Perun I bezwzględnie prze naprzód. Pali Lerodas. Jego żołnierze panoszą się na ziemiach Mathyr, wyłapują nieczystych krwiście, gwałcą, mordują, sieją zamęt.

Helga rusza w stronę Siivet Lasku. Jej oddziały ostrzą swe zęby, idąc nie zostawiają za sobą żywej duszy.

A Argar? Co z młodym państewkiem? Argar bawi się znakomicie na tańcach w Heim, śmiejąc się pozostałym w twarz.

"Yes I know I'm a wolf and I've been known to bite..."

 Theme

 


Mohe

| Dzikus || 19 lat || Wędrowiec |


Wódź patrzy, on i jego obie ręce, Szaman oraz Wojownik, przeszywają go wzrokiem, cała trójka. Chłopak stoi spokojnie, dzierży w dłoni łuk, napięty i wycelowany w zarośla. Widzi go... Ruszył się, węszy w powietrzu lekko uchylając łeb z nory. Młodzik zerka na Wojownika, głupi uśmieszek nie schodzi mu z twarzy, milcząc wraca spojrzeniem do zająca. Widzi go... Opuszcza łuk... Mężczyźni patrzą po sobie zaskoczeni, uśmiech Wojownika poszerza się nieznacznie. Mohe przymyka oczy, wzdycha ciężko i podnosi powieki. Widzi go... W mgnieniu oka napina łuk, wystrzelił strzałę, trafia, słyszy okrzyk radości gdzieś za plecami. Dumna matka wiwatuje wraz z ojcem. Chłopak wzdycha i rusza po łup, beznamiętnie podnosi ofiarę, strzała tkwi prosto w oku. Podchodzi do Wodza i ciska mu łup pod nogi, patrzy na Szamana, patrzy na Wojownika po czym po prostu odchodzi. Idzie na swoje ulubione wzgórze, a wioska świętuje. Test zdany...

Kim jest? Mohe, tak po prostu Mohe. 180cm wzrostu, imię oznaczające jelenia, gdyż ten przeciął drogę matki tuż przed tym, gdy przyszły pierwsze skurcze. Syn Kukuyu i Achiq, przeciętnych mieszkańców wioski. Należy do klanu, który w czasach podziałów osiedlił się na własną rękę poza terenami Polszy. Zwykli ludzie o niezwykłych tradycjach, żyją w ciszy i spokoju, "dzicy" z opowieści matek straszących dzieci. Mała grupa ludzi stojąca do wszystkich plecami. Mają swój mały świat i chronią się jak mogą by nikogo do niego nie wpuścić.

Co tu robi? 

No właśnie... 

Jest sam, wędruje samotnie. 

Dlaczego? To już dłuższa historia...


 "But the rest of my pack,
 I have left them behind"
 
 
_______________________________________________________________________________
Zapraszamy do wątków! 
Tytuł: Young Heretics - I Know I am a wolf
Theme: Courbe cover ww.

200 komentarzy:

  1. Podróż z Argaru do Terry wymagała od niego sporego wysiłku. Zwłaszcza, że miał na głowie jeszcze małą Maryl. Dziewczynka była zaradna na swój wiek, ale wciąż należała do gatunku dzieci. Szli więc dość wolno, co noc rozkładając obozowisko, często też zbaczając z trasy w celach uzupełnienia zapasów czy kupienia małej pamiątek z podróży. Teraz zostawił ją w bezpiecznym miejscu. Miała pilnować obozowiska doglądając go z wysoka. Maryl lubiła chodzić po drzewach, więc tam też znalazła świetne i bezpieczne miejsce. On sam postanowił zapolować. W końcu od czasu do czasu wypadało uzupełniać swoje zapasy, a żabodzik, którego zwęszył jakiś czas temu był ku temu najlepszą zwierzyną. Czekał przyczajony aż ten skończy się napajać a potem wyskoczył z ukrycia błyskawicznie biegnąc w stronę zwierzęcia. Zamrugał zaskoczony widząc pędzącą do zwierzęcia strzałę.
    - Niedoczekanie - burknął pod nosem. Nikomu nie odda tego zwierza. Machnął dłonią nakłaniając duchy do zmiany kierunku tej strzały. Niewielkiej. Ot minęła zwierzynę o milimetry. Mogło zostać to odebrane jak chybnięcie. Nie pozwoli sobie odebrać zwierzyny. Pech chciał, że strzała zaalarmowała żabodzika, który parsknął siarczyście i zaszarżował wprost na niego. No pięknie. To teraz miał na głowie zwierza i coś kryjącego się w mroku.
    - On jest mój - warknął chłodno do tajemniczego łucznika bądź łuczniczki. Dobył miecza gotów na pojedynek z żabodzikiem.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  2. Acair trochę nie rozumiał swojego problemu. Od czasu do czasu zdarzało mu się zapolować na zwierzynę, ale koniec końców 9 na 10 razów puszczał zwierzaka wolno. Wystarczyło jedno spojrzenie w ślepia zwierzaka, żeby pękło mu serce. Rozczuliło go do tego stopnia aby już nie móc wyobrazić sobie, że mógłby zjeść ze smakiem coś tak niewinnego. I tym razem spotkał go ten sam los. Zwierz wpadł w jego pułapkę i chłopak nawet zacisnął powieki, kiedy kwilenie sprawiło iż mimowolnie zerknął w jego ślepia.
    - Ech... - westchnął wraz z burczącym i domagającym się pokarmu żołądkiem. - Idź, znikaj - klepnął zwierzaka w zadek. - Znajdę sobie jakieś korzonki - stwierdził cicho i trochę markotnie. Korzonki były dobre, ale ile można było jeść coś takiego. Ze zrezygnowaniem przemierzał las w poszukiwaniu jadalnych owoców i roślinek, gdy spostrzegł łucznika czającego się na jego niedoszłą zwierzynę. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia. Przecież ten zwierzak nie miał szans. Był osłabiony po jego wcześniejszym ataku. O nie! Nie mógł pozwolić by stało się najgorsze. Korzystając z faktu, że chodził bardzo cicho zmniejszył odległość dzielącą go od łucznika i rzucił się na jego plecy z impetem.
    - NIE! - wrzasnął przy tym pragnąc spłoszyć zwierzynę. - Zostaw to niewiniątko! Ono ci niczym nie zawiniło! - trzymał łucznika z całych sił. - Ja ci... ja ci zrobię zupę korzonkową - dodał zaraz. - Ale nie zabijaj!

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  3. Frida lubiła Slavit. Lubiła ten zgiełk i pełen kolorów świat. Czuła się w nim swobodniej niż gdziekolwiek indziej. To również w tym miejscu dostawała trochę większego luzu. Wszechobecni Polszanie w każdej chwili mogliby ją złapać, gdyby próbowała czegoś dziwnego. Tylko, że nie próbowała. Nigdy. Starała się nie zawodzić ich zaufania. Nie chciała już nigdy więcej trafić do tego strasznego miejsca. Każda jej niesubordynacja była karana do tego stopnia, że sama myśl o niej przyprawiała dziewczynę o mdłości.
    Starała się nie podpadać i w końcu jej oddanie sprawie przyniosło światełko w tunelu. Gdy dowiedziała się, że będzie mogła samodzielnie wybrać dla siebie kolejne zlecenie czuła podekscytowanie, którego już dawno nie miała. Skoro świt była gotowa do samotnego spaceru i kiedy znalazła się w samym Slavit odetchnęła pełną piersią. Te wszystkie maści mieszające się w tym miejscu przyprawiały ją o zawrót głowy. Miejscami pragnęła dobyć miecza i wybić każdego z nim, a innym razem chciała po prostu ich poznać. Nie rozumiała tego rozdwojenia i nie chciała się teraz tym przejmować. Naciągnęła kaptur swojego płaszcza na swą czuprynę i ruszyła żwawo w stronę tablicy ogłoszeń, gdzie zderzyła się z jakimś wcinającym jabłko motłochem. Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głowy i uznając go za płotkę prychnęła.
    - Uważaj gdzie stajesz - rzuciła chłodno, przyglądając się ogłoszeniom. - Gdybyś trafił na kogoś innego mógłbyś już nie mieć języka - dodała jeszcze.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryu nigdy nie miał problemu z zawieraniem nowych znajomości. Wystarczyło kilka czarujących uśmiechów, parę słów i pewność siebie aby stać się znajomym, a kiedy jeszcze trafiło się na obrotnego nieznajomego to zaraz miał wokół siebie wianuszek ciekawych postaci. W Mathyr obchodził się z tą umiejętnością zdecydowanie ostrożniej acz kiedy czuł że może coś dla siebie ugrać, nie miał skrupułów. Tak właśnie skończył na wesołej imprezie, która rozrastała się z minuty na minutę. Podziękował za kolejny kufel piwa, zadowalając się połową swojego. Miał jeszcze żywo w pamięci ból głowy po ostatnim przesadzeniu z trunkami i zdecydowanie wolał nie powtarzać tego ekscesu. Obserwował otoczenie z błąkającym uśmiechem po twarzy, od czasu do czasu odpowiadając zdawkowo na pytania.
    Wrzask jednego z pijących zwrócił jego uwagę. Zerknął na chłopaka, który unosił dłonie w górę w geście poddania się. Najwyraźniej nie szukał zwady. Wyzwiska padające z ust mężczyzny przyprawiły go o zgrzytanie zębami. Nie wydawało mu się by pełen tatuaży chłopak zrobił coś złego. Kolejny unik młodszego przyprawił Ryu o uśmiech o twarzy. Uśmiech który zniknął, gdy pijak upadł wprost na stół przy którym siedział. Udało mu się odskoczyć, ale ktoś zaplątał mu się o nogi i sprowadził go na ziemię.
    - Dzięki - chwycił pewnie dłoń unikającego, po czym dostrzegł pomocnika pijaka. - Chyba przyda ci się pomoc - rzucił lekkim tonem, rozmasowując sobie dłonie. Och zdecydowanie miło będzie przez chwilę rozruszać kości.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  5. Gave uniósł wysoko brew na chłopaka i powiódł wzrokiem po splunięciem. Wiele rodzajów chamstwa już go spotkało, ale to? No komuś się coś chyba pomyliło. Zerknął za nim, gdy ten zaczął kucać i wskazał dłonią kierunek.
    - Tam poszedł tu nie ma wielkiej filozofii. Popatrz na gałęzie porwane w popłochu - wywrócił oczyma i wspaniałomyślnie postanowił olać, przynajmniej na razie, to całe splunięcie na rzecz złapania żabodzika przed nieznajomym. Ruszył biegiem za zwierzęciem. Idealnie byłoby pozbawić przeciwnika łuku, ale wyglądał na dość dobrze wykonany. Szkoda by było zaprzepaścić tyle włożonej w to wszystko pracy. Nawet nie musiał uruchamiać duchów, przynajmniej na razie.
    - Phi zaraz będzie martwy - skomentował właściwie już do samego siebie. Już on mu pokaże.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  6. Widząc toporek zacisnął powieki mocniej i docisnął się jeszcze bardziej do pleców chłopaka. Objął go ciaśniej swoimi nogami.
    - Nie krzywdź go! - pisnął już teraz śmiertelnie przerażony. - Po moim trupie - odważył się jeszcze dodać, chociaż zaraz po wypowiedzeniu tych słów uznał, że to była czysta głupota. Bardzo łatwo mógł stracić swoje życie. - Jeśli mnie zabijesz to będę cię nawiedzał we snach. Przeklinam cię na Nimh. Wraz ze mną zamienisz się w Liubhaira, a potem w proch się obrócisz - wypowiedział te słowa śmiertelnie poważnym tonem, choć diabelnie drżącym do tego.
    - Tak, zupę korzonkową - powtórzył po nim, przełykając głośno ślinę. - Pokażę ci trik... żeby dłużej świeża została... - dodał po chwili starając się odwieźć go od zamordowania biedactwa. - Albo...albo będę ci robił obiady codziennie! Przez kilka dni! Tylko... no nie morduj go... - wymamrotał już nieco dygocząc z wysiłku na tych jego plecach, ale dalej uparcie go ściskając.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  7. - Przy mnie możesz stracić co najwyżej głowę - błyskawicznie przystawiła stal swojego miecza do jego podbródka, ale utrzymała go tam tylko przez chwilę, zanim schowała z powrotem do pochwy. Nie był to ani czas ani miejsce na takie potyczki czy zabawy. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Przesunęła wzrokiem do portretu dziewczyny, którą zainteresował się nieznajomy i zwinęła pięści. Kolejny zbok się jej trafił. Sięgnęła po portret Gabrieli i zerwała go z tablicy, aby zrobić z niego rulon i schować do swojej torby.
    - To zlecenie już jest moje - zerknęła na niego i zdobyła się przy tym na najpiękniejszy uśmiech jaki miała. - Zbyt pospolito wyglądasz, żeby uważać się za wysoko postawionego jegomościa. Brak ci charyzmy i.... - zerknęła na jego buzię. - Odpowiednio wysublimowanego języka, nawet w momencie gdy starasz się udawać pospólstwo - wyjaśniła mu właściwie nie będąc pewna czemu wdaje się w bezsensowne dyskusje.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  8. Machnął tylko ręką na pytanie i pokręcił lekko głową. Nie było sensu wdawać się w dyskusję. Jego przeciwnik zdawał się znać na tropieniu i ubijaniu zwierzyny. Przez myśl nawet przeszło mu, że wystarczy pozwolić mu zabić a następnie pozbawić go zdobyczy. Łatwiej, szybciej i ekonomiczniej. Postukał palcami o rękojeść miecza i pokręcił lekko głową, skręcając gwałtownie w zupełnie inną stronę niż zwierz, tylko po to aby spróbować wziąć go łukiem, a w najgorszym wypadku zmienić kierunek ucieczki żabodzika. Nie będzie upadał tak nisko by od razu pozwolić tamtemu ubić swoją zdobycz. Rzucił w zadek zwierzęcia sztyletem aby go rozjuszyć i zmusić do szybszego działania. Następnie zatrzymał się i zlokalizował przeciwnika aby podbiec wprost na niego.
    - Zmieniłem zdanie - oznajmił chłodno. - Najpierw pozbędę się ciebie - uśmiechnął się do niego słodko. - A potem znajdę sobie zwierzynę -przesunął językiem po swoim sztylecie i natarł na chłopaka.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  9. Acair pokręcił przecząco głową. Nie chciał z niego zejść póki ten nie obieca zostawienie zwierzaka w spokoju, ale kiedy nieznajomy odkleił od siebie jedną z jego rąk opadł na swoje szanowne cztery litery bo zdołał stracić równowagę. Pociągnął nosem acz nie rozpłakał się, tylko wyciągnął swoje dwa sztylety z kieszeni i stanął na linii rzutu czy też strzału do zwierzęcia.
    - To moja przyjaciółka - bąknął czerwieniąc się przy tym. Świetnie no, przed chwilą sam ją w sidła schwytał, a potem śmiał nazywać przyjaciółką. - Nie zrobisz jej krzywdy - patrzył na niego zawzięcie. - Szamanem? Co? - zamrugał kilkakrotnie. - Aaa... no tak, wielkim i potężnym - odchrząknął wchodząc zaraz w rolę i przygarbił się do tego. - Widzę jak zamieniasz się w robażuka w chwili kiedy twoje kubki smakowe posmakują tej osłabionej samicy - wyrzucił z siebie i wyciągnął z kieszeni zebrane wcześniej korzonki, którymi zaczął trząść przed sobą. - Zaklinam cię! Zaklinam cię o wszechpotężna ziemio dopomóż mi! - wyrzucił ręce energicznie do przodu. - Zupa dobra, zupa treściwa... - dodał jeszcze tańcując z korzonkami naokoło nieznajomego. - Ja cię nauczę robić dobrą, treściwą zupę... a na kolację złapiemy sobie rybę albo i pięć - klasnął głośno przy jego uchu i odsunął się żeby zaraz uśmiechnąć do niego błagalnie. - Tylko jej nie zabijaj...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  10. Walczyła z nim na spojrzenia przez krótką chwilę. Opuszczając swe ostrze wciąż na niego patrzyła, ale koniec końcu uznała że gdyby chciał doprowadzić do walki to już by się ze sobą ścierali. Spojrzała na niego z wyraźnym niedowierzaniem na pytanie o zlecenie i pokręciła głową.
    - Czy ja ci wyglądam na taką, która za darmo piśnie jakiekolwiek słowo co do swojego zlecenia? - zapytała wciąż się do niego uśmiechając. - Miałeś swoją szansę. Mogłeś zgarnąć je szybciej - zauważyła jeszcze, naciągając kaptur mocniej na głowę. Kolejne słowa nieznajomego tylko ją rozjuszyły.
    - Jasne, wy mężczyźni nie potraficie myśleć niczym innym tylko swoimi jajami - warknęła odpuszczając sobie wszelkie uśmiechy. Ten patałach na nie nie zasługiwał. Ech, a przecież chciała być miła. Znów ta sama historia. Prychnęła pod nosem i splunęła mu pod nogi.
    - Jak ci tak na tym zależy to... - zamyśliła się podchodząc do niego i dotykając dłonią jego piersi. -...możesz iść ze mną, jeśli nie boisz się że kiedyś dostanę zlecenie na ciebie, zwyrodnialcu.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  11. Gave nie atakował na oślep, analizował przeciwnika i jego ruchy. Właściwie to chciał go tylko zmusić do wycofania się. Może utraty przytomności, choć gdyby padł tu trupem specjalnie by go to nie obeszło. Zgrzytnął zębami.
    - Pewnie, nie szukasz zwady - prychnął. - Dobitnie mi to pokazałeś, plując mi pod nogi - zauważył chłodno. Jasne, że wiedział iż mógł źle odebrać ten gest, ale był on na tyle wielkim chamstwem, że w tej chwili wcale nie obchodził go ten niuans. Uważnie obserwował toporek przeciwnika. Nie pozwoli sobie na takie traktowanie. Zatrzymał się dopiero przy propozycji podziału. Zacisnął mocno wargi, co prawda zamierzał część mięsa sprzedać a część rozdać potrzebującym, swoim zwyczajem, ale ostatecznie nie była to taka zła oferta. Jeszcze przez chwilę patrzył na niego spode łba, po czym odsunął się o krok, mimo że nie opuścił gardy.
    - To po cholerę plułeś? - zapytał go podejrzliwie.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  12. Ryu zdołał jedynie gwizdnąć na ten piękny cios. A Meliodas powtarzał "nie spuszczaj z oczu przeciwników". Pokiwał tylko głową i gdy jego nowy znajomy jednak przyjął pomoc wyszczerzył się do niego i obrócił plecami, by wziąć na cel drugiego napastnika. W rytm mruczonej sobie melodii "Rocky Road to Dublin" zaczął tańczyć z przeciwnikiem, świetnie się przy tym bawiąc. Przyjął na klatę ze dwa ciosy i gwizdnął lekko. Facet nie był tak słaby jak wcześniej przypuszczał, ale fakt że był już nieźle pijany mu nie pomagał. Przeszedł do natarcia łapiąc za półmisek i blokując nim ciosy, a samemu wymierzając swoje ciosy. Już po kilku usłyszał pijackie.
    - Obijają mordy!
    I zaraz zebrało się kilku innych, którzy zaczęli obijać się po mordach. Nikt już nie wiedział od czego to wszystkiego się zaczęło. Ryu uniknął kolejnego ciosu i otarł się plecami o swojego nowego znajomego.
    - Nie mnie - uchylił się przed niemalże wymierzonym w niego ciosie. - To jest ta chwila, w której powinniśmy spierdzielać - rzucił jeszcze przez ramię. W tym zamieszaniu łatwo można było po prostu zniknąć z miejsca zdarzenia.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  13. Acair nastroszył uszu, gdy tylko usłyszał przypuszczenia co do robażuka.
    - Zdecydowanie łatwiejsze - zgodził się z nim. - Szybsza śmierć od zadeptania - wyrzucił znów dłonie w górę wraz z korzonkami. - Chyba nie chcesz by taki los cię spotkał, o ignorancie wielki - żachnął się jeszcze i odruchowo odskoczył kilka kroków znów dobywając swojego sztyletu. - Nie pójdzie ci ze mną tak łatwo. Może jestem chuchrem, ale... ale... - zabrakło mu języka w gębie. Zaczął zastanawiać się nad ciętą ripostą, a gdy ta nie chciała nadejść poczuł napływające mu do oczu łzy. - Ale nie dam się tak łatwo - dokończył pociągając nosem. - Nie zabijaj nas - wybuchnął cichym płaczem, po prostu nie mogąc go teraz powstrzymać. - Czekaj chwilę... - wziął kilka głębokich wdechów powolutku się uspokajając i nawet czknął z tego wszystkiego. - Łani, łani... rybę zjemy - ostrożnie się do niego zbliżył i spojrzał na niego tymi swoimi wielkimi czarnymi ślepiami, robiąc przy tym jak najsłodszą minkę jaką znał. - Proszę?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  14. - Nie jesteśmy jeszcze na tym etapie znajomości. Uzewnętrznianie się zostaw sobie na upojne noce przy robótce ręcznej - odparła tylko. Nie zależało jej na jego opinii o swojej osobie, bo co też mógł powiedzieć? Nawet jej nie znał. Zacisnęła mocniej rękę na rękojeści miecza i odetchnęła głęboko powoli się uspokajając.
    - Ty za to okazujesz się niezwykłym brakiem taktu - zgrzytnęła zębami. - Jaką kobietę pytasz o tak intymne sprawy?! - zapytała chłodno. - Dla twojej wiadomości... - podeszła bliżej wbijając swój palec w jego pierś. - Codziennie krwawię - skomentowała. W ten sposób najlepiej mogła opisać swój własny stan. Krwawiła. Psychicznie, a często również i fizycznie. Zerknęła na miejsce, w które splunął i popatrzyła na niego z odrazą. Zwyrodnialec i papuga w jednym. Co za dziwadło.
    - Jak sobie chcesz - stwierdziła tylko obracając się na pięcie i żwawo ruszając w stronę murów Polszy. Zatrzymała się jednak kilka kroków dalej i zwinęła pięści, by znów na niego spojrzeć. - Spotkajmy się tu, gdy księżyc będzie w najwyższym punkcie nieboskłonu... lepiej żebyś nie wchodził ze mną do Polszy - wyjaśniła. - Przygotuj się porządnie. To nie będzie spacerek.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  15. Gave zamarł w swojej pozycji patrząc na niego skonfundowany.
    - Plując pod nogi? - powtórzył raz jeszcze jak zacięta płyta. - Przyjmujesz wyzwanie plując komuś pod nogi? Jezu... - pokręcił głową. Wszystkiego mógł się spodziewać, wszystkiego, ale nie tego. - W moich stronach to ujma. Plujesz komuś pod nogi chcąc tym samym wyrazić swoją pogardę do tego kogoś - dodał po dłuższej chwili milczenia. - Z tego co zdołałem się zorientować... w wielu tutejszych gospodach również działa moja zasada - dodał jeszcze, powoli chowając miecz do pochwy i przewieszając go z powrotem przez swoje plecy. - Nie rzucałem ci wyzwania. Stwierdzałem tylko fakt - burknął jeszcze, przeciągając się lekko. - Ten żabodzik jest mi potrzebny.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  16. Acair pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą co do snucia planów jako robażuk. Kompletnie niewyedukowany przypadek pod tym względem. Postanawiał go jednak nie wyprowadzać z błędu. Miał ważniejszą misję do wykonania przecież. Dopiero kiedy chłopak zgodził się oszczędzić łanię, Aci odtańczył taniec zwycięstwa, po czym mimo wszystko zaatakował go swoimi ramionami. Obejmując go od boku.
    - Dziękuję! Jesteś super! - wyszczerzył się do niego promiennie, zaraz go puszczając i odbiegając kawałek po swoją torbę, którą wcześniej, tuż przed szalonym skokiem na plecy nieznajomego, upuścił na ziemię. Przepasał ją sobie przez ramię i ponownie podszedł do chłopaka.
    - To chodź, znam tu fajną miejscówkę - zaczął sobie gwizdać pod nosem tylko sobie znaną melodię, od czasu do czasu odwracając się do chłopaka, aby sprawdzić czy ten na pewno z nim idzie. - Acair jestem - przedstawił się po pewnym czasie. - Skąd jesteś? Co tu robisz? Zwiedzasz sobie świat? Szukasz czegoś konkretnego? Masz już jakichś przyjaciół? Wiesz, że w tych okolicach straszy? - zasypał go pytaniami.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  17. Odrzucił jeszcze swoją tarczę i dał nogę wraz z nieznajomym. Tak jak się tego spodziewał nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Sam oparł jedną dłoń o drzewo przez moment wyrównując swój własny oddech i pokręcił lekko głową.
    - Tak słyszałem - odparł szczerze. - Ale w takiej z prawdziwego zdarzanie brałem udział pierwszy raz - przyznał, prostując się wreszcie i przyglądając się chłopakowi uważniej. - Nie wyglądasz na tutejszego - rzucił, chociaż był ostatnią osobą, która mogła to osądzać. Sam zdecydowanie nie pochodził z tych okolic. Ba, nawet nie z tego świata. Nakazał sobie stop z tymi wszystkimi myślami. Zatrzymał pociąg zanim ten zdołał pojechać gdzieś hen daleko. - Gdzie zdobyłeś te wszystkie dziary? - zapytał, po czym zorientował się, że może takiego słowa tu się nie używa. - Te malowidła skórne - poprawił się. - Znasz kogoś kto takie robi? - chciał wiedzieć, bo czemu by nie zrobić sobie jednej takiej. Nie ma to jak spontaniczne decyzje.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie mogła uwierzyć w to co chwilę temu usłyszała. Dostała pozwolenie na opuszczenie Polszy bez "opiekuna" pod warunkiem, że będzie się meldować codziennie, dzięki kryształowemu ustrojstwu, które od nich otrzymała. Sprawę postawiono jasno. Jeśli tylko spóźni się z meldunkiem, zostanie posłany po nią list gończy i chociaż ufała swym umiejętnościom to bez ognia zdecydowanie nie dałaby rady ich wszystkich pokonać. Bransoleta została na nadgarstku. Czuła jak ta odcina ją od jej mocy. Niezbyt przyjemne uczucie. Czuła go w sobie, tlił się nieprzerwanie, ale choć wielokrotnie po niego sięgała to nie była w stanie wykrzesać z siebie choćby małej iskierki.
    Mimo tych wszystkich niedogodności zgodziła się na takie warunki, przyrzekając na swoje własne życie posłuszeństwo władcy Polszy, po czym udała się do swojej kwatery aby spakować swoje manatki. Przebrała się w wygodniejsze ciuchy i spakowała swą torbę. Zwitek papieru ze zleceniem, mapę oraz urządzenie do komunikacji wrzuciła na dnie torby, po czym sprawdziła jeszcze czy czegoś nie zapomniała i przywdziała swój podróżny płaszcz, dopełniając całego stroju mieczem. Niczym cień przemknęła się korytarzami, unikając jakichkolwiek kontaktów z pozostałymi rycerzami. Obawiała się, że jeszcze któryś mógłby przypadkiem zmienić zdanie.
    Zanim udała się w wyznaczone przez siebie miejsce odwiedziła pobliskie stragany. Kupiła tam dla siebie i swojego towarzysza ciepłe bułeczki i butelkę dobrego wina. Tak zaopatrzona znalazła się tuż pod tablicą ogłoszeń tak po cichu licząc, że chłopak będzie tam na nią czekał. Co prawda nie zdziwiłaby się, gdyby gdzieś po drodze zrezygnował, ale... był. Uśmiech sam wkradł się na jej usta, ale szybko go zmyła. Nabrała głębokiego oddechu i podeszła do zabijającego nudę dziwadła.
    - Masz, zwyrodnialcu - podała mu ciepłą bułeczkę i usiadła obok niego wgryzając się w swoją. - Pomyślałam, że możemy zacząć od Terry. Słyszałam pogłoski, że to tam była po raz ostatni widziana - rzuciła chłodno acz rzeczowo, podając mu również butelkę z trunkiem na popicie bułeczki.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  19. Gave z grzeczności nie zaprzeczył. Nie skomentował już tego, jeszcze przez moment na niego zezując i kręcąc głową z niedowierzaniem. Nigdy w życiu nie wpadłby na taki sposób akceptacji wyzwań, choć może to dlatego że wcale nie należał do kreatywnych osób.
    - Uwierz, jak rzucę ci wyzwanie to będziesz wiedział. Dobitnie ci o tym przypomnę - odchrząknął zerkając za żabodzikiem i wzdychając ciężko. - Mi zależy głównie na mięsie. Mam przyjaciółkę do wykarmienia i obiecałem ludziom z pobliskiej wioski, że dziś nie będą głodowali - dodał po chwili milczenia. - Porcję lub 5 takich mogę ci odstąpić - zaproponował. - I całą skórę - dodał jeszcze, bo ta w tej chwili wcale go nie interesowała. - To jak? Bierzemy go od dwóch stron? - zaproponował.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  20. Acair zrobił naburmuszoną minę, kiedy nie udało mu się przytulić, ale zmienił taktykę i objął ramionami trzymające go ramię. Nie pokusił się jednak o coś co przypisywał już Grimie - nie objął ramienia i swoimi nogami. No co to, to nie.
    - Fajnie cię poznać - rzucił przyjaźnie na przedstawienie się chłopaka i wzruszył zaraz ramionami. - Coś ty - pokręcił lekko głową. - Nie boję się - odparł zgodnie z prawdą. Jego oczy były przystosowane do widzenia w ciemnościach i chociaż może teraz trochę chojrakował to jednak chciał pokazać się i z tej męskiej strony. - Nie takie rzeczy się robiło - uśmiechnął się szeroko i potknął o przeklęty korzeń. Runął przy tym jak długi i zarył twarzą w ziemi. Doprawdy. Pięknie. Podniósł się do klęczek i otarł twarz z pierwszych łez.
    - Nic mi nie jest - rzucił do Mohe, wstając i wycierając twarz w swoją koszulkę. - Zdarza mi się to nieustannie, jak za bardzo się czymś ekscytuję - wyjaśnił, bo przecież prowadzenie rozmowy i jednoczesne zwracanie uwagi na to co znajduje się pod jego własnymi nogami graniczyło z cudem.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaśmiał się cicho i skłonił w teatralnym geście.
    - To mój wrodzony talent - zażartował. - Doskonale dostosowuje się do sytuacji - rzucił pół żartem, pół serio. - Pierwszy raz uczestniczyłem w takiej, ale... nie pierwszy obijałem mordy - poszerzył trochę informacje.
    - Zgoda - przytaknął mu. Gdyby patrzeć na całe spektrum Mathyr to faktycznie chłopak bardziej się w nie wpisywał niż on sam. Gwizdnął w wyraźnym zainteresowaniu pełną gamą tatuaży. - Od małego? - zerknął na niego przelotnie. - One coś oznaczają? - zapytał go spokojnie, bo z jego słów wynikało, że w jego społeczności były zwyczajnością. Pokiwał głową z uśmiechem.
    - Chcę - przyznał szczerze. - Ale na twarzy niczego nie chcę - dodał po chwili wahania. Mimo wszystko aż tak odważny nie był, no i sam jakoś niespecjalnie widział się z malunkiem na twarzy. - Na ramieniu - wskazał prawe ramię. - Chciałbym coś co symbolizuje wolność... mam też inne pomysły - rzucił swobodnie.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  22. - Lubię wygrywać - sprostował i wzruszył ramionami. - Zdrowa rywalizacja jest dobra, ale mi zdarza się przechylać skalę na tę drugą stronę - przyznał krzywiąc się przy tym lekko. Dalej miał z tym problem i w ogóle nie widział światełka w tunelu. Zamiast tego miał wrażenie, że utknął po tej niezdrowej stronie. Zwłaszcza z kilkoma osobami. Przy nich nigdy nie potrafił zachować zdrowej rywalizacji.
    - Hm... około 20 osób - oszacował. - To mała wioska, która musiała oddać niemal całe swoje plony Lady Szpon - rzucił dla wyjaśnienia. - Okropna z niej baba. Nałożyła sankcje na podlegające jej wioski i kiedy te się z nich nie wywiązują, zabiera ich dzieci i robi z nich swoich niewolników - skrzywił się. Nie dodał tylko, że był w procesie zbierania informacji, by później wyeliminować tę barwną osobistość. Problem tylko w tym, że kobieta była wysoko postawioną Polszanką. Miała konszachty z władcą Polszy, a on nie był jeszcze pewien jak sprawić by Lady Szpon zniknęła bez śladu i rozgłosu.
    - Ale mniejsza z tym - machnął ręką odganiając od siebie natrętne myśli. - Mówisz poważnie? - uniósł wysoko brew, bo jakoś nie bardzo mu się w to chciało wierzyć. Przeskanował go spojrzeniem i ostatecznie ostrożnie skinął głową. - Dzięki - rzucił w końcu. - Hm... okay to przyniesiemy im go oboje - otarł dłonie o spodnie i wyciągnął do niego jedną z nich, by złapać go za jego. - W moich stronach uścisk dłoni jest znakiem wzajemnego szacunku i poszanowania drugiej osoby, a także zwykłej prostej uprzejmości - wyjaśnił mu szybko. - Gave - przedstawił się przy okazji. - Liczę na owocną współpracę przy tym żabodziku.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  23. Aci zacisnął mocno wargi patrząc na niego podejrzliwie. Nie był pewien czy chłopak go chwali czy obraża. Podniósł się z ziemi chwilę później, dalej na niego zezując.
    - Dziękuję, chyba... - odparł bardzo ostrożnie, dalej nie wiedząc czy powinien to robić. Określenie jakim został podsumowany niezbyt mu się podobało, ale wcześniejsze słowo "butny" zmieniło jego wydźwięk. - Poznanie nowego przyjaciela i to, że udało mi się ochronić moją Łanię - uśmiechnął się do niego szeroko. - I jeszcze... że nie będę samotnie spędzał kolejnych godzin - dodał weselej już teraz uważając na to gdzie stąpa, by przypadkiem nie wywinąć kolejnego orła. - Skąd pochodzisz? - zainteresował się. - Ja jestem z Fasach, ale wiesz... taki ze mnie ciamajda, że i stamtąd mnie wygnano - przyznał się, bo zdołał już w miarę przerobić ten temat. Dalej bolało, ale teraz znacznie mniej niż na samym początku. - Te twoje malowidła są straszne - dodał nagle. - Jakbym cię spotkał ciemną nocą to bym umarł...

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  24. Spojrzała na niego dziwnie. Skąd w ogóle pomysł, że kogoś utłukła? Milczała zastanawiając się czy to pytanie ma jakieś drugie dno czy chłopak chciał tylko ją zagadać.
    - Nikogo - odpowiedziała w końcu, kapitulując. Nic sensownego nie przyszło jej do głowy. - Kupiłam je - wzruszyła ramionami kontynuując jedzenie swojej przekąski. Skrzywiła się lekko zdając sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej była w tej chwili zabójcą dobrej zabawy, ale szczerze wątpiła by kiedykolwiek nauczyła się na wszystko znajdować dobre riposty. Śmieszne i sarkastyczne w jednym.
    - Na co ci szczegóły? - zapytała. - Mamy ją znaleźć i przyprowadzić żywą - poinformowała go. Reszta nie miała znaczenia. Gabriela mogłaby być najgorszym mordercą świata, a jeśli rozkaz mówiłby przyprowadzić żywą to Frida dokładnie to by zrobiła. Stłamsiłaby swą moralność chcąc zwyczajnie ochronić własną skórę. Zacisnęła mocno wargi i postukała niecierpliwie palcami po swojej torbie.
    - Jaka jest za nią nagroda? Jak się nazywa? - spojrzała po nim uważnie. Miała wrażenie, że chłopak coś jej tu kręci. Czegoś nie mówi. Skupił się tylko na obrazku? Niemożliwe. Nie wchodziłby w taką robotę tylko dla pięknej buzi. - Poważnie? - prychnęła z niedowierzaniem. - Chcesz wejść w to dla pięknej buźki? - zamrugała kilkakrotnie. - Jesteś durniejszy niż myślałam... - skomentowała tylko i wysłuchała jego profesjonalnego gadania a propo przyniesionego przez nią trunku.
    - Znasz się na tym? - tym razem jej wzrok trochę złagodniał. Była pod wrażeniem tych umiejętności. - Dla mnie... wino smakuje po prostu jak wino - przyznała nawet pozwalając sobie na delikatny uśmiech, który jednak zaraz schowała pod fasadą trudnego do odczytania grymasu.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  25. Zerknął na symbol na jego czole i pokiwał lekko głową. Miał na końcu języka pytanie, kiedy został zrobiony, ale powstrzymał się. Zamiast tego przesunął wzrokiem po jego całej sylwetce.
    - Zaczynacie od głowy i schodzicie w dół - stwierdził oczywistość. - Co jeśli zabraknie wam ciała? - zainteresował się. Ten zwyczaj był mu obcy, a lubił poznawać innych przez zwyczajne doświadczenie. Teoria nigdy nie była jego mocną stroną.
    - Hm... myślę o odzyskiwaniu wolności, stawianiu na siebie i... - zamyślił się. Trudno było ubrać to wszystko w słowa. Nie bardzo miał jak to zrobić, kiedy dopiero co poznał tego chłopaka. No bo przecież nie powie mu, że wyrwał się z lasu. - ... odzyskiwaniu spokoju ducha i własnych myśli - dokończył wreszcie. Propozycję co do obozu przyjął z zawadiackim uśmiechem na twarzy.
    - Jesteś pewien, że chcesz takie szemrane towarzystwo ze sobą? - zapytał go ruszając za nim spokojnym krokiem. - Co cię sprowadza w te strony?

