźniej nie dane jej było dziś zostać samą, a szkoda, odrobinę ją to irytowało, jeszcze ten cukiereczek… - Twoje zachowanie i te głupie przezwisko stosownie mnie zniechęcają do przyjęcia zaproszenia. Jak nie będę miała już żadnej innej inspiracji, to może zawitam do portu – odparła, a na słowa o szanty wzruszyła ramionami. – Dość gładko wymyśliłaś dalszą część mojej historii, może to po prostu buty, których jeszcze nie nosiłaś? – zaproponowała już znacznie łagodniej.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  37. W tym temacie zdecydowanie myśleli inaczej. On nie zdążył jeszcze pomyśleć o kolejnych spotkaniach, kiedy to pierwsze nie dobiegło końca. Spojrzał na nią z szelmowskim uśmieszkiem, mrużąc delikatnie oczy.
    — Aż tak Ci się podobam? — zapytał, głównie żeby ją zaczepić, zobaczyć jak reaguje na różne wbijane szpilki i czy kiedyś obrazi się na niego za jego charakter. Nie powiedział jednak, że nie zgadza się na kolejne schadzki. Faktycznie zdawała się za bardzo drążyć temat badania arcemonów, ale poza tym, cóż była zbyt ciekawa, żeby rozstać się po jednym spotkaniu. Patrzył jak okręca się wokół własnej osi, dokładnie lustrując ją wzrokiem.
    — Rozumiem, że odmówić też nie mam prawa? — zażartował. Nie wiedział co przyniesie los, ale na ten moment i tak pewnie by się zgodził. Dlatego wolał teraz nie udzielać odpowiedzi.
    — Ciekawy zwyczaj, robota też, masz zręczne dłonie — stwierdził jeszcze raz zerkając na swoje dzieło. — To prawda, ubiliśmy, Ty nawet całkiem śpiewająco. To była szanta swoją drogą? — zgodził się z nią, aby w końcu samemu wykazać jakieś zainteresowanie kobietą. Był ciekaw wielu aspektów z życia Luny po prawdzie. Nie wszystkiego dawało się dowiedzieć w swoim czasie. Poza tym, wystarczyło powiedzieć jej bardzo niewiele, żeby sama zaczęła mówić całkiem sporo. Naprawdę musiała go polubić, skoro tak łatwo dawała się ciągnąć na język. Och, zaraz zrobi mu się jeszcze ciepło na sercu.
    Droga do gospody nie była długa. Szybko znaleźli się w Piaskach Czasu. Otworzył przed nią drzwi, przepuszczając jak prawdziwy dżentelmen, którego podobno tak bardzo szukała. Być może nie wpisywał się w każdy aspekt tego archetypu, ale jako książe maniery znał. A tym razem postanowił o nich pamiętać. Zatańczyć? Pokręcił głową.
    — Zazwyczaj nie tańczę — ostrzegł ją. Nie był w tym beznadziejny, nie przy swoich rodzicach i siostrze. Radził sobie całkiem sprawnie na parkiecie. Mimo wszystko nie było to jego ulubione zajęcie.
    — Nie bywam zbyt często, zazwyczaj biorę to co szef kuchni poleca, jeszcze się nie zawiodłem — poinformował ją idąc tuż przy niej do szynkwasu. Zamówił niejaki dzisiejszy hit. Polędwiczki z gorry z rusztu z opiekanymi warzywami. O ile też pamiętał, akurat trafili, bo gorry żyły przede wszystkim na tej wyspie. Więc miała swoje argardzkie danie. Do tego zamówił dwa spore kufle piwa prosto z piwniczki Meliodasa. Podobno wspaniale pasowały do dania, a on nie oponował.
    — Wybierz nam miejsca — poprosił. Skoro to ona miała mieć dzisiaj okazywaną wdzięczność, powinna siedzieć tam gdzie jej się zamarzy.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  38. Teraz mogła przyjrzeć się lepiej intruzowi. Bardzo ciekawe bo wyglądała niezwykle podobnie do tej tajemniczej, ciekawej kobiety, o której Ashan nie chciał zbyt dużo jej zdradzić. Gdy usłyszała “laleczka” była już pewna, że to o nią chodziło. Uśmiechnęła się lekko. Ciekawą kompankę sobie znalazł do schadzek. Musiała mu to przyznać. Nie dała jej dojść do słowa, zanim nie zaczęła przeklinać brata na wszystkie strony. Ona? Z rodzonym bratem? Uśmiech dziewczyny szybko przerodził się w grymas obrzydzenia. Sama myśl o tym. Na wszystkie pieprzone ognie, jak można w ogóle było sugerować coś tak paskudnego.
    — Będę zaraz rzygać przez Ciebie — mruknęła, zasłaniając koszulą, którą jej dała usta. Odwróciła się na chwilę od Luny, żeby zaczerpnąć powietrza. — To mój brat! Fuj! Kurwa mać… nie… — zaczęła, schylając się. — Ja pierdole, kurwa… — poprzeklinała jeszcze przez chwilę, zapominając na chwilę o wściekłej piratce, której ktoś nie był łaskawy wspomnieć o tym, że mieszka pod dachem siostry. Ależ ona da mu za to popalić. Dosłownie. Dopilnuje, żeby kuper mu zapłonął za to co musiała właśnie przejść. Jej wyobraźnia właśnie okazała się najgorszym wrogiem. Zdecydowanie zbyt długo wyrzucała wszystkie obrzydlistwa z głowy, które jej właśnie zasugerowała. Po dłuższej chwili wróciła do niej wzrokiem, uśmiechając się, chociaż było widać, że walczy właśnie z własną żądzą mordu na starszym bracie.
    — Ashan to mój starszy brat, tak nie jest podobny, ale to tylko i wyłącznie mój brat. Nawet nie próbuj więce… nie naprawdę się porzygam! Kuźwa… — znowu się od niej odwróciła i odsunęła na kilka kroków, jakby faktycznie miała problem z tym, aby dzisiejszy obiad został w żołądku.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie ruszył się, gdy do niego podeszła. Nie ruszył się też nawet na milimetr, gdy przejechała po jego klatce piersiowej i zaczęła bawić się czerwonymi włosami. Przechylił delikatnie głowę w bok, przyglądając się wszystkiemu co robiła. Lubiła flirty, to było już dostatecznie oczywiste. Nie omieszkał ponowić to pytanie w przyszłości. Chociaż nie powiedział jeszcze, że będą się zapewne dalej spotykać, sama zachowywała się tak, jakby nie dawała mu wyboru. Nie miał zamiaru w tym wypadku jej zapewniać. Lubił uwagę jaką go darzyła. Samemu założył kosmyk włosów Luny na jej urocze ucho. A gdy zaczęła dalej żartować i oddalać się od niego, po prostu szedł w stronę gospody. Gdyby chciał mógłby zostawić ją na lodzie już teraz. Przecież faktycznie nie byłaby w stanie zmusić go bez używania siły do jakiejkolwiek komunikacji. Mimo wszystko cieszył się wszystkimi interakcjami jakie wspólnie dzielili.
    — Zasłyszana w porcie? Może jeszcze powiesz mi, że w tym? — zapytał, patrząc na nią z lekkim rozbawieniem. Nie wyglądała, jakby niedawno usłyszała tę szantę. Z pewnością musiała znać ją od dłuższego czasu, biorąc pod uwagę z jakim komfortem ją śpiewała. Musiała zdążyć się już z nią o być. — Wydaje mi się, że znasz ją od dawna, w końcu wyglądasz na całkiem doświadczoną morską wilczycę — dodał do swoich przypuszczeń. Szabla, szanty, wesołe usposobienie i zamiłowanie do błyszczących monet, z którego sama parę razy zażartowała, najlogiczniejszym było, aby wziąć ja za doświadczoną piratkę.
    Westchnął.
    — Zazwyczaj znaczy, że nie muszę tego lubić — zauważył. Wziął kufle piwa, które od razu mu podano, jedzenie miało dotrzeć za jakiś czas- świeże i gorące. Musieli jedynie wybrać sobie stolik i poczekać. Nie był specjalnie zadowolony z wyboru stolika. Domyślał się jakie mogły czaić się za tym plany. Ale nie cofnie się teraz. Jak już powiedziało się hop, trzeba było skoczyć, nawet jeśli skok z pewnością będzie uciążliwy. Usiadł wygodnie na krześle, podając jej trunek. W tle grał nieznany mu jeszcze bard, chociaż faktycznie można było się przy nim zrelaksować. Z pewnością dzisiejszy muzyk nie był też z Argaru, muzyka była zbyt mathyrska.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  40. Dała jej koszule, nawet nie patrząc na Lunę. Była zbyt zajęta wewnętrzną walkę. Może nie byłoby to takie obrzydliwe, gdyby nie fakt, że poprzedni władcy Phyonix zasłynęli z kazirodztwa, w ojczyźnie był to pewien rodzaj tabu w niektórych kręgach. Sama Darcy brzydziła się takimi historiami. Nie rozumiała tego, brzydziło ją to. Po prostu nie umiała inaczej zareagować.
    — To mnie tak nie obrzydzaj — mruknęła, podchodząc do krzaków. Krzaki na szczęście pachniały na tyle odświeżająco, że zdążyła się szybko uspokoić. Zaczerpnęła więc życiodajnego powietrza i wróciła do kobiety, przecierając skronie. Mogła zrozumieć, że nie byli podobni fizycznie, ale dlaczego pierwszym skojarzeniem był związek skoro była od niego ewidentnie dużo młodsza. Zdecydowanie zbyt młoda na ożenek. Przynajmniej w Phyonix. Dorosła jeszcze nie była.
    — Niestety, tylko Ashan wdał się w ojca z wyglądu, ma tylko kolory po matce, ale to nie powód, żeby… nieważne. Na przyszłość, Ashan ma jeszcze jedną siostrę, Morganę, wysoka, czerwone włosy i czarne jak otchłań oczy. Jej też nie pomyl proszę. Mój brat jest samotnym kawalerem, który najwidoczniej miał ochotę na durny żart, już ja mu pokażę durne żarty — wyjaśniła, uśmiechając się nieco szerzej. Musiała się na nim zemścić za to co właśnie przeszła. Och, jeszcze będzie ją przepraszać za tą swoja durną tajemniczość. Westchnęła. Pierdolony laik. Nic jej nie opowiedział. Kompletnie nic. Sama poklepała Lunę po plecach.
    — Zapewniam Cię, że nie jestem biedna i on też. Ashan ma bardzo dużo własnych pieniędzy — zaczęła tłumaczyć. Najwidoczniej jeśli ona tego nie zrobi, Luna nigdy niczego się nie dowie, a polubiła już opowieści o ich schadzkach. Czekała na kolejne, więc nie mogła pozwolić, by głupota brata pozbawiła ją ciekawych historii.
    — Ashan to książe z Phyonix, kraju za ognistymi górami Siviet Lasku, przybył tutaj żeby zwiedzić resztę kontynentu, u mnie zatrzymał sie na chwilę, ale nikt go nie utrzymuje. Potrafi na siebie zarobić, poluje, skóruje, bierze zlecenia z pobliskich wiosek dla najemników, zapewniam Cię, że ma teraz grubszą sakiewkę nim zanim wyruszył w swoją podróż — urwała na chwilę. — A jeśli chcesz mu przemówić do rozsądku, chętnie pomogę. Sama mam ochotę utrzeć mu nosa za to co musiałam przejść przez wasz brak komunikacji, który był pewnie tylko i wyłącznie jego winą i tej całej ignoranckiej tajemniczości, która podobno jest taka fajna. Ta zniewaga krwi wymaga.


    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  41. [znowu będę ucinać, bo mamy dwie chronologie ponownie XDD ]

