- Ryu!
Krzyk wyrywa się z mojego gardła
na chwilę przed tym jak Drakon unosi miecz, aby ściąć mojemu towarzyszowi dłoń,
ale nie wiem czy mieć dociera do celu. Nie słyszę też wrzasku chłopaka. Właściwie
to nic nie widzę. Zalewa mnie ciemność. Nie czuję już na sobie dłoni
trzymających mnie wcześniej „smoków”. Próbuję wstać, przecieram oczy, ale to
nie pomaga. Dalej nic nie widzę. Do mych uszu dobiegają wściekłe krzyki Drakonów.
Jeden z nich nadeptuje mi na nogę, co jedynie wywołuje w niej ogromny ból.
Jęczę cicho, na oślep pełznąc w stronę, gdzie przed chwilą widziałem Ryu. Wtem
ktoś łapie mnie za nadgarstek. Próbuję się wyrwać, ale słyszę przy uchu jego
szept.
- To ja, zamknij się i chodź za
mną.
- Nic nie widzę – informuję go,
bo najwyraźniej kumpel nie stracił swej widoczności, co niezwykle mnie wkurza.
Jak to się dzieje, że akurat on nie został tak potraktowany?
- Wiem – burczy, na wpół ciągnąc
mnie do przodu. – Nie mogę teraz tego z ciebie zdjąć – dodaje jeszcze i dociera
do mnie, że potraktował mnie iluzją.
- Ty cholerny samolubie – fukam na
niego. Nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze chwilę temu mu współczułem. Teraz mam
ochotę go zatłuc. Jak mógł mi to zrobić?! Szlag by to wszystko! Nie wpadam na
to, że przecież jego iluzja mogła wyrwać mu się spod kontroli. O nie. Co to, to
nie! Znam go na tyle dobrze, by móc podejrzewać, że zrobił to z czystą premedytacją.
- Zamknij się – syczy mi do ucha.
– Nie jesteśmy jeszcze bezpieczni, a ty zdradzasz naszą pozycję – dodaje tym
swoim cholernie irytującym, ociekającym spokojem głosem.
- Zdejmij to ze mnie. Jak mam ci
pomóc, kiedy…
- Musisz mi zaufać – przerywa mi
przyspieszając kroku. Cały czas trzyma mnie pewnie za nadgarstek i ciągnie
przed siebie.
- Jasne, akurat tego to w życiu
nie zrobię – syczę wściekły na cały świat, a już zwłaszcza na niego. – Ściągnij
to ze mnie, albo…
- Albo co, Gave? – znów mi
przerywa. Jezu! Jakie to irytujące! Człowiek dobrze myśli zebrać nie może, bo
ten ciągle urywa mi w pół zdania. – Zabijesz mnie tu? Proszę bardzo – rzuca chłodno.
– Masz dwie opcje, Gave. Albo mi zaufasz, albo zostaniesz tu sam. I tym razem
nie wrócę – dodaje, a ja zgrzytam zębami trzęsąc się z wściekłości.
- Ta, jasne. Akane by ci tego nie
wybaczyła – zauważam wkładając w tę wypowiedź tyle jadu ile jestem w stanie z
siebie wykrzesać.
- Mhm… chcesz się przekonać? – Ryu
nagle puszcza moją dłoń i chodź młócę rękami do przodu nie mogę go już złapać. Serio?!
Zostawi mnie tu na pastwę losu?! Uratuje swój cholerny tyłek wydając mnie im?!
Zagryzam mocno wargi. Może jednak nie znam go aż tak dobrze? A może po prostu
dociera do mnie, że nie chcę umierać. Nie wiem… ale ostatecznie poddaję się.
