Lazarus Morgenstern
Fenix | Cały świat | 22 lat
Codziennie trenuje swą technikę medytacji bitewnej, szkoli się również w grze (a raczej nieudolnym brzdąkaniu) na lutni, oraz posiada nienaganną technikę bitewną, powodując mini eksplozje atomów, co sprawia, że jest godnym przeciwnikiem nawet dla Argarczyków. Mimo tego, jeszcze wiele pozostaje mu do nauki, musi osiągnąć mistrzostwo swej w dziedzinie tkania ognia, jak i zdobyć potrzebne doświadczenie bitewne.
Aktualnie jest wolnym strzelcem, bez przynależności. Mimo wszystko stoi po stronie Argaru w nadchodzącej wojnie.
mam Piri do adopcji jak jesteś zainteresowany wątkiem.
OdpowiedzUsuńbiere
Usuńco to za żonglowanie moją Piritką? xD
UsuńNylian zostawił ją w bezpiecznej wioseczce. Obiecał, że skoczy na szybkie zlecenie i wróci, więc grzecznie siedziała na niewielkim placu, obserwując miejski zgiełk i podśpiewując sobie pod nosem. Była pewna, że Nylian jej nie oszuka i faktycznie wróci, bo przecież nie mogła mieć takiego pecha, żeby absolutnie nikt jej nie chciał. W końcu zdecydowała, że poszuka fajnych miejsc w wiosce i ruszyła sobie spacerkiem po uliczkach. W pewnej chwili jej wzrok przykuł rudowłosy mężczyzna unoszący się w powietrzu. Podeszła do niego i stanęła tuż pod nim. Wiedziała, że w Mathyr były różne dziwy, ale ten był jednym z tych dziwniejszych jakie na swej drodze życia (niezbyt długiego) spotkała.
OdpowiedzUsuń- Proszę pana! - krzyknęła do niego. - Ja też tak chcę! Nauczy mnie pan? - zapytała go.
Piri
Akane do sprawy odzyskania kondycji podchodziła dość na spokojnie, miewała jednak dni, gdy szczególnie irytowały ją pewne drobnostki. Ciało po ciąży było inne, zawsze była chudą szprychą, a tu nagle pojawiły się na niej drobne fałdki. Nawet biust urósł...
OdpowiedzUsuńTreningi zaczęła od rozciągania i truchtów, wiedziała, że przy dwójce dzieci prędzej czy później spali nadmierne kilogramy, ale jakoś tak była przyzwyczajona do większej ilości ruchu. Teraz, kiedy jej głowa była spokojniejsza, mogła też sobie na nie pozwolić.
Właśnie kończyła serię rozciągań, sprawdzała zakres swoich ruchów. Fakt, że ten się znacznie zmniejszył nie bardzo ją pocieszał, ale wiedziała, że była to sprawa do wypracowania. W pewnej chwili ułożyła bukłak z resztką wody na niższej gałęzi jednego z drzew, zwykle bez problemu nogą strącała przedmioty z takiej wysokości, teraz jednak...
- Nosz kurwa mać! - przeklęła, gdy po raz któryś noga śmignęła pod badylem. Wypuściła głośno powietrze, przymknęła oczy i uspokoiła oddech. Mogło się zdawać, że mimikę twarzy zarąbała ojcu, szczególnie, gdy się irytowała. Otworzyła oczy i spojrzała wyzywająco na bukłak, była dość niska, ale ogarniała takie ćwiczenia, jednak nie dzisiaj. Znowu machnęła nogą... i znowu spudłowała. Założyła ręce na biodra i pokręciła głową... żenada, no po prostu żenada.
Akane
- O cholera. Dorosły - przyłożyła dłonie do ust dla lepszego efektu i obtańcowała kółeczko wokół niego, gdy tylko stanął na ziemi, aby przyjrzeć się mu uważniej. - Mam opiekuna - odparła zgodnie z prawdą. - Ale poszedł i muszę poczekać aż wróci - pokiwała lekko główką. Na pytanie o to co jej się stało, zrobiła smutną minkę i wzruszyła ramionami.
OdpowiedzUsuń- Bardzo dużo złych rzeczy - poinformowała go smutno i zaraz zastrzygła uszkami by przyjąć od niego jabłko. Przytuliła go mocno w podziękowaniu i wgryzła się w nie ze smakiem. - Naprawdę? Będę tak latała? - zapytała go jeszcze wyraźnie zafascynowana. - Jak mam trenować ciężko? - zadała kolejne pytanie. - Naucz mnie trenowania - klasnęła w dłonie. - To codziennie będę trenować... i potem będę wziuuum latać w powietrzu i żadni źli panowie mnie nie złapią - wyszczerzyła się do niego.
Piri
- Dał - odparła zaciskając łapki na swoim jabłuszku i wgryzając się w nie. Jadła ze smakiem, powoli przeżuwając owoc i cały czas go obserwując. - Ale... ja bardzo lubię jeść - wyszczerzyła się do niego i z radością przyjęła i ten jego owoc.
OdpowiedzUsuń- A latać będę umiała? - chciała wiedzieć, bo to przecież było niesamowite. Zaraz też wpadła na genialny pomysł i zrobiła rozbieg żeby wskoczyć na niego i objąć go swoimi małymi łapkami. - Polecimy, panie żołnierzu? Polecimy? - poprosiła go.
Piri
Kątem oka dostrzegła, że ktoś nadchodzi, stała z założonymi na biodrach dłońmi i powoli wypuszczała powietrze, taksując nieznajomego wzrokiem. Od razu było widać, że brał udział w wielu bojach, ale w tych rejonach to nie było znowu takie dziwne. Spojrzała mu w oczy gdy się zbliżył, poczuła nieprzyjemny chłód na karku. Miała wrażenie, że rudowłosy przeżył coś okropnego... Czasami żałowała umiejętności jakie miała. Teraz wyglądał dość przyjaźnie, posłała mu uśmiech, gdy podał jej bidon.
OdpowiedzUsuń- Oj tak, bardzo wypadliśmy - przyznała i jeszcze raz przesunęła po nim wzrokiem. - Z dyscypliną nie powinno być problemu, ale nie spodziewałam się, że dodatkowe kilogramy zrobią aż tyle - przyznała z lekkim śmiechem. - Wybijanie się nigdy nie stanowiło dla mnie problemu, ale cóż, najwyraźniej i mnie nawiedził ten czas. Trochę więcej rozciągania i wrócenie do podstaw powinno ułatwić sprawę - przytaknęła na jego słowa patrząc na wiadra i huśtającą się w nich wodę. Miała już okazję spotkać feniksy, zwykle towarzyszyło jej wtedy dziwne uczucie, teraz było podobnie. Sprawy nagiego torsu zdawała się raczej nie zauważać, chociaż mogłaby sklasyfikować tego osobnika jako przystojnego. - Czy to nie Ty jesteś tym strażnikiem Darcy? - zapytała.
Akane
Krzyknęła z zaskoczenia, wpychając szybko sobie pas wieprzowinki do ust i machając beztrosko nogami, śmiejąc się przy tym radośnie.
OdpowiedzUsuń- Jeju! Ale fajnie! - wyszczerzyła się do niego, mimo wszystko, łapiąc go łapką za koszulę, tak w razie wypadku. Przecież nie znała tego mężczyzny. Musiała się zabezpieczyć przed ewentualnym upadkiem. Mocno zacisnęła piąstkę na jego koszuli.
- A szybko umiesz latać? - zapytała go, czując wiatr we włosach i szczerząc się niesamowicie. Nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Ziemia uciekająca spod jej stóp, malejące domki. To wszystko było po prostu niesamowite i tak tyci tyci straszne. Tak tylko troszeczkę.
Piri
Akane starała się nie wchodzić głębiej w umysł, chociaż czasem obrazy same pchały się do jej głowy, musiała nią teraz lekko potrząsnąć, by w pełni wrócić na ziemię.
OdpowiedzUsuń- Bez obaw, sięgałam już na te wysokości, miałam dobrego trenera - posłała mu lekki uśmiech. Czyli jednak, niania Darcy, no proszę. Doprawdy był aż tak irytujący? Nie wyglądał. Misja w Mathyr, ciekawe, najwyraźniej cioteczka Lexi też miała tu jakieś swoje plany. - I jak się ma? Powinniśmy się czegoś obawiać czy to normalne, że dostała opiekuna? - zapytała. Raczej nie była obeznana z etykietą Phyonix, Morgana zdecydowanie się w nią nie wpisywała,a na pewno nie mówiła o niej zbyt wiele.
- Ja? Akane, taka tam jedna. Może być też Słowik, podróżna śpiewaczka - przedstawiła się z pogodnym uśmiech, patrzać z lekkim podziewem na to jak swobodnie podnosi swoją sztangę. - Kija? Nie, nie, to forma ćwiczenia, próbowałam go strącić nogą, ale muszę jeszcze porozciągać pachwiny i opracować lepszy wyskok. Mam urocze córeczki, które zostawiły po sobie dość uciążliwy ślad - przyznała z zadziornym uśmiechem i tyknęła się palcem w swoją oponę.
- Grom? To jakaś... jednostka specjalna? - zapytała.
Akane
Śmiała się radośnie, kiedy tak lecieli, a pęd wiatru rozwiewał jej włosy. Wydawała z siebie radosne okrzyki, naśladowała wiatr. "Wiiii", "Fiuuu", "Ziuuum". Aż zatrzymali się w powietrzu i zaklaskała radośnie w dłonie.
OdpowiedzUsuń- Jeszcze! - zaśmiała się patrząc na niego, zaraz też zerkając na jabłonkę i kiwając głową, kiedy się do niej zbliżyli. Zerwała pięć czerwonych jabłuszek, bo tylko tyle była w stanie w swych łapkach utrzymać. Przycisnęła je do swej piersi.
- Sprzedali mnie złym panom - odparła. - A Nyluś mnie wyratował! - dodała zaraz radośnie. - On mój opiekun!
Piri
- Pogadam jak już trochę odzyskam kondycji, teraz głównie podstawy, no, może czasem jakieś małe rewelacje, ale bez przesady - przyznała i zaśmiała się na pytanie o gody. - Nie u nas nie ma okresu godów, ale rzeczywiście jakoś tak się złożyło, że w tym roku mamy wysyp dzieci - przyznała wyraźnie rozbawiona, a na jego kolejne słowa uśmiechnęła się lekko. Tak, ciąża była bardzo specyficznym okresem czasu, przynajmniej dla niej, ale z tego co się orientowała, dotyczyło to większości kobiet. Na wzmiankę o bólach porodowych trochę się skrzywiła. Akurat jej poród zdecydowanie nie należał do przyjemnych, wymiękała i psychicznie, i fizycznie. Dała radę, ale mimo wszystko było to specyficzne wspomnienie.
OdpowiedzUsuń- Właściwie sranie z bólu czasem i kobiet nie omija - puściła mu oko. - Ale dzięki, tak... Tak na poważnie to nikogo za to nie winię, wiem, że potrzebuję czasu, po prostu takie dochodzenie do siebie bywa irytujące. Nie miałeś tak nigdy? Nigdy tak nie oberwałeś, że musiałeś dać sobie czas by dojść do siebie? - zainteresowała się. Wiedziała o wojnie w Phyonix, czuła, ze Lazarus znał pojęcie straty bardzo dobrze, ale czy kiedykolwiek poczuł ryzyko śmierci?
- No cóż - zaśmiała się lekko na jego oryginalny tytuł. - Przynajmniej ładna podopieczna Ci się trafiła, a mogło wypaść różnie - rzuciła żartobliwie.
Akane
Była zachwycona. Piszczała z radości, naśladując dźwięki wiatru. Chichotała przy tym radośnie, klaszcząc w dłonie, a gdy już stanęli na ziemi, przysiadła na pupie bo od tej radości zakręciło się jej w główce. Popatrzyła na niego skrzącymi się oczkami.
OdpowiedzUsuń- Nie zostawił - poinformowała go gorliwie. - Poszedł pobić łotrów - dodała jeszcze, wstając na nóżki i biegając wokół niego, by ostatecznie się do niego przytulić. - Mam czekać w gospodzie... - zaczęła i popatrzyła na niego otwierając usta i zamykając je. - ...oj... - jęknęła odsuwając się od niego. - Ale ale... nie pamiętam nazwy - zrobiła się czerwona na twarzy i znów przykucnęła. - Jak mnie znajdzie?
Piri
Darcy co prawda nie ruszała rzeczy w jego pokoju, skoro już tata zdążył go dobudować, ale gdy odszedł nie omieszakła mówić z zadowoleniem, że mieszka sama, mimo faktu, iż Lazarus zawsze miał być tu mile widziany. Cóż, skoro i tak jej nie niańczył więcej, mógł sobie robić co chce, oczywiście w granicach rozsądku. Kiedy usłyszała pukanie była właśnie w połowie szykowania dla Gava lekcji języka ojczystego, co by w ogóle wiedzieć jak z nim rozmawiać, skoro nie miał zamiaru uczyć się w tradycyjny sposób i utrudnić jej cały proces. Poczuła znajome ciepło i wstała na równe nogi, aby otworzyć drzwi swojemu gościowi. Uśmiechnęła się lekko, po czym zaśmiała na jego żart.
OdpowiedzUsuń— A dziękuję, może i nie jestem oazą spokoju, ale moje pożary zawsze się kontrolowane — odpowiedziała dumna z siebie, bo faktycznie parę razy zdarzyło jej się coś przypadkiem podpalić, ale dzięki temu przynajmniej mogła nauczyć się jakkolwiek kontrolować swoje płomienie. Zaraz jednak uśmiech zniknął dziewczynie z ust, kiedy zapraszała go do środka.
— Nic nowego, odzyskałam trochę więcej wspomnień, ale dalej nie pokazują mi nic, co by pozwoliło lepiej kontrolować przemianę, wszystko co widzę ma raczej na celu podkurwienie mnie, namowy na oddanie kontroli, głos jest cholernie uparty, ale pracuję nad nim, metodą prób i błędów — wyjaśniła. — A Ty? Zobaczyłeś coś ciekawego poza Argarem? Nie za zimno Ci w Mathyr? — zapytała, zamykając drzwi, aby przenieść na niego swój wzrok.
Darcy
Patrzyła na niego z nieco przestraszonym wyrazem twarzy.
OdpowiedzUsuń- Głupia, głupia, Piri - zaczęła chodzić dookoła niego uderzając się piąstkami we własne rogi. - Głupia... - mamrotała cichutko, by w końcu poklepać się po policzkach i wziąć głęboki wdech. - Jestem Piritta - przedstawiła mu się, dygając lekko. - Z Lerodas - pokiwała lekko głową, bo skoro on się przedstawił jako feniks to i ona chciała nie zostać mu dłużna. Pierwszy raz widziała feniksa. Nie miała pojęcia, że ktoś taki istnieje w Mathyr.
Piri
Prychnęła śmiechem, gdy zaczął przedrzeźniać jej ojca. Wychodziło mu to lepiej niż Darcy czy samemu rodzeństwu. Najwidoczniej Lazarus miał do tego smykałkę i zdążył się nasłuchać wystarczająco dużo jakże "mądrych" rad oraz marudzenia demona.
OdpowiedzUsuń— No to bez intencji, jak już chcesz się tak kurczowo trzymać reguł — zaczęła, zapraszając go do środka. — Ale nie spaliłam niczego, jeśli nie liczyć kanapy — stanęła w swojej obronie, podchodząc do omawianego mebla, aby zdjąć z niego narzutę, która zasłaniała wypalone miejsce. Zatrzymała ją na pamiątkę, że faktycznie gaszenie i kontrola płomieni szły jej coraz lepiej. Usiadła zaraz, przyglądając mu się.
— No niby tak, ale dalej wychodzę na jeden krok do przodu, więc jestem na plusie — odpowiedziała. Zachichotała delikatnie.
— Spokojnie, nie niszczę instrumentów, zwłaszcza cudzych, nie jestem aż tak niedoświadczona — pokrzepiła go na sercu, a może siebie, zapewniając, że nie ma zamiaru sprawiać komuś przykrości, przez braki we własnych zdolnościach. Rozsiadła się wygodniej, gdy w końcu zaczął więcej mówić. Bardzo zainteresowała ją ta informacja o Polszy.
— Na Północ, a gdzie konkretnie? Lepiej być przygotowanym na ewentualny atak, Rada powinna wiedzieć.... — zainteresowała się wyraźnie, zaczynając układać w głowie różne warianty poradzenia sobie z tym problem. Nie chciała, aby znowu ktokolwiek z bliskich musiał cierpieć. Cholera, życie naprawdę ją testowało pod tym względem.
— Trzymam się cudownie, to Argar, więc zawsze znajdzie się ktoś do testowania moich emocji, nachalni chłopcy i inne takie... A tęsknić... Wiesz, jesteś jednym z ulubieńców taty, jeśli chodzi o Gromy, a ja to ta rozpuszczona, nie nauczona życia księżniczka, z samej definicji muszę na Ciebie fukać płomieniami, bo wyjdzie, że mój paskudny charakter to pic na wodę — zaśmiała się, uśmiechając wesoło, jakby tylko ona miała rozumieć ten jakże śmieszny żart. Zaraz też wstała na równe nogi, aby nalać sobie i jemu soku z ojczystych owoców. — Ale to nic osobistego, jakbyś był cywilem może nawet z chęcią bym się wymykała żeby pograć z Tobą na lutni — dodała jeszcze.
Darcy
- Mi to określenie kojarzy się raczej z narzuconym terminem na gody, jak u zwierząt, ruja w marcu, gody w lipcu - wzruszyła ramionami. - Fakt tak zbliżonych ciąż w naszym przypadku nazwałabym raczej zbiegiem okoliczności - poruszyła zabawnie brwiami i posłała mu lekki uśmiech. Jeszcze raz spojrzała po nim, gdy się zbliżył, jednak uwagę skupiła na twarzy czerwonowłosego. Kiwnęła do niego wdzięcznie głową.
OdpowiedzUsuń- Dzięki, zawsze to jakieś pocieszające słowa wsparcia - przyznała nieco rozbawiona jego gdybaniem. - Umiem walczyć i śpiewać, ale raczej tego nie łączę. Ewentualnie wzięłabym coś takiego pod uwagę, gdyby chodziło o rozproszenie przeciwnika. Już widzę to zaskoczenie, gdy w trakcie wymierzania ciosów zaczynam śpiewać - zaśmiała się i pokręciła głową. Musical wojenny, to by dopiero było.
Spoważniała, gdy zeszło na temat wojny. Widok obrazów sprawił, że lekko jej się zakręciło w głowie i musiała przymknąć oczy, nawet lekko się zakolebała w miejscu. Dotknęła czoła i przytaknęła mu głową.
- Tak... Wiem, znaczy... Rozumiem - dawno tego nie robiła, czuła, że i na tym szczeblu będzie musiała potrenować po ciąży. W końcu gdy nosiła dziewczynki pod sercem jej moce odrobinę różniły się od tych posiadanych teraz. Wzięła głębszy wdech po czym posłała mu nieco zadziorny uśmiech.
- Bez obaw, Sangius się nie dowie - udała, ze zaklucza usta. - Darcy też nie - dodała ostrożnie zbliżając się do pnia drzewa i opierając o nie plecy. - Wybacz, potrzebuję chwilki... - przyznała.
Akane
Zaśmiała się na jego komentarz, widać, że odkąd działał samodzielnie a nie z rozkazów rodziców, wróciło mu poczucie humoru. Mimo wszystko nie mogło jej umknąć, że właśnie jakby ją obraził. Pokazała mu środkowy palec, uśmiechając się niewinnie, kiedy w oczach miało jasno wypisane, aby spierdalał z takimi komentarzami.
OdpowiedzUsuń— Nie, po prostu wkurwiłam się i dłońmi zniszczyłam mebel, jak sobie słodko rozmawiałam z kolegą, jak widzisz ogień jest trochę większy niż moje pośladki, uważaj, żebyś sam się nie zesrał od nowej kuchni — odpowiedziała mu. Czy była bezczelna? Z pewnością nie bardziej niż on. Nie traktowała go teraz jak wroga, a takie przytyki były przecież całkowicie normalne wśród znajomych, przynajmniej w jej oczach, kiedy ktoś nie traktował jej niepotrzebnie jak księżniczkę, od czego ewidentnie chciała odpocząć. Przytaknęła mu głową, gdy zapytał o lutnię. Sięgnęła po nią i zajęła się tym zadaniem, sprawdzając po kolei czystość dźwięku każdej strony.
— Wystarczy ładnie poprosić — mruknęła w międzyczasie. — Zaczynam się powoli do niej przyzwyczajać, pomaga kontrolować emocje, chociaż nie ukrywam, że wkurwia mnie za każdym razem, jak podpowiada coś głupiego. Można było pomyśleć, że moi bracia czy ojciec mają zapędy terrorystyczne, pierdolenie — zachichotała. — Nie wiedziałam, że mam w sobie tyle agresji, skórowanie Bellharda to jedno, ale jak każe mi spalić przyjaciółkę za to, że jest goblinką to już inna para kaloszy, chcę się chociaż uspokoić na przyjście przyjaciół, mają słodkiego szkraba, nie mam zamiaru tego omijać, a nie mogę zrobić im krzywdy niepotrzebnie… Może byś mnie zapieczętował na wszelki wypadek? — zaproponowała, po czym podała mu nastrojoną lutnie. Nie przejmowała się tym, że się do niej zbliżył. Mógł teraz bardziej frywolny w swoich zachowaniach, tak dalej powinien trzymać się dystansów, granic, które od małego zaznaczała, jeszcze parę centymetrów i sama się odsunie, ale teraz dalej był w bezpiecznej odległości.
— A więc Polsza chce wojny… odważnie. I mądrze, że nie tutaj, mimo wszystko znają swoje miejsce w szeregu. Byleby nie spalili Fjelodd — oczy Darcy zaświeciły się jasno, jakby sama miała swoje własne plany odnośnie krainy, która już zdążyła wystarczająco zajść rodzinie Parabellum za skórę.
Zaśmiała się delikatnie.
— Puszyłam się jak tata uznał, że potrzebuje niańki, pomocnika, nie potrzebuje, nie mam nic osobiście do Ciebie, no może poza tym, że za bardzo podlizujesz się moim rodzicom, kradniesz mi robotę — pokazała mu język ze śmiechem, zaraz jednak się uspokoiła. — To co mi zagrasz?
Darcy
Machnęła ręką na tą całą terminologię.
OdpowiedzUsuń- Ważne, że wiadomo o co chodzi - przyznała. Nie zamierzała czepiać się o takie pierdoły. Z zainteresowaniem i rozbawieniem słuchała o walczącym poecie, to dopiero musiał być niezły aparat. - Nie jestem pewna czy chciałabym usłyszeć taką melodię - przyznała żartobliwie. - Wolałabym być znana raczej z innych, zdecydowanie przyjemniejszych - dodała nim jeszcze zawirowało jej przyd oczyma.
Kiedy podał jej bukłak wdzięcznie kiwnęła głową.
- Nie, nie, to... Spokojnie - upiła łyk wody i wzięła głębszy wdech. - Wracam do formy nie tylko na fizycznym podłożu, zdolności płatają mi psikusy, ale spokojnie, to nic poważnego - posłała mu słaby uśmiech i jeszcze na chwilę przymknęła oczy. - Twoje są takie smutne - palnęła na głos myśląc o jego oczach, zaraz jednak zorientowała się, że musiał to usłyszeć i zerknęła na niego przepraszająco. - Wybacz, myśli mi czasem same z siebie umykają, zaraz mi przejdzie - skupiła się na swoim własnym umyśle, by nie wkradać się do głowy Lazarusa tak bezczelnie.
Akane
— Och, ależ to nie była groźba, tylko przestroga, kto wie, czy sam nie będziesz miał fiksacji żołądkowych jak zjesz coś innego niż rodzime potrawy — puściła mu oczko ze śmiechem. Jednak, gdy zerknął na jej biodro, będąc już niepotrzebnie przeszkoloną przez argarskich chłopców, czysto profilaktycznie się od niego odsunęła. Mógł być feniksem z jej ojczyzny, wolała jednak dmuchać na zimne, kiedy już tyle osób postanowiło bezczelnie przekraczać stawiane przez nią bariery, jakby to była jakaś dyscyplina sportowa. Westchnęła na jego wyjaśnienia.
OdpowiedzUsuń— Widzisz, ja wiem, że to istota, istota albo alter ego, ta druga strona, która pragnie jedynie zniszczenia, bo to są pozostałości klątwy jaką nosi w sobie tata, nie każdy z nas odziedziczył to piętno, ale gdy już się pojawia, sieje zniszczenie, próbuje rozjebać wszystko na swojej drodze, siać chaos, jestem tylko zdziwiona, że tak łatwo umiem nad tym zapanować, zanim stanie się coś złego, Ashan, gdy się przemienił był ledwie szkrabem, zniszczył połowę domu, zanim rodzice rozpoczęli powstanie w Phyonix, musiał zstąpić do piekła, żeby nauczyć się kontroli, mi wystarczy, że zacznę sama ze sobą się wykłócać. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, zakładam, że jestem po prostu słabsza — urwała na chwilę. Pokręciła głową. — Malowanie nie jest dla mnie, wyrażam siebie muzyką, śpiewem, tańcem, w tym znajduje ukojenie, to moja artystyczna dusza. Przygotowuje rytuał, żeby nagiąć to co we mnie jest, ale jeszcze nie skończyłam, mam nadzieję, że wtedy wszystko się ułoży — wyjasniła. Znowu się zaśmiała, idąc w stronę pianina. Gdy on grał na lutni, ona zaczęła grać na pianinie identyczną melodię, zgrywając się z jego rytmem.
— Nie wiem czy nazwałabym to kradnięciem sceny… ale kiedy wszyscy im się podlizujemy, mi ciężej wymusić na nich jakąś przysługę, którą uważają za głupią. Zazdrosna też raczej nie jestem, to ja zawsze będą najmłodszą córeczką, najmłodszą, słodką siostrą, która nie potrafi zrobić nic… kompletnie złego. Chociaż… trochę jestem zazdrosna jak widzę jak ojciec patrzy na Ciebie z dumą za Twoje umiejętności bitewne, bo… tak, nie zmusza mnie do treningów, których nie lubię, widzę, że jest zadowolony jak ktoś jest w stanie dotrzymać mu kroku w trakcie sparingu poza matką i rodzeństwem… może o to jestem zazdrosna? Ale na to nic nie poradzę, nie lubię walczyć na pierwszej linii frontu, nie nadaje się do tego.
Darcy
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Tym bardziej, zdecydowanie nie przepadam za fałszem - przyznała nieco żartobliwym tonem. Pokręciła zaraz głową.
- Nie trzeba, ale dzięki... Może rzeczywiście dzisiaj trochę przegięłam i to zwykłe przemęczenie - przyznała z lekkim uśmiechem. - Dookoła? No nieźle, daj nam jeszcze chwilę, a postaramy rozrosnąć się tak, że nawet Ty nie dasz rady nas obiec - poruszyła zabawnie brwiami.
Kiedy przykucnął ponownie pokręciła głową, obrazy już nieco się uspokoiły.
- Mam specyficzne... zdolności. Czasem robią mi psikusy - wyznała. Przez fakt, że Lazarus został tu wysłany przez wujostwo miała co do niego trochę większe zaufanie, więc nie zamierzała kręcić w takiej sprawie. Zerknęła po nim, gdy usiadł obok, zatrzymała wzrok przy jego skroni i lekko zacisnęła usta.
- Umiesz szybko oczyścić umysł, co? - przeszła jej przez głowę pewna myśl. - Skoro już na Ciebie trafiłam, to może znak, aby ten fakt wykorzystać... - zaczęła i usiadła w pozycji lotosu. - Nauczysz mnie? Analizując informacje jakie udało mi się zdobyć wynika, że medytacja bardzo ułatwiłaby mi życie oraz kontrolę umiejętności. Wyciszenie, skupienie... No... Miewam z tym problem, emocjonalne ze mnie stworzenie - przyznała lekko unosząc kącik ust.
Akane
Zainteresowały ją słowa czerwonowłosego, co od razu można było wyłapać, bo An lekko się zamyśliła.
OdpowiedzUsuń- Cóż, akurat z okazywaniem i określaniem co czuję nie mam najmniejszego problemu - przyznała. - Tylko nie wiem czy za dużo nie analizuję tych odczuć. Rozumiesz? Ciężko zostać przy samym uczuciu, gdy do głowy wpadają sterty podpowiedzi dlaczego w ogóle coś takiego czuję. Nie wiem czy dobrze tłumaczę... - przyznała, lekko wzruszając ramionami. - Bardziej to bym chciała wyćwiczyć. Skupianie się? - dodała i uśmiechnęła się do niego delikatnie. Spojrzała po nim, gdy się zbliżył, a kiedy ułożył dłonie na ramionach i zadał pytanie szczypnęła jednorazowo wargę swoimi zębami.
- Hm... ciężar Twoich dłoni i... - na chwilę przymknęła oczy. - Tak, to przyjemne, relaksujące - podniosła powieki. - Fizyczne odczucia nie są tak ciężkie do określenia, gorzej z tymi psychicznymi - stwierdziła na spokojnie.
Akane
Już przy pierwszym pytaniu lekko zacisnęła usta, a gdy zapytał o zrobiony problem zerknęła w bok, krzywiąc się delikatnie. Właściwie to tak... Sporą część życia mierzyła się z opiniami, że czuje coś nie tak jak powinna. Nie tylko opiniami innych, ale i ze swoimi własnymi. Dopiero od niedawna przestała biczować się w głowie za to co czuła i do kogo. Skrzyżowała wzrok z Lazarusem posyłając mu wdzięczny wzrok i ciepły uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Wygląda na to, że po prosu czasem jesteśmy swoimi największymi wrogami - stwierdziła. - Masz rację, tak prosto się o tym mówi, tylko trudniej to wprowadzić w życie. Wprowadzić i zlekceważyć konsekwencje... - westchnęła ciężko. - Zakochałeś się kiedyś? - zapytała nagle, z czystej ciekawości, zerkając na niego zainteresowana.
Akane
Spojrzała na napis, jednak zanim przeczytała Lazarus ją wyręczył. Całe szczęście, bo chyba nie kojarzyła tego języka. Uśmiechnęła się kącikiem ust. No tak, bardzo trafne stwierdzenie, nie ma co. Słysząc o skupieniu kiwnęła głową, jednak zaraz drgnęła, czując chwyt przy brodzie. Zaskoczona uniosła brwi wysoko i słuchała. To było... Inne? Nie tyle dziwne co... Proste, a zarazem głębokie? Patrzyła chwilę w oczy Lazarusa, by w końcu zdziwienie zastąpić najzwyklejszą wdzięcznością.
OdpowiedzUsuń- Mam wielką nadzieję, że sam stosujesz w swoim życiu te same rady - przyznała. - Dzięki, to... Budujące - dodała, nadal z uśmiechem. Rumieniec na jego twarzy odrobinę ją zaskoczył, przekręciła nawet lekko głowę.
- Jestem pewna, że jedno nie eliminuje drugiego. Znam takich co zakochali się szlifując umiejętności bitewne - przyznała lekko wzruszając ramionami. - No ale - machnęła ręką. - Jeszcze Cię to czeka, jestem pewna. To dość skomplikowane uczucie, chciałam nawiązać nim do tego co mówisz, ale skoro go nie znasz to mi popsułeś plany - rzuciła żartobliwie. - Poza tym, po tak motywującej pogadance ciężko na coś jeszcze narzekać - dodała z lekkim śmiechem i ostrożnie wstała na nogi. - Co powiesz na mały wyścig i koktajl w Gospodzie? Przegrany stawia - założyła ręce na biodra i posłała mu jeszcze jeden uśmiech.
Akane
Kiwnęła głową, a kiedy wspomniał o dziwactwie zaśmiała się krótko i tym razem nią pokręciła.
OdpowiedzUsuń- Od razu dziwak, a co z opcją, w której jeszcze po prostu nie trafiłeś na odpowiednią osobę, hm? Takie rzeczy czasem przychodzą w najmniej spodziewanym momencie, a Ty nie wyglądasz na tak starego by od razu Cię skreślać - stwierdziła i lekko zmarszczyła czoło, widząc jak się unosi. Wiedziała, że to nie lewitacja, czuła również ciepło bijące po stopach.
- Ciekawa sztuczka... - przyznała, przestając się przyglądać pustej przestrzeni pod nim i wracając do jego twarzy. - No jak to dlaczego? Chciałam sobie więcej pomarudzić, a tu proszę... Nie mam na co - odparła zabawnie poruszając brwiami i... - Oj nie! - wyczuła ten drobny podstęp i wystartowała zaraz po tym jak klepnął ją w ramię, więc ruszyli praktycznie równo. Trzymała w ręce bukłak i parła przed siebie ile sił w nogach. Zawsze była dobrą biegaczką, a drobna postura i treningi dodawały zwinności, ale teraz miała solidnego przeciwnika, więc starała się z całych sił. Co prawda przegrana nie byłaby dla niej nie do zniesienia, konkurowała z feniksem i ten mógłby ją prześcignąć w mgnieniu oka, ale doceniała, że nie rozwinął skrzydeł i nie zostawił jej gdzieś hen za sobą. Za sam gest zamierzała postawić mu koktajl.
Akane
Za każdym razem gdy się lekko oddalał, ona próbowała go dogonić i odwrotnie. Nawet to ją bawiło, jednak śmiechem wybuchła dopiero na mecie, wpadając lekko w ścianę budynku, obracając się do niej plecami i zjeżdżając w dół, tyłek sadzając na ziemi. Dyszała ciężko, miała wrażenie, że zaraz wypluje płuca.
OdpowiedzUsuń- Oh... kurwa... to bardzo stosowny komentarz - zaśmiała się raz jeszcze i oparła głowę o ścianę, przymknęła oczy układając dłoń przy piersi. Serce waliło jak szalone. Starała się uspokoić oddech.
- Koniecznie, pozostaje rozstrzygnąć czy lecimy po kolejce czy Ty płacisz za mój koktajl, a ja za Twój - rzuciła z lekkim śmiechem po czym wzięła głębszy oddech, pieczenie w płucach powoli ustawało.
Akane
Dla niej takie tempo i dystans w jednym było w danej chwili ponad przeciętną, ale wiedziała, że jeszcze trochę i wróci do normy, więc niespecjalnie się przejmowała. Posłała mu uśmiech.
OdpowiedzUsuń- To by dopiero było, gdybym na własne życzenie posłała się do grobu. Biedaku, wszyscy by Cię winili, że mnie namówiłeś - rzuciła rozbawiona. Kiedy oddech się uspokoił przyjęła jego pomocną dłoń i wstała by zaraz po tym nieco otrzepać pośladki. Alkohol? Uniosła lekko brwi po czym posłała mu zadziorny uśmiech.
- Nie powinnam, karmię... Chociaż... - zawsze lubiła napić się ze znajomymi, przez ciążę dawno tego nie robiła, a przecież Rei i Shiya same poleciły, by ścigała pokarm "na zaś", gdy produkuje go więcej lub małe niedojadają. Może z dwa, trzy drinki nie zaszkodzą.