    Zauważył rumieńce. Można powiedzieć, że się ucieszył. Z pewnością połechtały mu ego. Poza tym, przeszło mu przez myśl, że mimo całego animuszu jaki posiadała, faktycznie całkiem łatwo było ją zawstydzić. Doprawdy, interesujące, czyżby nie była jednak taka pewna siebie. Było to jednak nieco dziwne. Spodziewał się nieco innej reakcji. Biorąc pod uwagę jej charakter i urodę, z pewnością nie jeden mężczyzna już się o nią zabijał. Możnaby pomyśleć, że powinna być przyzwyczajona do podobnych względów. Widocznie chowała więcej tajemnic niż możnaby przypuszczać.
    Faktycznie to co dopiero się budowało w Argarze na ten moment portu nie przypominało. A przynajmniej żadnego portu, o którym czytał. Po prawdzie nie widział prawdziwego portu na oczy. Z jej wypowiedzi zdążył jednak wywnioskować, że bywała jednak w innych, bardziej rozwiniętych, portach. Co niejako potwierdzało jego teorię o byciu piratką. Jej kapitan? Tak, oczywiście, bo nie miała własnego statku, zdobytego chociażby siłą ze swoim nawykiem rozstawianiem go po kątach. Jeśli robiła to z nieznajomym, to co musiała robić ludziom, których zna?
    — Myślałem, że już ją nagradzam. Co chwilę dowiaduję się o nowych warunkach — odpowiedział z lekkim uśmiechem, gdy dalej była uczepiona tematu wspólnego tańca. Nie zaprzeczył, ale też niczego nie obiecał. Zobaczy gdzie go poniesie Luna razem z alkoholem. Drzwi definitywnie jeszcze nie zamknął. Sam upił łyk piwa, rozsiadając się wygodniej na krześle. Założył jedną rękę za poręcz. Póki nie było jedzenia, nie była mu jeszcze potrzebna. Stuknął się z nią kuflem.
    — Za spotkanie — zawtórował. Zlustrował ją następnie wzrokiem, zastanawiając się co faktycznie jeszcze z niej wyczytał. — Nie pochodzisz z kontynentu, nie wiem czy urodziłaś się na morzu czy nieodkrytej przez kartografów wyspie. Masz władzę na statku, może jesteś nawet kapitanem, bardzo łatwo rozstawiasz każdego po kątach, jesteś świetną wojowniczką. Walczysz z luzem, ale bardzo sprawnie. Jesteś lekkoduchem, walka to moment, gdzie śmiejesz się śmierci w oczy, lubisz kpić z przeciwnika. Nie miałaś jeszcze żadnego partnera romantycznego, zbyt uroczo się rumienisz, kto wie, może jestem nawet pierwszym, którym jesteś nieco bardziej zainteresowana, dalej w życiu nie przyjęłabyś ode mnie rozkazu. Jesteś uosobieniem wyzwolonej, silnej kobiety — upił kolejny łyk i spojrzał w złoty, chmielowy napój, przyjmując poważny wyraz twarzy, który zaraz przerodził się w delikatny uśmiech, gdy uniósł delikatnie jeden kącik ust. — Lubię to w kobietach, niezależność, wolnego ducha. Masz ciekawą osobowość — dodał na koniec. Rozgadał się na ten moment wystarczająco.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  42. Nawet jeśli nie myślała o pieniądzach, nie czuła się wykorzystywana przez brata. Lubiła jego towarzystwo mimo wszystko. To jej starszy, gburowaty braciszek. Mogła być przy nim pełną sobą bez poczucia, że ktoś ją ocenia czy skomentuje. Poza tym, dobrze mieć było jeszcze jedną bliską osobę przez wszystko co ostatnio się stało. Bardziej ona go wykorzystywała, zatrzymywała w dalszej podróży. Chociaż teraz, kiedy była tutaj Luna, nie czuła się aż taka winna. Nie tylko przez nią opóźniał dalszy wyjazd. Tego była pewna.
    — W każdym razie, nie myśl o nim źle. Każdy w rodzinie ma dziwny charakter. On nie lubi gadać, pewnie nie chciał, albo planował jakąś niespodziankę, ale najwidoczniej sama lubisz go zaskakiwać bardziej i nie grzeszysz cierpliwością — odpowiedziała.
    Cóż, sama może powiedziała jej teraz zbyt wiele na jego temat. Cóż, w takim razie może potraktować to za pierwszą część zemsty za nieporozumienie do jakiego doprowadził. Długo mu tego nie zapomni jakby nie patrzeć. Zasłużył na srogie bęcki. Zaśmiała się na jej prośbę. Przytaknęła Lunie głową.
    — Jasne, będę milczeć o nim jak grób. Ja nazywam się Darcy, gdybyś była ciekawa. Twoje imię już znam, Luno — odpowiedziała. Cóż, nie miała zamiaru ukrywać, że Ashan zdążył już pochwalić się ich pierwszą schadzką i walką z arcemonami. Być może doda nieco pikanterii do tej relacji. W końcu ten but lubił o niej rozmawiać.
    — Powodzenia w utarciu mu nosa w takim razie — zgodziła się z nią. Bez niej też mogła się zemścić.
    Ona nie potrafiła we flirtowanie? Bardzo możliwe. Nie miała nigdy chłopaka. Nie lubiła też, gdy ktoś się do niej zalecał, więc nie widziała sensu w rozwijaniu tej umiejętności. Wzruszyła ramionami na ten komentarz. Nie spodziewała się tak bezceremonialnie wprosi się jej do domu. Zwłaszcza, że miała już inne plany.
    — Zdajesz sobie sprawę, że właśnie wpraszasz mi się do domu na moje jedzenie? — zapytała z lekkim przekąsem, patrząc na nią.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie widział w tym wielkiej różnicy. Okazywanie wdzięczności była w jego oczach praktycznie tym samym co nagradzanie. Nie prosił przecież o pomoc. Docenił i nie pogardził oczywiście, ale to nie tak, że błagał ją na kolanach. To że chciał się odwdzięczyć było przecież aktem dobrej woli.
    — Wisiałem? Sam ją zaproponowałem, zgodziłem, ale nie musiałem. Do tego koszula. Mogłem być chujem i po prostu sobie pójść po podziękowaniu — zauważył, uśmiechając się nieco szerzej. — Bardzo chciwa jesteś — dodał z przekąsem. Zaśmiał się delikatnie. Nie poprawiła go. Ciekawe czy trafił w punkt, czy po prostu nie chciała wyprowadzać go z błędu. Ona za ta trafiła trafiła w wielu miejscach.
    — Pochodzę z kraju za Siviet Lasku, statkiem się tam nie dostaniesz — przyznał jej rację. — Mam tutaj część rodziny — zdradził w końcu rąbek z własnych tajemnic. W Argarze bywał mimo wszystko dość często jak na księcia z innego kraju, ale tak, dalej zawsze był tutaj bardziej jako gość. Dopiero teraz faktycznie zagrzał sobie na dłużej miejsce, na tyle, żeby urządzić sobie własną izbę po swojemu, czy poszerzyć stajnię Abyss dla jego “brata”. Był też arogancki, przynajmniej w stylu bycia. To nie tak, że nie szanował ludzkiego życia. Szanował, dopóki ten szacunek nie kłócił mu się z jego własnymi zachciankami. Być może był przez to potworem. Zauważyła nawet zmianę w oczach. Naprawdę uważnie go obserwowała. Zaśmiał się i upił łyk piwa. A później spojrzał jej prosto w oczy, kiedy do niego podeszła. Nie oponował, sam odwrócił się w jej stronę, rozszerzając nogi, aby mogła się bardziej zbliżyć. Prychnął na to stwierdzenie. Miał się z nią teraz o to wykłócać? Jakby miało mu to dodać męskości. Czyjąś wartość i charakter poznawało się głównie po czynach. Skoro odniosła takie wrażenie - trudno. Wzruszył ramionami.
    — A dalej ciągle informujesz mnie, że nie odpędze się ze schadzek z Tobą. Bycie miękką bułą może nie jest takie złe, hm? — odpowiedział, przysuwając delikatnie twarz do jej ucha. Pokręcił głową i odsunął się, opierając się z powrotem na krześle. Jeśli chciała go obrazić, to próbowała ze złej strony. Nie miał delikatnego ego, które ciągle trzeba było łechtać. Nie uciekał od komplementów i podziwów, ale też nie zabiegał o nie. Najważniejsza była jego własna percepcja.
    — Uważaj bo się zarumienię — dodał na koniec. W międzyczasie dostarczyli im już jedzenie do stolika.
    — Smacznego — powiedział do niej, sięgając po sztućce.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  44. — Nie powiedziałem, że boli. Zatrzymaj ją, mówiłem już, że nie chce jej z powrotem — przypomniał jej. Ta jednak nie przestawała. Westchnął. — Jesteś ekshibicjonistką? — zapytał pół żartem pół serio. Zdawała się bardzo zadowolona z tego co robi. Mimo wszystko nie bardziej niż część znajdujących się mężczyzn w budynku. A właśnie takich łakomych spojrzeń w jej stronę wolał uniknąć. Nie ingerował więcej w to co robi. Chciała się rozbierać przed innymi - jej sprawa. Nie angażował się też w dalsze flirty. Nie zareagował, gdy przesuwała po nim smukłą dłonią w dość wyzywający sposób. Przyglądał się wszystkiemu w najbardziej znudzony sposób jaki potrafił. O ile było na czym oko zawiesić, nie chciał jej pokazać, że ciało kobiety robi na nim wrażenie. Oczywiście, że była piękna, cieszyła oko, ale po co było nagradzać takie zachowanie dalszą uwagą? Nie był psem, żeby rzucić się jej na kolana tylko dlatego, że potrafiła seksownie, ostentacyjnie zdejmować jego własne ubrania z siebie, wyzywając go przy tym. Wziął koszulę, którą w niego rzuciła. Wstał na równe nogi, podszedł do niej i założył jej czarny materiał na ramiona.
    — To jest Twoje — powiedział jej cicho do ucha, pochylając się lekko do ucha Luny. Następnie odszedł do niej i udał się w stronę największego skupiska oczarowanych jej względami panów.
    — Panowie, trochę kultury — zaczął. Powiedział do nich jeszcze parę innych słów, ale na tyle cicho, by dotarły tylko do tamtych jegomości. Oczy błysnęły przez ułamek sekundy na czerwono. Uśmiechnął się w najbardziej uroczy sposób jaki potrafił i poklepał jednego z nich po policzku.
    — Cieszę się, że się rozumiemy, bo naprawdę byłoby szkoda, prawda? — zaśmiał się. Przytaknęli i jak na zawołanie przenieśli się na drugi koniec gospody. Kojarzył już tych mężczyzn. Nie byli stąd, ale często bywali w Argarze. Ten typ, który miał słabość do młodych, pięknych kobiet, mimo posiadania własnych żon. Kiedyś uciął sobie z nimi pogawędkę. Teraz po prostu przypomniał im piękne chwile, jakie spędzili razem, gdy myśleli, że nikt nie widzi, jak rozbierali Akane i Darcy wzrokiem, gdy razem występowały na tutejszej scenie. Ashan może i nie okazywał bezpośredniego zainteresowania Lunie, ale z pewnością potrafił być bardzo zazdrosny o każdego i wszystko co przykuło jego uwagę. Wrócił do ich stolika i zabrał się za jedzenie.
    — Jak smakuje gorra? — przeszedł zręcznie do innego tematu. Nie traktował swojego popisu jako pokaz rycerstwa. Nie miał zamiaru odpędzać też każdego, kto się za nią ślinił. Z częścią po prostu zdążył już się “zaprzyjaźnić”. Poza tym, wolał mieć jej uwagę na wyłączność. Wolałby, żeby nikt teraz nie próbował z nią flirtować.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  45. Nie mówiła nic więcej na ten temat. Skoro chciała sobie sama wyrobić opinię, to niczego już nie dodawała. Po prostu chciała, żeby wiedziała, że co jak co, ale akurat jej rodzina jej nie wykorzystuje. A z całą pewnością nie włamuje się jej do domu w ten piękny dzień, który zdążyła już sobie zaplanować, nastawić się na robienie pewnych rzeczy.
    — Nie rozumiem co płeć ma do tego — zauważyła, gdy przystanęły na chwilę przed jej domem. Odsunęła się też od niej, żeby się niepotrzebnie nie dotykały. Mimo wszystko nie znała jej jeszcze, a wtedy dystans był dla niej ważny. Potencjalna partnerka schadzek Ashana czy nie, dla niej dalej była obca.
    —- Chodzi o to, że próbowałaś się włamać mi do domu, teraz się do niego wpraszasz i nie chodzi mi o gorszenie, po prostu nie zapytałaś nawet czy nie mam już innych planów, może czekam na innego gościa? Rozumiem rządzenie się Ashanem, ale nie możesz każdego tak po kątach rozstawiać. Jak chcesz żebym Cię ugościła to może zapytaj? Nie przyjaźnimy się jeszcze, żeby tak się wpraszać bez pytania —- wyjaśniła co miała na myśli. Zaraz też westchnęła.
    — Nie wpuszczę Cię do jego pokoju. Chciałaś się sama o nim dowiadywać, a tam ma sporo prywatnych rzeczy. Włam mu się do garderoby, jak on będzie w domu — zaproponowała takie wyjście z sytuacji. Tak, chciała się na nim zemścić, ale to dalej był brat, myślała bardziej o przygotowaniu wiadra z wodą na wejściu do drzwi, czy zrobieniu mu potężnie rzucającej na nogi herbatki na powitanie, ale nie pokazywaniu jego prywatnej przestrzeni obcym pod jego nieobecność.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  46. Mógł jej niczego nie dawać, bo taka była prawda. To nie tak, że ktoś na nim chęć odwdzięczenia się mógł wymusić, sama by pewnie tego nie robiła, gdyby nie uznała, że jest warta zachodu. Mimo wszystko chciał, aby tą koszulę zatrzymała. Po prostu nie lubił się obnosić z własnym chceniem. Chociaż czasami zdarzały się wyjątki, tak jak przed chwilą, gdy chciał pokazać, że banda, z którą zdążył już się zapoznać, że nie powinni mieszać się tam, gdzie nikt ich mile nie widział. Przypomniał im po prostu, co może się stać, gdy zadrą z nieodpowiednią kobietą. On był jedynie dodatkiem, przysłowiową wisienką na torcie. Niestety, nikt poza nimi tego nie usłyszał.
    Wysłuchał jak ocenia danie. Faktycznie za kuchnią nie siedział dzisiaj ktoś wybitny, sos zbyt mocno odznaczał się na tle reszty dania. Ostrość mu nie przeszkadzała specjalnie, chociaż był pewny, że sam zrobiłby coś niewiele gorszego, a to nie był dobry znak dla potrawy. Uśmiechnął się lekko.
    — Zazwyczaj można zjeść tu lepiej szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nawet ja niewiele gorzej gotuje — odparł, biorąc kolejny kęs. Oczywiście nie wszystko, bo akurat samo mięso było jego zdaniem zrobione naprawdę dobrze. Podręcznikowo, miało idealną strukturę, a gdy od dania odrzucić sos, naprawdę możnaby cieszyć się posiłkiem. Sam zaczął jeść bez sosu, popijając co jakiś czas piwem. Do barda dołączyło paru innych muzyków. Westchnął, zdecydowanie zmieniali repertuar. Spojrzał przez okno na porę dnia. No tak, niedługo zaczną grać coś bardziej skocznego do tańca, a to znaczyło, że zapewne niedługo zacznie swoje kolejne podchody. Wziął większy łyk piwa i spojrzał na Lunę, jakby chciał się domyślić po mowie ciała co zaraz będzie chciała zrobić. Banda przedstawiła się i zaprosiła chętnych na parkiet, zaczynając przygrywać skoczną melodię.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  47. Zaśmiała się na jej słowa.
    — A czym to się różni od włamania? Nie mówiłam, że chciałaś mnie okraść. Włamanie to wchodzenie bez pytania — zauważyła, a gdy usłyszała o swoim bracie westchnęła. Nawet ona nie spodziewała się, że potrafi być aż tak niemożliwy. Najwyraźniej próbował ją oszukać. Nie chciał żeby wchodziła. Najwidoczniej w trakcie ich spotkania zmienił percepcję na temat piratki, gdy odeszli już od domu. Wzruszyła ramionami.
    — Ja tak nie potrafię, gdybym potrafiła, przez niektórych zamurowałabym te drzwi, uwierz — puściła jej oczko. Miała oczywiście na myśli swojego cudownego przyjaciela, który również traktował zamknięte drzwi tak, jakby były tam bez powodu, ewentualnie do poćwiczenia zdolności otwierania zamków. Brak drzwi z pewnością zapewniłby jej więcej prywatności. Niestety, tylko Ashan z ojcem potrafili bawić się w takie sztuczki, więc o domostwie bez drzwi może co najwyżej pomarzyć, w trakcie poszukiwania lepszego zamka.
    — Planowałam dzień bez gości, tylko ja i moje zainteresowania, ale niech już będzie… tak jestem gadułą — odparła, wyprzedzając Lunę. Zaprosiła ją do środka i poprosiła, aby się rozgościła. Przynajmniej będzie miała okazję samej wyrobić sobie o niej zdanie.
    — Obiadu nie mam dzisiaj, owoce i lemoniada to wszystko co mogę zaproponować — powiedziała, sięgając po dzbanek oraz misę wypełnioną po brzegi kolorowymi bulwami.
    — Tak, opowiadał o Tobie — zaczęła, podając jej poczęstunek. Sama usiadła niedaleko, polewając napój do obu szklanek.
    — Wolałabym, żebyście swoje flirty odbywali poza moim domem. Nie możesz mu się po prostu włamać do serca, czy coś? — zaproponowała, gdy wspomniała o szukaniu innego sposobu do dostania się do jego pokoju. Wystarczyło jej własnych włamujących się gości, żeby mieć jeszcze na głowie Lunę. Będzie musiała chyba wykopać brata i poszukać mu innego lokum.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiechnął się lekko. Sam zaczął. Chociaż tak czy siak był pewien, że nic gorszego w życiu jej spotkać nie może niż jego kuchnia. Już myślał, że sama poleci na parkiet, albo znajdzie partnera spośród tych, którzy już zdążyli zacząć wpatrywać się w nią w jak obrazek. Postawiła jednak dalej na niego. Całkiem miłe z jej strony. Mimo wszystko zadawała trudne pytania. Westchnął. Wzruszył ramionami.
    — Nie śmieje się nigdy od ucha do ucha, jestem raczej sztywny — zaczął, upijając kolejny łyk. Posiłek już skończył, toteż znowu rozłożył się wygodniej na krześle, kolejny raz zarzucając ramię na oparcie. Musiał przez chwilę pomyśleć. To nie tak, że nie lubił wszystkiego co otaczało go w świecie. Potrafił znajdować przyjemności.
    — Lubię trenować, polować, czas z rodziną też cenię czy z kilkoma innymi bliższymi osobami, tytoń, alkohol, ale tylko w dobrym towarzystwie, wydaje mi się, że jestem całkiem nudny — wzruszył ramionami. Faktycznie nie mógł znaleźć sobie żadnej cechy, która mogłaby tak po prostu przykuć uwagę, czy zająć kogoś swoją osobą, by ta patrzyła na nią z wypiekami na twarzy.
    — A Ty? Jaka jesteś? Widzę, że potrafisz śmiać się od ucha do ucha — odbił piłeczkę.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  49. — Włamanie w moich oczach to wejście do czyjegoś domu bez pozwolenia. Gdybyś zniszczyła drzwi czy zamek to byłoby zniszczenie mienia, a gdybyś do tego dodała zabranie czegoś ze sobą, wtedy byłaby to kradzież z włamaniem. Najwidoczniej mamy różne definicje — odpowiedziała. Zdania zmienić nie zamierzała. Nikt jej do tego nie przekona. Do tego domu włamywano się zdecydowanie zbyt często. Musiała chyba kupić jakiś magiczny zamek, który otwierałby się tylko na jakiś kod, albo najlepiej przy krwi, wtedy nikt więcej by nie wszedł.
    — Okna można wybić to prawda, ale zamkniętych tak łatwo… czy możesz nie obesrwować tego domu pod kwestią włamania? — przerwała własny wywód, stając przed nią, jakby chciała zasłonić jej widok. — Naprawdę, dogadałabyś się z Gavem, zero prywatności… — mruknęła. Naprawdę będzie musiała brata wyrzucić prędzej niż później.
    Szybko przeszła jej ta delikatna irytacja. Nie umiała długo chować urazy, jeśli ktoś wydawał się w porządku, a ona przecież zdążyła złapać sympatię Ashana, a i jej nie zdawała się zła. Po prostu nie szanowała jej prywatności w jej własnym domu. A to akurat nie było dla niej nic nowego. Uśmiechnęła się, gdy przystała na owoce, sama uwielbiała właśnie takie przekąski, a wszystko było świeże, zakupione z rana na targu. Patrzyła jak rozgląda się po mieszkaniu.
    — Gram, śpiewam, tańczę, cały pakiet można powiedzieć — zaśmiała się. Mogła wspomnieć, że jej brat jak każdy gra na pianinie, ale miała nic już przecież więcej nie mówić. Później znowu wróciła do słuchania. Miała rozsądny plan, co więcej, wyglądało jakby sama była zainteresowana tym planem, bo ciekawił ją brat. No, no, Ashan, cicha woda brzegi rwie. Uśmiechnęła się szerzej.
    — Czasami tak, jak ma się kogoś z kim warto flirtować i szanuje Twoją przestrzeń. Jesteś tutaj nowa, prawda? — sama podeszła kawałek bliżej, przybierając konspiracyjną poze oraz minę. — Uważaj, część Argarczyków bardzo olewa przestrzeń osobistą, całusy, macanie, wszystko jest dla nich zabawą. Na takich Twoja szabla się przyda — poradziła jej, wskazując palcem na jej broń.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  50. — A po co to zmieniać? — zapytał. Nie rozumiał tego podejścia. On siebie lubił takim, jakim był. Potrafił się uśmiechać, potrafił też docenić osoby, które swoje emocje pokazywały na każdym możliwym kroku. On po prostu taki nie był. Nie potrafił skakać z radości, nie umiał okazywać emocji, jemu to nie przeszkadzało. Doceniał, kiedy inni nie zmuszali go do zmiany charakteru.
    — Potrafię cieszyć, po prostu nie pokazuje tego jak Ty. Na przykład teraz się dobrze bawię — odpowiedział. Nie widział w tym niczego złego. Przecież nie każdy musiał sprawiać wrażenia bycia w każdym miejscu na raz. Poza tym, wolał przesadnie się nie emocjonować, jako dziecko zdążył już przez to narozrabiać, stoicyzm zwyczajnie mu służył.
    — Nie brakuje mi tego, po prostu nie pokazuje swoich emocji — wyjaśnił z nadzieją, że jednak zmieni swoje plany.
    Zaczął słuchać o jej charakterze. Nie kłóciło się to z tym jak on ją widział. Naprawdę bardzo łatwo pokazywała swój charakter, była lekkoduszna, wesoła, a co najważniejsze z przyjemnością dyktowała mu wszystko co miał robić. Westchnął delikatnie. Byli przeciwieństwami. Ją bardzo to chyba raziło. Pokręcił głową. Wstał na równe nogi, gdy muzykanci zaczęli grać tir na nog. Podszedł do Luny i podał jej rękę.
    — Zapraszam — zaproponował taniec. To prawda, zazwyczaj nie tańczył, ale jak wcześniej mówił, nie nienawidził tego. Umiał znaleźć w tym przyjemność, gdy melodia mu nie przeszkadzała, czy miał kogoś z kim faktycznie była to przyjemność a nie książęcy obowiązek.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  51. Czasem? Wyprostował się na krześle. Przecież uśmiechał się chociażby do niej czasami, w pewnych sytuacjach nawet tego nie kontrolować. Ale uśmiech, który mógłby trzymać bez przerwy tak jak ona? Wątpił, że byłby w stanie to zrobić. Był na to zdecydowanie zbyt poważny. Po prostu, gdy skończyło się coś, co doprowadzało go do zmiany mimiki twarzy, ta wracała do swojego pierwotnego, naturalnego wyglądu. Przecież nie patrzył na innych, jakby chciał ich zabić. Przynajmniej nie miał takiej intencji.
    — Wydawało mi się, że na uśmiechałem się już kilka razy w Twoim towarzystwie — odpowiedział. Może zwyczajnie tego nie zauważyła. Wzruszył ramionami. Zapewne będzie miała jeszcze niejedną okazję, żeby te delikatne zmiany mimiki twarzy obejrzeć.
    Potrafił się dobrze bawić. Zazwyczaj jego wizja była inna niż większości osób. Mimo wszystko w takich sytuacjach też potrafił znaleźć przyjemność. A teraz po prostu jej to udowodni. Skoro tak bardzo chciała zobaczyć, jak dłużej się uśmiecha. Uśmiechnął się lekko, gdy podała mu rękę i zaprowadził ją na parkiet, trzymając lekko dłoń kobiety. Stanął przed nią, ukłonił się delikatnie, a gdy muzyka weszła w odpowiedni rytm zaczął z nią tańczyć w typowy dla tej melodii sposób. Trzymał jej jedną dłoń, prowadził ją tanecznym krokiem po sali, obkręcając, zmieniając się miejscami, a gdy muzyka była w kulminacyjnym momencie, złapał ją delikatnie nad biodrami, aby unieść w górę i obrócić się kilka razy, za chwilę ją postawił i dalej kontynuował wspólny taniec.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  52. — Z dwoma, jeden czyta mi w myślach — odpowiedziała spokojnie. Faktycznie w Phyonix posiadała więcej prywatności niż tutaj. Dlatego też, gdy obiecała jej tą całą demonstrację, spojrzała na nią poważnie.
    — Nie. Mam od tego już jednego jegomościa — podeszła do kilku donic z roślinami, które dzielnie trzymały się odkąd Gave wstawił je tu bez pytania, tylko po to, aby przychodzić je podlewać w trakcie jej nieobecności. — Aktualnie nie mam wpływu nawet na własne umeblowanie, jeszcze jeden taki agent do wpraszania mi się do domu i nie obiecuje, że nie wybuchnę w trakcie. Zamki w drzwiach istnieją do spełniania konkretnej funkcji, to nie jest takie trudne nie otwierać siłą, wytrychami czy innymi sztuczkami zamkniętego domu — dodała szybko, grożąc jej palcem. Postanowiono. Jak tylko Luna pójdzie, sama spakuje brata. Najwyżej będzie bezdomny, albo zamieszka w stajni, miała to gdzieś. Musiała bronić resztek swojej prywatności, póki jeszcze ją miała.
    — Lubisz imprezy? Ciekawe… — mruknęła, sięgając samej po owocową bulwę. Ashan nie był typem imprezowicza. Interesujące jak znaleźli tą nitkę porozumienia, dzięki której postanowiła włamywać mu się do domu. Wzruszyła ramionami. Nie jej sprawa. Ona takich ludzi lubiła. Uśmiechnęła się do niej szerzej.
    — Z pewnością wpadnę, znam kilka utworów w bardziej morskim klimacie, może nawet się wpasują — zaśmiała się. Mogła grać też na lutni, więc jako taki występ dla zabawy też mogła tam dać o ile będzie ku temu okazja. Nie zamierzała przecież odbierać nikomu miejsca, zapewne mieli własnych muzykantów, skoro była z nich taka imprezowa grupa.
    — Na spinanie może i jest za krótkie, ale nie jest za krótkie, żeby pilnować własnego komfortu. Niektórzy uważają, że to bardzo podniecające i romantyczne jak nowo poznaną dziewczynę próbują przyprzeć do muru i pocałować, wiesz pieprzenie, że łobuz kocha najbardziej i jest najseksowniejszym typem — wyjaśniła co bardziej miała na myśli.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  53. Doprowadzenie go do uśmiechu naprawdę wydawało się aż tak trudne? Wydawało mu się, że uśmiecha się dosyć często. Miał dosyć obiektywne zdanie na ten temat mimo wszystko, ale sam siebie nie uważał za pozbawionego emocji gbura.
    — Przyjemność po mojej stronie — odpowiedział. Nie było to przecież kłamstwem. Fakty był takie, że gdyby nie sprawiała sobą, że ma ochotę zmienić mimikę twarzy, że gdyby sama sobą nie budziła jego zainteresowania, to nigdy nie wdawałby się z nią w dyskusję czy zwyczajnie się nie uśmiechał. Wszystko zależało od towarzystwa, a aktualnie miał przy sobie naprawdę interesującą towarzyszkę, od której ciężko było odejść czy zaprzestać rozmowy.
    Taniec nie był czymś czego nienawidził. Zazwyczaj po prostu nie miał z kim pójść na parkiet, z rodzeństwem czy z rodzicem było to zwyczajnie nudne, typowe, bardziej przypominało lekcje niż dobrą zabawę, z feniksami zwyczajnie nie lubił. Być może po prostu kompletnie nie pociągała ta ta rasa, a z drakonkami, cóż, nie miał wcześniej towarzyszki, która zdawała się tym cieszyć. Ogólnie uważał się za dobrego tancerza. Po prostu rzadko miał okazję zatańczyć z kimś, z kim miałoby to sens i sprawiało mu przyjemność. Z Luną było jednak inaczej. Był zaskoczony, że dała mu się poprowadzić, sądził że będzie próbowała dyrygować nim nawet i w tej sytuacji. Była to jednak miła niespodzianka. Miło było zatańczyć z nią przez ten krótki czas. Trzymała rytm, uśmiechała się, śmiała uroczo, nie oceniała jego kroków i nie zdawała się nie oczekiwać niczego potem. Mógł cieszyć się tym czasem. Mimowolnie poszerzył uśmiechem. Naprawdę sama sprawiła mu przyjemność swoim zachowaniem. Przytaknął, gdy powiedziała, że chce wrócić do alkoholu. Sam co prawda mógłby tańczyć dalej, melodia, tempo, dystans mu nie przeszkadzały. Nie musiało to oznaczać, że zamierza później zaciągnąć ją w jakieś ustronne miejsce, po prostu była naprawdę dobrą partnerką do tańca.
    — Skoro stawiasz, nie śmiem odmówić — prychnął śmiechem. Zdał też się na jej decyzję w kwestii wyboru trunku. Zdawała się w końcu ekspertką, biorąc pod uwagę ilości pitego rumu. Przytaknął jej głową i poszedł zająć swoje miejsce przy stole, odprowadzając ją wzrokiem. Być może bardziej dla własnej przyjemności, czy sprawdzenia czy po drodze nikt inny się nią nie zainteresuje. Przyjął napitek i upił łyk.
    — Nie powiedziałem chyba, że nie lubię tańczyć — zauważył, wbijając w nią swoje spojrzenie. — Zazwyczaj nie tańczę. Tam skąd pochodzę niezobowiązująco mam szansę wyciągnąć rodzeństwo czy rodziców na parkiet, a to jest… nudne. A tamtejsze kobiety… kilka razy zbyt mocno się mną zainteresowały, nie wykorzystały, ale.. być może jestem zbyt przystojny dla niektórych panien, a mnie nie interesowały nigdy kobiety z moich okolic, tak było łatwiej — uśmiechnął się do niej zawadiacko. — Aczkolwiek z Tobą mógłbym zatańczyć też coś wolniejszego — dodał na koniec, przybliżając się delikatnie w jej stronę, opierając się jedną ręką o blat stołu.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  54. Potrafił czerpać radość ze spędzania czasu z różnymi osobami. Prawdą było jednak, że każdy wzbudzał w nim mniejsze lub większe zainteresowanie. Luna zdecydowanie była kimś, kto był po tej drugiej, ciekawszej stronie jego przysłowiowej monety społecznej. Być może zdawało się to dziwne, że w ogóle nie pasowała do bycia obok kogoś takiego jak on, ale Ashan szczerze się tym nie przejmował. Interesowało go tylko to, czy on czerpie satysfakcję z ich spotkania i oczywiście czy kompanka miała podobne odczucia. Nic innego za bardzo się nie liczyło.
    Zastanowił się chwilę nad jej słowami. Akurat przed nią z jakiegoś powodu wolałby nie wyjść na desperata. Wzruszył ramionami, podtrzymując swój status ignoranta.
    — Nie wiesz, dopóki się nie przekonasz — zauważył. Uznał to za idealną odpowiedź. Nie sugerował wprost, że miałby chęć, ale nie mówił też, że nia miał ochoty. — W porządku — zgodził się. Nie miał problemu z powrotem na parkiet, miło się z nią tańczyło, być może tym razem to ona będzie prowadzić? Sam odwzajemnił jej uśmiech.
    —W moich stronach też, po prostu nie mam z kim tańczyć, nie przepadam za kobietami z moich rodzinnych stron — wyjaśnił po krótce. Nie było sensu zagłębiać się w szczegóły tych relacji. Mówienie o swoim pochodzeniu nie było czymś o czym lubił mówić na pierwszych randkach. Przybliżył się do niej, kiedy zbliżyła swoją twarz do niego. Uśmiechnął się delikatnie.
    — Być może, czasami ktoś się za mną obejrzy, więc coś musi w tym być — dodał.
    — A co do typu… nie mam. Lubię, kiedy kobieta jest interesująca, ma charakter, wie czego chce, tak jak Ty, wygląd jest drugorzędny, ale tego też Ci nie można odmówić — uśmiechnął się delikatnie.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  55. — Mhmmm... Wydaje się, że mamy zatem różne biznesy i różne potrzeby w tym świecie, dziewucho. Czy raczej powinienem rzec syreno? Nie kojarzę nomenklatury morskiej, musiałabyś mi ją przedstawić. Szczurem lądowym do końca nie jestem... — rzekł, wskazując na kilka piór, które pojawiły się między jego palcami. — Pij, pij, będziesz się łatwiej na wodzie unosić. — zarechotał, a na porównanie do rumu westchnął. — No widzisz, nie każdy lubi mieć w swoim napoju przysłowiowego kutasa smakowego. Ja osobiście preferuję cieprkość wina, odświeża umysł, pobudza mięśnie i nie tylko. Podobno jest to napój zakochanych, ale nic mi na ten temat nie wiadomo. — poruszył zabawnie brwiami.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  56. — Brzmi dobrze... Chociaż chyba po prostu poszukuję społeczności do której się przypasuję... Służyłem więcej niż połowę swojego życia... A rybie ciężko jest latać, jeśli nie ma lotek i siły w płetwach. Aczkolwiek podwózka na jakąś wyspę brzmi ciekawie. Skorzystam. — dodał, przechylając kieliszek wina do gardła, delikatnie potrząsając głową przez cierpkość. Pił gorsze rzeczy, co nie znaczy, że pił często.
    — Ani zakochany, ani w łóżku. Nie miałem czasu na kobiety, syrenko, byłem zaabsorbowany służbą, planowaniem, studiowaniem filozofii, szlifowaniem umiejętności... Nie byłbym pyszny, jeśli powiedziałbym ci, że jestem jedną z najniebezpieczniejszych osób, z jakimi rozmawiałaś. Tydzień temu zabiłem dwa Lubhairy, wielkie czerwie pustynne. — wtedy odkrył część swojej szaty, ukazując liczne blizny po bitwie, oparzenia po treningach...Był gigantem, jak na dwumetrowy wzrost, ważył conajmniej dwieście funtów, jeśli nie więcej. — Żyłem z mieczem i magyą, a teraz? Teraz nie wiem, czy nawet jako najmita bym się sprawdził.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  57. Przytaknął jej głową. Zastanowił się przez chwilę. Naciskała na niego niejednokrotnie, ale nigdy nie robiła tego w taki sposób, aby musiał później uciekać przed czymś niechcianym. Dlatego też postawił się przed nią bardziej otworzyć, dzielić myślami.
    — Czasami tak, ale mają prawo takie być, mają prawo chcieć szybkiego ożenku, a to, że ja nie chcę im go dać, najlepiej po prostu się rozejść — odpowiedział. Nie powiedział jedynie, że jako książe musiałby się od razu obnażyć ze wszystkiego i iść zaraz w ożenek, albo zaryzykować, że wyrobi sobie złą opinię, którą przeciwny obóz polityczny mógłby chcieć wykorzystać przeciwko jego siostrze. Oczywiście pewnie by sobie z tym poradzili, ale po co robić gdzieś problemy, skoro unikanie ich go nie bolało? To nie tak, że cierpiał przez brak ukochanej w Phyonix. Poza granicami też można było znaleźć ciekawe towarzystwo. Uśmiechnął się nieznacznie. Chociażby tutaj, przy niej.
    — Biorąc pod uwagę Twoją profesję, proszę nie zakopuj mnie na jakiejś odludnej wyspie — zażartował. Prychnął delikatnie na to stwierdzenie. Cóż, jego bawiło. Nie powiedziała, że jest piratką, ale od jakiegoś czasu było to już chyba całkiem oczywiste. Przyglądał się jak znowu do niego podchodzi.
    — A skąd jesteś? — zapytał, wyraźnie zainteresowany jej osobą.Był przecież od jakiego czasu, dopiero od niedawna zaczął to bardziej okazywać. Wstał, kiedy podała mu rękę. Lubił, że po prostu szła po to co chciała. Była pewna siebie. Lubił to w każdym, tak po prostu. Poszedł z nią na parkiet bez słowa. Nie było sensu mówić, że on też miał na to ochotę. Jego reakcja powinna sama w sobie to wyrazić. Objął ją w pasie.
    — Tak, bliskość potrafi być przyjemna — zgodził się z nią, delikatnie przyciągając do siebie, złapał jedną jej dłoń, zabierając z ramienia, aby objąć ją w swojej. Lubił prowadzić w tańcu. Nic nie mógł na to poradzić. Zaczął z nią wirować po sali, nie przejmując się ewentualnymi spojrzeniami. — Jeśli jest z właściwą osobą — dodał, przechylając ją delikatnie w objęciu do tyłu. Uśmiechnął się szarmancko i zaraz podniósł ją do pionu, kontynuując taniec.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  58. Lazarus popatrzył na to, jak łapie jego dłonie, przejechał językiem po dolnych zębach, milcząc przez jakiś czas, gdy tylko mówiła. Dopiero po chwili się odezwał.
    — Po prostu jestem dobrym mordercą. Coś, co ode mnie prędko nie odejdzie. A odpowiadając na twoje pytanie... Nie wiem. Na pewno nie chcę pozostać prawiczkiem i niezakochanym gamoniem. Po prostu żyłem wcześniej w takim ścisku, że... Nawet nie wiem od czego zacząć, syrenko.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  59. — W trakcie wojny, często ludzie mało myślą o tym, żeby uprawiać seks z kim popadnie. No przynajmniej cywile. — odparł, zauważając tą dziwną zależność. — Opcji jest tyle, że sam nie wiem co mam wybrać...Ciężko wyżywić sie z filozofii, a... Nie wiem. Za trzeźwy jestem, by myśleć o przyszłości. — zauważył, kładąc dłoń na jej dłoni, podwędzając przy tym jej rum, by ze skrzywieniem na twarzy zacząć go doić, pić z butelki, wiedząc, jakie potem będą z tego konsekwencje.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  60. Na widok wyciąganej szabli Klara krzyknęła cicho i przesunęła się znacznie w tył.
    - Oszalałaś?! - krzyknęła w jej stronę. Wariatka, jak nic naszła ją jakaś wariatka! Dziewczyna wstała z miejsca i otrzepała swoją sukienkę. - Oczywiście, że bym nie pokazała! Jesteś niespełna rozumu! - rzuciła i zaczęła odpychać jej dłonie, gdy ta próbowała zmierzwić włosy. Wstała gwałtownie, wyzwalając się z tego dziwnego kontaktu i ruszyła w stronę ścieżki. Nie czuła się zbyt bezpiecznie przy tej obcej dziewusze. - Och, pozbędę, wystarczy Cię lekceważyć i unikać! - zapewniła, przyspieszając kroku. Co za irytująca osoba! Takiej to już dawno nie spotkała, a niby klienci w Klementynie bywali drażniący.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  61. — Smakuje jak szczyny. — rzekł, przecierając wargę, aż zatelepotało go wzdłuż kręgosłupa. — Ja pierdolę. I wy to pijecie codziennie... — odkaszlał, podążając za nią chwiejnym krokiem, niczym przychlany amant. Cóże ona uczyniła, po alkoholu mu nowej pracy szuka!
    — Nieeee... Ja nie gotuję... Hic! — dostał czkawki, co musiało być straszne, bo kobieta za ladą widząc jak Luna wprowadza Laza do kuchni, aż pokiwała głową w strachu.
    — D-dobrze, tylko proszę, nie zniszczcie niczego... — rzekła, a Laz zarechotał.
    — Niczego nie obiecuję... No dobra... Do twojego rumu... Chcesz gówno zawinięte młodą kapustką? Doznania smakowe niby podobne... — rzekł, łapiąc za nóż, zaczynając kroić szczypiorek. Wymarzył mu się rosół.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  62. Słysząc opinię, chwilę się nad tym zastanowił.
    - W sumie... - przyznał. - Chyba przywykłem do... Brutalnych scen - stwierdził, bo w sumie mieszkając z Nhulu trzeba było nerwy mieć na wodzy. Zaśmiał się krótko na propozycję doboru przyjaciół i posłał Lunie zawadiacki uśmiech. - Kiedy ja sam lubię wykręcać drobne numery, czasami, jak mnie najdzie. Podpuszczanie wychodzi niekiedy zabawnie, ale myślę, że i Ty coś niecoś wiesz w tym temacie - stwierdził. Sprawiała wrażenie dość zadziornej. Na pytania o strach zaśmiał się krótko i złapał w palce jeden z jej warkoczy.
    - Cóż, jesteś tak czy siak na straconej pozycji, ja od dziecka mam kontakt z tymi maczankami, organizm ma tendencję do przyswajania wielu substancji, więc na mnie nie zadziałają aż tak bardzo jak na Ciebie - przejechał końcem warkocza po nosie dziewczyny. - Ale skoro Ci to nie przeszkadza, chętnie sam sprawdzę czy podołam Twojemu szaleństwu - patrzył jej w oczy ze spokojem obserwując te sugestywne gesty i pozwalając na dotyk, nadal z lekkim uśmiechem. - Jestem pewien, że z takim wyglądem przywykłaś do o wiele bardziej dosadnych komplementów, a nawet jeżeli to rumiana buzia mi nie straszna - odparł na zaczepkę i przeniósł wzrok na statek. - Kamratki? - zaciekawiony powiódł po niej wzrokiem i sam wstał, otrzepując tyłek. - Mogę dać im szansę - rzucił żartobliwie i zrównał krok z dziewczyną. - "Pirania"? Chętnie ją poznam, prowadź - śmiałe, zadziorne i wojownicze kobiety nie były mu straszne, przy takich się wychował, więc szczerze wątpił by towarzyszki Luny rzeczywiście jakoś znacząco go do siebie zraziły.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  63. Zaśmiał się na jej wyjaśnienia. Tak, zdecydowanie myślał tak samo. Nie umiałby tego ująć w tak dobry sposób. Na szczęście nie musiał. Cieszył się też, że tutaj byli do siebie podobni.
    — Zgadzam się z Tobą — odpowiedział, przybliżając nieco twarz. Sprytna sztunia, jak pięknie i niewinne wspomniała o łóżku w tym wszystkim. Chociaż jemu zdawało się to najmniej ważne w związku, rozumiał, że dla innych mogło to być niezwykle ważne.
    — Rozumiem, że jesteś wymagająca względem partnerów, mam to zapamiętać? — zapytał, może nazbyt ostentacyjnie, ale sama wspomniała o tym tak wiele razy, że nie mógł po prostu nie skorzystać z okazji, żeby pociągnąć ją za język. Gdzieś przecież musiała mieć jakąś granicę, a on miał niespotykanie dużą ochotę zobaczyć, gdzie taka się mieściła.
    — Być może, nie jestem najlepszym pływakiem — powiedział z szelmowskim uśmiechem na ustach. Faktycznie, wolałby być zakopany żywcem. Nie widział swoich ognistych mocy w morskich toniach, spod ziemi może jeszcze jakoś by się odkopał.
    — A więc jestem Twoim przeciwieństwem pod tym względem Laleczko — dodał, gdy wspomniała, gdzie mieszkała. W końcu mieszkał na pustyni. Kontynuował taniec, dostosowując tempo do muzyki, chociaż faktycznie tańczyli całkiem inaczej niż reszta gości. Cóż, nie każdy był tak wytrenowany w tańcu jak on. Poszerzył swój uśmiech, gdy go ucałowała. Złapał ją wtedy za biodro, aby delikatnie odwrócić ją do siebie tyłem. Nachylił się nad nią.
    — Masz ją właściwą osobę? — wyszeptał do ucha kobiety. Odsunął się zaraz i znowu odwrócił ją przodem do siebie.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  64. — Czytać w myślach umiem tylko ja i mój bliźniak i tylko sobie nawzajem, spokojnie. Ashan ma inne moce, ale o nim miałam nic już nie mówić — przypomniała jej. Zaśmiała się delikatnie. Mimo wszystko lubiła te reakcje, kiedy ktoś nie wiedział co zrobić z dawką informacji, która tutaj zdawała się całkiem normalna.
    — Robimy to od zawsze, więc jest to naturalne. Wiemy, kiedy jesteśmy w swoich głowach i co chcemy pokazać. Ale mamy też… taki zmysł, że wiemy, kiedy coś nam grozi. Ale to tylko u mnie i Diego, także nikt Tobie tutaj w myślach nie poczyta, nie musisz się bać — dodała jeszcze, zapewniając, że jej sekrety były z nią bezpieczne. Mimo wszystko rozumiała, że dla innych takie rzeczy mogą zdawać się przerażające. Zaśmiała się, kiedy przywitała przyjaciółkę. Doprawdy, ciekawy sposób na radzenie sobie ze stresem. Uśmiechnęła się do niej.
    — No to mamy coś podobnego w takim razie — odpowiedziała. — Właśnie widzę, że przyjaciółka wiernie Ci służy — dodała zaraz, wskazując na butelkę rumu, którą trzymała przy sobie.
    — A więc będę miała okazję się wytańczyć, podoba mi się takie zaproszenie, jestem całkiem ciekawa waszych morskich imprez — zaśmiała sie, gdy poklepała ją po ramionach. Mimo wszystko złapała ją za nadgarstki i odsunęła się. W takich sytuacjach dalej wolała trzymać swój ulubiony dystans.
    — Nie czuję się zmuszona, lubię muzykę, mogę pograć i pośpiewać z wami dla przyjemności, ale nie muszę — wzruszyła ramionami. W Phyonix miała wystarczająco dużo okazji, żeby poświecić na scenie, tutaj o wiele lepiej się czuła korzystając po prostu z dobrej zabawy. Pokręciła głową.
    — Nie lubię się bawić w taki sposób. Wolę jak ktoś dobrze się ze mną bawi, trzymając rączki przy sobie, tak wiem, dziwne, ale taka jestem dziwna — szybko odpowiedziała, zanim ktoś znowu zaczął jej tłumaczyć, że ma złe nawyki. Taka po prostu była. Zaśmiała się.
    — Schować gdzieś alkohol i zapomnieć gdzie jest? Większość tutaj nie chce się popisywać, dla nas tutaj to naturalne, ale zawsze możesz zwrócić uwagę, że jest to dla Ciebie niekomfortowe — wyjaśniła. — Ktoś Cię dręczył mocami? — zainteresowała się. Po prawdzie nie znała nikogo kto na siłę chciał zastraszać nowo przybyłych, ale w sumie każdego i tak tutaj nie znała. Osada całkiem szybko się rozrastała.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  65. Nie skomentował kolejnych słów Luny. Nie miał jak temu zaprzeczyć, być może kiedyś sam się przekona, ale tego już nie powiedział. Nie chciał psuć dobrej zabawy, którą mieli już teraz. Skupił się po prostu na tym co było tu i teraz. Nie mógł powiedzieć, że nie było idealnie, bo każdą chwilę potrafiła zmienić w coś interesującego swoją osobowością.
    — Teraz nie myślę nic — odpowiedział jeszcze zanim ją obrócił. Reszta wieczoru minęła mu naprawdę dobrze. Nigdy nie spodziewał się, że będzie tak dobrze bawić się przez tak przypadkowo spotkaną kobietę. Jeszcze tak szybko. Doprawdy, nie mógł się doczekać ich następnego spotkania.
    ~*~
    Ostatnie trzy dni spędził raczej spokojnie. Przynajmniej on. Wokół działo się dosyć sporo. Miał nawet opory, czy powinien iść na spotkanie z Luną i dobrze się bawić, kiedy jedna z jego sióstr przechodziła właśnie żałobę. Domyślał się jednak, że będzie na niego zła, jeśli z jej powodu będzie sobie czegoś odmawiał. Miała też przecież Natana, a w razie czego była też Darcy. Mimo wszystko nie mógł sobie wybaczyć, że nie wrócił wcześniej ze swojej misji, aby nie zastąpić Morgany ten jeden raz. Wszystko potoczyło się źle. A wystarczyło, żeby sam był nieco szybszy i nie stałaby się żadna tragedia, Kova dalej byłby teraz tutaj z nimi.
    Na spotkanie ubrał się dość prosto. Mimo wszystko ciężko było wyglądać olśniewająco w czerni. Założył czarną koszulę, która na rękawach miała hafty przypominające fantazyjne płomienie. Nic nazbyt ekstrawaganckiego, a sam wzór wyglądał delikatnie dzięki kolorom. Miał długie ciemne spodnie i czarne skórzane buty. Włosy upiął w wysoką kitkę, na ucho założył długi złoty kolczyk i dwa pierścionki, po jednym na każdym ręku. Nic niespotykanego biorąc pod uwagę, że był księciem, ale elegancji nie mógł sobie odmówić przy aktualnym wyborze kreacji. Tak jak kazała mu Luna, udał się portu. To ona na niego czekała. Prychnął, kiedy się przed nim ukłoniła. Naprawdę wzięło ją teraz na maniery? Widocznie chciała się popisać. Sam się ukłonił, skoro już miała zamiar trzymać się etykiety.
    — Ahoj, kamratko — przywitał się z nią. Teraz mógł się lepiej przyjrzeć kobiecie. Cholera, wyglądała naprawdę zjawiskowo. Ciężko było się na nią nie napatrzeć. Mimo wszystko zerknął ukardkiem na łódkę, aby zaraz wrócić do niej wzrokiem.
    — O ile obiecasz, że nie będziesz próbowała mnie utopić, mogę Ci zaufać — odpowiedział, podchodząc bliżej.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  66. Gdy sięgnęła po szable, od w odruchu ułożył dłoń na rączce swojego noża, szukając w jej ciele jakichkolwiek oznak ewentualnego ataku, ale nie widząc go, rozluźnił się i uśmiechnął pod nosem na gest z oblizaniem ostrza.
    - Mam nadzieję, że są nieco mniej oklepane niż to co robisz teraz - odparł, nie przerywając ich kontaktu wzrokowego. Kiedy spróbowała go uderzyć złapał jej nadgarstek, chwilę przed tym jak jej dłoń dotknęła jego głowy. Spojrzał na nią wymownie, akurat refleksu mu nie brakowało.
    - Uważaj, słyszałem, że chochliki bywają bardzo zaczepne i ciężko je później uspokoić - ostrzegł ze specyficznym błyskiem w oku, odsuwając jej dłoń i dopiero puszczając. - Ja mam nadzieję, że zaskoczysz - oznajmił. W tym temacie jeszcze nikt nie miał okazji go zaskoczyć, bo nie proponował nikomu tych maczanek. - Sprawdzimy zaraz po zwiedzaniu statku - rzucił, idąc obok niej, skupiając uwagę na statku i tylko jednorazowo zerkając na Lunę, by posłać jej krótki uśmiech, kiedy ta lustrowała go wzrokiem i mówiła o przyzwyczajeniach.
    - Moc prawdy? - teraz to on spojrzał po niej i zaśmiał się krótko. - A może to mój sposób uwodzenia? - posłał jej zawadiacki uśmieszek i zaraz wsłuchał się w słowa o "Piranii". Kiwnął głową na znak, że rozumie.
    - Kolorowe ptaki - powtórzył po niej. - Brzmi dość różnorodnie - przyznał i zaraz pokręcił głową. - Kanu to szczyt moich możliwości, ewentualnie łódka, ale to przerabiałem jako pasażer - wyznał. - Gdybym płynął to Twoja "Pirania" nie interesowałaby mnie tak bardzo... - prześlizgnął po dziewczynie wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. - Chociaż może...

