Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

It's never to late to start your life...

 One of us is lying,
One of us is crying...
Abba "One of us"  
 

Gabriela Andżeleri
18 lat | Polszanka | księżniczka Polszy | 2 w kolejce do tronu Polszy | 168 cm


Od kiedy pamiętam mówiono mi, że miałam być chłopcem. Ojciec pragnął męskich potomków, którzy mogliby przedłużyć linię rodu. Pech chciał, że zamiast drugiego chłopca - otrzymał mnie. Dostałam imię po tym, którego nikt nie chce pamiętać. Po tym, o którym pragną tu zapomnieć. Znam historię swojego rodu, wiem co się z nim stało, a mimo to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Gabriel był po prostu odważnym, młodym mężczyzną.
 
Wychowywałam się otoczona luksusem. Nie znałam pojęcia głodu i chłodu. Nie wiedziałam co to bieda. Żyłam niczym w bajce. Moja szafa pękała w szwach od kolorowych sukien z najlepszego materiału. Przepych był wszędzie, a ja mogłam mieć to czego zapragnęłam. Wystarczyło tylko szepnąć słowo a już to dostawałam. Można powiedzieć, że jestem rozpieszczoną księżniczką. Miałam wszystko, a mimo to wciąż nie to czego tak naprawdę pragnęłam. 
 
Od dziecka byłam przygotowywana tylko do jednej roli. Do objęcia państwa poprzez zamążpójście z wybranym przez moich rodziców kandydatem. Zawsze byłam tą drugą opcją, gorszą i zdecydowanie mniej potrzebną. Ciągle mówiono mi w co mam się ubrać, jak się uczesać, jak chodzić i jak zachowywać się przy stole. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ten wyćwiczony uśmiech. Kurtuazyjny, ugrzeczniony. Nieposłuszeństwo nie wchodziło w grę.
 
Ale ja nigdy tego nie chciałam. Nigdy nie interesowały mnie te wszystkie suknie i sztuczne gesty. Nigdy nie pragnęłam zająć się polityką państwa. Pragnęłam wolności. Chciałam być piratką. Grabić i zawojować Mathyrskie wody. Może nawet stać się ich panią. Postrachem morza. Chciałam być nauczycielką, pomagać biednym, zajmować się dziećmi. Pragnęłam szyć swe własne kreacje i rozdawać je tam gdzie to było potrzebne. Chciałam mieć prawo wyboru. Chciałam po prostu żyć i być tylko sobą. 
 
Idąc więc za przykładem mego imiennika spakowałam niewielką torbę i uciekłam pod osłoną nocy w dniu mych 16 urodzin. Udało mi się wyjść poza mury Polszy i nawet dostać się na pokład pirackiego statku, ale to ostatnie było fatalnym pomysłem. Byłam dzieckiem wychowywanym w pałacu, a zderzenie z rzeczywistym światem zabolało. Dostałam się do niewoli, sprzedano mnie za całkiem niezłą sumę. Myślę, że nawet ojciec by jej nie pożałował. Robiłam wiele rzeczy, które z wolnością nie miały nic wspólnego, aż w końcu poderżnęłam gardło swojemu nowemu właścicielowi.
 
Teraz znów uciekam i szukam swojego miejsca na tym świecie. Mimo tego wszystkiego - dalej nie zamierzam wracać do pałacu. Szukam swej wolności pomimo sowitej nagrody jaką mój ojciec wyznaczył temu, który przyprowadzi mnie do niego całą i zdrową. Jeśli będę musiała wyrwę sobie tę wolność siłą!

LIFE UPDATE:
- od dwóch lat na wolności,
- szuka swojego miejsca,
- planuje przejęcie tronu Polszy - powoli zyskuje przyjaciół,
- pragnie polepszyć komfort życia szarych mieszkańców Mathyr,
- cieszy się życiem, próbuje go na wszelkie sposoby.



[Dobrze, zwykle gram chłopami to czas na małą zmianę. Powstała mi taka mała paskudka :) Chętna na wszystko i wszystkich. Kontakt - hangout lub mail: m.e.wiggin@gmail.com ]

211 komentarzy:

  1. — Dużo zyskuję przy bliższym poznaniu. — odparł, otulając ją ciasno, ale wygodnie. Spoczął głową na jej barku, z ciężkim westchnięciem konynuując. — Mam nadzieję, że nie czujesz się przeze mnie porzucona... Szczerze to i ja jestem sflaczały... Lecz ukontentowany. Serio. — dodał, poczynając masować jej kark, ciepłym oddechem smagając jej delikatną skórę. Zabawny kontrast, o tej porze dzień temu, Pius zalewał jej gardło spermą, a teraz pieścił ją jak ósmy cud świata...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabrał od razu ręce, kiedy wspominała o rozochacaniu. Cholera, zapomniał się.
    — Najszczęśliwsze? Jak jednemu kupcowi raz wypadała pomarańcza z koszyka, na nocnych nieszporach i jej nie zabrał. To była najsmaczniejsza, najbardziej soczysta pomarańcza w moim życiu... Chyba wtedy czułem się szczęśliwy... Nie ma tego za dużo. A ty? Kiedy czułaś się najszczęśliwsza?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  3. — Ty do gospody wrócisz, ja już tej pomarańczy nigdy nie zjem. Nie jadłem z dwa dni wtedy... Ten miąsz pomarańczy, ten sok... Smakował jak ambrozja, jak mleko z cyca boginii... — rozchmurzył się, uśmiechając się. — Jest jeszcze dużo karczm do obtańczenia... Jak mnie nauczysz, to może i ja tam zatańczę. A jak dobrze złapiesz, to może i obspermię...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszył brwiami.
    — Jak nie ciebie, to kogoś innego obspermię. — odparł od niechcenia zasiadając przed ogniem, dłubiąc kijem w węgielkach. — Zaszaleć na zleceniu? Uwielbiam odpierdalać pańszczyznę za pół darmo. — dodał, zerkając na to, jak wchodzi do namiotu. — Obudzę cię o poranku. Wyśpij się.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  5. Żeby posiadać tego mężczyznę na własność, musiała mimo wszystko przecierpieć wiele, jakoby Pius był chaotyczną jednostką, z wielkim bólem w sercu i sianem między uszyma.
    Wstał nieco później od niej, jakoby nie spał większość nocy, czuwając na warcie. Rozciągał się soczyście, a widząc jej spojrzenie, to jak się w niego wtula... Po prostu ją objął.
    — Witaj. Ktoś musiał trzymać wartę, więc nie za dobrze. Ja ogólnie nie sypiam za dobrze. — na pytanie o zlecenie, tylko zarechotał. — A czego szukamy? Polujemy na coś, chcemy złapać bandziorów, czy może szukamy pracy w polu na pańszczyznę? Jest wiele prac, musisz się sprecyzować, mała diablico. — zarechotał, podgryzając jej płatek ucha, w akompaniamencie soczystego klapsa w dupę.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  6. — Wolałem, żebyś się wyspała. — odparł, odchodząc od niej, by zasypać pozostałości po ich ognisku. — Menda niewdzięczna. — odparł, nie mogąc przestać się uśmiechać. — Potrzebuję mniej snu niż ty, już mi tu nie pierdol jak potłuczona. Lepiej mi powiedz, czy umiesz strzelać z łuku. Bo... Ja nie. Zwykle rzucam przedmiotami z wielką siłą, zwierzyna wtedy sama umiera. — rzekł, przygotowując sobie ubrania do zmiany. — Idę się obmyć, a ty lepiej się zastanów nad tym, jak chcesz coś upolować. — kiedy dodała, że nie będzie mu siedziała 365 dni w roku na głowie... — Szkoda, liczyłem na to. Chociaż wolę, żebyś siedziała mi na mordzie. — dodał, po czym żwawo z dziecinnym chichotem począł przed nią uciekać, do jeziora... — Żartowałem, żartowałem! Wiem że to przenośnia! Szkoda tylko że nie przenosisz... Dobra, nieważne!

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  7. — O niczym innym nie marzę, niż twa dupa na mej twarzy! — krzyknął gromko, rzucając się do wody, na małe pływanie z obmywaniem. Po kwadransie wrócił do młodki, odświeżony, jak nowonarodzony. — W takim wypadku, skoro bandyci nas interesują... Moglibyśmy udawać, że jesteś kurtyzaną i zapraszasz do krzaków po kolei bandytów... A w krzakach będziemy ich dźgać i bebeszyć! Co ty na to, młoda? — spytał Pius, wyraźnie podekscytowany pomysłem.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  8. — Możemy. Ale logistycznie jest łatwiej ich pozabijać, nie uważasz? — spytał, poruszając swymi wargami. — No dobraa. Możemy zrobić po twojemu. Wezmę chloroform. Przyda się. Zawsze się przydaje. — odparł od niechcenia, z politowaniem patrząc na Pannę Angeleri. — Kochana... To kurtyzany raczej powinny się martwić, czy potrafią udawać ciebie, po tym co odpierdalałaś wczoraj. Możemy opracować inną technikę. Tylko wiesz... Ciężko jest ogłuszyć grupę silnych chłopów... Jednocześnie.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  9. — Lubię jak tak mówisz, Gabiś... — uśmiechnął się, nie ukrywając rumieńca i głębokiego oddechu. — Cóż. Wolę zakładać, że będzie ich więcej niż nas, wtedy przynajmniej się nie zdenerwuję, kiedy okaże się, że jest po mojemu. Zawsze mogę w nich rzucać kamieniami... To też zadziała, jeśli rzucę wystarczająco mocno...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  10. — Mogę ich po prostu z frontu zaatakować. A ty weźmiesz ich od tyłu. Co ty na to? Będą zajęci mną, przez co ty ich zaskoczysz... — poruszył zabawnie brwiami bez słów zwijając ich obóz...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  11. — Z całym szacunkiem, Gabi, ale jak mnie trafisz, to cię ugryzę w poślad i nic więcej. Raz już umarłem, drugi raz nie będzie taki zły. A za trzecim się resetuje. — zarechotał, klepiąc ją po ramieniu. — Weź sztylet, który ci dałem i pamiętaj, że trzeba czasem walczyć o swoje, walczyć o siebie, o innych. Jeśli nie chcesz mnie trafić, to walcz z myślą o mnie... Może ci to jakoś pomoże. — rzekł, splatając z nią palce, prowadząc ją do tablicy ogłoszeń...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  12. — Lord Pałka wyraźnie zmiękł. No nic. W zleceniu nie napisali, że trzeba oszczędzić kryminalistów. Tyle dobrego. Zbieraj się. Zapolujemy na moją ulubioną zwierzynę. Na ludzi. — zarechotał, w końcu, po paru dniach wyciągając swą klingę z pochwy. — Naostrzyć ci sztylet? Może pozbieraj jakieś kamienie? Będziesz miała jakąś broń, gdyby cię ktoś rozbroił.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  13. — Lubisz stawiać na swoim, co? — Pius przewrócił oczyma, bo znowu pojawiała się cecha charakteru Gabi, której kurwa nienawidził. — Jak sobie poradzisz zwinąć skarb bez zabijanie bandytów, z samymi kosikami, to zaklaszczę swą dupą jak na marakasach. — dodał, chowając miecz do pochwy. No tak, układaj się Pius pod innych, a potem się dziw, że wolisz samotność.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  14. Wzruszył brwiami, wzdychając ciężko.
    — Spoko, byleby ci się krzywda nie stała. O to się martwię. O ciebie. — dodał, odwracając wzrok. No przecież już ją wykorzystał przy ludziach, co ona, ma zamiar się teraz sabotować, żeby spierdolić akcję? Nie rozumiał trochę, ale może nie musiał. — To ruszajmy. Czy w ogłoszeniu było napisane gdzie są ci bandyci? Bo jak zajebali jakąś skrzynię, to ty będziesz ją nosiła, pączusiu. Nie ja. Strzelił kostkami, bo wiedział, że z jego siłą będzie po prostu łatwiej tych biedaków zabić. No ale skoro ma nikogo nie zabijać... Zapowiadało się zabawne zlecenie.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  15. — Do Lerodas chwila drogi. Jesteś pewna, że się chcesz tam udać? Tubylcy są... Ciekawi. — dodał, patrząc na nią, trzepocząc rzęsami. — Dziubku, ty się zesrasz, jak nie postawisz na swoim co? Osłokozły są już mniej uparte. Dodał, cmokając ją szybko w szyję. — Chodź, do lasu w tamtą stronę. Postsraj się nie podziwiać mojego boskiego tyłeczka po drodze...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  16. — Zdziwiłby cię pewnie fakt, że w Lerodas... Mieszkam ja. Tam jest mój dom, tam mam swój kącik, tam wracam, kiedy wracam ze zleceń, z polowań, z podróży. Mają największą gamę roślin w Mathyr, a jak zadeklarujesz się, że będziesz bronił tubylców przed Fasarii, to nawet i pozwolą tam się osiedlić. Moi ludzie, moi ziomkowie pomagają w tym konflikcie. Więc wiedz... Lasy bywają zdradliwe. Przygodowe? Tak. Niebezpieczne? Jak diabli. — dodał, uśmiechając się sam do siebie, w końcu sam miał diabelne rogi. — A jaki jest najlepszy tyłek, jaki widziałaś? Z ciekawości.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  17. — Przyjazne nastawienie wylatuje za okno, kiedy istota albo humanoid chce cię pożreć. — dodał, zerkając w jej stronę. Wiedział dobrze, co się dzieje w Lerodas, nawet jeśli nie był aktywnie zaangażowany w cały konflikt, starał się pomagać swojej stronie barykady.
    — Jest... Prosty. Dwie kondygnacje, brutalistyczny wystrój, mały ogródek na zioła, w końcu praktycznie wszystko tam rośnie, oprócz kaktusów... Stanowisko treningowe, sztangi, obciążniki... Królewska sypialnia i dwóch strażników pilnujących całego dobytku. Obaj są uzbrojeni po zęby, dobrze opłaceni, mieszkają obok. Nie wiem, co tu dalej gadać, fajnie wygląda w głuchej nocy, przy ciepłym blasku świec. — dodał, strzelając jeszcze karkiem. Popatrzył jej w oczy śmiesznie. — No dobra, z ambicji. Nie po to trenuję codziennie, żeby ktoś miał lepsze poślady ode mnie. Niech zgadnę... Jest to kobieta...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  18. — Czarnowidztwo jedyne czym może cię zaskoczyć, to pozytywnym obrotem spraw. A jak wyjdzie coś źle, to nie potrzebujesz planu B, bo plan A zakłada z góry, że coś się spierdoli. Przezorny zawsze ubezpieczony, a strzeżonego pan bóg strzeże. — dodał, uśmiechając się do dziewczyny. — Pewnie. Odpoczniemy tam. Muszę poprzesadzać grządki, pomocna dłoń się zawsze przyda. O ile twe dłonie nie są aż tak delikatne, o ile nie boisz się pozapierdalać pezy roślinach. — słysząc o tym, że jegi dom brzmi jak marzenie, zarechotał. — Marzenie pustelnika. A teraz to musisz mi zdradzić, kim była ta osoba. Bo jak mi powiesz, że Perun I... To się będę z ciebie śmiał.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  19. — Psychologicznie, jeśli myślisz o planie B, zwykle sytuacja zmusza cię, byś plan B wypełniła. Podświadomie podpalasz swój plan A, myśląc o planie B. Przynajmniej sam tak zauważyłem. — dodał, a słysząc o tym, że chętnie mu pomoże, uśmiechnął się. — Wiem, że to dla ciebie nie problem. A żebyś miała pozdzierać kolana, zakrwawić sobie ręce, to i tak kopałabyś grządki, tylko po to, by utrzeć mi nosa... Trochę cię już znam, Gabrielo.
    Zmrużył oczy, kiedy nie chciała mu zdradzić tożsamości ów mężczyzny z dobrym tyłkiem.
    — Zgrywasz się, prawda? Robisz mi teraz na złość...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  20. — Żadna filozofia. Bardziej repetetywna ciężka praca, po której ręce mogą boleć bardziej niż się spodziewasz. — odparł, po czym westchnął ciężko. — Dobrze, że nie robiliśmy rankingów robienia loda... — dodał, od razu zmieniając temat. — Do Lerodas w tamtą stronę. Kto wie, może znajdziemy jakieś rośliny po drodze. Tam było... Pięciu bandytów? Nie wiem czy nie powinienem się zaopatrzyć w jakiś buzdygan, łatwiej będzie ich nie zabijać... No ale o połamanych nogach i rękach nic nie mówiłaś.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  21. — To też. Chociaż podlewaniem zajmują się moi ochroniarze. W końcu jak jestem w podróży, to ktoś musi je podlewać, nie? — spytał, uśmiechając się nieco. — Lody? Fellatio? Obciąganie? Penis usta, ręka-oko? Czynność oralnego seksu, w której penis wchodzi do ust. — odparł, widocznie zdziwiony, że nie słyszała wcześniej tej terminologii. — Po co chcesz ich wykorzystać? Bo jeśli tak... To mogę po prostu zniewolić im umysły...Sprawić, że podążą za tobą, zrobią wszystko co zechcesz...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  22. — No... Tak jak z tyłkiem. Jest to całkiem mierzalny aspekt. — dodał, uśmiechając się. — Nie twoja wina. W każdym razie. Serio? Chcesz ich wysłać do Polszy? — dodał, przewracając oczyma. — No bo co innego mogłabyś im zaoferować... Ty będziesz z nimi gadać, ja będę stał i wyglądał strasznie, zastanowię się, czy nie zostawiłem zupy na ogniu, czy coś.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  23. — No cóż, dobrze że nie wyjąłem tej wiedzy z twojej głowy... Chociaż wątpię, że znalazłbym coś oprócz zboczonych myśli i fantazji o mym majestacie... — dodał, rechocząc, skręcając na drodze, prowadząc dziewczynę w stronę lasu. — No więc właśnie. Wystraszę ich, albo poproszę, by współpracowali, poprzez zademonostrowanie swych boskich argarskich guseł. Nie wiem, rozpierdolę kamień mackami, czy coś... — wzruszył brwiami. — Miejmy nadzieję, że ci się powiedzie.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  24. — Dobrze, nie użyję mocy. — skwitował, chcąc zakończyć ten temat. Może wolał zrobić rzeczy po swojemu, może chciał nie ryzykować życia lub wybitych zębów dla paru złotych monet, ale przecież Gabi znała się lepiej. Gabi wiedziała lepiej, Gabi umiała lepiej. W końcu całe lata ganiała bandytów, wiedziała co siedzi im w głowach, jak myślą i co robią w sytuacjach stresowych. Westchnął ponownie, bo jego słowa, rady, sugestie, jak i przemyślwnia były zbędne.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie miał w zwyczaju nadużywać mocy, dlatego ciekawym był zarzut dziewczyny w jego stronę. W końcu ostatnim razem jak widziała jak walczy, napierdalał mieczem niczym zabijaka. Ale to był jej problem. W końcu wiedziała wszystko o wszystkim, znała się na jego profesji lepiej niż on.
    — Jest. Niektóre gatunki które tu żyją nawet nie istnieją nigdzie indziej. A las żyje, cały czas. Zawsze coś cię widzi, zawsze coś cię obserwuje. Ale jeśli żyjesz w zgodznie z naturą, jesteś bezpieczna. W większości przypadków.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  26. — Tak, bo tutaj jest spokój. Pomimo natarcia drugiej strony, to Lerodas zalicza się do najspokojniejszego miejsca w Mathyr. No i bliskość z przyrodą to też coś, co sobie cenię. — na pytanie o innych Argarczyków, przechylił głowę na bok. Widocznie chciał odpowiedzieć na to pytanie. — Nie zgadzam się z nimi. Filozoficznie, fizycznie i w ogóle. Mieszkałem tam może z dwa tygodnie. Wiesz, to że pochodzimy z innych światów, nie znaczy, że pochodzimy z tego samego świata. Większość pochodzi z... Nie wiem jak to nazwać, technologicznie zaawansowanego świata, gdzie technologia i magia są nie do rozróżnienia. Mój świat jest bardzo podobny do Mathyr. Oni są jakby z przyszłości. Wiem, że to nie ma sensu, ale wiedz, że większość jest tak odludna dla mnie, jak dla was, mathyrczyków. Posiadają moce bogów, nie ma różnicy między nimi i niebianami, są w stanie zniszczyć świat w jeden dzień. I nawet byś o tym nie wiedziała. I nie robią z tą mocą nic, nie obalą Polszy, nie obalą tyranii. Marnują potencjał. — dodał, uśmiechakąc się szerzej na kolejne pytanie. — Chyba w Lerodas. Las mnie tam chroni, a ja chronię las. Ciężko było się wkupić w łaski tubylców, ale było warto. Serio. A ty? Raczej skoro chcesz rządzić Polszą, to musiałabyś stworzyć gdzieś bazę operacyjną rebelii. Gdzie by to było, Gabi?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  27. — Może i masz rację, że nie powinni przejmować władzy. A co do zaufania... Lew nie powinien przejmować się opinią owiec. Takie jest moje zdanie. Ja pomagam. Leczę, zabijam potworności i bandytów, sprzątam burdel jaki zostawili po sobie inni Argarczycy. A oni siedzą na bagnie, patrzą jak farba schnie i całują się po dupkach. Powinni chociaż pomagać. Co z tego że ludzie im nie ufają, skoro żyją w odosobnieniu? Zaufanie się zdobywa czynami, nie słowami. Propaganda twojego brata narobiła nam takiej reputacji, jakbyśmy zarażali krowy isprawiali że ziarno kiśnie. Status quo pomaga tylko Perunowi, ignorowanie napięcia i konfliktu jest czasem gorsze niż podejmowanie go. — dodał. — Miasto na morzu? A nie lepiej latające miasto? Mieliśmy coś takiego w swoim świecie, Oxion. Było piękne... I miało chyba ze sto tysięcy mieszkańców, było całkiem ogromne.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  28. — Nie wiem co robią na bagnach, mam nadzieję, że nie przyzywają jakiegoś pradawnego głębinowego boga, czy coś... — westchnął, spoglądając na kobietę z konsternacją. — Nie wiem jak to wytłumaczyć, mieliśmy swoje magiczne kryształy. Naładowane energią magiczną, powodowały antygrawitację. Przynajmniej tak słyszałem. W tym świecie, to raczej niemożliwe. No chyba, że Argarczycy by coś wymyśleli. Nie jestem inżynierem, ani magiem, ja tylko ścinam łby. No i je przyszywam z powrotem, od czasu do czasu.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  29. — No wiesz, czasem leczę ludzi. Taka metafora. Nie robię konstruktów z ciała... To akurat robota mojego podwładnego, Davosa. On tam jakieś konstrukty robi, chuj wie po co, chuj wie na co. Ale przynajmniej ma pasję. — zarechotał, jakby to była całkowicie normalna aktywność. — Było piękne. Z dołu byś go za bardzo nie zobaczyła. Najśmieszniejsze z tym miastem było, że mogło zmieniać swą lokację. Teleportowało się. Wiesz, jedni argarczycy mieli bardziej zaawansowaną technologię, ja miałem bardziej zaawansowaną magię. Ale tutaj też jest dobrze. Serio. Mógłbym wam pomóc, ale większość Mathyrczyków bardziej patrzy na mnie spod byko-kozła. Nie mam także składników, jakie występują w Dern. Mathyr jest trochę inaczej skonstruowane.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  30. — Tak, astralna zmiana położenia w sferze planowej. Przykładowo, ja, w każdym momencie mogę wrócić do Tartaru, wymiaru z którego pochodzę. — odparł, nie wiedząc jak to wytłumaczyć. — Po prostu podróżuję między wymiarami... Kurwa. Nie wiem jak to nawet działa. — zarechotał, zakładając ręce na swej klacie. — Hmmm... Nie jestem ekspertem w inżynierii, w tym rzecz. Macie tu coś takiego jak inżynieria? Pewnie nie... Tu chodzi o to, że mój świat ma inną... Konsystencję magiczną. W Dern mogę tkać magię potężną, korzystając ze źródeł magicznych w powietrzu, w ziemi... To zawsze się wyrównuje. Tak też łapali magię, w kryształy antymagitu. Nie wiem czy te wasze kryształy dałyby radę, wasze są źródłami energii, moje są bardziej magazynem energii... Istnieje ktoś w Mathyr, kto by mógł to stworzyć? Jakiś Polski architekt?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  31. — A to nie, nie chcę tam iść. — dodał, ziewając nieco. —Wiesz... Właściwie to mogę nas przenieść do mojego domu. Ściemnia się, a mi się chcę spać. Tylko pytanie, czy się nie zrzygasz przy podróży międzywymiarowej? —zapytał, jakby dziewczyna miała odpowiedź na to pytanie.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  32. Pochwycił nagle jej podbródek, by ucałować ją nagle prosto w usta... A wtedy pojawili się w izbie, z prostego drewna. Wykończenie ścian było brutalistyczne, tak samo, jak wystrój tego domu. Alchemiczne fiolki, zioła, pokaźne łoże...
    — Witam w moim domu... Wybacz, że nas nie przeniosłem wcześniej, ale bardzo kurwa lubię spacerować, księżniczko.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  33. — Tak częśto przechodzę między światami, że na tym etapie po prostu mnie to smyra po stopie. — dodał, by nalać jej szklankę wody. Podszedł do dziewczyny, zabierając jej dłonie z twarzy, by wlać jej do ust wodę, na otrzeźwienie i ocucenie. Nudności były chwilowe, lecz intensywne. — Ale przyznam ci, dobrze się trzymasz. Ja za pierwszym razem się zrzygałem.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  34. — Jeszcze tylko pawia w ustach brakowało. — zarechotał, wskakując na łóżko, zaraz obok niej. Łoże było ogromne, conajmniej na trzy osoby. — Najwygodniejsze. Uwielbiam się na nie kłaść. Jest takie... Twardkie też. Całe szczęście. — dodał, podkładając sobie poduszkę pod łeb. Piecyk wygrzał dom, przez co było ciepło, miło, komfortowo. — Dziękuję. Służba ma tu często sprząta. Ja bym nie potrafił tak utrzymać porządku. — zachichotał rubasznie.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  35. — Dobrze im płacę. — dodał, rozkoszując się ciepłem łoża. Przykrył ich niedźwiedzią skórą, wzdychając ciężko. On natmiast też się zakochał... Ale nie w Gabrieli. Serce nie sługa, aczkolwiwk Pius bał się, że dziewczyna za bardzo się do niego zbliża... Niestety, bardzo nie chciał łamać jej serca...
    — Dobranoc, Gabrielo.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  36. Mieszko jechał spokojnie przez trakt, gdy wieczór zawitał na nieboskłonie. Jego powóz był całkim fikuśny, fantazyjny. Mógł przykuwać uwagę, nawet, gdy jechał przez noc, przez oświetlenie lampionami. Miech natomiast gwizdał i popalał papierosa, rozkoszując się błogą dziczą w nocy...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  37. — Głodny. — odparł, przez sen, podnosząc się na łóżku, przez co światło dnia uderzało w jego okiennicę. Westchnął ciężko, po czym spojrzał na Gabi z zaspanym spojrzeniem. — No cześć, moja mała suko... Wyspałaś się? — spytał, ale chyba nadal spał, bo nawet nie zareagował na to co powiedział, po prostu wstał z łoża i ucałował ją w czubek głowy.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  38. Mogła dosztec, że wnętrze karocy było... Puste. wygodne, luksusowe fotele. Bo widocznie nie pomyślała, że ta karoca służy do transportu... Ludzi. Przynajmniej tak była wyprofilowana. Natomiast mogła usłyszeć cichy prrrr. Powóz się zatrzymał, a drzwi otwarły się... Mogła dostrzec młodego mężczyznę, który z ciekawością oglądał to co ona robi...
    — A ty tu młoda co odpierdalasz? — zapytał, pociągając ją z stopę, przez co ta opadła na jego wygodny fotel. — Chcesz mnie okraść? Trzeba było spytać, dałbym ci jałmużnę.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  39. — Ty mała kłamczucho, chciałaś mnie okraść. Gdybyś pytała o żarcie, to byś widziała, że mam wiadro jabłek obok siebie, a o podwózkę poprosiłabyś, ty mała pizdo. — uderzył z całej siły z otwartej, w jej pośladek, tak idealnie pasujący do jego ręki... — A teraz, puść ten nóż, bo pożałujesz, że się urodziłaś. Czaisz, mała złodziejko? — zapytał, grożąc jej palcem.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  40. — Według prawa, mam prawo odciąć ci palce, za to, że mnie okradłaś. — rzekł, kopiąc jej nożyk gdzieś pod fotel. Śmieszne, Pius miał kiedyś identyczny. Złapał za jej nadgarstek, ściskają go, by oprzeć się o oparcie, patrząc jej w oczy. — I jak mi zapłacisz za wyjebanie szyby co? Wiesz ile kosztowała?! No gadaj, kurwa! Mam jechać dalej do miasta i oddać cię w ręce władzy?! — pytał, z mocnym wkurwem w głosie, jeszcze raz klepiąc ją sarczyście w dupę.