- Cholera, zrobiłeś mi smaka - przyznała, kręcąc głową i ruszyła w stronę wejścia, zapraszając go do środka gestem ręki. Trochę jakby zapraszała go do siebie, w końcu tu pracowała, a sam przybytek prowadziła jej rodzina wraz z przyjaciółmi, widać było, że czuje się tu swobodnie. - Jak brata nie będzie za barem to może i uda się z wyskokowymi koktajlami - poruszyła zabawnie brwiami.
Akane
- Ou, przy, jak to określiłeś, godach - rzuciła mu rozbawione spojrzenie - ciężko byłoby nie mieć. Trochę tych ciężarnych tu mieliśmy i... mamy - pokręciła głową z z lekkim niedowierzaniem na twarzy. Ciekawe czy będzie chociaż jeden pełny rok bez ciąży u kogoś w Argarze.
OdpowiedzUsuń- Bez presji, możesz - uśmiechnęła się szerzej. - Ja natomiast wypiję coś z alkoholem - stwierdziła łapiąc kilka butelek i szykując swój ulubiony koktajl. Przytaknęła mu głową. - Tak, planuje go niewiele. A Ty? Jakie smaki lubisz? Na słodko, kwaśno? Gorzka nutka? Preferujesz jakieś trunki? Bimber, jakaś whiskey samoróbka... Wujaszek Melio szaleje też z winami - oparła się łokciem o blat baru, czekając na odpowiedź. - Wódka też jest - dodała pogodnie wyciągając jedną z butelek spod lady. - Czyściochy też wchodzi w grę jak masz ochotę - przecież nie musiał pić konkretnie koktajlu, wolała to zaznaczyć.
Akane
Akane uniosła lekko brwi.
OdpowiedzUsuń- U-boot? O ho, ho - zaśmiała się. - No dobrze... Już się robi - sięgnęła po piwo z beczki i polała do kufla, a po tym polała wódki do kieliszków i zanurzyła dwa, tak jak poprosił. Już mu miała podawać trunek,a le w ostatniej chwili cofnęła rękę.
- To tak w razie co położyć Cię w Gospodzie czy gdzieś odprowadzić? - zapytała z lekkim przekąsem w głosie i dopiero po tym podała alkohol, sama kończąc swój słodko-kwaśny wynalazek. Dolała i sobie jeden kieliszek po czym wyskoczyła zza baru i ruszyła usiąść do stolika.
- W wojsku, to jest masz na myśli Phyonix? Jak myślę o tym miejscu to widzę was raczej z kieliszkami wykwintnych trunków - przyznała z lekkim uśmiechem.
Akane
Kiwnęła głową, Darcy mieszkała na obrzeżach wioski, więc w razie co szykowała ich ciekawa droga, byli w końcu w samym centrum.
OdpowiedzUsuń- Niby racja, ciocia opowiadała kiedyś o takich zwykłych codziennościach, ale mimo wszystko wyobrażenia robią swoje. Feniksy kojarzą się dość dostojnie. Te wasze zdobne ciuchy, emanowanie pewnością siebie, sama kontrola ognia sprawia, że kopara opada. Z wszystkich żywiołów ten wydaje się taki najbardziej... nieokiełznany? - popukała się palcem po brodzie i sama się napiła, widząc, że Lazarusowi opróżnienie kufla pójdzie raczej sprawnie. - Będę musiała po prostu kiedyś się tam wybrać i skosztować tego całego bimbru, może wtedy skojarzenie się zmieni - posłała mu szerszy uśmiech. - Chociaż słyszałam, że istoty o innym odcieniu włosów niż wasze są tam bacznie obserwowane. Ciężko będzie się zakraść... - spojrzała po jego włosach. - Tobie nawet nie ma co upierdzielić na ewentualną perukę - udała niezadowolenie i cmoknęła kręcąc głową.
Akane
Uśmiechnęła się lekko i przytaknęła mu głową.
OdpowiedzUsuń- No tak, racja. Czyli jednak pozostają mi odwiedziny - stwierdziła i upiła kolejny łyk. W koktajlu nie było za wiele alkoholu i dopiero przy tym łyku lepiej poczuła trunek i nawet lekko wygięła usta. - Osz... No nieźle, w tym stanie spotkanie ze znajomymi szybko by się dla mnie skończyło - przyznała z nieco rozbawionym grymasem. Zaraz przekręciła lekko głowę. - Darcy ma, Morgany włosy są czerwone... Tylko wiesz, nawet w przypadku Darcy to jednak księżniczka. Jestem pewna, że każdy mieszkaniec wie jak ona wygląda. Co do mostu racja, byłby problem... Tatko potrzebował ingerencji Lexi co by ją odwiedzić, więc bez jej wiedzy by nie przeszło - znowu popukała się po brodzie palcem. Na pytanie skrzyżowała z nim wzrok.
- Cóż, jestem hybrydą, nie mam konkretnej rasy, ale ogień jest mi obcy. Piasek, umysł to mój konik - przyznała.
Akane
Patrzyła na niego swoimi wielkimi oczyma. Chciała mu wierzyć, ale w tym wielkim (dla niej) mieście poczuła się nagle bardzo zagubiona. Zacisnęła mocno piąstki i usiadła naprzeciw niego, czując się nieco niekomfortowo. A jeśli nie uda się jej znaleźć Nyliana? A jeśli on uzna, że Piri go opuściła? A jeśli nie będzie jej szukał? A jeśli znów zostanie sama? Wargi jej delikatnie zadrżały, ale poklepała się po policzkach by odgonić złe myśli i zmarszczyła lekko brwi.
OdpowiedzUsuń- Ogniste ptaki? - zapytała go i spojrzała w niebie, po czym pokręciła główką. - Nie... tylko ciebie - poinformowała go i cofnęła się odrobinkę. - Na pewno jesteś dobry? - zapytała go zaraz niezbyt ufnie. Co prawda dał jej jabłuszko i nie skrzywdził, ale przecież mógł udawać. - Nie sprzedasz mnie nikomu? - chciała jeszcze wiedzieć, dotykając swych rogów dłońmi. Pokręciła lekko główką.
- Nie wiem - powiedziała szczerze. - Ale dużo ma rogi w Lerodas. Nie wszyscy, ale dużo - pokiwała głową. - A ty? U ciebie dużo ptaków lata? - zainteresowała się. - Umiesz robić się ptakiem?
Piri
Spojrzała po Lazarusie z lekkim uśmiechem.
OdpowiedzUsuń- Właściwie o to się akurat nie martwię, moja rodzina była już tam w odwiedziny i całkiem miło je wspomina. Podobno najgorsze jest przejście, ale przy pomocy Morgany czy innych członków rodziny, znośne - przytaknęła mu głową, bo rzeczywiście bez ich ochrony nie dałoby rady. Słysząc o froncie kącik jej ust uniósł się lekko.
- Miałam okazję doświadczyć wojny tylko przez kilka dni, więc tak, cieszę się. Chociaż jak na Ciebie patrzę to mam wrażenie, że nawet w czymś tak okropnym znajdują się lepsze chwile. Chociażby pędzenie bimbru w polu - posłała mu krótki uśmiech. Zaśmiała się delikatnie na wspomnienie czasu.
- Nie... Znaczy, tak, próbowałam, ale nie ma szans. To broszka męskich osobników - poruszyła zabawnie brwiami. - Ze względu na pochodzenie mój tata może spłodzić jedynie syna dziedziczącego pełny wachlarz jego umiejętności. Ja jako kobieta mogę po nim otrzymać jedynie piaskowe czary mary - na potwierdzenie teorii machnęła lekko palcem, a drobinki z ich stolika stworzyły malutki wir i zakręciły się na jego środku, by po chwili opaść. An upiła kolejnego łyka trunku. - Ach, Ci faceci - rzuciła z zaczepnym uśmiechem i zaśmiała się lekko, rasa ojca rzeczywiście była dość specyficzna.
Akane
Przyjęła pióro z wielkim uśmiechem na twarzy i zaraz przesunęła po nim swoimi paluszkami, badając jego miękkość. Patrzyła na nie z fascynacją. Przecież nigdy jeszcze nie widziała kogokolwiek, kto potrafiłby zamieniać się w ptaka. Schowała pióro do swojej torby.
OdpowiedzUsuń- Będę go strzegła - obiecała mu zaraz i chwyciła jego dłoń, teraz trochę mniej obawiając się tego, że ten ją sprzeda. - To dobrze. Złoli trzeba bić - powiedziała poważnie i wyprzedziła go, by wyprowadzić kilka ciosów pięściami w powietrze. - Ale tylko złoli - spojrzała na niego i pokiwała szybko główką, znów łapiąc go za rękę. - Nyli mówi, że muszę być damą - powiedziała nieco się nachmurzając. - I nie wolno mówić "kurwa", ale wiesz co? - spojrzała na niego wyjątkowo poważnie. - Skoro nie wolno, to czemu wy możecie, hm? - pokręciła lekko głową. - Głupie to. Ja nie chcę być damą - burknęła kopiąc jakąś grudkę ziemi. - Będę biła złoli - dodała zaraz. - A najbardziej tych co sprzedają dzieci!
Piri
Morgana dawno nie wybywała gdzieś dalej, ale teraz, gdy Eljas nie był uzależniony już tak bardzo od jej mleka, mogła sobie pozwolić na dłuższe wypady. Szczególnie, gdy chodziło o zadania wyższej wagi. Korespondowała już z rodzicami dłuższy czas, wiedziała o tajemniczych ognistych ptakach nad Fasach. Wiedziała, że to zadanie powierzono Lazarusowi, ale wpadła na pewien trop, w trakcie swoich wędrówek. Podzieliła się zdobytymi informacjami z Matką, a ta poprosiła by Mor dołączyła do Groma, sprawa wydawała się bardziej skomplikowana niż przypuszczano. Wizja wojny w Mathyr wszystko utrudniała, w końcu Phyonix miało być bezpieczną przystanią dla dzieci, gdyby rzeczywiście doszło do starć. Nie na rękę im były teraz jakiekolwiek większe problemy.
OdpowiedzUsuńOdnalezienie Lazarusa nie było aż takie trudne, Mor rozpoznawała ciepło danych istot, a znała kierunek jego wędrówki. Feniksa można było wyczuć z daleka, wyróżniał się intensywnie, gdy chodziło o temperaturę ciała. Dziewczyna nie bawiła się w podchody czy zaskoczenia, jechała na grzbiecie swojego rogatego moserta.
- Lazarus! - krzyknęła, czując, że się do niego zbliża i zwolniła tempa, szukając mężczyzny wzrokiem.
Morgana
i się nie pożarli o wybycie Morgany? wow xDDD
UsuńNaburmuszyła się niemal od razu i spojrzała po nim.
OdpowiedzUsuń- No to jesteś dobry czy nie? Jak mam wiedzieć, że nie kłamiesz? - zapytała go, będąc już naprawdę zmęczoną tymi wszystkimi zagadkami. Chciała mu ufać, bo dał jej jabłko, latała z nim, a teraz dostała piórko... ale sam twierdził, że może tak nie być.
- Sprzedasz mnie komuś? - zapytała go. - Oddasz złym panom? - spojrzała mu prosto w oczy. - Jak oddasz to ucieknę im i... znajdę cię i... będę zła - powiedziała tupiąc nogą. Na wieść o tym, że może sobie czasem pokurwić wyszczerzyła się do niego i pokiwała główką.
- Dobrze - odetchnęła głęboko. - Nie muszę być damą - zaklaskała radośnie w dłonie, po czym wskazała ręką fontannę. - Byłam przy niej - powiedziała nieco podekscytowana. - To może być blisko.
Piri
Słuchała go z powagą na twarzy, kiwała delikatnie głową. No tak, niektórym mogłoby się wydawać, że wojna to "fajna zabawa", przynajmniej do czasu aż nie poznają z czym to się je. Przygryzła lekko wargę, cóż... Z jednej wojny zdołali uciec, ale szczerze wątpiła, że tu będzie tak samo. Tym bardziej, że większość już zaczęła się przyzwyczajać do tego miejsca.
OdpowiedzUsuńKiedy zadał pytanie o wizje, wróciła do niego wzrokiem i posłała mu słaby uśmiech, przytakując.
- Oczy... Przy silnych emocjach wystarczy mi kontakt wzrokowy, nie dotyk - przyznała. - Kiedyś znacznie to utrudniało zdobywanie nowych znajomych, teraz lepiej nad tym panuję, ale nadal zdolności potrafią mnie zaskakiwać - dodała, lekko wzruszając ramionami. Na wzmiankę o piasku ponownie przytaknęła głową.
- Tak, przyznaję, nie narzekam na brak umiejętności bojowych, chociaż staram się ćwiczyć ciało na tyle, by korzystać z nich sporadycznie. Umysł zdecydowanie trudniej wyćwiczyć, szczególnie jak to połączysz z okresem dojrzewania - posłała mu zadziorny uśmieszek. - No ale i na to powoli odnajduje sposoby... A raczej je powoli wprowadzam w życie, bo znalezione już są - wyjaśniła. Uśmiechnęła się na słowa o bardzie.
- Coś w tym jest, chociaż... No nie wiem, czasami mam ochotę być właśnie mniej ważna, ale jakoś tak życie i moje usposobienie wpycha mnie w takie sytuacje, że czasami o to ciężko - przyznała z lekkim rozbawieniem, jednak kiedy dojrzała jego zadumę, położyła dłoń na jego ramieniu.
- Sorki jeżeli rozdrapałam rany. Trochę się boję o to co może niedługo nadejść i... Nie wiem, chyba w Twoich doświadczeniach staram się szukać jakiś pocieszeń. Chciałabym tą sytuację ludziom ułatwić, chociaż Argarczykom, tacie... Ale chyba nie ma złotego środka, co nie? - spojrzała mu w oczy.
Akane
An przytaknęła mu głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, tata mówił to samo. O wiele lepiej walczy się z czystym umysłem i bez skrajnych emocji... Tylko w moim przypadku to trudne. Często nadmiernie coś analizuję, a emocje, huh... Potrafię nimi zarażać, ale jednocześnie chłonę cudze. Moje uniesienia zawsze były spektakularne, a w dołach nie siedziałam, a tarłam całym cielskiem o podłogę - skrzywiła się lekko. - Jasne, w jakimś stopniu nad tym panuję, ale... - westchnęła cicho i skrzyżowała wzrok z Lazarusem. - Muszę po prostu się wybrać w pewne miejsce i zdobyć więcej informacji. W moim życiu nie było mamuśki i to co od niej dziedziczone dopiero od niedawna odkrywam... Teraz, gdy sama mam dzieci... Wolę być bardziej ogarnięta. Wcześniej to olewałam, a przecież małe też mogły coś po tej babie dostać, więc lepiej być przygotowanym co nie? - posłała mu lekki uśmiech, a na wzmiankę o głupcach przytaknęła głową. - Byliby, ale chyba sam dobrze wiesz, że głupców nie brakuje i to zapewne w każdym świecie - rzuciła luźno, jednak gdy znowu spojrzała mu w oczy, zacisnęła mocniej zęby. Czuła ten specyficzny rodzaj bólu, było go nawet widać w jej spojrzeniu.
- Zatraciłeś się tam? - zapytała odruchowo, pod wpływem doświadczonych emocji.
Akane
Skrzywiła się lekko słysząc o zabijaniu emocji. Kogoś jej to przypominało, w sumie to dwie istoty, z czego jednej nie dało się ocalić. Słysząc kolejne słowa dotknęła swoją dłonią dłoni Lazarusa.
OdpowiedzUsuń- Masz - zapewniła go krótko. - Wiesz jaki jest najczęstszy błąd żyjących? - skrzyżowała z nim wzrok. - Szukanie sensu istnienia w innych, a nie w samych sobie. Myślę, że dobrze wiesz, że to ściema. Wcale nie jest lepiej bez bólu, bez strachu - posłała mu słaby uśmiech.
Akane
An zwolniła nieco oddech, jako Latrala mogła wpływać na emocje i teraz starała się zachować spokój by nieco nim Lazarusa zarazić.
OdpowiedzUsuń- To... Nie do końca takie piękne. Oni patrzą, tylko my ich nie widzimy, nie wszyscy... i nie wszystkich - mówiła z doświadczenia. Głaskanie dłoni potraktowała jako gest na uspokojenie, poznała już takich wiele, więc nie był to dla niej dziwny odruch.
- Hej... - chwyciła jego dłoń trochę mocniej. - To nic nie przekreśla. Nie powiedziane, że nie możesz mieć kogoś więcej, czegoś więcej. Jasne, wyłączenie emocji wydaje się prostsze, bo o coś i kogoś trzeba się postarać, a to nie jest łatwe. Bywa cholernie trudne, a jednak... Dzięki emocjom i relacjom czujemy, że żyjemy. Nie pozwól sobie wmówić, że jest za późno. Zobacz, ja jestem - uśmiechnęła się delikatnie. - Jest Darcy i zapewne jeszcze kilka innych znajomych, których warto poznać lepiej. Nawet dla płytkich relacji, krótkotrwałych... Po prostu warto próbować - zapewniła.
Akane
Oczy Akane również się zaszkliły, nawet musiała je na chwilę zamknąć, a wtedy pojedyncza łza spłynęła po policzku. Poczuła się tak jakby to jej małe córeczki skończyły w taki sposób jak siostra Lazarusa. Dobrze, że miała świadomość tego co się właśnie dzieje, inaczej chyba by serce jej pękło. Otworzyła oczy i znowu spojrzała na mężczyznę.
OdpowiedzUsuń- Każda znajomość zostawia ślad, lepszy lub gorszy. Z każdej idzie wyciągnąć jakąś naukę, lekcję dla samego siebie - stwierdziła. - Nie masz bliskich z krwi, ale to nie przekreśla stworzeniu innych bliskich więzi. Jeżeli rzeczywiście przyjdzie Ci paść w boju, to chyba lepiej mieć przyjaciół, którzy Cię z tego pola zgarną i pochowają, hm? Tak przynajmniej mi się wydaje, ale... Mogę się mylić - przyznała. W końcu każdy miał swoje własne opinie i doświadczenia. Słysząc o kobiecie odrobinę posmutniała i odruchowo dodała drugą rękę, chowając jego dłoń w podwójnym uścisku.
- A mój nie może? Jasne, wojując jesteś bardziej narażony, ale każdy z nas żyjąc bierze na siebie ryzyko tego, że dnia następnego straci życie. Jedni na chwilę, inni na zawsze, ale ryzyko nie znika nigdy - zaznaczyła. - Może warto spróbować zobaczyć ile życie daje, a nie ile zabiera? Ból jest nieunikniony, ale nie wiąże się jedynie ze śmiercią, życie z kolei nie wiąże się jedynie z bólem. Może... może spróbuj sobie przypomnieć swoją rodzinę za życia? Wspominać to jak żyli... Nie jak... umierali... - zaproponowała szeptem.
Akane
Jego obawy nie były bezpodstawne, An wiedziała to bardzo dobrze. Sama przecież jeszcze nie tak dawno wojowała z własnymi lękami, a była pewna, że jeszcze nie raz przyjdzie jej zmierzyć się z nowymi. Kiedy czerwonowłosy wyznał strach, posłała mu pokrzepiający uśmiech. To był już jakiś krok, przyznać się komuś do lęku.
OdpowiedzUsuń- To też uważam za dość normalne. Nikt nie lubi, gdy boli i każdy szuka metod by nie bolało lub bolało mniej. Osobiście jednak uważam, że tak radykalne przekreślanie bliskości nie prowadzi do niczego dobrego. Skrajności z reguły nie wychodzą dobrze - zaznaczyła spokojnie. Przywołując wspomnienia sprawił, że i ona je widziała, była teraz w jego głowie więc przyszło to mimowolnie. Ciężko było się nie uśmiechnąć, chociaż żal również dało się w tym wszystkim wyczuć. Solar i Luna, brzmiało uroczo, An posłała mu jeszcze jeden uśmiech, naprawdę miło się tego słuchało. Później niestety doszły te mniej przyjemne szczegóły.
- Przykro mi Laz, na prawdę. Nie miałeś łatwo - tego akurat była pewna. - Przyszło nam żyć w brutalnej rzeczywistości - dodała z ciężkim westchnięciem. Słysząc o łóżku przekręciła delikatnie głowę na bok, odrobinę ją to zaskoczyło, chociaż z drugiej strony...
- To chyba nie jest aż tak istotne - stwierdziła. - Z tym akurat lepiej zaczekać na dobry moment. Nie ma co tego odklepywać tylko po to by było - sama odrobinę żałowała, że na plaży z Ryu poniosły ich emocje. Nie było to jej życiowe faux pas, ale patrząc na sytuację teraz, wolałaby by nigdy do seksu nie doszło.
Uśmiechnęła się lekko na wzmiankę o znajomościach, przypomniał jej się Gave i jego problemy, gdy zaczął "żyć samodzielnie".
- Całkiem dobrze Ci idzie, przynajmniej w moim przypadku - przyznała, przytakując sobie głową. - Nie ma złotego przepisu, tyle wiem. Na pewno musisz wiedzieć, że nie z każdym uda się stworzyć wartościową znajomość. Sam wyczujesz jakie zachowania Ci odpowiadają, a jakie nie. Jakie osoby przyciągają, jakie odpychają. Wbrew pozorom nie chodzi o to byś teraz chodził i na siłę wszystkich zagadywał. Czasami to impuls, życie wepchnie nas w jakąś sytuację i bam, nagle kogoś poznajemy i... - wzruszyła ramionami, po czym podniosła swój trunek - i lądujemy z karmiącą w okolicznej knajpie - tu trochę się zaśmiała, a po tym upiła swojego drinka.
- Nie ogrzeszaj się, to mogę Ci polecić. Każdy z nas ma coś na sumieniu, mniej czy więcej. Osobiście uważam, że przeszłość nas nie określa, ale znajdą się tacy co myślą inaczej - ponownie wzruszyła ramionami. - Pierdol ich - puściła mu oko. - Jasne, warto pamiętać o przeszłości, ale nie warto nią żyć - dodała.
Akane
Piri pokręciła przecząco głową.
OdpowiedzUsuń- Nie miał - odparła szczerze. - Ale mnie tata i mama sprzedali, żeby mogli mieć na życie - poinformowała go i naburmuszyła się lekko. Spojrzała na jego piórko raz i pokręciła nim chcąc się upewnić, że dobrze to robi. - Ale jak przylecisz? Jak będziesz zupełnie daleko? - zapytała nie bardzo rozumiejąc. - Przecież to może zająć ci bardzo dużo czasu - zacisnęła małe piąstki. - Ale i tak cię zawołam! - poinformowała go i wtuliła się mocno w jego nogi. - Zawołam na pewno! - okręciła się na pięcie i wskoczyła na murek fontanny, po czym nabrała powietrza w płucach.
- NYLIAAAAN! NYLIAAAAN! NYLI!!! - wrzasnęła kilkakrotnie, po czym przebiegła na drugą stronę fontanny i powtórzyła proces, aby ostatecznie usiąść na murku i pomachać nóżkami w zrezygnowaniu. - Jak byłeś mały to lubiłeś się w coś bawić? - zapytała go zainteresowana, bo mimo wszystko nie chciała zostawać sama.
Piri
- A co to jest Phyonix? - Piri spojrzała na niego wielkimi oczyma. Już zdążyła się zorientować, że Lazuś nie był zwykłym mieszkańcem Mathyr, ale rzucał nazwy których nie znała. - A czemu nie widzieli? Zniknęli? - spojrzała po nim i jakoś tak czując atmosferę, przytuliła się do niego mocno żeby po swojemu dodać mu otuchy. Chociaż odrobinę. - Ale na pewno są z ciebie dumni i patrzą na ciebie i... cieszą się, że robisz swoje marzenie.
OdpowiedzUsuńPiri
Skierowała swojego wierzchowca w stronę głosu, by zaraz zatrzymać się i zejść z zwierza. Przystanęła dość gwałtownie, gdy ten wyszedł zza rogu, prześlizgnęła po nim wzrokiem zaciekawiona, jednak zaraz skupiła się na twarzy Groma. Posłała mu jednorazowe, wymowne spojrzenie na ten specyficzny zwrot, ale już go nie komentowała. Zbliżyła się i wyciągnęła ostatni list od matki.
OdpowiedzUsuń- Lexi... Kapłanka, matka no... - zacisnęła usta w wąska kreskę, czasami miała problem jak właściwie o niej mówić. - Przysłała mnie - wyjaśniła na wstępie. - Chodzi o zadanie, te ptaki... Nie jestem pewna, ale - wskazała fragment papirusa, gdzie nakreśliła trzy symbole. - W trakcie jednej z wędrówek trafiłam na wypalone truchło, od razu skojarzyłam je z tymi ptakami... miał wyryte te znaki, ale - skrzyżowała wzrok z Lazarusem. - Za cholerę ich nie rozpoznaję. Rodzice przypuszczają, że to może być jakiś sposób komunikacji, też nie kojarzą tych znaków ale... Te ptaki... - pokazała mu spód swojej dłoni, nosiła na niej ślady po drobnym poparzeniu. - Wygasał i go dotknęłam, poparzył mnie, a wiesz dobrze Lazarusie jaki ogień nas parzy... - lekko się skrzywiła. Feniksy były dla siebie największym zagrożeniem, a skoro matka nie wiedziała o tajemniczych ptakach to najwyraźniej ktoś tworzył te ptaki za jej plecami.
Morgana
- Przez ogniste wrota? - zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. - To ja tam nie wejdę bo się spalę... - wydała taki werdykt. - I cię nie odwiedzę. O nie... - pokręciła główką bardzo tym faktem zasmucona. - Przecież Lazuś nie może tam być zupełnie sam... - zeskoczyła z murka i zaczęła krążyć w tą i z powrotem. Robiła kółka, marszczyła brwi, dotykała swoich rogów, aż w końcu podskoczyła w powietrzu.
OdpowiedzUsuń- Wiem! Będę ćwiczyć odporność na ogień! - klasnęła w dłonie i odtańczyła taniec zwycięstwa. - I kiedyś na pewno do ciebie przyjdę - wskoczyła z powrotem na murek. - O! Nyli! - pokazała mu palcem elfa. - To Nylian!
Piri
An kiwnęła lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Słyszałam z opowieści. Tata poznał ciotkę Lexi w szkole, dopiero uczyła się swoich zdolności. Sporo mi o tych czasach opowiadał... No i sama też doświadczyłam tej... pożogi - przyznała przekręcając lekko dłoń i pokazując Lazarusowi niewielką bliznę po poparzeniu. - Gdyby ojciec mnie nie osłonił to bym żywcem spłonęła, jak większość tam wtedy... - aż westchnęła ciężko na wspomnienie z dzieciństwa. - Te przygasające truchła, nawet nie było słychać ich krzyku, spłonęli tak szybko, że nie zdążyli jęknąć - spojrzała mu w oczy. - Rozumiem Twój strach, tak, Twoja rasa jest bardzo potężna, ale... cóż, po tej ziemi chodzą różne inne potężne istoty. Patrzysz na nowe znajomości przez pryzmat straty, jakbyś od razu skazywał się na niepowodzenie. A może te przyjaźnie ułatwią Ci kontrolowanie emocji, hm? Może znajdziesz wśród nich kogoś, kto będzie działał uspokajająco? Skoro trzymasz uczucia w sobie tak usilnie to nic dziwnego, że eksplozje są potężne. To jak ze złością, ja tam wolę ulewać po trochu... - stwierdziła, wzruszając ramionami.
Akane
Uśmiechnęła się pod nosem na minę Lazarusa. Wyraźnie było widać, że nie widział swojej Kapłanki w takiej roli.
OdpowiedzUsuń- W tym świecie było to jakieś 20 lat temu, heh, w tym naszym poprzednim czas wolniej płynął, więc tatko jeszcze sporo pamięta - przyznała rozbawiona. - Akurat to poparzenie jest jeszcze przed waszą wojną... Chwilę przed - wyznała i głośno westchnęła. - Ojciec zabrał mnie na pożegnanie Lexi, miała wyruszyć do Phyonix po raz pierwszy, ale nie obeszło się bez dramy. Pewne istoty jej wtedy poszukiwali, łzy Feniksa i te sprawy, idealny obiekt do badań... - aż się wzdrygnęła na wspomnienie tego zajścia. - Zabili jej brata i bum... Lexi nie wytrzymała. Pożoga to bardzo trafne określenie na to co pozostało po jej furii... - przytaknęła i zaraz przekręciła lekko głowę na bok. Pod skrzydła? Nawet nie ukrywała rozbawienia, co za trafne stwierdzenie. Posłała mu uśmiech na to wspomnienie i prychnęła śmiechem przy wyjaśnianiu przezwiska.
- Ach ta Darcy - zaśmiała się krótko. - Cieszę się, że nie zostałeś z tym wszystkim sam. Myślę nawet, że masz z nimi cieplejszą relacje niż uważasz. Zauważyłam, że jak na tak ciepłe stworzenia to nie jesteście zbyt wylewną rasą - stwierdziła bez ogródek, puszczając mu oko i zaraz machnęła ręką.
- Tak, tak, defekt wojowników i wojowniczek - rzuciła mu wymowne spojrzenie. - Jak to się u nas mówiło, każda potwora znajdzie swego amatora. Może i masz rację i będziesz w stanie policzyć takie osoby na palcach u jednej ręki, może poznasz tylko jedną, ale jestem pewna, że co najmniej jedna taka się znajdzie - zadowolona przytaknęła sama sobie głową.
Akane
Ścisnęła lekko usta w wąską kreskę i przytaknęła mu głową. Tak, nie było dobrze. Ruszyła za czerwonowłosym. Wyraźnie ją zaniepokoiły słowa co do zorganizowania ptaków.
OdpowiedzUsuń- Miałam nadzieję, że to jakiś rodzaj komunikacji, twory z wiadomościami w stylu gołębia pocztowego, ale... takich nie byłoby sensu zbijać w grupy... - stwierdziła zamyślona. Dopiero po chwili skupiła wzrok na bagażu i prześlizgnęła po nim zaciekawiona. Od razu skojarzyła to z bronią, a gdy ją zobaczyła, uśmiechnęła się lekko. Odruchowo zbliżyła się by zbadać zdobienia palcem, uwielbiała miecze, poczuła przyjemny dreszcz na plecach, gdy dotknęła broni. Jej miecz spoczywał na plecach i w danej chwili nie czuła potrzeby by go wyciągać. Na zwrot o tej całej "mości" oderwała wzrok od ostrza i spojrzała wymownie na Lazarusa.
- Postaraj się mówić mi po imieniu. Tu nawet drzewa mają uszy i niekiedy oczy, wolę się nie panoszyć z tytułami, może to sprowadzić tylko niepotrzebne problemy - poprosiła i zaraz przytaknęła mu głową. - Jasne, po to tu jestem, by pomóc. Matka jednak wspominała o rozwadze i ostrożności. Mamy obadać temat, a nie rzucać się w wir walki - dodała i zerknęła po podawanym bukłaku. Przyjęła go, wdzięcznie kiwając głową by po chwili umoczyła usta w nektarze i zerknąć po Lazarusie.
- Podobno łypiesz na mnie okiem - rzuciła dość bezpośrednio i wzięła jeszcze jeden łyk po czym podała mu bukłak. - Jestem z kimś i nie szukam odskoczni - dodała. - Wolałabym to zaznaczyć bo... bywam dość nieczytelna. Nie jestem dobra w relacje, a skoro mamy współpracować to nie chcę niejasności - przyznała, wzruszając ramionami.
Morgana
Uśmiechnęła się do niego.
OdpowiedzUsuń- Tak, na pewno masz rację, w końcu rasa nie określa charakteru - przyznała, przytakując mu głową. Słuchała uważnie o jego relacji z rodziną Morgany, a gdy wspomniał Sangiusa ponownie kiwnęła głową.
- Cóż, z tego co mi wiadomo on jest wymagający nawet dla tych rodzonych synów. Taki trochę stereotyp, córeczki tatusia, a synowie to mają być solidne chłopy - delikatnie pogrubiła głos mówiąc o synach, ot tak, dla wygłupów. Na pytanie o miłość otworzyła trochę szerzej oczy.
- Jak? - powtórzyła po nim i skrzywiła się delikatnie. - Wiesz... Wydaje mi się, że dla każdego to indywidualne odczucia. Poza tym kochać można na wiele różnych sposobów. Inaczej jest tak po bratersku, inaczej romantycznie, a jeszcze inaczej jako rodzic. W danej chwili wydaje mi się, że ta rodzicielska miłość jest najsilniejsza, ale i to zapewne zależy od osoby. Ogólnie, hm... Wspaniałe uczucie, ciepło rozlewające się po ciele, ale nie takie jak od ognia, inne, ciężkie do określenia. Ciepłe, ale trudne bo razem z miłością przychodzi troska. Strach przed krzywdą i to taką z różnych stron. Pojawia się w głowie jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi... Nie porównywałabym tego z ostrzem kutym przez kowala - przyznała zerkając po twarzy Lazarusa. Nie był pierwszym, którego spotkała i który miał ewidentny problem z emocjami. - Myślę, że kowal ma o wiele łatwiejsze zadanie. Relacje, jakiekolwiek, są bardziej skomplikowane. Koniec końców nie chodzi o to by relacja była bez skazy, relacje, w których jest tylko dobrze są dość... sztuczne? - nie do końca wiedziała jakiego użyć słowa. - Po prostu musisz wiedzieć, że nieporozumienia, kłótnie czy awantury się zdarzają i jest to normalne. Istotne jest ich wyjaśnianie, w jaki sposób Ty i druga strona stara się coś wyjaśnić no i czy w ogóle się staracie - wzruszyła ramionami po czym wzięła solidny łyk trunku.
Akane
Lazarus już jakiś czas temu poinformował ją, że wyrusza w podróż do Fasach. Chociaż był trudnym w obyciu, momentami irytującym Lizuskiem, Darcy zdążyła przyzwyczaić się do jego obecności, a także sporadycznych skoków ciśnienia, o które ją przyprawiał. Nie chciała, żeby wyszedł bez pożegnania, więc tego dnia wstała dużo wcześniej przed nim i przygotowała typowe dla ich ojczyzny śniadanie, a także przyniosła mały prezent, który przygotowała wcześniej na jego podróż. Teraz po prostu usiadła na nakrytego stołu i czekała, aż Feniks zejdzie na dół. Nie wejdzie przecież go jego osobistej izby, aby go zbudzić, to byłoby niegrzeczne i o ile lubiła go drażnić, to nie chciała naruszać pewnych granicy.
OdpowiedzUsuńDarcy
Spojrzała na Lazarusa, gdy schodził. Zauważyła oczywiście, że miał przy sobie swoją słynną broń. Zaśmiała się nawet delikatnie, uśmiechając się.
OdpowiedzUsuń— Myślisz, że w końcu jej użyjesz w Fasach? — zapytała uśmiechając się w charakterystyczny dla jej rodziny sposób, okrutny, a jednak przepełniony pewną radością i satysfakcją. Zamiłowanie do przemocy mimo wszystko było dość mocno zakorzenione u Parabellum w najróżniejszych postaciach. Zaraz jednak nieco spoważniała.
