Far away from the land you knew
The dawn of day reaches out to you
Layla
czeladnik uzdrowiciela| jedna z sierotek przygarnięta przez Florianne| Anguli |lerrodańska wioska - Nirn | 176cm | 100 wiosen - 06.04 |
Dumna czeladniczka uzdrowicielki Florianne. Chociaż dumna to spore niedopowiedzenie. Nigdy nie pokazuje się na oczy klientom czy też pacjentom, jeśli nie zachodzi taka potrzeba. Podskakuje za każdym razem, kiedy usłyszy niespodziewane dźwięki, szuka kryjówek, kiedy czuje najmniejszy zalążek strachu, a z innymi mieszkańcami nie rozmawia zbyt składnie. Jąka się, plącze, by na koniec dnia zgubić się na drodze z zagrody do niewielkiego pokoiku, który mistrzyni jej użyczyła. Dziewczyna bardzo się stara. Wstaje o świcie, karmi pobliskie zwierzęta, zbiera potrzebne zioła, kwiaty, najczystszą wodę ze źródeł, a później wesoło biegnie do laboratorium, w którym tworzy najróżniejsze syropy, wywary i mikstury. Uleczy zwykły kaszel po najcięższe złamanie. Przynajmniej w teorii. W praktyce nikt jeszcze nie widział jej zdolności lekarskich. Zamyka się, pilnuje odurzenia pacjenta, a gdy skończy swoją pracę, chowa się za największą przeszkodą i niczym przestraszone dziecko, wygląda konspiracyjnie, szukając w denacie najmniejszych oznak życia. Kiedy zaczyna się wybudzać, cichutko ucieka, aby przypadkiem nikt jej nie zobaczył, nie skrzywdził. I chociaż zachowanie Layli jest groteskowe, nie do przyjęcia dla prawdziwego znachora, to nikt nie robi biedaczce większych wyrzutów. Za dziecka widziała jak pewien ork zamordował rodziców, tylko dlatego, że bronili Alca. Widziała tyle krwi, słyszała tyle krzyków, że już nigdy więcej nie chce doświadczyć cudzej śmierci. Dlatego próbuje zostać uzdrowicielem, chociaż o wiele pewniej czuje się, kiedy może pobyć sam na sam w towarzystwie dzikich zwierząt, których w ukochanej wiosce nie brakuje. We wszystkich zmaganiach towarzyszy jej przygarnięty Cytrusek - leśna małpa o bardzo żywiołowym charakterze, który daje się we znaki, gdy ktoś próbuje za bardzo stresować biedną tchórzliwą właścicielkę. Po cichu liczy, że znajdzie w sobie odwagę, aby przystąpić do egzaminu cechowego i zacząć leczyć innych na poważnie, bez wszystkich swoich sztuczek, patrzeć pacjentom w oczy oraz zapewniać, że wszystko będzie z nimi w porządku.
POWIĄZANIA/DODATKOWE
________________________________
cytat: celtic woman tír na nóg
zapraszam do wątkowania! :)
zapraszam do wątkowania! :)
Od kiedy prowadził swoją własną działalność i rozprowadzał odpowiednie ziółka, rzadko kiedy lądował w domu rodzinnym. Zwykle na specjalne okazje czy po prostu zwykłe herbatki. Już częściej dało się go spotkać u Walwana, kiedy to grali w partyjkę karcianą, popijali coś mocniejszego lub testowali nowe mieszanki ziół Waldzia i jego własne. Tak, jeśli chciało się szybko spotkać Yerbe to należało iść do Waldzia. Dziś jednak obiecał swojej młodszej siostrze, że w końcu ją odwiedzi. Nawet zadeklarował konkretny dzień i... nie spóźnił się. Szok i niedowierzanie, ale akurat tego dnia miał wyjątkowe szczęście i żadna dziewoja nie potrzebowała pomocy po drodze. Złapał siostrę w objęcia, uniósł ją lekko i okręcił wokół własnej osi, zanim z powrotem ją odstawił, klepiąc lekko po głowie.
OdpowiedzUsuń- Dobrze cię widzieć, Kwiatuszku - rzucił wesoło. - A widzisz? Tak mi się dziś do ciebie spieszyło, że na nic innego nie zwracałem uwagi - zażartował, ruszając razem z nią do domu mateczki. Słuchał jej szczebiotania z wyraźnym uśmiechem błądzącym mu po ustach. Tak, kiedy już Layla się z kimś oswajała miejscami jej gęba była nie do zatrzymania. Potok słów się z niej wylewał.