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  26. Wzruszył ramionami. Można tak było powiedzieć. Lubił ten dreszczyk emocji i nie potrafił się przed nim powstrzymać. Nie sądził też, by kiedykolwiek udało mu się przestać szaleć. Na komentarz o Lady Szpon tylko poruszał zabawnie brwiami. To było zadanie na później. Na pewno nie z Maryl i na pewno nie przed porodem Akane. Przecież gdyby tylko się dowiedziała, że świadomie naraża swoje życie to chyba by go udusiła.
    - W moich stronach to po prostu oznaka wzajemnego szacunku i podejścia do siebie z sympatią... tak, chyba tak to mogę określić - pokiwał lekko głową i skrzywił się nieznacznie gdy ten zapytał o jego technikę polowania. No przecież mu nie powie, że zagania ich ze wspomaganiem i potem po prostu gładzi mieczem lub sztyletami. Podrapał się lekko po głowie. - Eee... no to może ja ci go nagonię, a ty go zastrzelisz? - odparł wymijająco.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  27. To miało sens. W późniejszych okresach życia to i pamięć już nie ta. Ciekawy sposób na upamiętnianie swojego życia. Z zainteresowaniem słuchał o tatuażu, który miał na myśli. Brzmiało to niezwykle dobrze.
    - A dałoby się przy tych witkach dorobić jeszcze ptaka? - zapytał go. - Czarnego kruka... ale uhm... no gnijącego - odchrząknął. - Ale żywego - dodał zaraz, zaciskając mocno wargi. No i tyle jeśli chodzi o nie zdradzanie siebie. Chociaż z drugiej strony, zawsze mógł stwierdzić, że po prostu poszedł do lasu i przeżył, co nawet nie byłoby kłamstwem. Chciał, żeby ten tatuaż przedstawiał jego życie. Tu w Mathyr. Jakby dopiero tu miało swój początek, bo chociaż nie miało... to miał wrażenie że w jego wypadku tak właśnie się stało.
    - Musisz mieć niezwykle wymagających i opiekuńczych rodziców, że starasz się im nosa utrzeć i pokazać że można - rzucił luźno, po czym wzruszył ramionami. - Ja zwiedzam okolice. Poznaję Mathyr, bo nie za bardzo potrafię siedzieć w jednym miejscu. Wiesz... nudzi mi się zbyt długie siedzenie - zaśmiał się szczerze.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  28. Frida obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.
    - Nie chcesz, możesz oddać - wyciągnęła rękę po bułeczkę i zamachała nią ponaglając go do oddania posiłku. Wywróciła przy tym oczyma. Tak źle i tak nie dobrze. Zapamięta sobie, żeby więcej niczego mu nie kupować.
    - Mam konkretny cel - ucięła krótko. - Złapać i przyprowadzić żywą. Proste - zauważyła. Nie musiał przecież wiedzieć, że robi to wszystko aby zyskać jak największe zaufanie na dworze. Żeby poluzowali jej łańcuch i żeby wreszcie popełnili jakiś błąd. Błąd, który może zwrócić jej życie.
    - A jeśli po drodze padnie o 10 trupów za dużo... to jakoś to przeżyję - dodała jeszcze komentując swoje myśli. Odwróciła od niego wzrok wbijając go w swoje nogi. - Co w tym imieniu takiego przeklętego? - zerknęła na niego. - Gabriel zrobił swoje i ma za swoje. Szczeznął w tym przeklętym lesie, a ta wymuskana księżniczka jest po prostu głupia - wzruszyła ramionami. Właściwie nie rozumiała o co tyle szumu. Zwykła pinda, może nawet najbardziej zadufana w sobie. Zwiała to zwiała. Najpewniej już dawno była martwa.
    - Wystarczyło zobaczyć jak na nią patrzysz - mruknęła w odpowiedzi. - Lecisz na ładne buźki, jak każdy młody, napalony samiec - skomentowała, kończąc swoje jedzenie. Patrzyła na to co robi z mieszaniną niedowierzania i odrazy. Dziwny koleś. Zdecydowanie niespotykany. Pokręciła przecząco głową.
    - Nie, dzięki. Postoję - odparła. - Nie potrafię zrobić takiego czegoś z języka... i nie rozumiem jak to niby pomaga wino rozszyfrować... - przyznała po chwili milczenia.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  29. Acair zatrzymał się nagle i skrzyżował ręce na piersi, patrząc na Mohe butnie.
    - Poznam - oznajmił pewien swojego. - Moja ma swój specyficzny zapach - dodał po chwili milczenia i naburmuszył się. To, że wcale nie była jego przyjaciółką to jedno, ale to czy rozpozna to inna sprawa. Nie był przecież aż takim niedojdą.
    - Tak - potwierdził Acair. - Urodziłem się tam... jestem z tych tam wygnanych przez Polszan - mruknął. - Ale bez obaw... nie zamienię się Liubhaira. Nie jestem narażony na Nimh już od dobrych 3 lat - skomentował. Zostało mu parę przywar z życia na pustyni. Na przykład zawsze gdy gdzieś szedł upewniał się, że miał ze sobą wystarczająco dużo wody (lub nawet i więcej niż wystarczająco). Bezszelestny chód, którego nie chciał i nie zamierzał się pozbywać. Okazywało się nawet, że ten jest tu towarem całkiem pożądanym. No i ta cholerna Nimh, którą również nosił przy sobie.
    - Mhm wygnaniec - powtórzył i uśmiechnął się do niego trochę smutno. - To tak jakbym nawet na wygnaniu nie pasował - zauważył. - Taki ze mnie ewenement... kula u nogi - podsumował siebie samego, by zaraz do niego podskoczyć.
    - Nhulu? - powtórzył po nim. - Jesteś człowiekiem zza mgły? - zapytał go szczerze zainteresowany. - Słyszałem pogłoski, ale nigdy nie spotkałem... - obszedł go dookoła jakby szukając ewentualnych ogonów czy innych ciekawych cech. - Jak tam się żyje? Dlaczego właściwie się ukrywacie? Ciebie też wygnali? - zainteresował się.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  30. Ryu wzruszył tylko ramionami i posłał mu lekki uśmiech. Nie tylko nimi otaczał się las, ale nie czuł potrzeby dalszej dyskusji na ten temat. Ostrożnie przestąpił przez zarośla i uważnie przyjrzał się małemu obozowisku. Stojące nieopodal tipi wyglądało porządnie. Chłopak musiał wiedzieć jak to się robi. Zdecydowanie nie było to jego pierwsze spotkanie z naturą.
    - Nie ma problemu - machnął lekko dłonią. - Nie spodziewałem się przedstawiania rodzicom na pierwszej randce - dorzucił weselej, jakoś tak odruchowo wchodząc w humorystyczny ton. Skinął głową na potwierdzenie jego pierwszego pytania i usiadł przy palenisku, obok układając swoje toboły.
    - To całkiem logiczna hipoteza - skomentował jego drugie pytanie i przyjrzał mu się uważnie. Nie bardzo podobało mu się to małe przesłuchanie i żałował, że wspomniał o Reksie. - Ty za to wydajesz się znać te tereny. Czyżbyś często zmieniał swe miejsce zamieszkania? - odbił piłeczkę.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  31. - To tu i to tam - Gave wzruszył ramionami. Nie był jeszcze przekonany do dzielenia się z Mohe swoimi Argardzkimi korzeniami. Nie ufał mu na tyle. Nie był nawet pewien czy w ogóle mu ufa. Skinął głową na znak, że się zgadza, po czym zasalutował mu jeszcze i ruszył biegiem w stronę żabodzika. Wspomagał się przy tym drzewami. Raz na jakiś czas na jedno z nich wskakiwał i przeskakiwał na kolejne, aby skrócić sobie drogę. Wymagało to wiele wysiłku fizycznego, ale przecież trzeba było łapać się każdego możliwego treningu. W końcu znalazł się na tyłach zwierzęcia i gwizdnął zwracając jego uwagę na siebie. Zwierz zaszarżował, ale Gave odskoczył w bok.
    - Dobry piesek, chodź - rzucił za siebie puszczając się biegiem w stronę Mohe. Oczywiście nie biegł w linii prostej. Przecież wtedy żabodzik zwyczajnie by go dogonił. Nie mniej był ciekaw z jak daleka Mohe potrafi wystrzelić. Obserwował go uważnie.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  32. Nie była pewna, czy utknięcie w krysztale po wieki wieków to ta świetna opcja, ale nie skomentowała jego słów. Posłała mu tylko pełne niedowierzania spojrzenie, kończąc swoje jedzenie i chowając butelkę wina do swoich tobołków. Pokiwała głową na temat zakazanego imienia, ale również nic więcej nie powiedziała. Osobiście żadne z imion nie uważała za zakazane. Potem niepotrzebnie robiło się szumnie i głośno a propo takiego jednego. Jak w "Harrym Potterze". Nikt nie wymawiał imienia "Voldemort", bo budziło grozę. Doprawdy śmiech na sali. Ten cały Gabriel najwyraźniej zrobił to samo z mieszkańcami tej krainy.
    - Sam również uważasz, że jest zakazane? - zapytała, większość jego słów po prostu przyjmując do wiadomości. Gdy wysnuł sobie własną opinię o niej samej, skwitowała to wzruszeniem ramion.
    - Możliwe, ale zdaje egzamin - rzuciła gładko, kiedy wyjaśnił jej czemu tak wpatrywał się w obrazek. W końcu właśnie próbowała go sprowokować do wyjawienia swego powodu, dla którego wcześniej nie zerwał kartki. Powodu, dla którego pytał ją o szczegóły misji. Otrzepała swoje spodnie i wzięła swoją torbę, narzucając ją na plecy. Jeszcze raz zerknęła w stronę murów Polszy i odetchnęła głęboko.
    - W drogę - mruknęła do siebie i zrównała krok z Mohe. Pokiwała głową w zrozumieniu. - Zostawiam sztukę wina profesjonalistom - klepnęła go lekko w plecy. - Raczej nie udałoby mi się nic wyczuć... ja tam nawet dobrze winogron nie czuję - przyznała się bez bicia. - Sam zabarwiany alkohol z lekkim posmakiem słodyczy - zrobiła jakiś dziwny grymas. - Mogę być do niego urażona przez sytuację z dzieciństwa - dodała jeszcze i zerknęła jeszcze na swoją mapę, gdy tak swobodnie sobie spacerowali. - Jeśli przetniemy las... bylibyśmy szybciej.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  33. Aci nie znał ich, ale słyszał o nich, bo w karczmach w których pracował pogłoski roznosiły się jak świeże bułeczki. Jednak pierwszy raz taki okaz zobaczył na oczy. Z zaciekawieniem podreptał tuż za nim.
    - A dlaczego wymagające? - zapytał go z zainteresowaniem, wprowadzając zaraz na polanę, na której się rozbił. Niedbale rozbity namiot wołał o pomstę do nieba, a obozowisko wyglądało tak jakby ktoś je po prostu porzucił. - Ja tak tu tylko na chwilę - odchrząknął usprawiedliwiając swoje kiepskie umiejętności. Do tej pory spał albo pod chmurką albo w karczmach, ale Walwan podarował mu namiot i teraz... no ćwiczył.

    Aci xD

    OdpowiedzUsuń
  34. Słysząc polecenie, Gave zrobił ślizg w bok, by przypadkiem nie znaleźć się na drodze padającego truchła żabodzika. Piękny strzał to musiał mu oddać. Piękny i robiący robotę bez zbędnego torturowania zwierzęcia. Stwierdził, że chyba czas najwyższy zmienić swoją taktykę polowania. Nauczyć się co nieco i również ukrócić cierpienie zwierzaków.
    - Dobry strzał - odwdzięczył mu się za pochwałę i przykucnął przy truchle, oglądając dzieło Mohe z bliska. Pokiwał lekko głową. - Nieźle - stwierdził bardziej do siebie niż do niego. - I czyściutko... - dodał jeszcze, po czym zerknął na Mohe. - Długo ćwiczysz, żeby osiągnąć taki poziom? - zapytał go, stwierdzając, że łuk do polowań nie byłby głupim pomysłem. Tylko musiałby porządnie przetrenować sprawę zanim poszedłby z nim na polowanie. Chciał dodać coś jeszcze, ale duchowy strażnik Maryl zamigotał mu przed oczyma i chwilę później dobiegł go jej krzyk. Wołała go o pomoc.
    - Shit! - zaklął i nawet się nie żegnając ruszył pędem w stronę swojej małej przyjaciółki. Shit, shit, shit! Nie wyobrażał sobie tego, by mógł się spóźnić.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  35. Spłonął. Zrobił się całkowicie czerwony z czystego wstydu. Zagryzł mocno wargi nie wiedząc co odpowiedzieć. Obrócił się więc do Mohe tyłem i ukucnął, nabierając kilka głębokich oddechów.
    - Przepraszam, przepraszam, przepraszam - powtórzył to słowo trzykrotnie, chcąc jakoś przeprosić chłopaka za swoje zaniedbanie. - Ja nie umiem, dopiero pierwszy raz z namiotem chodzę... - bąknął starając się usprawiedliwić. - Nie umiem - powtórzył, powoli wstając i odwracając się do Mohe, ale tak maksymalnie możliwie unikając jego wzroku. Wszedł do namiotu i sięgnął sobie po rzeczy potrzebne do przygotowania zupy i wyszedł z niego tak szybko jak się dało.
    - T-to ja... zrobię jedzonko, a t-ty... no uhm odpocznij? - bąknął cicho, powoli rozpalając palenisko.

    Aci xD

    OdpowiedzUsuń
  36. Prowokowała? Możliwe. Może dlatego, że po raz pierwszy od kiedy znalazła się w tym przeklętym świecie nie musiała pilnować swojego języka. Może dlatego, że po raz pierwszy mogła po prostu z kimś porozmawiać. Niemal zapomniała jakie to przyjemne uczucie. Zacisnęła mocno wargi, kiedy oczy lekko się jej zaszkliły i odwróciła szybko wzrok. Przetarła je dłońmi i nabrała głębokiego oddechu.
    - Wybacz - odchrząknęła bo głos zadrżał jej delikatnie. Potrząsnęła głową. - Nie jestem - przyznała, patrząc raz jeszcze na mapę, ale komentarz o jej wytrzymałości sprawił, że obrzuciła go znów chłodnym spojrzeniem. - O to nie musisz się martwić - powiedziała o dziwo całkiem spokojnie. - Moje nóżki zniosą każdą niewygodę - burknęła i schowała mapę, a potem weszła w zarośla. Ona mu jeszcze pokaże. Zedrze ten uśmieszek, który sama sobie wymyśliła, z twarzy. Sam będzie marudził co do niewygody.
    - Zawsze można zmienić trasę później - dodała nieco spokojniej w milczeniu idąc dalej. Dopiero po kilkunastu minutach znów zabrała głos.
    - Jesteś poszukiwaczem przygód? Najemnikiem? Bezdomnym? - zapytała podając mu kilka opcji do wyboru. Chciała się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Pragnęła po prostu z kimś porozmawiać. To wszystko. Nic więcej.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  37. Zdołał kilkakrotnie przekląć siebie samego w myślach, że zostawił ją samą, ale miała tak dobrą kryjówkę, że praktycznie niemożliwą do wypatrzenia. No i przecież nie było go znowu tak długo. Potknął się po drodze o jakiś kamień ale utrzymał równowagę i jeszcze przyspieszył. Serce waliło mu jak dzwon. Wypadł na polankę, z której dochodził płacz małej i wyciągnął miecz, uchylając się przed pierwszym sztyletem. Trzech Polszaninów buszowało wśród ich rzeczy, a jeden z nich przytrzymywał małą przy sobie w mocnym uścisku. Gave zgrzytnął zębami.
    - Ładnie to tak, dzieci napadać? - warknął, ledwie trzymając się w ryzach. Kątem oka dostrzegł czający się w zaroślach cień. Najwyraźniej Mohe pobiegł za nim. - Zostawcie ją - rzucił, a mężczyzna uniósł wysoko brew i posłał mu sarkastyczny uśmiech.
    - Nie wydaje mi się żebyś był w pozycji do tak zuchwałych słów - mężczyzna zaśmiał się chłodno. - Może mi wyjaśnisz co takiego robi Polszanin z małą Terranką?
    - No nic ostrzegałem - Gave posłał mu lekki uśmiech i ulokował wzrok w Maryl, odzywając się do niej w jej języku. - Zamknij oczy i zasłoń uszy - polecił jej. - Zaraz będzie po wszystkim - dodał, starając się ją uspokoić, a gdy wykonała polecenie rzucił się w wir walki.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  38. Maryl odetchnęła cicho, wtulając się mocniej w Gava. Podkuliła nóżki i powoli odpływała w krainę Morfeusza. Kiedy Akane przestała śpiewać, on jeszcze chwilę leżał przy dziewczynce, zanim powoli wyszedł z łóżka. Uśmiechnął się wówczas do Akane.
    - To... możemy iść - stwierdził spokojnie, jakoś tak odruchowo wyciągając do niej dłoń i wahając się przy tym przez chwilę zanim splótł z nią swe palce. - Postaram się nie wypaść najgorzej - odchrząknął. - A właśnie... - dodał kiedy wyszli z domu Febe. - Maryl przygotowuje jeszcze jeden prezent dla małych - zaśmiał się cicho. - Powiedziała mi w sekrecie, że szyje ze swoją mamą dwie przytulanki - puścił do niej oczko.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  39. Pisnął niczym małe dziecko, po tym przepięknym ciosie w głowę. Głównie przez to, że się go nie spodziewał. Rozmasował ją sobie wówczas i obrzucił Mohe pełnym niedowierzania spojrzeniem. Dawno już nie dostał od nikogo w łeb. Był pewien, że robił postępy ze swoim przepraszaniem, a tu taki zonk. Pociągnął jeszcze nosem i zabrał się za zupę.
    - Cały szkopuł tkwi w dodatkach - stwierdził, pakując do środka umyte wcześniej korzenie i inne dodatki. Dodał jeszcze swoją własną mieszankę przypraw i kawałki suszonego mięsa, które przy sobie nosił. Kiedy była gotowa, rozlał zupę do dwóch misek, jedną podając Mohe. - Smacznego - rzucił, częstując go jeszcze pajdą chleba. - Często podróżujesz? - zapytał go, bo przecież znał się na obozowisku. Na polowaniach również no i jeszcze nosił ten cały łuk.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  40. Potrząsnęła lekko głową.
    - Nie uraziłeś mnie - odparła zgodnie z prawdą. Wstyd jej było za ten delikatny wybuch emocji, ale czasu nie odwróci. Nie była starszym Grandsandem... choć jak się okazywało nawet on nie mógł wszystkiego. Na co mu to całe władanie czasem, skoro nie potrafił córki wyrwać z lustra? Potrząsnęła głową. Powrót do wspomnień nie był dobrym pomysłem. Nabrała głębokiego oddechu i gdy rzucił o sprawdzaniu nóg, przystanęła, obracając się do niego i mierząc go przeciągłym spojrzeniem od głowy do stóp.
    - Taki jesteś pewien, że byłbyś w stanie mnie zadowolić? - podeszła do niego i musnęła palcami jego policzek, by przesunąć dłonią po jego klatce piersiowej. Wzrok miała utkwiony w jego tęczówkach. - Może się przekonamy, chojraku, hm? - odepchnęła go lekko od siebie. Melodia którą nucił była przyjemna. Nawet przez chwilę zapomniała o trudach podróży. Jak się szybko okazało nie była tak zwinna jak on i widząc, że ten lepiej sobie radzi zrównała z nim krok. Zamierzała kopiować jego ruchy. Może przez obserwację nauczy się jak powinna poruszać się po lesie? Kto wie? Warto było spróbować.
    - Em... - zawahała się, po czym pokręciła lekko głową. - Frida - przedstawiła mu się ostatecznie. - Jestem psem - dodała tylko, nie komentując bardziej swych słów. - Polszańskim psem.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  41. Słuchając go zaczynał powoli dochodzić do wniosku, że taki tryb życia mógłby mu się bardzo spodobać. W gruncie rzeczy to już powoli zaczynał go uprawiać i podobało mu się to poznawanie świata. Nie mniej chciał kiedyś znaleźć miejsce dla siebie. Może w Argarze, a może poza jego obszarami.
    - Tak po prawdzie to ja też - przyznał szczerze. - To znaczy wiem gdzie jestem - sprostował. - Ale jestem tu pierwszy raz - rzucił lekko, po czym wyciągnął ze swojej torby butelkę wina, podając je chłopakowi. - W ramach podziękowania za gościnę - rzucił lekkim tonem. - I za tatuaż - dodał szczerząc się do niego zaraz. - Nie wiesz, gdzie tu można jakąś szybką robotę znaleźć? W poprzednim miasteczku tablica ogłoszeń była ogołocona - skrzywił się. - A monetki topnieją - dodał wzdychając ciężko.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  42. Gave zatrzymał się w pół kroku, gdy świstnęła strzała i pięknie trafiła oprawcę. Złapał wówczas Maryl w objęcia i nachylił się do niej, prosząc ją by pobiegła do najbliższego drzewa i schowała się za nim. Dziewczynka kiwnęła główką i chociaż bardzo się bała to szybko ruszyła biegiem, by wykonać polecenie. Wtedy też jeden z przeciwników do niego dotarł, ale chłopak był szybszy. Sparował cios mieczem i wślizgnął się, żeby ciąć mężczyznę po nogach. Gdy ten się przewrócił, dokończył robotę podrzynając mu gardło. Nikt nie będzie groził jego przyjaciołom. Zwłaszcza małym dzieciom. Widział też, że Mohe walczy z kolejnym i daje sobie radę, więc zajął się ostatnim. Nie miał czasu na podziwianie ruchów nowego znajomego, bo ostatni z Polszaninów okazał się całkiem niezłym przeciwnikiem. Wymiana ciosów była dość zażarta, a chłopak nie chciał korzystać ze swoich mocy. Parował ciosy i wyprowadzał swoje. Starał się ciągle wchodzić w ofensywę i po kilku minutach udało mu się pokonać ostatniego z mężczyzn. Odetchnął wówczas i zerknął na cztery duchy, które nad nimi się pojawiły.
    - Powinienem wam pozwolić snuć się tu po wieki - warknął, nacinając sobie dłoń i inkantując w myślach. Starał się ostatnio robić to bezgłośnie, bo choć trwało dłużej to kiedy się tego nauczy będzie szło mu to znacznie sprawniej.
    - Ale nie chcę ryzykować, że staniecie się podłymi szumowinami - dodał, dotykając każdego z nich po kolei i odsyłając ich za bramę. Dopiero wtedy odetchnął głęboko, na moment opierając dłonie na swych kolanach.
    - Dzięki za pomoc - rzucił do Mohe, gwiżdżąc kilka razy, co by dać znać Maryl że już może wrócić. Mała pędem znalazła się tuż przy nim wpadając mu w objęcia. Płakała, a on wziął ją na ręce i spokojnie uspokajał.
    - To Maryl - przedstawił ją Mohe. - A to Mohe - dodał do dziewczynki. - Przyjaciel.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  43. Ryu wyciągnął swoją mapę i rozłożył ją przed chłopakiem. Naniósł już na nią kilka nazw miejscowości, tych mniejszych które po drodze spotkał.
    - Przed chwilą znajdowaliśmy się tu - wskazał palcem małą wioskę o nazwie "Aidreen", znajdującą się na skrzyżowaniu dróg do Polszy, Oclarii i Lerodas. Aż chciało się powiedzieć, że robiła za małe rondo. Pokręcił lekko głową, wyrzucając to słowo z głowy. Nie będzie mu teraz rzucał takich neologizmów, które zdecydowanie nie zostałyby zrozumiane.
    - A to... ze zbiorów Argardzkich - wyjaśnił spokojnie, patrząc jak chłopak smakuje wino. - Dopiero się uczą i to jedno z pierwszych - dodał po dłuższej chwili, po czym zerknął na swe ramię.
    - Hm... to go zmniejszmy - zaproponował. - Zróbmy tylko na ramieniu - dodał zaraz. I tak mógłbyś całkiem pokaźny, ale bez zajmowania klatki piersiowej. Brzmiało jak sensowny plan. - A masz czas, żeby robić go teraz? - spojrzał po nim z lekkim zaskoczeniem. - No to jazda - Zdjął swoją koszulę, żeby pokazać mu odpowiednie ramię. - Najemnik? - powtórzył po nim i przez moment się zastanawiał. - Nom... chyba tak, na to by wychodziło. Ale wiesz taki bardziej z przymusu niż chęci dorobienia się fortuny - wzruszył ramionami. - Rozumiem - stwierdził jeszcze. - Później sobie czegoś poszukam.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  44. Był jeleniem wśród wilków. Ciekawe porównanie. Przez moment zastanawiała się nad nim. Miała nawet zadać mu parę pytań, ale zrezygnowała z pomysłu. Nie była pewna czy powinna to robić. Zwłaszcza, że w tej chwili całkiem nieźle im się razem wędrowało.
    - Nie - odparła krótko na jego pytanie i zamilkła. Nie wiedziała jak dużo mogła mu zdradzać i czy powinna, ale... Mohe był pierwszą osobą w tym świecie, która jej nie oceniała. Pierwszą osobą, z którą mogła porozmawiać w miarę swobodnie. To nie zdarzało się tu zbyt często. Zacisnęła mocno wargi. - Znalazłam się w złym miejscu i w nieodpowiednim czasie - dodała wreszcie coś więcej. - Od ponad dwóch lat... to uhm pierwszy raz jak nikt za mną nie idzie. Znaczy... chyba - wzruszyła ramionami. Niby nikogo nie słyszała ani nie widziała w okolicy, ale Polszanie mieli całkiem niezłych szpiegów. No i wcale by się nie zdziwiła, gdyby jej poluźniona smycz nie byłaby znowu taka luźna.
    - Miałam pecha - uśmiechnęła się do niego krzywo. - Te twoje wilki... byłeś zbyt łagodny dla swojego ludu?

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  45. Acair odruchowo odsunął się od niego na tę jawną insynuację jego rychłej śmierci. Drżącą dłonią napełnił swoją miskę i zabrał się za jedzenie. Zacisnął mocno wargi.
    - Jeszcze nie zdarzyło się, aby komuś nie smakowało - przyznał po dłuższej chwili. - Ale jesteś dopiero... 5 osobą, której serwuję tę zupkę - uśmiechnął się do niego słabo. - Aha i gdybyś chciał mnie zabijać to nie radzę - potrząsnął zaraz dłonią. - Mam potężnych przyjaciół i no uhm... sam w sumie też już umiem się obronić - dodał czując jak czerwieni się na twarzy. Może w ogóle nie powinien tego mówić. Przecież tylko zdradzał swe atuty.
    - Och to jesteś początkujący - zawyrokował. - Mi zdarza się często podróżować. Kursuję od Slavit do Lerodas. Byłem też w Argarze i w sumie w innych miejscach... no uhm już jakiś czas podróżuję. Od kiedy no wywalono mnie z Fasach - skomentował. - Ale teraz... teraz jest inaczej bo mam dokąd iść - uśmiechnął się lekko.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  46. Gave odsunął dłoń od ostatniego ciała i zerknął na Mohe.
    - W moich stronach wierzono, że każdy... nawet najgorszy zbrodniarz, w obliczu śmierci, jest taki sam - zaczął spokojnie mu wyjaśniać co też takiego robił. - W ten sposób żegnamy ich i wierzymy, że po drugiej stronie znajdą dla siebie miejsce, lepsze miejsce - dokończył, w myślach tylko dodając, że tym akurat wróżył najgorsze tortury w ostatnim okręgu piekielnym. Miał cichą nadzieję, że ojciec choć trochę dostosuje się do pragnienia jego serca. Uśmiechnął się szeroko na to przedstawienie do Maryl, a mała zmarszczyła brewki i wtuliła się w niego mocno.
    - Pan też był - odparła cichu. - Szast, prast... - zeskoczyła z objęć Gava i złapała za swój drewniany, ćwiczebny mieczyk. - Szast, prast. I kop i pac, pac, pac - pokazała Gavowi jak radził sobie Mohe ze swoim przeciwnikiem, bo kiedy już otarła łezki to postanowiła być jeszcze dzielniejsza. - A mój Gave tak - stanęła w lekkim rozkroku. - Hija, pac, pac, pac, szast prast - zrobiła sekwencję podpatrzoną od chłopaka. - I złe pany bęc.

    Maryl

    OdpowiedzUsuń
  47. Chłopak naburmuszył się na ten jego komentarz, ale nie odpowiedział. Spróbuje coś zrobić to dopiero się zdziwi. O! I to jak! Odetchnął z ulgą na zapewnienie, że zupa była dobra. Nie komentował już najadania się bo to była indywidualna preferencja każdego z osobna.
    - W Slavit pracuję w "Wolnej Wisterii" to taki no... uhm kobiety tam są i oddają się mężczyzną... ja tam jestem barmanem - zastrzegł szybko. - Ale te kobietki są super. Takie fajne babki - uśmiechnął się szeroko. - A w Lerodas terminuję u zielarza. Taki trochę zawiany ciągle chodzi i ma bardzo łagodne uspodobienie. No i tam jest moja przyjaciółka teraz - pokiwał lekko głową. - Strasznie mnie wkurza... wiesz? W ogóle nie szanuje przestrzeni osobistej drugiego człowieka... mam z nią teraz ciche dni... - odchrząknął. - Jeśli chodzi o Argar... - zastanowił się. - ...dawno tam nie byłem, ale jak byłem to ten jeszcze nie byli zbyt rozwinięci. Dopiero zaczynali stawiać domy i się rozbudowywać - wyjaśnił spokojnie. - Teraz już podobno dużo dalej są - pokiwał lekko głową. - No i ludzie tam są super. Tacy otwarci. Chcą dużo wiedzieć ale też podpowiadają to i owo - pokiwał lekko głową. - Tam też mam przyjaciółkę, ale... no mamy ciche miesiące teraz - mruknął zacisnął mocno wargi. - A ty masz przyjaciół?

