Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Wszyscy jesteśmy czymś więcej niż sumą naszych grzechów.

 Bolały ją płuca od zbyt długiego biegu, palce od ściskania czerstwego chleba, kolana od potykania się o bruk, gdy raz po raz upadała przez własną nieuwagę. Odwróciła się w stronę strażnika, akurat w momencie, gdy drugi złapał ją za ramiona od razu przygważdżając do ziemi. Policzek odbił się boleśnie od bruku,  ręce zostały wygięte w tył przez co bochen upadł tuż obok jej twarzy. Tak blisko!
— Kręciła się wokół mnie od tygodni — poskarżył się piekarz, który pojawił się tuż obok nich wpatrując się w blond włosy z czystą nienawiścią. — W tamtym tygodniu próbowała z mąką, tak jak inne dzieciuchy, tylko oko spuścić z tych obdrapańców — dodał, widząc jak mężczyźni unoszą ją stawiając na własnych nogach. — Łapy jej uciąć to się nauczy o cudzej własności!
Dziewczyna zdmuchnęła z twarzy kręcony loczek, spojrzała na piekarza spod byka i zmarszczyła krzaczaste brwi.
— Obyś się grubasie udławił! Czerstwego chleba żałować!
— Może i czerstwy, ale nadal mój! Psa bym nim nakarmił, świnią rzucił, a wam bym nie dał. Plaga cholerna, nic tylko utopić w tych ściekach..
— Wnosi pan oskarżenie? — zapytał, jeden ze strażników, na co tłuścioszek pokiwał głową.
Wtedy widziała go ostatni raz.
Nie pojawił się na rozprawie tak jak mogłaby przypuszczać, a czekała tam ona wraz z innymi. Dziećmi, kobietami, starcami stojąc przed Wielkim sędzią w oczekiwaniu na wyrok. Młodszej od niej obcięli język za kłamstwo przeciw swojemu panu, starcowi odrąbano stopy za świętokradztwo na Świętej ziemi, jej wypalono stygmaty. Na dłoniach i języku, które jasno mówiły o tym jakie życie miało ją czekać. Straciła imię — Zjadaczka, od teraz tak ją nazywano, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Tylko grzechy jakie na siebie przyjmowała, wykorzystywana przez każdą z religii, i każdą sektę, sprowadzana od domu do domu w obawie o duszę zmarłego.


Siedem lat później.
 
Oddech stawał się coraz cięższy, zapach smoły rozprzestrzenił się po nozdrzach, siarka osiadł nieprzyjemnie w płucach wywołując coraz to bardziej urywany oddech. Dotknęła własnej, nagiej piersi, opuszkami przesunęła po żebrach dociskając mocniej zapalającą się do skórę, a z gardła wydobył się pojedynczy krzyk wraz z dźwiękiem łamiących się kości. Otworzyła oczy, gdy wzdłuż kręgosłupa przeszedł pulsujący ból zatrzymujący się w lędźwiach. A w oddali, wzrok. Wężowe źrenice, wbite wprost w nią. Niski rechot rozbawienia rozbrzmiał wyraźnie, a skóra jeżyła się od samego dźwięku jego słów…
Widzę was…
Uniosła się z posadzki w akompaniamencie łamanych kości, jęków tuż za własnymi plecami, które oblały się chłodnym potem. Czyjeś zimne palce prześlizgnęły się po stopie, a zapach krwi uniósł się w powietrzu. Ciało pokryła się gęsią skórką, w żyłach rozbrzmiała adrenalina, serce przyspieszyło bicie wraz z kolejnymi, ociężałymi ruchami. Dźwięk pękającej skóry rozniósł się po marmurowej sali, blask pochodni oświetlił odsłaniające się mięśnie na wąskich plecach, zbroczone krwią włosy opadły ciężko na ramię. 
— Tchórz. 
W ustach pojawił się smak krwi, przy podniebieniu słodycz, gdy unosiła twarz w kierunku wysokiego blondyna zatrzymując się na nim, zaciskając wargi w wąską linię. Blondyn jedynie się uśmiechnął, wodząc wzrokiem po jej nagim ciele.
— A mimo wszystko i tak oddajesz się w me objęcia, Melanie… To w naszej rodzinie tak przewidywalne.. 
Kilka zimnych dłoni złapało ją za szczękę odrzucając głowę w tył, wtedy dopiero poczuła ogarniającą ją panikę, wraz z tym jak kroki blondyna rozbrzmiały po sali.
Uśmiechnął się witając ją w swoich objęciach, dając jej słodycz ust, cierpkość dłoni, gorący oddech z trzewi… Ciepły rechot… I rozkosz, jakiej mogła doznać jedynie z nim… Zmrużyła oczy czując opuszczające ją siły i palce w plątające się w długie, platynowe włosy. Zawyła z bólu, a kości rozpierzchły się, pozostawiając ją w pierwotnej formie w ramionach stwórcy.  Obezwładniający gniew rozlał się wokół, a ona czym prędzej odsunęła się od Gwiazdy zarannej, przed którym postać kobiety zaczęła znikać pochłaniana przez mięśnie, krew i znikające kości.

