Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

"Demon Północy" cz. 2 (+18)



Grupa uderzeniowa ruszyła w głąb lasu, zbliżał się już wieczór, toteż potrzeba zrobienia obozowiska nasunęła się sama. Młody Hokun szedł dzielnie z halabardą, rozglądając się wokół. Las wydawał się patrzyć na nich, zwierzęta zachowywały się dziwnie. Mieli iść przodem, mieli odstraszyć wszystko co stanie im na drodze. Do tego używali pochodni, mieli także dwie dziwne kobiety. Nie wiedzieli skąd się wzięły, ogień tańczył pomiędzy palcami ich obojgu...
Młodzian rozbił swój namiot dość szybko, gdy przybijał linki do ziemi, miał wrażenie, że ta porusza się pod jego palcami... Jego kolega wbił gwóźdź w drzewo, by zawiesić hamak... Krzyknął głośno, krzyczał, że robaki go obchodzą... Trząsł się na ziemi, ze strachu... Koledzy z obozu wiedzieli, że panikuje, ale niespokojna aura rozlegała się w okolicy... Wojskowych było kilkudziesięciu, głównie chłopaki w jego wieku, nieco ponad osiemnastą wiosnę. Wszyscy patrzyli na kapitana, kapitana który całą drogę milczał, rozglądał się po dzikiej puszczy... Niepokój towarzyszył im cały czas... Nawet ogniste wiedźmy były niespokojne.

Noc dłużyła się w nieskończoność, wrzaski z krańców obozu budziły wszystkich, lecz przy sprawdzaniu sytuacji, okazywało się, że szeregowi po prostu panikowali... Zupełnie jakby ktoś zasiał ziarno strachu pomiędzy nimi. A to kiełkowało, z każdym dniem coraz bardziej... 
Noc minęła, w końcu ciemność opuściła bor Lerodas... 


Hokun szedł przed siebie, nie zmrużył nawet oka, bo puszcza nie spała. Wpatrywał się wgłąb lasu, a coś patrzyło z powrotem w niego... Zwierzęta ścichły... Ptaki nie ćwierkały... Żaby nie kumkały...
Młodzianin czuł, jak słońce uderza w jego oczy, jak bardzo grząski, podmokły teren męczy go samą wędrówką. Kiedy szedł do wojska, myślał, że będzie dumą Polszy, że będzie bohaterem, że wróci do domu, z tarczą w ręku, z uśmiechem niewiast na sobie, z uśmiechem rodziny...
Teraz?
Teraz nie wiedział, czy ktokolwiek z nich wróci.
Dopiero rzeka zatrzymała przemarsz wojska. Drzewo za drzewem padło na ziemię, w końcu potrzeba mostu spowolniła ich wędrówkę. Otwarty teren trochę uspokoił młodego żołdaka. Przetarł oczy ze zmęczenia, czuł jak te, same mu się zamykają.
Nagle, Bajtko krzyknął, że kogoś widzi. Wskazał nawet, na drugą stronę rzeki. 
Po drugiej stronie stał mężczyzna, w czarnej zbroi, ze złamanym mieczem dłoni. Białe włosy powiewały na wietrze... A oczy miał złote i fioletowe... Patrzył pustym wzrokiem na wojsko nieprzyjaciela.
"Wróg?"
"Toż to człek!:
Białowłosy uśmiechnął się, kręcąc nieco głową. Jeden szeregowy ze stresu wypuścił bełt wycelowany w głowę... Pius jedynie odsunął się, wzdychając ciężko, by zadąć w róg.
Ten spowodował ciarki na plecach młodziana, a to co stało się dalej, można było nazwać tylko chaosem totalnym... Strzała trafiła w głowę kapitana. Czarny grot wystawał z tyłu czaszki, koń na którym siedział spłoszył się, uciekając z powrotem do puszczy... 
Krzyk szeregowych  z tyłu, nieludzki ryk zwierzęcia, dźwięk rwanej tkanki, panika... Ktoś z tyłu zwymiotował, przyjaciel Hokuna z dzieciństwa stał w bezruchu, gdy jego oczy zapłonęły fioletem, a jego własne dłonie ściskały się na jego szyi... Młodzian pierwszy raz widział duszonego człowieka... Jak potwornym widokiem było to, że duszony był własnymi rękoma...
Krzyk.
"Z lasu! Z lasu! Skurwysyny wychodzą z lasu!"
Strzały leciały z każdej strony, Hokun wpadł w błoto, nogi odmówiły posłuszeństwa. Widział, jak czarownica ognia nabijana jest na pal, jak kołek wystaje z jej zakrwawionych ust. Nie widział wcześniej takich istot... Pozszywane ze sobą cielska, rogate, włochate potwory wyskakiwały na mniejszych od siebie wojaków, nie taranowali ich, nadziewali ich na rogi, wykrwawiali... Widział nawet jak jeden potwór pije krew z drżącego truchła...
Zanim się obejrzał, zwłoki otaczały go wszędzie. Uciekał od nich, aż w końcu ktoś nie złapał go za kark... 
To ten białowłosy... Podniósł go na nogi, trzepnął go po tyle głowy. Był cały we krwi... Krwi jego braci i sióstr, wyglądał jak śmierć. 
— Przykro mi, młody... — wyszeptał, wbijając pęknięty miecz w serce Hokuna, wykrawając mu przy tym żebra. Młodzian pełen marzeń padł na ziemię, bez ducha, bez marzeń, bez uśmiechu niewiast, dumy swojego kraju... Bez tarczy, bez honorów... Leżał teraz w masowej mogile, zakopany w miejscu, gdzie nawet Bogowie nie wiedzieli... — Idziemy dalej. Na mury. Nie oszczędzajcie nikogo. Kobiety, dzieci... Zabić. Nie przestawajcie, dopóki nie dacie mi głowy Peruna na srebrnej tacy! — rozkazał Pius, przy gromkich okrzykach zwycięstwa... Piękne był to dzień. Dzień, w którym Imperius stracił resztki empatii oraz człowieczeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^