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  48. Frida pokręciła lekko głową.
    - Nie... - odparła powoli. - ...szukam spokojnej, całkiem przyjaznej wędrówki - sprostowała go. - ...bez sprowadzania do parteru na każdym kroku, głupich komentarzy, łojenia skóry bo spojrzało się nie tak jak powinno - dodała jeszcze wzruszając ramionami. - Szukam... kontaktu... bez większego ukrywania kim jestem, szukam... bycia sobą - zacisnęła mocno wargi i odetchnęła głęboko. - Nie przejmuj się, trafiła ci się po prostu popsuta człekokształtna osoba - podsumowała się jeszcze. Jego słowa wprawiły ją w lekkie osłupienie. Nie do końca mogła to wszystko sobie wyobrazić. Zwłaszcza, że tak mało o nim wiedziała. O nim i o samym Mathyr, a przecież już powinna wiedzieć wszystko. Przynajmniej na tym etapie.
    - Pozostaje mi życzyć ci powodzenia - uśmiechnęła się do niego lekko i przyspieszyła, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk strumienia. - Chodź, chodź - ponagliła go. Takie małe rzeczy ją cieszyły. - Wykąpiemy się w strumieniu - rzuciła beztrosko. Skoro już miała podróżować i być sobą... to chciała chociaż trochę tą podróżą się cieszyć.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie przeszkadzał mu w studiowaniu mapy. Podsunął mu ją nawet bliżej, bo wyraźnie widział fascynację w oczach chłopaka. Miał wrażenie, że Mohe po raz pierwszy ją widzi na oczy. Że nigdy nie miał takiej w rękach. Wyciągnął z torby kanapki i podał jedną chłopakowi samemu wgryzając i kiwając lekko głową.
    - Tak - odparł. - Prawda - uśmiechnął się do niego lekko, chociaż on by tego aż tak nie nazwał. W tym ich spadaniu było zdecydowanie więcej, ale nie sądził żeby to było jakieś istotne. - Tu się osiedlają - wskazał palcem na mapie odpowiednią wyspę i zerknął na Mohe z ciekawością. - Co o nich wiesz? - zainteresował się, chcąc wybadać sytuację. Miał niejasne wrażenie, że Mohe był do tej pory chowany w jakimś mocno zamkniętym środowisku. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
    Pokiwał lekko głową na wieść, że Mohe ma sporo czasu i odprowadził go wzrokiem, by z ciekawością przyjrzeć się rozłożonym narzędziom. O rany... to zdecydowanie wyglądało przerażająco. Aż nabrał głębokiego oddechu w płuca, żeby zaraz powoli je wypuścić. Najwyraźniej czasami spontaniczne pomysły mogą być bolesne. Nie mniej, nie zamierzał się wycofywać.
    - Jak się tworzy takie malowidła? - zapytał go, chcąc chociaż psychicznie przygotować się na to co chłopak zamierzał mu robić. - Wiesz... nie nazwałbym się najemnikiem - stwierdził w końcu. - Owszem wybieram czasem taką formę zarobku, bo z czegoś trzeba się utrzymać, a to najłatwiejsze co może być w podróży. Wszędzie zdobędziesz jakąś robotę, taką na chwilę - odparł szczerze. - Co w nim lubię? Właśnie to... są łatwo dostępne, szybkie, dobrze płatne i... pozwalają się wyżyć.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  50. Gave wysłuchał jego komentarza i musiał przyznać, że Mohe był niesamowicie bliski prawdy. Pokiwał lekko głową.
    - Coś w tym rodzaju - przyznał. Część z odpuszczaniem tego co złe się nie zgadzała, ale reszta już tak. Mała po swoim pokazie spojrzała po Mohe i uśmiechnęła się do niego szeroko, chowając swoją broń.
    - Mohe - powtórzyła po nim. - Maryl - wskazała na siebie, bo chociaż Gave wcześniej ją przedstawił to chciała zrobić to sama. - Wrócisz? Wrócisz? - zapytała go zaraz biegnąc za nim do końca polanki, kiedy ten szedł w stronę ubitego wcześniej żabodzika. Gave w tym czasie zabrał się za sprzątanie obozu. Trupy wrzucił do rzeczki i pozwolił jej prądowi zadziałać. Nie dbał o to czy ktoś się o nich dowie i jak szybko. W tym świecie trupy były na porządku dziennym. Upewnił się jeszcze, że wszystko w obozie zostało i rozpalił palenisko, zanim Mohe powrócił. Maryl w tym czasie nie odstępowała go na krok, ale kiedy nowy znajomy wrócił zaraz do niego podbiegła.
    - Pokażesz mi... ? - wskazała na jego łuk i udała że naciąga cięciwa. - Ja uczyć! - rzuciła zaraz.
    - Hej, szkrabie! - Gave zgromił ją spojrzeniem. - Najpierw jedzenie, potem zabawa - pogroził jej palcem przed nosem. Mała naburmuszyła się lekko ale pokiwała głową.
    - Straszny gburek! - rzuciła w odpowiedzi wskakując Mohe na plecy. - Zrób mi takie - złapała za jego warkocz.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  51. Aci nie był pewien czy lubi. Przynajmniej nie w takim stopniu. Chyba, że mieszanie mikstur i tworzenie nowych leków czy trucizn... też się do tego zaliczało. Wtedy mógłby przyznać mu rację i to z całkowitym spokojem. Pokiwał więc lekko głową.
    - Tak, chyba lubię - zgodził się z nim. - Ciche dni? - zmarszczył lekko brwi i pokręcił głową, teraz bawiąc się patykiem w piasku. - To nie tradycja... ja no nabroiłem - bąknął. - I teraz... nie rozmawiamy - wyjaśnił cicho, spoglądając na niego. Kiedy ten przyznał się, że raczej przyjaciół nie ma, przekręcił lekko głową w bok.
    - Czemu? - zapytał go. - Przecież wyglądasz na fajnego - bąknął.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  52. Miał na końcu języka tekst "rozmawiasz z jednym z nich", ale przełknął go zanim cokolwiek uciekło jego usta. Wzruszył ramionami.
    - Słyszałem to i owo - stwierdził. - Podobno potrafią posługiwać się żywiołami bez użycia kryształów - rzucił to co powszechnie było o nich znane. - Słyszałem też, że są przyjaźni i otwarci - dodał jeszcze. - Ale tu zdania są podzielone... część osób twierdzi, że chcą najechać Mathyr i przejąć go dla siebie - wyjaśnił i ten aspekt, po czym pokręcił lekko głową. - Moim zdaniem, powinniśmy się sami przekonać co jest ich prawdziwym celem i no wiesz, jak w ogóle się tu pojawili. Przecież to niemożliwe, by niebo się nagle otwarło - odchrząknął, zerkając w górę.
    - Brzmi boleśnie - zaśmiał się na wiadomość o tym jak będzie wyglądał cały proces tworzenia tatuażu. Dokładniej przyjrzał się omawianym przyrządom, po czym spojrzał Mohe prosto w oczy. - Nie ma co się zastanawiać - stwierdził po chwili i zbliżył się do chłopaka, żeby w razie gotowości podać mu swoje ramię.
    - Coś w tym rodzaju, chociaż to nie do końca złość - nie był pewien jak powinien to nazwać. - Widzisz moje życie... często coś się w nim działo i przyzwyczaiło mnie do tego - wyjaśnił. - Gdy jest zbyt spokojnie to mnie po prostu nosi. Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Takie zlecenie pomaga to uciszyć - wzruszył lekko ramionami.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie chodziło jej o blizny czy inne rany, choć jak teraz o nich wspomniał, w domyśle rzecz jasna, to zaczęła się ich trochę wstydzić. Wargi jej lekko zadrżały i pokręciła lekko głową.
    - Nie, nie chcę zmieniać swojego ciała - odparła spokojnie. - Ale dzięki - dodała zaraz bo przecież on nie mógł wiedzieć o co dokładnie jej chodziło. Nie wyraziła się najlepiej. To wszystko odrzuciła w najdalszy kąt umysłu na widok strumienia. Usiadła na jego brzegu i zsunęła buty, by zanurzyć stopy w chłodnej wodzie. Zamknęła oczy delektując się tym uczuciem przez chwilę.
    - Nie - powtórzyła. - Pierwszy raz go widzę - przyznała nieco się czerwieniąc. - Ale nie wygląda na przerażający - dodała, zsuwając spodnie i swoją koszulę, odsłaniając tym samym grono blizn zdobiących jej ciało. Odruchowo zakryła ramionami te najgorsze i weszła pewnie do strumienia. Przeszła kilka kroków, by zanurzyć się w chłodnej, acz przyjemnej wodzie. Odetchnęła głęboko.
    - Nie jest głęboko - poinformowała go. - Umiesz pływać? - zapytała, bo przecież skądś to pytanie przyszło.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  54. Gave aż zamrugał, kiedy padło pytanie o to jakie wzory jej się podobają. Miał już głośno zaprzeczać i twierdzić, że Maryl jest na nie zdecydowanie za młoda, kiedy dziewczynka pokręciła głową.
    - Też ładne - poinformowała chłopaka. - Ale ja chcę takie! - złapała jego warkocz i pokazała palcem na niego. Po czym wzięła swoje rozwiane włoski i zaczęła pokazywać o co chodzi. - Gave nie umie - dodała jeszcze, na co brunet zrobił się nieco czerwony na twarzy.
    - Nie mam na kim praktykować - burknął w odpowiedzi.
    - Robisz za lekko! Szybko puff i ni ma - wytknęła mu dziewczynka. - I wcale nie takie jak Mo - wskazała na Mohe. - Zrobisz mi takie? - powtórzyła, siadając trochę przy ogniu, gdy zrobiło się jej nieco chłodniej.

    bardziej Maryl niż Gave xD

    OdpowiedzUsuń
  55. Acair słuchał go w zdumieniu. Przyjaźń przeradzała się w rywalizację? Nie potrafił tego pojąć. Przecież wtedy w ogóle nie powinno być mowy o przyjaźni. Zacisnął mocno wargi, zastanawiając się nad odpowiedzią i w końcu znalazł idealną. Wyszczerzył się wówczas do Mohe, wstając i rzucając się na niego z ramionami, żeby go mocno przytulić.
    - Nie bój nic - poinformował go. - Ja z tobą w ogóle rywalizować nie będę. Możemy się spokojnie przyjaźnić - wyszczerzył się do niego. - Nic a nic, zero rywalizacji. Tę zostawiam tylko na... Grimcię - pokiwał szczerze głową. - To moja przyjaciółka... ta z Lerodas - poinformował go i właśnie do niego dotarło, że jego pierwsze myśli były błędne. Można się przyjaźnić i rywalizować...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  56. Chłopak skinął lekko głową. "Spokoju" chciał mu powiedzieć. Szukali spokoju, miejsca do życia, miejsca które będą mogli nazwać swoim domem. Jednak nie powiedział tego na głos, bo mimo iż chłopak wydawał się być spokojny to Ryu nie znał go zbyt dobrze. Uzewnętrznianie się nie należało do jego mocnych stron. Przynajmniej nie w wypadku nowo poznanych osób.
    - Mhm nie... - pokręcił przecząco głową. - Uzależnienie mi nie grozi - uśmiechnął się lekko. - Przynajmniej mam taką nadzieję - dodał zaraz, bo przecież w życiu niczego nie można było być pewnym. - Z moimi przyjaciółmi i z moim własnym szczęściem co do wpadania w kłopoty... adrenalina po prostu jest wpisana w styl życia - zaśmiał się cicho, obserwując powstający szkic na ramieniu. Mohe pracował w skupieniu i zdawał się wiedzieć co robił. Wyglądało to bardzo profesjonalnie.
    - Może gdybym brał takie zlecenie co parę dni to mógłbym zacząć się martwić... ale na tę chwilę po prostu dobrze się przy nich bawię. Wybieram te, których jestem pewien - rzucił jeszcze. - Jak tam twoja adrenalinka? Potrzebujesz jej do życia? - zainteresował się jeszcze.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  57. Nie odpowiedziała mu już na to wyjaśnienie. Dotarło do niej, ale nie czuła potrzeby kontynuowania tego tematu. Musiała w duchu przyznać, że się z nim zgadzała, ale jakoś nie chciało to przejść przez jej gardło. Okręciła się wokół własnej osi, ciesząc się chłodem wody, po czym ulokowała swój wzrok w jego ciele. Musiała przyznać, że wyglądał... apetycznie. Aż zarumieniła się na tę myśl. Głupia! Potrząsnęła lekko głową, po czym podpłynęła do niego i jakoś tak odruchowo przesunęła dłonią po tatuażach zdobiących jego pierś.
    - Co one oznaczają? - zapytała, zatrzymując palec przy jednym z nich, który chłopak miał na swoim sercu. Spojrzała w jego oczy i posłała mu nieśmiały uśmiech. - Nie bój się... jestem zaradną dziewczynką - zapewniła go. - Potrafię zadbać o swój tyłek... jeśli - zacisnęła mocno wargi. - Jeśli w ogóle jest jakieś wyjście z sytuacji - przyznała, odsuwając się od niego. Wcześniej miała okazję zobaczyć te jego pośladki. Kurcze, zgrabne były.

    Frida xD

    OdpowiedzUsuń
  58. - Tak! - dziewczynka klasnęła radośnie w dłonie, po czym spojrzała na Gava i ruchem dłoni pokazała Mohe. Chłopak wywrócił oczyma i wstał, by podejść do towarzysza i przyjrzeć się jego ruchom. Szczęśliwie Maryl wybrała prosty warkocz, taki jak miał Mohe, więc było to nieco łatwiejsze do ogarnięcia.
    - Ja to się boję, że za mocno ciągnę - przyznał spokojnie, obserwując pracę nowego towarzysza. Zdecydowanie miał w tym wprawę. Był dobry w polowanie, nieźle radził sobie z toporkiem, a teraz jeszcze potrafił robić fryzury, które małe dziewczynki chciały. Zacisnął mocno wargi. Szlag. Trzeba się w nich poduczyć zanim Fasole zaczną prosić o coś takiego. Że też Akane musiała ściąć te swoje kłaki. Już jej trochę odrosły, jasne, ale jeszcze nie do tego stopnia. Będzie musiał od niej zażądać zapuszczenia włosów. Nie ma że boli. Na kimś trzeba praktykować, a przecież nie będzie tego robił na Shi. Odrzucił te myśli na bok.
    - Czarna magia z tymi fryzurami... - skomentował widząc skończony produkt. Magiczny, ładny i doskonały. - Jest coś w czym ekspertem nie jesteś? - zapytał go nieco zgryźliwie.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  59. - Jeszcze byś się zdziwił ile mogę zdziałać - odparł wesoło Acair, dalej się do niego klejąc. Chwilę go poprzytulał i wreszcie usiadł na czterech literach, by dobrać sobie dokładki zupy i zajadając się nią aż uszy mu się trzęsły.
    - Och podczas lekcji z Walwikiem - odparł zgodnie z prawdą. - Grimcia strasznie szybko wszystko łapie i trzeba mocno się skupiać, żeby mnie nie wyprzedziła. Miałem lepszy start, ale no... już teraz robi się cienko. Bo ona tam ciągle jest a ja czasem kursuję - wymamrotał. - No ale dalej daję radę - pokiwał lekko głową. - Mikstur jeszcze nie robi tak dobrych jak moje - wyszczerzył się do niego.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  60. Tym bardziej dokładnie zaczęła oglądać jego tatuaże, jakby chcąc z nich wyczytać jak najwięcej tylko się dało. Niestety te były raczej symbolami niż wielkimi obrazami bitew czy innych spraw. Musiałaby najpierw poznać symbole i wierzenia Mohy by w ogóle próbować je rozszyfrować. Nie chciała też tak od razu wypytywać go o to wszystko. Obawiała się, że to byłoby za szybko i okazałaby się bardzo małym taktem.
    - Ciekawy sposób na zachowanie swoich wspomnień - stwierdziła. Jej głos ociekał szczerością. Naprawdę tak właśnie sądziła. Odruchowo zarumieniła się, gdy zbliżył się żeby założyć jej kosmyk za ucho. Rany, czy takie niewielkie gesty musiały na nią działać aż tak? Co się z nią działo? Obawiała się, że pobyt w Polszy oraz traktowanie jej tam jak zwykłą ścierę, sprawił że stała się dziesięć razy bardziej czuła na dane gesty niż wcześniej. Zagryzła wargi i spojrzała mu w oczy.
    - To zależy o jakiej sytuacji mówimy - odparła, posyłając mu nikły uśmiech. - Tej tu w wodzie, czy mojej ogólnej - rzuciła nurkując zaraz pod wodą by ukryć rumieńce.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  61. Nawet przez moment poczuł ukłucie zazdrości. Takie odcięcie się od adrenaliny mogłoby mu się przysłużyć. Z drugiej strony nie był pewien, czy kryształ by go wtedy za bardzo nie męczył. No i była jeszcze krawędź medalu... musiałby się wówczas odciąć od wszystkich w swoim otoczeniu. Nie byłoby mowy o odwiedzaniu innych, bo oni podnosili ciśnienie, czasem i wymyślali nowe skoki adrenalinowe, a ostatecznie wpadali w kłopoty.
    - Fajnie masz - rzucił tylko w odpowiedzi, po czym oderwał wzrok od Mohe i spojrzał na swoje ramię. - Krzywo - poinformował go. - Tu krzywo, tu też... - wskazał dwa miejsca, mówiąc to z całą powagą, po czym popatrzył Mohe w oczy i pokazał mu język. - No co ty... jest dobrze - rzucił lekkim tonem, teraz z niepokojem czekając na te jego dopiero co stygnące narzędzia. - Często robisz komuś takie malowidła? - zapytał go chcąc odsunąć myśli od tego co miało nadejść, bo chociaż ból miał opracowany w małym paluszku to nie zmieniało faktu, że obawiał się go tak samo jak każdy inny.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  62. - Przepraszam, o wielki mistrzu malowideł - rzucił z rozbawieniem. Nie miał nic złego na myśli. Chciał trochę rozluźnić samego siebie, bo mimo wszystko zaczynał się obawiać tego tatuowania. Przyglądał się uważnie jego ruchom, gdy ten zaczął przykładać igłę do jego ramienia. Odruchowo się skrzywił, ale ukłucia nie były znowu aż tak bolesne. Odetchnął z ulgą, obserwując jego pewne ruchy.
    - To widać - stwierdził cicho. - Widać, że masz wprawę w rękach - dodał, starając się nie ruszać, żeby chłopak mógł swobodnie pracować. - Myślisz czasem o powrocie do domu? Ze swojej podróży? Czy szukasz dla siebie nowego miejsca? - zadał mu te parę pytań.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  63. Jego opowieści koiły jej ducha. Miał wyjątkowo przyjemny głos i otaczał się niezwykłym spokojem. Chociaż w jej wypadku niemal każdy napotkany mężczyzna czy kobieta byli zdecydowanie spokojniejsi od niej. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie. W jej środku po prostu wrzało.
    - Chciałabym kiedyś takich historii posłuchać - przyznała cicho, podpływając do niego. Gdy tak wpatrywał się w jej tęczówki, peszyła się. Jego odwaga ją peszyła. Zagryzła mocno wargę i pozwoliła sobie na objęcie go ramionami, by oprzeć czoło o jego własne.
    - Ty mi to powiedz - szepnęła w jego usta, muskając je delikatnie. - Myślę, że tu w wodzie... jestem w stanie wybrnąć z każdej sytuacji - puściła do niego oczko, odsuwając się odrobinę.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  64. Słuchał jego rad, obiecując sobie, że sprawdzi je wszystkie na Akane. Może do tej pory włosy trochę jej urosną. Obserwował jego zwinne palce z uśmiechem na twarzy ale i jakąś konsternacją. Niby prosty warkocz, a jakże precyzyjnie wykonany. Gdy skończył przesunął dłonią po dziele i złapał za końcówkę warkocza by mu się lepiej przyjrzeć.
    - Dziękuję! - Maryl przytuliła Mohe mocno i spojrzała na Gava. - Już umiesz? - zapytała, a ten wzruszył ramionami.
    - No... następnym razem spróbuję - obiecał jej tylko, bo co innego mógł zrobić. Małej bardzo się ta fryzurka spodobała. Zaśmiał się cicho na wieść o tym, że Mohe nie umie czytać. - To jak kiedyś będziesz miał ochotę, mogę ci polecić kogoś kto chętnie cię nauczy... bo ja chyba nie nadaję się na nauczyciela pod tym kątem - przyznał ze śmiechem i przykucnął przy żabodziku. - No dobra, czas go oskórować i poporcjować - stwierdził przeciągając się przy tym. - Z porcjowaniem nie mam problemów, ale ściąganie skóry to już inna bajka. Pokażesz mi jak to robić? Pomogę ci wtedy - zaproponował.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  65. Aci pokiwał lekko głową. W zapasach czy innych biegach pewnie nie miałby szans. W tropieniu zwierzyny mógłby wyjść na prowadzenie, w ukrywaniu się zostałby mistrzem, ale tak... zdawał sobie sprawę z tego, że fizyczność nie jest jego najmocniejszą stroną, chociaż przecież już potrafił nieco więcej niż normalnie.
    - A skąd, nie dlatego - machnął lekko dłonią. - Tam to sobie czasem poboczymy na siebie, ale szybko nam przechodzi - wyszczerzył się i wzruszył ramionami. - Ja już nie pamiętam czemu... - przyznał mu w sekrecie. - Ale mamy... - podrapał się lekko po głowie.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  66. Aci pokiwał głową na znak, że wiedzą.
    - Wiedzą, wiedzą... Grimcia się nie odzywa - przyznał cicho. - A ja nie przychodzę do niej - dodał jeszcze. - Z drugą przyjaciółką to skomplikowana sprawa, bo ona ze mną nie mieszka i dawno się nie widzieliśmy - przyznał cicho, po czym potrząsnął głową, czerwieniąc się przy tym. - Ale dość o mnie. Wystarczy - pogroził mu palcem przed nosem. - Powidz coś o sobie - bąknął. - Na przykład... dlaczego chciałeś zabić akurat ten najsłabszy egzemplarz? Albo co sądzisz o Polszy? Albo co chcesz robić w przyszłości? - zaproponował mu kilka pytań.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  67. Gave zastanowił się chwilę nad swoim nauczycielskim drygiem i wzruszył ramionami.
    - Hm... umiem uczyć dzieci walki na miecze - wskazał Maryl. - I potrafiłbym ci przekazać jak doprawiam tego żabodzika czy inne mięso - wyjaśnił. - Co do książek... brak mi cierpliwości - odchrząknął. - Ale mój przyjaciel uwielbia je i zdecydowanie dobrze by mu zrobiła rozmowa z tobą - dodał jeszcze. Tony potrzebował poznać nowe osoby, żeby z powrotem wrócić do życia. Szybciej wrócić do życia. Wysłuchał rad Mohe i zakasał rękawy swojej koszuli, żeby łatwiej dostać się do wnętrzności zwierzyny, gdy chłopak wykonał to precyzyjne cięcie. Nie miał z tym żadnych oporów i domyślał się, że od tego zaczną, natomiast sprawa komplikowała się później. Uważnie więc słuchał co miał robić dalej i zabierał do pracy, stosując się do jego poleceń.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  68. Mohe zdawał się nie pochodzić z żadnego większego ugrupowania ludzkiego. Tyle zdążył wywnioskować już dawno, ale teraz zastanawiał się nad jego ludźmi. Skąd byli? Gdzie się osiedlali? Jak liczną grupę tworzyli? Ich kultura zaczynała go fascynować. Tak jak oni byli od małego uczeni kontrolowania własnych umiejętności, Mohe od małego uczył się robić tatuaże. Pokiwał lekko głową. Nic dziwnego, że był w tym taki dobry.
    - Mam podobnie - zgodził się z nim. - Nie znalazłem jeszcze miejsca dla siebie. Mój dom... odwiedzam, spędzam tam trochę czasu, ale potem - odetchnął lekko. - Potem ciągnie mnie dalej. Ku przygodzie i ku podróżach. Poznawanie nowych ludzi, istot, ich kultur... to fascynująca sprawa - uśmiechnął się lekko. - Na przykład ty... masz na pewno mnóstwo historii w zanadrzu. Świadczą o tym twoje malowidła... mogę tylko zgadywać co przeżyłeś - pokiwał lekko głową. - Skąd właściwie jesteś? Pierwszy raz spotykam kogoś takiego jak ty - przyznał.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  69. Kto by pomyślał, że gamorta kiedykolwiek zapomni drogi. Z pewnością nie Darcy, czy sama Abyss, która na rozstaju dróg patrzyła bezradnie, nie pamiętając, gdzie powinni się teraz udać. Argar był na północ z miejsca, w którym aktualnie się znajdowały - po środku niczego. Problemem było to, że trzy z pięciu dróg prowadziły na pieprzoną północ, a która z nich jest właściwa? Na wszystkie siedem piekieł, żadna z nich nie potrafiła skojarzyć. Długa nieobecność w znanych okolicach z pewnością się na nich odbiła. Może zgubiły się przez to, że wracały inną trasą niż dawno temu, kiedy była polować na trolle? Nie mogła skojarzyć.
    – Ja pierdole, Abyss, mamy przejebane - mruknęła dziewczyna, głaszcząc grzbiet zwierza z nikłym uśmiechem. Była zmęczona drogą, była brudna, od kilku dni nigdzie nie było śladu żadnego jeziora, zapasy wody już się kończyły, miały ze sobą jedynie resztki suszonego jedzenia, który miał służyć za prowiant, dopóki nie będą musiały znowu czegoś upolować. Nie zatrzymywały się w żadnej gospodzie, aby nie przyciągać uwagi kolejnego świra, który zechciałby ją porwać. Nie teraz, kiedy czuła się taka bezbronna i wściekła jednocześnie. Już myślała, że umrą zanim podejmą jakąś decyzję, gdy zobaczyła w końcu wysokiego, chłopaka. Darcy szybko przemyślała swoje możliwości. Tak długo jak nie rozdzielą się z Abyss nie zginą. Zeszła z gamorty i podeszła do nieznanego jegomościa.
    – Witaj - przywitała się z nikłym uśmiechem, bardziej wymuszonym dla formalności - Zgubiłam się, nie jestem stąd, wiesz może, w którą stronę jest Heim? - zagiła, starając się nie zdradzać za bardzo jaki jest jej faktyczny cel podróży. Jak znajdzie się blisko Heim, powinna już trafić do Argaru.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  70. Teraz to dopiero ją zaciekawił. Miał swój własny język, który na tę chwilę mogła sobie jedynie wyobrazić. A jej wyobraźnia całkiem nieźle się sprawowała. Podpowiadała, że w akompaniamencie bębnów ich język brzmiał melodyjnie, może nawet trochę mrocznie. Aż jej dreszcz przebiegł po plecach. Posłała mu słodki uśmiech i zarumieniła się odrobinę, gdy ucałował jej dłoń. Zaraz też obrócił ją wokół własnej osi i kiedy on szedł do brzegu, ona przykucnęła by ochłonąć odrobinę. Była bardziej zmienna niż strumień. Być może. Sama nie zdawała sobie z tego sprawy. Dla samej siebie wydawała się być jedynie zdesperowana, a przez to wszystko czuła po prostu złość. Nic jej nie wychodziło. Odetchnęła trochę i położyła się na chwilę do wody, obserwując jak ten ubiera się tam na brzegu.
    - Żałuj, że taka krótka - rzuciła za nim, jeszcze na moment zanurzając się w wodzie, zanim sama nie udała się do brzegu. Postawiła tym razem na koszulę z luźnymi rękawami i długą spódnicę, a także buty za kostki. Zdecydowanie wolała się w wydaniu bardziej męskim, ale tym razem chciała pograć w miarę zwyczajną dziewczynę.
    - Jaki jest ten twój język? Jakie są kobiety w twoim kręgu? - zapytała go, chcąc się co nieco do tego dostosować. Może nawet podłapać to i owo.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  71. Skrzywił się przy kolejnym nakłuciu, ale pozwolił sobie jedynie na delikatne skrzywienie. Potem odetchnął głęboko i przez moment się nie odzywał. Tatuaż powstawał powoli. Nie spodziewał się, że to będzie aż tak wolne. Dobry sposób na ćwiczenie cierpliwości. Oddychał spokojnie i nasłuchiwał odgłosów leśnych jak i tych wydawanych przez nowego znajomego.
    - To już słuchającemu oceniać, co nie? - uśmiechnął się do niego. - Dla jednego historia może być nudna, drugi będzie uważał ją za najbardziej fascynującą na świecie - zapewnił go. Pokręcił głową słysząc obcą nazwę i zakodował ją sobie w głowie. Będzie musiał kiedyś ją sprawdzić.
    - Jakoś trudno mi w to uwierzyć, po spotkaniu z tobą - przyznał wolną dłonią drapiąc się po głowie. - Skąd ci się ta gościnność wzięła, skoro w twoich rodzinnych stronach nie była ona czymś normalnym? - zapytał go. - Byłeś wyrzutkiem? - przyszło mu na myśl. Może nie pytał zbyt dyskretnie i nie zwracał uwagi na uczucia chłopaka, ale trudno. To już się stało. Pytanie pofrunęło... a jego odbiorca trzymał igły w dłoniach.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  72. Nie miał nic przeciwko takiemu obrotowi spraw. Sam również był ciekaw co takiego z mięsem robi Mohe. Uwielbiał poznawać nowe smaki. Zerknął na bawiącą się dalej Maryl i znów wrócił wzrokiem do mięsa, które właśnie oprawiali.
    - Transakcja wiązana - odparł. - Obopólne korzyści. Ty otrzymasz naukę czytania, a on... rozmowę - zerknął na niego i wzruszył ramionami. - Nie nazwałbym ich nudnymi czy tym że nic się w nich nie dzieje... po prostu... siedzenie w jednym miejscu i czytanie to po prostu nudne - odchrząknął. - Po prostu nudne... - stwierdził i wzruszył ramionami. Tak już miał i jakoś niespecjalnie mu to przeszkadzało.
    - Niektórych rzeczy się nie da przeskoczyć... praktyka zawsze będzie wygrywać z niedoświadczeniem - przyznał mu rację, obserwując uważnie jak obchodzi się ze skórą z dwóch pierwszych racic, żeby powtarzać jego ruchy na tych tylnych. Robił to znacznie wolniej i mniej sprawnie, może nawet popełniając parę błędów, ale efekt i tak go zadowolił. Było lepiej niż kiedy sam próbował oskórować zwierzynę.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  73. Aci zacisnął mocno wargi słuchając o wychowaniu Mohe. On również podobnie został wychowany. W Fasach liczyły się silne jednostki. Sam przecież został wygnany, bo kompletnie się tam nie nadawał. Nie dorastał im do pięt, a przynajmniej tak pozwolił im wierzyć. Dlatego słuchając o tym wszystkim, jakoś tak objął się mocno ramionami.
    - A ja tam lubię słabe jednostki - bąknął w odpowiedzi. - One też mają prawo żyć - mruknął. - Zwłaszcza, że łatwo jest stać się tym słabym ogniwem. Czasem wystarczy jedno potknięcie i już lecimy na łeb i na szyję - wyjaśnił swój punkt widzenia. Jasne, że rozumiał ten sposób. Rozumiał czemu zabijano najsłabszych. Rozumiał pozyskiwanie w ten sposób mięsiwa, ale nic na to nie mógł poradzić, że sympatyzował ze słabą jednostką.
    - Polsza jest dziwna - przyznał szczerze. - Ja... nie przepadam za nimi... za ich propagandą... bo uhm no wiadomo, że są jednostki, które nie chcą tego wszystkiego. Jednak... zsyłają nas na pustynię... moi rodzice byli Polszanami. Zostali zesłani na pustynię... tam zginęli - mruknął cicho. - Ja... no ja się tam urodziłem, więc za Polszanina się nie uważam - uśmiechnął się zaraz. - O... ciekawe... a ja myślałem, że ich psy lubią to co robią - przyznał nieco zażenowany tym swoim podejściem. - Może trzeba by było wyciągnąć do nich dłoń? - rzucił cicho.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  74. Za bardzo ją szanował? Zarumieniła się trochę. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek padną takie słowa w jej kierunku. Ona straciła szacunek do samej siebie już dawno temu. Teraz była po prostu zdesperowana.
    - Właśnie o ten - wskazała jego różowy język i zaśmiała cicho. - Och to dlatego tak trudno jest cię wyprowadzić z równowagi - podsumowała wiadomość o kobietach z jego społeczności. - To wszystko wyjaśnia - pokiwała lekko głową, zbliżając się do niego i przyglądając się mu uważniej. - Ten twój język wcale na taki zwyczajny nie wyglądał - dotknęła palcem jego nosa, po czym odsunęła się i splotła mokre jeszcze włosy w długi i wygodny warkocz. - No dobrze, chyba możemy ruszać - rzuciła spokojnie.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  75. Do Argaru? Poczuła jak serce zaciska się jej w piersi. Czego on tam chciał? Porwać kogoś? Zabić? Czy może sam zdążył zamieszkać tam przez cały okres jej nieobecności. Mogła mu ufać czy nie? Zacisnęła delikatnie dłoń na sierści Abyss, na znak żeby podeszła do jegomościa, by mogły przyjrzeć mu się bliżej. Przypomniała sobie anatomię. Przymknęła na chwilę oczy, wsłuchując się w tempo bicia jego serca, prędkość pompowanej krwi. Nawet gdyby kłamał, jego serce by go zdradziło. Nikt nie potrafi okłamać własnego serca, a to zawsze przyśpiesza tempo.
    — Argar? Masz tam jakiś interes? Podobno nie ma tam nic ciekawego — zagaiła go, oczywiście sama udając, że nie ma pojęcia o jakim miejscu mówi. Wolała nie być szczera z nieznajomym.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  76. Ryu wzruszył lekko ramionami i spojrzał mu prosto w oczy.
    - Jasne - odparł tylko. Co prawda nie rozumiał dlaczego zwykła luźna historia miała być aż tak wymagająca. Nie prosił go przecież o zdradzanie tajemnic czy innych krępujących sytuacji. Skoro ten jednak nie chciał, Ryu mógł tylko się z tym pogodzić.
    - Dostojnym zwierzęciem z całkiem sporym porożem - odparł na pytanie o jelenia. Nie zamierzał odpowiadać na to pytanie, bo nie był pewien czy w Mathyr jeleń miał to samo znaczenie co u niego. - Okay, okay - uniósł wolną dłoń do góry. - Nie będę ich specjalnie szukał - dodał tylko, krzywiąc się przy kolejnym nakłuciu. Miał wrażenie, że im więcej ukłuć tym bardziej bolało.
    - Wrzutem na zadzie - pokiwał głową, czyli był czarną owcą rodziny. Czarne owce nie zawsze były złe. - No to musiałeś im nieźle za skórę zaleźć. Wygnali cię czy odszedłeś z własnej woli? - zapytał jeszcze zanim zdołał powstrzymać swój niewyparzony język.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń

  77. Nie wyczuła żeby kłamał, serce go nie zdradzało. Szczerość. Dobre sobie, nie spodziewała się, że w ogóle jej jeszcze doświadczy od kogoś obcego. Z drugiej strony pod tym magicznym słowem -”ciekawość” mogło kryć się dużo ukrytych intencji. Ciekawość ich mocy, tego jak żyją, czy tego jak można ich skrzywdzić. Nie czuła, aby mogła mu zaufać, przynajmniej nie teraz. Ale czy mogła go tak zostawić samopas, kiedy chciał udać się do Argaru? Czy mogła narażać bliskich na potencjalne niebezpieczeństwo? Zaraz jednak zmarszczyła brwi w niezadowoleniu na te oskarżenie. Pogłaskała Abyss, patrząc mu w oczy.
    — Abyss nie jest kradziona. To przyjaciółka — wyjaśniła. Nie czuła potrzeby informowania go, że dostała ją od rodziców na urodziny. Jeszcze pomyśli, że może ją napaść dla pieniędzy, chociaż na szczęście teraz nie wyglądała na bogatą. Miał miejsce do spania. I w zasadzie powinna go śledzić. Przynajmniej na razie. Dopóki nie pozna jego intencji. Idą w tym samym kierunku. Przynajmniej się nie zgubi. Wzięła głębszy wdech i wydech.
    — Mam trochę suszonego mięsa, mogę się podzielić, jeśli możemy tu przenocować — zaproponowała, bo przecież nie chciała zadręczać gamorty, nocną, niebezpieczną podróżą.


    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  78. Gave wzruszył ramionami.
    - Nie, ale mnie zna... a on lubi poznawać nowych ludzi, ich historie, ich zwyczaje, ich język... to go stymuluje - wyjaśnił o co mu chodziło. Pokiwał lekko głową i podziękował za komplement. - Próbowałem, ale nie znałem techniki... różnie wychodziło. Pewnie metodą prób i błędów w końcu bym dotarł do odpowiedniej... ale dzięki tobie nie muszę już próbować - uśmiechnął się szeroko. - Dzięki - dodał jeszcze. Podziękował mu za płaty skóry, po czym zerknął na resztę. - Jasne, zaraz poporcjuję... tylko najpierw zjedzmy - zaproponował, zabierając się za przyrządzanie mięsa.
    - Mamy! - wtrąciła Maryl. - Winter! - krzyknęła, a mała biała kulka wyłoniła się zza krzaka i pognała pędem do dziewczynki. - Winter, Mohe. Mohe, Winter - przedstawiła ich sobie. - To kulka szczęśliwości!

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  79. Chłopak zmarkotniał na to pytanie. Zamilkł na dłużej, wcinając tylko swoje danie.
    - No bo nie poradziłbym sobie na pustyni - wymamrotał. - Bo do niczego się nie nadawałem... do żadnej roli... - dodał jeszcze. Ta historia najlepiej tu pasowała. Nie będzie przecież chwalił się dokonaniami i tym co zrobił, żeby faktycznie go wygnano.
    - Powiedzieli, że mogę wrócić jak zmężnieję - uśmiechnął się do niego lekko. - Ale co to znaczy zmężnieć? Czy już zmężniałem? - popatrzył na niego i wzruszył ramionami. - Nie wiem...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  80. Wzruszyła ramionami. Być może miał rację. Potrafiła powiedzieć wszystko, by zdobyć czyjąś przychylność. Zrobić wszystko, by ocalić swą własną skórę. Mogła liczyć tylko na siebie. Już dawno schowała swą dumę do kieszeni. Zapomniała że takowa istnieje i pozbyła się jej przy pierwszej lepszej okazji. Liczyło się tylko przetrwanie. Później, jeśli jakieś później nastąpi, będzie myślała o tym jak to wszystko naprawić. Na razie nie mogła sobie pozwolić na takie słabości.
    - Porozmawiam z nią - odparła spokojnie i spojrzała mu prosto w oczy. - Zobaczę jaka jest... co chce zrobić - dodała cicho. Zamierzała ostrzec dziewczynę, może nawet poprosić o pomoc. Może uwikłać się w coś niemożliwego. Chyba, że ta nie będzie miała niczego ciekawego do zaoferowania. W takim wypadku przyprowadzi ją do Polszy choćby i związaną i nieprzytomną. Wszystko zależało od tej jednej rozmowy. - A ty? Chcesz ją oddać w ich ręce? - zapytała go spokojnie.

    Frida

    OdpowiedzUsuń

  81. Aktualny wygląd Darcy nie mógł zdradzić zbyt wiele o jej aktualnych pochodzeniu. Miała na sobie czarne podniszczone ubrania, których nie zmieniała, cóż, nawet nie pamiętała kiedy. Biżuterii ze sobą nie miała, była tylko ona i Abyss. Wyglądała na jakąś bezdomną włóczęgę niźli na przyszłą kapłankę mistycznej krainy. Przynajmniej nikt jej nie odmówi teraz dobrego kamuflażu. Nawet jeśli wymuszonego.
    — Gamorty są bardzo mądre, jeśli wybiorą Cię z własnej woli, znaczy, że masz rękę do zwierząt — uśmiechnęła się nikle. To akurat była prawda. Jedna z niewielu rzeczy, którymi mogła się teraz cieszyć. Posłała mu nieco szerszy uśmiech, kiedy ją zaprosił. Przynajmniej tej nocy nie będą musiały szukać schronienia po jakiś zimnych jaskiniach.
    — Dziękuję, dobry człowieku, niech Ci bogowie wynagrodzą — odpowiedziała, schodząc z Abyss do obozowiska. Rozgościły się w rozsądnej odległości od nieznajomego. Nie miała co liczyć na kąpiel, więc rozplotła rozwalone już warkocze, aby zapleść je jeszcze raz. Przynajmniej tyle mogła dla nich zrobić. Poza tym rozpuszczone bardzo jej przeszkadzały.
    — Jak Cię zwą? — zapytała, gdy przypomniała sobie, że powinna być dla niego milsza i okazać jakieś zainteresowanie w zamian za dobroć.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  82. Nhulu w jednej chwili stało się dla niego koszmarnym miejscem do wychowywania dzieci, do dorastania. Przetrwa najlepszy… świadomość tego musiał odbijać się piętnem na każdym członku tego klanu. Odetchnął głęboko i skinął głowę. Rozumiał, ale nie pochwalał. Trudno było trzymać język za zębami, by przypadkiem go nie urazić. Był pewien, że Mohe nie ma samych złych wspomnień ze swoim klanem.
    - Twoi rodzice równie? – spojrzał po nim uważnie. Odszedł zanim ktokolwiek zdołał go udusić. Zabić. Pytanie samo nasunęło mu się na język. – Wybacz – mruknął w końcu. Nie powinien się wtrącać czy pytać o tak osobiste rzeczy. – W takim wypadku ciesz się podróżami, poznawaj Mathyr powoli i chłoń je całym sobą – dokończył. – Jeleń to jak mówisz… władca lasu. Wcale nie taki bezbronny.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  83. Acair zerknął na niego zastanawiając się nad odpowiedzią. Przekręcił nawet lekko głowę to w lewo i zaraz znów w prawo, marszcząc przy tym brwi. Podrapał się po głowie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
    - Okay, ale nie tylko oni tak twierdzą... moja siostra przybrana też ciągle mi wytyka, że nie mam jaj - stwierdził potwierdzając sobie hipotezę. - Nawet zostawiła mnie samego na cały rok i wcale nie dawała znaku życia - naburmuszył się lekko, ale znów odbił trochę od pytania chłopaka. Czy on chciał zmężnieć? Czy musiał? Zacisnął mocno pięści i odruchowo z jakąś taką złością uderzył nimi lekko Mohe w pierś.
    - Po co mi to robisz? - spojrzał na niego oczyma pełnymi łez. - Po co? Przecież dobrze mi szło! - fuknął na niego. - A teraz będę się zastanawiał czy w ogóle powinienem to wszystko robić... i czy to ma sens, i czy chcę i czy... - ukucnął chowając twarz w dłoniach i cicho płacząc.