    Mohe

    OdpowiedzUsuń

  67. Skinął głową, po czym nią pokręcił.
    — Chyba musi mi wystarczyć, albo idziemy do domu, co? — odpowiedział. Osobiście nie miał zamiaru rezygnować z dzisiejszego wyjścia. Poszedł do łódki, tak jak mu wskazała. Zasugerował, że może pomóc z łodzią, ale odmówiła zanim na dobrą sprawę zdążył zacząć dobrze zdanie. Uniósł wtedy ręce w geście obronnym. Pozwolił jej prowadzić. Skupił się na podziwianiu widoków, konkretnie jednego widoku. Słuchał, gdy opowiadała o odwiedzinach u Darcy. Tak, siostra zdążyła sama mu już nieco opowiedzieć, pomagając mu przy pakowaniu się. Oczywiście jeszcze z nią mieszkał, ale wiedział też, że wizja bezdomności całkiem mocno nad nim wisiała.
    — Dostałem, ale mówiłem, żebyś ją zatrzymała. Wybrałem Ci inną — powiedział, opierając się o krawędź łódki. Teraz co prawda nie poda jej odzieży, ale miał zamiar nie wypuszczać jej z dzisiejszej randki bez tej cholernej koszuli. W końcu sam był dosyć uparty.
    — Tak, język jej się nie zamyka… niestety — przytaknął. Westchnął, gdy nazwała go księciem. Nie przepadał za tym tytułem. Zaraz czuł, jakby ktoś oczekiwać od niego bóg jeden wie czego, a sam cenił sobie przede wszystkim spokój ducha. Przynajmniej w tej kwestii.
    — Też już wolę być Laleczką — mruknął. Oddalił od niej wzrok, aby rozejrzeć się po okolicy. Nie miał pojęcia gdzie byli, widać też nie było zbyt wiele. Mimo wszystko chciał się rozeznać mniej więcej po okolicy. Zdawało się, jakby byli na jakimś odludziu. Prywatna randka? Jakże romantycznie.
    Prychnął śmiechem, gdy podała mu rękę, aby mógł wejść. Zaraz poczuje się nie jak książe a cholerna księżniczka. Ta kobieta chyba nigdy nie przestanie go zadziwiać. Poszedł za nią. A gdy zobaczył wszystko co przygotowała gwizdnął z podziwu.
    — Wolisz laleczkę, a traktujesz mnie jak księżniczkę, bardzo sprzecznie — powiedział, uśmiechając się do niej szarmancko. Wrócił do niej wzrokiem.
    — A więc liczysz lata w pełniach księżyca, ciekawy sposób — zaczął. — Wszystkiego najlepszego — zbliżył się do niej, kłaniając się delikatnie. Wziął dłoń Luny do swojej i ucałował delikatnie jej wierzch. W końcu to była randka, prawda?