— Nie chciałam żebyś odjechał bez pożegnania, Lizusku, to bardzo niegrzeczne. Pomagasz mi treningach, mogę Ci chociaż zaproponować porządne śniadanie na drogę trochę prowiantu i — tutaj urwała na chwilę. Rzadko coś komuś dawała. To nie tak, że miała problem z dzieleniem się. Po prostu prezenty powinno się dawać ważnym osobom, przyjaciołom, rodzinie. Dając prezent Lazarusowi jasno dawała znać, że jednak go lubi, więc cała gra wrednej, rozpieszczonej księżniczki, która chce wyrzucić z domu zapewne szła do kosza w tym momencie.
— Klimatyczny dla pustyni prezent, ale to potem — zakończyła wywód, po czym nalała sobie i jemu zimnej kawy.
Darcy
Słuchała go w skupieniu, a gdy spojrzał w dal znowu lekko dotknęła jego dłoni.
OdpowiedzUsuń- Nie znam Sangiusa zbyt dobrze, ale myślę, że skoro Cię szkolił to nie po to by stracić. Nawet jeżeli nie jesteś dla niego jak syn, to powierzył Ci opiekę nad swoją córką, a ja... jako świeża mama, śmiało mogę stwierdzić, że nie powierzyłabym tego byle komu - przyznała z lekkim uśmiechem, a słysząc o Darcy ponownie nadstawiła ucha. Śmieszna? Zaśmiała się krótko, ale mu nie przerywała.
- Przyjaźni - poprawiła. - Chociaż przyjacielstwo nie brzmi źle - przyznała z pogodnym uśmiechem. Mówił o Darcy w całkiem przyjemny sposób. - Co Cię powstrzymuje? Dlaczego jej tego po prostu nie powiesz? - zapytała. Gdy wspomniał o Morganie uśmiechnęła się pod nosem, heh, bardziej? Osobiście uważała ją za najbardziej pragmatyczną istotę jaką poznała, ale miała kilka całkiem sporych plusów.
- To całkiem dobry początek, te dwie osoby - przyznała, a na kolejne wyznanie zaśmiała się krótko. - Nic w tym dziwnego, ciekawskie z nas stworzenia, chociaż... - przygryzła lekko wargę i popukała się palcem po brodzie. - Czasami aż nadto ciekawskie? No nie wiem... Po prostu osobiście uważam, że nie warto na siłę zaspokajać takiej ciekawości, szczególnie tej seksualnej. To moje zdanie, bo bywają różne, ale... Jestem pewna, że z czasem poznasz jak to jest, nie musisz się z tym spieszyć. Czasami takie uczucie pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie... w najmniej odpowiednim... - westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami by zaraz złapać z nim wzrok - a czasami zaskakuje nas pozytywnie - uśmiechnęła się raz jeszcze.
Akane
Uśmiechnęła się pod nosem na jego kąsliwości i założyła ręce pod biustem.
OdpowiedzUsuń- Skrót myślowy Gnomie - syknęła. - Gromie znaczy... - założyła jedną z dłoni na biodro. - Piasek, skały, wielkie Liuhairy sa w stanie tu zniknąć, sam się z resztą maskowałeś, więc - wzruszyła ramionami. - Nawet wielkiej dumie rasy potrafi coś umknąć Lazarusie, a ja nie przyszłam tu przysparzać Phyonix dodatkowych wrogów, nie zapominaj o tym - odbiła piłeczkę. Lubiła walczyć, a nie zabijać dla zasady.
Na słowa o zwiadach przytaknęła mu głową.
- Tak, musimy mieć to na uwadze - przyznała mu by zaraz lekko przekręcić głowę i również spojrzeć ku wydmie. Było tam coś ciekawego? Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy wspomniał o czelności. - Jakby to było coś niespotykanego... Rodzeństwu Bellhardów nie przeszkadzała nawet ta sama krew - przypomniała mu, a na monolog pośladkowy odpowiedziała lekkim uniesieniem kącika ust. - Niezmiernie mnie więc cieszy, że nie masz ochoty korzystać z moich czcigodnych pośladków. Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy - odpowiedziała, a gdy skrzyżował z nią wzrok i pokazał szyję, zbliżyła się by spojrzeć po bliźnie uważniej. Rumienił się... To chyba było istotne...
- Wybacz - rzuciła krótko. - Większość życia walczyłam o życie, bez zasad, wszystkie chwyty dozwolone. Twoje wojskowe metody nie bardzo do mnie przemawiają - przyznała i poklepała go po ramieniu. Podobno był to jeden z pokrzepiających gestów. - Zawsze to jakaś pamiątka po mojej czcigodnej osobie - dodała nieco kąśliwie.
Morgana
Istoty z ich ojczyzny zawędrowały aż do Fasach? Zamyśliła się przez chwilę. Zazwyczaj ciężko im było przedostać się przez drakony z Siviet Lasku. Czyżby tamte plemiona się przeniosły?
OdpowiedzUsuń— Pewnie nie widzieli, dziwne, rzadko cokolwiek wydostaje się poza klan Vidhu. Z drugiej strony, Arcemony też jakoś się przedostały aż do Mathyr, a przybyły za ojcem do Phyonix. Będziesz miał przynajmniej ciekawą podróż, bylebyś się nie poparzył od ojczystego ognia — odpowiedziała. Cóż, jak wróci z pewnością go wypyta co było na tyle sprytne i jednocześnie głupie, żeby udać się na pustynię.
— Tak, to chyba nie aż takie dziwne, zdarzało mi się częściej, przynajmniej w Argarze — uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Zaśmiała się zaraz i spojrzała na kwiaty w donicach, które dalej żyły. Nie miała serca wyrzucić prezentu do przyjaciela, nawet jeśli włamał się kiedyś do jej domu, tylko po to, żeby je tam wstawić.
— O nie, nie, nie mieszaj w to rodziny Niepraszalskich, oni nic nie zrobili. Poza tym, to nie jest piasek. Spokojnie. Piasek zdąży Cię jeszcze powkurwiać w Fasach, ja wolę być oryginalna — uśmiechnęła się do niego perliście.
Darcy
- Jak Cię wyśmieje to będzie źle świadczyło o niej, nie o Tobie - stwierdziła dość prosto. - Ale zrobisz jak uważasz - dodała, nie zamierzała tu go do niczego przekonywać. - Morgana? Heh... Tak, jest dość specyficzna, ale zyskuje przy bliższym poznaniu. Niektórzy już tak mają, że potrzebują więcej czasu co by pokazać swoje "prawdziwe ja" - sama sobie przytaknęła głową.
OdpowiedzUsuń- Na zawołanie i tak się nie zakochasz, więc koniec końców musisz poczekać jeżeli chcesz poznać prawdziwe uczucie. A seks, no to już jest do zrobienia. Jak dobrze pójdzie to będziesz miał porównanie jak to jest z uczuciem, a jak dla zwykłego zaspokojenia rządź czy ciekawości - spojrzała po nim z lekkim rozbawieniem. Dobrze, że jednak piła dość oszczędnie. - Piękność bagienna? - sama zawtórowała mu śmiechem. - Kogoś tam znam, ale mogę jedynie zapewnić o statusie singla, co do podjęcia się misji nic nie obiecuję - odpowiedziała i jeszcze raz po nim spojrzała. - Chyba już dziś wystarczy, co? Może Cię odprowadzę? - zaproponowała. Teraz przynajmniej mógł jeszcze iść o własnych siłach, a to znacznie ułatwiłoby zadanie.
Akane
- Zrobisz jak uważasz - odpowiedziała tylko z pogodnym wyrazem twarzy i zaraz kiwnęła głową. - No cóż, może więc za jakiś czas kogoś Ci podsunę - zaśmiała się lekko i uścisnęła jego dłoń. - Mi z Tobą też, może za jakiś czas to powtórzymy - pożegnała Lazarusa i dokończyła swojego drinka po czym wstała by jeszcze nieco pomóc w gospodzie, a później również ruszyć do domu.
OdpowiedzUsuńAkane
— Tak, ale to dalej jedyny ogień, który może Cię poparzyć. Po prostu uważaj. Blizny po oparzeniu mogłyby śmiesznie wyglądać na najlepszym Gromie. Jak Twoja duma by to zniosła? — zażartowała. Oczywiście na swój sposób przemawiała przez nią troska. Nie okazywała jej Lazarusowi tak jak innym, ale tak naprawdę na jego własne życzenie. Zawsze miał kij w pośladkach, jakby na siłę naśladował przy niej charakter ojca wobec innych, więc ona pokazywała mu tę sarkastyczną stronę. Nie czuła się z tym specjalnie źle. Tak długo jak on zdawał sobie sprawę, że może przy niej mówić to na co ma ochotę. Nie potrzebowała ślepo wiernego fanatyka, tylko kogoś godnego zaufania jako nauczyciela.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się.
— Z pewnością im się spodoba. Będą mieli piękną piaskownicę — odpowiedziała, po czym sama zaczęła jeść śniadanie.
— Wyładnieje. W końcu mówią, że złość piękności szkodzi. Nie musisz się tym martwić. Dam sobie radę. Mimo wszystko nauczyłeś mnie kontrolować emocje, więc nie wybuchnę z żadną niespodziewaną transformacją. Nie musisz się więc o mnie martwić. Skup się na tym, aby czerpać przyjemność z podróży. Jak wrócisz może nawet napiszę balladę na jej temat, jak mi wszystko ładnie opowiesz. Bo opowiesz prawda? Skoro dalej mam szlaban od rodziców — zaśmiała się na to ostatnie i zrobiła niewinne oczy, jakby już nie pamiętała dlaczego w pierwszej kolejności znalazła się w tej sytuacji.
Darcy
Mor ponownie uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała po Lazarusie ze specyficznym błyskiem w oku.
OdpowiedzUsuń- Tak jakby odwalanie było jakąkolwiek ujmą - nawet się lekko zaśmiała, a na wzmiankę o Bellhartah pokręciła głową. - Uważaj bo się jeszcze jakiś skusi, kto wie ile bękartów spłodzili - rzuciła po czym wzruszyła ramionami. - To nie moje spostrzeżenia, zwykle nie zauważam takich pierdół, nie ma to dla mnie większego znaczenia - przyznała. - Twojej głowie chwilowo nic ze strony ojca nie grozi - dodała, a kiedy wspomniał o bęckach, odruchowo przesunęła jeden z pasów swojej odzieży, ukazując kilka ognistych muśnięć pod żebrami.
- Tak, naznaczona niczym bydło - stwierdziła bez ogródek. - Możesz już wymyślać nowe wersy do swojej pieśni - rzuciła zaczepnie, z równie zaczepnym wyrazem twarzy. - A teraz... Coś jeszcze zdążyłeś ustalić koczując w swojej norze? Gdzie widziano ptaki ostatnio? Wypadałoby ruszyć zady.
Morgana
— Więc nie będę się martwić, niech będzie. Przynajmniej o Twoje blizny, bo jeśli będę miała durny pomysł, żeby jednak się o coś pomartwić, to jednak to będę robić. Jakaś głupota zawsze się znajdzie, chociażby fakt, czy mój warkocz na pewno jest dobrze zapleciony. Raz zapomniałam jak się je plecie, ale to dłuższa historia — zażartowała na swój sposób. Dawno nie rozmawiała z Lazarusem w tak luźny sposób. Ostatnio czuła się przy nim na tyle rozluźniona w Phyonix. Po części z własnej winy, bo sama próbowała utrudnić mu rolę nauczyciela na różne niewinne sposoby. Zaśmiała się jednak zaraz szczerze do łez. Przetarła je z kącików oczu.
OdpowiedzUsuń— Och, pewnie, na pewno któreś bóstwo Cię wysłucha. A do którego? Aż tak Ci się podobają wierzenia poza Phyonix? Nie pierdol głupot proszę, bo pomyślę, że mnie przedrzeźniasz… — nie mogła wyjść z rozbawienia. Demoniczna strona Darcy musiała się bardzo uwidocznić z pogardą do składania komukolwiek czci. Nie lubiła kiedy ktoś się modlił, woliła, gdy inni sami pracowali nad własnym sukcesem czy powodzeniem, a nie czekali na zbawienie od kogoś kto może nie istnieć, albo mieć ich głęboko gdzieś.
— Zaraz w piórka obrośniesz z samozachwytu, więc sama nie powiem Ci, że byłeś dobrym nauczycielem i sporo mnie nauczyłeś i zainspirowałeś do nauki nowych ataków, bo Ci się w głowie popierdoli od nadmiaru komplementów — uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. — To znaczy wiesz, żartuje, dziękuję Ci oczywiście, ale ciężko się przestawić z narracji, która jest zabawna, o ile nie odbierasz tego jako atak. Bo nie odbierasz tego jako atak, czy odbierasz? — zapytała, bo nagle oświeciło ją, że przecież mogła jednak w jakiś sposób go jednak urazić, a przecież tego mimo wszystko nie chciała. Lubiła go na swój pokrętny sposób. Był dobrym mentorem, bliskim kolegą, mimo wszystko wychowywała się z nim odkąd tata postanowił zająć się nim po powrocie z piekła z Ashanem.
— Och, to co napisałeś tacie to jedno, jak byłeś zbyt miły to uważaj, bo pomyśli, że kłamiesz. Wie, że jestem wredna, leniwa i nie lubię się uczyć o swoich mocach. Sam mi pewnie zrobi taki trening, że się zesram. No ale skoro wysłał Cię w podróż, to może faktycznie przestał się za bardzo przejmować. Chociaż szlabanu mi nie cofnął. Dlatego baw się dobrze w podróży beze mnie. Jestem też z siebie zadowolona, w Argarze i tak mam dużo pracy, ale obiecałam, że nie powiem nikomu dlaczego, ale sam się dowiesz jak wrócisz, ale będzie grubo. Wesoło, ale grubo — wyjaśniła, gryząc się odpowiednio szybko w język zanim wspomniała o planach zaręczynowych Tonego. Zdążyła sobie wziąć za punkt honoru, że po tym jak Grima już powie “tak” pomoże im wszystko zorganizować do wesela, zwłaszcza zielonoskórej przyjaciółce. Sama poklepała go wolną dłonią, po jego dłoni, którą ją klepał, uśmiechając się do niego. Zabrała je jednak po chwili, żeby nie przedłużać zbytnio kontaktu fizycznego. Nie brzydził jej, po prostu wolała ograniczać kontakt fizyczny.
Darcy
Patrzyła po Lazarusie spokojnie, brzmiał poważnie i tak też odebrała jego słowa, w tonie blisko im było do obietnicy. Dotknęła jego ramienia i przytaknęła głową.
OdpowiedzUsuń- Wierzę - odparła krótko po czym zabrała dłoń. - Pamiętaj jednak, że też należysz do tego rodu, a więc ten wcale nie zniknął - spojrzała w eter, obserwowała okolicę. - Żyje razem z Tobą - spojrzała po nim i wzruszyła ramionami. - Wiem, oklepane, ale mi pomogło wyjść z Hiell, inny wymiar, inny świat, a jednak ta konkretna cząstka pomogła przejrzeć na oczy. Przynależność do rodziny, emocje i wspomnienia, znikome, a jednak dość silne by mnie wyciągnąć - przyznała. - Ciebie też wyciągną, gdziekolwiek teraz jesteś - stwierdziła by znowu spojrzeć w przestrzeń i uśmiechnąć się pod nosem na wzmiankę o argardzkiej piękności. - Do tego zadanie nie zamierzam Ci się wpraszać - oznajmiła by zaraz zaśmiać się krótko.
- Szranki? Nie dodawaj sobie, to był tylko trening, a wtedy nie zabijam - rzuciła zaczepnie po czym nadstawiła ucha, by wysłuchać konkretów z jego obserwacji. Milczała, analizując słowa, a gdy Lazarus ruszył, przywołała wierzchowca i z nim przy boku, ruszyła za feniksem.
- Tak, zawiadomię ją na pewno - przytaknęła. Zamierzała jeszcze chwilę tu pozostać, rozejrzeć się, a może przyjdzie im odkryć coś jeszcze. Szła odrobinę zamyślona, ale pytanie czerwonowłosego sprowadziło ją na ziemię. - Dziecko - poprawiła go. - Eljas, mam jednego syna - poprawiła go. - Robię to dla niego. W razie wojny będę odpowiedzialna za argarskie dzieci. Zaoferowałam Phyonix jako azyl, więc zależy mi by rzeczywiście azylem pozostał - zdradziła powód swojego zainteresowania sprawą i zaraz uśmiechnęła się pod nosem, krzyżując spojrzenie z Lazanią (jak to nazywał go Natan xD). - Nieźle co? Wielka wojowniczka odpuszcza machanie mieczem na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa dziecku. Rodzicielstwo to doprawdy ciekawa sprawa - stwierdziła.
Morgana
Posłała mu lekki uśmiech, te wszystkie tytuły były jej dobrze znane, uczucie mówiące, że to one ją określają. Presja... Bo oto zaginiona księżniczka wróciła... Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie tamtych lat, jednak zaraz wróciła spojrzeniem do Lazarusa.
OdpowiedzUsuń- Luna, ładne imię - stwierdziła. - Ważne, że masz cokolwiek co trzyma. Z czasem pewnie tych powodów znajdziesz więcej, liczę, że tak właśnie będzie - dodała dość oficjalnie. Na wzmiankę o Piusie uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Może nie tyle starzejesz, co dorastasz - posłała mu zaczepny uśmiech. - Nie muszę pytać - pokręciła głową. - Zawsze lubiłam obserwować jak ojciec trenuje innych, wiem że jesteś zdolny - przyznała, a na wzmiankę o honorowym zadaniu spojrzała po nim nieco przychylniej. - Tak, dla mnie to również honor, chyba po prostu nie sądziłam, że zrozumiesz - wyznała bez ogródek. - A skoro będziesz na pierwszej linii to tym bardziej będę spokojna o to miejsce... - dodała. Uśmiechnęła się na wizję wspólnej walki, jednak przy wzmiance o siostrze nieco spoważniała. - Jak jej poszło? - zapytała z odrobiną troski w spojrzeniu. - Osobiście nie jestem pewna czy próba trzymania jej w złotej klatce to dobry pomysł - przyznała, lekko się krzywiąc, ale zaraz zamigotała jej w głowie rozgadana buzi siostry i drobny uśmiech wkradł się na twarz czarnookiej.
Morgana
Wędrując przy boku Kovy szło się jej o wiele łatwiej niż Lazarusowi. Zwierz pochodził z niedalekich rejonów i był idealnie dostosowany do takich warunków.
OdpowiedzUsuń- Nie miałam na celu zrobić Ci krzywdy - spojrzała po jego szyi. - No przynajmniej nie takiej większej krzywdy - poprawiła się, mimo wszystko z nieco zadziornym uśmiechem. Przytaknęła mu zaraz głową, tak, wiedziała bardzo dobrze jak ich trenują, kiedyś nawet zrobiła ojcu awanturę, że nie chce ulg i że jej trening ma wyglądać dokładnie tak samo. Ponownie uśmiechnęła się pod nosem na to zabawne wspomnienie, nawet lekko się zamyśliła i nie zwróciła uwagi na zaburzony ruch Lazarusa. Spojrzała po nim, gdy starł już łzę i chociaż widziała ruch, to nie skojarzyła go z przecieraniem oczy czy płaczem. - Tak, ofiary zabranego dzieciństwa, tośmy się dobrali. Nie chcę tego dla tych dzieciaków, ani dla swojego, ani dla innych - westchnęła ciężko i lekko zmarszczyła czoło, bo jej zwierz zaczął pufać kufą. Mor słysząc o siostrze zlekceważyła w pierwszej chwili jego ostrzeżenie, pogłaskała samca uspokajająco, słuchając o Darcy.
- Czyli jednak... - kiwnęła głową, gdy wspomniał o walce z samą sobą. - Matka przechodziła coś podobnego, gdy kiełznała swojego feniksa, ale Dar... Cóż, ona i Ashan... Razem dostali chyba największą mieszankę zdolności - przyznała, bo rzeczywiście jej i Diego przypadły moce łatwiejsze do okiełznania. Sama się zatrzymała, widząc jak Lazarus przystaje, a na jego słowa uśmiechnęła się raz jeszcze. - Prawdę mówiąc właśnie tego się obawiam, wierzę w nią ale takie wstrzymywanie... - chciała dokończyć myśl, ale Kova stanął dęba, a ona wyczuła ciepło nacierające pod ziemią. - Kurwa - sapnęła, a jej oczy zaczęła zalewać magma. Lubin poruszał się zbyt szybko by stworzyć tarczę z stopionego piasku. - Na czwartej! - rzuciła do Lazarusa, sięgając po miecz i błyskawicznie dosiadając wierzchowca. - Odwrócę go tyłem do Ciebie! - dodała, poganiając moserta i pochylając się na nim, lokując w piasku koniec miecza. Rysowała nim po piachu, krzyknęła nawet kilka razy głośno, wabiąc stworzenie prosto na siebie.
Morgana
Widząc, że bestia ich dogania Mor zaczęła prowadzić wierzchowca bardziej nieregularnie, tak by Lubin musiał wykręcać częściej swoje wielkie cielsko. Jej mosert gnał ile sił w długich nogach, ale i tak czuli jak piasek powoli zapada się pod jego tylnymi łapami. Ataki Lazarusa pozwoliły im zwiększyć dystans i bezpiecznie biec po pustyni, a zaraz po tym przyszedł deszcz piasku przez co Mor ścisnęła łydki i zatrzymała gwałtownie zwierza. Chwilę zajęło nim otrząsnęła się z pyłu, zaraz też spojrzała dookoła. Walka z powietrza mogła przynieść zdecydowanie lepszy efekt, na pewno zwróci mniejszą uwagę niż bieganie po pustyni. To przecież mogło zwabić inne robale, a tego raczej nie chcieli. Czerwonowłosa zeskoczyła z moserta i przykucnęła, chowając dłonie w piasku. Potrzebowała chwili skupienia, więc skoncentrowała się na cieple pustynnego stwora, chcąc go namierzyć.
OdpowiedzUsuń- Spróbuj go zwabić na powierzchnię! - krzyknęła do Lazarusa. Ten temat było lepiej szybko zamknąć, nim inne Lubiny zwęszą sprawę. Powinno to wyglądać na standardowe polowanie, nic wielkiego się nie dzieje...
Morgana
Cały ten pokaz nie dość, że cieszył oko to jeszcze dał jej czas by namierzyć podziemne źródło energii. Lazarus dobrze trafił, magma była częścią jej planu, co zdradził odwzajemniony mężczyźnie uśmieszek. Dziewczyna wbiła ostrze swojego miecza w ziemie, złapała się go mocno, kumulując energię na atak. Specyficzny błysk zawitał w jej oczach, odrobinka adrenaliny. Ależ ona za tym tęskniła. Widząc jak majestatyczne stworzenie wyłania się na wierzch, zareagowała śmiechem. No! To był przeciwnik! Mor wyciągnęła dłoń, a z piachu, wprost w bok Lubina, wystrzeliła fontanna magmy. To jednak było jedynie "szczypnięcie". Główny cel stanowiła paszcza, która celowała prosto w Lazarusa. Mor wpatrywała się w nią intensywnie, zacisnęła nawet mocniej dłoń na klindze miecza, a zaraz czarny, piekielny płomień, zajął gębę zwierza, dokładnie tam, gdzie patrzyła dziewczyna. Ogień ten był inny niż standardowe płomienie. Nie szło go zgasić oklepanymi metodami, ni woda, ni piach. Płonął nawet naście dni, bezustannie, trawił jedynie trafioną ofiarę, nic innego, ale spalał ją doszczętnie i gasł, gdy już strawił całe ciało. Użycie go miało swoje minusy, ale gdy chodziło o szybki efekt, ten atak był u Morgany najskuteczniejszy. Tu, przy Lazarusie mogła tego użyć, w samotni nie byłoby to możliwe. Spojrzała w stronę towarzysza, by upewnić się, że jest cały, a po tym klapła pośladkami na piach, łapiąc głębsze oddechy, podtrzymując się nadal na mieczu. Lubin miotał swoim płonącym ciałem, jednak płonął od głowy, więc jego wicie nie trwało długo.
OdpowiedzUsuńMorgana
Patrząc na Lazarusa odniosła wrażenie, że ten miał z początku nieco inne plany niż eksplozja. Jednak widok jego ataku i agonalny taniec ich przeciwnika skupił uwagę dziewczyny na tyle, by nie zastanawiać się nad tymi planami zbyt długo. Prawdę mówiąc nie spodziewała się, że fuzja ich zdolności przyniesie aż tak dobry efekt, ale nie mogła powstrzymać zadowolonego uśmieszku, który wkradł się na jej buzię. Na jego komentarz zaśmiała się krótko.
OdpowiedzUsuń- Tak szybko i... tak szybko - odparła z lekkim rozbawieniem, bo nie dość, że rzeczywiście stoczyli wspólny bój, to ten trwał dosłownie chwilę. Mor podniosła się i wyciągnęła miecz z ziemi, jednak zatrzymała Lazarusa gestem.
- Lepiej teraz się nie zbliżaj - zaznaczyła, łapiąc jeszcze kilka głębszych oddechów. - Kradnę cudze ciepło przy większej utracie energii - ostrzegła, bo bywała w tym jeszcze niekontrolowanie zachłanna. Nawet Kova trzymał teraz nieco większy dystans od pani. Czerwonowłosa przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, te wróciły do normalności, spojrzała swoimi czarnymi źrenicami na Laza. - Jest dobrze - zerknęła na zwierza, a później miecz towarzysza. - Zawsze możesz go poporcjować, lud Fasach na pewno się ucieszy - posłała mu zadziorny uśmiech.
Morgana
Historia nie była przezabawna. Przynajmniej w jej oczach. W końcu amnezja spowodowana torturami i niewolą, a potem przebudzeniem mocy nie była niczym przyjemnym. Spoważniała szybko, ale też nie dlatego, że poczuła się urażona.
OdpowiedzUsuń— Tak, zdaje sobie z tego sprawę. Nie próbuje negować niczyich wierzeń. Każdy ma prawo wierzyć w co chce, nie będę tego nigdy nikomu utrudniać. Nie zrozum mnie źle. Po prostu, biorąc pod uwagę mojego ojca, sama nie jestem przekonana do samej idei wiary jako takiej. Przynajmniej wobec Phyonix, wiara w bóstwa ukryte w krysztale wydaje mi się po prostu radykalna. Ale mówię to też tylko dlatego, że o ile nie powiem tego nigdy innym braciom i siostrom z ojczyzny, bo szanuje ich jako jednostki i nie mam zamiaru obrażać niczyich uczuć, tak mój wybuch był spowodowany tym, że jesteś praktycznie częścią rodziny. Wierzę, że nie będziesz rozpowiadać na ulicach, że uważam religię za śmieszną. Tak samo nie powiem tego Feomatharowi, chociaż nie jest feniksem, a on, tak między nami, jest religijny do porzygu bez żadnego logicznego dowodu, że jego smoczy bogowie istnieją — wyjaśniła wszystko w odpowiedzi. Zaśmiała się delikatnie na jego kolejne słowa.
— Tak, ale można popaść w samozachwyt jako nauczyciel, jeśli Twój uczeń robi postępy. Można być z siebie dumnym, że przekazuje się wiedzę w zajebiście dobry sposób. Właśnie to o czym mówisz. Nie mówię, że masz się zachwycać nade mną, wiem ile przede mną pracy jeśli chodzi o okiełznanie moich mocy i kontrolę. Mam porównanie przy Ashanie, chociaż moje a jego problemy… moje trudności to i tak spacerek — stwierdziła. Naprawdę nie potrafiła się porównać do starszego brata. On nie dość, że przebudził swoje moce jeszcze jako dziecko, które nie potrafiło dobrze mówić, to jeszcze odziedziczył dosłownie wszystko po ojcu. W normalnych warunkach nikt nie był w stanie nad nim zapanować. Jej wystarczył inny feniks. Będzie musiała się nauczyć kontroli, inaczej sama poczuje niewyobrażalny wstyd, jakby nie była godna nosić nazwiska swojej rodziny. Uśmiechnęła się jednak na zapewnienia Lazarusa. Chociaż słyszała je od ojca bezpośrednio, cieszyła się, że innych też zapewniał, że w nią wierzy.
Dokończyła zaraz śniadanie i podeszła do sakiewki, którą miała przygotowaną dla Lazarusa.
— Szczycisz się tym, że nigdy nie użyłeś miecza, chociaż chciałbyś, mimo wszystko warto o niego dbać i nie mówię, że nie dbasz, ale skoro tak bardzo szanujesz mój ród, pomyślałam, że spodoba Ci się to — podała mi zawiniątko. W środku była osełka do miecza. — Wykonana z tego samego materiału, którego używa ojciec i moje rodzeństwo. Zapewniam, że w Mathyr czy Phyonix takiego nie dostaniesz. Nie wiem dokładnie skąd pochodzi, nie jest to materiał z piekła, chyba z przestrzeni pomiędzy, wymiarami? Nie jestem pewna. W każdym razie, oby kiedyś Ci się przydała.
Darcy
Wiedziała na czym polega religia. Być może jako jedna z niewielu istot mogła powiedzieć, że faktycznie niektóre istoty uznawane za “bogów” istniały, faktycznie posiadając moce, które można nazwać boskimi. Jednakże nie widziała sensu w oddawaniu im czci. Nawet boga dało się zabić, albo chociaż zapieczętować, mało który byt interesował się swoimi “wyznawcami”. Równie dobrze jej rodziców czy wujostwo można było do takich porównać, biorąc pod uwagę ich zdolności. A przecież tak naprawdę niczym się nie różnili od innych. Posiadali takie same uczucia, wątpliwości, po prostu mieli mniej słabości i żyli dłużej. Dla przeciętnego Mathyrczyka feniks, który na codzień zajmował się produkcją ich szkła mógł zostać przyrównany do boga. Rozumiała jednak punkt widzenia, o którym mówił Lazarus. Strach przed nicością potrafił skłaniać do różnych myśli.
OdpowiedzUsuń— Taki, który nie interesuje się swoim ludem. Dusza istnieje, a Twoja siostra jest teraz w miejscu, gdzie nie zazna cierpienia. To jest akurat prawdą. Nie wiem na ile Cię to pocieszy, strata zawsze boli, fakt, że nie posiadamy przy sobie kogoś fizycznie. Przepraszam, nie powinnam zaczynać, drążyć — odpowiedziała. Nie sądziła, że powinna mu teraz mówić, że jej ciocia mogłaby przywołać duszę siostry, być może ją wskrzesić. To mogłoby być zbyt dużo, pewnych rzeczy nie powinno się ruszać. Nawet Darcy gdy używała nekromacji nie posługiwała się cudzymi duszami, tworzyła jedynie golemy z mięsa, którym oddawała cząstkę siebie z szacunku dla tych, którzy przeszli na drugą stronę.
Przynajmniej się rozluźnił. Uśmiechnęła się do niego.
— To przynajmniej dowód, że słucham Cię uważnie. No i takim dopierdalaniem łatwo podnieść komuś ciśnienie. A to zawsze poprawia humor. Przynajmniej jednej ze stron. Chociaż podobno istnieją istoty, które lubią chodzić wkurwione, mają taki charakter, dzięki gniewowi tylko czują, że żyją — odpowiedziała mu zaczepnie. Lazarus co prawda raczej nie należał do takich. — Być może doceniają, tylko straszysz ich swoją osobą do tego stopnia, że boją się Ci to powiedzieć. Pamiętaj, że zyskujesz dopiero przy bliższym poznaniu. Przypomnij mi, jak skończył ten demon, którego pytałeś czy być może mnie nie widział? Prawdopodobnie martwy? — zaśmiała się. Tak, z cierpliwością do innych z pewnością podłapał sporo od jej ojca. Nie pierdolił się tańcu.
Ucieszyła się, że prezent mu się spodobał. Zaśmiała się.
— Wydaje mi się, że to kwestia perspektywy. Walczysz w taki sposób, że nie musisz go dobywać, ale nie musisz. Możesz po prostu dobyć miecza w walce i zobaczyć jak Ci pójdzie. Kto wie, może podświadomie się boisz, że Twoja szermierka nie jest na tyle skuteczna? — zagaiła celowo, jakby chciała go tym razem celowo sprowokować. — Twój mentor też nie musi używać miecza, a jednak to robi. Zabijasz bez rozlewu krwi, a taka jatka, lejąca się jucha też potrafi być ciekawa. Zawsze możesz też tutaj kogoś wyzwać na pojedynek na miecze, albo w Fasach, albo gdziekolwiek zechcesz.
Darcy
Racja, ojciec na pewno wpoił mu do głowy sporo informacji. Przytaknęła Lazarusowi głową, a że jej oddech się unormował, stanęła stabilniej, gotowa do dalszej trasy. Na jego rechot uniosła lekko jedną z brwi i zerknęła po nim wymownie.
OdpowiedzUsuń- Och, doprawdy? Zbliżasz się tylko do tych, o których wypada fantazjować? - uśmiechnęła się pod nosem. Jak dla niej to raczej działało odwrotnie. Wyobraźnia lubiła płatać psikusy, szczególnie, gdy ktoś był "zakazany" z tych, czy innych powodów. Prześlizgneła po feniksie wzrokiem, a słysząc o zębie przekręciła głowę na bok. - Nie słyszałam by miały jakąś wartość - przyznała. - Służą do czegoś konkretnego? - zainteresowała się. Akurat takie informacje lubiła uzyskiwać. Eksplozja sprawiła, że kącik ust dziewczyny drgnął lekko.
- Robi wrażenie - rzuciła z lekkim przekąsem, miała chwilami wrażenie, że zarówno ona sama, jak i Lazu, popisują się przed sobą. Mogło być mylne, ale było. Oddała mu miecz, przytrzymując go chwilę w dłoni, zaraz jednak spojrzała na Kove i przywołała moserta. Drobny zaczepny komentarz aż się prosił, ale uznała, że lepiej odpuścić. Na komentarz uśmiechnęła się lekko. - Dzień się jeszcze nie skończył, a przed nami droga. Palone truchło może niedługo zwabić tu innych, czy nawet inne Lubiny. Proponuję jednak się ruszyć - zaznaczyła, wracając na ich wcześniejszy szlak. - Masz jakiś obóz? - zagadnęła.
Morgana
Uśmiech nie zniknął z jej buzi.
OdpowiedzUsuń- Nie każda bliskość musi rozpalać, Lazarusie. Aż strach Ci podać pomocną dłoń - zauważyła w zaczepnym tonie. W końcu, w swojej wypowiedzi o podchodzeniu nie miała na myśli nic seksualnego. Na stwierdzenie o łypaniu wzruszyła tylko ramionami. - Mówiłam już, to nie moje spostrzeżenie, mi nie przeszkadza takie zerkanie. Wiem jak wyglądam, wiem, że mogę się podobać, nie raz to wykorzystałam w swoim życiu. Myślę, że Ty też zdajesz sobie sprawę ze swoich atutów - stwierdziła dość prosto. W końcu fakt bycia w związku nie sprawiał, że cała reszta świata stawała się szpetna, przynajmniej w jej mniemaniu. Słysząc o wykorzystaniu zęba kiwnęła głową. - Sprytne, nie wpadłam na to - przyznała, bo rzeczywiście plan miał sporo sensu.