    Acair xD

    OdpowiedzUsuń
  84. Przez moment szła przed siebie. Przez moment, zanim nie dotarło do niej co powiedział. Zamrugała zaskoczona i potknęła się o jakiś diabelny pień. Krzyknęła przy tym zaskoczona, padając niezdarnie na lewą rękę. No co za... pech. Spojrzała na dłoń, czując jak nadgarstek pulsuje jej bólem i spojrzała po Mohe wściekle.
    - Jak to wyzwanie?! - fuknęła na niego, wstając. - Robisz to dla jakiegoś głupiego wyzwania?! - pokręciła głową z niedowierzaniem, wbijając w niego palec zdrowej ręki. - Czy ty jesteś normalny? Ja nawet nie wiem o żadnym wyzwaniu - dmuchnęła sobie w grzywkę, krzyżując ręce na piersi. Spojrzała na niego spode łba. - Idziesz dla wyzwania... co będziesz z niego miał?

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  85. Chłopak skinął głową. To dało się zaaranżować. Był przekonany, że Tony ucieszy się z takiego towarzystwa. Już miał mu proponować wspólną podróż do Lerodas, gdzie mógłby spotkać blondyna, kiedy ten zadał to kłopotliwe dla niego pytanie. Przez moment milczał, robiąc to czym się do tej pory zajmował. Uparcie przygotowując sobie mięso pod przyprawianie. Skrupulatnie i dokładnie.
    - Mam - odparł w końcu i odetchnął głęboko. - Moi przyjaciele, Maryl... Winter... są moją rodziną - dodał, usilnie starając się nie zabrzmieć zbyt ostro czy znów zbyt żałośnie. Odetchnął głęboko. Niespecjalnie miał ochotę wyjaśniać tę całą sprawę. Znów wchodzić na błotniste zakamarki swojego własnego umysłu. Tak, metoda prób i błędów świetnie opisywała jego życie.
    - Jasne - Gave posłał mu lekki uśmiech i przyniósł swoje zbiory ziół i przypraw. Rozłożył je na ziemi, tłumacząc co jest czym, bo w sumie nie miał pewności jak tam u Mohe z rozpoznawaniem, a jego zbiory z każdą podróżą się powiększały i jak na początku nie potrafił przyprawić mięsa, tak teraz... nie chwaląc się absolutnie wcale... uważał że dopracował tę sztukę do perfekcji.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  86. — Darcy, miło mi — spojrzała na niego, posyłając kolejny delikatny uśmiech. Nie miała na sobie nie wiadomo jak drogich szat, nawet jak wyruszała z Argaru w swoją małą podróż, ubrała się skromnie, prosto i na modę Slavit za radą Morgany i Gave, przecież nie chciała celowo ściągać na siebie zbirów. Chociaż pewnie ciężko było się wyzbyć niektórych rzeczy typowych dla księżniczek, jak na przykład wiecznie idealnie prosta postawa, niepodobna do włóczęgi. Była zmęczona i o ile plecenie własnych włosów zazwyczaj nigdy nie było tak skomplikowane, to faktycznie teraz miała z tym ogromne problemy, wychodziły nierówne, luźne. Zaraz sobie coś przypomniała.
    — Nie wiem, może zahaczę o Argar, skoro taki ciekawy, szukam miejsca do życia — odpowiedziała pół prawdą, gdy przypomniała sobie, że przecież zadał jej pytanie. Bo o coś ją pytał, o to czy chce zwiedzać Heim, tak? Nie była pewna, jakby robiła jej się kolejna dziura w pamięci.
    — Nie pamiętam jak go zapleść — mruknęła na jego komentarz, po czym ugryzła się w język. Nie chciała mówić tego na głos.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  87. To co musiał tam przeżywać w głowie się nie mieściło. To, że miał świadomość tego co mogłaby zrobić matka, to jak go potraktowała, jak ją zawiódł. Dobrze, że chociaż by go nie zabiła. Ani ona ani ojciec. Delikatny uśmiech pojawił mu się na twarzy, gdy wspomniał o bardziej wyrozumiałym ojcu. Aż odetchnął z ulgą, że chociaż jeden z jego rodziców jest wyrozumiały. Nie znał co prawda realiów Mohy, ale to nic nie znaczyło. Nie skomentował tego jej wypowiedzi niczym poza skinięciem głowy.
    - Już? - spojrzał na niego zaskoczony i zerknął na swoje ramię. - Wow... wygląda niesamowicie - dodał, przyglądając się swojemu ramieniu dokładniej. Było dość mocno zaczerwienione, ale to akurat normalna sprawa po tym całym nakłuwaniu. Uznał, że z czasem tatuaż będzie wyglądał jeszcze lepiej. - Dzięki - rzucił szczerze. - I tego planu się trzymaj. Zmieniaj go na bieżąco. Dostosowuj do swoich aktualnych potrzeb i zainteresowań - rzucił jeszcze wstając i przeciągając się mocno. Skrzywił się nieco na ból ramienia, ale znów spodziewał się tego. - Jakoś muszę go pielęgnować? Nie zamaczać trzy dni czy coś? - zapytał go jeszcze.

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  88. Gave nie patrząc na niego, wzruszył lekko ramionami.
    - Radzę sobie bez kogoś starszego - odparł krótko. - Uczę się od napotkanych po drodze ludzi - dodał jeszcze, zerkając z ciekawością co też kombinuje z przyprawami, samemu decydując się na stałą kompozycję z małym podrasowaniem. Zaczął od obmycia i osuszenia swojego kawałka mięsa. Następnie posolił go, ale nie używał zbyt wielkiej ilości tego szaleństwa. Nie przepadał za zbyt słonym jedzeniem. Dodał ulubione przyprawy, nacierając nimi kawałek, kończąc to wszystko sporą ilością czosnku... tego nigdy za wiele.
    - Winter? - zerknął na swojego psiaka, który wesoło brykał z Maryl. - Jeszcze nigdy mi niczego nie podkradł - posłał w jego stronę zadziorny uśmiech. - Co do twojego kawałka... no ja bym taki pewny nie był - rzucił wybuchając cichym śmiechem.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  89. Zamknęła oczy, słysząc jego pytania. Co niby miała mu powiedzieć? Wymknęła się swoim rodzicom spod nosa i wpadła w tarapaty, żeby ktoś ją torturował, bo ma jakieś głupie magiczne moce? Tak, absolutnie nie przejdzie. Albo ją zabije, albo ucieknie. Innego, logicznego wyjścia z tej sytuacji nie widziała. Ale coś przecież musiała mu odpowiedzieć. Otworzyła oczy, spoglądając na niego zielonymi oczyma, w których w zasadzie nie było widać żadnych emocji. Jakby w środku była jakaś taka martwa. Albo zmęczona wszystkim co ją otacza. Kłamstwo, niech będzie kolejne kłamstwo z małą nutką prawdy. Nic z czego nie mogłaby się potem wywinąć.
    — Nie wiem, może wypiłam za dużo, albo… naprawdę nie wiem. Obudziłam się z Abyss przy boku nie wiem gdzie i teraz idę, nie wiem gdzie, chyba, Heim, Argar, coś pomiędzy miało być bezpieczne, chyba — wyjaśniła — Może ktoś dolał mi czegoś do wina, nie wiem — dodała jeszcze, jakby miała jakieś przebłyski świadomości. Uśmiechnęła się lekko. Tak, akurat to nie zaszkodzi.
    — Jakbyś mógł mi przypomnieć, poproszę — zakomunikowała, rozwalając to dziwne coś, co miało być plecionym przez nią warkoczem.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  90. Gave posłał mu tylko zadziorny uśmiech, a gdy ten odłożył mięso wyżej, zaśmiał się pod nosem, spoglądając na Wintera i rzucając mu kilka małych kawałków mięska. Obserwował jak ten szczelnie zawija swe mięsko i zerknął na swój kawałek, po czym położył go na odpowiednio przygotowanym do tego kamieniu, który zamierzał położyć na ogniu. Będzie skwierczało i będzie pysznie.
    - Możemy wkładać zgodził się z nim, obserwując jego zawiniątko z ciekawością. - Gotowy na porażkę? - zapytał go zaraz i zaśmiał się cicho, wkładając swoje miejsce odpowiednio na gorącym ogniu.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  91. Żadnego prężenia muskułów? No to i żadnego zleconka przez cały dobry tydzień. Trochę go to zmartwiło, ale znów nie aż tak bardzo. Zawsze mógł zatrudnić się gdzieś w jakiejś kanjpie i ten tydzień jakoś przezimować. Zwłaszcza, że miał unikać gwałtownie zmieniających się warunków pogodowych.
    - Wszystko jasne, spróbuję trzymać się zaleceń - pokiwał lekko głową, wyciągając bandaż z własnej torby i lekko obwiązując nim swe ramię. Skoro miał je chronić przed różnymi ustrojstwami to dodatkowa warstwa zdecydowanie mu się przyda. Ubrał wówczas swą koszulę i przeciągnął się lekko.
    - Co mogę dla ciebie zrobić w ramach odwdzięczenia się za tę usługę? - zapytał go stawiając przed nim dwie butelki trunku argardzkiego. - Może masz ochotę posmakować? - zaproponował mu.

    Mohe

    OdpowiedzUsuń
  92. Nie wiedział już czy ma się śmiać czy płakać, a że to drugie było mu zdecydowanie bliższe to pociągnął nosem i przez moment po prostu cichutko przełykał łzy. Spiął się nieco na jego dłoń na swych plecach, ale potem rozluźnił niemal od razu. Potrząsnął przecząco głową.
    - Ale ja nie chcę się tak zastanawiać - odparł szczerze. - Nie chcę... - popatrzył na niego. - Przecież ona i no mój przyjaciel... to nie jest tylko jedna osoba, która tak twierdzi. Że powinienem, no wiesz ... - usiadł wreszcie i osuszył łzy. - To znaczy, że mają rację - mruknął, jakoś nie chcąc dochodzić do wniosku że jednak nie. Przecież wówczas cała praca jaką wykonał poszłaby na marne.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  93. Nie wierzyła w to co właśnie słyszy a tym bardziej w ten diabelny spokój chłopaka. Spojrzała mu prosto w oczy, gdy tyknął ją w nos, wcześniej pozwoliła mu obejrzeć dokładnie dłoń i skinęła głową na rady. Chłodny okład. Pewnie, bo akurat teraz miała jak go sobie zrobić.
    - Przygodę? - powtórzyła po nim. - To potraktuj jako dodatkową atrakcję łapanie Gabrieli. Jak mnie w tym pokonasz to równie dobrze będziesz mógł ją wypuścić, a ja... - zerknęła na niego i wzruszyła ramionami. - ... pogodzę się z porażką - mruknęła, choć przełknięcie jej zdecydowanie nie będzie tak przyjemne jak się jej to wydawało.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  94. Frida uśmiechnęła się do niego niewinnie, po czym podrapała się po karku i wzruszyła ramionami, spoglądając na niego.
    - To po co w ogóle ruszyłeś, skoro teraz się wycofujesz? - spojrzała na niego. - Mówisz, że dla wyzwania... - pokręciła lekko głową. Zrobiło się jej zwyczajnie smutno, że zaraz straci kompana podróży. Czy naprawdę nikt nie był w stanie z nią wytrzymać dłużej niż parę godzin? Zacisnęła mocno wargi i zadrżała lekko.
    - Rób co chcesz - powiedziała w końcu, obracając się na pięcie. - Trzymaj się. Miłego szukania nowych wyzwań - prychnęła ruszając nieco szybciej w swoją stronę. Nie chciała się tu przy nim rozbeczeć.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  95. Zaciskała mocno pięści i niemo przełykała łzy, gdy rzucił ten diabelny komentarz. Aż zadrżała na całym ciele i obróciła się do niego.
    - Nie, dzięki... poradzę sobie - fuknęła, po czym zagryzła mocno wargi. - Tak... uhm jeśli chcesz - dodała ciszej. - Nie... - pokręciła znów głową. - Nie wiem - warknęła. - Byłam pewna, że będziemy razem podróżować. Chociaż przez parę dni. Że nie wymiękniesz tak szybko, a tu takie coś... - pokręciła lekko głową. - Nie wiem, zrób co chcesz.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  96. Usiadł na swoich stopach, patrząc na niego i słuchając uważnie. Poczuł łzy w oczach, gdy ten opowiadał o tej znieczulicy i o tym, że nikt nie raczył nikomu pomóc. Co najwyżej patrzeć i czekać na rozwój wypadków. Straszne. Aż odruchowo do niego się zbliżył i mocno go przytulił, głaszcząc go po włosach.
    - Byłeś bardzo dzielny, że tyle przeżyłeś... że się stamtąd wyrwałeś. Że postawiłeś na swoim. Bardzo dzielny i odważy - powiedział cicho, bo sam tej odwagi w sobie nie dostrzegał, choć przecież i on przeciwstawił się i pozwolił by go wygnano. Zastanowił się nad jego słowami i zagryzł mocno wargi. - Może... - wymamrotał. - Ja po prostu... chciałbym... żeby mnie lubiano...

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  97. Ryu wzruszył ramionami.
    - Nie mam pojęcia co mają - przyznał szczerze, mimo wszystko dalej pilnując swojej buzi. Nie warto było teraz się na czymś złapać. - Ale to jest całkiem smaczne - dodał po chwili i uśmiechnął się do niego. Spędzili ze sobą jeszcze kilka dobrych godzin, a potem każde rozeszło się w swoją stronę... i tyle się widzieli. xD

    Ryu

    OdpowiedzUsuń
  98. Cofnęła się, dwa, trzy, cztery kroki i krzyknęła gdy tak bezceremonialnie ją podniósł. Wierzgała mu nogami, gdy biegł z nią i zaciskała mocno pięści.
    - Puszczaj - krzyknęła na niego. - Postaw mnie na ziemi - dodała zaraz i lekko potraktowała jego plecy pięściami. Słysząc o przepaści serce jej na moment stanęło.
    - Nie zrobisz tego - szepnęła, ale przecież nawet go nie znała. Nie miała żadnej pewności co do swoich słów. - TAK! - krzyknęła w końcu. - Chcę z tobą podróżować...

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  99. Wydęła policzki, obrzucając go tylko chłodnym spojrzeniem i kiedy usłyszała, że idą razem obdarzyła go wielkim uśmiechem podbiegając zaraz do niego, by zrównać z nim krok. Od razu lepiej się jej wędrowało, gdy miała przy sobie towarzysza. Złość i łzy poszły w niepamięć.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  100. Acair nie wiedział co ma mu na to odpowiedzieć. Skinął delikatnie głową i odsunął się od niego. Musiał to sobie sam przemyśleć. Musiał poukładać w głowie i może odrzucić jego argumenty, a może i przyjąć. Najważniejsza jednak stała się pierwsza część wypowiedzi chłopaka.
    - Naprawdę? Lubisz mnie? - spojrzał po nim z radością i uśmiechnął się do niego szeroko. - A widzisz? Mówiłem, że będziemy przyjaciółmi - dodał z wesołym uśmiechem i wstał, żeby posprzątać po jedzeniu. - Zostaniesz na noc? Czy gdzieś cię niesie? Ja... no bo wiesz... trochę tu strasznie nocami - przyznał.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  101. — Dziękuję — przytaknęła mu, chociaż wiedziała, że i tak nic jej nie było. Przynajmniej fizycznie. Leczyła się sama mimowolnie, więc wszystkie rany zdążyły już się dawno zagoić. To z psychiką miała problemy, a jej obca osoba nie potrafiła niestety naprawić. Nie kiedy musiała ciągle przejmować się tym, czy faktycznie może mu ufać. Usiadła nieco wygodniej, splatając ze sobą palce dłoni, kiedy przestała już rozplątywać włosy. Skrzywiła się lekko, rumieniąc lekko. Mimo wszystko czuła się zawstydzona, zawsze potrafiła się ładnie samodzielnie uczesać, nie lubiła nikomu zawracać głowy własnymi fiksacjami związanymi ze strojeniem się. Zaśmiała się lekko na jego żart. Chciała powiedzieć, że to naprawdę była dzika impreza, ale po prawdzie po prostu spała z Abyss na kupie z liści, bo nie mogły znaleźć nic innego po drodze. Schowała się tam lekko, żeby nie przyciągać za bardzo innych stworzeń. Ugryzła się lekko w policzek. Powinna jakoś kontynuować rozmowę.
    — Gdybym pamiętała, pewnie powiedziałabym coś śmiesznego na ten temat — mruknęła, spuszczając delikatnie głowę. — Niestety urwała mi się historia w pewnym momencie, sama jestem ciekawa skąd są te liście — dodała jeszcze, biorąc jeden z nich do ręki. Zaczęła się nim bawić, kiedy on kontynuował oczyszczanie jej włosów. Uśmiechnęła się lekko, spoglądając na Abyss. No tak, teraz była o wiele bardziej zaborcza i opiekuńcza. Będzie musiała później utemperować te tendencje, kiedy już będzie bardziej pewna siebie. Zastanowiła się chwilę nad jego propozycją i odwróciła się w jego stronę niepewnie.
    — Tak będzie mi łatwiej sobie przypomnieć — poinformowała go, śląc mu delikatny uśmiech.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  102. Acair popatrzył na swój namiot i nie bardzo zrozumiał wymowne spojrzenie Mohe. Przecież ten go jeszcze chwilę temu naprawił. Do tego stopnia, że wyglądał znacznie lepiej niż jego własna konstrukcja. Nie poddał tego jednak w wątpliwość tylko pokiwał energicznie głową.
    - Dobrze - zgodził się przeciągając się i stając w gotowości. - To co mam robić? - zapytał go zaraz. Skoro miał się uczyć to zamierzał uczyć się na poważnie. Słuchać wskazówek i próbować. Nie był z tych co olewali takie rzeczy.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  103. Obserwowała go, idąc w pół kroku za nim. Jakoś nie wiedziała jak do niego teraz zagadnąć. Miała wrażenie, że wymusiła na nim kontynuowanie podróży, ale właściwie to wcale jej z tym źle nie było. No może trochę. Nie chciała przecież by robił to dla jej własnego widzi misie. Już miała mu to powiedzieć, kiedy zaczął wystukiwać rytm melodii. Był przy tym niezwykle ekspresyjny. Stukał o siebie, o drzewa, o wszystko co znalazło się pod jego ręką. Śpiewał do tego. Śpiewał, a barwę głosu miał dość uzależniającą. Przyspieszyła tylko by wsłuchać się w jego melodię i w słowa, których nie rozumiała. Dopiero kiedy skończył spojrzała po nim.
    - O czym była ta pieśń? - zapytała go, chcąc poznać jej znaczenie. - To jakaś pieśń twojego ludu?

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  104. Spojrzała na niego ze sceptycznym wyrazem twarzy i prychnęła pod nosem. No pewnie. Na pewno właśnie takie miała przesłanie. Mohe kontynuował, a ona przytakiwała na jego słowa. To już miało większy sens. Przynajmniej w jej odczuciu. Sama pieśń zdawała się mieć nieco wojenne rytmy, zagrzewające rytmy. Słów nie znała, ale melodia dużo podpowiadała. Spojrzała na niego, kiedy wspomniał o siostrze.
    - Była? - zapytała cicho, bo trudno było nie wyłapać użytego przez niego czasu przeszłego. Uśmiechnęła się na jego wspomnienie i to jak fikał dookoła pokazując radość siostry. - Musiała być świetną kompanką do zabawy - posłała mu delikatny uśmiech. Od razu było widać, że ją kochał całym sercem.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  105. Słuchał go. Chłonął wiedzę jak gąbka. Raz po raz mu przytakiwał. Miało to sens. Spojrzał na swój namiocik. Hm no jakieś tam wzniesienie było. Coś tam nawet dało się z tym ugrać. No nie tak źle. Jeśli chodzi o deszcze... jeszcze nie miał okazji ich doświadczyć będąc pod namiotem, ale wyobrażał sobie że nie jest przyjemnie.
    - A na takim wzniesieniu woda ci nie wleci do namiotu podczas deszczy? - zdziwił się, przecież będą spływać... w dół.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  106. — Może, kiedyś — odpowiedziała, śląc mu delikatny uśmiech. Nie było jej teraz do żartów, ale przecież nie będzie zalewać go swoimi troskami. Przede wszystkim dalej nie była pewna czy mogła mu ufać, a nawet jeśli mogła, nie chciała rozmawiać z kimś obcym o tym, co ją spotkało. Po prostu siliła się na wymuszone uśmiechy, kiedy on zajmował się jej włosami. Przymknęła na chwilę oczy, kiedy jeszcze wyciągał liście i gałązki, a gdy już skończył, otworzyła je, patrząc na niego żywymi, zielonymi oczami. Nie zareagowała, kiedy się do niej przysunął, przynajmniej nie zauważalnie. Poczuła, jak w żołądku ją ściska, kiedy był o wiele bliżej. Bała się, że zaraz znowu ktoś ją skrzywdzi, a w głowie na chwilę zaczęło jej dzwonić, od krzyków, które odbijały się echem. Wzięła głęboki wdech, licząc do dziesięciu. Zaczęła sobie wmawiać, że wszystko będzie w porządku, że przecież nie stanie się jej żadna większa krzywda, że wszystko się jakoś ułoży, a on jej nie skrzywdzi. To zwykły człowiek, bezbronny przy starciu z gamortą, którą dalej miała przy sobie. Wyrwał ją z przemyśleń, kiedy zaczął tłumaczyć jej jak ma pleść warkocz. Zerknęła na swoje włosy.
    — Ciaśniejszy, będzie lżej w podróży — wyjaśniła, patrząc jak układa włosy. Tak, teraz pamiętała jak się to robiło. Chyba. Przekładać, ale w jakiej kolejności, kiedy je ścisnąć? Nie było sensu jeszcze się od niego odsuwać. — Zacznijmy zza ucha, mniej kołtunów się zrobi, prawda? Proszę — wyraziła swoją prośbę, próbując naśladować w powietrzu jego ruchy, aby utrwalić sobie coś tak prozaicznego, że aż głupio jej było, że faktycznie wypadło jej to z głowy.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  107. Słuchała go, a serce jej się łamało na pół. Ta mała, wesoła istotka, którą on tak uwielbiał, co było widać gołym okiem i było słychać w miarę postępowania opowieści. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Śmierć bliskich było ciężkim kawałkiem chleba. Każdy musiał ją sobie przepracować na swój sposób, a Mohe? Zdawał się to wiedzieć. Co prawda nie pokusiłaby się o stwierdzenie, że ten zdążył już się pogodzić ze śmiercią małej, to radził sobie z nią całkiem znośnie.
    - Przykro mi - odparła po dłuższej chwili i dotknęła jego dłoni, żeby pogłaskać ją po wierzchu. - Musiałeś bardzo przeżyć tę stratę - spojrzała mu prosto w oczy.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  108. Acair pokiwał głową na znak, że rozumie. Teraz rozumiał bardziej niż chwilę wcześniej. Zaczął rozstawiać z Mohe namiot, kłopocąc się raz za razem i motając w różne sznury, ale koniec końców wykonując polecenia chłopaka. Namęczył się przy tym i napocił, ale dzieło sztuki stanęło przed nimi ostatecznie. Uśmiechnął się szeroko na jego widok i przeciągnął się lekko.
    - Udało się - szepnął jakby bojąc się wypowiedzieć te słowa głośniej. Obawiał się, że to sprawiłoby że cały trud zostałby zniszczony. Namiot padłby w dół, runąłby i tyle by z tego wszystkiego zostało. - No... wygląda lepiej niż mój - przyznał czerwieniąc się nieco. - Tylko, że... ja chyba sam nie dam rady powtórzyć tak no idealnie... - posmutniał.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  109. Kontynuowała powtarzanie jego ruchów swoimi dłońmi. Przysłuchiwała mu się, uśmiechnęła się lekko. Widocznie musiał bardzo żarty. Zabawne, bo w innych okolicznościach, pewnie z chęcią zalała by go falą żartów wymyślonych na poczekaniu, teraz po prostu chciała wrócić do domu, do kogoś bliskiego. Chociaż on zdawał się jej z każdą chwilą coraz bardziej godny zaufania.
    — Nie pałaszować, tylko spać… tak myślę, obudziłam się całkiem wygodnie, wiesz? To nie to samo co łóżko czy szałas, ale z braku szczęścia dobre i to — wyjaśniła, wplatając w to delikatny żartobliwy ton, na jaki akurat była sobie w stanie pozwolić. Zaraz jednak wróciła do słuchania jego wyjaśnień, chociaż miała wrażenie, że coś jest z nim nie tak. Miał nieco cięższy oddech niż przed chwilą, a skoro znajdował się tak blisko niej, dosyć łatwo było to wyczuć, jeśli ktoś umiał rozpoznać różnicę. Ugryzła się w policzek, zastanawiając się przez chwilę, czy powinna go o to pytać. W końcu podjęła decyzję. Sama powinna się nim interesować, prawda?
    — Wszystko w porządku? Nauka warkoczy jest taka trudna? — zainteresowała się, delikatnie zerkając na niego. Posłała mu niewinny, ciepły uśmiech. Chciała mu jakoś pokazać, że jest wdzięczna za okazaną pomoc, przecież na dobrą sprawę, wcale nie musiał nic dla niej robić.
    — Naukę chyba przyswajam całkiem dobrze — dodała jeszcze, a gdy zaproponował, pokiwała głową, odbierając od niego pasma — To może najpierw zobacz czy na pewno dobrze robię, im szybciej sama zacznę, tym więcej czasu będziesz miał na ewentualne poprawki — wyjaśniła, po czym sama zaczęła pleść dokładnie, wedle jego instrukcji, patrząc się na swoje pasma włosów.
    — Ale mi się poszczęściło, akurat trafiłam na mistrza układania włosów, kiedy sama zapomniałam — napomknęła, kończąc swoją część, pokazała mu też do oceny, aby w razie czego poprawić nierówności.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  110. Wiedział to wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że im dłużej się ćwiczy tym szybciej coś wchodzi w krew, a mimo to jęknął przeciągle. Oczywiście, że był osobą, która chciała na już, na teraz. Chciałby potrafić uczyć się wszystkiego w mig, a tak? Był pewien, że większość tego co mu dzisiaj Mohe pokazał, zapomni. Pokiwał głową, gdy Mohe zapytał o zupę i nie widział problemu w tym, że ten się nią poczęstował. Zamiast tego przysiadł obok niego z kawałkiem pergaminu.
    - Powtórzysz mi to wszystko jeszcze raz? - zapytał, zaczynając zapisywać sobie instrukcje rozkładania namiociku. - No bo jak zapiszę to uhm będę pamiętał o wszystkim - wyjaśnił mu szybko. - A tak to na pewno coś zapomnę... a ja nie mam z kim się uczyć - mruknął.

    Acair

    OdpowiedzUsuń
  111. Nie pchała się w większy dotyk. Zabrała swą dłoń, kiedy zaczął mówić. Nie była pewna czy jej dotyk dał mu trochę wsparcia czy po prostu go zirytował. Nie próbowała go o to pytać. Skinęła głową, gdy powiedział, że był jedynym, którego tak mocno trafiła śmierć dziewczynki.
    - Robisz to dla niej? - spojrzała mu prosto w oczy. - To dla niej się wyrwałeś stamtąd? Ta odwaga... jest napędzana przez pamięć o niej? - chciała wiedzieć i z westchnieniem pokręciła głową. - Nie - odparła cicho. - Nie znam dzieci... ale uhm bardzo lubię je - przyznała cicho. - Lubię je obserwować. Są takie beztroskie, często się śmieją... kochane - uśmiechnęła się do niego. - I nie oceniają...

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  112. Acair spojrzał na niego i pokręcił lekko głową.
    - Na pewno nie do końca, ale... słowo pisane dużo mi pomoże - zapewnił go, skrupulatnie zapisując wszystkie jego słowa. Raz przećwiczył to chociaż z instrukcją teraz powinno być łatwiej.
    - Nie mam - wzruszył ramionami. - Najczęściej chodzę sam, a jak idę z kimś to... dzielimy się obowiązkami. Wolę gotować niż rozstawiać namioty - przyznał szczerze. - No i ja to tak często nie wędruję... trochę tak, ale tak zazwyczaj to trochę rzadko - mruknął cicho. - Wolę siedzieć w jednym miejscu u Walwana i uczyć się, albo ewentualnie chodzić na trasie do Slaviit - uśmiechnął się do niego. - A tam wiem do jakiej gospody się udać, co by dobrze zjeść i się najeść... nocowałeś już w gospodach? - zainteresował się, spoglądając na niego.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  113. Przyznała mu rację w milczeniu. Może faktycznie było lepiej że tego nie musiał widzieć. Jeśli była jego ukochaną siostrą to zdecydowanie dobrze, że mógł ją zapamiętać taką jaka faktycznie była a nie tą w momencie śmierci. Dobrze, że los oszczędził mu widoku małej w tym momencie. Na objęcie zareagowała niewielkim rumieńcem a pytanie wzięło ją znienacka.
    - To źle sformułowane pytanie - uśmiechnęła się do niego. - Powinieneś zapytać o to czyjej opinii się nie boję - odparła szczerze i założyła kosmyk włosów za ucho. - A i tak nie wiedziałabym co odpowiedzieć...

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  114. - Masz rację - zgodził się z nim. - W gospodach jest wiele istot - przyznał. - Ale to ma swój urok - dodał z delikatnym uśmiechem.- Można poznać niesamowite istoty. Nowych przyjaciół, poobserwować innych, ich zachowanie. Uczyć się jak bardzo kolorowy jest nasz świat - pokiwał lekko głową. - To jest super - wyszczerzył się z wypiekami na twarzy, jeszcze raz odczytując instrukcję i starannie ją chowając, żeby przypadkiem się nie zgubiła. - Ale tak, oni mogą przytłaczać - przyznał. Sam miał czasem z tym problem, a on przecież lubił się otaczać ludźmi. Samotność... jakoś nie było mu z nią do twarzy.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  115. - Nie tyle co sądzą inni... - zaczęła, po czym zamilkła. Nie broniła mu obejmować się ramionami. To nawet było przyjemne. Szybko się rozluźniła. - Po prostu... uważam na to co o mnie sądzą... próbuję się... - zarumieniła się ze wstydu - ...im przypodobać, żeby... żeby nie dostać batów - zagryzła mocno wargi. - O sobie? - serce jej zamarło w piersi. - Że jestem strasznym tchórzem...

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  116. Uśmiechnęła się lekko.
    — Tak, też mam nadzieję, że to tylko chwilowy wypadek z tą amnezją, wolę jednak pamiętać różne rzeczy — zgodziła się z nim, chciała pokiwać nawet głową, ale przerwała, aby przypadkiem nie zburzyć tworzenia warkoczy. Zdziwiła się trochę na kolejne słowa Mohe. Nie rozumiała za bardzo jego troski o swoją osobę, w końcu dopiero co się poznali. Może po prostu był takim typem, który za bardzo się o wszystko martwił? Nie mogła jeszcze faktycznie stwierdzić, jednakże patrząc po dotychczasowym zachowaniu nowego kolegi, mogła raczej skłaniać się ku tej teorii. Ależ to było urocze z jego strony. Urocze i śmieszne. Rzadko kiedy można było spotkać tutaj ciepłe osoby, zazwyczaj każdy starał się martwić o siebie.
    — Nie martw się, umiemy z Abyss o siebie zadbać, pijane czy nie, jakoś trzeba sobie radzić, prawda? Lepiej lub gorzej, ale zawsze — uśmiechnęła się lekko do niego, zapewniając o swoim bezpieczeństwie. Słaba zdecydowanie nie była. W końcu samodzielnie uciekła z niewoli. Nie pamiętała jeszcze tylko jak, ale była tutaj. Cała, całkiem zdrowa. Zawsze to jakieś pozytywy. Obserwowała go uważnie, a gdy sama już mogła pleść warkocz, zajęła się tym z jeszcze większą uwagą, poprawiając się szybko, gdy wskazał jej błąd. Zachichotała lekko. Księżniczka nie potrafi ułożyć sobie perfekcyjnie włosów, Diego pewnie zaraz znalazł by do tego jakiś głupi żarcik, który podrzuciłby w myślach. Ech, stęskniła się za rodziną. Naprawdę nie mogła doczekać się kolejnego spotkania.
    Uśmiechnęła się szerzej do Mohe, odrzucając warkocz do tyłu.
    — Dziękuję, miałam dobrego nauczyciela — powiedziała, wskazując na niego palcem. Zaraz też dotknęła warkocza, przymykając oczy z zadowoleniem. Nareszcie były uporządkowane. Tak mocnych i trwałych warkoczy chyba jeszcze nigdy nie robiła. Znowu się zaśmiała kręcąc głową z niedowierzaniem. To był naprawdę udany dowcip.
    — Tak, w końcu sam masz piękne warkocze, mogłam wymyślić na poczekaniu, żeby taki miły facet ze mną posiedział i pouczył, chociaż nawet nie wiedziałam, że jesteś miły wtedy. Naprawdę mam szczęście, może głupia jestem? No bo wiesz, głupi ma zawsze szczęście — wyjaśniła z delikatnym uśmiechem.
    — Sama mam trochę suszonego mięsa dla siebie i jeszcze więcej dla Abyss, z gamortą całkiem łatwo się poluje, mogę Cię poczęstować, jakoś za pomoc by się przydało odwdzięczyć, prawda? — zaproponowała, wstając na równe nogi, aby podejść do skórzanej torby, z której wyjęła trochę swoich zapasów i podać je chłopakowi. — Chociaż może być paskudne w smaku, nie miałam za dużo przypraw — ostrzegła go jeszcze. Nie chciała mu się wcinać do polewki, skoro miała co jeść, więc na to już nawet nie odpowiedziała. I tak okazał jej wystarczająco dużo dobroci.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  117. Czy on tam pasował? Może. Nigdy tak na to nie patrzył. Po prostu wchodził, zamawiał jedzonko i starał się nie rzucać w oczy, co było trudne, bo w większości z nich wcześniej popracowywał. Tydzień, dwa, trzy dni. Osiem godzin... różnie bywało. Nie mniej pokiwał lekko głową na stwierdzenie Mohe.
    - Uwielbiam naturę - przyznał szczerze. - Ale istoty też... - naburmuszył się trochę. - Ja chyba kocham wszystko co żywe - wyszczerzył się do niego. - Nie mam tak najulubieńszej rzeczy... co takiego widzisz w drzewach? Czemu wolisz je od istot? Bo są ciche? Spokojne? - zainteresował się.