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  68. Zaśmiała się.
    — Musisz mi zaufać, albo oszalejesz na dobrą sprawę. Po prawdzie możesz zrobić mi jakieś testy z zaskoczenia, ale nigdy nie będziesz wiedziała, czy na pewno nie kłamię. Ja Cię tylko mogę zapewnić, że nie mam taki mocy, a nawet gdybym miała, akurat ja umiem szanować cudzą prywatną i się w cudze progi nie włamywać — odpowiedziała jej kończąc konsumpcję swojego owoca. Słuchała dalej Luny. Niektórzy naprawdę mieli problem z adaptacją. Dobrze że przynajmniej nie próbowała przeprowadzać na nim żadnych testów, inaczej raczej by się nie polubiły.
    — Idzie się przyzwyczaić, z czasem to będzie dla Ciebie normalne — spróbowała ją pocieszyć. Zobaczyła jak rozsiada się na jej kanapie. Czyli własne plany mogła już raczej przekreślić.
    — Ja jestem rozruszana, bez przesady, można się dobrze bawić i nie rzucać z flirtami na innych ludzi — wzruszyła ramionami i wstała ze swojego miejsca. Usiadła przy pianinie, na razie nie grała, ale w razie czego była gotowa zaatakować ją jakąś piosenką. Niektórzy szybko przy tym czuli zażenowanie. Miała w pogotowiu swego rodzaju broń.
    — Jesteś bardzo ciekawska, prawda? Nic dziwnego, że trafiasz na tyle rzeczy. Nie martw się, da się przyzwyczaić, dla mnie to też był mały szok, tam skąd pochodzę wszyscy mamy bardzo podobne moce — zaśmiała się.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  69. Pierwsze pytanie naprawdę było za proste. Oczywiście, że czarną. Nie trzeba było czytać w myślach, wystarczyło na niego spojrzeć. Zaśmiała się na kolejne pytanie. Równie dobrze Luna mogłaby uznać, że kłamie w swojej odpowiedzi, aby się nie wydać, albo przypadkiem zgadnie i dopiero wtedy będzie miała miała kobieta urwanie głowy. Mimo wszystko nie miała zamiaru zrezygnować. Najwyżej sama będzie miała ubaw.
    — Pomarańczowa — rzuciła, był to na tyle pstrokaty kolor, że nie wyobrażała sobie, aby ktoś nosił takie na co dzień, zwłaszcza dorosły.
    — W flirtach nie ma nic złego, ale mnie parę chłopaków już dotykiem straumatyzowało, nie lubię jak mnie ktoś nachalnie dotyka — odpowiedziała. Jej pierwsza niechęć zaczęła się od porwania za dziecka, od tamtego czasu potrzebowała czasu zanim przyzwyczai się do tego, że ktoś spoza rodziny ją dotyka, a potem cóż, Gave, Tony, Ryu i kilku innych próbowali testować swoje metody podrywu co bardzo ją zdenerwowało. Mimo wszystko ujawniała się w niej duma rozpieszczonej księżniczki.
    — Byłaś na tyle ciekawa i uparta, żeby się włamać mi do domu, pamiętaj — pokazała jej język. Tak, miała zamiar to wypominać dopóki po raz kolejny nie zmieni zamków.
    — Coś strasznego — poruszyła zabawnie brwiami, wygrywając na pianinie melodię. Nie uważała, żeby faktycznie była straszna, ale napisała to niedawno po wszystkich złych rzeczach, które dotknęły ją i jej bliskich. —- Mogłabym spalić twoją pieprzoną wioskę do gołej ziemi
    Nie będę się turlać jak pieprzony pies
    Mogłabym roztrzaskać twoją czaszkę tymi pieprzonymi udami
    Mogłabym zgładzić twój ród jednym spojrzeniem tych oczu
    Mogłabym podać datę, w której wrzucą cię do grobu
    Ty jesteś tym, który powiedział, że sprawiedliwością nazywa się patrzenie na topiące wiedźmy.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  70. Tak, już jakiś czas temu zrozumiał, że nie udało mu się jej nabrać tym niewinnym pokazem zdolności i niewinnymi kłamstwami. Nie wdawał się już na ten temat w dalszą dyskusję. Zrobiła co chciała, wystarczającą karą za to było spotkanie z jego gadatliwą siostrą. Zwłaszcza, że sama Darcy wyszła z tego spotkania bez szwanku. Uśmiechnął się delikatnie na jej komentarz.
    — Miło mi to słyszeć — odpowiedział na komentarz o czerni. Wywrócił nieco teatralnie oczami, gdy zaczęła wymieniać jego tytuły jakie dla niego wymyśliła.
    — Strasznie tego dużo — zauważył. To nie tak, że narzekał. Uznał raczej, że to dobrze, że potrafi znaleźć mu tak dużo tytułów w tak krótkim czasie ich znajomości. Najwyraźniej całkiem mocno zaprzątał jej myśli.
    — Nie żywię urazy — powiedział dosyć szybko. Nie mogła go niczym urazić, przynajmniej na ten moment. Ten gest bardziej go bawił. Po prostu nie był zbyt dobry w okazywaniu swoich emocji, a raczej po prostu nie pokazywał ich zbyt mocno. Usiadł na przygotowanym kocu, dalej rozglądając się jeszcze przez chwilę po okolicy, aby w końcu wrócić do Luny wzrokiem.
    — O ile się po mnie nie brzydzisz nie mam nic przeciwko — skomentował. — Miło, że ktoś tu dba, abym nie czuł się zbyt królewsko — dodał jeszcze, żartując na swój sposób. Wysłuchał dalej jej tłumaczeń odnośnie liczenia wieku. Faktycznie ciekawa perspektywa. Nie przerywając jej, położył się na kocu, aby spojrzeć na ten wyjątkowy księżyc w pełni. Z tej perspektywy wygłądał jeszcze lepiej, zwłaszcza, że kątem oka widział Lunę, na którą światło nocy padało w całkiem przyjemny dla oka sposób. Uśmiechnął się pod nosem.
    — Daje to uczucie dłuższego życia w pewnym sensie… cóż, ja przeżyłem nieco więcej takich pełni mam wrażenie — zaczął prowadzić z nią rozmowę. Westchnął delikatnie. Cholera, uroczo się rumieniła. — Czyli co miesiąc świętujesz swoje urodziny tak naprawdę, tak? — zapytał, wracając do niej wzrokiem.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  71. Spojrzała na nią i zaśmiała się. Czarną? Przyjrzała się jej nieco dokładniej. W życiu by nie powiedziała, że nosi czarną bieliznę. Spodziewała się po niej raczej ciepłych kolorów, albo białej, ale czarna? Może miała z Ashan więcej wspólnego niż można by się spodziewać. Ale tak, pomarańczowy był tylko po to, aby celowo spudłować.
    — Nie pasujesz mi do czarnej bielizny, jesteś zbyt wesoła — odpowiedziała. — Tak, hipokrytka ze mnie — dodała jeszcze, bo przecież sama ubierała się głównie w czarne kolory. Miała nic więcej nie mówić o Ashanie, więc nie dodała, że z pewnością jemu by się spodobało. Ale cholera jasna, kusiło ją.
    — Ty nie uważasz tego za włamanie, zdania się podzielone — przypomniała jej. Mimo wszystko sama była gotowa umrzeć na tym polu. Próba włamania to dalej włamanie, niezależnie w jakie słowa się to ubierało.
    Gdy skończyła, spojrzała po Lunie. Uśmiechnęła się delikatnie na komplement.
    — Dziękuję — powiedziała wyraźnie zadowolona. Zachichotała na stwierdzenie o przekleństw.
    — No kurwa, dopiero zauważyłaś? — zażartowała. Lubiła bluzgać. Po prostu lubiła. — Każdy ma prawo do swojego zdania. Co prawda nie przeklinam zazwyczaj w piosenkach, ale… stało się ostatnio dużo złych, niesprawiedliwych rzeczy, po których jest się naprawdę wkurwionym, chciałam, żeby to był taki krzyk, próba wylania gniewu na coś co mnie uspokaja — wyjaśniła. — Sposób na to, żeby poradzić sobie z traumami, a przeklinanie, lubię rzucić kurwą tu i tam, na scenie nie planuje tego grać.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  72. Klara nie zwróciła uwagi na dygnięcie, wyminęła Lunę i poszła sobie dalej, marszcząc przy tym gniewnie czoło. Ta dziewucha doprawdy nie miała wyczucia i jeszcze głupio myślała, że jest przy tym zabawna. Szatynka objęła swoją torbę i szła sprężystym krokiem.
    - Nie jest to Twoja sprawa, nie jesteśmy na takim poziomie znajomości bym chciała pokazywać Ci, jak to nazwałaś, moje wypociny, a tym bardziej nie obchodzi mnie Twoja opinia w ich temacie - zatrzymała się patrząc gniewnie na Lunę. - Jesteś niewychowana i się panoszysz, nie masz prawa dotykać moich rzeczy. Idź sobie spędzaj czas z prostaczkami, których bawią Twoje zaczepki, a mnie zostaw w spokoju. Nie prosiłam się o rady! - fuknęła na nią i poszła dalej.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  73. Jeszcze więcej? I tak miała już zbyt dużo przezwisk dla niego w jego. W tym mogła akurat zdecydowanie przystopować.
    — Zostań może przy Ashanie i Laleczce, bo się pomylę — odpowiedział. Szczerze wątpił, aby zapomniał cokolwiek o czym mówiła. Nie narzekał na urywki pamięci, ale nie widział sensu w szukaniu dla niego kolejnych przezwisk. Miał już swoje imię a Laleczką była jakby nie patrzeć całkiem zabawna.
    — Mówisz? — prychnął delikatnie, gdy wspomniała o codzienności w traktowaniu. Nie przeszkadzało mu tak długo, jak nie próbowała się z nim zbytnio pieścić. Nie chodziło o różnicę płci, a bardziej to, że nie przepadał za byciem w centrum uwagi.
    Kiedy wrócił do niej wzrokiem, leżała już obok niego. Ugryzł się w język, zanim powiedział, że nie może się chyba od niego oderwać. Jeszcze by się odsunęła, a tak było całkiem przyjemnie. Wyglądała naprawdę przyjemnie dla oka, kiedy była tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Zastanowił się przez chwilę nad jej pytaniem, sięgając po niesforny kosmyk włosów Luny, który założył jej za ucho z delikatnym uśmiechem na ustach.
    — Jakieś 288 jeśli się nie pomyliłem… 24 lata, licząc normalnie — wyjaśnił. — Ale nie wiem czy urodziłem się w podczas pełni księżyca, więc uznajmy, że to Twoje urodziny. Wszystkiego Najlepszego, Kokieterko — dodał jeszcze.
    — Mówisz? To w takim razie popsułem Ci urodziny, brakuje muzyki do tańca i ludzi do świętowania, idąc Twoją logiką, każda pełnia powinna być wyjątkowa, skoro nie wiesz, która będzie tą ostatnią — wyjaśnił swój punkt widzenia, nie odsuwając się od niej. Akurat on wolał takie spokojne, kameralne spotkania.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  74. Dotyk przy włosach mu nie przeszkadzał, więc na to pozwolił i zaraz uśmiechnął się pod nosem.
    - Dobrze, że chociaż zdajesz sobie z tego sprawę - przyznał nieco rozbawiony, a widząc jej groźną minę i słysząc okrzyk zaśmiał się lekko. - To jakiś morski okrzyk bojowy? Chyba ten z lądu nieco bardziej mnie przekonuje - rzucił ze śmiechem. Kiedy wspomniała o zasługiwaniu, kiwnął głową.
    - Uwierzę jak zobaczę, zobaczę jak kiedykolwiek zasłużę. Dobrze, że jeszcze kawał życia przede mną - stwierdził luźno, bo nie spieszyło mu się na jakiekolwiek zasługi.
    - Hm... - prześlizgnął po niej wzrokiem i złapał się za brodę, zastanawiając. Nic nie odpowiedział, a Luna zaraz sama wspomniała o staraniu się. Wzruszył ramionami. - Jak uznam, że warto to się zacznę starać - teraz to on puścił jej oko, uśmiechając się krótko na puszczonego buziaka, ale skupiając uwagę na opowieściach. Najwyraźniej dla Luny ten statek był bardzo cenny. Jego osobiście najbardziej interesowały żłobienia i wszelkie drewniane ozdobniki, oglądał akurat jeden, gdy wspomniała o Argarczykach. Zerknął w stronę dziewczyny, przytakując głową.
    - Rzeczywiście są niesamowici - przyznał i jeszcze raz zerknął po niej. - Czy to oznacza, że będziecie tu krócej niż planowałaś? - zagadnął. - Dwa tygodnie, a pięć dni to dość spora różnica - zauważył, a kiedy został wprowadzony na pokład, rozejrzał się, upewniając, że nikt na niego tu nie wyskoczy. Od razu wyłapał kogoś na hamaku, a słysząc o reszcie załogi uśmiechnął się lekko. - Hailey - powtórzył i przyłożył palce do mostka, kiwając głową w stronę odpoczywającej. - Mohe - przedstawił się po czym ponownie rozejrzał. - No nie wiem... Nie znam się na statkach... Może po kolei? - zaproponował wracając wzrokiem do Luny.
    - Ta różnorodność to dla większej adrenaliny? Pewnie spotykacie wielu przeciwnych takim układom, nie dość, że same kobiety, to mieszane rasowo - uśmiechnął się pod nosem. - Ktoś tu lubi buntowniczyć - stwierdził z lekkim śmiechem.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  75. Ash w zasadzie było tylko zdrobnieniem imienia, dla niego na jedno wychodziło na dobrą sprawę. No ale zawsze to jakiś argument, żeby zwolniła, więc miał zamiar z niego skorzystać. Warto było nadużywać takich rzeczy, jeśli miały dać jakąś przewagę.
    — No widzisz, to znak, żebyś tak nie pędziła ze swoją wyobraźnią w tej kwestii — odpowiedział jej spokojnie. Nie miał pojęcia czy posłucha, jak na razie była idealna w ignorowaniu większości próśb jakie do niej kierowano czy sugestii - zawsze robiła coś po swojemu i nigdy nie mógł być pewien co dokładnie Luna zrobi. Nie uważał tego za coś złego. Przynajmniej jak na razie. Przynajmniej się przy niej nie nudził. Wystarczyło mu, że jego własna codzienność i on sam był dosyć nudny.
    Prychnął śmiechem, gdy wypomniała mu błąd w obliczeniach.
    — 297… chyba jednak też trochę za dużo. Urodziłem się w sierpniu, 24, ale czy to było przed czy po pełni, też Ci nie powiem. W każdym razie jest im całkiem sporo — powiedział. Naprawdę nie zależało mu na dokładnej wartości, ale ona chyba zdawała się lubić to liczyć.
    — Rozbieranie? — zapytał z szelmowskim uśmiechem na ustach. — Bardzo niegrzecznie — dodał nieco ciszej. To nie tak, że oczekiwał z tej racji czegoś więcej - dopiero się poznwali, absolutnie nie zamierzał iść w żadne grzeszne strony. Mimo wszystko lubił ją zaczepiać.
    — Pływak ze mnie żaden, raczej będziesz zawiedziona, Morska Wilczyco, ale skoro to Twoje urodziny, postaram się nie utopić — zaproponował jej. Pokręcił głową. Naprawdę była niereformowalną flirciarą. Musiała czerpać przyjemność z nęcenia mężczyzn. Nie mógł inaczej sobie tego wyobrazić. Skoro tak, przecież oboje mogą grać w tą grę. Zbliżył się do niej jeszcze kawałek, praktycznie stykali się nosami, czuł jej oddech na własnych ustach.
    — A co w obecności takiego szczura lądowego pociesznego dla takiej piratki jak Ty, co? Nie żeby mi to przeszkadzało — zapytał, uśmiechając się zaczepnie.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  76. Słysząc o braku apetyczności wzburzył się nieco. Przecież żarty o gównie były najśmieszniejsze. W wojsku cały czas z tego umierali z rozpuku!
    — A serce mi skradniesz? — spytał, skoro i tak już rozmawiali. — Twoja ekipa wygląda na kolorową... Nie macie żadnych banerów, sugerujących o lojalności... Czyżbyście byli piratami, moja droga Luno? — spytał, bawiąc się nożem, bo skoro myślała że się potnie... Stara żeglarska zabawa, w której wbijał nóż w przestrzenie między palcami, coraz szybciej i szybciej...

    Lazarus

    OdpowiedzUsuń
  77. — Widocznie musisz spróbować ponownie, by je skraść... Nie zarejestrowałem jeszcze twej próby... — zarechotał, po czym patrzył jej w oczy, kiedy nóż tańczył żwawo między jego palcami. — Skąd wiedziałaś, że lubię? Czy to źle, moja droga?

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  78. — No właśnie nie wiem... — rzekł, patrząc na to jak muska palcami jego klatkę piersiową... Trochę nie zrozumiał skąd ta nagła zmiana, czyżby dziewczynie nagle ubił alkohol do głowy... Spalił buraka, kładąc nóż na stole, drapiąc się po policzku dłonią... Co się z nim działo, do jasnej ciasnej? — Ja... Wiem co robię. — odparł, wręcz dukając, nie do końca wiedząc co ma powiedzieć przy tak śmiałej, podrywającej go kobietce.

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  79. — Lepiej nie pomagaj mi, bo się podniecę. — odparł, po czym spalił buraka kompletnie. Co on pierdolił? Wrócił do skrajania cebuli, ząbku czosnku i innych składników, by ostatecznie wrzucić wszystko do żeliwnego garnka, dosypując soli, dolał także w ody... I palcem podpalił piecyk pod żeliwem, by zupa zaczęła się gotować. Sam trwał w ciszy, czerwony jak nic...