- Kova? - obejrzała się na moserta, sama naśladując kroki Lazarusa. - Zawsze możemy go dosiąść jeżeli zależy Ci na czasie, pójdzie sprawniej - nie raz jeździła na samcu w parze, a piach nie stanowił dla niego problemu. - Jedynie lot stanowi dla nas problem - dodała, bo sama nie posiadała takiej umiejętności. Widząc jak Lazarus się porusza, uśmiechnęła się pod nosem i prychnęła cichym śmiechem. - Zamierzasz się dodatkowo rozbierać po drodze? - zapytała z przekąsem.
Morgana
Spojrzała po nim nieco zaskoczona.
OdpowiedzUsuń- Chyba mi nie powiesz, że nigdy nie słyszałeś komplementów na swój temat? - sama nasłuchała się ich w życiu tyle, że szło w nich pobłądzić. Jeszcze raz prześlizgnęła po nim wzrokiem i pokręciła głową z lekkim rozbawieniem.
- Kiedy ja jestem skupiona, mam podzielną uwagę - kącik jej ust drgnął lekko, a dziewczyna sprawnie wspięła się na grzbiet moserta. Zwierzę było duże i silne, szczególnie gdy chodziło o samce tego gatunku. Mor przy swoim 177cm wzrostu sięgała zwierzowi do barku.
- Da radę, nie pobiegnie ale transportował już cięższe towary. Przynajmniej na oko - poklepała bok zwierzaka i dała Lazarusowi znać, że może wchodzić. - Stawiam, że mimo kupy mięśni nie jesteś jednak ze stali - dodała, a na komentarz o rozkazie ponownie lekko uśmiechnęła się pod nosem. - Obejdzie się, przybyłam zbadać okolicę, a Twoje ciało do niej nie należy. Gra słów jest dostatecznie ubawiająca - stwierdziła. - Mam nadzieję, że Twoim napiętym pośladkom nie będzie przeszkadzał brak siodła - pokazała mu miejsce za swoimi plecami, czekając aż do niej dołączy, a zadziorny uśmieszek jej nie opuszczał.
Morgana
Zastanowiła się chwilę nad jego słowami, feniks zdążył w tym czasie zająć miejsce i właściwie dopiero jego oddech przy karku odrobinę wyrwał Mor z zamyślenia. Obejrzała się na niego.
OdpowiedzUsuń- Niech więc starczy Ci wiedza, że jesteś przystojny. Swatka raczej nie będzie Ci potrzebna - oznajmiła bez większych ogródek i pogoniła Kove, by ruszył. Uśmiechnęła się odrobinę rozbawiona. - Skoro machasz mi nimi przed oczyma - zerknęła na niego z wymownym spojrzeniem. - Jak wsadzisz mi głowę w piasek to mogę co nieco napomknąć na ten temat - dodała i przytaknęła głową na ocenę swojej osoby, traktując to bardziej jako informację, a na wzmiankę o kierunku, naprowadziła moserta w odpowiednią stronę. Nie miała problemu z jego dłońmi przy swoim pasie, jednak szept wywołał lekki dreszcz przy karku. Poczuła się trochę dziwnie, jakby robiła coś niewłaściwego.
- Odróżniasz flirt? - zapytała nagle i ponownie odwróciła głowę w jego stronę. - Flirtuję z Tobą?
Morgana
Na podziękowania skinęła głową. Musiała przyznać, że odrobinę ją bawiło podobieństwo jej imienia do jego nazwiska, ale postanowiła tego nie komentować, zamiast tego wysłuchała go spokojnie.
OdpowiedzUsuń- Doprawdy ciężko? - jakoś jej to nie przekonywało. - Cóż by się stało, gdybyś poświęcił ten jeden czy dwa wieczory w tygodniu na własne przyjemności? - dopytała. - Wątpię by matka z ojcem mieli o to do Ciebie żal, Darcy tym bardziej, sama lubi dobrze się zabawić - zauważyła. - Monotonia bywa nużąca, a tak jakbyś się wyrwał raz na jakiś czas, odświeżył głowę - wzruszyła ramionami. Sama widziała po sobie, nawet teraz, ten wypad, coś innego i głowa zdawała się świeższa.
Uśmiechnęła się pod nosem na propozycję z piaskiem.
- Przykro mi, nie planuję, może innym razem - rzuciła, a gdy skrzyżował ich spojrzenia, Mor wróciła swoim do patrzenia przed siebie. Zerknęła jeszcze na dłoń przy swoim biodrze, po czym w milczeniu poprawiła ją umieszczając na wysokości pasa. - Tak się jeździ - zwróciła mu uwagę po chwili. - Też nie jestem dobra w... te sprawy - wzruszyła ramionami i znowu na niego spojrzała. - Możemy po prostu ustalić, że tak rozmawiamy? Nie chcę niedomówień, a ... Tak po prostu mi pasuje. Tobie najwyraźniej też, skoro nie narzekasz - zaproponowała.
Morgana
Uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego. Zbyt dobrze pamiętała czasy, gdy sama szukała powodów dla "braku czasu na nawiązywanie nowych relacji".
OdpowiedzUsuń- Samo przyjdzie - stwierdziła krótko. - Może nawet w bibliotece spotkasz kogoś ciekawego - dodała z nieco zadziornym uśmieszkiem. Doradca króla, brzmiało poważnie, spojrzała po feniksie zastanawiając się nad czymś, myśli jednak zostawiła dla siebie, przynajmniej na razie. Drgnęła lekko na pytanie przy uchu.
- Dziwne? Nie sądzę... Czytanie może relaksować, chociaż jeżeli Twoje polega jedynie na samorozwoju to może najwyższy czas przeczytać coś... luźnego? Nie dla zdobycia wiedzy, a dla rozrywki - zaproponowała, a na wizję utknięcia prychnęła krótkim śmiechem, klepnięcie brzucha jej nie przeszkadzało. - "Przyszywany bracie"? - spojrzała po nim rozbawiona. - Szkoda by było czasu na takie epitety. "Ej Ty", "Gnomie"... to prędzej - przyznała i zaraz pokręciła głową. - Jeszcze kilka tekstów o oglądaniu mojego tyłka i chyba zacznę się mniej skąpo ubierać - spojrzała po nim z zaczepnym błyskiem w oku. Na pytanie z kolei wzruszyła ramionami. - Lubię ogień, lubię walkę, jesteś trochę jak fuzja tych dwóch rzeczy, a dodatkowo lubię obserwować - przyznała zerkając na niego. - Czasami aż nadto, co bywa mylące - dodała.
Morgana
Zastanawiała się przez chwilę, czy powinna dalej ciągnąć ten temat. Nie miała dla niego żadnych ciepłych słów, które mogłyby ukoić serce po stracie kogoś bliskiego. W takiej sytuacji znała tylko jedno rozwiązanie - zemstę. Przelanie gniewu w siłę, który miał doprowadzić okrutników, którzy zniszczyli coś pięknego na sam skraj rozpaczy, a Bellhardów już nie było. Przynajmniej w Phyonix nie dało się już żadnego znaleźć. Gdy Morgana zniknęła w Hiell, Sangius osobiście dopilnować, aby nawet dzieci nie przeżyły za ten haniebny cień, toteż Lazarus nie miał nawet jak się zemścić. I wcale nie było jej z tego powodu przykro. Mimo wszystko była samolubna. Nie chciała, aby ktoś poza jej rodziną krzywdził tych ludzi, za to co spotkało Morganę i mamę. Inni mogli po prostu pozostać wdzięczni w tej kwestii.
OdpowiedzUsuń— Albo za mało próbowałeś. Nie każdy jest taki jak mój ojciec czy Ashan. Lubią rozmawiać. Kieran, który też należy do Gromu na przykład pisze piękne wiersze, bardzo dosadne. Fayrie przeczytała chyba każdą księgę w królewskiej bibliotece. Uważam, że za bardzo się izolujesz od własnych towarzyszy broni, szukając we wszystkim osamotnienia. To Twoje życie i zrobisz ostatecznie co chcesz, ale skoro Grom to teraz coś na kształt nowej rodziny w Twoim przypadku, może warto ją poznać? — pozwoliła sobie sama zaczepić o odrobinę filozofii, skoro uznał, że lubi takie dywagacje. Nie miała pojęcia czy w jakikolwiek sposób mu to pomoże. Najwyżej obrazi się na nią i już nigdy tutaj nie wróci. Z tym jakoś sobie poradzi. Zdążyła się do niego przyzwyczaić, ale nie będzie nikomu odbierać wolnej woli, bo sama znalazła sobie jakąś rutynę.
Na jego kolejne słowa zaśmiała się szczerze.
— Ja i pochmurność? Absolutnie nie. Lubię emocje, żywe, mocne. O ile wkurwienie spełnia kryteria, nie chcę go czuć dopóki nie zapanuje nad swoimi mocami, więc lepiej mnie nie prowokuj, kto wie kiedy w końcu trafi się ten jeden raz, kiedy nie zapieczętujesz tej obudzonej części, która chce wszystko wokół siebie zniszczyć — przypomniała mu z uśmiechem, siadając na blacie w otwartej kuchni. Krzywe akcje z demonami. Tak, o ile pamiętała, zarówno tata jak i wujek Meliodas jasno ustalili, że demoniczne intrygi mają trzymać z daleka.
— Nie dziw mu się, tata chce spokoju, a nie kolejnej wojny z demonami. Są z wujkiem zmęczeni ciągłymi konfliktami, chcą spokoju kiedy mają własne dzieci. Ten Pius niech sobie żyje w spokoju i prowadzi tyle wojenek ile chce dopóki nie dotkną Argaru. Wtedy jego sens może już nie mieć sensu, wiesz jak już będzie martwy — odpowiedziała. Patrzyła na niego i osłoniętą broń. Maniakalny uśmiech nawet mu pasował w tej sytuacji. Rozumiała tą obsesję, w końcu w pewien sposób przeżyła coś podobnego.
— Bardzo poetyckie, własnym złotem opłacili swoją ostateczną zgubę. Można o tym napisać pieśń.
Darcy
Erotyków? Spojrzała po nim wyraźnie zaskoczona. Ona nigdy nie miała okazji czytać czegoś takiego, chociaż... Okazja może i była ale jakoś nie bardzo ją ten rodzaj książek interesował.
OdpowiedzUsuń- W Phyonix mieszkańcy są tak do siebie podobni, że nie jeden tubylec uznałby wszystkich za rodzeństwo, może dlatego temat jest popularny - podsunęła pierwszy powód jaki jej przyszedł do głowy, a gdy zaczął kręcić kółka na jej brzuchu i rzucił o "czymś więcej", złapała jego palce i ścisnęła w swojej dłoni. - Przestań - poleciła oglądając się na niego. - Co więc widziałeś? - zapytała wprost, a na słowne zaczepki uśmiechnęła się pod nosem. - Kto powiedział, że wykąpię się w tym samym czasie co Ty?
Morgana
Pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń- Po prostu nie sądziłam, że czytasz erotyki, ale nie oceniam, nic w tym złego, może jedynie gryzie mi się nieco z wizją Twojej osoby - przyznała. Chyba prędzej widziałaby go obłożonego nagimi kobietami, niż przy zboczonej książce. Na wzmiankę o braku feniksów wzruszyła ramionami. - Nie zdziwiłabym się, gdyby przez poprzednią władzę aranżowano nawet wewnątrzrodzinne małżeństwa. Niektórym odwaliło na punkcie czystości krwi - wyznała. Kiedy się zaśmiał spojrzała po nim wymownie, nie zdradzając przy tym za wiele. - To już wiesz - odparła na sugestię co do łaskotek, ucinając temat i wracając spojrzeniem do drogi. Westchnęła cicho.
- Tak, w sumie to tak... To mój pierwszy dalszy wypad od porodu więc... Brakuje czasem adrenaliny, a ta drobna potyczka była miłym przypomnieniem - przytaknęła mu głową. - A fuzja, tak, zdecydowanie była interesująca - uśmiechnęła się delikatnie. - Może nawet przywołała wspomnienia treningów z ojcem? - pomyślała na głos. Czasami tęskniła za tymi beztroskimi urywkami życia. Zerknęła ukradkiem na dłoń, którą zabrał, sama zgarnęła włosy z pleców i przerzuciła je sobie przez ramię, by wisiały z przodu, a głowę obróciła profilem do Lazarusa. Kącik jej ust drgnął mimowolnie.
- Będę odwracać - powtórzyła po nim, a na szept przy uchu odwróciła głowę, by znowu spojrzeć przed siebie. - Mam nadzieję, bo jak ja Ci ją obrócę to o trzysta sześćdziesiąt stopni - odparła z łobuzerskim uśmieszkiem i nawet krótko się zaśmiała, zerkając na Laza jednorazowo i zaraz kręcąc głową. - Szkoda by było - dodała, nadal z tym samym uśmiechem.
Morgana
- Kojarzy się raczej z praktyką, nie teorią - stwierdziła krótko, a na wyznanie rzeczywiście wyglądała, na zaskoczoną. - Czekasz z tym na coś, czy jeszcze nikt na tyle Cię nie zainteresował? - zagadnęła. Nawet ją interesowało podejście innych do takich tematów. Obiecała sobie w końcu, że postara się bardziej otworzyć na rozmowę i poznawanie innych. Miała wyjść ze skorupy, więc korzystała z okazji. - Nie zawracaj sobie tym głowy - poleciła gdy wspomniał o łaskotkach, posyłając mu nieco przymrużone spojrzenie, bacznie obserwując, jak wchodzi z moserta. Przezorny, ubezpieczony. Przy sugestii co do ojca pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń- To Ci raczej nie grozi Gnomie - uśmiechnęła się pod nosem. - Ale fuzje bywały podobne, czasami podkręcał jakiś efekt swoimi sztuczkami, co by mi coś wytłumaczyć czy po prostu pokazać - wyjaśniła, po czym powędrowała wzrokiem ku oazie, którą wskazał. Nie cierpiała z ciepła, ale miała nawet ochotę odpocząć, tak po prostu, w jakimś przyjemnym miejscu. To zdawało się pasować. Komentarz o traceniu głowy skomentowała tylko uśmiechając się pod nosem i również kręcąc głową.
- Flirty? - zaśmiała się krótko. - Ależ gdzie tam... Co najmniej jeszcze dwóch sprawdza się w tej funkcji całkiem nieźle, jeden nawet znakomicie - odparła zaczepnie. - Przydasz się Phyonix, szkoda by było stracić takiego mieszkańca - kontynuowała w swoim zaczepnym tonie, a gdy podprowadził wierzchowca do oazy, sama zeskoczyła ze zwierza, tuż obok Lazarusa.
- No, no, całkiem przyjemnie - przyznała, prowadząc Kove głębiej i puściła go luzem po czym zdjęła z siebie swój drobny bagaż.
Morgana
Przyjęła informację do wiadomości i kiwnęła głową, jeszcze raz po nim zerkając, nie ciągnęła jednak tematu. Na zaczepkę i stwierdzenie zaśmiała się krótko.
OdpowiedzUsuń- Najwyżej ucięłabym Ci język - rzuciła, schodząc ze zwierza. Na jego kolejne słowa wzruszyła ramionami. - Zbędny to chyba dość mocne słowo - stwierdziła, obserwując jak zdobywa daktyle. Przyjęła jeden, z kiwnięciem głowy i zaraz uśmiechnęła się pod nosem. - W razie co, będzie na Ciebie - odparła rozbawiona, kosztując owoc. Obserwowała chwilę co robił, zbliżyła się nawet by zerknąć do skrzynki, a gdy zdjął część odzieży, w odruchu spojrzała za materiałami ciśniętymi w kąt. Zjadła daktyla i wróciła wzrokiem do Lazarusa. Mapa zwróciła jej uwagę najbardziej, ale spojrzała i po plecach mężczyzny. Sporo blizn, sporo historii do opowiedzenia... Sama miała liczne rany na ciele, jednak było ich na pewno mniej niż u feniksa. Pochyliła się nad ramieniem Groma, by zerknąć na to co kreślił, a gdy spojrzał w jej stronę uśmiechnęła się słabo.
- Jasne, chętnie odpocznę po wyprawie - przyznała. Dzień był dość wyczerpujący. Wyprostowała się i ruszyła w stronę pobliskiego drzewa, by zdjąć pochwę z mieczem i oprzeć o pień, obok postawiła też swój tobołek. - Masz jakiś plan, czy będziemy coś więcej omawiać z rana? - zagadnęła, poprawiając kilka pasów na swoim ciele, strój był bardzo wygodny, ale czasem rozsuwał się nie tak jak trzeba. Mor spojrzała jeszcze w stronę Kovy, by upewnić się, że wszystko z nim dobrze. Uśmiechnęła się czulej na widok jak samiec brodzi zadowolony w wodzie, po czym sama doskoczyła do gałęzi i zaczęła wspinać się po drzewie. Zamierzała jeszcze rozejrzeć się po okolicy, nim w pełni pozwoli sobie na drobny relaks.
Morgana
Mor uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową. Lazarus był całkiem zabawny. Na pytanie lekko wzruszyła ramionami. - Przydatny? - zaproponowała i zaraz spojrzała na niego wymownie. - Nie martwię, chociaż jestem w szoku, że proponujesz coś takiego mym książęcym pośladkom - odparła. - Gdzie jakieś przytyki o jedwabistych podcieraczach? - uśmiechnęła się pod nosem. - Na razie podziękuję, ale później może skuszę się na te Twoje suchary, te słowne jakoś znoszę, więc... - wspinając się obejrzała się na niego wyraźnie rozbawiona, było na czym wieszać oko i nawet specjalnie tego nie kryła. Jej wzrok nie był jednak zachłanny, popatrzyła sobie i wróciła do wspinaczki, by zaraz znaleźć się na najwyższym piętrze gałęzi. Widząc Lubiny zacisnęła usta w wąską kreskę, zaraz też spojrzała w dół, na Lazarusa, i kucnęła.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem czy zwietrzyły nas, czy truchło, ale dwa osobniki tną pod piachem, prosto do ubitego - zaczęła zeskakiwać w dół, przewieszając się do góry nogami na ostatniej gałęzi i zerkając w stronę Groma.
- Trzeba mieć na uwadze, że do nas przyjdą. Kto wie, może miecz Ci się jednak przyda. Chociaż wątpię - stwierdziła spokojnie.
Morgana
Morgana zaśmiała się lekko. Tak, jej domek zdecydowanie był mało królewski, ale właśnie to w nim uwielbiała.
OdpowiedzUsuń- Ciekawe jak bardzo by Ci nakopała po takim tekście - rzuciła rozbawiona. - Albo przynajmniej jak bardzo by próbowała - dodała i zaraz złapała rzucony w jej stronę kawałek mięsa. - Dzięki - spojrzała po jedzeniu i nim zaczęła schodzić, wsunęła do buzi. Przygryzała mięso na każdym piętrze gałęzi, a na komentarz o patrzeniu uśmiechnęła się pod nosem. - Skoro tak to bardziej martwiłabym się o Ciebie... Jeszcze Ci pikawa wyskoczy od tego patrzenia - stwierdziła przy ostatnim piętrze i zeszła z gałęzi, otrzepując dłonie i przeżuwając ostatni kawałek mięsa. Sama założyła dłonie na biodra, stojąc przez Lazarusem. - Strach? - zapytała patrząc po nim zadziornie. - Z dwoma nie poszłoby tak łatwo, ale stawiam, że dalibyśmy radę... Gnomie - spojrzała na jego gołe stopy, miał na sobie coraz mniej. Wróciła wzrokiem do oczu Lazarusa. - Dla dowodu na mój spokój ducha idę się wykąpać - oznajmiła, wymijając go, od razu ruszając w stronę wody i rozpinając kilka pierwszych klamer swojego stroju.
Morgana
- Co w rodzinie, to nie zginie - rzuciła krótko. Parabellum nawet przy obiadowym stole byli dość kąśliwi i zaczepni wobec siebie. Taki tam specyficzny rodzaj okazywania uczucia. Nawet się lekko uśmiechnęła na wspomnienie rodzinnego obiadu, a zaraz pokręciła głową, patrząc na swojego towarzysza. Jak dla niej przesadzał z tymi pośladkami, tyłek jak tyłek, znalazłby się nie jeden ciekawszy.
OdpowiedzUsuń- Cóż, najwyżej umrzesz szczęśliwy - stwierdziła, odchodząc.
Morgana miała gadane, nie raz flirtowała dla zdobycia informacji czy dla wykonania zlecenia, ale nigdy nie przekraczała pewnych granic. Właściwie nagość ją krępowała, Natan był jedynym, który widział ją nagą, przy nim nie czuła już skrępowania, ale tutaj... Rozpięła klamry, jednak nim całkowicie zdjęła strój skryła się za jednym z krzewów rosnących w pobliżu wody. Tam zsunęła z siebie ciuchy i przysiadła na brzegu, by cicho wślizgnąć się do wody. Kochała ciepło, skwar pustyni ani trochę jej nie przeszkadzał, ale lubiła też chłód wody. Uśmiechnęła się lekko i zanurkowała, płynąc nieco głębiej, tak, by spokojnie mieć wodę przy szyi. Tam odetchnęła i zaczęła przemywać ciało.
Morgana
Poczuła się znacznie swobodniej, kiedy nie była obserwowana. Przepłynęła się kawałek w jedną i w drugą stronę, jednak słysząc dźwięk ostrzonej stali, podpłynęła do nieco bardziej odsłoniętej części oczka. Ciekawość robiła swoje. Widziała Lazarusa z wody, patrzyła na pozycje które przybierał. Wyglądał jakby trening sprawiał mu rzeczywistą przyjemność, jakby nie był tylko powinnością. Z drugiej strony sprawiał wrażenie nieco uzależnionego. Mor uśmiechnęła się kącikiem ust i wróciła do swojej kąpieli, by po kilku minutach wyjść z wody. Narzuciła na siebie zwiewny materiał, który zawsze brała w podróże. Idealnie nadawał się do okrywania ciała tuż po kąpieli. Dość lekki, a zarazem nie prześwitujący. Wycisnęła wodę z włosów i przełożyła je sobie przez ramię po czym złapała znoszony ciuch w rękę, ruszając z powrotem do Lazarusa. - Umiesz Ty odpoczywać? - zapytała z nieco uniesionym kącikiem ust.
OdpowiedzUsuńMorgana
Patrzyła po nim spokojnie, a gdy skrzyżował ich spojrzenia i wspomniał o grobie, uniosła lekko brwi. Miała wrażenie, że jego zachowanie uległo delikatnej zmianie i nie do końca rozumiała z czego to może wynikać. Zatrzymała na chwilę oddech, odsuwając ramię, gdy ruszył prosto na nią. W milczeniu, spojrzała za nim i obserwowała chwilę. To było... dziwne? Odwróciła wzrok dopiero, gdy ściągnął bieliznę, wtedy skupiła wzrok na mieczu wbitym w ziemię i uśmiechnęła się delikatnie. Od razu do niego podeszła, by palcami dokładniej zbadać klingę, rękojeść. Piękna robota... Spojrzała jeszcze po kąpiącym się Lazarusie i zaraz podeszła do mapy, by przysiąść przy niej na piasku i zacząć studiować.
OdpowiedzUsuńMorgana
Analizowała mapę, ale usłyszała, gdy wychodził z wody. W pierwszej chwili nie zareagowała skupiona na swojej czynności, mapa była ręcznie tworzona więc interesowała ją jeszcze bardziej. Kilka zaznaczonych punktów widokowych, leże Lubinów i... jednego fragmentu nie mogła rozczytać, napis zdawał się trochę rozmazany, jakby ktoś przypadkowo przetarł go ręką. Mor zmarszczyła czoło i wstała ze swojego miejsca, nadal próbując rozszyfrować te kilka liter.
OdpowiedzUsuń- Dobra, większość jest jasna, ale tu... - mówiąc ruszyła w jego stronę, jednak zaraz podniosła wzrok znad mapy, a widząc jak Lazarus leży sobie goły pod drzewkiem zacisnęła zęby.
- Kurwa Laz! - zatrzymała się i zasłoniła sobie widok mapą. - Ubierz się! - warknęła i przymknęła oczy, ściskając trochę mocniej mapę w dłoni. Co za...
Morgana xD
Kiedy tak spokojnie jej odpowiedział zacisnęła jeszcze mocniej zęby, a na słowa o spełnieniu spojrzała mu w oczy, mrużąc je gniewnie.
OdpowiedzUsuń- Spierdalaj - rzeczywiście jej buzia była rumiana, a to irytowało ją jeszcze bardziej. - Nie jesteśmy w garnizonie! - dodała, a widząc jak nieporadnie się okrył, zasłoniła mu krocze rozłożoną mapą. Już ona zasłaniała więcej. Westchnęła głośno i wzięła głębszy oddech, masując sobie czoło. - Przed Dracy też tak paradujesz?! - spojrzała mu w oczy, nadal zirytowana.
Morgana
- Mnie krępuje! - uniosła się jeszcze raz. To jej w zupełności starczyło za argument. - Brawo za spostrzegawczość, nie korzystam i nie zamierzam tego zmieniać - przyznała już nieco spokojniej, ale na słowa o siostrze jej spojrzenie zawrzało. - Ale Ci zaraz jebnę... - jak powiedziała, tak zrobiła i sprzedała mu cios pod żebro i zawisła nad nim - Osobiście Cię wykastruję jak się dowiem, że zrobiłeś coś, czego nie chciała - dobrze, że nie rozstawała się ze swoimi ukochanymi pierścionkami, a Laz czuł się aż nad wyraz komfortowo, bo to dało możliwość przyłożenia mu garoty do gardła.
OdpowiedzUsuńMorgana
Jego mina szybko jej przypomniała ich pierwszy sparing. Lubił duszenie... Chciała się wycofać, ale złapał jej nadgarstki.
OdpowiedzUsuń- Przestań - zaznaczyła stanowczo. - Lazarus przestań! - warknęła na niego. Dobrze, że palce miała wolne, bo odhaczyła kciukiem linkę z ząbka przy pierścieniu, a ta puściła, przestając go dusić. Mor szarpnęła ręce, chcąc się uwolnić z uścisku. - Jesteś kurwa chory! Nie mówiłam, że dotknąłeś, a że masz tego nie robić! - sytuacja była na tyle zaskakująca, że nawet nie zwróciła uwagi na jego wzwód, czuła za to jak serce wali jej w piersi. Co za dziwna sytuacja.
Morgana
Uznała jego słowa za zwykłe wymówki. Podała przykłady. W każdym legionie zapewne znajdował się ktoś, z kim mógłby znaleźć wspólny język. Wystarczyło pozwolić sobie tylko nawiązać z kimś relację. Co nie było takie trudne, nawet mając na sobie maski. Posiadanie kogoś, z kim można było szczerze porozmawiać mimo wszystko bardzo ważne w życiu. Każdy, nawet największy samotnik w końcu musiał to zrozumieć, albo chociaż trafić na kogoś, kto siłą utoruje sobie drogę do serca danego nieszczęśnika. Nic nie mogła zmienić w tej tego poglądu.
OdpowiedzUsuń— W pewnym sensie miałeś łatwiej. Dodatkowe treningu, zaimponowałeś Pierwszemu Wojownikowi już za małego dziecka, ktoś, kto nie ma wrodzonego talentu, czy wstąpił w późniejszym wieku, a jest gorszy od dziecka, może czuć, że ma pełne prawo czuć się zazdrosnym. Łatwiej uznać swoje niepowodzenie za cudzą winę. Myślenie, że wszystko by wyglądało inaczej, gdyby nie ktoś inny, to jego wina, to ja powinienem być na jego miejscu, to są bardzo normalne emocje, towarzyszą wielu z nas w mniejszym lub większym stopniu. Nigdy nie myślałeś, czy Morgana nie zauroczyłaby się w Tobie, gdyby nie Natan? Nie próbowałeś na siłę zwrócić swojej uwagi? Zaimponować jej? W każdym można znaleźć przeszkodę, jeśli się tego chce. Na dobrą sprawę, każdy z nas jest złym charakterem w cudzej historii życia. Co trochę zbija fakt, że mogłeś się z kimś zaprzyjaźnić, no ale trudno. Czasami nawet księżniczka bredzi — wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, aby potem nieco go poszerzyć. Fakt, że chciał kogoś poznać i w końcu zaczynał się otwierać, mimo wszystko był miły. Egoistycznie miło też było być jednym z tych powodów. Dobra kapłanka powinna umieć zyskiwać przychylność swoim charakterem, a nie budzić strach i obrzydzenie. Niedługo potem poczuła nieprzyjemną pustkę w środku, którą faktycznie zaczął wypełniać gniew.Zeskoczyła na podłogę i wyminęła Lazarusa z uśmiechem z niezmienionym wyrazem twarzy. Dopiero, gdy znalazła się poza zasięgiem wzroku, oczy zmieniły kolor. W głowie pojawiła się jedna dosadna myśl. Wystarczy tylko zacisnąć dłoń w pięść. Czuła jego puls, maniakalne bicie serce. Gdyby tylko chciała, gdyby tylko pozwoliła, aby ta mroczna siła ją pochłonęła, mogłaby tak łatwo zmyć to szaleństwo z powierzchni ziemi. Zaprowadzić porządek. Spokój.
Wdech, wydech. Kontrola. Kontrola była najważniejsza. Nie mogła czuć gniewu, zawiści, nie mogła tak po prostu pozwolić wyzwolić tego co w niej siedziało. Musiała to opanować, a nie dawać za wygraną, inaczej straci samą siebie. Wszystko co w sobie kocha. Już nigdy nie przytuli nikogo z rodziny, nie zabierze maluczkich na żaden spacer, nigdy nie zagra na pianinie, nie zatańczy. Pustka była zbyt przerażająca.
Zignorowała jego wybuch, puściła w niepamięć, odesłała w tę część mózgu, która o wszystkim zapomniała. A potem znowu była roztrzepaną, zadowoloną z życia, rozpieszczoną, uroczą księżniczką.
— Ten demon i ta armia jest słaba. Każda armia jest słaba, jeśli trafi na złego przeciwnika. Możesz nie być najsilniejszym wojownikiem Phyonix, dalej jesteś potężny. Demony też starają się ignorować ten świat, mylnie biorąc go za słaby. A jednak to ziemia, która wydała Ciebie na świat. Teraz pomyślą dwa razy, zanim zaczną robić coś głupiego. Dziękuję za rozwiązanie potencjalnego problemu, zanim się pojawił — odpowiedziała wracając do niego wzrokiem z uśmiechem.
Pokiwała głową.
— Możemy się tak umówić, napiszę piękną pieśń na Twoją lutnię i pianino, a potem ją zagramy. A teraz, robi się późno. Miałeś wyjechać z rana, a poranek zaraz Ci minie, Lazarusie. Czas się chyba pożegnać — wyciągnęła w jego stronę rękę na pożegnanie.
Darcy
Jego pusty wzrok był dość niepokojący, więc, gdy wrócił do normy i splunął krwią poczuła pewnego rodzaju ulgę, nawet spojrzała troskliwiej, bo przed chwilą wyglądał jakby coś w niego wstąpiło. Laz jednak zbliżył się dość gwałtownie i zaczął robić wyrzuty. W jej spojrzeniu ponownie zawrzało. Przyjęła te wszystkie słowa, ale na wzmiankę o duszeniu strzeliła mu w papę z otwartej dłoni.
OdpowiedzUsuń- Ja Ciebie?! Przysunęłam jedynie broń do skóry! To Ty złapałeś moje ręce i zadusiłeś żyłkę na własnej szyi! - przypomniała mu. - Nie miałam zamiaru nic Ci zrobić! - pchnęła go w tył wkurzona, z zamiarem wstania. Ależ on ją momentami wkurwiał!
Morgana
- Gdybym rzuciła niestosowną sugestię co do Twojej młodszej siostry, to bym się tej klingi spodziewała - odparła twardo i wstała by odsunąć się na kilka kroków.
OdpowiedzUsuń- Już - odpowiedziała po czym wzięła głęboki oddech, a na łknięcie drgnęła delikatnie, oglądając się na Groma. Zacisnęła lekko zęby po czym westchnęła głośno. Pieprzony temperament...
- Przesadziłam, przyznaję... - musiała solidnie walnąć skoro używał łez. - Ale nie jesteś lepszy... Wystraszyłeś mnie, dobra? Wyglądałeś jakby Cię coś opętało, Ty i te Twoje... pojebane fetysze... - odwróciła się do niego plecami, krzyżując ręce na piersi. - Wiem, że chcesz jej pomóc, tu ja przegięłam... Przeraża mnie bycie starszą siostrą... - przyznała i obejrzała się na niego z zawziętym wzrokiem. - I po prostu nie chcę byś się przy mnie tak afiszował z tym swoim... - spojrzała przed siebie - ... kutasem.
Morgana
Komentarz odrobinę ją dotknął. Najwyraźniej pewne jej zachowania były nie do wyplenienia, była chujowa w relacje i tyle. Fakt, że "się złapała" wywołał grymas na twarzy. Wcześniej nie podziałało... niby od ostatniego sparingu za wiele się nie zmieniło, a jednak. Poczuła nić sympatii, najwyraźniej zbędnie. Nic więcej nie powiedziała, po prostu ruszyła po swoje tobołki i zaczęła szykować sobie jakiś nocleg. Wieczór dopiero się zbliżał, ale chciała czymś zająć myśli i ręce.
OdpowiedzUsuńMorgana
Zasnęła dość późno, noc na pustyni robiła swoje, a i miała nad czym myśleć. Sen długo nie mógł jej zmorzyć i pozwoliła sobie nawet na nocny trening. Solidne rozciąganie, pompki, brzuszki. Nie chciała za bardzo hałasować, więc z wodą dała na wstrzymanie. Wróciła na posłanie po wysiłku i dopiero wtedy spokojnie zasnęła. Obudziło ją szturchnięcie Lazarusa.
OdpowiedzUsuń- Hm? - podniosła głowę nieco zaspana i przeciągnęła się z cichym mruknięciem. Chwilę jej zajęło odnalezienie się w rzeczywistości, ale w końcu usiadła i przetarła oczy. - Pięć minut to akurat poczeka - odpowiedziała sięgając po swój tobołek, by wyciągnąć coś do odziania. Wstała i w bieliźnie ruszyła się opłukać. Dziesięć minut zajęło jej spakowanie tobołka i przygotowania, a gdy była już gotowa wyciągnęła dwie porcje suszonego mięsa, jedną podając Lazarusowi, wymieniając z nim krótkie spojrzenie.
- Smacznego - rzuciła i ruszyła w stronę Kovy, by na powitanie tyknąć się z nim czołem o czoło. - Gotowa - oznajmiła jeszcze, dosiadając swojego zwierza.
Morgana
Przyjęła owoc odwzajemniając jego gest i przygryzała daktyla do mięsa. Nie miała pojęcia jak się zachować. Dopiero przerobiła temat kłótni z Natanem, ale to była indywidualna sprawa, z każdym było inaczej. Spięła się odrobinę, gdy Laz zajął swoje miejsce, ale jej ciało wyraźnie puściło, gdy to on zaczął, nawet bliskość teraz jej nie przeszkadzała.