    Aci

    OdpowiedzUsuń
  118. Pokiwała głową na potwierdzenie jego słów i wzruszyła ramionami. Nie była zadowolona, ale przecież nie mogła protestować. Dali jej dach nad głową, dali jej dom. Dali jej nowe życie i dość pokaźnych rozmiarów komnatę. Nie powinna narzekać. Zacisnęła mocno wargi i zamknęła na moment oczy oddychając głęboko. A jednak narzekała. Jednak brakowało jej tego co najlepsze, najważniejsze. Wolności.
    - Uprowadzić? - spojrzała na niego wyraźnie przerażona i pokręciła szybko głową. - Nie, nie... nie możesz - powiedziała nieco spanikowana. - Jeszcze tobie zrobią krzywdę... złapią cię i zabiją... nie, ja nie chcę żebyś zginął - patrzyła mu prosto w oczy. Niby powinna łapać się wszystkiego, próbować wszystkiego by tylko wyjść na prostą. Powinna iść po trupach do celu, ale... nie potrafiła. Nie teraz i nie przy nim. Słuchała o zwierzątku czerwieniejąc na twarzy.
    - Ja chyba... nie jestem wcale takim tchórzem - bąknęła wtulając się na moment w jego pierś. Tylko na chwilę, tym razem bez żadnych podtekstów. - Łowcą... czasami, ale... ja po prostu... po prostu się boję - wyjaśniła mu cicho, po czym nie zaprotestowała, gdy się od niej odsunął i podążyła za nim.
    - A ty co o sobie myślisz? Jaki tak naprawdę jesteś? - zapytała, bo skoro już rozmawiali na takie trudne tematy to też pragnęła czegoś się od niego dowiedzieć.

    Frida

    OdpowiedzUsuń
  119. — Nie mam czego wybaczać, spokojnie — odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. Chociaż wcześniej czuła potrzebę zaznaczenia, że potrafią o siebie zadbać, to też niekoniecznie była prawda, w końcu wpadły już raz w pułapkę, w grupie raźniej, kiedy ktoś, kto nie słynął z irracjonalności tak jak ona, mógł dodać swoje trzy grosze przed podjęciem jakiejś decyzji. Mohe zdawał się całkiem rozsądny. Może powinna mu jednak po prostu zaufać? Przełknęła ślinę. Bała się, że znowu popełni jakiś błąd, ale była już taka zmęczona tym wszystkim. Chciała już po prostu wrócić do domu.
    Uśmiechnęła się, gdy przyjął podarek. W końcu coś co od miesięcy faktycznie jej wyszło. Chociaż tyle.
    — Cieszę się — odparła, a później zamyśliła się, wbijając w niego spojrzenie. Myślała dłuższą chwilę, czy zdradzić mu całą prawdę, czy dać jednak na wstrzymanie. Cholera jasna, i ona miała w przyszłości rządzić całą nacją. W końcu jednak zebrała się na odwagę. Wzięła wdech.
    — Tak, śpieszę, tak naprawdę to do Argaru, mieszkam tam, skłamałam Cię, ale wydajesz się godny zaufania, w sensie, pomagasz mi bezinteresowanie, zasługujesz na prawdę, więc o to prawda, uważaj i z góry przepraszam za wcześniejsze kłamstwa… — urwała na chwilę, biorąc kolejny wdech, a potem zaczęła swoją litanię. —- Jestem księżniczką Phyonix, tej mitycznej krainy, ojczyzny ognistych ptaków, ja jestem fenalis, córką Najwyższej Kapłanki i demona, mieszkam w Argarze, żeby wydorośleć, być godną objęcia władzy, ale jestem taka głupia, że dałam porwać się nieumarłej wiedźmie, nie wiem ile mnie trzymała, stąd moje dziury w pamięci, uciekłam w końcu i próbuje wrócić do domu, do siostry, przytulić w końcu znajomą twarz, moja siostra spodziewa się dziecka, albo już urodziła, moja kuzynka też, tęsknie za wszystkimi i jestem zła na siebie, mogłam zabić nie tylko siebie, mogłam zabić Abyss własną głupotą, tym, że dałam się nabrać na koncert w krainie skutej lodem, w ogóle nie powinnam tam iść, a poszłam, nie zostawiłam żadnego śladu, wszyscy będą na mnie źli, a ja, a ja… chce po prostu znowu zobaczyć rodzinę i przyjaciół. Przepraszam, że kłamałam, ale jak powiedziałeś, że tam idziesz, boję się, a co jeśli Ty też chcesz nas skrzywdzić, co wtedy?

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  120. Odzyskiwanie sił po niewoli wiele go kosztowało. Cierpliwości, której nie miał. Frustrowały go najmniejsze czynności, których nie potrafił wykonać. Zaczął trenować z Yensenem, powoli odzyskując siły, ale do pełnej sprawności czekała go jeszcze długa droga. Sukcesem było jednak to, że nie jeździł już na wózku. Funkcjonował w miarę dobrze, chyba że przegiął z wysiłkiem fizycznym.
    Tak było i teraz. Postanowił wybrać się na przebieżkę. Szło mu to całkiem sprawnie, więc zdecydował się na dłuższy dystans. To był błąd. Dotarł do obrzeży Argaru i usiadł na ziemi, oddychając ciężko. Nogi miał jak z waty, a tu jeszcze czekała droga powrotna. Niezbyt mu się to uśmiechało, za to Winter... Winter był w siódmym niebie. Wreszcie zyskał więcej ruchu i teraz biegał jak szalony.
    - O stary, jak ja ci zazdroszczę tej energii - westchnął ciężko, odchylając się do tyłu. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale wówczas poczuł się obserwowany. Ciarki przeszły mu po plecach i dźwignął się na nogi, sięgając do ukrytego sztyletu. Mimo wszystko nie wychodził bez broni. Aż tak głupi nie był. Zacisnął mocno wargi obserwując uważnie otoczenie i gdy dostrzegł ruch między drzewami, posłał sztylet prosto w pień drzewa.
    - Wyłaź - fuknął. - Nie ładnie tak chować się między zieleniną...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  121. Świst strzały był wyraźny, ale chłopak nie zdążyłby się przed nią uchylić, gdyby jego napastnik naprawdę w niego celował. Serce nawet na moment mu zamarło i przeklął w myślach swoją mizerną kondycję. Już nawet zamierzał zbierać się do odwrotu, kiedy znajomy głos i twarz pojawiły się za drzewem.
    - Stary... - westchnął, niemal oddychając z ulgą. - ... pretensje to ty możesz mieć do samego siebie! Kryjesz się za drzewami jak jakiś drań z krwi i kości... obserwujesz aż ciary przechodzą i na mnie marudzisz? - prychnął, zbliżając się do drzewa, w którym utkwił jego własny nóż. - Jeszcze atakujesz kumpla... - wywrócił oczyma. - ...a nawet nic nie spluwałem - pogroził mu palcem przed oczyma. - Żadnego wyzwania, niczego się nie podejmuję - wytarł sztylet, chowając go z powrotem. - Co się tu sprowadza?

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  122. - Dzięki wielkie, łaskawcu - sarknął w odpowiedzi, podchodząc do drzewa by wydobyć z niego swoje ostrze. - Również nie planowałem w ciebie trafiać. Chciałem tylko zaznaczyć, że wiem iż ktoś na mnie patrzy - wzruszył ramionami i wysłuchał go, co do jego powodów przybycia do Argaru.
    - No to na co czekasz? Czając się z boku niczego nie poznasz - zauważył po krótkiej chwili. - Niczego dogłębnie nie poznasz. Możesz przespać się u mnie... znaczy u Febe. Ja u niej śpię - wyjaśnił zaraz. - Na pewno nie będzie miała nic przeciwko - dodał, bo zakładał, że Mohe nie ma czym zapłacić za pokój w gospodzie. - Pokażę ci Argar - uśmiechnął się krzywo. - Tylko się nie zawiedź. To nic specjalnego.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  123. Uniósł wysoko brew słysząc o tych dziwnych zjawiskach. No to ładne plotki krążyły po okolicznych ludach. Wbrew pozorom zbyt wielu niezwykłych zjawisk nie dało się zaobserwować w normalnym funkcjonowaniu mieszkańców Argaru. Ot może kilkoro narwańców robiło robotę.
    - Jeśli liczysz na natężenie zjawisk dziwnych to się zawiedziesz... - powiedział na głos i wzruszył ramionami. - Nie do końca jak w domu - odparł krótko. - To po prostu kraina, w której nie muszę się pilnować na każdym kroku - skomentował jeszcze przeciągając się lekko i ruszając powoli w stronę z której przed chwilą przyszedł.
    - Coś tam się znajdzie dla twojego tipi... - zatrzymał się w pół kroku i obrócił do Mohe. - Czekaj... może najpierw zwińmy ten twój obóz. Jeszcze cię ktoś ograbi i będziesz miał nieprzyjemne skojarzenia z okolicami Argaru - zaproponował.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  124. [No tak, ale Gave nie uważa ich za super dziwne xD nie zwraca na nie uwagi za bardzo...]

    Gave skinął lekko głową i wzruszył ramionami.
    - Szczerze mówiąc... ja chyba nie zwracam na to za bardzo uwagi - przyznał szczerze. Mimo tego, że sam nie korzystał ze swoich umiejętności, raczej polegając na swoich rękach i nogach niż duchach to faktycznie część mieszkańców nie miała takiego oporu. No i jeśli dało się zrobić coś szybciej to nie widział w tym większego problemu.
    - Przywykniesz - stwierdził nieco łagodniej. - Znaczy może nie od razu, ale... z czasem przywykniesz. Wszyscy przywykniecie... - zacisnął mocno wargi. Z czasem to wszystko spowszednieje. Stosował się do instrukcji Mohe, kiedy rozbierali tipi chłopaka, aby przypadkiem nie sprawić mu kłopotu jakimś niedopatrzeniem czy zgubionym sznurem.
    - Hm? - podrapał się po głowie. - Raczej nie - pokręcił głową. - Na pewno dobrze jest odwzajemniać uśmiech czy witać się z innymi, ale... - spojrzał po nim. - To chyba w większości ras Mathyrskich. - Nie mamy żadnego rytuału przejścia... ale może po prostu spróbuj się nie gapić za bardzo na te wszystkie dziwy? - zaproponował. - Wiesz, niektórzy odbierają to za niegrzeczne... innych takie gapienie zachęca do przesadzania z mocą... no wiesz przy publice chętnie pokazują więcej niż powinni, co czasem... rzadko... ale jednak, wiąże się z katastrofą...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  125. Uniósł wzrok znad składanego materiału i wzruszył ramionami.
    - Masz mnie - rzucił z zadziornym uśmiechem na twarzy. Niespecjalnie się ze swoim pochodzeniem ukrywał. Przy pierwszym spotkaniu, w innych okolicznościach to co innego. Tu? Skoro już i tak go takiego zobaczył, spokojnie wychodzącego z Argaru? Nie widział sensu w jakimś mocnym zaprzeczaniu temu stanu rzeczy.
    - Mamy - skinął głową i wstał, uśmiechając się do niego szelmowsko. - Musisz stanąć w rozkroku - pokazał co jest pięć a co dziewięć. Ugiął nogi w kolanach i mocno uderzył dłońmi o swoje uda trzy razy. Aż chlastnęło. Przy okazji wydał z siebie dźwięk rycia. - Cześć! - rzucił głośno. - Ach, a jeśli spotkasz kobietę po raz pierwszy to jeszcze musisz mlasnąć jęzorem, o w ten sposób - pokazał o co chodzi. - I dorzucić tekst "niezła z ciebie suczka" - zawył do tego niczym rasowy wilk, a następnie wyprostował się. - Ale to tylko przy pierwszym poznaniu. Potem już witamy się normalnie - pokiwał lekko głową, spoglądając na Mohe. - Przedstawię cię Akane to będziesz mógł się pochwalić tym, że znasz Argardzki rytuał witania się. O a jej ojciec jest tu szefem to od razu zahaczymy o niego - puścił do niego oczko. - Pokochają cię - poklepał go po plecach. - Bo równy z ciebie gość... zwłaszcza z tendencjami do niegrzeczności - zapewnił, zarzucając sobie część tobołków Mohe na plecy. - Choć, przygoda czeka.

    Gave xD

    OdpowiedzUsuń
  126. Pokiwał głową na wysunięty przez niego rasę.
    - Poczekaj aż zobaczysz zachlanych Argarczyków. To powitanie przestanie cię dziwić - zapewnił całkowicie poważnym tonem. - Spokojnie, jak pomylisz to nic się nie stanie. Argarczycy to w gruncie rzeczy wyrozumiały naród. Będą zadowoleni, że w ogóle zadałeś sobie tyle trudu aby próbować - dodał spokojnie, prowadząc go powoli drogą w stronę centrum wioski.
    - Co? O... ty lepiej nie wyskakuj z aranżowanym małżeństwem, bo nawet ja nie zdołam cię uchronić przed gniewem Akane - rzucił zaraz chichocząc pod nosem. - Nie, tu nie stawiamy na aranżowane małżeństwa, tylko na miłość i te inne bzdety - zrobił nieco zniesmaczoną minę. - Wiesz... jak źle wybierzesz to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina. Nie ma na kogo jej zwalić - skomentował jeszcze i gwizdnął przywołując do siebie Wintera. Kiedy ten usadowił mu się wygodnie na ramieniu wznowił wędrówkę. - Długo się już tu kręcisz? - zainteresował się.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  127. - Mniej więcej - przyznał szczerze. - Ale raczej rzadko piję do tego stopnia. Uczucie po jest tak fatalne, że nie ma co nawet podchodzić do zawodów - przyznał właściwie sam sobie. - Jedno, dwa... luz, więcej trochę gorzej. Głowa boli, ledwo człowiek żywy... - pokręcił głową. - Nie, picie na zabój jest nie dla mnie - zerknął na Mohe. Zaśmiał się cicho na podsumowanie Akane. - Tak i nie - odparł ze śmiechem. - Pozuje na niezwykle silną babkę, a w głębi straszna z niech kluska - pokiwał lekko głową. - Ma swoje przekonania, silne przekonania... czasem takie głupoty, że aż uszy bolą kiedy się słucha - dodał po chwili milczenia. - Ale w gruncie rzeczy każdy z nas jakieś takie ma - wzruszył ramionami. - No właśnie w tym cały punkt. Możesz na kogoś zwalić - puścił do niego oczko. - Co złego to nie ty, co nie? - zerknął na niego i westchnął. - Bo nie kupuję tej całej miłości. Uważam ją za przereklamowaną... tę hm romantyczną miłość - poprawił się zaraz. - Rozumiem że można czuć do kogoś przywiązanie, cieplejsze uczucia, ale miłość? Jak dla mnie jest za silnym słowem. Bo jak możesz komuś powiedzieć, że go kochasz, a za 3 lata nagle nie? - pokręcił lekko głową. - To już lepiej nie mówić, no chyba że jesteś pewien na sto procent swojego - mruknął cicho. - Darcy? Pieprzniętą księżniczkę? O losie... - poklepał go lekko po plecach. - Ależ trafiasz fatalnie...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  128. Nawet przez moment miał zapytać czy co to za substancje i trucizny były, bo może wypadałoby zacząć swój organizm i na coś takiego uodporniać. Zamiast tego jednak skinął tylko głową.
    - Oj nie, tu nie potrzebujesz żadnych takich substancji aby być zwierzęciem - westchnął, bo akurat tego nie znosił u ludzi. - Wystarczy większa dawka alkoholu a już niektóre jednostki stają się nie do zniesienia - zaśmiał się cicho, po czym ponownie przytaknął.
    - Tak, jest ciekawa - zgodził się z nim, obracając do niego na pięcie i przez moment idąc tyłem. - Ciekawa, interesująca, intrygująca, wkurwiająca, męcząca, irytująca... i w zależności od tego która cecha u niej akurat przeważa chcesz ją przytulić albo udusić - zaśmiał się cicho.
    - No nie, ale lubienie jest nieco mniejszą rangą uczuciem niż kochanie - rzucił krótko. - Lubię ciebie na przykład, ale miłości ci wyznawać nie będę, bo to trochę nie ten teges - pokręcił lekko głową. - Więc z lubieniem nie mam problemów. Tylko z miłością. Uważam ją za zbyt silne uczucie. Jakoś... nie wiem, chyba po prostu go nie pojmuję. Troska, lubienie, martwienie się o kogoś czy inne uczucia... są w porządku, ale miłość? No nie wiem... samo uczucie mnie przytłacza. Pojęcie. No bo wiesz, może nawet i kocham, czuję miłość, ale nie jestem w stanie tego powiedzieć, bo czuję że to będzie jak wyrok na całe życie - pokręcił lekko głową. - Nie potrafię w miłość, albo po prostu jestem cholernym tchórzem jeśli o to chodzi - wzruszył ramionami. - Och no popatrzeć jest na co - zaśmiał się szczerze. - Ale czasami ciężko się jej słucha - dodał. - Heh nie zawsze, hm... ostatnio nawet trochę lepiej. Początki były po prostu ciężkie - mruknął sam do siebie. - No to strzelaj. Jaki masz ideał kobiety? - zainteresował się. - No chyba że wolisz facetów... to opowiadaj o ideale faceta - zreflektował się zaraz.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  129. Od ostatniego spotkania z Mohe minęło już kilka dobrych tygodni. Dziewczyna miała wrażenie, że nigdy mu nie podziękowała jak należy za pomoc w odnalezieniu drogi do domu. W końcu zemdlała kilka dobrych kilometrów przed Argarem. Nie pamiętała nawet czy dotarł razem z nią na miejsce, a potem nigdy więcej już go nie widziała. Do czasu. Wracała właśnie od starszej siostry zadowolna z udanych odwiedzin. Uwielbiała bawić się ze swoim siostrzeńcem, dawno też nie miała okazji porozmawiać tak trywialnie z Morganą. Dawno nie czuła tak dużego wewnątrznego spokoju. Nareszcie zaczynała panować nad tym co siedziało w jej wnętrzu. Była tak bardzo przejęta całą tą radością, prostotą życia, że maszerowała beztrosko, wpatrując się w chmury, nucąc sobie pod nosem, absolutnie nie patrząc na otaczający ją dookoła świat. Przynajmniej dopóki nie uderzyła w czyjeś plecy. Impet odsunął ją na parę kroków, a ona jęknęła niezadowolona na przeszkodę, chociaż to była tylko i wyłącznie jej wina.
    — Oj, przepraszam — mruknęła, wracając wzrokiem na odpowiednią wysokość. Zarumieniła się lekko ze wstydu na widok Mohe. No, zajebiste pierwsze spotkanie. Teraz z pewnością będzie miała okazję żeby mu odpowiednio podziękować. — Cześć, przepraszam, wpadanie na kogoś to nie jest najlepsza forma podziękowania za pomoc, przepraszam też, że zemdlałam i Cię zostawiłam.... Nie pamiętam zbyt dużo. Cieszę się, że udało Ci się tutaj żywemu trafić. Domyślam się, że Abyss Cię zgubiła, jak przestałam ją prowadzić....

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  130. Gave pokiwał lekko głową.
    - Nie zrozum mnie źle... dusić mam ochotę wiele osób - zapewnił go. - Ale z nią jest specyficznie - dmuchnął sobie w grzywkę. - Taa, coś tam łączy - pokiwał lekko głową, wydmuchując powietrze z płuc. - Wiesz ja... kiedy byłem na krawędzi życia i śmierci to dużo o niej myślałem - stwierdził po krótkiej chwili. - Po prostu mi na niej zależy - wzruszył ramionami. Pokręcił ponownie głową. - Właśnie nie to samo, moim zdaniem skala tego a tamtego jest znacznie większa - rzucił krótko. - Ja chyba nie umiem wyjaśniać tego co we mnie siedzi - mruknął, oddychając głęboko. - Bardzo możliwe, że jeszcze nikogo naprawdę nie pokochałem - dodał po chwili namysłu. - Bo ja w sumie nie do końca wiem co to jest ta cała miłość... w sensie romantycznym - pokręcił lekko głową, kopiąc to jeden kamyczek a to drugi.
    - I czy naprawdę bez cholernych słów "kocham cię", nie można mieć normalnego, zdrowego związku? Wiesz pokazujesz kobiecie, że ci zależy. Proponujesz wspólne mieszkanie, mówisz, że zajmiesz się dziećmi jak będzie chciała wyjść na swoje podróże, mówisz, że jej pomożesz... twierdzisz, że w tej chwili nie ma żadnej innej poza nią... - spojrzał na niego. - A ta dalej swoje - wywrócił oczyma. - Serio, Mohe. Związki chyba nie są po prostu dla mnie - mruknął po krótkiej chwili. - Nie wiem jak będzie dalej, bo chciałbym z nią spróbować stworzyć fajną relację, a jakoś nie bardzo mi to wychodzi. Za każdym razem, gdy jest dobrze... coś musi się jej nie spodobać. Zawsze jest za mało - mruknął jeszcze i przeciągnął się lekko. - Mniejsza z tym... - machnął zaraz na to ręką. - Przepraszam. Zarzucam cię problemami, które nie mają z tobą nic wspólnego - pokręcił lekko głową i posłuchał dalej słów o Darcy.
    - Och to musiałeś trafić na tę słabszą część jej - stwierdził spokojnie, zagryzając mocno wargi. - Ostatnio dużo przeszła - dodał po chwili milczenia. - Poczekaj aż dojdzie do siebie - poklepał go po ramieniu śmiejąc się pod nosem.
    - Więc kobiety... - pokiwał głową w zrozumieniu. Słuchał o jego skromnym ideale, a na odbicie piłeczki zareagował wzruszeniem ramionami. - Nie mam jakiegoś tam ideału partnerki na myśli... - pokręcił lekko głową. - ...musi mnie po prostu zauroczyć swoją osobowością... - uśmiechnął się lekko. - Wygląd to inna sprawa... ale jak nie mamy o czym rozmawiać to kaplica...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  131. - Heh zależy mi na wielu osobach, ale na niej bardziej niż na nich. To taki inny poziom zależenia... - mruknął w odpowiedzi. Chociaż nie był pewien tej całej miłości to był pewien, że zależy mu na niej bardziej niż na przyjaciółce czy koleżance czy matce jego dzieci.
    - Eh nie twierdzę przecież, że sam wszystko dobrze robię - spojrzał na niego nieco urażony. - Nie twierdzę też, że ona nic nie robi - fuknął na niego. - Ech po prostu wyrzucam z siebie to co mi nie leży - pokręcił lekko głową. - Maryl nie jest moją córką - uśmiechnął się do niego. - To mała przyjaciółka, trochę faktycznie traktuję ją jak młodszą siostrę - zgodził się z nim i uniósł wysoko brew, gdy wspomniał o tym że on będzie miał z Darcy inaczej.
    - Aha, sugerujesz, że mi czegoś brakuje? - uniósł zabawnie brwi i zacmokał. - Mhm no jasne - pokręcił lekko głową. - Powodzenia z Dar - zaśmiał się cicho. - Myślę, że częściowo będzie ci potrzebne.

    Gave

    OdpowiedzUsuń

  132. Była pewna, że trafiła w kogoś a nie w coś. Cóż, nie pierwszy raz, kiedy się pomyliła, zapewne też nie ostatni. Po prawdzie też nic dziwnego, Mohe był jednak w miarę wysoki i szeroki w barkach, tak jak jego tobołki, a ona miała tak bardzo zadarty nos do góry, że nie widziała co jest przed nią. Zaśmiała się delikatnie na jego komentarz. Puknęła się w łokieć, kiedy ją złapał. Nie spodziewała się, że nagle ją złapie. Gest był obiektywnie miły i z pewnością wynikał z troski, więc robiła wszystko co w swojej mocy, żeby nie zrobić przesadzonego dramatu. Na szczęście sam się od niej odsunął. Szybko odwróciła się w jego stronę i pochyliła się lekko na przeprosiny. Znowu się zaśmiała i uniosła głowę do góry z delikatnym uśmiechem na ustach.
    — Naprawdę? Aż ciężko w to uwierzyć. W końcu tyle się słyszy o złośliwości rzeczy martwych, że raczej bym pomyślała, że właśnie przeklina mnie, moich przodków i kilka przyszłych pokoleń za tę potwarz — zażartowała, wskazując palcem na jego torbę. Zniżyła ton głosu i nachyliła się delikatnie w stronę Mohe. — Podobno wszystkie obrażone torby tak robią — parsknęła, żeby zaraz odchrząknąć i się wyprostować. — Tak, mam dziwne poczucie humoru, wybacz. Wcześniej udało Ci się przed nim uchronić, teraz przygotuj się na festiwal suchych, nieśmiesznych dowcipów, jak będzie… — dopiero wtedy zdążył zatkać jej usta dłonią. Ugryzła się w policzek. Naprawdę nie potrafiła kontrolować własnego języka. Niestety, uwielbiała gadać. A dzisiaj na nieszczęście Mohe trafił na jej dobry humor. Posłała mu przepraszające spojrzenie. Tym razem to ona go wysłuchała. I odsunęła się profilaktycznie na kilka kroków, nie chcąc powtarzać przygód, które zafundował jej Ryu. Najlepiej było trzymać dystans.
    — Och, to mam nadzieję, że Gave ostrzegł Cię przed moim gadulstwem. To prawdziwa plaga w Argarze. Chociaż z dwojga złego, lepiej mieć gadułę w miasteczku niż inne plagi czy zarazy — zaśmiała się. Za to akurat przepraszać nie miała zamiaru, bo szczerze uważała to za naprawdę śmieszne porównanie. — Na szczęście dla mnie ciężko mnie zabić, zwłaszcza z Abyss u boku. Ale mimo wszystko naprawdę dziękuję za pomoc, przypomnienie jak pleść warkocze — wskazała na idealnie zapleciony pojedynczy, długi warkocz — i po prostu okazaną dobroć, to dosyć rzadkie mimo wszystko. Mogę Ci się jakoś odwdzięczyć? I tak, masz rację, dużo się tutaj zawsze dzieje. Ale wyjątkowo większość rzeczy jest dobra. Dosyć wesoło jest, prawie wesoło. Ryu mógłby być w lepszym stanie, ale mógłby być też w gorszym. Przepraszam, już się zamykam, hah….

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  133. Gave popatrzył na niego nieco sceptycznie i pokręcił lekko głową.
    - Słuchanie wybiórcze też jest cechą każdego narodu - skomentował luźno, bo przecież z tego co pamiętał to zaczynał od jej pozytywnych cech, a dopiero potem przeszedł na swoje żale. W których zresztą nie twierdził, by ona była winna wszystkiemu. Najwyraźniej interpretowanie na swój sposób i słuchanie wybiórcze siedziało głęboko zakorzenione w każdym z nich. Włącznie z nim samym. Nie ciągnął dalej tematu, bo uznał że to nie ma sensu.
    - Aha - zacmokał. - No warkoczy to mi brakuje - zgodził się z nim swobodnie machając czupryną. - Ale jakoś ich u siebie nie widzę. Cóż... jeśli to o nie chodzi to... masz rację - rzucił wesoło, skręcając w bok, żeby pokazać mu ścieżkę przy samej wodzie. - W ten sposób dotrzemy do plaży w Argarze, a stamtąd rzut beretem do centrum.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  134. Spojrzał na niego jakby ten się z choinki urwał.
    - Poważnie, Mohe? - pokręcił lekko głową. - Wspomniałem więcej niż to, że jest ciekawa - skomentował. - A słowa czasem użyłem w obu kontekstach. Co do tulenia i duszenia - poinformował go. - A to, że ty sobie zinterpretowałeś moje słowa pod względem tego, że ona mnie nie docenia to kompletnie nie mój problem. Nigdy nie uważałem, by mnie nie doceniała - mruknął krótko. Mohe robił dokładnie to co Akane, interpretował jak mu się podobało. - Powiedziałem tylko, że to nie wystarcza. Że akcje nie wystarczają bez diabelnego słowa "kocham". To wszystko. Żadnego podtekstu tam nie było - pokręcił lekko głową. Świetnie to wyglądało nie ma co. - Weź najlepiej zapomnij, że cokolwiek mówiłem. Już się zdołałem wygadać to wystarczy. Nie oczekuję zrozumienia - pokręcił lekko głową. Nie oczekiwał, bo nieważne z kim rozmawiał to zazwyczaj go nie otrzymywał. Zdążył się już do tego przyzwyczaić.
    - Ocean robi duże wrażenie - zgodził się z nim. - Dobrze, że miałeś gdzie się ukryć... - dodał po chwili milczenia. - Mam nadzieję, że drzewo było gdzieś głębiej, co? Bo czasem zdarza się tak, że te się łamią - powiedział cicho. - Więc po prostu na to uważaj, okay? - poradził mu spokojnie, po czym zauważył jego zadumę i postanowił nie pytać o Salali. To zdawał się być trudny temat dla chłopaka.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  135. Dmuchnął sobie w grzywkę.
    - Nie, dla mnie to nie jest niedocenianie - burknął nieco zirytowany tym całym faktem. - Ona nigdy nie dała mi odczuć, że jestem niedoceniony - mruknął. - Akurat ona jako jedyna doceniała, czasem... aż za bardzo - stwierdził wzdychając ciężko. - To, że jej czegoś nie wystarcza, nie znaczy że mnie nie docenia. Po prostu czegoś jej brakuje. To wszystko - mruknął i zaraz przeciągnął się lekko. - Nie wiem, Mohe. To po prostu super skomplikowane, a rozmowa o tym wcale nie pomaga.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  136. Zaśmiała się lekko.
    — Już nic nie mówię. Faktycznie nie warto jej prowokować. Gratuluję za to zdolności dyplomatycznych — odpowiedziała z uśmiechem, po czym przyłożyła palce do ust, aby przesunąć po nich, jakby zamykała je właśnie na kłódkę, a później gestem wyrzuciła kluczyk za siebie.
    — Cieszę się. Też zależy od żartu, czasami palnę takim, że nawet mnie nie bawi na głos. Oczywiście inni też lubią moje niektóre żarty, ale zazwyczaj większość tylko ja rozumiem, ale byłoby miło spotkać w końcu kogoś poza moim bratem, kto faktycznie rozumie co mam na myśli, zwłaszcza, że on to i tak chyba to rozumie głównie przez naszą telepatię — wyjaśniła. Próbowała się stopować z potokami słów, ale wtedy miała wrażenie, że nie tłumaczy mu dokładnie tego co chciała właśnie przekazać, a niedopowiedzeń nie lubiła zostawiać.
    — Powitalne tańce? — zaśmiała się delikatnie. — Och, jeśli chcesz, możemy zatańczyć, chociaż jeśli mówił, że to argarska tradycja, to kłamał raczej. Tutaj mamy raczej wolność w przygotowywaniu powitań dla obcych czy znajomych twarzy, które wracają, ale tańce bardzo lubię. W mojej ojczyźnie bardzo dużo się tańczy — powiedziała, podchodząc na dwa kroki do Mohe. Wykonała w tym czasie taneczne obroty, aby pokazać mu, że gdyby chciał, mogliby to zrobić, ale oczywiście nie miała zamiaru go do niczego zmuszać.
    — Och, gaduła i gaduła rozmawialiby w nieskończoność, gdybyś też był gadułą, moglibyśmy się tu zestarzeć. Życie byśmy zmarnowali. Gaduła i milczek, który chce to znieść to lepsze połączenie, jeśli chce się dużo nawiajać, a dzisiaj mam tak dobry humor, że mogłabym Ci mówić do nocy bez przerwy. Tego byś raczej nie zniósł, więc tego nie zrobię — tym razem faktycznie się zamknęła na dłuższą chwilę, więc gdy pochwalił jej warkocza, po prostu przytaknęła mu ruchem głowy i ukłonem, dziękując za komplement. Nie chciała wyjść teraz przy nim na kompletną ignorantkę, gdy był wobec niej taki miły. Wysłuchała jego propozycji, tego jakie miejsca lubi i zastanowiła się przez kolejną chwilę co w takim razie mogłaby mu pokazać, aby nie spłoszyć Mohe zbyt szybko z Argaru. W końcu pstryknęła palcami.
    — To może Ci pokażę mordownię? Nasz wiedźmin ją ostatnio zrobił, żeby Gave mógł lepiej trenować. Jest na odludziu i nikogo tam dzisiaj nie będzie, a poznasz trochę argarskiej architektury — zaproponowała.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  137. Odchrząknęła. No tak, zapomniała, że rodzimy Mathyrczyk nie miał pojęcia czym to jest.
    — Tak się nazywa zdolność, którą posiadam z bratem. To takie magiczne połączenie między nami. Możemy rozmawiać ze sobą za pomocą myśli czy wyczuwamy, gdy drugie jest w niebezpieczeństwie, im jesteśmy dalej tym słabiej to działa oczywiście, ale działa. Dzięki temu raz mi życie uratował, a teraz przypadkiem fundnął szlaban, bo rodzice się dowiedzieli, że cóż, wpadłam w tarapaty, bo poszłam do jednej krainy, do której mi zabraniali. No ale, wracając do telepatii, to bardzo się przydaje, kiedy chcemy powiedzieć sobie coś, co nie powinno trafić do kogoś innego, na przykład kiedy chcemy się gdzieś wymknąć, albo jak zaplanować jakiś dowcip, czy po prostu ponarzekać na to, że ktoś jest chujem czy debilem, ale nie powinien tego słyszeć, przynajmniej od nas. Całkiem ciekawe co? — zaśmiała się.
    — Gave bardzo lubi takie niewinne dowcipy, o ile ma odpowiedni nastrój ku temu. Musi czuć się przy Tobie swobodnie, skoro Cię wkręca. Zawsze będziesz mógł się mu kiedyś odwdzięczyć. Bardzo interesują go inne kultury i miejsca. Też możesz mu sprzedać niekoniecznie prawdziwą informację — zauważyła z uśmiechem. — A co do plemiennych tańców, chętnie bym je zobaczyła. Jestem ciekawa czy będą podobne do tych, które już widziałam, trochę Mathyr zdążyłam zwiedzić. Z jakiego plemienia pochodzisz? — urwała na chwilę. — Przepraszam, za dużo na raz. Później może wypytam Cię o resztę — ostrzegła go jeszcze z uśmiechem. Mógł to odebrać jako coś dobrego, albo groźbę, zależy na ile faktycznie przeszkadzało mu gadulstwo Darcy. Uśmiech dziewczyny nieco zmalał, gdy usłyszała, że Mohe nie przepada za tańczeniem. Raczej będzie musiała wykreślić z listy fakt, że zobaczy go w tanecznej akcji. Było jej trochę szkoda. Taniec mimo wszystko był tą częścią sztuki, którą kochała najbardziej. Chętnie uczyła się nowych styli. Teraz jednak będzie to musiała odłożyć na coś do zrobienia później. Ale znowu rozpromieniła się jeszcze bardziej na kolejne pytanie. Zakręciła się wokół własnej osi.
    — Teoretycznie nic specjalnego. Wracam właśnie od siostry. Spędziłam wyjątkowo miło czas z rodziną. Jestem dosyć rodzinna, więc fakt, że mogę w końcu nadrobić zaległości, porozpieszczać siostrzeńca, brakowało mi rodzinnego ciepła, a od jakiegoś czasu też rozumiem jak bardzo mi na nich wszystkich zależy. Na przyjaciołach oczywiście też. Cieszę się, że mam ich w końcu blisko siebie. Siostra też się ode mnie bardzo różni charakterem. Staram się szukać z nią zajęć, które i jej przypadną do gustu, ale ona sama robi to samo i kiedy to robi, to jestem wyjątkowo szczęśliwa. Wiem, że naprawde jej na mnie zależy — wyjaśniła mu, robiła jednak przerwy co jakiś czas, żeby zobaczyć, czy nie gubi się w jej potoku słów, którym co chwilę go zarzucała. Dopiero teraz też zauważyła, że nie miał na sobie górnej części ubioru. Była z Phyonix, niejednokrotnie widziała jak ktoś chodzi z nagą klatką, więc wiedziała, że nie powinna się w niego niepotrzebnie zbyt długo wpatrywać. Wyglądał obiektywnie bardzo dobrze. Z pewnością był przystojnym mężczyzną. Mimo wszystko nie rumieniła się - w końcu była przyzwyczajona, a kosmate myśli w zasadzie nigdy jej nie chodziły, poza momentami, gdy żartowała z intymności.
    — Jak mówiłam, to plac treningowy zaprojektowany przez Yensena, jest wiedźminem. Pomagałam to zbudować, mogę się tym pochwalić — puściła mu oczko, patrząc jak chowa torbę. Zaśmiała się delikatnie — Tak, bez nadzoru lepiej ich nie zostawiać — zgodziła się z jego żartem. Zaraz też zaczęła prowadzić go w odpowiednią stronę. Jeśli Mohe lustrował ją nachalnie wzrokiem, to Darcy i tak była zbyt niedojrzała w tej sferze, aby to zauważyć. Zamiast tego po prostu dalej “dręczyła go” swoim gadaniem.
    — Sama mordowania jest ciekawa i nieciekawa jednocześnie, ale to myślę najłatwiej zrozumieć, jak już się zobaczy o co chodzi. Mogłabym Ci wszystko opisać, ale sam widok jako niespodzianka wydaje mi się będzie lepszy, także zachęcam, żebyś mi zaufał — wyjaśniła.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  138. Chłopak pokiwał lekko głową.
    - Jasne, rozumiem - stwierdził spokojnie. Poznanie problemu dogłębnie, dwóch spojrzeń, wypracowanie swojej opinii na dany temat było racjonalne. Jakoś tak w tej jednej chwili zapragnął, żeby i u niego było prosto i jasno. Ale cholera nie było.
    - Jasne - zgodził się z nim jeszcze, prowadząc go spokojnie ścieżką do centrum Argaru. - Tutaj znajduje się plac główny. Na nim czasem odbywa się targowisko, ludzie lubią się tu spotykać - poinformował go. - Pokażę ci też naszą gospodę, mają całkiem niezły sok z gumijagód - pokiwał lekko głową. - Ja stawiam - dorzucił jeszcze.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  139. — Tak, gdy Cię spotkałam byłam już w drodze powrotnej od kilku tygodni z Abyss. Byłyśmy słabe, szło się długo i ciężko. Mój brat wyczuł, że jestem w niebezpieczeństwie, ale informacja dotarła z opóźnieniem, więc pewnie odległość też ma znaczenie z szybkością tego kiedy coś do nas dociera. Dokładnie nie wiemy jak to działa, nikt w rodzinie poza nami tak nie potrafi, to pewnie przez to, że jesteśmy bliźniakami, a nasi rodzice, to cóż, nasi rodzice — odpowiedziała. Mogła mu oczywiście wytłumaczyć kim są jej rodzice, jakiej są rasy, co potrafią i skąd mogła pochodzić taka anomalia, ale musiałaby opowiadać strasznie długo, a jego mogłaby przytłoczyć taka ilość informacji na raz, więc w tej kwestii postanowiła mówić tylko jeśli z ciekawości dopyta. Pomógł jej na tyle, że z pewnością był godny zaufania, nie wyczuwała też w nim złych intencji, zdążył poznać Gava, złapać z nim kontakt, nawet gdyby chciała, nie mogła znaleźć scenariusza, w którym on chciałby zrobić komuś krzywdę niesprowokowany. Uśmiechnęła się więc po prostu do niego i zaśmiała, gdy potwierdził, że poradzi sobie jakoś z niewinnymi żartami Gava. To dobrze, brunet potrafił czasami celowo zajść za bardzo za skórę. Oczywiście nigdy nie robił tego z czystej niechęci czy złych intencji. Po prostu taki miał charakter. Nie miała pojęcia co to za plemię, z którego pochodzi. Dlatego była widocznie zaskoczona, gdy wspomniał o jedzeniu dzieci.
    — Nigdy o tym nie pomyślałam, dobrze Ci się z oczu patrzy, ale po tym komentarzu, rozumiem, że nie powinnam pytać o plemię? — upewniła się jeszcze. Nie chciała sprawić mu przykrości tym pytaniem, nie spodziewała się, że może pochodzić z miejsca, które miało taką renomę. Jeśli plotką było jedzenie dzieci, mogła założyć, że prawda oczywiście była inna, ale pewne okrucieństwo w jego rodzinnych stronach występowało, a ona cóż, nie chciała drążyć tam, gdzie mogło zaboleć.
    — Nie, nie. Rozumiałam wcześniej. Zawsze byłam bardzo rodzinna, uwielbiałam czas spędzony z bliskimi, są dla mnie najcenniejsi. Ale wtedy zrozumiałam, że nie rozumiałam tak dobrze tego jak mi na nich zależy? Czy to ma jakiś sens? — zapytała, bo sama nie wiedziała jak to lepiej wytłumaczyć. — Po prostu wydaje mi się, że najlepiej można docenić to co się ma, gdy się to straci. Nie mogłam wybaczyć, że mi to odebrano, że nie było mnie przy narodzinach siostrzeńca, dzieci kuzynki i przyjaciela, wszystkiego, byłam bardzo zła i nie chciałam żyć bez tego, bez tego ciepła jakie daje rodzina i przyjaciele — kontynuowała wyjaśnienie. Lepiej chyba nie umiała mu tego przedstawić. — Przez to wszystko, każdy dzień, każdy moment sprawia mi jeszcze większą radość — dodała na zakończenie tego tematu.
    Sama nie miała nic do wyboru stroju Mohe, pochodziła z miejsca, gdzie wielu ubierało się dosyć “skąpo”. Nie patrzyła na niego jak na piękny kawał miejsca na wystawie. Był po prostu osobą ubraną w to, co było dla niego wygodne. Sama była ubrana bardziej w ojczystych klimatach, w czarny strój odkrywający połowę brzucha i ramiona.
    — Wiedźmin to nazwa rasy Yensena, ale w zasadzie też tytuł. Urodził się jako człowiek, ale tam skąd pochodzi z niektórych sierot i nie tylko, robiło się takich wojowników przez mutacje, nazywa się ich wiedźminami. Była to też nazwa zawodu jaki wykonywali, zabijali potwory, nie tylko zresztą, zmuszali ich do tego. Ale teraz jest niegroźny. Ma żonę, dwójkę uroczych dzieci, zajmuje się głównie stolarką, czasami poluje na okoliczne bestie i trenuje chętnych, własnie na przykład Gava, bardzo śmiesznie mu się kradnie bimber. Zawsze wie, kto to był, bo ma świetny węch, a potem idzie opieprzyć i znajduje Ci jakąś karę, na przykład masz z nim iść polerować deski, dawno nikt mu nie podpierdzielił, więc w sumie będzie można teraz to zrobić — zaproponowała na sam koniec z łobuzerskim uśmiechem. Sama zrobiła to tylko raz, o wiele częściej inni to robili, w końcu byli tu dłużej, ale jej samej też podobało się takie niewinne dokuczanie “spracowanemu, biednemu wiedźminowi”. A i Mohe powinien poznać też trochę zwyczajów tutejszej młodzieży. Zaśmiała się na jego komplement

