Polsza ogłasza polowanie na czarownice. Swój pierwszy ruch już wykonała. Perun I szczyci się ścięciem Argarczyka.

Heim postawiło na sojusz z Argarem. Wieść jednak niesie, że w wyniku jego podzieliło się na dwie części. Czyżby czekała nas rewolucja?

O "U Klementyny" coraz głośniej. Gospoda prężnie się rozwija i zaprasza w swe progi. Uprzejmie prosi się Polszańskich rycerzy o nie wszczynanie w jej progach politycznych zamieszek.

Argar zaprasza spragnionych do posmakowania swych specjałów w nowo powstałej gospodzie - "Piaski Czasu". Można tu dostać między innymi domowo pędzony bimber - "Afrodyzjak Meduzy" oraz młode piwo - "Bogini Cienia", a to nie wszystko! Gościnnie występy - SŁOWIKA! Tak, moi drodzy, Argar podwędził Słowika!

Fasach donosi o wzmożonej aktywności ognistych ptaków na niebie. Van Helga ostrzega przed prawdopodobnym niebezpieczeństwem.

Lerodas zalewa fala przybyszy. Pogłoski głoszą, że znany uzdrowiciel Walwan przyjmuje pod swój dach każdego zbłąkanego wędrowca. Jeśli trwoga to do Waldzia!

Fire to the fuse

Everything I couldn't save
Buried down, still half alive
It's got me crawlin' in my skin
 

— Powtórz, skąd to masz? — zapytał, przyglądając się czerwonej fiolce. Już przy zamkniętej buteleczce czuł znajomy zapach. Raniła się tak często, że nie mógł pomylić tej przesyconą znajomą magią woni z niczym innym. Pamiętał jak na początku próbowała ukrywać łzy bólu, tłumacząc, że to przeminie, że inaczej nie potrafi, że właśnie taki dar posiada. I co jej z tego przyszło? Zamknięte, u podrzędnego passera spod ciemnej gwiazdy, któremu brakowało chociażby zębów. Czuł obrzydzenie. Ten kto to zrobił musiał mieć doprawdy jaja ze stali. Cudownie wręcz, tym bardziej zaboli, gdy będzie je topić. Esencja biednej, pokrzywdzonej fenalis wystawiona na targu, jakby nie była czującą, myślącą istotą, a zwierzęciem przeznaczonym na obój. Dlaczego nikt wcześniej tego nie znalazł. Zmarszczył brwi. Dopiero teraz usłyszał, że to ścierwo faktycznie odpowiadało na jego pytania.
— Powtórz — odpowiedział oschle, wyjmując z pochwy mały sztylet. Naciął sobie rękę w poprzek. Otworzył butelkę i wypił.
— Tajemnica zawodowa. Hej! Za to też musisz zapłacić! — krzyknął. Wywrócił oczyma. Oczywiście, że mu zapłaci. Już nie mógł się tego doczekać.
— Ta, ile tego masz? Świetne — mruknął, pokazując jak w parę sekund po grubej ranie został tylko ślad krwi. Był już pewien pochodzenia tej dziwnej mikstury. — Chcę cały zapas — uniósł szeleszczący mieszek złota. — Pokaż mi swój magazyn, zamknij stragan, zaraz będziesz bogaty — dodał, uśmiechając się szarmancko. Był wdzięczny, że mało kto potrafił mu odmówić.

Wracała właśnie z Abyss zadowolona z wycieczki. Miały dzisiaj wyjątkowo udany dzień. Gamorta upolowała sporo popularnej żabodziczyzny, którą oddały Febe i Yensenowi w ramach przeprosin za ostatnie kradzieże ich alkoholi. Wiedźmin pomarudził jak to miał w zwyczaju, ale z uśmiechem przyjął stos mięsa, które z pewnością wykorzysta nie tylko dla swojej rodziny, a one miały teraz resztę dnia dla siebie. Zwierzę było wyraźnie zadowolone z ilości ruchu, a Darcy nie mogła się doczekać, kiedy poda jej świeże steki, a sama odpocznie trochę przy strumyku z dzbankiem cytrusowej lemoniady. Poczyta im nowo zakupioną księgę, może ktoś ich odwiedzi, zostało jeszcze sporo dnia, mogły go tak cudownie spożytkować, nie mogła się wręcz doczekać. Wszystko nareszcie wracało na swoje tory. Przemiany już nie nachodziły, była starą, bezpieczną wersją siebie, która nigdy nie mogła nikomu zaszkodzić. Nic nie mogło się już źle ułożyć.