    Mieszek Orzeszek

    OdpowiedzUsuń
  41. — Dobrze, moja mała szmato, przynieś mi jajecznicę do łóżka, ja się muszę opłukać. — dodał, ponownie całując ją w czubek głowy, by odejść z głośnym ziewnięciem, cichutko tuptając do swojej łaźni...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  42. — Złapałem cię na gorącym uczynku. — dodał, wzdychając ciężko, gdy zaczęła łgać. No tak, ona nie chciała, ona robiła swoje, tylko by pożyczyła kosztowności, które miał... Dobrze, że wszystko miał w podwójnej podłodze i pod siedzeniami... — Pracować dla mnie? Pojebało cię dziewczynko, jesteś złodziejką, do tego marną. Nie potrzebuję pieniędzy. Co masz do zaoferowania? — spytał, pochwycając jej zbity już tyłek, z ciekawości sprawdzając jaki był...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  43. Pius wrócił z ręcznikiem przewieszonym na biodrach, z mokrymi włosami, jak i zaczerwienioną skórą od gorącej wody.
    — O cześć... Jajecznica? Do łóżka? Jak ty na to wpadłaś, Gabiś... — zarechotał, zasiadając na swoim łożu, poczynając wcinać swą potrójną porcję. RZeczywiście, żarł jak dwie osoby, w tempie i objętości. — Mmmm... Jest pyszna, serio... — dodał, spoglądając na nią z uśmiechem. — Dziękuję. To bardzo miłe.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  44. — Dobrze... Będziesz moją służącą dopóki nie spłacisz mojego długu. Będziesz wykonywała moje polecenia, dbała o moje wyżywienie, czystość, jak i wszystko o co cię poproszę. — dodał, spływając palcami po jej pachwinie, wprost na brzoskwinkę... — A jak nie, to oddam cię straży, rozumiesz? — spytał, patrząc jej w oczy, gdy jego druga dłoń mocniej chwyciła za nadgarstki, do punktu dyskomfortu...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  45. — Weselszy? Co masz na myśli? Obudziłem się dopiero w łazience, chyba w nocy mi się klapnęło na podłodze. A co? Coś się stało? — dopytał, kończąc porcję w zastraszającym tempie, by klapnąć na plecy, rozkoszując się uczuciem pełnego brzucha. — Dobrze gotujesz, Gabi...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  46. — Szyba kosztowała sto sztuk złota. Dniówka będzie dzisięć złota dziennie. W tym czasie masz zakwaterowanie, ubezpieczenie zdrowotne (XD), wyżywienie i napitki. Jestem kupcem, przemytnikiem i dużo hajsu przechodzi mi przez palce. Rozumiemy się? — spytał, dłonią śmielej ruszając między jej nogi, by szybko znaleźć jej punkcik zagłady, dotykiem palców z gracją rozmasowywał jej cipkę, gracją wręcz nieopisaną, w idealnym tempie, w idealnym dotyku. — A do tego czasu... Lepiej się pilnuj, bo za lepkie ręce, jako moja niewolnica możesz spłonąć. I strażnicy to będzie najmniejsze twe zmartwienie, rozumiesz?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  47. — A, zaspany byłem, pewnie dlatego. — zarechotał, wstając z łoża, by przy niej zdjąć ręcznik i szybko począć się ubierać. Spodnie, galoty itd...
    — Okolica jest mocno zalesiona. Głucho, cicho, oko wykol. Lepiej porankiem, lub przed południem, bo potem robi się... Ciekawie. Przynajmniej dla śmiertnych. Las jest... Żywy. Zawsze. Wszystko jest żywe. Trawa, drzewa... Dotkniesz nie tak młodego drzewka, a przyleci wielki bies i cię zabije. Więc szanuj zieleń w Lerodas. Szanuj ją, ona poszanuje ciebie. Nie szanuj jej... I giń. — dodał, prowadząc ją na dół, na zewnąrz. Puszcza była gęsta, starożytna... Światło słońca delikatnie tłumione było przez gałęzie baobabo podobnych drzew.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  48. — Grzeczna służąca. — dodał, zbliżając się do niej. W blasku wewnętrznej lampy mogła dostrzec jego przystojną, młodą twarz, jak i kruczoczarne włosy... Był w jej wieku. Jeśli nie nieco starszy. — Jestem pewien że się dogadamy... — dodał, dłonią zanurzając się w jej spodnie, powoli, z gracją molestując jej wilgotną muszelkę... Obserwował jej reakcje, to jak jej oddech staje się cięższy, jak drży... Z uśmiechem wpił się w jej guziczek palcami, kolistymi ruchami chciał dopraowadzić ją do szaleństwa.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  49. — Wedle zobowiązania. Wszystko o co poproszę. — dodał, uśmiechają się do niej perliście. Mimo wszystko nie był jakimś brzydalem, wyglądał nawet, jakby był w formie fizycznej, bez bebzola, przynajmniej... — Kto wie... Może jak mnie zadowolisz, to dzisiejszy dzień zapłacę podwójnie... Czyli skrócę do dziewięciu dni... — zarechotał, bawiąc się jej kroczem, z gracją, przyśpieszaniem ruchów, spowalnianiem... Czuł jej wilgoć aż nadzbyt dobrze, bo bielizna szybko przesiąkła od jego molestowania... — No chyba, że wolisz, żebym kazał ci zdjąć koszulę, żeby dostać kilka soczystych batów, hmm? Koni nie biję, ale jak mnie wkurwisz... Będziesz miała gorzej niż moje klacze, rozumiemy się, służko?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  50. — Cóż, cieszę się, że rozumiesz zasady. — dodał, przecierając twarz dłonią, rozglądając się w sumie, co tu jej pokazać. — Niedaleko jest wodospad, chodź. Woda jest tak czysta, że można z niej pić. No chyba, że borsuko-sarna do niej nasrała. Wtedy nie. Jestem tutaj zawsze po zleceniach. Wylizuję rany, albo skupiam się na alchemii... Czasami po prostu przyjeżdżam odpocząć. To takie moje sanktuarium, gdzie mogę po prostu żyć, biegać z gołą parówą i nie bać się o nic. Mam umowę z mieszkańcami, że jak potrzebują eliksiru, albo leczenia, to żeby wbijali do mnie. No i szanuję przyrodę. To najważniejsze.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  51. — Mhmmmm... Grzeczna... — szepnął, gdy zaczęła szczytować, powoli sunąc po jej brzuchu, zabierając rękę z jej majtek. Oblizął lubieżnie palec, patrząc na to, jak dziewczyna drży. — Dawno się nie bzykałem. Rozbierz się. — dodał, samemu odblokowując swój pasek, uwalniając przyrodzenie tak duże, że nawet to Piusa przy nim się nie równało. — Spraw abym doszedł. — rozkazał.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  52. — O mnie? — zapytał, usmiechając się. Nikt w sumie o to dawno nie pytał. — Jestem dzieckiem dwóch nienawidzących się stron barykady. Tak jakby Polsza i Argar mieli reprezentantów. I mieli dziecko. I Polsza by ich ścigała za to, że to dziecko zaburza interesu obu stron. Nie bierz tego dosłownie, bardziej próbuję ci uzmysłowić dynamikę między aniołami i demonami. Byłem mieszańcem. Uciekaliśmy po wielu światach, z rodziną. Nigdy w sumie nie wiem, z jakiego świata pochodzę, bo uciekaliśmy przed ścigającymi nas diabłami. Pewnego momentu, zabito moich rodziców... Cóż, teraz dopiero się dowiedziałem, że mój ojciec był wysokopostawiony w hierarchii społecznej. Był synem arcyksięcia Mefistofelesa, boga i demona magii. Mój ojciec był magiem mroku, potrafił zgasić światło na całej planecie, umiał kontrolować całą armię swoimi myślami, władał umysłami tak, jak ja władam mieczem. Albo skalpelem. Mistrz mentalnej manipulacji? Widziałaś co wtedy zrobiłem temu orkowi? — spytał. — Mój ojciec byłby w stanie złamać umysł Peruna I, kazać mu się zabić i poświęcić swą fortunę na rzecz biednych dzieci w Siivet. Był niebezpieczny. Dlatego musięli go usunąć, bo zbuntował się. Moja matka... Moją matkę ojciec poznał w wojnie krwi, była delikatna, cudowna... Najpiękniejsza kobieta na świecie. Nie była wojowniczką, nie.... Była lekarką. Leczyła chorych, rannych... Jak bardzo jej "klan" miał swoje poglądy, tak i ona pomagała tym z drugiej strony barykady... Uratowała mojego ojca, gdy dogorywał. Zakochali się... Wiesz jak jest. Po ich śmierci uciekłem do puszczy, gdzie znaleźli mnie misjonarze zakonu światła. Widząc moje dworakie oczy i to, że miałem potencjał magiczny, zaadoptowali mnie do zakonu. Przyuczałem się większość życia na księdza. Umiem pisać, wręcz kaligrafować, bo przepisywałem całymi dniami pisma święte i psalmy. Mój talent lekarski szybko znalazł swoje zastosowanie w medycynie, w moim świecie wybuchła czarna plaga, byłem jedyny, który był w stanie ją zniwelować, zgubić, zaleczyć na lata. Toteż dostałem stypendium ze stolicy świata, by douczać się na uniwersytecie Oxiońskim, tam nauczyłem się parzyć mikstury, otwary, konkokcje... Więc sporo się tam nauczyłem, ale moje talenty i choroba się uaktywniły po skończeniu osiemnastki. Nie wiem kurwa, dlaczego nie wcześniej, ale to mniejsza. Łowcy czarownic wydali na mnie wyrok, za nielegalne uprawianie magii bez licencji. Kościół nawet nie pomógł, komuś zależało, by się mnie pozbyć. I trafiłem na Mathyr... Chyba jako jeden z pierwszych. Pamiętam, jak w Argarze jeszcze nie było osady. Wmieszałem się w polszę, nosiłem soczewki, żeby oczy mieć piwne... I leczyłem ludzi... Dużo się dobra spotkało. Trzymałem dziewczynkę umierającą w rękach kiedyś... A ta... Powiedziała... Że żeby o niej pamiętać... I że... — łzy spłynęły z jej oczu. — I czy... Będę jej tatą... Jeszcze przez kilka minut... Odwiedzam jej grób, mimo zakazu wstępu do Polszy... — przetarł łzy, po czym uśmiechnął się do niej. — A ty? Opowiedz mi o sobie. Dlaczego uciekłaś? Nie było innego rozwiązania? Chcę posłuchać...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  53. Zagryzł wargi, obserwując to, jak powoli się rozbiera, jak go pieści, ja malinka na szyi pozytywnie pulsuje czerwienią... Cały ten czas trzymał dłonie na oparciu, rozkoszując się pieszczotami kobiety, powolną grą, to jak na niego patrzyła doprawadzało go do zamętu, wgryzł się w swe wargi, dawno już się tak nie podniecił, jej spojrzenie, zachwyt działały jak afrodyzjak. Nie wiedział czy to udawała, bo zależało jej na życiu... Czy po prostu podnieciła się...
    Szybko przeszła do konkretów, nie spodziewał się tego... Ale wiedział, że jest mokra... On sterczał na sztorc, cóż rzec. Podnieciła go do białej gorączki, jak nikt nigdy... Rozebrał się do całego naga, mogła dostrzec te spracowane, ale młode ciało, zapierdalające od młodego na pańszczyźnie... I tatuaż więzienny na ramieniu, zblaknięty, rozlany... Ale nadal widoczny. Widocznie był niegrzeczny...
    — Też się postaram, byś doszła... — szepnął, podnosząc jej nogi do góry, tak, by wilgoć z jej muszelki objęła się na jego kształtnej główce... Patrząc jej w oczy, zanurzył się w jej cipkę, powoli, by poczuła jego kształty na ciasnych ściankach... Nagiął się jeszcze do pocałunku, przez co fiut powoli wciskał się w jej mały punkcik we wnętrzu, prowokując ją do grzechu coraz mocniej...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  54. Skoro go o to poprosiła... Umięśniony młodzieniec dał pokaz swej jurności, gdy tylko wygiął jej nogi jeszcze bardziej... Szybko podłożył jej poduszkę pod tyłek, by chwycić jej biodra mocno, z całej siły zanurzając się w jej wilgotne wnętrze... Mogła poczuć, że zanurza się do końca, coraz to szybciej, coraz mocniej uderzając podbrzuszem o jej łono, przez co małe włoski drapały jej łechtaczkę, kiedy wnętrze było niszczone przez jego kształtnego fiuta jej bratanka...
    — Mhmmm... — mruknął w jej usta, kiedy złapał dobre tempo, przyśpieszając dalej, jakby chciał zniszczyć jej słodki punkt G...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  55. Objął ją, gdy go wysłuchała, gładził jej włosy, gdy tylko wtuliła się w jego klatkę piersiową. Sam ją wysłuchał. Nie oceniał. Nie miał prawa.
    — Postąpiłaś słusznie. Zrobiłaś co mogłaś. Jesteś odważniejsza niż większość ludzi na tym padole... Bądź odważna dalej. Niech twoja klatka będzie przypomnieniem, że nie warto patrzeć za siebie... Tylko do przodu. Tylko i wyłącznie do przodu. Bo tam jest nadzieja. Nie żałuj siebie, zmarłych... Najlepszym co możesz zrobić to żyć dalej, w zgodzie z samą sobą, dobrze Gabi?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  56. Położył się na niej, przesuwając ją na siedzeniu do pozycji leżącej...
    — Zaraz dojdę... — szepnął, łapiąc ustami jej sporą pierś, by patrząc jej w oczy, począć ssać brodawkę, lubieżnie, powoli... Ułożył jej biodra tak, by uderzać w jej punkcik brutalnie mocno, chcąc doprowadzić ją do największej rozkoszy w jej życiu...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  57. Jęknął płaczliwie, czując, jak się na nim zaciska, jak dochodzi, mimo pytania...
    — Pozwalam... — jęknął, po czym wtulił ją w siebie, tak, by penis zanurzył się po same podbrzusze, napinając się, gdy ciepła sperma zaczęła tryskać wprost do jej łona, jak dużo jej było... Kilkanaście zdrowych nitek, wprost do jej brzucha... Wtulił się w nią, drżąc we wspólnym orgazmie...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  58. — Mieszko... — odparł, pociągając ją za szczękę, by przerzucić ją na siedzeniu tak, by to ona leżała teraz na nim. Całował ją powoli w usta, pieścił ją, po rozdrganym ciele sunął palcami, powodując gęsią skórkę... Zupełnie jakby znał wszystkie punkty erogenne na jej ciele... Powoli się z nią pieścił, nadal będąc w niej, napełnionej tak mocno, że podbrzusze delikatnie jej podpuchło...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  59. — Dziękuję... — odparł, po czym zassał się na jej szyi, by pokazać jej, jak na prawdę powinno robić się malinkę. I zrobił, piękną, burgundową, poruszając przy tym biodrami tak, jakby nie chciał, by cokolwiek wypłynęło z jej napiętej szparki. — Przyjmuję twe usługi... I skracam do 9 dni... — odparł, z fascynacją patrząc na jej piękne lico, by całować ją po policzkach, po nosku... Z powrotem całując ją prosto w usta z rozkoszą i chichotem opierwającym o fascynację...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  60. Pochwycił jej pośladki, by umożliwić jej te ruchy, wręcz rozszerzył jej pośladki tak, by cipka opinała się na nim jeszcze mocniej...