- Dziękuję - rzucił na temat ziół. - Zrobię teraz dłuższą przerwę od tych twoich ziółek - przyrzekł solennie. - O właśnie... jak będziesz miała ochotę to możemy wypróbować najnowsza mieszankę. Zrobiłem dość słabą, więc powinnaś nie mieć z nią problemów - wyszczerzył się do niej. - Aha, a może sama byś odwiedziła Waldzia albo i mnie, co? - uniósł wysoko brew. - Siup siup, przemknąć się pomiędzy drzewkami potrafisz najlepiej - potargał jej włosy.
Yerbe
W ciągu dnia drzwi chaty Walwana nigdy nie były wstawione w framugę, stały obok, oparte o ścianę. Utrudniały szybką reakcje, gdy chodziło o ratowanie pacjentów, a przy ostatnich tłumach i tak ich trzaskanie tylko by irytowało. Dzisiaj jednak dość szybko przyszło samcowi wstawić drzwi na swoje miejsce. Acair zabrał gdzieś Tonego, Grime i Keve, a wszyscy dzisiejsi pacjenci zostali obsłużeni. Teraz mógł tu wpaść tylko niezapowiedziany przypadek.
OdpowiedzUsuńWalwan właśnie szykował jeden ze swoich ulubionych naparów, trzeba było zalać go w odpowiedniej chwili, więc gdy rozległo się pukanie, nie specjalnie je usłyszał, skupiając uwagę na swoich ziołach. Zastrzygł uchem na znajomy głos. Layla? Tutaj?
- Otwarte, wejdź, nie mogę teraz podejść! - krzyknął, powolutku dolewając odpowiedniej ilości wrzątku. - Masz wyczucie - odstawił gar i odwrócił się w stronę siostry po spojrzeć zaskoczony po jej łapkach.
- Dziś bez książki? - zapytał. Czyżby przerobiła już całą swoją biblioteczkę i zamierzała zabrać się za tą jego?
Walwan
Spojrzał po siostrzyczce z pogodnym uśmiechem i zaraz przytaknął jej głową, szykując dwie filiżanki naparu.
OdpowiedzUsuń- Oczywiście, że możesz. Widziałaś jaką piękną okładkę zrobiła mi Haukkua? Niedawno ją odebrałem. Oczu nie mogę od niej oderwać - przyznał wyraźnie zadowolony i zaraz ruszył po wspomniany podarek, by pokazać Layli. Kiedy ona trzymała okładkę, on sięgnął po kartki w przypadkami.
- Kości powiadasz? - z zainteresowaniem zaczął przeglądać notatki. - Jakiej jest rasy? - dopytał zerkając na siostrę i kiwnął głową. - Jasne, jak będę mógł to pomogę. Masz już jakieś podejrzenia? - o wiele bardziej wolał jej słuchać niż czytać notatki.
Walwan
Do tej pory Tony jeśli już gdzieś wychodził to tylko w towarzystwie Grimy. Był cholernym boidudkiem. Bał się wyjść gdzieś dalej, by przypadkiem znów nie zostać złapanym i poddanym tym gwałtom.
OdpowiedzUsuńTym razem było inaczej. Keva złapała przeziębienie, była dość marudna i nie chciała opuścić swojej mamy, co wprawiało go w lekką irytację. Rozumiał, jasne, że rozumiał, ale było mu zwyczajnie przykro, że z nim jeszcze nie ma takiej więzi. Przeklęte cztery miesiące, w których nie wiedział o jej istnieniu. Na domiar złego Walwan i Acair mieli pełne ręce roboty, kręcąc się przy pacjentach, a powoli brakowało im ziół. Walwan wręczył mu więc listę z odpowiednimi ziółkami i mapę. Poprosił o zdobycie ich, a że Tony bardzo chciał pomóc to ruszył w tamtą stronę, trochę niepewnie. Mapa była kozacka. Miała nawet wskazówki typu "Gdy miniesz drzewo przypominające starego pryka, skręć w lewo". Łatwo było się zorientować co jest pięć a co dziewięć. Chłopak wędrował trochę niepewnie, a gdy wreszcie znalazł się w pobliżu celu zatrzymał się gdzieś na pograniczu wioski. Ręce trochę mu się trzęsły, gdy tak patrzył na kręcących się w środku ludzi.