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  80. Mohe wzruszył ramionami.
    - Jestem przyzwyczajony do widoku śmierci, jak umrę to umrę, nie widzę sensu zakładać, że zostało mi mało czasu. Wolę umrzeć planując niż się jakkolwiek ograniczać - wyznał i odwzajemnił jej uśmiech. - To nawet dość ekscytujące, trochę jakby rzucać wyznanie samemu Życiu, a może nawet samej Śmierci? - poruszył zabawnie brwiami. Na słowa o starania przytaknął głową i zaśmiał się krótko, chyba jeszcze nigdy w życiu nie miał okazji ustalać z kimś ewentualnego flirtu, całkiem zabawna sprawa. Przytaknął jej po raz kolejny, gdy mówiła o Argarze, ten był zdecydowanie fascynujący.
    Na powtórzony gest powitalny Mohe uśmiechnął się lekko, było to mile widziane w jego oczach, nie oponował jednak, gdy dziewczyna wróciła do swoich zajęć, a sam ruszył za Luną. Spojrzał na bocianie gniazdo i uśmiechnął się pod nosem. Propozycja z zawodami brzmiała kusząco, wrócił spojrzeniem do dziewczyny. - Kolację? - ponownie się zaśmiał. - To lepiej się zastanów, kolacja w moim wykonaniu może być dość nietypowa - przyznał, chociaż szczerze wątpił, że tej dziewczynie by nie odpowiadała. Zdawała się lubić dzikie klimaty. Jeszcze raz spojrzał w górę i zatarł ręce. Wbił sobie do głowy, że spluwanie w tych rejonach uchodzi za obraźliwe, więc po prostu spojrzał na Lunę. - Przyjmuję wyzwanie - oznajmił i gdy padł sygnał wskoczył na maszt, by zacząć się wpinać. Wspinaczka nie była mu obca, jednak zwykle wspinał się po chropowatej korze i chociaż dobrze wystartował, to kilka razy ześlizgnął się z gładkiego drewna, ostatecznie docierając do gniazda jako drugi. Odrobinkę zdyszany spojrzał po Lunie.
    - A to pech... Teraz czeka Cię wieczór z dzikusem - rzucił z zadziornym uśmieszkiem. Takie przegrane wcale nie brzmiały źle.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  81. Spojrzał po niej zaciekawiony. Miesiące? Uznał, że musi później o to zapytać. Uśmiechnął się na słowa o celebrowaniu, brzmiało dobrze. Przytaknął jej jeszcze głową gdy wspomniała o ciekawej możliwości i już zaraz ruszyli w górę.
    - Mam nadzieję, że w pozytywnym tych słów znaczeniu - rzucił i przeskoczył spojrzeniem z dziewczyny na krajobraz za jej plecami. Musiał przyznać, że widok był ciekawy. Klepnięcie przyjął z lekkim uśmiechem i jeszcze chwilę obserwował horyzont by dopiero po chwili złapać linę. Pokręcił głową rozbawiony sposobem schodzenia Luny, w zwykłe czynności wkładała dość spore pokładu energii, ale było to nawet miłe dla oka. Chłopak zastosował się do sugestii Luny i zjechał po linie według jej wytycznych by zaraz stanąć obok i kontynuować zwiedzanie. Łajba była bardzo ciekawa, a Luna opowiadała o wszystkim z wyraźną fascynacją, kochała ten okręt, było to widać.
    Kiedy ruszyli w stronę obozu, sam miał pytanie na końcu języka, jednak dziewczyna go ubiegła. Kiwnął głową na "jako tako" i dodał gest z przechylaniem dłoni na boki.
    - Właściwie to zależy... Lubię mieć zbadany teren, znać go i chociaż mniej więcej być w stanie ocenić ryzyko czy zagrożenie. Jednocześnie przywykłem do niespodziewanych ataków, pułapek i tym podobnych. W tłumie po prostu łatwiej coś przeoczyć... - wytłumaczył. - Ty z kolei zdajesz się bardzo kontaktowa - stwierdził z lekkim uśmiechem. - O co właściwie chodzi z tym liczeniem miesięcy? - zagadnął, zainteresowany tematem.
    Do jego obozu nie było aż tak daleko, ale leżał w mniej zatłoczonym miejscu, więc gdy dotarli w jego okolicę, zrobiło się znacznie ciszej.
    - O tak, zdecydowanie tak wolę, wszystko dobrze słychać - wyznał z krótkim śmiechem i gestem dłoni zaprosił ją na siedziska z drewnianych pali. Obok stało jego tipi, było miejsce na palenisko i zniesione drewno na opał. Kilka miseczek, dzban z wodą i sznurki rozwieszone na pobliskich drzewach.
    - Siadaj, kolację sam zrobię - wsunął się do tipi i wyciągnął potrzebne rzeczy, kamienną płytę, przyprawy oraz sznurki z nadzianymi na nich kawałkami mięsa. Sznurki rozwiesił obok tych pustych, wystawiając mięso na promienie słoneczne. Zaraz przesunął się kawałek dalej i odkrył zamaskowaną w ziemi dziurę, by wyciągnąć z niej mokre mięso, dopiero z tym kawałkiem wrócił do dziewczyny i spojrzał po niej.
    - Jadasz mięso? - zapytał, siadając przy palenisku i szykując sobie miejsce robocze.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  82. — Kolor nie definiuje to prawda — zgodziła się z nią, przytakując. — Garderoby przynajmniej, ale z drugiej strony, jak patrzysz na kogoś to możesz przypisać mu jakiś kolor, na przykład Ty jesteś w moich oczach wesoła, uparta, twarda i śliczna, jak na przykład taka pełna czerwień — wyjaśniła. Z kolei bielizny nie komentowała, bo zwyczajnie się na tym nie znała i nie bardzo jej ten temat na ten moment interesował. Zanotowała sobie jednak w głowie, że gdyby potrzebowała rady w tej sprawie to się do niej uda.
    Zaśmiała się na jej wyjaśnienia.
    — Żono moja, w moich oczach to nadal próba włamania, ale nie przejmuj się, zmienię zamki na takie, że nikt już nie wejdzie nieproszony — uśmiechnęła się do niej delikatnie. Naprawdę nie rozumiała dlaczego tak bardzo próbowała zmienić jej pogląd na ten temat. Nie ona pierwsza się tu włamywała, Gave robił to przy każdej możliwiej okazji. Irytowało ją to, ale nikogo nie miała za to zamiaru nienawidzić, o ile ta osoba była dla niej miła i nie była złodziejem.
    — Tak, tak, jestem zaszczycona Twoją obecnością — zaśmiała się z delikatnym przekąsem na jej słowa.
    — Widzisz, tylko to i tak nie jest do większej publiki, a to czy kogoś obchodzi ile przeklinam, nie będę udawać kogoś kim nie jestem. Bluzgi nie muszą być straszne wcale, to tylko słowa, przymiotniki, określenia, rzeczowniki. Można kogoś obrazić używając samych pięknych, wyszukanych słów, a można komuś rzucić największy komplement na świecie dodając do tego jakieś pierdolnięcie. Każdy ma swój styl mówienia — wzruszyła ramionami. Ona lubiła sobie rzucić kurwą raz na jakiś czas, nie potrzebowała żeby ktoś ją edukował na ten temat, była księżniczką, znała etykietę, ale po co miała się do niej stosować, jeśli nie musiała. Kiedy zaczęła ją łaskotać nie zareagowała za bardzo. Nie miała zbyt mocnych łaskotek. Łaskotało, ale nie na tyle, żeby zaczęła się zwijać. Spojrzała na nią, łapiąc dłonie kobiety. Odsunęła je od siebie i puściła Lunę.
    — Wolałabym Cię lepiej poznać, zanim zaczniemy się tak dotykać, nie lubię być dotykana przez nowo poznane osoby, jest to dla mnie mało komfortowe — wyjaśniła.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  83. Było mu jakoś dobrze z faktu, że zdawała się czuć przy nim na tyle komfortowo, że ciągle traciła powagę. Wolał spędzać czas z kimś kto faktycznie cieszył się jego obecnością. Pokręcił głową, gdy policzyła mu jego dokładną ilość pełni. Oj, ktoś tutaj był chyba bardzo czepialski. I stawiał całkiem dziwne pytania. Wsłuchał się w jej odpowiedź co do tego jaką pogodą była.
    — Tak, burza Ci pasuje — odpowiedział spokojnie. Później westchnął, myśląc nad swoją własną odpowiedzią. — Ja byłbym upalnym dniem chyba. Jedni lubią taką pogodę, inni nienawidzą, a upał i tak jest nie przejmując się za bardzo co ktoś sobie o nim myśli, chyba — odpowiedział. Nie był pewny czy ten opis był dla niego idealny, ale taki w tej chwili uznał za najbardziej poprawny. Nie był filozofem też jakoś specjalnie. Pewnie jego siostra udzieliłaby jej lepszej odpowiedzi. Ale jej tutaj nie było - z czego się cieszył. Wolał, żeby spędzili ten czas w spokoju, ciesząc się swoim towarzystwem.
    — Nie narzekam — szepnął, gdy wspomniała o byciu niegrzeczną, nie spuszczając z niej wzroku. Słuchał uważnie wszystkiego co miała do powiedzenia, poszerzając delikatnie swój zawadiacki uśmiech. Pokręcił głową. Przesunął delikatnie głowę, gdy zaczęła go gładzić na policzku, tak, aby przez chwilę dotknąć jej ustami. Zaraz jednak wrócił do niej wzrokiem.
    — Miałem nadzieję, że znowu mnie uratujesz, łamiesz mi serce — westchnął. Naprawdę lubił z nią flirtować. Była taka swobodna, otwarta, ciężko było się przed tym powstrzymać. Jej tajemnicą, tak? Będzie musiał się tego dowiedzieć. Skoro ona już próbowała naruszyć jego prywatność, też będzie musiał spróbować. Mimo, że miała przewagę w postaci swojej zaufanej załogi. Ciężki orzech do zgryzienia.
    — Po posiłku podobno się nie pływa, może już teraz wejdziemy do wody, skoro i tak chcesz mnie rozebrać? — zaproponował, ale jeszcze nie ruszył się z miejsca. Na dobrą sprawę mógł też tak przeleżeć całą noc.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  84. — Nie przekonuje? To jaki kolor według Ciebie by do Ciebie pasował? — zapytała. Z jej zielenią akurat trafiła. Poza tym bardzo lubiła ten kolor. Miała sporo zielonych szmaragdów w biżuterii, uważała go za jeden z piękniejszych kolorów, no i to był kolor jej najlepszej przyjaciółki. Kupiała ją tym stwierdzeniem. Uśmiechnęła się szeroko, gdy o nim powiedziała. Zaśmiała się jednak, gdy dalej drążyła to włamanie.
    — Ale próba była, to dalej bardzo nieładnie — odpowiedziała zaczepnie. Próba nie próba, przestępstwo to przestępstwo. Przynajmniej w jej oczach.
    — Tak, prostackie, ale czasami ma się ochotę pobyć prostakiem — powiedziała uśmiechając się do niej. To nie tak, że miała zamiar teraz na nią kląć czy coś. Lubiła czasami być prostacka, bezczelna i niewychowana, pozwalało to nie zwariować od całej dworskiej etykiety i zasad, których wszyscy się trzymali, bo tak wypadało i należało. Oczywiście jako księżniczka w oficjalnych spotkaniach musiała świecić etykietą, ale było to wyczerpujące, czasami musiała się dochamić.
    — Poniosło, prawda, ale znam też inne piosenki, delikatne, urocze, grzeczne, a znam też straszniejsze. Ważne jest grać to, na co ma się w danym momencie ochotę, a nie zamykać w repertuarze, który zaraz emocjonalnie zmęczy — zgodziła się z nią. Na razie nie grała jej nic na dowód. Nie prosiła, a ona wolała jeszcze nie zdradzać całego swojego repertuaru. Uśmiechnęła się też zadowolona, gdy nie maglowała sprawy jej komfortu.
    — Dziękuję, jesteś naprawdę w porządku — powiedziała do niej przyjaźnie. Być może już niedługo sama ją przytuli jak dalej będzie się w ten sposób zachowywać.
    — Lubię, przypominają mi o ojczyźnie. Wszystko jest z kraju, z którego pochodzę. A tam bardzo lubią tworzyć piękne rzeczy, trochę jak w Oclarii, tylko styl jest inny — odpowiedziała. Na krysztale mogła zobaczyć wzory pięknych ptaków, które zdawały się tańczyć ze sobą. — Ty też chyba lubisz świecidełka, co? — zapytała ją. W końcu Luna miała na sobie całkiem sporo różnej biżuterii. — I nie tylko — dodała, zauważając identyczną bransoletkę jaką miał Ashan. No prosze, akurat o tym jej nie powiedział.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  85. Mohe uśmiechnął się lekko na jej spostrzeżenie co do tłumu.
    - W stronach, których się chowałem, gdy ktoś cię szukał, tłum nie pomagał w ukryciu, a odnalezieniu - wyjaśnił. - Ale możesz mieć rację - przyznał i z zaciekawieniem słuchaj wyjaśnień co do miesięcy. Musiał stwierdzić, że była to bardzo ciekawa koncepcja. 273 pełnie księżyca brzmiały bardzo oryginalnie. - Chętnie bym zobaczył Twoje 274 obchody, nie sądzę by ten pomysł był głupi, podoba mi się - przytaknął głową, przygotowując powoli jedzenie. Sięgnął jeszcze po dwie małe miseczki oraz płócienny woreczek i odłożył to na bok. Zaczął skrajać mięso, gdy tylko otrzymał odpowiedź.
    - Bardzo mnie to cieszy - wyznał, lubił gotować, a szczególnie w takich przypadkach. - Właściwie to znam, ale nie tyle, że nie je, co ma za miękkie serce by samemu coś upolować, nawet łowienie ryby sprawia mu trudności - zaśmiał się krótko. - Oprawione mięso pewnie by zrobił, ale rozczulają go zwierzęce oczy - dodał z zadziornym uśmiechem. - Też mu to mówiłem, nakarmił mnie kiedyś zieloną zupą, dobra... Ale musiałem jej sporo zjeść by w ogóle ugasić głód, no i nie nasyciła mnie na długo - mówić to szykował cały czas jedzenie. Wstawił wodę, przygotował bulion i pokroił mięso w cieniutkie plastry by zaraz wrzucić do wywaru. Kiedy to się podgrzewało, on ustawił kamienną płytę nad paleniskiem, by już się rozgrzewała.
    - Ty gotujesz na Piranii, czy masz od tego ludzi? - zainteresował się. - Sam jestem ciekaw waszej kuchni, ryby nie są mi obce, chociaż bardziej te słodkowodne... Słyszałem, że jest coś takiego jak... owoce morza? Łatwo wyżyć na głębokich wodach? - zapytał jeszcze, jednocześnie łapiąc za płócienny woreczek i wrzucając do każdej z przygotowanych miseczek trzy spore ziarna, zaczął je trzeć owalnym kamieniem, a te puszczały mleczko roślinne.
    - Tego nie wyjadaj, szykuję dla nas maczanki, muszę to rozrobić, samym mleczkiem można się zatruć - wolał uprzedzić, wyglądała na taką co to wkłada paluchy do szykowanego jedzenia i smakuje. Uśmiechnął się do własnych myśli, wolał jednak nie mieć trupa w obozie.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  86. Odpowiedział jej uśmiechem.
    - Jeżeli i ja jeszcze tutaj będę, to chętnie przyjmę zaproszenie - odparł luźno i zaraz nieco pokręcił nosem. - Hm... z humorem i gardłem raczej nie powinno być problemu, ale nogi... - zaśmiał się krótko. - Zobaczymy, może się przekonam - to nie tak, że nie lubił tańczyć. Taniec po prostu nadal źle mu się kojarzył. Może taka zabawa sprawi, że nieco zmieni o nim zdanie?
    - Prawda!? - rzucił, gdy wspomniała o mięsie, sam nie rozumiał jarskiej diety, no ale nie zamierzał nikogo w tym temacie pouczać. Słuchając o Heidi uśmiechnął się lekko. Siedział sobie wygodnie w siedzie klęcznym i szykował wszystko na spokojnie, jednocześnie rozmawiając. - Skoro tak zachwalasz to chyba będę musiał się do niej wprosić na drobny poczęstunek - zaśmiał się krótko. - Nigdy nie miałem okazji jeść takich owoców - przyznał, a na komentarz co do jedzenia przytaknął jej głową. - Smak się jeszcze trochę zmieni, ale tak, postaram się by było całkiem niezłe - puścił jej oko i zlustrował dokładniej wzrokiem, gdy się tak przeciągała. Pokręcił zaraz głową.
    - Nie, nie, bardziej mi chodziło, że gdyby bez zapasów... Czy byłoby ciężko zdobyć wtedy pokarm - wyjaśnił co konkretnie miał na myśli. - Z zapasami to i na lądzie nie jest trudno - rzucił ze śmiechem, a gdy odpowiedziała ponowni kiwnął głową. - Ubiłaś już dużo takich kreatur? - dopytywał, a gdy wspomniała o utracie życia przekręcił lekko głowę. - Straciłaś kogoś przez krnąbrność? - wypalił. - Wybacz... Nie musisz odpowiadać - dodał zaraz i westchnął lekko. Czy jego strata też zaliczała się do tych "z krnąbrności"? Dukał te nasiona i dopiero jej pytanie sprowadziło go na ziemię.
    - Zależy ile to dla Ciebie "często". Od kiedy opuściłem plemię to nie miałem okazji nikogo nimi częstować, ale sam... Hmm... Zwykle stosuję je w konkretnym celu, zdarza się kilka razy w tygodni, a zdarza kilka w miesiącu. Najczęściej przed polowaniem w trudniejszym terenie, ale i... w innych przypadkach - wzruszył ramionami, a widząc, że bulion się gotuje, wyciągnął z niego mięso oraz warzywa. Mięso ułożył na rozgrzanej kamiennej płycie. Odstawił na chwilę miseczki z maczankami, by doprawić bulion i zagęścić go nieco. Sięgnął jeszcze placki ryżowe i je również ułożył na kamiennej płycie, a sam zaczął kroić podgotowane warzywa. W między czasie dodał jeszcze do maczanek trzy kropelki olejku roślinnego i odstawił je na bok.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  87. Klara naburmuszyła się na to objęcie i od razu zaczęła się uwalniać z uścisku.
    - Trzymaj łapy przy sobie - burknęła. - Dla mnie te parę kartek jest ważne! - odepchnęła ją od siebie i to mocno. - Nie dla Twoich zuchwałych oczu! Skoro nie chcę ich pokazywać światu, to to uszanuj, a nie się panoszysz! - dodała, a kiedy chciała ją ponownie dotknąć uderzyła ją w dłoń, nim jeszcze dotknęła jej ciała. - Jesteś głucha? Powiedziałam, że masz mnie nie dotykać - zaznaczyła ostro, znowu przyspieszając. - To sobie do nich idź i razem bądźcie niedojrzali - odparła na wzmiankę o prostaczkach, nie patrząc już na dziewczynę parła do przodu. Akurat dzisiaj musiała na nią trafić, dziś, gdy wybrała sobie szlak bardziej oddalony od domu. Spojrzała na nią ze złością w oczach, gdy zadała kolejne pytanie, ale nic nie odpowiedziała, po prostu parła przed siebie, chcąc być jak najszybciej u Akane. Po tym spotkaniu dobre trzy dni nie będzie się oddalać nigdzie w samotności!

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  88. — Hmmm... Ciężkie pytanie. Lubię latać. I bić się. Czuć krew na języku, walczyć, pojedynkować się, tkać ogień... Wojsko mnie przyuczyło uwielbiać brutalność i walkę. Ale oprócz tego gram na lutni i piszę poezję. — rzekł, wsypując wszystko do garnka, by dusiło się pod pokrywką. — A ty? Co lubisz robić w wolnych chwilach, gdy nie plądrujesz, palisz gwałcisz tego, co jest na morzu?