    — Mmmm... Mógłbym cię zatrudnić na stałe... — westchnął, patrząc jej nadal w oczy, — Jeśli ci się tak podoba... — dodał, by z powrotem wrócić do jej sutka, którego maltretował słodkim, powolnym ssaniem, gdy włoskami drapał jej łechtaczkę, samemu ruszając biodrami...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  61. — Zgadzam się... Będzie sprawiedliwie. Współpraca... W wymiarze jakim wyjdzie... — odparł, wgryzając się w swą wargę, gdy tak ścisnęła jego członka... Ten, cały w spermie, sterczał dla niej, a Miech wodził za nią wzrokiem. — Anala... Lizanie cipki... Mogę cię jeszcze raz zalać... Ty wybieraj... Ty masz przeznaczenie w swoich rękach. — zachichotał.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  62. — Rozumiem... To nic. Jeszcze może będzie okazja... Bez stresu... — odparł, całując ją równie głęboko... Mogła dostrzec że po jego wardze spływały krople spermy... Położył ją bokiem do siebie, by rozłożyć siedzenie karocy tak, że teraz cała służyła za łóżko. Przydatny gadżet... Wtedy odwrócił się do niej, chowając głowę między jej uda, by począć zlizywać spermę z jej cipki, samemu jeszcze zanurzając w szparce dwa palce, energicznie ją przy tym palcując...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  63. Mieszko palcował ją coraz to szybciej, coraz to śmielej... Ale w tym czasie, spojrzał jeszcze na nią, z uśmiechem...
    — Tak, Gabrielo? — spytał, palcując tak szybko, przyjemnie, że kropelki soku upieprzyły mu tapicerkę... Aż sam dotknął się drugą ręką, dysząc z podniecenia...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  64. — Nie pozwalam ci dojść. — powiedział, przyśpieszając palcowanie jej wnętrza, mocno, szybko, patrzył jej w oczy, przygryzając wargę... — Nie możesz...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  65. Zarechotał, widząc jak się wije, piszczy...
    — Taki był plan, Gabi... — zarechotał, klepiąc ją jeszcze po kroczu, wsunął jej palec do buzi. — Chcesz mi jeszcze possać? Obiecuję, że jeszcze się w tobie spuszczę...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  66. Zarechotał, gdy tylko spytała.
    — Możesz, możesz... — odparł, wzdychając ciężko, bo nadal był podjarany. Cóż, przynajmniej ona miała orgazm stulecia. Sięgnął do karocy, cały czas nago z erekcją, by dać jej wiadro jabłek, kilka suszonych listków wieprzowiny, jak i bukłak z wodą. — Masz, masz. — odparł, z cieniem frustracji, poczynając się ubierać.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  67. — Nie, nie... Wszystko w porządku. — westchnął, przecierając wodą swoje spocone czoło, wzdychając ciężej, gdy tak do niego podbiła. — Nie mam... Podnieciłem się w chuj i nie doszedłem. Mężczyzn to irytuje. — dodał, po czym poszedł po swoje ubrania, poczynając się ubierać. — Jedziemy do wioski obok, odbieramy towar i zmykamy, zanim ktoś się skapnie, że tu byliśmy. Pomożesz robić dywersję i pakować. — dodał.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  68. — Nie, nie trzeba. — odparł markotnie, po czym założył spodnie, z dziurawymi butami, by wziąć nóż i począć wyłamywać kawałki szkła pozostałe w drzwiach. — Zacznij od posprzątania po nas. — dodał, wchodząc na miejsce woźnicy, strzelił lejcami, a powóz ruszył...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  69. Nastawił koniki tak, by szły bez jego pomocy, po czym zmrużył na chwilę oczy. W końcu zaraz słońce wschodziło, a on zdrzemnął się na chwilę, w końcu był nieco zmęczony. Może nad ranem mu humor wróci.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  70. — Czeeeść. — odparł, przyjmując całusa w polik, nadal siedział z nagą klatką piersiową, teraz wyraźnie widać było jego zarysowane mięśnie. — Usiądź sobie. Dojeżdżamy do miasta. Chcę, żebyś w stajni uczesała i napoiła koniki. Jechały pół nocy, więc przynajmniej powinny z dzień odpocząć. Ja w tym czasie idę po towar, zawołam cię, jak będzie trzeba go rozpakować. Później to kitramy i tyle. Taki plan dnia. A zostałem, bo dostałem ten pojazd od znajomego... Cóż. Musiałem ostatnio zakupić nowe koniki, więc trochę bieduję... Ale mam za co żyć i trochę oszczędziłem. Przemycam, bo jestem w tym dobry, strażnicy często mają w dupie kto jedzie i co jedzie... Będziesz małą dywersją. Czasami będziesz musiała siedzieć w środku karocy. Że transportuję gdzieś ciebie.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  71. Miał szczęście, że znalazł królewskie ogłoszenie jako jeden z pierwszych w siedzibie jednej z najemniczych Gildii. Gdy nikt nie patrzył, zerwał je i wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Ten cały Mieszko go nie bardzo interesował po prawdzie, pieniądze spore, prawda, życia też pewnie złego by nie miał, gdyby zaciągnęli go do Polszy, ale nie jego sprawa. Nie będzie nikomu pomagać we wzbogaceniu się. Co innego informacja odnośnie niejakiej Gabrieli. Jakoś nie spodobało mu się poszukiwanie niewinnej dziewczyny tylko i wyłącznie dlatego, że urodziła się w złym domu. Westchnął, wychodząc przez bramy miasta. Zawsze to jakoś opóźni kilku chciwych wojowników, prawda? Pomyślał, poprawiając swoje toboły, gdy nagle przed nosem mignęła mu czarna, urocza czuprynka. No tak. Idiotka. Złapał ją zaraz za rękę i pociągnął w swoją stronę. Nic nie mówił. Był silny, więc nie przejmował się tym, że będzie stawiać opór. Przyciągnął ją do siebie i zasłonił, zanim jakiś strażnik zauważył, że Nylian odciąga dziewczę od bram miasta, zakrył jej usta dłonią i nachylił się delikatnie.
    — Tam Ci ktoś zaraz zetnie głowę jeśli mam rację — szepnął, po czym pociągnął ją dalej, w las. Puścił ją dopiero, gdy miał pewność, że znajdowali się daleko od cudzych oczu i uszu. Dopiero wtedy ją puścił, aby zaraz złapać za ramiona. Zgiął się delikatnie, obserwując uważnie jej twarz, włosy. Zdecydowanie nie była zwykłą chłopką czy mieszczanką, zbyt zadbana skóra. Zaraz zerknął na jej dłonie. No tak, ciężkiej pracy też za bardzo pewnie nie zaznała przez całe życie, chociaż w ostatnich dniach, ta.. to już całkiem inna historia.
    — Gabriela Angelari? — zapytał dla pewności — Wasza wysokość, możesz niedługo zginąć, jak będziesz tak beztrosko hasać między miastami — poinformował ją, jeszcze nie wypuszczając z uścisku, co by nie zaczęła uciekać i wołać o pomoc.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  72. — Pracowałem w polszy jako rolnik całe życie. Tak. — odparł, zerkając w jej stronę. — A ty? Kradłaś całe życie? Nie masz spracowanych dłoni szwaczki, pralki, krawcowej... Właściwie nie masz ran na dłoniach. Jesteś szczupła, ale nie wychudzona. Oczy ci się nie zapadają. Masz idealne zęby. Pochodzisz z wyższych sfer. Twoja mowa jest idealna. Ja się musiałem uczyć poprawnej wymowy. Ty mówisz nią śpiewająco. — zerknął, uśmiechając się do niej. — Też coś wiem o życiu, pomimo bycia młodym...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  73. Puścił ją w końcu, gdy upewniła go, że faktycznie złapał odpowiednią księżniczkę, po czym zaśmiał się, kiedy obruszyła się na to stwierdzenie. Dobrze, że jednak nie pił zbyt dużo z rana. Oczy go nie pomyliły. Odsunął się delikatnie od niej. Zaśmiał się nawet lekko. Trafiła mu się wyjątkowo humorzasta księżniczka. Może przynajmniej nie będzie się nudzić. Zajmie czymś myśli.
    — To niedobrze, bo oni ewidentnie chcą mieć całkiem dużo wspólnego z Tobą, Gabi — wyjaśnił, opierając się o korę drzewa. Przeczesał włosy, strzelił karkiem i wrócił wzrokiem do brunetki. — Nie powinnaś wchodzić do miast, czy dużych wsi, wszędzie będą ogłoszenia. Ze szlaków też zrezygnuj, częściej trafisz na kogoś, kto będzie chciał zarobić, niż na kogoś, kto woli dać wyfrunąć ptaszkowi z gniazdka — puścił do niej oczko. Zastanowił się przez chwilę. On nie miał gdzie jej schować. Chyba. Na pewno. Nie miał domu, siostry nie narazi, poza tym nie wierzył, że nie zrobi nic głupiego, kiedy powie jej, że w końcu ma zamiar uczynić coś dobrego.
    — Na jedzenie szybko coś zaradzimy. Poszukamy źródła tylko i się oddalimy — powiedział, klepiąc ją w ramię. — Niedaleko jest jaskinia, tam źródło, zjemy i pomyślimy, trochę zapasów mi jeszcze zostało — wyjaśnił, czekając, aż przyłączy się z nim do wędrówki. Większego wyboru za bardzo i tak nie miała. Albo pójdzie z nim i mu zaufa, albo będzie szukać wybawienia na własną rękę. — I nie ma za co, lubię ratować ludzi z opresji, taka personalna misja czy tam agenda — dodał jeszcze, upijając niewielki łyczek rumu z piersiówki.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  74. — Ej. Nie mów tak. — powiedział, pewnie łapiąc ją za kark, by wtulić ją w swego cyca. — Każdy jest do czegoś. Myślisz, że ja byłem najlepszym rolnikiem na świecie? Oczywiście, że nie. Z takim podejściem chuja osiągniesz. Superlatywy. Testowałaś się w różnych dziedzinach. Spróbowałaś, nie były dla ciebie. Ja robię to co robię, żeby przeżyć. Ty też. I teraz pracujesz dla mnie. Więc proszę cię, nie mów tak, bo nie chcę żebyś była smutna, mała złodziejko. — powiedział, pozwalając sobie kurtuazyjnie pocałować ją prosto w usta z języczkiem.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  75. — Wypnij się, to ci dam klapsy. Prosta sprawa. — dodał, wyciągając wiaderko marchewek. Chrupał je sobie, podsuwając je także do dziewczyny. Oczywistym było to, że ją objął, ucałował, pogłaskał po głowie. — Nie martw się. Znajdziemy ci fucję. I już tak nie dziękuj, nadal wisisz mi szybkę... — zachichotał. — Nie wiem, mama nie mówiła za dużo tatku. Podobno przyjechał na białym koniu. Mówił, że ją uratuje z wiochy. Zalał ją i uciekł, tyle... Mama żyje, ma się dobrze. Odwiedzam ją raz na jakiś kwartał. Dalej pracuje w polu, ale ją już to męczy. Dzięki mnie, nie musi tak ciężko pracować. Jestem profesjonalnym rozwiązaniem problemów tego świata. Szczególnie w Polszy. Importuję towary z Serca. Bardzo się to opłaca. Z tobą w karocy? Z kapeluszem? Żeby cię nikt nie poznał? Proste pieniądze. A teraz daj mi swój tyłeczek. Byłaś niegrzeczna, nie dałaś mi dojść....

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  76. — Mhmmm... Cham i chuj. Cóż rzec. Niw poznałem go, więc nie tęsknię. — dodał, podsuwając świeże, soczyste marcheweczki do niej. — Ubrałaś się, więc nie widziałem sensu. Chciałem się w tobie spuścić, w twojej cipce, albo w twojej buzi. — odparł, przekładając ją przez kolano. Piis klepał mocno, Mieszko klepał siarzczyście, tak boleśnie, że aż boleśnie. Miała czerwone ślady od każdego uderzenia. A robił to mocno.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  77. Och, czyli trafiła mu się bojowniczka o wolność. Do tego dosyć ufna, skoro już teraz opowiadała mu o swojej agendzie przeciwko Polszy, gdy nawet nie zdążyła go zapytać o imię. Nie wiedział czy powinien się z tego śmiać. Z jednej strony było to komiczne, z drugiej, poczuł, że znowu musi wziąć łyka czegoś mocniejszego.
    — Aż dziw bierze, że udało Ci się tak długo wytrzymać. Każdemu tłumaczysz swoją agendę? — zapytał, spoglądając na nią. — A masz już jakieś sojusze? Czy te dwa lata spędziłaś na ciężkiej pracy i oglądaniu mieszkańców Mathyr? — jakoś nie widział, aby nagle cały kontynent ruszył do broni, aby zburzyć jakiś głupi mur. No ale politykiem nie był. Po prostu zdecydowanie, osobiście, wolałby nie walczyć w czyjejś wojence w słusznej czy nie słusznej sprawie. Co nie zmieniało faktu, że przecież na pastwę losu jej nie zostawi. Pokiwał jej tylko głową. — Tak, tak wasza.. ekhem Gabi, dużo masz do zrobienia, a czas Ci się kończy, jak ten Perun już rozsyła listy, niedługo żadne miasto w Mathyr Cię do siebie nie wpuści, poza Argarem oczywiście — puścił jej oczko, bo pamiętał, że wrócił akurat, gdy było głośno o egzekucji jednego z nich. Oni pewnie by się chętnie zemścili.
    — Na razie to musisz przeżyć i zająć się sobą, a nie politykowaniem — przypomniał jej, zatrzymując się przy niewielkiej jamie. — Zaraz zjemy, tylko upewnijmy się, że nikt Cię nie znajdzie, jak będziesz uzupełniać wartości odżywcze. Wejdę pierwszy, bo trzeba skoczyć, potem Ty za mną i Cię złapie, dobra? Stamtąd przejdziemy na przełęcz, gdzie poza dzikimi zwierzętami nic Ci nie grozi — zapewnił ją, po czym zniknął w pieczarze. — Skacz, czekam! — krzyknął po chwili czekając na księżniczkę.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  78. Zabrał rękę, uśmiechając się szerzej.
    — Mam nadzieję, że tak będzie. Bo następne klapsy będą na twojej małej cipce, Gabrielo... Jak chcesz to nadrobić? Opowiedz ze szczegółami. Czekam.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  79. Nie mógł się skupić na drodze, gdy tak mówiła opowiadała, obiecywała...
    — Dobrze. Akceptuję twoje przeprosiny. — odparł, wpijając usta w jej szyję, powoli, delikatnie ją obcałowywał, palcami sunąc po jej piersi przez materiał.
    — A ja. Dam ci przyjemność. Błogość. Spełnienie tak mocne, że jedyne co, to będziesz chixhotać, ze łzami w oczach i prosiła, bym skurwił cię jeszcze mocnien, moja mała Gabrielo...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  80. — Mocne. Ale prawdziwe. — odparł, bawiąc się dalej jej cudną piersią... — Mmmmm... Na co masz teraz ochotę, mała? — spytał, widząc jak oddaje mu swoją bieliznę. — Myślę, że mogę się tu na szybko zatrzymać... Na uboczu.... Co ty na to, mała? — spytał, ponownie zasysając się na jej szyi, by poszerzyć jej malinkę.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  81. — Wiesz... W sumie. Konie dawno nie odpoczywały. — zarechotał, wyrzucając jej majtki za powóz. — Nie orzydadzą ci się już, w moim towarzystwie. — zachichotał, patrząc jej w oczy... Dojeżdżali do jakiegoś miasta. — Nie myśl sobie, że zapomnę o twoich przeprosinach. A teraz biznes. — rzekł, wyciągając sfałszowane dokumenty...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  82. Akurat podjeżdżali do miasta, uśmiechnął się szerzej, dając dokumenty panu strażnikowi. Te były zgodne z prawdą, karoca, żłobiona, ornamentalna. Usługi przjazdowe dla ludzi z wyższych sfer.
    — Czy targowisko jest dzisiaj otwarte, proszę pana? Konam z głodu. Są tu jakieś karczmy? — spytał, a jego dłoń spłynęła na udo Gabi, wsunęła się pod kieckę, a młodzik zgiętymi palcami zanurzył się w jej małą cipkę, powoli, drażniąc ją, sam chłopak wydawał się nawet nie zwracać na dziewczynę uwagi...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  83. Palec jedynie przyśpieszał zabawę, pomimo ścisku jej ud, nawet to Mieszka nie odstraszyło. Bawił się dalej, co chwila podwyższając jej spódnicę do góry.
    — Dziękujemy. — odparł mieszko, po czym dał koniom znać, żeby ruszyły. — Coś nie tak, Gabiś? — spytał, zanurzając w jej wilgotnej brzoskwince drugi palec....

