Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Dłuższa historia cz.I

    Tego roku łowy, w tym kwartale, były nad wyraz udane. Idąc ku wiosce mężczyźni prawili o tym ileż to mięsa przypadnie na każdą rodzinę. Chaska był z nich wszystkich najbardziej dumny, główny wojownik upolował w końcu największego zwierza. Mohe przewracał tylko oczyma słysząc opowieści brata. Pieprzony blondas... Zapomniał wspomnieć, że gdyby nie strzała młodszego brata to zwierz staranowałby go w napadzie szału. Tak, jasne, później obalił go sam i kark również sam skręcił, ale to strzała zdezorientowała kopytnego. Mniejsza, nieistotne, Chaska lubi błyszczeć, musi błyszczeć jako prawa ręka wodza.
    Mohe szedł w tym tłumie dość milczący, czasem tylko wymieniał z niektórymi komentarze, nie odzywał się niepytany, nie zabierał głosu, gdy nie miał nic sensownego do dodania. Dopiero kiedy na horyzoncie zamigotały znajome pola, ten rozchmurzył się wyraźnie.
- Co? Już się cieszysz na te wszystkie roztańcowane panienki? - Chaska grzmotnął go w tył głowy i zarechotał głośno.
- Pomyliłeś kutasy, to nie mój sterczy w spodniach - rzucił ciemnowłosy w odwecie, patrząc ponuro po blondynie. Ten zaraz zmroził go wzrokiem i złapał mocno żuchwę brata. Oryginalnie, doprawdy, zawsze to robił... Mohe spojrzał po nim znudzony, gotowy na wymianę ciosów, ale wtedy jeden z towarzyszy klepnął Chaske w ramię.
- Daj spokój, przyda się jeszcze, dobry jest - rzucił. - Dziś świętujemy - dodał, ostatecznie przekonując blondyna o porzuceniu planów.
- Pamiętaj, Iska jest moja - mruknął tylko nad uchem młodszego i puścił jego szczękę po czym się oddalił. Mohe rozmasował obolałe miejsce i pokręcił głową. Iska? Gdyby jeszcze był nią zainteresowany... Wcale nie czaił się na jej wyuzdane wicie, była łatwym celem, mało ciekawa jednostka. Nawet ruchała się mało ciekawie. Nikły uśmieszek wkradł się na twarz niebieskookiego. Niech ją sobie braciszek bierze.
Prawdziwym powodem uśmiechu Mohe był pierwszy etap powitania. Te wszystkie rozbrykane dzieciaki, które biegły w ich stronę i wesoło tańcowały, te szczere uśmiechy i błyszczące z radości oczy. To dla nich to robił, dla nowego pokolenia, dla tych małych walecznych duszyczek, dla siostry... Zadowolony wszedł w tłum maluchów, wziął jedno dziecko na ręce i podrzucił lekko, śląc uśmiech i wymieniając kilka słów, zapewniał, że będzie dużo jedzenia, że nazbierają wiele sił... A siły były im bardzo potrzebne. Odstawił dziecko, by to biegło dalej, szukał wzrokiem siostry, ale kiedy dojrzał smutne oczy jej małej przyjaciółki, poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu.
- Gdzie Salali? - zapytał. Zwykle nie trzeba jej było szukać. Miała tak taneczny krok, że od razu rzucała się w oczy. Nie tym razem. - Gdzie Salali?! - warknął na małą widząc jak zaciska wargi.
- Miała się nie wtrącać... nie wtrącać! - dziecko szlochnęło, a Mohe zacisnął palce w pięści po czym odsunął dziewczynkę na tyle gwałtownie, że ta upadła na ziemię. Nie obejrzał się, parł przez tłum, wyminął wdzięczące się kobiety i dopadł do matki, by złapać jej ramiona i potrząsnąć.
- Gdzie ona jest?! - podniósł głos skupiając na sobie wzrok pobliskich osób.
- Mohe - jego ojciec zaraz znalazł się obok. Położył delikatnie dłoń na ramieniu syna, jednak ten właśnie toczył bój na spojrzenia ze swoją rodzicielką.
- Nie żyje - odparła w końcu Achiq, patrząc prosto w oczy syna. Nawet się nie skrzywiła... Straciła już kilkoro dzieci. Chaska, Mohe i Salali byli jedynymi, które przeżyły 5 rok życia. Teraz zostali już tylko synowie... Dla tego ludu jednak to nie było dziwne. Udane łowy przysłaniały stratę, przynajmniej rodzicom. Mohe naprawdę kochał tą małą iskierkę, była inna niż wszyscy... Zupełnie inna. Stracił ochotę na świętowanie. Puścił ramiona matki, zrzucił dłoń ojca z własnego i ruszył w stronę swojego ulubionego wzgórza. Niech się bawią, bawią póki mogą.