- Nie... - wymamrotał kucając i nabierając kilku głębokich oddechów. - Może... może spróbuję naokoło - zagryzł mocno wargi, bo do domu Florianne musiała prowadzić jeszcze jakaś droga. Od tyłu, mniej uczęszczana. Na pewno. Zaczął więc iść po obwodzie wioski, za drzewami, pilnując się mapy i wtedy stracił grunt pod nogami. Zamiast zerkać pod nogi, trzymał nos wbity w mapę i po prostu zjechał na czterech literach z górki, wpadając pod nogi jakiejś dziewczyny. Skrzywił się trochę, bo jego noga dostała w kość i zaczerwienił, bo najwyraźniej przebywanie z Acairem miało na niego dość nie fajny wpływ. Zamieniał się w jego ciapowatość.
- Przepraszam - uniósł od razu dłonie do góry, gdy tylko ta popatrzyła na niego z przerażeniem. - To nie jest napaść na tle seksualnym, ani na żadnym innym. Ja tylko byłem nieuważny i straciłem podłoże... musiałem po prostu źle stanąć... - zaczął jej wyjaśniać. - Zobacz - pokazał jej mapę. - Tu chcę dotrzeć, ale naprawdę nie chcę niczego złego. Nie mam złych zamiarów...
Tony
Tony przetarł oczy. Był pewien, że wpadł na człekokształtną, a tu okazywało się, że jednak staranował zwierzaczka. Wpatrywał się w niego z zaciekawieniem i drgnął, gdy ten wskoczył mu na ramię pokazując swym paluchem na mapę.
OdpowiedzUsuń- Wiesz gdzie to? - zapytał go zanim wysokie dźwięki prawie ogłuszyły jego bębenki. Spojrzał we wskazywaną stronę i wytężył wzrok. W zaroślach coś się poruszyło. Dźwignął się więc na równe nogi, by powoli podejść do przerażonej dziewczyny.
- Ha! - wskazał ją palcem. - Jeszcze ze wzrokiem nie jest tak źle - rzucił z wyraźną ulgą. Nic mu na mózg nie padło. - Wiesz, gdzie to jest? - pokazał jej szybko mapę, wskazując odpowiedni punkt na niej. No mogła mu chociaż wskazać kierunek, nie? Tak daleko zaszedł, nie chciał się teraz wycofywać i wracać do Walwana z fiaskiem. Przecież to by była porażka na całej linii. Zacisnął mocno wargi, nie zbliżając się za bardzo do stworzenia, które przed nim próbowało zwiać. - Nie chciałem cię przestraszyć - mruknął, przykucając teraz, by obejrzeć swą kostkę. Doszedł do wniosku, że nie powinno być tak źle. Trochę poboli i przestanie.
Tony
Nawet jej nie zaprzeczył, bo przecież wtedy by kłamał. Złapał siostrę za róg i delikatnie ją tam pogilgotał, zanim puścił go i pokiwał lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, obiło mi się to o uszy - przyznał. - Ale nie bój nic... - zarechotał zaraz. - Złego licho nie bierze. Łowcy zdecydowanie celują w bezbronne kobietki, a nie takich rosłych facetów - rzucił i pokiwał lekko głową. - Akurat wzrostu mi matka natura nie poskąpiła... - dodał szczerze. - Dzięki niemu często udaje mi się oszukać chętnych na pojmanie mnie - dodał konspiracyjnym szeptem. - Wszyscy myślą, że świetnie się biję... a ja jestem w tym wszystkim taki... przeciętny - zaśmiał się cicho i znów skinął głową. Jasne, rozumiał to. Sam przecież hodował nieco ziół w swoim ogródku i w ogródku Walwana. Warto było mieć kilka takich miejsc, w razie przypadku.