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  84. — To dobrze, że wszystko gra. — odparł, całując ją prosto w szyję, gdy tylko rozsiadła się wygodnie. — Ten kapelusz pasuje ci do rumieńców, wiesz o tym? — nagle jego ręka stała się szybsza, palce zgięły się w jej wilgotnym wnętrzu, wręcz potęgując doznania. — Pozwalam ci dojść, maleńka...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  85. Uśmiechnął się szerzej, gdy tylko wpadła w jego bok, gdy tak słodko się w niego wtuliła. Począł głaskać ją po głowie, po kapeluszu, po czym objął ją, całując prosto w czoło. Gdy tylko mu zagroziła, uśmiechnął się. Jakoś mu ta groźba dobrej zabawy nie wadziła.
    — Grzeczna Gabriela. A teraz cichutko, nie zwracamy na siebie uwagi. — szepnął oblizują swe palce, patrząc jej w oczy. — Poczekaj. Gdybym nie wrócił za pół godziny, wiej. Dobrze?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  86. Mieszko oddał całusa, po, czym uśmiechnął się.
    — Nie wychylaj się i bądź grzeczna. — szybko potem, wtopił się w tłum, szukając swojego znajomego argarczyka...
    ...
    Po jakimś czasie, dwóch mężczyzn ruszyło w stronę stajni. Jednym był mieszko, przystojniak, czreśniak. Drugim mężczyzną natomiast był wysoki argarczyk, z twarzy cudzoziemiec. Miał krwistoczerwone tęczówki, czarną szatę i bladą skórę.
    — A ja wtedy do niej, wejdź do wanny z wodą, zatkaj nos i kichnij. To jest domowy sposób na aborcję! — zarechotał mieszko, a cudzoziemiec nie omieszkał się uśmiechnąć.
    — Mon chou, ty to masz przygody. Czekaj... Słyszę walkę.
    Mieszko zbledł, od razu pobiegli do stajni, a Mieszko zzieleniał, widząc tętniącą krew z uda, gabi przygwożdżoną przez typa.
    Nie zdążył krzyknąć.
    Argarczyk jednym ruchem dłoni sprawił, że krew wyciekająca z uda mężczyzny zmieniła się w łańcuch z nożem na końcu. Łańcuch ten, wbił się w szyję bandyty leżącego na Gabi, wyrywając mu jednym szarpnięciem tchawicę, rozrywając kręgosłup i aortę.
    Mieszko zwymiotował na ten widik, krew była wszędzie. Tajwmniczy mężczyzna podniósł dłoń, a krew z obu mężczyzn popłynęła do niego, wpływając pod rękaw jego szaty.
    Mieszko od ra, u podbiegł do Gabi, podnosząc ją z ziemi.
    — Gabi! Żyjesz?!

    Mieszko/Davos

    OdpowiedzUsuń
  87. Dziwny mężczyzna zacmokał.
    — Witam panią. — odparł, podchodząc do Gabrieli, by ucałować ją w pochwyconą dłoń. — Davos de Larouis. Głowa kościoła Imperiusa. — rzekł, kłaniając się przed nią.
    — Tak... To ten mój kontrachent. Stwierdził Mieszko, omieszkowo obserwując czy nie miała żadnych ran. Na szczęście tylko otarcie na szyi. — Dobrze sobie poradziłaś... Ja bym tak nie umiał. — rzekł, głaszcząc ją po głowie.
    — Nie przejmuj się, mon ami. Ścierwo nie zasługujw na życie. — rzekł, rechocząc by tyknąć stopą trupa wyssanego z krwi. Wyglądał jak mumia. — Mam tutaj wasz towar. — rzekł, wyciągając go z kieszeni. Kilka srebrnych fiolek. — Uważajcie na to. Jeśli ta fiolka upadnie na ziemię, wypierdoli w powietrze nawet bastion Polszy w Sercu.
    Mieszko pokiwał głową, wyciągając rękę po małe fiolki. Odr azu podszedł do powozu, by zabezpieczyć ów fiolki w chlebie. Tak też, byli gotowi do drogi.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  88. Davos szybko złapał oba trypy za fraki, byleby tylko wrzucić w stogi siana. Uśmiechnął się, po czym zniknął w tłumie.
    — Koła działają. Chcieli je rozwalić... Nie wiem dlaczego. — dodał, łapiąc dziewczynę, by pociągnąć ją za sobą, sadzając ją obok siebie, na siedzeniu woźnicy. — Chodź. Odpocznij trochę... Dziękuję, że chroniłaś mój dom... To wiele dla mnie znaczy. — rzekł, czule całując jej policzek.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  89. Objął ją silną ręką, bo mimo tego, że żaden z niego wojownik, to miał krzepę. Pewnie bez argarczyka szarpnąłby typa, pobił go... Nie wiedział, nie zdążył nawet mrugnąć. Ważne że była bezpieczna. Z braku laku, zaczął całować ją z językiem, powoli, lubieżnie...
    — To nic. Ważne że żyjesz. Doceniam twoje poświęcenie. Odpoczywaj... Do Fasach długa droga...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  90. — Lubię... — odparł, bez zawahania, patrząc jej w oczy. Sam oblizał spierzchnięte wargi, zerkając na nią co chwila. — Nie wiem jak ci podziękować za uratowanie mojego wozu... Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? Cokolwiek... — spytał, łapiąc ją za rękę, by spleść z nią palce...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  91. — Nie mam zamiaru... — odparł, oddając pieszczotkę, trzymając ją za rękę. — Czy jest coś jeszcze, w czym mogę się odwdzięczyć? Nie mogę cię wyrzucić, broniłaś mojego towaru życiem... Jesteś najlepszą pracownicą, współpracowniczką, jaką mogłem mieć... Pomyśl jeszcze. — zbliżył się do jej ucha, by je oblizać. — Wiesz o czym, maleństwo...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  92. — Tak śpieszno ci, żeby założyć majtki, Gabiś? Szkoda... — dodał, łapiąc jej plecy, poczynając dłońmi masować ją powoli... Koniki wiedziały, gdzie mają jechać, czasami złapał tylko lejce, by skręcały... — Myśłałem, że jeszcze będziesz się chciała ze mną bzykać... Żebym znowu doszedł w twojej cipce...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  93. Miech cały się zaczerwienił, gdy tak rozpięła koszulę... Przygryzł swą wargę, by zacząć samemu ocierać się o jej wilgotniejące, nagie krocze...
    — Chcę... Masz jebany zakaz... Zakładania bielizny... Chcę ssać twoje sutki i łechtaczkę kiedy tylko chcę... Masz pyszne soczki, wiesz o tym? Idealnie pasują do mojego przełyku... — sapnął, coraz to mocniej drażniąc jej muszelkę...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  94. — Mmmm... Moja kobieta... Moja własność... — zarechotał, gdy tak go muskała, rumieniec nie schodził z jego twarzy... Z perwersją patrzył, jak jej sutki wpijają się w koszulę... Docenił inicjatywę i to bardzo...
    — Rozbierz się... — powiedział, gdy już opuścili miasto w widocznej odległości. Jechali lasem, całe szczęście. — Mam ochotę skurwić twoją małą pizdę... — jęknął do jej ucha, czując, jak erekcja go już boli, jak żyły wręcz napinają się na całej męskości. Zatrzymał powóz na uboczu, by po prostu zacząć molestować jej piersi z agresją... I perwersją w oczach...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  95. Widocznie miał plan na to wszystko, bo szybko odwrócił ją do siebie plecami, samemu zsuwając spodnie... Teraz była do niego tyłem, mogła poczuć, jak ciężki pasek opadł na podłogę... Bez przygotowania zanurzył się w jej wnętrzu, jedną dłoń wiodąc na jej guziczek brzoskwinki, masując go, gdy jego biodra pierdoliły ją bez opamiętania... A drugą jęką zasłonił jej usta, mocno, wsuwając tylko pojedynczy palec do ust, do ssania...
    — Jesteś moja... Moją własnością... — powtórzył, poczynając mocno klepać jej łechtaczkę, by poczuła rozkosz poprzez ból... Nie wiedział tylko, że to lubiła...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  96. Po chwili udało mu się, wypuścił jej usta, a dziewczyna mogła poczuć, że opuścił ją na sobie, zablokował jej uda tak, by nie mogła się podnieść... I wtedy znowu w niej trysnął, wprost w jej płodne łono...
    — Gabi... — sapnął, całując ją po karku, drżąc, poruszając się nadal, bo rozkosz zabrała go z tego świata...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  97. Zdyszany zachichotał, całując ją w tył głowy.
    — Możesz... Proszę, zrób to... — dodał, podnosząc ją ze swoich bioder, by z powrotem obrócić ją do siebie... — Co mogę jeszcze dla ciebie zrobić, moja mała zabaweczko? — spytał, składając kilka maleńkich pocałunków na jej sutku, gdy znów siedziała na jego kolanach, a sperma spływała z jej krocza na podłogę...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  98. Mieszek zachichotał w końcu, wciągając ją na bliżej, by trzymać ją w swoich objęciach. Po prostu ją przytulił, całując tym samym po poliku.
    — Kurde... — szybko zastosował się do jej rad, głaskał, drapał delikatnie po skórze głowy, zaczesywał, rozczesywał jej czarne włosy do tyłu... — Masz rację... Chyba... Chyba za bardzo się skupiłem na seksie... Ale jesteś taka cudowna... Nie mogę przestać, jesteś... Jakby dla mnie stworzona... — szepnął, narzucając na nią swoją własną koszulę, by nie było jej zimno. Widoczne tekst o zabawce był tylko tekstem powiedzianym w emocjach... Nie mógł się od niej odkleić...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  99. — Chętnie bym potańczył... Dawno nie miałem okazji... W sumie transport i tak będzie zabezpieczony. Kiedy mi opisywali co mam przywieść, myślałem, że będą jakieś skrzynki materiałów wybuchowych, a nie... — westchnął, wtulając ją w swą nagą pierś. — Zdrzemnij się, odpocznij. Swoim poświęceniem i bohaterstwem, jak i żelaznymi jajami sprawiłaś, że nie mogę cię zbyt źle traktować... Wręcz... Czuję do ciebie przywiązanie... Chciałbym żebyś mnie już tak przytulała... Taki mam rozkaz. Nie opuszczaj mnie i nie puszczaj... Twoje ramiona mnie koją...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  100. Westchnął, patrząc na nią z uśmiechem... W sumie... Nie zaszkodziłoby się drzemnąć, to nie tak, że długo spał. Wręcz prawie w cale, bo jechał w nocy. Był nieco przez to przyćmiony na umyśle, dlatego pokiwał głową.
    — Prrrr. — rzekł do koników, by te zjechały na pobocze. Na trakcie jeździły patrole, toteż się nie martwił o cokolwiek. Po prostu poszedł za nią, nawet nic nie mówiąc, objął ją do swego ciała, kładąc się pod kołdrą, by przypieprzyć sobie soczystą drzemkę, gdy jego twarz schowała się w jej piersi. — Wygodnie. — stwierdził.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  101. Mieszko zbudził się, dość gwałtownie, ale z zaspanymi oczyma dostrzegł Gabrielę i uśmiechnął się do niej, witając ją całuskiem. Dziewczyna miała już informację o jego usposobieniu...
    — Dzień doberek. Tak jedziemy do Fasach. — odparł, obejmując ją, a czując, że ma wilgotną skórę, rozbudził się szybciej. — Ach, tak... Obmyję się i trzeba iść zapolować. Niedaleko powinna być rzeka, dzisiaj trochę nauczę cię łowić ryb. Mam siatkę, więc wiesz. Łatwiej. Jest. A na pustyni jest... Gorąco. Parno. Duszno. Dziwnie, czasami. Serio. Nie wiem, boję się wydm. Tam są czerwie podobno, straszne skurwysyny. Ja bym tam nie jeździł, gdyby nie biznes i handel. Bo mają swoje zalety, kupcy w sensie. Nie sprzedają tylko podróbek, tak jak się mawia. Duża część tego powozu była tam zdobiona. Ludzie pustyni mają wiele talentów.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  102. — Oj, to się nie martw. To tak specjalnie, wentyluję swoje ciało. Myślisz, że jak jadę w pełnym słońcu, to daję radę tak po prostu siedzieć w koszuli? Porobiłem dziury, żeby się nie pocić. — zachichotał. Zaczesał mokre włosy do tyłu, po czym dał jej do ręki siatkę, oraz słoiczek robaków. — Jeśli się nie brzydzisz... Dzisiaj spróbujemy na tą przynętę złapać pstrąga. Tylko musi nam nie uciec... No i chwilę zajmie łowienie ryb. Możemy o tym porozmawiać... — dodał, rumieniąc się. — O tym, co między nami zaszło...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  103. — Podoba mi się to wszystko. — odparł, wgryzając się w swą wargę. — Bardzo. Seksowna jesteś, nawet nie wiesz jak bardzo... Tylko... Nie chciałbym ma ciebie cały czas krzyczeć, wyzywać, rozkazywać. Chcę czasem to robić czule... I powoli. Dochodzilibyśmy w tym samym momencie... To romantyczne. — dodał, po czym stwierdził. — Skoro ty jesteś pojręcona, to ja też! — zachichotał, po czym podniósł jej podbrudek.— Ja ciebie też polubiłem. Nie robię tego, by ci się przypodobać, czy żeby sam się zaspokoić... Całuję cię, bo... Podobasz mi się. — spalił buraka całkowicie, czym cmoknął ją w usta, by zarzucić ich sieci do wody.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  104. Gdy wpadł do wody, rechotał z jej wyzwiska "paskudnik". Inaczej go nazywała, kiedy była pod nim... Zanurkował na chwilę pod wodę, by wogóle rozejrzeć się, czy mają tu jakieś rybki.
    Wyłonił się nagle jak jakiś topielec, by wciągnąć ją i wrzucić wprost do wody. Od razu podpłynął i wyciągnął ją na taflę.
    — I co, miło ci paskudniczko? — spytał, ale nie mógł się powstrzymać, by znowu ją ucałować. — W wodzie łatwiej się łowi z liną. Masz tu robaczka. — dał jej dwie spore larwy. — Załóż je na sieć. I czekamy.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  105. — Nie doceniasz mojej pamięci — zaśmiał się lekko, odkładając piersiówkę do kieszeni. Pił w końcu z konkretnego powodu. Uzależnienie było tutaj drugorzędne. A na pamięć nie mógł narzekać. Zwłaszcza względem pięknych Pań. Wysłuchał jej tłumaczeń, nie komentując już niczego za bardzo. Jej polityka, jej wojenka, jej sprawa. On obrał sobie za cel jedynie pomoc dziewczynie w niedaniu się zabić. Przynajmniej nie zbyt szybko.
    Złapał ją w pasie, po czym delikatnie odstawił ją na ziemię. Zaraz przetarł skronie. Może jednak ją zostawi? Westchnął. Wyjął z kieszeni księżycowy kamień, który zaświecił się w ciemnościach. Jedna z niewielu rzeczy, którą zabrał z domu.
    — Nie, nie chowam — poinformował ją — Po prostu kiedyś się to zalęgły nekkery, znalazłem to przejście jak szukałem ich gniazda. Nie jestem zbiegłym księciem — zaśmiał się lekko. Nie miał powodu, żeby się chować. Jego po prostu wygnano i o ile dobrze pamiętał, ojciec nie mógł z tym nic zrobić, a on nie miał zamiaru zasłużyć się Oclarii, aby otrzymać łaskę. Zaraz kamień zaczął gasnąć, kiedy pojawili się przy źródełku, na które padało słońce z góry przez kilka mniejszych otworów.
    — Usiądź — polecił, robiąc dokładnie to samo. Wyjął pustą glinianą butelkę, do której nalał wody i podał dziewczynie, następnie zaczął wyjmować zapasy. Nic specjalnego. Trochę chleba i suszonego mięsa, ale zawsze coś, aby zapchać żołądek.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  106. — Widać wasza nie wysokość — zaśmiał się lekko na jej słowa. Oczywiście chciał jej pomóc, zaprowadzić w jakieś bezpieczne miejsce, ale jeśli sam mógł się przy tym w miarę przy tym w miarę dobrze bawić, dlaczego miałby z tego zrezygnować?
    Rozpakował jedzenie i podał dziewczynie. Sam na razie nie jadł. Był po dosyć porządnym posiłku. Nic mu się nie stanie jak teraz nie zje.
    — Smacznego i się nie krępuj, nie przestanę Ci pomagać, bo jesteś głodna, najedz się Gabi — polecił jej, otwierając swoją piersiówkę, żeby powoli popijać delikatny alkohol, spoglądając na swoją nową towarzyszkę przygód. Uśmiechnął się smutno na kolejne jej pytanie.
    — A co nigdy nie czytałaś bajek o elfich rycerzach? — zaśmiał się lekko. — Chronić piękne damy i inne bdzety. Zaraz jednak westchnął, opierając się o skałkę. — Po prostu nie lubię, jak ktoś próbuje ułożyć komuś innemu na siłę życie.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  107. Rechotał, chlupiąc ją jeszcze, by westchnąć ciężko, gdy tak usiadła mu na plecach.
    — Ty już tak nie mocz się, bo mi chuj odpadnie i będę go musiał zakisić w słoiku. — odparł, buziaczkując ją w policzek, uśmiechając się szerzej, gdy trzymał sieć, widzał sporą rybę, pod wodą, przez co zamarł w bezruchu...
    — Ćśś... Płynie nasz obiadek... Cicho, Gabusiu.