OdpowiedzUsuń- Jesteśmy - przyznała zerkając w jego stronę. - Ja... też przepraszam - uśmiechnęła się słabo. - I dzięki... - dodała ciszej. - Jestem totalnym debilem w te całe relacje... Nim ja bym zaczęła, minęłyby wieki - przyznała, krzywiąc się lekko. - Miałeś właściwie znajomych? Takich wiesz, nie od miecza, takich po prostu... bliższych? - zapytała.
Morgana
Uśmiechnęła się pod nosem na jego stwierdzenie.
OdpowiedzUsuń- Przygadał kocioł... - zerknęła na niego w lekkim rozbawieniu. Zaraz sam potwierdził jej słowa i chociaż matematyczne porównanie trochę ją zaskoczyło, to musiała przyznać, że nawet przypadło do gustu. Przytaknęła mu głową w odpowiedzi, a kiedy sam udzielił swojej, przygryzła lekko wargę. - To i tak radzisz sobie lepiej ode mnie, chyba... - zaśmiała się krótko. Guzik w końcu o tym wiedziała. Pytania o Hiell się nie spodziewała, nawet otworzyła usta na chwilę, ale zabrakło słów więc tylko wypuściła głośno powietrze. Wzruszyła po chwili ramionami.
- Drażliwy chyba nie... Po prostu dziwnie się o tym gada... Wiesz... Ja nadal nie wiem czy to co tam się działo w ogóle miało miejsce czy było tylko wymysłem mojej lub cudzej wyobraźni - przyznała spoglądając w jego stronę. - Lubię na Was patrzeć, na moich bliskich, na znajomych. Jakbym chciała tak w razie "w" zapamiętać jak najwięcej. Tak w razie gdyby to wszystko znowu miało zniknąć. Tam... tam też miałam życie, poznałam zjebów i przyjaciół, działo się w sumie całkiem sporo. Poznałam niewolę, walczyłam na arenie, jako ośmiolatka chroniłam miejscowego zwyrola, jest o czym opowiadać tylko... Nie zawsze wiem czy warto. Źle czuję się z myślą, że zostawiłam tam przyjaciół, a z drugiej strony nie mam nawet pewności czy istnieli... - ponownie wzruszyła ramionami. - I weź tu nie bądź pojebana - posłała Gromowi jeszcze jeden uśmiech.
Morgana
Słuchała go w skupieniu, brzmiał jak prawdziwy nauczyciel, szczególnie w ostatnich słowach. Uśmiechnęła się kącikiem ust, przyjmując jego objęcie jako formę pocieszenia. Stanowił dobre oparcie, zarówno w przenośni jak i dosłownie. Spojrzała na jego twarz przy swoim ramieniu i przytaknęła mu głową. - Jasne, zakończmy - nie miała nic przeciwko. Zdecydowanie bardziej lubiła wędrować w mało napiętej atmosferze, tym bardziej gdy chodziło o współpracę. Opowiadając o hiell nie skupiała się nadto na jego bliskości, poza tym, jechali na jednym wierzchowcu, ciężko byłoby się nie dotykać. Później bardziej interesowały ją słowa i nawet oparła się delikatnie na nim, przetwarzając to co mówił. Siedziała chwilę w zamyśleniu, w końcu jednak spojrzała na Lazarusa przyjmując jego objęcie i posyłając mu cieplejszy uśmiech. Porównanie z rodziną mocno do niej trafiło. Przecież rzeczywiście mogła myśleć o nich w kategorii zmarłych. Pozytywne wspomnienia po zmarłych. - Dzięki... W sumie mówiłeś mi już coś podobnego, ale... Chyba teraz lepiej siadło - przyznała i dotknęła palcem jego skroni. - Całkiem sporo oleju w tej Twojej wojowniczej głowie. Ojciec dobrze wybrał, pasujesz na nauczyciela - stwierdziła, prostując się nieco. Pozycja była dość istotna przy dosiadaniu wierzchowca, no i wolała nie przesadzać z przytulankami, szczególnie gdy były wygodne. - Swoją drogą... - chrząknęła głośniej by znowu spojrzeć na Lazarusa. - Jedziemy po pustyni, na otwartym terenie, a nasze czerwone łby są niczym halogeny przy tym jasnym piasku. W kontekście naszych przypuszczeń co do świadomości tych tworów, to trochę ryzykowne... Z drugiej strony jeżeli nas odkryją, będziemy mieć pewność co do świadomości... - myślała trochę na głos. - W tym całym zamieszaniu zapomnieliśmy omówić plan... - prychnęła cichym śmiechem. Z Natanem często działali bez planu, szli na żywioł... Chyba za tym tęskniła.
OdpowiedzUsuńMorgana
Wyraźnie poczuła różnicę, gdy się od siebie odsunęli, Laz w końcu emanował sporą dawką ciepła... Odsunęła myśli na bok, skupiając się na słowach Groma, miło było o nim posłuchać, szczególnie w takim kontekście.
OdpowiedzUsuń- W takim razie nie schlebiam, a stwierdzam fakty. Chociaż przyznaję, nie widzę Cię chwilowo przy tronie - spojrzała na niego z powagą. - Zdecydowanie za dużo odzieży do noszenia - dodała z powagą. - Biedny byś się tam udusił... - dała jeszcze radę i to powiedzieć śmiertelnie poważnie, ale zaraz zaśmiała się pod nosem. Poczuła się przy nim znacznie swobodniej. Może rzeczywiście tarcia w relacjach były czasami potrzebne?
Mimo, że głowę miał blisko, Mor nadstawiła ucha, gdy opowiadał o tubylcach, a na wzmiankę dżina uśmiechnęła się pod nosem. - Właściwie to bardziej obawiam się o te ptaki niż tubylców - przyznała. - Jeżeli są jakimś rodzajem monitoringu to możemy zaalarmować knujących, że badamy temat. Może już wiedzą z innych źródeł... Dużo tu niewiadomych. Po prostu nie chciałabym by nagle przyspieszyli jakieś działania ze względu na naszą obecność - wyjaśniła delikatnie przygryzając swoją dolną wargę i zaraz spojrzała po nim rozbawiona, ze swoim zadziornym uśmieszkiem. Stwierdzenie o podobieństwie do matki odrobinę ją zawstydził. - Bez przesady, jej oczy trudno pomylić z jakimikolwiek innymi. Zielone szmaragdy, a czarne węgle to znaczna różnica - rzuciła pierwszą różnicę jaka przyszła jej do głowy i prychnęła pod nosem, lekko szturchając go łokciem w brzuch. - Weź... nawet tak nie mów. Później znowu będziesz płakał w rękaw, ze Twój miecz się nie przydał i jeszcze mnie obwinisz - korzystając, że ma głowę przy jej ramieniu, pstryknęła go w nos. - Nie zapędzaj się, to ja dosiadam pstrokatego wierzchowca, Ty możesz robić za arcykapłankę - ponownie się zaśmiała patrząc po nim rozbawiona.
Morgana
Słysząc jak naśladuje Dracy zaśmiała się jeszcze głośniej. Nie, to nie miało szans, już samo "Goła Parówa" w ustach Darcy by nie przeszło, co tym bardziej ją bawiło. Przytaknęła mu głową.
OdpowiedzUsuń- Mhm, hasanie całkiem nieźle Ci wychodzi - przyznała, nadal z cichym śmiechem. Uspokoiła się nieco, gdy przyszło o temat ptaków, uspokoiła i śmiech i obawy, bo rzeczywiście było sporo racji w jego słowach. "Dwójka popierdoleńców" sprawiło, że kącik jej ust drgnął ponownie. Znowu miała swoją chwilę przemyśleń by zaraz ponownie spojrzeć po Lazarusie.
- Właściwie to chyba nie bardzo mnie potrzebujesz, myślę, że spokojnie dałbyś radę sam z tą misją - zauważyła. - Zobaczymy co ustalimy na dniach, ale możliwe, że będę szybciej wracać - dodała. Przekręciła lekko głowę słuchając o oczach matki... i swoich. - Może i piękne, ale zupełnie inne - ugryzła to z technicznej strony, w końcu mówili o podobieństwie. Zaraz wzruszyła ramionami. - No dobra, racja - przyznała, bo rzeczywiście nie każdy musiał wiedzieć takie rzeczy. Skrzyżowała z nim wzrok i prychnęła śmiechem na wizję takich ról. - Gabaryty średnio się zgadzają, ale jak przymknąć jedno oko to... - cmoknęła, rzeczywiście przymykając jedno swoje i patrząc po czerwonowłosym - ... no powiem Ci, nawet, nawet. Tu dodać, tu odjąć i przejdzie - zaśmiała się i w odruchu złapała za brzuch, bo ten już ją nieco bolał od śmiechów. Właściwie to trafiła na jego dłonie, ale zaraz wzięła głębszy wdech i cofnęła rękę. - Dobra stop, jeszcze chwila i zwabimy tu coś nie łbami, a odgłosami - dodała żartobliwie, chcąc chwilę odpocząć.
Morgana
- Hm? - z początku nie zrozumiała. Nie podobało? Och... Chyba każdy rozumiał tu "hasanie" na swój sposób. Mor spaliła lekkiego buraka. Czy ona przed chwilą powiedziała, że dobrze mu wychodziło latanie nago? - To... - zaczęła, ale język ugrzązł w gardle. Czy w ogóle było sens wyjaśniać? - Tylko, mimo wszystko, zostaw proszę to hasanie dla siebie - w końcu jednak coś wydukała, ale wyraźnie zakłopotana. Odetchnęła z ulgą na jego żarty.
OdpowiedzUsuń- Hej, chwalę Cię, może trochę wdzięczności Gnomie - uśmiechnęła się do niego kącikiem ust, ale kiedy tym razem się w nią wtulił, czuła, że tym razem chodzi o coś innego niż pocieszenie, przynajmniej nie jej. Dalej żartował, więc trwała tak chwilę w tym objęciu, nawet się uśmiechając na wizję kiecki, gorsetu czy trwałej, ale wzmianka o śmierci. Brzmiało nad wyraz poważnie. Zatrzymała nawet Kove i obejrzała się na Lazarusa. - Dlaczego... beze mnie? - zapytała z niepewnością w oczach.
Morgana
Puścił ją, chrząknął, no i te wyjaśnienia. Zachowywał się dość specyficznie i Mor patrzyła po nim z konsternacją na twarzy. Pozwoliła mu zejść z Kovy, ale nadal obserwowała nie do końca wiedząc jak powinna się teraz zachować. Na wzmiankę o ojcu zacisnęła lekko wargi... Tak, był dość terytorialny, a ona miała Natana. Już słyszała litanie o tym ileż to niepoprawnych zachowań sobą reprezentował Lazarus, a ile ona. Wchodzenie e relacje było serio skomplikowane. Jak wyznaczać granice, gdy tyle ją ciekawiło? Natan był jedyną istotą, z którą się znała, z którą nawiązała coś głębszego... Z Lazarusem zdawała się również nadawać na podobnych falach, ale...
OdpowiedzUsuń- Chyba tak... - odezwała się w końcu, jadąc spokojnie na swoim mosercie, tuż za Lazarusem. - Chyba nie wypada - wolała mu nie robić problemów, ani Lazarusowi, ani samej sobie.
Morgana
Morgana milczała, ale kiedy wyznał swoje, westchnęła ciężko i przymknęła oczy.
OdpowiedzUsuń- Chyba... Nie jestem najlepszym materiałem do takiego przytulania. Mam kogoś i... Chcę być wobec niego w porządku, a my... Wyszło dwuznacznie - totalnie nie wiedziała jak to wszystko ubrać w słowa. Spojrzała po nim, gdy się zbliżył i posłała lekki uśmiech na stwierdzenie o okazjach. - Nie bardzo wiem kiedy objęcie przyjacielskie zmienia się w to czułe, nie umiem... Nie umiem dobrze wyczuć cudzych granic - przyznała. - Długo odpychałam od siebie innych i teraz czuję się w temacie odczuć dość... ułomna - skrzywiła się delikatnie.
Morgana
- To co wspomniałeś o śmierci raczej ciężko podpiąć pod zwykły flirt, a chyba nie powiesz mi, że wyjaśnienie o Argarze brzmiało przekonywająco - sama westchnęła cicho. - Gra słowna nie jest zła, zaczepki, przygadywanie czy komplementy, ale... - patrzyła na własne dłonie, w których trzymała lejce, nie na Lazarusa. - Dotyk chyba za bardzo nam się podoba - w końcu na niego spojrzała. - Szczególnie Tobie - westchnęła cicho i wzruszyła ramionami. - Nie mówię o tym prozaicznym rzecz jasna, nie zamierzam unikać jakiegokolwiek kontaktu fizycznego... - wyjaśniła. - Przyznaję, Ty też mnie ciekawisz, ale... Wyjdzie nam lepiej, gdy wrzucimy się do kategorii niezaspokojonych ciekawości - stwierdziła.
OdpowiedzUsuńMorgana
Morgana wzruszyła ramionami. Erotyczne to na pewno nie było.
OdpowiedzUsuń- Był normalny, przynajmniej dla mnie. Po prostu po tym co powiedziałeś nie do końca jestem pewna, czego od tego flirtu oczekujesz. Sam wspomniałeś, że nie wypada... Mi korona nie spadnie, ale wolałabym by Tobie nie spadła głowa - stwierdziła spokojnie patrząc po nim. - Wspomniałeś gniew mojego ojca tak bez powodu? - zapytała, bo zmienił stronę dość niespodziewanie. - Zeskoczyłeś z Kovy jak poparzony, a teraz odwracasz kota ogonem i pytasz o co mi niby chodzi, nie rozumiem... - przyznała. - Jasne, nie gwałcisz, do tego zgoda byłaby raczej zbędna... - zauważyła. - Nie wiem Gnomie... Możemy? Bo za każdym razem, gdy stawiam granicę zdajesz się zawiedziony - skrzyżowała z nim wzrok. - Drobne zaczepki, słowne przekomarzania, to mi odpowiada - przyznała i spojrzała w przeciwną do niego stronę. Musiał tyle pytać? Co za głupota, czuła wypieki na twarzy, a te zdały się spotęgować, gdy Grom jej je wytknął. Wróciła do niego wzrokiem i spojrzała prosto w oczy, hardo.
- Fizycznie, rasowo, życiowo. Pewne rodzaje dotyku mi nie odpowiadają, bo są sugestywne. Dość szybko znalazłam z Tobą wspólny język, a to mi się nie zdarza, przez to mnie ciekawisz - znowu odwróciła wzrok. - Nie jestem w stanie na tą chwilę dokładniej określić na jakim szczeblu, więc się pław w tym co wiesz. Czekam na przytyk - dodała.
Morgana
Może dlatego tak gdybyła? Sama była raczej czymś na kształt marzyciela. W pewnym sensie, lubiła myśleć i mówić o swoich myślach. Głównie dlatego tyle też gadała. Wolała jednak radosne temat, zwłaszcza teraz, kiedy cały czas walczyła tak zawzięcie o kontrolę.
OdpowiedzUsuńWidząc jak się rumieni, była pewna, że trafiła w sedno, przynajmniej z Morganą. Cóż, nie była zadowolona z tego powodu. Nie powinno się wpierdalać w cudze związki. Jej siostra miała już partnera, mieli pięknego, słodkiego synka, Lazarus powinien trzymać się jak najdalej z łapami, żeby nie zniszczyć im zazdrością i podejrzeniami relacji. Nie spodziewała się, że może mieć w sobie tyle tupetu, żeby z butami wchodzić w czyjeś szczęście. Właśnie rozwijał jej podejrzenia i stracił diametralnie w oczach Darcy.
— Powinieneś poznawać innych ludzi. Zdrowe relacje są dobre — odpowiedziała, kładąc duży nacisk na zdrowe, jakby mu sugerowała, że rozpierdalanie cudzego związku dla własnej fascynacji taką nie jest. Była ciekawa czy Morgana to widziała i rozumiała. Jeśli nie, może warto było to wyjaśnić siostrze? Była starsza, ale emocjonalnie dalej bardzo raczkowała. Nie widziała często, że ktoś wodzi za nią maślanym wzrokiem, nie rozumiała tego.
— Do zobaczenia, powodzenia w podróży, samych zwycięstw, Lazarusie — odpowiedziała mu. Dała ucałować sobie dłoń, ale szybko ją zabrała, gdy tylko skończył, chowając za siebie. To była tylko grzeczność, wymagana na większości dworów. Musiała to tolerować. Musiała.
Cóż, przynajmniej rozstali się w zgodzie. Pozostało mu życzyć pomyślnej misji i trzymania łap z daleka od siostry.
Darcy
Ostatnio wyjątkowo często odwiedzała Argar. Jako egzekutorka miała o wiele mniej pracy, za o wiele lepsze pieniądze, więc czasu miała naprawdę sporu. Piętrzącą nudę, trzeba było uzupełnić jakąś adrenaliną, zwłaszcza odkąd Acair wyruszył do Fasach. Miała zamiar rozerwać się trochę na nowo wybudowanej mordowani, może nawet obyć parę pojedynków, a i może znajdzie się jakieś ciekawe zlecenie po drodze, była otwarta na wszystko co mógł przynieść jej los. No prawie. Feniks, który właśnie zasłonił jej drogę nie należał do miłych niespodzianek, które mogła przywitać. Wywróciła oczami, słysząc jego śmieszne oskarżenia.
OdpowiedzUsuń— Może to TY jesteś szpiegiem. Nigdy wcześniej nie widziałam tu takiego ptasiego móżdżka — zauważyła zdejmując maskę z ust, aby pokazać mu swoją twarz mieszańca. Wolną ręką odblokowała schowaną w rękawicy kuszę. W końcu przezorny zawsze ubezpieczony, prawda?
— Nie jestem z Polszy jak widzisz. Zakładam, że znam też lepiej większość tutejszych mieszkańców, więc nie baw się w zbawiciela, którego nikt nie potrzebuje — dodała. Gave kiedyś opowiadał, że mieli w Argarze ciekawe księżniczki z ognistych krain. Mignęły jej nawet parę razy przed oczyma, jego mimo wszystko nigdy tutaj nie widziała. W zasadzie to on powinien się przedstawiać i tłumaczyć, nie ona.
Onyx
Jeszcze raz po nim spojrzała. W to mogła uwierzyć, przytulanie było specyficzne, potrafiło niesamowicie poprawić humor, a skoro było pierwsze, to rzeczywiście głupoty mogły się pchać mu na język.
OdpowiedzUsuń- Nie zapomnę, ale rozumiem, że znaczenie było inne niż mogło się wydawać - stwierdziła by zaraz zmarszczyć czoło i przekręcić głowę. - Że... niby plotkuję o Tobie z siostrą? - uśmiechnęła się pod nosem. Najwyraźniej była bardziej pilnowana niż sama Darcy i to przez Darcy. - Nigdy jej nie wspominałam, że zwracasz uwagę na mój tyłek. Mówię Ci to już chyba po raz trzeci, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy, zostałam uświadomiona całkiem niedawno - bawiły ją te oskarżenia. - Szkoda? - uniosła lekko brew. - Laz... Od początku miałam na myśli ten słowny flirt, taki znam, do takiego dopuszczam, gdy chodzi o kogoś innego niż Natana. To jedyny flirt jaki do tej pory poznałam, słowne zaczepki, żartobliwe kąśliwości... Jak Ty rozumiesz flirtowanie? - zapytała zainteresowana. Problem? Sama trochę się gubiła o co mu właściwie chodzi. Patrzyła za nim, gdy przyspieszył kroku i sama pogoniła Kove, co by znowu zrównać się z Lazarusem. - A kto mówi, że Twój? Jesteś przystojny, feniksy z natury mnie ciekawią i masz życiowa wiedzę, a tą bardzo sobie cenie. Jesteś interesujący, tak, chętnie poznałabym Cię lepiej, ale nie chcę się w tym poznawaniu zapędzić, dlatego wyznaczam granice - wyjaśniła.
Morgana
Sama nie zablokowała jeszcze kuszy. Nie miała zamiaru tracić przewagi, jaką dawała jej broń dystansowa, póki nie była pewna, że do walki jednak nie dojdzie. Na ukłon westchnęła. Strasznie dobrze ułożony jegomość. Ona kiwnęła mu po prostu głową. Nie znała się na etykiecie, nie musiała tego pokazywać, a nawet gdyby była zaznajomiona i tak by jej nie przestrzegała. Nie była żadną dwórką, żeby bawić się w takie pierdoły.
OdpowiedzUsuń— Słabą osobę do patrolu wybrali, skoro nawet nie wiesz kto jest swój a kto wróg — zauważyła. Wątpiła też, że był to pomysł kogoś z Rady. Pewnie sam się zadeklarował w przypływie bohaterstwa.
— Zakładam, że jesteś feniksem — odparła. Miał w końcu bardzo specyficzne wejście. Nie musiała widzieć wcześniej żadnego na oczy, aby pomylić go z przedstawicielem innej rasy.
— Można tak powiedzieć — dodała na komentarz o broniach. Była pod wrażeniem, że zauważył pochowane uzbrojenie. Sam musiał być zaprawiony w boju. Zapewne był żołnierzem.
— Onyx, dalej będziesz nie pozwalał mi wejść?
Onyx
Westchnęła na jego sykliwy ton. To wszystko doprawdy było bardzo skomplikowane. Skrzyżowała z nim wzrok. - Przecież było dobrze, śmiałeś się tuż za moimi plecami. To dla Ciebie za mało, że teraz tak stroszysz piórka? - nie rozumiała jego złości, a czuła ją wyraźnie. - Bez obaw, wyczuję ich ciepło... Przy okazji będę mogła stwierdzić, czy to twory czy jakieś żywsze organizmy... - mimo wszystko spojrzała w niebo. Te ptaki niby nie latały wysoko, ale przecież mogło się coś zmienić. Dziś na pewno nie miały się gdzie ukryć, nad pustynią nie było ani jednej chmurki. Wróciła spojrzeniem do Lazarusa. - Nie chcę byś zamykał mordę, ale nie wiem co sobie wyobrażałeś, też nie siedzę w Twojej głowie... Gnomie - kącik jej ust drgnął mimo wszystko. - Twój tyłek i piersi też są całkiem spoko - dodała jakby nigdy nic, patrząc przed siebie, ale zaraz zerknęła w jego stronę i uśmiechnęła się pod nosem.
OdpowiedzUsuńMorgana
— Sai służą do obrony, nie ataku – zauważyła, nawet jeśli w jej przypadku to nie była w pełni prawda. Poza tym nie rzucała się aż tak w oczy. Wyglądała bardziej na najemnika niż zabójcę, a takich było przecież całkiem sporo w całej krainie. Lazaurs z pewnością nie był tutaj zbyt długo skoro to wszystko było dla niego takie niecodzienne. Procedura? Chyba taka, którą sam sobie wymyślił. Wcześniej nikt jej problemów nie robił. Czy teraz tak będzie wyglądać każda wizyta w Argarze? Naprawdę, nie mogła się kurwa doczekać. Cudownie wręcz. Jeszcze te oskarżenia.
OdpowiedzUsuń— A Ty weź pod uwagę, że mnie znają tu dłużej niż Ciebie. Nie mieszkam tu, ale mam wielu przyjaciół. To nie jest kraina Twojej arcykapłanki, więc mnie nie moralizuj — odparła pewnie. Co jej zrobi? Zaatakuje. Bardzo proszę. Nawet gdyby zrobił jej krzywdę, to nie ona będzie miała problemy. Skoro już tak chciał zaznaczać statusy, ciekawe czy Niklaus byłby zadowolony, gdyby okaleczył przyjaciółkę jej córki, która tylko przyszła w odwiedziny.
— Nie jestem, jestem mieszańcem. Jeśli czytałeś zapiski, to pewnie wiesz jak ich traktują u nich. I nie współczuj mi, nie potrzebuje — dodała. Faktycznie część jej genów była dosyć tajemnicza, ale nawet jej to nie interesowało. Temat swojego ojca zdążyła już zostawić za sobą.
— Witaj, Lazarus. A teraz idź może pilnuj swoich księżniczek, zamiast nieudolnie zgadywać, kto powinien wejść do wioski, a kto nie — zauważyła idąc w jego stronę. Po prawdzie chciała go po prostu wyminąć i udać się w swoją stronę.
Onyx
Prychnęła cichym śmiechem.
OdpowiedzUsuń- No tak, zapomniałam, że miano Kapłanki sprawia, że jej uroda nagle wszystkim brzydnie - rzuciła zaczepnie. Już chyba zbyt wiele razy ją skomplementował, jednocześnie zaznaczając, że przypomina matkę, by uwierzyła, że Lexi jakkolwiek go brzydzi. - Cieszy mnie jednak, że Twoje myśli nie zmierzają aż tak daleko - dodała, może trochę naiwnie. Przytaknęła mu głową na prośbę o informacje. Oczywiście, że da znać, w końcu mieli współpracować. Wyobrażała sobie za mało? Prześlizgnęła po Lazarusie wzrokiem.
- Nie sądziłam, że komukolwiek może przeszkadzać coś takiego - przyznała. Słyszała raczej o odwrotnych sytuacjach. Kolejne stwierdzenie wyraźnie ją rozbawiło, zaśmiała się głośniej. - Sam się podstawiłeś, nie musiałam nawet prosić czy czaić się po krzakach. Ciebie to nie wstydzi, mógłbyś się rozebrać do rosołu na pstryknięcie palca, mnie ... cóż... Mnie intymność krępuje - nie owijała w bawełnę, bo nie widziała w tym sensu. - Obejdę się bez Twojej oceny, przynajmniej tych części ciała - teraz to ona psotliwie pokazała mu język.
Morgana
Posłała mu delikatny uśmiech i kiwnęła głową na rzecz, że rozumie, a gdy wspięli się na szczyt wysokiej wydmy zmarszczyła lekko czoło i zerknęła w niebo.
OdpowiedzUsuń- Tak, zdecydowanie jest na co popatrzeć - przyznała szczerze, nie do końca świadoma własnych słów, gdyż skupiła się na nieco dalszym punkcie, który dostrzegła na niebie. Spięła się odrobinę, ale zaraz puściła mięśnie, stwierdzając, że to chyba jednak zwykły ptak, spojrzała wtedy na Lazarusa. - Jestem pewna, że znajdzie się chętna, która będzie chciała popatrzeć i podotykać tej Twojej dyscypliny - dodała i znowu spojrzała w niebo, marszcząc czoło. - Coś jest nie tak... - szepnęła, zatrzymując Kove i powoli podnosząc się na nim, by stanąć stopami na grzbiecie zwierza. Złapała jego rogi dla lepszej równowagi i bacznie obserwowała nieboskłon. - Jakby... - przesunęła palcem po niebie jakby wędrowała nim po niewidzialnej linii. - Ledwo widoczna nić cieplejszego powietrza... Wyciąg z punktu A do punktu B - rzuciła skojarzenie i spojrzała po Lazarusie pytająco.
Morgana
Spojrzała po nim lekko mrużąc oczy.
OdpowiedzUsuń- Powiedziałam Ci to już chyba ze trzy razy, może trochę bardziej ogólnie - stwierdziła, wracając myślami na ziemię i śląc mu specyficzny uśmieszek. Przy kolejnych słowach zaśmiała się krótko. - Ja nie narzekam, a Ty wcale nie zapomniałeś - stwierdziła, teraz to ona kręciła głową w niedowierzaniu, ale rozbawiona. Słysząc pytania uważniej obserwowała zauważoną wiązkę ciepła, drgnęła dopiero, gdy dotknął jej uda. Dotyk jej nie przeszkadzał, jedynie lekko rozproszył, ale zaraz obróciła się i poprawiła jego rękę by wykorzystać jego chwyt i ramiona do zejścia z moserta. Wylądowała tuż przed Lazarusem na ziemi i podniosła nieco głowę, by skrzyżować wzrok. - Myślę, że dobrze by było go przechwycić - przyznała. - Dobrze kombinujesz, ale nim cokolwiek zaczniemy przeinaczać warto by było dowiedzieć się o czym w ogóle w ten sposób gadają. Inaczej ciężko będzie się wstrzelić... Pewnie i tak mają jakiś kod, chyba, że są nad wyraz głupi i sądzą, że coś takiego jest nie do wykrycia - znowu spojrzała w niebo, zastanawiając się, a gdy zapytał o rozkaz wróciła wzrokiem do jego oczu. - Jak bardzo kontrolujesz płomienie? Jesteś w stanie mnie tam wznieść, nie raniąc? - zapytała. Wiedziała, że nie każdy feniks to potrafi, chociaż szczerze wątpiła, że Laz przy swoich umiejętnościach skupienia miałby z tym większy problem. - Ledwo czuję to ciepło, musiałabym być wyżej aby dobrze je odczytać i się dopasować - wyjaśniła jeszcze.
Morgana
- Hm, ciekawa metoda - przyznała z lekkim uśmiechem i spojrzała na niego. - O wszystkim tak umiesz zapomnieć? - zapytała z przekąsem w głosie i wróciła do obserwacji pływu powietrza. - Nie jestem pewna czy jest generowane cały czas... - przyznała i raz jeszcze spojrzała w jedną i drugą stronę. - Może robią tak tylko w trakcie wysyłania wiadomości? Musieliby opracować jakiś system by ta wiązka unosiła się nieustannie... - myślała na głos i uśmiechnęła się pod nosem na "gołębia". - Przyznasz chyba, że ten sposób jest o wiele trudniejszy do wykrycia, gołąb przy tym nie bardzo ma rację bytu, łatwo go zauważyć i przechwycić - zaznaczyła, może nazbyt poważnie, jak to ona. Spodziewała się, ale złapał ją tak szybko, że mimo wszystko odrobinę była zaskoczona. Oparła jedną z rak na jego ramieniu i lustrowała twór, gdy unosili się w górę. Na komentarz spojrzała mu z oczy z zadziornym uśmiechem. - Wolę takie krwisto czerwone - rzuciła zaczepnie i skupiła się na zadaniu. - Jest dobrze, zatrzymaj się - wysunęła dłoń by wygenerować kulę ciepła, starając się dopasować jej temperaturę do odkrytego ciągu, zaraz podniosła wzrok znak kuli i drugą ręką wskazała odpowiedni kierunek. - Tam... Widzisz? Lecą... - zauważyła. Z tej wysokości wszystko było lepiej widać. W oddali po niebie rzeczywiście przesuwały się poszukiwane ptaki. Spojrzała w oczy Lazarusa - Mam to ciepło, zniż nas trochę, wyłapię czy to twory, jak tak, możemy je śledzić - zaproponowała. Mieli dobre dwie minuty nim ptaki znajdą się nad nimi.
OdpowiedzUsuńMorgana
Postawiona na ziemię utrzymywała stałą temperaturę swojego tworu, ale zaraz zmarszczyła czoło. - Schować? - ledwo skończyła słowo, a Lazarus wystrzelił w górę. - Co... - zacisnęła zęby i zwinęła ręce w pięści, zapominając o kuli ciepła. - Co Ty kurwa robisz?! - krzyknęła za nim. W gorącej wodzie kąpany, jak nic. Szybko dosiadła Kove i ruszyła za feniksem, ten leciał wprost na ogniste twory, a te zdawały się go nie zauważać. - Zniż lot! Leć niżej od nich! - cholera, odsłonił się jak nic, skrzył na niebie niczym księżyc nocą. Gwałtownie zatrzymała moserta. - Stój debilu! - krzyknęła głośno. Dobre chociaż to, że brak reakcji na bojowy lot Lazarusa był sam w sobie podpowiedzią. - Je trzeba śledzić, to twory, ogniste twory! - warknęła, ale zaraz spojrzała wgłąb pustyni...
OdpowiedzUsuń- Kurwa... - pędząc na Kovie zwabiła Lubiny, widziała co najmniej dwa grzbiety zmierzające w jej stronę. - Mamy gości! - krzyknęła, wycofując zwierza i nawracając na wysoka wydmę, tam miała się jak bronić, lepszy widok znacznie to ułatwiał, z drugiej strony... wydma to więcej piachu, a to byli królowie pustyni. Zacisnęła zęby i sięgnęła po miecz. Gotowa do boju ruszyła ku oazie, w której nocowali, obecność roślin i wody znacznie utrudniłaby Lubinom namierzenie celu, ale najpierw trzeba było tam dotrzeć.
Morgana
Morgana co chwila oglądała się na Lubiny, ale gdy zobaczyła, że Lazarus zmienia kurs i leci wprost na nie, zaciągnęła lejce, zatrzymując Kove.
OdpowiedzUsuń- Cholera... - narobili tyle zamieszania, że nie miało już znaczenia czy zaangażuje się w walkę, czy nie. Morgana zacisnęła zęby i zeszła z wierzchowca, klepnęła go w zad i pogoniła w stronę oazy, a sama ruszyła w stronę Lazarusa, w między czasie przechodząc przemianę. Włosy i oczy zmieniły się w magmę, skóra poszarzała, nabierając demonicznej odporności, a ciało w miejscach intymnych zakryła skorupa przypominająca czarny diament. Mor nabrała szybkości i dopadła do drugiego Lubina, gdy ten wyłaniał się spod piachu, gotowy do wyskoku ponad powierzchnię ziemi. Cięła mieczem bok zwierzęcia, a gdy to wygięło się w jej stronę paszczą, wbiła miecz w zawiasy żuchwy i przekręciła ostrze, wyłamując bestii jedna stronę szczęki. Po tym ciosie Mor zawisła w powietrzu, trzymając miecz wbity w zwierza i czując jak zalewają ją litry śliny. Lubin miotał się na wszystkie strony i dziewczyna dopiero po chwili dała radę wyciągnąć ostrze, lądując przy tym w piachu i koziołkując kawałek dalej. Wtedy go usłyszała, cała w lepkiej mazi, opanierowana piachem spojrzała za siebie.
- Durny! - krzyknęła widząc jak Kova biegnie w jej stronę. Moserty były cholernie wierne i tym razem wierność wygrała nad wykonaniem polecenia. Piach pod nogami zwierza zadrżał, a czerwonowłosa poczuła paraliż całego ciała. Trzeci Lubin... - Kova! - wydarła się prawie, że płaczliwym głosem i wstała najszybciej jak umiała, ale było za późno. Wielka połać pustyni zaczęła się osuwać, a pod jej wierzchowcem otworzyła się paszcza. Nie miał szans, był dosłownie na jej środku, Mor usłyszała jego żałosne jęknięcie, a zaraz po tym paszcza Lubina się zamknęła. Dziewczyna miała wrażenie, że jej serce stanęło... Gorycz i złość napełniły serce... To był Kova, dostała go jako cielę od rodziców, to był 12 rok ich wspólnego życia. Dłoń zacisnęła się na mieczu, a temperatura jej ciała drastycznie wzrosła, pustynia ponownie zadrżała, jednak tym raz pod wpływem jej zdolności. Podziemne cieki magmy zaczęły wychodzić na powietrze, otaczając namierzoną ofiarę, podziemne tunele uwięziły Lubina tak, że jakkolwiek by się ruszył, trafił by na wrzącą lawę. Mor z głośnym krzykiem rzuciła się na trzeciego, największego stwora, z zamiarem urżnięcia mu łba.