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A dziękuję, staram się — odparła. Zaraz byli też na miejscu. Na rozmowie podróż mijała o wiele szybciej. Stanęła przed wejściem na mordownię i nachyliła się pokazując dłońmi całość. — Witam na placu treningowym ala Argar, wersja wiedźmińska!

      Darcy

      Usuń
  140. - Pewnie - rzucił spokojnie. - Możemy usiąść w odosobnionym miejscu. Ja też takich ostatnio szukam - przyznał szczerze. Po swojej przygodzie w lochach Polszańskich, wciąż nie czuł się zbyt na siłach by wchodzić w nieznane mu rejony. Otworzył przed nim drzwi gospody i poczekał aż Mohe przekroczy jej próg, po czym wskazał dłonią odosobniony stolik, który stał plecami do ściany, a jednocześnie można było z niego widzieć każdy zakątek dużego pomieszczenia.
    - Siadaj, chcesz coś mocniejszego czy łagodnego bez alkoholu w środku? - zapytał go zanim poszedł do baru by zamówić to dla chłopaka i wziąc Menu co by ten mógł sobie wybrać to co będzie chciał do zjedzenia.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  141. Przytaknęła mu. Faktycznie jeśli chodziło o rodzeństwo, jak bardzo by nie kochała reszty rodzeństwa, z Diego czuła najbardziej wyjątkową więź, nawet jeśli teraz rzadko się widywali, był jej bliźniakiem, Diego po prostu, ukochanym bratem, z którym zawsze wpadała na najgłupsze pomysły.
    — Każda więź jest szczególna, nie tylko bliźniaków, ale faktycznie, Diego to Diego, dosłownie rozumiemy się bez słów — zaśmiała się. Ją to bawiło.
    Zainteresowała się tym, że będzie mogła go kiedyś wypytać. Zapisała to sobie w pamięci. Kiedyś to zrobi. Może przy jakiejś muzyce na jakimś ognisku, gdy będzie idealna atmosfera do opowiedzenia o tańcach czy ciekawych świętach. Teraz nie chciała ciągnąć go za język, nie było żadnej muzyki, mógł łatwo zrezygnować z najbardziej nurtujących ją pytań. A ona potrafiła być cierpliwa, o ile tego chciała i wytrzymywała z własną świdrującą ciekawością.
    — Tak właśnie, o to dokładnie! — klasnęła zadowolona w dłonie, że udało mu się mimo wszystko wyciągnąć coś z całej jej paplaniny. Była pod wrażeniem, nie każdy potrafił słuchać to dobrze, dobrali się naprawdę wybornie.
    Zauważyła jednak, że zaczął się męczyć przy opornym opowiadaniu o Yensenie. Sam wiedźmin pewnie wyjaśniły by to najlepiej. Przede wszystkim krótko. Darcy niestety nie była zbyt dobra w krótkich opisach. Chociaż może warto nad tym popracować, żeby nie zrazić nowego kolegi. To też zapisała w pamięci. Miała przy sobie idealny obiekt testowy. Mohe masował się w skronie, czy po prostu zdradzał miną, że się gubi i powinna zwolnić. Na tej podstawie może wyciągać wnioski.
    — Hmm… chyba tak. Yensen jest bardzo stary. Jest wiele teorii, może będziesz miał okazję sam go dopytać o definicje, ale mówił o różnych stworzeniach, które napadały na wioski, pola, bezmyślne, które zabijały, jadły ludzi. Na przykład cieniostówr byłby tylko potworem tak mi się wydaje — wyjaśniła uważnie obserwując czy taka dawka informacji była dla niego odpowiednią ilością, czy powinna bardziej skracać własne wyjaśnienia. Pominęła wiele aspektów, o które sama męczyła wiedźmina wielokrotnie, po kolei, małymi krokami, aż dowiedziała się pełnej historii.
    — No to potem kradniemy bimber — zakomunikowała, nie przyjmując za bardzo sprzeciwu, skoro było zabawne, nie widziała żadnego powodu, dla którego mieliby tego nie zrobić. Najwyżej pójdzie na nią i będzie musiała odpracować pomagając staruszkowi przy pracy, czy zajmując się pociechami Febe i jego.
    Podeszła z nim do jednej z konstrukcji, dużych pali, nad którymi wisiały ogromne pnie drzew.
    — Tam jest dźwignia, która wprawia w ruch przeszkody, a Ty musisz przejść nie ocierając się o to, potem z opaską na oczy, a potem kręcisz się w kółko, fechtując mieczem, żeby trenować równowagę i słuch, ale w akcji Ci tego nie pokaże, umiem tylko pierwszą część — znowu patrzyła na niego uważnie, obdarowując Mohe kolejną dawką argarskich ciekawostek.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  142. Argar zachwycał ją. swoją różnorodnością, ale przez to wszystko co tu się działo ciągle chodziła z butelką rumu przy boku. Nie musiała z niej korzystać już tak często jak na początku, ale dalej była jej najlepszym kompanem w tej krainie. Tym razem dostrzegła normalną duszę siedzącą pod drzewem i strugającą w drewnie. To jego obrała sobie za kolejnego kompana. Przyciągnęła ją do niego normalność tego zjawiska. Jego fantazyjne włosy, jak i tatuaże. Było jeszcze jedno kryterium - nic obok niego nie latało, nic nie wybuchało, nic nie znikało. Podeszła do niego dziarskim krokiem i przysiadła obok. Spojrzała w kierunku, który obserwował i uśmiechnęła się lekko. Ją również "Pirania" zachwycała, więc poczuła rosnącą dumę w piersi. 
    - Piękna jest, prawda? - skomentowała. - Ale twoje włosy... - złapała jego warkocze i przesunęła po nich palcami. - Majstersztyk - pokiwała głową, podając mu butelkę rumu, by podzielić się swoimi dobrami z chłopakiem. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  143. Słysząc o mocnym alkoholu postawił na whiskey. Sobie za to wziął zwykłe piwo. Uznał, że jedno z nich powinno jednak zostać trzeźwe, a to on był bardziej obcykany w Argar niż sam Mohe. Usiadł przy stoliku akurat kiedy Akane wskoczyła na scenę. Zawiesił na niej wzrok słuchając nuty. A ta znowu o tym samym, wszyscy mają mnie "za". I ten olewczy ton, a wciąż gdzieś ją to męczyło. Wszędzie to wrzucała, mimo że w niektórych przypadkach po prostu przypisywała to do danej osoby odruchowo, bo "tak". Niemal każdą sytuację była w stanie do tego sprowadzić. Och i jeszcze, że niby spokojna? W którym momencie? Pokręcił lekko głową. Dobrze, że wspomniała by nie brać jej słów do siebie. Chociaż tyle dobrego. Oderwał od niej wzrok dopiero na dźwięk głosu Mohe i zmarszczył nieco brwi.
    - To jest właśnie Akane - powiedział. - Czaruje głosem - puścił do niego oczko i upił łyk swojego piwa. - Jest niesamowita z tymi występami. Potrafi rozruszać umarlaka... dosłownie - dodał jeszcze, ciesząc się że Mohe na moment zapomniał o swym strachu i ostrożności.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  144. Spojrzała na swój mizerny warkocz i niemal od razu go rozplotła, pozwalając włosom opaść swobodnie na plecy. Ściągnęła kilka rzemyków ze swojego nadgarstka i zmieniła swoje miejsce. Tym razem usiadła tuż przed nim, plecami do niego. Obróciła głowę w jego stronę z figlarnymi iskierkami widocznymi w oczach.
    - Nie jestem przekonana czy faktycznie by mi pasowały - uśmiechnęła się łagodnie. - Podobno jeśli czegoś nie zrobisz to się nie przekonasz, a moje umiejętności plecenia takich mogą mi na to nie pozwolić. Z pewnością wyjdą krzywe - przytaknęła sobie głową. - Czy mógłbyś mi je zapleść? - zapytała, obdarzając go proszącym i ufnym spojrzeniem. - Luna - skopiowała jego głos z dotykiem dłonią mostka. Nie była pewna czy to jakieś pozdrowienie, ale uznała że warto się wpasować w klimat. Może w ten sposób okaże mu trochę szacunku. Zasalutowała mu zaraz, całkowicie odruchowo. Tak jak to salutowała innemu kapitanowi statku przepływającemu w pobliżu, tylko wówczas robiła to kapeluszem. Dziś kapelusza ze sobą nie miała.
    - To nie na smutki - stwierdziła lekkim tonem. - Argar jest dla mnie nowością, tyle tu dziwów, że bez tego... padłabym już dawno trupem - zaśmiała się rozbawiona i poklepała buteleczkę rumu pieszczotliwie. - Och to tylko rum - dodała po chwili milczenia. - Z prywatnej piwniczki mojego ojca.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  145. Potwierdził skinieniem głowy jego domysł związany z córką wodza i chciał mu coś jeszcze powiedzieć, ale Akane zaczęła kolejny występ, a Mohe przepadł. Sam również ułożył policzek na dłoni i sącząc swe piwo słuchał dziewczyny. Jej emocje były mocne, wręcz prawdziwe a tekst niezwykle przypominał ich niedawną kłótnię. Mieliła to cały czas. Choć wiedział, że piosenka nie odnosi się do nich konkretnie to miał niejasne wrażenie, że Akane dobrała ją tak by przekazywać prawdziwe emocje. Cholera jasna by to wzięła. Ocknął się, gdy Mohe zadał kolejne pytanie.
    - Aha - potwierdził. - Żeby tylko z radości do smutku. To jest burza emocji, której nie jesteś w stanie zrozumieć - uśmiechnął się krzywo, wstając od stolika. - Przepraszam na chwilę, zaraz wrócę - dodał unosząc kciuk w górę, by go o tym zapewnić. Sam bezceremonialnie wszedł na scenę.
    - Słyszałem, że dzisiaj wolnej sceny nie ma, ale nie mogę się powstrzymać. Mam nadzieję, że państwo mi tu wybaczą - posłał im przepraszający uśmiech. - Pamiętasz to miejsce w piwnicy u dziadka? Kiedy przychodziła jesień, zrzucali tam węgiel i jabłka. I tam całowaliśmy się pierwszy raz - zapodał nutę spoglądając na Akane, ale tylko przelotnie. - Brałem wtedy Twoje ręce. I kładłem je sobie na twarz. A skronie pulsowały gęściej, gdy dłonie masowały lędźwie. No a na górze szalała burza. I wiatr z miejsca na miejsce przeganiał piach. Kałuże wypiły podwórze do cna, a buda ganiała psa. No gdzie było nam tak, bezpiecznie jak tam? - wzruszył ramionami, po czym zaśpiewał jeszcze drugą zwrotkę w tym dość skocznym utworze. - No a my, a my to się nie znamy już prawie, Czasem napiszesz coś zza oceanu, jakieś myśli ledwie poukładane wrzucisz mi do skrzynki z listami. Ale któregoś pięknego dnia
    Zaraz przed tym jak wszystko trafi szlag ja sięgnę do pamięci dna. No i stamtąd wyciągnę ten ślad... - spojrzał na Akane. - Bo gdzie było nam tak, bezpiecznie jak tam? - dokończył i ukłonił się zanim zszedł by dołączyć do Mohe. Może nie była to najtrafniejsza odpowiedź, ale w pewnym sensie oddawała te kłębiące się w nim myśli. Przysiadł obok Mohe i upił łyk alkoholu. - Wybacz - rzucił do niego. - Więcej cię raczej nie opuszczę - obiecał.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  146. - Nie, głosem nie - potwierdził. - Jestem od sfery umarłych - machnął ręką a obok pojawiły się dwa duchy tak by Mohe mógł je zobaczyć. Zaraz też przestał tej zabawy. - Widzę je na okrągło - uśmiechnął się do niego krzywo, upijając kolejny łyk piwa, a na chrząknięcie przyjaciela uniósł wzrok i uśmiechnął się do Akane.
    - Cześć, twoje też genialne - zapewnił ją swobodnie. - Mohe, Akane, Akane, Mohe - przedstawił ich sobie i popatrzył na chłopaka uśmiechając się do niego przy tym. Wstał z miejsca i podszedł do niego. - Stań w rozkroku - poinstruował go. - Ugnij lekko kolana.... teraz chlaśnij 3 razy o uda - dorzucił. - Genialnie. - No i nie zapomnij o tekście i języku - mlasnął językiem, zerkając przy tym z rozbawieniem na Akane. - Powitaniu naszym. Takim pierwszym ze wszystkich - mrugnął do niej porozumiewawczo.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  147. Jej oczach? Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nazywa rodziców, wujostwo staruszkami, ale każdy to robił. Yensen sam często powtarzał, że jest za stary na wiele rzeczy, bo nie chciało mu się często nic robić, więc tak jakoś się utarło. Ale kiedy ktoś zaczynał być stary. Była chyba za młoda, żeby zbyt dobrze rozeznać się w temacie.
    — Nie mam pojęcia — zaśmiała się. — Chyba jak sam zaczyna się czuć stary. Elfy, anguli, feniksy, jest pełno ras w samym Mathyr, które potrafią być jeszcze dzieckiem, gdy człowiek kończy życie, są też nieumarli z Lerodas, więc nie mam dla Ciebie lepszej odpowiedzi, nigdy się nad tym nie zastanawiałam — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Gdyby teraz zaczęła to analizować, pewnie zasypała by go falą różnych rozmyślań, a przyprawiła go już o wystarczająco dużo migren jak na jeden dzień. Można powiedzieć, że wyczerpał swój limit.
    — Tak, chyba tak, wiesz, najwięcej o Yensenie czy kimkolwiek stąd powie Ci Gave, jest z nimi dłużej, ja się urodziłam w Phyonix, a ono jest w Mathyr, więc sama mam czasami do nich sporo pytań, tutaj po prostu się przeprowadziłam na jakiś czas — odpowiedziała mu i od razu poleciła przyjaciela, gdyby miał więcej nurtujących go pytań odnośnie Argarczyków. Ona znała się przede wszystkim na feniksach z tego świata i demonach, reszta dla niej samej potrafiła być niezwykle zaskakująca.
    Uśmiechnęła się łobuzersko na jego kolejne pytanie.
    — Czemu nie? Może być ciekawie, może nawet mi zatańczysz przy ognisku po mocnym bimbrze, jak Ci ładnie zagram — zaśmiała się. Poszłaby po lutnię do domu i mogła robić akompaniament. Mogło być śmiesznie, wygłupy lubiła i zdecydowanie od dłuższego czasu była w nastroju na zrobienie jakiejś głupoty.
    A więc Mohe był łucznikiem. No to nie trafiła najlepiej z mordownią. Była zaprojektowana przede wszystkich dla fechtujących mieczem, sztyletem też się coś dało, ale łuk. Sama musiała się rozejrzeć, żeby sobie przypomnieć. No tak, arena.
    — Tak, ale daj mi chwilę — poprosiła, po czym pobiegła do szopy, aby wyjąć z niej tarcze do sztelania. Wiedźmin co prawda używał kuszy, ale Ines uwielbiała chyba każdy rodzaj broni, więc ojczulek był przygotowany, a Darcy tak często była zmuszona przez niego do pomocy swego czasu, że akurat w jego szopie czuła się prawie jak w domu. Zawiesiła je na manekiny i podeszła do pokrętła, które wprawiło arenę w ruch, kukły zaczęły się ruszać, a podłoże zniżać i zaniżać.
    — To chyba jedyna metoda, ale może też się nie ruszać! — krzyknęła do niego, operując całą konstrukcją.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  148. Odchyliła głowę do tyłu, przymykając przy tym oczy. Czerpała przyjemność z czesania przez drugą osobę. Od czasu do czasu jego dłonie natrafiały na skórę głowy, przez co odczuwała delikatny jej masaż. Aż chciało się pomruczeć. Powstrzymała te zapędy śmiejąc się cicho, gdy wyznał swoje własne spostrzeżenia. Pokiwała lekko głową, ale tak żeby niczego mu przypadkiem nie popsuć. Nie mogła mieć ku temu wielkiej pewności, ale próbowanie zdawało się przychodzić jej naturalnie.
    - Ciężko - zgodziła się z nim. - Czasem mam wrażenie, że jedna czy druga belka we mnie trafi... albo jakiś dzieciak beknie i ogniem mnie przysmaży - zaśmiała się lekko. - Trudno mi przejść nad tym do porządku dziennego - odkręciła butelkę i pociągnęła z niej łyk, ponownie podając ją Mohe.
    - Trafiłeś tu przypadkiem czy celowo postanowiłeś zbadać nowy gatunek? - zainteresowała się. - Sporo o nich słyszałam i postanowiłam doświadczyć na własnej skórze - zadrżała delikatnie. - Zaczynam przeklinać swą odwagę - dodała, znów delikatnie okręcając głowę, żeby na niego spojrzeć. - Być może powinnam zrobić to wszystko subtelniej i w krótkich wizytach, ale mam niejasne wrażenie, że lepiej pochłonąć wszystko za pierwszym razem, żeby nie paść trupem przy pierwszej lepszej okazji - dodała, po czym parsknęła śmiechem na jego spostrzeżenie.
    - A skąd! - roześmiała się serdecznie. - Ojczulek nie zbiednieje od braku 10 skrzynek rumu, a ja nie mam czasu na tworzenie swojego własnego - skomentowała.
    - Hm... tworzysz swoje wysokoprocentowe napoje? - zapytała go zaraz, chcąc po prawdzie wprosić się niemal od razu na smakowanie jednego z nich. Wyznawała zasadę, że dobry alkohol nie jest zły. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  149. - Czarowano cię głosem? - obróciła się do niego zaskoczona. Tego jeszcze nie widziała, ale nie była pewna czy w ogóle można to zobaczyć. - Jak to wyglądało? - zapytała go szczerze zaintrygowana. Nastraszono go również umarłym? Uniosła wysoko brew, a jej wyobraźnia podpowiedziała jej komiczny widok. Uciekający przed kościotrupem chłopak, a samemu kościotrupowi trzeszczały wszystkie stawy. Parsknęła śmiechem do swoich własnych myśli, po czym pokręciła lekko głową.
    - Musiałeś nieźle się nabiegać przed tym umarłem - skomentowała ze współczuciem. Gdyby sama czegoś takiego doznała na pewno nie byłoby jej do śmiechu. Przytaknęła mu w sprawie niemowląt i powróciła do swojej wcześniejszej pozycji. Tak, ciekawość mogła ich zapędzić w kozi róg i w pewnym sensie właśnie to zrobiła. Oboje znaleźli się w Argarze nie do końca wiedząc czego mogą po tym miejscu oczekiwać. 
    - Och z pewnością - zerknęła na niego. - Ale zmienić plany zawsze można, czyż nie? - rzuciła posyłając w jego stronę znaczący uśmiech. Zgodziła się z nim również w sprawie adrenaliny. Owszem Argar ją podnosił, acz nie była to taka adrenalina którą uwielbiała. Tej zapasy musiała na bieżąco uzupełniać, polując na Arcemony czy przekomarzając się z pół feniksem i pół demonem. 
    - Maczanki mówisz... - spojrzała po nim znacząco. - Z przyjemnością spróbuję jakiejś twojej szalonej maczanki... ale tylko pod warunkiem, że i ty będziesz to robił  - rzuciła spokojnym acz stanowczym głosem. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  150. Musiała się chwilę zastanowić nad odpowiedzią. Naprawdę nigdy wcześniej nad tym nie myślała. Przyjrzała się bliżej Mohe, jakby szukała zmarszczek na jego twarzy pomiędzy tatuażami.
    — Nie wiem, jak będziesz ledwo chodzić przez stare kości, będziesz miał siwe włosy i ledwo słyszał, a potem zapominał co powiedziałeś? — zaśmiała się lekko. — Albo jak zostaniesz ojcem i dołączysz do grona okrzykniętych staruszkami, bo opiekują się dziećmi? — wzruszyła ramionami z uśmiechem. — Jedno albo drugie, ale które faktycznie? Nie wiem jeszcze. Trudne, filozoficzne pytania zadajesz — podsumowała. Jeśli oczekiwał lepszej odpowiedzi, naprawdę na ten moment nie mogła mu jej udzielić.
    — Możesz też do mnie, ale nie na wszystko pewnie odpowiem. Urodziłam się w Phyonix, to… miejsce za Siviet Lasku. Jest w Mathyr, ale mało kto o tym wie, a my się nie wychylamy, ale rodzice urodzili się w Argarze, zanim Argar trafił tutaj. Może kiedyś odwiedzisz moją ojczyznę — zaproponowała. Nie sądziła, aby odebrał tę propozycję poważnie, ale gdyby jednak chciał, ojczyzna otwierała się na innych i coraz częściej można było w niej spotkać gości. Najczęściej byli to Vidhu, Natan i Meliodas, ale jednak. Jako Kapłanka może kiedyś bardziej otworzy granice, jak już będzie bezpiecznie dla wszystkich.
    — Zapamiętam. Warto spróbować — puściła mu oczko, gdy wspomniał o tańczeniu po pijaku. Ukradnie tak mocny bimber, że z pewnością trzeźwy dzisiaj spać nie pójdzie. Miała już swój cel na nadchodzący wieczór. Sama nie piła nigdy zbyt dużo, ale kiedyś musiał być pierwszy raz. O siebie też się tak nie bała. Zazwyczaj upijała się na wesoło, więc powinien raczej się bać o to, że będzie miał więcej Darcy w samej Darcy.
    Przestała kręcić, gdy już była pewna, że wiedział jak to działa. Miał rację, przy ćwiczeniu na ruchomy cel coś takiego musiało być idealne. Chociaż jedyną osobą, która strzelała tutaj z łuku była Ines, a łuk Ines raczej nie pasowałby Mohe. No i rodzice dziewczynki urwaliby jej głowę.
    — Nie, ale mogę zrobić swoimi felciowymi sztuczkami — zaproponowała ze śmiechem. Po chwili jednak spoważniała. — Tylko mi obiecaj, że nie będziesz oceniać, moje zdolności są dość specyficzne — dodała. Panowała już nad swoimi przemianami, ale faktycznie mogłaby poćwiczyć samo korzystanie z mocy. Dzięki temu oboje mogli na tym skorzystać.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  151. Koniecznie musiała udać się na występ tej trubadurki. Hipnotyzowała swym głosem i nie można było oderwać od niej wzroku, wręcz musiała przeżyć coś takiego chociaż raz. Popatrzyła na niego z wielkim niedowierzaniem, gdy wspomniał o swoim przyjacielu. O matulu, toż to można zejść z tego świata i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy przy tym chłopaku. Przełknęła głośno ślinę. Była pewna, że gdyby usłyszała tę relację pijąc rum, zakrztusiła by się nim. 
    - Cud, że tylko wjechałeś w ścianę - oznajmiła śmiertelnie poważnym tonem. - Na twoim miejscu zastanowiłabym się poważnie nad doborem przyjaciół. Przecież tak nie można robić - pokiwała głową samą siebie upewniając co do słuszności własnych słów. Koniec końców i to chciałaby kiedyś doświadczyć. Może sama powinna zastosować się do swych rad. Co to za rady, jeśli od razu chciała je łamać? Poczuła przyjemny dreszcz przechodzący ją po plecach, słysząc ten jego głęboki głos przy swoim uchu. Obróciła do niego twarz i posłała mu niewinny uśmiech. 
    - Chcesz mnie dodatkowo zachęcić czy zniechęcić? A może sam tchórzysz? - zapytała go, delikatnie szczypiąc jego ego. - Nie odmówię sobie tej przyjemności, aczkolwiek... - przesunęła po nim wzrokiem i sugestywnie oblizała swe wargi. - ...nie jestem pewna czy podołasz mojemu stanu szaleństwa - poklepała go delikatnie po policzku, pozwalając zaraz dokładniej przyjrzeć się swojej twarzy i robocie jaką wykonał. Obdarzyła go wówczas promiennym uśmiechem. 
    - Dziękuję, chochliczku - dotknęła swych warkoczy dłońmi. Badała ich strukturę palcami, zachwycając się ich gładkością i starannością wykonania. Nie widziała siebie w całej okazałości, acz wystarczyło spojrzeć na fragment warkocza by ocenić kunszt w dłoniach tego dość tajemniczego jegomościa.
    - Już tak nie syp komplementami, bo się zarumienię - puściła do niego oczko, unosząc przy tym lekko brew. Oho, kolejny chcący wbić jej na łajbę. Spojrzała po nim poważnie. 
    - Nie jestem pewna czy wytrzymasz na tej łajbie chociaż pięć minut - oznajmiła ze znaczącym uśmieszkiem na twarzy. - Moje kamratki mogą chcieć się tobą zająć a im maczanek do szaleństwa nie potrzeba - ostatnie słowa wyszeptała mu wprost do ucha, wstając i otrzepując swe spodnie. - Skoro już znasz ryzyko, decyzja należy do ciebie - pokiwała na niego ręką. - "Pirania" czeka - rzuciła lekkim tonem. - A i zwierciadło się w niej znajdzie.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  152. Przez moment zastanawiał się czy nie przesadził z duchami. Reakcja Mohe była wymowna. Postanowił więcej mu tego nie robić, chyba że sam o to poprosi. Czasami, mimo wszystko, zapominał że dla mieszkańców Mathyr coś takiego nie było naturalne. Miał go nawet przeprosić, ale Akane pojawiła się na horyzoncie i trzeba było zająć się tańcem powitalnym. Śmiał się pod nosem widząc, jak przyjaciel wykonuje te ruchy. W jego wykonaniu wychodziło to bardzo naturalnie. Odpowiedział równie uroczym uśmiechem, widząc jak ten całuje rękę Akane, po czym parsknął śmiechem na jej odpowiedź do jego komentarza.
    - Wspominałem ci... nie wiadomo jak jej czapka stanie - przypomniał mu klepiąc go lekko po ramieniu, po czym przeniósł wzrok na Akane.
    - Pewnie, wpadnę do was wieczorem - obiecał szybko. - Moja kolej na usypianie Fasol i ich mamuśki - puścił do niej oczko, po czym w ramach zadośćuczynienia za wszystkie krzywdy jakich się dopuścił na Mohe w przeciągu ostatniej godziny, zamówił po kolejnym trunku do stołu, zerkając jeszcze za Akane.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  153. Zaśmiała się na jego stwierdzenie.
    — Zależy jak szybko weźmiesz się do roboty. Możesz też być młodym, przystojnym tatuśkiem, kto Cię tam wie — puściła do niego oczko. Zaraz się uspokoiła i zaczęła słuchać o jego klanie. Odizolowany klan? Być może dlatego nigdy o nim nie słyszała. Nie była stąd, więc legendy z Mathyr były jej raczej obce, o ile nie przeczytała o nich w książce, a takie plemię, jakim go obrazował, nie brzmiało jak coś o czym faktycznie by się zaczytywała. Co prawda lubiła horrory, ale opowieści o uprzedzonych, rasistowskich plemionach? To już niekoniecznie była jej bajka.
    — A mówili dlaczego się odizolowali od świata? Znam klan drakonów, który to zrobił, żeby nie stracili swoich rasowych zdolności na przykład. Witają innych co prawda i nie są wrodzy, ale jeśli ktoś się miesza, musi opuścić klan — wyjaśniła. Nie miała pojęcia co tchnęło Nhulu, ale sama teraz zrobiła się całkiem ciekawa jego rodzinnych stron. Nawet ze stereotypami, o których opowiadał.
    — W każdym razie, cieszę się, że Tobie Twój wybór odpowiada. Dzięki temu trafiłam na kogoś kto wyciągnął do mnie dłoń w odpowiednim momencie. Moje włosy by bez Ciebie przepadły — zażartowała, dotykając jedną dłonią swojego warkocza, a drugą jednego z warkoczy Mohe, przybliżając je do siebie, jakby chciała je porównać, czy sam fakt, czy na pewno stosuje się do jego metody. Odsunęła się po chwili od niego. Zaśmiała się szczerze. Poklepała go po ramieniu.
    — Nie spłoniesz, dam Ci swoją ognioodporność, a samo Phyonix jest teraz bardzo życzliwe, otwiera się powoli na świat. Nasze Opas to Armonie z Lerodas chociażby. A Opas… to taki lekarz dla osób, które cierpią na sercu czy duszy. Warto poznawać nowe kultury. Oczywiście, jeśli nie chcesz, siłą Cię nie zaciągnę, Twoja decyzja — poinformowała go, ponownie zwiększając dystans między nimi z uśmiechem na ustach.
    Westchnęła. Teraz była bardziej poważna. Chociaż prychnęła śmiechem. Nazwa Grimy zdecydowanie mocno utknęła jej w głowie.
    — Moja przyjaciółka tak mówi. Felciowe to takie zdrobnienie. Jestem fenalis, to nazwa dla kogoś ze związku feniksa i kogoś innej rasy. U mnie mama była feniksem, a tata demonem — odpowiedziała. Skoro chciał bimber, to mogą go i teraz otworzyć. Jej też dobrze zrobi łyk mocnego alkoholu. To będzie w końcu jej pierwsza kontrolowana przemiana przy kimś kto nie jest z rodziny. Zabrała go do szopy Yensena, później odsunęła kilka desek i otworzyła “tajną” skyrtkę wiedźmina. Podała mu alkohol.
    — Goście przodem i wyjdźmy z szopy, wolę zmienić się na otwartej przestrzeni — wyjaśniła, wychodząc z szopy. ( ależ ona go ciąga z miejsca na miejsce XD). Następnie stanęła przy kamieniach, z dala od wszystkich łatwopalnych rzeczy, tak na wszelki wypadek.
    — Moja przemiana polega na tym, że po pierwsze wizualnie zmieniam kolory, mam szarą skórę, runy na ciele, a moje włosy to fałdy krwi, albo ogień, zależy. Po drugie, mogę używać mocy bez ranienia samej siebie, bo normalnie, żeby zrobić cokolwiek poza tym — wyciągnęła delikatnie rękę w jego stronę, na tyle, aby mógł się przyjrzeć, ale żeby nie zrobić mu krzywdy. Dłoń stanęła w płomieniach. — To muszę wyryć na własnym ciele coś co pomoże mi zaczarować coś co przy przemianie wychodzi mi naturalnie. Ale nie wiem dlaczego tak jest. Gotowy? — zapytała. Sama czuła się nieco niepewnie. Nie chciała mu zrobić krzywdy, ale jakoś kontroli uczyć się musiała.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  154. Zawtórowała mu śmiechem. Skoro przywykł do brutalnych scen, to kimże ona była by mu takich zabraniać oglądać. Wyciągnęła swą szabelkę i pomachała nią na boki, po czym przesunęła po niej językiem, patrząc mu prosto w oczy.- Och z przyjemnością ci pokażę parę swoich popisowych numerów - puściła do niego oczko, chowając broń na swoje miejsce i obracając się wprost do niego, kiwając lekko głową.
    - Cóż, coś w tym może być Chochliku - pokiwała głową, biorąc drugi z warkoczy i okręcając go sobie wokół palca. Wyszczerzyła się do niego na te jego zaczepki i trzepnęła go lekko przez łepek. - Aczkolwiek ma głowa zniosła wiele procentów i dziwnych substancji - pokiwała delikatnie głową, spoglądając w jego oczy. - Myślę, że mogę cię zaskoczyć - posłała mu buziaka w powietrzu, wstając zaraz z miejsca i przeciągając się mocno. - Albo i nie... możliwe, że te twoje substancje są na tyle mocne, że pokonają mnie w przedbiegach - dodała jeszcze, bo na dwoje babka wróżyła, prawda? Mogło być albo tak albo tak.
    - Dziękuję Chochliczku - podziękowała mu za komplement, delikatnie się przy tym rumieniąc. - Może i słyszałam wiele innych, ale... - przesunęła po nim wzrokiem. - ...czasem trudno się do takich przyzwyczaić - zapewniła go. - Do tych, które wyrażane są z mocą prawdy w głosie - wypunktowała o co dokładnie jej chodzi. 
    - "Pirania" to statek stosunkowo młody - zaczęła mu opowiadać o swoim dziecku. - A przynajmniej po odnowieniu... ciągle się rozwija - uśmiechnęła się z dumą wypinając pierś do przodu. - A jej załoga... to kolorowe ptaki we własnej, niepowtarzalnej odsłonie - rzuciła jeszcze prowadząc go najkrótszą drogą do "portu". - Chochliczku... płynąłeś kiedyś takim prawdziwym statkiem? 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  155. Pokiwała głową z uznaniem, kiedy złapał jej nadgarstek i  przekręciła go lekko w jego uścisku by pomiziać palcami jego dłoń.
    - Niektóre z nich są jeszcze bardziej oklepane - wyszczerzyła się do niego. - Jak na przykład ten... Arg! - zrobiła iście bojową minę i zawyła niczym piraci z opowieści morskich, po czym pokręciła lekko głową. - Ależ nieprzyjemne dreszcze przechodzą jak ktoś tak robi - wzdrygnęła się lekko. Nieprzyjemne, bo cała ta pokazówka wcale jej się nie podobała.
    - Ale mam też bardziej oryginalne, ale na nie, Chochliczku mój drogi, trzeba zasłużyć - puściła do niego oczko. Pokiwała lekko głową. Ktoś tu miał swoje priorytety, a ona nie oponowała. Przynajmniej w temacie zwiedzania swojej łajby. Może gdyby Mohe nie byłby taki szczery to miałaby pewne opory lub zastrzeżenia, ale w tym wypadku liczyła na to, że przeczucie jej nie myli. 
    - A uwodzisz mnie teraz? - zapytała unosząc lekko brew i przyglądając mu się uważniej. - No to musisz się postarać trochę bardziej - posłała mu buziaka w powietrzu, opowiadając mu dalej o niemal każdej desce swojego statku.
    - Tu zatrzymałyśmy się na dłużej bo mamy do wymiany parę części, ale wiesz... Argarczycy są niesamowici. To na co zwykle czekam dwa tygodnie, będę miała w pięć dni - pokręciła głową z podziwem dla tego narodu. - Niesamowici - pokiwała jeszcze raz łebkiem i wprowadziła go na statek. 
    - Tak, jesteśmy różnorodne. Od Terranek po Anguli... - pokiwała lekko głową. -  To Hailey, moja prawa ręka - przedstawiła mu swoją pierwszą oficerkę, która wylegiwała się aktualnie na hamaku przy kole sterowym. - Reszta załogi jest jeszcze w mieście. Dzisiaj dzień wychodny. To co? Od czego chciałbyś zacząć? - zainteresowała się. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  156. - Mhm no - pokiwał lekko głową. - Fasole to nasze córki - poinformował go. - Zostałem tatą - uśmiechnął się delikatnie. - Mam dwie, świetne małe córeczki. Malikę i Rayę - dorzucił jeszcze. - Są kochane - dodał i zaczął mu o nich opowiadać. Od tego jak krzyczą i jakie już są charakterne, przez niemal każdy pieprzyk na ich ciele, po sposoby na usypianie dwóch potworzyc. - Jutro cię z nimi poznam, jeśli będziesz miał ochotę - zaproponował jeszcze.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  157. Uśmiechnęła się. No proszę, czyli jednak facet potrafił na spokojnie podchodzić do takich tematów, zamiast wodzić łapkami zanim w ogóle wyrazie jakiekolwiek romantyczne zainteresowanie. Może powinna mu kiedyś zrobić za to jakiś medal? Zaśmiała się na tę myśl.
    — To dobrze, w Argarze by się już żłobek przydał, chociaż jeden — powiedziała zadowolona. Słuchała teorii odnośnie Nhulu. Z tego co mówił rozumiała, że intencje mieli dobre. Sama nie chciałaby żyć w Polszy za tym głupim murem.
    — Brzmi tak jakby w ucieczce przed jednym murem, schowali się za drugim. Smutne. A brzmiało, jakby intencje mieli piękne. Przykro mi. Jeśli oni chcą się zatracić, dalej jesteś Ty, z tego plemienia, możesz nieść ze sobą to co było tam dobre — odpowiedziała mu. Mogłaby mu opowiedzieć, że Phyonix też kiedyś próbowano zamknąć lud, ale darowała sobie. W końcu i tak mu motała w głowie wystarczająco dużo swoimi opowieściami. Może kiedyś będzie miała jeszcze okazję, aby opowiedzieć coś takiego. Mimo wszystko posłała mu delikatny uśmiech.
    — Każda rasa jest głupia, bo są głupie jednostki, które potrafią dobrać się do władzy — powiedziała.
    Porównywała warkocze uważnie i skupiała się głównie na tym. Ba, była nawet zadowolona, bo wyglądały prawie identycznie, poza tym, że zaczynały się w innych miejscach, tak technika była perfekcyjna po obu stronach. Dopiero gdy złapał ją za rękę, spojrzała na niego, a gdy zaczął tłumaczyć, aż się zarumieniła ze wstydu. Odsunęła się szybko od niego.
    — Przepraszam! Nie miałam pojęcia — powiedziała szybko, unosząc dłonie nad siebie, schylając się w tym czasie w geście przepraszającym. Przemyślała to raz jeszcze. Zaśmiała się szczerze, wracając do wyprostowanej postawy.
    — Ale wyszłam na hipokrytę, tak gadam o dystans, a właśnie się zachowywałam jak napalona Panna, próbująca zabrać sobie męża… ja pierdole… jeszcze raz przepraszam — przeprosiła raz jeszcze.
    Znowu przesadziła z tłumaczeniem. Cholera jasna. Przytaknęła mu. Po prostu żeby więcej nic nie mówić, bo znowu zaczęłaby coś tłumaczyć i jeszcze bardziej by zbaraniał. Kątem oka zauważyła, że się rozgląda dookoła. Sam musiał przejść przez niezłe bagno, skoro ciągle sprawdzał czy są bezpieczni.
    — Jeśli ktoś nas tutaj znajdzie to tylko Yensen, Febe i dzieciaki, najgorsze co nam zrobią, to dadzą mi jakąś karną pracę przy pomaganiu im za kradzież bimbru, spokojnie. Ewentualnie Gave ty przyjdzie, ale jego znasz, prawda? — powiedziała, podchodząc do niego z butelką. — Wiem, że dla Ciebie to obce miejsce, ale spokojnie, jesteś przyjacielem dla nas — dodała jeszcze. Zaprowadziła go poza szopę, pokazała płonąca dłoń. Nie był gotowy. To kurewsko niedobrze, bo sama sie stresowała. Wzięła głębszy oddech. Zgasiła swoją dłoń? Gdy się napił, wzięła butelkę i upiła łyk. Dla samej siebie na odwagę.
    — Jeśli u was to coś romantycznego to przepraszam — powiedziała jeszcze, oddając mu trunek. Zamknęła oczy. Skupiła się na własnej przemianie. Skóra Darcy zmieniła po chwili kolor, a włosy zamieniły się w czerwoną krew, która w magiczny sposób nie spływała z głowy, tylko przypominała włosy. Otworzyła oczy i spojrzała na Mohe.
    — Może wyglądać strasznie i obrzydliwie, ale to dalej ja — powiedziała, aby zaraz posłać mu delikatny uśmiech. Sukces, nie słyszała żadnych podszeptów, nie miała żadnych morderczych zakusów, była sobą, po prostu sobą, tylko w innych kolorach.
    — A teraz umiem dużo więcej, na przykład… — urwała na chwilę, aby przeczesać swoje włosy, utworzyła szkarłatną kulę, odsunęła od niej dłonie, trzymając osobliwość w powietrzu i uformowała z niej łuk i kilka strzał. Wzięła je do ręki. — coś takiego. Możesz teraz potrenować strzelanie, nie mając przy sobie swojego łuku — wytłumaczyła, wyciągając w jego stronę swoje dzieło, gdyby chciał z tego skorzystać.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  158. Gave pokiwał lekko głową.
    - To nie jest popularne określenie - wyjaśnił mu spokojnie. - Tylko takie nasze... Akane i moje - dodał wzruszając lekko ramionami. - Chociaż nasi przyjaciele i rodziny przejęły je od nas - uśmiechnął się nieco, po czym spojrzał uważniej po Mohe. - Wszystko w porządku? - wstał ze swojego miejsca, aby pójść mu po szklankę zimnej wody i chwilę później częstował go nią. - Strasznie pobladłeś... - wyjaśnił, kiwając zaraz spokojnie głową. - No pewnie, że ciebie - uśmiechnął się do niego lekko. - Tak, u nas to całkiem normalne. Dzieci nie są trzymane pod kloszem. Zwykle na początku jest to najbliższa rodzina i przyjaciele... ale szybko też pojawiają się inni, nieco bardziej odlegli kumple - wyjaśnił spokojnie i zaśmiał się lekko. - Nie, tańczyć przy maluchach nie tańczymy - zapewnił go śmiejąc się przy tym lekko. - Faktycznie zwykle coś się dzieciom przynosi... mały dodatek od siebie, ale to nie musi być wielki prezent - spojrzał na niego. - Mała, skromna rzecz jest jak najbardziej odpowiednia, no i nawet jeśli przyjdziesz bez niczego nikt ci głowy nie urwie - dodał. - To tylko zwyczaj, a ważniejsze dla nas jest towarzystwo - rzucił jeszcze.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  159. Miała dobry humor, więc odpowiedziała mu tylko wesołym śmiechem. Te okrzyki i ją niesamowicie drażniły. Na szczęście niewielu piratów używało ich na co dzień, a wyjątkowe sytuacje czy wyjątkowe wydarzenia zdarzały się na tyle rzadko, aby móc spokojnie powiedzieć, że okrzyk bojowy powoli odchodził w niepamięć. Przytaknęła mu znowu i poklepała lekko po plecach.
    - Kamień z serca - stwierdziła, zerkając po nim teraz uważniej. - Kawał życia mówisz... jesteś tego aż taki pewien? - zapytała go unosząc lekko brew. - Życie jest ulotne, niesamowicie szybko przemija - dodała, wzruszając przy tym lekko ramionami. - Dziś jesteś, a jutro... może cię już z nami nie być - uśmiechnęła się do niego niewinnie. Zaśmiała się lekko na jego odpowiedź.
    - Dobrze, jak uznasz że warto to może i mi uda się dostrzec te twoje starania - stwierdziła lekkim tonem, wzruszając zaraz ramionami. - Nie - odparła szczerze. - Argar jest na tyle fascynujący, że zostaniemy tu tak długo jak planowałyśmy - uśmiechnęła się do swoich myśli. Nie zamierzała skracać swej podróży, chyba że sytuacja by tego od niej wymagała. Gdyby otrzymała sygnał z domu lub gdyby wojna postanowiła nadejść szybciej... wtedy zamierzała po prostu odpłynąć. Hailey skopiowała jego ruch, również go pozdrawiając i wróciła do swojego zajęcia. Pochłonięta lekturą jedynie przelotnie zainteresowała się nowym towarzyszem Luny.
    - W porządku - pokiwała głową. - Więc zaczniemy od tego co oczywiste - wskazała mu bocianie gniazdo u góry. - Może małe zawody? - zaproponowała. - Kto pierwszy na górze... wygrywa kolację od przegranego - zaproponowała.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  160. - Dlatego nie liczę lat, liczę miesiące - spojrzała po nim z delikatnym uśmiechem. - I celebruję każdy jakby miałby być mym ostatnim - dodała jeszcze, po czym pokiwała lekko głową. - Prawda - zgodziła się. Patrząc na plany w ten sposób faktycznie można było uznać że było to niczym rzucanie wyznania Życiu i Śmierci. - Jeśli tak na to spojrzysz to faktycznie ciekawa możliwość - stwierdziła swobodnie, zakasując swe rękawy i rozgrzewając nadgarstki, gdy tylko Mohe zgodził się na małe zawody.
    - Każda nietypowa kolacja to interesująca kolacja - posłała mu buziaka w powietrzu i stanęła przed masztem gotowa na wspinaczkę. Kiedy tylko padło hasło wskoczyła na maszt wspinając się po nim metodycznie, tak jak to zawsze robiła. Wspomagała się przy tym od czasu do czas linami i dotarła do gniazda pierwsza, acz wcale nie tak długo musiała na niego czekać. Wyszczerzyła się do niego, gdy wspomniał o wieczorze z dzikusem.
    - To będzie niezapomniany wieczór - zbliżyła się do niego i klepnęła go w plecy, podając sznur i jeszcze przez moment obserwując horyzont z gniazda. Poinstruowała Mohe jak może zejść na dół za pomocą liny i sama skoczyła bujając się na niej z wesołym śmiechem na ustach, by powoli przesuwać się w dół. Poczekała aż Mohe stanie obok niej i swobodnie kontynuowała oprowadzanie chłopaka po statku. Od koła, przez swoją własną kajutę do dziobu, po kuchnię pokładową i lochy czy ładownię. Zaraz po tym ruszyła wraz z chłopakiem w stronę jego obozu.
    - Nie przepadasz za tłumami, co? - zauważyła.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  161. Dobrze rozumiała potrzebę zbadanego terenu. Sama taki miała. Swój własny, który jeszcze chwilę temu miał okazję zwiedzać. Na swoim terenie czuła się po prostu najlepiej. Znała każdą jego śrubkę czy rysę. Wiedziała, która deska trzeszczy i ile kul armatnich zostało w ładowni. Ufała swojej "Piranii" i  w razie ataku potrafiła się do niego dokładnie ustosunkować. Obronić swą załogę, wydawać dobre polecenia.
    - Mhm rozumiem cię - rzuciła lekkim tonem, po czym zerknęła po nim uważniej. - Ale właśnie... w tłumie łatwiej coś przeoczyć i łatwiej się schować, kiedy już ktoś cię szuka - dodała jeszcze swoje własne trzy grosze, po czym roześmiała się serdecznie na pytanie o miesiące.
    - Och możesz uznać to za głupotę Chochliczku, ale ja... - wzruszyła ramionami. - Życie jest na tyle ulotne, że liczenie lat to trochę za duży okres czasu. Wiesz ile może zdarzyć się w przeciągu jednego miesiąca? - spojrzała po nim uważnie, siadając sobie na trawie obok jego tipi. - Dlatego my celebrujemy każdy miesiąc. Każdy miesiąc jest dla nas ważny. Każdy miesiąc, który przeżyłeś - uśmiechnęła się. - Wiąże się to z tańcami, zabawą... a przecież tego im więcej tym lepiej - wyszczerzyła się do niego. - Do tej pory przeżyłam 273 pełnie księżyca - powiedziała jeszcze. - To pokaźna liczba, a ile w tym czasie się zadziało - uśmiechnęła się do swych myśli. - Wiesz mam wrażenie, że dzięki takiej skali... robię więcej, bo chcę mieć czym pochwalić się podczas takiej miesięcznej zabawy - rzuciła spokojnie, rozsiadając się wygodnie w jego obozie. Była nim zaciekawiona. Jego obozowisko rzeczywiście wyglądało na zadbane i uporządkowane przy tym. Nie zamierzała mu niczego psuć czy przestawiać. W swoim domu każdy miał prawo robić co mu się podobało.
    - Hm? - zdziwiona zamrugała oczyma. - Pewnie, że jadam - rzuciła zaskoczona tym pytaniem. - Co prawda częściej mięso ryb, ale to twoje to dla mnie niczym rarytas. Pieszczota dla podniebienia - odchyliła się na moment do tyłu. - Znasz kogoś, kto takiego nie jada? Co takiego wtedy je? Przecież samymi ziółkami człowiek się nie naje...