    Mieszek

    OdpowiedzUsuń
  108. On natomiast zabrał pojaźnego pstrąga na brzeg, by go ogłuszyć nożem i zfiletować go. Szło mu to dobrze, widocznie miał doświadczenie w kulinariach.
    — Patrz, czy ryba się mieni. Jeśli tak, wiedz, że woda zaburza obraz. Dlatego spróbuj złapać ją w środek sieci, nie jej kraniec. — mówił spokojnie, po czym obserwował ją z uśmiechem.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  109. Bufonami? Cóż, może faktycznie nie pomyliła się za bardzo w osądzie? Albo nim już też po prostu przemawiały uprzedzenia. To też nie tak, że każdy w Oclarii był zły, prawda? Napił się, na poprawę własnych osądów. Zaśmiał się lekko. Kiedyś lubił te baśnie. Rycerstwo, zasady, poświęcenie. Teraz miał to wszystko w dupie. Chociaż chciał się trochę pobawić. Zrobił smutną minę zbitego psa.
    — Pani łamiesz mi serce, ja tu w myśl kodeksu rycerskiego ratuje Cię przed potencjalną gilotyną, a Ty mi tak? Czyż twe okrucieństwo ma jakieś granice? — zaśmiał się, pstrykając ją delikatnie w nos. Pokręcił głową, wyraźnie się irytując, że zadaje takie pytania. Ugryzł się w policzek, żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. Sięgnął po większy łyk trunku na uspokojenie.
    — Pije, bo mam mocną głowę, lubię i alkohol się nie psuje. Połowa najemników nadużywa, bo taniej kupić gorzałę niż czystą wodę — przypomniał jej oczywisty fakt. — Spokojnie, mój alkoholizm nigdy nikomu nie zaszkodził, jestem jednym z najlepszym w fachu, patrz — pokazał jej platynowy naszyjnik na znak swojej rangi. — Gdybym pierdolił robotę przez picie, nie miałbym platyny, nie? Nie musisz się bać — dodał jeszcze. Chciał się napić. Ale tego nie zrobił. Ech, kurwa.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  110. Zobaczył jak wyciąga rybę, z oficjalną miną klaszcząc jak dama.
    — Cudownie. Fenomenalna technika, cudowna cierpliwość. — rzekł, po czym zabrał jej rybę z ręki, by sfiletować ją na później. Chwilę mu to zajęło, dlatego podjął rozmowę w trakcie oprawiania.
    — Czyli co? Chcesz może... Zjeść ze mną romantyczny obiad? Zapalę świeczki, zrobimy piknik... Do następnej wioski daleko, raczej będziemy spali w powozie...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  111. — Czyli akceptujesz zaproszenie na randkę... — stwierdził, cmokając ją prosto w usta. — Muszę ci podziękować za ratunek w poprawny sposób. Nie czułbym się dobrze, gdybym cię za to nie wynagrodził, moja pracownico miesiąca... — szepnął, obejmując ją, by oprzeć czoło o jej czoło, zerkając co chwila na jej usta, oblizując przy tym wyczekująco wargi...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  112. Czując język, pochwycił ją za tył głowy, by oddać pieszczotę, całując jej język, zostawiając dużo śliny, całując, oblizując jej wargi, gdy jego druga dłoń powędrowała na jej brzuszek, delikatnie po nim sunąc, gdy on sam sapał od namiętnego pocałunku z Gabrielą...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  113. On także się podekscytował, może nawet za bardzo... Gdy ich usta ponownie się zetknęły, mężczyzna wsunął rękę powoli do jej spódnicy, palcami wpierw przesuwając po pachwinie, by delikatnie, powoli dotknąć jej guziczka, głębokimi ruchami poruszając powoli palcami...
    — Mhhh... — szepnął w jej usta, by oprzeć się o jej czoło. — Mogę ci possać cycuszki? Proszę...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  114. — Mhmm... — jęknął głucho, wpijając się w usta dziewczyny po raz kolejny, czekał aż uwolni swe cudne piersi z okowów koszuli. Tyle dni bez bielizny? Mieszko był w ósmym niebie. Od razu położył dziewczę delikatnie na ziemi, nie zdejmując paluszka z jej guziczka, powoli, ze sposobem, jak i cierpliwością molestował jej cipkę, gdy jego usta powędrowały do piersi, które czciły jej sutki powoli, dokładnie... Zupełnie jakby nigdzie mu się nie śpieszyło. Widocznie chciał porzucić całą szopkę z byciem jej właścicielem, na rzecz czułego zbliżenia... Patrzył jej w oczy z porządaniem, gdy jego wargi zasysały się na jej drugim sutku...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  115. Gdy zamknęła oczy, mogła poczuć jak znika z jej piersi, jak podnosi jej spódnicę do góry, jak zostawia tam głowę... Gdy już ułożył głowę między jej udami, zaczął chłeptać brzoskwinkę z soczku, powoli, wydając przy tym dużo westchnieć, sapnięć... Splunął do jej dziurki, by pochwycić jej uda do góry, zaczął powoli pieprzyć jej wejście językiem, ot, miał ochotę sprawić jej kolejną rozkosz, w czułym, namiętnym wydaniu.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  116. — Mhhhff...— wymruczał, nadal skupiony na swoim zadaniu, z językiem sunącym po jej czułym punkciku... W końcu zdjął z głowy spudnicę, by mogła obserwować to, jak wylizuje jej nagie krocze, jak pieści ją, bawi się wargami, jak co chwila język wsuwa się do szparki po soki, jak jego uśmiech i porządanie w oczach już samo w sobie jest tłumiące rozsądek... Pierdolił ją samymi oczyma, a co dopiero językiem...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  117. — Gabiś... — westchnął, obejmując ją ramieniem, gdy tylko sczytowała, złapał jej tył głowy, by przypadkiem w spazamach rozkoszy się nie walnęła. Oddychał przeciągle, patrząc jej w oczy, gdy tylko dochodziła...
    — Jesteś pewna? — spytał, wzdychając ciężko. Nie chciał zrobić jej krzywdy, dlatego najpierw splunął na swoje palce, by podsunąć jej uda do góry, powoli poczynając wmasowywać ślinę w jej drugą dziurkę... — Chcesz mnie poczuć tam całego? Powoli... Poczuj najpierw wejście... — szepnął, nie zrywając wzroku z nią podczas masażu, skradł jeszcze słodkiego całusta prosto w usta...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  118. — Mmmm... Ja bardzo chcę w ciebie wejść, słońce... Chcę, żebyś poczuła mnie, każdą swoją ścianką... Chcę, żebyś się zaciskała, chcę, żebyś ścisnęła... Powoli i rubasznie, powoli sprawię, że serce ci stanie, moja mała... — westchnął, ponownie oblizując jej język, z namiętnością, z sapnięciem... — Chcę ciebie całą... Ja... Ja w tobie też, Gabi... — wyznał, zanurzając jeden palec. Powoli go zginał w środku, gilgocząc ściankę powoli, patrząc jej przy tym w oczy, gdy oparł się o jej czoło. — Myślisz, że mój fiut wejdzie? Jesteś bardzo ciaśniutka, kochanie...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  119. Nie pozostał jej dłużny, sam zrzucił z siebie koszulę, zsunął spodnie z bielizną, by stanąć przed nią nagą, rozsiadając się między jej udami... Podniósł jej uda do góry, by zbliżyć się samemu do niej, kiedy twarda główka dotykała jej obślinionego wejścia... Pochylił się do niej, by wpić się w jej usta, nie martwiąc się o jej obawy, bo wierzył, że wszystko się uda. Powoli, oblizywał jej języczek, gdy sztywna główka powoli zanurzała się w jej ciasną dupkę...
    — Już jest przyjemnie...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  120. — Wszystko dobrze, ćśsśś... — szepnął, całując ją powoli w czoło, gdy tłusty kutas Mieszka powoli rozrywał jej delikatne wnętrze, tylko westchnął ciężko, czując spięcie, trochę bólu w rozkoszy... Brał ją powoli, dopiero delikatnie, ale już mogła poczuć, jak głęboko w nią wchodzi... No i te delikatne ruchy, stymulujące jej ściankę... Oblizał jej wargę, patrząc jej w oczy. — Teraz jesteś moja... Tylko moja...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  121. — Mmmm... Moja... — potwerdził, różowiejąc na twarzy, przyśpieszając nieco ruchy, by powoli penetrować ją całą długością kutasa... Położył jej nogi na swoich barkach tylko po to, by wtulić ją w siebie, by ocierać się o jej policzek swym własnym, szeptając jej do ucha... — Wiesz, że od tego dojdę, moje kochanie... I najgorsze jest to, że boję się... Że... Ohhhh! Że to nie będzie wszystko, maleństwo...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  122. — Zaleję spermą twoje jajniki, kiedy skończę z tą dziurką... — szepdnął, samemu zaczynając jęczeć coraz głośniej, wręcz oparł czoło o jej czoło, by kontynuować... — Jesteś i będziesz już moja... Jesteś wspaniała... Trysnę zaraz... Kurwa... Jesteś moją Gabrielą... Będziesz nosiła spermę w łonie... A jak przyjedziemy do miasta... Założę ci kajdanki na stopy i zedrę z ciebie spódnicę... Wszyscy zobaczą, jak moja sperma wypływa z twojego łona...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  123. — Wiem, że takie lubisz... Ale to nic, ochronię cię... Kochanie... — dodał, patrząc na nią z maślanym spojrzeniem... Wpił się w jej wargę, całując ją po francusku z językiem, by po chwili się oderwać... — Ohhh... Pozwalam ci dojść. — stwierdził, otulając ją kurczowo, łapiąc, jęcząc w jej szyję z krzykiem.— Ohhh.... Ahhhhhh...! Gabi! Moja... Moja Gabi! — wyjęczał, gdy nitki spermy tryskały w jej ciasnym środku...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  124. Dyszał wprost w jej ucho, obejmując ją spracowanymi ramionami... Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się.
    — Za dużo gadasz, kochanie. — stwierdził, dając jej najdłuższy, najbardziej soczysty pocałunek, jaki mogła sobie tylko zażyczyć. — Dziękuję, myszko...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  125. — A może i racja. Chuj wie... — szepnął, ocierając się z nią nosami. — Hej... Przepraszam za swoje słowa jak coś, ale... Nie czułem jeszcze z nikim takiej przyjemności jak z tobą... — odparł, powoli z niej wychodząc. Bez pośpiechu, od razu objął ją i wtulił się w jej obojczyk. — To przez ciebie... Zapominam o całym bożym świecie, kiedy jesteś obok...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  126. Mieszko zachichotał, kręcąc głową w niedowierzaniu.
    — Rybki nie uciekną muszą być zamknięte w soli, wtedy można je po kilka miesięcy trzymać. Ale... Wiesz. To by oznaczało, że muszę przestać cię przytulać... A nie wiem, czy chcę przestać.— stwierdził, składając kilka całusów na jej czole, by powoli wstać, z powrotem do sfiletowanych rybek. — Robimy ognisko tutaj, czy dalej? — spytał, patrząc jak leżała... Ciekawiło go, czy po prostu nie może wstać. — Wiesz... Następnym razem powiedz, że jesteś głodna, maleństwo...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  127. — Dobrze... — odparł, oddając całusa prosto w usta. Podpatrywał to jak idzie z bólem i gołym tyłkiem... Poczuł trochę wyrzutów sumienia, mogli to zrobić w bardziej sterylnych warunkach... Mimo to, miał zamiar zrobić jej najpyszniejszą rybkę jaką jadła. Wyjął żeliwny garnek, rozpalił szybko ogień swym pierścieniem, po czym połkożył rybę na wygrzanej korze drewna cedrowego, by dodać potrawie fenomenalny aromat wędzenia. Ścisnął także trochę cytynki, jak i kolendry, zasmażając pod koniec na masełku. Posolił pod koniec, przez co aromat samym swym zapachem zniewalał z nóg. Mimo że Gabrielę zwalił z nóg już wcześniej.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  128. — Hmmm... A to jesteś pewna, że ślinka cieknie na rybkę, a nie na mnie? — puścił jej oczko, zdejmując rybę z cedru, by dać się jej ostudzić na boku. Sam uśmiechał się domyślnie, zerkał w jej stronę co chwila, a na komplement zarechotał. — Musiałem się nauczyć gotować, bo jak byłem mały i mama chorowała, to nie było komu... Na szczęście to mniej skomplikowane niż się wydaje. Żeby coś było przepyszne, wystarczy główka czosnku, trochę cytrynki, sól, pieprz... No i czas. Najważniejszy składnik każdej potrawy. — spuentował, by nałożyć rybkę na drewniane talerzyki. Skołował także świece, postawił je obok Gabi, by zasiąść na pniu drzewa z nią obok. Odpalił świece, akurat gdy słońce zaczęło zachodzić z pomarańczową aureolą...
    — Smacznego. — szepnął, dając jej sztućce, całując ją czule w policzek.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  129. — Cholerny pstrąg... Na następnych zawodach go pokonam. — zażartował, obejmując jeą ramieniem, gdy sam począł wcinać. Westchnął z rozkoszy smakiem, spojrzał na nią, bo rozkoszował się też chwilą, momentem... Romantyczną kolacją ze świecami o zachodzie słońca. — Ty jesteś niesamowita. Wszystko wokół ciebie po prostu odbija twój blask, Gabrielo... — stwierdził, opierając głowę na jej barku z wypiekami na twarzy. Ryba wyszła idealnie...

    Miech

    OdpowiedzUsuń

  130. Uśmiechnął się do niej, widząc, że stara się nie żałować sobie jedzenia. Dobrze, po takiej głodówce naprawdę się jej przyda. Zaśmiał się na jej komentarz.
    — Nylian i na Twoim miejscu uważałbym komu grozisz, przynajmniej dopóki nie znajdziesz drogi wyjścia z tej jaskini — puścił do niej oczko. Prosił się o jakiś sztylet w plecy? Być może. Nie miałby do niej żalu. Sam za bardzo się bał. Schował resztki do jedzenia, pozostając jeszcze na swoim miejscu. Upił ostatni łyk, po czym też zaczął się zbierać.
    — Dobrze wiedzieć, że nie ma co prosić o Twoją rękę w zamian za ratunek — skomentował jej przytyk. Nie obraził się, bo i o co? To nie tak, że szukał jakiejkolwiek partnerki życiowej. Pokręcił głową.
    — Nie musi, to moje zapewnienie na lepsze pieniądze za zlecenia. Ale powinno Ci też potwierdzać, że coś tam jednak potrafię, gdyby trzeba było Cię ratować z opresji, bo na razie nic innego nie masz — odpowiedział, wstając na równe nogi. Strzelił karkiem. — Już się tak nie obrażaj, po prostu słabo znasz życie, jesteś śliczna, to ujdzie Ci to płazem wiele razy — puścił do niej oczko, nachylając się nad nią. — Masz jakiś przyjaciół, u których możesz się schronić? Warto wiedzieć, w którą stronę mamy uciekać, wasza wysokość — to ostatnie powiedział z przekąsem, tylko po to, aby ją zirytować.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  131. — Zupełnie jak w balladach. Albo opowieściach kupców w baśniach o tysiącach nocy... — westchnął, gładząc ją po ramieniu, gdy sam wsuwał rybkę z ości, które po prostu kładł na pniu, by te mogły wrócić do przyrody. — Przyznaję, trochę się wzruszyłem. — dodał, po zjedzeniu, wzdychając ciężko. Patrzył na zachodzące słońce, uśmiechał się szerzej. — Posiedźmy tu jeszcze trochę... Proszę. — powiedział, splatając z nią palce, dając jej soczystego buziaka w polik z chichotem.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  132. — Tego ci życzę. Długich dni, ciepłych nocy... I doborowego towarzystwa. Mam nadzieję, że mojego. — stwierdził, obejmując ją swymi silnymi, spracowanymi dłońmi. Pomimo, że były twarde, były czułe wobec niej, gładził ją po plecach i ramieniu, powoli, bez pośpiechu. Jego oczy spotkały się z jej spojrzeniem, by się zbliżyć, zamknąć... A wtedy pocałował ją, pocałował jakby była słodyczą wśród goryczy, miłością w niedoli, nadzieją w apokalipsie... Powoli... Czule... W końcu nigdzie im się nie śpieszyło.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  133. — A ja twój... — odparł, przyciągając ją do swej piersi, jakby chciał ukryć ją przed całym światem... — Poradzimy sobie, dobrze? Nawet nie wiesz, jakie szczęście mi się przydarzyło, że mi tą szybę rozjebałaś. — zachichotał ze łzami wzruszenia, całując ją w czoło wielokrotnie. — Chcesz dzisiaj... Spać ze mną w karocy? Jak para?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  134. Nie musiała się prosić dwa razy, wziął ją na swoje barki, powoli, bez pośpiechu zaniósł ją do karocy.
    — Mam maść na obrzęki, jeśli chcesz... —westchnął, otwierając górną półkę pod sufitem, szukając jakiegoś specyfiku. — Przepraszam... Nie chciałem ci sprawić bólu... — westchnął, patrząc na nią z przeprosinowym wzrokiem. — A może coś do picia? Herbatka?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  135. Zaśmiał się na jej słowa, podszedł do niej bliziutko i nachylił się nad nią, aby zrównać się z jej ślicznymi oczętami. Spojrzał na nią z pełną powagą wypisaną na twarzy, jakby w życiu nie wypił żadnej kropli alkoholu.
    — Ale Gabriello, nie sięgniesz, nawet ja muszę skakać, a jestem trochę wyższy. Jesteś na mnie skazana przynajmniej do wyjścia. Zwiodłem Cię, wybacz mi — powiedział, zachowując swoją powagę. Na sam koniec poklepał ją delikatnie po głowie i dopiero wtedy znowu się zaśmiał. Odsunął się od niej, prostując na równe nogi. Westchnął lekko.
    — Nie szukasz, ale lepiej go mieć. Tak całkiem poważnie Gabi — odwrócił się do niej. Nie wyglądał nazbyt poważnie, ale ewidentnie nie robił sobie teraz z niej żadnych żartów. — Poradzisz lepiej lub gorzej, nie wątpie, ale mi będzie lżej na sercu. Chociaż wolę nie mówić czemu. Zaprowadzę Cię gdzieś, gdzie nikt nie czyta rozkazów z Polszy i zostawię jak chcesz. A jak masz zamiar stąd kiedyś wyjść, to chodź ze mną. Przecież Cię nie zabije, ani nie zaprowadzę do Peruna, nienawidzę szlachty, spokojnie — wyjaśnił, po czym ruszył tam gdzie wskazał.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  136. Rozebrał się dla niej, do samej bielizny. Zdjął nakrycie, rozłożył łoże... Teraz w karocy mogła się swobodnie położyć, on natomiast okrył ją grubą warstwą puchu z piór, objął ją, przyciągnął ją do siebie... I pokochał, gładził, całował... Nucił nawet melodię, dość płynnie. Jak się okazało, śpiewał dość płynnie... — Dobrej nocy Gabi... Wyśpij się, dobrze?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  137. Zwolnił tak jak prosiła. Widocznie był wyspany, cały w skowronkach... Widząc jak wskakuje na wóz, oddał całusa, nie zastanawiając się dwa razy.
    — Pewnie, trzymaj. — rzekł, podając jej lejce. — Zwykle konie trzymają się drogi, ale możesz pociągnąć lewą i prawą, by na przykład coś ominęły na drodze. Przyśpieszasz delikatnie strzelając lejcami, je to nie boli. Są tak tresowane. Spowalniasz delikatnie ściągając i mówiąc prrr. Konie tak słuchają, wiesz? — dodał, obejmując ją, bo w końcu miał wolne ręce... Patrzył na jej podpuchnięte, popodgryzane wargi, na malinki... Uśmiechnął się szerzej. — Ktoś tu się wyspał... Chcesz jabłuszko na śniadanie? Nazrywałem po drodze trochę jabłek, są świeżutkie i umyte. — zachichotał.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  138. — Dlaczego zwrócimy? Jesteś śliczna i młoda, równie dobrze mogę Cię prowadzić do ojczyzny na zrękowiny jak ktoś będzie pytać. I mniejsza szansa, że jakiś chłop Cię zaczepi jak będzie miał chuć, bo się osiłka przestraszy — wyjaśnił, zakładając ręce za głowę. Miał wrażenie, że oboje analizowali logicznie to się dzieje wokół nich, jednakowoż oboje robili to na tak różnych płaszczyznach, że dla siebie nawzajem mogli pieprzyć głupoty. Uśmiechnął się lekko. A więc miała już jakiś przyjaciół, albo po prostu miejsce gdzie można się schować. Przynajmniej wiedział dokąd mieli iść.
    — I tak nie mam nic lepszego do roboty, równie dobrze mogę zrobić szlache… ekhem — przerwał na chwilę, sięgając po butelkę. Napił się delikatnie, krzywiąc się lekko. — Przynajmniej mogę powkurwiać piękną kobietę. Zawsze jakaś rozrywka.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  139. — Mamy jeszcze dużo czasu ze sobą. Wolałem, żebyś się wyspała. Przecież nic cię nie ominęło, pola, lasy, łąki, doły... Nie denerwuj się, chciałem tylko, żebyś się po wczoraj zregenerowała. — stwierdził, całując jej skroń, by wrócić do poprzedniej pozycji. — Myślałem o tobie... Zastanawiałem się, jakie ci tu zadania dać... Żebyś była szczęśliwa i spełniona... Ale i żebym ja coś z tego miał... Masz jakieś pomysły?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  140. — Tak? To co byś zrobiła, gdybym chciał Cię wziąć siłą? — zaśmiał się. Podobała mu się ta jej cała odwaga i pewność siebie. Były doprawdy urocze, zwłaszcza jeśli były prawdziwe. Był wielkim zwolennikiem silnych i niezależnych kobiet w Mathyr. Sam mógłby takim postawić posążek, gdyby się na tym znał. Zaraz jednak wywrócił oczyma. Nosz ja pierdole, kolejna. Ugryzł się w policzek zanim powiedział coś nieprzyjemnego. Miała gilotynę na szyi. Spojrzał na nią tak, jakby właśnie wyrządziła mu największa krzywdę.
    — Dobra, ale w Lerodas kupujesz mi beczkę piwa — odbił propozycję.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  141. — A tak, to widzisz... Masz mnie o popołudniu. Nie przejmuj się. Jeszcze się na mnie napatrzysz Gabi. — rzekł, rechocząc. Na jej nieszczęście... Miał pomysł. — Twoim zadaniem jest trzymanie lejców, nieważne co się stanie. Musisz się nauczyć prowadzić koniki samodzielnie, gdybym ja dostał kontuzji, albo potrzebowałbym lekarza. Dobrze? — spytał, dla pewności. Jeszcze nie wiedziała, co dla niej przygotował.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  142. Obserwował to, jak prowadzi konie, jak zakręca... Uśmiechnął się szerzej.
    — Dobrze ci idzie. Ale nie zawsze będzie słońce. Trzeba cię przetrenować w razie rozproszeń... Nie zdejmuj oczu z drogi. — poprosił, by zerknąć jeszcze na chwilę po coś do szafki zewnętrznej obok siebie. Po chwili, dziewczyna mogła poczuć ciepło na piersi. Ślinił jej sutek przez materiał koszuli, posapując przy tym jak mały diabeł... — Mhmmm... Patrz na drogę... — dodał, gilgotając już sterczący sutek..