Morgana
Z pomocą Lazarusa łeb Lubina został urżnięty o wiele szybciej, ale Mor mimo to cięła dalej, rozpruwając wściekle cielsko zwierza. Ciskała w nie płomieniami i rozrywała mieczem, zmierzając prosto do przełyku. Jej szał był ogromny, a mięso zdawało się walać dosłownie wszędzie. W końcu jednak się uspokoiła, znalazła go, a oczy zaszły mgłą. Dogorywał z mnogimi ranami, nie miał części ciała, ale żył, gdy bestia go połykała. Morgana szlochnęła wygrzebując wierzchowca z bebechów, odsłoniła mu tylko łeb i mimo, że ten był pokryty krwią i innymi lepkimi maziami wtuliła się w głowę zwierza.
OdpowiedzUsuń- Jestem tu... - szepnęła, czując gorące łzy na swoich policzkach. Te płynęły strumieniami. Nie miała pojęcia czy zdążyła na ostatnie tchnienie czy odruchy były pośmiertne, ale obejmowała łeb mocno, stykając swoje czoło z czołem Kovy. Miała te kilka sekund, później zwierze po prostu leżało sztywno, bez życia, ale Morgana dalej przy nim trwała, nie zwracając specjalnie uwagi na otoczenie.
Morgana
Trwała tak dość długo przy ciele zwierzęcia, łzy nie przestały płynąć i chociaż okropnie cierpiała, to wiedziała, że nie mogą tu tak zostać na wieki. Spróbowała się uspokoić i dla uwiecznienia chwili, drżącym głosem zaśpiewała cicho jedną z Phyonixowskich kołysanek.
OdpowiedzUsuń- Nuku, nuku nurmilintu, Väsy, väsy, västäräkki. Nuku nurmelle hyvälle, vaivu maalle valkialle... - zaczęła, żegnając przyjaciela. Milczała jeszcze chwilę po odśpiewaniu pieśni, a po tym przetarła oczy i spojrzała na Lazarusa. Jej przemiana powoli wygasała, włosy i oczy wróciły do normy, ale reszta pozostała bez zmian.
- Musimy ruszać... - szepnęła z twarzą bez wyrazu. Nie szukała winnych, była po prostu smutna, cholernie smutna. Łzy znowu spłynęły po twarzy, a ona na chwilę zamknęła oczy. - Proszę... Ruszajmy - poprosiła by znowu spojrzeć na feniksa. Nie miała siły wstać, nie chciała tak zostawiać Kovy, ale zrobiła co mogła. Za bardzo go kochała by zabierać poroże dla pamiątki, tak jak robiło wielu innych właścicieli. To była duma moserta, jego rogi... Zmarł biegnąc jej na pomoc, to była dobra śmierć i Mor zamierzała to uszanować.
Morgana
Była wdzięczna za ten gest, sama chyba nie dałaby teraz rady wstać. Spojrzała po twarzy Lazarusa, nie miała pojęcia czy to ta sytuacja go tak dotknęła, ale przetarła mu polik dłonią. Nie była w stanie zrobić nic więcej, a tym bardziej powiedzieć. Pozwoliła się poprowadzić, jej przemiana z każdą chwilą odkrywała coraz bardziej nagie ciało. Ciuchy spłonęły, bagaż przepadł wraz z ukochanym mosertem. Bez znaczenia, w danej chwili nic z tego nie miało znaczenia. Jedynie w odruchu schowała miecz do pochwy zawieszonej na plecach, tego płomień nie strawił. Otuliła się własnymi ramionami, dodatkowo chowając się w ramieniu Lazarusa. Nawet nagość nie była w tej chwili istotna.
OdpowiedzUsuń- Nie winie Cię - szepnęła po długiej podróży w milczeniu. - Był szkolony do walki, zginął w walce - dodała zerkając smutno na feniksa. - Nie winię Cię - powtórzyła.
Morgana
Zacisnęła lekko zęby na jego objęcie, jakby uświadomiło ją, że to wszystko jest realne. Zamknęła oczy na chwilę i ponownie poczuła łzy, a kiedy wziął ją w ramiona, po prostu skuliła się w sobie. Miała wrażenie, że ta strata wyrwała jej część serca, wiedziała, że czas leczył rany, jednak w danej chwili nie dopuszczała do siebie pozytywnych myśli. Ułożyła polik przy ramieniu Lazarusa i po prostu pozwoliła by ją niósł. Prawdę mówiąc nie miała nawet pojęcia gdzie idą, a łzy nadal płynęły. W końcu jednak przestały, nie było już czym płakać, a sama Morgana była dość wyczerpana przez co zaczęła najzwyczajniej w świecie przysypiać. Chociaż tyle, że czuła się bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńMor
Spała, dosłownie jak zabita, zbudziły ją dopiero mocniejsze promienie słońca. Świadomość powoli wracała, a powieki, chociaż nadal ciężkie od wczorajszych łez, ostrożnie się podniosły. Leżała skulona na wyłożonym ponczo, dotarli na miejsce, tyle z początku zauważyła. Powoli przesuwała wzrok dalej i dalej, aż w końcu trafiła na Lazarusa. Padł tuż przed nią... Musiał być wykończony. Morgana powoli wstała do siadu, narzuciła na siebie ponczo i przysunęła się bliżej feniksa. Zgarnęła kilka kosmków z jego twarzy.
OdpowiedzUsuń- Jesteś doprawdy oddanym wojownikiem - szepnęła, by go nie zbudzić, szczerze wdzięczna za to, że ją tu doniósł. Zamierzała powtórzyć słowa, gdy ten się już wstanie, ale teraz sama wstała by poszukać jakiegoś pledu i go okryć. Niech nie leży jak jakiś żebrak, nagi pod drzewem. Serce nadal ją bolało, a smutek nie opuszczał, mimo to zajęła myśli przeszukując kryjówkę by znaleźć coś co by pomogło odzyskać nieco sił. Ze znajd przygotowała drobny posiłek, zerwała też figi by dodatkowo naładować baterie.
Morgana
Zrywając owoce była na tyle zamyślona, że nie zauważyła w pierwszej chwili ruchu Lazarusa, zaraz jednak dojrzała go kątem oka. Po tym co zaszło czuła się przy nim nieco swobodniej, ale nadal unikała patrzenia na jego nagie ciało, przynajmniej od pasa w dół. Odłożyła zbiory przy przygotowanym posiłku, a sama wsunęła owoc do buzi by ruszyć też i do Groma aby go jednym poczęstować.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - zaczęła nim padło jeszcze pytanie o kąpiel. Twarzą w twarz było trudniej. - Jesteś najbardziej oddanym wojownikiem jakiego do tej pory poznałam - przyznała. Zdawała sobie sprawę, że zapewne spory udział miało w tym wszystkim poczucie winy feniksa, ale mimo wszystko ceniła równie mocno to co zrobił. Gdy zapytał o kąpiel posłała mu słaby uśmiech i przystanęła głową. - Brzmi dobrze - stwierdziła z głośnym westchnieniem po czym powoli ruszyła w stronę brzegu cieku by na nim przystanąć.
Morgana
Przyjęła ręcznik, wdzięcznie kiwając głową, a kiedy Laz wszedł do wody, ona chwilę jeszcze stała przy brzegu. Tak... Wierzyła w jego słowa... Do tego sprawiał wrażenie mocno poruszonego. Ponownie kiwnęła głową.
OdpowiedzUsuń- Mógłbyś? - mimo wszystko poprosiła by odwrócił wzrok. Była już dość załamana by jeszcze pluć sobie w brodę za jakiekolwiek niestosowne zachowanie. Nie zważała jak bardzo się odwrócił, nie miało znaczenia czy tylko przymknął oczy i czy przypadkiem nie uchylał powiek. Po prostu poprosiła, a po chwili zdjęła ponczo i powoli weszła do wody. Jej chłód zdawał się w tym momencie nad wyraz przyjemny. Szła spokojnie na głębsze wody, a gdy woda zakryła piersi dała nura pod taflę, by chwilę pod nią pobyć, schłodzić głowę w nadziei, że i na myśli to zadziała. Wynurzyła się po chwili, zaczesała palcami mokre włosy w tył i spojrzała po Lazarusie ze słabym uśmiechem.
- Uwielbiał wodę... - szepnęła cicho krzyżując spojrzenie z feniksem. - Masz wierzchowca? - zapytała.
Morgana
Stała w wodzie spokojnie obserwując plecy Lazarusa, uśmiechnęła się bardzo delikatnie na jego historię, była urocza. Od razu przed oczyma zamigotało wspomnienie z Eljasem, gdy przedstawiali go rosłemu mosertowi. Byk był taki delikatny... Łzy znowu stanęły w oczach, a dziewczyna schowała twarz w dłoniach na kilka sekund. Zaraz podniosła buzię do nieba i przetarła mokre policzki, wpatrując się z chmury nad nimi.
OdpowiedzUsuń- Zawsze możesz je nadać teraz - zaproponowała cicho, gdy przyznał, że nie pamięta imienia. Wróciła go niego wzrokiem. - Sam mi mówiłeś... najważniejsza jest pamięć - przypomniała mu i powoli się zbliżyła, by dotknąć ramienia Laza. - Wierzchowców może i nie, ale kompan... Kompan się przydaje - zauważyła smutno i zabrała dłoń, teraz patrząc w wodę przed sobą. - Mam jego syna, a Tuuli jest cielna... Zostawił po sobie więcej niż tylko ślad - przyznała. Słabe pocieszenie, ale chociaż jakoś próbowała dojść do siebie, chciała też pocieszyć Lazarusa. - To mnoga ciąża... Cielaki będą co najmniej dwa... Dla jednego już mam przeznaczenie, ale... Gdybyś chciał - podniosła wzrok by go z nim skrzyżować. - Drugi mógłby być przeznaczony dla Ciebie - zaproponowała. - To tylko propozycja, nie obrażę się jeżeli odmówisz - zaznaczyła lekko łamiącym się głosem i oplotła się ramionami, zaciskając palce na skórze. Było ciężko, naprawdę się starała.
Morgana
Patrzyła dalej w wodę, a kącik jej ust drgnął jednorazowo na propozycję z Puszkiem. - Jakoś prosto... Dla upamiętnienia... Mittari? - zaproponowała, co po fińsku znaczyło po prostu "metrowy". Na wyjaśnienie co do odmowy zacisnęła usta w wąską kreskę. - Nie Ty go zabiłeś - zaznaczyła cicho. - Ale rozumiem - dodała. Czuł się winny, niektórym taka opieka nad młodym mogłaby pomóc, ale nie każdemu. Łzy znowu wezbrały, pojawiały się właściwie co chwilę i to przy jakimkolwiek drobnym skojarzeniu. Tych było całkiem sporo, 12 lat to kawał czasu.
OdpowiedzUsuńObjęcie Lazarusa przyjęła z głośniejszym szlochnięciem, po czym rzeczywiście schowała twarz w jego klatce piersiowej. Tak bardzo chciała mieć tu teraz przy sobie Natana, jego samego jak i umiejętności. Gdyby tu był, gdyby zatrzymał czas... Zadrżała lekko od płaczu. Słyszała słowa Groma, ale wystarczyło, że dał jej zielone światło by popłynęło kolejne morze łez. Nie umiała się teraz odnieść do jego przeprosin, ale gdy zaczął mówić o Kovie podniosła spojrzenie do jego twarzy i przełknęła głośniej ślinę, powoli uspokajając spazmy. Oparła czoło o mostek Laza, zamknęła oczy i delikatnie przytaknęła głową. Cały ten czas wtulała w siebie swoje własne ręce, trzymała je przy klatce piersiowej, jakby chciała dodatkowo objąć samą siebie.
- Zapamiętam - szepnęła, znowu krzyżując z mężczyzną wzrok i przytakując głową. - A Ty... - wzięła kilka głębszych wdechów. - Siedziały nam na ogonie, równie dobrze mogło do tego dość w trakcie pościgu za ptakami. Nie wiń się... - położyła dłoń na jego torsie. - Ja Ci wybaczam - dodała szczerze, chociaż nadal ze smutkiem w oczach.
Mor
Miała swoją chwilę, była mu za nią wdzięczna. Tak, misja była inna, może i nie spełnili jej do końca, ale uzyskali nowe informacje. Chciała mu nawet to powiedzieć, gdy już się nieco uspokoiła, ale zamiast tego zmarszczyła czoło, unosząc głowę w górę. Czuła jak w jej przestrzeń wleciało kilka źródeł ciepła, w tym jedno bardzo znajome. Odsunęła się od Lazarusa i ruszyła pospiesznie w stronę brzegu. Zdążyła wyjść i nałożyć na siebie ponczo, a zaraz w oazie wylądowały trzy feniksy, w tym jej matka.
OdpowiedzUsuń- Mor! - Lexi od razu zgasiła płomień, by ruszyć w stronę prawie nagiej córki.
Dziewczyna stanęła na baczność.
- Matko... - szepnęła, starając się zachować powagę. Kapłanka zatrzymała się i spojrzała po córce surowo.
- Doprawdy łeb Ci kiedyś ukręcę za te oficjalności - rozłożyła ramiona w geście zapraszającym do objęcia, a Morgana ani chwili dłużej nie czekała, wpadła w jej ramiona niczym mała dziewczynka. - No już, już cii... - przytuliła córkę, sama czując wzbierane łzy, ale powstrzymała płacz. Tuląc Mor zerknęła w stronę Lazarusa i po prostu kiwnęła mu głową. Z nim porozmawia za chwilę.
- Zwiadowcy znaleźli rozszarpanego Liubhaira, wiedziałam, że jesteście w tych rejonach... - wyjaśniła, uznając jednak, że ogół jest mało istotny. Kapłanka odetchnęła ciężko. - Mamy Kove... - szepnęła do niej, dalej mocno ją do siebie tuląc. Wszędzie rozpoznałaby tego moserta, był bardzo istotny w rodzinie Parabellum. Mor dostała go po wyjściu z Hiell, on i Tuuli byli prezentem od rodziców. Cała rodzina mocno się z nimi związała. - Mamy jego ciało, spocznie w naszych ziemiach, uczcimy go godnie - zapewniła córkę, która jeszcze mocniej teraz się w nią w tuliła. - Och Mor... - kobieta ucałowała głowę Morgany i dała jej tyle czasu, ile ta potrzebowała.
- Niech się odzieje! - poleciła swojej eskorcie, posyłając Morganę w ich stronę, a sama skierowała się w stronę Lazarusa. - Proszę o raport Gromie - przeszła na dużo oficjalniejszy ton.
Mor z mamcią xD
W jej oczach również widniała pustka, nie było w nich większych emocji, gdy teraz rozmawiali. Słuchała raportu i zebranych informacji, miała za sobą nawet skrybę, który wszystko dokładnie notował. Kapłanka przekręciła lekko głowę, gdy Grom wydał swój własny werdykt, nagość wojownika jej nie przeszkadzała, nie robiła wrażenia, ale była zastanawiająca.
OdpowiedzUsuń- Nie od Ciebie zależy ostateczny osąd - oznajmiła. - Spotkasz się z Sangiusem, a ja wraz z nim ustalę co robić dalej. Morgane zabieram do Argaru. Twoja decyzja czy udasz się tam z nami, czy od razu zameldujesz się u mego męża - dodała. Poza feniksami przy Morganie, kilka latało jeszcze w powietrzu, Lexi przywołała je by wydać polecenie o zbadaniu wschodnich stron, tak by sprawdziły przypuszczenia Lazarusa, sama wróciła do niego wzrokiem.
- Nim gdzie indziej sięgnę języka... Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - spojrzała na niego tak, jakby dosłownie widziała jego duszę.
Lexi
Patrzyła po nim spokojnie, przyjmując informacje o Morganie, spojrzała po córce i wróciła do wojownika wzrokiem. Skinieniem głowy dala znać, że nie ma nic przeciwko by odszedł, a kiedy już się oddalał, chrząknęła.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - rzuciła za nim. Nie miała pojęcia co zaszło i czy cokolwiek, ale i tak uważała, że jest za co dziękować. Lazarus na pewno spisał się jako ochrona i Lexi zamierzała o tym pamiętać. Wróciła do córki, a gdy Grom padł przed nią na kolana wykonała gest nakazujący mu by wstał.
- A więc ruszajmy! - poleciła, osobiście odpowiedzialna za córkę i jej lot. Reszta robiła za eskortę, a sama Mor, jeszcze przed startem posłała Lazarusowi słaby uśmiech i wyszeptała ciche "dziękuję".
Mor i Lex
Akane wyszła z gospody wyraźnie podminowana. Klęła pod nosem do samej siebie i mruczała jakieś niestosowne komentarze. Czasami serio miała dość tej wszędobylskiej, przesadzonej troski. Nie próbowała nawet teraz zrozumieć argumentów Ryu, to nie miało sensu, nie, gdy złość w niej buzowała. Jeszcze to durne wypominanie, że to tylko on inicjuje spotkania. Trzeba było nie knuć to by już dawno do niego przyszła! Uch... Weszła w las i szła pewnie przed siebie, taranowała wszystko na drodze co tylko się dało. Jeb w krzaki, jeb w gałęzie. Kroki poprowadziły ją na pobliskie moczary, tu prawie nikt nie bywał i było na tyle spokojnie by sobie ochłonąć. Jeszcze kilka kurw rzuconych po drodze, kilka kopniętych kamieni i... Nagle poczuła tą specyficzną aurę i jej oczy od razu skierowały się w stronę Lazarusa. Feniks zdawał się trzymać w sobie tak wiele emocji, że aż nimi emanował. Jego widok trochę ją zaniepokoił, słyszała, że Morgana ruszyła na misję by do niego dołączyć, a ten siedział tu jakiś taki przygnębiony. An wzięła głębszy wdech, na chwilę zapominając o swoich złościach i zbliżyła się do czerwonowłosego.
OdpowiedzUsuń- Lazarus? - spojrzała po mieczu. Facet wyglądał dosłownie tak jakby ostrzył swoje ostrze na własne skazanie. - Coś się stało? - zapytała od razu, czując specyficzny rodzaj niepokoju.
Akane
Widząc obrazy, które tak bardzo go męczyły zacisnęła usta. Och nie... Kova... Poczuła ból Lazarusa... Wolała nawet nie wyobrażać sobie co teraz czuła Morgana. Będzie musiała koniecznie odwiedzić brata. Przeszły ją ciarki na widok wzroku Lexi, ale słysząc słowa zmarszczyła czoło.
OdpowiedzUsuń- Zawiodłeś? - nie rozumiała, usiadła ostrożnie obok niego. Spojrzała na puszczony miecz i zaraz wróciła wzrokiem do twarzy Lazarusa. - Czy to aby nie przesada? Wiem, że kochała go całym sercem, ale chyba nie pozbawią Cie wszystkiego ze względu na ten okropny wypadek... - nie wierzyła, że ciotka byłaby aż tak brutalna.
Akane
Argardzki port pozostawiał wiele do życzenia. Rozbudowywał się, ale Luna od razu zauważyła te niuanse, które powinny zostać usprawnione. Zacumowali dopiero kilka godzin temu, a część jej załogi już poszła zwiedzać okolicę. Mieli tu zostać od dwóch tygodni do miesiąca. Nigdzie się jej nie spieszyło. Należało przecież załatać wszelkie niedoskonałości w statku. Chciała również zrobić rozeznanie w tym nowym jeszcze gatunku jakim byli Argarczycy.
OdpowiedzUsuńByła w trakcie zapisywania usterek, gdy usłyszała głos dochodzący zza burty. Wychyliła głowę aby zerknąć na rudowłosego.
- Prawda? To moja maleńka - poklepała "Piranię" w pieszczotliwym geście. - Och pływamy tam, gdzie poniesie nas wiatr. Ostatnio odwiedziliśmy siedmiomorze - rzuciła od niechcenia i wróciła do pracy. - Czyżbyś szukał posadki na mojej łajbie?
Luna
Spojrzała na niego zaskoczona. Pytaniem rzuciła by podtrzymać rozmowę, nie sądziła że znajdzie kogoś kto rzeczywiście zechciałby się zaciągnąć. Pokręciła głową, gdy usłyszała wzmiankę o piratach i wzięła się pod boki, oceniając jego posturę.
OdpowiedzUsuń- Przede wszystkim... płeć ci przeszkadza - wypaliła prosto z mostu. - "Pirania" to statek kobiet - zeszła z pokładu, aby stanąć tuż przed nim i przyjrzeć się mu uważniej. - Nadprzyrodzone moce powiadasz... jesteś Argarczykiem? Cóż w takim razie chciałbyś robić na morzu? - zainteresowała się.
Luna
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń- Nie, nie - pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego zawadiacko. - Mi płeć przeszkadza. Do załogi przyjmuję tylko kobiety, kochasiu - wyjaśniła o co jej wcześniej chodziło, po czym pokiwała lekko głową. - W takim wypadku mogłabym ewentualnie podrzucić cię na nieznane wody - zaproponowała. Oczywiście za odpowiednią opłatą o czym na razie nie zamierzała wspominać. - Byłbyś gościem na naszym statku - dodała jeszcze, obserwując go uważnie. Skoro pragnął zmienić swoje życie, nie widziała w tym nic złego. Była nawet skora przyczynić się do tej zmiany.
OdpowiedzUsuńLuna
Nie mogła powstrzymać rozbawienia, kiedy tak się zmieszał. Spojrzała zaraz na jego mieszek ze złotem i przez moment zważyła ją w dłoniach, po czym oddała mu ją do rąk własnych.
OdpowiedzUsuń- Lepiej nimi tak nie szastaj, tu jest wiele osób, które chętnie by je od ciebie zabrały - rzuciła mu złotą radą. - Kochasiu, my zamierzamy wypłynąć za dwa może trzy tygodnie. Dopiero przybiłyśmy do Argaru i mamy zamiar pokorzystać z życia. Jeśli do tej pory będziesz jeszcze zainteresowany to przyjmiemy cię jako naszego gościa... sprzątać podłogi chyba umiesz, hm? - uniosła lekko brew. - A na razie, zapraszam na doskonały rum - wyciągnęła ze swojej torby buteleczkę i pociągnęła spory łyk, po czym przekazała buteleczkę mężczyźnie. - Skosztuj, śmiało.
Luna
Ach ten Argar. Już ją zaskakiwał. Strach pomyśleć co będzie dalej. Odkorkowała sobie butlę z rumem i upiła porządny łyk, widząc te dziwy w jego dłoni. Poczekała aż te zgasną, a potem przysunęła się do niego by poklepać go lekko po piersi i przysunąć się do jego ucha.
OdpowiedzUsuń- Nawet nie zauważyłbyś kiedy ci zabrały - szepnęła wprost w jego ucho dmuchając w nie zaraz. Z ognistą bronią miałyby oczywiście problem. Zwłaszcza gdyby mężczyzna od razu ją odpalił, ale tu pozostawał ten niuansik. Musiałby wiedzieć, że został okradziony, a to... w tej załodze... było dość trudne do wykrycia.
Jego dłonie wyglądały tak, jakby nie jednej pracy się pałały. Pokiwała głową w zamyśleniu, po czym uniosła na niego wzrok.
- Luna, po prostu Luna - przedstawiła się, śmiejąc się pod nosem na jego pierwsze próby rumu prosto z najpilniej strzeżonej piwniczki jej własnego ojczulka.
- Przyzwyczaisz się, w miarę picia smak staje się lepszy - puściła do niego oczko. - Idealne do picia, a jednocześnie... - uniosła palec w górę. - ...nie żal ci go, gdy trzeba coś odkazić - potarła lekko ręce i znów do niego podeszła.
- W porządku, jesteśmy umówieni, kochasiu - posłała mu delikatny uśmiech. - Wydajesz się być obeznany tu w Argarze... przejdźmy się zatem. Pokaż mi co tu można robić, pokaż te dziwy o których w świecie grzmi!
Luna
Uniosła brwi wysoko. Rzucił? Milczała chwilę, patrząc po nim. Całe życie na służbie... Nic dziwnego, że był zagubiony. Westchnęła cicho, nie zamierzała wchodzić w szczegóły jego decyzji.
OdpowiedzUsuń- Hm... Może dla odmiany coś mało ambitnego? - zaproponowała i lekko szturchnęła go w ramię. - Spacer po moczarach? Albo... wzlecenie jak najwyżej i pikowanie głową w dół? Tak po prostu... - posłała mu słaby uśmiech. Nerwy jakie czuła przed chwilą zdawały się dość znikome przy tak nagłej zmianie życia jaka spotkała czerwonowłosego. - Laz... masz ogromne możliwości, a takich nikitów jest wiele. Nie sądzę by życie tak jak oni było w jakimkolwiek stopniu umniejszające czy mniej warte - dodała pogodnie i wstała po czym wyciągnęła do niego rękę. - Dalej, wstawaj, przejdziemy się, bo Ci się jeszcze od tego leżenia sadło na boku zbierze - rzuciła żartobliwie.
Akane
Uśmiechnęła się do niego i ruszyła by po prostu przejść się po okolicy.
OdpowiedzUsuń- O, serio? Ale robiłeś to dla przyjemności czy dlatego, że dana sytuacja tego wymagała? - zapytała zaciekawiona, a gdy opisywał lot między górami nawet na chwilę przymknęła oczy. - Brzmi świetnie - przyznała. - Mam przyjaciela, który włada powietrzem, zabierał nas kiedyś na takie loty, ale ostatnio... - trochę się skrzywiła, zaraz jednak poklepała swój brzuch uśmiechając się pod nosem. - Waga nie ta - zażartowała, a na pytanie machnęła ręką. - Takie tam... - wzruszyła ramionami, jednak słysząc o bezrobociu ponownie posłała mu uśmiech. - Ach, rozumiem i z grubej rury postanowiłeś spróbować w roli psychologa? - wyraźnie ją to rozbawiła, jednak zaraz westchnęła. - Właściwie to bardzo słabo ukrywam, jestem nadto wylewna i nie lubię trzymać swoich emocji w ukryciu. Kiedyś to robiłam i... No wyszło źle - przyznała, patrząc po nim spokojnie. - Moi bliscy mnie po prostu czasami nieziemsko wkurwiają - zaczęła. - Na przykład teraz... Odkryli, że nasza zaginiona znajoma się odnalazła, w chujowym stanie i z namieszanymi we łbie sprawami. Namieszanymi do tego stopnia, że była w stanie narazić życia dwójki z mojej paczki... Nawet się nie zająknęli, nie powiedzieli mi o tym nic, bo uwaga... Bo źle wyglądałam... Dobra, spłycam, ale... Bo byłam po porodzie i w kiepskiej formie psychicznej... Tak czy siak nie powiedzieli mi nic bo ONI UZNALI, że źle bym na takie informacje zareagowała... - westchnęła głośno i zaraz zerknęła na Laza. - Więc jak widzisz męczy mnie pierd, który zapewne zacznę analizować gdy nieco ochłonę...
Akane
- Poczekaj aż spędzisz na morzu kilka tygodni i tylko ten rum będziesz miał na uciechę. Od razu zmienisz zdanie o jego smaku - puściła do niego oczko, chowając swą buteleczkę i zerkając na statek raz jeszcze. Nic mu tu nie groziło. Zwłaszcza z Heidi pod pokładem i Gamrą na nim.
OdpowiedzUsuń- Wrócę za kilka godzin - poinformowała dziewczyny. - Zorientuję się czy można tu gdzieś kupić części - dodała po chwili.
- Ay, ay, kapitanie - Gamra, terranka, zasalutowała jej. Luna skinęła na to głową i odwróciła się z powrotem do Lazarusa.
- Prowadź, kochasiu - posłała mu przyjazny uśmiech. - Pokaż mi ten alkohol, za którym podobno oszaleję - zaśmiała się jeszcze ruszając wraz z Lazarusem do wspomnianej przez niego tawerny.
Luna
Pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń- Nie mam czego, jeszcze trochę Ci zejdzie nim się przestawisz - przyznała. Nie oczekiwała, że nagle przestanie myśleć innymi kategoriami.
Kiedy dawał jej radę, zawiesiła na nim spojrzenie. Intencje... Westchnęła ciężko.
- Nie zostawiłabym dziewczynek na rzecz stłuczenia komuś łba... - przyznała cicho i spojrzała przed siebie. - Tak, wiem... Intencje są dobre, ale... Zawsze mówiliśmy sobie o takich sprawach, to ważna sprawa, a ja zostałam z niej tak po prostu wykluczona. Cenię, że się troszczą, ale uważam, że przesadzili nie mówiąc mi kompletnie nic... - przyznała, wzruszając ramionami i zaraz wróciła do niego wzrokiem. Przeklął Sangiusa? No nieźle...
- To chyba jednak musiałeś być dla nich ważny, skoro jeszcze żyjesz - to pierwsze przyszło jej do głowy. Wujaszek raczej nie uchodził za ugodowego.
- Tak, konsekwencje bywają brutalne - przyznała z głośnym westchnieniem. - Ale skoro masz jakieś przemyślenia, skoro żałujesz, to nie jest z Tobą jakoś źle. Teraz trudniejsze zadanie, starać się nie popełniać tych samych błędów - podsumowała i znowu westchnęła, wzruszając ramionami.
- Chyba nie... Nadal może stanowić zagrożenie, jej intencje są... pod znakiem zapytania. Tym bardziej drażni mnie, że dowiedziałam się przez przypadek. Los lubi płatać różne figle... Gdybym ją spotkała nie mając tych informacji co mam teraz, to mogłabym być kolejna, łatwo byłoby mnie podejść i się na mnie zasadzić... - zacisnęła lekko zęby i skrzyżowała wzrok z Lazem. - Całe szczęście Emma raczej ma pewność, że ja już od dawna wiem... Szkoda tylko, że to nie prawda - dodała trochę smętniej.
Akane
Podziękowała mu za przepuszczenie w drzwiach skinieniem głowy i przystanęła obok, gdy tak pewnie zamawiał wino oraz whiskey.
OdpowiedzUsuń- Dla mnie będzie danie dnia - dodała jeszcze. Skoro miała okazję podziwiać Argardzką karczmę to zamierzała wykorzystać to na całego. Wypadało rozeznać się w tej egzotycznej dla niej kuchni.
- Nie wiem - odparła spokojnie. - Jestem mocno związana z moim rumem - dodała patrząc po nim znacząco. - Nie tak łatwo trafić w me kubki smakowe - dorzuciła jeszcze, choć nazwa drinka i jej skład brzmiał niezwykle dobrze. - Czemu od tego drinka nie zaczniemy? - uniosła wysoko brew. - Skoro jest tak niesamowity jak mówisz to po co się patyczkować?
Chciała poznać jego zdanie i doznać nowych smaków w tym przybytku.
Luna
Luna pokręciła lekko głową.
OdpowiedzUsuń- Jeszcze zobaczymy które z nas się upije - powiedziała. Znała swoje możliwości. Wiedziała, że może konkurować z najtwardszymi pirackimi głowami odnośnie przyjmowania procentów do swojego organizmu. - Boisz się, że powiesz mi coś czego będziesz potem żałował, kochasiu? - zapytała go ruszając przy tym zabawnie brwiami. - Nie martw się. To co tu wyjdzie, zostanie między nami. Słowo honoru - poinformowała go, siadając na stołku tuż obok baru. - Skąd te twoje ogniste moce? - zainteresowała się, zanim barman przyniósł im jakiekolwiek alkohole czy potrawy.
Luna
- Nie przejmuj się, nie jednego wilka morskiego sprowadzałam do parteru - poinformowała go z szelmowskim uśmiechem. Czasem słowami a czasem siłą. W zależności od trudności przypadku.
OdpowiedzUsuń- Och już rozumiem. Kolor włosów to cecha wspólna feniksów - pokiwała lekko głową. Taki wniosek sam się jej nasunął. To nie mógł być przypadek. - Rozumiem, że w formie ptaka nie umiesz komunikować się ludzką mową, tak? - spojrzała po nim uważnie. - To niezwykle trudne utrudnienie - wzięła również kieliszek i stuknęła się nim z nim zanim wychyliła cały na raz. - Ło ho, ho... nieźle piecze - zgodziła się z nim. Z odpowiedzią na jego pytanie odczekała aż parujący obiad stanął przed jej nosem. Wsunęła kilka kęsów, zanim zwróciła się znów do niego.
- Zwiedzam okolicę - odparła. - Słyszałam o Argarczykach niezwykłe historie i chciałam po prostu przekonać się na własne oczy. Z natury jestem niedowiarkiem. Czego nie zobaczę w to trudno mi uwierzyć - wyjaśniła. - A ty co tu robisz? Na tych... mokradłach?
Luna
Nie mogła się z nim nie zgodzić, sama westchnęła ciężko.
OdpowiedzUsuń- Tak... Racja... Wkurza mnie to, ale nie powinnam się gniewać na przypuszczenia. Koniec końców nic się nie stało... - przyznała i zerknęła na niego, by zaraz pokrzepiająco poklepać go po ramieniu. Strata rodziny bardzo mocno była w nim zakorzeniona. Ale cóż się dziwić? Coś takiego musi być bardzo destrukcyjne, ona osobiście wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się z nią działo, gdyby straciła bliskich.
Na kolejne słowa lekko zmrużyła oczy.
- Nie bardzo mam się z czego cieszyć, jeżeli chodzi o jej osobę. Dowiedziałam się o niej przypadkiem z ust przyjaciela. Nie widziałam jej, nie wiem co planuje, nie wiem co dokładnie jej zrobili... Wiem, że przyczyniła się do uprowadzenia ojca moich dzieci, przez jej wybory torturowano kogoś, kogo kocham... Wiem, że próbowała schwytać mojego przyjaciela... Ale wiem też jaka była, gdy ostatnio się widziałyśmy... Nie wierzę, że zrobiła to wszystko z jakiś błahych powodów, nie ona. Czuję złość i żal, mam ochotę ukręcić jej łeb, ale... Chyba po prostu chciałabym ją zobaczyć, usłyszeć co ma do powiedzenia - westchnęła ciężko. - Podobno zwrócono jej wolność, ale załatwia jeszcze jakieś swoje porachunki... Jak los pozwoli, to może rzeczywiście ją spotkam, a wtedy się okaże czy fakt, że ona żyje rzeczywiście jest powodem do radości - wyjaśniła mu sytuację.
Akane
- Przykro mi, nie trafiłeś... nie przepadam za gadającymi ptaszyskami - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i popiła wino, krzywiąc się przy tym niesamowicie. Spojrzała na swoje naczynko z czerwonym winem, jakby jej krzywdę zrobiło. - I to ma być lepsze od mojego rumu? - popatrzyła na niego z niedowierzaniem. - Toż to nawet smaku dobrze nie ma - pomachała naczynkiem, znów biorąc łyk czerwonego płynu. Słuchała go uważnie, dolewając mu przy tym wina.
OdpowiedzUsuń- Wypijmy zatem za wolnego feniksa bez celu w życiu - stuknęła się z nim naczynkiem. - Przykro mi, kochasiu. Swoich zasad nie złamię, ale jak wspomniałam będziesz gościem na pokładzie - powtórzyła swoje zdanie raz jeszcze. Miała idealną załogę i nie zamierzała tego zmieniać.