- Layla... - Yerbe zatrzymał się, by pochylić się do niej i przeskoczyć z jej jednego oka na drugie. - Ty już się tak ze sobą nie pieść co? - poklepał ją łagodnie po ramieniu. - Życie ci ucieka przez tą nieśmiałość. Zaciśnij zęby i zacznij próbować, choćby i po troszku - zaproponował spokojnie. - Zacznij od jednego, dwóch pacjentów... konwersuj z nimi. Zagaduj, pytaj o to jak i minął dzień i daj sie im rozwinąć. To nie jest takie trudne - zapewnił ją i wskazał palcem na siebie. - Ze mną jakoś rozmawiasz - wyszczerzył się do niej. - I nawet nie zaczynaj z tym, że przecież się znamy... kiedyś się nie znaliśmy - puścił do niej oczko. - Trochę ci to zajęło, ale teraz nie masz żadnych oporów- objął ją ramieniem ruszając z powrotem w stronę domu Florianne. - Z nimi też tak będzie, jeśli spróbujesz ich do siebie dopuścić... bo ci miłość koło nosa przejdzie - pogroził jej palcem przed noskiem.
- Połowę... może nawet trochę więcej - odparł zgodnie z prawdą i ze swoimi założeniami co do danego zioła. - Nie powinno zwalić cię z nóg - wyszczerzył się do niej. - No właśnie... to co? Może jak będę się zbierał pójdziesz ze mną? Zatrzymasz się na dzień lub dwa u Walwana. On ma aktualnie pełną chatę - zaśmiał się. - Zamienia się w mateczkę.
Yerbe
- Prawdę mówiąc to nawet nie wiem, będę się tam do niej niedługo wybierał, więc na pewno pozdrowię - zapewnił. Haukkua miała okazję tylko raz zawitać w ich progach, nie była wtedy zbyt rozmowna, ale to akurat mocno ją łączyło z Laylą, szczególnie przy obcych.
OdpowiedzUsuńPrzypadek jaki mu pokazała rzeczywiście brzmiał intrygująco. Khajit z takimi objawami? Na dodatek wywołanymi nagle?
- Jesteś pewna, że pacjent nic nie utajnił? - zapytał, czasami wstyd sprawiał, że to czy tamto umykało ich pamięci. - Jakiś numerek na boku? Może zlecenie i celowo go otruto? - zaproponował, a gdy zaczęła przedstawiać swój pomysł pokiwał energicznie głową.
- Tak, tak, możesz mieć dobry pomysł - przyznał i poczochrał zadowolony jej włosy. - Ujejka płaskoskrzydła, pospolicie, Ujka, ale koniecznie płaskoskrzydła. Będę musiał zapytać Haukkui czy ma jeszcze zapas, nie kwitnie w tym okresie, świeżej nie zdobędę - popukał się palcem po brodzie. - Ewentualnie... - oddał młodej zapiski i sam ruszył po swoją księgę z opisem ziół. - Możemy jeszcze spróbować zastąpić ją rodzimym Arinem kozim lub połączyć go dla lepszego efektu z Ubijką pstrą, razem mają podobne działanie co Ujki, chociaż i tak słabsze, Ujka byłaby najlepsza... - przyznał, przytakując sobie głową. - No, ale jest jakaś alternatywa, zawsze możemy wprowadzić zamiennik do czasu aż nie zdobędę Ujki, może stan pacjenta chociaż odrobinę się poprawi do tego czasu - dodał.
Walwan
Yerbe westchnął słuchając tych dyrdymałów. Jak gdyby ten który wychowywał był kluczem do wszystkiego. A przecież tyle było przypadków, w którym to samodzielnie się ktoś wychowywał. Tyle przypadków, że poszło się w dobrą stronę.
OdpowiedzUsuń- Oj Layla... - przeciągnął jej imię długo i cmoknął z dezaprobatą. - To że ty nie znasz ich pochodzenia nie oznacza zaraz że otrzymali złe wychowanie - zauważył tylko, nie komentując sprawy z Łowcami Niewolników. Wiedział, że to dla niej dość trudny temat. Zwłaszcza w obliczu wydarzeń związanych z jej świętej pamięci rodzicami. Obiecał tylko, że będzie uważał i przeciągnął się lekko.
- Aha, ale twoi pacjenci też potrzebują zaopiekowania się - spojrzał jej prosto w oczy. - Takiego zwykłego poklepania po plecach czy zmierzwienia włosów i powiedzenia łagodnie, że będzie dobrze, lub też nie. Potrzebują tej twarzy przed sobą... obawiam się, że nigdy nie będziesz dobrym lekarzem, gdy tego nie opanujesz. To ważne umiejętności. Nie samym leczeniem lekarz żyje - mruknął, bo daleko nie patrzeć. Waldzio dawał radę. Rozmawiał z pacjentami i zarażał ich swoim stoickim spokojem.