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  162. — To jest najrozsądniejsze podejście. I tak swoje życie tylko Ty możesz przeżyć, szkoda je marnować na smutki i żale. Ważne żebyś Ty był zadowolony z drogi jaką obrałeś — zgodziła się z nim. Nie miała też zamiaru go do niczego namawiać, to on najlepiej znał swoją sytuację i to co powinien zrobić w życiu. Zwłaszcza, że zdawał się utwierdzony w swoich decyzjach. Nie każdy musiał walczyć o idee. Jak na niego patrzyła teraz to i tak zdawał się już zmęczony taką walką. Zapewne w Nhulu za bardzo go skrzywdzili, aby chciał tam teraz wracać i próbować cokolwiek naprawiać. Cóż, strata Nhulu w takim razie.
    Uspokoiła się, kiedy zaczął jej wszystko wyjaśniać. Tak przez takie różnice kulturowe czasami potrafiło wyjść całkiem niefortunnie w niektórych przypadkach. Ona sama nie miała złych zamiarów, cieszyła się, że to rozumiał. Uśmiechnęła się delikatnie do niego.
    — Tak, dziękuję, że nie jesteś zły. Dobrze od razu wyjaśnić takie nieporozumienia i jeszcze raz przepraszam — odpowiedziała mu przyjaźnie.
    Kiedy dalej chciał stać na czatach uśmiechnęła się do niego.
    — W takim razie dziękuję za troskę — rzuciła mu, kiedy dalej zajmowała się szukaniem bimbru.
    Nie mogła ukryć, że jej ulżyło, kiedy zareagował w ten sposób na jej przemianę. Ona sama dopiero przyzwyczaja się do tego tego jak wygląda w swojej formie i osobiście z wielu powodów nie przepadała za nią. Uczyła się ją lubić i akceptować, a teraz miała okazję do dalszego godzenia się z tym kim była.
    — To nic specjalnego, każdy fenalis zmienia się w ten czy inny sposób — odpowiedziała na jego komplement. Mimo wszystko czuła się trochę inna przez to, że ona miała tak inne zdolności od reszty rodzeństwa. Chociaż coraz częściej zdawała się lubić swoje moce, znajdować w nich podobieństwa, które napawały ją radością.
    — Nie rozpadnie, nie przez to, że Ty go chwycisz, ale to nie jest łuk na stałe. Ma pewien ładunek mocy, który po jakimś czasie się zużyje i wróci do mnie, tak samo strzały, kiedyś znikną, mogę je też podpalić, wtedy ładunek zużyje się szybciej, ale palić tutaj niczego raczej nie warto — wyjaśniła. Kiedy wystrzelił strzałę, uśmiechnęła się nieco szerzej.
    — Mogę też wprawić w ruch to miejsce, będąc tutaj — spojrzała teraz na kołowrót, który odpowiadał za mechanizm. Stworzyła przy nim rękę z własnej krwi, która chwyciła i zaczęła kręcić.
    — A teraz możesz pocelować na ruchomych celach — wyjaśniła zadowolna z siebie, że wszystko dalej działa i nic jeszcze się nie rozpadło, a ona nie słyszała w głowie żadnych nieprzyjemnych rzeczy.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  163. Uśmiechnęła się lekko.
    - Jeśli jeszcze tutaj będę to może zaproszę cię na te obchody - stwierdziła swobodnie. Nie miała nic przeciwko powiększania grupy bawiącej się świetnie przy wspólnych obchodach pełni. - Tylko będziesz musiał ze sobą przynieść duże pokłady dobrego humoru, taneczne nogi i gardło które można przepić - rzuciła jeszcze pokazując mu język. Słuchała go uważnie, kiedy opowiadał o swoim znajomym. To musiał być prawdziwy ewenement. Zaśmiała się cicho na wieść o słodkich oczach i zielonej zupce.
    - Dokładnie - przytaknęła mu. - Bez mięsa to nie to samo - ze śmiechem pokręciła głową. - Hm... jeśli trzeba to gotuję - pokiwała głową. - Ale mam od tego Heidi. Robi przepyszne rzeczy... owoce morza spod jej rączek po prostu rozpływają się w ustach - rzuciła wesoło. Podpatrywała jego sposoby gotowania, żeby co nieco poopowiadać Heidi, kiedy już wróci do obozu. Przesunęła wzrokiem na odpowiednią miseczkę.
    - Dobrze, tego nie ruszam - rzuciła swobodnie, biorąc leżącą obok chochlę i podbierając trochę bulionu i smakując go w takim wypadku. Skoro sam "zaproponował" zamierzała z tego korzystać. - Mhm... całkiem niezłe będzie - rzuciła z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym przeciągnęła się lekko i rozłożyła wygodnie na polanie. - Nie jest ciężko. Zapasy robimy sobie wcześniej, zanim wypłyniemy na głębokie morze - stwierdziła po prostu, po czym obróciła się na bok, aby lepiej mu się przyjrzeć. - Ale i na głębokich wodach można znaleźć pożywienie, trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać i potrafić z zimną krwią ubić zanim kreatura ubije ciebie - uśmiechnęła się znacząco. - Czasem przepłacasz za swą krnąbrność życiem - mruknęła jeszcze, obserwując te jego maczanki. - Hm... już teraz czuć lekki zapach. Będą mocne... - pokiwała lekko głową. - Często się maczankami bawisz? - zainteresowała się.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  164. Prześlizgnęła wzrokiem po jego nogach. 
    - Widziałam je dzisiaj w akcji. Są całkiem sprawne. Z tańcem poradzą sobie śpiewająco - zapewniła go i pokręciła lekko głową. - Nikt nie będzie cię oceniał - dodała jeszcze. Uznała, że więcej zachęty na tę chwilę mu nie potrzeba. Wierzyła w swoją załogę i to, że Mohe nie wytrzyma siedzieć na czterech literach i się nie ruszać, kiedy usłyszy ich wesołą muzykę i śpiewy. 
    - Trochę - odparła spokojnie, patrząc w niebo. Przez moment zamyśliła się nad odpowiedzią nad jego pytaniem i odetchnęła głęboko. - Mhm, straciłam - przyznała cicho. Nawet nie jedną osobę, ale nie zamierzała się nad tym rozwodzić. - Nie zawsze była w tym moja wina, ale ból pozostaje ten sam - dodała po krótkiej chwili, zerkając na niego. - Wiesz, zastanawiam się czy mogłam zrobić coś inaczej. Wiem, że nie powinnam, bo przeszłości nie zmienię, ale... - wzruszyła ramionami. - A ty? Straciłeś kiedyś kogoś przez krnąbrność? Przez swoje czyny? Wybory? - zadała mu to pytanie, skoro już rozmawiali na głębsze tematy. - Nie musisz odpowiadać - dodała, bo widziała po jego oczach, że właśnie tak było. Spojrzała po mieszankach słuchając jego odpowiedzi i znów zerknęła na niego, teraz zbierając się z ziemi i zbliżając do niego na kolanach, aby przyjrzeć się jego tęczówkach.
    - I to bezpieczne? Uodporniłeś się na nie? Jesteś pewien, że takie dawki są dobre dla twojego organizmu? Co one ci dają? Ulgę? Spokój? Czujesz się po nich spełniony? Rozwiązują twe problemy? - zarzuciła go pytaniami, uważnie go obserwując.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  165. Nie dopytywała bardziej, kiedy przytaknął co do straty. Zamiast tego po prostu skinęła głową, nie wchodząc głębiej w ten temat. Dopiero co się poznawali. Nie musieli zaczynać od tak nieprzyjemnie bolesnych rzeczy. Patrzyła na to jak zwija rulony, obserwowała te jego ruchy z lekką fascynacją od czasu do czasu unosząc na niego spojrzenie i słuchając tych opowieści o obrzędach jego ludu związanych z maczankami.
    - Pijecie je wtedy? - zapytała, bo palenie maczanek raczej nie wchodziło w grę, ale znów mogła się mylić. - Nie myślałeś o tym by z niektórych maczanek zrezygnować? - zapytał. - Na przykład tej od polowania. Człowiek, który się nie boi to człowiek głupi - powiedziała nieco ostrzej niż planowała i odetchnęła głęboko przywdziewając na swe oblicze delikatny uśmiech po raz kolejny. - Strach jest potrzebny, żebyśmy po prostu mogli żyć, pełnią życia - pokiwała głową i zaraz wyszczerzyła do niego. - No jasne, że jestem chętna - stwierdziła. - Przecież to będzie doprawdy niesamowite doznanie - pogłaskała go po policzku, wracając zaraz na swoje miejsce.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  166. Nie do końca przekonał ją tym wyjaśnieniem, ale wspaniałomyślnie, na razie, postanowiła nie prowokować chłopaka do długiej dyskusji na temat tego całkowitego narkotyzowania się. Zwłaszcza, że sama dość często piła rum. Może w niezbyt dużych ilościach ale nie pamiętała kiedy po raz ostatni nie miała go w ustach. Mimo to uznała, że jedną rzecz powinna tu sprostować.
    - Mi nie chodzi o odczuwanie paraliżującego strachu - spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. - Takiego nikomu nie życzę - zapewniła go. - Chociaż nie... - pokręciła zaraz głową. - Moim wrogom go życzę - sprostowała, śmiejąc się zaraz lekko. - Chodzi mi o zdrowo-rozsądkowy strach, który pozwala nam zachować życie, bo na przykład jednak wycofamy się z polowania przy trudnym przypadku - wzruszyła ramionami. - Pusty żołądek można na chwilę zapełnić zieleniną - zauważyła jeszcze. - Chwilę na tyle długą by znaleźć sobie nowy cel polowania - skomentowała, częstując się jedzonkiem i gryząc rulon. Przez moment milczała przerzuwając go spokojnie, ciesząc się smakiem i aromatem jedzenia, po czym zerknęła na niego. - Och wiem, zwracanie żółci to nic przyjemnego - zgodziła się z nim.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  167. Zaśmiałą się cicho.
    - Ależ ty przekręcasz moje słowa - pokręciła lekko głową. - Nie, chcę powiedzieć, że kiedy już staję w szranki z tymi potworami i uznam, że jest to zbyt niebezpieczne to potrafię zawrócić - odparła krótko. - Uważam za głupotę wspomaganie się tylko po to, by zdobyć mięso - przyznała i wzruszyła ramionami. - Ale rozumiem, siedzi to głęboko w tobie - poklepała go delikatnie po piersi, po czym dostosowała się do jego poleceń. Usiadła w siadzie skrzyżnym naprzeciw niego i zerknęła na miseczkę zanim przyjęła go od niego. Mimowolnie zarumieniła się, gdy powiedział że będzie ją dotykał i skinęła głową na wyjaśnienie, a potem wpatrzyła się w jego oczy. Drgnęła kiedy dotknął ją po raz pierwszy, przymknęła oczy, gdy jego palce przesunęły się po jej powiekach. Następnie poczuła jego palec na swych wargach. Otworzyła oczy, znów na niego patrząc. Sama wysunęła dłoń do przodu by w akompaniamencie jego słowa dotknąć warg chłopaka. Zbliżyła czarkę do ust i upiła połowę wywaru. Po czym znów skupiłą się na jego ruchach. Nie protestowała, gdy jej dłoń została ułożona na jego sercu. Dotknęła go tam z ciekawością wyczuwając pod nią jego silne bicia. Znów uniosła czarkę do ust. Dokończyła picie i zamknęła oczy chwilę skupiając się na tym jak wyostrzyły się jej zmysły. Słyszała wyraźny szum wiatru, a nawet morskie ptaki. Uśmiechnęła się delikatnie, powoli otwierając oczy. Czuła jak jego serce przyspieszyło rytm i... zbliżyła się do niego. Przyłożyła ucho do jego serca żeby wsłuchać się w jego rytm. 
    - Tu-dum... ta-bum... - szepnęła. - Masz piękny rytm życia... - powiedziała zachwycając się nim po cichu. Uśmiechnęła się do niej delikatnie, kiedy tylko wspomniał o jej własnych piegach i zakryła je swoimi dłońmi. - Piękne? Nie... - pokręciła głową. - Ciągle ich więcej... - westchnęła patrząc na jego nos z jakąś taką fascynacją. Była świadoma każdego zakrzywienia. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  168. Potwierdził drobiazgi skinieniem głowy. Nie był to znowu zwyczaj, którego każdy by przestrzegał, ale jednak większość przychodziła na pierwszą wizytę z prezentem. Zaśmiał się, kiedy Mohe wyjaśnił te tłumy i klepnął go delikatnie w plecy.
    - Moim zdaniem i tak długo wytrzymałeś. Szczerze mówiąc stawiałem, że już wcześniej zdecydujesz się na taktyczny odwrót z tego miejsca - przyznał śmiejąc się lekko pod nosem i wyciągając z kieszeni monety. - Tym samym co wszędzie w Mathyr, ale twój rachunek jest już uregulowany - dodał zaraz ruszając wraz z kumplem do wyjścia. - Potrzebujesz pomocy do znalezienia obozowiska, czy chcesz to zrobić sam bo masz już dość jakiegokolwiek towarzystwa? - zapytał go po chwili milczenia.

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  169. A więc będzie mogła jeszcze prównywać ich włosy i warkocze, tak? Z pewnością to sobie zapamięta. Przytaknęła mu na to głową z uśmiechem, na znak, że rozumie. Nie widziała sensu, aby dodawać cokolwiek więcej na ten temat. Cała sprawa i tak w tej konkretnej chwili była całkiem krępująca.
    Wzruszyła ramionami na jego komentarz, po czym odchrząknęła.
    — Bo celne strzelanie jest imponujące, a moje moce to coś z czym się urodziłam. Są osoby, które mają o wiele bardziej imponujące zdolności — wyjaśniła. Zaśmiała się delikatnie na jego komentarz. — Ty z pieńka nie spadłeś. Przestań bo się zarumienię — odpowiedziała, cały czas delikatnie chichotając. — Ale dziękuję, w tej formie ciężej mi mieć wesoły humor, całkiem nieźle go podtrzymujesz — dodała jeszcze już spokojnym tonem, chociaż na ustach dalej gościł u niej uśmiech.
    — Niewiele wbrew pozorom, ale pozwala sięgnąć po wiele rzeczy — skomentowała. Ciężko było zrobić żart komuś to mógł ją po prostu spalić czy odesłać, a w Argarze nie pomyślała jeszcze o robieniu dowcipów komuś swoimi własnymi mocami. Może jednak powinna zacząć? Aktualnie patrzyła jak strzela strzałami, a gdy mu się skończyły, gestem dłoni przywała je z powrotem do nich. Wyszły zgrabnie z tarczy i poleciały z powrotem w ich stronę.
    — Tracę energię… to się nazywa energia życiowa, albo mana. Mam jej bardzo dużo, więc nie czuję tego przy takich cudach, żeby się zmęczyć musiałabym zrobić coś o wiele, wiele, większego. Gdy ładunek się wyczerpie, po czasie ta energia wraca do mnie. Nie jestem zbyt dobra w walce w zwarciu, więc zawsze pomagam sobie moimi mocami, kiedy już muszę się bronić — wyjaśniła. — Nie muszę też strzelać tak jak Ty, jak widziałeś, ogranicza mnie ilość krwi, energii i wyobraźnia tak naprawdę, ale krew nauczyłam się zwiększać magicznie, mogę też zmienić, poprawić jej właściwości. Wiem, że to brzmi niestworzenie. Mimo wszystko z racji perspektywy, dla mnie bardziej imponujące jest celne strzelanie, czy przyzwyczajenie się tak szybko do mojej krwawej broni — zauważyła, patrząc na niego. Mógł się nią zachwycać. Rozumiała to. Nie zmieniało to jednak faktu, że jej bardziej imponowały czyste, wypracowane zdolności, które ktoś nabył sam z siebie własnym treningiem.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  170. Nie skomentowała tych jego słów. Przyjęła to zapewnienie, acz nie do końca uwierzyła mu w to rezygnowanie. Miała wrażenie, że chłopak pokłada za duże nadzieje w swej silnej woli, a jednocześnie nie znała go dobrze. Równie dobrze mogła pomylić się w ocenie sytuacji. Nie chciała teraz o tym dyskutować. Jeśli pożyje na tyle długo by poznać go lepiej i jej obawy się sprawdzą, wówczas wyciągnie go z tego diabelstwa, a jeśli będzie tak jak mówił... wtedy poświętuje to zwycięstwo z nim. 
    - Ta swawola brzmi niesamowicie dobrze - przyznała, posyłając mu delikatny uśmiech, który mógł zobaczyć w jej oczach. Dłonie dalej uparcie trzymała przy swojej twarzy. Dopóki nie zaczął sunąć opuszkami palców po jej skórze. Odczuwała to po trzykroć mocniej. Skupiła na nich wzrok, obserwowała jego ruchy i jakoś tak pozwoliła mu odsłonić swę buzię. Spłonęła rumieńcem na zapewnienie o uroku, wracając zaraz do tego co wyprawiał z jej dłońmi. To było tak niewinne, a jednocześnie niesamowicie intymne. Zagryzła dolną wargę, spoglądając w jego świecące oczy.
    - Jest wystarczająco zgrabny - dotknęła palcem jego nosa, badając te wszystkie nierówności na nim. Przesuwała po nim powoli, nie ściskając, tylko pieszcząc palcami. - Mhm... to silniejsze ode mnie - szepnęła, na wieść że nie miała czego się wstydzić. Nabrała głębokiego powietrza w płuca i pochyliła się nieco do niego, aby przesunąć palcem po jego pełnych wargach, zatrzymała się na nich na dłuższą chwilę, bo jej myśli popłynęły swobodnie w stronę filozofowania. Zastanawiała się skąd ten intensywny ich kolor, ta miękkość mimo że sam Mohe zdawał się dość szorstki. 
    - Wiesz... nie pasują ci te usta - poinformowała go cicho. - Są zbyt miękkie - wyjaśniła o co jej chodzi, muskając palcami jego dolną wargę. - Zbyt idealne...