- Dobra, ufam ci – kapituluję, a czarnowłosy
znów łapie mnie za nadgarstek i ciągnie przed siebie. Idziemy szybko, choć od
czasu do czasu potykam się o swoje nogi. W duchu przysięgam, że to będzie
pierwszy i ostatni raz jak w jakikolwiek sposób się przed nim odsłoniłem. Wstyd
mi, że do czegoś takiego w ogóle doszło. Nienawidzę takiej niemocy i obiecuję sobie,
że gdy tylko odzyskam wzrok, Ryu dostanie w nos!
>.<
Przygotowanie się do podróży zajęło
nam bite trzy dni. Trzy zmarnowane dni. Gdybym szedł sam to skróciłbym ten czas
do minimum, ale Ryu nie lubił się spieszyć. Ewidentnie zbyt wiele czasu spędzał
z Tonym. Potrzebował wielu informacji, rzetelnych informacji, chociaż moim
zdaniem niektóre z nich były nam po prostu zbędne.
Ale wiecie co w tym wszystkim
było najtrudniejsze? Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego, ani przez
chwilę mi to przez myśl nie przeszło, ale… przekonanie Tonego do pomocy zajęło
nam dwa bite dni. Serio! Blondyn zdecydowanie nie chciał współpracować.
Próbował nas przekonywać o tym, że to zły pomysł. Że tylko narazimy Argar na
niebezpieczeństwo i przez krótką chwilę myślałem, że Ryu spęka… szczęśliwie
Tony był pierwszym, który skapitulował. Uznał, że… i tu muszę zacytować:
„Moja głupsza
połowa znalazła jeszcze głupszego towarzysza…”
Chyba powinienem czuć się
obrażony, ale jakimś cudem tak nie jest. Nie jestem w stanie powiedzieć
dlaczego. Przecież faktycznie zdarza mi się robić głupstwa. Może nawet większe
niż chciałbym się do tego przyznać. No bo czy zrobienie dziecka dziewczynie
przy swoim pierwszym seksie nie jest głupotą? No pewnie, że jest! Czy łapanie
ostrza gołą dłonią nie jest głupie? Jasne, że jest. Czy siedzenie na głowie Febe
i przestawianie jej rzeczy w kuchni dla własnej satysfakcji nie jest głupie?
Nie, to ostatnie należy do kategorii bardzo złych wyborów z jeszcze gorszymi
konsekwencjami. Widzieliście kiedyś wściekłą meduzę? No właśnie… to nie dziwcie
się mi teraz, że tak bardzo zależało mi na tym, by jak najszybciej ruszyć na
ten skarbiec Drakonów. No wiecie… jak przyjdę z powrotem poobijany to jej serducho
trochę się skruszy i może zapomni o tych wszystkich małych niuansach. Dobry
plan, co nie? Taką przynajmniej mam nadzieję. Trzymajcie kciuki, żeby właśnie
na tym się skończyło.
Ale dobra do brzegu, bo znów
schodzę z tematu. Uwierzcie mi na słowo. Mógłbym tak biadolić jeszcze długo,
ale was to przecież nie interesuje. Chcecie wiedzieć jak potoczyła się nasza
mała przygoda. No i dlaczego znaleźliśmy się w tak rozpaczliwej sytuacji… Wstyd
się przyznać, ale w gruncie rzeczy to moja wina.
>.<
Wędrowanie z Ryu jest męczące.
Tyle mogę powiedzieć wam od razu. Straszliwie z niego milczący koleś, ale i ja
nie do końca wiedziałem jak zagadać. Normalnie nie mam z tym problemów. Wkurzanie
ludzi przychodzi mi z łatwością, ale jego akurat nie planowałem denerwować. No
właśnie, nie planowałem, a wyszło jak zwykle. Po pewnym czasie cisza zaczęła
mnie zwyczajnie martwić, więc zagaiłem rozmowę.
- Wiedziałeś, że Akane lubi
analne zabawy?
Tak, wiem… po czasie też widzę,
że to nie był najlepszy pomysł, ale w tamtej chwili to było pierwsze co
przyszło mi do głowy. Zrozumcie mnie trochę! Nie mam z tym chłopakiem
praktycznie nic wspólnego, poza dziewczyną, w której obaj się kochamy to jest.