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  143. — Mhmmm... Burza, deszcz... Armia Polszy... — kontynuował oblizywanie jej sutków, powoli torturował tego drugiego, robiąc przy tym sprośne odgłosy mlaskania... A po chwili nosem przesunął po jej skórze między guzikami koszuli, by delikatnie poruszyć głową między jej piersiami... Począł także zdejmować jej guziki... — Spokojnie... Prowadź powóz, jakby nic się nie działo... — poprosił, gorącym językiem przesuwając po jej sterczącym, nagim już sutku...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  144. Widząc wioskę dalej, uśmiechnął się. Baaardzo szeroko...
    — Patrz na drogę. Cały czas... — dodał, rozpinając jej koszulę do końca, dając każdemu sutkowi trochę miłości, w postaci soczystych liźnięć. — A teraz... Prowadź dalej. — dodał, wsuwając jej rękę pod spódnicę, obserwując ją cały czas... — Bo dostaniesz karę, kochanie... — szepnął do jej ucha, klepiąc ją delikatnie po cipce, gdy jechała z nagimi piersiami przez wioskę, przykuwając uwagę każdego...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  145. Chyba naprawdę nigdy nie była w takiej sytuacji, skoro mówiła o tym tak lekko. Cóż, przynajmniej miała jakiś plan, który faktycznie mógłby się udać. On i tak nie miał wobec niej żadnych niecnych zamiarów. Groźby nie zrobiły na nim wrażenia. Prosił się przecież o gilotynę niejednokrotnie. Mogła mu to całkiem ułatwić, gdyby faktycznie miał ochotę się na to zebrać.
    — Zapamiętam, żeby się na Ciebie nie rzucać. Chociaż bez rogów i tak mi chyba nie dygnie... — zaśmiał się lekko.
    — Jak Cię będzie stać to kiedy indziej się odezwę. Mam dobrą pamięć, nigdy nie wiesz czy za pięćdziesiąt lat nie stane Ci pod progiem prosząc o spłatę długo. Nawet Ci odsetek nie nałożę, bo byłoby to okrutne — gdy tak rozmawiali, wyjął na powrót swój mały kamyczek, aby na nowo oświecić im drogę. Będą musieli upolować trochę zwierzę dla mięsa i skór na sprzedaż. Droga do Lerodas trochę zajmie, a żyć w tym czasie z czegoś trzeba, prawda?
    — Spokojnie, damy radę. Jeszcze chwila i wyjedziemy, wiesz? A potem na północ na Samotne Trakty i prosto do Twojej dziupli.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  146. — Nie śpieszcie się chłopaki. — zachichotał przystojny mężczyzna na karocy, nie przemujmując się wzrokiem ludzi... — Świetnie hamujesz wóz. Winszuję. Ale nad skręcaniem musisz popracować... — szepnął, wsuwając rękę w jej spódnicę, bezpardonowo pieszcząc malutką szparkę w jej brzoskwinkę, pewnymi ruchami grożąc jej, że palec zaraz w nią wejdzie. — Coś nie tak? Siedzisz jakaś skulona, nie za gorąco ci? — spytał z perwersją wypisaną na oczach.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  147. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  148. Gdy się od niego odsunęła, nie wiedział, jak ma to zinterpretować. Widocznie chyba coś spieprzył, bo nie zakomunikowała mu nic. Cholera, jeszcze wyjdzie, że ją zgwałcił. Poniosło go. Mieszko wyskoczył z powozu, by zaganiać bydło z drogi, krzycząc na nie, klepiąc je po zadach.
    — Wyjeżdża się tak samo jak na koniu, strzel lejcami. — rzekł, wchodząc do łoża karocy, grzebiąc coś przy niej, gdy dziewczyna już ruszyła.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  149. Naprawdę nie miała za co być mu wdzięczna. To że zachowywał się jak przyzwoity człowiek nie znaczyło, że musiała się przed nim kłaniać. Zresztą, poczuł się nieprzyjemnie kiedy to zrobiła. Ten gest był dla niego co nie na miejscu. Wzdrygnął się lekko, ale nic nie odpowiedział, nie chcąc wchodzić za bardzo w swoje sprawy osobiste i preferencje odnośnie zachowań. Po prostu zaśmiał się na jej kolejne słowa.
    — Znaj mą dobroć serca, że tak powiem. Nie zginiesz na wykorzystywaniu takich pijaków jak ja — odpowiedział ze śmiechem. Gabriela mogła zauważyć, że kamień powoli traci swój blask na rzecz światła dochodzącego z wąskiego wyjścia z jaskini. Nylian wyszedł pierwszy, aby sprawdzić czy żadna bestia wokół się nie kreci i na szczęście byli na razie pozbawieni wizyt drapieżnych zwierząt. Jedynie kilka bryłkowców kręciło się wokół, ciesząc się korzonkami drzew. Zaraz spojrzał na swoją towarzyszkę z lekkim niedowierzaniem. Polować? Nie był najlepszym myśliwym. Potrafił zapolować na zwierzynę, ale absolutnie nie z łuku.
    — Nie nauczę Cię z łuku strzelać, nawet go nie mam... Mogę Cię nauczyć sztyletem rzucać w małego zwierza jak te tam, ale poza tym to nie poluje zbyt tradycyjnie — wyjaśnił, zakładając ręce za szyję.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  150. — A no tak, zapomniałem. Do Fasach jeszcze mamy chwilę, nie bój się. — powiedział, cały zarumieniony, gdy wyłonił się z za powozu, by zasiąść obok niej. — Przepraszam, to było głupie co zrobiłem... Nie wiem, co we mnie wstąpiło...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  151. Odetchnął z ulgą, kiedy nie chciała się uczyć strzelać, zaraz jednak zazgrzytał zębami, kiedy rzuciła sztyletem w korę drzewa. Bryłkowce zaczęły się płoszyć, a Nylian szybko wyjął dwa małe sztylety i rzucił nimi w szyję ucieczkowiczom. Zaraz też ruszył w sprint, aby złapać dwa kolejne i wziąć je pod ramiona. Skoro już chciała się uczyć, potrzebowała żywych do nauki celowania. Byleby się nie obruszyła, że te maluchy są za słodkie, bo w zasadzie nic innego na ten moment pod ręką nie mieli. Wrócił do Gabierli z lekkim poirytowaniem w oczach.
    — Ładnie rzucasz, naprawdę, ale jak już to robisz, patrz żeby nie zwracać uwagi zwierza, bo albo ucieknie, albo się na Ciebie — wyjaśnił pokazując jej bryłkowce z bliższej odległości. Uśmiechnął się też w końcu lekko, a także zaśmiał delikatnie.
    — Ale mamy towar co by nauczyć się oprawiania, skórowania i rzucania w coś żywego — dodał zadowolony z siebie. Będą mogli też odnowić zapasy i ususzyc trochę mięsa na kolejne dni.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  152. — Ciężko się domyślić, wiesz? — dodał, uśmiechając się czarująco. — Ciesz się, że przynajmniej spódnicę ci zostawiłem... Bo i to mnie kusiło. Chciałem ci dać trochę adrenaliny, bo przysypiasz w pracy. — rzekł, opierając głowę o swoją pięść. — Nie zasłużyłaś, prawda. Aczkolwiek też ciężko dać ci jakieś zadanie, gdy podróżujemy. Zwykle radzę sobie ze wszystkim sam, pierwszy raz kimś zarządzam... Dla mnie to też nowe doświadczenie... — rzekł, mrużąc oczy. — Hmmm... A co jesteś w stanie dla mnie zrobić nieseksualnego? Czyszczenie karocy? Końmi się już zajmujesz. Już prowadzisz powóz. Więc... Mam ci kazać polerować sobie buty? Jeśli sprowadzę naszą relację do seksu, szybko się tobie znudzę. A chcę cię tu zatrzymać na dłużej... No chyba, że chcesz być moją prywatną kurwą. Możemy tak to zaaranżować, jeśli ci się to podoba.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  153. — Mi to pasuje. — odparł, uśmiechając się. Gdy na drodze pojawiło się na drodze, pociągnął jej lejcę, by skręcił w odpowiednią drogę. — Może być. Celibat, a potem zobaczymy, czy będziesz chciała kontynuować tą relację, czy nie. — powiedział, uśmiechając się. — Ja pewnie będę chciał... Ale nie wiem, co się za tydzień wydarzy... — dodał, gładząc ją po ramieniu...— Chcesz, żebym ci płacił za to? W sensie... Wypłacał pieniądze? Za zadowalanie mnie?

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  154. — Podaruję. I w razie co, powiedz jakikolwiek owoc. To będzie hasło, żebyś nie czuła się źle. Krzyknij nagle "Pomarańcza" i się zatrzymamy. Dobrze, Gabiś? — spytał, dłonią przesuwając po jej karku... Cmoknął ją jeszcze w policzek, by wiedziała, że zależy mu na niej... Choć znają się tak krótko.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  155. — Hmmm... Mów mi Panie, albo Tatusiu... — zarechotał, oddając objęcie, by ucałować ją w polik. — I pamiętaj... Magia wczorajszego wieczoru nadal mnie trzyma... Nieważne co się stanie, ja poczułem wtedy to samo co ty...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  156. Mieszko zarechotał rubasznie, kiedy usłyszał to z jej ust. Było to abstrakcyjne, dziwne, bo byli w tym samym wieku... Ale w pewien sposób fajne. Miał mimo wszystko zamiar sprawdzić granice dziewczyny, skoro i tak mieli hasło do zgłaszania dyskomfortu.
    — Dobrze, córeczko... — odparł, gładząc ją dłonią po poliku, chcąc zobaczyć jej reakcję...

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  157. Mieszko uśmiechnął się, widząc jak dziewczyna się rumieni, jak patrzy na niego ulegle, z gotowością na wszystko. To było słodkie. Aż pogłaskał ją po głowie, jakby pochwalał jej inicjatywę.
    Spojrzał jej prosto w oczy, by językiem wypchnąć swój policzek, jako międzynarodowy gest robienia loda. A przynajmniej to zasugerował...

    Tatuś Mieszek

    OdpowiedzUsuń
  158. Pomógł jej, delikatnie wstał, gdy dobierała się do jego krocza, by z powrotem zasiąść na tyłku. Spłonął rumieńcem, pachając dłonią do jeźdca, który nadjeżdżał z naprzeciwka. Zarechotał, gdy poczuł przyjemne chłeptanie językiem na główce. Spojrzał jej w oczy, by zacząć głaskać ją po głowie, gdy tak dobrze opiekowała się jego fiutem.
    — Grzeczna córeczka...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  159. Chłopak skrzywił się nieco, gdy użyła zębów, wzdychając ciężko.
    — Ał. — wyszeptał, puszczając oko do jeźdca. — Nie zębami... Weź go do buzi i ssij... Ałć... — westchnął, płaczliwie, prowadząc dalej powóż, jak gdyby nigdy nic...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  160. Czuł spadek swego zainteresowania, czuł, jak nagle przeszła mu ochota na zabawy, poczuł także cień frustracji spowodowany nagłą przerwą w podnieceniu.
    — Wiesz co... Wyjmij go z buzi. Straciłem ochotę. — dodał, patrząc na drogę, z delikatnym mętlikiem w głowie. Byla młoda, może nie umiała robić loda? Nie wiedział tego. Wiedział jedynie, że robiła to zbyt nieumiejętnie, by go zaspokoić.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  161. Mieszko natomiast nieco się zmieszał. Bo nie wiedział co ma teraz powiedzieć. Niby się na coś tam umawiali, 3 dni coś tam coś tam... A teraz co? Zęby? Słaby lodzik? Nie wiedział jak ma to interpretować. Miał w końcu skrócić jej czas pracy, ale teraz to wyglądało, jakby robiła to na odpierdol.
    — Czy... Czy tak bardzo nie chcesz ze mną przebywać, że robisz to tak źle, tylko po to, żeby się ode mnie uwolnić po trzech dniach? Bo jeżeli chcesz, mogę cię po prostu po drodze zostawić. Szybę sobie sam naprawię, dziękuję bardzo...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  162. — Postęp, prawda — zgodził się z nią. Obserwował jak wyjmuje sztylet, nad tym też mogłaby popracować, za długo jej to trochę zajmowało. Przynajmniej będzie miał czym zająć myśli, skoro nie wolno mu aż tyle pić. Połowę mniej, tak? Będzie to musiał sobie bardzo dokładnie obliczyć, bo mimo wszystko pił sporo. Jeśli ma ograniczyć to równo o połowę i ani kropelki mniej, prawda? Zaraz się zaśmiał, kręcąc głową.
    — Zanim zaczniesz do nich rzucać, to poćwiczymy Twoją celność, żeby nie cierpiały, ale tak, będziemy je dobijać, spokojnie. Nad słodziakami nie ma co się znęcać, prawda Słodziaku? — zaśmiał się ponownie, nachylając się lekko nad nią. — Musimy im zrobić jakąś zagrodę, im szybciej się pouczysz, tym krócej będzie trzeba je nosić, nie? — wyjaśnił, poprawiając chwyt, bo oczywiście bryłkowce próbowały się wyrwać. Będą musieli zrobić im jakąś małą zagrodę. Miał nawet na to świetny plan. Cmoknął ustami, prostując się nagle.
    — Na wschód powinna być opuszczona rybacka chata, tam możemy poćwiczyć tak, żeby nam za szybko nie uciekły — zaproponował.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  163. Zaśmiał się na jej groźbę. Uśmiechnął się z przekąsem.
    — Uważaj, nie kuś, nie kuś, bo sam Ci wejdę na sztylet — odpowiedział, ruszając w stronę chatki. Skoro już składała mu takie propozycje, kim był, by ją od tego odwodzić? Pokiwał jedynie na jej słowa. Nie miał zamiaru protestować, gdy chciała mu zwyczajnie pomóc. Przynajmniej nie trafił na rozpieszczoną księżniczkę. Mogło być gorzej, prawda? Nie skomentował też tego. Jedynie przytaknął ruchem głowy, pilnując, żeby mu się nigdzie nie zgubiła po drodze. Wzruszył ramionami, gdy go dogoniła.
    — Jak mam ograniczyć picie, to wolę zająć czymś głowę, bo mnie boleć będzie — wyjaśnił, nie przerywając sobie drogi. Jeszcze kilkanaście minut marszu i powinni być na miejscu. Wtedy się rozłożą i poszuka jakiś klatek dla bryłkowców. Może by je jakoś nazwać? Spojrzał na Gabrielę. Nie, jeszcze by nie chciała do nich rzucać i nalegała by na przygarnięcie tych łysoli.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  164. — Dobrze. Skoro tak mówisz, przepraszam. Nie siedzę ci w głowie. Po to ustawiliśmy hasło, byś sygnalizowała swą granicę... — odparł, strzelając karkiem... Zupełnie jak jej inny znajomy... Pius. — W takim wypadku, idź odpocznij. Za kilka kilometrów jest wioska, spędzimy tam wieczór. Konie odpoczną... My też. Ryzykowałaś życie, wtedy, w stajni. Nie wiem kim jestem, że każę ci się ze sobą kurwić. Boję się, że nie będę mógł spojrzeć sobie w oczy...

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  165. — Nie obrażaj się... — westchnął, gdy tak warknęła. Ale z drugiej strony, uspokojenie emocji było jak najbardziej w cenie. Dla nich oboju.
    Kilka godzin później, przyjechali do małej wioski, nawet stajnie były dość malutkie, toć Miech opłacił stajennego, by ten pilnował towaru jak swojego życia. Otworzył drzwi Gabi, spoglądając na nią ze skruchą.
    — Przepraszam. Idziesz ze mną do tawerny? — spytał.

    Miech

    OdpowiedzUsuń
  166. — W takim wypadku, szerokiej drogi. — rzekł, zamykając za nią drzwi do powozu. — Nie będę cię tu dalej trzymał. Spłaciłaś dług ryzykując życiem. Żegnaj. — odparł, odwracając się na pięcie, by ruszyć do tawerny, by schlać się w umór i skurwić się po dziesięciokroć.