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  171. Jego dotyk był elektryzujący. Czuła jak każda komórka w jej ciele się budzi do życia za każdym razem, gdy dotykał. Westchnęła przeciągle i zwilżyła językiem swe nieco wyschnięte wargi. Nie protestowała na przyciągnięcie. Zamiast tego poprawiła się tylko, by siedzieć wygodniej, swe nogi przekładając przez nogi Mohe. Teraz był na tyle blisko, że mogła go dalej swobodnie badać. Wsunęła jedną dłoń pod jego koszulkę, drugą dalej pozostawiając przy twarzy.
    - Nie, wymiana to zbyt drastyczna opcja - odparła unosząc delikatnie kącik ust w uśmiechu i mrugając zaskoczona, kiedy cmoknął ją raz a zaraz potem drugi. Dłoń którą badała jego brzuch, silny i lekko umięśniony, powoli wyciągnęła by założyć ją za kark chłopaka. Przekręciła delikatnie głowę w bok, ponownie zwilżając swe wargi, tylko tym razem pragnęła poczuć jego smak na języku.
    - Masz rację - szepnęła, przyciągając go lekko do siebie, by dotknąć nosem jego własnego. - Muszę je dogłębnie sprawdzić, przetestować i upewnić się zanim.... zaczniemy je zmieniać - szepnęła wprost w jego usta, po czym złączyła ich w pocałunku. Pocałunku podczas którego zwracała uwagę na każdą niewypukłość, każde niedociągnięcie, każdy szczegół jego wargi. Rozsunęła je delikatnie by językiem dostać się do jego ust. To było dopiero wrażenie. Miał tak szorstki język. Aż poczuła dreszcz przechodzący ją przez cały kręgosłup.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  172. Jego dłonie dawały jej błogość, błogość zapomnienia. A maczanka... maczanka pozbawiła ją niektórych granic. Całowała go coraz śmielej, badając wnętrze jego ust. Tak, jakby chciała nauczyć się go na pamięć. W pewnym sensie, właśnie tego chciała. Pragnęła go zapamiętać, jakby miał zniknąć kolejnego dnia. Zrobiła nieco zawiedzioną minę, kiedy przerwał wymianę śliny i przedłużyła jeszcze te słodkie pieszczoty, robiąc mu soczystą malinkę w widocznym miejscu na szyi. Tak, by zapamiętał ją na dłużej. Aby wspominał dzień, w którym Luna, kapitan "Piranii", weszła z nim na wyższy poziom wtajemniczenia poprzez wymianę śliny oraz wypicie tej diabelnej mieszanki. Jej wzrok padł na jego krocze, a zadziorny uśmiech wykwitł na twarzy, gdy znów spojrzała mu w oczy. Zamiast odpowiedzieć słowami, powoli sięgnęła do swej bluzki i pozbawiła się jej, bardzo, wręcz boleśnie wolno, po czym to samo zrobiła z górną częścią bielizny. Pozwoliła mu się napatrzyć na jej uwolnione piersi. Zwilżyła swe wargi językiem, sunąć dłońmi po jego klatce piersiowej, przesuwając je na plecy i przysuwając się do niego tak mocno, aby jej piersi napierały na jego klatkę piersiową. Ależ to było elektryzujące zderzenie. Czuła dreszcze przechodzące jej po całym ciele. Mruknęła zadowolona. Gorąco zaczynało się w miejscu dotyku i promieniowało od niego.
    - Jak przestaniemy - szepnęła mu do ucha. - To pozostawisz mnie wielce nieszczęśliwą i pustą w środku... - powiedziała, wsuwając dłonie w jego włosy i masując palcami skórę jego głowy. - Pokaż mi swą bestialską stronę... - poruszyła biodrami drażniąc jego przyrodzenie swoim ciałem. Sama również odczuwała podniecenie, większe niż chciała się do tego przyznać. Nie była pewna kiedy czuła coś tak niesamowitego.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  173. — Nie urodziłam, to prawda, ale nauka moich mocy zawsze była o wiele prostsza niż nauka walki. Z łuku nigdy jeszcze nie trafiłam w sam środek tarczy, a szermierka… no nie jestem ekspertem. Więc z mojej perspektywy Twoje łucznictwo jest bardziej imponujące — wyjaśniła. Gdyby sama strzeliła z łuku, w życiu by nie wycelowała, ale jeśli miała kontrolę nad strzałą, mogła po prostu nakierować ją na cel, nieważne jakby się poruszał w końcu trafi. To było o wiele prostsze.
    — Dziękuję, może faktycznie — odpowiedziała, dotykając swojego policzka z uśmiechem. Zaśmiała się lekko. W tej formie to i tak nie było możliwe. Odczuwanie emocji było i tak wystarczająco trudne, kontrolowanie ich. Wystarczyło, że patrzyła na tarczę i myślała o tym, że bardzo łatwo mogłaby ją spalić. Pokręciłą głową. Nie mogła tego zrobić.
    — Nie mroczna, to ja. Po prostu nie jestem zawsze taka wesoła jak myślisz. W tej formie łatwo, żeby moje mroczne instynkty wyszły na jaw — wyjaśniła — Ale tak, Twoje nastawienie pomaga ich nie wywlekać na wierzch, pomagasz mi w nauce tak naprawdę, bo chce w pełni to kontrolować, żeby nie zrobić nikomu niepożądanemu krzywdy — dodała jeszcze kolejną wiązankę słów. Kiedy oddał jej łuk i miała już strzały przy sobie, zniszczyła je, żeby energia mogła do niej wrócić. Nie odzywała się też wtedy, żeby utrzymać pełne skupienie. Wróciła po chwili do swojej normalnej postaci. Potem wróciła do niego wzrokiem i uśmiechnęła się delikatnie.
    — Niesamowite ilu obieżyświatów poznaję w Mathyr — zachichotała delikatnie. — Ja zdecydowanie na ten moment wolę Argar, Phyonix i mój bezpieczny trakt w jedną i druga stronę — odpowiedziała. — Ale zanotuje sobie, że pochodzisz z koczowniczego plemienia — sięgnęła dłonią po bimber.
    — Nie ma co za, obopólna korzyść, a teraz czas na kolejne doświadczenia i bimberkowanie — zakomunikowała. Upiła większy łyk, po czym się skrzywiła. Cholera, dalej nienawidziła smaku tego pieprzonego bimbru. Ale kopał niemiłosiernie. Podała butelkę Mohe.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  174. Komplement w tej chwili był afrodyzjakiem dla jej uszu. Posłała w jego stronę wdzięczny uśmiech, jednocześnie czerwieniąc się po sam czubek głowy. Przygryzła swą dolną wargę, gdy ścisnął jej pośladek. Poczuła również jego twarde, przyrodzenie przy swoim kroczu. Zsunęła dłoń na jego "przyjaciela", którego zaczął masować przez materiał jego spodni. Czując gwałtowność jego ust, aż westchnęła z zadowoleniem. Sama również w tej chwili o niczym innym nie marzyła. Oddawała jego pocałunki z pasją. Wtedy zszedł na jej piersi, przez co głośniejszy jęk wyrwał się z jej ust, a ona przyspieszyła ruchy bioder. Och czuła się już tak rozpalona... do granic możliwości. Wygięła się w łuk, gddy leżała już na plecach. Jego pieszczoty były niesamowicie pociągające. Zaśmiała się cicho kiedy postanowił oddać jej śmiałe malinki. Wsunęła dłonie w jego włosy. Masowała skórę jego głowy, a jednocześnie przyciągała go mocniej do siebie, by móc po raz kolejny smakować jego ust. Uniosła przy tym swe uda, aby łatwiej mógł pozbyć się jej spodni.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  175. Odetchnęła pełną piersią, gdy pozbył się jej wszystkich ubrań. Czuła jak jej ciało zatapia się w przyjemnej trawie, która nie kłuła ani nie powodowała żadnego dyskomfortu. Uśmiechnęła się do niego błogo i delikatnie rozsunęła swe nogi, by dać mu większe pole do popisu. Zagryzła dolną wargę, wciągając mocno powietrze w płuca, gdy zaczął wsuwać raz po raz swe palce w jej wilgotkę. O losie. Jakże jej było dobrze, błogo, przyjemnie. Patrzyła w jego świecące oczy i kiedy tylko wsunął oba swe palce i pochylił się do niej, zaczęła oddawać jego pocałunki zachłannie, zagryzając raz po raz jego dolną wargę. Oddychała coraz szybciej, a dłońmi badała jego plecy. Wbijając delikatnie swe paznokcie w nie. Na razie delikatnie, nie była pewna czy długo z tą delikatnością wytrzyma. Jęknęła głośno, kiedy zaczął coraz szybciej ją palcować.
    - Wybuchnę ci zaraz... - poinformowała go szeptem zagryzając mocno swe wargi i ponownie wpijając się w jego miękkie usta. Och zaczynała zmieniać zdanie. Jednak te pasowały do niego. Całkowicie. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  176. Nie sądziła, że aż tak jej się to wszystko spodoba. Pokiwała mu lekko głową, kiedy poprosił aby wytrzymała. Oj wytrzyma. Pokaże mu że potrafi. Zwykle potrafiła... ale dziś? Dziś było inaczej. Zmysłowo, ciepło, dobrze. Odczuwała jego ruchy po trzykroć. Chciała czuć go mocniej i głębiej. Była zachłanna, a on jeszcze chwilę się bawił. Drażnił jej wejście, sprawiał, że pragnęła go jeszcze bardziej. Spiorunowała go wówczas wzrokiem.
    - Chochliczku ty mój... - sapnęła. - Nie kuś losu, bo jeszcze ci się odwdzięczę - pogroziła mu palcem z zadziornym uśmiechem na twarzy.  Gdy wreszcie się w nią wbił, wygięła swe ciało w łuk mrucząc z zadowolenia. Och tak, tak było dobrze. Zgodziła się z nim, oplatając jego biodra swoimi nogami i przyciągając go do siebie aby jeszcze pogłębić doznania. Tak, tak, tak! Tak było dobrze, niesamowicie, wspaniale. Oddychała szybciej, zachłannie go całowała. Drżała pod wpływem jego mocnych, pewnych ruchów. Pragnęła go. Pragnęła przedłużać to wspaniałe zbliżenie bez końca.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  177. Roześmiała się serdecznie na jego słowa a potem pochłonęła ją cała gama uczuć. Odczuwała go mocno w sobie. Czuła że w tej jednej chwili stali się jednością. Oddychała szybko, jęczała cicho, całowała bez opamiętania, aż obrócił ją na brzuch. Uniosła kolana by być na czterech i wypięła się mocniej. Nie powstrzymywała jęków. Było jej niesamowicie dobrze. Klaps w pośladek sprawił, że omal nie straciła dla niego głowy. Pomachała biodrami, spinając wszystkie swe mięśnie aby jeszcze bardziej się na nim zacisnąć. Zagryzała wargi, a kiedy zacisnął palce na jej biodrach, obijając się o jej wejście jądrami doszła z głośnym westchnieniem. Szaleństwo! Czyste szaleństwo! Drżała na całym ciele od odczuwanej przyjemności. 
    - Och słodki Chochliku... - wyszeptała. - Coś ty zrobił...

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  178. Gave pokiwał lekko głową.
    - Wiem, ale chciałem - wzruszył ramionami. - W końcu sam cię trochę zmusiłem do tej gospody - zauważył wesoło, wsuwając dłonie w kieszenie. - Hm... myślę, że przy budowie mógłbyś pomóc - zaproponował od niechcenia. - Są też ludzie, którzy polują a potem sprzedają mięso, więc mógłbyś uderzyć w ten temat - zaproponował. - Albo przejść się do Ardei, tam jest wiele ofert jednorazowych - uśmiechnął się lekko. - Mógłbyś też zgłosić się do Niklausa Grandsanda. On oddelegowuje robotę mieszkańcom - rzucił lekko. - Przy budowie portu jest jej sporo...

    Gave

    OdpowiedzUsuń
  179. Zaśmiała się cicho, leżąc na brzuchu i głęboko oddychając. Tak, z pamięcią w tej chwili mogło być różnie. Powoli dźwignęła się na łokciach i usiadła na swoich kolanach żeby spojrzeć na niego z góry.
    - Byłeś niesamowity - szepnęła zbliżając się do niego i dłonią dotykając jego nagiego torsu. Wywołał w niej bestię. Uśpioną bestię toteż, przesunęła się do jego nóg i nachyliła do jego przyrodzenia. - Pozwól, że cię oczyszczę - szepnęła biorąc jego penisa w usta i ssąc go przez chwilę, zanim pociągnęła językiem po całej jego długości. Zapragnęła poznać go w całości. Poczuć każdy zakamarek jego ciała. Muskała go ustami, całowała i pieściła językiem. - Wiesz... tu też jesteś niezwykle delikatny - zacisnęła lekko rękę na jego jądrach, spoglądając na jego twarz.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  180. Jego reakcja była rumem na jej serce. Zaśmiała się z satysfakcją muskając go dalej ustami. Wsunęła go mocniej, a kiedy pchnął wzięła go prosto do gardła i przytrzymała w nim chwilę. Zakrztusiła się nieco ale zaraz wróciła do swoich ruchów. Lizała go i pieściła po swojemu. Długie posuwiste ruchy języka, przerywane kilkoma głębszymi "połknięciami" jego przyrodzenia. Oczy jej się zaświeciły, gdy zaczął reagować na jej pieszczoty i ścisnęła mocniej jego jądra.
    - Nie - powiedziała stanowczo. - Teraz to ja cię wezmę - posłała mu buziaka w powietrzu, przenosząc się nad niego i nakierowując sobie jego penisa na swoje wejście. Powoli się na niego opuściła, pieszcząc jednocześnie swe piersi dłońmi. - Mhm.... genialnie - sapnęła zadowolona.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  181. Wyprężyła się nie spodziewając się podbicia i zmrużyła nieco oczy, gdy zaczął ruszać biodrami w tylko sobie znanym rytmie. O nie, tak dobrze to nie będzie. Chwyciła jego dłonie, patrząc zadziornie w jego oczy.
    - Piratki bywają zadziorne - poinformowała go. - Żeby taką zdominować potrzeba czegoś więcej niż ładnych oczek i silnych rączek - poinformowała go, ściągając jego dłonie i chwytając je jedną swoją, po czym ujeżdżając go w swoim tempie. Zaczęła od powolnych ale głębokich tortur. Schodziła tak głęboko jak tylko mogła. Przyspieszała w dość wolnym tempie swe ruchy, aż w końcu osiągnęła to które ją satysfakcjonowało najbardziej. - Będziesz musiał bardziej się postarać - poinformowała go.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  182. Puściła do niego oczko, gdy wierzgnął i celowo zwolniła ujeżdżanie go. Wręcz torturowała go tym wolnym tempem przez chwilę, a gdy zbliżył się do niej, objęła jego szyję ramionami, przytrzymując przy sobie. Nie całowała, zerkała w jego oczy z zadziornymi iskierkami w tych swoich.
    - Mhm... rób tak dalej - rzuciła, kiedy ścisnął jej pośladki. Przyspieszyła nieco swe ruchy, puszczając jego szyję i obserwując tę błogość na jego twarzy. Oj tak, pasowała mu. Zwilżyła swe wargi językiem. - Och tylko znośnie? - uniosła wysoko brew. - Ja ci dam tylko znośnie - prychnęła pod nosem delikatnie drapiąc go po klatce piersiowej dla większych doznań, a nie dla bólu. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  183. Dobra nota ją nie zadawalała. Chciała ją jeszcze podbić. Miała nawet pomysłów, ale zanim zdołała je wprowadzić poczuła jego dłoń na swojej szyi. Razem z mocniejszym wbiciem się w nią, wytrącił ją nieco z rytmu. Ależ uparty. Zaśmiała się cicho, na tyle na ile pozwalała jej ta jego ręka przy szyi. Teraz to on zabrał się za te przyjemne tortury. Zagryzła delikatnie wargę, mrucząc z przyjemności i spojrzała w te jego patrzałki.
    - To co cię powstrzymuje? - zapytała go, muskając palcami jego sutki, by przenieść ręce za jego głowę i przysunąć go do siebie. Zablokowała swe uda, co by trochę mu poprzeszkadzać. Niech sobie nie myśli że może wszystko. Zaczęła delikatnie kręcić biodrami, przy jego ruchach. Zmieniać ich rytm, palcami badając kark Mohe. - Pokaż wszystko co tam masz... 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  184. Zmienił ich pozycję i znów leżała na trawie, mrużąc oczy niezadowolona z obrotu spraw. Prychnęła pod nosem. Ciężko było utrzymywać niezadowolenie, kiedy Mohe tak dobrze pracował swoimi bioderkami łącząc się z nią w jednym rytmie. Bardzo jej to odpowiadało. Wygięła się w łuk, opierając na łokciach, wydała z siebie zadowolony pomruk.
    - Następnym razem, Chochliczku... przywiążę cię do masztu - pogroziła mu z lekkim uśmiechem na twarzy. Jeszcze kilka jego silnych ruchów i czuła iż ponownie dojdzie. 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  185. Odwróciła głowę zanim Mohe zdołał jej zwiać i zassała się na jego szyi ponownie.
     - Cóż... taka niespodzianka nie każdemu się podoba - szepnęła. - Lepiej dać swej potencjalnej ofierze czas na przygotowanie się do tej myśli, Chochliczku - uśmiechnęła się do niego delikatnie, kończąc razem z nim. Chwilę leżała rozłożona na trawie, zbierając swój oddech i swe ciało po tych przebojach. Swój wzrok utkwiła w ciemniejącym już niebie. Pierwsze gwiazdy wyraźnie się nad nim odznaczały. Mieszanka i jej chyba powoli zaczynała przechodzić, bo nie wszystko ją tak fascynowało. Obróciła się na bok, aby móc się mu przyjrzeć. 
    - Mogę się z tobą zgodzić - rzuciła z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Sama kolacja też była całkiem niezła - dodała, powoli siadając i chwytając swą koszulę, którą zarzuciła na siebie. Zamierzała iść poplywać w ciemnym oceanie teraz i... zerknęła na Mohe. - Masz ochotę na nocne pływanie w oceanie? - zapytała go. Ona i tak to zrobi to czemu nie wziąć ze sobą towarzysza?

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  186. Luna wciągnęła jeszcze na siebie swoje spodnie, bieliznę pakując do swej torby. Buty wzięła w dłoń i spojrzała po Mohe.
    - Tak będzie wygodniej przenieść moje rzeczy. Przecież nie śpię w twoim obozowisku - zauważyła spokojnie. - Moja kajuta zdaje się być znacznie wygodniejsza niż twoje tipi - dodała pokazując mu język i prowadząc go w stronę najbliższego zejścia na plażę. Kąpiel była jej teraz potrzebna, a to że będzie miała towarzystwo sprawiało, że sama uśmiechała się od ucha do ucha. - Muszę przyznać, że pośladki to ty masz pierwsza klasa - strzeliła mu raz w pośladki by poczuć te jego mięśnie. - Długo zamierzasz tu zostać? - zagadnęła go.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  187. - A kto powiedział, że cię wpuszczę? - zapytała zaczepnie, po czym parsknęła śmiechem. - Sam je wystawiasz na światło wieczorne... prosisz się o okazję - wyszczerzyła się do niego. Zastanowiła się chwilę nad jego słowami. Jego klan mądrze prawił. W tym przypadku przynajmniej. Przetrwanie było najważniejszą rzeczą, a aby tego dokonać liczył się charakter i siła w rękach. Pokiwała więc tylko głową. Sama dbała o swoje ciało, aby w razie kolejnego skoku czy potyczki być w formie. Nie mogła sobie pozwolić na odpuszczanie.
    - Tak, niebezpiecznie samemu wędrować w obliczu tego co się słyszy - zgodziła się z nim. - Ale ty Chochliczku pewnie nie jednego byłbyś w stanie wywieść w pole w ciemnym lesie - dodała i ukłoniła się lekko przed nim na jego komplement. - Jeszcze je ci dzisiaj pokażę - puściła do niego oczko, odpinając dwa guziki od swej koszuli w odpowiedzi na jego zaczepkę.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  188. - Och Chochliczku, na takich niepraszalskich to ja swe sposoby mam... a potwory głębinowe mają wówczas wyżerkę - puściła do niego oczko i zaśmiała się cicho na jego zaczepkę. - Ho, ho... mówisz? - zastanowiła się chwilę. - Mhm to by mogły być bardzo ciekawe sny - pokazała mu język, zostając jednak przy tych dwóch guzikach. Resztę będzie mógł sobie pooglądać na plaży i w samej wodzie. Posłała mu delikatny uśmiech, odrobinę się czerwieniąc. Komplementy dalej ją onieśmielały, zwłaszcza tego typu. - Na co jeszcze jesteś tak wrażliwy? - zainteresowała się.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  189. Poruszyła przy tym zabawnie brwiami i posłała mu buziaka w powietrzu już nie komentując jego słów. Kiedy dotarli do plaży bez krępacji zsunęła z siebie odzienie i weszła do wody by zanurkować. Wynurzyła się zaraz po chwili, zastanawiając się nad tym na co ona jest wrażliwa. Dzieci? Nie. Oczywiście rozczulały ją te małe potworki, ale swoich jeszcze nie chciała. Czasem nawet uważała, że te pałętają się niepotrzebnie pod nogami. Machnęła na Mohe dłońmi zachęcając go do wskoczenia do wody, po czym wreszcie się odezwała
    - Spokojne wieczory, gdy możesz patrzeć w gwiazdy - zaczęła zerkając w górę.
    - Cisza przed burzą i słońce wychodzące po sztormie - dodała. - Każdy kolejny dzień życia... 

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  190. - Jestem pełna niespodzianek, Chochliczku - poinformowała go spokojnie, podchodząc do niego bliżej i obejmując go ramionami. - Lubię być romantyczką. Lubię być dziewczęca, kiedy mogę sobie na to pozwolić - wyjaśniła. - A jednocześnie mam swoje zdanie i potrafię je wyegzekwować - poinformowała go dość stanowczo, po czym parsknęła lekkim śmiechem. - Och burza jest niesamowita, ale nie kiedy walczysz z nią na morzu. Sztorm potrafi wykończyć twą załogę doszczętnie - westchnęła ciężko. - To walka z żywiołem - dodał przeczesując jego włosy palcami i odsuwając się od niego. - Żywioł jest bardziej niebezpieczny od jakiejkolwiek innej istoty. Nie wolno go ignorować. Należy z pokorą przyjąć go na klatę - dodała, chowając się po sam nos w wodzie, by zaraz wynurzyć z niej swą całą głowę. - Wtedy i tylko wtedy będziesz w stanie przeżyć.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  191. Skinęła głową posyłając mu delikatny uśmiech. W jej temacie rzeczywiście sam mógł wywnioskować takie rzeczy, jeśli będzie miał na to czas i ochotę.
    - Wiem - odparła z delikatnym uśmiechem, muskając palcem jego wargi. - Bardzo - pokiwała delikatnie głową, oddychając głęboko. - Brak stabilnego podłoża, wiatr, zacinający deszcz, ogromne fale... - wymieniła. - Potrafi wykończyć najlepszego - zakończyła wzdychając ciężko, po czym nawinęła sobie jeden z jego mniejszych warkoczy na palec. - Co takiego fascynuje cię w burzy? - zapytała. Skoro zaczął już o tym mówić to chciała poznać więcej.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  192. Spojrzała po nim, a uśmiech zniknął z jej twarzy. Powoli pokręciła głową.
    - Nie - odparła. - Nie mówię o konkretnej sytuacji - wyjaśniła. - Gdybym o niej mówiła, barwnie bym ci opisała krok po kroku co się działo - dodała, ocierając samotną łzę z kącika oka. Nie opowiedziała. Nie chciała wracać do tych wspomnień. Słuchała za to go i jego słów. Widok może i był nieprawdopodobny, acz ona naprawdę nie znosiła burz. Zwykle taka łapała ją właśnie na wodzie.
    - Masz rację, nigdy nie wiesz, gdzie pierdolnie - zgodziła się z nim z delikatnym uśmiechem na twarzy i odsunęła się od niego delikatnie. - Burzę lubię oglądać jak jestem na stałym lądzie w oknie swojego własnego domu - uśmiechnęła się do niego delikatnie.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  193. Zaskoczył ją ten gest z pocałunkiem na czole. Zaskoczył, ale nie protestowała. Na moment wtuliła twarz w jego ramię i milczała słuchając go. Miał rację i w jednym i w drugim aspekcie. Kiedy się odsunęła a on dał nura i wynurzył się tuż po jej drugiej stronie zaśmiała się lekko.
    - Za siedmioma morzami, hen hen daleko - wskazała dłonią kierunek swojego domu. - Rzadko kiedy w nim bywam - przyznała. Od kiedy miała swoją łajbę, w domu pojawiała się raz do roku, może dwa. Lub wtedy kiedy ojciec przysyłał wiadomość o ważnym posiedzeniu piratów. Wzruszyła lekko ramionami.
    - Wiesz, jest tyle miejsc do zobaczenia, że sam dom... zdaje się być sprawą drugorzędną - przyznała. - Zresztą swój drugi dom zawsze mam przy sobie - uśmiechnęła się szeroko. - "Pirania" jest dla mnie wszystkim.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  194. Pokiwała lekko głową dołączając do jego śmiechu, po czym ukłoniła się mu i spojrzała mu w oczy.
    - Jak u was mówi się dziękuję? - zapytała wskazując gest na powitanie, który już poznała i zapamiętała. - Dziękuję za twą otwartość i dobroduszność a także za wiarę w me słowa - wyszczerzyła się do niego i skinęła głową na jego kolejny komentarz. - Tak, wszystko zależy od rozumienia pojęcia - zgodziła się z nim, jeszcze na trochę chowając się całkowicie pod wodą i zmywając z siebie resztki szaleństwa jakie pozostawiła po sobie jego maczanka. - Nie - pokręciła głową. - Poradzę sobie, ale dziękuję za gest - uśmiechnęła się do niego powoli wychodząc z wody i spoglądając za nim, kiedy zaczęła się ubierać. - Do zobaczenia w wielkim świecie, kamracie.

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  195. Pokręciła głową na prośbę Mohe.
    — Nie trzeba, naprawdę. O takie lekcje bardzo lubię prosić siostrę, nie chce sobie odbierać ewentualnych spotkań polepszaniem umiejętności — odpowiedziała, patrząc na niego przyjaźnie. — Poza tym, nie ufam sobie jeśli chodzi o trening walki na ten moment. Kontroluje się teraz, wyszło ładnie, jestem z siebie dumna. Ale nie zamierzam trenować walki dopóki nie poukładam swoich demonów — wyjaśniła mu dlaczego odmawia treningu. — To nie tak, że chce wyjść na bezczelną, doceniam prośbę, kiedyś z chęcią — dodała jeszcze, aby nie poczuł się przypadkiem urażony. Tak, kiedyś mogła spróbować, ale w tym momencie bezpieczny trening był przy rodzicach albo rodzeństwie, przy innych dalej się bała, że niepotrzebnie wybuchnie gniewem, a potem - a o potem wolała nawet nie myśleć.
    Zaśmiała się na jego słowa i uśmiechnęła się szerzej.
    — Nie wiem o czym myślisz, albo wiem? Albo bredzę? — zażartowała puszczając mu oczko. Spoważniała jednak na jego kolejne słowa. Brak domu, tak? Nie mogła sobie wyobrazić jak bardzo pusto musiał mieć teraz w sercu. Ona umarłaby chyba ze smutku, gdyby straciła możliwość powrotu do swoich bliskich. Naprawdę musiał przejść przez jakąś tragedię. Przyjrzała mu się lepiej. Nie wiedziała co mogłaby właściwego powiedzieć na ten temat.
    — Może nie masz takiego miejsca, ale mam nadzieję, że w sercu znajdziesz ludzi, do których można wrócić. Samotne życie wydaje się takie smutne,a smutek to bardzo nieprzyjemna emocja — powiedziała dość cicho jak na siebie. Lubiła się odzywać, a nie była pewna czy w tej sytuacji powinna mówić cokolwiek.
    Cieszyła się, że nie pozostawał zbyt długo w smutnych zadumach. Zaśmiała się kiedy widziała jego reakcje na alkohol.
    — Całkiem nieźle Ci wchodzi, mi dalej nie smakuje — pochwaliła go. Zabrała jednak jego rękę, gdy objął ją ramieniem.
    — Wybacz, ale mam taki nawyk, że nie lubię przez jakiś czas dotyku — wyjaśniła, robiąc swój tradycyjny prowizoryczny krok w bok.
    — A miejsce mam, jak najbardziej — przytaknęła mu. Wskazała ręką, żeby szedł za nią.
    — Mam taką swoją małą samotnie — wyjaśniła, kierując go w stronę jednej z mniej uczęszczanych polanek.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  196. Czy najlepiej wiedziała jak ugryźć temat swoich umiejętności i transformacji? Nie była tego taka pewna. Ale nikt poza nią nie wiedział też jak dokładnie zabrać się za jej zdolności. Bardzo odbiegała nie tylko od rodzeństwa ale i od ojca mocami. Geny tak się zmieszały, że była chujowo wyjątkowo - przynajmniej w jej oczach. Mimo wszystko nie widziała sensu, aby teraz mu to wszystko tłumaczyć. Raz, że nie znali się jeszcze tak dobrze, aby zdradzać mu wszystkie swoje sekrety i słabości; dwa, nie powinna go zalewać teraz swoimi wszystkimi problemami. Mieli w końcu dobrze się bawić, prawda?
    Uśmiechnęła się do niego, gdy on jednak pozwolił sobie na wylewność serca. Niesamowite jak jeden łyk bimbru potrafił zacieśniać relacje. Może dlatego tak łatwo się go kradło? Powinna go może okrzyknąć miksturą przyjaźni? Kto wie. Wróciła myślami do Mohe.
    — Sam wpuścisz osoby do serca, które chcesz. Życzę Ci, aby każda następna osoba była żywa z Tobą do samego końca. A jeśli nie — przyłożyła dłoń do swojej piersi — zawsze zostaną Ci wspomnienia na momenty zadumy. Je też w końcu warto pielęgnować w sercu — dokończyła.
    Uśmiechnęła się szerzej, słysząc, że przypomina mu napitek z rodzinnych stron. A więc Nhuli lubili mocne alkohole. Cholera, nie miała pojęcia jak to może tak dużej grupie osób przechodzić przez gardło bezproblemowo.
    — No to widzę, że masz wprawione gardło, przynajmniej jak ja się spije, to jedna bardziej ogarnięta osoba zostanie. Ja tam z bimberkami doświadczenia nie mam zbyt dużego — powiedziała z delikatnym śmiechem. Gdy się wycofał, posłała mu wdzięczne spojrzenie.
    — Dziękuję. Jak sama zacznę Cię bardziej tykać, to możesz to potraktować za dobry omen — przekazała mu jeszcze, prowadząc dalej do polanki.
    — Samotnia to za dużo powiedziane, to nie moje tereny, każdy tam może przysiąść, ale zazwyczaj nikt tam nie chadza, mam kilka takich miejsc, jak chcę w samotności potańczyć chociażby. Bo akurat mój własny dom ostoją samotności nie jest — wytłumaczyła, robiąc smutną minkę na ostatnie słowa, jakby bardzo jej to przeszkadzało. Oczywiście w żartach. Zaraz też dotarli do niewielkiej polanki przy wniesieniu. Skałki tam układały się w całkiem zgrabną ławeczkę, z której było widać inne łąki i wody. Widok był całkiem przyjemny dla oka, dlatego też sama Darcy tak lubiła to miejsce. Tutaj najczęściej leniuchowała z Abyss po polowaniach.
    — Zapraszam, jedno z wielu malowniczych miejsc w Argarze — wyprzedziła go, żeby rozłożyć ręce z ukłonem, pokazując całą panoramę.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  197. Zaśmiała się na jego słowa i pokręciła głową.
    — Oh, już się boję tych wyzwań, cała drżę — powiedziała, zatrzymując się na chwilę, łapiąc się za ramiona, kołysząc się delikatnie, niezdarnie udając własny lęk. — Jeszcze będe skakać ze skały do jeziora, jakie straszne, albo zapoluje na kolację, bo zgłodniejemy — wyliczyła wyzwania, które jakoś ją nie bolały, a przyszły jej właśnie do głowy. Nie miała pojęcia co złego mógłby wymyślić. Poza tym, wierzyła w samą siebie i to, że niczego głupiego nie zrobi. — Uważaj, bo podobno to rozpieszczone księżniczki mają najgorsze pomysły — puściła do niego oczko, wracając do prężnego kroku, byleby dotrzeć na polankę. Była wdzięczna za jego zapewniania i podziękowała mu skinieniem głowy. Cieszyła się, że potrafił trzymać ręce przy sobie. Dzięki temu sama czuła się komfortowo w jego towarzystwie.
    — Prawda? Malowniczo tu. Niektórzy by nawet powiedzieli, że poetycko — zgodziła się z uśmiechem, gdy sam pochwalił wybór miejsca. Zaśmiała się na kolejne słowa.
    — Nie, nie irytują mnie, ale nawet dusza towarzystwa chce czasami być sama — stwierdziła z uśmiechem. Wskoczyła za nim na skały i sama usiadła niedaleko niego wygodnie. Znowu się zaśmiała.
    — Będę pamiętać, że jak będę już nieprzytomna to mdleć mam na trawę, przewracam się do przodu, a nie do tyłu — odpowiedziała ze śmiechem. — No, to teraz za początek pięknej przyjaźni się może napijemy? — zapytała wskazując palcem na bimber, który trzymał.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  198. Zaśmiała się do niego.
    — Spokojnie, jestem pewna, że z większością rzeczy jakoś sobie poradzę. Bylebyś nie kazał mi jeść robaczków czy ślimaków, bo akurat rzygać po alkoholu nie chcę — odpowiedziała z uśmiechem na ustach. — Zaraz tam dzikus, dziki, gorący temperament, chyba, że sam lubisz jak ktoś Cię dzikusem nazywa — dodała ze śmiechem na ustach.
    — Żebyś wiedział — uśmiechnęła się do niego zadziornie, przykładając rękę do gardła. Odchrząknęła teatralnie, unosząc brodę do góry i zamykając oczy. — Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby — powiedziała wyniosłym tonem, po czym się zaśmiała.
    Rozsiadła się wygodniej na skale.
    — Całkiem. Lubię muzykę, śpiew, granie, ale najbardziej taniec, to moja ulubiona część sztuki. Tylko czasami chcę potańczyć w samotności, wiesz poćwiczyć, czy pozwolić sobie na bardziej zjawiskowe układy, a te poza moją ojczyzną są odbierane jak zachęta i zaproszenie do sypialni — wyjaśniła, krzywiąc się nieco na ostatnie słowa, ale szybko ponownie się rozpromieniła. Zaśmiała się na jego groźbę. Spojrzała po tych skałach. Póki była trzeźwa to wpadła w nie celowo i usiłowała wyjść o własnych siłach.
    — Faktycznie, pijanemu będzie to raczej niemożliwe — zaśmiała się, dalej się szamotając. Kiedy już wyszła odebrała od niego butelkę i upiła łyk.
    — Rozpieszczona księżniczka dziękuję — zaśmiała się, oddając mu butelkę.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń
  199. Miała nadzieję, że nie dała mu właśnie żadnego głupiego pomysłu. Chociaż nawet gdyby sam kazałby jej zjeść takiego ślimaka w jakimś wyzwaniu albo inne obrzydlistwo to i tak by tego nie zrobiła. I tak była przecież rozpieszczoną księżniczką. Odmawianie jedzenie takiego świństwa bardzo je pasowało do kreacji swojej postaci. Wysłuchała jego opinii na temat dzikusa. Faktycznie intencja miała w tym wypadku duże znaczenie. Tak samo było przecież z przeklinaniem. Zaśmiała się, gdy wspomniał o rozbijaniu głowy.
    — Nie dziwię się. Czasami trzeba komuś pokazać jak wygląda to czego się tak boją, dla własnego, świętego spokoju — odpowiedziała mu.
    — Możesz zadzierać, ale na własną odpowiedzialność, ja Cię ostrzegłam — puściła do niego oczko, wychodząc już całkowicie ze skałek. Ułożyła się na nich pośladkami wygodnie raz jeszcze.
    — Nie ocieram. Ale niektórzy faceci to idioci. Obrócisz się kręcąc ciałem, czy odchylisz do tyłu, a oni już myślą, że jest się rozwiązłym. Nie mówię, że każdy. Mniejszość, ale miałam już parę nieprzyjemnych sytuacji. Jak tu się na początku wprowadziłam, to Gave mnie zabrał do pobliskiej wioski, myślałam, że tam są Argarczycy też, on mnie z błędu nie wyprowadził, jakiś pierdziel zaczął mnie obejmować i łapać za pośladki, więc dosłownie zatrzymałam mu na chwilę bicie serca, a wtedy reszta wieśniaków się na nas rzuciła i musieliśmy uciekać. Od tamtego czasu się bardziej pilnuje z tańcami. No i dalej nie mamy tam wstępu — wyjaśniła mu, śmiejąc się delikatnie opowiadając tą historię. Teraz bawiła, chociaż wtedy się popłakała za to, że popsuła im całkiem miły wieczór.
    — Rodzina mnie przyciągnęła. Siostra. Ma tutaj swojego lubego i teraz synka. A ja tej siostry nie widziałam bardzo długo. Nie chciałam znowu jej tracić, więc przybyłam. No i uznałam, że nauczę się lepiej swoich mocy gdzieś poza ojczyzną, skoro w ojczyźnie nie umiałam wymusić przemiany i popatrz, teraz pełna przemiana i prawie pełna profeska — zaśmiała się i wzięła kolejny łyk. — A Ciebie czym konkretnie Argar zainteresował? — odbiła piłeczkę.

    Darcy

    OdpowiedzUsuń

^