- Nie.
Długo musiałem czekać na
odpowiedź. Widziałem jak cały się spiął. Walczył ze sobą, zaciskając mocno
pięści, ale byłem tak zadowolony, że wreszcie powiedział cokolwiek, że olałem
te pierwsze sygnały. Głupota, wiem… chyba faktycznie jestem głupszy niż głupsza
połowa Tonego. No cóż. Trudno. Nie we wszystkim muszę być orłem, a uczucia i
rozmowy to chyba moja pięta Achillesowa. Zaczynam podejrzewać, że nigdy nie
nauczę się ich dobrze prowadzić.
- Na początku była trochę niepewna
w te klocki, ale teraz… - spoglądam na niego znacząco. – Sama się o to czasem
prosi – rzucam uśmiechając się do niego promiennie.
- Fantastycznie – Ryu piorunuje
mnie wzrokiem. – I wspominasz mi o tym, bo? – unosi wysoko brew, mierząc mnie
wzrokiem. – Ach, rozumiem. Przygotowujesz mi grunt pod swoje zerwanie z nią? –
uśmiecha się sarkastycznie. – Zapamiętam i pocieszę ją tuż po twoim odejściu –
wywraca oczyma, a ja zgrzytam zębami.
- Nie zamierzam odchodzić – fukam
na niego. – Ta cisza mnie dobijała…
- Aha i wspaniałomyślnie
postanowiłeś mnie wkurzyć – czarnowłosy kręci z niedowierzaniem głową i nabiera
kilka głębokich oddechów. – Gratulacje, Gave. Prawie ci się udało.
- Nie – zaprzeczam. – Po prostu…
- wzruszam ramionami orientując się, że nie mam za bardzo linii obrony. Lepiej
chyba po prostu ugryźć się w język, tylko przecież znacie mnie. Nie potrafię. –
Musiałeś być kiepski w te klocki, skoro nawet tego nie wiesz… - zauważam.
- Tak, wiem – Ryu przystaje i
sięga sobie po bukłak z wodą. Widzę, że naprawdę próbuje zachować spokój, ale
szczerze mówiąc… znów chlapnąłem coś zanim pomyślałem o tym jak to wszystko
zabrzmi. – Zabrakło jej we mnie tego typowego skurwiela – uśmiecha się do mnie
znacząco. – Wiesz jak jest, laski lecą na bad boyów – puszcza do mnie oko. –
Ale to tylko chwilowa sytuacja. Potem dorastają i wybierają kompletne ich
przeciwieństwo – dorzuca, wznawiając marsz.
- Myślisz, że nie potrafię być
miły?! – warczę czując jak ciśnienie mi się podnosi.
- Nie – kręci głową. – Myślę, że
robisz wszystko żeby nie pokazać jak miły potrafisz być – rzuca chłodno. – Rób tak
dalej. Ona to w tej chwili uwielbia – dodaje, obracając się do mnie i przez
dłuższą chwilę idąc tyłem. – Tylko na dłuższą metę twoje działania… - śmieje
się i kręci głową. – Po prostu dreszczyk emocji podczas seksu nie będzie już
wystarczający.
- Zwariowałeś? – patrzę na niego
jakby ten z księżyca się urwał. – Uważasz, że tylko tym żyjemy?!
- Tak – Ryu wzrusza ramionami i
przeskakuje nad wystającym korzeniem, a ja przez chwilę zastanawiam się jak on
to zrobił. Przecież nawet go nie widział. Nie mniej jednak, znów nie dostaję
szansy aby zbyt długo się nad tym pozastanawiać, bo czarnowłosy kontynuuje
swoją wypowiedź. – Akane może i nie, ale ty ewidentnie żyjesz głównie tym
dreszczykiem.