 
Otworzyła szeroko oczy od razu unosząc się z posłania; skroplona potem, z potarganymi włosami przyklejonymi do czoła, z podpuchniętymi oczami i suchością w ustach z posmakiem siarki. Zadrżała czując na skórze powiew chłodnego wiatru, słysząc w uchach pulsowanie krwi Tzuna śpiącego tuż na przeciw, do którego powiodła spojrzeniem opadając ciężko na mech przy mosiężnym drzewie. Ciężko było uspokoić oddech, panikę kłębiącą się w umyśle przez nieprzyjemne wrażenie obecności tuż na karku, wręcz czuła pazury na krtani zaciskające się coraz mocniej, szepczące do ucha zakazanym przez bóstwa językiem.. Przetarła dłońmi, podsuwając bukłak z wodą jaki otworzyła drżącymi dłońmi, czując jak w kącikach oczu zbierają się łzy. 
Pomruk orka mógł zwrócić jej uwagę, jakoby Tzun miał w zwyczaju budzić się z hukiem… Co podczas kilkudniowej wędrówki, wydawało się być normą.
— Ohhh kurw… — rozejrzał się wokół, by dostrzec, że kobieta ma łzy w oczach… — Co się stało? Znowu ci zajebałem łokciem? — zapytał, z delikatnym zmartwieniem.
Kobieta spojrzała na niego oszołomiona, czym prędzej kręcąc głową, zaraz po tym zbliżając bukłak do ust. Piła łapczywie, ignorując wodę ściekającą po podbródku, pragnąc pozbyć się posmaku siarki.. Sny pojawiały się coraz częściej, w coraz to innej formie, mimo to w znajomym sobie miejscu. Tam.. Przy nim. Nie odpowiedziała od razu, skupiając się na szczegółach koszmaru; pożądliwych błękitnych oczach i wyraźnego triumfu.  Ork westchnął, by przetrzeć zaspane oczy, jak i zrzucić z siebie skórę niedźwiedzia, pod którą spał. Szybko potem opuścił namiot, by zaczerpnąć słodkiej wody z rzeki, jak i
przemyć długie, czarne włosy. Wrócił niedługo potem, z pełnym bukłakiem wody.
— Znowu zły sen? Chcesz się może podzielić, co cię trapi?
Kobieta westchnęła rozluźniając mięśnie, zsuwając z ramion koc, gdy dotarł do niej zapach wilgotnego powietrza i spoconych ciał. Zmarszczyła nos czując nieprzyjemną mieszankę zapachów. Kiwnęła głową dopiero po dłuższej chwili opierając się mocniej o chropowata korę drzewa, wgryzając się wargę, uspokajając oddech. 
— Wie gdzie nas znaleźć — odpowiedziała przenosząc na niego spojrzenie. — Ten, który nas szuka.. a ja..— odetchnęła płaczliwie. Nadal roztrzęsiona odłożyła bukłak, narzuciła na siebie cienki pled i spojrzała na Tzuna. 
— A ty? — zapytał, z nutą skołowania w głosie.
— Będę musiała zacząć działać, inaczej wszystko przepadnie — dodała. — Dlatego muszę ją znaleźć,
Zjadaczkę, żeby Abbadon był w pełni sił kiedy to nastąpi. Przeciwstawić się, a na razie jestem w tym sama.. Odcięta od tych, wszystkich ludzi, bóstw i magicznych.. W świecie, gdzie nie ma magii, a on mimo wszystko trwa. Nawet tutaj. Szatan nie odpuści. 
Berzerk zmrużył oczy, po czym sięgnął po  bukłak kobiety. Zamruczał nisko. 
— Naprawdę nie ma nic lepszego do roboty. Dobre tyle, że jesteśmy pod miastem. W tłumie znikniesz szybciej. — puścił jej oczko, po czym zaczął się ubierać. Odwróciła wzrok, gdy kątem oka dostrzegła cień nagiego pośladka i przetarła oczy przenosząc je w kierunku murów połyskujących w księżycowej poświacie. Wstała ociężale zaciskając w pięści rozedrgane dłonie.
— Wrócę za trzy dni — odparła tylko, nie zaszczycając spojrzeniem wszystkich tych, których pozostawiła wraz z Tzunem. Ogniki w ciemności zgasły, a zapach siarki zatarł się wraz z dźwiękami
rozpalanego ognia. 

