Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Piję, by zapomnieć o tym, że mi smutno.

 


Nylian, kiedyś będziesz rządził tym rodem, zacznij się wreszcie zachowywać! Zamknij się, wróć do nauki, bo tylko wstyd przynosisz! Postawa, jak Ty stoisz, niewychowany, cieciu, tutaj Twoje tytuły nie mają znaczenia!  Jak możesz dzisiaj pić! Matka w żałobie opłakuje brata, a Ty chlejesz, mogła Cię nigdy nie urodzić!  Przestań się gapić w taki sposób, szacunku, gdy oglądasz posąg Selemene! Porażka! Dlaczego go jeszcze nie wydziedziczyli? To on powinien zginąć, zamiast Fenrisa. Jak śmiesz nosić vallaslin?! Kto Ci pozwolił to sobie zrobić?! Jaka wolność!? Jesteś tutaj i już na zawsze zostaniesz! Wracaj do pokoju, Ty bezużyteczny pijaku! 

~*~

Elf zerwał się nagle z pryczy, czując zimny pot na czole. Przetarł twarz, sięgając ręką po gorzałkę, która zawsze znajdowała się przy jego boku, specjalnie na takie noce, na takie chwile, kiedy jednak był trzeźwy, kiedy musiał zapomnieć. Nienawidził, kiedy jego głowa kazała mu wracać wspomnieniami do Oclarii. Do jego rodu, do tego jak bardzo wszystkich zawiódł, bo nie potrafił, dostosować się zasadom jakiś fanatyków religijnych. Upił spory łyk, po czym zaszlochał. Nawet nie wiedział, gdzie teraz spał, w której gospodzie zatrzymał się tym razem. Nie spał przecież w domu, nigdy nie miał domu. Na własne życie. Mniejsze zło, prawda? Odejść ze znienawidzonego miejsca, pożegnać wszystkie bolączki tego świata i zapomnieć. Wstał z łóżka, podszedł do łóżka, rozbierając się do naga. Przejrzał jeszcze raz misternie zrobione tatuaże, vallaslin, historia, której nigdy nie opowie. Ptaszek zamknięty w klatce za zbrodnię. Zbrodnię, która była niewinnością. Przymknął oczy. 

~*~

— Kapitanie, tam się pali, musimy to sprawdzić? A jeśli potrzebują pomocy? — zapytał, podjeżdżając na wierzchowcu do wysokiego elfa. Ten jednak nie odpowiedział, po prostu kazał jechać dalej.  — Kapitanie, zaprosiliśmy ich tutaj, przecież Selemene kazała wspierać wszystkich, niezależnie od tego kim są! Proszę, jedźmy tam.
— Cicho! Jeśli bogini zechce, ocali ich. Nie wyślę mojego oddziału w nieznane — w końcu usłyszał odpowiedź. Zmarszczył brwi na to słowa. Tyle było z religii. Jak bogini da, jak bogini pozwoli, to się ziści. Po co robić cokolwiek innego.
— Tchórz! — odkrzyknął zawracając za sobą wierzchowca. Może i nie zrobi różnicy, ale przynajmniej umrze wierny sobie. Wierny prawdziwym przykazaniom Selemene. Ci ludzie przybyli tutaj w poszukiwaniu pomocy, nie mogli ich przecież tak zostawić, skoro już ich przyjęli.
Dotarł na miejsce w kilka chwil. Wyjął miecz z pochwy i rzucił się na i tak przetrzebiony oddział terrańskiej zgrai. Nie zabił wszystkich, ale Ci i tak nie byli zajęci już walką a ucieczką, wioska została zrabowana, a anguli, którzy uciekali przed driadami wymordowani.  Spóźnił się. Zsiadł z konia, rozglądając się po pobojowisku, panicznie szukając kogokolwiek, kto mógł przeżyć. Zaglądał w każdy kąt. Nie znalazł nikogo żywego. Może i nie odeszli bez walki, ale co z tego, skoro nie mieli szans z przewagą liczebną. Księżyc tej nocy świecił bezczelnie jasno, pokazując jak bardzo bogini miała ich gdzieś. Jak bezbronni byli, jeśli nie wzięło się spraw w swoje ręce. Elfy, anguli, orkowie, gobliny, wszyscy leżeli trupem. Uciekła tylko garstka, zapewne ciesząc się, że teraz będą mieli więcej łupów do podziału. Nigdy nie płakał, nawet, gdy był małym dzieckiem. Nylian zawsze malowany był jako syn idealny, bezproblemowy, pełen kultury i miłości do wszystkiego co było miłe Selemene. Do teraz. Szedł przez wioskę ze łzami w oczach, cicho przepraszając każdego za to, że pomoc nie zdążyła przybyć. W jednej z chat znalazł martwe ciało brata. Ściskał ukochaną o długich, jasnobrązowych rogach. Oboje mieli zamknięte oczy, obejmowali się z uśmiechem na ustach, co wyglądało paskudnie, biorąc pod uwagę jak wiele ran kłutych posiadali na ciele. Między Nylianem a parą zdawał się być ocean krwi. Paskudny widok. Nie mógł pojąć dlaczego nie wezwał pomocy, przecież Fenris był najlepszym zwiadowcą jakiego posiadała Oclaria, musiał wiedzieć, że niebezpieczeństwo nadchodzi, a jednak nikt nie przybył. Dlaczego. Ukląkł i począł płakać. 