***

    Siedział na szczycie pagórka i obserwował kłębiące się nieopodal chmury. Idealnie, łowy, deszcz... Nhulu osrają się ze szczęścia... Ale nie on, on widział w tym deszczu coś zupełnie innego.
- Nawet niebo Cię będzie opłakiwać Iskierko... - szepnął sam do siebie i przymknął oczy. Chciał poczuć przyjemny chłód kropli deszczowej na skórze. Może nawet chciał uronić wśród nich łzę? Podniósł powieki i westchnął ciężko. Kroki... Usłyszał jak ktoś nadchodzi.
- Tu się schowałeś - padło za plecami. Nawet na nią nie spojrzał. Iska. - Przygotowałam specjalny taniec na wasz powrót, na Twój - zaczęła z łobuzerskim uśmiechem.
- Mhm... Tarcie cipą? - spojrzał po niej nieprzyjemnie.
- Że co proszę? - zmarszczyła czoło.
- Tak go nazwałaś? - wpatrywał się w nią bez wyrazu.
- Ależ Ty zabawny, doprawdy - rzuciła mu wymowne spojrzenie. Patrzyli po sobie nieugięcie.
- Nie nauczyli Cię jak odnosić się do kobiet? - kolejny głos. Chaska. Co za popierdolony dzień. Mohe przewrócił oczyma i spojrzał na brata.
- Że niby Ty przeszedłeś mnie nauczyć? - chłopak parsknął śmiechem i złapał się za brzuch, wybuchając kpiącym śmiechem. Iska i Chaska spojrzeli po sobie.
- Dobrze się czujesz? - zapytała białowłosa.
- Salali nie żyje - brat czarnowłosego od razu wiedział skąd wzięło się zachowanie brata. Nie przeszkadzało mu to jednak, by utemperować młodszego. - Biedaczkowi smutno, nasz słodziutki Jelonek będzie beczeć za swoją małą Wiewióreczką - uśmiechnął się pod nosem, zbliżając coraz bardziej.
- Nikt jej nie kazał bronić tej durnej małej. Idiotyczne poświęcenie... Przyjaciółka do niej dołączy po następnym treningu, zdechnie po trzech ruchach przeciwnika - teraz to Iska przewróciła oczyma. U Nhulu nie było miejsca na słabe jednostki. Tu nie ćwiczyło się drewnianymi kijkami, dzieci dostawały prawdziwą broń, mniejszą, ale zdolną zabić. Przetrwają najsilniejsi. Tylko tacy mają prawo dorosnąć i przekazać geny dalej. Tylko tacy.
Mohe przestał się śmiał na te ich całe wywody, wbił palce w ziemię i spojrzał na nadchodzącego brata.
- Mówiłem, że jest moja - rzucił blondyn, ewidentnie szykując się na łomot.
- Sama przylazła - odparł czarnowłosy, na co Iska prychnęła pod nosem.
- Bo sama decyduję - rzuciła pewnie, na co Mohe spojrzał po niej i znowu prychnął śmiechem.
- Jaja sobie robisz? Będziesz grzecznie skakać po kutasie, którego wskaże Ci tatuś - zarechotał. Co za głupia torba... Serio myślała, że jak da tu i tam na boku to będzie wyzwolona? Nie przyszło mu uzyskać odpowiedzi na to niezwykle nurtujące pytanie, bo zaraz poczuł jak obrywa w twarz. Lawina wyzwisk wylała się z ust białowłosej, a po jej ciosie przyszło kilka następnych, tym razem od brata. Mohe wcale nie pozostawał mu dłużny, ale co tu kryć, blondasek miał siłę i jak już trafił, to porządnie. Ostateczny wynik? Przegrana... Czarnowłosy leżał na szczycie swojej ukochanej górki, miał rozciętą wargę, obitą twarz i chyba złamany nos. Ciężko dychał, uspokajając oddech po swoim małym boju. Rozłożył ręce na boki, chcąc rozciągnąć poobijane żebra. Syknął cicho i zaraz poczuł pierwszą krople deszczu na skórze. Zaśmiał się pod nosem. Chaska i Iska schodzili ze wzniesienia, szli dalej się bawić... A może zabawiać się ze sobą? Mohe znowu się zaśmiał i przymknął oczy. Krople uderzały w ziemię z coraz to większym natężeniem, a on czuł jak przyjemnie obmywają go w krwi. Wystawił buzię i zebrał włosy z twarzy. Tak... Właśnie o to chodziło. Zostali sami, on i deszcz... W końcu mogli swobodnie opłakiwać Salali. 

___________________________________________________________________________

Takie tam, wspomnienia Mohe. Zapraszam do czytania! ^^

1 komentarz:

  1. Współczuję Mohe, nie mógł się odnaleźć we własnym plemieniu, to naprawdę smutna historia. Nylian może się z nim utożsamić, nienawidząc miejsca, z którego pochodzi, mam nadzieję, że szybko znajdzie swoją Klarę, przy której świat będzie znowu piękny <3

    OdpowiedzUsuń

^