 
Rozwarła oczy słysząc stukot w drzwi; ociężale uniosła się ze słomy schodząc po niskiej drabinie opuszczając wydzielone miejsce na sennik. Dom, który zamieszkiwała, był klitką. Dolne piętro z paleniskiem w środku, zniszczonym piecem i kilkoma drwami na jakich siadała co wieczór wraz ze swoją towarzyszką. Starszą o kilka lat pulchną kobietą, małomówną. Spojrzała w jej ulubione miejsce; siedziała tam z butlą rumu, oparta o stary piec z kocurem opartym o bujne piersi, z rozchylonymi ustami posapując przez sen, zupełnie jakby i tak było jej ciężko. Po cichu zsunęła się z drabiny uważając na pęknięte stopnie. Żyły w ubóstwie, we dwie, samotne. Tak żyły, one, Zjadaczki. Niewidoczne w społeczeństwie, okaleczone w imię wyższego dobra..  Mówiono, że ich głos wypuszcza zarazy, zrzuca na innych grzechy, które same na siebie przyjęły, ich dotyk był odrzucającym wszelkie świętości, obcowanie z nimi nie mieściło się w ludzkich umysłach. Dlatego zrzucane je do takich miejsc, mimo wszystko w obrębach murów. Były potrzebne, choć niechciane.
Poprawiła poplamioną suknię, spuściła na oczy zbyt długą grzywkę i w końcu przesunęła na bok drzwi. Zerknęła na krępego chłopca, o ciemniejszej karnacji i złotych oczach.
— Zmarła wdowa po Komendancie — rzucił, układając na parapecie płaski kamień z wyrysowaną drogą. Pokiwała głową. Chłopak odszedł natychmiast, a ona miała tylko nadzieję, że przygotują ciało jak najszybciej. W końcu śniadanie było jednym z najważniejszych posiłków, jednym z wielu.


Wejście do miasta nie okazało się trudne, wystarczyło przekupić przyjezdnych, którzy z rezerwą ustępowali miejsce na wozach i zaraz jej oczom ukazał się cały urodzaj Polszy. Brukowane ulice usłane były powozami i ludźmi, w węższych uliczkach roznosiły się kramy obładowane towarem i przechadzającym się raz po raz wojskiem, które z podejrzliwością kierowało wzrok ku przyjezdnym, mimo to nie zatrzymując na niej dłużej spojrzenia. Powietrze przesiąknięte było zapachem potu i przypraw, roznosiły się dźwięki kopyt i krzyk handlarzy oferujących wyśmienite materiały i sukna, koraliki i drewniane wyroby na przemian handlując plotkami i obawami zza murów. ”Zmarła wdowa po Komendancie” — mówiono, rozprawiano o niepogodzie, władcach i nieświeżych śledziach jakie rozprzestrzeniły się po mieście wraz z kilkoma nieuczciwymi domokrążcami, ”Za okazyjną cenę” — dodawano. Nie rozprawiano o niczym co mogło przyciągnąć większą uwagę. Przystając za kolejką wozów podstarzały mężczyzna spojrzał w jej kierunku najwyraźniej niecierpliwiąc się obecnością nieznajomej, marszcząc krzaczaste brwi i ignorując pokasływania młodej żony, która na tyłach wozu okładowana materiałami gładziła z czułością wypukły brzuch. Jasnowłosa kilkulatka nuciła coś pod nosem grzebiąc w małej sakwie obarczając ją niespokojnym spojrzeniem. 
— To trochę za mało co mi dałaś — odparł w końcu, a kobieta spojrzała ku niemu wlepiając w niego
przenikliwe, ciemne oczy. Ciężarna poruszyła się niezgrabnie, wyraźnie nie usatysfakcjonowana odpowiedzią, objęła brzuch i przesunęła się bliżej. Miroki spojrzała ku niej, następnie na podbrzusze. 
— Dla dzieci — mruknęła po dłuższej chwili, z ukrytej sakwy wyciągając złota monetę. Starzec czym prędzej wsunął go między zęby. Zsunęła się z powozu skręcając w jedną z bocznych uliczek, ignorując chłodne palce przesuwające się po karku. 
Widzę cię..
Podążyła w przód, czując coraz mocniejszy zapach siarki w nozdrzach. 
 