    Mieszko

    OdpowiedzUsuń
  167. — To już wolę, żebyś mnie zabiła, naprawdę — zaśmiał się na jej propozycję. Nie był pewny czy żartowała, czy naprawdę mu groziła. Będzie musiał znaleźć najszybszy szlak do Lerodas, żeby ją odstawić jak najprędzej i wrócić do swojego kochanego alkoholu. Gorzałka nie pytała, nie moralizowała, po prostu rozumiała i sprawiała, że świat stawał się o wiele piękniejszy. Znośny. Zanim się obejrzeli,mogli dostrzeć niewielkę chatkę przy jeziorze. Drzwi oczywiście były otwarte bo i od dawien dawna nikt tu nie mieszkał. Tę małą przystań Nylian odkrył jeszcze przed swoim rejsem. Przy długich polowaniach czy zleceniach w tych okolicach, była idealna żeby wypocząć. Niewielka i brudna, ale prycza, meble czy garnki jeszcze się trzymały. Wystarczyło doprowadzić wszystko do porządku i mógł zająć się szkoleniem księżniczki. Podsunął sobie klatki na kraby pod nogi, żeby włożyć do nich bryłkowce i odetchnął w końcu. Taszczenie żywych, przerażonych stworzonek nie było najprzyjemniejszych zajęciem na świecie.
    — Rozgość się, zaraz zrobię Ci jakąś tarczę do celowania — wyjaśnił, idąc do jednej z komód. Trochę papieru i węgla powinien tam znaleźć. Ostatnio był. Nie pomylił się. Wyjął wszystko i zaczął robić tarczę. Była mała, więc tym lepiej, będzie musiała się bardziej postarać.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  168. — Ale nie musisz sprzątać, nie ma sensu, przecież nie będziemy tu mieszkać, Gabi — powiedział, widząc jak bierze się za sprzątanie. Kichnął od tego latającego w każdą stronę kurzu. Naprawdę zakręciło mu się w nosie. Naprawdę ciekawa była z niej księżniczka, taka skora do pracy niepotrzebnej. Nie planował przecież tutaj siedzieć na tyle długo, żeby ogarnianie tego miejsca miało jakikolwiek sens. Westchnął cicho, malując okręgi na papierze.
    — Chyba tak, zawsze znajdzie się jakaś opuszczona chata, czy jaskinia, gdzie można się przespać, jak Cię nie stać na pokój w gospodzie, albo chcesz gdzieś odpocząć. Nie wszędzie można bezpiecznie spać, nawet w dzień można spotkać wiele bestii, jak jest okazja to lepiej nie kusić losu. Akurat rozszarpany jako obiad jakiegoś katoblefasa skończyć bym nie chciał — wyjaśnił, kończąc swoją robotę. Spojrzał na wiadro z wodą.
    — Gabi, przyczepię do drzewa i chodź poćwiczyć, nie chciałem żebyś się tutaj bawiła w sprzątaczkę — dodał, podchodząc do niej.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  169. — Myślałem, że chcesz szybko iść do Lerodas, klatki można po drodze zabrać, wynająć jakieś konie, to można się przemieszczać w miarę szybko, a nie bawić się w wynajmowanie rybackiej chaty — odpowiedział, dosyć beznamiętnie, po czym w końcu skończył rysować tą głupią tarczę. Popatrzył dumnie na swoje dzieło, unosząc je delikatnie do góry. Nie miał zamiaru to długo zagrzewać miejsca, skoro w pobliskim mieście już były na nią listy gończe. Jeszcze ktoś by się tutaj zakręcił. Miał ją bezpiecznie doprowadzić na miejsce, a nie narażać. Wszystkich listów gończych za nią pewnie i tak nie zdjął.
    — Oj, widać, że księżniczka, trochę brudu jej przeszkadza — zaśmiał się lekko, wychodząc z chaty. Wyjął swój sztylet i przybił tablicę do drzewa. No, to połowa jego roboty wykonana. Zaraz wrócił do Gabrieli i zabrał jej wiadro z brudną wodą.
    — Koniec sprzątania, bo mi się niedobrze zrobi od tego porządku — uśmiechnął się do niej dosyć przekornie — Facet musi mieć wokół siebie trochę brudu, bo będzie mieć kosmate myśli, nikt Ci nigdy tego nie powiedział, hę? — zażartował, po czym wylał wodę, tak, aby nie zanieczyściła strumyka, czy też nie odznaczała się za bardzo w okolicy.
    — Do broni, Gabi, pokaż jak rzucasz tym sztyletem, dawaj — poprosił ją, po czym przysiadł się do martwych bryłkowców, aby zacząć je w międzyczasie oprawiać.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  170. Słońce zachodziło? Spojrzał na niebo. No tak, zapomniał, że dla innych to taki problem. On dalej miał problem z dostosowaniem się do życia o innych porach w ciągu doby. Chętnie poszedłby nocą, w końcu tak wędrował przez większość życia, a zmęczony i tak nie był.
    — Zapomniałem, że ludzie lubią spać w środku nocy, nienormalne — zaśmiał się, patrząc jak słodko naburmusza policzki. Podszedł do niej, aby dotknąć ich palcami wskazującymi. Sprzedał jej jeszcze jeden, rozbawiony uśmiech i odsunął się od niej.
    — Jestem najemnikiem, często sypiam w gorszych warunkach, nie przeszkadza mi, ale jak już Ci tak zależy, to dobrze, dziękuję, dziękuję Panienko za Twą troskę — odpowiedział z przekornym uśmiechem na ustach. Spojrzał na brudną pryczę i wzruszył ramionami. Najwyżej prześpi się chwilę na podłodze. Otrzepie poduszkę i tyle mu starczy. Nie był zbyt wymagający, jak mu było zbyt komfortowo miał czas myśleć o głupich rzeczach, a tak będzie mógł pomarudzić, że rzyć go boli.
    — Za tę łaskować też dziękuję, Twoja troska jest nieoceniona — dodał jeszcze.
    Pzyglądał się temu jak rzuca tymi sztyletami. Tak, o ile trafiała w drzewo, to celność miała równie dobrą co ślepy kocur. Nie śmiał się co prawda z tego, chociaż miał ochotę. Dopiero gdy wróciła do niego ze sztyletami, podszedł do niej, stanął za nią.
    — W jaki sposób celujesz? Musisz pamiętać, że musisz go rzucić w cel, on Ci lekko opadnie, ale nie aż tak bardzo i musisz nauczyć się wytyczać linię rzutu, tak jak nim rzucisz, tak poleci, jak ktoś ma gardło na środku, to rzucasz po takiej linii — złapał rękę, w której miała jeden sztylet i pokazał jej jak to powinno wyglądać. — Teraz spróbuj sama.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń

  171. — No nie wiem jak wy to robicie, cholerstwo świeci Ci na oczy, chuja widać, brzydko w dzień i nie romantycznie, najlepszą porę tracicie, wiesz? — zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony. Przynajmniej miała poczucie humoru, więc może podróż chociaż nie będzie mu się dłużyć.
    Obserwował uważnie jak nieporadnie rzuca, ewidentnie brakowało jej gracji i za długo się zastanawiała nad kątek rzutu, tylko po to, żeby spudłować.
    — Rzucasz sztyletami raczej po to, żeby kogoś skrzywdzić, wiesz? — odpowiedział jej, zabierając jej sztylet z ręki. Sam nie był mistrzem akurat w takich technikach, jakoś sobie radził, ale zdecydowanie preferował porządne klingi. — Jak chcesz się bronić… to albo się przerzuć na igły i w nerwy rzucaj, albo naucz się walczyć w zwarciu i rozcinaj nerwy ostrzem, może zmień sobie styl walki, jak faktycznie chcesz się bronić? — zaproponował, po tym jak drugi raz rzuciła sztyletami, tym razem faktycznie poszło jej lepiej, chociaż tak czy siak, musiała się jeszcze sporo nauczyć.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  172. Wojowie obserwowali kobietkę uważnie, szeptali coś między sobą, ale gdy dostrzegli, że Pius otwiera drzwi, wrócili do swych obowiązków.
    A Pius akurat wychodził w innym celu, z mieczem w dłoni i zbroją na klacie.
    Widząc Gabi, westchnął przeciągle.
    — Witaj, potrzebujesz czegoś? Czyżby kontuzja? Czyżby ktoś ci zrobił krzywdę? Mam kogoś zawołać? Jesteś ranna? Czym zawdzięczam sobie twą wizytę? I dlaczego mam przeświadczenie, że czegoś ode mnie chcesz, księżniczko?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  173. Westchnął, gdy wtuliła się w jego zbroję, nie omieszkał przy tym ciężkiego wydechu.
    — Wzajemnie. Czyli czegoś jednak chcesz. Ciesz się, że Glut zrobił gulasz. — dodał, odchodząc od niej, by pójść w serce obozu po michę dla niej. Wrócił z gulaszem w dłoni, który zaferował jej do rąk. — Wodę mam w środku. Zapraszam. Powiedziałbym, że czuj się jak u siebie, ale przecież ty wiesz, co myśmy tu robili. — zarechotał, puszczając ją w drzwiach.

    OdpowiedzUsuń
  174. — Jestem księciem, a to moi poddani. — odparł, otwierając jej drzwi, po czym ruszył do środka, zaczynając się rozbierać ze zbroi. — A co? Chcesz się przyłączyć? Czczenie Imperiusa jest teraz bardzo w cenie. — dodał, odkładając miecz swojego ojca na stole, zdejmując z siebie przeszywanicę, ukazując swój nagi brzuch i nowy zestaw blizn po ostatnim spaleniu z feniksem. — Powiedzmy, że nie ufam twojemu bratu, by zostawić Lerodas w swoich własnych rękach. Czasami los trzeba nagiąć pod siebie, by było powodzenie, nieprawdaż?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  175. — A mimo wszystko wpierdalasz z michy i szukasz schronienia... U mnie. Ciekawi mnie, kiedy ktoś przyjdzie po prostu, sprawdzić jak się miewam. Mam nadzieję, że nie będą to żołnierze twojego brata. — westchnął, rozdziewając się z brygandyny, przez co został w samych bokserkach. Oparł się o kraniec stołu i począł wcinać swój gulasz, z ciekawości obserwując, czy Gabi na niego zerka.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  176. — Dobrze, przyjaciółko. — odparł, zasiadając przy stole, by wygodnie sobie zjeść ten obiad. Gulasz nie był zły, jak na wojskową rację żywnościową. Jadał gorsze rzeczy. Zdecydowanie najmniej przepadał za zupą z nogi ogara piekielnego.
    — Po prostu... Wybacz. Mam dużo spraw na głowie. Powiedzmy, że nie idzie mi w relacjach międzyludzkich. Myślami jestem gdzie indziej. — dodał, spoglądając na dziewczynę. — Chcesz się wykąpać? Przespać? Mam wolne łóżko, jeśli chcesz. Odstąpię ci swojego. — dodał, podając jej przez stół bukłak z wodą.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  177. — Ostatnio jakiś feniks cię szukał. W sensie, nie ciebie. Ale myślałem że ciebie... I prawie zdechłem, bo go chciałem pobić. — dodał, pokazując jej ranę z oparzeniami i blizny po połamanych i wystających żebrach. — Jakby cię kiedyś zastanawiało, co zrobię dla przyjaciółki... Życie. Życie bym dał. — dodał z uśmiechem, kiwając głową. — Jeśli ci nie przeszkadza, w ramach rekompensaty, chciałbym do ciebie dołączyć w kąpieli. No i może w spaniu. Jeśli ci to nie przeszkadza. Wiesz dobrze, że jestem ciepły i przyjemny do spania na klacie. — dodał, uśmiechając się do niej.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  178. — Pewnie tak... Ale znasz facetów. Adrenalina, wkurwienie, testosteron... Ciężko to pohamować, szczególnie jak oboje chcieliśmy się napierdalać. — dodał, kończąc gulasz. Kiedy wyraziła chęci przytulasów, pokiwał głową.
    — Mi to wystarczy. Czuj się jak u siebie. Wiesz gdzie jest łaźnia. — dodał, puszczając jej oczko. — Wygrzałem dla siebie wodę, ale ty idź pierwsza. Gdzieś tutaj powinienem mieć przymałe ubrania. — dodał, podchodząc do szafki, eksponując przy tym kształtne poślady. — W razie co, wołaj gdybyś czegoś potrzebowała. Czyste ręczniki znajdziesz w łaźni.

    Pius

    OdpowiedzUsuń

  179. Patrzył jak się rumieni, śmiejąc się przy tym delikatnie. Pokręcił głową. Kolejna niepoprawna romantyczka, tak? Najwidoczniej romantyzm w Mathyr zrobił się ostatnio bardzo popularny. Nie mógł na to narzekać.
    — Tak, w ludzkiej kulturze może i tak, u nas wszystko jest na odwrót, pamiętasz? Wschód jest bardziej romantyczny, kiedy trzymasz ukochaną za rękę, zamiast iść na spoczynek, wy po prostu trwacie przy sobie, nie przejmując się zmęczeniem, nieprzyjemnie ciepłym słońcem, jesteś z kimś po prostu tu i teraz… — tłumaczył, podchodząc do Gabrieli. Nachylił się delikatnie do niej, aby złapać ją za podbródek i skierować jej oczy na słońce. — Dla Ciebie to zwykła pora dnia, dla mnie to albo wygnanie, albo romantyczna schadzka z piękną kobietą, zależy, z której strony na to patrzysz. To co u Ciebie jest zwyczajnym, przyjaznym dniem, dla mnie jest wyjątkowe, ale tak… — przerwał, odsuwając się od niej, puszczając dziewczynę, śmiejąc się pod nosem. — Cholernie boli w oczy, jak nie jest się przyzwyczajonym do takiego światła — skwitował cały swój wywód, po czym wrócił do obserwowania poczynań z nożami młodej księżniczki. Pokręcił głową, gdy zaczęła mówić o obronie sztyletami.
    — A ile masz taki sztyletów jak chcesz się nimi bronić? Poza tym nie mają takiej siły jak strzała czy bełt i są kilka razy droższe i nie zrobisz ich sama w razie potrzeby. Sztylet to powinna być Twoja ostateczność do rzutu na obronę, bo raczej już go nie odzyskasz, wiesz? Jak chcesz nauczyć się bronić na dystans, polecam jednak jakiś krótki łuk, albo walkę w zwarciu, w zwarciu mógłbym Cię sporo nauczyć, jestem mistrzem miecza, nie chwaląc się. Tak, Polsza ma bardzo patriarchalne poglądy, u nas nie ma co prawda księżniczek, ale nikt kobietom wojaczki nie zabrania, szlachcianki powinny się bronić mimo wszystko też samodzielnie, bo co jak strażnik nie zdąży przybyć w porę, bo poszedł się odlać? Idzie Ci całkiem sprawnie, ale ja na Twoim miejscu spróbowałbym nieco innej postawy. Jesteś niska, drobna i mało wyszkolona, siły też nie masz, tnij tak, żeby używać do tego przede wszystkim zręczności, mogłabyś na przykład bardzo łatwo przedrzeć się przez moją linię obrony i podciąć mi ścięgna tak, że nie mógłbym się ruszyć, wykorzystując różnicę wzrostu i dobry rozpęd… Pytanie ilu rzeczy chcesz się nauczyć, a możesz chcesz nauczyć się szermierki? — opowiadał wszystko dziewczynie, w między czasie gestykulując, pokazując różne sposoby, w jakie mogłaby wyprowadzić ciosy. O ile nie był w tym jakimś ekspertem, na początek z pewnością jej wystarczy, bo faktycznie on mógłby nauczyć jej porządnej szermierki, reszta kończyła się raczej niewiele dalej niż po podstawach.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  180. No tak, ona znowu leciała ludzkimi stereotypami.
    — No to jak chcesz, to se z ukochanym witaj każdy nowy dzień, ja tam wolałbym przesypiać dnie, jak byłem na rejsie, pilnowałem burty nocą, najlepszy rok życia, z dala od domu, a zegar biologiczny był w raju — odparł, przedstawiając pokrótce swoją perspektywę. Mimo wszystko najwięcej energii do życia posiadał nocą, ciężko w końcu pozbyć się całego wieku przyzwyczajenia, prawda? Nie zamierzał się też z nią więcej kłócić. Fakty były takie, że oboje byli uprzedzeni na podstawie tego jakie życia wiedli.
    Dwa, a chciała mieć cztery. Spojrzał teraz po niej, trochę zaniepokojony. I ona naprawdę chciała nimi rzucać. Księżniczce na wygnaniu to wygnanie chyba za bardzo nie służyło.
    — Tym bardziej, poważnie się zastanów nad intencją rzucania nimi, bo zaraz je stracisz, jak już coś wypuszczasz w walce z ręki, bądź gotowa na stratę, bo kto wie, czy kiedykolwiek to odzyskasz — wyjaśnił, prawie że cytując swojego brata nieboszczka, gdy ten sam jeszcze za młodu uczył go jak dobrze walczyć. Zaraz na szczęście zaczęła gadać z większym sensem.
    — Wbijanie w tętnicę udową jak najbardziej ma sporo sensu — zgodził się z nią. Tutaj miała rację, jak dobrze wbić i wyjąć taką broń, nie miała już co się potem martwić potencjalnym przeciwnikiem. Wykrwawi się zanim w ogóle pomyśli o doganianiu jej. Zaśmiał się na to, z jaką chęcią przyjęła jego propozycję.
    — Masz jakiś miecz? Chociaż teraz i tak lepiej by było się uczyć na drewnianych… Narzędzia są, mógłbym zrobić na szybko i możemy się zawsze uczyć po parę godzin w drodze, nie zostaniesz może mistrzem, ale coś Ci w głowie zawsze zostanie.

    Nylian

    OdpowiedzUsuń
  181. W międzyczasie Pius zebrał z ogrodu koszyczek malin, ot przegryzka.
    — Widzisz? Wystarczyło że się umyłaś.i nawet włosów nie masz aż tak przetłuszczonych. — stwierdził, zasiadając obok niej, na łożu. — Wybacz, ale nie mam żadnej damskiej bielizny. Będziesz musiała spać ze zboczeńcem bez majtek. — zachichotał, po czym podsunął malinę do jej ust, na znak, że ją nakarmi.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  182. Dzisiejszy dzień należał do jednych z tych nad wyraz spokojnych. Od kiedy Grima i Tony opuścili chatę, ta wydawała się jakaś taka niekompletna. Bywali tu pacjenci i sporadyczni goście, a jednak Walwan przywykł do gwaru, śmiechów i sprzeczek swoich podopiecznych. Śmiać mu się chciało na to wszystko, wspominał rozmowę z Yerbe o potrzebie ciszy i odpoczynku, a tu proszę, teraz tęsknił. Umysł był jednak o wiele bardziej skomplikowany niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
    Właśnie wyszedł przed dom, zbliżał się wieczór, więc zamierzał wstawić drzwi w framugę, ale poczuł zapach nieznajomej i kiedy ta pojawiła się na widoku, już ją obserwował. Lustrowali się wzajemnie, w milczeniu... Była trochę mniej zadbana niż na rysunku z listu gończego, ale rozpoznał ją dość szybko. Ten oficjalny wstęp tylko potwierdził, że ma do czynienia z samą księżniczką. Samiec uśmiechnął się lekko.
    - Nie wiem czy szanowny, ale tak, zielarz Walwan to ja - w jednej ręce przytrzymywał drzwi, drugą zaprosił ją do środka. - Zapraszam, akurat zamykam, nikt nie powinien nam przeszkodzić - rzucił luźno, a kiedy Gabriela przekroczyła próg, sam wszedł do środka i zamknął wstawione drzwi. Otrzepał dłonie by odwrócić się przodem do gościa.
    - Musisz popracować nad słownictwem albo zadbać o lepszy kamuflaż. Tutaj drzewa mają oczy i uszy, a nigdy nie wiesz czy któreś nie jest od Fasarii. Nasze driady furiatki mogłyby wykorzystać Twoją obecność na różne nieprzyjemne sposoby - ostrzegł ją i jeszcze raz zlustrował wzrokiem. - Co Cię do mnie sprowadza? - nie wyglądała na ranną.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  183. Walwan uśmiechnął się pod nosem.
    - Od razu? Trochę więcej werwy madame i wysiłku, nie jesteś poszukiwana od niedawna. Sporo czasu już minęło, a poza zabrudzoną kiecą nie widzę nic co by miało utrudnić rozpoznanie Twojej osoby - stwierdził bez ogródek. - Walczysz z mocarstwem, z Polszą, z władcą, nie przydrożnym wasalem - przypomniał jej. Musiała być nad wyraz nierozważna. Zmierzył ją spojrzeniem. Schronienia? Tego się nie spodziewał, miał tu wiele przybłęd, ale księżniczka z Polszy?! Wziął głęboki wdech, pomasował sobie skronie i westchnął ciężko. Nie brzydzi się pracą... Bez słowa ruszył w stronę kuchni, jednak zatrzymał się na wzmiankę o ciąży. Pięknie. Obejrzał się na dziewczynę marszcząc lekko czoło.
    - Doprawdy mały z Ciebie wróbel, wypuszczony z klatki - pokręcił głową. To nie była niechciana goblinka, nie zguba leśna, ani uciekinier z Fasach... Trzymanie jej pod swoim dachem było jednoznaczne. Przesunął palcami po brodzie, ale zaraz znowu spojrzał po dziewczynie. Zatrzymanie serca? Upozorowanie własnej śmierci? Patrzył na nią przez dłuższą chwilę tak, jakby urwała się z wysoka.
    - Naprawdę myślisz, że Perun I zadowoli się jedynie informacją o Twoim zgonie? To człek o chorych ambicjach, żywa lub martwa. Nawet Twoje truchło chętnie spali. Musiałby być doprawdy niewielkiego rozumu by w sytuacji, gdzie zawitali do nas Argarczycy tak łatwo uwierzyć w Twoją śmierć na słowo, bez dowodów czy Twego trupa - oświecił ją i spojrzał do nieba, kręcąc głową. Młodość zdecydowanie rządziła się swoimi prawami.
    - Dam Ci dach i pokój - spojrzał jej w oczy już zupełnie lekceważąc jej spóźnioną błyskotliwość. Złapał miotłę i lutnął Gabrielę kijem przez plecy, lekko, nie by zrobić krzywdę. - Postawa, masz się bardziej garbić - polecił stawiając miotłę koło siebie. - Ściąć włosy, wyłupić oko, przeciąć twarz, cokolwiek by nie wyglądać toćka w toćkę jak na liście gończym. Nie tu i teraz, ale wiedź, że jak chcesz wolności, to musisz coś dla niej poświęcić - stwierdził po czym spojrzał na jej brzuch. - A teraz siadaj - wskazał jej odpowiednie miejsce. - Zobaczymy czyś brzemienna - dodał, po czym ruszył po stosowne przybory. Zerknął jeszcze na zioło od Yerbe, och, dziś zdecydowanie go skosztuje.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  184. Obserwował ją i słuchał uważnie, uf, udawanie tak poważnego było doprawdy męczące, więc gdy usłyszał słowa dziewczyny wyraźnie się rozpogodził. Nawet fakt, że nie planowała ścinać włosów mu nie przeszkadzał, Wan zarechotał zadowolony i klepnął ją w ramię.
    - Zdałaś, zdałaś, nie musisz nic zmieniać. Lubię tak sobie czasem sprawdzić z kim mi przyszło rozmawiać. Nie jest znowu z Tobą aż tak źle, widziałem gorsze przypadki - przyznał bez ogródek i nabił swoją fajeczkę, by zaraz odłożyć ją niedaleko kozetki. Lepiej co by teraz nie kurzył, już raz te jego dymki zaburzyły wyniki i była niezła heca.
    Zbliżył się do dziewczyny i złapał jej dłoń, by przetrzeć skórę przed lekkim spuszczeniem krwi. Na jej pytanie zaśmiał się głośno.
    - Tak prawdę mówiąc to nigdy się nad tym nie zastanawiałem... Zwykle trafiają do mnie tacy ledwo żywi, więc dziwnie byłoby mi ich kategoryzować... Chociaż... Może ten dzieciak...? Nie, nie... Hmm... - wzruszył ramionami i rozpoczął zabieg. - Najciekawsze są te, które wymagają zastanowienia, myślę, że są dopiero przede mną. Nowa rasa, nowi mieszkańcy to i nowe choroby, jestem pewien, że Argarczycy przynieśli ze swego świata nieco więcej niż własne zadki - przyznał, przytakując sobie głową.