W kilka chwil znaleźli się w zamkniętym pomieszczeniu. Czerwonowłosy zaryglował drzwi, kiedy sprzedawca nie patrzył, uśmiechając się przy tym szeroko.
— Twoja zapłata, prawda? — zaczął idąc w jego stronę.
— Tak, tak, już masz skrzynki dlaaałaa! — sam przerwał mu wypowiedź, łapiąc go z całą siłą za ramię, w tym samym czasie kopiąc w zgięcie kolana. Naprawdę się ucieszył, kiedy usłyszał chrupnięcie. Zaraz powtórzył to z drugim kolanem. A skoro już nie mógł mu uciec, zasłonił mu usta, przysuwając mizerną posturę do siebie.
— Nie krzycz, kurwa, i tak nikt nie przyjdzie, mamy dużo czasu, Ty i ja, masz mi tak dużo do opowiedzenia, nie zdzieraj sobie gardła, bo będę musiał Cię zabić, a tego przecież nie chcemy, prawda? — mówił beznamiętnie. Rzucił nim o podłogę, zaraz kucając nad nim. Wyjął sztylet do skórowania. Najwidoczniej ten drugi widział co to jest, bo spojrzał na niego z przerażeniem w oczach. Szkoda, że już było za późno na strach. Dlaczego musiało go to spotkać? Pech, nic więcej, skąd mógł przecież wiedzieć, że naraził się komukolwiek sprzedając cudowne mikstury lecznicze za bezcen. W jego oczach zapewne robił dobrze. Księcia to jednak nie obchodziło. Świat nie był czarno-biały. Dla niego dopuścił się zbrodni, uczestniczył w okaleczaniu jednej z najważniejszych osób w jego życiu. Dlaczego nie miałby odpłacić się z nawiązką? Nie mógł znaleźć żadnego przeciw. Mógł to zrobić, więc to robił.

Siedziała w cieniu, oparta o śpiącą Abyss. Skoro przyjaciółka już zasnęła, postanowiła zająć się inną lekturą. Otworzyła śpiewnik, czytając kołysanki mathyrskie, których jeszcze nie znała. Mogła je potem zaśpiewać tak wielu nowym, małym mieszkańcom miasteczka, że warto było nauczyć się czegoś więcej niż rodzimych pieśni czy tych mroczniejszych, które raczej niewielu mogłaby ucieszyć. Otworzyła usta, intonując cicho jedną z nich, ale szybko przestała. Ziemia zaczęła jakby drżeć, a wokół zapachniało siarką. Rozejrzała się dookoła. Czy to była tylko jej wyobraźnia? Transformacje wracały? Zerwała się szybko na równe nogi. Nie chciała przez przypadek skrzywdzić gamorty, więc odsunęła się na kilka metrów, rozpaczliwie rozglądając się na wszystkie strony. To nie była wyobraźnia. Chyba. Widziała dziwną, czarną posturę między sobą, a zwierzęciem.
— Co się dzieje? — zapytała przestraszona. Spojrzała na swoje dłonie. Były w normalnym kolorze. To nie była jej wina. W takim razie dlaczego?
— Ileż można czekać? — cichy głos w jej głowie. To mówiła postać, jej własne alter ego? O co w tym wszystkim chodziło. Co miała zrobić? Dlaczego nie mogła znaleźć żadnej odpowiedzi? — Ileż można się zastanawiać. Biedna, mała fenalis, taka bezradna, taka słaba, ciągle ucieka, ciągle się chowa. To takie straszne? Tak bardzo boisz się tego głosu? Bo się popłaczę. Masz taką wspaniałą moc, a ciągle się ograniczasz i ograniczasz i ograniczasz. Jesteś nudna. Beksa, która jest przerażona, żeby przynieść odrobinę chaosu do monotonnego, nic nieznaczącego życia. Myślisz, że w ten sposób kogoś chronisz? Nie bądź śmieszna. Gdyby nie ta siła, już byś była martwa.
— Czego chcesz?
— Ciebie. A raczej tego czym możesz być. Nikt Cię teraz nie usłyszy. Masz coś, czego ktoś chce od lat. Ale ciągle coś staje na drodze. Na szczęście Ty jesteś zbyt słaba. Wystarczy jeden pakt, prawda? Powiedzmy, ja ocalę Twoją Abyss, a Ty będziesz posłuszna mojej mistrzyni? Proste, prawda? — po pytaniu usłyszała pstryknięcie, a potem ryk, przeraźliwy. Swąd palonego futra. To naprawdę się działo. To była rzeczywistość. Wszystko zrobiło się czarne, a ona Darcy poczuła jak traci grunt pod nogami. Otchłań, nicość, całą rzeczywistość pochłonęła pustkę. Niczego nie mogła ogarnął własną myślą. Zawiodła. 