- Oho... - spojrzał po niej z wielkim uśmiechem. - To po kolacji, na dworze, w naszym miejscu - puścił do niej oczko. - Spróbujesz mojego wynalazku najnowszego - zatarł lekko dłonie i zaśmiał się. - Och ale jego pełna chata jest wesoła. Ma tam Acaira, który jest jego uczniem. Ciamajda taka, co to boi się własnego cienia, ale jeśli chodzi o leczenie to potrafi postawić na swoim i nie boi się mówić - pokiwał lekko głową. - Jest Grima... wiesz takie zielone jak ja, wszędzie jej pełno i zwariowała na punkcie swojego dziecka. Do tego blondasek. Blondaska dobrze nie rozpracowałem, ale raczej trzyma się na uboczu i nie odstępuje Grimy na krok, jakby bał się że inni go pogryzą - dorzucił do kolekcji. - Jest i słodka Keva. Mała córcia Grimy. No i tak... o pacjentce słyszałem. Zamierzam iść i samemu ocenić z czym się taką je - wyszczerzył się do niej. - Ty nie masz się czego bać. To dom Walwana. On cię nie pozwoli skrzywdzić.
Yerbe
Odsunął się. Kiedy ona się wychyliła, on zrobił krok w tył i jeszcze jeden, samemu nieco się przy tym garbiąc. Nakazał sobie spokój. Powiedział sobie w myślach, że nie ma czego się bać. Że nie powinien tak reagować. Że ona chce mu tylko pomóc, ale nic na to nie poradził. Zrobił jeszcze jeden krok w tył i wyciągnął ręce do przodu.
OdpowiedzUsuń- Nie - pokręcił głową. - Jakoś dam z nią radę... - poinformował ją. - Poradzę sobie, poradzę. Nie musisz się tym zajmować - zapewnił ją gorliwie. - Sam umiem... się tym zająć - zacisnął mocno wargi. - Pokażesz mi tylko jak tam dojść? - znów wskazał mapę i punkt na niej, na wyciągniętych rękach, byle tylko się nie zbliżać. Jednak fakt, że dziewczyna chciała go dotknąć nieco go przeraził. Nie miał przecież przy sobie nikogo znajomego. Nawet Lotek gdzieś latał...
Tony
To jak tak skakała raz do niego a raz za drzewo, strasznie go męczyło psychicznie. Przerażało wręcz, bo nie wiedział jak ją odbierać. Wysyłała sprzeczne komunikaty niewerbalne. Pobladł na twarzy, gdy dziewczyna znów wychyliła głowę zza drzewa, by postawić nieco większą diagnozę. Pokiwał głową na te wszystkie rady i potem zacisnął mocno wargi.
OdpowiedzUsuń- Czy możesz... czy możesz już się uspokoić? Nie wiem jak się przy tobie zachowywać - postawił kawę na ławę. - Nie jest mi łatwo wśród nieznajomych, a ty... tak uhm strasznie skaczesz... uciekasz... - pokręcił lekko głową, wsuwając dłonie w kieszenie i cofając się jeszcze o krok. Skrzywił się stając trochę mocniej na zranioną kostkę. - Mogę iść za tobą? Do twojego... mieszkania? - zapytał jej jeszcze. Musiała znać najkrótszą drogę a on chciał po prostu już wypocząć.
Tony
Pokiwał głową na potwierdzenie informacji. Tak, mieszkał u Walwana. Tymczasowo, ale mieszkał. Zacisnął mocno wargi słuchając i rozchmurzył się, kiedy pozwoliła mu za nią iść.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - odparł jednak nie ukazując zbyt wiele radości co by jej nie przestraszyć niepotrzebnie. Jako że utykał nawet niespecjalnie musiał udawać, że idzie za nią. On po prostu to robił. Podążał za nią raz za razem, powoli, kierując się do domu mamy Walwana.
- Jaka ona jest? - zapytał dziewczyny, chcąc jakoś zagadać i przerwać milczenie. - Florianne? Strach się bać czy w porządku? - chciał wiedzieć na co ma się psychicznie przygotowywać.
Tony
Yerbe wywrócił oczyma i zatrzymał się tuż przed nią, stając do niej przodem, by nachylić się i spojrzeć jej prosto w oczy.