 
Wchodząc  na ulicę Polszy panował względny spokój; poranek był rześki, a noc minęła spokojnie. Podążyła za mentorką powolnym krokiem, starając się dotrzymać tempa i nie narzekała, starając się myśleć wyłącznie o najbliższym zjadaniu. Miała ochotę na dzikie maliny — wyznawanie innej wiary, co zdarzało się na tyle często, że już przyzwyczaiła się do ich obecności przy każdej ceremonii. Obejrzała się na kobietę obok siebie.  
— Wiadomo coś o jej grzechach?
Nie usłyszała odpowiedzi.
Nie zrażona mknęła dalej, mijając dzielnicę Handlową przeszły wyżej. Bogatsi próbowali się odgrodzić, biedotę zostawiając nad sobą budowali podwyższenia, mury i brukowane uliczki pnące się wyżej stawiając kamienie nad domami tych biedniejszych. Oczom ukazywały się strome domki z balkonami, żywopłoty odzielające ulice dając wgląd na bogato zdobione ganki obwinięte girlandami kwiatów, zdobione szkłem, chronione znakami bóstw tuż nas głównymi wejściami. Domy, mimo że często do siebie przyległe, miały swój majestat i objawiały cały ogrom majestatu na jaki mogli sobie pozwolić. Za dziecięcych czasów nigdy nie sądziła, że spojrzy na coś równie pięknego, a teraz była tu.
Prawie wpadła na towarzyszkę, gdy ta nagle skręciła w prawo w węższą uliczkę, gdzie czekał już na nich jeden ze służących. Nie mówiąc nic zaprowadził obie na tyły domu. Spuściła wzrok czując na karku grube palce, wpatrując się w poplamioną suknię ruszyła wprzód mijając urocze krzewy róż i egzotycznych kwiatów, mruczenie kotów, które pojawiły się w drzwiach oranżerii.
— Zostawcie nas same — odezwał się ochrypły głos, a Eresa zerknęła na Zjadaczkę stając w jednym z kątów. Służące odeszły od ciała, okrywając je białym pledem, a dziewczyna spojrzała na nią. Była w pełni wieku; dojrzała, ale nie młoda, ze złotymi włosami  i wyraźnymi, różowymi ustami z kształtnymi policzkami i ostrej szczęce. Splecione misternie włosy ozdobione pozłacanymi różami dawały blask na spokojną twarz, również na postać z boku odzianą w wojskowe ubranie, ozdobionymi Krzyształami.. Stół okazał się syty; suszone rodzynki — cudzołóstwo, winogrona, suszone śliwki — kazirodztwo, brandy — spiskowanie, wino za pijaństwo, ziarna goryczy — kłamstwo, plotkowanie, niegodziwość.. zdrada. Nie było nic w ramach religijności.. Starsza Zjadaczka również to zauważyła, tak przynajmniej zinterpretowała po błysku w oczach, lecz nie odezwała się. Podeszła ku zwłokom, a strażnik powiódł za nią wzrokiem, jak gdyby zamierzał bronić jej również po śmierci.
— To co niewidoczne, będzie zobaczone. To co niesłyszane, będzie wysłuchane.
Eresa powoli przynosiła pokarmy, stawiając je przy boku zmarłej, patrząc na wypielęgnowane dłonie wdowy wsunęła do ust rodzynki żując je powoli, raz po raz przegryzając ziarna goryczy. Zjadaczka zaczęła od brandy, przegryzając jelenie mięso, wyskubując pojedyncze oczka z owocu granatu, ignorując sok cieknący po palcach, brodzie.. Przyjęła w dłonie kubek z trunkiem, krzywiąc się mocno na mocny zapach. Mimo to wypiła. Oblizała palce po jelenim mięsie, wsuwając do ust winogrona, przegryzała pestki, szypułki wkładając do kieszeni. Natarła dziąsła solą, za dumę i popiła kolejną partią trunku. Nie spojrzała więcej na zmarłą, czując coraz większy ciężar opadający gdzieś w zakamarkach własnego ciała.