Oderwał kolejny płat skóry i rzucił go na podłogę.
— Widzisz, heroizm Ci nie pasuje. Zaraz zostanie samo mięso. Przecież wiem, że kłamiesz. Naprawdę myślisz, że ktokolwiek kto stoi nad Tobą może urządzić Cię gorzej niż ja? Nie rozśmieszaj mnie. Właśnie walczysz o życie, więc zacznij kurwa współpracować — poprosił z uśmiechem, robiąc kolejne nacięcie. Zatrzymał się na chwilę i spojrzał mu w oko, które jeszcze zostawił. — Teraz albo nigdy. Ostatnia szansa — zaczął ciąć dalej, na tyle delikatnie, aby mógł się jeszcze odezwać, gdyby zmienił zdanie. Nie mógł odmówić mu animuszu, rzadko kto wytrzymywał z nim tak długo, kiedy już mógł pracować w spokoju, gdy nikt go nie ograniczał. Z truchła niby informacji nie wyciągnie, ale najwyżej znajdzie innego, bardziej skorego do rozmowy. Musiał mu przecież zapłacić, zapłacić za to, że był na tyle głupi, żeby to sprzedawać.
— Powiem, powiem wszystko, litości — błagalne łkanie. Nareszcie. Przestał momentalnie. Uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Poklepał po policzku.
— To mów. 