OdpowiedzUsuń- Łatwiej jest znajdować sobie argumenty niż próbować wyjść ze skorupki - obdarzył jej promiennym uśmiechem. - Layla, nie jesteś już małą dziewczynką. Czas zacząć próbować, sparzyć się kilka razy, wylać morze łez z tego powodu, bo to będą dobre łzy. Takie, które sprawią że skóra zrobi ci się twardsza, a cztery litery stalowe - pogłaskał ją po głowie i ruszył dalej, by wejść zaraz do mieszkania i przywitać się z mateczką, buziakiem w policzek.
- Umiesz, tylko nie chcesz - odwrócił się do niej i puścił do niej oczko, po czym czapnął jej Cytruska i postawił go sobie na ramieniu. - Co nie? Nawet maluch się ze mną zgadza - dorzucił ze śmiechem na ustach.
- Czy ja wiem czy tak często... zwykle jak tam jestem to wcale nie płacze - zaśmiał się cicho. - Raczej kłóci z Grimą i oboje robią sobie pod górkę, a potem mają rozejm i wielką miłość - pokiwał lekko głową. - Tak, są śmieszną gromadą, fajną i przyjazną - dodał, patrząc na nią ukradkiem. - Może kiedyś... nie ma może kiedyś, albo tak albo nie.
Yerbe
Wyglądała doprawdy uroczo, gdy łapała się zakłopotana za te swoje rogi. Walwan posłał w jej stronę szeroki uśmiech.
OdpowiedzUsuń- A co Ty gadasz? Lekarz nie ma za zadanie czytać w myślach, jak ktoś tu zawini to tylko pacjent. jasne, też nie musi pamiętać wszystkiego, ale po to pytać należy czasem o pierdoły, co by w głowie nieco rozjaśnić. Może i nie będziesz idealnym diagnostykiem, ale nie każdy musi być - rzucił pogodnie, a po tym wysłuchał jej kolejnych propozycji. Słysząc o naparze pomiział się chwilę po brodzie.
- Tylko uważaj z proporcjami, jak nacieranie szpikowcem, to odpuść tego dnia herbatki z mirtem, albo zrób próbę przed rzeczywistym podaniem. Miałem kilka razy przypadek uczulenia u pacjentów na połączenie tych dwóch roślin - przyznał i ruszył do swojej spiżarki, by przynieść brzytwę.
- Trzeba go ogolić kochana. Futro odrośnie, a na czas kuracji weź od matki kilka skór Tarkaja i opatul pacjenta co by nam nie zmarzł - polecił. - Nie ma co, przyszykuję sobie dziś listę i toboły, jutro ruszę do Haukkui po ubijkę. Nie ma na co czekać - uznał.
Walwan
Słuchał o Florianne i przytakiwał jej. No dobrze, wychowała ją i Walwana... ale to oznaczało, że wychowała też Yerbe. Każdy z nich był inny. Ta tutaj straszliwie płochliwa, Yerbe śmieszek jakich mało, no i Walwan stojący gdzieś po środku. Wcale płochliwy nie był, ale od niego wręcz biła aura stoicyzmu. Trzy różne istoty, ale z drugiej strony widział samego siebie i Ryu. Oni też się od siebie różnili a częściowo wychowywała ich ta sama kobieta. Odetchnął głęboko, w zamyśleniu podążając za nią. Drgnął dopiero gdy ta zadała pytanie o niego samego.
OdpowiedzUsuń- Ja? - spojrzał na nią i trochę nie rozumiejąc. - Wydaje mi się, że jestem w porządku - spojrzał jej prosto w oczy. - Ale... to chyba sama powinnaś zweryfikować, jak już się lepiej poznamy - stwierdził. - No bo każdy ci to może powiedzieć, że jest się w porządku... a nie każdy taki jest - dodał po krótkiej chwili namysłu. - No i co to znaczy w porządku? - zadał jej to pytanie. - To wyrażenie może oznaczać tyle rzeczy. Każdy może odebrać je inaczej... np. w porządku to się równa nie zabija dla zabawy. O to taki jestem. W porządku to nie gwałci... to też do mnie pasuje. W porządku to pije na umór na imprezie i jest się upartą bułą... - wyliczał dalej, tym razem kręcąc przy tym głową. Uparty to był, ale nie pił na umór. - Więc każdy może odebrać to inaczej... sprecyzuj mi to w porządku? - zakończył swój wywód, prośbą. Patrzył na nią łagodnie, ale nie zbliżał się do niej ani na jeden krok.