Luna
- Widzisz nie zawsze możemy dostać to czego chcemy, prawda kochasiu? - zauważyła nie komentując sprawy syren. Nie była jedną z nich, ale nie miała ochoty wyprowadzać go z błędu już w tej chwili. Popatrzyła na pióra między jego palcami i odruchowo sięgnęła po swoją butelkę rumu, aby pociągnąć z niej spory łyk. Argar nie przestawał jej zadziwiać i kiedy już myślała, że widziała wszystko, to okazywało się że za rogiem kryje się nowa tajemnica. Przesunęła palcem po kieliszku wina. - Ale od czegoś trzeba zacząć - uśmiechnęła się do niego. - Mogę cię podrzucić na pobliską wyspę. Zaciągniesz się tam na statek i może tam odnajdziesz swój cel? - zaproponowała od niechcenia, popijając znów czerwonego płynu. - Napój zakochanych... - powtórzyła po nim zerkając na wino. - Kiepski gust mają to trzeba przyznać - rzuciła z figlarnym uśmieszkiem na twarzy. - Nigdy nie byłeś zakochany? - zapytała go zaraz. - Aż trudno w to uwierzyć. Przystojniak z ciebie, kochasiu.
OdpowiedzUsuńLuna
- W takim razie najlepiej byłoby spróbować wielu społeczności zanim wybierzesz tę, która ci odpowiada - zauważyła swobodnie. - Od czegoś trzeba zacząć - znów upiła łyk swojego wina, po czym pokiwała lekko głową. - Smutne to twoje życie - skwitowała. - Nigdy nie zakochany, nigdy w łóżku... - przesunęła dłonią po jego własnej, spoglądając mu prosto w oczach. - Och kochasiu, znam wiele niebezpiecznych osób - powiedziała tylko. Lubhairy były imponującymi zdobyczami, to musiała mu przyznać. Pokiwała głową z uznaniem. Sama być może dałaby radę takiemu zwiać, ale na pewno by go nie ubiła. - Ale czy to, że jesteś taki niebezpieczny cię definiuje? - spojrzała mu prosto w oczy. - Czy chcesz, żeby cię to definiowało? - uniosła wysoko brew, zbliżając się do niego i obserwując uważnie jego oczy. - To co robiłeś to już przeszłość. Teraz możesz być tym kim chcesz... kim chcesz być kochasiu?
OdpowiedzUsuńLuna
Luna skinęła lekko głową, wracając do swojego wina.
OdpowiedzUsuń- Cóż cię krępuje? Jesteś wolny, możesz ruszać na podboje, zabawić się - uśmiechnęła się do niego dopijając swoje wino i zamawiając sobie gulasz na kolację. - Próbowałeś już? Gorra jest niesamowitym mięsem. Palce lizać - wyszczerzyła się do niego, wcinając swój gulasz. - Jesteś dobrym mordercą, co nie znaczy że musisz nim dalej być. W tej chwili... możesz nawet zostać cieślą, kucharzem, możesz swoje wino wyrabiać, jako jego miłośnik - puściła do niego oczko. - Możliwości są nieograniczone.
Luna
- W porządku - zgodziła się z nim, pozwalając mu zabrać swój rum. Ciekawe, że uważał go za gówno, a teraz przyssawał się do niego jakby innego świata poza nim nie widział. - Ha! Wiedziałam, że rum wchodzi jak marzenie - rzuciła wesoło, po czym wstała z miejsca. - No to zaczynamy szukać ci opcji - dodała. - Zacznijmy od kariery kucharza - złapała go za rękę i pociągnęła w stronę kuchni. Weszła tam z buta jak do siebie i wyszczerzyła do kobiety stojącej za garami. - Doberek, ten pan tutaj chciałby spróbować swoich sił. Czy mógłby pożyczyć sobie składniki? Zapłacę za to - zapewniła i zaraz pociągnęła Lazarusa do lady kuchennej. - Poproszę jakieś wykwintne danie godne mojego rumu - rzuciła do niego z uśmiechem.
OdpowiedzUsuńLuna
Wzruszyła ramionami. Jej smakowało znacznie lepiej, toteż wyrwała mu butelkę z dłoni i spiorunowała go wzrokiem.
OdpowiedzUsuń- Amator - stwierdziła unosząc wyżej głową. - Nie znasz się to nie trąb alkoholu dla dorosłych dzieci - pokazała mu język i zaśmiała cicho, widząc jak ten czka i chwiejnie idzie zaraz po kilku niewielkich łykach rumu. Cóż to był za ewenement. Dziewczyna posłała kobiecie delikatny uśmiech, po czym oparła się o ladę obserwując poczynania feniksa.
- Przestań z tym gównem. Robisz się mało apetyczny powtarzając ciągle ten sam żart - rzuciła troszkę chłodniej, po czym uśmiechnęła się do niego lekko. - Zrozumiałam za pierwszym razem. Rum nie jest dla ciebie - wzruszyła ramionami, patrząc jak kroi szczypiorek. - Tylko sobie palca nie odkrój - pogroziła mu palcem przed nosem. - Pierwszą pomoc udzielać umiem, ale palucha ci nie przyszyję - odchrząknęła.
Luna
- A jeszcze nie skradłam? - zatrzepotała zalotnie rzęsami i nachyliła się do niego. - Toż to okropna potwarz - pstryknęła go palcami w nos, uśmiechając się do niego szeroko. Zacmokała na te jego domysły. - Mhm... nie potwierdzam i nie zaprzeczam - rzuciła lekkim tonem, obserwując jak bawi się nożem coraz szybciej. Upiła łyk swojego rumu i przesunęła palcami po szyjce butelki.
OdpowiedzUsuń- Lubisz ryzyko, co? - bardziej stwierdziła niż zapytała.
Luna
- Kochasiu, ależ ja nigdy nie próbowałam go skraść - zapewniła go z zuchwałym uśmiechem na twarzy i obeszła szafkę by stanąć obok niego i ponownie się do niego nachylić. - Zastanawia mnie tylko... dlaczego jeszcze mnie w nim nie ma - postukała palcami po jego piersi i puściła do niego oczko, aby nawinąć sobie pasmo włosów na palec wracając na swe wcześniejsze miejsce. - Bo kto mógłby się oprzeć takiej kobiecie - puściła do niego oczko. Wzruszyła ramionami. - Wyglądasz na takiego, który je lubi - zauważyła spokojnie. - Nie zawsze - dodała w odpowiedzi na jego drugie pytanie. - Ryzyko utrzymywane w ryzach jest pozytywne, ale już takie szalone, z szaleństwem w oczach... - spojrzała po nim poważnie. - Strzeż się tego stanu, kochasiu.
OdpowiedzUsuńLuna
Obserwowała go uważnie, uśmiechając się przy tym delikatnie. Musiała przyznać, że czerwieniący się rudowłosy był zwyczajnie słodki. Niezwykle jej połechtał tym samym ego. Przystanęła za blatem z drugiej strony i zerknęła na nóż, który jednak odłożył.
OdpowiedzUsuń- To dobrze - uśmiechnęła się do niego słodko. - Jak ci idzie to twoje super danie? - zapytała go śmiejąc się pod nosem. - Dama tu już zaczyna przymierać z głodu - dorzuciła, posyłając w jego stronę buziaka w powietrzu. - Może jakoś ci pomogę? - zaproponowała.
Luna
Uniosła dłonie w górę i puściła do niego oczko.- Jak sobie życzysz - rzuciła wesołym tonem, podstawiając sobie stolik i obserwując jego ruchy uważnie. Była ciekawa tego jego zupy. Ciekawa, czy w ogóle nadawał się na kucharza. W duchu już zdecydowała. Pomoże mu odnaleźć jego drogę życia. Jak nie w kuchni to za barem, jak nie za barem to może jako woźnica... na pewno znajdzie coś w czym ten pogubiony chłopak będzie dobry. - Co takiego lubisz robić? - zagadnęła go, kiedy ten wrzucił wszystko do żeliwnego garnka. - Lubisz tańczyć? Śpiewać? - zadała kolejne pytania. - Biegać?
OdpowiedzUsuńLuna
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń- O i mamy jakieś zaczepienie. Skoro piszesz poezję i grasz na lutni - uśmiechnęła się do niego delikatnie. - To może napiszesz mi jakiś utwór, wesoły o szalonej dziewczynie - złapała za nóż i gwałtownie przeskoczyła przez stół aby przyłożyć mu go do gardła. - Która nie lubi, gdy ktoś porównuje ją do nieetycznych, bestialskich prostaków - spojrzała po nim nieco chłodniej. - Nikogo nie gwałcę. Wypraszam sobie takie pomówienia - sprostowała go, odkładając nóż i znów posyłając mu delikatny uśmiech. - Tańczę, śpiewam, chociaż aż tak dobrego głosu nie mam, planuję nowe przygody, poznaję nowych ludzi i zwiedzam - wyliczyła. - Och i uwielbiam patrzeć w niebo.
OdpowiedzUsuńLuna
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nikogo nie pytała o Lazarusa. Zanim doszło do tej całej niefortunnej sytuacji z misją Morgany, wiedziała już o feniksie całkiem sporo, a teraz, gdy sama była po swoich przejściach, próbowała go namierzyć od dobrych kilku dni.
OdpowiedzUsuńTen dzisiejszy zaczął się źle, otrzymała list od Ryu, a ten przynosił bardzo nieprzyjemne wieści. Miała nadzieję, że zobaczy przyjaciela na dniach, że dotrze tu, do Argaru wraz z Klarą, którą koniecznie musiała uściskać. Widząc znajome płomienne włosy przy jednym ze stolików w gospodzie, uśmiechnęła się lekko. Serce jej się ściskało, była w swojej małej żałobie, ale fakt, że udało jej się trafić na Laza chociaż trochę pocieszał. Ruszyła w jego stronę.
- Gdzie byłeś, gdy Cię nie było? - rzuciła ze słabym uśmiechem. - Cześć - przywitała się, sadzając tyłek na krześle obok. Spojrzała po nim uważnie, komentarz czerwonowłosego nawet ją rozbawił. - Ja się zmieniłam? Widziałeś się w lustrze? - zapytała z nutką przekąsu w głosie. - Nawet Ci pasuje ten bushmeński look - stwierdziła luźno i zaraz westchnęła ciężko, wzruszając ramionami. - Działo się całkiem sporo, ale właśnie dostałam wieść z... frontu. Większość rodziny mojej przyjaciółki zginęła przez podpalenie Slaviit - zacisnęła zęby i pomasowała delikatnie swoje skronie. - Mam ochotę powolnie wypruwać flaki Peruna... - stwierdziła, na chwile patrząc gdzieś w dal, a później wróciła spojrzeniem do oczu Laza. - Ale rozsadek podpowiada, że większą karą będzie wygranie tej wojny i zabranie mu tronu - podsumowała.
Akane
Spojrzała po jego ranach i lekko ściągnęła wargi.
OdpowiedzUsuń- Przyzwyczajenia, rozumiem - przyznała. Całe życie wojował, wierzyła, że siedzenie na tyłku w danej chwili jest dla niego nie tyle dziwne co po prostu trudne. Uśmiechnęła się kącikiem ust na słowa o obrażaniu.
- Wbrew pozorom nie obraziłam, to po angielsku, chociaż spolszczone. Chodzi o Twój wygląd niczym człowieka z lasu, żyjącego w zgodzie z naturą, brodatego z długimi włosami - wyjaśniła, tym razem śląc mu niewymuszony uśmiech. Zaraz jednak westchnęła ciężko i prześlizgnęła wzrokiem po Łaziku, ponownie ściągając usta. - Tak, wiem... Po prostu jestem zła i gadam co ślina na język przyniesie... Wiem, że nie ma wygranych - posłała mu krzepiące spojrzenie. Pamiętała doskonale obrazy z jego głowy. Teraz lepiej kontrolowała umiejętności i sama decydowała co, i kiedy chce zobaczyć, ale jego wspomnień nie zapomniała. - Uważam, ale dzięki... W sumie to nawet Cię szukałam, w tej sprawie... Znaczy w sprawie tych emocji i... Moich zdolności. Mam przeczucie, że mógłbyś mi z nimi pomoc. Oczywiście o ile w ogóle chcesz - spojrzała po nim pytająco. Na wzmiankę o tym kim jest i kim był sam Lazarus, An wzruszyła lekko ramionami. - Jestem, ale nie zamierzam bawić się w politykę. Z pierwszego rzędu łatwiej bronić pozostałych, a to akurat mi odpowiada - przyznała. - Piromanów? Mówisz o wojakach z ognistymi zdolnościami? Dlaczego mielibyśmy właśnie ich się obawiać? - nie bardzo rozumiała.
Akane
Zaśmiała się krótko.
OdpowiedzUsuń- Całe szczęście, takiego z brodą to bym Cię pewnie nie poznała - przyznała lekkim tonem. Otworzyła oczy trochę szerzej, gdy zgodził się pomóc, ale na wzmiankę o zmianie miejsca trochę jej mina zrzedła. - Ale na północy Argaru czy gdzieś dalej? To jakaś dłuższa podróż? Wiesz, w obliczu tego co dzieje się naokoło nie chciałabym za bardzo oddalać się od córek. Niedługo ruszamy z nimi do Phyonix w ramach Azylu, więc jeżeli to dłuższy wypad to wolałabym go przełożyć na czas, w którym będą już tam, bezpieczne - przyznała. Przytaknęła głową na wzmiankę o kartach. - Tak, trzeba przyznać, że w starciu z większością Mathyrczyków mogą narobić sporo szkód - przytaknęła mu głową.
Akane
Uśmiechnęła się na jego propozycję, ale zaraz pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń- Jeżeli w Argarze to nie ma problemu, chętnie się przejdę. Bez przesady, małe są pod opieką, więc aż tak mi się nie spieszy - przyznała. - Zobaczymy czy nie będziesz, jestem dość... wybuchowa. Tego typu nauki przydadzą mi się nawet w codziennym życiu. Nie jestem jednak pewna, że będzie ze mnie taki pojętny uczeń - wolała ostrzec. Na pytanie o transport pokręciła głową. - Zbiera się większa grupa, Lexi zgodziła się dać ochronę również Terrze, Heimurinn i pokrzywdzonym z Lerodas, głównie chodzi o dzieci i starszych. Będziemy szli pod eskortą, a przy wejściu czekać będą feniksy co by ułatwić przejście przybywającym - wyjaśniła i przytaknęła mu głową, gdy wspomniał o wojnie. - Miejmy nadzieję - powtórzyła po nim i zaraz uniosła wyżej brwi na jego kolejne słowa. Westchnęła ciężko i skrzywiła się po tym wyraźnie. - Ach... O to pytasz... - wzruszyła ramionami i usiadła głębiej w krześle, zakładając ręce pod biustem. - No tak, jestem singlem. Całkiem to zabawne, że w obliczu wojny mieszkańcy dalej o tym gadają... Chociaż z drugiej strony, może plotkowanie pozwala im "normalnie żyć dalej" - stwierdziła. - Straciłam też dom w pożarze, ale bez obaw, mam już ambitny plan na jego odbudowę, a raczej postawienie zupełnie nowego projektu, ale w tym samym miejscu - dodała, dumnie się uśmiechając.
Akane
Przytaknęła głową.
OdpowiedzUsuń- Wiem tyle, że szykują sobie grunt na więcej sojuszy, a taka pomoc to dobry start. Jak się uda, to zaczną wychodzić z ukrycia bardziej oficjalnie - uśmiechnęła się do niego lekko. Pokręciła głową. - Nie... Tutaj... Nie wiemy, czy to była forma próby i kto konkretnie za tym stoi, ale jakiś czas temu podpalono Argar. Mieliśmy z Gavem i dziewczynkami dom w lesie, spłonął - wyjaśniła i wzruszyła lekko ramionami. - Gdybym była przesądna to bym powiedziała, że dość symbolicznie to wyszło - zaśmiała się krótko, ale zaraz uśmiech zniknął, a ona zerknęła w bok ze smutkiem w oczach. Wróciła spojrzeniem do Laza i kiwnęła do niego wdzięcznie głową. - Nie wiem czy jest jeszcze z czego się wygadywać... Pewne sprawy nie przestaną boleć, nawet jak się nimi podzielimy z całym światem. Mam na szczęście córeczki, mam rodzinę, mam przyjaciół i nowych znajomych. Nie nudzę się, jestem zdrowa, realizuję swoje pomysły, a tych... No... - zaśmiała się. - Jest całkiem sporo. Trenuję - wzruszyła ramionami. - Trochę sobie zapycham czas by za dużo nie myśleć. Gave ogranicza czas spędzony w moim towarzystwie do minimum, a ja... cóż, tęsknię za nim. Chciałabym by wypowiedzenie tego na głos jakoś pomagało, ale nie pomaga - stwierdziła z lekkim grymasem, jednak zaraz wzięła głęboki wdech i spojrzała po Lazarusie. - Osobiście uważam, że trzymanie w sobie jakichkolwiek emocji nie jest dobre. Ja to raczej z tych bardziej wylewnych - przyznała by zaraz rozejrzeć się po gospodzie. Przygasające światła świec zwróciły nie tylko jej uwagę, widziała jak pozostali obecni z lekkim niepokojem zerkają na świece. W odruchu poklepała delikatnie dłoń Lazarusa.
- Zajebiste, ale... - zaczęła konspiracyjnym szeptem. - Resztę może lepiej pokaż mi w tej jaskini lub po drodze. Wielu tu siedzi jak na szpilkach, nie chciałabym ich straszyć - przyznała i zaraz posłała mu szerszy uśmiech. - Dzięki, jeszcze tylko musisz ze mną wystarczająco długo wytrzymać i kto wie, może będzie co opijać - rzuciła żartobliwie. - To co? Idziemy jak zjesz czy masz już dzisiaj inne plany? - zapytała jeszcze.
Akane
Wstała i ruszyła zaraz za nim, wdzięcznie kiwając głową na jego krótki komentarz.
OdpowiedzUsuń- Dzięki... - uśmiechnęła się odrobinkę do samej siebie. Miło było po prostu powiedzieć co się czuło i nie dostać zaraz pouczającej piłki zwrotnej. - Mhm, masz rację, ale czasami czujesz zbyt wiele na raz i masz wrażenie, że eksplodujesz... - spojrzała po całej jego posturze ciała i zaśmiała się krótko, zrównując z nim krok. - To uczucie na pewno rozumiesz- rzuciła żartobliwie, odnosząc się do jego zdolności. Na pytanie o to nad którymi chce popracować wypuściła głośno powietrze. - Nad złością? Często, gęsto fiksuję się nad cudzymi słowami, ktoś coś mi mówi, zarzuca, a ja zamiast dopytać to zaraz twardo lecę w obronę i później wychodzi, że rozmowa schodzi na zupełnie inny tor niż powinna. Chciałabym... znacznie opóźnić swoją wybuchowość? Lubię w sobie to, że walczę o swoje, ale robię to zbyt szybko. Przydałoby mi się po prostu więcej cierpliwości w bardziej emocjonujących chwilach - wyjaśniła to na tyle, na ile potrafiła. - Chciałabym też, to już w kontekście walki... Widzieć więcej? Miewam przeczucia, zdarza mi się wykryć cudze zamiary, chciałabym to lepiej kontrolować. Mieć szansę obronić się przed nad wyraz szybkim czy niewidzialnym przeciwnikiem - wyjaśniła i zerknęła po nim raz jeszcze. - Tak, rzeczywiście zdajesz się nad wyraz opanowany, ale wiesz... Nie specjalnie mnie to dziwi, praktycznie wychowałeś się na polu bitwy, a tam pokazywanie emocji może mieć bardzo poważne konsekwencje. Pewnie jeszcze trochę zajmie Ci ogarnięcie tego tematu, po prostu daj sobie na to czas - puściła mu oko.
Akane
Spojrzała po nim zaciekawiona i ledwo widocznie kiwnęła głową.
OdpowiedzUsuń- No tak, nikt nie lubi być wzywany na karny dywanik, ani mieć suszonej o coś głowy - przyznała by zaraz unieść lekko brew. - Apatia i pustka? To uważasz za swoje główne emocje? - zapytała. Na stwierdzenie co do swojego wyglądu zaśmiała się lekko. - Wiesz, trochę inaczej zachowuję się wobec osób, które dopiero poznaję, a inaczej wobec tych mi naprawdę bliskich. Wobec tych pierwszych mam więcej obojętności, z kolei słowami tych drugich przejmuję się nad wyraz. Chciałabym to jakoś wyśrodkować. A manifestuje... hmm... tak, czasami idzie w czyny, robię coś pochopnie i w danej chwili jestem przekonana, że robię coś dobrego, a później... - wzruszyła ramionami i delikatnie "pierdnęła" ustami - ... dupa. Jak emocje opadają to nagle pomysł przestaje być tak zajebisty jak się wydawał. To rzeczywiście się zdarza, ale częściej... - delikatnie zacisnęła usta - ... nakręcam się własnymi myślami, no wiesz, że ktoś mówiąc to czy tamto miał na myśli coś złego. Brakuje mi tej chwili oddechu i zastanowienia, do mojej głowy nie wpada myśl, że może to ja coś źle zrozumiałam. Nie pytam, po prostu się nakręcam tym co zamigotało w głowie. Czasem dodatkowo ktoś nakręci mnie swoją wypowiedzią i wtedy to już jest masakra... - skrzywiła się wyraźnie. Gdy zeszło na temat walk, dumnie wypięła pierś do przodu. - Ha! No chyba nie myślisz, że przyszłam do Ciebie tak po prostu, zagadując pierwszego lepszego z brzegu, co? - uśmiechnęła się pod nosem - Trochę popytałam tu i tam - przyznała, samej sobie przytakując głową, a na jego gwałtowny ruch zatrzymała się i chociaż nie zdążyła powstrzymać gestu, to złapała nadgarstek Laza zaraz po tym jak założył jej kosmyk za ucho. Kącik jej ust drgnął lekko. - Nie idealnie, ale dojdę do wprawy - zapewniła i puściła jego rękę. Ruszyła, słuchając go dalej. - Myślisz, że żyjąc z żalem byłbyś jakiś gorszy? - zapytała. - Nie lepiej by było tą emocję przepracować? Opłakać straty, znaleźć jakiś sposób na upamiętnienie bliskich? Przecież i tak Ci żal, że ich nie ma. Może z czasem, jakbyś sobie na ten żal tak otwarcie pozwolił, to ten byłby coraz mniejszy? - zaproponowała łagodnym tonem.
Akane
Uśmiechnęła się pod nosem na jego pierda, ale zaraz spoważniała, słuchając co ma do powiedzenia. Nie znała do końca sytuacji i wolała nie wtrącać się w cudze konflikty, nie ważne czy aktualne czy zażegnane. Mogła jednak go wysłuchać.
OdpowiedzUsuń- Nie żeby coś, ale patrząc na moje potrzeby to nawet mi na rękę, że doszedłeś właśnie do takich konkluzji. Chyba będę musiała podziękować cioteczce - zaczęła od drobnego żartu, ale zaraz dotknęła ramię Lazarusa i lekko je poklepała. - A tak na poważnie to fajnie, że obrałeś taką drogę. Wielu by po prostu wywaliło jajca i rozładowywało złość w zdecydowanie mniej przydatny sposób - stwierdziła. Na jego pytające podsumowanie przytaknęła głową. - Wow, w życiu bym tego tak profesjonalnie nie nazwała - przyznała - ale tak, no właśnie tak robię - odpowiedziała. Na pytanie o zerwanie uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała pod własne nogi. Chwilę trzymała wzrok przy ziemi, ale ostatecznie spojrzała Lazowi w oczy. - Akurat zerwanie było moją inicjatywą, ale tak, zrobiłam po nim coś głupiego. Pod wpływem silnych emocji rzuciłam czar na samą siebie. Wyłączyłam jedną ze swoich emocji... Teraz już jest włączona, ale... - wzruszyła ramionami. - Na szczęście to była chwilowa sprawa i nie planuję tego błędu powtarzać, ale stało się - wyznała. Spojrzała w tą sama stronę co mężczyzna. - Nie wiem co słyszałeś, ale z Gavem dość często mam ostrą wymianę zdań. Nakręcamy się wzajemnie i wychodzi mieszanka wybuchowa. Nie chcę tak... ani z nim, ani z innymi. Mam po prostu tego dość, chcę więcej spokoju w swojej głowie - przyznała. Uśmiechnęła się na jego słowa.
- Chyba każdy tak ma, że nie zawsze rozumie cudze uczucia. Ja niestety te uczucia czuję, nie zawsze umiem je dobrze odczytać, w sumie to nawet nie chcę ich dobrze odczytywać. Wolę jak mi ktoś mówi co czuje, wtedy trudniej o błędy - rozejrzała się po moczarach, trzymając się dość blisko ognistowłosego. - Tak czy siak chętnie spróbuję tych Twoich nauk - przyznała i zaraz delikatnie ściągnęła brwi. - Meliodas? Ma kilku wybrańców, ale uczy ich przede wszystkim walki mieczem, wymiany ciosów. W sumie to chyba większa kolejka jest u Yensena, gdy chodzi o treningi fizyczne. Sama u niego bywam. Do Ciebie przychodzę po trening przede wszystkim mentalny. U nich taki trening polega na jednym głębszym, a raczej jednej, bo w ich przypadku mówimy już o butelce - zaśmiała się pod nosem by zaraz w zabawny sposób zarzucić włosy w tył. - A tego rodzaju trening sama mam opracowany do perfekcji - zaśmiała się.
Akane
Jak tak zastanowiła się trochę głębiej, to racja, rzeczywiście ich doświadczenia były w tym temacie podobne. Może dlatego tak łatwo szło przy nim o nich opowiadać?
OdpowiedzUsuń- O dzięki Ci, już się na ten temat sporo nasłuchałam, zapewniam, że zrozumiałam - trochę energiczniej pokiwała głową. Przekręciła ją zaraz lekko na bok. - A znajomi z Phyonix? Nie ma wśród nich nikogo z kim mógłbyś pogadać od serca? - zapytała, a słysząc o bibliotece mimowolnie kącik jej ust drgnął. To już wiedziała do kogo może posłać Tonego, gdy zbraknie mu lektur. słuchała o tej włóczni z nieco przymrużonymi oczyma. Tego porównania jeszcze nigdy nie słyszała. - Na pewno lepsza to broń niż sam kij... - przyznała, oczyma wyobraźni widząc własną dekapitację. Potrząsnęła zaraz głową, odpychając od siebie daną myśl i śląc kolejny uśmiech do Laza. Kiwała głową, gdy przedstawiał jej swoją wizję, fakt, że nie miał się za alfę i omegę tylko ją utwierdził w przekonaniu, że rzeczywiście może wynieść z tych lekcji coś cennego. - Jasne, rozumiem, życia za mnie nie przeżyjesz - podsumowała krótko. Rozumiała zamysł, mógł jej jedynie pomóc, naprowadzić, ale większość i tak nadal zależała przede wszystkim od niej samej. Zaśmiała się na jego propozycję.
- Zacznijmy może od nauki, później, kto wie, może się skuszę na ten owocowy bimber. Jak nie dziś to następnym razem. Posmakować będę musiała koniecznie - uśmiechnęła się do niego szerzej.
Akane
Kiwnęła głowa, na znak, że rozumie.
OdpowiedzUsuń- Tego nie wiem, w sensie czy jest, czy nie ma niesmaku, ale wiesz... W razie co jak Cię najdzie to możesz i mi co nieco ponarzekać - zaproponowała luźno i zaraz mu przytaknęła głową. - Tak, wiem, zrozumiałam - przyznała i zaraz otworzyła szerzej oczy i zaśmiała się. - Zdecydowanie mnie przeceniasz. Jak dla mnie oczywiste, że w jeden dzień nie załapię. Nie jestem dziś nigdzie umówiona, Gave ma małe, w razie gdyby coś się działo to da mi znak, tak więc spokojnie mogę skupić się dziś na treningu. Pytanie na jak długo Ty tu zostajesz? Nie musimy wszystkiego robić ciągiem, możemy się spotykać co jakiś czas, a możemy coś ogarnąć w przeciągu kilku najbliższych dni - uśmiechnęła się.
Akane
- Nie mam przecież na myśli tylko narzekania. Jak to mówią... No po prostu możesz mówić co Ci tam leży na wątrobie. Nie koniecznie teraz, ale jakbyś miał potrzebę - wyjaśniła lekko wzruszając ramionami i zaraz zerknęła na dłoń, którą położył na jednym z nich. Wróciła spojrzeniem do twarzy Lazarusa. - To może po prostu umawiajmy się na bieżąco? - zaproponowała, a słysząc o niepasujących metodach przekręciła lekko głowę na bok, czekając co też takiego dziwnego stosuje. Medytuje pół nagi lub nawet nagi, no dobra, to mogło niektórych rzeczywiście rozpraszać. Lekko zmrużyła oczy czekając na kontynuację, ale po chwili zorientowała się, że to o nagość chodzi.
OdpowiedzUsuń- Ach, i co? To tyle? Bez obaw, nie przeszkadza mi siedzenie w bieliźnie - przyznała. W takich chwilach udzielał się mocno jej demiseksualizm, ciało to ciało, An potrzebowała zdecydowanie więcej by nagość odebrać w jakiś bardziej znaczący sposób.
Akane
Słuchała go w milczeniu, a gdy mówił o brataniu się w ten sposób, kącik jej ust drgnął.
OdpowiedzUsuń- W moim poprzednim świecie byli hipisi, bardzo byś teraz do nich pasował, wielu patrzyło na świat w ten sam sposób co Ty - wyznała odrobinkę rozbawiona. - Może rzeczywiście coś w tym jest - stwierdziła. Nawet, gdy chodziło o zwykłą kąpiel w jeziorze to ta naga zdawała się jakaś taka najbardziej wyzwolona, niesamowicie relaksująca. Spojrzała za nim w stronę jamy i uniosła brwi wysoko. - Mam tam wejść? - zamrugała szybciej, krzyżując z nim spojrzenie.
Akane
Cały czas patrzyła w górę.
OdpowiedzUsuń- Heh, cóż... Ja tutaj zatrzymywać się nie zamierzam - stwierdziła ostatecznie i wróciła spojrzeniem do Lazarusa. - Trochę? - rozbawiona pokręciła głową. Uspokajał ją fakt posiadania swoich umiejętności, w razie co będzie się ratować piaskiem. Zacisnęła zęby i nabrała w płuca powietrza by zaraz wypuścić je głośno. - No dobra - sama zbliżyła się do ściany. Musiało paść akurat na wspinaczkę? Z wszystkich sportowych opcji ta wychodziła jej najsłabiej. Zatarła mimo wszystko ręce i zaczęła powoli się wspinać. - Jasna dupa, chyba jednak dzisiaj posmakuję tego bimbru - rzuciła szukając odpowiednich miejsc do chwytu czy postawienia nogi. Szło jej to dość mozolnie, nie wspinała się nawet w połowie tak szybko jak Laz.
Akane
An w pewnym momencie po prostu zastygła w bezruchu. Wypuściła głośno powietrze i starała się oddychać miarowo, spokojnie. Nie miała pojęcia, w którą stronę iść dalej. Zarówno prawa, jak i lewa strona miały zbyt ruchliwe elementy. Nie miała pewności, a ona lubiła mieć pewność, na pewno w takich wyborach.
OdpowiedzUsuń- Cholera - syknęła patrząc w górę. Nie widziała Lazarusa. No nieźle... Aż tak była w tym do dupy by zgubić go z oczu na skale idącej po prostu w górę? Irytacja lekko w niej narastała, ale wtedy pojawił się ognistowłosy, jednak jego widok nie do końca był pokrzepiający. - Uważaj, dobra?! Nie chciałabym Cię mieć na sumieniu - fuknęła na niego trochę nerwowa, lekko nawet zmarszczyła czoło. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Szlag by to! Tor przeszkód, biegi, skoki, pływanie... cokolwiek! Dlaczego wspinaczka?! - Nie widzę! - nie krzyczała, ale mówiła nerwowym tonem. Złapała się mocniej skały i zaczęła szukać wspomnianej krawędzi stopą. - Mam! Mam, dobra mam! - trafiła, a ton jej głosu szybko uległ zmianie. Tak jak powiedział, musiała wykręcić stopę i oprzeć się, a wtedy sięgnęła dłonią wyżej, do bardziej pewnego elementu skały. Odetchnęła z ulgą, gdy wyszła z tej jednej opresji, ale patrząc w górę jęknęła. - Ja pierdolę... - zamknęła na chwilę oczy i spróbowała się nieco uspokoić. - Skąd wiesz, że coś się nie ukruszy? Jak mam mieć pewność, że nie runę zaraz w dół. To tylko skała, łatwo się zwieść - zauważyła i zacisnęła zęby.
Akane
Powtórzyła próbę z oddechem, obecność Lazarusa odrobinę uspokajała. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. - Świetnie? Dobry żart... - podsumowała by znowu spojrzeć w górę. Zacisnęła zęby. Tyle już przeszła... Dlaczego boi się durnej góry? Chciała tam wejść po prostu, bez tych wszystkich magicznych bajerów. - Jasne, że pamiętam... - burknęła i znowu spojrzała mu w oczy - ... ale sam powiedziałeś. To moja droga, możesz mi dawać rady, ale przejść ją muszę ja. Nie chcę się uczyć, że zawsze będziesz, chcę... - znowu odzywała się w niej zosia samosia. Zacisnęła zęby. Sama, sama, sama... Zacisnęła powieki i przeklęła pod nosem. - Dobrze no... Dobrze, podnieś mnie, złapię tą pieprzoną krawędź - otworzyła oczy i wypuściła głośno powietrze by zaraz kiwnąć głową na znak, że jest gotowa. Złapała jego dłoń i pozwoliła sobie pomóc, by zaraz złapać wspomnianą krawędź z kolejnym uczuciem ulgi. Tam znowu odetchnęła głębiej, ale po chwili ruszyła dalej, nadal mozolnie, ale pięła się w górę.
OdpowiedzUsuńAkane
Poczuła wyraźną różnicę gdy chodziło o skałę, teraz łatwiej szło znaleźć odpowiednie miejsce do chwytu, więc zaczęło jej iść nieco sprawniej. Zatrzymała się jednak na słowa Lazarusa. Odruchowo zacisnęła usta w wąską kreskę i zerknęła w stronę towarzysza. Ledwo widocznie kiwnęła głową i zawzięcie zaczęła przeć do przodu, nie przesadzała jednak z tempem, aż tak pewnie się mimo wszystko jeszcze nie czuła. Cholera, miał rację, niby to wiedziała, ale tylko w teorii, praktyka była o wiele trudniejsza do zaaplikowania. Jeszcze trochę, jeszcze kilka ruchów... Tak! Dotarła. Wspięła się na górę i padła plackiem na plecy, łapiąc głośne oddechy. Po chwili zaśmiała się krótko, a wzrok ulokowała w Lazarusie. - Czyli co? Najtrudniejsza walka przede mną? Pokażesz mi jak mam skopać dupę samej sobie? - posłała do niego szerszy uśmiech. Przyszedł czas na endorfiny, była z siebie dumna, że się udało.
OdpowiedzUsuńAkane
Przybiła z nim piątkę, wstając przy tym do siadu, a gdy zobaczyła rozciągający się stąd widok, rozchyliła nieco usta i szeroko otworzyła oczy. Ależ ona lubiła takie widoki. Spojrzała po wyspie trochę rozczulona, to był jej dom.