~*~

Następnego dnia nie dali mu opłakiwać brata. Otrzymał siedemdziesiąt siedem batów za niesubordynację względem przełożonego. Sąd wojskowy go nie ściął tylko i wyłącznie ze względu na nazwisko. Bolało. Blizny zostaną z nim do końca życia, naznaczone srebrem. Za karę. Za winę, której nie popełnił. To nie on powinien tu teraz klęczeć. Patrzył z zawiścią na kapitana, który popijał w najlepsze wino, śmiejąc się za każdym razem, gdy krople krwi skapywały z pleców na marmurową posadzkę. Który z nich nie posiadał bogini w sercu? Dlaczego wmawiano mu, że to on. 

~*~

— Ojcze, on nic przecież nie zrobił! Chciał im pomóc, tam był Fenris, Ty byś za nim nie popędził?
— Zamknij się, bo nie wpuszczą Cię więcej do świątyni. Nie posłuchał, zrobił za wiele! Miał siedzieć cicho i jechać, a nie zgrywać bohatera! Jakby i on zdechł, to kto zajmie się tym rodem?! Ty?! Nie potrafisz jednego dnia spędzić bez marnowania czasu na durne ballady! Zamknij się i wracaj do siebie! Natychmiast!
— Ale mogę, przecież bogini kazała czcić każdą…
— Do pokoju, już, głupia!
Tak, bogini kazała czcić każdą zesłaną noc, opiewać piękno życia, dzielić się swą radością z innymi. A jednak to on był skazany za chęć pomocy. To jego chcieli skazać na wygnanie, na życie w słońcu, pomimo szczerej chęci bycia dobrym, przykładnym elfem. Usiadł pod drzwiami od pokoju i zaczął płakać. Znowu. Zaraz straci jeszcze siostrę, jeśli czegoś nie zrobi. 

~*~

Zapukał, po czym wszedł do środka. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Pamiętał jak Fenris zabrał go tutaj po raz pierwszy, gdy miał przeszło dwadzieścia lat. Miejsce niczym się nie zmieniło.
— Talis, mam prośbę… — zaczął, wyciągając z kieszeni kartkę z malunkiem. Po godzinie siedział już nagi, jedynie z ręcznikiem między nogami, trząsł się z zimna i bał, ale pragnął tego.
— Jesteś pewny, że nie chcesz znieczulenia? Naprawdę będzie bardzo boleć, Nylianie.
— Dobrze, niech boli, może zapomnę. Błagam. Chcę mieć jakąś pamiątkę, nic innego mi po nim nie zostało.
— Dobrze, zamknij oczy i weź to do ust, będziesz krzyczeć, a wtedy mogę się rozproszyć.
— I zakryj blizny proszę, nie chcę ich mieć.
— Masz szczęście, vallaslin Fenrisa idealnie się pokrywają — złotowłosa elfka uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę — A teraz otwórz buzię i zamknij oczy, proszę — dodała, po czym włożyła mu śnieżnobiały ręcznik do ust. Świetny pomysł, bo zamiast drzeć się wniebogłosy, wydawał jedynie pomruki, gdy rozcinała jego skórę, po czym malowała białym tuszem. Skończyli o świtaniu. Pozwoliła mu się obmyć i w blasku słońca wrócił po kryjomu do domu, gdy wszyscy spali. W nocy stanął dostał kilka razów od ojca. Przestał się przejmować. Nie mógł mu już tego odebrać. Postawił na swoim. Przepił całą noc płacząc. Nawet jeśli upamiętnił jakoś wszystko, to czego pragnął Fenris z Krishą, i tak już nie wrócą. 