- Uhm mam... - pokiwał lekko głową, wsuwając dłonie w kieszeni. - Mam mamę... ale taką uhm wiesz nie tą co mnie urodziła, tylko taką co mnie przygarnęła. Mam też brata... również z wyboru. Fajną przyjaciółkę, której nigdy nie ma jak jej potrzebuję... - bąknął i odetchnął głęboko. - A do tego śliczną córkę... Kevę Marię Skłodowską Currie... jak nas kiedyś odwiedzisz to uhm... może będziesz chciała ją zobaczyć? - zaproponował. - I mam Grimcię... - uśmiechnął się szeroko.
Tony
Pokiwał głową, sadzając sobie Cytruska na łbie i siadając zaraz do stołu. Obserwował ją chwilę, po czym westchnął przeciągle.
OdpowiedzUsuń- Layla... rozumiem twój strach, rozumiem że się boisz... to czego nie mogę zrozumieć to, to że nic z tym nie robisz. Nie próbujesz tego zmienić, przestawić się chociaż odrobinę - spojrzał po niej. - Wiem, odważasz się rozmawiać z pacjentami, duży ruch... ale to już robisz od jakiegoś czasu. Można więc spokojnie założyć, że nawet się do tego przyzwyczaiłaś - uśmiechnął się łagodnie. - Osiadłaś na laurach i już nic więcej nie chcesz robić - dodał przytakując sobie głową. - A sama widzisz, że ta twoja cecha dość mocno utrudnia ci życie. Gdyby to było coś, co by nie utrudniało ci życia to machnąłbym ręką, ale... niestety tak nie jest - westchnął i podrapał się po głowie by zerknąć na Cytruska.
- Coś słabo ją przekonujesz - powiedział z przekąsem i zaraz zerknął na nią. - Przecież... znajdź sobie jakieś chichsze miejsce po prostu. Znajdź skrawek ziemi a wspólnie wybudujemy ci tam chałupkę - poczochrał ją po włosach. - Ze specjalnym pokojem dla mnie - dodał jeszcze, puszczając do niej oczko. - A jak się boisz do nich sama iść by pogadać... zawsze możesz pójść ze mną. Pamiętaj, że tam już będzie Walwan. On cię skrzywdzić nie pozwoli.
Yerbe
Połowicznie przytaknął dziewczynie głową, bardziej pohuśtał ją w sumie na boki.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, nasza rasa ma wyczulone zmysły, więc pewne sprawy rzeczywiście dość łatwo nam ocenić, ale niestety liczba chorób rośnie. Do tego pojawili się Argarczycy, a fakt, że nie są z naszego świata może oznaczać bakterie, których jeszcze nawet nie znamy. Choroby mogą zacząć mutować szybciej, już i bez nowego elementu w środowisku mutują. Wiele upodabnia się do siebie i utrudnia diagnozę. Korzystając z najbardziej prozaicznego przykładu, kaszel jest objawem wielu chorób. Faktu, że pacjent poszedł w tango z chorą dziewką raczej nie wypatrzysz, szczególnie gdy miało to miejsce jakiś czas temu - wyjaśnił co dokładnie miał na myśli. Słysząc plan leczenia dumnie kiwnął głową. Layla naprawdę miała dryg, była jeszcze młoda, owszem, ale wyróżniała się wśród innych.
- Oczywiście, że dasz radę - zapewnił z uśmiechem, a na troskę o futerko zaśmiał się lekko. - Jeżeli to rzeczywiście vorlik to futerko z czasem może być mniej przyjemne w dotyku, a jak odrośnie na zdrowym pacjencie to na pewno nie będzie gorszej jakości - puścił jej oko. Zamknął zaraz księgę i ruszył dokończyć szykowanie naparu by po tym zaprosić siostrę do swojego kącika, na kanapę. Sam zajął swój ukochany fotel i postawił filiżanki na stoliczku.
- Nowych historii mnoży się tu co nie miara, nawet nie wiem o czym ostatnio słyszałaś - przyznał, uśmiechając się pod nosem. - Nikt mi jeszcze na odcisk nie nadepnął, jeżeli o to pytasz. Może trochę martwię się o Acaira, ale to zdolny chłopak, powinien sobie poradzić - kiwnął głową.
Walwan