- Jasne – śmieję mu się w twarz. –
Nawet mnie nie znasz, a wyciągasz takie wnioski.
- Cóż… - Ryu wzrusza ramionami. -
…niekoniecznie mam ochotę cię poznawać – dorzuca. – Zresztą nawet jeśli, Gave…
to zobacz jak zagaiłeś rozmowę. Od czego zacząłeś? Czy nie kręcisz się wciąż
wśród spraw łóżkowych? Nie wiem jaki masz w tym cel. Wkurzyć mnie? Pokazać, że jesteś
ode mnie lepszy? – prycha. – Może i tak. Akane w tej chwili na pewno przyzna ci
rację.
- No właśnie – uśmiecham się z
satysfakcją. Chociaż tego mi nie odbierze. – Czyli przyznajesz się, że byłeś w
to słaby.
- Nie miałem czasu się rozwinąć,
bo ktoś… i nie będę tu wytykał palcami… nie trzymał łap przy sobie i pogrywał sobie
z uczuciami nie swojej dziewczyny – zauważa chłodno.
- Och i tu cię boli! Gdyby cię
kochała na zabój to by nie odeszła – rzucam lekko.
- Przestań pieprzyć – Ryu zaciska
mocno pięści i widzę, że musi się powstrzymywać przed rzuceniem na mnie. Nawet
powoli się na to przygotowuję. Tym razem nie dam się mu zwalić z nóg, ale…
czarnowłosy ostatecznie rozluźnia się i mamrocze cicho pod nosem „nie warto”.
- Po prostu nie potrafisz tego
przyznać. Nie kochała cię. Wybrała cię z litości – dorzucam, znów zapominając
ugryźć się w język.
- Aha – mój kompan patrzy na mnie
spode łba. – Ciebie za to wybrała w pełni świadoma tego w co się pakuje, no
nie? Akurat w chwili kiedy miała najwięcej na głowie, ty byłeś jej pod ręką –
rzuca spokojnie. Na tyle spokojnie na ile w tej chwili jest w stanie.
- Daj spokój – dopadam do niego i
łapię go za poły koszulki. – Nic nie wiesz.
- A ty wiesz? – pyta mnie
uśmiechając się przy tym szyderczo. – Kochasz ją? A może tylko się nią bawisz? –
szepcze mi do ucha, a ja mam ochotę mu przywalić. Już szykuję się do ciosu, ale
ostatecznie go nie wyprowadzam. Nie mogę, bo dalej nie jestem w stanie
odpowiedzieć na to pytanie. Ja nie wiem. Nie wiem co czuję. Wydaje mi się, że
kocham. Że mi na niej zależy, ale nie umiem powiedzieć, że jestem w stanie
wyobrazić sobie z nią życie do końca świata. No proszę was! Przecież my się
pozabijamy przed trzydziestką!
Ostatecznie więc puszczam Ryu i
odsuwam się od niego.
- Zdecydowanie wolałem cię
milczącego – warczę, przyspieszając kroku.
- O ty popatrz… a jednak w czymś
potrafimy się zgodzić! – Ryu klaszcze w dłonie i śmieje się lekko doganiając
mnie. Nie odpowiadam mu już, nie chcąc wywoływać kolejnej burzy. Zresztą i tak
powoli dochodzimy do terytorium Drakonów. To nie czas na głupie przekomarzanie
się czy kłótnie. Nawet ja nie jestem na tyle głupi żeby dalej go podżegać. Mam
tylko takie przedziwne wrażenie, że znów z nim przegrałem. Szlag by to! Czy ja
naprawdę muszę być aż takim przegrywem?!
W końcu mogę ponadrabiać! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam te pamiętnikowe opowiadania, mega mi pasują do Gava, a jego relacja z Ryu, chociaż pokręcona, to przyjemnie się czyta te przekomarzanki.
No i ta analiza Akane, haha, ileż ciekawych rzeczy ja się tu dowiaduję. xDD