    Laz

    OdpowiedzUsuń
  89. Wzruszył ramionami.
    - Nogi tak, te poradzą sobie bez większego problemu - przytaknął jej głową. - Nie wiem, po prostu zobaczymy, może to nie jest głupi pomysł, takie tańce - przyznał. Słyszał, że na dniach miał być jakiś koncert. Może jednak się wybierze?
    Spojrzał po niej lekko mrużąc oczy, gdy przyznała, że kogoś straciła, sam znowu się lekko zamyślił. Tak, ból pozostaje. Spojrzał na Lunę, gdy padło pytanie, zaraz skupił uwagę na szykowaniu potrawy, ale przytaknął głową. Gdyby tylko raz...
    - Nie musisz tłumaczyć, wiem, sam tak mam... Czasami się zastanawiam co by było gdyby... i też wiem, że nie bardzo ma to sens, ale jednak... samoistnie pewne myśli wbijają się w głowę - stwierdził spokojnie i westchnął, dalej szykując danie. Zdjął z płyty ryżowy placek, polał odrobiną zagęszczonego bulionu, ułożył mięso i warzywa, a to polał resztą sosu i zwinął w poręczny rulon, zwijając ich jedzenie spojrzał po dziewczynie.
    - To tradycyjne obrzędy mego ludu, przed polowaniem często pijaliśmy maczanki, tak na pobudzenie. Zwalczają strach, czasem wychodzi to korzystnie, czasem nie - wyjaśnił i wzruszył ramionami. - Czasami spokój, gdy za dużo myślę, ale to raczej pojawia się sporadycznie, głównie chodzi o łowy w trudnych warunkach, gdy jest spora różnica w terenie na przykład, gdy trzeba skakać i omijać wiele przeszkód. Wtedy szybciej zużywam energię, a maczanka zwalnia ten proces - odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem, podając jej jeden z rulonów, a sam wstał by dodać do ich maczanek główny składnik, suszone zioła, które zamoczył w wcześniej przygotowanym mleczku.
    - Jest taka jedna receptura - spojrzał na zioło, które nasiąkało płynem i dopiero po chwili wrócił do Luny, by złapać i swoją porcję. - Tylko dla szamanów, pozwala nawiązać kontakt z światem duchowym... Ona jest niebezpieczna, można się po niej nie obudzić - wyznał. - Ale spokojnie, takiej Ci nie przygotuję - zapewnił. - Ta którą szykuję podkręca doznania, smak, węch, zapach, dotyk. W najgorszym przypadku zwymiotujesz i będziesz trochę jak po srogim piciu - wgryzł się w swój placek i uśmiechnął tajemniczo do Luny. - Nadal jesteś chętna? - zapytał.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  90. — Nie. To ich sprawa, mają prawo myśleć co chcą, to nie moja sprawa — odparł szczerze. Potem uśmiechnął się lekko. — Chyba, że mi zależy na cudzej opinii, wtedy być może coś to dla mnie znaczy, ale nie mam zamiaru się zmieniać — dodał jeszcze, spoglądając na nią, jakby właśnie próbował się celowo, bezczelnie podlizać. Oczywiście na jej opinii w jakimś stopniu mu zależało. Ale co do zasady, dla nikogo nie miał zamiaru zmieniać swojego charakteru, z którym dobrze się czuł. Jemu żyło się dobrze, więc nie widział powodu, aby coś w sobie zmieniać. Może miał bardzo hedonistyczne podejście, ale nikt bliski jego sercu jeszcze na tym nie ucierpiał, a reszta po prostu miała pecha. Co nie zmieniało faktu, że przy Lunie starał się dobrze wypaść. A to akurat chyba mu dobrze wychodziło. Uśmiechnął się szarmancku, gdy wspomniała o swoich ustach i sama nachalnie wskazała na nie ustami.
    — Jak solenizantka rozkaże — szepnął cicho, obejmując dłonią jej policzek. Zbliżył ich do siebie, po czym delikatnie musnął jej usta, całując powoli, musnął lekko dolną wargę i odsunął się od niej. To było naprawdę przyjemne. Wymuszone, bezczelne, ale nie mógł ukrywać, że spodobało mu się to. Nie odsuwał się za bardzo, ale odsunął się, żeby nie przeciągać za bardzo struny. Samego pocałunku nie komentował. Niektóre rzeczy były idealne bez żadnych zbędnych komentarzy. Prychnął delikatnie, gdy pstryknęła go w nos.
    — Na to liczę — odpowiedział. Patrzył jak zaczyna się rozbierać. Wpatrywał się przez chwilę w każdy jej ruch, uśmiechając się szelmowsko, gdy widział jej urocze rumieńce.
    — Yhym… — mruknął w odpowiedzi na propozycję pływania. Teraz zdawało mu się to trochę mniej ważne. Popatrzył jeszcze przez chwilę, a potem odwrócił się, żeby nie zawstydzać jej bardziej i sam się rozebrał do samej bielizny i wstał na równe nogi. Tym razem to on podał jej rękę, aby pomóc jej wstać.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  91. Przytaknął dziewczynie głową.
    - Pijemy - odpowiedział zerkając po niej z lekką konsternacją na twarzy. Czyżby mówił coś dziwnego? Sprawiała wrażenie lekko zaniepokojonej. Uniósł brwi nieco zaskoczony, gdy zadała kolejne pytanie.
    - Zrezygnować? - nie rozumiał. Zaśmiał się zaraz krótko. - Chyba mnie źle zrozumiałaś, nie piję ich do każdego polowania, jedynie do takiego, gdzie wiem, że mogę potrzebować więcej energii, a te nie zdarzają się jakoś nad wyraz często. Mało kiedy bywam na otwartej przestrzeni. Właściwie głównie w okolicach Terry można spotkać tereny, o których myślę. Nie dość, że mają tam sporych rozmiarów roślinożerców to okolica jest trudna, niska roślinność, dużo skały. Ja głównie poluję w lasach i wtedy nic nie pijam, chyba, że mam gorszy dzień, coś mnie bierze, a kończą się zapasy... Tak, wtedy się wspomagam - wyjaśnił i zaraz posłał jej rozbawione spojrzenie. - Wybacz, ale w kwestii przeżycia zaspokojenie głodu jest jednak dla mnie bardziej istotne niż odczuwanie strachu - przyznał śląc jej uśmiech. - Tak więc nie, nie planuję ich odstawiać, nie uważam, że je nadużywam - dodał. Na wieść, że jednak nie odpuszcza kiwnął głową, spojrzał jej w oczy, gdy dotknęła policzka, a po tym po prostu odprowadził wzrokiem.
    - Smacznego więc. Lepiej nie kosztować maczanek na pusty żołądek, szczególnie gdy to pierwszy raz. Zapewniam, że lepiej się zwraca jedzenie niż żółć - zaśmiał się krótko i wziął kolejnego gryza.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  92. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wyjaśniała strach i wspomniała o wrogach. Spojrzał jej w oczy.
    - Chcesz mi powiedzieć, że gdy spotykasz na morzu te całe poczwary, o których wspominałaś, to zdrowo rozsądkowo starasz się za wszelką cenę ominąć je szerokim łukiem i dopiero w ostateczności stajesz z nimi do boju? - patrzył unosząc jedna z brwi. - Trochę już żyję na takich zasadach i nie widzę powodu by cokolwiek tu zmieniać. Wolę raz nadszarpnąć życia i zaryzykować by zdobyć solidny pokarm niż dniami wpychać w siebie masę liści o równowartości mięsnego posiłku - przyznał wzruszając ramionami, również jadł ze smakiem, a kiedy skończył, oblizał palce oraz usta. Wstał jeszcze by złapać misę z wodą i podejść z nią do dziewczyny, mogła w niej spokojnie przemyć ręce czy buzię po posiłku, on to przynajmniej uczynił.
    - Mam nadzieję, że chociaż odrobinę Ci smakowało - rzucił z zaczepnym uśmiechem. - To co, gotowa? - odstawił wodę i ruszył do maczanek. Docisnął w miseczkach zioła, tak by jeszcze puściły więcej aromatu, ostatecznie przelewając sam płyn do innych, pustych miseczek. Obejrzał się na Lunę.
    - Usiądź w siadzie skrzyżnym, tylko tak co bym u ja mógł usiąść przed Tobą - polecił. Skoro już z nim piła, to zamierzał pokazać jej jak u nich wyglądał ten rytuał. Złapał naczynka i postawił na ziemi, jedno po prawej stronie dziewczyny, drugie po swojej prawej. Usiadł również w siadzie skrzyżnym, tak, by jego kolana stykały się z kolanami Luny.
    - Na dwa łyki, pij wtedy, kiedy ja - polecił i podał jej miseczkę, sam swoją wziął w dłoń. - Będę Cię dotykać - zaznaczył i przyłożył jej palec do czoła, ślad lekki uśmiech. - Bez obaw, tylko do serca - dodał, tak dla zapewnienia. Nadal trzymał palec przy jej ciele, zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki wdech by zaraz po tym podnieść powieki.
    - Kalpana - nakreślił małe koło na jej głowie i dodał drugi palec. Oba zjechały nad brwi dziewczyny i niżej, przymykając jej powieki. - Hemakshi - palce zjechały do nozdrzy i po nich delikatnie ku jego czubkowi. - Khushboo - później zjechał na usta, przesuwając palec przez ich środek. - Abhilasha - zjechał do brody i odsunął dłoń by otworzyć ją i zrobić gest, jakby coś podrzucał w górę. - Mukti - zbliżył miseczkę do ust i wziął pierwszy łyk, a po tym dotknął brody dziewczyny i powoli jechał palcem po szyi, w stronę mostka. - Alpana, anandani, bhava... - złapał jej dłoń i skierował na własny tors, na sercu, swoją dłoń skierował do jej serca. - Janya - zbliżył miseczkę na drugi łyk - mukti - i opróżnił. Odstawił naczynie na bok, przymknął oczy i wziął głęboki wdech, trzymając swoją rękę nadal na sercu, a wolną przytrzymując dłoń Luny przy swoim. Na efekt nie trzeba było czekać długo. Bicie serca tej drugiej osoby zdawało się być wyraźniejsze niż zwykle, a gdy otworzyło się oczy, otoczenie emanowało szczegółami, zagięcia kory, kształty liści. Przyjemny powiew wiatru potrafił przyprawić o przyjemny dreszcz na ciele. Mohe puścił dłoń Luny i spojrzał na nią, jej piegi skupiły jego uwagę. Zabrał dłoń z serca by dotknąć policzka dziewczyny i przetrzeć kciukiem naznaczoną skórę. W jego plemieniu nie było takiego rodzaju skóry, ale spotkał już piegowate osoby i musiał przyznać, podobała mu się ta "inność" - Piękne... - podsumował krótko z delikatnym uśmiechem.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  93. Klara parła uparcie przed siebie, nie oglądając się na dziewczynę i nie odpowiadając na więcej pytań czy zaczepek. W głowie powstała już całkiem spora liczba wiązanek i epitetów skierowanych w stronę piratki, ale był też głos rozsądku, który nakazał Klarze ciszę. Nie, nie tym razem, tym razem będzie milczeć jak grób!

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  94. Uśmiechnął się pod nosem.
    - Gdybym uznał, że to zbyt niebezpieczne to też bym odpuścił, ale zwykle po prostu nie uznaję - zaśmiał się lekko. Miał bardzo lekceważące podejście do tego typu tematów. Wzruszył ramionami na stwierdzenie o siedzeniu głęboko.
    - Wątpię, gdybym chciał, mógłbym z tego zrezygnować, ale po prostu nie chcę, nie widzę takiej potrzeby - wyjaśnił. Tak właśnie uważał.
    Przystąpił do rytuału, a gdy Luna odwzajemniała jego gesty, kącik ust drgał lekko. Miło, że nie została bierna, w końcu sam nie miał wystarczającej liczby rąk by wykonać te gesty na sobie. Pozwolił jej słuchać swojego serca, a na komplement uśmiechnął się lekko. - Tak brzmi swawola - rzucił zaczepnie, a gdy zakryła piegi, uśmiechnął się pod nosem. Dotknął palcami jej łokieć i powoli sunął opuszkami w stronę dłoni, która zasłania buzię.
    - Dodają uroku - przyznał patrząc jej w oczy, wsunął kciuk pod jej palce, a palcem wskazującym delikatnie jeździł po kostkach dłoni i przerwach między palcami. - Czyli więcej do oglądania - dodał na uwagę co do przybywania piegów. - Był już z dwa razy złamany - powiedział, widząc jak skupia się na jego nosie. - Nie jest tak zgrabny jak Twój - rzucił i spróbował odsłonić jej buzię. - Zapewniam, nie masz się czego wstydzić - stwierdził i wypuścił trochę głośniej powietrze.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  95. Czyżby w końcu znalazł coś co sprawiało ją w zakłopotanie? Nie spodziewał się, że pójdzie mu tak szybko. Zdawała się nie robić sobie zbyt dużo z nagości. Być może było to spowodowane faktem, że sama próbowała zrobić mu małe przedstawienie, a on postanowił z tego bezczelnie skorzystać? Cóż, byłby głupi, gdyby tego nie zrobił. Kusiła go już wiele razy, a on był mężczyzną pełnym kultury, który mimo wszystko lubił nacieszyć oko nadobnym widokiem. Przynajmniej wtedy, gdy kobieta go interesowała. Sam rozebrał się szybko, bez zbędnych ceregieli. Mimo wszystko to byłoby zbyt dziwne, gdyby on teraz zaczynał rozbierać się w jakiś pokaźny sposób. To akurat było zbyt nienaturalne dla niego.
    — Kąpiel — zgodził się z nią, patrząc na nią. Czarna bielizna? Nie spodziewał się tego. A więc mieli nieco podobny gust. Sam miał na sobie czarne pantalony. Nie wskakiwał tak jak Luna do wody. Wszedł powoli, przyzwyczajając się do chłodnej wody. Zimno mu co prawda nie było, ale samo uczucie było dla niego raczej dziwne. Nie był przyzwyczajony.
    — Faktycznie niesamowita — odpowiedział za nią, wchodząc do pasa do wody. Przynajmniej w wewnątrz ciała było mu zawsze ciepło. Znalazł ją wzrokiem, kiedy wynurzała się cała mokra z wody. Może jednak warto było tutaj nieco trochę dłużej posiedzieć.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  96. Klara zaciskała żeby na każdą zaczepkę, starając się nie reagować, ale kiedy dziewczyna znowu ją objęła, ta posłała jej nieprzyjemne spojrzenie.
    - Ty jesteś moim nie sosem! Popsułaś mi dzień! Zadowolona?! – gwałtownie odsunęła ją od siebie i ruszyła truchtem w stronę zabudowań, trzymając blisko siebie torbę. – Nic od Ciebie nie chcę! Odczep się! – rzuciła na propozycję posiłku i wbiegła na podest prowadzący do domku Akane. – Przestań się naprzykrzać, bo nie ze mną będziesz miała tu do pogadania! – dodała zirytowana, idąc w stronę drzwi.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  97. — Cała gama niebieskiego… — powtórzyła za nią, zastanawiając się chwilę nad tym kolorem. — Tak, ma całą gamę, ale dalej wydaje się taki… spokojny kolor, nie wiem czy idealnie by oddawał Twój charakter. Dla mnie będziesz gamą czerwieni, wybacz, Żonciu — uśmiechnęła się do niej delikatnie. A co do tego czy próba jest przestępstwem czy nie już nie wdawała się w dyskusję. Wzruszyła ramionami. Zależało od aktualnie obowiązującego prawa, a to i tak nie było coś, o co była gotowa walczyć aż do śmierci. Przyglądała się jak Luna chodzi jej po domowstwie, obkręcając się przy tym i przyglądając różnym przedmiotom.
    — Tak, jesteś bardzo urocza — zgodziła się z nią. Przyjrzała się lepiej biżuterii kobiety, kiedy się do niej zbliżyła. Gust w biżuterii miały mimo wszystko całkiem różny. Darcy wolała złoto i szmaragdy z drapieżnymi dodatkami, a Luna cała była drapieżnie przyozdobiona. Najbardziej spodobała jej się czaszka na rzemyku.
    — Mogę? — zapytała wyciągając delikatnie rękę do wisiorka. — Bardzo groźna i mroczna… bardzo mi się podoba, pasuje Ci — powiedziała z uśmiechem na ustach.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  98. Uśmiechnął się delikatnie czując jak luzuje dłonie i pozwala zabrać je sobie z twarzy.
    - Znacznie lepiej - przyznał. Miała naprawdę uroczą buzię, szczególnie z tak bliska. Patrzył po niej spokojnie i przesunął palce trochę dalej, z policzka na żuchwę i szyję, na ramię i w dół, a gdy zjechał do łokcia, przeskoczył dłonią do talii Luny. W tym samym czasie drugą dłonią przesuwał po jej nodze, zaczął od kolana, przesunął się na zewnętrzną stronę uda i szedł wyżej. Pozwalał by badała jego twarz, odetchnął zadowolony, dotyk był naprawdę przyjemny, Mohe nawet zamknął na chwilę oczy, czerpiąc z tej niewinnej przyjemności.
    - No to przynajmniej masz nad czym pracować - stwierdził, gdy wspomniała, że wstyd jest silniejszy. Kiedy się pochyliła, złapał ją pod kolanem nieco mocniej, drugą ręką przytrzymał plecy i przyciągnął ją do siebie bliżej, sam rozkładając nogi na boki, by Luna miała więcej miejsca. Uśmiechnął się na komentarz co do ust.
    - Mówisz? Czyli co? Chciałabyś mi je wymienić? - zapytał z lekkim przekąsem w głosie, trzymając dłonie tak jak wcześniej i głaszcząc jej skórę palcami w jednym miejscu. Nim cokolwiek odpowiedziała musnął jej usta swoimi wargami. - Lepiej je dobrze sprawdź nim wydasz werdykt - dodał cicho i powtórzył gest z muśnięciem.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  99. Jeszcze raz przymknął oczy i odetchnął głęboko, starał się powstrzymywać zapędy, ale nie było to wcale łatwe. Środek, który wypili łatwo pozwalał zapominać o granicach, a ciekawość Luny dodatkowo pobudzała. Czuł wyraźnie jak sprawdza jego ciało, brzuch, twarz... Słowa o zbyt drastyczniej zmianie przyjął z lekkim uśmiechem i sam oblizał usta po tych krótkich całusach. Nie oponował na jej przyciągnięcie, ba, podobało mu się, nie zamierzał dyskutować, w końcu skoro musiała, to musiała. Nie został bierny w tym pocałunku, pierwsze co to zwrócił uwagę na tempo jakie nadała dziewczyna i szybko się do niego dostosował, smakował jej chętnie i równie ochoczo dołączył swój język. Smakowała słono, jakby morze dosłownie w nią wsiąknęło, ale była też słodycz, gładkie usta, gładka skóra. Znowu zaczął sunąc po jej ciele palcami, dłoń z pleców przesunął nad pośladki Luny, a tą z nogi złapał pewniej jej biodro. Dawno nikogo nie miał, a intensywne pocałunki czuł mocniej niż zwykle więc i jego przyrodzenie zaczęło reagować. Odchylił nieco głowę w bok by przerwać wymianę śliny. Wziął dwa głębsze wdechy i spojrzał Lunie prosto w oczy.
    - Jak teraz nie przestaniemy to sprawdzę Cię dogłębnie i to na tym trawniku - rzucił bez ogródek, ciężko dysząc prosto w jej usta. W Nhulu każde takie zbliżenie kończyło się seksem, nikt nie pytał, nie czekał na pozwolenie. Tam mężczyzna brał co chciał, zgoda na pocałunek była traktowana jak przyzwolenie do dalszych działań. On tak jednak nie chciał, usłyszał nawet kiedyś, że jest z tego powodu pojebany, ale cóż... mógł być.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  100. To prawda, że zdecydowanie nie był urodzonym pływakiem, ba do mistrza było mu zdecydowanie daleko w tej kwestii. Ciężko było o idealne zdolności pływackie, kiedy mieszkało się praktycznie na środku pustyni. Jego umiejętności ograniczały się do tego, że potrafił nie utonąć w wodzie, gdy brakowało mu gruntu pod nogami i przepłynięcia w jedną czy drugą stronę stronę w jakikolwiek sposób. Mimo wszystko nie czuł się zbyt pewnie w wodzie. Złapał Lunę za rękę, kiedy ją do niego wyciągnęła i poszedł za nią. Co prawda stał jeszcze w wodzie, ale był już praktycznie cały zamoczony. Wystawał mu jedynie kawałek szyi i głowa. Spojrzał w górę, tak jak go prosiła. Widział księżyc w pełni.
    — Magiczne — powtórzył za nią, zgadzając się z nią. Księżyc nie musiał być sam w sobie prawdziwie magiczny, aby sceneria, czy widoki nie takie nie były. Zwłaszcza, jeśli towarzyszyła mu taka niezwykła kobieta. Chociaż tym razem powstrzymał się od komentarza. Złapał jej drugą dłoń. Na razie wolał jej po prostu posłuchać. Wrócił do niej wzrokiem, przyglądając się każdej rzeczy jaką robi. Ten widok był zdecydowanie bardziej magiczny. Słuchał każdego jej słowa. Zdążył zanatować sobie w pamięci, że wierzyła w magiczne zdolności księżyca. Było to całkiem ciekawe, acz pasujące do nieposkromionej piratki. Westchnął cicho, kiedy się do niego przytuliła. Objął ją delikatnie ręką, przybliżając jeszcze kawałek do siebie. Skupiał się na runach i znakach, jakie na nim kreśliła.
    — Dziękuję, z pewnością się przyda — odpowiedział, spoglądając w jej oczy. — Teraz Ty też dałaś mi prezent, bardzo szczodre, biorąc pod uwagę, że to Twoje urodziny — zauważył.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  101. Już sam fakt, że zassała się na jego szyi sprawił, że na kroczu pojawiło się wybrzuszenie, a gdy sięgnęła do bluzki i zaczęła powoli się rozbierać, cóż, podniecenie tylko narastało. Obserwował to uważnie, powolne ruchy wcale mu nie przeszkadzały, każdy odsłonięty fragment jej jasnej cery zdawał się przyciągać, każdy był wart dokładnej obserwacji. Lustrował ją zachłannie wzrokiem, a gdy uwolniła piersi poczuł jak wyraźnie twardnieje tam na dole. Dodała do tego dotyk, lubił go czuć, szczególnie na klatce piersiowej. Kiedy się przysunęła spojrzał jej w oczy.
    - Śliczna jesteś - rzucił, mógłby długo na nią patrzeć. Uśmiechnął się na słowa pustce. Dreszcz przeszedł przez jego ciało i był cholernie przyjemny. - Nie mogę na coś takiego pozwolić - odpowiedział jej niskim głosem, tuż przy uchu, a gdy wspomniała o bestii uznał, że już bardziej "tak" nie da się powiedzieć. Zjechał dłonią na jej pośladek i złapał go mocno, naparł przyrodzeniem na jej zasłonięte krocze i wpił się gwałtownie w usta by zaraz zejść pocałunkami do piersi. Pieszcząc jedną z brodawek językiem, ułożył dziewczynę na plecach, powoli, a gdy to zrobił, zabrał się za drugą brodawką, wolną pierś łapiąc w dłoń z pośladka i masując ją okrężnymi ruchami, trochę jak przy wyrabianiu ciasta. Drugą dłonią zaczął zsuwać powoli z niej spodnie i w ramach odwetu zassał się pod jej obojczykiem, zostawiając tam ślad po sobie, tak zwaną malinkę.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  102. Nie rozumiał za bardzo czym sobie zasłużył na takie zainteresowanie z jej strony. Nie miał jednak zamiaru na to narzekać. Sam był nią bardzo zainteresowany, więc fakt, że tak do niego lgnęła naprawdę był mu na rękę. Kiedy oplotła go nogami w pasie, złapał ją dłońmi za uda. Zawsze mógł powiedzieć, że nie zna się na fizyce wody i bał się o to, że mu spadnie. Gdyby jednak jakimś cudem miałaby o to do niego pretensje.
    — Ach tak? — zapytał zawadiacko, gdy wspomniała o obdarowywaniu lubianych osób. Mruknął cicho pod nosem na jej pieszczoty. Uśmiechnął się szerzej, kiedy skradła mu buziaka. — Sprytna z Ciebie sztunia, co? — zapytał cicho, zbliżając twarz delikatnie do jej, patrząc prosto w piwne oczy kobiety.
    — Nie wierzę w nic konkretnego, wierzę, że są jakieś wyższe, boskie istoty, ale nie uważam, że mnie chronią. Żyje tak, jakby wszystko zależało ode mnie, potem nie mam pretensji do życia, jeśli coś mi się nie uda — wyjaśnił, nie spuszczając z niej wzroku. Sam teraz musnął delikatnie jest usta, przesuwając swoimi wargami po jej, całując delikatnie dolną wargę Luny. — Tak jak teraz — szepnął.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  103. Przyjrzała się lepiej naszyjnikowi, kiedy jej go podała. Ta czaszka była wyjątkowo piękna. Sama nie nosiła takich rzeczy, ale uwielbiała takie klimaty. Uśmiechnęła się lekko, badając fakturę. Była tak misternie, dokładnie zrobiona, że gdyby nie rozmiar, z pewnością można by pomylić wisior z prawdziwą, ludzką czaszką. Oddała go Lunie po chwili.
    — Naprawdę piękny i gustowny — skomentowała z uśmiechem. Dalej kontynuowała przyglądanie się wszystkim ozdobom jakie nosiła na sobie.
    — Dziękuję — odparła na komplement. Zachichotała delikatnie, gdy pokazała jej bransoletkę, która wyglądała tak samo jak ta, którą nosił Ashan.
    — Mogę się nawet domyślać znaczenia — odpowiedziała, posyłając jej szelmowski uśmieszek. Zdjęła swoje szmaragdowe kolczyki, aby pokazać Lunie. Dostała je od mamy, gdy wyruszyła do Argaru.
    — A to jest moja najbardziej sentymentalna biżuteria — odparła.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  104. Rumieńce dodawały uroku jej bladej skórze, a dłoń przy przyjacielu sprawiła, że trochę głośniej wypuścił powietrze nosem. Naparł nim mocniej na dłoń dziewczyny, czując narastające podniecenie, gdy się tak wiła. Mruknął gardłowo na palce wsunięte we włosy, to również było cholernie przyjemne, a gdy przyciągnęła go do siebie przygryzł jej wargę by zaraz ponownie wpić się w miękkie usta. Nie zamierzał nie skorzystać z sytuacji i gdy tylko podniosła biodra szybkim ruchem zdjął spodnie, od razu z bielizną. Przytrzymał też wtedy Lunę przy ziemi, kładąc dłoń na jej klatce piersiowej, a sam podniósł się by spojrzeć po jej mokrej cipce. Przeszedł go przyjemny dreszcz, przejechał palcem po kobiecości i z zadowolonym uśmiechem zawisł nad twarzą dziewczyny, do palca dodając drugi. Zaczął nimi przesuwać między wargami, tam na dole, obserwował przy tym twarz Luny, zrobił tak kilka razy, później nie wytrzymał i wsunął w jej dziurkę oba palce, jednocześnie całując w usta. Wpijał się mocno, rozpychając ją od środka.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  105. Podobało mu się to co widział i czuł. Bliskość jej ciała, to jak była chętna, jak przygryzała wargę. Ochoczo przyjmował te pocałunki i mruknął na wbijane w plecy paznokcie. Robiła to wyjątkowo delikatnie, przyjemnie, inaczej niż przywykł, zwykle kończył z krwią ściekającą po plecach.
    - Wytrzymaj jeszcze chwilkę - rzucił z uśmiechem, między pocałunkami, ale zaraz wysunął a niej palce i wsunął z siebie spodnie do samych kolan. Przepaska, którą nosił przysłaniała tylko przyrodzenie, nie musiał jej nawet zdjąć by być praktycznie nagi. Przesunął główką po jej wejściu, a po tym wszedł w Lunę z głośnym sapnięciem i wbił się w nią mocno. - Osz kurwa... Jak dobrze - sapnął po czym powtórzył mocne pchnięcie i złapał biodra dziewczyny, przytrzymał mocniej by wsunąć się w nią jeszcze kilka razy. Zaczął nadawać rytm, podniósł jej tyłek z ziemi i przyspieszył swoje ruchy, zaraz złapał ją za szczękę i pochylił się by całować z językiem, nie przestając posuwać.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  106. Mohe uśmiechnął się pod nosem na jej słowa.
    - Ostrzegałem, chochliki to dość zaczepne stworzenia - rzucił nim się w nią wsunął, a gdy już ją brał złapał mocniej nogę, którą go oplotła/ Wchodził w nią cały, dobijając jeszcze przyrodzenie przy samym wejściu, pchnął ją mocno jeszcze kilka razy, a po tym wyszedł z niej nagle i gwałtownie obrócił dziewczynę na brzuch, by ponownie w nią wejść, ale od tyłu. Strzelił ją siarczyście w pośladek i naparł biorąc mocno, z ciężkim oddechem tuż nad jej karkiem. Czuł, że jest już blisko, ale powstrzymywał się jeszcze by za szybko nie dojść, nie było łatwo, jednak nie zwolnił, a zacisnął palce na biodrach dziewczyny, obijając się o jej wejście jądrami.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  107. Pokręciła głową i spojrzała po niej wkurzona.
    - Co mnie obchodzi intencja, skoro wyszło jak wyszło?! - fuknęła i zaraz pokręciła głową. - Nie jest złe to co uważasz, a to w jaki sposób uzyskałaś tą informację. Wyrwałaś mi mój notes z rąk! Na dodatek uważasz, że jesteś zabawna z tymi swoimi durnymi zaczepkami! Żarty są zabawne, gdy śmieszą obie strony! - dodała. - Mnie Twoje nie śmieszą i nie interesuje mnie spędzanie czasu w Twoim towarzystwie! - dodała ciągnąc klamkę i lekceważąc słowa o domu, w końcu nie był jej. - Podziękuję i do nie widzenia - odparła wchodząc do środka i zamykając drzwi za sobą. Co za głupia dziewucha, dawno jej nikt tak nie zirytował.

