Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Demon Północy" cz.1



Wiosenny wieczór trwał w najlepsze, biesiada, zabawy, alkohol... Nawet kilka driad dołączyło do garnizonu, kilka z niecnymi planami, niektóre z ciekawości... Demony bawiły się od samego zachodu słońca, a ich wódz, książę, zbawca i mesjasz zniknął gdzieś w odmętach lasu.

Pius zasiadł na gałęzi drzewa ze zdobyczną butelką wina w dłoni. Lubił samotne wieczory, na łonie natury... Lerodas wyjątkowo przypadło mu do gustu, uważał, że to najlepsza lokalizacja w jakiej kiedykolwiek mieszkał w życiu. Co jest dość dużym osiągnięciem, zważając, iż w Dern, świecie z którego pochodził, studiował w akademii w latającym mieście Oxion, przemierzał stolicę świata Al-Bator, badał rośliny po sam Archipelag Tysiąca Wysp...
Ale tutaj był jego dom. 
Tutaj byli jego ludzie. Dosłownie. Długo minęło, zanim wyzbył się Mathyrskiego akcentu, co było właściwie zabawne same w sobie... Mieszkał tyle na Mathyr, że maniery językowe stały się dla niego macierzą, czymś naturalnym... Jak tu wylądował, przez kilka miesięcy nie rozumiał nawet słowa po Polsku...
Popijał wino, powoli sączył, ot chwila była efemeryczna. Ognisko w środku lasu, ptaki, delikatny powiew wiatru w koronach drzew... I te parszywe buzie demonów, cieszące się, że wrzuciły Gluta do ognia, a ten pierdnął i beknął kulą ognia, ku ucieszy gawiedzi...
Po raz pierwszy czuł się... Na swoim miejscu. Wśród swoich. W odpowiednim momencie, pod gwiazdami... Co z tego, że Onyx myślała o ich przeszłości, a Ennis prawdopodobnie nosiła w sobie bękarta, jak nie dwa... W tamtej chwili nic się nie liczyło. Tylko szczęście w obu sercach Piusa...

— Masz rację, Imperiusie. — odezwał się mężczyzna siedzący obok, w sile wieku. — Ten wieczór jest rzeczywiście najpiękniejszy, pod tym niebem, w tym świecie, w tej szerokości geograficznej... - syczący głos mężczyzny bił po uszach jak tarabany, ptaki nawet przestały ćwierkać, a żaby kumkać. Lecz Pius z uśmiechem obserwował swoich kochanych debili, rzucających się jego talerzami... Ah, kurwa, sami będą na kole garncarskim zapierdalać, piękna kara, za piękną zbrodnię.
— Słuchasz mnie, w ogóle, gówniarzu?! — zapytał diabeł, chwytając mężczyznę za szczękę. Ten jedynie łupił złotym okiem na diabła, dopijając wino, skoro i tak mu wykrzywił mordkę w dziubek.
— Wystarczy, że nawiedzasz mnie we snach, dziadku. Naprawdę musiałeś się zmanifestować ze swoim awatarem? W moim świecie? — spytał, zabierając twarz z palców Mefisto, wracając wzrokiem do garnizonu. — A mówili, że nie mam poparcia w Tartarusie... Mówiłeś, że jestem księciem bez zamku... Że sam Lucyfer zapomniał jak mam na imię... A i tak poszli za mną. I idą. W nieznane...
— Wcześniej... — odezwał się Mefisto. — Wcześniej nie byliśmy pewni, co do twojej lojalności. Jako Nefalem byłeś... Niestabilny. Ale po tym, co zrobiłeś... Jak odciąłeś ten świat od naszych wpływów...
— Zrobiłem, to co słuszne, dziadku. Widzicie ten świat jak pole zboża. A dusze macie za kłos, który trzeba wydobyć, wyplemić, osuszyć, nagiąć pod siebie... 
— Skończ to umoralnianie, Imperiusie, nie wzbudzisz tym mojej symp...
— Powiedz mi lepiej, dlaczego sam się tutaj pofatygowałeś. — rzekł Pius, patrząc w oczy dyrygenta swojej zagłady, swojego twórcę, swojego oprawcę.
— To już... Cóż. Lucyfer uznał... Że jesteś gotowy. Dołącz do nas. Zajmij miejsce, które twój ojciec zajmował... U mego boku. Będziesz najpotężniejszy, najbogatszy... Żaden feniks już cię nie zrani... Żaden kryształ nie skusi... Będziesz wiecznością, a wieczność będzie.
— Spierdalaj. — odparł młodzian, z uśmiechem pełnym mordu. — Wiem, że to ty kazałeś zabić mojego ojca i zgwałcić moją matkę.

Mefistofeles wstał z miejsca, patrząc na wnuka z zaskoczeniem.
— Ale skąd...
— Nie wiedziałem... Ale umiem blefować, co? — spytał, po czym wstał na równe nogi, zakładając dłonie na plecy. — Z łaski swojej... Jeśli jeszcze raz wyślecie kogoś, kto będzie szpiegował pomiędzy moimi ludźmi... Wiedzcie, że wejdę z jego głową do samej sali tronowej... I nawet Niszczyciel Światów was nie obroni. — dodał Pius, a Mefisto uśmiechnął się szerzej. Jego plan, stworzenie antychrysta... Powiódł się w stu procentach. 
— Ja... — zaczął, ale oczy Piusa zaświeciły się fioletem, patrzył na awatar dziadka ze słodką pogardą... 
— Ja... No... Dokończ, Mefiś... Ja... Już... W-Y-P-I-E-R-D-A-L-A-M. — dodał, pstrykając palcami, a awatar pod namową fioletowookiego, złapał się za głowę, by wyrwać ją z kręgu szyjnego, przez co ciało spadło w ściółkę leśną. — Pozdrów babcię! — rzucił Pius na odchodne, wiedząc dobrze, że awatar upadłego anioła to jedynie katalizator i że prawdziwy Mefisto bardziej wszedłby mu za skórę. Gdyby nie był w jego świecie... W świecie Imperiusa.

Jeden z demonów wdrapał się po chwili na drzewo, krzycząc do księcia.
— Ruszyli! Ruszyli z południa! Na Lerodas!
— Wojsko?! — odkrzyknął Pius.
— Tak! Palą las!
— A więc wojna... — stwierdził demon, dobywając swego rogu by zadąć w niego, przez co ziemia zatrzęsła się, wojsko stanęło w pełnej gotowości, gotowe do wymarszu, na południe, na Polszę. W imię Imperiusa...

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^