W pustce było wyjątkowo ciepło. Nigdy nie myślała, że można ją poparzyć. Chciała krzyczeć z bólu, ale gdy otwierała usta, żaden dźwięk się nie wydobywał. Miała wrażenie, że jest tutaj całą wieczność. To nie mogła być jednak prawda. Dopiero co patrzyła jak jej ukochana przyjaciółka cierpiała. Musiała do niej wrócić. Nie mogła użalać się nad sobą. Siła. Potrzebowała siły. Otworzyła oczy. Była pewna, że to zrobiła, ale dalej nie mogła nic zobaczyć. Czuła tylko przeszywający gorąc, jakby miała zaraz przemienić się w kupkę popiołu. To nie mogła być rzeczywistość, musiała się w sobie zamknąć. Próbowała wyciągnąć ręce przed siebie, iść, biec, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Zamknęła się we własnej świadomości? Druga część niej przejęła kontrolę.
— Nie — usłyszała własny głos.
— Nie?
— Znowu mnie zamkniesz. Widzisz co się dzieje, gdy mnie zamykasz? Oddaj mi kontrolę, a nic nas nie zatrzyma.
— Kurwa mać znowu…Jesteś mną do cholery. Dlaczego chcesz wszystko niszczyć. To nie jestem prawdziwa ja.
— Jesteś. Nie musisz kłamać samej siebie.
— Nie kłamię. Chce być sprawiedliwa. Zemsta, rozlewy krwi, to nic nie daje, prowadzi do kolejnego cierpienia.
Śmiech.
— To dlatego Twoi rodzice walczyli o wolność Phyonix?
— Straciłam siostrę przez ten cholerny tron!
— I odzyskałaś.
— Zemsta nic nie dała. Tak, zemsta jest dobra, na chwilę. A potem? Kolejny ból, cierpienie, kolejna zemsta, wszystko kręci się w tym kurewskim kole. Nic nigdy nie jest takie jakie powinno. To trzeba zatrzymać. Przestać. Zacisnąć zęby. W końcu przestaną. Jeśli nie będziesz reagować, to się znudzą.
— Dlatego właśnie tracimy Abyss?
— To mi pomóż, przydaj się w końcu na coś!
— A potem mnie zamkniesz i znowu poprosisz o pomoc. Nie opłaca mi się. Jestem Tobą, a nie Twoim małym ptaszkiem w klatce, którego wypuszczasz, jak ktoś psuje Ci w Twojej piaskownicy.
— To czego chcesz?
— Zgody. Złam ze mną to koło. Jesteś mną, ja jestem Tobą. Chcemy tego samego. Spokoju, szczęścia, bezpieczeństwa. Chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Tak długo jak będziesz żyć, tak długo znajdzie się ktoś, kto będzie chciał Cię zniszczyć. Porwania, zamachy, śmierć, cierpienie, okaleczanie. To zawsze będzie istnieć. Masz walczyć o swoje, a nie potulnie czekać, aż pożar sam się ugasi. Wznieć sama pożar do cholery! Ileż można Cię prosić, żebyś w końcu wyszła z tej cholernej skorupy. Jestem Tobą. Chce czerpać z Tobą z Twojej radości, gniewu, szczęścia, płaczu. Zawsze będę Tobą. Nie jestem klątwą. Jestem częścią Ciebie.
— Tata, Ashan…
— Oni też się z tym pogodzili. Widziałaś, żeby któryś z nich miał pieczęć? To nie działa. Albo kontrolujesz to sama, albo umierasz, albo ona umiera — w końcu to zobaczyła. Abyss dalej płonęła. Rzuciła się na cień, mimo własnego bólu, przeskoczyła i zasłoniła nieprzytomne ciało swoim własnym. Gniew. Tak, teraz była szczerze wkurwiona. Ktoś próbował ją zmusić do czegoś i wykorzystywał jej ukochaną przyjaciółkę, towarzyszkę, z którą przeszła już tak wiele. Czucie w dłoniach wróciło. Zacisnęła dłonie w pięści.
— Jestem Darcy Parabellum — przemówiły jednym głosem. Pusta zaczynała mieć barwy. Zapachy. Smród. Siarka. Raiven. Znowu. Dalej jednak nie była przytomna. Czegoś jeszcze brakowało. Nie mogła oddać kontroli. Nikomu. Nawet samej sobie. Mogła czuć niepohamowany gniew, chęć zemsty, mogła być w środku potworem, ale to też trzeba było kontrolować. Inaczej sama będzie swoim najgorszym wrogiem.
— Żadnych szeptów, żadnej samowoli, zemsta, to ja zdecyduje kiedy i jak, a teraz… a teraz… przestań kurwa krzywdzić moją Abyss! — nareszcie wstała na równe nogi. Skóra była szara, pokryta krwawymi znakami, które pulsowały jasnym światłem, jakby miały zaraz zapłonąć żywym ogniem, zdolnym spalić samo piekło. Kruczoczarne włosy zastąpiły fałdy krwi, które same stanęły w płomieniach. Wyciągnęła ręce w stronę cienia. Ukryta czy nie, to dalej mięso i krew, a krew potrafiła złapać. Przyciągnęła ją do siebie. Demonica. Zaśmiała się.
— Lubisz sprawiać innym ból? — dotknęła płonącej gamorty. Płomienie zgasły. — Poczuj jak to jest — zaśmiała się, znaki na dłoniach buchnęły falą czarnych płomieni. — Każdą sekundę, jak to jest, kurwa? Miło? Szukasz ofiar? — przyciągnęła jeszcze bliżej krzyczącą kobietę. — Chcesz paktu? Oddasz siły życiowe Abyss, Twoja moc ją wyleczy, a Ty przestaniesz cierpieć, hm? Chcesz zabawy?  Mieliście dać nam spokój! Odpierdol się od tej mocy! Nie należy do was! — syknęła z uśmiechem. Wszystko wokół zaczęło płonąć. Jedynie gamorta była bezpieczna. Czerwona mgła unosiła się nad nimi, tworząc przeklęte połączenie, które właśnie leczyło zwierzę.