~*~

Przez pięć lat walczył o wygnanie. Bezskutecznie. Tracił jedynie wiarę, każdej cholernej nocy, gdy ignorowali jego wybryki tylko dlatego, że należał do bogatego szlacheckiego rodu. Wyrzucili go ze Srebrnej Kompanii. Odebrali miecz rodowy, ale dalej był dziedzicem. Ojciec go bił, każąc wrócić do zmysłów, opamiętać się. Ktoś przecież musiał przejąć ten cholerny ród, przedłużyć go, bo inaczej lata ciężkiej pracy i polityki przepadną. Naela w końcu uciekła. Szczęściara, mogła robić karierę w Mathyr, zbierając od każdego pochwały. On nie miał tyle łask od Selemene. Zamknęli go w klatce. Do czasu. Najwyższa Kapłanka nie mogła zignorować faktu, że zbeszcześcił obsydianową bramę do świątyni. Wiedział, że go nie zetną. Był za bogaty, ale ojcu przynajmniej nie udało się już zatrzymać go w posiadłości. Wygnali go. Uwolnili. 

~*~

— Co Ty tu robisz?! Nylian, dlaczego, mogłeś siedzieć cicho i żyłbyś spokojnie, więc dlaczego?!
— Czemu Ty uciekłaś, siostro? — spojrzał na nią spode łba, siadając na jedwabnej pościeli. Upił łyk gorzałki. Smakowała paskudnie, ale przynajmniej czuł się lepiej. Świat nie był pogrążony w takiej rozpaczy, kiedy wszystko wirowało.
— Nie uciekłam, robię karierę ku chwale Selemene, to duża różnica — odpowiedziała, pokazując mu notatnik, w którym miała opisane niektóre ballady.
— Nie. Uciekłaś, Nala, uciekłaś, bo nie mogłaś patrzeć na niego, tak jak ja. Dlaczego ja mam być zamknięty w klatce, a Ty biegać wolno po Mathyr?
— Gdybyś kiedyś potrzebował dachu nad głową, wiesz gdzie mnie znaleźć. Nie daj się zabić, proszę.
— A jeśli chcę dać się zabić? Nie przyznawaj się do mnie, bo zrujnujesz reputacje, nie przyjmą Cię w domu, w świątyni, a Ty chyba jeszcze wierzysz — wstał i począł iść w kierunku wyjścia.
— Nylian, proszę, tylko Ty mi zostałeś. Przestań pić, zabijesz się.
— I dobrze. 

~*~

Otworzył oczy. Spojrzał jeszcze raz na swoje odbicie, podkrążone oczy, spierzchnięte usta. Historię wymalowaną krwią na jego ciele. Szczęście, chwała, wolność, miłość do bliźniego. Głupie pierdolenie, w które wierzył jego starszy brat. Głupie pierdolenie, które go zabiło. Głupie pierdolenie, które mógł nieść w sercu na pamiątkę. Nie miał siły próbować czegoś zmienić, walczyć o wiarę, która już dawno została wypaczona, wyzuta z najważniejszych rzeczy, o pokazanie jak zepsuta naprawdę jest Oclaria pod płaszczykiem bezbronnego państewka nastawionego na rozwijanie kultury i sztuki oraz wzajemnej tolerancji. Wszystko było kłamstwem, razem z Selemene. Ale o dobrotliwym bracie nie chciał zapomnieć. Chciał nosić go w sercu do usranej śmierci. Wrócił na łóżko, po czym wyjrzał przez okno. Piękny, słoneczny środek dnia. Idealna pora dla takiego wyrzutka jak on, skazanego na kroczenie w słońcu do końca swych dni. Na upragnionej wolności. Zapłakał ostatni raz, po czym wypił resztki wina, które sprzedała mu Klara. Ubrał się, uśmiechnął i wyszedł przecierpieć kolejny, pieprzony dzień. 

5 komentarzy:

  1. W końcu coś o nim! Teraz to wszystko ma większy sens. Współczuję chłopakowi, a historia naprawdę ładnie napisana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dziękuję, tak mnie naszło, że warto w końcu zdradzić troszkę dlaczego Nylian to taka łamaga! XD

      Usuń
  2. Biedny Nylian, ale... uzależnienia od alkoholu to nic nie usprawiedliwia. Siostra nawet go prosiła by przestał, siostra która się od niego nie odwróciła, a on dalej swojego. Głupi Nylian :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale uzależniony już jest, a pokonać uzależnienie jest dosyć ciężko XD

      Usuń
    2. phi ale on nie chce pokonać xD

      Usuń

^