—  Zjadaczki pojawiły się u wdowy po Komendancie.
Ciemnowłosa nie unosiła spojrzenia znad garnca wina, mimo to uważnie słuchając. Sądziła, że będzie to nowe wyzwanie, znalezienie kilku osób w tysięcznym mieście, bez informatorów, bez żadnej pomocy.. Wystarczyło słuchać.
— Słyszałem, że przyniesiono suszone śliwki i z początku nie wierzyłem. Z kim niby? Wredne to było babsko i władcze, nie wzięło sobie męża po śmierci Komendanta. Ale po tym przypomniałem sobie o tym jej bracie i coś zaczęło mi śmierdzieć. Komendanta niby ugodził go odyniec, ale na łożu śmierci trzymał się dobrze dopóki ten jej brat nie przylazł. No i brzuchata zaczęła być, niby to może Komendanta, ale on to miał czarne włosy, a te jej wszystkie dzieci to złote tak jak i jej brat.. Lemisterowie cholerni..
Mężczyzna umilkł, gdy obok przesunęła się karczmarka z tacą pełną trunków. Przetarł mokre wąsy od piwa.
— Świat na psy schodzi i mówię ci, że to przez ten Argar. Kiedyś tego nie było, póki się nie pojawili, a teraz co? Brat z siostrą.. Na bogów. Jakiś zły czar rzucili, klątwy..
— Słyszałem, że te ich baby bardziej czarują niż tamci mężczyźni. Powabne to, rzuci na ciebie urok, uwiedzie i wysysa z ciebie całe dobro, dusze ci pożre.. Te ładne jeszcze można wydupczyć, ale są i te brzydkie. Mój ziomek powiadał, że kiedyś tam u nich był. Że każda z nim chciała i każda kolejnego dnia miała takie brzuchy jak beczki, a te stare.. Ledwo uciekł, bo już go chciały dosiadać, a brzydkie jak noc. Nosy parchate i oczy iskrzące się w ciemnościach, i takie ciała.. Dotkniesz a zapada się tam skóra, ropa wypływa, a one ciągle, że chcą… Może one to wszystkie takie brzydkie, a nasienie daje im moce? Mówię ci, to kara od Bogów, chcą nas zwrócić ku sobie, byśmy pokonali te zarazę..
Czarnulka odwróciła wzrok od wina zostawiając monetę pod kuflem, przełykając ostatni łyk ruszyła do wyjścia.
 

Znalazła ją martwą, zimną, leżącą nieruchomo w ulubionym miejscu przy piecyku. Eresa przyjrzała się poszarzałej dłoni, zbliżając się dostrzegła smużkę krwi ściekającą z nosa.. Czarny kocur uniósł się z ciała i nastroszył się kierując ku niej ostre pazury. Odskoczyła w porę, akurat gdy usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła ku nich, od razu wyłaniając głowę spomiędzy framugi.
— Lemister zaprasza na wieczorne zjadanie.
 