Ashan wstał zadowolony. W ręku trzymał język, a raczej popiół, który z niego został. Wiedział już co chciał. Mężczyzna nie był mu już potrzebny. Skrzynie zniszczył. Spalił w kontrolowanym pożarze, tak, aby nie ostała się żadna kropla parszywej mikstury. Teraz musiał wrócić tylko do sióstr. Miał im naprawdę wiele do opowiedzenia. Lodowe pustkowia nieumarłych wcale nie były takie nieprzyjazne. Wystarczyło tylko spotkać odpowiednich ludzi, a naprawdę można było tutaj rozerwać się za wszystkie czasy. Skóry nie zabierał. Nie potrzebował jej do niczego. Ktoś na pewno chętnie połasi się na to co zostało z biednego sprzedawcy, podobno bardzo tutaj lubili człowieczyznę, powinni być mu wdzięczni za taki rarytas. Już upieczony, wystarczyło tylko pozbierać. Wyszedł z magazynu pogwizdując pod nosem, aby ruszyć w znanym sobie kierunku. 
Darcy znalazł nieprzytomną niedaleko chaty. Wokół niej była wypalona trawa. Siostra ciężko oddychała, ale gdy podszedł bliżej, miał wrażenie, że po prostu spała, wtulona w ciało gamorty. Nachylił się nad nimi. Przeczesał delikatnie włosy siostry.
— Jeszcze pięć minut — szepnęła, uśmiechając się delikatnie.
— Dar, co się tutaj stało? — zapytał, łapiąc delikatnie za ramię siostry.
— Wrzuciłam ją do ognia, było jej ciepło, ale nie do końca życia — zaśmiała się, otwierając szmaragdowe oczy. Odetchnął z ulgą. Zaśmiał się lekko.
— Dlaczego?
— Żeby przekazała wiadomość. Nikt nie rusza Parabellum. Było strasznie, ciemno, a potem przestało, potem byłam wkurwiona, a potem… nie mam siły, chcę spać. Czemu nikt kurwa nie mówił, że przemiana tak męczy? — znowu się zaśmiał. Sam oparł się o grzbiet Abyss, przytulając ramieniem siostrę.
— Bo byłabyś zbyt leniwa, żeby pogodzić się ze swoją przemianą — teraz to ona się zaśmiała. Miała ochotę zapytać go o wiele rzeczy, okrzyczeć za to czego nikt jej nie powiedział, ale teraz, teraz po prostu chciała się wyspać. 


 Well, it's not me to turn and run
Met the bitter truth and I choked it down
Left a bad taste on my tongue
But my appetite's been growing now

 
________________________________________________
cytaty i tytuł:  88rising, Jackson Wang, Riot Games Music Team - Fire to the fuse

4 komentarze:

  1. Co za ciekawa rodzinka. xD Czytało się całkiem przyjemnie, a rodzeństwo Morgany będzie u niej teraz na pewno miło widziane. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, niedługo się odezwiemy z rodzeństwem <3

      Usuń
  2. Bardzo ładnie ukazałaś konflikt wewnętrzny Darcy. Te dwie różne dziewczyny, które się ze sobą kłóciły i to że w końcu udało się to zespolić w jedną całość. Ashan... straszny z niego idiota tutaj. Rozumiem, że powody to ta mikstura i krzywda komuś mu ważnemu, ale te tortury tam? A gdzie rozmowa i negocjacje? Skoro gość był tylko sprzedawcą to pewnie wyśpiewałby wszystko bez tej pokazówki siły. Tak czy inaczej, całkiem nieźle się czytało i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa i krytykę. Na usprawiedliwienie Ashana mam tylko to, że inspirowałam się Rochem z wiedźmina, tortury nie są idealną metodą, ale zazwyczaj skutkuje, a samemu Ashanowi dała "poczucie" wyżycia się za krzywdy, które spotkały siostrę. Nie każda postać musi być też wybitnie inteligentna i sama ofiara też nie byłaby z niego dumna, gdyby się dowiedziała. Mam nadzieję, że w wątkach i innych opowiadań uda mi się złapać Twoją sympatię u Ashana. XD

      Usuń

^