OdpowiedzUsuń- Przepięknie - przyznała cicho, wpatrzona w krajobraz. Zaśmiała się krótko na jego stwierdzenie. - Tak, jest się z czego cieszyć - przyznała, jednak dalej podziwiając okolicę. Spojrzała w stronę Lazarusa dopiero po chwili, ten stał już pół nagi, a An powoli zebrała się z ziemi i otrzepała tyłek, prześlizgując po mężczyźnie wzrokiem. - Chyba sporo trenowałeś od naszego ostatniego spotkania - stwierdziła by zaraz spojrzeć po jamie i wejść nieco głębiej. Na uwagę co do wspinaczki obejrzała się na ognistowłosego i uśmiechnęła pod nosem. - Jestem po prostu niesamowicie uparta, mogę się telepać w środku, ale jak będę coś chciała sobie udowodnić to, to po prostu zrobię - przyznała, wracając do oglądania jego skromnego lokum. - Nie zawsze to wychodzi na dobre - przyznała. - Poza tym, świadomość, że jesteś obok też sporo ułatwiała... mistrzu - obróciła do niego głowę i puściła mu oko po czym zaśmiała się krótko. - Możesz powiedzieć co mnie jeszcze czeka, czy częścią tego treningu jest moja nieświadomość? - zapytała schylając się nieco nad wypaloną świeczką, która stała na półce skalnej, na wysokości jej klatki piersiowej.
Akane
- No tak, lepiej nie wychodzić z formy - przyznała. - Coś o tym wiem, ale ciąża to inna sprawa. Teraz już wróciłam na stare tory - dodała z lekkim uśmiechem i patrzyła po miejscach, które jej pokazuje. Spojrzała "głębiej", gdy wspomniał o kolejnej próbie, a szum wody słyszała już z większej odległości. Uśmiechnęła się, idąc za nim, a gdy zobaczyła wodospad, jej uśmiech się poszerzył. - Musze przyznać, że znalazłeś sobie całkiem urokliwe gniazdko - rzuciła trochę głośniej, co by szum jej nie zagłuszał. Przeniosła wzrok na cienką deskę, lęku wysokości akurat nie miała, więc tu nie czuła strachu.
OdpowiedzUsuń- Mhm, mówiłeś, a sam masz nadal spodnie na tyłku - zauważyła z lekkim przekąsem w głosie, jednocześnie zdejmując buty z nóg, a zaraz za nimi skarpetki. Ściągnęła przy okazji swoją koszulę i została w staniku zrobionym z bandaża. Zdjęła również spodnie i wszystko ułożyła w jednym miejscu, nie będzie przecież się rozbierać etapami. Rozbierając się patrzyła za Lazarusem, jak swobodnie przechodził po desce, to dodało jeszcze więcej pewności, w końcu chłop był od niej dużo cięższy, a ona sama należała raczej do drobnych osób. Jedyne co mogło stanowić problem to śliskie drewno, zmoczone przez wodę. An ruszyła w stronę deski, gdy tylko Lazarus przeszedł na drugą stronę. Dla otuchy wzięła głębszy wdech, nie takie rzeczy robiło się w Lustrze, tam serio walczyli o życie, a to dodało im hardu ducha. Zbadała drewno stopą i z nutka ostrożności ruszyła za feniksem.
Akane
Akane zaśmiała się cicho na jego słowa, przez co deska zadrżała pod stopami i dziewczyna na chwilę się zatrzymała. Spojrzała po Lazarusie rozbawiona.
OdpowiedzUsuń- No mam nadzieję, że słyszałeś, nie po to się drę byś nie słyszał - zauważyła po czym ruszyła dalej, zachowując ostrożność. Prychnęła na słowa o negliżu. - Najpierw musiałabym w ogóle zacząć się na nim skupiać by teraz przestać - przy końcówce lekko rozłożyła ręce na boki, dla zachowania równowagi i zaraz zeskoczyła z deski, lądując obok Laza z szerszym uśmiechem. To zadanie wyszło jej zdecydowanie sprawniej niż wspinaczka.
Akane
Uśmiechnęła się szerzej na jego gratulacje, a gdy ściągnął spodnie i rzucił je na bok, spojrzała w odruchu za materiałem. Zaraz wróciła wzrokiem do ognistowłosego i zaśmiała się krótko. - Nie czuję, ale zawsze raźniej - odparła luźno po czym ruszyła za nim. Sztuczka z świeczkami wyszła bardzo ciekawie, te rozpalały się po kolei, z każdym kolejnym krokiem Laza. Akane uśmiechnęła się odrobinkę zauroczona widokiem, zaraz jednak skupiła się na słowach towarzysza. - Ukierunkowanie w jednym punkcie? Jakimś konkretnym punkcie? - w tym całym zdaniu tego jednego nie rozumiała. Spojrzała zaraz na basen, zatrzymując się obok Lazarusa. - Serio umiesz kontrolować strach? A co, gdy coś dzieje się nagle, niespodziewanie? Umiesz po prostu szybko odzyskać kontrolę nad oddechem czy w ogóle się nie boisz? - zapytała, zerkając na niego i zaraz znowu na basen. Odpocząć, tak? Usiadła na krawędzi tworu i wsunęła nogi do wody, przymykając przy tym lekko powieki i oddychając biorąc kilka relaksujących oddechów.
OdpowiedzUsuńAkane
Sama dotknęła środka swojego mostka, gdy mówił o splocie i dla próby wzięła głębszy oddech, ale w danej chwili nie czuła by cokolwiek jej się kumulowało w dotykanym miejscu. - A muzyka? Myślisz, że mogłaby mi pomóc? Bardzo lubię muzykę, śpiew, taniec... Może gdybym skupiała się na jakimś utworze to... No nie wiem, łatwiej byłoby mi przejść przez trudniejsze emocje? - zapytała z czystej ciekawości. - Łatwiej skupić się na oddechu... - dodała ciszej. W wielu przypadkach działało, ale zawsze gdzieś padały jakieś słowa, które wymazywały utwór z głowy i rozpoczynały szał. Może gdyby połączyła metody Lazarusa z tymi własnymi to efekty byłby lepszy? Na wyznanie lekko uniosła brwi.
OdpowiedzUsuń- Dobra, ale to litość, nie strach - zauważyła. - Nie chciałeś by cierpiała, skróciłeś jej cierpienie bo nie mogłeś patrzeć jak ją boli. To co innego - stwierdziła i zaraz lekko zamyśliła się nad słowami co do niewiedzy. - Wiesz, w moich stronach chodziła taka historia o wieśniaczce i pożarze... Płonąca chata, przybiega do niech szlachcianka i wieśniaczka, nagle słychać płacz dziecka. Szlachcianka, oczytana, zaczyna analizować co zrobić by uratować malucha, ma dość wiedzy by połączyć kropki i dostrzec zagrożenie. Wieśniaczka tej wiedzy nie ma, po prostu rusza w stronę domu i ratuje dziecko. W tym konkretnym przypadku strach i obawa wynikała z wiedzy - podniosła do niego oczy.
Akane
Uniosła lekko brwi i nawet rozchyliła usta by odpowiedzieć, ale uznała to pytanie za retoryczne. W końcu odpowiedź była dość oczywista, więc tylko zacisnęła usta w wąską kreskę. Ten grymas jednak szybko przerodził się w delikatny uśmiech, bo Laz postanowił dosłownie pokazać co ma na myśli. Dziewczyna zaśmiała się krótko na ten jego pogłos, pokaz miał w sobie coś magicznego. Chociaż dla niej sama muzyka była po prostu bardzo magiczna.
OdpowiedzUsuń- Uważaj, bo jeszcze wezmę Cię do chórków - rzuciła nieco zaczepnie i zaraz kiwnęła głową. - Takie "tak" to ja rozumiem - przyznała. Na wyjaśnienie co do sprzedanej historii musiała stwierdzić, że coś w tym było. - No tak, ale wieśniaczka mogła też mieć po prostu szczęście. Nie wierzysz, że coś takiego istnieje? - dopytała jeszcze. Przygryzła lekko dolną wargę i wróciła do patrzenia na basen. - Niech zgadnę, znajomość samego siebie znacznie ułatwia pojawienie się zjawiska "szczęścia"?
Akane
Udała smutną minę.
OdpowiedzUsuń- No wiesz... - rzuciła, ale zaraz sama się krótko zaśmiała. Spojrzała po imbryku i nadstawiła ucho, słuchając go dalej. No tak, ciężko gdybać, gdy tyle dookoła niewiadomych. An spojrzała na swoje, zamoczone w wodzie, stopy i lekko nimi pomachała. Myślała nad słowami Lazarusa. Wiedziała tyle, że przepisu na szczęście nie było, przynajmniej nie takiego, który by trafiał do wielu. Przekręciła głowę by spojrzeć po eks komandosie i mu posłała mu delikatny uśmiech. - Właściwie to nie muszę - stwierdziła by zaraz po tym odepchnąć się dłońmi od krawędzi basenu i zniknąć na chwilę pod wodą. Wypłynęła kawałek dalej, wystawiając nad wodę jedynie głowę. - W sensie, nie mam takiej potrzeby. Może kiedyś odpowiedź sama do mnie przyjdzie, a może nigdy się nie dowiem - stwierdziła pogodnie i zawirowała w wodzie z cichym nuceniem na ustach.
Akane
- Nie przeczę, jest dość znana - przyznała. W końcu nie bez powodu to jego jej polecono. Chwilę powirowała w wodzie, ale kiedy zobaczyła, że Lazarus rusza w jej stronę z kubkiem zatrzymała się i sama również podpłynęła w jego stronę. Przyjęła naczynie po czym spojrzała po ognistowłosym. - Co tam dolałeś i... w jakim celu? - zapytała. Coś jej podpowiadało, że to nie tylko mięta z ziołami, powąchała jeszcze napar, ale nie spróbowała go, czekając na odpowiedź.
OdpowiedzUsuńAkane
Zaskoczył ją ten konkretny składnik, ciotka wspominała, że większość feniksów nie lubi się "dzielić" swoimi łzami, nawet te, które mieli u Febe i stosowali do leczenia uchodziły za bardzo wyjątkowy towar. Spojrzała po kubku i zaraz wróciła wzrokiem do Laza. - Jej... dzięki, to... - może i nie czuła się jakaś chora czy potrzebująca, ale gest był naprawdę miły oraz szczery - ... to... No czuję się wyróżniona - przyznała, śląc Lazarusowi ciepły uśmiech. Upiła spory łyk i zaraz prychnęła cichym śmiechem. - Była też opcja z próbą zrzucenia z deski, nie zapominajmy o próbie utopienia czy po prostu tradycyjnym spopieleniu - uśmiechnęła się pod nosem i wzięła kolejnego łyka by zaraz kiwnąć lekko głową. - Nie ma problemu, też doceniam Twoją chęć pomocy, mam nadzieję, że wyjdzie to nam na dobre - przyznała z uśmiechem, wracając na krawędź basenu i siadając obok niego z kubkiem w dłoniach.
OdpowiedzUsuńAkane
Spojrzała po nim zaciekawiona. Nazywał to dość specyficznie, dzielenie się samym sobą brzmiało bardzo personalnie. Posłała mu kolejny ciepły uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Doceniam, słyszałam co nieco o wartości Waszych łez. Znaczy, nie tej materialnej, chociaż ją też znam, ale mam teraz na myśli tą duchową - w odruchu puknęła palcem w swoje serce. Uśmiech jej się nieco poszerzył na te fanfary. - Lubię proste sposoby - przyznała, przytakując mu głową. Na słowa o przeziębieniu spojrzała po swojej mokrej bieliźnie i uniosła lekko brwi. - Raczej nie jestem zbyt chorowita - stwierdziła biorąc kolejny łyk herbaty i patrząc wzrokiem za Lazarusem. Zaskoczona spojrzała po pojawiających się meblach i jakoś tak odruchowo wstała, co by w razie co czmychnąć gdzieś na bok. Cholera wie, czy zaraz zza tyłka nie wyskoczy jej jakiś ognisty fotel. Właściwie była tak zaaferowana tą meblową wystawką, że na Laza spojrzała dopiero, gdy był obok, z ręcznikiem. Prześlizgnęła wzrokiem po materiale i zaraz spojrzała w oczy feniksa. - Nie pomyliłeś go z pościelą? - rzuciła żartobliwie, odstawiła kubek i przyjęła ręcznik, by zarzucić go sobie na ramiona, niczym pelerynę. - Dzięki - uśmiechnęła się wdzięcznie, a na propozycję pokręciła głową. - Nie ma potrzeby, znając mnie jeszcze wskoczę do wody, a zimno mi nie jest, serio. Dam znać, gdyby cokolwiek mi doskwierało - zapewniła, przytakując samej sobie głową. - Wolałabym skupić się na teorii i medytacji. Ćwiczeń fizycznych mi nie brakuje, tata, Yensen, moje własne treningi, tego mam już całkiem sporo - przyznała.
Akane
Prychnęła krótkim śmiechem.
OdpowiedzUsuń- Nie mam jąder, więc pozostaje mi wierzyć na słowo - pokazała mu język i spojrzała po pozycji jaką przybrał. Tak, to zdecydowanie kojarzyło jej się z medytacją. - Hej, no bez przesady, aż tak mała nie jestem. Co najwyżej z Twojego podkoszulka mogłabym sobie zrobić spódnicę - ponownie się zaśmiała, podchodząc bliżej. - Przyjemności później - powtórzyła za nim gest z brwiami, ale zaraz skupiła się na jego słowach. No tak, dość oczywiste było, że jeżeli chcą to zrobić dobrze, to warto się zastanowić nas technikami treningu. Kiwnęła głową na jego polecenie i tak jak poprosił, usiadła na przeciw Lazarusa, również krzyżując nogi. Dla lepszego skupienia przymknęła oczy. Słysząc wytyczne uchyliła jedno oko. - Ta różnica w czasie ma jakieś większe znaczenie? - zapytała i spróbowała z czterosekundowych wdechem, wydech wyszedł jej dość nienaturalnie, sztucznie go przedłużała do ośmiu sekund. - Dobra, tak, tak, już, skupiam się - znowu zamknęła powieki i zaczęła dalej próbować.
Akane
Jakoś tak odruchowo skrzywiła się na samą myśl o takim zabiegu. Pokręciła głową, gdy wspomniał o Piusie.
OdpowiedzUsuń- Zdecydowanie podziękuję, to nie mój klimat - przyznała. Białowłosy miał już dość specyficzną opinię, a ona nie miała ochoty na rozmowy przesiąknięte podtekstami, na pewno nie zamierzała sama takich prowokować. Czuła tą drobną niechęć Lazarusa do wspomnianej osoby, ale w danej chwili ta nie wydawała się jakaś poważna, więc zostawiła ją bez komentarza.
Słuchała wyjaśnień z przymkniętymi powiekami, wprowadzając od razu zmiany jakie jej zaproponował. Krótszy wdech, dłuższy wydech, trzy, cztery, trzy, cztery. Wyobrażenie kulki nie sprawiało jej problemu, akurat wyobraźnię miewała nad wyraz bujną, co szybko wyszło, nawet tutaj, bo kulka z płuc zaczęła nieco bardziej tańcować, niż nudno poruszać się w górę i dół. Akane uśmiechnęła się pod nosem na tą wizję, ale przy kolejnych słowach Lazarusa starała się spoważnieć i rzeczywiście skupić na spokoju oraz ciszy. Mało miała w życiu tych dwój elementów, a mózg co chwila zasypywał ją jakimiś skojarzeniami, a to Fasolki, które rzucają do siebie tą wyobrażoną piłeczką, a to Vexa lecąca z wywalonym jęzorem po rzuconą kulkę, czy nawet jej młodsze rodzeństwo podrzucane w górę czy dół, niczym ta kulka. Ciało miała dość zrelaksowane, wizje były przyjemne więc w mięśniach nie było spięcia, ale głowa, tam działo się wiele. Poczuła zapach ziołowych świeczek co odrobinę ją odwiodło od myśli o bliskich, ale zaraz mruknęła cicho, niezadowolona.
- Szlag by to! - otworzyła oczy i skrzyżowała wzrok z Lazarusem. - Jak Ty to robisz, że o niczym nie myślisz?! Mnie zaraz zalewają wspomnienia czy jakieś skojarzenia - rzuciła i rozejrzała się dookoła, po tych świeczkach. - Jak zostać w tu i teraz? - zapytała, wracając wzrokiem do feniksa. - Wyglądało to wszystko naprawdę urokliwie, ułatwia skupienie, ale mam wrażenie, że moja głowa i tak zaraz poszuka innych wspomnień ze świeczkami, że zapach ziół sprowadzi mnie do kuchni i nauk gotowania u Shi - zacisnęła usta w wąską kreskę.
Akane
Akane dalej trzymała wąsko ściśnięte usta, ale rozluźniała je powoli przy wyjaśnieniach.
OdpowiedzUsuń- No właśnie... Zostajesz przy jednej... - skubnęła wargę zębami po kilku pierwszych słowach. To pogłębianie myśli brzmiało sensownie. Uśmiechnęła się kącikiem ust na ostatnie zdanie, Lazarus dość sporo nawiązywał w swoich naukach do jaj. Odepchnęła od siebie tą myśl i zaraz zaczerpnęła dużo powietrza by ponowić próby. Tak jak polecił wdech, dłuższy wydech, wybrała wspomnienie z dziewczynkami, rzucały tą kulkę między sobą, ale teraz skupiła się na samej kulce. Jaki miała kolor? Czy była gładka? Miała wzory? Pstrykanie palcami dodatkowo pomagało, nadawało stały rytm. W pewnej chwili An przestała je słyszeć. Oddychała spokojnie, szukając odpowiedzi na swe pytania, jednak zaraz zmarszczyła odrobinę czoło. Kulka jakby zaczęła lekko się tlić i z każdą chwilą coraz mocniej zachodziła płomieniami. Nagle zamiast Fasolek An zobaczyła Piusa i Lazarusa, a kulka z piłki przerodziła się w jeden z ognistych pocisków skierowanych w stronę demona. Akane poczuła niechęć mężczyzn. To nie był luźny sparing, tam walczyli o życie. Wypuściła trochę głośniej powietrze, nosem. Jej oddech się pogłębił i drgnęła przy jednym z zadanych ciosów. Otworzyła gwałtownie oczy, gdy padł ostateczny cios. W odruchu pochyliła się w przód i oparła dłonią o skałę przed sobą. Zaczęła uspokajać oddech.
- Cholera jasna... - podniosła oczy do oczu Lazarusa. Bardzo wyraźnie czuła jego niechęć do białowłosego, nawet teraz zdawał się nią emanować, mimo, że Pius został jedynie wspomniany. - O co Wam tak poszło? - jakoś tak odruchowo zadała pytanie. Dawno nie czuła tak głębokiej nienawiści u kogokolwiek.
Akane
Akane zmarszczyła wyraźnie brwi i spojrzała na Lazarusa bardziej hardo.
OdpowiedzUsuń- Co za głupota - prychnęła. - No i niby co? Pozwolisz sobie na coś takiego? Narazisz się na poważne rany, ba, na śmierć dla jakiegoś durnego pojedynku o... właściwie o co? O nic. - pokręciła głową i wróciła do poprzedniej pozycji. - Serio bywacie durni - stwierdziła i w nieco obruszonym geście zamknęła oczy, unosząc brodę nieco wyżej niż standardowo. - Skupiam się - oznajmiła, wracając do swojego powolnego oddychania.
Akane
Uniosła jedną powiekę i westchnęła ciężko by zaraz otworzyć drugie oko. Spojrzała na Lazarusa z nutką pobłażliwości i pokręciła głową. - Nasłuchałeś się? Serio? Popatrz na własną historię... Wystarczy jedna nieodpowiednia osoba, która przedstawi ją w jeden nieodpowiedni sposób. Równie dobrze Ty możesz uchodzić za niegodnego zaufania - zauważyła spokojnie i wzruszyła ramionami. - Nie wiem dlaczego, ale sam fakt, że zaczął im pomagać uważam tu za istotniejszy. Tak samo to, że chce pomóc nam. Nie jest nam nic dłużny. Jak zwieje to niech zwiewa. Dopóki nie stanie przeciwko nam to nie zamierzam obrzucać go błotem. Nie znam typa - stwierdziła i zaraz znowu zamknęła oczy by poćwiczyć głębokie oddychanie, ale słysząc słowa o nalewce ponownie podniosła powieki.
OdpowiedzUsuń- Noo... no dobra - przerwa jej chyba nie zaszkodzi. Już i tak się trochę naskakała. Wstała z miejsca i otrzepała tyłek by zaraz z zadowolonym uśmieszkiem ruszyć w stronę basenu i wskoczyć do niego na bombę. Wynurzyła się po chwili. - Chyba się nie obrazisz jak będę pić przy jego krawędzi, hm? - zapytała, podpływając do wspomnianego miejsca i zaczesując mokre włosy w tył.
Akane
- Prawdopodobnie uchodzisz, a mimo to nadal masz dobre intencje. Pomagasz. Z tego co mi wiadomo on też trzyma się na uboczu i nie angażuje. Jest między Wami kilka podobieństw, no ale rozumiem obawy. Niektórzy tak po prostu na nas działają - przyznała. - Wiem, że nie apelujesz Laz, nie tak to odebrałam. Sama z siebie po prostu chciałam zaznaczyć, że mimo ogólnej opinii ani on, ani Ty nie jesteście na mojej czarnej liście - stwierdziła z lekkim uśmiechem.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się na jego stwierdzenie co do utopienia i sama oparła ramiona o krawędź basenu. - Nie dam Ci tej przyjemności, nie planuję pijackich zabaw w wodzie, a jedynie kulturalną degustację przy jej brzegu - ponownie się zaśmiała i sięgnęła po jeden z kubeczków. Trunek ładnie pachniał i Akane chętnie go posmakowała, ale chuchnęła mocno zaraz. - Osz w... - zamrugała szybciej. - Na czym Ty to pędziłeś!? Na siarce? - powachlowała się dłonią. - Dobre, ale mocne... - przyznała.
Akane
- Chyba jednak wyjdę z wody jak mam to pić... - rzuciła i rzeczywiście to zrobiła, siadając sobie obok Laza. Coś czuła, że jej dzisiejsze picie skończy się na tym jednym kubeczku. Wzięła kolejnego małego łyka i skrzywiła się nieco. - Ej, ale przy drugim nie jest już aż tak źle - przyznała nieco rozbawiona. Słysząc pytanie wzruszyła ramionami. - Żyją, Ashan do nich dołączył więc mają tu trochę bardziej rodzinny klimat - odpowiedziała i zastanowiła się chwilę. - Tego chyba nie mają za złe, ale to już ich byś musiał pytać. Wiem tyle, że Mor wyraźnie zdziwiły wieści o Twoim przesłuchaniu, o tym co tam mówiłeś. Wiesz, nie chcę też za dużo gadać, sam możesz je zapytać - pokazała mu język.
OdpowiedzUsuńAkane
Słuchała go i lekko kiwała głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, w Phyonix i Mathyr to całe zwracanie uwagi na tytuły, status czy pozycje dość mocno się utrzymuje. W moich czasach takie podejście było już w mniejszości. Status mało kiedy miał znaczenie w relacji. Jasne, zawsze znalazł się jakiś baran, który uważał, że trzymanie się z biedniejszymi od siebie to jakaś ujma, ale... no właśnie, uchodził wtedy za barana - uśmiechnęła się do niego pod nosem. - Ale tu, no rozumiem, tutaj to za świeże podejście - przyznała i zaraz mu pogroziła palcem. - Hej, hej, już mamy jedną suczitę w naszych Piaskach Czasu. Wściekłą sucz co prawda, ale... a może ostra sucz? Hm... No tak czy siak brzmi dość podobnie, więc jak chcesz jakoś ten trunek wyróżnić to jednak polecam inną nazwę - rzuciła. - Może... Ognisty dech? - zaproponowała i lekko się zaśmiała.
Akane
Słuchała go i wzięła kolejny łyk, tak, nadal kopało, ale jakoś łatwiej przechodziło przez gardło.
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że Ci zostanie to "lepiej" - przyznała krótko i zaraz poczuła przy nogach ciepło. Uśmiechnęła się zaczepnie do Lazarusa. - No wiesz co? Nasikałeeeś? - zaśmiała się, czując juz odrobinkę jak siedemdziesiąt procent powoli uderza do głowy. Chlapneła lekko noga w jego stronę. - Nah, brzoskwiniowa suka nie - pokręciła głową i kręciła dalej, gdy wymieniał swoje pomysły. - Przydałoby się coś krótkiego, chwytliwego... - popukała się palcem po brodzie i wzięła jeszcze jednego łyka. - Nie wiem jak będzie, gdy dodasz imbiru, ale na pewno wtedy też chętnie posmakuję - przytaknęła głową.
Akane
Akane zaśmiała się krótko i pokręciła rozbawiona głową.
OdpowiedzUsuń- Ty to umiesz zachęcić do pływania - rzuciła ze śmiechem i wsunęła się do wody. Dawno nie miała okazji korzystać z kąpieli w gorących źródłach, a woda grzana feniksem bardzo te przypominała. Na nazwę uśmiechnęła się pod nosem. - No nieźle, już tworzysz nazwy na moją cześć? - zaśmiała się pod nosem i pokazała mu język. W końcu to ją nazywano "Słowikiem" w niektórych rejonach. Przytaknęła mu głową, gdy wspomniał o nazwie. - Myślę, że rzeczywiście dobrze będzie zasięgnąć języka w gospodzie. Chociaż może jakiś... Imbirowy strzał! - podskoczyła w wodzie i obróciła się dookoła własnej osi. - Ognisty sierp! - ponownie zawirowała. - O losie... - to całe wirowanie w wodzie po wypiciu mocnego trunku nie było najlepszym pomysłem i poczuła jak nieco jej wiotczeją nogi. - Soczysty zgon - chwiejnie ruszyła w stronę krawędzi basenu.
Akane
- Hmm... To może zostańmy przy strzale... Mocny strzał? Ostry strzał? - zdążyła jeszcze zaproponować, nim oparła się o brzeg basenu i podniosła nieco głowę, by zaczerpnąć powietrza. - Nie, nie... Nie jest jeszcze źle... Tylko chwilę muszę - ponowiła głębokie oddychanie i zaraz na niego zerknęła. - Nie boję się robić śmiesznych rzeczy - pokazała mu jakby na dowód jakąś głupią minę i zaraz lekko się zaśmiała. - No i nie jest aż tak źle bym miała czegoś żałować... ale... może rzeczywiście powinnam się już zbierać? - spojrzała po nim i zaraz powoli wyczołgała się z wody, by paść jeszcze na plecy i na chwilę zamknąć oczy.
OdpowiedzUsuńAkane
Akane zaśmiała się leżąc na podłodze.
OdpowiedzUsuń- Co Ty z tą suką? - podniosła się na łokciach i spojrzała po Lazarusie. - Kobiety musiały srogo Ci podpaść - rzuciła rozbawiona. - Albo lubisz takie suczity - dodała uśmiechając się pod nosem i zaraz znowu legła płasko na ziemi. - Już gadają i dalej będą gadać, leję na to - stwierdziła. - Jak będą mieli odwagę zapytać zamiast snuć chore teorie w głowie to zejdę na zawał - dodała i przymknęła oczy rozciągając usta w specyficznym uśmiechu. - Tak jest panie kapitanie! Jak rzygać to do basenu! Albo w przepaść! Nie na posadzkę! - zaśmiała się ponownie, czując, że jednak alkohol uderzył do głowy.
Akane
- Ej! - rzuciła w eter, a echo wyraźnie poniosło jej głos dalej. - To moja bratowa! - podniosła się do siadu i pogroziła mu palcem w powietrzu, mimo, że nawet go dobrze nie widziała. - Proszę nie kalać moich uszu! - westchnęła ciężko i oparła dłonie za plecami. - Chociaż co racja to racja, jest na co popatrzeć - stwierdziła nad wyraz szczerze by zaraz podnieść twarz do sufitu i przymknąć oczy. Zaraz dostała ręcznikiem w twarz i zamrugała szybciej, zdejmując materiał z głowy. - Halo! Trochę kultury! - spojrzała srogo po Lazarusie i powolnie zaczęła wycierać się ręcznikiem. - Bez obaw Ognisty paniczu, nie planuję zwracać Suczej Strzały - zaśmiała się i przerwała na chwilę wycieranie by pośmiać się chwilkę. - Nie lubię się dzielić - pogrubiła swój głos zabawnie go modulując i znowu się zaśmiała.
OdpowiedzUsuńAkane
Dziewczyna odetchnęła głęboko, ciesząc się w duchu tym wsparciem jakie otrzymała od Laza. Nie pytał, nie naciskał. Po prostu przytulił, bez żadnych podtekstów. Słyszała jego słowa, to jak zapewniał ją o jej użyteczności. Nie do końca w to wierzyła, ale i nie potrafiła odnaleźć kontrargumentów. No może tylko do jednego. Sięgnęła sobie po piwo i upiła porządny łyk, siadając na swoje miejsce.
OdpowiedzUsuń- Nie, jestem pewna, że jest wiele osób które zasługuje na to bardziej - spojrzała prosto w oczy Lazarusa. - Ale jak będę miała okazję i mnie nie sparaliżuje strach... - nabrała kilka płytszych oddechów i upiła znów piwa. - To z przyjemnością to zrobię... z przyjemnością go zabiję... - zapewniła ich oboje, dość chłodno.
Emma
Wzruszyła ramionami.
OdpowiedzUsuń- Nie przyglądałam się aż tak, jak dla mnie jest po prostu bardzo ładna - przyznała i znowu pogroziła mu palcem. - Nie przeginaj... - dodała i zaraz spojrzała po nim marszcząc lekko czoło. - Ale, że jak... że... wspomnienie nakręci Cię do bełtania? - chyba nie bardzo zrozumiała co miał na myśli w swojej wypowiedzi, ale prychnęła śmiechem. - Zależy czym lub kim - uśmiechnęła się szeroko. - Niektórzy lubią się dzielić - przytaknęła sobie głową i wypuściła głośno powietrze, wstając ostrożnie i wyciągając ręce po ciuchy. - A to jakiś problem dla takiego płomiennego panicza jak Ty? - znowu się zaśmiała, stojąc na nieco chwiejnych nogach. - Będziesz moim źródłem światła, odgonisz mrok i ciemność! - rzuciła niczym jakiś poemat i zachichotała.
Akane xD
Uśmiechnęła się pod nosem na ten język. Zdawała sobie sprawę, że nie mówi tego w pełni poważnie, ale mimo wszystko co za dużo to nie zdrowo i jakoś nie specjalnie jej się chciało słuchać o ciele Morgany. Już od brata dziwnie by się tego słuchało, a co dopiero od Lazarusa. Na wzmiankę o goblince podrapała się w tył głowy. Z Morgany na Grimę? Oj nie, nie, nie. Pokręciła głową energicznie, trochę za energicznie bo zaraz jej przed oczami zawirowało i na oślep zaczęła szukać oparcia.
OdpowiedzUsuń- Nie chcę chyba znać szczegółów - stwierdziła, podtrzymując się na samym Lazie. - Bardzo mnie cieszy, że nie słuchałeś - podniosła twarz w górę, co by na niego spojrzeć i posłać szeroki uśmiech. Zaraz po tym zaczęła się ubierać.
- Ha! - popukała się po nosie. - Widzisz, ja to domyślna jestem! Od razu coś tak czułam, że tu się chowa jakiś takiś teges ten - cmoknęła zadowolona i lekko się zaśmiała. Pokręciła jednak głową, gdy wspomniał o zakochaniu. - Spoko stary, to mi za szybko nie grozi. Jestem w tym trochę bardziej skomplikowana - wyznała dalej rozbawiona. Otworzyła trochę szerzej oczy, gdy wspomniał o koncercie i lutni. - Ależ zapraszam! Jestem w gospodzie prawie codziennie. Taki, taki koncert duży to raczej później niż wcześniej, ale występy spokojnie możesz zobaczyć - kiwnęła głową, krzywo zapinając guziki w swojej koszuli. - Lutni... ciekawe... doprawdy - bąkała pod nosem, marszcząc lekko czoło i mrożąc wzrokiem te cholerne guziki. Zaraz jednak spojrzała na Lazarusa i posłała mu kolejny uśmiech. - Chętnie posłucham i Cię przygarnę - kiwnęła głową.
Akane
- Mhm - przytaknęła głową, bo sprawy rzeczywiście nie były jego. Ubierając się zerkała jak stroi instrument, a gdy była już gotowa to przystanęła przy jego boku.
OdpowiedzUsuń- Jasne, nie dziś to jakoś, kiedyś - ponownie uśmiechnęła się szeroko, a słysząc o jakim szybkim zejściu aż jej się oczy zaświeciły. Ruszyła za nim, szło się troszkę lepiej niż stało, miała wrażenie, że teraz aż tak nie wieje, chociaż pewnie szła koślawiej niż mogło jej się zdawać. - Żartujesz?! - na widok liny aż się za serce złapała. - Ale ja dawno tego nie robiłam! - prawie od razu dopadła linę, ale jeszcze nie zeskakiwała. Obejrzała się na Lazarusa - z pleców chętnie skorzystam innym razem, w sumie nigdy nie schodziłam w ten sposób jako czyjś plecak - zaśmiała się i skoczyła na linę, by się zahuśtać przed zejściem, a kiedy lina już przestała się bujać to zaczęła zsuwać się w dół, wyraźnie tym rozbawiona. Z ust An poleciała nawet skoczna piosenka w klimacie szanty, bo mimo wszystko takie liny mocno jej się kojarzyły ze statkami czy piratami.
Akane
Dziewczynie zrobiło się głupio, że drugi z towarzyszy po prostu gdzieś zniknął. Czymś go uraziła? Na pewno czymś go uraziła. Może tym, że tak się go przestraszyła? Głupia, głupia dziewucha. Zacisnęła mocno wargi przez moment wyłączając się z rozmowy i zatapiając w swych myślach. Analizowała to które z jej zachowań mogło zostać uznane za obraźliwe przez Piusa. Nie znalazła jednak odpowiedzi, więc wbiła spojrzenie w farbowanego Feniksa słuchając jego słów.
OdpowiedzUsuń- Przykro mi - szepnęła używając pierwszego lepszego frazesa, ale zaraz zreflektowała się. - Naprawdę przykro mi, że coś takiego cię spotkało - sięgnęła do jego dłoni by zawahać się zanim delikatnie ją dotknęła. To był jej sposób na przekazanie swojego wsparcia. Może kijowy, ale póki co w miarę działał. - Udało ci się na nich zemścić? - zapytała go cicho, wbijając w niego spojrzenie, ale zaraz jej na to odpowiedział i poczuła jeszcze większy ciężar na swym sercu. Zemsta nie pozostawi jej nic. W gruncie rzeczy o tym wiedziała, ale dalej nie mogła przestać o niej myśleć. Chciała śmierci Peruna.
- Ale rodzinę można sobie samemu stworzyć - spojrzała na Lazarusa - I wspomnienia dobre też i relacje z ludźmi, przyjaciółmi, znajomymi... żebyśmy mieli do czego wracać, gdy już wypełni sę nasza zemsta - szepnęła, chwytając go pewnie za rękę i wyciągając na parkiet. - A zaczniemy od próby zrobienia mizernego wspomnienia... - wymamrotała. - Podobno jesteście bardzo muzykalną rasą - dygnęła przed nim. - Zatańczymy?
Emma