Drogę znała sprzed kilku godzin, wystarczyło kierować się na wyższą dzielnicę, by w oddali dostrzec dom z białej cegły. Rozpoznała go po złotych okiennicach i oranżerii z tyłu budynku, mimo iż słońce już dawno zaszło nadal widziała przepych i potęgę, dumę z własnego rodu. I żałobę. Okna pokryto białą koronką, a wokół rozsypano sól, która rzęziła z każdym kolejnym krokiem, gdy zbliżała się do ogrodu. Białe kryształki połyskiwały okraszone księżycem, ukryte między źdźbłami trawy i na płatkach róż, którym przyjrzała się bliżej wchodząc do ogrodu. Służący, który jeszcze jakiś czas wcześniej przyjął ją wraz z mentorką w ogrodzie, teraz leżał na ławce w ogrodzie, najwyraźniej zmęczony przygotowaniami do pogrzebu. Odziany w czerń niczym niczym nie wyróżniał się w ciemności. Powoli podeszła do szklanych drzwi, rozchylając je i niepewnie wślizgnęła się do środka marszcząc nos, gdy do nozdrzy dotarł zapach rozkładającego się ciała, grejpfruta, niezapominajek i siarki..
Stół z poprzedniego zjadania nie został uprzątnięty, dostrzegła to od razu i to zatrzymało ją w bezruchu, widząc zgraję much i owadów krążący nad mięsiwem i owocami. Zrobiła krok w tył czując dziwny niepokój, dziwny ucisk w piersi i z zamiarem wyjścia zrobiła kolejny.
— Wejdź.
Jasnowłosy mężczyzna siedział przy siostrze, w dłoni z kieliszkiem obserwując coraz bardziej zapadniętą twarz z wyraźną czcią, ze łzami w oczach. Niedaleko za nim kobieta, o dziwnej, egzotycznej urodzie o długich, ciemnych włosach siedzącą dumnie między palmami. Ukryta w cieniu spojrzała wprost na nią. Jasnowłosa spojrzała w kierunku ciemnowłosej, przenosząc go zaraz na nocne motyle, które niczym deszcz opadły z sufitu zasiadając na kielichach kwiatów. Przełknęła gorzko ślinę przysuwając stołek do dziedzica rodu.
— Chciałbym wyznać grzechy — odparł, dłonią wskazując na krzesło tuż obok nich. Eresa spojrzała w kierunku nadpsutego jedzenia.
— Wyznają mi jedynie ci, którzy opuszczą ten świat, a ty panie..
— Usiądź — urwał jej. Poprawił złote włosy i spojrzał na wyraźnie młodszą od siebie kobietę szukając przychylności. — To co chcę wyznać nie przebaczy żaden kleryk. Chcę po prostu wyznać swe żale, grzechy i troski..
Kiwnęła głową, powoli zasiadając na wskazanym miejscu. Niczym zwierzyna, patrząc na dwójkę postaci, skupiając się głównie na kobiecie o ciemnych oczach.. Wydawała się, że znała tę twarz, ze snów..
— To co niewidoczne, będzie zobaczone. To co niesłyszane, będzie wysłuchane.
Milczał przez dłuższy czas, ze splecionymi dłońmi na piersi, wpatrując się w kopułę budowli wydawał się nieobecny. Mimo to po dłuższym czasie w pomieszczeniu odezwał się jego głos.
— Obawiam się, że Bogowie osądzą mnie za to co pragnę uczynić.. Chcę zgarnąć ją z rąk śmierci, by była tu mimo, że to czysta herezja.. Chyba oszalałem — dodał, łamiącym się głosem. Ciemnowłosa zwróciła ku niemu twarz. — Wysłuchaj mnie zanim Bogowie rozszarpią z wściekłości moją duszę, bo chyba wolę oddać im siebie, niż ją.
Blondyna zaczęła skubać palce, zresztą jak zawsze, gdy czuła przemożny stres. I strach, zwłaszcza widząc kobietę, która w spokoju wpatrywała się w ich obojgu. Wtedy na nią spojrzała, tym rozdzierającym dusze wzrokiem i Eresa czym prędzej spuściła wzrok.
— Nie mam zamiaru cię oceniać, jestem tu by ci pomóc.
Eresa zadrżała na dźwięk dziewczęcego, spokojnego głosu ciemnowłosej; słysząc słodycz, która tak nie pasowała do zdradzieckiego spojrzenia, zachowania które godziło na grzechy jakie wypluwał z siebie jasnowłosy.  
— Kocham ją, nie jak brat rodzoną siostrę, lecz jak kobietę. Współżyłem z nią i porodziła mi dzieci, które zmarły zanim mogłem się nimi nacieszyć. I wiem co myślisz Zjadaczko, że to kara od bóstw, którym służysz ale to była prawdziwa miłość. Szczera. Zrobiłem to z miłości. Byłem przy niej, już byliśmy przy sobie w łonie i nie mogłem jej opuścić. Dlatego nie założyłem rodziny, chciałem bronić jej przed światem robiąc wszystko, by było jej lepiej. Otrułem go, jej męża, bo nie mogłem patrzeć na to jak okłada ją pięściami, na to jak sprowadza sobie kurwy, tylko po to by musiała patrzeć.. A kiedy w końcu mogliśmy być razem.. — załkał, szybko przykładając dłoń do ust. Drżącą dłonią przysunął do Zjadaczki świeże jedzenie. Za kazirodztwo, morderstwo..
— Bogowie nie będą musieli niczego odpuszczać jeśli wypełnisz moją wolę — ciemnowłosa ułożyła dłoń na jego przedramieniu. Eresa zmarszczyłą brwi. Za kogo ona na bogów się uważała? Powoli zaczęła jeść, czym prędzej zjadła rodzynki, zabierając się za trunek, który ta jej podała..
— Sprowadzisz ją? Przywrócisz ją do żywych? — Jemie spojrzał w kierunku Melanie, na co ta kiwnęła głową układając i drugą dłoń na jego ramieniu. Stanęła za nim, patrząc wprost na Zjadaczkę.
Eresa zamarła.
Z przerażeniem dostrzegła ściekającą krew z nosa, to jak błękitne oczy wpatrują się w nią z niemym krzykiem, a te zaraz zgasły pozostawiając go bez życia. Czarnulka odsunęła się od niego otrzepując ręce o biodra. Zjadaczka z przerażeniem zeskoczyła z krzesła cofając się w tył, wybiegając do ogrodu, czując jak szczęka zaciska się bez jej udziału.. Podbiegła do śpiącego służącego, a gdy tylko opadła przy nim na kolana i dotknęła jego ciała, pod palcami poczuła przerażający chłód.. Dostrzegła strużkę krwi ściekającą z jego nosa. Odwróciła wzrok w kierunku zjawy, wpatrywała się w to jak kieruje się do niej..
— Przykre.. Że musiałam tyle zrobić, żeby cię znaleźć.
Eresa zamarła.
— Ty.. Znieważyłaś bogów.. Zamordowałaś..
— Czy bogowie nie znieważyli ciebie w momencie, w którym musiałaś pokutować za innych? Codzienne katusze, miliony grzechów, na które nie zasługujesz? Może i zabiłam, ale czy nie jestem lepsza od tych którzy kazali ci to robić? Mogę cię od tego uwolnić, sprawić że będziesz bezpieczna. Od ludzi, bogów.. Wystarczy tylko, że za mną podążysz.
Jasnowłosa załkała cicho odsuwając się od trupa, chowając twarz w dłoniach drżała z przerażenia i.. smutku. Nie chciała tak żyć, wolałaby umrzeć niż robić to wszystko przez kolejne lata.. Zatrzęsła się delikatnie czując na sobie dotyk ciepłych dłoni, a mimo to przysunęła się bliżej nieznajomej łkając głośno, z żalu za utraconym życiem, uspokajając się dopiero na delikatny dotyk przy włosach.
 