    Klara

    OdpowiedzUsuń
  108. Sapnął głośniej, gdy spięła mięśnie i poczuł jak się na nim zaciska. Jeszcze kilka mocnych ruchów, mocniejszy chwyt, ostatnie pchnięcie i jęknął, czując jak dochodzi w jej środku. Oparł się ręką o ziemię, nie chcąc paść na nią bezwładnie, ale oparł na chwilę czoło o jej kark i łapał oddechy. Wyszedł z niej dopiero po chwili i kulnął się, opadając obok, na plecy. Uspokajał oddech, a chłód trawy przyjemnie chłodził ciało. Uśmiechnął się na jej słowa i obrócił głowę, by spojrzeć na dziewczynę.
    - Mam opisać po kolei? Bo wiesz... Nie jestem pewien czy wszystko dobrze spamiętałem - uśmiechnął się łobuzersko i spojrzał w niebo by zaraz przymknąć oczy i dalej regulować oddech.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  109. Kiedy nad nim zawisła, uchylił powiekę.
    - Hm? - widać była u niego lekką konsternację. Niesamowity? Nie przywykł do pochwał, to był tylko seks, dobry seks. Na dotyk przy torsie i jej zbliżenie otworzył oczy powoli. Te jej patrzałki zdawały się błyszczeć w specyficzny sposób. Nie było "tak jak zwykle", nie wstała, nie wciągnęła spodni, nie poszła... Została i to kierując twarz do jego przyrodzenia.
    - Oczyś... Osz kurwa... - nie zdążył zapytać, zaraz czuł jak się na nim zasysa. Automatycznie wsunął palce w jej włosy i jęknął głucho. Znał tego rodzaju pieszczoty, ale stosowane raczej przed stosunkiem, nie po. Nie sądził, że po może być to aż tak przyjemne. Mohe wziął kilka głębszych wdechów i przygryzł wargę wpychając jej penisa trochę głębiej w usta. Oparł się zaraz na łokciach i patrzył na to co dziewczyna wyprawia. Podniecenie szybko wróciło. Mruknął zadowolony na jej słowa i przeklną w rodzimym języku, gdy dotknęła jąder.
    - Jak tak się będziesz bawić to Cię znowu wezmę - spojrzał po niej z łobuzerskim błyskiem w oku.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  110. Odchylił głowę zadowolony z odczuwanej przyjemności. Luna zdecydowanie wiedziała co robi, nie musiała długo czekać by penis w jej ustach znacznie stwardniał. Mohe w przyjemniejszych momentach zaciskał palce na włosach dziewczyny i jeszcze dwa razy wsunął penisa w jej gardło, mrucząc przy tym gardłowo. Na "nie" odetchnął głośniej i spojrzał jej w oczy. Co miało znaczyć "nie" w takiej chwili? Uśmiechnął się na kontynuację, ach, ona jego... Zamierzała go ujechać? Nie musiał długo czekać na odpowiedź, bo zaraz znowu czuł jej szparkę zaciśniętą na kutasie. Podbił Lunę zaczepnie na "dzień dobry".
    - Nie bądź taka pewna - złapał ją za uda przytrzymując przy sobie i poruszył biodrami wchodząc w nią głębiej, patrzył jak bawi się własnymi piersiami. - U chochlików samce bywają bardzo dominujące - mruknął i posłał jej specyficzny uśmieszek.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  111. Uśmiechnął się pod nosem.
    - Mówisz? Nie znałem wcześniej piratki, chętnie sprawdzę - odpowiedział i wierzgnął raz jeszcze, oczywiście, że celowo robił to bez rytmu, niczym młody ogier, próbujący zrzucić jeźdźca z grzbietu, tylko z mniejszą intensywnością. Mimo wszystko podobało mu się to co robiła. Pozwolił by odciągnęła mu dłonie i posłał jej kolejny uśmieszek by zaraz podnieść się do siadu i znacznie zbliżyć swoją twarz do jej twarzy.
    - Tak się składa, że mam dużo więcej niż ładne oczka i silne dłonie - szepnął jej w usta i zabrał dłonie by ułożyć je na pośladkach Luny i mocno ścisnąć. Mruknął zaraz czując jak się na nim rusza i odchylił w tył, znowu opierając na łokciach. Na słowa o staraniu rzucił jej zaczepne spojrzenie. - Teraz Twoja kolej na staranie... Idzie Ci tak... dość znośnie - odparł zaczepnie.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  112. To zwalnianie tylko bardziej do podniecało, nim jeszcze wrócił do poprzedniej pozycji złapał mocniej jej pośladki i chwilę pieścił, dopiero później odpuszczając i dając jej pole do popisu. Nawet nie ukrywał swojej przyjemności, wysunął jedynie mocniej biodra by głębiej w nią wchodzić i pozwalał by dalej skakała.
    - U mnie to i tak całkiem dobra nota - zaśmiał się pod nosem i zaraz syknął na zadrapanie klatki piersiowej. Pobudziła go tym jeszcze bardziej, znowu usiadł, tym razem jedną ręką łapiąc ją za szyję a drugą oplatając w tali, wjechał w nią mocno i przytrzymał przy sobie ciężko dysząc. Oblizał usta patrząc jej prosto w oczy i wbił się w nią jeszcze dwa razy, wolno wychodził, szybko wchodził. - Lubię takie zabawy - przyznał ze specyficznym błyskiem w oku, znowu wysuwając penisa powoli i mocno go w nią wpychając.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  113. Naprawdę cholernie go kusiła tymi wszystkimi gestami, sugestywnymi pocałunkami i każdym zaczepnym słówkiem, które mówiła z taką niewinną miną na ustach, kiedy w oczach dosłownie tańczyły jej zaczepne ognie. Cholerna kusicielka. Przynajmniej byli zanurzeni w zimnej wodzie, która potrafiła dostatecznie hamować różne zapędy. Nie miał zamiaru nigdzie śpieszyć się z tą relacją. Mimo wszystko nie pamiętał, kiedy ostatnio to on czuł się przez kogoś dręczony. Nie ruszał się. Ciężko było się ruszyć, mógłby ją wtedy przecież odstraszyć, a na to absolutnie nie miał ochoty. Chciał się z nią jeszcze trochę podroczyć. Pogładził delikatnie dolną część jej pleców, palcami zahaczając po kolei o każdy krąg na kręgosłupie.
    — Oh… idealizm, prawość i miłosierdzie Ci się kłóci z sadystycznymi zapędami? — zapytał zaczepnie z delikatnym szelmowskim uśmiechem. Wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  114. Spokojne wieczory bez szaleństw jemu również naprawdę się podobały. Cenił sobie takie momenty, bez zmartwień, trosk - czas, który był przeznaczony po prostu na coś przyjemnego. Zdecydowanie musiał poznać Lunę jeszcze lepiej. Nigdy by nie powiedział o niej samej, że sama ceniła sobie coś spokojnego, zdawała mu się na to zbyt szaloną osobą. Było to jednak miłe zaskoczenie. Kiedy z niego zeszła poprawił swoje włosy, żeby nie zrobiły mu się przypadkiem kołtuny. Długie włosy zdecydowanie posiadały swoje wady. Patrzył jak się kładzie na wodzie. Podszedł do niej.
    — Nie umiem, mówiłem, moje umiejętności w tym wypadku ograniczają się do nie tonięcia — przypomniał kobiecie.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  115. Zadowolony patrzył po niej, mruki jakie wydawała były bardzo przyjemne, nie przerywał swoich powolnych ruchów, ale posłał jej łobuzerski uśmiech.
    - Chyba nie myślisz, że na pierwszy raz pokażę Ci wszystkie moje sztuczki - zaśmiał się pod nosem i sam mruknął na muśnięcie sutków, nie oponował, gdy ich zbliżyła, a gdy zablokowała uda, puścił ją całkowicie i zmienił ich pozycję, przechylając ją w tył mocno, znowu był na górze, grawitacja nie działała na jej korzyść. - Nie ma tak dobrze Ślicznotko - rzucił zaczepnie i złapał jej łydki by przyciągnąć do siebie wciągając mocniej na swoje prącie. Sapnął, gdy zaczęła się na nim wić i zaraz dopadł jej biodra, wchodząc w nią w rytmie jaki nadała Luna.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  116. Jemu z kolei taki obrót sprawy wyraźnie przypasował, chociaż nie obrazi się jeżeli kiedyś tam to ona go zdominuje. Teraz jednak korzystał ze swojego drobnego zwycięstwa i posuwał ją płynnie. Zaśmiał się na słowa o maszcie i zaraz mlasnął udając niezadowolenie.
    - No wiesz... Mogłaś nie mówić, miałbym przyjemną niespodziankę - mruknął jej nad uchem i przygryzł je dziewczynie by wbić się jeszcze kilka razy, mocno. Po tych kilku ruchach odrobinę przyspieszył, jednak nie zmniejszył intensywności uderzeń. Sam czuł, że zaraz znowu ją zaleje i rzeczywiście, nie musiał długo czekać by w nią trysnąć. Oparł czoło o jej mostek z ciężkim oddechem.
    - No dobra... - sapnął po chwili i spojrzał Lunie w oczy. - Mogę powiedzieć, że było dobrze - zaśmiał się krótko, po czym wysunął prącie i klapnął na ziemi, opierając się dłońmi za plecami. Jeszcze uspokajał oddech. Osobiście czuł, że maczanka powolutku z niego schodzi, ale w jego przypadku było to normalne, organizm dość szybko ją wydalał, szczególnie przy wysiłku. Zadowolony przymknął oczy i siedział sobie nagi, wystawiając twarz na przyjemny podmuch wiatru.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  117. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, akurat on nie miał nic przeciwko takim niespodzianką, przynajmniej szykowanym na tle seksualnym. Siedział w milczeniu, w pewnej chwili też skupiając wzrok na niebie, a gdy Luna przekręciła się na bok, spojrzał po niej. Nacieszył jeszcze oczy jej nagim ciałem.
    - Najważniejsze, że zjadliwa - odpowiedział. Nie zależało mu specjalnie na podaniu niesamowitej uczty, po prostu przegrał zakład. Obserwował jak narzuca na siebie koszulę i powoli się zbiera, był prawie pewien, że po prostu pójdzie, ale nie. Spojrzał po niej nieco zaskoczony i zaśmiał się krótko, podnosząc tyłek.
    - Ubrałaś się do kąpieli? - zapytał zbliżając się i lekko ją obejmując ramieniem. - Tak, tak, wiem, to na drogę - odparł, w końcu do oceanu mieli kawałek, ale było ciemno i on postanowił mimo wszystko iść tylko w przepasce. Ot co, najwyżej ktoś zobaczy jego wyćwiczone pośladki.
    - Chętnie - przyznał ostatecznie, puszczając dziewczynę i ruszając z nią w stronę plaży. Kąpiel w oceanie brzmiała zachęcająco, przydałoby się obmyć po tym turlaniu po ziemi.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  118. Odruchowo zerknął na swoje obozowisko i wzruszył ramionami.
    - Racja, nie śpisz - przytaknął jej i zaśmiał się, gdy wspomniała o kajucie. - Mów tak mów, to zaraz przyjdę sprawdzić - rzucił do niej z krótkim śmiechem, a gdy pochwaliła jego pośladki, rozbawiony pokręcił głową. Drgnął lekko na strzał i syknął cicho. - Skubana, wykorzystała okazję - pomasował się lekko po pieczącej skórze. - Cóż, u Nhulu to raczej nic dziwnego, jak chcesz przeżyć to musisz być w formie - przyznał, a na pytanie wzruszył ramionami.
    - Nie wiem... Coraz więcej słyszy się o nadchodzącej wojnie... Mam tu dość spore grono znajomych, jak się okazuje, no i przyznam, że teren wydaje się bardzo bezpieczny... Nie jestem pewien czy samotna wędrówka to dobry plan na nadchodzące czasu. Możliwe, że trochę dłużej tu zostanę, ewentualnie zwiedzę sąsiednie wioski - odparł i spojrzał jeszcze po niej uważnie. - Swoją drogą, Ty też masz ładne ciało... całe - uśmiechnął się do Luny zaczepnie.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  119. Odpowiedział jej śmiechem.
    - A kto powiedział, że będę czekał na zaproszenie? - poruszył zabawnie brwiami. - Nie, bez obaw Luno, jak będę Cię nachodzić to jedynie w Twoich mokrych snach - zaśmiał się raz jeszcze i lekko szturchnął ją w ramię, swoim własnym ramieniem. Przytaknął głową na słowa o niebezpieczeństwie, a na uwagę posłał dziewczynie szerszy uśmiech. - Pewnie tak, tym bardziej, że raczej jednostki ich nie interesują, dlatego jeszcze zobaczę co zrobię - przyznał i spojrzał po rozpinanych guzikach by ostatecznie skrzyżować z Luną wzrok.
    - Nie mam nic przeciwko, jestem wrażliwy na piękno - odparł w zaczepnym tonie.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  120. Chłopak posłał jej specyficzny uśmiech.
    - Teraz to ja muszę zapytać... Próbujesz mnie zniechęcić, czy zachęcić? - sam krótko się zaśmiał i wzruszył ramionami. - No cóż, nic na to nie poradzę, ale masz rację, rzeczywiście to mogłyby być bardzo ciekawe sny - przyznał z nad wyraz poważną miną i zaraz puścił Lunie oko.
    - Hm... - musiał się chwilę zastanowić. - Dzieci? - rzucił pierwsze co mu wpadło do głowy. - Przynajmniej tak z daleka bywają rozczulające, chociaż z bliska też... czasami... - dodał zerkając przed siebie i na chwilkę się zamyślił. Zaraz jednak wrócił wzrokiem do dziewczyny, lubił tą jej rumianą buzię. - A Ciebie? Na co jest wrażliwa piratka Luna, hm? - zapytał.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  121. Mohe zatrzymał się na brzegu i obserwował Lunę, gdy się rozbierała, popatrzył za nią również, gdy weszła do wody, sam stojąc chwilę w miejscu. Również nie miał na myśli własnych dzieci, raczej cudze, do ojcostwa nie specjalnie mu się spieszyło. Widząc gest dłoni ruszył w stronę fal i sam dał dość szybko nura, nie chcąc użerać się z powolnym moczeniem krocza, to zawsze sprawiało kłopot. Wynurzył się niedaleko dziewczyny, a słysząc jej odpowiedź zerknął w stronę nieba.
    - Przyznaję, nad wodą jest jakieś takie... wyraźniejsze - stwierdził i wrócił do niej spojrzeniem by posłać lekki uśmiech. - Nie pomyślałbym, że z Ciebie taka romantyczka Wolny Duchu - przyznał, zdawała się pędzić, brać życie garściami, a jednak lubiła te chwile postoju. - Przemawiają do mnie Twoje przykłady, chociaż od ciszy przed burzą wolę oglądać samą burzę - dodał.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  122. Posłał jej jeszcze jeden uśmiech.
    - W to akurat nie wątpię - przyznał, a gdy objęła go ramionami, on sam dla wygody ułożył dłonie nad jej pośladkami, splatając ze sobą swoje palce. Obserwował ją ze spokojem w oczach, gdy mówiła.
    - Skoro tak mówisz, to pewnie tak jest - przyznał. - Może z czasem sam wysnuję takie wnioski na Twój temat - dodał i pokręcił głową.
    - Miałem na myśli taką na lądzie. Morskiej burzy nigdy nie przeżyłem, ale jestem pewien, że brak stabilnego podłoża znacznie utrudnia w niej funkcjonowanie - odparł z lekkim śmiechem. - Żywioły potrafią wykończyć i na lądzie, otoczenie wodą zdecydowanie nie ułatwia sprawy - przytaknął jej głową. Na słowa o pokorze posłał jej kolejny uśmiech.
    - Tu się w pełni zgadzam - w Nhulu jedyne do czego naprawdę mieli szacunek, to do mocy żywiołów, te lekcje również cenił i dalej respektował.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  123. Obserwował ją uważnie, pozwalając na dotyk, ale odrobinę poważniejąc gdy zaczęła wymieniać elementy sztormu.
    - Mówisz o konkretnej sytuacji? - bardziej stwierdził niż zapytał. - Właśnie tak kogoś straciłaś? - dopytał, patrząc na nią spokojnie i zgarniając jej kilka włosów z twarzy. - Burza, morskie fale rozbijające się o klify, ulewy i wichury... Przypominają mi jak mały jestem dla tego świata. Uczą pokory i cieszenia się z każdego dnia, bo nigdy nie wiesz czy cię gdzieś nie trzaśnie, gdzieś nie zwieje. Lubię po prostu ten widok, błyskawica przecinająca niebo mnie osobiście hipnotyzuje, warkot z nieba wywołuje gęsią skórkę... Burza jest chyba najbardziej tajemnicza z tych wszystkich zjawisk... - spojrzał Lunie w oczy i uśmiechnął się pod nosem. - Nigdy nie wiesz, gdzie pierdolnie...