    Walwan

    OdpowiedzUsuń
  185. — Może jeszcze wytrzesz sobie dupę ręcznikiem, którym myję twarz, co? — spytał, z rozbawieniem, kręcąc głową. — Jak ci się wypierze, to ci się wypierze. Ja ci bielizny pożyczać nie będę... Przysługi mają swe granice, Gabrielo. — rzekł, wyciągając głowę na bok, obserwując jej nogi, ledwo przykryte przydużą koszulą. — A co jesteś w stanie zrobić, by mi się odpłacić? Hmm? Upozorowanie śmierci jest niegłupie, wystarczy, że ktoś przywiezie do stolicy zwłoki przypominające twoje... Ktoś, kto potrafi zmieniać wygląd rzeczy, ktoś kto zna się na iluzji... Hmmm... Kto to może być... — zarechotał, patrząc na swą płonącą dłoń.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  186. Pius westchnął, słysząc że Gabriela jednak nie ma humoru na żarty.
    — Zacznijmy od tego, że piorę ręczniki. Skończmy na tym, że odstawiłem cię dla twojego dobra. Widziałem to, jak na mnie patrzyłaś... — rzekł, podnosząc ze stołu swój złamany miecz, oglądając go, w trakcie rozmowy. — Idę na wojnę, Gabrielo. Z twoim bratem, jakby nie patrzeć. Nie wiem czy wrócę... Lerodas na mnie polega, zostałem naznaczony jednym z przywódców, którzy mają zatrzymać Polszę. Jak myślisz... Jak bardzo nasz romans wytwarza konflikt interesów? Jak bardzo osłabiam się, poprzez posiadanie kochanki, która ma wartość dla mojego wroga? Bo według mnie, zrobiłem ci tym wielką przysługę. Nie dość, że dostrzegłaś moje wady, to jeszcze zrozumiałaś swoją wartość, niezależną od wartości kogokolwiek wokół ciebie. Rzucaj dalej sarkastycznymi komentarzami, narzekaj na to jak ci ciężko dalej. Jutro jadę na ziemię niczyją. Nie wiem czy wrócę... Samo wychodzenie z lasu wiąże się z ryzykiem, grasują tam potwory które zjadły już trójkę moich ludzi. No dalej, Gabrielo. — warknął, wbijając złamany miecz w stół, a sam Pius ruszył do szafy, by wydać jej spodnie, bluzkę, majtki, jak i sznurki, by mogła obwiązać się nimi w pasie. Dodatkowo białowłosy sięgnął po swój zestaw do szycia ubrań. — Mam ci skórcić spodnie? Przymierz je, żebym wiedział, jak na tobie leżą, żeby nie były za duże. Zrobię ci jeszcze pranie, chcesz coś na kolację, wasza książęca mość? — zapytał, z jadem na języku.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  187. — Byłem... Dobre określenie. Całe szczęście, że się z nią już rozstałem. Po prostu nie jestem dobry w relacjach międzyludzkich, okej? Nie wiem co mam ci powiedzieć, tak, zamieszkajmy razem, tak, żyjmy jak rodzina... I co? Mam obserwować jak się starzejesz, gdy sam będę taki sam? No Gabi... Czego ode mnie oczekujesz, co? Kiedy ty czegoś chcesz, to jesteśmy przyjaciółmi i przyjaciele sobie pomagają... Bardzo wygodne to, nie uważasz? — spytał, przecierając sobie twarz w ścierkę. — Oferuję ci pomoc, goszczę cię, próbuję ci pomóc w upozorowaniu własnej śmierci... Myślami jestem teraz gdzie indziej. Zły moment sobie wybrałaś na odwiedziny.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  188. — Cóż, gdyby zostawienie cię samej na targu oznaczało cokolwiek, to prawdopodobnie był to wielki napis "Idź sobie", namalowany czerwoną farbą. Kobiety nie mają problemu w wytrzymaniu mnie, to ja mam problem w wytrzymaniu z nimi. Staram się kurwa wysłuchać, staram się zrozumieć, pomóc, ale nie. Wszyscy wszystko wiedzą. Każdy wie co trzeba zrobić. Tylko wymagania, niekoniecznie przez ciebie, ale też, po cichu... Idę na tą pierdoloną wojnę i nie planuję wrócić. — dodał, z zagryzionymi zębami. — Cóż. Jedynie zaznaczam, iż nie jestem w stanie pomóc niczym więcej, niż ci pomogłem... I że... I że... — westchnął, siadając przy stole. — I że się kurwa stresuję. Sam się wpierdoliłem w tą wojenkę, nie mogę nawet przejść wojskiem do Polszy, bo jakimś chujem istnieją siły, które są w stanie pokonać specyficznie moje "mięso armatnie". I tak, są tym, czym mówisz. Ale dla nich to chwała, rozrywka, typowa środa. Giną, odnawiają się w Piekle i wracają na front. I nie jestem zbawcą Mathyr, nie mów tak. Wręcz przeciwnie... Zamierzam je zdobyć. Jakoś. Póki co, idzie to jak krew z nosa. — obrócił się do niej, mrużąc oczy. — Chcesz być przydatna? Powiedz mi gdzie mogę zebrać armię by powstrzymać twojego pojebanego brata w paleniu całego świata.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  189. — Kwestia perspektywy. Czasami się mylę, fakt... Dobrymi chęciami piekło wybrakowane, nie? — dodał, mrużąc oczy. — Mówiłem bardziej... Figuratywnie o tym braku powrotu. Zostawiam ten dom, jaki mam tutaj. Mogę równie sobie zdechnąć, nikt by się raczej o tym nie dowiedział. — odparł, dziwiąc się, że położyła dłoń na jego policzku. Przed chwilą wymienili parę przykrych zdań, mimo to zbliżyła się do niego. Pius nie rozumiał tego, dlatego na chwilę zamknął się, w dziwocie spowodowanej bliskością Gabi. Jakby nie patrzeć... Był specyficzną indywidualnością, eksplozywną, apodyktyczną, nie tolerującą odmiennego zdania. Patrzył w oczy Gabrieli, po czym spojrzał na złamany miecz.
    — Masz prawo do swojej opinii, Gabrielo. A ja nie uważam, aby Perun powinien rządzić najpotężniejszym państwem na tym świecie. Ale ja coś robię w tą stronę. Myślałaś kiedyś, co by było, gdyby Perunowi się kopnęło w kalendarz? Mogłabyś go zastąpić, złamać koło przemocy, zburzyć mury dzielące ludzi od nieludzi. Byłabyś królem, królową, nie wiem jak to w waszym urzędzie działa... Ale mogłabyś zmienić karty historii. Zapobiec rzezi, powstrzymać cierpienie zanim by wybuchło... Ale nie idziesz tą drogą. Więc kto może nią kroczyć? Kto chce się poświęcić dla dobra reszty? A kto chce upozorować własną śmierć? — zapytał, mrużąc oczy. — Front południowy już jest przeze mnie rozpatrywany... Gorzej, że nie znam kultury Fasach... Jestem obcy. Przeprowadź nawet małe oddziały przez diuny, zobacz jak giną w fali gorąca i marzną w nocy. Potrzebowałbym lokalnej armii. Podzielonej czy nie, Fasach zawdzięcza swą pozycję przez trudne warunki geograficzne. Ale jednocześnie, te trudne warunki nie działają na korzyść potencjalnego ataku. — Tak samo, moje ogary i karalevowie nie przejdą przez Ziemię Niczyją. W lesie są w stanie przetrwać, driady pomagają na tyle ile mogą. A na pustyni? Na pustyni potrzebowałbym pustynnej armii. To wszystko jest pokomplikowane... — dodał, nadal patrząc na jej dłoń na swym poliku.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  190. — Zauważ, że także nie idę do Van Helgi. — poruszył śmiesznie brwiami. — Jako lokalny watażka, moim zadaniem jest opóźnianie ruchów Polszy na tyle, na ile się da. Jeśli kupi ci to więcej czasu, to tym bardziej muszę się tym zająć. A nawet cień tego, że chcę rządzić może skupić na mnie uwagę... A ty, po cichu, w cieniu możesz robić swoje. Gorzej, że twój bratanek został następcą tronu. Jego też będziesz musiała usunąć... — westchnął, po czym wytrzeszczył oczy, gdy powiedziała o ciąży... Mimo to, słuchał dalej.
    — Mniej więcej o to chodzi. Jeśli sam zniszczę przywiązanie, nie będę za kimś tęsknić. Z Onyx mi pomogło... Myślałem, że to miłość mojego życia... A wystarczyło ją zdradzić... I po problemie. — odparł, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Skrzywdził nie tylko Gabrielę. — Przecież się zabezpieczałaś. Ciebie też zapłodniłem? Ja pierdolę... Nie wypłacę się z alimentów do końca nieśmiertelnego życia..

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  191. — Z tego co wiem, jest możliwość, aby współpracował z obroną Lerodas. Ale mój poseł jeszcze nie wrócił, więc ci nie dam jednoznacznej odpowiedzi... — dodał, kiwając głową na potwierdzenie jej słów. — Cóż mogę rzec. Lubię mieć kilku partnerów. Nie wiem co w tym kontrowersyjnego, poligamia to koncept istniejący w tym świecie. Po prostu nikomu to nie leży i tyle... — rzekł, a jego źrenice rozszerzyły się, gdy wyjawiła mu prawdę.
    — Twój... Bratanek? Zalał cię? — spytał, jakby nie do końca dobrze ją usłyszał. Podszedł do kobiety, położył dłoń na jej brzuchu... I odetchnął ciężko. — Temperatura ciała w normie... Nie miałaś żadnych paranormalnych zdolności w ostatnim czasie, prawda? — mówiąc to, zjechał palcami na podbrzusze. — To nie moje. Gdyby były moje, byłabyś w stanie gorączki, wyczułbym rdzeń... Znaczy serduszko diabełka... Ale z tego co czuję... — macał dalej. — Chyba powinnaś mówić o swojej ciąży w liczbie mnogiej... Ale nie jestem pewien. Jedne co jest pewne, to to, że to nie moje dzieci... Zatem gratuluję, jesteś w ciąży z bratankiem.
    Wrócił na krzesło, odkorkowując butelkę rumu, która stała na stole.
    — A podobno to ja jestem pojebany...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  192. — Teraz wiesz... I teraz nie jest lepiej, tylko gorzej, siostro. — odparł, nalewając sobie szklaneczkę kwasu. — Zatem jakie masz plany? Donieść trojaczki, odbić Polszę? Na twoim miejscu zacząłbym już zapierdalać, a nie... — dodał, odchrząkając. — Moje dziecko prawdopodobnie zostanie usunięte. Osoba którą zalałem nie jest zadowolona z ciąży, kazała mi się szykować, że sam będę prowadził aborcję... Mojego dziecka. — prychnął, jakoby to też brzmiało kuriozalnie. — Zatłucz, zatłucz. Kolejka do tronu ci się zmniejszy. — dodał, cichnąc na chwilę, po czym oparł twarz o swoje dłonie. — Co teraz, Gabrielo? Będziemy się wyzywać i wyklinać aż słońce zajdzie i ty wymkniesz się zanim wstanę z łóżka?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  193. — Zrób swoje. Jeżeli to jest to, co chcesz, nie będziesz miała wyrzutów sumienia... A ja... Ja się jeszcze zastanowię. Nie wiem, czy jestem emocjonalnie gotowy na dziecko. Sam nie miałem dobrych autorytetów. Zobaczymy czy ona sama się go nie pozbędzie... Krzywdy mi może nie zrobi, ale ta kobieta, która nosi moje dziecko... To ona mnie zabiła. — odparł, wlewając alkohol do gardła. — Poligamia to stan inny od monogamii, oczywiście. Masz kilku partnerów, żyjesz z nimi, ruchacie się raz, drugi raz z innym... I tyle. Emocjonalnie mogę uwielbiać wiele kobiet na raz. Dziwne to, niestety też krzywdzące... Dlatego często ucinam bliskie relacje... Co by oszczędzić tej drugiej osobie cierpienia... Ale to i to czasem nie pomagam. Nie panuję nad sobą, lubię być rozwiązły... Tyle i aż tyle.

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  194. Dlaczego wszyscy zasiadali na kolanach Piusa?
    Białowłosy objął dziewczynę, delikatnie rozczesując czarne włosy, gdy tylko go przytuliła.
    — Ta... Kobieta też nie ma dobrych wzorców. Wolę nie wciągać dziecka w patologię, jaką bylibyśmy w rodzinie... — odparł, uśmiechając się. —Jak mogłem jej nie wybaczyć? Zrobiła mi loda... To na co się miałem dalej obrażać? — zarechotał, chcąc nieco rozchmurzyć emocje wokół. — Masz rację, powinienem to komunikować. Po prostu nie znam nikogo kto by z czystym sercem na to poszedł...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  195. — Będę cudownym władcą Mathyr. Oh, nie... Terra się zbuntowała... No to kto przeprasza Boga Imperatora? — zarechotał, bo mimo wszystko nie brał tego na poważnie, a emocjonalnie był na poziomie szympansa. — Cóż, nie planuję trójkątów, przypominam że w jednym sobie zmarłem. Póki co... Jestem sam. Nie zajęty, nie planujący, nie tegujący się z nikim... — dodał, mrużąc oczy. Jej to pasuje? Co jest kurwa? Zaprawdę, Gabriela była bardziej popieprzona od niego. Ale chyba to w niej lubił. — Myśl o tym, że osoba w takiej relacji jest... Też aktywna z innymi jest... Ahhh, elektryzująca. No bo nie chcę brać wszystkiego dla siebie... Kim bym był, jeśli nie miałbym wielkiego serca i otwartego umysłu? — spytał, obejmując ją ciepło, kładąc głowę na jej barku. Żałował, że ją porzucił... Zostawił jak palec, samą... — Wymyślałbym... Sugerujesz coś, Gabiś?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  196. — No żartuję... Wybaczyłem jej, bo to był wypadek, odpokutowała z resztą. Nie muszę być poważny zaaawsze, Gabi... Czasami muszę puścić nieśmiesznym żartem i już wtedy presja schodzi mi z głowy. — dodał, po czym pokiwał głową. — Zrozumiałe. Nie miałbym wtedy żadnego problemu. Nie mniej jednak, jeśli oboje byśmy się w sobie zakochali... Wtedy pewnie bym ograniczył to skakanie w bok. A ty się nie powstrzymuj, jeśli chcesz z kimś być, emocjonalnie, seksualnie, droga wolna. Chętnie posłucham o twoich przygodach... Przyszłych i przeszłych... Jara mnie fakt, że byłaś z kimś innym, wiesz? — szepnął, przygryzając delikatnie płatek jej ucha. — Kochana, ja tylko dolałem oliwy do ognia... Ale ten ogień płonął w tobie od zawsze... Po prostu potrzebowałaś się uwolnić... Ciekawi mnie, co chodzi ci po głowie...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  197. Słuchał z wypiekami na twarzy, zagryzł wargi, gdy opowiadała o Mieszku... Może kiedyś jej powie, że to on nauczył go wielu sztuczek w łóżku... Poprzez pieprzenie się z nim. Na ten moment wolał patrzeć w jej oczy.
    — Zanotuję sobie w głowie. Do lodzika zatrudnimy kogo innego. — zachichotał, oddając całusa w usta, dając jej nieco pieszczot w postaci klasycznego masażu skóry głowy, powoli, delikatnie...
    — Okej... Cóż, mnie już znasz. Wiesz do czego jestem zdolny... Powiedz, skoro gramy w otwarte karty, na co masz teraz ochotę?

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  198. — Cóż... Myślę, że powinienem się dobrze wyspać, w twoich ramionach, w czułym uścisku... Ale że noc jeszcze młoda... — zaczął, wzdychając ciężko, gdy zasysała się jednej z blizn na szyi. — O kurrwa... Mam ochotę cię upodlić, zgnoić, wyśmiać cię, skurwić, a potem zasnąć w objęciach, gdy się w tobie spuszczę bez zabezpieczenia...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  199. — Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką, myślę, że poczujesz mnie nie tylko w cipce... — szepnął, oddając pocałunki... Mówił coś o upodlaniu, więc zaczął powoli. — Ciekawi mnie, jak się czułaś, gdy dowiedziałaś się o swoim bratanku... I że trysnął w twoje łono, patrząc ci pewnie w oczy... Ciekawi mnie, co ta twoja ciemna strona mocy poczuła... — odparł, cmokając ją prosto w szyję, po czym ręką sięgnął pod łóżko, po śmieszną torbę z niegrzecznymi rzeczami. Wyjął z niej srebrny koreczek, chichocząc nieco. — Weź to do buzi, obśliń tak, żeby cię nie bolało... Muszę się zaopiekować moją niegrzeczną dziewczynką tak jak należy. — dodał, bez pytania podnosząc jej koszulkę do góry, oblizując się na widok między jej nóżkami...

    Pius

    OdpowiedzUsuń
  200. — Ciekawi mnie, czy dałabyś mu się ponownie... Z wiedzą, kim jest. — odparł, wzdychając ciężko, widząc jak posuwa mu kolano. A to on był niewyżyty! Dobre sobie. Spojrzał w oczy Gabrieli, mocnym szarpnięciem rozerwał koszulkę, którą jej sprezentował, by uwolnić ją z ubrań... I tak by jej się nie przydały. — Usiądź na stole tyłkiem i rozłóż nogi... Twoja cipka potrzebuje klapsów... — odparł, zabierając jej z dłoni koreczek, z jednoznaczną intencją...

    Pius

    OdpowiedzUsuń

^