4 komentarze:

  1. Pięknie się czytało
    Pozdrawiam,
    Klepadło Jebadło

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz świetny styl pisania. Opisujesz tak, że zazdroszczę ci tej lekkości pióra. Powiedz czy ja dobrze myślę - Jaime Lannister (Gra o tron) i kazirodztwo = Jemie Lemister z tym samym motywem ?

    Nie podobała mi się tylko końcówka. To jak Mel potraktowała Eresę. Ta miejscu samej Eresy kopnął bym ją teraz w 4 litery i cieszył się życiem po śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz bardzo dobrze, bo zamysl na kazirodcze rodzeństwo było z GOT.

      A końcówka miała być w zamyśle taka, żeby Mel była typową sucz. Eresa się jeszcze odwdzięczy z nawiązką. ;)

      Usuń
  3. No w końcu do tego usiadłam. :D
    Zgadzam się z przedmówcą, masz piękny styl pisania, opisy miejsc są świetne, ale mnie osobiście brakuje trochę opisów akcji. Wszystko dzieje się tak nagle, że idzie się w tym odrobinę pogubić. Jest też kilka powtórzeń czy drobnych literówek, ale to drobnostki przy całym ogóle. ^^ Dobra robota!
    Chętnie poczytam kontynuację!

    OdpowiedzUsuń

^