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  124. Sam spoważniał, gdy zniknął jej uśmiech, a po słowach przyglądał jej się chwilę w ciszy.
    - Z doświadczenia wiem, że raczej ciężko opowiadać o złych wydarzeniach, w barwny sposób - stwierdził spokojnie, jednak nie zamierzał jej namawiać. Zbliżył się tylko odrobinę, by musnąć wargami jej czoło, a po tym sam odrobinę się odsunął, chcąc dać jej przestrzeń. Przytaknął jej głową.
    - Stawiam, że i ja nie przepadałbym za nią będąc na statku. Nie byłoby czasu na niewinne obserwacje, walczyłbym raczej o życie - stwierdził, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze słowa, a po tym dał nura pod wodę by wypłynąć po drugiej stronie Luny. - A gdzie masz dom? - zagadnął, skoro już o nim wspomniała.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  125. Trzymał ją chwilę przy sobie, gdy się wtulała. Pomilczeli tak chwilę w spokoju.
    Na odpowiedź co do domu zaśmiał się krótko.
    - W Twoim przypadku jestem skłonny uwierzyć na słowo - przyznał. Piraci nie byli w tym świecie nad wyraz powszechni, przynajmniej on nie słyszał o nich jakoś często. Mogli rzeczywiście mieszkać daleko. Kiwnął głową, gdy wyznała, ze mało spędza tam czasu, sam nie siedział zbyt dużo w wiosce. Może za dzieciaka, ale i tak szybko zaczęły się wędrówki, polowania, więc w plemieniu bywał bardziej z doskoku. Posłał Lunie uśmiech na to trafne stwierdzenie.
    - Jest jeszcze sprawa tego jak ktoś rozumie "dom" - dodał po czym ponownie przytaknął jej głową. - No tak, masz swoje dziecko - skomentował z uśmiechem i odbił trochę od niej by podryfować na plecach. Maczanka zeszła już całkowicie, a on chwilę w milczeniu obserwował niebo.
    - To co? Odprowadzić Cię do domu? - zerknął na dziewczynę, prostując się lekko w wodzie i śląc jeszcze jeden uśmiech.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  126. Nim jeszcze od niej odbił ułożył prawą rękę pod jej lewym obojczykiem, spojrzał w oczy i lekko pochylił głowę, w odpowiedzi na pytanie o "dziękuję". Zaraz przesunął dłoń do jej ramienia i zahaczył o nie palcami.
    - A tak, gdy wdzięczność jest naprawdę duża - wyjaśnił i puścił ją, a gdy mu podziękowała, powtórzył swój gest, tym razem sam również dziękując.
    Nie namawiał, gdy odmówiła, sam miał ochotę tu jeszcze trochę podryfować, więc nawet było mu to na rękę. Kiwnął w jej stronę głową.
    - Do zobaczenia Piratko - odpowiedział z uśmiechem i zanurzył się w wodzie.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  127. Wysłuchał jej. Przytaknął głową, a potem zatrzymał się na chwilę, obserwując kobietę, kiedy opowiadała o wszystkim z taką iskrą w oczach. Promienie księżyca padały na nią, podkreślając blask oczu i każdy jeden uroczy pieg na buzi. Ciężko było ukryć, że przez jej urodę czasami miał problemy z uważanym skupieniem się na jej słowach. Mimo wszystko się starał. Pokręcił głową.
    — Mój też mnie wiele nauczył, ale ciężko o takie zaznajomienie z wodą, kiedy mieszka się na pustyni — przypomniał jej. Mówił już w końcu chociaż raz, że wychował się na pustyni. Nauka pływania nie była mu potrzebna. Zwłaszcza z takim dzieciństwem jak jego. Spojrzał na nią.
    — Mój ojciec uczył mnie kontroli moich mocy, jak nie zwariować od własnego ciała i emocji. Dla mnie dziwne jest to, że można żyć na pełnym morzu z dala od ciepłych piasków — wyjaśnił jej swój punkt widzenia.
    Patrzył jak sama unosi się na plecach na wodzie. Tego nigdy nie próbował. Dlatego założył, że nie potrafi. Mimo wszystko nie wyglądało to jakoś strasznie.
    — Spróbujemy — przytaknął jej, po czym zbliżył się do niej, zanim jeszcze położył się na plecach. Parsknął delikatnie śmiechem, kiedy zobaczył urocze rumieńce. Nachylił się delikatnie i musnął nosem jej ucho.
    — Możesz mnie łapać, gdzie chcesz w celach edukacyjnych — zapewnił ją szeptem. Odsunął się i położył się plecami na tafli wody tak jak prosiła.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  128. Miała gdzieś schować kolczyki? Spojrzała nieco podejrzliwie po Lunie. Czy ona naprawdę myślała o tym, aby ją teraz okradać? To miał być żart? Głupi domysł? Poczuła jak robi jej się ciężko na sercu, a serce niebezpiecznie przyśpiesza. Wstała na równe nogi i odsunęła się od Luny, zakładając kolczyki na uszy, zapinając je mocniej niż powinna.
    — Nie mów mi, że chcesz mnie okraść... — poprosiła, łapiąc się za ramiona. Znowu zaczęła się denerwować. Cholerna kokietka. Uwodzi brata, a potem znowu kolejna czysta, Mathyrska, chciwa krew chce coś odebrać. Zagryzła wargi. Nie mogła tak myśleć. Wdech, wydech. Potrzebowała jakiejś kotwicy. Podeszła chwiejnym krokiem do pianina, żeby zacząć chaotycznie wygrywać na nim pierwszą lepszą melodię jaka przychodziła jej do głowy.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  129. Gdyby chciała? Poczuła kolejny nieprzyjemny ścisk w brzuchu. A gdyby ona chciała to po prostu puściłaby tą pieprzoną chatę z dymem i już nigdy Luna nic by nie ukradła. Z jej domu czy jakiegokolwiek innego. Na krótką chwilę Darcy przybrała swoją drugą formę, czując jak rozpala ją gniew, chęć zniszczenia - strach przed tym, że znowu musi się bronić. Jasna cholera. Wspaniałą dziewczynę Ashan sobie wybrał do flirtów. Cholerna złodziejka. Nie. Nie mogła tak myśleć. To pewnie miał być tylko chujowy żart. Jej brat przecież nie wzdychałby do jakiegoś ściera, prawda? Musiała się uspokoić, albo zaraz naprawdę zrobi coś złego. Przy pianinie dalej próbowała znaleźć jakiś rytm, cokolwiek, żeby zapobiec przemianie. O ile Luna miała teraz dobre intencje i Darcy z tyłu głowy mniej więcej pojmowała, że starała się teraz pomóc, tak teraz jej głos po prostu jej przeszkadzał. Przypominał dalej o tych zapalnych słowach. “Gdybym chciała” “Okradła” - tak jakby nastolatka była bezbronnym dzieckiem, które można było krzywdzić dla własnych zachcianek.
    — Kurwa… — szepnęła czując jak w oczach zbierają się słone łzy i krew. — Luna odsuń się proszę ode mnie — poinformowała ją, po czym wstała i wyszła z domu. Stanęła przy wypalonym polu. Skoro nie mogła się uspokoić, to musiała dać upust swojej złości. Zaczęła krzyczeć, płakać, a jej ciało zdawało się zmieniać ciągle kolory. Nie mogła samej siebie przekonać kim chce być teraz w tej konkretnej chwili.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  130. Ostatnie dni upływały Ashanowi dosyć leniwie - w pewnym sensie. Dalej martwił się ryzykiem wojny jakie wisiało nad Argarem. Cieszył się, że jego jedna siostra ma zamiar przeczekać ten czas w Phyonix. Był zły, że nie mógł namówić do tego Darcy, ale z tego względu postanowił nie opuszczać Argaru zbyt często. Miał do zrealizowania tylko jedną rzecz, a potem nie ruszy się stąd na krok. Teraz zajmował się przygotowaniami do podróży. Trzeba było zapewnić wygodny transport każdemu, a on o ile nie był budowniczym mógł pomóc w przygotowaniu wszystkich innych elementów. Miał przygotowany stos skór dla Yensena, który pracował z innymi kowali. Jemu samemu praca zajęła cały dzień, ale postanowił wieczorem wybrać się do wiedźmina, aby oddać mu wszystkie potrzebne rzeczy. Przynajmniej dopóki nie poczuł śmierdzącej aury magii Greywolfa. Nienawidził typa. Zdążył wielektornie zajść mu za skórę swoimi lepkimi łapami i brakiem jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego. Ashan też nie miał jakiś wspaniałych wartości w sercu, ale szanował ludzkie poczucie wolności. Greywolf za to zdecydowanie zbyt bardzo cieszył się tym, że był magicznym człowiekiem w świecie praktycznie pozbawionym magii. Idiota, który tylko szukał okazji na łatwy łup. Poszedł w stronę, z której słyszał nieprzyjemny gardłowy śmiech i groźby. Kiedy zobaczył co ten chuj wyczynia stracił nad sobą panowanie. Oczy fenalisa zmieniły momentalnie kolor na ciemną, pozbawioną litości czerwień, a temperatura w okolicy zdecydowanie się zwiększyła. Zamienił ich miejscami, żeby oddzielić go od swojej ofiary.
    — Luna? — wysyczał, patrząc na przeżaoną kobietę. Ktoś zdecydowanie nie wyjdzie z tej uliczki żywy. Owinął ją skórą, chwytając kamień, aby w jego dłoni pojawił się miecz. Oddał go dziewczynie, podniósł kolejny kamień, żeby znowu użyć swojej mocy, zaraz miał w dłoni jego gardło, które mocno ścisnął.
    — Za kogo Ty się kurwa uważasz? — syknął, wstając na równe nogi. Miał dwa metry i siłę po ojcu, łatwo było mu go unieść a potem przyprzeć do muru. — Chcesz się zabawić? — zapytał, podpalając dłoń, za którą go trzymał, tylko po to, aby sprawić mu ból. Nie pozwolił płomieniom go zabić. Przynajmniej nie teraz.
    — Chcesz pozbawić kogoś godności? Chcesz cierpienia, łez? To czemu nie zaczniesz od siebie? — odsunął go od muru, tylko po to, żeby ponownie przyprzeć go do niego z jeszcze większą siłą.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  131. Stal wokół jego kostek? Mężczyzna zdecydowanie przegrał loterię. Jego magiczna stal niestety nie miała podejścia dla mieszanki żywego i piekielnego ognia. Zwłaszcza gdy Ashan przybrał swoją formę fenalis. Stal się rozpłynęła i wypaliła ziemię wokół niego. A jego wszelkie obrażenia spowodowane jego płomieniami się nie imały. Poczuł jedynie ból, gdy go kopnął. Zgiął się wpół nie puszczając go. Przesunął nim po murze z całą siłą jaka została mu w ręce. Nie zamierzał dać mu okazji do skupienia się na Lunie.
    — Cholerny Argarczyk myśli, że człowiek może do kogoś należeć — odpowiedział mu pogardliwie wracając do niego wzrokiem. Oczy teraz zastąpiły płomienie, z których było czuć jedynie nienawiść i pogardę, gdy na niego patrzył. Miał ochotę zrobić mu tyle ciekawych rzeczy, które z pewnością pozbawiłyby go hartu ducha. Chwycił wolną ręką za jego dłoń i złamał ją w nadgarstku. Dłoń Greywolfa była wilgotna, co nie spodobało się czerwonowłosemu. Postanowił wypalić tę ciecz, póki jeszcze miał czucie w ręce. Z szału wybudziła go dopiero Luna - jej szept, to, że ona potrzebowała teraz pomocy, a nie on zemsty.
    — Masz szczęście — rzucił jeszczego do Greywolfa, po czym, postawił go na ziemi, chwytając za głowę dwiema dłońmi. Szybkim, prostym ruchem zabił go. Niestety bezboleśnie, ale przynajmniej nie sprawiał już problemów. Wrócił do swojej normalnej postaci i dosłownie podbiegł do Luny, żeby ją objąć i wziąć na ręce. Przetarł rękawem kącik ust, w którym została resztka wymiocin.
    — Jesteś bezpieczna — zapewnił ją cicho, patrząc na nią już spokojnymi, troskliwymi, szmaragdowymi oczami. — Mieszkam niedaleko, mogę Cię zaprowadzić, albo odnieść na statek — powiedział, nie spuszczając z niej wzroku. — Jesteś bezpieczna — zapewnił ją.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  132. Rozumiał, że była przerażona. Zanim przyszedł przeżyła piekło przez niewiadomo ile, a on sam nie zachowywał się w pierwszym czasie zbyt opiekuńczono - emocje wzięły nad nim górę. Niekoniecznie był dumny z tego, że pozwolił jej pozostać w strachu dłużej. Mimo wszystko z początku był zbyt zajęty tym, żeby odpłacić mu pięknym za nadobne. Dobrze, że udało mu się jednak opamiętać i skupić na kimś kto był faktycznie ważny w tej sytuacji. Nie przytulał jej do siebie teraz bardziej, niż było to koniecznie, aby utrzymać ją na rękach. Nie chciał przywoływać nieprzyjemnych uczuć i wspomnień, które były jeszcze świeże, jednakowoż nie wierzył, aby była w stanie samodzielnie się utrzymać.
    — Umiem, opatrzymy Cię — zapewnił ją, patrząc na pokazywane przez nią rany. Kiedy się w niego wtuliła, dalej nie dotykał jej przesadnie mocno, ale po prostu był.
    — Będzie dobrze, jesteś bezpieczna — powiedział cicho, kiedy zaczęła płakać. — Pójdziemy do mnie, mieszkam niedaleko, dam Ci tyle ubrań ile potrzebujesz — zapewnił ją, po czym pewnym krokiem ruszył w stronę swojej własnej chaty, która całe szczęście znajdowała się całkiem niedaleko. Wszedł do środka i zatrzasnął nogą drzwi, po czym położył ją na kanapie, dalej okrywającą czystą, wygarbowaną skórą. Na razie przyklęknął obok niej.
    — Mogę Cię opatrzyć tradycyjnie, albo mogę dać Ci łzy feniksa. Feniksy pochodzą z Mathyr, ich łzy leczą rany, poczujesz delikatne pieczenie, ale wszystko niedługo zniknie. Ile ubrań chcesz i czy będziesz chciała wziąć ciepłą kąpiel? Oczywiście sama, bezpiecznie

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  133. Kiwnął głową na jej słowa. Rozumiał, że nie chciała. Dlatego zapytał zanim cokolwiek zrobił. Strach i obrzydzenie w tej sytuacji był zrozumiały. Nawet nie wyobrażał sobie jak musiała się teraz czuć. Nie chciał znaleźć się nigdy w jej sytuacji. Teraz mógł po prostu pomóc zaleczyć jej wszystkie rany - fizyczne i psychiczne.
    — Nie przepraszaj. Ja przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej. Zaraz przyniosę medykamenty, nie będę używał swoich mocy — poinformował ją ze spokojem, po czym wstał, żeby podejść do szafki, w której trzymał swoje przyrządy. Cieszył się, że jednak je miał. Sam ich nie potrzebował, ale zawsze trzymał w domu, w końcu nie każdy posiadał regenerację. Wrócił do niej.
    — Obmyje rany, założę bandaże, ale po kąpieli je wymienimy, żebyś miała czysty, suchy i świeży — poinformował ją. Podał jej jeszcze czystą bluzkę, która leżała na krześle, żeby mogła coś na siebie założyć. — Wystaw rękę proszę. Nie zostawię Cię. Jak poczujesz się lepiej, będe musiał poinformować co zrobiłem, ale to potem. Teraz Ty jesteś priorytetem — wyjasnił jej.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  134. Mógł nie wiedzieć, to prawda. O Morganie też mógł nie wiedzieć, ale i tak w obu sytuacjach nie mógł pozbyć się poczucia winy. Po prostu uważał, że powinien być lepszy, szybszy, bardziej spostrzegawczy. Miał dość patrzenia na to jak inni doznają niezawinionej krzywdy. Uśmiechnął się delikatnie, kiedy pogłaskała go po ręce.
    — Nie musisz mnie pocieszać i przepraszać. Mi nic nie jest, tak? — przypomniał jej.
    Złapał ją delikatnie, kiedy zaczęła się chwiać. Pomógł się jej ustabilizować, tak, aby mógł spokojnie opatrzyć każdą ranę, a ona mogła spokojnie siedzieć. Kiedy zobaczył, że nie ma zamiaru teraz zakładać jego koszuli sięgnął powoli do jej własnej, złapał za jej końce.
    — Zawiążę, żeby Cię zakryć, dobrze? — zapytał, po czym zawiązał delikatny supeł, żeby nie siedziała przed nim roznegliżowana. Nie miał zamiaru się w nią wpatrywać w takiej sytuacji, ale pomyślał, że ona będzie bardziej komfortowa, jeśli chociaż prowizorycznie się zakryje. Potem zaczął przemywać ranę, a potem nakładać na nią lekarstwo stosowane w Mathyr i bandaże na dłoni.
    — Będziesz mogła. Będę szedł do mojego wujka, jest w radzie. Wyjaśnię mu całą sytuację, mimo wszystko zabiłem człowieka, a tutaj księciem nie jestem — wyjaśnił jej dlaczego miał zamiar w ogóle wychodzić. — I to nie jest Twoja wina, tak? — spojrzał jej zaraz w oczy. — Ten człowiek brzydził mnie od dłuższego czasu i nieważne kogo by zaatakował, pewnie zachowałbym się tak samo. Proszę, żebyś troszczyła się teraz tylko o siebie, dobrze? — wyjaśnił, kończąc zawiązywać bandaż. — Teraz głowa, tak? Jesteś jeszcze gdzieś ranna?

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  135. — W nic mnie nie wpakowałaś — zapewnił ją, wracając wzrokiem do jej oczu. Mówił spokojnie, ale pewnie. W jego spojrzeniu też nie było żadnych wątpliwości czy żalu. Chociaż nad żalem może będzie musiał popracować i tymi całymi wyrzutami sumienia. Wysłuchał jej historii. Naprawdę nie żałował tego co zrobił, zwłaszcza po tym co mu powiedziała.
    — Graliście w karty, kto normalny nie kantuje w karty — powiedział cicho, nie spuszczając z niej wzroku. — Nie zrobiłaś nic złego. To nie jest Twoja wina. Chciałaś spędzić miło czas, spędziłaś, a on w zamian chciał odebrać Ci godność. Nie masz powodu do żadnych wyrzutów. Ja nie żałuję tego co się stało. On już Cię nie skrzywdzi, tak? Wszystko będzie dobrze — wytłumaczył jej. Przemył jej wargę, a potem gestem dłoni poprosił, żeby się odwróciła, żeby opatrzyć jej głowę.
    — Chcesz coś przeciwbólowego? — zapytał, kiedy skończył opatrywać jej głowę. — Przygotuję kąpiel, mogę zaparzyć Ci kojące zioła potem. Położysz się, odpoczniesz, wszystko będzie dobrze. Tutaj nikt Ci nie zrobi krzywdy — zapewnił ją.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  136. Tak naprawdę gdyby zamiast Luny był tam ktokolwiek inny pewnie zareagował by podobnie, jeśli nie tak samo. Naprawdę to nie była jej wina. Ashan po prostu nie szanował takich szumowin, więc ich życie nie miało dla niego zbyt dużej wartości. Osobiście nie widział w tym co zrobił niczego złego, ale zabójstwo to zabójstwo, nie będzie uciekać przed odpowiedzialnością.
    — Nie masz za co dziękować — upewnił ją. Nie uważał, aby robił teraz cokolwiek wyjątkowego. Potrzebowała pomocy. Tylko skończony chuj zostawiłby kobietę samą w takiej sytuacji. Przygotował gorącą kąpiel dosyć szybko i wrócił do niej. Zobaczył, że ciężko radzi sobie z samodzielnym chodzeniem i szybkim krokiem podszedł do Luny, żeby wziąć ją na ręce.
    — Nie przemęczaj się — poprosił. — Zaraz weźmiesz ciepłą kąpiel, liczę, że Ci pomoże — wyjaśnił prowadząc ją do łazienki. Posadził ją na szerokim oparciu bali. — Chcesz sama wejść, dasz radę? Nie będę patrzeć na nic czego nie chcesz — poinformował ją. — I oczywiście, że z Tobą pomilczę, nie zostawię Cię samej — zapewnił ją.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  137. — Dobrze, jak usłyszę jasną prośbę to wejdę — zapewnił ją, zanim jeszcze wyszedł. Chciał, żeby była pewna, że bez jej wyraźniej zgody nie ma zamiaru naruszać jej prywatności, mogła czuć się tutaj bezpiecznie. Nauczył się szacunku do kobiet, nie miał zamiaru odbierać jej niczego, odzierać jej jeszcze bardziej z tego co ten chuj jej zabrał. Zanim wyszedł, przygotował jej świeże ubranie na szafce - luźne, czyste i oczywiście czarne, bo innego koloru w szafie nie posiadał. Przynajmniej w Argarze.
    — Będziesz chciała coś zjeść po kąpieli? — zapytał, stojąc już w drzwiach. — Gotować nie potrafię, ale mam jeszcze trochę w spiżarce zjadliwego jedzenia — poinformował ją. Wyszedł, gdy mu odpowiedziała. Przygotował ciepłą ziołową herbatę i postawił przy stoliku do ostygnięcia, żeby mogła się napić, a nie poparzyć język. Kiedy tylko usłyszał jak krzyczy, podszedł bliżej drzwi od łazienki, ale nie wchodził. Po prostu nasłuchiwał, czy nie będzie go wołać. Nie był też zbyt blisko drzwi - półtora metra, idealnie, aby samemu nie wyjść na bezczelnego podglądacza, ale dokładnie słyszeć, gdyby chciała, żeby jej w czymś pomógł. Uśmiechnął się w duchu, gdy usłyszał coraz głośniejsze kroki. Silna kobieta. Cieszył się, że dała radę sama. Nie odebrano jej hartu ducha i zaciętości - dla niego był to powód do domu. Odszedł wtedy, żeby usiąść na kanapie. Poprawił wszystko na stoliku i spojrzał na nią. Nie spodziewał się, że na nim usiądzie, ale nie protestował. Przytulił ją delikatnie do siebie.
    — Yhym, tutaj Ty masz władzę — powiedział cicho, trzymając ją tak jak prosiła. Był delikatny, w jego ruchach nie było żadnej zaborczości, jedynie troska. Był tuż przy niej i nie miał zamiaru nigdzie się ruszać.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń
  138. Nie oceniał jej reakcji. Rozumiał, że cierpiała i było jej ciężko. Nie mógł wyobrazić sobie jak bardzo mogło dotknąć to kogokolwiek. Każdy łamał się, kiedy próbowano naruszyć jego godność - nie była się w stanie bronić, a bezbronność też nie jest zbyt prosta do pogodzenia się, zwłaszcza, jeśli wcześniej było się tak pełną życia, twardą i niezależną kobietą jak ona. To co zrobił było okrutne, nawet dla niego. Rozumiał chęć torturowania innych, oczywiście, że rozumiał, sam pod tym względem był bardzo spaczony, mimo wszystko uważał, że pewnych granic nigdy nie powinno się przekraczać. Odzieranie kogoś z hartu ducha było po prostu barbarzyńskie.
    — Nie jesteś słaba — odpowiedział, patrząc na nią troskliwie. Przytulił ją nieco mocniej do siebie, dalej pozostając delikatnym i ostrożnym. Pogładził delikatnie końcówki mokrych włosów Luny. — Nie jesteś dzieckiem i nie jesteś beznadziejna. Nie dałaś się też pokonać, nie w pełni. To Ty żyjesz, to Ty możesz się teraz dalej nie poddawać i dalej czerpać z życia. Jesteś sprytną, silną, cudowną kobietą — urwał na chwilę, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. — To Ty sama decydujesz co Cię złamie, złe rzeczy się zdarzają, ale ostatecznie to każdy z osobna decyduje jak zamknie każdy swój rozdział. A Ty chciałaś do końca walczyć, byłaś silna. Ducha Ci jeszcze nie złamał. A jeśli teraz czujesz, że zaraz się to stanie, masz mnie. Jestem przy Tobie, obok Ciebie i nie zostawię Cię samej, będę tuż przy Tobie — próbował przypomnieć sobie coś mądrego co kiedyś mówiły mu wszystkie opas, nie mógł pomyśleć o niczym odpowiednim. — Ja dalej będę podziwiać wszystko co robisz, to jak chwytasz garściami każdą chwilę z życia — wyrwało mu się.

    Ashan

    OdpowiedzUsuń

^